Valladon ⇒ [Arena] Czas się zabawić...
[Arena] Czas się zabawić...
Miejsce, które im wskazał nieznajomy okazało się zwykłymi drzwiami w murowanym budynku. Dookoła nie było słychać dźwięków, które spodziewał się usłyszeć Argen. Żadnego hałasu, jedynie cykanie świerszczy.
- Jak nas zrobił w ch....., to mu połamię nogi. - mruknął pod nosem i podszedł do drzwi. Jak już tutaj dotarli to mogli sprawdzić co się kryje w środku budynku.
Zapukał głośno i zrobił krok do tyłu. Cisza. Powtórzył czynność. Ciągle nic. Argen charknął głośno i splunął. Już chciał się odwrócić, gdy wpadła mu do głowy myśl.
Podszedł jeszcze raz do drzwi i powiedział:
- Jesteśmy do Harvotha. - powołał się na mężczyznę, który kazał im tutaj iść. Nagle zachrobotał zamek w drzwiach i powstała szpara ukazała ciemność i łańcuch łączący drzwi z framugą. Straco próbował przebić wzrokiem mrok, ale bez powodzenia.
- Czego .....? - rozległ się chrapliwy głos dobiegający z dołu. Argen spojrzał w tym kierunku i ujrzał kartoflowaty nos, małe świecące oczka, sumiaste wąsy, bujną brodę i rumieńce wywołane alkoholem, którym cuchnął krasnolud.
- Przyszliśmy się po............. - odparł z uśmiechem Argen patrząc na bramkarza. Ten omiótł spojrzeniem Straca i jego towarzyszy, po czym zamknął drzwi, zaszeleścił łańcuchem, po czym budynek stał przed nimi otworem.
- Witam w Dziupli pod Zakrwawioną Mordą. - powiedział z uśmiechem krasnolud. - Schodami na dół. Zapukajcie cztery razy to was wpuszczą. - wskazał kierunek, po czym zrobił miejsce wchodzącym.
Argen zatarł ręce z podniecenia i udał się we wskazanym kierunku. Schody były bardzo długie, ale im dalej schodził tym hałas stawał się wyraźniejszy. Gdy w końcu stanęli na samym dole, przypatrując się metalowym drzwiom, zza których słychać było źródło hałasu, Argen spojrzał po kompanach.
- Nareszcie. - powiedział krótko pozwalając by uśmiech wypłynął mu na twarz. Postąpił w kierunku drzwi i uderzył w nie pięścią cztery razy. Gdy metaliczny hałas się rozbiegł po ścianach, drzwi otworzyły się na oścież zalewając Argena natłokiem dźwięków.
Pierwsze co wyłowił uchem to rytmiczna, karczemna muzyka, charakterystyczna dla tego typu miejsc. Zrobił krok do przodu mijając próg i zaczął chłonąć każdy dźwięk i element tego miejsca. Pijackie śpiewy, piski młodych dziewek, krzyk rozentuzjazmowanych mężczyzn, stłoczonych wokół małego placu na którym okładali się pięściami zawodnicy.
Argen zaśmiał się głośno i położył dłonie na ramionach towarzyszy.
- Ha! Coś czuję, że urządzimy tutaj niezły balet! - krzyknął by przebić hałas ciżby.
- Jak nas zrobił w ch....., to mu połamię nogi. - mruknął pod nosem i podszedł do drzwi. Jak już tutaj dotarli to mogli sprawdzić co się kryje w środku budynku.
Zapukał głośno i zrobił krok do tyłu. Cisza. Powtórzył czynność. Ciągle nic. Argen charknął głośno i splunął. Już chciał się odwrócić, gdy wpadła mu do głowy myśl.
Podszedł jeszcze raz do drzwi i powiedział:
- Jesteśmy do Harvotha. - powołał się na mężczyznę, który kazał im tutaj iść. Nagle zachrobotał zamek w drzwiach i powstała szpara ukazała ciemność i łańcuch łączący drzwi z framugą. Straco próbował przebić wzrokiem mrok, ale bez powodzenia.
- Czego .....? - rozległ się chrapliwy głos dobiegający z dołu. Argen spojrzał w tym kierunku i ujrzał kartoflowaty nos, małe świecące oczka, sumiaste wąsy, bujną brodę i rumieńce wywołane alkoholem, którym cuchnął krasnolud.
- Przyszliśmy się po............. - odparł z uśmiechem Argen patrząc na bramkarza. Ten omiótł spojrzeniem Straca i jego towarzyszy, po czym zamknął drzwi, zaszeleścił łańcuchem, po czym budynek stał przed nimi otworem.
- Witam w Dziupli pod Zakrwawioną Mordą. - powiedział z uśmiechem krasnolud. - Schodami na dół. Zapukajcie cztery razy to was wpuszczą. - wskazał kierunek, po czym zrobił miejsce wchodzącym.
Argen zatarł ręce z podniecenia i udał się we wskazanym kierunku. Schody były bardzo długie, ale im dalej schodził tym hałas stawał się wyraźniejszy. Gdy w końcu stanęli na samym dole, przypatrując się metalowym drzwiom, zza których słychać było źródło hałasu, Argen spojrzał po kompanach.
- Nareszcie. - powiedział krótko pozwalając by uśmiech wypłynął mu na twarz. Postąpił w kierunku drzwi i uderzył w nie pięścią cztery razy. Gdy metaliczny hałas się rozbiegł po ścianach, drzwi otworzyły się na oścież zalewając Argena natłokiem dźwięków.
Pierwsze co wyłowił uchem to rytmiczna, karczemna muzyka, charakterystyczna dla tego typu miejsc. Zrobił krok do przodu mijając próg i zaczął chłonąć każdy dźwięk i element tego miejsca. Pijackie śpiewy, piski młodych dziewek, krzyk rozentuzjazmowanych mężczyzn, stłoczonych wokół małego placu na którym okładali się pięściami zawodnicy.
Argen zaśmiał się głośno i położył dłonie na ramionach towarzyszy.
- Ha! Coś czuję, że urządzimy tutaj niezły balet! - krzyknął by przebić hałas ciżby.
Ostatnio edytowane przez Tilia 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Proszę nie używać przekleństw w postach.
Powód: Proszę nie używać przekleństw w postach.
- Angran
- Szukający drogi
- Posty: 47
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Fellarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Angran rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Ty idź się na........., a ja pójdę się napić. - powiedział z uśmiechem - Vito, idziesz ze mną? - zapytał elfa.
Ruszył w kierunku barku i usiadł na krześle. Koło niego padł jeden z klientów.
- Słaby łeb... - wymamrotał i zaśmiał się ze spitego człowieka.
Podszedł do niego kelner. Zapytał co podać, a Fellarianin zażyczył sobie szklankę mocnego trunku. Po chwili dostał zamówienie. Oglądał ciekawą karczmę, aż w końcu skierował wzrok na przyjaciela. Nietrudno było go znaleźć w tłumie gapiów. Po chwili znalazł się w środku kręgu, a przed nim stał przeciwnik, nie za wysoki, lecz krzepki.
- No to zobaczymy, co wyjdzie tym razem... - szepnął i wziął kolejnego łyka ze szklanki - Dobre! - krzyknął i postawił naczynie na ladzie - Poproszę jeszcze, zabawa się rozkręca! - w tle dało się słyszeć krzyki dochodzące z areny, bicie szklanek oraz wesołe podśpiewywanie nawalonych klientów.
- Ty idź się na........., a ja pójdę się napić. - powiedział z uśmiechem - Vito, idziesz ze mną? - zapytał elfa.
Ruszył w kierunku barku i usiadł na krześle. Koło niego padł jeden z klientów.
- Słaby łeb... - wymamrotał i zaśmiał się ze spitego człowieka.
Podszedł do niego kelner. Zapytał co podać, a Fellarianin zażyczył sobie szklankę mocnego trunku. Po chwili dostał zamówienie. Oglądał ciekawą karczmę, aż w końcu skierował wzrok na przyjaciela. Nietrudno było go znaleźć w tłumie gapiów. Po chwili znalazł się w środku kręgu, a przed nim stał przeciwnik, nie za wysoki, lecz krzepki.
- No to zobaczymy, co wyjdzie tym razem... - szepnął i wziął kolejnego łyka ze szklanki - Dobre! - krzyknął i postawił naczynie na ladzie - Poproszę jeszcze, zabawa się rozkręca! - w tle dało się słyszeć krzyki dochodzące z areny, bicie szklanek oraz wesołe podśpiewywanie nawalonych klientów.
Ostatnio edytowane przez Tilia 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Proszę nie używać przekleństw w postach.
Powód: Proszę nie używać przekleństw w postach.
Vito przytaknął Angranowi i ruszył za kompanem.
Kopnął człowieka, który przed chwilą jeszcze trzymał pion, aby przejść i usiadł obok Angrana.
- Daj mi coś mocnego. - zwrócił się do kelnera.
Czekając na zamówienie zagadnął do Angrana.
- Obstawiam, że jego przeciwnik ledwo przeżyje. - uśmiechnął się i wziął do ręki szklankę z trunkiem, podaną przez kelnera.
Wziął głęboki łyk i rozejrzał się dookoła.
W kącie karczmy siedziało jakichś dwóch zamaskowanych typków, którzy tego wieczora na pewno jeszcze nic nie wypili. Vito wzruszył ramionami i popatrzył w stronę walczących, popijając alkohol.
Kopnął człowieka, który przed chwilą jeszcze trzymał pion, aby przejść i usiadł obok Angrana.
- Daj mi coś mocnego. - zwrócił się do kelnera.
Czekając na zamówienie zagadnął do Angrana.
- Obstawiam, że jego przeciwnik ledwo przeżyje. - uśmiechnął się i wziął do ręki szklankę z trunkiem, podaną przez kelnera.
Wziął głęboki łyk i rozejrzał się dookoła.
W kącie karczmy siedziało jakichś dwóch zamaskowanych typków, którzy tego wieczora na pewno jeszcze nic nie wypili. Vito wzruszył ramionami i popatrzył w stronę walczących, popijając alkohol.
Argen odprowadził towarzyszy wzrokiem, żeby wiedzieć gdzie siedzą i ruszył w stronę ringu.
Był jednym z najwyższych w grupie, ale ku jego zdziwieniu było też paru takich, którym niewiele do niego brakowało. Straco wyłowił wzrokiem mężczyznę przyjmującego zapisy i zaczął się przepychać w jego kierunku.
Gdy w końcu dotarł do małego biurka i średniego wzrostu człowieka siedzącego za nim, nachylił się do niego i powiedział:
- Jestem Argen Starco. Chcę wejść na ring. - wskazał ruchem głowy arenę, na której właśnie jeden z walczących stracił przedni zestaw zębów.
Mężczyzna spojrzał na niego i otaksował go wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnął się ukazując zepsute zęby, dochodząc do wniosku, że szykuje się dobra rozrywka. Sięgnął po kartkę i pióro.
- Napisz tutaj, że nie będziesz rościł odszkodowań w razie uszczerbku na zdrowiu, i obiecujesz stosować się do reguł panujących na ringu. - podyktował a Argen wypełnił kartkę i złożył swój podpis. Po wszystkim mężczyzna przebiegł wzrokiem po kartce i zadowolony schował dokument do szuflady biurka.
- Zdaj jemu swój ekwipunek. Osobiście o niego zadbam. Dostaniesz też 1000 złotych gryfów zastawu, żebyś miał pewność, że dotrzymam słowa. - mówiąc to położył na blacie ciężką sakiewkę. Argen sięgnął po nią i upewniwszy się, że jest ona wypełniona pieniędzmi, obrócił się odnalazł wzrokiem Angrana i rzucił do niego sakiewkę.
Widząc, że przyjaciel sprawnie złapał pieniądze i pytająco uniósł ją do góry, Argen gestem, który znali tylko oni, dał mu do zrozumienia, żeby pilnował. Obrócił się do osiłka, któremu miał zdać swoje rzeczy i po chwili stał jedynie w butach, spodniach i koszuli.
Szef ringu, który już przyjmował zapis kolejnego śmiałka, spojrzał na niego kiwnął głową i dał znak bramkarzom, żeby go przepuścili. Argen idąc w kierunku drzwiczek trącił barkiem pierwszego w kolejce i puścił do niego oko.
W końcu stanął przy barierce, która oddzielała swoistą poczekalnię, od ringu. Argen usiadł na stołku, zdjął koszulę i natarł ręce talkiem. Patrząc na walczących zaczął się rozgrzewać. Skłony, pompki, przysiady, cała seria ćwiczeń, która stanowiła swoisty rytuał przed każdą walką na pięści. Gdy skończył, nie musiał długo czekać - jeden z walczących upadł na ziemię jak szmaciana lalka, po otrzymaniu prawego sierpowego prosto w skroń. Tłum wybuchł wiwatami a Argen czując napływ adrenaliny zaczął podskakiwać w miejscu. Po chwili z ringu znieśli zwycięzcę i przegranego, przysypano krew piaskiem i bramkarz wskazał na Straca palcem.
- Twoja kolej. Ładuj się dziewczynko. - powiedział do Argena. Straco uśmiechnął się paskudnie i zaczął iść w kierunku bramki. Nie wiedział z kim ma do czynienia. Gdy był parę kroków od mężczyzny stopą podrzucił wiadro z wodą, uderzając go w szczękę i wylewając na niego zawartość. Zaskoczony zrobił krok w tył i oparł się o barierkę. Argen zamachnął się i wymierzył mu potężnego prawego prostego, ale na tyle lekkiego, by go nie zabić. Poczuł jak pod kłykciami pękają kości i zęby po czym bramkarz wyleciał na arenę bez tchu. Tłum zastygł, patrząc to na nieprzytomnego, to na Argena i nagle rozległ się huk jeszcze głośniejszy niż przed chwilą. Ludzie zaczęli się przepychać do okienka w którym składało się zakłady, inni wołać dziewki przy przyniosły im więcej piwa, a jeszcze inni po prostu drzeć się bez opamiętania. Argen uśmiechnął się szeroko i uniósł wytatuowane ramię do góry z zaciśniętą pięścią. Smok na jego ramieniu w skutek ciągłego napinania mięśni sprawiał wrażenie żywego.
Po chwili na ring weszło dwóch bramkarzy, którzy piorunując Starca wzrokiem zabrało kolegę z ziemi i na arenę wkroczył przeciwnik Argena. Nagle rozległ się donośny głos mężczyzny zapowiadającego walki.
- Panowie, czas na dobrą bitkę! - wykrzyknął, a ludzie zwiększyli wysiłki by przekrzyczeć siebie nawzajem.
- Po mojej prawej macie przed sobą Argena Starco, mierzącego 220 cm wzrostu, potężnej sylwetce i postury wojownika! - po raz kolejny widzowie dali o sobie znać.
- Po mojej lewej macie przed sobą Masilima Tergę, mierzącego 198 wzrostu, atletycznej sylwetce i postury wybitnego pięściarza! - huk był głośniejszy, niż po wskazaniu na Argena, ale to tylko zadziałało motywująco. Przeciwnik Argena miał brodę sięgającą mostka, ogoloną na łyso głowę i ciało pokryte licznymi tatuażami. Sposób w jaki się poruszał zdradzał też obycie się z ringiem. Starco uśmiechnął się po raz kolejny i spojrzał na towarzyszy. Uniósł rękę z wyprostowanymi czterema palcami, informując, że w takim czasie się z nim rozprawi. Wiedział, że jeżeli Vito nie zrozumie o co chodzi, to Angran mu to wyjaśni.
Starco skończył się rozpraszać i skupił na przeciwniku. Ciągle mierząc go wzrokiem, starając się by jego oczy nie wpłynęły na przebieg walki, strzelił karkiem i palcami. Był gotów. Uniósł gardę i skinął głową. Gdy jego przeciwnik uczynił to samo, Starco wystrzelił jak z procy i wymierzył mu uderzenie w żebra. Zarówno brodacz, jak i widownia nie była przygotowana na tak szybkie rozpoczęcie walki, bo tłum zaczął krzyczeć jeszcze głośniej, co w mniemaniu Argena zbliżało się do granic możliwości ludzkich gardeł, a przeciwnik podskoczył do góry pod wpływem uderzenia. Argen mógł napierać dalej, ale chciał rozjuszyć przeciwnika. Odskoczył więc jedynie i mrugnął.
Brodacz rozeźlony splunął i ruszył w jego kierunku. Pochylając się, zwiększając swój zasięg i zmuszając Starca do zniżenia poziomu wymierzył mu prawy prosty w brzuch. Straco obyty z tego typu sztuczkami, zamiast się pochylić, czy zasłonić brzuch, odsłaniając twarz, zszedł tylko z linii uderzenia, i stając za plecami przeciwnika złapał mocno jego wyprostowane ramię i uderzył kolanem pod pachę. Tym razem nie czekając dodał jeszcze lewy prosty, który przy akompaniamencie plasku wbił się w jego policzek. Starco odepchnął przeciwnika i spojrzał na klepsydrę mierzącą czas. Dwie minuty. Czas skończyć się p...........
Gdy Starco przeniósł wzrok spowrotem na brodacza, ten zdążył się już podnieść i nacierał na niego wyskakując w powietrze i wymierzając mu kopnięcie w twarz. Argen zasłonił się przedramieniem i uderzył w brzuch. Zgaszony brodacz stanął na ziemi, pochylając się lekko i unosząc gardę. Starco przyjął wyzwanie i ruszył na przeciwnika. Zaczął go zasypywać ciosami, wypełniając każdą lukę w obronie swoją pięścią. Po chwili, mężczyzna miał już problemy z oddychaniem.
- Dobranoc. - mruknął Argen po czym uderzył go frontalnym kopnięciem prosto w pierś. Przeciwnik poleciał do tyłu i plecami roztrzaskał barierkę. Nie upadł jednak, mężczyźni w widowni podtrzymali go. Argen podbiegł, wyskoczył w powietrze i wymierzył kopnięcie prosto w twarz. Widownia jednak w ostatniej chwili odepchnęła brodacza od siebie, przez co przeciwniki zamiast oberwać stopą, przyjął piszczel prosto na skroń. Zrobił salto w powietrzu i padł jak kłoda na ziemię.
Argen uśmiechnął się szeroko i z triumfalnym okrzykiem uniósł dłoń w górę. Widownia zaczęła szaleć, a Starco zszedł z ringu poklepywany po plecach przez tłum.
- Hej! - usłyszał w pewnym momencie z boku. To szef areny go nawoływał.
- Masz ochotę na jeszcze jedną walkę? - zapytał, nadzieją w oczach. Argen wciąż pod wpływem adrenaliny kiwnął ochoczo głową.
- To idź się napić, i wracaj za chwilę. - odparł rozradowany mężczyzna i wrócił do obowiązków.
Starco zaczął się przepychać przez tłum, i skierował się do swoich kompanów. Usiadł z łomotem na ławce i wyszczerzył się do towarzyszy.
- Jak leci? - zaśmiał się wesoło.
- Hej, mała! - krzyknął do dziewki.
- Skombinuj mi duży kufel zimnego piwa. - uśmiechnął się, a dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła między stolikami.
- I jak? - zapytał biorąc łyk chłodnego trunku, który pojawił się przed nim na stole. Dziewczyna, która przyniosła piwa, przeciągnęła po nim wzrokiem i dłonią, wyszeptując mu do ucha gratulacje, i ofertę rozmowy później. Argen uśmiechnął się i omiótł ją spojrzeniem. Niezła. Kiwnął głową, a zadowolona kobieta odeszła żegnając go całusem.
Był jednym z najwyższych w grupie, ale ku jego zdziwieniu było też paru takich, którym niewiele do niego brakowało. Straco wyłowił wzrokiem mężczyznę przyjmującego zapisy i zaczął się przepychać w jego kierunku.
Gdy w końcu dotarł do małego biurka i średniego wzrostu człowieka siedzącego za nim, nachylił się do niego i powiedział:
- Jestem Argen Starco. Chcę wejść na ring. - wskazał ruchem głowy arenę, na której właśnie jeden z walczących stracił przedni zestaw zębów.
Mężczyzna spojrzał na niego i otaksował go wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnął się ukazując zepsute zęby, dochodząc do wniosku, że szykuje się dobra rozrywka. Sięgnął po kartkę i pióro.
- Napisz tutaj, że nie będziesz rościł odszkodowań w razie uszczerbku na zdrowiu, i obiecujesz stosować się do reguł panujących na ringu. - podyktował a Argen wypełnił kartkę i złożył swój podpis. Po wszystkim mężczyzna przebiegł wzrokiem po kartce i zadowolony schował dokument do szuflady biurka.
- Zdaj jemu swój ekwipunek. Osobiście o niego zadbam. Dostaniesz też 1000 złotych gryfów zastawu, żebyś miał pewność, że dotrzymam słowa. - mówiąc to położył na blacie ciężką sakiewkę. Argen sięgnął po nią i upewniwszy się, że jest ona wypełniona pieniędzmi, obrócił się odnalazł wzrokiem Angrana i rzucił do niego sakiewkę.
Widząc, że przyjaciel sprawnie złapał pieniądze i pytająco uniósł ją do góry, Argen gestem, który znali tylko oni, dał mu do zrozumienia, żeby pilnował. Obrócił się do osiłka, któremu miał zdać swoje rzeczy i po chwili stał jedynie w butach, spodniach i koszuli.
Szef ringu, który już przyjmował zapis kolejnego śmiałka, spojrzał na niego kiwnął głową i dał znak bramkarzom, żeby go przepuścili. Argen idąc w kierunku drzwiczek trącił barkiem pierwszego w kolejce i puścił do niego oko.
W końcu stanął przy barierce, która oddzielała swoistą poczekalnię, od ringu. Argen usiadł na stołku, zdjął koszulę i natarł ręce talkiem. Patrząc na walczących zaczął się rozgrzewać. Skłony, pompki, przysiady, cała seria ćwiczeń, która stanowiła swoisty rytuał przed każdą walką na pięści. Gdy skończył, nie musiał długo czekać - jeden z walczących upadł na ziemię jak szmaciana lalka, po otrzymaniu prawego sierpowego prosto w skroń. Tłum wybuchł wiwatami a Argen czując napływ adrenaliny zaczął podskakiwać w miejscu. Po chwili z ringu znieśli zwycięzcę i przegranego, przysypano krew piaskiem i bramkarz wskazał na Straca palcem.
- Twoja kolej. Ładuj się dziewczynko. - powiedział do Argena. Straco uśmiechnął się paskudnie i zaczął iść w kierunku bramki. Nie wiedział z kim ma do czynienia. Gdy był parę kroków od mężczyzny stopą podrzucił wiadro z wodą, uderzając go w szczękę i wylewając na niego zawartość. Zaskoczony zrobił krok w tył i oparł się o barierkę. Argen zamachnął się i wymierzył mu potężnego prawego prostego, ale na tyle lekkiego, by go nie zabić. Poczuł jak pod kłykciami pękają kości i zęby po czym bramkarz wyleciał na arenę bez tchu. Tłum zastygł, patrząc to na nieprzytomnego, to na Argena i nagle rozległ się huk jeszcze głośniejszy niż przed chwilą. Ludzie zaczęli się przepychać do okienka w którym składało się zakłady, inni wołać dziewki przy przyniosły im więcej piwa, a jeszcze inni po prostu drzeć się bez opamiętania. Argen uśmiechnął się szeroko i uniósł wytatuowane ramię do góry z zaciśniętą pięścią. Smok na jego ramieniu w skutek ciągłego napinania mięśni sprawiał wrażenie żywego.
Po chwili na ring weszło dwóch bramkarzy, którzy piorunując Starca wzrokiem zabrało kolegę z ziemi i na arenę wkroczył przeciwnik Argena. Nagle rozległ się donośny głos mężczyzny zapowiadającego walki.
- Panowie, czas na dobrą bitkę! - wykrzyknął, a ludzie zwiększyli wysiłki by przekrzyczeć siebie nawzajem.
- Po mojej prawej macie przed sobą Argena Starco, mierzącego 220 cm wzrostu, potężnej sylwetce i postury wojownika! - po raz kolejny widzowie dali o sobie znać.
- Po mojej lewej macie przed sobą Masilima Tergę, mierzącego 198 wzrostu, atletycznej sylwetce i postury wybitnego pięściarza! - huk był głośniejszy, niż po wskazaniu na Argena, ale to tylko zadziałało motywująco. Przeciwnik Argena miał brodę sięgającą mostka, ogoloną na łyso głowę i ciało pokryte licznymi tatuażami. Sposób w jaki się poruszał zdradzał też obycie się z ringiem. Starco uśmiechnął się po raz kolejny i spojrzał na towarzyszy. Uniósł rękę z wyprostowanymi czterema palcami, informując, że w takim czasie się z nim rozprawi. Wiedział, że jeżeli Vito nie zrozumie o co chodzi, to Angran mu to wyjaśni.
Starco skończył się rozpraszać i skupił na przeciwniku. Ciągle mierząc go wzrokiem, starając się by jego oczy nie wpłynęły na przebieg walki, strzelił karkiem i palcami. Był gotów. Uniósł gardę i skinął głową. Gdy jego przeciwnik uczynił to samo, Starco wystrzelił jak z procy i wymierzył mu uderzenie w żebra. Zarówno brodacz, jak i widownia nie była przygotowana na tak szybkie rozpoczęcie walki, bo tłum zaczął krzyczeć jeszcze głośniej, co w mniemaniu Argena zbliżało się do granic możliwości ludzkich gardeł, a przeciwnik podskoczył do góry pod wpływem uderzenia. Argen mógł napierać dalej, ale chciał rozjuszyć przeciwnika. Odskoczył więc jedynie i mrugnął.
Brodacz rozeźlony splunął i ruszył w jego kierunku. Pochylając się, zwiększając swój zasięg i zmuszając Starca do zniżenia poziomu wymierzył mu prawy prosty w brzuch. Straco obyty z tego typu sztuczkami, zamiast się pochylić, czy zasłonić brzuch, odsłaniając twarz, zszedł tylko z linii uderzenia, i stając za plecami przeciwnika złapał mocno jego wyprostowane ramię i uderzył kolanem pod pachę. Tym razem nie czekając dodał jeszcze lewy prosty, który przy akompaniamencie plasku wbił się w jego policzek. Starco odepchnął przeciwnika i spojrzał na klepsydrę mierzącą czas. Dwie minuty. Czas skończyć się p...........
Gdy Starco przeniósł wzrok spowrotem na brodacza, ten zdążył się już podnieść i nacierał na niego wyskakując w powietrze i wymierzając mu kopnięcie w twarz. Argen zasłonił się przedramieniem i uderzył w brzuch. Zgaszony brodacz stanął na ziemi, pochylając się lekko i unosząc gardę. Starco przyjął wyzwanie i ruszył na przeciwnika. Zaczął go zasypywać ciosami, wypełniając każdą lukę w obronie swoją pięścią. Po chwili, mężczyzna miał już problemy z oddychaniem.
- Dobranoc. - mruknął Argen po czym uderzył go frontalnym kopnięciem prosto w pierś. Przeciwnik poleciał do tyłu i plecami roztrzaskał barierkę. Nie upadł jednak, mężczyźni w widowni podtrzymali go. Argen podbiegł, wyskoczył w powietrze i wymierzył kopnięcie prosto w twarz. Widownia jednak w ostatniej chwili odepchnęła brodacza od siebie, przez co przeciwniki zamiast oberwać stopą, przyjął piszczel prosto na skroń. Zrobił salto w powietrzu i padł jak kłoda na ziemię.
Argen uśmiechnął się szeroko i z triumfalnym okrzykiem uniósł dłoń w górę. Widownia zaczęła szaleć, a Starco zszedł z ringu poklepywany po plecach przez tłum.
- Hej! - usłyszał w pewnym momencie z boku. To szef areny go nawoływał.
- Masz ochotę na jeszcze jedną walkę? - zapytał, nadzieją w oczach. Argen wciąż pod wpływem adrenaliny kiwnął ochoczo głową.
- To idź się napić, i wracaj za chwilę. - odparł rozradowany mężczyzna i wrócił do obowiązków.
Starco zaczął się przepychać przez tłum, i skierował się do swoich kompanów. Usiadł z łomotem na ławce i wyszczerzył się do towarzyszy.
- Jak leci? - zaśmiał się wesoło.
- Hej, mała! - krzyknął do dziewki.
- Skombinuj mi duży kufel zimnego piwa. - uśmiechnął się, a dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła między stolikami.
- I jak? - zapytał biorąc łyk chłodnego trunku, który pojawił się przed nim na stole. Dziewczyna, która przyniosła piwa, przeciągnęła po nim wzrokiem i dłonią, wyszeptując mu do ucha gratulacje, i ofertę rozmowy później. Argen uśmiechnął się i omiótł ją spojrzeniem. Niezła. Kiwnął głową, a zadowolona kobieta odeszła żegnając go całusem.
Ostatnio edytowane przez Tilia 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Po raz kolejny proszę by nie używać przekleństw w postach.
Powód: Po raz kolejny proszę by nie używać przekleństw w postach.
- Angran
- Szukający drogi
- Posty: 47
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Fellarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Angran jedynie z uśmiechem i mocnym trunkiem w dłoni oglądał walkę przyjaciela. Jego sakiewkę trzymał mocno w dłoni, w razie wypadku przypasaną także do pasa. Po obiecanych 4 minutach walki, Argen wrócił i usiadł koło nich.
- Moje gratulacje. Nie wysiliłeś się nawet. - uśmiechnął się, pociągając łyk - Idę postawić na ciebie zakład. Może coś wygram. - powiedział, wstając od stołu i kierując się do szefa ringu.
Kiedy wrócił, usiadł na swoim miejscu i rzekł.
- Twoja druga walka. Potem schodzisz i spróbuję swoich sił ja. Może być? - puścił oko do kompana - Idź już. Zaraz się zaczyna.
Gdy zadowolony siłacz odszedł od stołu, zostawiając po sobie jedynie pusty kufel piwa, z pianką na ściankach oraz lekki odór potu i zmęczenia, Angran zaczął rozmowę z Vitem.
- Bijesz się dzisiaj? - zapytał - Ja się nie mogę doczekać. Kiedy on zejdzie, tłum wywoła większego siłacza, aby nie przerywać rozrywki. Ja się przynajmniej pobawię. - wyszczerzył zęby i wypił ostatni łyk alkoholu - Kelner! Jeszcze jedna szklaneczka! - wrzasnął, a zamówienie zostało przyjęte.
- Moje gratulacje. Nie wysiliłeś się nawet. - uśmiechnął się, pociągając łyk - Idę postawić na ciebie zakład. Może coś wygram. - powiedział, wstając od stołu i kierując się do szefa ringu.
Kiedy wrócił, usiadł na swoim miejscu i rzekł.
- Twoja druga walka. Potem schodzisz i spróbuję swoich sił ja. Może być? - puścił oko do kompana - Idź już. Zaraz się zaczyna.
Gdy zadowolony siłacz odszedł od stołu, zostawiając po sobie jedynie pusty kufel piwa, z pianką na ściankach oraz lekki odór potu i zmęczenia, Angran zaczął rozmowę z Vitem.
- Bijesz się dzisiaj? - zapytał - Ja się nie mogę doczekać. Kiedy on zejdzie, tłum wywoła większego siłacza, aby nie przerywać rozrywki. Ja się przynajmniej pobawię. - wyszczerzył zęby i wypił ostatni łyk alkoholu - Kelner! Jeszcze jedna szklaneczka! - wrzasnął, a zamówienie zostało przyjęte.
Vito szybko wypił zawartość szklanki.
Z uśmiechem na twarzy obserwował jak Argen powala przeciwnika. Tłumy obserwujące walkę nie ucichły ani na chwilę, od kiedy Argen pojawił się na ringu.
- Gratulacje. Kolejny to formalność. - uśmiechnął się Vito odstawiając pustą szklankę na stół.
- Powodzenia. - powiedział i odprowadził wzrokiem Argena.
- Myślę nad tym. - Elf spojrzał się na Angrana, jednocześnie kątem oka obserwując wcześniej zauważonych mężczyzn.
Z uśmiechem na twarzy obserwował jak Argen powala przeciwnika. Tłumy obserwujące walkę nie ucichły ani na chwilę, od kiedy Argen pojawił się na ringu.
- Gratulacje. Kolejny to formalność. - uśmiechnął się Vito odstawiając pustą szklankę na stół.
- Powodzenia. - powiedział i odprowadził wzrokiem Argena.
- Myślę nad tym. - Elf spojrzał się na Angrana, jednocześnie kątem oka obserwując wcześniej zauważonych mężczyzn.
- Dziękuję, dziękuję. - odparł uśmiechając się szeroko i biorąc kolejny łyk piwa.
- Wygrasz na pewno! - krzyknął za fellarianinem i spojrzał na elfa. Ścisnął kufel, i wypił całą zawartość duszkiem, nie chciał ryzykować, że zostawi piwo bez opieki, kiedy będzie musiał iść na ring.
Kiedy skończył, wytarł resztki płynu wierzchem dłoni. Już chciał zacząć rozmowę, gdy wrócił Angran i powiadomił go, że zaraz zaczyna się jego walka. Wzruszył więc ramionami i ruszył w stronę areny. Tym razem nie musiał się przepychać. Ludzie sami się przed nim rozstępowali, jedni z radości, bo postawili na niego pieniądze, a drudzy ze strachu, bo widzieli co wyczyniał na arenie.
Po chwili stał już na piasku, mierząc wzrokiem oponenta. Jego przeciwnikiem był mężczyzna, który wyróżniał się spośród reszty zbirów. Wzrostu Argena, o atletycznej sylwetce, o pociągłej i przystojnej twarzy, czarnych, modnie ostrzyżonych włosach i ciele pozbawionym tatuaży czy blizn. Wśród tłumu pięściarzy i przestępców wyróżniał się swoją... zwyczajnością.
,,Piękny czy nie, i tak dostanie w............." - pomyślał, po czym rozpoczął swoją serię ćwiczeń. Adrenalina znowu zaczynała przyśpieszać. Gdy skończył podskoczył kilka razy i pochylił lekko głowę przed przeciwnikiem. Argen wyżył się już na brodaczu, teraz to była czysta zabawa.
- Panowie, wiecie co się szykuje? - rozległ się głos nawoływacza, a tłum odpowiedział dzikim rykiem.
- Przed wami świeży brylant ringu - Argen Starcoo! - krzyknął.
- A walczyć on będzie z Danielem Elosem - arystokratą Valladonu! - tym razem krzyki były równomierne dla obu stron konfliktu. Argen nie przejmował się komu skopie dupę - żebrakowi, czy królowi - ważne żeby umiał i chciał się bić.
Tym razem walka zaczęła się spokojnie. Po gongu, który dopiero teraz zaczął być używany Argen i Daniel zaczęli krążyć wokół siebie, mierząc się wzrokiem.
Arystokrata zaatakował pierwszy. Doskoczył do Starco jednym susem, zamarkował cios w brzuch, jednak w trakcie zmienił tor ciosu i wyprowadził hak podbródkowy. Argen był czujny, lecz nie wystarczająco - nie przyjął całej siły ataku, jednak został trafiony. Piękniś nie zwlekał i zaczął nacierać na Argena, który zamiast schować się za gardą, zbijał ataki. W pewnym momencie przeciwnik Straca zdecydował się na mocniejszy cios. Zamachnął się, przygotowując się do wymierzenia sierpowego. Starco przejął inicjatywę. odbił na bok, jego drugą rękę i odepchnął się od ziemi, skacząc do przodu i barkiem przewracając arystokratę na ziemię. Zdążył mu wymierzyć trzy ciosy w brzuch, zanim został nogami przerzucony do przodu. Argen wiedząc, że coś takiego nastąpi, zrobił przewrót do przodu i sekundę później stał na nogach tuż przy barierce. Piękniś jednak też. Jego noga już była w powietrzu i leciała w stronę twarzy Argena. Ten zanurkował do dołu. Wiedząc, że nietrafiony kopniak obróci jego przeciwnika plecami, wymierzył mu uderzenie pięścią w tył kolana. Noga arystokraty zgięła, się i wylądował w przyklęku. Argen zdążył wstać i wymierzył mu kopnięcie w żebra. Piękniś zaskoczony, skulił się na bok, unosząc do góry ramię. Argen miał już go dość. Złapał jego dłoń i obracając się w powietrzu wylądował na plecach, oplótł nogami ramię przeciwnika i powoli zaczął się wyginać, ciągle trzymając przy piersi rękę arystokraty. Ten wiedząc co się święci, krzyknął rozpaczliwie i napiął mięśnie, próbując uwolnić się z chwytu bezskutecznie. Argen dał mu jeszcze chwilę na pożegnanie się z całymi kośćmi, po czym wyprężył się mocno do tyłu łamiąc ramię przeciwnikowi. Rozległ się głośny chrzęst kości i nieludzki krzyk bólu pokonanego.
Argen podniósł się z ziemi, ukazując nienaturalnie wykrzywione ramię, i kości, które przebiły skórę. Paru mężczyzn o słabszych nerwach zwymiotowało, lecz szybko zostali zagłuszeni przez wiwatujących.
Argen zszedł z ringu i podszedł do szefa ringu.
- Jak mi poszło? - zapytał z uśmiechem, ocierając się ręcznikiem, który trafił w jego ręce.
- Fantastycznie. - powiedział i rozejrzał się naokoło. Upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje rzucił Argenowi sakiewkę.
- Mały profit. - uśmiechnął się. - To i tak nic w porównaniu z tym co na tobie zarobiliśmy. Należy ci się. - poklepał go po ramieniu.
- Wpadnij jeszcze kiedyś! - krzyknął za odchodzącym Straciem.
Argen spocony, ale zadowolony usiadł na ławce. Dziewka, która zobaczyła go wracającego z ringu, nie czekała na złożenie zamówienia, tylko od razu postawiła przed nim kufel i sprośnie przeciągnęła po nim dłonią. Odchodząc przeciągnęła dłonią po jego ramieniu i odeszła.
Starco uśmiechnął się porozumiewawczo do kompanów.
- Chyba zaraz będę leciał. - uśmiechnął się szelmowsko i pociągnął łyk piwa.
- Wygrasz na pewno! - krzyknął za fellarianinem i spojrzał na elfa. Ścisnął kufel, i wypił całą zawartość duszkiem, nie chciał ryzykować, że zostawi piwo bez opieki, kiedy będzie musiał iść na ring.
Kiedy skończył, wytarł resztki płynu wierzchem dłoni. Już chciał zacząć rozmowę, gdy wrócił Angran i powiadomił go, że zaraz zaczyna się jego walka. Wzruszył więc ramionami i ruszył w stronę areny. Tym razem nie musiał się przepychać. Ludzie sami się przed nim rozstępowali, jedni z radości, bo postawili na niego pieniądze, a drudzy ze strachu, bo widzieli co wyczyniał na arenie.
Po chwili stał już na piasku, mierząc wzrokiem oponenta. Jego przeciwnikiem był mężczyzna, który wyróżniał się spośród reszty zbirów. Wzrostu Argena, o atletycznej sylwetce, o pociągłej i przystojnej twarzy, czarnych, modnie ostrzyżonych włosach i ciele pozbawionym tatuaży czy blizn. Wśród tłumu pięściarzy i przestępców wyróżniał się swoją... zwyczajnością.
,,Piękny czy nie, i tak dostanie w............." - pomyślał, po czym rozpoczął swoją serię ćwiczeń. Adrenalina znowu zaczynała przyśpieszać. Gdy skończył podskoczył kilka razy i pochylił lekko głowę przed przeciwnikiem. Argen wyżył się już na brodaczu, teraz to była czysta zabawa.
- Panowie, wiecie co się szykuje? - rozległ się głos nawoływacza, a tłum odpowiedział dzikim rykiem.
- Przed wami świeży brylant ringu - Argen Starcoo! - krzyknął.
- A walczyć on będzie z Danielem Elosem - arystokratą Valladonu! - tym razem krzyki były równomierne dla obu stron konfliktu. Argen nie przejmował się komu skopie dupę - żebrakowi, czy królowi - ważne żeby umiał i chciał się bić.
Tym razem walka zaczęła się spokojnie. Po gongu, który dopiero teraz zaczął być używany Argen i Daniel zaczęli krążyć wokół siebie, mierząc się wzrokiem.
Arystokrata zaatakował pierwszy. Doskoczył do Starco jednym susem, zamarkował cios w brzuch, jednak w trakcie zmienił tor ciosu i wyprowadził hak podbródkowy. Argen był czujny, lecz nie wystarczająco - nie przyjął całej siły ataku, jednak został trafiony. Piękniś nie zwlekał i zaczął nacierać na Argena, który zamiast schować się za gardą, zbijał ataki. W pewnym momencie przeciwnik Straca zdecydował się na mocniejszy cios. Zamachnął się, przygotowując się do wymierzenia sierpowego. Starco przejął inicjatywę. odbił na bok, jego drugą rękę i odepchnął się od ziemi, skacząc do przodu i barkiem przewracając arystokratę na ziemię. Zdążył mu wymierzyć trzy ciosy w brzuch, zanim został nogami przerzucony do przodu. Argen wiedząc, że coś takiego nastąpi, zrobił przewrót do przodu i sekundę później stał na nogach tuż przy barierce. Piękniś jednak też. Jego noga już była w powietrzu i leciała w stronę twarzy Argena. Ten zanurkował do dołu. Wiedząc, że nietrafiony kopniak obróci jego przeciwnika plecami, wymierzył mu uderzenie pięścią w tył kolana. Noga arystokraty zgięła, się i wylądował w przyklęku. Argen zdążył wstać i wymierzył mu kopnięcie w żebra. Piękniś zaskoczony, skulił się na bok, unosząc do góry ramię. Argen miał już go dość. Złapał jego dłoń i obracając się w powietrzu wylądował na plecach, oplótł nogami ramię przeciwnika i powoli zaczął się wyginać, ciągle trzymając przy piersi rękę arystokraty. Ten wiedząc co się święci, krzyknął rozpaczliwie i napiął mięśnie, próbując uwolnić się z chwytu bezskutecznie. Argen dał mu jeszcze chwilę na pożegnanie się z całymi kośćmi, po czym wyprężył się mocno do tyłu łamiąc ramię przeciwnikowi. Rozległ się głośny chrzęst kości i nieludzki krzyk bólu pokonanego.
Argen podniósł się z ziemi, ukazując nienaturalnie wykrzywione ramię, i kości, które przebiły skórę. Paru mężczyzn o słabszych nerwach zwymiotowało, lecz szybko zostali zagłuszeni przez wiwatujących.
Argen zszedł z ringu i podszedł do szefa ringu.
- Jak mi poszło? - zapytał z uśmiechem, ocierając się ręcznikiem, który trafił w jego ręce.
- Fantastycznie. - powiedział i rozejrzał się naokoło. Upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje rzucił Argenowi sakiewkę.
- Mały profit. - uśmiechnął się. - To i tak nic w porównaniu z tym co na tobie zarobiliśmy. Należy ci się. - poklepał go po ramieniu.
- Wpadnij jeszcze kiedyś! - krzyknął za odchodzącym Straciem.
Argen spocony, ale zadowolony usiadł na ławce. Dziewka, która zobaczyła go wracającego z ringu, nie czekała na złożenie zamówienia, tylko od razu postawiła przed nim kufel i sprośnie przeciągnęła po nim dłonią. Odchodząc przeciągnęła dłonią po jego ramieniu i odeszła.
Starco uśmiechnął się porozumiewawczo do kompanów.
- Chyba zaraz będę leciał. - uśmiechnął się szelmowsko i pociągnął łyk piwa.
- Angran
- Szukający drogi
- Posty: 47
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Fellarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Angran uśmiechał się szeroko.
- To poczekaj, bo teraz na ring wchodzę ja. - rzekł, dopił ostatnie łyki trunku i skierował się na piasek areny.
Podszedł do miejsca zapisów i poprosił o wpisanie na listę. Po chwili już wchodził za bramki, wcześniej oddając swój cały ekwipunek..
- No ładnie, ale mi się trafił... - szepnął.
Rzucił się na ziemię, zrobił kilkanaście pompek, rozgrzał stawy, a kilka przysiadów dopełniło rozgrzewkę.
- No to zaczynajmy. - powiedział i podniósł rękę lekko do góry, dając tym samym znak, iż jest w pełnej gotowości na starcie.
Jego przeciwnikiem okazał się masywny pięściarz, niższy co prawda od niego, ale na pewno szerszy. Angran był zwinniejszy, ale taka waga niosła ze sobą też wiele zalet.
- Na ringu po prawej stronie stoi mściwy i waleczny Dural! - krzyknął szef areny - Po mej prawej stronie znajduje się świeży nabytek, Angran! - wywołał Fellarianina - Ej, młody! Zdejmuj kamizelkę! - wrzasnął do uczestnika.
Naturianin uśmiechnął się delikatnie i podszedł do sędziego.
- Nie ściągam, a jeśli nie podoba ci się moja propozycja, to stanę się twoim koszmarem, jasne? - szepnął mocno pochylony.
Szef ringu przytaknął i przełknął wyraźnie ślinę.
- No to zaczynajcie! - krzyknął i opuścił ręce, wnet wybiegając z pola walki.
Angran dał znak przeciwnikowi, aby ten zaczynał. Żaden z nich się jednak nie ruszył. "Cóż, wydaje mi się, iż ja zacznę i ja skończę tą farsę" pomyślał i powoli zbliżał się do oponenta. W chwilę po przejściu jednego metra doskoczył do przeciwnika i złapał go za rękę, próbując ją wykręcić. Zdziwił się, gdy grubas stawił silny opór i odrzucił Fellarianina. Wyrwał się z uścisku i ponownie spróbował, tym razem celując w twarz. Wyprowadził mocny prawy sierpowy, lecz i ten manewr został zatrzymany. Odszedł trochę do tyłu i rozpędził się, chcąc "z byka" staranować pięściarza. Niestety uczestnik uniknął ataku i złapał młodzieńca za kaftan, rzucając go w drugi koniec ringu. Ten odlatując do tyłu, przy okazji pokonując dobre dwa metry koziołkując, zaparł się stopami i wykonał przewrót w przód - podobnie jak przyjaciel, lecz z odmienną taktyką. "Jak nie górą, to dołem..." pomyślał w duszy i z całej siły wpakował buta w klejnoty przeciwnika. Gdy wyjechał spod niego, Dural ugiął kolana i przechylił się na prawą stronę. Na jego twarzy malowało się okropne cierpienie, a oczy wypływały z bólu. Widownia stała jak zamrożona.
- Te mięśnie też się ćwiczy mój drogi, bo mogą zaniknąć, ale ty dobrze o tym wiesz jak widzę. - powiedział przy aprobacie tłumu.
Wykonał ukłon i dało się słyszeć donośne krzyki i wiwaty. Podniósł zwycięsko pięść i wyszedł za bramki. Skierował się do kompanów. Podszedł, usiadł na swoim miejscu i zamówił od razu mocny alkohol.
- Jak wypadłem? - zapytał towarzyszy z uśmiechem, biorąc do reki zamówiony trunek i pociągając dużego łyka ze szklanki.
- To poczekaj, bo teraz na ring wchodzę ja. - rzekł, dopił ostatnie łyki trunku i skierował się na piasek areny.
Podszedł do miejsca zapisów i poprosił o wpisanie na listę. Po chwili już wchodził za bramki, wcześniej oddając swój cały ekwipunek..
- No ładnie, ale mi się trafił... - szepnął.
Rzucił się na ziemię, zrobił kilkanaście pompek, rozgrzał stawy, a kilka przysiadów dopełniło rozgrzewkę.
- No to zaczynajmy. - powiedział i podniósł rękę lekko do góry, dając tym samym znak, iż jest w pełnej gotowości na starcie.
Jego przeciwnikiem okazał się masywny pięściarz, niższy co prawda od niego, ale na pewno szerszy. Angran był zwinniejszy, ale taka waga niosła ze sobą też wiele zalet.
- Na ringu po prawej stronie stoi mściwy i waleczny Dural! - krzyknął szef areny - Po mej prawej stronie znajduje się świeży nabytek, Angran! - wywołał Fellarianina - Ej, młody! Zdejmuj kamizelkę! - wrzasnął do uczestnika.
Naturianin uśmiechnął się delikatnie i podszedł do sędziego.
- Nie ściągam, a jeśli nie podoba ci się moja propozycja, to stanę się twoim koszmarem, jasne? - szepnął mocno pochylony.
Szef ringu przytaknął i przełknął wyraźnie ślinę.
- No to zaczynajcie! - krzyknął i opuścił ręce, wnet wybiegając z pola walki.
Angran dał znak przeciwnikowi, aby ten zaczynał. Żaden z nich się jednak nie ruszył. "Cóż, wydaje mi się, iż ja zacznę i ja skończę tą farsę" pomyślał i powoli zbliżał się do oponenta. W chwilę po przejściu jednego metra doskoczył do przeciwnika i złapał go za rękę, próbując ją wykręcić. Zdziwił się, gdy grubas stawił silny opór i odrzucił Fellarianina. Wyrwał się z uścisku i ponownie spróbował, tym razem celując w twarz. Wyprowadził mocny prawy sierpowy, lecz i ten manewr został zatrzymany. Odszedł trochę do tyłu i rozpędził się, chcąc "z byka" staranować pięściarza. Niestety uczestnik uniknął ataku i złapał młodzieńca za kaftan, rzucając go w drugi koniec ringu. Ten odlatując do tyłu, przy okazji pokonując dobre dwa metry koziołkując, zaparł się stopami i wykonał przewrót w przód - podobnie jak przyjaciel, lecz z odmienną taktyką. "Jak nie górą, to dołem..." pomyślał w duszy i z całej siły wpakował buta w klejnoty przeciwnika. Gdy wyjechał spod niego, Dural ugiął kolana i przechylił się na prawą stronę. Na jego twarzy malowało się okropne cierpienie, a oczy wypływały z bólu. Widownia stała jak zamrożona.
- Te mięśnie też się ćwiczy mój drogi, bo mogą zaniknąć, ale ty dobrze o tym wiesz jak widzę. - powiedział przy aprobacie tłumu.
Wykonał ukłon i dało się słyszeć donośne krzyki i wiwaty. Podniósł zwycięsko pięść i wyszedł za bramki. Skierował się do kompanów. Podszedł, usiadł na swoim miejscu i zamówił od razu mocny alkohol.
- Jak wypadłem? - zapytał towarzyszy z uśmiechem, biorąc do reki zamówiony trunek i pociągając dużego łyka ze szklanki.
Vito przez chwilę patrzył na zmagania Angrana. Podczas oglądania walki, Elf dostrzegł herb Tyrionu na ramieniu mężczyzny siedzącego w rogu.
Jak mnie tu znaleźli? - To pytanie wypełniło głowę Vita.
Skupił się na jednym z nich i wszedł w jego umysł. Najpierw zaczął niszczyć wszystkie wspomnienia żołnierza, a następnie skierował jego wrogość i poszukiwania na Argena.
Tyrionczyk bezmyślnie wstał i skierował swoje kroki w kierunku stolika wędrowców. W jego oczach jawiła się bezkresna pustka.
Cudzoziemiec wyciągnął miecz z pochwy i rzucił go na ziemię. Zbliżał się coraz bardziej do swojego celu.
- Przepraszam na chwilę. - powiedział Vito do Argena i wstał - orientuj się - dodał i ruszył w stronę siedzącego drugiego strażnika, który zszokowany był działaniami kompana.
Opętany mężczyzna rzucił się z pięściami na Argena, zaś Vito zbliżył się do swojego rodaka.
Źrenice elfa zwężyły się, a wzrok powędrował na wroga, który sięgał już po broń. Dar sparaliżował całe jego ciało.
Vito spokojnie usiadł i oparł się o stolik.
- Teraz powiesz mi kto Was nasłał. - rozkazał i zadał jeszcze większy ból mężczyźnie. W wielkim hałasie ogarniającym karczmę, nikt nie usłyszał jęków bólu.
- K...argh...Król - wyjąkał torturowany.
- To mi wystarczy. - uśmiechnął się Elf i stanął na przeciwko mężczyzny. Ten nie mógł się ruszyć sparaliżowany bólem. Vito nachylił się i jednym ruchem ręki złamał krtań przeciwnika.
Źrenice powróciły do swojego dawnego kształtu, a Tyrionczyk upadł na stół i zaczął się dusić. Vito odwrócił się na pięcie i skierował swe kroki w stronę Argena.
Jak mnie tu znaleźli? - To pytanie wypełniło głowę Vita.
Skupił się na jednym z nich i wszedł w jego umysł. Najpierw zaczął niszczyć wszystkie wspomnienia żołnierza, a następnie skierował jego wrogość i poszukiwania na Argena.
Tyrionczyk bezmyślnie wstał i skierował swoje kroki w kierunku stolika wędrowców. W jego oczach jawiła się bezkresna pustka.
Cudzoziemiec wyciągnął miecz z pochwy i rzucił go na ziemię. Zbliżał się coraz bardziej do swojego celu.
- Przepraszam na chwilę. - powiedział Vito do Argena i wstał - orientuj się - dodał i ruszył w stronę siedzącego drugiego strażnika, który zszokowany był działaniami kompana.
Opętany mężczyzna rzucił się z pięściami na Argena, zaś Vito zbliżył się do swojego rodaka.
Źrenice elfa zwężyły się, a wzrok powędrował na wroga, który sięgał już po broń. Dar sparaliżował całe jego ciało.
Vito spokojnie usiadł i oparł się o stolik.
- Teraz powiesz mi kto Was nasłał. - rozkazał i zadał jeszcze większy ból mężczyźnie. W wielkim hałasie ogarniającym karczmę, nikt nie usłyszał jęków bólu.
- K...argh...Król - wyjąkał torturowany.
- To mi wystarczy. - uśmiechnął się Elf i stanął na przeciwko mężczyzny. Ten nie mógł się ruszyć sparaliżowany bólem. Vito nachylił się i jednym ruchem ręki złamał krtań przeciwnika.
Źrenice powróciły do swojego dawnego kształtu, a Tyrionczyk upadł na stół i zaczął się dusić. Vito odwrócił się na pięcie i skierował swe kroki w stronę Argena.
Argen przyglądał się walce przyjaciela w skupieniu. Widział już nie raz jak się bił w Zakonie, ale teraz, bez nikogo kto by go ukarał za niehonorową walkę... Angran wykorzystał to, że opuścił mury Akademii i kopnął przeciwnika prosto w klejnoty.
- Dopóki nie zachowałeś się jak c............ - całkiem dobrze. - odpowiedział Argen popijając piwo i patrząc się zawiedzionym wzrokiem na przyjaciela.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że tym ciosem sam siebie pozbawiłeś jaj... - chciał coś dodać, ale w tym momencie nachylił się do niego elf i ostrzegł go przed czymś. Jednak nie zważał na to, czuł się w obowiązku by nauczyć kompana żeby walczyć honorowo.
- Takie rzeczy są dobre dla kobiet, które mają być zaraz zgwałcone, nie dla wyszkolonych w walce, wysportowanych facetów. Wiem że... - przerwał, kiedy poczuł jak jego amulet zaczyna drżeć. Gwałtownie wstał, i walnął łokciem mężczyznę w twarz, który do niego podszedł. Obrócił się, dodał od siebie jeszcze uderzenie z kolana w brzuch, pchnął go na kolana, złapał go za włosy i trzy razy uderzył jego głową i stół. Kiedy go puścił, mężczyzna padł bez życia.
Widząc to, wstawieni klienci najwyraźniej uznali, że szykuje się dobra zabawa, po rozległy się brzęki tłuczonego szkła i pijackie wyzwiska. W parę chwil paru mężczyzn w otoczeniu Argena zaczęło się okładać po twarzach, i kolejni pijacy zaczęli się przyłączać do burdy.
- Jeszcze nie skończyłem z tobą gadać. - Argen pogroził Angranowi palcem. - Zaraz wracam. - powiedział i wyrywając sakiewkę ze spodni przyjaciela ruszył biegiem w kierunku ringu. Wiedział, że kiedy zacznie się rozróba, wiele osób wpadnie na pomysł by ukraść jego rzeczy. W biegu rzucił szefowi ringu sakiewkę. Nie patrząc, czy ją złapał czy nie, Argen zgarnął swoje rzeczy i Angrana, po czym skierował się spowrotem do przyjaciela, lawirując pomiędzy walczącymi.
- Jestem. - krzyknął do Angrana, który właśnie rozprawiał się z kolejnym pijakiem. Starco rzucił ich ekwipunek pod stół i walnął pijanego mężczyznę, który leciał na niego z butelką piwa. Argen złapał uniesioną butelkę i strzelił faceta między oczy. Pijak rozluźnił się i upadł na podłogę. Argen spojrzał na butelkę, wzruszył ramionami, otworzył ją zębami, kapsel wypluł gdzieś na bok i napił się łyk.
- Masz mi coś do powiedzenia? - krzyknął do Angrana.
- Dopóki nie zachowałeś się jak c............ - całkiem dobrze. - odpowiedział Argen popijając piwo i patrząc się zawiedzionym wzrokiem na przyjaciela.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że tym ciosem sam siebie pozbawiłeś jaj... - chciał coś dodać, ale w tym momencie nachylił się do niego elf i ostrzegł go przed czymś. Jednak nie zważał na to, czuł się w obowiązku by nauczyć kompana żeby walczyć honorowo.
- Takie rzeczy są dobre dla kobiet, które mają być zaraz zgwałcone, nie dla wyszkolonych w walce, wysportowanych facetów. Wiem że... - przerwał, kiedy poczuł jak jego amulet zaczyna drżeć. Gwałtownie wstał, i walnął łokciem mężczyznę w twarz, który do niego podszedł. Obrócił się, dodał od siebie jeszcze uderzenie z kolana w brzuch, pchnął go na kolana, złapał go za włosy i trzy razy uderzył jego głową i stół. Kiedy go puścił, mężczyzna padł bez życia.
Widząc to, wstawieni klienci najwyraźniej uznali, że szykuje się dobra zabawa, po rozległy się brzęki tłuczonego szkła i pijackie wyzwiska. W parę chwil paru mężczyzn w otoczeniu Argena zaczęło się okładać po twarzach, i kolejni pijacy zaczęli się przyłączać do burdy.
- Jeszcze nie skończyłem z tobą gadać. - Argen pogroził Angranowi palcem. - Zaraz wracam. - powiedział i wyrywając sakiewkę ze spodni przyjaciela ruszył biegiem w kierunku ringu. Wiedział, że kiedy zacznie się rozróba, wiele osób wpadnie na pomysł by ukraść jego rzeczy. W biegu rzucił szefowi ringu sakiewkę. Nie patrząc, czy ją złapał czy nie, Argen zgarnął swoje rzeczy i Angrana, po czym skierował się spowrotem do przyjaciela, lawirując pomiędzy walczącymi.
- Jestem. - krzyknął do Angrana, który właśnie rozprawiał się z kolejnym pijakiem. Starco rzucił ich ekwipunek pod stół i walnął pijanego mężczyznę, który leciał na niego z butelką piwa. Argen złapał uniesioną butelkę i strzelił faceta między oczy. Pijak rozluźnił się i upadł na podłogę. Argen spojrzał na butelkę, wzruszył ramionami, otworzył ją zębami, kapsel wypluł gdzieś na bok i napił się łyk.
- Masz mi coś do powiedzenia? - krzyknął do Angrana.
- Angran
- Szukający drogi
- Posty: 47
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Fellarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Angran spojrzał na walczącego przyjaciela. Już po chwili jego ciosy akompaniowały uderzeniom Argena. W pewnej chwili towarzysz ustał w walce i zapytał się Fellarianina.
- Cóż, raz jak się zdarzy to nic się nie stanie. Wiem, że to nieetyczna walka, ale wybacz. - powiedział i zdzielił kolejnego pijaka po głowie - Szkoda, że nie mają takich twardych łbów jak my. - skomentował klientów karczmy.
Po kilku obitych mordach skierował się do Vita, który swoje terytorium walki przeniósł do stolika w kącie.
- Idziesz z nami, czy zostajesz tutaj? - zapytał, wskazując dużą grupę pięściarzy, chętnych do pobicia.
Po chwili wrócił do przyjaciela i wspomógł go, zdejmując z jego karku jeden spity ryj.
- Nie ma za co. - krzyknął z uśmiechem.
Burda rozszalała się jeszcze bardziej. Istne piekło, oblane mocnym alkoholem i przyprawione smrodem potu.
- Cóż, raz jak się zdarzy to nic się nie stanie. Wiem, że to nieetyczna walka, ale wybacz. - powiedział i zdzielił kolejnego pijaka po głowie - Szkoda, że nie mają takich twardych łbów jak my. - skomentował klientów karczmy.
Po kilku obitych mordach skierował się do Vita, który swoje terytorium walki przeniósł do stolika w kącie.
- Idziesz z nami, czy zostajesz tutaj? - zapytał, wskazując dużą grupę pięściarzy, chętnych do pobicia.
Po chwili wrócił do przyjaciela i wspomógł go, zdejmując z jego karku jeden spity ryj.
- Nie ma za co. - krzyknął z uśmiechem.
Burda rozszalała się jeszcze bardziej. Istne piekło, oblane mocnym alkoholem i przyprawione smrodem potu.
Vito był już blisko towarzyszy. W pewnym momencie zauważył, że jeden z pijusów naciera na Argena. Vito w mgnieniu oka pojawił się za nim i oburącz uderzył w jego uszy. Przeciwnik wypuścił butelkę i złapał się z bólu za głowę, klęcząc. Elf dalej za nim stojąc wymierzył silne kopnięcie w tył jego głowy, kończące pojedynek.
Cała karczma szalała. Kelnerzy i kelnerki zaczęli chować się na zapleczu. Wszystko zmierzało ku najgorszemu.
Nagle jeden z mężczyzn wyciągnął nóż i zaczął szarżować na Angrana.
Vito widząc to, ruszył w kierunku stolika. Odbił się od niego jedną nogą i skierował skok w stronę napastnika.
Źrenice zwężyły się a przeciwnik upadł sparaliżowany bólem. Elf wylądował butami prosto na jego twarz.
Tłum ludzi zaczął zachowywać się jak stado głodnego bydła, nie dało się już nad nim zapanować.
Cała karczma szalała. Kelnerzy i kelnerki zaczęli chować się na zapleczu. Wszystko zmierzało ku najgorszemu.
Nagle jeden z mężczyzn wyciągnął nóż i zaczął szarżować na Angrana.
Vito widząc to, ruszył w kierunku stolika. Odbił się od niego jedną nogą i skierował skok w stronę napastnika.
Źrenice zwężyły się a przeciwnik upadł sparaliżowany bólem. Elf wylądował butami prosto na jego twarz.
Tłum ludzi zaczął zachowywać się jak stado głodnego bydła, nie dało się już nad nim zapanować.
Argen sapnął ciężko. Spodziewał się zażartej dyskusji z Angranem, jednak on jedynie pokajał się i odszedł.
Nieco poirytowany, Straco złapał krzesło i uderzył nim w biegnącego pijaka. Drewno rozleciało się na boki, a nieszczęśnik wywinął salto w powietrzu i łomotem upadł na ziemię. Zespół grający muzykę widząc, że wieczór dotarł do punktu kulminacyjnego zmienił utwór na bardziej skoczny i rytmiczny. Barmani i dziewki widząc co się święci, ze znudzeniem poskładali wszystko co się dało i zeszli z linii ognia.
W pewnym momencie usłyszał obok siebie łoskot upadającego ciała, i chwilę później przemknął obok niego wyszczerzony Angran. Starco z całej siły starał się być zły na przyjaciela, ale nie wytrzymał i uniósł środkowy palec w jego kierunku, śmiejąc się głośno.
Kątem oka zobaczył ruch i ujrzał Vita, który właśnie lądował na twarzy jakiegoś nieszczęśnika. Za jego plecami wyłonił sie kolejny członek burdy, tym razem uzbrojony w potłuczoną butelkę. Argen kopnął stół w jego kierunku, przygniatając go do ściany. Starco doskoczył to blatu, i mocno go chwytając pociągnął go do góry. Drewno robiło się o pijaka, który najwyraźniej miał już dość i osunął się na ziemię.
W pewnej chwili Argen wyłowił wzrokiem dziewkę, która wcześniej proponowała mu rozmowę. Patrzyła się teraz na niego spod pół przymkniętych powiek, i zachęcająco machało w jego stronę.
- Obowiązki wzywają! - Argen krzyknął do towarzyszy i ruszył w stronę kobiety, która zniknęła za drzwiami prowadzącymi do gospody. Po drodze zdzielił jeszcze dwóch innych awanturników i zniknął w pokoju.
Gdy wyszedł z pokoju, zostawiając stygnącą dziewkę na łóżku, dziupla była pełna bezwładnych ciał. Jedni chrapali, drudzy jęczeli, trzeci rzygali. A pośrodku tego wszystkiego zastał swoich kompanów, siedzących na stołach i popijających jakiś trunek.
Argen spojrzał na zegar. Minęła godzina. Z błogim uśmiechem na ustach ruszył w kierunku towarzyszy, po drodze zbierając komuś czapkę i wycierając nią ślady szminki.
- Jak leci? - zapytał łapiąc w locie butelkę piwa rzuconą przez Angrana i siadając naprzeciwko nich.
Nieco poirytowany, Straco złapał krzesło i uderzył nim w biegnącego pijaka. Drewno rozleciało się na boki, a nieszczęśnik wywinął salto w powietrzu i łomotem upadł na ziemię. Zespół grający muzykę widząc, że wieczór dotarł do punktu kulminacyjnego zmienił utwór na bardziej skoczny i rytmiczny. Barmani i dziewki widząc co się święci, ze znudzeniem poskładali wszystko co się dało i zeszli z linii ognia.
W pewnym momencie usłyszał obok siebie łoskot upadającego ciała, i chwilę później przemknął obok niego wyszczerzony Angran. Starco z całej siły starał się być zły na przyjaciela, ale nie wytrzymał i uniósł środkowy palec w jego kierunku, śmiejąc się głośno.
Kątem oka zobaczył ruch i ujrzał Vita, który właśnie lądował na twarzy jakiegoś nieszczęśnika. Za jego plecami wyłonił sie kolejny członek burdy, tym razem uzbrojony w potłuczoną butelkę. Argen kopnął stół w jego kierunku, przygniatając go do ściany. Starco doskoczył to blatu, i mocno go chwytając pociągnął go do góry. Drewno robiło się o pijaka, który najwyraźniej miał już dość i osunął się na ziemię.
W pewnej chwili Argen wyłowił wzrokiem dziewkę, która wcześniej proponowała mu rozmowę. Patrzyła się teraz na niego spod pół przymkniętych powiek, i zachęcająco machało w jego stronę.
- Obowiązki wzywają! - Argen krzyknął do towarzyszy i ruszył w stronę kobiety, która zniknęła za drzwiami prowadzącymi do gospody. Po drodze zdzielił jeszcze dwóch innych awanturników i zniknął w pokoju.
Gdy wyszedł z pokoju, zostawiając stygnącą dziewkę na łóżku, dziupla była pełna bezwładnych ciał. Jedni chrapali, drudzy jęczeli, trzeci rzygali. A pośrodku tego wszystkiego zastał swoich kompanów, siedzących na stołach i popijających jakiś trunek.
Argen spojrzał na zegar. Minęła godzina. Z błogim uśmiechem na ustach ruszył w kierunku towarzyszy, po drodze zbierając komuś czapkę i wycierając nią ślady szminki.
- Jak leci? - zapytał łapiąc w locie butelkę piwa rzuconą przez Angrana i siadając naprzeciwko nich.
- Angran
- Szukający drogi
- Posty: 47
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Fellarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Angran spojrzał na wyciągniętą w jego stronę rękę i zaśmiał się wesoło. Gdy zauważył nową znajomą Argena, rzucił jedynie krótkie zdanie.
- Idź i dobrze się baw, a my zajmiemy się resztą. - zasalutował, puścił oko i strzelił w mordę jakiegoś pijaka.
Burdy trwały dosyć długo, ale to Angran i Vito kładli wszystkich na ziemię. Kiedy powalili swoich przeciwników, albo oni, albo nawaleni klienci, doskakiwali do nich.
- Niezła zabawa, co? - Fellaraianin zapytał się elfa.
Po prawie godzinie starć, zauważyli idącego Argena. Pod nimi słały się chodniki z nieprzytomnych lub półprzytomnych pięściarzy.
- Ładnie co? - zapytał z błyskiem w oku Naturianin - Urządzę tak kiedyś dom. - zaśmiał się wesoło i pociągnął łyk mocnego trunku z butelki.
- Idź i dobrze się baw, a my zajmiemy się resztą. - zasalutował, puścił oko i strzelił w mordę jakiegoś pijaka.
Burdy trwały dosyć długo, ale to Angran i Vito kładli wszystkich na ziemię. Kiedy powalili swoich przeciwników, albo oni, albo nawaleni klienci, doskakiwali do nich.
- Niezła zabawa, co? - Fellaraianin zapytał się elfa.
Po prawie godzinie starć, zauważyli idącego Argena. Pod nimi słały się chodniki z nieprzytomnych lub półprzytomnych pięściarzy.
- Ładnie co? - zapytał z błyskiem w oku Naturianin - Urządzę tak kiedyś dom. - zaśmiał się wesoło i pociągnął łyk mocnego trunku z butelki.
Vito powalał wszystkich znajdujących się w jego zasięgu przeciwników.
Odprowadził Argena wzrokiem i skupił się na współpracy z Angranem.
- Jak żadna inna. - uśmiechnął się rozbijając twarz kolejnego pijusa.
Kiedy wszyscy leżeli już nieprzytomni Elf poszedł upewnić się czy obaj szpiedzy, którzy go szukali, nie żyją.
Kiedy wrócił wziął butelkę wina i usiadł obok Angrana, zaczynając wypijać jej zawartość.
- Ahh cudna rozrywka. - zaśmiał się i pociągnął kolejny łyk.
Odprowadził Argena wzrokiem i skupił się na współpracy z Angranem.
- Jak żadna inna. - uśmiechnął się rozbijając twarz kolejnego pijusa.
Kiedy wszyscy leżeli już nieprzytomni Elf poszedł upewnić się czy obaj szpiedzy, którzy go szukali, nie żyją.
Kiedy wrócił wziął butelkę wina i usiadł obok Angrana, zaczynając wypijać jej zawartość.
- Ahh cudna rozrywka. - zaśmiał się i pociągnął kolejny łyk.
Argen zaśmiał się i wziął łyk piwa.
- Tak, szczególnie kafelki mi się podobają. - zatoczył dłonią krąg dookoła siebie.
- Ale macie rację, zabawa była przednia. - stwierdził i pociągnął łyk piwa. Był z siebie zadowolony. Przygody w Valladon przebiegła po jego myśli. Czuł się spełniony.
- To jaki jest następny punkt programu? - zapytał po chwili milczenia. Jeden z pijaków próbował się wdrapać na stół na którym siedział Argen, ale Starco uderzył go w nos, i awanturnik wrócił do spania.
- Tak, szczególnie kafelki mi się podobają. - zatoczył dłonią krąg dookoła siebie.
- Ale macie rację, zabawa była przednia. - stwierdził i pociągnął łyk piwa. Był z siebie zadowolony. Przygody w Valladon przebiegła po jego myśli. Czuł się spełniony.
- To jaki jest następny punkt programu? - zapytał po chwili milczenia. Jeden z pijaków próbował się wdrapać na stół na którym siedział Argen, ale Starco uderzył go w nos, i awanturnik wrócił do spania.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości