Idąc przez las niemal niemożliwe dla przeciętnej istoty dojść do tego miejsca celowo, Ci zaś, którym dane było latać, mogli wypatrzeć jego koronę górującą nad resztką lasu.
Kirieth doszła aż tutaj. Już od pierwszego spojrzenia na ogromne drzewo na jej skórze pojawiły się ciarki.
-Ile to drzewo pamięta... Ile przeżyło...- szeptała sama do siebie, dotykając dłonią jego pnia. Czuła, jakby to miejsce było poświęcone przez kapłanów, serce biło tutaj inaczej. Uniosła twarz w górę z nadzieją zobaczenia górnych gałęzi, lecz drzewo to było za wysokie i zbyt rozłożyste.
Westchnęła lekko i uśmiechnęła się. Podeszła pod jedną z niższych gałęzi i podskoczyła, łapiąc ją obiema rękoma. Podciągnęła się sprawnie, po czym usiadła na konarze, opierając się o pień drzewa. Spuściła jedną nogę w dół, tak dla pewności równowagi, chociaż było to zbędne, gdyż gałąź była wystarczająco szeroka. Nasunęła mocniej kaptur na głowę, zaplotła ręce na piersi i zamknęła oczy. Już po paru sekundach zasnęła snem lekkim i czujnym, aczkolwiek regenerującym chociaż w małym stopniu siły.