Szepczący Las[Głąb lasów Kryształowego Jeziora] Smak ryzyka

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Linnea
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśna Elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Linnea »

        Elfka odetchnęła głośno. Z jakiegoś powodu zdawało jej się, że upiorny klaun nie odpowie na jej pytanie, albo też wyśmieje przez wcześniejsze przyznanie mu racji. Tak jednak nie było. Nie dość że opisał jej jej wszystkich potencjalnych towarzyszy, to również dorzucił do tego coś od siebie, pewnego rodzaju opinie jakie wyrobił sobie na ich temat. Nie musiał tego robić, mógł po prostu ich pokrótce opisać, wymienić imiona, płeć, rasę, lecz dzięki tym krótkim opisom, Linnea mogła wyrobić sobie wstępny portret danych członków drużyny. Najpierw Fallerianin... W swoim krótkim, elfim życiu spotkała tylko raz przedstawicielkę tej osobliwej rasy, nie wiedziała o nich zbyt dużo poza tym, iż posiadali skrzydła - to było dosyć banalne, ale nigdy jakoś nie przywiązywała wagi do tego, aby dogłębnie poznać wszystkie możliwe rasy Alaranii. Z tego co zrozumiała, nie miała co liczyć na to, iż lepiej go pozna, czy też będzie chciał jej w jakiś sposób pomóc, a to że Pacynek nazwał go 'pokrewną duszą', jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Jeszcze bardziej zaniepokoił elfkę fakt, iż już jakaś osoba najwyraźniej zginęła w tym pokręconym świecie, jakiś łowca potworów. Co z nim się jednak stało? Nie odważyła się go o to spytać, to by było nierozważne. Całkiem możliwe, że to właśnie ten oto osobnik, który szedł obok niej, pogruchotał mu te kości.

        Gdy Aulus przeszedł w swym monologu do innej elfki, serce zabiło dziewczynie trochę szybciej. Była w pewnym sensie rada z tego, że być może odnajdzie tutaj pokrewną duszę. A to, że próbowała go zabić wywołało u niej współczucie, uczucie satysfakcji, ale również i złość. Współczucie, bo współczuła elfce tego, co ją później spotkało - bo z pewnością jej niedoszła ofiara odpłaciła jej się pięknym za nadobne. Satysfakcja, bo dowiedziała się że ktoś jednak tam się mu postawił i nie służył mu ślepo. Złość, ponieważ była zła na klauna za to, że coś tej kobiecie z pewnością zrobił. Znów nie odważyła się spytać jej rozmówcy o szczegóły, mogła jedynie się domyślać. Sama była zaskoczona co do tego, że nawiązała się między nią a inną przedstawicielką jej rasy taka więź. Być może w tych okolicznościach było to po prostu normalne.

        Potem przyszła kolej na wampirzycę. Linnea nigdy w swoim życiu nie spotkała wampirzycy, a może spotkała, ale o tym nie wiedziała. W każdym razie, nigdy świadomie nie stanęła twarzą w twarz z taką istotą. Tutaj również początkowo zareagowała radością, kiedy wywnioskowała po słowach klauna, że ta również była elfką. Nie obchodziło ją zbytnio to, że była krwiożerczą istotą - pewnie dlatego, że nigdy nie miała z takową kontaktu. Nadal uznawała ją za członkinię jej rasy. Oczywiście czytała coś tam w starych zwojach o wampirach, ale bardziej traktowała to jako ciekawą lekturę, a nie suche fakty. To co ją jednak tutaj zezłościło to to, że Pacynek miał zamiar ją na swój sposób wykorzystać, chciał odmienić jej naturę. Linnea ceniła w wampirzycy to, że walczyła z własną krwiożerczą naturą - cokolwiek to miało znaczyć, a ten potwór chciał to najwyraźniej odwrócić. Miała już krzyknąć, że mu na to nie pozwoli, ale po raz kolejny tego wieczora, powstrzymała się.

        Ostatnią osobą jaką jej opisał Aulus, była jakaś kobieta, kobieta owładnięta jakąś klątwą - jak zrozumiała. Wilkołak? To jak ją przedstawił wskazywało na to, że być może nawet na swój sposób ją podziwiał. To zaskoczyło elfkę, bo kompletnie się tego po nim nie spodziewała. Chciał nawet jej pomóc. Jak się jednak okazało, z czysto egoistycznych pobudek. Choć może kryło się za tym coś więcej. W każdym razie chciała poznać tę dziewczynę bliżej, bo sama próbowała sobie odpowiedzieć na to samo pytanie, choć w zupełnie innym kontekście.

        Tak naprawdę to nie wiedziała dlaczego tak szybko wyrobiła sobie opinie o tych wszystkich osobach, po tym jak klaun wyjawił jej tak naprawdę o nich tak mało informacji. Najwyraźniej już czuła się członkinią ich 'drużyny', jak to zaczęła nazywać grupę tych osób, gdzie każda tak naprawdę się od siebie różniła. Naprawdę chciała ich teraz poznać.
Elfka i przemieniony szli tak jeszcze przez pewien czas, aż w końcu zbliżyli się do celu ich podróży. Nie opuścili lasu, właściwie to chyba nawet zapuścili się dosyć głęboko w jego serce, bo drzewa rosły tutaj dosyć rzadko, lecz były naprawdę ogromne. Przez chwilę Linnea widziała drewnianego golema który przemknął między sosnami - był to najwyraźniej kolejny z wymysłów Aulusa.
Na moment, gdy dziewczyna rozkojarzyła się, Pacynek zniknął, sekundę później dostrzegła jednak jakiś ruch za gęstym krzakiem i wywnioskowała przez to, że powinna udać się w tamtym kierunku. Weszła za nim do jaskini.

- To jest ta chwila, usłyszała chłodny, władczy głos w swojej głowie. Nagle, Linnea poczuła się naprawdę dziwnie, zaczęła tracić kontrolę nad własnym ciałem. Nadal patrzyła na świat własnymi oczami, ale stopniowo traciła czucie, widziała jak ziemia porusza się pod jej stopami, nie czuła jednak gruntu który miała pod sobą, Stwierdziła to jednak z pewną obojętnością. Ta obojętność spowodowała, że nie zwróciła nawet uwagi na dziwne, karłowate dwugłowe cyklopy przemykające obok niej. Później widziała tylko ciemność. Nicość.
Gdy się przebudziła, ujrzała przed sobą Aulusa. Jednak to co najbardziej ją w tym momencie zdziwiło, to bogato zdobiony, zakrwawiony sztylet który trzymała w dłoni. Kiedy jeszcze raz spojrzała na klauna, zauważyła obficie krwawiącą ranę po ostrzu sztyletu. Czy to ona to zrobiła? Ale jak? Czemu? Przecież niczego nie pamiętała...

- Nie, nie, nie! To nie ja! - krzyknęła bardziej do siebie, niż do innych osób które się tutaj znajdowały.

        Nie zdążyła jednak uczynić niczego więcej, bo nagle została nieoczekiwanie przygnieciona przez monstrum. Ogromny szczur leżał właśnie na niej, najwyraźniej reagując w ten sposób na śmierć pana. Linnei nawet przez myśl nie przęszło to, iż osobą która ją atakowała była kobieta, która miała zostać jej towarzyszką. Ratakar jednak nie próżnował, elfka poczuła silne szarpnięcie w jej prawym ramieniu, po czym została rzucona o ścianę. Wydobyła z siebie jedynie głośny krzyk z bólu, ale to co poczuła w tym momencie było niczym w porównaniu do tego, co miała poczuć później. Niewyobrażalny ból przez ranę odniesioną w brzuchu, niczym nie przypominający tego jaki odczuwała w każdym miesiącu. Nigdy tak bardzo nie cierpiała, jedyne czego w tym momencie pragnęła, to szybka śmierć. Szczurzyca jednak najwyraźniej nie chciała okazać jej tej łaski, ponieważ sekundę później, dziewczyna odczuła ostry ból w gardle, który momentalnie stał się swą siłą porównywalny do tego, który odczuwała z powodu poprzedniej rany. W tym momencie sekundy liczyły się w dniach, minuty w miesiącach, a godzina była wiecznością. Nie słyszała nawet pytań zadawanych jej przez wampirzycę, bo jak mogła to usłyszeć, skoro była tak bardzo skoncentrowana na własnym cierpieniu.
- Błagam, zabij mnie! - nie wiedziała czy w ogóle w tym momencie krzyknęła, czy było to po prostu życzenie, które krzyknęła wewnątrz siebie, bo od razu po tym zemdlała.
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Kiedy poczuła, że na jej nadgarstkach nie ma już obręczy łańcuchów, którymi uprzednio była przymocowana do ściany, odetchnęła z ulgą. Ulgą i ogromną wdzięcznością, wobec dziadunia, który narażając własne życie (bo przecież Pacynek mógł go przez to wykryć!) zdjął z niej klątwę okrutnego klauna. Rozejrzała się dookoła, ale tak jak sądziła, nigdzie go nie było. Dostrzegła tylko resztę swoich towarzyszy, siedzących wraz z nią przy ognisku. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, że wizyta u starca bardziej podzieli, niż połączy ich skromną drużynę. Charlotte rozglądała się pilnie dookoła, a pierwszy dźwięk, który usłyszeli zza groty poderwał ją na nogi. Dziewczyna pospieszyła ku wyjściu, wyglądając czegoś…lub kogoś. Elfka dopiero teraz zwróciła uwagę na jej odmieniony wygląd. Cóż, wcześniej nie bardzo miała jak. Lottie przeszła zaskakującą wręcz przemianę. Jej skóra zrobiła się gładka i delikatna, lśniące hebanowo włosy opadały falami na ramiona. Była ładna, bardzo ładna. Oczy, wpatrujące się teraz w wyjście i odbijające blask gwiazd nadawały jej nieco magicznego wyglądu. W niczym nie przypominała tej zakutanej w czarny płaszcz maszkary, którą miała nieszczęście oglądać jeszcze niedawno. Isa nie mogła, a nawet nie chciała pozbyć się myśli, że wszystko to zrobił dla niej Pacynek, zapewne nie bezinteresownie. Ciekawa była, co takiego szczurzyca zaoferowała mu w zamian za zdjęcie klątwy.

Kiedy po raz kolejny ujrzała twarz swojego oprawcy na tle nocnego nieba, skuliła się, mając nadzieję, że nie zada jej kolejnej porcji tortur. Już wolałaby umrzeć, niż kolejny raz znosić coś takiego. Tuż za nim do groty wkroczyła…elfka! Rozglądała się niepewnym wzrokiem dookoła, przyglądając kolejno każdemu z nich. Isa zauważyła delikatny błysk w ręku, ale w tym samym momencie do nowo przybyłej odwrócił się klaun, otwierając usta by coś powiedzieć. Nikt nigdy nie dowiedział się, co to było, powiem zielonooka przybyszka zatopiła w jego sercu sztylet z pięknie zdobioną rękojeścią. Na ten widok oczy Lottie rozszerzyły się i zapłonęły nienawiścią. Warkot, jaki z siebie wydała nie wróżył niczego dobrego. I oto rzeczywiście! Już po chwili zamiast pięknej dziewczyny stała przed nimi ta sama paskudna bestia z ociekającym śliną pyskiem. ”Zdrajczyni…” – pomyślała Isa. Szczurzyca gotowa była zabić za to, że zrobiono krzywdę jej panu? Zachowywała się jak pies, łaszący do nóg właściciela, a nie jak rozumna istota. Czy ona naprawdę była tak krótkowzroczna by nie widzieć, że Aulus pragnie tylko ich śmierci? Jak można być tak głupim?

Kreatura rzuciła się do gardła elfce, która znalazła w sobie tyle odwagi, by zakończyć życie tego sadysty. ”Ciekawe co jej zrobił...” – zastanawiała się w duszy Isa. Skoro nowo przybyła na wstępie postanowiła dokonać zamachu, coś musiało wcześniej zajść. Kiedy albinoska zobaczyła, jak Lottie chwyta w szczęki morderczynię, chciała krzyczeć, ale…coś ją powstrzymało. Nie mogła się zdobyć na jakikolwiek ruch, mimo, że oprawca właśnie wydawał swój ostatni oddech. Bała się, choć sama nie wiedziała dlaczego. Ale gdyby stało się coś, co przywróciłoby go do życia? Elfkę przeszył dreszcz na samą myśl o tym. Nie ruszyła się z miejsca, nie chcąc go prowokować. Skoro był tak silny by ich tu ściągnąć, to pewnie mógłby teraz znowu powiesić ją na ścianie, a następnie umrzeć, pozostawiając tak na zawsze. Ta upiorna wizja wystarczyła, by wybić jej z głowy wszelkie myśli o ruszeniu zielonookiej na pomoc.

Szczurzyca potrząsnęła łbem, rzucając bezwładnym ciałem przybyszki o ścianę. Trzask kości spotykających się z litą skałą nie należał do najprzyjemniejszych. Lottie była jednak gotowa na wszystko w imię zemsty za śmierć swego pana, nie odpuściła więc i po raz kolejny przypadła do poranionej, pokrwawionej elfki. Na szczęście ze swojego miejsca zerwała się Nate. Zamiast krzyczeć i szarpać mutantką, poczęła do niej spokojnie przemawiać. O dziwo, mimo wyraźnej walki, jaką toczyła z samą sobą na widok krwi, mówiła całkiem składnie. Isa miała nadzieję, że choć czwarta część z jej przemowy dotrze do zaślepionej rządzą mordu istoty. Może zielonooką uda się jeszcze uratować…
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Dwa dni przemierzali bezkresne połacie Falldaronu zmierzając na daleki wchód, od dwóch dni ich determinacja nie pozwalała zatrzymać się na dłużej niż jedynie aby zregenerować nadwątlone siły. Na czele pochodu zmierzał przywódca kragów, odziany w swą niedopasowaną zbroję, dzierżąc w dłoni krótką włócznie.
Tuż za nim maszerowała pijawka co jakiś czas zerkając na rataraka, który od dwóch dni... Spoglądał na niedawną skrytobójczynię, jak na najgorszego wroga. Tym razem jednak podróżowała pod swą ludzką postacią... Jednak jej wzrok zdradzał wszystko, mimo że bestia siedziała tam w środku, szarpiąc się w najskrytszych odmętach jej jestestwa, to jej duch pozostawał w gotowości, czekając jedynie na odpowiednią chwilę do skoku.
Na samym końcu zmierzała blada elfka, niedoszła ofiara zabaw szalonego władcy, jej twarz nie zdradzała cierpienia, jej chód był pewny i wyniosły... Jak bardzo różniła się od tej kruchej istoty, której wola została złamana zaledwie w kilka chwil. Zapewne gdyby nie wiadomość że śmierć klauna pozbawia ją możliwości powrotu, już teraz porzuciła by go na tej przeklętej równinie, wbijając dodatkowy sztylet w miejsce tkwiącego w jego piersi...
Ostatni wlókł się Acheron odziany w swój ciemny płaszcz, zastanawiająca postać, pomyślał. Mimo tego że wykonywał zaledwie minimalne ruchy swym ciałem, Aulus wiedział że dostrzega wszelkie zmiany dookoła, gotów by odeprzeć każdy atak... Oraz on... Niesiony na lektyce pośród tego pochodu, przez czterech wyczerpanych Kragów, ale z widoczną dumą na twarzy, że to im w udziale przypadło niesienie swego boga, zapewne nawet gdyby mieli paść z wyczerpania, nie zamienili by się z nikim innym... Blada postać w czarnym fraku, której oblicze zastygło tuż po wydarzeniach z jaskini, jego twarz nie zdradzała niczego, kamienna, zastygła sylwetka nieopisanego szaleństwa... Jaki był jego cel, i dokąd ich prowadził...

2 dni wcześniej...


Szczurzyca wpatrywała się w elfkę przekrwionym wzrokiem, wbijając swe ostre pazury w jej tors... Krew powoli zalewała posadzkę, a ledwo przytomna kobieta dochodziła do siebie po niedawnym zaklęciu które ktoś na nią rzucił. Kragowie biegali dookoła, zawodząc żałośnie, część z nich sięgnęła po broń, zmierzając z morderczym wyrazem twarzy w stronę skrytobójczyni. Wampirzyca starała się uspokoić oszalałego szczura, uspokoić jej rozbite serce, które dopiero co odnalazło istotę która w jakimś stopniu ją rozumiała. Istotę która mogła stać się nowym początkiem jej życia... A zamiast tego, leżała teraz wśród piasku i kamieni, porzucona niczym stare truchło, a z jej świeżej rany sączyła się szkarłatna krew. Gdy ratarak szykował się do zadania ostatecznego ciosu wtem głośny okrzyk zatrząsł murami ich umysłu... Zatrząsł tak, że żadne z nich nie było w stanie mu się sprzeciwić...

- Dosyć!

Kim jestem.Co się stało...

Aulus powoli przeglądał zwoje pamięci, przechadzając się po zakurzonych zaułkach swego umysłu, mroczne pomieszczenie o setce półek wypełnionych pożółkłymi pergaminami... Pacynek z rękoma założonymi za plecami, starał się przypomnieć sobie co tutaj robi, i w jaki sposób oderwał się od swego ciała... Przecież jeszcze przed chwilą spoglądał na twarze swych towarzyszy, nie to zła nazwa... Na twarze, swego wyboru. By chwilę później otaczał go już tylko mrok... Rozwinął jeden ze zwojów, który pojawił się nagle wśród setek innych, lecz ten w porównaniu do tamtych był śnieżnobiały, bez jakichkolwiek skaz upływu czasu, świeże wspomnienie... Aulus rozwinął pergamin, odczytując pierwszą linijkę. "A więc umieram, na reszcie któreś z was dało radę"... Pomyślał zanim nie wczytał się dalej... "Nie to nie wy... Więc taki był twój plan, przyznaję tym razem znowu wygrałeś, już drugi raz przechytrzyłeś moją osobę... No no, cóż za emocjonująca rozgrywka."
Klaun odłożył zwój, zastanawiając się nad elfką która pewnie w tej chwili przeżywała atak jego pupila. Oraz co gorsza, o swym ciele, które zostało zainfekowane przez dziwaczne zaklęcie, władca przewidział że zwykłe przebicie serca nic by nie dało, pacynek po prostu opętał by jedno z nich... Do czasu aż ktoś nowy nie pojawił by się na horyzoncie. Teraz jednak jego los był w nieciekawej sytuacji, dziwna energia która wpływała do jego ciała wprost z klejnotu, w głowni rękojeści w jakiś sposób, odbierała jego siły, zmieniała go... W człowieka. A jeśli ponownie stanie się istotą ludzką, a jego wewnętrzne towarzystwo zniknie. Wszyscy skończą zamknięciu tu na zawszę, zdani na łaskę uzurpatora. Klaun skoncentrował swoje siły, wyczuwając energię istot dookoła, wiedział że elfce nie zostało dużo czasu. Tylko szybka decyzja, miała szansę na powodzenie.

- Charlotte, zostaw ją... Jest mi potrzebna żywa...

Przemówił swym połączonym głosem, wprost do ich umysłu. Następne kilkanaście zdań było niejasnych dla reszty grupy, pacynek porozumiewał się wprost z królową kragów, dziwnym zniekształconym dźwiękiem, na który ona jedynie przytakiwała, jednocześnie powstrzymując swych pobratymców przed dokonaniem upragnionej zemsty.

- Co pewno już się domyślacie, umieram... Jednak nie w skutek krwi która wypływa z mego ciała.

Gdy to powiedział, jego rana dookoła ostrza zasklepiła się, a raczej przestała barwić jego frak.

- Sztylet który dzierżyła wasza nowa towarzyszka, został zaklęty za pomocą prastarej magii, której nawet ja nie znam... Jednak są na
tej wyspie istoty zdolne ją przełamać. Nie mam zbyt wiele czasu, a w tej chwili manuję cenną energię na rozmowę z wami. Musicie dotrzeć do wioski Dakonów, na dalekim wschodzie, ukrytej wśród piasczystych wydm pustyni Dashi... Orote, kapitan kragów poprowadzi was do tego miejsca... Pamiętajcie, nie macie wyjścia, tylko ja mogę wam pomóc się z tąd wydostać...


***


Aulus przypomniał sobię ostatnie dwa dni, ich przedzieranie się pod czójnym wzrokiem namiestnika Falldaronu. Głupiec zapewne śądził że jego plan na zgładzenie pacynka został wypełniony, gdyż jak do tej pory nie natrafili na żaden ślad jego przeklętych sługów... Elfka została poskładana za pomocą magi demoniczej wiedzmy, a reszta kragów zrobiła zapasy, pakując je na lektyke swego pana, ich droga była długa... A podróż z takim obciążeniem, i grupą która ledwo potrafiła zamienić ze sobą dwa zdania, zajmie im przynajmniej cztey dni... Czas, ani miejsce... Nie były sprzymierzeńcem byłego władcy... Pstanowił więc samemu przechylić nieco szalę, na swoją stronę... Jednak nie teraz, potrzebował odpoczynku, tak bardzo chciało mu się spać... Pacynek czół wyboistą drogę, na której podskakiwało jego wątłe ciało gdy grupa kragów niosła go na zaimprowizowanej lektyce... Nie mógł poruszyć żadną kończyną, czując jak trucizna zdradzieckiego ostrza coraz głębiej przenika do jego serca. Czy tak miał wyglądać jego koniec, czy cały trud jego nędznego życia miał zostać zakończony przez jedną nędzną elfkę, która w swej głupocie dała się zwieść podszeptom władcy na jego dawnym tronie... Czy na pewno jego... Pacynek powoli skupił resztki swej woli, aby skoncentrować się na miejscu które odwiedzał, do którego nikt poza nim nie miał wstępu... Podświadoma świątynia sanktuarium z jego snów.
Powoli wstał z zielonej trawy, siadając na drewnianym krześle stojącym u brzegu bystrego potoku, w którym woda była tak czysta, iż widać było złote ryby błyszczące w promieniach zachodzącego słońca, dookoła nie było nic... Jedynie jasne niebo aż po horyzont, ostatnia samotnia na drodze do szaleństwa. Jak zwykle miewał ją nazywać.
Pacynek spojrzał na istotę siedzącą u brzegu, która najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy z tego gdzie była, ale to nie było istotne. Nie obchodziło go co teraz czuła, ani co myślała o nim samym. On nie pragnął zrozumienia, nie chciał też miłości... Bo niezbyt ją rozumiał. Gdy doszła do siebie zalała go swymi odczuciami, pytaniami, i sentencją swego życia...
To było niesamowite... Tak dziwne, a zarazem przerażająco znajome. Wędrówka pod postacią ratakara tak bardzo przypominała jej noce w Alaranii, kiedy uwięziona we własnym umyśle mogła jedynie przyglądać się poczynaniom bestii. Teraz jednak było inaczej. Miała wrażenie, jakby znajdowała się jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Czuła swoje przemienione ciało, sama nadawała rytm krokom oraz widziała ciało Aulusa niesione w lektyce. Obserwowała je przez dłuższy czas. Kim był dla niej ten mężczyzna? Uprowadził ją do swojego świata, zmusił do narażania własnego życia, a teraz ona martwiła się o to, żeby on nie stracił własnego. Szczególnie teraz, kiedy był jeszcze bardziej blady niż normalnie.
Z drugiej jednak strony było to dziwne, mentalne miejsce. Bywała już w takowych. W końcu po każdym zachodzie słońca, jeszcze przed przybyciem do Falldaronu, jej świadomość była brutalnie spychana na maleńką wyspę pośród morza krwi pełnego zwłok jej ofiar. Tutaj jednak się nie bała, czuła wewnętrzny spokój... zupełnie jakby znajdując się w mocy Pacynka nic nie mogło jej się stać. Spojrzała na przemienionego nie wypowiadając żadnego słowa, a zaraz potem przeniosła wzrok na swoiste ekrany, jakimi były oczy ratakara.
- Powiedz... czy czułeś kiedyś może, że świat, w którym przebywasz, obrócił się przeciwko Tobie? Mimo jego ogromu nigdzie nie było dla Ciebie miejsca, a całe Twoje życie było wypełnione spojrzeniami innych? Są momenty, że kiedy zamknę oczy znowu je widzę. Wzrok pełen pogardy, która jednak tak naprawdę maskowała lęk. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy gniew ludzi oraz ich brutalność nie wynikają właśnie ze strachu. Powiedz, czy jestem taka przerażająca? - spytała obracając się w stronę mężczyzny. Na tą krótką chwilę odrzuciła swoje maski. Z resztą... czy miały one tutaj w ogóle prawo bytu? Aulus potrafił przeniknąć jej myśli na wylot, więc nie widziała sensu, żeby kłamać. Posłała mu jedynie łagodne, pytające spojrzenie udekorowane smutnym uśmiechem. - Kiedy jeszcze mieszkałam w swojej rodzinnej wiosce uwielbiałam wraz z braćmi oglądać nocne niebo. Zawsze wtedy wyobrażałam sobie, że jeśli uniosę dłoń i wystarczająco się postaram zdołam którąś dosięgnąć. Edward i Gabriel zawsze się z tego śmieli, lecz pewnej nocy pewna gwiazda, na której bardzo się skupiłam, zaczęła spadać. Myślałam wtedy, że to właśnie dzięki moim pragnieniom i wypowiedzianemu w myślach życzeniu postanowiła opuścić nieboskłon. Byłam wtedy dzieckiem, jednak wierzyłam to ze wszystkich sił. A teraz...? - Uniosła głowę przymykając oczy. Wyobraziła sobie to wspaniałe nocne niebo, które widziała w Falldaronie. - Widząc gwiazdy na niebie czuję, że żadna nigdy nie spadnie dla mnie. Miałeś tak kiedyś?
Nie miała pojęcia dlaczego mu to mówi. Przecież... nie wnosiło to żadnych ważnych informacji, a Aulusa najpewniej wcale to nie interesowało. Nie przerwał jej jednak. Czy zauważył jak bardzo przemyślenia Charlotte były podobne do pytania, które tak niedawno zadał swojej oprawczyni, kiedy dopiero co się spotkali?
- Niesamowite jak bardzo sprzeczne potrafią być ludzkie uczucia. Wędrując przez lata po Alaranii starałam się unikać żywych istot jak tylko mogłam. Pamiętam, że na początku było to prawdziwą torturą. Nigdy nie byłam sama, mieszkańcy wioski opiekowali się mną, kiedy mój ojciec... Kiedy on... - Nie dała rady tego powiedzieć. Objęła się jedynie ramionami. W takich chwilach pragnęła być jak najmniejsza, skryć się przed własnymi lękami i nie wychodzić, dopóki nie miną. Szkoda, że było to niemożliwe. - Prawdziwe znaczenie samotności poznałam jednak, kiedy musiałam iść do miasta. Przedzierałam się przez tłum ludzi skrywając twarz pod kapturem, byłam zwykłą nędzarką szukającą pożywienia... Mimo, że wokół mnie było tyle osób, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Krzyczałam wtedy w myślach, żeby mnie zauważyli... modliłam się, żeby ktoś mi pomógł, lecz jednocześnie nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet pojedynczego słowa. Potem jednak ktoś mnie zauważył... a ja żałowałam, że kiedykolwiek się urodziłam. Większość moich blizn powstało właśnie w tamtym momencie. Do tamtej pory nigdy nie podejrzewałam jak okrutni potrafią być ludzie. Strach oraz ból były tak wielkie... Nie mogłam uciec, chociaż zbliżał się zmierzch. Kiedy w końcu słońce zaszło zabiłam ich własnymi rękoma, a potem jeszcze wielu, wielu ludzi. Pamiętam to jak urywki koszmaru, jednak przeganiali mnie tak samo, jak własna rodzica, kiedy została rzucona na mnie klątwa. Wtedy zrozumiałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo... że nigdy nie odzyskam osób, które tak bardzo kochałam... - Łzy spływały rzewnie po jej policzkach, a drobnym ciałem kobiety wstrząsnął szloch. Nie mogła się opanować, chociaż bardzo chciała. Ze wszystkich sił próbowała przestać płakać, wycierała rękoma twarz, jednak kolejne łzy sprawiały, że jej praca nabierała syzyfowego charakteru. - To dlatego... dlatego tak bardzo chciałabym zostać w Twoim świecie. Przebywając w Falldaronie przypomniałam sobie, jak bardzo kocham nocne niebo. I jak bardzo nie chcę być już dłużej samotna... Zmusiłeś mnie do współpracy z innymi, chociaż stwarzam dla nich zagrożenie. Nie mogłam się jednak wycofać, prawda? Tylko... to takie trudne... zaufać komuś, kiedy nie mogę zaufać sama sobie... - Stopniowo się uspokajała. Nie spojrzała jednak na mężczyznę, zbyt się wstydziła swoich słabości, do których się przyznała. Czuła się tak bardzo obnażona przed nim...

Aulus spoglądł przed siebie, nie starając się nawet rozpatrywać jej słów.

-Co ty wiesz o ludziach, skąd możesz wiedzieć jaki jestem... Gdy miałem sześć lat, moi rodzice zostawili mnie obawiając się mej mocy, pewnego dnia ojciec po prostu zagubił mnie w lesie, krzyczałem, płakałem... Błądziłem. Poznałem co to ludzki los...

Pacynek przerwał na chwilę spoglądając na swe blade dłonie.

- Opowiadasz mi o braciach, o beztroskich latach... Ja ich nie miałem, radziłem sobie sam. A gdy trafiłem do Akademii, sądziłem że przyjęli mnie bo zobaczyli we mnie człowieka... Błąd, byłem niebezpieczny dla świata. I tylko izolacja, i badanie mego umysłu stało się ich celem. Mój mistrz, ojciec... On jeden starał się pokazać mi piękno tego świata, pokazać dobro w każdym człowieku. Wiedział że mam w sobie demona, który z czasem ponownie się narodzi, jednak traktował mnie jak chłopca, nie jak obiekt doświadczalny... I to był jego błąd.

Pacynek uśmiechnął się nadal na nią nie patrząc.

- Zabiłem go, zasztyletowałem jak zwykłego wieprza, odmawiał mi mocy, odmawiał potęgi która mi się należała... Stałem się wielki, powiedz mi któż inny może równać się z taką mocą, kto inny potrafił by stworzyć własny świat.

Aulus zacisnął pięści, starając się nie stracić kontroli nad własnym ciałem.

- Pytasz o ludzi, o te istoty które dla mnie nie znaczą nic... Które gdyby nie ciekawe przypadki, nie były warte więcej niż stado kłaków... Nie jestem człowiekiem, nie posiadam uczuć, i nie zależy mi na żadnym z was... Chce odzyskać co moje.

Klaun nareszcie spojrzał w jej oczy, lecz teraz widzieć było jedynie mrok, i całkowitą pustkę.

- Wszyscy będą cierpieć moja droga, a ty jeśli jesteś na tyle mądra... Staniesz u mego boku, i ujrzysz to wszystko co ja, staniesz się moją żywą towarzyszką w tym przeklętym świecie, a ja podzielę się z tobą widzą... I prawdą jaką zatajają ludzie, w swych pokrętnych umysłach. Możesz być wspaniała, jednak brak ci odwagi, widzę w twych oczach wielkość, jednak brak ci zachęty... Pozwól mi się prowadzić, być mą strażniczką... A poznasz to o czym ci się nie śniło. To co widzisz dookoła, to miejsce... Jest ostatnim wspomnieniem z czasów gdy w mym sercu biło ludzkie serce, mój mistrz zabrał mnie tutaj, przez cały dzień gawędząc ze mną o zwykłych sprawach, nie był wtedy potężnym magiem którego bano się w całej krainie, ja widziałem w nim zmęczonego starca, który pragnął tak jak ja, przez chwilę poczuć swą wolność.

Pacynek przerwał spoglądając na błyszczące ryby...

- Powiedz mi... Co widzisz patrząc w moją twarz?

Zadrżała. Jak mogła zapomnieć, że Aulus jest szalonym mordercą, który ściągnął ich w celu przeprowadzenia chorego eksperymentu? Przecież on wcale nie przejmował się, czy któreś z nich zginie. Miał wspaniałą zabawę oglądając ich zmagania, kiedy starali się uciec śmierci. Była głupia myśląc, że potraktuje ją inaczej. Bo niby dlaczego by miał? Była nikim, zwykłym ludzkim śmieciem, który zawadzał każdemu, kogo spotkał na swej drodze. Wiele razy inni dawali jej to do zrozumienia. Ballar też powiedział, że dla Pacynka będzie jedynie narzędziem, prawda?
Nie śmiała mu odpowiedzieć. Niemniej potwierdził jej przypuszczenia odnośnie własnej historii. Co z tego, że byli podobni pod kilkoma niewielkimi względami? Różnili się diametralnie siłą, którą dzierżyli. Ona nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Bała się za każdym razem, kiedy słońce zbliżało się do horyzontu, a potem po odzyskaniu ludzkiego ciała płakała tak długo, aż nie straciła przytomności z wycieńczenia. On był inny... Mimo, że wszyscy go odrzucili nie przestał walczyć o swoje. Nie ważne, czy komuś się to podobało czy nie, on cały czas dążył do tego, żeby osiągnąć własne cele. Jak mogła uważać, że w końcu znalazła bratnią duszę? Uzmysłowiła sobie jedynie, jak bardzo jest żałosna.
Uniosła głowę, by spojrzeć na Aulusa, kiedy ten skierował do niej pytanie. Nawet nie zauważyła, że spuściła wzrok podczas jego opowieści. Teraz jednak nie mogła uciec przed tymi ciemnymi oczami, za którymi kryła się prawdziwa otchłań bez dna. Kiedy tak patrzyła to miała wrażenie, że ta czarna dziura całkowicie ją pochłania. Zapytał ją jednak o coś, więc nie mogła milczeć.
- Widzę mężczyznę, który przez całe swoje życie walczył o szacunek. Dostrzegam osobę, która nie poddała się mimo ciągłych przeciwności, lecz starała się tak bardzo, by w końcu narzucić innym fakt, że istnieje. Nie wiem dlaczego zabiłeś swojego mistrza i nie mi to oceniać. Sama mam na rękach krew wielu istnień. Wydaje mi się jednak, że nie poprzestaniesz, dopóki nie osiągniesz swoich celów. Będziesz parł przed siebie bez względu na przeszkody, jakie napotkasz. W moich oczach jesteś osobą, która nigdy się nie da zniewolić czy kontrolować w jakikolwiek sposób. Ale jednocześnie widzę chłopca, któremu odmówiono zaznania chociaż chwili przyjemności. Chłopca, który całe swoje życie spędził utwierdzany przez innych w tym, że jest potworem, niezaakceptowanego do samego końca. Twierdzisz, że nie wiem nic o brutalności świata, jednak to właśnie dlatego, że poznałam zarówno miłość jak i zdradę ten ból jest jeszcze większy. Nie musisz się ze mną zgadzać, nie mam zamiaru przekonywać Cię co do swoich racji.
Była śmieciem, tak? Popychadłem, które od czasu klątwy bało się wyrazić własne zdanie. Uciekała jak ten szczur po kanałach, zawsze kryła się przed wzrokiem innych. Miała tyle masek, że czasami już sama nie wiedziała, jaka jest naprawdę. Ale ile czasu będzie musiała to jeszcze ciągnąć? W końcu sama pozwalała innym się tak traktować. Aulus nigdy tego nie zrobił, wręcz zmuszał innych do uznania jego siły. Dlaczego ona w końcu się nie podniesie z kolan i nie uniesie głowy?
Tym razem jej spojrzenie się zmieniło. Było bardziej harde, zdecydowane. Koniec z byciem płochliwą istotą, która przez całe swoje życie pozwala innym robić z sobą co chce. Tym razem to ona chciała napisać własną historię, którą będzie podążać!
- Mówisz, że wszyscy zginiemy, tak? Ześlesz na nas cierpienie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy? Nie obchodzi mnie co sądzisz na temat ludzi. Wiem jak bardzo dwulicowi potrafimy być, jak wiele fałszu się w nas kryje, jak wiele bólu potrafimy zadać z zimną krwią osobom, które kochamy. Sama jestem człowiekiem, to wszystko, czego nienawidzisz w ludziach jest też we mnie. Moja nocna forma? Szczur, w którego zmieniam się wbrew własnej woli? Nazywasz to potęgą, ale tylko dlatego, że możesz mnie wykorzystać. Przyznaj, że przez cały czas widzisz we mnie jedynie narzędzie. Nie jestem głupia Aulusie, potrafię łączyć fakty. Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja potrzebuję Ciebie. Być może jestem młoda i wielu rzeczy jeszcze w życiu nie doświadczyłam, lecz widziałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, kiedy jestem na przegranej pozycji. Oferujesz mi siłę? Nie potrzebuję jej. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy... - Zamilkła na moment i uniosła wzrok przyglądając się obłokom płynącym w tej mentalnej rzeczywistości, do której ją sprowadził.
- Nie wiem, czy chcę przyjąć Twoją propozycję. Jeśli to zrobię nie będę towarzyszką, jak to nazwałeś, prawda? Dalej będziesz widział we mnie narzędzie. Być może zdobędę wiedzę niedostępną dla większości, lecz jak wtedy zmieni się moje życie? Z uciekinierki mam się zmienić w więźnia? Przyznaj Aulusie, że przez długi czas wyglądałoby to właśnie w ten sposób. Nie takiej odmiany pragnę.
Czy swoimi przemyśleniami rozgniewa go? Wiedziała, że wiele teraz ryzykuje, lecz Przemieniony w każdej chwili mógł zajrzeć w jej myśli. Po co kłamać przed kimś, przed kim nie miało to racji bytu? Być może faktycznie była głupia, może powinna paść przed nim na kolanach i dziękować, że zechciał spojrzeć w stronę tak marnej istoty jak ona. Nie chciała jednak więcej być jednak popychadłem. Nie da więcej sobą pomiatać! Jeśli czegoś nauczyła się od niego podczas pobytu w Falldaronie, to z pewnością było to właśnie dążenie do własnych celów. On chciał odzyskać swoją własność, a ona? Zdecydowała się zmienić swoje życie w taki sposób, jaki będzie odpowiadał jej samej. Koniec ze strachem, lęk nie może dyktować jej, co powinna robić. Proponował ją, że ją poprowadzi? Była gotowa przystać na jego propozycję, lecz jedynie pod warunkiem, że uzna ją jako niezależną istotę, która chce czerpać z niego inspirację. Ponieważ to właśnie Pacynek wpłynął tak bardzo na jej sposób myślenia. Począwszy od teraz, jeśli da sobą pomiatać nigdy nic nie zmieni

Klaun uśmiechnął się ironicznie słysząc jej słowa... Po czym przemówił swym połączonym głosem wszystkich dusz.

- Jesteście wyjątkowymi istotami, mimo że badamy was od tak dawna... Potraficie zaskakiwać nas jak gdybyśmy byli zaledwie raczkującymi dziećmi... Masz rację jesteś tylko narzędziem, ale oddając swój los w moje ręce, staniesz się moim narzędziem... Nie potrafię uczynić dla ciebie nic więcej, nie jestem człowiekiem, nie jestem też potworem... Jestem zawieszony pomiędzy tymi światami, a moja prawdziwa dusza, już dawno została zagubiona, pośród tych wszystkich które mnie otaczają...
Jestem kim jestem, jeśli mam być szczery, zapewne nigdy nie uda mi się poznać uczuć które kierują wszelkimi istotami tego świata, jeśli chcesz znać prawdę o mnie, to zapewne gdybyś teraz została zgładzona, nie poczuł bym nic poza smutkiem, że stało się to tak szybko... Jednak jesteś silna, jesteś w stanie wiele znieść... I potrafisz zadbać o własne życie, dlatego wybrałem ciebie, dlatego to ty masz zostać mą towarzyszką która będzie mogła ujrzeć wszelkie cuda obu tych światów... Nie jestem kłamcą moja droga... Przynajmniej nie tym razem.


Pacynek zamilkł spoglądając na resztę swych towarzyszy... Tak bardzo chciałby porozmawiać z nimi wszystkimi, poznać ich sekrety, wejść głębiej w ich myśli. Przekonać się czy jego wybór był słuszny... Klauna wciąż zastanawiała jedna rzecz, przeszli już tyle razem... A mimo to ich twarze zdradzały wzajemną ignorancję i brak zaufania, czy te głupie istoty nie potrafiły zrozumieć, że to nie jest ich zwykły świat... Tutaj granie niedostępnego, skrytego samotnika. Oznaczało tylko jedno... Szybką śmierć. Gorące słońca powoli zaczęły doskwierać podróżnikom, a świat wokół zmienił się diametralnie, niskie zielone krzaczki ustąpiły miejsca niewysokim głazom, zielona polana z miękką trawą uginającą się pod naciskiem stopy, przemieniła się w żwirzasty gorejący plac, od którego odbijały się jasne promienie. Nad głową krążyły ogromne ptaki o szpiczastych dziobach, i złotych piórach, wypatrując ofiar swymi wielkimi oczyma umieszczonymi na końcu dzioba... Dotarli do granicy Dashi... Morderczego miejsca, gdzie pacynek umieścił najgorsze z bestii, strzegących tajemnic miasta prastarych Dakonów... Istot posiadających odrębne świadomości, prowadzące własne życie z dala od szalonych sztuczek istot walczących o stołek. Przepełnione całunem zepsucia, i nie opisanej energii otaczającej wszystko dookoła...
Jak okiem sięgnął nie dało się znaleźć nic co wyróżniało by ją pośród innych tego typu miejsc.
Aulus spojrzał na kobietę siedzącą u jego stóp na zielonej łące, i żałował że ta wizja musi się zakończyć... Jednak potrzebował energii, tutaj potrzebował jej bardziej niż gdziekolwiek indziej...
Delikatnie dotknął ramienia dziewczyny, po czym machnął dłonią, a wszystko zamigotało przywracając szczurka, do jej zwykłej świadomości...

- Jesteście w połowie drogi, kilka mil stąd, jest miejsce w miarę bezpieczne w tej przeklętej dziczy... Uważajcie, i pamiętajcie... Tutaj nawet skała może zabić.

Pacynek przerwał myśl, by w miarę swych możliwości obserwować wszystko co działo się dookoła, chociaż te słowo było całkowicie błędne... W dziwny sposób czuł wszelkie życie, od istot które z nim podróżowały, po wielkie węże piaskowe przemieszczające się pod ich stopami, czuł drobne istoty obserwujące ich zza skał, i niewidzialne byty krążące nad ich głowami... Widział znacznie więcej. Mimo swej wegetacji... Wiedział że gdyby nie jego obecność tutaj, nieopisanie straszydła, wyskoczyły by wprost spod ziemi, porywając nieostrożnych wędrowców, nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się z własnej woli do tego przeklętego miejsca... Na szczęście oni nie należeli do ludzi o zdrowych zmysłach.
Orote, rozglądał się niepewnie zaciskając dłoń na swej prowizorycznej broni. Nie po raz pierwszy stąpał po tych niebezpiecznych ziemiach, jeszcze zanim wybrano go wodzem, pacynek często wysyłał go do wioski Dakonów, aby przystosować go do złego klimatu... Zanim słońca nie schowały się całkiem za pasmem horyzontu, Dotarli do miejsca wyglądającego jak ruiny starej świątyni, wznoszącej się ponad gorący piasek który zastąpił twardy żwir po kilku milach drogi. Z pozostałości budowli ostały się cztery kolumny, oraz niewysoki mur otaczający przed hulającym wiatrem z każdej strony świata, jej główna sala wznosiła się ponad wydmami na podwyższeniu, a schody które prowadziły przez jedyną bramę od dawna pozbawioną wrót, zapadły się częściowo, tak że trzeba było stawiać szersze kroki.... Orote zagulgotał coś w swym gardłowym języku do stworów niosących Aulusa, po czym sam wdrapał się na szczyt kolumny, obserwując teren dookoła... No cóż, przynajmniej warta została ustalona. Gdy pacynek bezpiecznie spoczął na ziemi, kragowie rozpalili niewielki ogień z głaęzi które zapewne przyniósł tu wiatr, zatrzymując je na kamiennych barierach. Co prawda nikły płomień nie chronił ich przed zimnem nocy, jednak dawał względny komfort, i jako taką widoczność w razie niespodziewanego ataku... Grupa niosąca lektykę, szybko zjadła obrzydliwie wyglądające surowe mięso, które zniknęło równie szybko jak się pojawiło, po czym rozdało towarzyszą suchy prowiant, w postaci czerstwego chleba, oraz bukłaki z winem... Sami dołączyli do swego przywódcy, rozsiadając się na skalnych filarach... Może chociaż tej nocy będzie spokojnie...

Dużo później...


Jednak wszystko miało się zmienić, Orote zaskrzeczał cicho, po czym zeskoczył ze zwej kolumny w stronę niewielkiego ogniska które wciąż się tliło, przytupując je nogą... Strażnicy widząc to co władca, podbiegli do lektyki swego pana... Aulus nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć co się dzieje. Przemówił szybko do śpiących towarzyszy budząc ich z magicznego stanu, jakim był sen..

- Tego się obawiałem, wstawajcie głupcy jeśli znów chcecie zobaczyć świt.

Pacynek poczuł ucisk w sercu, gdy zbyt mocno skoncentrował się na ich woli... Cholera, nie sądziłem że jestem już tak słaby... Bół trwał chwilę, przynosząc nieznane wcześniej cierpienie, po czym zelżał, pozwalając mu zebrać myśli.

- Zbliżają się Gerlkowie, musieli wyczuć zapach waszych ciał... Z tego co sądzą kragowie, możliwe jest że ich liczba znacznie przekracza kilkadziesiąt sztuk.
Nie zgrywajcie bohaterów, i nie dajcie się zaskoczyć, one są sprytne i niezwykle zwinne... Nie rozdzielajcie się i brońcie z tego miejsca, macie tu większe szansę na przetrwanie..
.

Aulus wiedział że to co zrobi przyniesie konsekwencje, wiedział też że jeśli posłuży się mocą odbierze sobie cenny czas jaki mu pozostał, jednak w jaki sposób mieli bronić całkowicie nie uzbrojeni... Powoli skupiając swą wolę na materii, skupiając ją na obrazie tego co miało się pojawić. Uwolnił moc, z jego ciałem wstrząsnął potworny ból, przez kilka chwil nie widział nic poza białym punktem przed swymi oczyma, stracił kontrolę nad umysłem, a jego niemy krzyk rozdzierał świadomości wszystkich dusz... Nie było już odwrotu... Pacynek spojrzał po raz ostatni zanim nie wyczerpał swych sił, na stos mieczy o prostych jelcach, i długich ostrzach spoczywających na ziemi... Spojrzał na łuki oparte o ścianę zawalonego klasztoru, oraz śnieżnobiałe pióropusze wystające z kołczanów utkanych ze skóry...

- Zrobiłem co mogłem... Reszta zależy od was.

Gdy jego świadomość opuściła ciało, grupa stworzeń sięgających im do szyi, pojawiła się na horyzoncie... Jak bardzo mogła zdziwić się istota, która potrafiła by przebić mroki nocy, widząc hybrydy człowieka i jaszczurki... Zielone ciała bestii pokrywała drobna łuska, poruszali się zwinnie na swych krótkich czterech odnóżach, zwijając długim ogonem połacie piasku za sobą, podłużne twarze o ostrych zębach, z pomiędzy których wystawał gadzi jęzor... Oraz te oczy, świdrujące i przepełnione pragnieniem śmierci... Tępe istoty stworzone w jednym celu... Aby bronić tej krainy... I co niestety trzeba im przyznać, robiły znakomicie... Kamienna forteca w której się znaleźli, gdzieś na odmętach świadomości szalonego klauna, miała być ich sprawdzianem... Próbą szalonego władcy, ich losy miały rozegrać się w tym miejscu, tym razem nikt ich nie uratuje, jeśli nie sprostają zadaniu, ich kości na wieki zalegną wśród wysokich wydm... A dusze powędrują do pałacu uzurpatora, by tam służyć nowemu panu...
Kto ich teraz poprowadzi, kto ma ta tyle charyzmy by wywalczyć sobie wygraną... Tyle pytań, a jedyna osoba zdolna na nie odpowiedzieć, spoczywała przebita magicznym sztyletem w swym eterycznym stanie...
Samotna istota, której nikt z nich nie mógł ujrzeć, przyglądała się tej scenie siedząc spokojnie milę dalej, jej zielony płaszcz łopotał na wietrzę, a bystre oczy przebijały zasłonę nocy, widział dokładnie każdy szczegół.
Napięcie wśród grupy... Miał być jedynym świadkiem walki o życie tej dziwacznej bandy... Miał być ostatnim strażnikiem ich historii.
Wysoko na niebie, złote ptaki skrzeczały radośnie, tego wieczora na pewno nie zabraknie im pożywienia.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Krew... było jej tak dużo. Czuła jej charakterystyczny zapach, metaliczny posmak wypełniał jej usta. Pragnienie posoki sprawiało, że była w stanie wyraźnie usłyszeć każde uderzenie serca elfki spoczywającej tuż pod nią. "Nienawidzę jej! Chciała mi go odebrać!" Ale jak właściwie mogła zabrać jej coś, czego nigdy nie posiadała? "Dlaczego ona tu przyszła? Niech zniknie! Inaczej mi go ukradnie!" Każdy mięsień ciała bestii był napięty, a ona sama wręcz trzęsła się ze złości. Nie myślała logicznie, liczyła się jedynie ta krucha istota, w którą wbiła pazury. Nienawidziła jej całym sercem!
        Ale właściwie... dlaczego? Przecież dopiero co ją zobaczyła, nigdy wcześniej się nie spotkały. Czy miała powód, żeby teraz tak cieszyć się z krzywdy elfki? Przez całe życie starała się opanować drzemiącego w jej wnętrzu potwora, lecz w tej chwili sama dolewała oliwy do ognia. Wypuściła go z niemym życzeniem, żeby pozbył się kobiety najszybciej jak to możliwe. Najgorsze było to, że sama Charlotte czerpała satysfakcję rzucając nowo przybyłą o ściany. Kiedy ta śmiała zaatakować Aulusa Lottie całkowicie straciła nad sobą panowanie i teraz, kiedy trwała zawieszona nieruchomo nad przerażoną istotą zastanawiała się tylko nad jednym - dlaczego tak zareagowała? Przez cały ten czas, kiedy została nałożona na nią klątwa skrywała swoje uczucia. Musiała trzymać emocje na wodzy, inaczej nie dałaby rady przeżyć zdana jedynie na siebie. A teraz? Widok sztyletu wbitego w mężczyznę, którego powinna się obawiać i nienawidzić, odgłos jego upadającego na ziemię ciała... Jakieś to było irracjonalne, że tak bardzo nie chciała dopuścić do śmierci swojego oprawcy. I wcale nie chodziło tutaj o strach przed utratą jedynej możliwości do Alaranii, o tym całkowicie zapomniała.
        Przez jej rozmyślenia oraz szum krwi w uszach po chwili przedarły się słowa. Ktoś coś do niej mówił? Bestia zamrugała ślepiami, by zaraz potem warknąć głośno, ostrzegawczo. W swoim szale nie zauważyła, jak wampirzyca tak bardzo się do niej zbliżyła. Teraz jednak była zdecydowanie zbyt blisko rannego Pacynka! Acheron też! Szczur, którym obecnie była dziewczyna, wyraźnie denerwował się tym faktem. Nie skoczył na nich tylko dlatego, że nie czynili mu żadnej krzywdy.
        "Nie jesteś potworem"? Tyle zrozumiała z całej wypowiedzi Nate, która próbowała ją powstrzymać. Ale ona nie miała racji... Charlotte była bestią, której każdy się obawiał. Oni też nie byli przy niej bezpieczni. Nigdy nie wiedziała, kiedy zmieni się w tym świecie w swoją drugą postać. Przemiana nie zachodziła już podczas wschodu i zachodu słońca, obecnie wywoływały ją emocje dziewczyny. Strach, złość, poczucie zagrożenia... Przecież wszyscy czyli to przez cały czas, prawda? Ratakar mocniej zacisnął pazury w ciele Linnei kolejny raz wydając z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk, którego nawet nie dało się bliżej sprecyzować. "Ja jestem potworem... odrażającą bestią, która zabija ludzi. Mam ich krew na rękach... Tak dużo krwi! A teraz sama chcę więcej! W takim wypadku nie mogę nazywać się człowiekiem!" Nie ruszyła się jednak nawet o milimetr wciąż przyszpilając do podłogi nieprzytomną już dziewczynę.
        Wtem jednak wszystko dla niej straciło sens. Donośny krzyk, który nie znosił żadnego sprzeciwu, zawładnął jej umysłem przywracając jednocześnie dziewczynie świadomość. Żądza krwi odeszła w zapomnienie i liczył się dla niej jedynie fakt, że znów go usłyszała. "On żyje!" W duchu odetchnęła z ulgą pozwalając całej trosce z niej opaść. Tak się bała... tak się bała, że straci swojego...! Chwila. Kim on tak właściwie dla niej był? Już sama nie wiedziała.
        "Charlotte." Jej własne imię odbijało się echem w umyśle dziewczyny. Tak dawno nikt nie zwracał się do niej po imieniu... A przecież imiona miały wielką moc. Skrywały w sobie znaczenie tak samo jak magiczne inkantacje, więc dlaczego każdy o tym zapominał? Jednak Aulus ją zawołał. Przez krótką chwilę miała wrażenie, jakby ktoś w końcu uznał jej istnienie. Przecież w swoim cichym cierpieniu wyraźnie krzyczała do każdego. "Jestem tutaj, zauważcie mnie!" Jednak wszyscy widzieli tylko potwora lub włóczęgę i żebraczkę. Dopiero Pacynek wyciągnął spod grubych warstw kurzu prawdziwą Lottie, którą starała się na zawsze pochować. Jedno słowo, niby tak bardzo znajome, a zarazem całkiem obce. Wystarczyło jednak, żeby dziewczynie zabiło szybciej serce.
        Posłusznie zostawiła elfkę. Najpierw ostrożnie zabrała kły z jej gardła, a następnie pazury z brzucha. Nie podobało jej się to wcale, a Kragowie wyraźnie podzielali uczucia jedynej w tym towarzystwie ludzkiej istoty. Zdawało się też, że przez swoją reakcję zyskała w ich oczach. Nie obchodziło to jednak żadnym razie Szczurzycy, która całą swoją uwagę skupiła na leżącym na ziemi mężczyźnie. Był taki blady... Żył, jednak jak długo? Zbliżyła się niepewnie do Przemienionego starając się zachować jasność umysłu i zimną krew. Posoka elfki kapała z jej pyska oraz pazurów na piaskowe podłoże zdobiąc je na kolor szkarłatu, zaś ogon istoty, którą teraz była, poruszał się nerwowo na boki.
        Z wielkim skupieniem słuchała słów Pacynka. Więc jednak, jej obawy były aż nazbyt realne. Umierał, a ona nic nie mogła zrobić. Bo niby co? Potrafiła jedynie przyrządzać proste maści z ziół, lecz to by mu nie mogło. Poza tym... flora Falldaronu cały czas pozostawała dla niej zagadką. Jakże piękną i urzekającą, przywodzącą na myśl wszystkie dziecięce sny zebrane w jednym miejscu, lecz nadal zagadką. To dlatego, kiedy usłyszała o innej możliwości ratunku dla Aulusa od razu stwierdziła, że nie ważne z czym by się to wiązało, ona już była gotowa wyruszyć. Cóż... jak się potem okazało, wyruszyli wszyscy.

        Przez cały ten czas nie odpuszczała klauna nawet na krok. Wielki szczur idący tuż przy lektyce niesionej przez Kragi zdała się naprawdę przypominać psa na smyczy. Isariela myślała o niej jak o zdrajcy, w sumie nie mogłaby jej za to winić, gdyby wiedziała o opinii elfki. Jej reakcja podczas ataku na Pacynka była bardzo jednoznaczna, czyją stronę wybrała. Teraz nie mogła zaprzeczyć i nawet jeśli nie do końca rozumiała swoje pobudki, decyzja została już podjęta. Nie miała jednak pojęcia co z tego wyniknie. Teraz wiedziała jedynie, że śmierci powinna się spodziewać różniej z ręki swoich dotychczasowych towarzyszy. Czy pozostało jej coś innego jak złożyć swoje życie w ręce Przemienionego, który teraz walczył o własną egzystencję?
        Przez całą drogę dziewczyna reagowała nerwowo, jeśli ktokolwiek z ich "drużyny" za bardzo zbliżył się do lektyki. Irracjonalne, prawda? Zupełnie, jakby biorąc przykład z dzieciopodobnych istot, zaczęła uważać Aulusa za swojego boga. Oni jednak nie rozumieli co przeżyła Charlotte, z czym musiała się zmagać każdego dnia jako wyrzutek i potępieniec. Nie wiedzieli jak wielką nadzieją ten szalony psychopata wypełnił jej serce. I nawet jeśli miała którego dnia pożałować swojej decyzji chciała z nim zostać chociażby chwilę dłużej. Czy chociaż to było dla niej możliwe? Poczuć przez moment, że być może istnieje na świecie osoba zdolna zrozumieć jej ból?
        Ich rozmowa w mentalnym sanktuarium Aulusa była dla niej niczym najbardziej wyczekiwana nagroda za cały ten trud. Nie wiedziała dlaczego jego osoba tak bardzo ją absorbowała. Jednocześnie fascynował ją i przerażał, lecz miał w sobie coś magnetycznego, z czym nie potrafiła walczyć. Chciała słuchać go więcej i więcej, lub po prostu siedzieć u boku tego dziwnego mężczyzny w miejscach takich jak to, które jej pokazał w wizji. Musiała też przyznać, że był z nią szczery podczas tej rozmowy. Nie obiecywał jej góry złota, zamków, pięknych sukni czy nie wiadomo czego. Potwierdził, że stałaby się jego narzędziem, ale czy to naprawdę było takie złe? W końcu przez większość życia pragnęła, żeby ktoś nadał sens jej istnieniu. Mogłaby czerpać inspirację z mężczyzny, który przeszedł tak dużo i nie poddał się. Chciała być przynajmniej po części tak silna jak Pacynek, żeby radzić sobie z własnymi słabościami i wykreować drogę, którą potem będzie podążać. Pragnienie szczęścia nie było niczym złym, prawda?
        Otworzyła usta w tym mentalnym świecie chcąc coś powiedzieć, lecz wtedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Zaskoczył ją fakt jak bardzo ten drobny gest był delikatny. A przecież... sam Aulus przyznał, że jej życie nie jest wcale czymś znaczącym. Mimo to jednak delikatne ciepło jego dłoni było tak realne, iż nie potrafiła na nie w żaden sposób zareagować. On też nie dał jej wystarczająco czasu na odpowiedź odsyłając dziewczynę bez żadnego ostrzeżenia do ciała ratakara, które przecież znajdowało się tuż przy jego boku.

        Była zmęczona. Wędrowali bardzo długo przez zmieniający się krajobraz, a teraz jeszcze słońce prażyło niemiłosiernie. Wróciła również do swojej ludzkiej postaci. Zastanawiający był fakt, że kiedy tylko to zrobiła podbiegł do niej jeden z Kragów i wręczył jej stosik materiału, który potem okazał się prostą lnianą sukienką oraz kobiecą bielizną tak dobrze znaną im z Alaranii. Dosłownie na moment pozwoliła, żeby to te "maluchy" pilnowały Pacynka, ona w tym czasie naprędce się ubrała. Bądź co bądź nie przepadała za pokazywaniem swojego ciała nawet teraz, kiedy dzięki łasce Aulusa zniknęły jej blizny, a ona sama wyglądała wręcz olśniewająco. Zmiana wyglądy zewnętrznego to jedno, jednak jej wnętrze pozostało nienaruszone.
        Przez cały ten czas nie odezwała się nawet słowem do swoich towarzyszy, o ile Ci nie zrobili tego pierwsi. Bo co niby miała powiedzieć? Uważała, że przez swoją decyzję ochrony Pacynka potwierdziła ich przypuszczenia o obraniu jego strony. Nie zdziwiłaby się, gdyby wszyscy się teraz od niej odwrócili. Przecież ich oszukała, prawda? Powinna wraz z nimi nienawidzić Aulusa za sprowadzenie ich do tego świata oraz usilnie próbować znaleźć powrót do Alaranii. Ona zamiast tego miała w głowie słowa Ballara. "On czuję dziwne emocje gdy zagląda do twego umysłu, może jesteście obcy, może nie macie ze sobą wiele wspólnego. Ale jedno was łączy, oboje poszukujecie swego miejsca na świecie, i kogoś kto będzie jasnym punktem w mrokach tego świata, do którego zawsze możecie wrócić..." Czy właśnie o to chodziło? Czy mężczyzna o trupiobladej cerze oraz sinych ustach miał się stać dla niej światełkiem w ciemności? Nie wiedziała.
        - W takim razie ja będę Twoim ostrzem... - szepnęła tak cicho, że nikt nie powinien tego usłyszeć. Tymi słowami przypieczętowała jednak swoją rolę narzędzia, które miało zagrać wedle melodii dyktowanej przez Aulusa. Pozwoli mu sobą pokierować, dopóki starczy jej sił, a jeżeli nie podoła... Cóż, wtedy wymieni ją na kogoś innego. Przecież nie była niezastąpiona.
        Zbliżała się noc, a na pustyni robiło się coraz zimniej. Ruiny, w których się znaleźli, wcale nie dodawały dziewczynie otuchy, lecz na chwilę obecną i tak mieli wielkie szczęście, że na nie trafili. Kamienne mury przynajmniej stanowiły ochronę przed wiatrem, który niósł ze sobą drobinki piasku. Niby nic groźnego, lecz na dłuższą metę było to bardzo uciążliwe. Teraz mogli jednak odpocząć i zregenerować siły po długiej wędrówce. Czy zaskoczeniem dla reszty ferajny był fakt, że zamiast w ich pobliżu oraz usiadła tuż obok lektyki, na które leżał Pacynek? Od kiedy został zaatakowany nie odstępowała go nawet na krok nie liczyć krótkich chwil, kiedy potrzeby ciała miały nad nią przewagę. Teraz jednak nie musiała się o to martwić. Oparta plecami o kamienny mur podkuliła kolana pod brodę, oplotła je ramionami i zamknęła oczy. W Falldaronie musieli być cały czas czujni, dlatego nauczyła się bardzo szybko zasypiać zachowując jednak odrobinę świadomości. Sen dziewczyny był na tyle płytki, że w razie potrzeby od razu by się zbudziła.
        I jak widać bardzo się jej to przydało. Wyrwana brutalnie z objęć Morfeusza od razu podniosła się na równe nogi. Nie zauważyła nawet jak jej dłonie przybrały bardziej postać szponów, które parę dni temu zagłębiła w Linnei. Byli zagrożeni, tak? Uważnie wysłuchała tego, co miał im do powiedzenia Aulus, po czym spojrzała na broń, którą im ofiarował."Za bardzo się przemęcza. Jeśli niczego nie zrobię, to on..." Nie chciała nawet o tym myśleć. Zaraz jednak spojrzała po swoich towarzyszach oraz Kragach. Czy będą w stanie teraz współpracować? Ich życie zależało od decyzji, którą mieli podjąć zaledwie w ciągu kilku sekund. Sama Charlotte zaklęła cicho pod nosem i chwyciła za miecz podając go zaraz Nate.
        - Słyszeliście. Chcemy czy nie musimy się szybko zorganizować. Acheronie, znam Twoje zdolności strzeleckie więc chciałabym, żebyś ubezpieczał nas z góry. Najlepiej gdybyś przyczaił się na jednym z filarów, tam tak łatwo te stworzenia nie powinny sięgnąć. Jest ciemno, ale wszyscy z Was posiadają wyostrzoną percepcję w porównaniu do ludzi. Jako ratakar najlepiej sobie poradzę w walce w zwarciu, proszę Was o wsparcie. Nie ważne czy się to komuś podoba, bez Aulusa nikt nie da rady wrócić do Alaranii, więc nie może zginąć! Isarielo, widziałam popis Twojej celności. Jeśli umiesz strzelać z łuku, w co nie wątpię, stań na murku w pobliżu wejścia i walcz z dystansu. Miej jednak miecz blisko siebie. Reszta... Postaram się ściągnąć uwagę tych stworów na siebie, więc walczmy razem ramię w ramię przynajmniej ten jeden raz! Nate, wy będziecie tępić niedobitki, którym uda się przedostać przez bramę. Damy rady, nie ma innej opcji! - Kiedy to powiedziała nastąpiła przemiana. Sukienka została rozerwana na strzępy, a na jej miejsce pojawiło się gęste futro ratakara, zaś oczy bestii błyszczały w ciemności. Teraz była w stanie dostrzec zdecydowanie więcej niż wcześniej. Miała nadzieję, że w porównaniu do walki na zboczu góry tym razem nikt nie zginie... Spojrzała jeszcze na Nate oraz Linneę, które miały chronić jej plecy. Czy na pewno mogła powierzyć to zadanie niedoszłej morderczyni Pacynka?
        Nie wiedziała, czy ktoś ją posłucha. Prawdę powiedziawszy bardziej spodziewała się otrzymać czyjąś strzałę prosto w plecy, lecz w tej chwili nie miała wyboru. Kolejny raz przejmowała dowodzenie nad ich małą drużyną, o ile można nazwać w ten sposób jej bardzo ogólną strategię obrony. W porównaniu do władczego tonu, którym posługiwała się niedługo po przybyciu do Falldaronu, teraz nie zamierzała być tak samo opryskliwa. Jej maska pewno siebie tutaj nie miała prawa bytu, a zbytnia duma mogła skończyć się przyspieszonym zgonem, na co wcale nie miała ochoty.
        Stało się. Kiedy ustawieni na swoich pozycjach chroniąc prawowitego władcę tego świata (za którym de facto niezbyt przepadali) dostrzegli zmierzające ku nim stwory, Charlotte zdała sobie sprawę jak wielką skalę będzie miała ta bitwa. Było ich zaledwie pięcioro, do tego tyle samo Kragów, którzy jednak stanowili ostatnią linię obrony Aulusa. Jeśli mieli jakąś szansę na wygraną, była ona niezmiernie mała.
        Ona stała w bramie, a oczy bestii błyszczały złowrogo w mrokach pustymi obijając blask gwiazd oraz księżyca. Teraz dopiero zaczęła cieszyć się z tego, że w tej krainie zawsze była pełnia. Odkąd pojawili się w jaskini na szczycie góry nie zmienił on swojej fazy oświetlając im drogę podczas nocnych wędrówek. W tym przypadku mogło się to okazać bardzo przydatne, przynajmniej będą widzieli przeciwnika.
        W momencie, kiedy jaszczury dopadły do granicy ruin rozpoczęła się walka. Charlotte słyszała świst strzał, które dosięgały celu, nim te zdążyły się zbliżyć do Ratakara. Przyjęła to optymistycznie mając nadzieję, że ich współpraca okaże się wystarczająco owocna. Teraz był jednak czas, żeby i ona pokazała, na co naprawdę ją stać! Ryknęła głośno w bojowym nastroju, po czym wyprowadziła pierwszy cios pazurami w jaszczura, który na nią skoczył. Szybko przekonała się, że w pojedynkę nie da rady zatrzymać wszystkie stwory, przez co Nate i ciemnowłosa elfka miały ręce pełne roboty. Pierwszą linią obrony była jednak szczurzyca, która zatracając się w swoim szale dawała upust wszelkiej nagromadzonej złości. Siły dodawał jej również fakt, że miała kogo chronić. Może nie każdy to dostrzegał, lecz nie chciała więcej widzieć śmierci osób, z którymi miała podróżować. Utrata Arthasa dodawała jej teraz zacięcia, przez co nie zwracając uwagi na zębiska nieprzyjaznych istot rozrywała je na strzępy. Niejednokrotnie została uderzona silnym ogonem, co powalało ją na ziemię, lecz zaraz wstawała. Futro szczurzycy pokryte było krwią i już sama nie wiedziała, czy intensywnie szkarłatna barwa była wynikiem jej własnych ran, czy posoką jaszczurek. Kiedy jednak widziała, że ktoś z ich ferajny nie radzi sobie pod naporem przeciwników zaraz zjawiała się obok niego siejąc spustoszenie tak podobne bestii, którą przecież była. Najbardziej jednak pilnowała, żeby żaden stwór nie zbliżył się do Aulusa. On był jedyną personą, która zwróciła uwagę na jej istnienie. Nie mogła... nie chciała stracić osoby, która pragnęła mieć w niej towarzyszkę! Nawet jeśli był to jedynie synonim do słowa narzędzie.
        W pewnym momencie, kiedy walka rozgorzała na dobre, a dookoła unosił się swąd krwi spowodowany martwymi jaszczurami leżącymi na ziemi Charlotte poczuła, jak zaczyna jej się kręcić w głowie. Coś było nie tak... Owszem, była obolała, jednak przeżywała z gorszymi obrażeniami! Jej regeneracja nigdy nie pozwoliła jej zginąć nawet wtedy, kiedy sama tego chciała. Przeciwników było coraz mniej, właściwie Kragowie i reszta drużyny spokojnie by sobie z tym poradzili. Co się więc z nią stało? Odrzucona przez uderzenie ogonem jednego z jaszczurów uderzyła plecami o mur, po czym osunęła się po nim na ziemię z cichym jękiem zmieniając się jednocześnie w człowieka.
        - C...co jest? - Czuła się coraz gorzej, a do tego pozostawała teraz naga i całkowicie bezbronna. Widziała jedynie jak w jej stronę idzie jeden z jaszczurów, lecz i ten szybko rozmysł się przed jej oczyma. W jednym momencie straciła kontakt ze światem cała poraniona, chociaż jej rany już zaczynały się goić. Z wyjątkiem jednej - wyraźne ugryzienie na lewym boku wyglądało okropnie, do tego sączyła się z niego podejrzana, zielonkawa wydzielina. Skóra wokół śladów zębów zrobiła się sina i jednocześnie gorąca świadcząc o tym, że ciało dziewczyny walczyło z trucizną, zapewne śmiertelną dla każdego innego. Charlotte, przez swoją klątwę nie mogła zginąć w ten sposób, jednak ogromny ból i cierpienie były odłącznym towarzyszem jej zmagań. Cała rozpalona leżała pod murem oddychając ciężko... Czyżby jednak miała doznać ulgi z rąk (tudzież łap) jaszczura, który był już prawie przy niej?

Charlotte ciąg dalszy - http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=21&t=2748 (wyciągnięta z tematu przez Panią Losu)
Ostatnio edytowane przez Charlotte 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Acheron pustym wzrokiem wpatrywał się w powoli umierającego Aulusa. Każda sącząca się z ciała klauna kropla krwi wprawiała Fellarianina w coraz większy strach. Poczucie bezsilności jeszcze bardziej przygnębiało łucznika. Acheron od kilkunastu godzin był uwięziony w Falldaronie, nieustannie marzył o wolności, i właśnie obserwował jak prawdopodobnie jedyna osoba będąca w stanie przenieść Fellarianina z powrotem do Alaranii odchodzi. Nagle Pacynek przemówił bezpośrednio do umysłów wszystkich osób obecnych w jaskini. Jego wypowiedź odrobinę uspokoiła Acherona. Sytuacja była beznadziejna, lecz wciąż istniał niewielki promyk nadziei. Chwilę później Kragowie umieścili Aulusa w lektyce i wraz z uwięzionymi przez klauna przybyszami opuścili jaskinię i udali się do ukrytej na pustyni wioski Dakonów.
Podróż była niezwykle męcząca. Wędrówka przez zwyczajną pustynię potrafiła wykończyć niejednego śmiałka. W Falldaronie było jeszcze gorzej, ponieważ na błękitnym niebie znajdowały się aż dwa bijące żarem słońca. Fellarianin z niezwykłą prędkością opróżniał bukłaki z wodą. Zdecydowanie wolałby powrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło - na pokrytą śniegiem i lodem górę. Acheron podobnie jak swoi pobratymcy nie odczuwał zimna, jednakże skwar był dla niego niemalże nie do wytrzymania. Gdy oczom podróżników ukazały się stare ruiny Fellarianin poczuł olbrzymią ulgę. Cień rzucany przez monument pozwalał na ukrycie się przed parzącym żarem obu słońc. Wkrótce słońca zniknęły za horyzontem, a wraz z nimi odszedł gorąc. Gdy zapadła noc Fellarianin niemal natychmiast usnął.
Ze snu wybudził go głos Pacynka. Delikatnie to ujmując, Acheron nie czuł entuzjazmu w powodu okazji do poznania przedstawicieli kolejnego pokracznego gatunku obecnego jedynie w Falldaronie. Łucznik momentalnie wstał i chwycił jeden z wyczarowanych przez Aulusa mieczy. Następnie sięgnął po łuk i pełen strzał kołczan. Nim zdążył przygotować się do walki usłyszał głos Charlotte. Acheron wiedząc, że to nie jest odpowiednik czas i miejsce na sprzeczki wykonał dane mu polecenie. Rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, aby chwilę później bezpiecznie wylądować na filarze. W Falldaronie Acheron był pozbawiony swego magicznego łuku, a korzystanie z tradycyjnego oręża tego typu sprawiało mu nieco trudności. Największy problem tkwił w naciągnięciu cięciwy broni. Cięciwa wzmocnionego magicznymi zaklęciami oręża Acherona uginała się pod jego palcami nie stawiając jakiegokolwiek oporu. Korzystanie ze zwykłego łuku wymagało siły, a ta nie należała do mocnych stron Fellarianina...
Wkrótce Acheron ujrzał pierwszych przeciwników. Krzyżówki człowieka i gada wyglądały przerażająco. Łucznik bez wahania wystrzelił pierwszą strzałę. Pocisk bez problemu przebił pokryte zielonkawymi łuskami ciało potwora powalając go na ziemię. Pozostałe wynaturzenia ujrzawszy śmierć jednego ze swych towarzyszy zaczęły znacznie szybciej biec w stronę ruin. Fellarianin nie przerywał strzelania. Niektóre pociski trafiały prosto w cel, inne tuż obok... Nieliczne jaszczurki zdołały uniknąć strzały. Choć minęło zaledwie kilkanaście sekund, Acheron odczuwał wrażenie, że walka trwa kilka dobrych godzin. Serce coraz szybciej kołatało w jego piersi niezwykle utrudniając walkę. Wkrótce wyczerpał się zapas strzał, a Fellariani przystąpił do walki w zwarciu. Błyskawicznie sięgnął po miecz i pomagając sobie skrzydłami zeskoczył na ziemię. Chaos... Kragowie wydając z siebie stłumione pomruki krzątały się po ruinach. Jaszczurki pojawiały się zewsząd. Potwory były niezwykle zwinne, wielokrotnie udawało im się uniknąć ostrej klingi miecza. Acheron był bardzo wycieńczony, lecz nie poddawał się. Dzierżone przez niego ostrze przeszywało coraz więcej gadzich ciał. Nagle Fellarianin ujrzał samotnego jaszczura zmierzającego w stronę nieprzytomnej Charlotte. O dziwo dziewczyna przybrała swą ludzką postać. Łucznik znajdował się zbyt daleko, aby zdążyć podbiec i pozbyć się potwora nim ten wykończy szczurzycę. Acheron pofrunął w stronę gada i spróbował oddzielić jego czerep od reszty ciała. Niestety wynaturzenie było szybsze i pozostawiło w lewej ręce Fellarianina dość długą i głęboką obficie krwawiącą ranę. Przy okazji jaszczur zignorował leżącą nieopodal dziewczynę i rzucił się w stronę Acherona. Chwilę później bestia leżała już martwa. Fellarianin podszedł do Charlotte i przyjrzał się jej ranie.
"Cholera... Trucizna!"
Acheron nie miał żadnych wątpliwości. Ciało dziewczyny zostało otrute. Co gorsza Fellarianin nie był w stanie jej pomóc. Wielokrotnie sporządzał trucizny i medykamenty, lecz nigdy nie miał styczności z jadem tutejszych istot. Ponadto walka jeszcze nie dobiegła końca i łucznik musiał zadbać jeszcze o własne bezpieczeństwo...
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Bardzo powoli i ostrożnie, jakby z obawą, wstała. Nie czuła już bólu…ale jego wspomnienie wciąż sprawiało, że chowała się w głąb własnego jestestwa. Była tutaj z nimi tylko cieleśnie i chociaż uważnie obserwowała całą scenę, nic z tego do niej nie docierało. Pragnęła uciec, odejść jak najdalej, byleby tylko nie musieć patrzeć w twarz już żadnemu z nich, a w szczególności Aulusowi, czy jego szczurzej pupilce. Musiała przyznać jednak, że klaun wykazał się okruchem człowieczeństwa każąc Lottie zostawić zielonooką. Zawiesiła wzrok na bezwładnym ciele elfki, do której podbiegła już wiedźma, najwyraźniej chcąc opatrzyć rany zadane przez bestię. „Nie dadzą jej umrzeć!” – pomyślała z radością, ale to chwilowe ożywienie szybko zgasło przyćmione wspomnieniem tego, czego ona sama musiała doświadczyć, gdy dokonała zamachu na swego oprawcę. A przecież nie uczyniła mu nawet większej krzywdy…po cóż innego Aulus mógł ratować tę, która chciała odebrać mu życie, jeśli nie po to, by w okrutny sposób się zemścić? Znała go ledwie dobę, ale już wiedziała, że na pewno nie ma wobec elfki pozytywnych zamiarów. Dopiero dobę…gdyby ktoś ją kiedyś o to zapytał, miałaby poważny problem z określeniem czasu jaki tu spędziła. Wydawało się to tak długo…tak wiele zdarzyło się w czasie, który raz po raz potrafiła przepuścić w karczmie, nawet nie zauważywszy jego upływu. Tyle skrajnie różnych uczuć już nią targało. Nienawiść, radość, ból, strach czy nadzieja były tylko kilkoma z wielu. Poznała już smak upokorzenia i chwili tryumfu, chyba po raz pierwszy bała się o czyjeś życie i pragnęła cudzej śmierci tak bardzo.
Stawiając ostrożne kroki skierowała się ku elfce, wokół której kręcili się kragowie. Niewiele zobaczyła w tej plątaninie kończyn i głów, wobec czego powróciła na swoje miejsce pod ścianą. Stąd obserwowała krzątaninę kalek, które zbierały zapasy, składając je na środku jaskini. Gdy utworzyła się w tym miejscu pokaźna kupka, przytargały lektykę. Załadowawszy na nią półżywego Aulusa, zwaliły wszystkie bagaże u jego stóp. „Ciekawe, gdzie chcą nas zabrać?” Nie wątpiła, że jeśli klaun gdzieś wybywał, oni również musieli pójść za nim. Przecież nie pozostawiłby ich tutaj, nie mając właściwie żadnej kontroli nad ich poczynaniami. Nawet jeśli nie mogliby się stąd wyrwać, zapewne byli w stanie wyrządzić ogromne szkody, nawet jeśli o tym nie wiedzieli. A do tego starzec, który uprzednio zabrał ich do siebie, gdy oprawca wypuścił ich na moment ze swych szponów…nie było wątpliwości, że po raz kolejny przyjdzie do nich, jeśli tylko zostaną sami. Nie, zdecydowanie Aulus nie mógł ich zostawić.
W końcu, gdy wszystko było jako tako upakowane, kilku kragów podeszło do niej i pokrzykując, zapędziło w stronę wyjścia, tworząc wokół niej półokrąg, tak, że nie miała innej opcji, jak iść tam, gdzie zechcą. To samo uczyniono z resztą towarzystwa; wszystkich zebrano w jednym miejscu przed grotą, by następnie ruszyć w drogę. Przez cały czas szczurzyca trzymała się tuż obok lektyki z nieprzytomnym klaunem. Drepcąc bok w bok z kalekami, których zadaniem było unoszenie ciężkiej konstrukcji, wydawała się bardzo odcięta od reszty grupy, rozstawionej w dużych odstępach od siebie, ale jednocześnie tak, by odległość dzieląca ich od oprawcy była jak największa. Nawet dla niezbyt bystrego obserwatora na pierwszy rzut oka widać było wyraźnie, kto tu z kim trzyma. Isa nie mogła na nią patrzeć, miała wobec niej tyle wyrzutów, tyle żalu i nienawiści, że każde spojrzenie zdawało się bolesne. „Chciałabym spotkać ją kiedyś daleko stąd, gdzieś w Alaranii. Móc wyjaśnić sobie wszystko na logicznych zasadach, a nie tych wymyślanych przez niego. Kto wie, może wtedy okazałaby się inna? Ale nie…zdrajcy zawsze pozostają zdrajcami.”
Szli już zdecydowanie zbyt długo. Słońce prażyło niemiłosiernie i nawet niewzruszony dotąd fellarianin zdawał się to zauważać. Gęste włosy długo nie pozwalały na dotarcie do głowy morderczym promieniom, ale gdy w końcu uległy, zadziałały jak gruba, wełniana czapka. Elfce było niedobrze, ale jako że nie jadła nic już od ponad doby, wymiotowanie raczej jej nie groziło. Mogłaby teraz zabić za bukłak z chłodną wodą. Wlokąc się przez to pustkowie, przyszło jej na wspomnienie miejsce, w którym się obudziła. Pamiętała chłód, który przenikał ją do szpiku kości. Wtedy wydawało jej się to szczytem nieszczęścia, ale teraz, kiedy brnęła naprzód w upale, jawiło jej się to cudownym rajem. Śnieg, który topiąc się za kołnierzem przejmował dreszczem, lodowaty wiatr, sprawiający, że marzło się jeszcze szybciej i nade wszystko temperatura tak niska, że wylana woda zamieniała się w lód zalewie w przeciągu kilku pacierzy. Otrząsnęła się z tych wspomnień; nie dość, że nic nie dawały, to sprawiały, że czuła się jeszcze gorzej. Ciekawa była, co też jeszcze zaserwuje im władca Falldaronu. Czy nie lepiej było zabić się od razu, niż konać tu powoli i w męczarniach? O ile reszta jej, pożal się Boże, drużyny miała okazję do zjedzenia czegoś i napicia się, o tyle ona w tym czasie poddawana była najgorszym torturom w swym życiu. Miała wrażenie, że sukinsyn obrał ją sobie na cel do katowania. Po części cieszyła się, że jego gniew przejdzie teraz na zielonooką. Może w ten sposób Aulus zapomni o niej samej…
Z użalania się nad własnym losem wyrwały ją słowa Pacynka.
- Jesteście w połowie drogi, kilka mil stąd, jest miejsce w miarę bezpieczne w tej przeklętej dziczy... Uważajcie, i pamiętajcie... Tutaj nawet skała może zabić.
Uniosła głowę, rozglądając się wokół. Faktycznie, krajobraz nieco się zmienił, tu i tam leżała sobie jakaś wiekowa skała, czy rosło skarłowaciałe drzewko. Dawało to nadzieję, że może wkrótce wrócą na te idylliczne pola, którymi prowadziły ich zakutane w czerń istoty, zanim dane im było ujrzeć prawdziwe, nie skrywane pod maską kruka oblicze Aulusa. Poczuła chwilowy zastrzyk energii i nieco żwawiej zaczęła stawiać kroki. Po nieznośnie długim dla niej czasie, kragowie zaczęli warkotać i szczekać między sobą, najwyraźniej zauważywszy coś ciekawego. W kilka chwil potem lektyka zawierająca Pacynka i bagaże została rzucona na ziemie. Okazało się, że ich obozowisko rozbite zostało wśród ruin, które dawały całkiem niezłą ochronę przed wiatrem i pustynnym kurzem. Isa ulokowała się u stóp jednego z większych głazów. Niemal natychmiast dostała od jednej z kalek porcję czerstwego chleba i bukłak z winem. Coś takiego nie mogło być smaczne nawet dla osoby równie wygłodzonej jak ona, ale w tej chwili elfka nie zwracała uwagi na smak. Rzuciła się na pożywienie jak wariatka, pochłaniając je w zawrotnym tempie. Kiedy po chlebie zostało już tylko wspomnienie, skierowała się do miejsca, w którym kragowie zwalili zapasy. Szturchnęła pierwszego lepszego z nich w ramię i pokazała na swoje usta, a następnie wykonała gest, jakby rozłamywała kromkę na dwoje. Stworzenie dość szybko zrozumiało i podało jej jeszcze kawałek „dania”, który zjadła równie szybko jak poprzednie. Potem wróciła pod swój kamień i dopiwszy wino do końca zwinęła się w kłębek na ziemi, mając w planach zasnąć.
Długo nie pospała. Ledwie udało jej się zamknąć oczy, a już Aulus zaczął coś mówić. „Dziadu… – pomyślała – dlaczego? Kolejne słowa klauna otrzeźwiły ją. Wstała tak szybko, jak to było możliwe dla kogoś wyrwanego ze snu i zdążyła zobaczyć, jak pod ścianą zawalonego klasztoru ni z tego ni z owego pojawia się kilka łuków i kołczanów pełnych strzał o śnieżnobiałych pióropuszach. Odruchowo powędrowała wzrokiem do oprawcy. Nie pomyliła się, broń była jego sprawką. W tej chwili Pacynek wydawał się cierpieć katusze, najwidoczniej czarowanie w jego stanie nie było dobrym pomysłem. „Bardzo dobrze" - pomyślała cierpko. Szanse, że szaleniec odeśle ich z powrotem tam, skąd zabrał, były tak znikome, że równie dobrze mógł tu umrzeć. Przynajmniej popatrzyliby na jego śmierć.
Lottie dość szybko wczuła się w rolę przywódcy. Drobna dziewczyna wydająca rozkazy o połowę od siebie silniejszym wyglądała dość komicznie, ale wszyscy zdawali sobie sprawę z metamorfozy, jaką przejdzie gdy pojawią się wrogowie, aktualnie widoczni jako jeden wielki tuman pyłu i kurzu. Kiedy elfka usłyszała, że szczurzyca ma w planach również i jej coś kazać, odwróciła się od niej nie chcąc dać jej zobaczyć grymasu, który wykrzywił jej twarz. Na szczęście samozwańcza przywódczyni uznała za stosowne przydzielić jej łuk. Isa zaklęła pod nosem; przodkowie Lottie musieli przewrócić się w grobach słysząc obelgi, jakie słała pod ich adresem. Przysiągwszy sobie, że po bitwie zajmie się szczurzycą, podeszła do muru, o który oparta stała broń. Wybrała lekki łuk sprawiający wrażenie całkiem solidnego. Elfka podejrzewała, że przy dobrym wietrze spokojnie będzie mogła ustrzelić z niego wroga z odległości pięćdziesięciu kroków. Gdyby miała w ręku swój własny, zapewne mogłaby więcej dokonać, ale Aulus przenosząc ją do tego przeklętego przez Boga i ludzi Falldaronu nie wziął pod uwagę jej łuku. Skrzywiła się na myśl, że leży on teraz porzucony gdzieś w trawie i błocie, na deszczu, lub co gorsza, przywłaszczył go sobie jakiś przygodny znalazca. Postanowiła jednak na czas bitwy nie zaprzątać sobie tym głowy i wziąć się do roboty. Szybko złapała pierwszy lepszy kołczan i wracając, obrała sobie za pozycję zawalony mur, który upadając utworzył ogromną kupę kamieni. Stojąc na niej, mogła strzelać swobodnie bez zamartwiania się, że dorwie ją któryś z walczących mieczem. Zagrożenie mogli stanowić jedynie łucznicy czy kusznicy, nie wiedziała jednak, czy ich wróg posiada takowych w swoich szeregach.
Napastnicy okazali się krzyżówką humanoida i jaszczurki. Ich czaszki pokryte były łuskami i spłaszczone jak u gadów, ale reszta ciała iście ludzka. W dłoniach trzymali najrożniejszą broń, od mieczy, przez pałki, po najzwyklejsze w świecie kije. Mieli nad nimi miażdżącą, bo ponad ośmiokrotną przewagę liczebną. Atakujący popełnili elementarny błąd zabijając się w ciasną gromadę. Takie ustawienie może i pomogłoby w przypadku bitwy na miecze, jadnak w tej sytuacji bardzo ułatwiło zadanie jej i Fellarianinowi. Słała strzałę za strzałą, a każda kolejna pozbawiała życia jednego z nich. Elfka w szale nie zwracała uwagi na to, co się działo wokół, dopóki szeregi jaszczurek znacząco nie przerzedziły się. Rozejrzawszy się, jej wzrok padł wpierw na leżącą pod murem Lottie. Alarmującym był fakt, że dziewczyna była w ludzkiej postaci. Przy niej klęczał już czarnoskrzydły, oglądając jej ramię i mówiąc coś, czego Isa z tej odległości nie miała prawa usłyszeć. Wahała się przez chwilę; nie wiedziała, czy lepiej zostać na pozycji i stąd wykończyć resztę napastników, czy iść i sprawdzić, co się stało ze szczurzycą. Po krótkim namyśle wybrała drugą opcję. Zeskakując z kupy gruzu upadła gorzej niż fatalnie, ale podniosła się możliwie jak najszybciej. Kiedy spróbowała stanąć na nodze, na która upadła, zachwiała się i tylko chwycony w ostatniej chwili kamień uratował ją przed upadkiem. Z obawą spojrzała w dół i z ulgą stwierdziła, że nic sobie nie połamała, co najwyżej zwichnęła, ale nie miała teraz czasu by rozdrabniać się nad czymś takim. Przenosząc ciężar ciała na drugą stopę, doszła do miejsca, w którym leżała dziewczyna. Jej ramię wyglądało okropnie, było spuchnięte, a z rany, którą musiała jej zadać zapewne jedna z jaszczurek sączył się nieprzyjemnie wyglądający płyn. Nawet gdyby Isa chciała jej pomóc, nie miała pojęcia jak to zrobić. Pozostawało mieć nadzieję, że szczurzyca jest na tyle silna, by sama dać sobie radę.
Z każdą chwilą nieprzyjemna woń, którą wydzielała rana Lottie zdawała się słabnąć, podobnie, jak wszystkie dźwięki dookoła elfki. Wszystko stopniowo rozmywało się, tworząc białą, anielską wręcz poświatę. Isa zdążyła jeszcze zaznać, jak twarda jest ziemia, kiedy upadła na nią całym ciężarem, nie poczuła jednak bólu. Biel okrywała ją niczym koc, odcinając od wszystkich i wszystkiego.
Ciąg dalszy.
Ostatnio edytowane przez Isariela 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 649
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        W walce trudno było na bieżąco orientować się co do położenia swoich towarzyszy, przez co Linnea nawet nie zauważyła, gdy się od nich oddzieliła. Była już poza granicą ruin, gdy poczuła ostry ból z tyłu głowy, niewiadomego pochodzenia - mogło to być zarówno zaklęcie, jak i fizyczny cios jakimś tępym przedmiotem. Elfka chwilę jeszcze była przytomna, widziała jak wszyscy w świątyni tłoczą się wokół jakiejś postaci pod ścianą, nie rozpoznawała już jednak twarzy… Obraz w mgnieniu oka zaszedł mgłą, rozmazał się, a później gwałtownie pociemniał.

        Szeroki trakt wyłożony kocimy łbami w kolorze kwiatów wiesiołka. Trawa wokół zielona, soczysta, wręcz nienaturalna. Czyste niebo. To już nie był Falldaron. Co to za miejsce?

        Most z szarego kamienia, który zdaje się nie mieć końca. Wznosi się wysoko nad bezkresną, czarną wodą. Wzburzone fale rozbijają się o jego podstawy, tworząc kłęby białej piany. Co się dzieje?

        Lustra. Cała sala pełna luster. Tych małych i tych wielkich, w bogatych ramach ze złota i prostych, drewnianych rameczkach. W każdej tafli odbija się zwielokrotnione oblicze Linnei. Czy to zaświaty?

        Las. Linnea obudziła się zwinięta w kłębek na leśnej ściółce, drzewa wokół niej szeleściły lekko, a przeświecające przez liście słońce przyjemnie muskało jej twarz. To była Alarania, to był Szepczący Las, tego elfka mogła być pewna. Co się stało w Falldaronie, tego nie wiedziała - może zginęła podczas walki i wróciła tutaj, może zaingerował ktoś trzeci, a może dało o sobie znać zaklęcie, które rzuciło ją wcześniej do tej dziwnej krainy? Teraz to nie było już istotne, nawet gdyby Linnea bardzo tego pragnęła, nie mogła już wrócić do Falldaronu. Była teraz u siebie.

        Natomiast Charlotte, która to Falldaronie cierpiała na wskutek ran odniesionych w walce, dogorywała gdzieś na poboczu, czekała na śmierć od trucizny. Ale nagle, gdy myślała, że to koniec wszystkiego, wybudziła się niczym ze snu, którego to była bohaterką. Mogła być pewna jednego, że jest już w Alaranii, w Szepczącym Lesie gdzie się to wszystko zaczęło. Wspomnienia Falladronu wydawały się tak odległe jak sen, który zaraz po przebudzeniu ucieka w zakamarki umysłu.

        Acheron nie miał szczęścia. W jednej chwili poczuł, jak krew w jego żyłach zaczyna wrzeć, a odbierające zmysły gorąco błyskawicznie rozchodzi się po jego ciele od, niewinnej mogłoby się zdawać, rany zadanej przez ostatnią jaszczurkę. Katusze spowodowane jadem stworzenia nie trwały długo - gdy tylko fala ciepła dotarła do serca, Fellarianin opadł na ziemię niczym szmaciana lalka. Na jego wargach pojawiły się krwawe bąbelki ostatnie oddechu, po czym wszystko znieruchomiało. Tylko krew z rany płynęła jeszcze chwilę wątłym strumykiem, wsiąkając w piach i barwiąc go na czerwono.
        Acheron nie przebudził się w Szepczącym Lesie ani w żadnym innym zakątku Alaranii. Dla niego ta potyczka była ostatnią, jaką stoczył. Życie uciekło z jego ciała wraz z ostatnim oddechem, oddanym w obcym świecie Falldaronu.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość