FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Melmaro z zaciekawieniem obserwowali wielkiego, złotego smoka, który zdawał się czegoś wyczekiwać, a kiedy z nikąd pojawił się Dar, który później został przez brata przygnieciony, uśmiechnęli się, nie kryjąc fascynacji umiejętnościami smoków.
- Dziękujemy za ratunek, szanowny smoku. – Odezwał się ostrożnie Bakvst. – Tylko dzięki tobie uszliśmy z życiem, a ty, panie. – Skierował następne słowa w stronę większej bestii. – Uratowałeś Loringa, za co jesteśmy ci niezmiennie wdzięczni. Zanim wyruszymy, chcielibyśmy się zająć…
Gotlandczyk rzucił spojrzenie ciału Okuara, przekazując tym sprawę pochówka. Kiedy jednak mężczyźni nie doczekali się żadnego sprzeciwu, postanowili mieć to w końcu za sobą.
- No to… - Odezwał się cicho Loring, doskonale wiedząc, że pora zająć się czymś, o czym każdy myślał lecz nikt nie chciał tego zrobić, mianowicie – pogrzebem. – Najwyższa pora zająć się pogrzebem… Nie jesteśmy u nas więc nie otrzyma tego na co zasługuje… Nie sporządzimy mu trumny, nie pochowamy w Gotlandzkim mauzoleum wśród największych wojowników, obok mojego brata…
Złotowłosy zacisnął dłonie w pięści i odetchnął, próbując się uspokoić, jednak nie potrafił, nie mógł nad sobą zapanować i nie obchodziła go w tej chwili obecność smoków, to że wszystko widzą i słyszą. Zamknął oczy, zamierając na krótką chwilę w miejscu, po czym postąpił krok naprzód i uderzył pięścią w skalną półkę.
- To wszystko jego wina! To przez niego nie żyje Imi, to przez niego tutaj przybyłem, przez niego wy ruszyliście za mną, przez niego wplątałem się w prywatne porachunki nieludzi, a wy za mną, przez niego stanęliśmy do walki i PRZEZ NIEGO Okuar zginął… Ta bestia sprowadziła na nas cierpienie, odbierając nam bliskich, burząc życie i rujnując marzenia. Zmieniłem zdanie… Chciałbym być tym który zada ostateczny cios, jednak wy również możecie walczyć, chcę byście stanęli przy moim boku i pomogli go uśmiercić. Razem… Razem pomścimy naszych braci i wymierzymy Setianowi sprawiedliwość. Razem… Vigha xue perba aure.
Leśni przez cały czas stali oraz w milczeniu wysłuchiwali tego co Loring ma do powiedzenia, czekając aż Gotlandczyk zamilknie. Gdy tak się stało, Urgoth podszedł do mężczyzny i ścisnął jego ramię, patrząc prosto w oczy.
- Walka u twego boku będzie dla nas zaszczytem, jak każda u boku melmaro przewodniego. Jednak teraz chcemy ghuar [walczyć] jako przyjaciele, by uczcić pamięć poległych, pomścić ich i tym samym podarować im wieczny spokój. Ty już złożyłeś swe obietnice nad grobem, przed swym bratem, rodzicami i całym klanem. Teraz nasza kolej. Co prawda możemy zrobić to tylko przed Okuarem, jednak nie ujmie to mocy przysiędze.
- To prawda. – Odezwał się Pequris, obrzucając wszystkich ludzi wzrokiem. – Jesteśmy mu to winni. Ja pierwszy…
Mówiąc to podszedł do martwego ciała, klękając w sposób taki, że jego lewe kolano oparte było o ziemię, a prawa stopa czubkiem była blisko żeber zmarłego. Mówiąc prościej – ustawił się do niego bokiem. Znajdując się już w takowej pozycji, przyłożył prawą pięść do lewej piersi i pochylił lekko głowę, zamykając oczy.
- Ja, Pequris, Gotlandczyk trzeciego stopnia, melmaro ze specjalizacją leśną, przysięgam na swój tytuł, przynależność i klanowe więzi, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by zabić Setiana i tym samym pomścić cię oraz uczcić twą pamięć. Nie odpuszczę, a jedynym co może mi przeszkodzić, będzie śmierć. Vija.
Kończąc przemowę wstał i zrobił miejsce Vernary’emu. Każdy leśny po kolei podchodził, klękał i składał przysięgę. Każda o tej samej treści, każda wypowiedziana tym samym tonem, każda tak samo poważna i wiarygodna. Loringowi od razu przypomniał się moment jego własnego zaprzysiężenia, choć wyglądał trochę inaczej, ze względu na otoczenie, ludzi i słowa. Jednak sedno… Sedno było takie samo – zabić zdrajcę, dać spokój zmarłym i przynieść klanowi chlubę.
Po skończeniu przeprowadzanej właśnie części nadszedł czas na pochowanie. Pochowanie? Tak… Pochowanie, gdyby wszystko działo się w ich domu, tymczasem znajdowali się w Alaranii, kto wie jak daleko od domu, w dodatku w górach, gdzie niemożliwym było wykopanie przez nich dołu. Pozostawało więc tylko jedno…
- Dar… - Loring odwrócił się do złotego smoka. Wiedział, że nie zachowuje się odpowiednio. Smok mógł teraz rozmawiać z bratem lub chociażby odpoczywać, w końcu każdy potrzebuje chwili wytchnienia, a on ni stąd ni stamtąd znowu mu przeszkadza. – Kiedy skończymy… Trzeba go będzie podpalić. Mógłbyś…?
Złoty smok spojrzał na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem, którego mężczyzna nie śmiał odwzajemnić, jednak nie sprzeciwił się. Loring zdążył go poznać na tyle, by wiedzieć, że w tej chwili wyraża zgodę.
- Dziękuję…
Pogrzeb w Gotlandzie był czymś rzadkim, a przez to na swój sposób wyjątkowym i uroczystym. Jeżeli klan posiadał ciało zmarłego, to w przeciągu najbliższych dwóch dni odbywała się uroczystość. W innych wypadkach najpierw zdobywano ciało, a kiedy nie było to możliwe - urządzano pogrzeb bez truchła, a do trumny wsadzano należące do zmarłego rzeczy osobiste. Przy wydarzeniu mogli uczestniczyć jedynie Gotlandczycy, bez żadnego wyjątku, chyba, że - tak jak w przypadku Imimura - zmarły posiadał na zewnątrz rodzinę. Tym razem przy wszystkim znajdowały się smoki, ale mężczyźni już nic na to nie mogli poradzić, przecież ich nie przepędzą.
- Zaczynajmy. - Loring poprawił ułożenie Okuara, łącząc i prostując jego nogi oraz splatając dłonie na klatce piersiowej. - Nie ma żadnego ze starszych, więc zgodnie z obyczajami przewodniczącym musi być najwyższy rangą, a w tym przypadku jestem to ja.
Leśni nie odpowiedzieli, a jedynie kiwnęli głowami. Przecież doskonale znali system więc nie było żadnego powodu do buntowania się przeciwko takiemu stanu rzeczy.
- Zebraliśmy się tutaj... - Zaczął blondyn, odwracając się do wszystkich plecami i stając w minimalnym rozkroku przy Okuarze. - By oddać ostatni hołd i pożegnać naszego serdecznego przyjaciela i dzielnego wojownika. Dnia dzisiejszego zmarł bowiem Okuar, leśny melmaro, człowiek uczynny, waleczny i niezwykle odważny. Poległ w obronie przyjaciela, w obronie brata, zachowując się tak, jak na Gotlandczyka przystało. Zechciej Nam wybaczyć okoliczności i to, że pogrzeb będzie mocno skrócony i nie pełny, ale w obecnym położeniu to jedyne co możemy Ci zaoferować. A teraz zgromadzeni tutaj wojownicy, w liczbie pięciu, oddadzą Ci swą krew, by trwa natura towarzyszyła ci w zaświatach, a wspomnienia nigdy nie zblakły.
Kończąc swą wypowiedź, Loring zaczął zdejmować z siebie zbroję, a tak dokładniej samą górę. Dopiero teraz, trzymając poszczególne części w dłoniach, zobaczył jak wielkiemu uległa zniszczeniu, a jej cały majestat bezpowrotnie przepadł. Teraz była brudna, pokryta krwią, a w niektórych miejscach nieregularna ze względu na to, że była topiona, a złoto zdążyło już zastygnąć. Nic nie mówiąc, odłożył ją na bok. W tym samym czasie każdy z leśnych rozpinał swój płaszcz, po czym odkładał go na bok. Po pozbyciu się już pancerza, złotowłosy zdjął jeszcze swą błękitną tunikę z emblematami klanu i wyciągnął z pochwy miecz. Z istot obecnie tutaj zgromadzonych tylko brat Dara nie widział profesjonalnie umięśnionej sylwetki. Jednak tym razem Loring wykręcił - po uprzednim przełożeniu ostrza do lewej dłoni - rękę stroną dolną do góry, odsłaniając jej spód. Dopiero teraz smoki mogły zauważyć kilka malutkich, prostych blizn w górnym jej odcinku, z czego jedna była kilkakrotnie dłuższa od pozostałych i nie do końca jeszcze zagojona.
- Ja, Loring, twój dowódca, przyjaciel i brat, daję Ci moją krew, byś czerpał z niej siłę w nowym, nieskończonym rozdziale trwania, oraz nie zapomniał niczego z tego - dla Ciebie już "poprzedniego" - życia.
Kończąc wypowiadać ostatnie słowo, przejechał ostrzem po swej skórze, rozcinając ją. Cięcie było znacznie krótsze od tego najdłuższego, jednak dłuższe od pozostałych. Z powrotem odwrócił rękę, pozwalając, by kilkanaście kropel krwi skropiło dłonie Okuara, po czym schował Yogoturamę i zaczął z powrotem się ubierać.
- Teraz ja. - Odezwał się ponuro Bakvst i minął blondyna. On również - jak i pozostali leśni - pozbawiony był góry ubioru, reprezentując sobą nienaganną sylwetkę. W lewej dłoni trzymał jednak sztylet, nie miecz. - Ja, Bskvst, twój towarzysz kompanii, przyjaciel, brat i drugi leśny, daję ci moją krew, byś czerpał z niej siłę w nowym, nieskończonym rozdziale trwania, oraz nie zapomniał niczego z tego - dla Ciebie już "poprzedniego" - życia.
Kończąc mówić on również wykonał nacięcie i skropił swą krwią dłonie Okuara. Po nim następowała kolej reszty leśnych którzy wszystko robili tak samo. Smoki - o ile dobrze się przypatrywały - mogły dostrzec, że każdy melmaro ma w podobnym miejscu kilka blizn, jednak u każdego jest jakaś dłuższa, psująca harmonię. Tym razem najdłuższe cięcie wykonał Loring.
Kiedy każdy był już z powrotem odziany, mężczyźni ustawili się obok siebie w lekko zagięty łuk, z Loringiem pośrodku.
- Jesteśmy melmaro. - Oświadczył wojownik, unosząc przy tym dumnie głowę. Kiedy tylko skończył zdanie, pozostali to powtórzyli, to samo z każdym zdaniem następnym.
- Służymy naszemu klanowi, dbając o porządek i bezpieczeństwo. Jesteśmy Gotlandczykami. Dbamy o siebie, każdy każdemu jest bliższy niż brat, jest rodziną. Nasze życie to honor, walka, rodzina i ideały za które walczymy. Codziennie narażeni jesteśmy na śmierć, a gdy ta nas dopadnie, odchodzimy z uniesioną wysoko głową, dumni i wyjątkowi. Bo jesteśmy melmaro.
Dopiero teraz w oczach wojowników zaczęły pojawiać się łzy, które najprawdopodobniej wcześniej skutecznie wstrzymywali. –
Żegnaj, Okuarze... - Odezwał się cicho Loring. - Nie zapomnimy Cię, nigdy... Obyś odnalazł spokój...
- Żegnaj, bracie. - Urgoth nie zamierzał się nawet kryć z tym, że płakał, a po jego policzkach spływały łzy. Nie było to nic gorszącego, przynajmniej nie dla nich. - To ja powinienem tam zginąć, nie ty...
- Gdybyśmy tylko przybyli szybciej... - Szepnął Vernary. - Moglibyśmy cię ocalić, wybacz, że zawiedliśmy...
- Żegnaj, bracie. Obyśmy jeszcze się kiedyś spotkali. - Głos Pequrisa był pewniejszy od innych, jednak w jego oczach również były łzy.
- Do zobaczenia w innym świecie. - Bakvst odchrząknął. - Żegnaj, towarzyszu...
Złotowłosy odwrócił się w kierunku Dara, rozstępując się z resztą wojowników na boki, by odsłonić ciało Okuara, dając tym samym znak, by wreszcie go podpalił. Złotołuski na początek spojrzał na Gotlandczyków, jednak ci nie potrafili odszyfrować jego przekazu. Później się odezwał, ale najprawdopodobniej w języku magii czy czymś w tym stylu, gdyż wojownicy nie zrozumieli ani słowa, po czym wydobył z siebie ogień, który w mgnieniu oka ogarnął truchło.
- Możemy ruszać… - Odezwał się ździebko nieobecnie Loring, wpatrując się w płonące ciało zmarłego przyjaciela. – Tak, do twojego jasnowidza…
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Choć Weihlonder wiele razy udawał, że nie znał mowy ludzi, to teraz nie miał takiej możliwości. Wcześniej zdemaskował się, odpowiadając w losie na pytania melmaro. Zapewne nigdy by czegoś takiego nie zrobił, gdyby nie był tak zniecierpliwiony. Zrozumiał to dopiero teraz, kiedy jeden spośród melmaro ponownie się do niego zwrócił. Mimo to postanowił nadal się wywyższać ponad innymi. Zwrócił się do Dérigéntirha w Smoczej Mowie, wysoko podnosząc głowę:
- Mógłbyś im powiedzieć, że ich podziękowania mnie nie obchodzą, że robię to, co chcę?
        Jego młodszy brat pokręcił z dezaprobatą głową, ale nie odpowiedział. Odwrócił się do ludzi i odrzekł do nich w języku, zrozumiałych przez nich:
- W imieniu moim i mojego brata – mówiąc to, spojrzał wymownie na Weihlondera, który znowu udawał, że go nie widzi – dziękuję wam za te słowa.
        Zanim zdołał dokończyć wymawiać ostatnią sylabę, w jego głowie rozległ się głos brata.
”<<Dziękujesz za podziękowania? Co się z tobą dzieje?>>” Dérigéntirh nie odpowiedział na to pytanie, zajął się przyglądaniem obecnych na zboczu górskim. Był ciekaw, jak wyglądają ceremonię pochówkowe wśród melmaro. Spodziewał się tego, przez słowa, które wygłosił Loring. Jednak z zaciekawieniem ujrzał, iż złotowłosy robi coś innego. Jego kolejna wypowiedź była przesiąknięta cierpieniem i nienawiścią. Jego słowa też nie były lepsze. ”Setian? A więc to jest imię tej osoby, którą Loring chce zgładzić? Hm, nie wiem, kim jest ten Imi, ale chyba był dla Loringa kimś bliskim. Słyszę gorycz w jego głosie. Cóż, nie pomogę mu w zabiciu go. Nie, jeśli wcześniej nie poznam wszystkich okoliczności. Mogę go co najwyżej zabrać do Serrena. On już będzie doskonale wiedział, co i jak zrobić.”
- Nie uważasz, iż jest trochę podobny do ciebie? - spytał Dérigéntirh, odwracając się w stronę Weihlondera, a jednocześnie trochę się cofając, w obawie przed jego reakcją.
        Jednak wielki złoty smok nie rzucił się na niego, ani nie zrobił nic w tym rodzaju. Dérigéntirh ostrożnie się do niego zbliżył, będąc gotowym w każdej chwili wykonać unik. Mógł się bez żadnych wątpliwości spodziewać ataku ze strony starszego brata, w końcu jaką obrazą byłoby dla niego porównanie z człowiekiem.
- Może, nie wiem. Wydaje mi się, że nie. On jest zbyt... dobry?
        Dérigéntirh nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Znał brata od tylu setek lat, myślał, że jego charakter nie ma przed nim tajemnic. Wyglądało na to, że jednak się pomylił. ”Co oni mu zrobili na tym wschodzie? Cokolwiek by to nie było, może mu nawet wyjść na dobre.”
        Nie kontynuował rozmowy, bo w tym momencie melmaro zaczęli podchodzić do ciała ich towarzysza i po kolei składali przysięgę. Bardzo mroczną przysięgę, która nigdy nie powinna być złożona. Smok aż się wzdrygnął, kiedy usłyszał, że każdy z nich mówi to z tą samą determinacją.
”Naprawdę nie spoczną, dopóki nie wypełnią swej przysięgi. Czy to dobrze, przysięgać, aby kogoś zabić?” Wiedział doskonale, że tak nie jest. Z własnego doświadczenia. Nie odezwał się jednak, nie wyraził swojej opinii.
        Kiedy Loring zwrócił się do niego z pytaniem, spojrzał tylko na niego. ”W ogniu chcą, aby spoczął? Niech więc i tak będzie. A jego Aura niech zjednoczy się ze światem.” Po chwili rozpoczęła się właściwa ceremonia. Najpierw Loring wygłosił mowę, po czym każdy z melmaro ofiarował zmarłemu część swojej krwi. Dérigéntirh widział, że każdy z nich miał na ramieniu po kilka blizn, oznaczających przeszłe nacięcia. Gdy już wszyscy podzielili się swoją krwią, stanęli w łuku i odmówili jakąś formułę, która wielce zainteresowała smoka. Mówiła dużo o Loringu. Że należał do klanu, w którym wszyscy uważali się za braci, że kierują się własnymi ideałami, że są niezwykle dumni.
        Melmaro odsunęli się od ciała towarzysza, dając mu znak, że może je podpalić. Smok najpierw przyjrzał się każdemu z nich z osobna. Widział ich smutek, ich łzy na policzkach. Musiał coś powiedzieć, odejście z tego świata nie było zwykła rzeczą. Przeniósł wzrok na ciało i odezwał się w jednej ze starszych odmian Smoczej Mowy:
- Ilekroć odchodzicie, zabieracie ze sobą część tych, którzy was otaczają. Tak jest, było i będzie. Jesteście tchnieniem życia, które łatwo może zniszczyć wiatr. Jednak zawsze idziecie naprzód, przez przeciwności, rzucając wyzwanie huraganowi. Przybyliście tutaj jako ostatni, odchodziciejako pierwsi. Niechaj twa dusza zjednoczy się z Prasmokiem i Aura twoja niech wypełni tę ziemię.
        Zamilkł, po czym rozchylił paszczę, z której zionął niezwykłym, lśniąco złotym ogniem. Różnił się on od tego, którego używał zazwyczaj, miał w sobie część magii, wypełniającej jego ciało. Jasne, złociste płomienie szybko pochłonęły martwego melmaro.
        Loring powiedział, że mogą ruszać.
- Dobrze, bracie, lecimy na południe, po drodze mi wszystko wyjaśnisz. Czyli jak, bierzesz tych trzech, a ja dwójkę?
        Weihlonder wyraźnie się zdziwił. Widocznie nie spodziewał się tego, że będzie musiał ponownie wziąć na grzbiet ludzi. Co niezbyt mu się podobało.
- Mam z nimi lecieć przez całą Alaranię?
- Tak dokładnie. Spokojnie, zajmiemy się też twoim problemem. Chyba, że robi ci różnicę, to, dokąd lecimy.
- Nie, absolutnie. Nawet ciekawie będzie zobaczyć znowu góry Dasso.
- Dobrze – zwrócił się tu do melamro, w języku przez nich zrozumiałym. - Trzech niech wchodzi na Weihlondera, dwóch na mnie. Wyruszamy za chwilę, tylko musimy tutaj spełnić jeszcze jeden obowiązek.
        Smoki schyliły się tak, żeby melmaro mogli wejść na ich grzbiety. Kiedy ludzie byli już na swoich miejscach, Dérigéntirh wzbił się w powietrze, a za nim Weihlonder. Młodszy brat prowadził, bo doskonale wiedział, gdzie mają się udać. Po chwili dolecieli do czarnego smoka, leżącego pośród spalonego lasu.
- Weźmiesz go? - zwrócił się do Weihlondera w Smoczej Mowie. - Wrzucimy go do jakiejś głębokiej kotliny i tam złączymy jego Aurę z otoczeniem. Ale musimy znaleźć coś naprawdę głęboką. Nie możemy pozwolić, aby jego zepsucie się stamtąd wydostało.
- Spokojnie, znam nawet dobrze miejsce – odrzekł jego brat.
        Zniżył lot i chwycił cielsko czarnego smoka, bez większego problemu podnosząc je w górę. Był ponad dwa razy większy, więc nie było mowy o tym, żeby nie zdołał tego zrobić. Tylko znacząco spowolniał, przez co Dérigéntirh musiał krążyć wokół niego, gdy ten zbliżał się w kierunku gór. Gdy już się tam znaleźli, Weihlonder zaczął manewrować między górami, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Kotlina rzeczywiście była niezwykle głęboka, jej dna nie było nawet widać. W dodatku na tyle szeroka, aby dwa smoki mogły się tam bez problemu zmieścić.
- To miejsce zdecydowanie się nada.
        Smoki zleciały na dół, aż nie dotknęły łapami kamienistego dna. Kiedyś niewątpliwie płynęła tędy wielka rzeka, lecz teraz pozostały tylko skały, idealne, aby przejąć Aurę czarnego smoka. Nie były istotami żywymi, więc ta nie była w stanie im zagrozić. Weihlonder upuścił ciało smoka, po czym wzbił się nieco wyżej. Dérigéntirh zrobił to samo, zatrzymując się na pewnej wysokości.
- Kto zaczyna? - spytał się brata.
- Ja – odparł Weihlonder, po czym zalał czarnego smoka falą szczerozłotego ognia.
        Dérigéntirh po chwili zrobił to samo. Czarne łuski zaczęły się topić pod wpływem niesamowicie wysokiej temperatury. Gdy one były niszczone, dla mrocznej energii nie było już miejsca. Więc szukała czegoś innego, aby móc w to wniknąć. Jednak wszystkim, co znajdowało się wokół nich, była tylko lita skała. Mroczna energia nie miała innego wyboru, musiała tam wejść, aby pozostać przez jeszcze długi czas, dopóki całkowicie nie zniknie.
        Kiedy nie pozostały już nawet kości po czarnym smoku, dwaj bracia przerwali zalewanie jego ciała ogniem. Skały wokół były rozgrzane po czerwoności, nie było nigdzie widać żadnego śladu po ciele smoka.
- Stało się, zjednoczył się z Prasmokiem, jego ciało buduje ciało naszego ojca – powiedział Dérigéntirh w smoczej mowie, po czym oba smoki wyleciały z kotliny i odleciały w stronę południa, okrywając się płaszczem iluzji.

[url=ttp://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=56&t=2583]Ciąg dalszy: Dérigéntirh i Loring.[/url]
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath cały czas miała wrażenie ze coś jest nie tak. Nie podobało jej się, że ona i Srdan działali jak zwykli zabójcy. Straż miejska nie powinna atakować z zaskoczenia i mordować bez słowa. Elfka nie miała pojęcia jak wytłumaczyć towarzyszowi swoje wątpliwości. Była zdruzgotana faktem, że nie wiedziała, co robić. Targały nią wątpliwości czy ich postępowanie jest słuszne. Co gorsza sama prosiła by to włócznik przejął dowodzenie. Nie spodziewała się sie z jego strony tak drastycznego rozwiązania sprawy. Z jednej strony pamiętała nauki swojego mistrza Teriona, który tłumaczył, że elfy nie mogą ingerować w sprawy ludzi. "Gdybyśmy wszczynali wojny za każdym razem, gdy człowiek niszczy naturę, nasza rasa byłaby dziś na wymarciu. Musimy skoncentrować się na ochronie przyrody w granicach naszych państw. Ludzkość dewastuje własne zasoby naturalne i prędzej czy później chciwym wzrokiem spojrzy w kierunku lasów Adrionu czy Kryształowego Królestwa. Ale my będziemy na to gotowi. W czasie, gdy skłóceni ludzie walczą między sobą, elfowie umacniają własne granice." Ilirinleath czuła wstyd z powodu zlekceważenia rad udzielonych jej przez mistrza, ale z drugiej strony Terion nie widział bezsilności roślin czekających na pewną śmierć, nie widział przestraszonych zwierząt uciekających w popłochu prosto w otaczające ich płomienie. Nie słyszał odgłosów trwogi, jęków bólu i cierpienia, jakie wywoływał ogień.
Zemsta nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Zawsze prowadzi do eskalacji konfliktu aż do całkowitego wyniszczenia jednej z stron. Mimo tego elfka miała ochotę poddać grabarza najcięższym torturom. Była gotowa mścić sie na nim odcinając mu kolejne fragmenty ciała tylko po to by słuchać jego przerażających wrzasków. Chętnie też oddałaby go bezbronnego na łaskę roślin i zwierząt. Widok oprawcy w sytuacji, gdy jest zdany na litość z strony swoich ofiar, w tym przypadku zdawał się elfce najlepszą formą wymierzenia sprawiedliwości.
Nadmiar myśli toczących się w głowie Ilirinleath powodowało, iż elfka nie potrafiła skoncentrować się na walce z kowalką. Nie spodziewała się, że ta zareaguje tak gwałtownie i rzuci się na nią. Usiłowała wytłumaczyć całe zajście, ale porywcza Feyla kierowana gniewem nie chciała jej słuchać. Drobne rany, jakie zadawała jej Ilirinleath powinny być wystarczającym ostrzeżeniem by tamta zrezygnowała z ataku. Skutek był jednak zupełnie odwrotny. Z każdym kolejnym cięciem elfki, rosła złość kowalki i jej zdolność do racjonalnej oceny sytuacji. Strażniczka miała nadzieję, że jej przeciwniczka w końcu będzie miała dość. Z ulgą przyjęła poddanie się Feyli, tylko po to by za chwilę otrzymać potężny cios w głowę. Upadła zamroczona. Na szczęście trawiasty grunt złagodził nieco zderzenie z ziemią. Przez krótką chwilę elfka nie była w stanie ocenić gdzie jest. Instynktownie przeturlała sie w bok, spodziewając się ponownego ataku z strony kowalki. Dziewczyna dysponowała siłą, o jaką Ilirinleath nigdy by jej nie podejrzewała. Elfka wstała z trudem. Czuła pulsowanie w głowie. Mrużyła oczy starając skupić wzrok na tym, co ma przed sobą. Szukała Feyli, której nigdzie nie mogła dostrzec. Sama miała problemy z zachowaniem równowagi i koncentracją. Wsparła sie na mieczu usilnie wypatrując swojego towarzysza.
- Srdanie?! - Zawołała, starając się ostrzec elfa. Ilirinleath podejrzewała, że kowalka uciekła lub rzuciła się na pomoc grabarzowi. Potrzebowała jeszcze chwili by w pełni zrozumieć sytuację, jaką ma przed oczyma.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

-Przylecą, przylecą! Z zachodu przylecą! - ćwierkała ptaszyna do ucha Adriena. -Zaraz przylecą, za chwilę przylecą!
-Ihihi...głupie ssstworzenia...jeszcze sssię nie nauczyły jak groźny jessst żywioł...
Dalszą rozmowę z ptakiem przerwała mu kowalka wpychając go do wody tak, że nie miał szans na żadną obronę i poleciał jak długi mocząc się od stóp do głów.
-Świetnie... - odpowiedział cicho odgarniając włosy z twarzy i podnosząc się z wody. -Szkoda, że nie umiem władać magią ognia...mogliśmy sssię łatwiej osssuszyć...- łgarstwo powiedziane z premedytacją. Ptak ostrzegał go na bieżąco przez co Grabarz doskonale zdawał sobie sprawę, że słyszą każde jego słowo.
Wyżymał wodę z włosów i odłożył kapelusz obok by mu nie przeszkadzał, lodowata woda skutecznie go orzeźwiła. Odruchowo sprawdził, czy niczego sobie nie rozdarł i czy nie połamał długich paznokci, ciężko jest być pedantem w głuszy.
Siedział wygodnie na pieńku czekając na dalsze instrukcje od swojego ptasiego przyjaciela, całkowicie na nim polegał wierząc, że ten go nie zdradzi.
-Z lewej, lewej, z lewej! -zaświergotał ptak widząc Srdana.
Wprawdzie nie znał się na iluzji, ale obserwował elfa przez cały czas i wiedział który jest tym prawdziwym. Adrien zachowywał cały swój psychopatyczny spokój i złożył palce w wieżyczkę ze znaczącym uśmiechem. Zamierzał rozpętać tu piekło na ziemi, kara za naruszenie jego spokoju będzie długa i uciążliwa... Skupił się na włóczni elfa, nie miał tyle mocy by ją stopić ani zniszczyć, ale mógł ją nagrzać do niebotycznej temperatury...Była to prawdziwa walka z czasem, bo wiedział, że jeśli mu się nie uda to zginie w bardzo okrutny sposób, jakim jest przebicie włócznią..
Sam zaś szybko się cofnął i wyciągnął spod szaty długi miecz żałując, że nie potrafi go zmieniać tak jak robił to jego poprzedni właściciel. Wielka kosa załatwiłaby sprawę...
-Wiesz, co, dziecię lasu? Znudziło mi się już granie starego psychopaty, który godzi się na wszystko i się nie wtrąca. - Głos był miękki, delikatny, zupełnie do niego nie pasujący. -Mam kiepski dzień, a wy jeszcze bardziej mi go utrudniacie. -Sięgnął chudą dłonią do grzywki i jednym ruchem ogarnął ją z czoła ukazując twarz naprawdę przystojnego, choć lekko kobiecego, młodego mężczyzny.
Nie widział Fey i elfki, liczyło się dla niego tylko to, by utrzeć nosa temu baranowi. -Jeśli nas nie zostawicie to spalę ten las i wszystko, co się w nim znajduje. I to nie jest groźba...ihihi...To ossstrzeżeniee... Cały czas trzymał miecz w pogotowiu, ale mimo wszystko był pacyfistą i wolał najpierw na spokojnie przemówić mu do rozsądku. Przecież elfy kochają swój las, prawda?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Ptaszysko zdradziło nadchodzące niebezpieczeństwo z lewej strony. Adrien miał jeszcze kilka sekund aby dokładnie rozplanować swoje ruchy. Jeżeli magia ognia nie będzie skuteczna, jego kolejnym krokiem będzie odbicie w bok lub w tył. Tak też zrobił i, jak się okazało, próba rozgrzania broni byłą bezskuteczna. Magiczną włócznię, jak sama nazwa wskazuję, chronią zawarte w niej zaklęcia. Wydawało się, że czar wywołał jedynie wyładowanie elektryczne, które w żaden sposób nie podziałały na silnego elfa.
Tak na prawdę, Adrien od śmierci uchronił jego kolejny ruch. Gdyby nie zwierzę pewnie by już wąchał kwiatki od spodu. Jego szybki, przemyślany krok w tył okazał się idealny mimo błyskawiczności przeciwnika, jednakże także i Srdan odniósł małe zwycięstwo. Magiczna broń sięgnęła lewej części ramienia od strony wewnętrznej. Krew pozostawiła po sobie smugę na piasku. Rana nie była na tyle głęboka by odciąć mu rękę, ale też nie na tyle płytka by nie ruszyła piekelnym.
Awatar użytkownika
Srdan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 91
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Srdan »

Wszystko działo się bardzo szybko, on zaatakował, odczuł starania Grabarza skierowane ku jego włóczni i na chwilkę stracił stu procentową pewność siebie. Wnioskował, że jest potężniejszym magiem, skoro wcześniej potrafił spalić taką połać lasu - a teraz jego magia nie była w stanie uszkodzić włóczni. Kto byłby na tyle głupi, żeby największy ze swoich atutów tak szybko pozwolić usunąć? Dobrze wiedział, że jego największym atutem jest właśnie włócznia, więc już dawno temu magowie zaklęli jego broń, by nie dało się jej normalnie zniszczyć. Jakąkolwiek szkodę mógł uczynić jedynie potężny mag. Srdan na pewno nie kwestionował mocy Adriena, ha, nawet myślał, że jest potężniejszy. W tej sytuacji doszedł do wniosku, że Grabarz po prostu wcześniej wytracił swoją moc, i teraz po prostu nie dysponował jej pełnią. Ale tak na prawdę było to bodźcem dla elfa, który poczuł dominację nad przeciwnikiem. Kolejnym takim bodźcem było to, że jego włócznia sięgnęła lewej części ramienia od strony wewnętrznej. Nie była to jakaś głęboka rana, ale Grabarz musiał to odczuć.
Idąc za ciosem - bo kto by dał chwilę oddechu przeciwnikowi, jeżeli kosztem przegranej może być życie? - Wymierzył uderzenie, nie pchnięcie, tylko uderzenie kijem jego włóczni w dłoń, w której wysoki mężczyzna trzymał broń. Na tym jednak jego atak się nie kończył, wiedząc, że takie coś niekoniecznie zadziała, trzeba iść za ciosem. Od razu zbliżył się do niego, robiąc błyskawiczny obrót i wymierzając łokciem cios w podbródek. Warto zauważyć, że jego włócznia była długa - jeżeli Srdan by się wyprostował i wbił w ziemię swoją włócznię - ta byłaby wyższa o jakąś głowę. Była to dla elfa idealna długość. Dla dopełnienia całego tego ataku zrobił kolejny ruch, tym razem mający na celu wyprowadzenie z równowagi, albo nawet przewrócenie przeciwnika. Wykonał obrót, jednym końcem włóczni próbując podciąć przeciwnika i napierając barkiem na przeciwnika. Jeżeli wszystko się uda, albo przynajmniej wyprowadzi przeciwnika z równowagi, postara się przygwoździć go do ziemi i unieszkodliwić. Jednak jednego był już pewien, jednak go nie zabije. Doszedł tak teraz do wniosku, w sumie w sekundę ta korekta wpadła mu do głowy. Najlepszym rozwiązaniem będzie pozwolenie elfce wybrać i wykonać karę, chyba, że go poprosi, o to żeby to on jednak wykonał wyrok, który wcześniej mu chciał wymierzyć, albo ona cos innego wybierze,.
Dosłyszał oczywiście słowa elfki, unosząc na chwilę głowę i rzucając badawcze spojrzenie w bok, stronę, z której głos dochodził - w razie, czego będąc już psychicznie gotowym do odskoczenia i ewentualnego sparowania ciosu wymierzonego przez kowalkę, o ile ta by próbowała coś takiego zrobić.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z niedowierzaniem przyglądała się sytuacji rozgrywającej się wokół niej. Usiłowała zrozumieć skąd wzięła się para elfów i czego właściwie mogli od nich chcieć. Była pewna, że nigdy wcześniej ich nie spotkała, więc niemożliwością był fakt, że uczyniła im coś złego. Chyba, że grabarz? Być może ścigają go za jakieś przestarzałe zbrodnie. Liczba jego wrogów coraz bardziej zaskakiwała kowalkę. Do ludzi, wampirów, smoków i czort wie, czego jeszcze, teraz musiała dodać elfów. Feyla miła wrażenie, że przede wszystkim ona i grabarz musza zmagać się z szerzącą się wszędzie głupotą.
Ludzie z jej wsi reagowali na grabarza niczym na jakiegoś demona, mieszkańcy Fargoth nie okazali się wiele inteligentniejsi, o świcie Amtrega lepiej nie wspominać, podobnie jak lisie, Balwurze, upartych wampirach czy dziecinnych melmaro. Wszyscy oni zdawali się uosobieniem bezmyślności. Osobami niewartymi dyskusji, takimi, co to lepiej ich unikać gdyż głupota mogła być zaraźliwa.
„Ale do licha chyba mogę odwołać się do logiki i rozumowania elfów” Zastanawiała się Feyla. Kowalka była przekonana, że, z kim jak, z kim ale z przedstawicielami rzekomo najmądrzejszej z ras będą w stanie się porozumieć i w cywilizowany sposób wytłumaczyć sobie powstałe zajście. Inaczej będzie zmuszona uznać ze cały świat zwariował a jej pozostanie zabarykadować się samotnie w kuźni i nikogo do niej nie wpuszczać.
Feyla przyglądała się elfce, która najwyraźniej odzyskała zapał do walki, kierując teraz swój gniew w stronę grabarza. Ilirinleath celowała z łuku do Adriena. Na szczęście dla kowalki drugi z elfów skutecznie zasłaniał dziewczynie sylwetkę grabarza.
- Hej, czekaj! Przestań! Poddajemy się! – Feyla krzyknęła w stronę elfki, a widząc jej ironiczne spojrzenie dodała – tym razem naprawdę. – Ilirinleath najwyraźniej obawiała się że kowalka po raz kolejny spróbuje wykorzystać jej naiwność. Feyla wstała, odrzuciła tarczę i dając jasno do zrozumienia, że jest nieuzbrojona podeszła do elfki, stanęła przed nią i niemal siła przyłożyła ostrze Ilirinleath do swojego gardła. – Widzisz teraz mnie masz. – Zwróciła się do oszołomionej takim obrotem sprawy dziewczyny. – A skoro już wygraliście to może łaskawie powiecie nam, co tu jest grane? – Elfka, która była niższa od Feyli, w końcu zdecydowanym ruchem chwyciła ją za gardło, odchylając przy tym głowę kowalki w tył, przyłożyła swój miecz do policzka Feyli z dużo większą siła niż było to w tym przypadku konieczne.
- Obiecuję tym razem nie zrobię nic głupiego. – Na wszelki wypadek zapewniła kowalka. –Sama mówiłaś, że to nieporozumienie, więc chciałabym je wyjaśnić. Mości grabarzu czy byłbyś łaskaw poddać się temu miłemu panu?! – Zwróciła się do Adriena. Feyla chciała nie tylko wyjaśnić sprawę z elfami będąc całkowicie przekonana o własnej niewinności, potrzebowała tez zrozumieć, co takiego działo się z jej towarzyszem. Miała wprawdzie pojęcie jak ów osobnik naprawdę wygląda, ale pierwszy raz widziała go w stanie takiej furii. Niepokoiło ją czy to faktycznie było prawdziwe oblicze grabarza? I co miało znaczyć powiedzenie, że gotów jest spalić las z nimi wszystkimi wewnątrz? Czy rzeczywiście był do tego zdolny i czy dysponował takimi możliwościami? Nagle kowalka uświadomią sobie, że mężczyznę przed sobą zna dużo mniej niż wcześniej jej się to wydawało.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nim doszło do kolejnego starcia, nim ostrza znów zawirowały, z gęstwin leśnych wyłonił się człek, w zieleń ubrany.
Był to zwiadowca Fargoth, który wcześniej widząc zdarzenie ruszył czym prędzej po patrol pobliski, by nie dopuścić do kolejnego rozlewu krwi.

To tu kapitanie! To oni! - Krzyknął spoglądając za siebie, gdy z gęstwin wyłaniały się kolejne postacie. Po krótkiej chwili nim uczestnicy starcia się zorientowali byli już otoczeni przez patrol zbrojnych. Przed zbrojnymi wyłonił się w końcu ich kapitan, który dając parę kroków naprzód przemówił do zgromadzonych.

- Jestem kapitan Vensus, z straży Fargoth. Z tego co mi doniesiono odbywają się tu jakieś walki. Rzekłbym ze to zbóje się biją miedzy sobą, o łupy, jednak na takich mi nie wyglądacie. Mogę więc uczynić dwie rzeczy. Kazać was schwytać i osadzić w lochu, z podejrzeniem, że właśnie tymi zbójami jesteście. Lub też puścić wolno, jednak w tym drugim przypadku macie się rozejść i więcej nie zakłócać spokoju tych ziem. Mam nadzieje że wybierzecie drugie rozwiązanie, bowiem wszelkie próby agresji, źle skończyć się mogą.

Tak jak rzekł kapitan, całe miejsce starcia zostało otoczone przez dobrze uzbrojonych strażników w liczebności co najmniej trzech tuzinów. Nawet wielki mocarz z pewnością nie ryzykował by starcia, z dobrze uzbrojoną, wyszkoloną i liczną grupą piechurów.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath nie miała pojęcia jak reagować na ludzką głupotę. Załamywać nad nią ręce czy śmiać się do łez? Z niedowierzaniem elfka przyglądała się oddziałowi żołnierzy. Nie zrobili nic w sprawie smoków, nikt nie kiwnął ni palcem, gdy płonął las, ale do niewinnej potyczki w całkowicie odosobnionym miejscu zbiega się połowa armii. Czyżby pojedynki w Fargoth były przestępstwem najwyższej wagi? A karą za nią było pogrożenie palcem przez kapitana wojska? ”Naprawdę przybyli tutaj tylko po to by kazać nam się rozejść i naiwnie wierzą ze nikt nie będzie kontynuował walki, gdy tylko znikną za najbliższym drzewem.”
Próba podążania za tokiem rozumowania niejakiego Vensusa była dla Ilirinleath daremnym wysiłkiem. Elfka uznała, że nie pomoże mieszkańcom Fargoth, jeśli ci nie chcą pomóc sami sobie. Najwyraźniej do zmiany priorytetów ludzkiego postępowania konieczne było coś więcej niż życzliwa rada. Musi dopaść ich głód spowodowany brakiem zwierzyny. Muszą zawczasu odcierpieć mrozy w skutek niedoboru drewna na opał, ziemia wokół nich musi zostać zniszczona a powietrze stać się stęchłym i duszącym. Być może wtedy rozważą czy nie warto byłoby zatroszczyć się o własne lasy.
Ilirinleath wypuściła kowalkę ze swojego uścisku. Zresztą i tak miała to uczynić, jeśli kobieta zapewni ją, że nie zrobi nic głupiego. Objęła Feylę przyjacielsko poklepując niewinnie po ramieniu.
- Ależ zapewniam szanownego kapitana, że nikt tu nie robi nic złego. Podróżujemy razem, a to tutaj to tylko niewinna zabawa – zapewniła kapitana. Nie zamierzała robić z Vensusa idioty. Już go za takowego miała. – Chodź, zamiast tu stać zjemy coś i dokończymy naszą wcześniejsza rozmowę. – Ilirinleath zwróciła się do Feyli, ciągnąc tamtą w stronę ogniska. Całe przedstawienie miało na celu rozładowanie sytuacji a przy okazji dać do zrozumienia żołnierzom, co myśli na temat ich postępowania. – A więc jak mówiłam wcześniej materiał ten jest na tyle mocny, iż do jego cięcia potrzeba specjalnych narzędzi. – Gdy obie kobiety zajęły miejsca przy ogniu, elfka poczęstowała Feylę swoją porcją żywności i udawała ze kontynuuje dyskusję. - Tylko żeby działał jak należy, ubrania z niego musza być strasznie obcisłe, a zakładanie ich to prawdziwa męka. Chociaż z drugiej strony lepsze to niż zbroja. Jak chcesz to ci pokażę.
Kowalka mimo, iż była zaskoczona obecnością żołnierzy i zachowaniem elfki nie dała po sobie poznać że coś jest nie tak. Poza tym już wcześniej deklarowała, że jest głodna, więc nie miała oporów by zadowolić się darmowym posiłkiem.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Adrien po powrocie zamierzał zamknąć się w zakładzie pogrzebowym i dokładnie zamieść wszystkie kąty na odstresowanie się. Nieco dziwny sposób, ale robił tak od lat. Porządek w domu i zakładzie pomagał mu zachować porządek w głowie. Właściwie to Grabarz zdał sobie, że od dłuższego czasu dość rzadko można było znaleźć go w domu, większość czasu przesiadywał na dole, w zakładzie. Mało tego, nie raz i nie dwa zdarzyło mu się przespać w trumnie, gdy był już zbyt zmęczony by zrobić choć kilka kroków więcej.
Ból. Przeszywający ból w ramieniu. Osoba o jego pozycji była uczona by nigdy nie pokazywać emocji czy bólu, musiał cały czas zachować kamienną twarz by nie było widać jak bardzo cierpi. - No nie...Lubiłem tę szatę... Czy ty wiesz ile ona kosztowała? - zapytał siląc się na spokojny wyraz twarzy i niepokojący uśmieszek. Starał się ignorować ból, krew z ramienia, wszystko. Liczyło się tylko pokonanie tego małego, brudnego dziecka lasu. Im szybciej tym lepiej. W miarę możliwości nadal się bronił wiedząc, że rana dość szybko się zasklepi.
Zabawne, że wyglądał tak... Niegroźnie, gdy ukrywał się za swoją codzienną maską starca, a teraz zgrabnie, wręcz z lalczynymi ruchami młodej damy opierał się włóczni elfa nie dając mu wygrać za wszelką cenę. To by go upokorzyło, a on tego bardzo nie lubił..."Nie rozsądny ruch, dziecię lasu. Wydajesz swoich małych braci na śmierć tylko, dlatego, że jesteś zbyt butny by się poddać..." A kim on był by od tak wydawać na niewinne istoty wyrok śmierci w płomieniach? Był Adrienem Crevanem, Upadłym Aniołem, który dawniej był blisko Pana.
Nie dał sobie podciąć nóg, to było by za proste. Sam często używał tej techniki, rzadko kiedy grał z honorem. Wiedział jednak, że nie złamie mu włóczni butem, więc mógł jedynie się bronić. Nie jest jednak tajemnicą, że najlepszą obroną jest atak.
A jeśli nie mógł atakować bronią to mógł atakować magią. Oczy zalśniły gniewem i Adrien zabrał się za podpalenie włosów Srdana. Nim zdążył cokolwiek zrobić usłyszał głos kowalki, która namawiała go do poddania się w ręce wroga. Ufał jej, wierzył, że ta ma jakiś plan i nie pozwoli im tu zginąć.
-Poddać? - Powtórzył po niej teatralnym głosem. Mógłby teraz spalić tego robaka, ale nigdzie mu się nie spieszyło. Schował miecz pod szatę, strzepnął włosy na oczy i uniósł ręce cw geście poddaństwa samemu nie wierząc w to, co robi.
Straż była jeszcze głupsza niż ta s jego mieście. Chociaż nie, ci "jego" byli tak tępi, że wypili herbatę, która stała na biurku w zakładzie pogrzebowym nie pytając o zdanie Adriena, który dosłownie 10 minut wcześniej wlał do dzbanuszka z rzekomym napojem kocie szczyny by raz na zawsze oduczyć ich podbierania jego rzeczy. Nie zainteresowali się smokiem, melmaro, podpaleniem lasu, ale zainteresowała ich zwykła bójka w lesie? To było tak głupie, że aż śmiesznie. W dodatku Adrien wyglądał tak, jakby właśnie został przez elfa zaatakowany. I o to właśnie chodziło...
Walcząc z wybuchem śmiechu milczał czekając, co będzie dalej, bo zabawa była przednia. W dodatku miał już pomysł na przyciągnięcie elfki na swoją stronę, jak ją zmanipulować.
Ah, praca grabarza jest taka zabawna...
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z rozbawieniem pomyślała że jeśli dużej zacznie przebywać w towarzystwie grabarza wkrótce zacznie śmiać się równie histerycznie co on. Zastanawiała się ile czasu mogło minąć odkąd rozpoczął się ich pojedynek z dwójką elfów. Kilka sekund? Najwyżej dwie do trzech minut, a rzekomo ktoś w tym czasie ich zauważył, zdążył pobiec w kierunku garnizonu, postawić cały oddział żołnierzy w gotowość bojową i wrócić na miejsce. Jak nic siły szybkiego reagowania. Ta sprawa był bardziej śmierdząca niż stare onuce Nurdina. Na szczęście to nie była jej sprawa.
Już przedstawienie grane przez elfkę było liche i miało w sobie mnóstwo dziur, za to błazenada jaką odegrali strażnicy poza dziurami nie miała nic więcej. Kowalka udała ze słucha elfki nie mając zamiaru samej ruszyć się z miejsca. Była tu pierwsza i żaden baran nie zmusi ją by stąd poszła. To już żołnierze będą musieli ustąpić i się rozejść. Chyba że ci ostatni poszukają sobie kolejnego pretekstu by się do nich doczepić, a wtedy … było ich przecież tylko kilka tuzinów. Feyla znów miała ochotę zaśmiać się w stylu grabarza. Przy okazji musi się wreszcie dowiedzieć jak on ma na imię. Bez tego także postanowiła nigdzie się nie ruszać.
- Tak pewnie ze jestem zainteresowana pokazem. – Odpowiedziała Ilirinleath – Uwielbiam opatrzeć na bieliznę młodych dziewcząt – dodała złośliwie – a jeszcze bardziej fascynuje mnie podziwianie jak takowe damy łowią ryby. Więc jeśli nie stoi to w sprzeczności z elficką naturą to może nałapałabyś kilka? – Feyla dorzucała drwa do ogniska. Przemokła i zmarzła wiec teraz potrzebowała rozgrzać się w każdy dostępny sposób. Po chwili niewielki stosik grabarza zamienił się w prawdziwe ognisko. Skoro już miała ogień jak należy to wypadałoby na nim coś upiec. Kowalka miała cichą nadzieję ze w otaczającym ich jeziorze znajdzie się jeszcze jeden dziwny stwór specjalnie dla Ilirinleath.
Awatar użytkownika
Srdan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 91
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Srdan »

Walka była dość szybka. Nie mógł odmówić swojemu przeciwnikowi umiejętności. Jednak Srdan był na tyle lepszy, ze to ciągle on był w natarciu i nie pozwalał przejść przeciwnikowi w kontratak. Jednak walka nie przeszła w kolejny etap. Obydwoje w tej samej chwili zaprzestali walki. To jakiś patrol zjawił się w tym miejscu i zdecydował się ich otoczyć. Zarówno jemu jak i Grabarzowi odechciało się walki. Srdana to nie zaskoczyło, więc po prostu nie miał zamiaru kontynuować walki, tak jak zresztą jego przeciwnik. Jednak tak na prawdę była to dobra okazja do zakończenia całego tego starcia. Wyprostował się i odwrócił w stronę jak domniemał kapitana oddziału. Nie zareagował na czyny swojego przeciwnika - uniesienie rąk do góry. Zlustrował szybko domniemanego kapitana i pokręcił głową... Sam nie wiedział jak miał zareagować na jego słowa... Po prostu wydało mu się to trochę bezsensowne. Chwycił mocno swoją broń, rzucił pogardliwe spojrzenie wysokiemu mężczyźnie, który jeszcze przed chwila był jego przeciwnikiem i pokręcił głowa. Upiekło mu się. Podszedł do elfki i kompletnie ignorując jej "towarzyszkę" przemówił.
- Czas się rozstać, Ilirinleath z lasów Adrionu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nasze ścieżki się spotkają. Skoro jest tutaj oddział straży, czy kimkolwiek oni są, to oni są osobami odpowiednimi do przejęcia sprawy tego mężczyzny. Poznanie cię było dla mnie zaszczytem. Dasz sobie radę. - Tak, Srdan przecież był odpowiednią osobą do wygłaszania takich małych przemówień... Ale nie ważne, mimo wszystko trochę o życiu wiedział, trochę przeżył i coś tam powiedzieć mógł. Skinął jej jeszcze głową i jak gdyby nigdy nic ruszył w dalszą drogę. Przeszedł pomiędzy dwoma strażnikami, którzy usunęli mu się z drogi. Jemu więcej nie było trzeba. Nie oglądając się za siebie ruszył w nieznane.

[Ciag dalszy : Srdan ]
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath nie przerywała rozmowy z kowalką a jednocześnie z pogardą przyglądała się żołnierzom opuszczającym leśną polanę. Mieszkańcy Fargoth wyraźnie dali jej do zrozumienia, że nie chcą jej pomocy, a zatem nic nie zatrzymywało elfki w tych stronach. Strażniczka zdecydowała się jak najszybciej opuścić te ziemie. Wcześniej jednak musiała się upewnić czy para pegazów, która przyniosła tu ją i Srdana jest bezpieczna. Żołnierze pojawili się zupełnie niespodziewanie, a Ilirinleath obawiała się, że zaskoczyli nie tylko ich, ale także dwójkę skrzydlatych wierzchowców.
- Nie musisz być złośliwa - Zwróciła się do Feyli - Kto, jak kto ale akurat my rozumiemy najlepiej jak działają prawidła natury i jaką rolę pełnia w niej drapieżniki. Dlatego tez nie mam nic przeciwko mięsożercom i sama jadam ryby. Tylko, że do łowienia ich nie używamy sieci. Przede wszystkim, dlatego że nie chcemy uśmiercać więcej wodnych stworzeń niż zamierzamy w danej chwili zjeść. Niestety nie zaspokoję twojej ciekawości. Srdan mógłby to zrobić a jeśli nie zechce to cóż, sama musisz domyślić się jak to działa. Podpowiem, że przy połowie używam głównie tego - Ilirinleath wskazała swoją głowę uśmiechając się przy tym tajemniczo.
Nieoczekiwana deklaracja Srdana, iż ten zamierza ją opuścić zupełnie zaskoczyła elfkę. Wraz z zakończeniem walki z jej towarzysza uciekła cała energia. Jego wzrok znów stał się mętny, gdzieś przepadła jego wola do działania, ogarnęła go apatia i zniechęcenie. Ilirinleath miała wrażenie, że włócznik przebywa myślami w zupełnie innym świecie.
- Do zobaczenia Srdanie. Nie wiem, dokąd zmierzasz, ale życzę ci powodzenia w dalszej drodze. Wprawdzie nie znamy się na tyle byś mógł mi zaufać, ale miałabym dla ciebie radę. Nie uciekaj przed przeszłością gdyż ona niszczy cię od środka. Mam nadzieję, że wrócisz kiedyś w rodzinne strony naprawić stare błędy, a wtedy, kto wie być może spotkamy się gdzieś pośród lasów, Adrionu. W każdym razie ja wkrótce wracam do domu.
Ilirinleath zwróciła się tez do Adriena.
- Ty także powinieneś uważać na siebie panie grabarzu. Nie wszędzie trafisz na ludzi, którzy tak lekceważąco i lekkomyślnie podchodzą do troski o swoje ziemię jak ci tutaj. - Powiedziała, spoglądając po raz ostatni na oddział żołnierzy - Zapewniam, że w większości państw mentalność ludzi jest zupełnie inna, inne są tam też prawa, które mówią, że za swoje czyny trzeba ponosić odpowiedzialność. Mam nadzieję że zrozumiesz o czym mówię nim dane ci będzie przekonać się o tym na własnej skórze.
Elfka skinieniem głowy pożegnała się z całą trójką. Potrzebowała teraz spokoju i czasu na refleksję. Uznała, że dzisiejszą noc spędzi nad jeziorem. Miała zamiar owinąć się płaszczem i posiedzieć wpatrując sie w spokojne wody jeziora. Miała przed sobą kilka ważnych decyzji do podjęcia a nie zrobi tego, jeśli na jakiś czas odizoluje się od całego zamieszania. Wolałaby, aby Srdan na nią zaczekał, ale jemu najwyraźniej zaczęło się spieszyć. Dość dziwne jak na kogoś, kto jeszcze niedawno deklarował iż nie ma nic do zrobienia.
Ilirinleath oddaliła się od zebranych ruszając w kierunku pozostawionych pegazów.
Ciąg dalszy Ilia
Ostatnio edytowane przez Ilia 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Wizja zabarykadowania się w zakładzie pogrzebowym była coraz bardziej kusząca... Ludzie, których dziś spotkał na swojej drodze byli wyjątkowo głupi i mało rozumni, gorzej niż trupy... Crevana właściwie to cieszyło- im więcej głupich ludzi tym więcej śmiertelnych wypadków a co za tym idzie- więcej pracy dla takich jak on.
Elfa zignorował, nie był warty funta kłaków, podobnież jak i jego marne życie. Adrien nieco żałował, że nie spalił mu trzewi lub chociaż włosów..."Ludzie to najżałośniejsze, najbardziej ciekawe i zabawne istoty na ziemi, gyahahaha..."
Adrien poprzez słowo: "człowiek" rozumiał wszystkie istoty żyjące na ziemi. Aniołami były wszystkie istoty w Niebiosach a demonami wszystko, co miało związek z piekłem. Proste, prawda?
Miał nadzieję, że przynajmniej elfka okaże się choć trochę mądrzejsza niż jej towarzysz i nie będzie mu próbowała zrobić krzywdy... Z resztą, już dawno zauważył, że kobiety odznaczają się większą inteligencją niż wszyscy mężczyźni, których dzisiaj spotkał. Na szczęście dziewczyna odpuściła i Adrien miał nadzieję, że uda mu się choć na chwilę spokojnie usiąść.
Słowa elfki do Srdana... Czemu miał wrażenie, że trafiły one bezpośrednio do niego? "Nie uciekaj przed przeszłością gdyż ona zniszczy cię od środka"."Jestem tylko nic nie znaczącym pyłkiem na tej ziemi, choć nadal nie potrafię tego pojąć... Gdzie w tym wątłym ciele znajdę siłę by wstać? Nie. Tak jest dobrze. Taką ścieżkę obrałem." Żałował, że nie może żyć normalnie, że nie może robić tego, co kochał. Czasem myślałby zebrać Upadłe Anioły i roznieść Niebiosa w drobny mak nie zostawiając ani jednej żywej duszy, nie zostawiając kamienia na kamieniu. Tylko czy to by mu naprawdę pomogło? Ukoiłoby jego serce? Pomogłoby odnaleźć zemstę za krzywdy? Tego nie wiedział, ale chciał tego. Właściwie to...Czemu by nie wprowadzić myśli w życie?
Sam Grabarz zdecydowanie wolał w kwestii kulinarnej polegać na Feyli. Był kompletnie nieporadny w kwestii zdobywania pożywienia- mieszkał w mieście gdzie jedzenie kupowało się na rynku, ewentualnie szło się na obiad do karczmy, gdy już wyjątkowo nie chciało mu się gotować.
-Wiesz co, Fey? Patrząc na wydarzenia sssprzed kilku minut zassstanawiam sssię jak to możliwe, że oni wciąż żyją...-Powstrzymał złośliwy chichot i po kolei zaczął ściągać wciąż przemoczone ubrania. -Wodę mam chyba nawet w sssskarpetkach...-Mruknął do siebie zamierzając trochę się z kowalką podrażnić by odciągnąc swoją uwagę od obolałej ręki, która na szczęście już zaczynała się zasklepiać.
-Całkiem ładna była ta elfka, prawda? – Zapytał ściągając korale - Nawet jak na wojowniczkę. -Następna poleciała szarfa i płaszcz. -Lubię takie...- Nie lubił, ale chciał zbadać reakcję dziewczyny na jego słowa. Wsunął dłoń we włosy i przegarnął je lekko pokazując kowalce twarz z zagadkowym uśmiechem, flirtował z nią? Być może.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

- Zapomnij o tym co wcześniej proponowałam. Nie skorzystamy z pomocy smoka. – Feyla zwróciła się do Adreina – Odnoszę wrażenie że bliskość tych istot sprawia że wszyscy inni tracą rozum. Niech sobie leci byle dalej stąd. Najlepiej z melmaro na grzbiecie, im to akurat nic już nie zaszkodzi. – Kowalka nie mogła się nadziwić zachowaniem żołnierzy. Wyobrażała sobie kapitana tego oddziału jak składa raport przed dowództwem. Nie złapaliśmy smoka, pozwoliliśmy by zniszczył kilka dzielnic miasta, spalił hektary lasu, do tego straciliśmy dziesiątki ludzi i drugie tyle cywilów ale za to udało nam się udaremnić bójkę pomiędzy nieznajomymi w środku lasu. Ludzie głupieli, zwierzęta także, a teraz jeszcze elfy. Atakują ich, walcząc zaciekle jakby od tego zależał los całego świata by po chwili udać się w nieznane z oklapniętymi uszami i spuszczoną głową.
- Hej! Jest tu ktoś jeszcze w kolejce chętnych do spuszczenia łupnia obecnemu tu grabarzowi? Bo jeśli tak to akurat mamy chwile wolnego! – Wykrzyczała Feyla na całe gardło by w końcu dać upust swojej frustracji. Specjalnie nie przejmowała się opinią elfki która rozpaliła własne ognisko niedaleko ich obozu.
Odpowiedziała jej cisza. Zmęczona kowalka usiadła przy ogniu z niezadowoleniem przyjmując do siebie fakt iż nadal jest głodna.
- Trzeba było zostać w mieście. Paradoksalnie ciszej tam i spokojniej niż tu a łatwiej o żarcie. – Feyla z ciekawością przyglądała się poczynaniom grabarza, zastanawiając się jak daleko mężczyzna zamierza się posunąć. Wcale nie zdziwił ją fakt iż ten próbuje ją rozzłościć. Wzajemne złośliwości zaczynały wchodzić im w krew. Kowalka doskonale zdawała sobie sprawę z niedoskonałości własnego wyglądu ale nie zamierzała w tej kwestii nic robić.
- Pewnie że jest ładna – „Dużo ładniejsza ode mnie jeśli już musisz to usłyszeć baranie”. – ale pozwolę sobie zauważyć ze to w moją stronę zwróciła swoje wdzięki. To znaczy ze twój urok osobisty przestał działać i przyciąga już tylko dziwolągi z ego na końcu włóczni. Jeśli elfka poza urodą jest mądrą i potrafi gotować to sama jestem skłonna o nią zawalczyć. A przy okazji jeśli mamy dalej ruszyć z miejsca to zdradź mi wreszcie swoje imię lub wymyśl sobie jakieś w zastępstwie. Nie mogę ciągle nazywać cię grabarzem, bo to niepraktyczne, bezosobowe i głupie. A jeśli nie chcesz to zostaniesz … aniołkiem.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Nie to żeby Feyla była brzydka, wręcz przeciwnie- była piękna jak mało która kobieta...Może tylko nieco zaniedbana, trochę przypominająca nieoszlifowany diament- pod warstwą pyłu z kuźni kryła się dziewczyna, o którą można boje toczyć. Trochę zabawnie wyglądała przy Adrienie, który prócz tego, że był niesamowicie pedantyczny to w dodatku jego zachowanie względem własnej osoby zakrawało nieco na paranoję najwyższego stopnia- nie tolerował żadnego, nawet najmniejszego włoska ba swoim ciele, jedynie gdzie mogły rosnąć to brwi i głowa. Reszta była bezwzględnie usuwana i naprawdę średnio Grabarza obchodziło co o tym pomyślą inni.
-Mój urok osobisty był tak potężny, że dziewczyna po prostu wstydziła się do mnie odezwać. -odpowiedział złośliwie czując, że humor od razu mu się poprawia. Dokuczanie kowalce było jedną z tych rzeczy, które najlepiej pozwalały mu się zrelaksować. -w końcu nie każdy może urodzić się tak idealny jak ja -puścił jej oczk z perfidnym uśmiechem na bladych ustach.
Jakoś nie bardzo miał ochotę myśleć nad głupotą strażników, elfów czy reszty świata spotkanego na drodze. Uznał, że skoro odeszli i nie zapowiada się by wrócili to nie ma czym się martwić, przynajmniej na chwilę obecną.
Zapewne Feyla także była zmęczona, może nawet bardziej niż on. Crevan wiedział, że powinien zdjąć do wysuszenia także spodnie i tunikę, ale w życiu by się przy niej nie rozebrał. Tym bardziej, że na plecach miał wielkie blizny po odrąbanych skrzydłach i chciał uniknąć zbędnych pytań skąd one się wzięły. Z drugiej strony ryzyko zapalenia płuc także nie było świetlaną przyszłością...
Przeklinał sam siebie, że tak mało potrafi zrobić "w terenie". Z drugiej strony gdzie miał się tego nauczyć? Mógł teraz jedynie podglądać jak będzie zajmować się tym Feyla.
-Przydałaby mi się ta kotka... -siedział z nogą ba nodze intensywnie o czymś myśląc. W końcu koty to zwierzęta łowne, MUSIAŁA coś potrafić...Tyle, że jej nie było i musieli radzić sobie sami. Adrien gdy się na czymś mocno skupiał zazwyczaj w dość zabawny sposób marszczyl brwi machinalnie stukając paznokciem w usta, to było silniejsze niż on...
Anioł. To jedno słowo skutecznie potrafiło wyprowadzić go z równowagi. Jego źrenice momentalnie się zwężyły a on przez ułamek sekundy siedział jak skamieniały. Nie znosił tego słowa z całego serca... Odruchowo wstał teraz jeszcze bardziej przypominając czarnego nietoperza. -Nigdy więcej nie nazywaj mnie Aniołem, jasne? Zmierzył ją lodowym spojrzeniem pewnego rodzaju wyższości. I chyba tyle z miłej atmosfery...
Odwrócił się do niej plecami ponownie zamykając się we własnym świecie myśli co oznaczało, że kontakt z nim będzie utrudniony bo po prostu nie słucha tego, co się do niego mówi. -Możesz mówić mi Atmos. -powiedział to zanim pomyślał. Tego imienia również nie znosił-to imię jego ojca. Nie. To imię mężczyzny, który zapłodnił jego matkę. Adrien nie używał w stosunku do niego słowa ojciec.
-Znajdź mi coś do zrobienia, zaraz tu zwariuję...-powiedział już nieco bardziej miękko, żałował wybuchu złości, nie powinien. Mimo wszystko nie potrafił jej teraz spojrzeć w oczy.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość