Otchłań[Posiadłość d'Notte] Pora na szczęśliwe zakończenie?

Cień od wieków zalega nad Krainą Demonów. Ciemność ogarnęła świat zamieszkały przez te tajemne istoty. Jakie to myśli rodzą się w ich głowach, gdy spotykają się na zgromadzeniach demonów w Czarnych Twierdzach? Jakież to plany snuja się w ich umysłach gdy przechadzają się po swych kamiennych domach. Milczące postacie przewijają się bezszelestnie przez ulice mrocznych miast.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

[Posiadłość d'Notte] Pora na szczęśliwe zakończenie?

Post autor: Lucien »

Poprzednie wydarzenia

        Otchłań powitała przybyłych tradycyjnym mrokiem, w tej chwili dość nieprzeniknionym by sugerować nocną porę - odmienną od godziny panującej w Alaranii. Wraz z pojawieniem się pana komnat, świece zabłysnęły jasnymi płomykami rozświetlając ciemności ciepłym, niemal przyjaznym blaskiem.
        W gabinecie i sypialni podłogę doprowadzono do porządku i nie szło dopatrzeć się ani śladów krwi, ani szram wyżłobionych pazurami. Podobnie wymienione zostały drzwi i podrapana futryna, ale poza tym nic się nie zmieniło, tak jak nie zmieniało się od wielu lat, zupełnie jakby dramatyczne zdarzenia zupełnie nie miały miejsca. Gabinet był schludnie posprzątany, na biurku obok kałamarza leżał zużyty tomik tak często wertowany przez Luciena. Łóżko było starannie zasłane, a na nim spoczywał pakunek podarowany przez Ninę.
        Demon przycisnął ramię do boku, który przypomniał o sobie promieniującym szarpnięciem, zmuszając bruneta do gwałtowniejszego wdechu, sugerując wyraźnie, że ze skokami pomiędzy Planami jeszcze nie powinien przesadzać. Powietrze również pachniało tak samo - stagnacją, znużeniem lat, brakiem słońca.
        Nemorianin przymknął na krótko oczy, dopiero po chwili pozwalając Rakel wysunąć się z objęć. Położył podróżny tobołek dziewczyny obok prezentu, któyrm zamierzał zająć się za moment.
        - Od samego początku tak to powinno wyglądać… - zaczął raczej niezobowiązującym tonem, gdyby nie przeczyło mu zachowanie demona, dla niego samego raczej całkiem naturalne, dla Rakel zazwyczaj nadmiernie oficjalne.
        - Witaj w moim domu. Rozgość się i proszę czuj się jak u siebie. - Brunet chwycił obie jej dłonie, pocałował wierzch palców każdej z nich i dopiero kontynuował z uśmiechem podprowadzając ją do szafy. Nigdy nie miał wiele odzieży, a i dobytek Czarnulki nie wyglądał na tak liczny by nie pomieścili się w jednej garderobie. Lekka, granatowa suknia wciąż wisiała na wieszaku, zaraz obok koszul nemorianina.
        - W tym skrzydle znajdują się jeszcze pokoje Gadiego i nieużywane komnaty mojej matki. W zachodnim skrzydle mieszka Felicity i Sheitan. Na parterze znajdują się pokoje gościnne, salon, oranżeria i sala balowa. Na parterze oraz na poddaszu mieszczą się też pokoje służby i pomieszczenia gospodarcze - opisał pokrótce posiadłość aby Rakel łatwiej było się w niej odnaleźć. Tak właśnie należałoby zacząć właściwą wizytę w gościnie, a nie od słów by nie opuszczała pokoju. Niestety dopiero teraz mógł zagwarantować Rakel bezpieczeństwo nie będąc rozgrywanym przez własną rodzinę.
        - Stajnie znajdują się zaraz z boku dziedzińca, ale samotnych wycieczek po Otchłani bym nie zalecał - kontynuował nawet dość żartobliwie.
        - Ale dwór jest do twojej dyspozycji. Felicity nadal jest zawistną i podstępną istotą, ale nie zwracaj na nią uwagi. Aktualnie poza jadowitymi słowami niewiele ma do dyspozycji - starał się uspokoić dziewczynę. Nie chciał by i podczas tego pobytu czuła się jak więzień albo zakładnik. Niestety ostatnim razem jej odwiedziny można było sprowadzić niemal do takiego obrazka.
        - Sheitan z kolei powinien trochę zmądrzeć od twojej poprzedniej wizyty, a przynajmniej nauczyć się odrobiny samokontroli - Lucien zamyślił się na moment. Jeszcze jakiś czas temu brakowało mu spójności pomiędzy podsumowaniem zdarzeń Gadriela a własnymi wspomnieniami z książęcego dworu, które zdawały się wrócić na miejsce. Nigdzie nie było nawet fragmentu z okaleczeniem brata. Shei spróbował zaatakować wyczuwając swoją jedyną szansę, w czym przeszkodził mu Gadriel. Potem opuścił salę tronową z pomocą Gadiego. Tak mu się zdawało. Dopiero teraz ostatni element układanki wskoczył na miejsce.

        Dwójka braci opuściła zamek. Słowa lekko na wyrost. Gadriel bardziej wlókł Luciena niż pomagał mu iść - starszy demon na przemian wyglądał jakby odzyskiwał i tracił przytomność, ale spojrzenie nieustannie miał mętne, jakby rzeczywistość zupełnie nie docierała do jego umysłu. Na piętro do sypialni nie chciało mu się go tachać, obaj byli nie w formie (chociaż Lucien prezentował się o całe piekło gorzej) i nie chciał siebie (ani swojej cierpliwości) zbytnio nadwyrężać. I tak już wykazał się nadmiernym zaangażowaniem.
        Odstawił brata w jego godnym pożałowania stanie do salonu, w którym kilka dni wcześniej zostali zbesztani przez Beala. Bardziej pozwolił Lucienowi upaść na kanapę niż go na niej ułożył i rozejrzał się po pokoju. Wspomnienie ojca wciąż wisiało w powietrzu, a wielki portret spoglądał na nich cicho swoimi okrutnymi oczami. Śmieszna sprawa. Lata poniżania, a przeminęły wraz z wiatrem. Gadriel uśmiechnął się złośliwie pod nosem, zastanawiając się co byłoby bardziej bezczelnym działaniem - pozbycie się portretu czy pozostawienie szanownej pamięci ojca dyndającego ścianie jak należało się minionym dziejom.
        Zerknął na drogi alkohol stojący w karafce zaraz obok dostojnych kieliszków. Kilka ksiąg starych jak sama posiadłość. Nawet mógłby polubić ten gabinet, ale teraz czekał chcąc porozmawiać z Lucienem, ustalić dalsze kroki.
        W końcu spojrzenie Gadriela padło na biurko i stare kroniki wraz z ukrytymi w nich mapami, czyli to co zajmowało Beala w jego ostatnich dniach i to co doprowadziło go do upadku. Nic co głowa rodu musiałaby ukrywać. Do jego gabinetu nikt nie wchodził niezaproszony ani tym bardziej pod nieobecność starego demona. Dawniej.
        Ciekawe. Gadi nalał sobie whisky i rozsiadł się w ojcowskim fotelu, skrzyżowane w kostkach nogi zarzucając na biurko. Zerknął jeszcze raz na portret ojca, uśmiechnął się szelmowsko i pogrążył się w lekturze.
        Po części zabijał czas aż Lucien odzyska przytomność. Tymczasem jednak nowy pan domu ani myślał się budzić.
W którymś momencie Gadriel oderwał wzrok od pergaminów na nieco dłuższą chwilę. Lucien nadal leżał tak jak upadł. Krew uwalała eleganckie poduchy i zaczęła spływać na podłogę, tworząc brunatne, przysychające plamy i nowe, wciąż świeże strugi szkarłatu. Nadal krwawił. To nie wyglądało dobrze. A, że do truchła lubiły zlatywać się sępy, niedługo po tych wnioskach usłyszał kroki, szybkie, nerwowe, mieszane, czyli damskie i męskie. Zaraz potem w drzwiach ujrzał Felicity i Sheitana.
        - Tu jesteście - warknęła wściekła nemorianka, z niepokojąco rosnącym zainteresowaniem zerkając na pasierba, wywołując tę samą reakcję u Sheitana.
        - Co to miało być?! - kontynuowała, a brat Luciena odezwał się zaraz po niej.
        - Wszystko zniszczyłeś. Mogliśmy sprytnie zakończyć sprawę jeszcze u księcia - wściekał się najmłodszy nemorianin, a Gadriel zaczął się zastanawiać czy nie mogliby mówić po kolei, a nie jedno przez drugie bo albo go zaraz łeb rozboli, albo wkurw strzeli. Brakowało tylko by zaczęli nawzajem dokańczać swoje zdania.
        - Jak mogłeś stanąć przeciw własnej rodzinie? - syknęła Felicity, pomagając Gadiemu dokonać wyboru. Raczej to drugie. Od kiedy niby byli po tej samej stronie? Kiedy ostatnio którekolwiek z nich, na myśli jednak miał głównie matkę, stanęło po jego stronie? Odpowiedź była bolesna i krótka i odmalowała się w zielonym spojrzeniu zaserwowanym matce, tylko bardziej ją rozsierdzając. Coś jednak, jakieś pierwotne przeczucie kazało mu milczeć. Oczywiście zezłościł tym Felicity jeszcze bardziej, Sheitana zresztą również.
        - Skoro tylko ja mam dość jaj, dokończę to tu i teraz! - rzucił Sheitan, na tchnienie wywołując spojrzenie pełne politowania. Dość jaj by próbować dobić konającego, faktycznie to był czyn godny odwagi najmłodszego.
        - Na twoim miejscu bym tego nie robił - mruknął tylko i wzruszył ramionami gdy Felicity rzuciła mu mordercze spojrzenie zabraniające jakiejkolwiek interwencji. Przecież nawet nie ruszył obcasów z biurka. Przebywał jednak z Luckiem dość długo by przyzwyczaić się do jego emanacji, a ta nie wróżyła nic dobrego.
        Sheitan podszedł do kanapy z obnażonym sztyletem. W tym samym momencie Lucien uchylił powiekę, ale na młodszego demona spojrzało nie oko nemorianina a rozszerzona zwierzęca źrenica. Serce Sheitana nie zdążyło uderzyć ponownie gdy dopadł go wściekły, ciemny kształt. Felicity wrzasnęła, młodszy nemorianin zresztą też zaczął się drzeć, a Gadriel opuścił nogi na ziemię. I co, dobrze mówił?
        - Cisza - warknęło zwierzę, wywołując iście piorunujący efekt. Feli zamarła pod ścianą, tłamsząc każdy dźwięk, łącznie ze zbyt głośnym oddechem. Sheitan zwinął się w kącie, a Lucien powoli rozejrzał się po salonie. Za miny Sheia ze łzami w oczach trzymającego się za kikut ramienia, i na równi wściekłą co przerażoną Felicity, Gadi uznał, że oddałby ostatnie pieniądze, przynajmniej dopóki ślepie nie odnalazło i jego. Skrzyżował spojrzenie z bestią, o dziwo wyglądającą całkiem rozumnie i skinął głową bratu, licząc jednocześnie, że się nie pomylił w interpretacji. Chyba trafił, bo zwierzę mruknęło jakby z aprobatą i rozwiało się w ciemny dym, zostawiając po sobie jedynie krew.


        Lucien w ledwie dostrzegalnym tiku potarł kąt ust. Faktycznie urwał Sheiowi rękę. Miał tylko nadzieję, że ją wypluł, bo takich detali z wydarzenia nie pamiętał. A może to i lepiej...
        - Gdybyś czegoś potrzebowała, wystarczy, że powiesz mi lub zwyczajnie zawołasz. Najprawdopodobniej zjawi się Saya i będzie ci służyć pomocą - dokończył pogodnie, sięgając wreszcie po czekający cierpliwie pakunek.
        - Nina prosiła bym ci to przekazał. - Z uśmiechem wręczył zawiniątko, zastanawiając się co też ciekawego zdolna krawcowa mogła wymyślić. Za każdym razem gdy brała Rakel pod opiekę, miał czym nacieszyć oczy, więc i tym razem liczył na ładny prezent.
        - Kiedy poznasz wyniki egzaminów? - zagaił przysiadając na łóżku.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        O tym, że dawno się nie teleportowała, Rakel przypomniała sobie trochę zbyt późno. Odwykła od nienaturalnego szarpnięcia w okolicach pępka i zawrotu głowy, a że nie zdążyła się mocniej Luciena złapać, teraz łapała równowagę, odruchowo chwytając się jego koszuli. Dopiero, gdy była pewna gruntu pod nogami, otworzyła jedno oko, badając otoczenie, i dopiero później drugie, stając pewnie na własnych nogach i prostując się w objęciu bruneta. Tylko, że dla niego te przenosiny też chyba nie były łatwe. Dziewczyna spojrzała na Luciena uważnie, ewidentnie zauważając jego stan, ale dyplomatycznie nic nie powiedziała. Zamiast tego pogładziła dłonią zdrowy bok demona, czekając aż ten sam ją puści i dopiero wtedy cofnęła się o krok.
        Uniosła minimalnie brwi, zaskoczona takim początkiem zdania, ale uśmiechnęła się zaraz, słysząc gościnę, wciąż z lekkim skrępowaniem przyjmując całowanie po dłoniach. Nie zadając pytań pozwoliła zaprowadzić się do szafy, nagle otwierając szerzej oczy, gdy zobaczyła „swoją” sukienkę wśród koszul Luciena. Wisiała spokojnie, jakby od dnia, w którym Rakel miała ją na sobie wcale nie minęło tyle czasu. Dopiero po chwili do niej dotarło, że właśnie tutaj nie minęło - w tym cały problem.
        Odwróciła się w stronę Luciena, słuchając jak opowiada o posiadłości i z jednej strony uważnie zapamiętywała wszystkie informacje, ale z drugiej czyniła to automatycznie, nie mając zamiaru włóczyć się po posiadłości bez niego. Zazwyczaj była ciekawska, ale trochę jednak obawiała się wpaść na któregoś z domowników. Może i nie było tu teraz tak niebezpiecznie, jak ostatnim razem, ale tak naprawdę dla Rakel niewiele się zmieniło. Zwłaszcza, jeśli chodziło o Sheitana.
        - Dziękuję – powiedziała z uśmiechem. Nie wiedziała, czego mogłaby potrzebować, poza okazjonalnym śniadaniem, z którym pewnie będzie musiała się czasem przypominać. Albo może rzeczywiście poprosi Sayę, by jej codziennie coś przygotowywała? Uch, sama myśl brzmiała dziwnie. Już wolałaby chyba znaleźć kuchnię.
        Teraz jednak kuknęła ciekawsko w stronę pakunku, który jak się okazało, przekazała dla niej Nina. Lucien mówił wcześniej, że Dorian już wie, że wyjeżdżają, więc nie wpadała do brata tylko po to, by powtórzyć się w drzwiach. Przecież nie wyjeżdża aż na tak długo.
        - Ogłoszenie powinno być w przyszłym tygodniu. Jedyny minus pisemnych egzaminów jest taki, że faktycznie trzeba poczekać na wynik – powiedziała Rakel i też klapnęła na łóżko, podciągając na nie jedną nogę i na łydce kładąc pakunek, który z zawzięciem rozpakowywała. Zmarszczyła lekko brwi, gdy spod papieru wyłonił się czarny, połyskujący materiał. Wstała, wyciągając w górę za cienkie ramiączka długą czarną suknię. Zdecydowanie nie codzienną. Idealnie prosty krój łamał tylko całkiem spory dekolt, również na plecach, a także idealnie gładki, lejący się w rękach materiał.
        - Matko, ona oszalała – odezwała się zza sukni Rakel, po chwili opuszczając ręce i składając suknię na łóżku. Chyba im się za dobrze powodzi, że Nina takie prezenty odwala, i to kompletnie bez okazji. Evans zawahała się nagle, spoglądając na czarny materiał. Szkoda byłoby upychać ją na powrót w papier. Zerknęła krótko na Luciena, po czym podeszła do jego szafy i znalazła wolny wieszak, na którym zawiesiła suknię. Przechyliła głowę, jeszcze raz przyglądając się kreacji i zamknęła szafę, odwracając się z zadowolonym uśmiechem w stronę demona. Oczywiście, że czekała na pochwałę za to, że czuje się jak u siebie.
        - To co teraz robimy? – zapytała, siadając znów na łóżku. Co z tego, że w Otchłani panowała nocna pora, gdy oni i tak nie sypiali, a ona przybyła z Łuski, na której było zaledwie południe i wcale nie była zmęczona. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież Lucien wciąż nie jest w najlepszej kondycji i najlepiej, gdyby odpoczywał. Tylko jak go do tego namówić, nie narażając się na znudzone spojrzenia? Chyba się nie dało. Beztroski ton musiał wystarczyć.
        - Chcesz trochę odpocząć, zanim będziesz musiał się skonfrontować z rodzinką?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Przeniesienie zazwyczaj było dla Rakel zaskakujące i nienaturalne. Zresztą Rand też nienajlepiej zniósł teleportacje, więc może on po prostu przywyknął przez wszystkie lata. To, że on na swój sposób również odcierpiał przenosiny było nieco innym tematem. Otoczył dziewczynę mocniej gdy się zachwiała szukając równowagi, samemu starając się możliwie niezauważalnie ucisnąć bolesny bok. Niezbyt skutecznie.
        Wzrok, który napotkał, dokładnie jak przewidziała Rakel, bynajmniej mu się nie spodobał. Dobrze, że przynajmniej Czarnulka nie wytknęła, że nie powinni byli się teleportować. Ciężko było wynieść się z kamienicy i się nie przenieść.
Taryfę ulgową w postaci braku połajanki doceniał już jak najbardziej. Podobnie jak wyrażającą troskę czułostkę. Uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi, po czym wreszcie mógł zrobić to co od jakiegoś czasu chciał uczynić. Powitał Rakel w swoim domu i Piekło na świadka, podobało mu się to. Jeszcze bardziej gdy zobaczył uśmiech dziewczyny.
        Zapytał o egzaminy, żeby względnie zaplanować podróż, o ich wyniki raczej się nie obawiał, chociaż na dobrą sprawę przydałaby się klepsydra nadzorująca ewentualne rozbieżności czasu między planami. A może całe nieszczęście było efektem jakiejś magicznej burzy, jednej z tych, które co jakiś czas jeszcze przetaczały się przez Otchłań? Wcześniej nie dostrzegł rozbieżności w upływie czasu - jeśli były, to raczej nieznaczne. Coś takiego jak całe lata raczej nie umknęłyby nawet jego uwadze. Podsumowując całość, należało trochę czujniej obserwować ewentualne fluktuacje czasu. Przytaknął potwierdzająco słysząc o terminie ogłoszenia wyników. W takim razie mieli kilka dni spokoju.
        Prezentu od Niny demon sam był ciekaw więc z zainteresowanie zaczął śledzić poczynania Rakel gdy tylko usiadła obok na łóżku. Widząc aksamitny materiał zainteresował się jeszcze bardziej. Powoli powiódł wzrokiem po wstającej brunetce, tak jak lejąca się suknia rozwinęła się do stóp dziewczyny, po czym z przyjemnością choć wcale nie szybciej wrócił do twarzy dziewczyny.
        - Jestem coraz większym fanem szaleństwa Niny - zamruczał wyraźnie ukontentowany demon. Teraz tylko musiał znaleźć pretekst by Rakel musiała ową suknię założyć. Może ogłoszenie swoich decyzji zrobi nieco bardziej oficjalnym… Wszyscy i tak będą wściekli, ale jakby zrobił wielkie zgromadzenie w salonie na wzór dawnych spotkań organizowanych przez ojca... Felicity trafi najciemniejszy szlag, co gorsza ta myśl niepokojąco mocno go bawiła, ale co ważne o lepszy pretekst było trudno. Może ewentualnie własne urodziny. Poza tym niewiele mieli do wyboru, a brunetka bez dobrego powodu raczej kreacji nie założy.
        Widok gdy Rakel wieszała suknię w szafie również był uroczo satysfakcjonujący. Popatrzył ciepło na odwracającą się Czarnulkę.
        - Kto wie... - Uśmiechnął się wesoło. Opracował jedynie kwestię wyniesienia się z kamienicy, nie zastanawiał się co dalej. Mogli robić w zasadzie wszystko. Miał Rakel obok i nie potrzebował niczego innego. Zaraz potem zerknął nieco testującym spojrzeniem, gdy we wzroku dziewczyny pojawiło się coś więcej niż niewinne pytanie. Ta poprawność… Wymuszoną dyplomację wyczuwał na całe staje.
        Pozostało mieć nadzieję, że Czarnulka w końcu znów będzie przy nim swobodna, zamiast stąpać ostrożnie jakby zaraz miał na nią nakrzyczeć. Rzucanie szyszkami, jakby nie patrzeć bulwersujące, powiewało również świeżością a już po fakcie nawet całkiem zabawne. Przecież jedno marudne spojrzenie nie powinno aż tak gasić temperamentu Rakel. Zrzucał wszystko na długą rozłąkę i znajomość pełną nieustannych stresów. Przecież naprawdę nigdy nie miał nic złego na myśli, a po tak niefortunnych wydarzeniach, do tego kilku w raczej krótkim czasie wyraźnie odcinających się na reszcie pozostałych lat, ponad sześćsetletni demon miał chyba prawo być lekko marudnym... Miał nadzieję, że musieli się na nowo do siebie przyzwyczaić albo wręcz wreszcie się dobrze poznać. Brunetka chociaż przecież zawsze darzyła go zaufaniem, to chyba potrzebowała czasu by na dobre się z nim oswoić gdy nareszcie mieli czas tylko dla siebie.
        - Odpoczynek to nawet dobry pomysł - wymruczał bezczelnie osuwając się na kolana Czarnulki. Ułożył wygodnie głowę i popatrzył w górę w oczy Rakel.
        - W zasadzie to zarazem przerażające i zabawne, ale żeby spotkać się z rodziną wpierw muszę ich wezwać - przymknął w zadowoleniu oczy.
        - Ale później z przyjemnością pokażę ci bibliotekę. To moje ulubione miejsce w całej posiadłości. Za zbiór odpowiada mój dziadek. Warto tam zajrzeć, szczególnie jeśli się lubi książki. - Oczywiście, że dziewczynę podpuszczał. Wiedział, że Rakel bardzo książki lubiła.
        - Niestety większość jest w Czarnym albo elfickim - dokończył całkiem opuszczając powieki. Było mu tak wygodnie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel przyglądała się sukni z mieszaniną podziwu i niedowierzania. Oczywiście, że uważała, że to dzieło sztuki, ale to nie znaczy, że rozumiała powód, dla którego została nim obdarowana. Czemu i gdzie miałaby ją zakładać? Głos Luciena uświadomił jej, że swój szok wyraziła na głos. Spojrzała na demona zaskoczona i prychnęła pod nosem, skrywając zażenowany uśmiech.
        - Bo ciebie się nie tyka – zbyła go krótko, zwijając materiał, a po chwili wpadła na lepszy pomysł i umieściła sukienkę w szafie. Tam wyglądała najładniej i właściwie to by Rakel wystarczało. Patrzeć sobie na ładne stroje i niekoniecznie je nosić.
        Usiadła znów na łóżku, a po chwili na jej kolanach wylądowała głowa Luciena. Uśmiechnęła się, spoglądając w zerkające na nią z dołu zielone oczy.
        - Felicity pewnie nie jest zachwycona zmianą sytuacji? – zapytała ciszej, poprawiając rozsypane na spodniach włosy demona.
        Wzmianka o bibliotece po raz kolejny wywołała zainteresowanie dziewczyny. Nic nie mówiła wcześniej, ani teraz, ale popuściła trochę wodze wyobraźni, myśląc jak musi wyglądać księgozbiór budowany przez setki lat. Tysiące może nawet? Skoro Luciena dziadek się nim zajmował. Dopiero ostatni komentarz sprawił, że kąciki ust dziewczyny opadły lekko.
        - Ale jak to? – mruknęła marudnie i szturchnęła demona palcem w skroń. – Ale mniejszość to i tak dużo, prawda? – zapytała z nadzieją w głosie. – Moja Czarna Mowa leży i kwiczy – dodała niechętnie, z nudów bawiąc się pasmami czarnych włosów.
        - Ale czytałam trochę o rodach w Otchłani. Jesteście ważni – powiedziała ostrożnie. Eufemizm był konieczny, by samej siebie nie przytłaczała poziomem arystokracji, która leży jej na kolanach. Fakt, że Lucien był teraz głową rodu nie pomagał.
        Nie drążyła już bardziej, co dokładnie chce powiedzieć rodzinie. Znając go, będzie chciał, by tam była, więc dowie się razem z resztą. Wyraźnie dał do zrozumienia, że w Otchłani nie zostaje, ale czy zostawi im wolną rękę? Nie miała zielonego pojęcia jak wygląda władza w rodzinie, u niej to leżało od lat. Ledwo Dorian wrócił, by być głową ich rodziny, a założył własną, a Rand i Rakel zostali zostawieni sami sobie; nie w negatywnym sensie, po prostu nikt się z nikim nie musiał rozliczać ze swoich decyzji. Co prawda nawet wcześniej nikt by jej nie mógł nic zakazać, ale utrzymywali chociaż pozory. Teraz po prostu się spakowała i skoczyła z Lucienem do Otchłani. Witaj przeszłości.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Uśmiechnął się wciąż wyobrażając sobie Rakel w sukience. Z tą Niną i jej brakiem wpływu na jego osobę nie do końca się zgadzał - przecież ubrała go na ślub - ale zamiast się sprzeczać wolał pozostać jeszcze chociaż trochę w sferze imaginacji. Coraz bardziej podobały mu się bezkarne postępki i leżąc właśnie na kolanach, poszukałby dobrego powodu dla skłonienia Rakel do założenia kreacji, gdy obiekt knowań podsunął myśl o Felicity i ostatki przyjemnych obrazów ulotniły się na rzecz macochy.
        - Przeciwnie niż po jej myśli poszło chyba wszystko, więc raczej faktycznie nie jest szczęśliwa - mruknął niespecjalnie przejmując się problemem nastrojów macochy, głaskanie było takie miłe i było mu tak wygodnie. Całość była w swojej banalnej przyjemności aż nierealna. Leżał i odpowiadał jednocześnie, że matka była niezadowolona a jednocześnie wszystko mu było jedno. Nie w negatywny sposób jak poprzednimi czasy “czy przeżyje czy nie”. W tym miłym wydaniu, że Feli mogła się pieklić do woli, a Rakel pieszczotliwie przeczesywała mu włosy i to właśnie było dla demona ważniejsze w tej chwili.
        Uśmiechnął się już z zamkniętymi oczami. Tematu zaniechania nauki Czarnego, z wiadomych przyczyn, nie poruszał.
        - Wiesz, biblioteka demonów… - zawiesił zaczepnie głos. - Raczej ma sporo książek w demonicznym języku - wymruczał, drocząc się z dziewczyną. Rozczarowanie Rakel było niemal namacalne, ale gdyby się jednak nie domyślił i go nie zauważył, tknięcie palcem było lepsze niż wyrzut. Demon roześmiał się cicho pod nosem.
        - Nie martw się, faktycznie znajdzie się trochę ksiąg we wspólnym. Mój dziadek w przeciwieństwie do wielu był bardzo oczytaną i łaknącą wiedzy istotą, dzięki czemu biblioteka prezentuje się całkiem przyzwoicie. Ale braki w Czarnej zdecydowanie powinnaś nadrobić najdroższa - wyszeptał uchylając lekko powieki, żeby znów popatrzeć na Rakel.
Na kolejne słowa brunetki zamruczał pytająco gdy Czarnulka wspomniała, że czytała o rodach, wyczekując kontynuacji. I podobnie odpowiedział, mruknięciem, tylko tym razem twierdzącym.
        - Jesteśmy wśród najstarszych rodów Otchłani - potwierdził spokojnie, widząc jak do Rakel niektóre fakty docierały z pewnym opóźnieniem. Fakt, że on też nie zjawiał się oznajmiając światu, gdzie w hierarchii społecznej się znajdował. Może coś wspominał, ale wciąż dla Rakel wiązało się to chyba z większą ilością możliwości niż obowiązków, a po prawdzie przecież właśnie pozycja rodziny w dużej mierze odpowiadała za wszystkie komplikacje. Dlatego przecież cały jego bunt miał aż tak polityczny wydźwięk.
        Z drugiej strony podobnie jak do Rakel całość wreszcie docierała, to chyba i do niego teraz dotarł pewien drobiazg.
Ród stary jak sama Otchłań, a on zamierzał spakować manatki, rzucić wszystko Sheitanowi i Felicity, i tak po prostu ruszyć w świat… Do tej pory tak sądził, tak planował - wyrwać się i żyć szczęśliwie. Łatwo było stawiać się i buntować, szarpać więzy wściekając się przeciw ograniczeniom, gdy jednak więzy pękły, on poczuł się jak nagle jak uwięzione latami stworzenie niespodzianie spuszczone ze smyczy. Nie miał pojęcia, w którą stronę powinien się udać. Jego celem był bunt i wyrwanie się spod nakazów, ale teraz gdy ojca nie było, a on stanął na czele rodziny… Najprościej powiedzieć, że chyba przytłoczyła go nagła świadomość odpowiedzialności za całe dekady spuścizny dynastii.
        Niechętnie otworzył oczy, bo w efekcie przyjemne leżenie zmuszało do nieprzyjemnych rozmyślań nad tym co by chciał a tym, że nie miał przecież szesnastu lat i wypadałby może wyrosnąć z pozycji buntownika a dojrzeć do poziomu głowy rodu, przynajmniej do czasu aż wymyśli komu władzę przekazać. Shei nie wchodził w rachubę pod żadnym pozorem. Pozostawał Gadriel, ale wpierw smarkacz powinien nabrać trochę ogłady.
        - Chodź, pokażę ci bibliotekę nim się zanudzisz - westchnął podnosząc się niechętnie. Podał Rakel ramię i poprowadził dziewczynę przez ogarnięty przydymionym światłem hol.

        Minęli szerokie schody prowadzące do głównego holu i zniknęli za rogiem, w węższym i ciemniejszym korytarzu, na końcu którego powitały ich na wpół przymknięte, dwuskrzydłowe drzwi. Sygnał, że wewnątrz było pusto. Niemy sposób na komunikację czy na “ziemi niczyjej” lub przyjaźniej “pokojowym gruncie”, można było się z kimś spotkać czy też nie. Drzwi zamknięte oznaczały, że ktoś z biblioteki korzystał i nie był w humorze. Otwarte, że biblioteka wciąż była oblegana, ale obecnym wszystko było jedno. Służba już lata temu nauczyła się przestrzegać niepisanego kodeksu dla własnego bezpieczeństwa, chociaż żadną tajemnicą nie było, że z biblioteki korzystali tylko Lucien i Gadriel. Felicity nie czytała, na pewno umiała, ale odkąd tu mieszkała, Lu nie widział by pojawiała się w bibliotece dla książek. Jeżeli już to tylko by napsuć komuś krwi. Sheitan… jego Lu akurat gotów był posądzić o wtórny analfabetyzm. Szkołę najmłodszy z braci otrzymał jak każdy szlachcic, ale od tamtej pory najpewniej nie przeczytał żadnej książki o co Lu gotów byłby się założyć.
        Demon pchnął jedną połę drzwi, która otworzyła się z cichym szmerem, odsłaniając jedną wielką ciemność. Demon zatoczył dłonią po horyzoncie. Rozbłysły wszystkie kinkiety, a w olbrzymim kamiennym kominku zapłonął ogień. Wtedy ich oczom ukazało się spore wnętrze z regałami na każdej ze ścian, sięgającymi wysokiej jak przystało na zamczysko powały, do cna zapełnionymi książkami. Wnętrze nie było tak wysokie jak we wielkich bibliotekach i drabina nie była konieczna, ale w jednym z kątów stała niewielka trzystopniowa drabinka, niezbędna by sięgnąć do najwyższych półek. Kilka wygodnych foteli ustawionych było koło kominka. Skórzane siedziska powycierane i powygniatane latami używania pamiętały dziadka, Asmodeusa d’Notte, zresztą jak całe wnętrze. Ten niemal był wyczuwalny w powietrzu. Biblioteki i jej wyglądu czy wyposażenia nikt nie zmieniał od jego śmierci, nad czym, mimo dzielących ich różnic, czuwali obaj bracia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Prychnęła pod nosem na zaczepkę, ale wciąż głaskała ciemne włosy, chociaż kusiło ją, by pociągnąć karcąco za jeden pukiel. Oczywiście, że wiedziała, że demoniczna biblioteka będzie pełna ksiąg w Czarnej Mowie, ale przecież Lucien nie wspominałby jej o tym miejscu, gdyby nie miała tam czego szukać. Uśmiechnęła się więc słysząc sprostowanie, ale zaraz odruchowo przechyliła lekko głowę na obcobrzmiące słowo. Ujawniające się spod powiek morskie oczy napotkały zamieszane spojrzenie Rakel.
        - Co to znaczy? – bąknęła, nieco zawstydzona wytknięciem jej braku postępu. Musiała dalej się uczyć, wiedziała o tym. Gdy zaczęła studia, nauka zaczęła zajmować jej coraz więcej czasu, a dodatkowo… gdy każdy kolejny miesiąc nie przynosił wiedzy o Lucienie, książki leżały porzucone na biurku, być może tak samo jak ona się czuła. Przy kolejnych porządkach wróciły na półki i któregoś dnia Rakel po prostu przestała ćwiczyć pisownię i uczyć się nowych słów.
        Zauważyła, że poruszyła czułą nutę, chociaż się tego nie spodziewała. Nadrobiła braki w swojej edukacji, bo wcześniej była absolutną ignorantką w kwestii arystokracji, umiejąc jedynie powiedzieć czy ktoś do niej należy czy nie. Cała ta grupa była później wrzucona do jednego worka, gdy dla skromnej mieszczanki różnice między kolejnymi poziomami były nie do objęcia umysłem. Dopiero aspekt polityczny nadał temu wszystkiemu jakiś kontekst, a ona zaczęła rozumieć wszystkie „muszę”, „nie mogę” i „tak to działa” Luciena. Oczywiście do pełnego pojęcia jego sytuacji wciąż brakowało jej samych lat doświadczenia życiowego, ale rozumiała już o wiele więcej i żałowała, że nie wiedziała tego wszystkiego, gdy była tu po raz pierwszy. I drugi.
        Oklapła nieco, widząc, że zepsuła Lucienowi humor, ale pozwoliła się podnieść i poprowadzić pod ramię do wyjścia. W korytarzu jednak wymknęła dłoń, opuszczając ją wzdłuż ręki demona i splatając z nim palce.
        W posiadłości panowała niezmącona cisza, a półmrok był nieco niepokojący. Gdyby nie Lucek obok pewnie odwracałaby się co chwila, oczekując nadejścia innego mieszkańca i z czasem przyspieszyła krok. Teraz jednak przechadzała się w miarę zrelaksowana, w końcu docierając do celu ich wędrówki.
        Dwuskrzydłowe drzwi zawsze robiły na niej wrażenie, będąc nieodłącznym symbolem bogactwa, ale teraz uchylające się skrzydło zbudowało milsze napięcie, a Rakel nie wahała się wejść, coraz bardziej ciągnięta obietnicą niesamowitej biblioteki.
        Ale nieważne jak by ją sobie wyobrażała, nie dorównałoby to nawet w połowie widokowi, który roztoczył przed nią Lucien, zapalając światła. Dziewczyna stanęła jak wryta, z uchylonymi z wrażenia ustami i ciągnąc spojrzeniem po wysokich, starych jak Łuska regałach.
        - O rany – westchnęła, powoli ruszając wzdłuż biblioteczki i wielkimi oczami przeskakując od grzbietu do grzbietu, gdy czytała lub usiłowała przeczytać tytuły ksiąg.
        Ona miała dużo książek, jak na handlarza. Księgarnia nieopodal jej domu była jak raj dla mola książkowego, ale wciąż miała około sześciu regałów wysokości dorosłego mężczyzny. Evans zwariowała na punkcie biblioteki uniwersyteckiej, która zajmowała przestrzeń większą niż jej kamienica, ale to? To nie była biblioteka, to był prastary księgozbiór, który zdawał się żyć i oddychać stęchłym powietrzem, czujnym okiem obserwując gości. Gdyby Lucien jej teraz powiedział, że jego dziadek jest zaklęty w jednej z ksiąg, uwierzyłaby z miejsca. O demonie swoją drogą na moment zapomniała.
        Śledziła kolejne półki, zdeterminowana, by odnaleźć coś w swoim języku. Czasem musiała dmuchnąć lekko na grzbiety, by odsłonić spod warstewki kurzu niewyraźnie wyryte słowa. W końcu dotarła do wielkiej, obitej farbowaną na ciemnozielono skórą, na której na przetartym grzbiecie widniały słowa w znajomym alfabecie. „Trujące rośliny Alaranii”, głosił tytuł. Rakel odruchowo sięgnęła po książkę, ale zawahała się z palcem na górnym grzbiecie, dopiero teraz rozglądając za Lucienem.
        - Mogę? – zapytała szeptem. Udzielił jej się klimat miejsca.
        Oczywiście zielnik sam w sobie nie był dla niej bardzo interesujący. W temacie była średnio obeznana, bo Meve poświęciła mnóstwo czasu na wbijaniu jej wiedzy do głowy, ale Rakel równie intensywnie opierała się tej konkretnej tematyce. Nie umyślnie, to po prostu nie była jej rzecz. Ale koniecznie chciała zobaczyć tę księgę, a przede wszystkim rok jej spisania.
        - 7458 r.e.ś. – przeczytała cicho i zamyśliła się.
        Era Środka. Od lekcji historii minęło duuuużo czasu. Ale damy radę, nie od kozery ma głowę do liczb. Więc siedemset siedemdziesiąt cztery lata Ery Alarańskiej plus… nie, od drugiej strony: dziesięć tysięcy lat, bo wtedy skończyli liczenie w Erze Środka, minus siedem tysięcy czterysta pięćdziesiąt osiem lat, to daje dwa tysiące pięćset czterdzieści dwa lata, plus lata Ery Alarańskiej czyli razem…
        - Ta książka ma trzy tysiące trzysta szesnaście lat! – odezwała się zduszonym tonem, spoglądając na Luciena, a zaraz później na księgę w swoich rękach. Przecież mogła ją zniszczyć! Ostrożnie odłożyła ponad trzydziestowiekowe dzieło na półkę i aż odetchnęła z ulgą. Widok wypadającej z takiej księgi kartki byłby gorszy niż wycelowane w nią ostrze miecza.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        - Najdroższa - powtórzył demon mrucząco. Elficki brzmiał melodyjnie, Czarny przy nim wydawał się nie mniej złożony, ale nawet nie rozumiejąc jednego i drugiego języka, w tym drugim wyczuwało się nutę brutalności, nieobecną w języku elfów. W nim dochodziło do ciekawego połączenia uczuć zawartych w słowach i praw języka.
        Tymczasem Luciena można byłoby posądzić o pełną złośliwość, kiedy pierwsze zmieszanie Rakel witało rozbawienie błyskające spod rzęs, tym bezczelniejsze, że nie sięgnęło twarzy. W tym czasie demon zupełnie niewinnie powtarzał zwrot zanim przeszedł do tłumaczenia.
        - Najdroższa - odezwał się w ten sam sposób, ale już we wspólnym, wciąż półprzymkniętymi oczami ewidentnie oczekując jakiejś uroczej reakcji brunetki.
        Gdyby wszystko zależało od demona, mógłby tak leżeć to świtu, ale jako, że ilekroć rozmawiali, tematy szybko schodziły na poważniejsze lub niezręczne kwestie, zupełnie jakby planowali rozłożyć na czynniki pierwsze i pojąć wszystkie międzyrasowe, międzyklasowe i wiekowe różnice, ruszyli do biblioteki.

        Wnętrze było… Lucien określiłby je jako przytulne na tle całego zamku, ale Rakel wprawiło w osłupienie większe niż sala balowa. Uśmiechnął się, niechętnie puszczając jej dłoń i jak cień przemknął w stronę fotela, przysiadając na oparciu jednego z foteli, żeby jeszcze przez chwilę obserwować jak oniemiała brunetka przyswaja widoki.
        Czas jakby się zatrzymał, gdy Rakel krok po kroku stąpała od półki do półki zupełnie jakby wpadła do zaklętego labiryntu. Musiał zapamiętać, żeby nigdy nie rywalizować z książkami o względy. Z miejsca byłby na przegranej pozycji. Myśl wywołała rozbawiony uśmieszek demona, ten jednak zaraz zniknął, aby uniknąć wykrycia, gdy Rakel odwróciła się z cichym pytaniem.
        - Oczywiście - odpowiedział pogodnie. Ostrożność dziewczyny go bawiła, oczywiście nie w złym sensie, była... cóż jak cała Rakel niewinnie urokliwa. Ale brunetka najpewniej rozzłościłaby się, że z niej drwi. Tymczasem demon nie śmiał się z niej samej, a bardziej cieszyło go przebywanie z czarodziejką, jej spojrzenie na świat i reakcje na różne sytuacje, jak chociażby na bibliotekę. Dla niego zwykły pokój, dla brunetki chyba niemal świątynia, oceniając po namaszczeniu z jakim dotykała woluminów.
        Brunet przechylił głowę, gdy Rakel przeczytała datę. A to ciekawe. Znając dziadka i jego skłonności książka mogła być zarówno wspaniałym dziełem będącym ponad mijającymi dziejami jedynie pisanym lekko już nieaktualnym językiem, jak i kuriozalnym zbiorem wiedzy zupełnie nieaktualnej. Z tej odległości nie widział co Rakel trzymała. Chociaż pewnie też niewiele by widok tytułu zmienił. Nikt chyba poza samym Asmodeusem seniorem nie znał dokładnie wszystkich pozycji zgromadzonych w bibliotece. Każdy czytał to czego akurat potrzebował. Lucien czasami dodawał nowe książki, ale tomy nigdy nie zostały skatalogowane. O dziwo wystarczyło spytać dziadka, a ten doskonale wiedział czy miał daną księgę, czy wciąż jej poszukiwał, oraz na której półce się znajdowała.
        Liczenie dobiegło końca i demon się uśmiechnął. Rakel miała jeszcze lepszą minę niż gdy poznała jego wiek.
        - Czyli to pewnie jeden z klasycznych rękopisów, który udało się dziadkowi upolować - wyjaśnił beztrosko, zsuwając się z oparcia. Stanął obok brunetki i powoli powiódł wzrokiem po półkach jakby szukając czegoś konkretnego.
        - Dziadek zwykł mawiać, że biblioteka to nie muzeum, a książki służą do czytania, w innym wypadku umierają - otoczył plecy dziewczyny podając jej odłożony chwilę temu tom.
        - Że jeśli mają zostać zapomniane, to równie dobrze można je spalić. - Zsunął dłoń z pleców dziewczyny, palcami jako ostatnimi muskając materiał koszulki. Chyba nikt by nie zrozumiał jak bardzo cieszyły go takie na pozór nieistotne przejawy bliskości. Zupełnie jak moment, gdy Rakel splotła swoje palce z jego. Niby banalne a jakże intymne.
        W zamian przeniósł palce na książkowe grzbiety powoli przeskakując z jednej na drugą, do czasu aż chyba znalazł to czego szukał. Wyciągnął opasłe tomiszcze w czarnej oprawie uwieńczonej pięknie kaligrafowanymi, złotymi literami. “Najpiękniejsze opowieści, baśnie i ballady Łuski naszej”, głosiła czcionka. Na pierwszej stronie, pod ponownie zapisanym tytułem widniał dopisek - "Legendy i podania zebrał i przełożył na wspólny Atoine Obieżyświat". Następna strona zaś zawierała spis legend podzielonych tematycznie, podczas gdy w obrębie danego tematu znajdowały się na opowieści każdej nacji, od nordów, przez różne rasy elfów, ludzi z rozmaitych części Łuski aż po nemorian. Demon podał książkę Rakel i wrócił na oparcie fotela. Odetchnął powietrzem, które zawsze kojarzyło mu się ze spokojem i medytacją. Asmodeus senior był osobliwą istotą i cała biblioteka nadal była przesiąknięta jego jestestwem. Chyba dlatego właśnie każdy bez wyjątków traktował miejsce z szacunkiem, zupełnie jakby wiekowy demon patrzył mu na ręce. A mimo to, on zawsze czuł się tu dobrze, bezpiecznie jakkolwiek takie określenie nie brzmiało. Beal dla odmiany zwykle tego miejsca unikał jak ognia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Wytknięcie jej braku postępów w nauce, zakończone obcym słowem, które zapewne powinna znać, wystarczyło, by Rakel spotulniała. Wiedziała, że Lucien tylko się z nią droczy, bo przecież nie wymaga od niej tej wiedzy, tylko wie, że sama chciała się uczyć, ale mimo wszystko poczuła się, jakby zaniedbała jakiegoś obowiązku. Gdy jednak zapytała o znaczenie słowa i odpowiedziało jej rozbawione spojrzenie i ponownie Czarną Mową, zmrużyła ostrzegawczo oczy. Śmieszek. Trzecią odsłonę zaprezentowała, gdy w końcu padło tłumaczenie. Wielkie oczy błysnęły zaskoczeniem, a gdy dziewczyna odwróciła wzrok, na policzki wpłynął delikatny rumieniec. Chwilę milczała, po czym wróciła spojrzeniem do Luciena.
        - Ładnie brzmi – powiedziała nieśmiało. I nie chodziło jej tylko o brzmienie słowa w Czarnej Mowie, ale o jego znaczenie w ogóle.

        Bibliotekę Rakel powitała z pełnym podziwu szacunkiem. Roztaczające się wzdłuż i wzwyż regały przytłoczyły dziewczynę, która poznawała kolejne aspekty bogactwa i wiążące się z nim korzyści. Mając taki księgozbiór na wyciągnięcie ręki można byłoby w ogóle nie opuszczać posiadłości, a jednocześnie mnożyć w sobie wizje szerokiego świata i karmić chęć jego poznania. Na dodatek pierwsza książka, którą wzięła do ręki, okazała się, po szybkim przeliczeniu jej wieku, prastarym rękopisem, przyprawiając młodą Alariankę o zawrót głowy. Rakel oczywiście od razu odłożyła książkę, kątem oka rejestrując zbliżającego się Luciena. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, słysząc przytoczone słowa jego dziadka.
        - Mądry facet – uznała, chcąc nie chcąc na powrót przyjmując księgę w dłonie. – A Meve pewnie sprzedałaby duszę diabłu za ten egzemplarz – stwierdziła ze złośliwym uśmiechem, przyglądając się starej okładce. – Nie chwaliłam ci się, ale jestem fa-tal-na z zielarstwa. Nawet Meve się poddała – dodała ze śmiechem i chętnie zamieniła tom na nowy, tym razem o bardziej interesującej dla niej tematyce.
        Otworzyła księgę na przedramieniu, zerkając w spis treści. Widząc, że Lucien znów wrócił na swoje miejsce czuwania, tym razem podążyła za nim, siadając w fotelu i moszcząc się na nim chwilę, nim znalazła odpowiednią pozycję do czytania.
        - Zobaczymy, co mają na nemorian. Myślę, że w Otchłani mogłaby dziać się całkiem ciekawa opowieść – mruczała, palcem szukając jakiegoś obiecującego tematu opowiadania, a później wertując książkę na wskazaną przez indeks stronę. Na widok ilustracji uśmiechnęła się szeroko, ale zaciskając usta i kryjąc zadowolenie przed demonem. Jeszcze pomyśli, że potrzebuje obrazków do czytania.
        - Można je stąd wynosić czy czytasz na miejscu? – zapytała, odchylając głowę i opierając ją na kolanie demona, spoglądała na niego z dołu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien uśmiechnął się słysząc prostolinijne podsumowanie dziadka. Większość uważała demona za dziwaka, któremu zbyt długi żywot rzucił się na umysł. Większość czasu spędzał albo w bibliotece pośród swoich zbiorów, albo na długich podróżach po Otchłani, niejednokrotnie zapuszczając się na zdziczałe rubieże. Był chyba jedynym znającym cel swoich wędrówek, podczas gdy reszta uważała je za całkowicie bezsensowne. Był też chyba jedynym znającym dokładny skład swoich zbiorów. Lucien spędzał wiele godzin wśród ksiąg, ale nigdy nie starczyło mu zapału by przewertować wszystko - nawet jeśli wodził wzrokiem po grzbietach, ostatecznie skupiał się na interesujących go tematach.
        Druga część zdania wywołała już całkowite rozbawienie demona.
        - Skąd pewność, że żaden rogaty nie dokonał już biznesu życia, a Meve jeszcze ma co sprzedać? - zakpił, bynajmniej nie sądząc by Rakel znajdowała się daleko od prawdy. Jedno wiedział. Dziadek byle czego nie kupował, zwykle były to pozycje albo o bardzo cennej treści, albo poszukiwane przez kolekcjonerów. Starodawna księga o zielarstwie wyglądała bardziej na tę pierwszą kategorię.
        Podążył wzrokiem za siadającą obok dziewczyną. Co mogli mieć na nemorian. Nawet się nie zastanowił, a książkę czytał tak dawno, że nawet nie pamiętał czy znajdowało się tam coś godnego uwagi. Zaś Rakel oznajmiła, że Otchłań to dobre miejsce dla ciekawej historii. Kto wie, może dla niej miejsce naprawdę zdawało się ciekawe. Jak się zastanowić faktycznie mogło być wstępem do opowieści, chociażby przygodowej. Demon westchnął ni to pytająco ni twierdząco, zanim się odezwał.
        - O młodej czarodziejce, która zrządzeniem losu trafia do obcego sobie świata? - wymruczał spoglądając w dół na Czarnulkę. Gdy ona oparła głowę o jego kolano, nie potrafił powstrzymać się przed delikatnym pogłaskaniem kręconych włosów.
        - Często czytamy na miejscu, lubię tu przebywać - zgarnął jeden z niesfornych kosmków. Spokój biblioteki zawsze mu się udzielał i Lu naprawdę lubił jej klimat.
        - Ależ można książki zabierać. Tylko staramy się zawsze odkładać je na miejsce. Zawsze wydawało się to właściwe - dokończył tłumaczenie, spoglądając w oczy odbijające ciepłe światło.
        - Jest jeszcze jedna niepisana zasada. Jeśli wchodzisz do biblioteki albo zamykasz ze sobą drzwi, żeby było wiadomo, że ktoś w niej jest i nie chce towarzystwa. Albo otwierasz je na oścież, jeśli towarzystwo ci nie przeszkadza. Wychodząc zostawiasz drzwi niedomknięte, wtedy wiadomo, że biblioteka jest pusta - wytłumaczył zasadę panującą w domu, rozciągając się wygodniej na oparciu, jednocześnie dalej bawiąc się włosami dziewczyny.
        Kroki dało się słyszeć dosłownie tchnienie zanim w drzwiach stanęła wyprostowana sylwetka oświetlona ciepłym świetle biblioteki. Wyszczerzona facjata Gadriela napotkała znacznie mniej zadowolone spojrzenie Luciena. Niezrażony nemorianin wszedł do środka, zamykając drzwi za sobą, spoglądając na Rakel i niemal przytulonego do niej Luciena siedzącego na oparciu.
        - Myślałem, że na dziewice łapie się jednorożce, czyżby demony też? Chociaż jakby się dobrze zastanowić… - rozbawiony Gadriel popatrzył na Rakel dwuznacznie, ignorując wzrok brata.
        - Mężuś ot tak zgodził na wyjazd? - Gadriel klapnął z rozmachem na wolny fotel.
        - Nie łyp tak, jak chcieliście się pomigdalić trzeba było zamknąć drzwi - młodszy demon prychnął rozbawiony, niby mówiąc do brata, a najintensywniej przyglądając się dziewczynie. Dopiero po chwili rozbawiony chyba tylko sam wiedział czym, spojrzał uważniej na Luciena.
        - To jaki masz plan, bo jakiś masz, prawda? - dopytał.
        - Nie do końca, ale liczę wszystko ustalić, więc dobrze, że przyszedłeś - mruknął Lucien. - Zgodnie z prawem, teraz ty stałeś się dziedzicem - kontynuował starszy demon.
        - Chyba wiem do czego pijesz - zamyślił się Gadriel, dokładnie analizując słowa Luciena.
        - To dobrze. Dobrze więc przemyśl czego chcesz - podsumował Lu, wywołując chwilę ciszy.
        - I zamierzasz uczynić to czego będę chciał? - po chwili Gadi odezwał się spoglądając na brata podejrzliwie.
        - Zamierzam zakończyć farsę rozpętaną przez Beala w sposób korzystny dla nas obu. - Odpowiedź Lu bynajmniej nie zaskoczyła Gadriela, który uśmiechnął się półgębkiem.
        - No dobra, powiedzmy, że się hajtnę z młodą Saide, co wtedy? - zawiesił głos wstając z fotela, jednocześnie rozglądając się po pokoju. Wreszcie znalazł czego szukał i po chwili wrócił z trzema szklankami i karafką. Rozlał trzy porcje whisky, jedną z nich podając dziewczynie.
        - Trzymaj, Rakel, takich rzeczy nie ustala się o suchym pysku - demon wetknął szklankę w dłonie brunetki, uśmiechając się arogancko.
        - To w końcu jak jest z wami? - zapytał bezpośrednio, patrząc to na Luciena to na Rakel.
        - Daruj sobie - burknął Lu, ale Gadi niemal się roześmiał.
        - Wybacz, ale nawet gdyby mnie to nie bawiło, a bawi mnie setnie, to i tak bym pytał, bo chcę wiedzieć na czym stoję. Powtarzam, załóżmy, że hajtnę się z Saide, co wtedy? Mam czekać aż zejdziesz co z wiadomych przyczyn w naszej rodzinie rzadko kiedy następuje naturalnie czy aż łaskawie przekażesz mi godność? A może dopiero mój potomek będzie mógł liczyć na dziedziczenie? A co jeśli przytrafi się wam bękarcik, jak mam mieć pewność czy sytuacja nie pokomplikuje się mocniej obok mojego dziecka stawiając półdemonka? - Gadriel usiadł wygodniej, ignorując poirytowane spojrzenie Luciena.
        - Pij, Rakel, bo chyba tak samo jak on nie wszystko przemyślałaś, a ty przestań udawać, że jak zamkniesz oczy, żeby nie patrzeć na problemy, to one znikną samoistnie. Dobrze wiesz jak wszystko tutaj działa, fakt czy się z tutejszą rzeczywistością zgadzasz, czy też nie, nie ma nic do rzeczy - Gadriel podsumował wyjątkowo racjonalnie. - Felicity możesz ustawiać, ale ja chcę konkretów, chcę wiedzieć czego mogę oczekiwać, myślę, że Rakel taka wiedza też nie zawadzi - młodszy demon dokończył osuszając szklankę i napełniając ją ponownie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel zaśmiała się trochę złośliwie, słysząc przytyk demona do Meve. Wiedziała, że się nie polubili, ale nie namawiała do żadnej zgody, bo wiedziała, że Widząca nie dla każdego jest strawna. Zamiast tego usadowiła się z książką wygodnie w fotelu, nogi przerzucając przez jeden podłokietnik, a głowę składając na kolanie Luciena, zajmującego drugie oparcie. Na historię o młodej czarodziejce uśmiechnęła się wesoło, nie przecząc wcale, bo perypetii byłoby w takiej opowieści sporo. Zerknęła na demona dopiero pytając o wynoszenie książek, chociaż bardziej był to pretekst, by spojrzeć w turkusowe oczy. Już się mu nie dziwiła, czemu tak chętnie podkłada się pod głaskanie po głowie. Było to całkiem przyjemne i uspokajające.
        - No wiadomo - prychnęła na uwagę, by odkładać później książkę na miejsce. Co jak co, ale nieporządku chyba nie można jej było zarzucić. Prawda?
        Drugiej prośby wysłuchała już uważniej, zapamiętując zasadę i odruchowo zerkając w stronę otwartych drzwi. Jak na zawołanie pojawił się w nich Gadriel. Rakel podniosła się szybko, siadając względnie prosto w fotelu, a przynajmniej nie opierając się już na Lucienie. Uniosła brwi na głupi dowcip i prychnęła pod nosem, mając nadzieję, że się nie rumieni.
        - Nie mam męża - mruknęła, zerkając krótko na rozsiadającego się demona, nim uciekła spojrzeniem przed natarczywym wzrokiem. I wcale się nie migdalili. Nie uważała jednak, by demonowi należało się więcej wyjaśnień. - Witaj, Gadriel - przywitała się też normalnie, czego nemorianin nie miał nigdy w zwyczaju.
        Do dalszej rozmowy braci już się nie wtrącała, ale też nie nurkowała w książce, udając, że nie słucha. Założony palcem tomik spoczął zamknięty na jej kolanach, a dziewczyna zerkała to na jednego, to na drugiego demona, w miarę nadążając za ich tokiem rozumowania. Gadriel zaskoczył ją jednak tym, że chciał ożenić się ze Scarlett. Wcześniej wybranie młodej szlachcianki ratowałoby go przed związkiem z wdową, ale teraz chyba nie musiał wcale się żenić? Dopiero po dłużej chwili Rakel wzięła pod uwagę, że mógł naprawdę chcieć ożenić się z tą paniusią. Była przecież naprawdę piękna („tylko zołza”), a może też niosła ze sobą polityczne korzyści, których Evans teraz nie umiała sobie przypomnieć. Trochę poznała funkcjonowanie nemoriańskich rodów, ale nadal nie na tyle, by wymieniać zasady dziedziczenia na wyrywki.
        Ocknęła się z zamyślenia, gdy Gadriel wstał, wracając zaraz ze szkłem i alkoholem. Rakel podziękowała gestem za drinka, ale i tak jej go wciśnięto w tę dłoń i jeśli nie chciała, by trunek wylądował zaraz rozlany na książce, musiała odebrać szkło. Zerknęła ukradkiem na karafkę, z której jej polano, a później w swojego drinka, z którego czuć było wyłącznie alkohol. Co to było, rum? Whisky? Minę więc miała średnio zadowoloną, gdy zerknęła na wtrącającego nos w nieswoje sprawy Gadriela. Na szczęście odpowiedział za nią Lucien, a przynajmniej na tyle, na ile sama pogoniłaby wścibskiego demona. Niestety nie zapowiadało się, by tak łatwo dał się spławić.
        Rakel rozważała właśnie wciśnięcie swojego drinka Lucienowi, nawet dzielnie ignorując rozbawionego ich relacją Gadriela, gdy ten zaczął swoimi słowami wymuszać ruch w głowie dziewczyny. Nie odzywała się oczywiście, to kompletnie nie była jej sprawa, ale z tego co zrozumiała, Lucien chciał się z rodziny kompletnie wycofać i zrzucić ciężar bycia głową rodu na młodszego brata. Albo więc Gadriel o tym nie wiedział, albo ona trochę za wcześnie sobie podopowiadała decyzje Lucka. Cóż, właściwie to nic takiego wprost nie powiedział. Ale jeśli chciał zostać z nią, to czy widział jakieś inne rozwiązanie? Najlepsze z tego wszystkiego było to, że Rakel nigdy by od niego czegoś takiego nie wymagała…
        Dziewczyna zamrugała gwałtownie, gubiąc wszelką myśl, gdy usłyszała “bękarcik”, a później “półdemonek”. Otworzyła nawet buzię, chcąc Gadrielowi powiedzieć, że się nieco rozpędza, ale tylko się zarumieniła i domknęła usta. W tym samym momencie bowiem zorientowała się, że w kontekście poprzednich wątpliwości demona, pytanie wcale nie było dziwne. Było kompletnie nie na miejscu i wyjątkowo nietaktowne, ale sama wątpliwość wcale nie była nieuzasadniona. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie była gotowa na tą rozmowę nawet ze sobą (Alec raz ją o to zagadnął i dosłownie uciekła), o Lucku nie wspominając, a co dopiero głośno w kontekście jakichś planów jego brata? Tym razem posłusznie zanurkowała w szklance, wypijając solidny łyk drinka i krzywiąc się lekko. Wstrętny smak.
        Nawet jeśli wszystkiego nie przemyślała, to co z tego? Nie musiała wcale o takich rzeczach myśleć, była młoda. A co do jakichkolwiek innych decyzji podejmowanych w związku z pojawieniem się znowu Luciena w jej życiu to tak, były pochopne i emocjonalne, ale żadnej nie żałowała. Sprawiał, że nie umiała rozsądnie myśleć, za każdym razem wybierając po prostu jego, jakiekolwiek byłyby konsekwencje.
        - Nie wciągaj mnie w to, Gadriel - mruknęła, gdy po raz kolejny demon się nią posłużył. Nawet jeśli w tym wypadku byłoby to nawet miłe, to wiedziała, że nie robił tego z troski o nią, tylko traktował jak bodziec na Luciena. I nawet jeśli sama chciała czasem usłyszeć od demona coś bardziej konkretnego, to nie stawiałaby go tak pod ścianą, jeszcze przy kimś.
        - Może poczekam u ciebie, porozmawiacie sobie na spokojnie? - zapytała, zerkając na Luciena, ale Gadriel prychnął, nachylając się do niej z karafką i wbrew mamrotanym protestom, dolewając dziewczynie alkoholu.
        - Nie wygłupiaj się, siedź. Nie ma przecież przed tobą chyba żadnych tajemnic, prawda Lucek? Ale żeby sam z własnej woli ci wszystko powtórzył... na to bym nie liczył. Co się tak krzywisz, wróbelku?
        - Nie smakuje mi to - mruknęła Rakel niechętnie, a demon zaśmiał się kpiąco.
        - Daj to, dzieciaku - westchnął i odebrał od brunetki szkło, wychylając jej drinka, po czym odstawił szkło na bok. Odetchnęła z ulgą. Chociaż na tyle się przydał.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Iście sielankowy obraz. Rakel rozciągnęła się swobodnie na fotelu, zaczynając lekturę, a demon obserwował dziewczynę zastanawiając się czy tak mogłoby pozostać na dłużej, na zawsze może?
        Otóż nie. Nawet popołudnie okazało się zbyt długim wymaganiem, gdy Gadriel miał chyba nadprzyrodzony zmysł jeśli chodziło o zjawianie się nieproszonym w najmniej odpowiednim momencie. Cała atmosfera prysła wraz z pierwszym komentarzem i z każdym zdaniem było tylko gorzej.
        Lucien spojrzał na brata spode łba, a na twarzy wykwitła zacięta w swej obojętności maska. Niezadowolone spojrzenie zwężonych źrenic śledziło kroki młodszego brata, który jednak nic sobie nie czynił z niemej groźby. Więcej, z każdym słowem Gadriel zapędzał się coraz dalej, drażniąc Luciena jeszcze bardziej. Na nic się zdały próby spłynięcia z tematu na jego najistotniejszy punkt, próbując uniknąć dalekosiężnych planów. Nie, Lucien gotów był założyć, że Gadriel nie tylko doskonale się bawił go irytując, wywlekając niewygodne tematy, ale, że był tego doskonale świadom. Więcej, Lu był gotów uznać, że młokos celowo drążył, przypuszczając (niestety słusznie), że dalszych planów nie miał. Bo i skąd? Miał ich wyratować z mariażu, obietnicy dotrzymał, a, że nie miał pewności czy będzie co planować… Niechby diabli smarkacza zabrali na jakiś tydzień. Gadriel najwyraźniej uznał, że postawienie go pod murem pytań wymusi na nim dokładniejsze postanowienia albo deklaracje.
        - Nie musisz wychodzić - odezwał się cicho do Rakel i zaraz ponownie łypnął na bezczelnego brata, który tylko zasalutował odebranym chwilę później drinkiem.
        - To jak będzie? - prychnął Gadriel.
        Przez tchnienie Lucien gotów był wstać. Młodzik zasłużył sobie na strzał w pysk, żeby przypomniał sobie swoje miejsce. Zamierzał wymuszać na nim odpowiedzi? Lucien spiął się wyraźnie, a Gadriel zbystrzał i zamilkł na chwilę. Atmosfera stężała, ale nie więcej niż na uderzenie serca.
        Lucien odetchnął głębiej, przymykając na chwilę oczy, gdy czujne zielone spojrzenie starało się w porę wypatrzyć sygnały do odpowiedniej reakcji.
        - Nie wiem - odpowiedział spokojnym głosem. Czy naprawdę miał aż tak wiele wspólnego z Bealem? To pytanie prowadziło do bardziej niepokojących konkluzji niż Lucien by chciał. Gdy uprzykrzał rodzinie życie, wytykano mu podobieństwo do matki i jej trudnego charakteru. Tylko, że “ciepłe obycie niemal do rany przyłóż” znacznie częściej na myśl przywodziło Beala. Wyniosła maniera, obojętna twarz, to wszystko sprawiało, że mężczyźni wyglądali jak lustrzane odbicie, tylko nikt nie miał ani jednemu ani drugiemu wypomnieć podobieństwa. To zaś można było uznać za ostateczny dowód. Wspomnienie ojca nie zdradzającego niczego ze swoich planów, wymagającego ślepego wykonywania poleceń bez jednego pytania było jak otrzeźwiający policzek dla Luciena właśnie. Chyba należało przestać ścigać własny ogon w pętli niekończących się półsłówek, roszad i testowania przeciwnej strony. Gadriel zdębiał na tchnienie, gdy Lucien wyraźnie się rozluźnił, spokojna twarz zastąpiła chłodny grymas, a demon ułożył się wygodniej na oparciu. Ponownie otwarte morskie oczy napotkały zaciekawione i bezczelne, zielone spojrzenie.
        - Długo jeszcze zamierzasz zwodził nas oboje? - Gadi wciąż miał wszystkie członki więc błyskawicznie odzyskał rezon.
        - Nie - krótko odpowiedział Lucien, niemal ignorując gadrielowe wiercenie dziury w brzuchu.
        - A to ciekawe, to co niby teraz robisz? Rakel, nie chciałabyś usłyszeć jakichś konkretów? - Gadriel kontynuował z coraz bardziej zaciętą miną.
        - Odpowiadam - Lucien wyjaśnił uczynnie na pytanie co robił. - Nie planowałem nic ponad wykręcenie nas z układu Beala - odpowiedział spokojnie, z poważnym zamiarem by nie dawać się wyprowadzać z równowagi. Stawanie okoniem weszło mu w nawyk, ale przecież już nie miał się komu sprzeciwiać. Gadi mógł szczekać do woli.
        - Też wymyśliłeś - warknął Gadriel. Spokojny Lucek chyba wkurzał go bardziej niż ten nafoszony. Lucien chciał poprawić, że będąc dokładnym to właśnie nie wymyślił, ale niech tam młodemu będzie.
        - Skoro z ciebie taki świetny strateg, zaplanuj swoją przyszłość - odpowiedział w zamian.
        - Nie mogę, nie wiedząc co zamierzasz namącić - niemal warknął młodszy demon. Lucien westchnął znudzony.
        - Już mówię tak, abyś zrozumiał. Chciałbym, żeby Rakel była szczęśliwa i nie chce mi się następnych dekad spędzić na dworskich rozgrywkach - zaczął, a Gadriel dosłownie zamienił się w słuch.
        - Ale równie małą mam ochotę oddać całą godność i spuściznę rodu w ręce Felicity i Sheia, więc na obecną chwilę nie podejmuję żadnej dalekosiężnej decyzji. - Gadriel przez moment wydawał się pogubiony.
        - A ja? - prychnął oburzony.
        - Ani w ręce narwanego młokosa - dokończył i oczy młodszego demona z zaciekawionych wypełniły się złością.
        - Młokosa? - warknął. Lucien patrzył na niego niewzruszenie. Obaj chyba wiedzieli, że ostoją rozsądku i spokoju to Gadriel bynajmniej nie był. Zielone oczy zmrużyły się złośliwie.
        - To może jako ten dojrzalszy przemyśl jeszcze co zrobisz jak Rakel urodzi bękarcika, ale nie twojego, w końcu dwa lata... Wiesz wróbelku, że sprawa szybko się rypnie, prawda? - Młodszy demon wyraźnie musiał sobie odbić samopoczucie na innych. Lucien popatrzył na brata spod rzęs. Doprawdy Gadriel zamierzał przetestować jego postanowienie.
        - No co, a mało kobiet z takimi pomysłami było? Wrobić naiwniaka w nie swoje dziecko i ustawić się do końca życia? - dokończył ze złośliwym uśmiechem.
        - Chcesz sprawdzić czy język odrasta szybciej niż ręka? - Lucien warknął niskim głosem. Tyle po jego spokoju.
Gdy Lucien atakował, nie ostrzegał, i odwrotnie. Gadriel zaśmiał się cicho, wkurzył go porządnie, dobrze, ale przezornie zamilkł na moment, póki jeszcze ostrzegał. Już widział ten nieprzyjemny chłodny błysk w oczach Luciena, granica była cienka.
        - Zastanów się co ze Scarlett - Lucien wrócił do właściwego tematu.
        - Nie muszę. Prędzej czy później jakąś trzeba będzie znaleźć. - Gadriel wzruszył ramionami. - Ta czy inna, co za różnica, a tak możesz uznać, że dotrzymujesz słowa i ohajtasz Sheia z wdową. To będzie jazda - parsknął rozbawiony.
        - Spadam, gołąbeczki, uważaj Rakel, półdemonek zawsze ma zielone oczy - rzucił na odchodne, zanim zniknął w ciemności korytarza.
        - A ty się dziwisz jak podkreślam, że to przyrodni brat? - mruknął Lucien, spoglądając na dziewczynę. Przez chwilę wyglądało jakby demon chciał o coś zapytać, ale odezwał się dopiero po lekkim zawahaniu.
        - Wszystko w porządku?
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gadriel działał jej na nerwy, jak mało kto. Nie był jej na tyle bliski, by puszczała jego złośliwości mimo uszu, a jednocześnie nie wystarczająco obcy, by potraktować go odpowiednio chamsko i zniechęcić do podobnych zachowań w przyszłości. Poza tym był bratem Luciena, więc nie chciała z nim otwartej wojny, zwłaszcza że zdroworozsądkowo wiedziała, że po prostu taki jest i tyle. Zaczepia, ale niestety na taką skalę, że nie jest to zabawne ani pocieszne, a raczej prowokuje do rękoczynów. Tylko, że to nie jej sprawa. Postanowiła trzymać fason i nie dać się sprowokować dla czyjejś uciechy. Trzeba się znowu do gnojka przyzwyczaić.
        Ucieszyła się, że Lucien jej nie odesłał. Nie miałaby mu za złe i sama to zaproponowała, bo nie chciała, by czuł się niekomfortowo, rozmawiając przy niej na takie tematy. Zwłaszcza, gdy Gadriel specjalnie machał nią jak batem na brata, usiłując wymóc na nim odpowiedzi. Ciągle zapominała, że dla nich wcale nie minęło tak dużo czasu i temat wciąż jest świeży. Dla niej imię Scarlett swędziało jak stara blizna.
        Lucien chyba też nie najlepiej znosił docinki przyrodniego brata, bo w pewnym momencie wręcz poczuła, jak spina się obok, ale trwało to tylko chwilę, nim na nowo się rozluźnił. Widać nie tylko ona miała postanowienie, by nie dać się wytrącić z równowagi. Tym bardziej powinna się zachowywać.
        Nie sądziła, że Gadriel tak ją przetestuje.
        Spokojnie słuchała skromnych odpowiedzi Luciena, ignorując zaczepki młodszego nemorianina, nieustannie próbującego się nią posłużyć. Zmieszała się odrobinę tylko gdy usłyszała nad głową deklarację, że Lucek chce jej szczęścia, ale nie dała nic po sobie poznać. Nie zaskoczyło jej to, po prostu dziwnie było usłyszeć to na głos, mówione do kogoś innego niż ona.
        Nie spodobała jej się jednak nagła zmiana atmosfery. Nie wiedziała czy Lucek odbija sobie na Gadim jego wcześniejsze zaczepki, czy po prostu nie obchodzi go jak demon zareaguje, ale nagła złość w oczach młodszego d’Notte wyglądała niepokojąco znajomo. I Rakel spodziewała się wybuchu, ale nie w takiej formie. Dosłownie ją zamurowało, gdy jeszcze liczyła, że się przesłyszała. Zbladła momentalnie, by chwilę później zarumienić się po same uszy, skryte na szczęście pod włosami. A złośliwe spojrzenie Gadriela napotkało płonące złością barwne oczy.
        Żałowała, że oddała mu drinka, mogłaby nim mu teraz chlusnąć w twarz. A najlepiej po prostu dać mu w pysk. Mimo to zacisnęła tylko palce na twardej okładce książki, która spoczywała wciąż na jej udach, dalej siedząc prosto w fotelu. Po pierwsze miała się nie wtrącać, a to nie był żaden wyczyn, gdy jej się nie czepiano. Po drugie, pamiętała jak dała w twarz Sheitanowi i Gadriel musiał interweniować, by nie skończyło się to gorzej. Oczywiście nie chodziło teraz o wdzięczność, ale nie chciała w bliźniaczej sytuacji musieć chować się za Lucienem. Po trzecie… chyba podświadomie pamiętała, że dzięki temu gnojkowi Lucek w ogóle do niej wrócił. Więc chociaż czuła się, jakby to ona otrzymała policzek, przełknęła tę obrazę, starając się wywiać ogień z własnej głowy.
        Na dodatkowe otrzeźwienie uświadomiła sobie, że dla Luciena musiało to być jeszcze bardziej nieprzyjemne niż dla niej. Ukrócił w końcu temat, chociaż jak na gust Rakel to trochę po ptakach. Gadriel na odchodne musiał mieć jeszcze ostatnie słowo i odprowadziło go wściekłe spojrzenie czarodziejki, która całą sobą powstrzymywała się od reakcji. Zdała sobie z tego sprawę, gdy wypuściła wstrzymywane powietrze dopiero po tym, jak demon zniknął jej z oczu.
        Na słowa Luciena mruknęła coś pod nosem, dochodząc jeszcze do siebie, i dopiero drugie pytanie przywołało jej łagodne już oblicze. W odpowiedzi jednak tylko westchnęła cicho, spoglądając na bruneta, po czym wstała i ostrożnie pociągnęła go za rękę tak, by spadł na siedzisko. Wtedy dopiero usiadła mu bokiem na kolanach i objęła za szyję ramionami, wtulając tam też ciepłą z nerwów twarz.
        - Teraz tak – mruknęła, wdychając zapach, który kojarzyła z poczuciem bezpieczeństwa.
        Nie chciała poruszać tego tematu, bo nie doprowadziłby do niczego dobrego i mogła mieć tylko nadzieję, że Lucien nie weźmie sobie do serca głupiego gadania brata. Nie wiedziała jednak, czy powinna zapewniać, że nie ma się czym martwić, czy to tylko pogorszyłoby sytuację i powinna milczeć. Nie chciała, by miał wątpliwości, ale bała się, że próbując je rozwiać, tylko je pogłębi. Chwilowo po prostu go przytulała, mając nadzieję, że demon szybko zapomni o głupich żartach brata. I że na Gadriela spadnie zaraza.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel zawsze wiedział jak Luciena rozzłościć. Szło mu znacznie skuteczniej od Sheia na przykład, może dlatego, że Sheitana nikt nie traktował poważnie. Ciekawe czemu... W każdym razie już po pierwszych zdaniach bynajmniej nie było zabawnie, a słowa przemyślnie drażniły Luciena. Początkowo starszemu demonowi udało się zignorować zaczepki. Potem jednak było coraz gorzej a słowa ubodły starszego z braci tak bardzo jak kędzierzawy nemorianin liczył. Namącił, najątrzył i uciekł, dla jego bezpieczeństwa pewnie lepiej, bo pod koniec rozmowy za swój spokój Asmodeus nie ręczył.
        Oskarżenie poirytowało Luciena z powodu bezczelności z jaką godziło w Rakel i w jej uczciwość. Zranił go również fakt, że podobne założenia nie były aż tak nieprawdopodobne i niemożliwe do zaistnienia. Oczywiście nie potencjalne brunetkowe plany oszustwa, od podobnych konkluzji był jak najdalszy. Bardziej to, że Rakel ułożyła sobie życie, a on w to życie wparował znów porywając Czarnulkę w swój świat, i nagłe nieplanowane dziecko poprzedniego mężczyzny nie było aż tak irracjonalnym pomysłem. Co by było gdyby porzucone życie przypomniało o sobie w tak brutalny i nieodwracalny sposób? Co zrobiłaby Rakel? Co zrobiłby on?
        Spojrzał na markotną minę brunetki, przez chwilę obawiając się odezwać. Bał się jej reakcji. Czy żałowała? Własnych myśli też się bał, które zainfekowane oskarżeniem Gadriela nie chciały wrócić na sielankowe tory.
        Początkowo brunetka nie odpowiedziała tylko potęgując niepokój demona. Mamrotanie pod nosem również nie pomagało, ale gdy wstała... Spojrzał w barwne oczy oglądane tyle razy, patrzące na niego łagodnie i w tej chwili demon zaczął przypuszczać, że Rakel zaraz oznajmi, że wraca na swoją Łuskę. W zasadzie już szykował się do odstawienia dziewczyny do domu, jej domu, i wzięty z zaskoczenia, posłusznie opadł na fotel. Spojrzał na Rakel niepewnie, ale brunetka już zdążyła umościć się na jego kolanach, chowając mu w szyi twarz. Demon mruknął na wpół pytająco na wpół z zadowoleniem, ale cichy szept sprawił, że wszystko momentalnie straciło znaczenie.
        - To dobrze - wyszeptał, zaplatając ręce na plecach dziewczyny, przechylając się na fotelu, żeby przerzucić nogi przez oparcie. Przytulił Rakel mocniej, na wszelki wypadek gdyby dziewczyna zamierzała się wycofać i zacząć uciekać z powodu nieprzewidzianej ewolucji pozycji. Ułożył się wygodniej, a ona teraz już nie tylko przytulała demona, ale dosłownie na wpół na nim leżała.
        - Bo skoro dałaś się ponownie porwać do Otchłani, to już cię nie wypuszczę - wymruczał we włosy dziewczyny.
        - Jesteś moja, kocham cię - zakończył niemal bezgłośnie, wprost do ucha dziewczyny. I wtedy, jakże mogłoby być inaczej, drzwi do biblioteki otworzyły się z rozmachem niewłaściwym dla spokojnego azylu.
        - Co jeszcze do czorta? - warknął niskim głosem, zakładając, że Gadriel wrócił raz jeszcze rzucić losy o swoje bezpieczeństwo. Jednak to nie Gadriel stanął w wejściu.
        - Lucien, tu jesteś… - demoniczka zapowietrzyła się urywając w pół słowa z najjaśniejszym oburzeniem patrząc to na zbrojmistrzynię to na niedoszłego narzeczonego, nie wiedząc gdzie i na kim oczy podziać, a tym bardziej co powiedzieć.
        Pionowe źrenice łypnęły spod rzęs, zamiast brata napotykając Scarlett, która przyszeleściła się ze swoimi falbankami i podążającą za nią Felicity. Tę pierwszą wmurowało, ale druga weszła do pomieszczenia z godnością, wpierw patrząc na Scarlett z politowaniem, a zaraz potem na Rakel z widocznym niesmakiem.
        Lucien zacieśnił objęcia ani myśląc pozwolić Czarnulce na ucieczkę i spojrzał na macochę z naganą.
        - Matko?... - Lucien mruknął sugestywnie, nie kwapiąc się do wstania. Felicity westchnęła ostentacyjnie spoglądając na przyczynę zamieszania, która nadal łapała powietrze niczym kolorowy karpik wyrzucony na posadzkę. Co ta latawica robiła na jej narzeczonym? A zachowywała się jak przyjaciółka!
        - Nareszcie można z tobą porozmawiać - zaczęła Felicity, i ignorując młodzież niemal trzęsącą się z gniewu zbliżyła się do fotela aby przysiąść na przeciwległym siedzeniu.
        - Co tak bardzo nie cierpi zwłoki, że uzasadnia podobne zachowanie? - mruknął marudnie.
        - Poza uporządkowaniem obowiązków głowy rodu? - zapytała, równocześnie spoglądając na Rakel.
        Lucien uniósł brew łypiąc na matkę ponaglająco. Feli rozsiadła się wygodniej, zakładając nogę na nogę i zaplatając dłonie na kolanie.
        - Twoje przyjęcie urodzinowe.
        - Więc je odwołaj - odpowiedział oschle, już szykując się do opuszczenia biblioteki, skoro nie sposób było znaleźć w niej spokoju.
        - Wydoroślej - tym razem Felicity fuknęła. Jedno proste słowo zawierało wszystko. Jak niby miała odwołać wszystkich gości, normalnie byłyby to urodziny pierworodnego syna rodu, a teraz... Więcej, rodzina musiała pokazać, że kryzys został zażegnany. Mogła nie znosić pasierba, ale w pierwszej kolejności zawsze stawiała dobro swoje i własnych dzieci. Należeć do podupadającego, zniesławionej rodziny? To byłaby ironia losu. W takiej sytuacji była jej poprzedniczka i Feli zdecydowanie nie chciała znaleźć się na jej miejscu. Należało pokazać swoją wspaniałość, a nie krwawiącą, rozbitą pozostałość dawnej świetności. Taki przekaz był tym silniejszy. Nieważne z czym się mierzymy, nie chcecie stanąć przeciw nam gdyż ze wszystkiego wyjdziemy obronną ręką, jeszcze silniejsi. Przyjęcie musiało być wspaniałe i co najważniejsze wymagało obecności Luciena.
        - Rozumiem, że raczysz zabawić w domu kilka dni i zaszczycisz nas swoją obecnością? - Felicity bardziej oznajmiła niż zapytała, a Lucien westchnął niestety świetnie rozumiejąc te same prawdy, które macocha pozostawiła niedopowiedzianymi.
        - Kiedy jest przyjęcie? Kilka dni mi umknęło - Lucien mruknął z błyskiem w oku. Feli wzdrygnęła się niemal niewidocznie.
        - Jutro - odpowiedziała, milczeniem pomijając, że pasierb zjawił się w samą porę i na ostatnią chwilę.
        - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - dopytał, kątem oka zerkając na Scarlett, która zdawała się wybudzać z szoku i coś zaczynała mamrotać pod nosem, podczas gdy trzepoczące rzęsami oczęta rzucały gromy.
        - Liczę, że w najbliższym czasie dane nam będzie spokojnie porozmawiać - podsumowała Felicity szykując się do wyjścia.
        Lucien skinął głową, a Feli złapała Scarlett za nadgarstek i dosłownie wyciągnęła oponującą młódkę z biblioteki.
Drzwi zamknęły się z cichym szelestem, chociaż zza nich przez dobrą chwilę dobiegało oburzone “ale”, zupełnie jakby Scarlett dopiero odzyskała mowę.
        - Całe szczęście właśnie wyczerpała się lista potencjalnych nieproszonych gości - Lucien westchnął zamykając oczy.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nie była pewna, czy nie pozwala sobie na zbyt wiele, ale w tej chwili bardziej krępowały ją próby znalezienia odpowiednich słów, niż ładowanie się demonowi na kolana, nawet jeśli nieco bezczelne. Ze spuszczonym wzrokiem nie dostrzegła pytającego spojrzenia Luciena, a to że później ją objął i przytulił wystarczająco ją uspokoiło. Dopiero jego poruszenie się wywołało kolejne wątpliwości, ale nim zdążyła unieść głowę, brunet już usadawiał się w nowej pozycji, z nią na sobie jeszcze bardziej niż wcześniej. Natychmiast poczuła się nadmiernym ciężarem, jednak przezornie zaciśnięte objęcie sprawiło, że uśmiechnęła się pod nosem, mimo wszystko rozbawiona faktem, jak dobrze Lucien ją znał. Jego kolejne słowa sprawiły, że ten uśmiech tylko się poszerzył, co gorsza nabierając głupkowatego wyrazu, więc Rakel nie miała zamiaru pokazywać twarzy, bezpiecznie skryta poza zasięgiem wzroku demona, przypadkiem tylko owiewając mu oddechem szyję.
        Dopiero kolejny szept sprowokował ją do odchylenia głowy na ramię Luciena, by móc na niego spojrzeć. I chociaż drugiej części zdania nie zrozumiała, to na jej usta i tak wpłynął zadowolony uśmiech. Nawet jej przez myśl nie przeszło, by obruszyć się, jak przystałoby na niezależną kobietę, której się nie mówi, co ma robić. Nie, podobało jej się, że jej nie puści i że jest jego, i mogą ją wszystkie feministki świata pocałować w tyłek, bo zbyt długo czekała, by to usłyszeć. Wadziło jej tylko to niezrozumiałe słowo, czy dwa, o które teraz chciała zapytać, ale zdążyła jedynie musnąć dłonią policzek demona, gdy nagle drzwi do biblioteki znów stanęły otworem. Warkot Luciena byłby nawet zabawny, gdyby zaraz po nim do uszu Rakel nie dotarł inny znajomy głos.
        Podniosła się gwałtownie, opierając teraz trochę o pierś demona, ledwo nie dostając zawału na widok młodej demonicy, a wtedy do biblioteki weszła Felicity. Rakel przeklęła pod nosem, natychmiast próbując zejść z jej syna, ale ten znów zacieśnił objęcie, sprawiając że dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. No żartuje chyba. Może i nie zamierzała zawierać z jego macochą jakichś większych przyjaźni, ale chociaż dobre wychowanie wymaga, by nie leżeć na mężczyźnie w obecności jego matki. A przynajmniej powinna taka zasada istnieć. Skończyło się na tym, że Rakel udało się tylko oprzeć na przedramieniu i dłoni o tors demona, by chociaż w minimalnym stopniu osiągnąć wertykalną pozycję. Nogi zostawiła podkulone na fotelu, tak jak miała wcześniej, i starała się nie reagować na rzucane jej przez nemoriankę spojrzenia.
        Na Scarlett również nie ośmieliła się spojrzeć wprost i przyczyną znów była jej niefortunna pozycja. Ukradkowe zerknięcia spod rzęs były jednak poza jej kontrolą, a to że młoda szlachcianka stała jak wryta w progu komnaty też nie pomagało w ignorowaniu jej. Bo znów – dla Rakel jej widok był jak rozdrapanie starej rany, natomiast dla Scarlett? Pewnie jak wtarcie soli w świeżą. W końcu u nich nie upłynęło tyle czasu i jeszcze niedawno miała za Luciena wyjść, a Rakel była tylko jego przyjaciółką. No bo cóż, tak było.
        Evansównie umknęło więc kolejne znaczące spojrzenie Felicity, ale już wzmianka o przyjęciu urodzinowym Luciena przykuła jej natychmiastową uwagę.
        Lucien ma urodziny.
        A ona nie ma prezentu.
        Szlag.
        Poczuła jak klatka piersiowa demona unosi się do jego głębokiego westchnięcia i Rakel zerknęła na niego niepewnie. Nie umiała znaleźć sobie miejsca w tej sytuacji, nie ma co ukrywać. Silne dłonie jednak wciąż trwały splecione na jej krzyżu, więc nie pozostawało jej nic innego, jak czekać, aż obie demonice sobie pójdą. I tak, z każdym oddechem rejestrowała fakt, że rozmowa toczy się obok niej, a ona się nawet nie przywitała, ale gdy Felicity tego nie zrobiła, jakoś głupio było jej się wtrącać.
        Generalnie było jej ciągle cholernie głupio i przygryzała wnętrze polika w oczekiwaniu na koniec tej okropnej sytuacji. Gdy wreszcie Felicity opuściła bibliotekę, dosłownie ciągnąc za sobą wciąż osłupiałą Scarlett, Rakel z jękiem opadła znów na pierś demona.
        - To się właśnie nie wydarzyło – jęknęła w materiał koszuli. Zaraz jednak podniosła się gwałtownie i pacnęła demona w ramię. – Nie możesz tak robić! – fuknęła. – Nie mogę leżeć na tobie, jak rozmawiasz ze swoją matką – dodała, a po chwili zmarszczyła brwi.
        - I czemu Scarlett ciągle tu jest? Domu nie ma? – burknęła uszczypliwie i z wyraźnym niezadowoleniem. Mina nemorianki mówiła bowiem wszystko i chociaż ślub był odwołany, to demonica swoich planów wyraźnie nie zmieniła, a to działało Rakel na nerwy.
        - Kiedy dokładnie masz urodziny? – zapytała na koniec, już o wiele łagodniej i spoglądając znów na Luciena.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien bynajmniej nie żartował i oporowi Rakel odpowiadały odpowiednio ciaśniejsze objęcia. Niezadowolenie niemal dało się wyczuć pod palcami, gdy dziewczyna spinała się pod dotykiem i wzrokiem wchodzących. Lucien tymczasem nie wyglądał na skrepowanego. Demon zachowywał się tak, jakby dla samej zasady nie zamierzał się ruszyć i przybrać godniejszej pozycji. Zdążył dziewczynę przytulić a miał się chować? Jak winny? Chwila moment, w końcu kto komu wparował do pokoju czy biblioteki? A ogólne ciągłe przeszkadzanie zaczęło się robić nudne, tym czupurniej nastawiając nemorianina.
        Wzrok Czarnulki akurat mu umknął. Oczy nemorianina były zbyt zajęte gromieniem bezczelnej matki, ale czuł jak Rakel ani myślała się rozluźnić i jak nadal się zapiera, próbując przynajmniej trochę spionizować pozycję. Twarz Czarnulki mógł sobie co najwyżej wyobrazić.
        Palcami dłoni zaplecionych na krzyżu dziewczyny w uspokajającym geście pogłaskał delikatnie jej plecy, uwagę poświęcając na rozmowę z Felicity, a Scarlett, cóż, nie poświęcając atencji, co w pojęciu panny było dodatkową zniewagą. Tym bardziej, że gest nie umknął młodej demonicy, która nie miała nic do roboty jak być skrajnie obruszoną i z pełnym oburzeniem obserwować każdy oddech przyłapanych kochanków! A mówiła, że się tylko przyjaźnią! I starać się przy tym znaleźć odpowiednie słowa na tę nieodpowiednią okazję. Jeszcze żadnych nie wymyśliła, a Lucien kończył dialog z macochą.
        Lu zauważył, że przynajmniej tyle dobrego, iż Felicity o dziwo nie grała mu zbyt długo na nerwach. Przez ostatnie dni, czy lata, nie był pewien, którego czasu w zasadzie powinien używać…, w każdym razie po ostatnich wydarzeniach Felicity nareszcie nabrała do niego respektu i, nie mając wsparcia w Bealu, przestała traktować go jak rozpuszczonego nastolatka. Kulturalnie informując o swoich planach oddaliła się zostawiając go w spokoju, przynajmniej na razie. Znośny kompromis.
        - Hmm? - demon wymruczał pytająco, tłumiąc cichy śmiech, gdy Rakel zagrzebała mu się ponownie gdzieś w okolicach kołnierzyka. Pełnoprawnie zaczął rechotać, gdy dziewczyna pacnęła go karcąco.
        - Ale czego dokładnie nie mogę? - zapytał przekornie, śmiejąc się cicho na wyjaśnienie.
        - A dlaczego nie? Nie jesteś dzieckiem, ja też nie - dodał półgębkiem, z uśmiechem. - Kradnącym jabłka z cudzego sadu, to ona wpadła bez pukania - dokończył nadal uśmiechając się kątem ust, przecząc słowom, bo wyglądał właśnie tak jak chłopak zadowolony z siebie po udanej kradzieży. Do winy w każdym razie się nie poczuwał. Za to Rakel ze skrępowania przeszła do niezadowolenia.
        - Zazdrosna? - zanucił cicho, przezornie szykując się na kolejne pacnięcie, dopiero po następnym oddechu poważniejąc.
        - Obawiam się, że poza tym, że jest mało domyślna, jeszcze nie było czasu porządnie z nią porozmawiać. Po spotkaniu z Bealem... - zawiesił głos, nie wiedząc jak ładnie ująć w słowa, że nie był w formie. Przeszedł od razu do dalszej części.
        - Od ciebie znalazłem się prosto u księcia, a potem znów byłem w niespecjalnie rozmownej kondycji - kontynuował spokojnym głosem.
        - Marlon pewnie czeka na rozwój sytuacji nadal licząc na swoje profity. Felicity aktualnie nie jest władna by cokolwiek oznajmiać. A nawet jeśli coś mówiła, ciężko uznać czy by pomogła czy tylko mocniej namąciła - dokończył.
        - Urodziny? Wychodzi na to, że jutro - Lucien odpowiedział wpatrując się w oczy brunetki.
        - Czyżby Nina była jakimś rodzajem czarownicy, że zawsze wie, kiedy będziesz potrzebować pięknej sukni? - zamruczał, układając się wygodniej, głaszcząc plecy brunetki.
        - Rano pewnie trzeba będzie wreszcie porozmawiać z całą rodziną, tą prawdziwą i tą przyszłą. Wszystko względnie ustalić i zaplanować. Ale to dopiero jutro - mówił coraz ciszej, raczej przymierzając się do pozostawienia problemu na następny dzień, chyba, że Rakel planowałaby inaczej.
        - Możesz czytać na głos - wymruczał przymykając oczy, przyglądając się brunetce spod rzęs.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Dotyk na plecach był bardzo miły, ale Rakel rozluźniła się dopiero, gdy obie demonice opuściły bibliotekę. I wcale tego nie ukrywała. Podobnie śmiech Luciena był dla niej zawsze przyjemny, jednak teraz nie wystarczył, by mu odpuściła winy i zadowolony demon zaraz zarobił karcący gest i spojrzenie. Niestety kompletnie się tym nie przejął, tylko drocząc się z Rakel, na której usta wpływał delikatny uśmiech, ale walczyła z tym dzielnie, zawzięta by wytłumaczyć swoje racje. Może i nie byli dziećmi, ale ona czasem się tak czuła w otoczeniu wiekowych demonów. Przy samym Lucienie o tym z łatwością zapominała, ale przy innych była aż nazbyt świadoma różnicy wieku.
        - Może i nie, ale to po prostu nie wypada – wyjaśniała z powagą wciąż rozbawionemu demonowi. A ten miał aż nadto dobry humor, skoro w taki sposób odpowiedział na jej kolejne pytania i brunetka zmrużyła oczy.
        Ona? Zazdrosna? Też coś. Obrzuciła demona morderczym spojrzeniem, nie zniżając się nawet do zaprzeczania, ale trochę złagodniała, widząc że Lucek poważnieje. Przecież dobrze wiedziała, że jemu to też nie jest na rękę.
        - Jasne, rozumiem – powiedziała uspokajająco, przeplatając w palcach jedno z czarnych pasm jego włosów.
        Zawahała się znowu, słysząc o urodzinach, ale uśmiechnęła się lekko, gdy Lucien na nią spojrzał. Dopiero po jego kolejnych słowach pożałowała pogodnego grymasu, który teraz spłynął z jej twarzy, jak zmyty deszczem. Zaraz zrodził się w niej bunt przed kolejnym nemoriańskim przyjęciem i strojeniem się na nie, ale ugasiła go w tym samym momencie, przypominając sobie okazję. Jutrzejszemu jubilatowi miało więc wszystko ujść płazem, łącznie z suknią i wygodniejszym moszczeniem się na fotelu, i Rakel tylko westchnęła bezgłośnie, znowu głaszcząc ciemne włosy. Potaknęła, gdy brunet odłożył zmartwienia na następny dzień i zaraz parsknęła cicho pod nosem, słysząc podsumowanie.
        - Och, dziękuję – zakpiła rozbawiona, ale sięgnęła po wepchniętą między poduchy książkę i otworzyła ją jedną ręką, wertując z uwagą kolejne strony. Niech odpoczywa.
        W końcu chyba znalazła coś ciekawego, bo poprawiła się ostrożnie, by nie wbijać Luckowi kolca biodrowego w brzuch, i opierając się na jednej ręce, drugą przytrzymywała sobie otwartą księgę na podłokietniku.
        - "Opowieść o trzech próbach" – zaczęła, zerkając ostatni raz na bruneta, nim pogrążyła się w lekturze.
        - "Dawno temu, gdy w Otchłani istniało jeszcze życie, istniały dwa rody, rywalizujące ze sobą zacieklej niż z jakimkolwiek innym dworem. Hodowały najpiękniejsze konie, spośród których nie sposób było wybrać faworyta. Wychowały najbardziej kwalifikowanych magów, z których nie dało się wskazać bardziej utalentowanego. Pojedynki toczone przez ich pierworodnych pozostawały nierozstrzygnięte, a przyjęcia wystawiane przez damy przyćmiewały się nawzajem z każdym kolejnym bankietem. Mijały całe stulecia, podczas których rody kontynuowały walkę o dominację na jakimkolwiek tle, jednak gdy tylko jeden z nich osiągał przewagę, druga z rodzin osiągała wielkość w innej dziedzinie.
        I tak toczyła się przez lata ta walka, aż nie zdarzyło się, że w obu rodach, tego samego dnia na świat przyszły dwie dziewczynki. Ich pierwsze lata zniknęły niezauważone, gdy rodziny były zajęte konfliktem, jednak z każdym kolejnym rokiem, nemorianki dojrzewały i stawały się coraz piękniejsze, przyćmiewając urodą każdą inną arystokratkę w Otchłani. W wieku ośmiu lat miały już listę kandydatów do ożenku, stworzoną przez ich ojców, a w wieku piętnastu lat rozpoczęły się śmiertelne walki o ich względy. Rodziny od razu dostrzegły w tym pole do kolejnej rywalizacji i całą swoją uwagę i energię skupiły na wychowywanie córek czego, jak wiadomo, w zwyczaju nie było.
        W ten sposób w Otchłani wyrastały dwie najpiękniejsze, najbardziej utalentowane i elokwentne nemorianki. Pobierały nauki od tych samych mistrzów, najlepszych w swoich dziedzinach, nosiły stroje z najdroższych tkanin, zdobione najpiękniejszymi klejnotami, kąpały się w mleku, a ich włosy czesano złotymi grzebieniami. Jednocześnie wciąż szukano w nich kolejnych talentów, którymi wyróżniłyby się od wyznaczonej rywalki. Jeśli jedna z dziewcząt zaczęła przejawiać zdolności artystyczne, drugiej natychmiast zatrudniano tutora w tym kierunku. Jeśli ta okazała się być wyjątkowo muzykalna, drugi z rodów gotów był ściągnąć wirtuoza z innej Łuski, by dorównać zdolnościom rywalki.
        Wszystkie talenty były nieustannie rozwijane z brutalną zaciekłością, wkrótce doprowadzając do dwóch wydarzeń. Pierwszym było zainteresowanie się tematem przez Księcia. Drugim, nagłe ochrypnięcie jednej z panien. Minęło już sto lat odkąd odkryła swój złoty głos i od tego czasu regularnie śpiewała na dworach, na zmianę ze swoją dedykowaną przeciwniczką. Widząc więc pogorszenie się stanu swojego głosu błyskawicznie rozwinęła kolejną umiejętność, by zająć swoją rodzinę, nim nie znajdzie rozwiązania swojego problemu. Zrządzeniem losu, w tym właśnie okresie, Książę postanowił zaprosić do siebie obie dziewczęta, by samemu ocenić, która z nich jest piękniejsza i bardziej utalentowana. Nemorianki wraz z rodzinami zostały zaproszone na książęcy dwór oraz poinformowane o czekających je trzech próbach.
        Na pierwszej z nich, Książę postanowił porównać ich urodę. Uczynił to, izolując obie dziewczęta oraz odbierając im wszelkie wspomnienia. Przez siedem dni przetrzymywane były w książęcym pałacu bez dostępu do swojej służby i zmuszone do samodzielnego dbania o własną urodę. Nie były również świadome toczącej się właśnie próby, więc gdy po upłynięciu terminu Książę wezwał je do siebie, razem z całym swoim dworem mógł się przekonać, że jedna z dziewcząt zaniedbała się zupełnie i dopiero na spotkanie z Księciem ubrała względnie przyzwoicie i zaczesała już nie tak piękne włosy. Podczas gdy druga nemorianka, obdarowana przez zaprzyjaźnioną znachorkę magicznym kamieniem, pamiętała o co walczy i na czym polega próba, zajmowała się więc odpowiednio własną urodą, każdego dnia prezentując nienagannie, a przed Księciem stawiając się w swojej pełnej piękna krasie, nie ustępując o jotę swojemu wizerunkowi sprzed czasu próby. Książę tę właśnie ogłosił zwyciężczynią pierwszej próby, przegranej wydłubując oczy i dopiero wtedy zwrócił obu dziewczętom pamięć.
        Druga próba miała sprawdzić talent nemorianek, a jego wskaźnikiem miało być odśpiewanie piętnastu pieśni wybranych przez Księcia. Piękniejsza nemorianka, pamiętając o swoim ochrypłym głosie, wiedziała że nie ukryje tego podczas wielogodzinnego śpiewu, a wspominając wydłubane oczy swojej rywalki, bała się kary wymierzonej przez Księcia. Wymknęła się więc wieczorem z pałacu i odnalazła znachorkę, której opowiedziała wszystko i przedstawiła swój problem. Stara demonica nakazała jej udać się do lasu i własnoręcznie upolować skowronka, a później zjeść jego struny głosowe. Wtedy nie tylko odzyska swój głos, ale będzie on najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek rozbrzmiał w Otchłani. Dziewczyna uczyniła, jak jej polecono. W dniu próby nie tylko zaśpiewała idealnie czystym głosem, ale przyćmiła talent swojej rywalki, oczarowując wszystkich słuchających. Książę ją właśnie ogłosił zwyciężczynią drugiej próby, przegranej odcinając język.
        Trzecia próba miała sprawdzić wiedzę nemorianek. Obie dziewczęta stawiły się w sali tronowej wraz ze swoimi rodzinami i całym dworem, gdyż wszyscy oczekiwali werdyktu Księcia. Ten zaś zwrócił się najpierw do brzydszej i mniej utalentowanej arystokratki, z poleceniem spisania wybranych przez niego zagadnień historycznych, opisania podanych eksperymentów alchemicznych, scharakteryzowania wskazanych bestii i roślin oraz zreferowania właściwości magicznych przekazanego jej artefaktu. Przepytywana nemorianka, mimo swojej rozległej wiedzy, nie umiała odpowiedzieć na żadne pytanie wybrane przez Księcia, na co ten odebrał jej rozum. Później zwrócił się do drugiej nemorianki, która zwyciężyła pierwsze dwie próby i zapytał ją, w jaki sposób udało jej się to osiągnąć, informując, że to właśnie jest pytanie z jej wiedzy. Przerażona losem rywalki arystokratka opowiedziała o znachorce, magicznym kamieniu i skowronku, odpowiadając na wszystkie pytania Księcia, który ogłosił ją zwyciężczynią trzeciej próby, a tym samym najpiękniejszą, najbardziej utalentowaną i najmądrzejszą damą w Otchłani.
        Tego samego dnia okaleczona i upośledzona nemorianka została zabita przez swoją rodzinę, a wygrana nemorianka została skazana na śmierć za oszustwa przeciwko Księciu Otchłani i zabita przez samego Księcia.
        - Tak skończyła się opowieść o trzech próbach" – zakończyła Rakel pustym głosem, wpatrując się beznamiętnie w ostatnią linijkę historii, nim odważyła się przenieść wzrok na Luciena. – A myślałam, że nasze baśnie bywają brutalne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Otchłań”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości