Helena, wychowana w czworakach, szybko została wydana za mąż, za posiadacza nic nieznaczącej ilości ziemi. Z ich szczęśliwego małżeństwa przyszło na świat dziewięcioro pięknych i zdrowych dzieci. Dni mijały szybko. Każde z dziatek, gdy tylko osiągnęło dorosły wiek, po kolei wybywało z domu, by oderwać się od pracy przy gospodarstwie oraz przeżyć własne przygody. Jedną z nich była historia najmłodszego syna, który widząc rozpędzonego jeźdźca, gotowego stratować wszystko, co znajdzie się na jego drodze, powstrzymał idącą obok niego damę przed niechybnym zderzeniem. Ta, okazała się pobliską szlachcianką i z wdzięczności za uratowanie życia, postanowiła włączyć młodziana w grono jej dworu oraz sprowadziła dla niego najlepszych nauczycieli, którzy mieli nauczyć chłopca mówić we Wspólnym języku. Tak też się stało, a dni upływały bardzo prędko.
Po jakimś czasie, śmierć zabrała głowę rodziny. Zebrali się wszyscy. Dzieci poprzyjeżdżały, jak na każde większe święto z najdalszych stron Alaranii, każde zmienione, mówiące trochę innym językiem, ale nadal schludne, prawe, skromne i pracowite, jakby nadal były pod opieką matki. Nikt nie chciał zostawić samotnej kobiety z gospodarstwem, ale ona broniła się tak zażarcie, że postanowiono poczekać, aż sama zmieni zdanie. Jeszcze wiele lat pielęgnowała pusty już dom, przepełnioną stajnię i zarastający ogród. Gdy w końcu stwierdziła, że miejsce to jest zbyt ponure, udała się do tegoż najmłodszego syna, który mieszkał z rodziną stosunkowo blisko. Syn, delikatna synowa, oraz wnuczki przyjęli ją chętnie, ale ani w ich komnatach, ani nigdzie na dworze nikt nie chciał pozwolić jej pracować, ponieważ była ona matką bohatera ichniej pani oraz miała już swoje lata. Było to dla niej tak męczące, że zwróciła się z prośbą o pomoc do samych dobrodziei domu. Oni postanowili wykorzystać tę okazję, do spełnienia tradycji rodzinnej, która mówiła, że najmłodsze dziecko mające możliwość zostania dziedzicem ma zostać oddalone od rodziny, aż do czasu, gdy osiągnie wiek dorosły. Ostatnim z pięciu synów, był Snor, który bawiąc się z dziećmi syna starej kobiety, mimowolnie poznał cały język gwarowy.
Dlatego mały chłopiec o bujnej, złożonej z nierozczesanych, ciemnobrązowych loków, czuprynce stał się zarówno opiekunem, jak i uczniem starszej pani.
Taki jest życiorys tej starej kobiety. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że z biegiem lat, całe jej życie zmieniało się w kilka zamglonych wspomnień; osoby, którym dała życie, zmieniły się w majaczące obrazy twarzy o imionach zatartych w pamięci, aż w końcu nie pozostało nic, prócz dzisiejszego dnia.
Podróżuje, więc z miasta do miasta szukając celu, który umknął, gdzieś w jej pamięci i najczęściej swoim powolnym krokiem, wkracza w ciekawe przygody.