”Byłabym kłamcą, gdybym powiedziała, że wciąż robię to dla niej. Chciałabym, by to była prawda, ale już dawno straciłam resztki tego, co czyniło mnie człowiekiem. Co czyniło mnie dobrą starszą siostrą. Pozostaje mi tylko iść dalej straszliwą ścieżką, którą sama sobie wyryłam. A że po drodze będę sprawiać pieczę nad nią, to chyba nie grzech, prawda?”
~Elion
~~~
Świt
~~~
Rapsodia i magia to dwie, nieodłączne rzeczy. W tym wspaniałym mieście żyło się magią, czuło się magię, a co niektórzy w swej ekscentryczności odżywiali się takową w pewnym sensie. Życie w nędzy i biedocie graniczyło tu z wyzwaniem, za sprawą wszechobecnego dobrobytu oraz sprawiedliwych rządów dwunastu magiń.
Co nie znaczy, że nikt nigdy nie zaznał losu, jaki czeka najniższą warstwę społeczną. Dobrym przykładem tego była pewna kobieta, której imię zostało utracone wraz ze wszystkim, co miała wcześniej. Sięgnęła dna, ale z czasem przyzwyczaiła się i już zaczynała widzieć pierwsze promyki słońca w swym ubogim życiu.
W końcu jednak magia tego miasta albo coś, co przypominało uśmiech losu, sprawiło, że spotkała ona arystokratę z Rodu Schwarzherz o imieniu Sandan. Najmłodszy przedstawiciel swojego rodu przemierzał od niedawna ulice w poszukiwaniu legendarnej miłości od pierwszego wejrzenia. Widok bezimiennej bezdomnej wzbudził w nim to uczucie, jak również sporą dawkę współczucia, dzięki czemu, pomimo jej pozycji i wbrew normom społecznym, otworzył przed nią swoje serce, a ona przyjęła jego uczucie, przyjmując przy tym proste imię brzmiące “Panienka”.
Z pomocą Sandana oraz jego bogactwa, Panienka nie tylko wyszła z biedoty, ale i szybko dorównała otaczającej ją arystokracji, a z czasem i przerosła ją swoim nowo zdobytym snobizmem i pogardą wobec wszystkiego, co sama wcześniej reprezentowała. Zdołała nawet zarazić tym nastawieniem swojego już-wkrótce-narzeczonego, który w miłości chłonął złe nawyki Panienki bez zastanowienia.
Po udanych zaślubinach zamieszkali w wykupionej za rodzinne bogactwo willi, zlokalizowanej w centrum miasta. Szybko zabrali się do rzeczy, bo Panienka została brzemienna i po adekwatnym czasie przyniosła na świat dwie zdrowe bliźniaczki. Może to matczyna miłość, a może długie, bezsenne noce powodowane nieskończonym, dziecięcym płaczem na dwa głosy, ale zarówno Panienka, jak i Sandan utracili te części charakteru i zachowań, które sprawiały, iż od dobrych ludzi dzieliła ich nie gruba linia, a mur z cegieł. Choć zjawisko to dotknęło mocniej mężczyznę, kobieta bowiem nadal potrafiła pokazać rogi i zaleźć za skórę innym.
Tymczasem dziewczynki, których imiona brzmiały Ziriel i Elizabeth, rosły, otaczane bogactwami rodziców i wszystkim, co Rapsodia miała do zaoferowania i co było dla nich najlepsze. Były inne z wyglądu i charakteru, ale ich rozwój miał podobne tempo, a i ciągnęły do siebie nawzajem jak papużki nierozłączki. Przynajmniej do czasu, kiedy miały one pięć lat, a kiedy to jedna nie znikła. Elizabeth została sama, kiedy jej siostra znikła pewnego dnia bez śladu.
~~~
Poranek
~~~
Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy, ale wszyscy uznali, że Zira umarła. Rodzina Schwarzhert nie przeżyła tego dobrze. Młoda Elizabeth wiedziała, że Zira zniknęła, kiedy była sama na zewnątrz w słoneczny dzień. Zrodziła się w niej fobia, przypominająca do pewnego stopnia obsesję, bowiem zaczęła się ukrywać. Nie wiedziała przed kim lub przed czym, po prostu czuła strach. Nie chciała podzielić losu siostry, który wyobrażała sobie jako coś niemożliwie strasznego. Odosobnienie zastąpiło jej nieobecną już siostrę.
W wyniku zniknięcia pierwszej córki oraz zmian w drugiej, Panienka i Sandan popadli w rozpacz, a później, jakby chcąc zapomnieć o tym, co się działo, powrócili do dawnych, złych nawyków sprzed narodzin bliźniaczek. W ten sposób zapominali o bólu, który doświadczyli. Poza tym zdecydowali, iż ich córka nigdy nie opuści terenu ich posiadłości samotnie bez czyjegokolwiek nadzoru. Zrobili to w dobrej intencji oczywiście, a Elizabeth nie tylko to rozumiała, ale nawet pasował jej tak obrót spraw ze względu na strach panoszący się w jej sercu.
Elizabeth, poza sobą i samotnością, z którą dzieliła swoje życie, miała książki i tylko książki, z których uczyła się tego, co inni poznawali w praktyce, poprzez normalne życie i lekcje pod czujnym okiem dorosłych. Nie wychodziła na zewnątrz nawet wtedy, gdy był dostępny służący, który mógłby pilnować ją przez ten czas. Omijała innych ludzi w miarę swoich możliwości. Odrzucała także przysyłanych przez rodziców nauczycieli.
Panienka i Sandan nie mogli nic z tym zrobić, z obawy, iż jedna zła decyzja i ich druga córka także przepadnie, a do tego nie chceli dopuścić, choćby i kosztem utracenia kontroli nad swoim dzieckiem. Zrodziła się w nich bowiem obawa, że to przez swoje poprzednie decyzje utracili Zirę.
Niedawno po swoich dziesiątych urodzinach, ciszę pokoju Elizabeth przerwały błagania o pomoc przeplatające się z płaczem dziecka, dochodzące z zewnątrz przez uchylone okno. Był późny i zimny wieczór, a fobia młodej szlachcianki nadal mocno ściskała ją za serce. Ale coś jej mówiło, że musi wyjść i odpowiedzieć na wołanie. Może, w obliczu tragedii z przeszłości, po prostu nie chciała, by kolejna stała się tak blisko niej. Szczególnie kiedy jest szansa, że może coś w tej kwestii zdziałać.
Po udanym, skrytym wyjściu z domu i dotarciu do źródła błagań, widok nie był przyjemny. Po raz pierwszy Elizabeth widziała ofiarę przemocy, całą we krwi. Kobieta, wyglądająca jakby bieda towarzyszyła jej od zawsze, drżała, a oddech jej był nierówny. Wyglądała strasznie, ale młoda szlachcianka nie uciekała. Jej wzrok zatrzymał się na płaczącym zawiniątku. Dziecko, dziewczynka konkretnie. Chciała zapytać się, jak może pomóc. Co może zrobić dla kobiety. I uzyskała odpowiedź, zanim jeszcze otworzyła usta.
Dziecko, przedstawione przez kobietę jako Nefertiti, zostało położone w ręce zszokowanej Elizabeth. Kobieta poprosiła o zaopiekowanie się maleństwem. Były to jej ostatnie słowa, nim utrata krwi odebrała jej przytomność, by tuż po tym pozbawić ją resztek życia. Szlachcianka krzyknęła, ale nie obudziło to kobiety. Młoda Eli stałaby tak do poranka, ale służba w domu zauważyła w końcu, że stoi ona na zewnątrz. Zabrano ją do środka, ale nie zabrano jej dzieciątka z jej rąk. Po oczach Elizabeth widać było, że nie pozwoliłaby. Choć była nadzieja, że jej rodzice wbiją jej nieco rozumu do głowy.
Rzecz jasna, Panienka i Sandan kategorycznie odmówili na przyjęcie obcego dziecka pod swój dach. Szczególnie że zapoznali się z sytuacją, to znaczy, zobaczyli, jak biedna była kobieta, która przekazała Elizabeth dziecko. Wtedy jednak Elizabeth wybucha, ale w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Przysięgła, że będzie dobrą siostrą dla Nefertiti. Że będzie przy niej dzień i noc, że nigdy, ale to nigdy nie opuści jej. Że jeśli będzie trzeba, samodzielnie zajmie się wszystkim, co będzie trzeba zrobić w trakcie wychowywania malutkiej dziewczynki. Obiecała pilnować tego, by mała Nefertiti wyrosła na najlepszą młodszą siostrzyczkę, jaką można sobie wymarzyć.
Może to dziecięca dobroć, a może uznała malutką za nową siostrę już od pierwszej chwili i nie chciała jej utracić tak jak Ziry. W każdym razie Elizabeth po raz pierwszy od dawna uśmiechała się i była pełna energii, a w jej oczach nie było strachu, który wcześniej sprawiał, że chowała się po kątach. Rodzice, widząc, iż może z tego wyniknąć wiele dobrego, ostatecznie zgodzili się na przyjęcie malutkiej, pozwalając nawet na pozostawienie imienia, które zostało jej nadane przez martwą już kobietę.
Szybko jednak pojawił się pierwszy zgrzyt. Nefertiti, po odwinięciu materiału, który skrywał jej ciało, okazała się nie byle dzieckiem. Mysie atrybuty wywołały uśmiech Elizabeth, zadziwienie ojca i obrzydzenie matki. Niestety, Sandan i Panienka widzieli już, że nie mogą cofnąć swojej pierwotnej zgody. Strach pomyśleć, co by się stało z psychiką ich prawdziwej córki, gdyby utraciła świeżo przybraną siostrę i to tuż po tym, gdy została ona przyjęta do ich domu.
Rodzice jednak nie musieli tolerować inności Nefertiti, czego nie ukrywali. Głównie matka była obrzydzona przez nieludzkość młodszej dziewczyny, Sandan zaś przytakiwał jej, wierząc w słuszność zachowania swej żony. Dla Elizabeth nie było to jednak ważne. Znów miała siostrę, choć tym razem młodszą i musiała zrobić wszystko, by jej mysie rodzeństwo było szczęśliwe.
~~~
Południe
~~~
Elizabeth była jak za dawnych czasów - wesoła, beztroska i niezwykle nadopiekuńcza względem swej siostry. W pewnym sensie ignorowała bolesne wspomnienia, dotyczące zniknięcia Ziry i okresu, kiedy była sama. Choć to nie zawsze było łatwe, szczególnie gdy posiadało się niezwykle żywą i równie ciekawą młodszą siostrę, która widziała w szlachciance źródło wiedzy wszelkiej i absolutnej.
Było to jednak dobre, mimo wszystko. Dzięki zapałowi młodej Elizabeth szybko powróciła do tego, co było częścią życia każdej, dobrze rozwijającej się arystokratki. Przyjaciele, chodzenie do prywatnych nauczycieli, przechadzanie się po mieście, wpierw pod eskortą służących, a później samodzielnie, kiedy Elizabeth była już wystarczająco dojrzała. Nefertiti miała o wiele trudniej ze względu na swoją inność, którą pod groźbą kary dla niej i dla Elizabeth, musiała ukrywać, ale z pomocą starszej siostry nic nie było niemożliwe.
Tymczasem, nastawienie rodziców względem, jak to mówili, “przybłędy”, nie umknęło Nefertiti, głównie dlatego, że nie obchodziło ich, czy mała wie, jak bardzo jej nie tolerują. A że sami nie mówili dlaczego, to też, w wieku około czternastu lat, spytała swoją siostrę czemu tak jest. Wcześniej nie chciała tego wiedzieć, bała się odpowiedzi, ale w końcu zdołała się doprosić Elizabeth, która opowiedziała historię Nefertiti, pomijając fakt, że istniał kiedyś ktoś taki, jak Zira.
Myszkoucha była wstrząśnięta prawdą, o którą poprosiła. Zamknęła się w swoim pokoju do końca dnia, a przez kolejne dni była cicha jak myszołaczka pod miotłą. Dopiero gest Elizabeth, czyli przyniesienie - zwędzonych spod nosa oburzonych rodziców - ciastek i ciepłe słowa, przywróciły młodą do poprawnego stanu emocjonalnego. Wspólnie objadły się smakołykamii, robiąc ze zwykłego jedzenia konkurs na to, kto jest bardziej żarłoczny. Wygrała, o dziwo, młodsza siostra. Z pełnymi brzuchami i uśmiechem na ustach, ruszyły do ogrodu, gdzie chciały się bawić, co by energia z ciastek się nie zmarnowała.
Zabawę w chowanego przerwała nagła zmiana. Nefertiti wpierw zmieniła się w swoją miniaturową wersję, co pozytywnie zaskoczyło Elizabeth. Szlachcianka po raz pierwszy pomyślała, że być może jej siostra jest zmiennokształtną, myszołaczką konkretnie. Namówiła malutką, by spróbowała zamienić się w mysz i udało się. Była zachwycona cudowymi mocami młodszej siostrzyczki, przez co aż straciła głowę i postanowiła pochwalić się tym wydarzeniem przed rodzicami. Z myszą, a tak naprawdę jej siostrą, w ręku przyszła do Sandana i Panienki, a oni nie byli tym faktem zachwyceni.
Wpierw nie chcieli uwierzyć i oskarżyli Elizabeth o robienie ich w konia, ale gdy mysz na ich oczach zamieniła się w dziewczynkę, która przygniotła swoim ciężarem swoją starszą siostrę, to zamarli. Zdawało się to dobrym obrotem spraw, bo przynajmniej nie dali żadnej z dziewczyn żadnej kary, nawet na reprymendę się nie wysilili. Dziewczynki uciekły im z oczu, żeby tego nie zmienić, zajmując się zarazem własnymi sprawami.
Tymczasem rodzice czuli, jak coś ściska ich serca. Strach. Nigdy nie byli fanami czegoś odstającego od zwykłej, ludzkiej normy. Z mysimi uszami i ogonem jakoś zdołali przeżyć całe lata tylko dlatego, bo myśleli, że to wszystko, co jest w dziewczynce inne. Ale to? Tego było za wiele. Stanowczo za wiele. Nieważne, czy była zmiennokształtną, czy przeklętym przez piekielne siły pomiotem. Musieli coś z tym zrobić, bali się bowiem, że na z pozoru niewinnych przemianach w mysz się nie skończy. Nigdy bowiem nie mieli doczynienia z prawdziwymi nie-ludźmi innymi niż elfy czy miejscowe nimfy, a plotki krążące o takowych rzadko kiedy są pozytywne.
Minęło kilka wyjątkowo cichych dni. Elizabeth zauważyła, że rodzice nie są zbyt rozmowni, a służba wydaje się nadzwyczajnie zestresowana. Miała jednak nadzieję, że to tylko tymczasowe. Nie chciała jednak, by Nefertiti się tym przejmowała, więc gdy usłyszała, że jej przybrana siostra chce iść sama na miasto, szlachcianka nie protestowała, a wręcz zachęciła ją, pod warunkiem, że ta będzie na siebie uważać. Tego samego dnia, około godzinę po wyjściu myszołaczki z domu, Elizabeth czytała książkę, gdy niespodziewanie przyszła służąca do jej pokoju, przekazując, iż rodzice chcą z nią porozmawiać w salonie. Poszła natychmiast, nie chcąc, by musieli na nią czekać. Ale, jak kto mówią, gdy człowiek się śpieszy, to diabeł się cieszy. A tego dnia niemal słychać było jego śmiech.
~~~
Wieczór
~~~
Wszystko wyglądało tak, jakby czas się na chwilę cofnął. Wystrojono salon od podłogi aż po sufit, jakby dobrzy przyjaciele rodziny mieli wpaść po latach podróży. Służba wydawała się spokojniejsza, jakby wszystkim kamień spadł z serca. Kończono szykować potrawy z wyższej półki, a także sprawdzano, czy na stole jest już wszystko, co być powinno. Przy tym samym stole była Panienka oraz Sandan. Uśmiechali się, rozmawiając ze sobą żywo o tym, czy najpierw podać strawę, czy może wpierw oprowadzić nadchodzących gości po posiadłości.
Elizabeth odetchnęła z ulgą. Już myślała, że widok transformującej się Nefertiti doprowadzi ich do szaleństwa czy coś, ale na podstawie tego, co teraz widziała, zrozumiała, że jej przypuszczenia musiały być błędne. Dołączyła do stołu, siadając obok rodziców i śmiało pytając, kto do nich dołączy, że aż atmosfera w domu taka szczególna.
Nim odpowiedzi na właściwe pytanie swej córki, zapytali niemal wspólnie, gdzie jest Nefertiti, unikając przy tym, jak ognia słowa “twoja młodsza siostra”. Elizabeth powiedziała prawdę, iż nie będzie jej przez jakiś czas, bo wyszła na miasto. Nie zastanawiała się długo nad tym, czemu o to zapytali, gdyż niemal natychmiast, jakby nigdy nic, zaczęli opowiadać o tym, jak chodzili po mieście, szukając pewnej specyficznej usługi, która na ich nieszczęście była niemalże niemożliwa do odnalezienia.
Ciekawskość ich córki, która oczywiście chciała wiedzieć, o co chodzi, została ugaszona tym, iż paskudny, natrętny i najwyraźniej magiczny szczur pałęta się po ich spiżarni, a do wybicia takiego potrzeba prawdziwych profesjonalistów. Kontynuowali swoją opowieść. Gdy już niemal poddali się, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, ale pogłoska, iż poszukują kogoś do porządnego wytępienia szczura, dotarła do pewnej pary, która na ich szczęście profesjonalnie się tym zajmuje. Przyznali się, że choć bardzo się zdziwili tym zbiegiem okoliczności, to jednak długo nie trzeba było ich namawiać. Tym bardziej że została im zaproponowania niemożliwie niska cena, jaką było zareklamowanie pary wśród dobrych znajomych z miasta.
Rozmowa trwałaby, gdyby nie przyjście zapowiedzianych wcześniej gości. Dwoje niemożliwie przystojnych ludzi, kobieta i mężczyzna, ubranych niczym na królewski bal, z serdecznym uśmiechem na olśniewających ustach, dołączyło do stołu. Atmosfera była przyjemna, rodzice Elizabeth rozmawiali o tym i owym ze swoimi fachowcami, co jakiś czas w ten czy inny sposób zahaczając o temat uciążliwego gryzonia. Młoda szlachcianka z początku nie chciała się wtrącać, ale gdy jedzenie było już zjadane, a tematy się kończyły, zainteresowanie fachowców od szczurów przeszło na córkę gospodarzy. Elizabeth z chęcią opowiadała o sobie to i owo. Pominęła w swych słowach obecną siostrę, a konkretnie to, że takowa istnieje. Zakładała, że jak zwykle, ostatnie, czym jej rodzice chceli się chwalić, to myszołaczka, dlatego też uznała, że najbezpieczniej będzie w ogóle nie wspominać o nieobecnej w domu siostrze.
W końcu jedynie się skończyło, a i tematów do rozmów zaczynało brakować. Poza tym, gospodarze nalegali, by fachowcy od szczurów zaczęli się wykonać do wykonania swojej pracy. Znikli więc w jednym z pomieszczeń tego bogatego domu, w czasie, gdy służba zaczęła sprzątać po posiłku. Elion, po ponagleniach rodziców, udała się do pokoju. Mówili coś, jakoby do pozbycia się szczura miała zostać użyta magia, a z tą nigdy nie wiadomo. Nie przeszkadzało to szlachciance, gdyż magię tolerowała tylko jako smaczek w opowieściach i baśniach, które zamierzała poczytać, kiedy już trafi do swojego pokoju.
I tak też spędziłaby najbliższe godziny, dając spokój fachowcom oraz rodzicom, którzy najwyraźniej chcieli obserwować poczynania zatrudnionych przez nich osób. Jednak usłyszała niecałe kilka minut temu imię swojej siostryczki, co niezwykle ją zaskoczyło. Myślała i liczyła na to, że Nefertiti przyjdzie później, kiedy już w domu nie będzie ani szczura, ani osób, które się ów szczurem mają zająć. Nie chcąc, by ich rodzice byli źli na młodszą siostrę za panoszeniem się po domu, gdy ktoś spoza rodziny jest obecny, zdecydowanie ruszyła przed siebie, w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły odgłosy jej rodziców.
Nie wiedziała, że tak będzie. Nie chciała, by to się tak skończyło. Ale wkrótce miały wyjść z niej najgłębsze demony, a gniew ich miał być ogniami piekielnych, co każą grzeszników bez względu na ich wymówki.
~~~
Zmierch
~~~
To ostatnie wspomnienia, o których wiedziała, że raczej na pewno są prawdą. Reszta jej umysłu zdawała się zamglona, czy to przez dawny strach, czy obecne poczucie winy. Wywołanie pożaru poprzez strącenie świecznika podczas zaciekłej kłótni z rodzicami. Bycie ocaloną przez parę, która w teorii miała zająć się szczurem, a która w rzeczywistości była wynajęta, by zabić Nefertiti i pozbyć się dowodów na jej istnienie. Odkrycie, iż jej wybawcy to tak naprawdę Pokusa i Łowca Dusz, których wspólnym celem było zasiewanie grzechu i podpuszczanie do takowego wszystkich dookoła.
Podobno z początku planowali jedynie zdobyć duszę jej rodziców. Co zresztą im się udało, w końcu skazywanie niewinnego dziecka na śmierć z własnych pobudek do czynów chwalebnych nie należało. To, że koniec końców to oni zginęli, nie zmieniło faktu, jakie mieli intencje. Co do Elizabeth zaś, jej dusza była podobno skazana na ognie piekielne i wieczne tortury w momencie, gdy doprowadziła do śmierci nie tylko swoich rodziców, ale i do spłonięcia części służby. Piekielni zapewniali ją, że już szykuje się dla niej cieplutkie miejsce w diabelskich czeluściach. A ona bała się, więc gdy usłyszała, że jest sposób by ominąć wszelkie czekające na nią niedogodności, porzuciła zdrowy rozsądek i zaczęła wykonywać polecenia nieczystych istot.
Z początku nie było to nic, czego nie można by się spodziewać po piekielnych. W międzyczasie posłusznego podróżowania u boku pary, pokazywano jej różne okazje do grzechu. Nie zmuszali jej, a przynajmniej nie stosowali żadnych otwartych metod. Jest szansa, że zatruwali jej umysł magią, ale koniec końców była wolna pod względem tego, czy zrobiła daną rzecz, czy nie, i to było ważne. Nie chciała podzielić losu rodziców, więc czyniła, o co ją poproszono. Poza tym, w głębi duszy bała się, że odmowa spotka się z czymś, czego nie chciała doświadczyć.
Kradzieże, kłamanie, pomaganie innym ludziom w ich mniej lub bardziej niecnych zamiarach. Była prowadzona przez piekielnych za rączkę na początku ich “znajomości”. Pokazywali jej co i jak, a w razie problemów nawet udzielali pomocy. Za dobrze dokonany grzech była nagradzana. Z początku nagrody były raczej ogólne, zakup lepszego jedzenia, lepsze traktowanie, mniejszy nacisk na jej osobę. Czuła się jak pod opieką niemożliwie wypaczonych opiekunów, którzy jednak - koniec końców - opiekunami byli, a co za tym idzie dbali o nią, gdy starała się robić postępy.
Nie zauważyła nawet, kiedy jej formalna znajomość rozwinęła się. Piekielne istoty zaczęły się angażować w rozmowy z nią. Kiedy nie było dla niej grzechu do popełnienia, to pokusa była rozmowna. Elizabeth nie wiedziała o tym, ale czytała ona młodej szlachciance w myślach, oplatając sobie dziewczynę wokół palca. Łowca dusz otwierał usta zazwyczaj wtedy, gdy zbliżała się okazja dla Elizabeth do grzeszenia. Nakierowywał nie tylko jej czyny, ale i umysł. Plamił moralność ludzkiej kobiety, przez co z każdym grzechem, popełnianie kolejnego nie tylko przychodziło łatwiej, ale też i zostawiało coraz mniejszy ślad na jej sumieniu.
Ucieczka od strasznego losu w piekle nadal była główną motywacją, która popychała dziewczynę do przodu, ale coraz bardziej jej niewinna dusza była splugawiona. Pokusa I Łowca, których w końcu poznała jako Anabelle i Dante, awansowali z istot nieczystych, które czerpią korzyść z ich układu, do osób, z którymi rozmawiała na porządku dziennym i przy których, mimo wszystko, czuła się tak dobrze, a nawet lepiej, niż w domu. W którymś momencie jednak pękło jej serce, gdy dotarło do niej, że na śmierć zapomniała o malutkiej Nefertiti. Chciała się wycofać z tego wszystkiego, gdyż dotarło do niej, że dla młodszej siostry warto cierpieć za grzechy całej Alaranii.
Nie była to jednak sytuacja, którą piekielni nie przewidzieli. Mieli oni bowiem naszykowaną odpowiedź. Owszem, wyrazili zero sprzeciwu przeciw jej odejściu, zaznaczając jednak, że w przypadku, gdy Elizabeth zdecyduje się na taki krok, wszystkie grzechy, które do tej pory popełniła pod ich skrzydłami, pójdą na marne, nie zmniejszając kary, jaka by ją czekała po śmierci. Zaproponowali jej więc pakt, który nie dość, że ocaliłby ją w pełni od cierpień piekielnych, to w dodatku zagwarantowałby, że Elizabeth będzie mogła opiekować się swoją siostrą, w ten czy inny sposób.
Do tego momentu, wszystkie grzechy, które czyniła, były z kategorii tych “wybaczalnych”. Nie uwodziła mężczyzn, nie zwodziła niewinnych na drogę zła. Mówiąc w uproszczeniu, wszystko, co do tej pory zrobiła, nie miało większego wpływu na społeczeństwo, co najwyżej na pojedyncze, mało znaczące lub już przesądzone na los piekielny jednostki. Zaproponowali jej, by od tego momentu czyniła grzechy i czyny złe na równi z tymi, którymi z “zawodu” zajmuje się zarówno Anabelle i Dante. W zamian miała otrzymać wszystko, co chciała, mniej lub bardziej świadomie - ocalenie od potępienia, siłę i możliwość sprawowania piecza nad siostrą bez wiedzy tejże, pełne zaufanie i zaakceptowanie przez piekielnych niemal-przyjaciół oraz, co w rzeczywistości było najważniejszą kartą przetargową, wcześniej wspomniane niegodziwości.
Elizabeth bowiem była już poza możliwością odratowania. Z początku opierała się całym swoim sercem. Otwarcie brzydziła się siebie i tego, co czyniła. Odrzucała wszelkie objawy przyjacielskiej atmosfery ze strony piekielnych. Niestety, była tylko człowiekiem. Nie mogła w nieskończoność izolować się od kogoś, z kim przebywała niemal cały czas, a na dodatek nigdy wcześniej nie skosztować “zakazanego owocu” w takiej ilości, przez co nie była w stanie długo opierać się zmianom w swojej moralności. Zawarła silną znajomość z Pokusą i Łowcą, a grzech stał się narkotykiem, którego nie miała sił odstawić. Nie mogła więc nie zgodzić się na ofertę stworzoną specjalnie dla niej i dla jej splamionej duszy.
Stała się niejako jedną z nich, a przynajmniej robiła to, co oni. Z miasta do miasta, od wioski do wioski, wspólnie pletli nici intrygi, siali ziarna niezgody, rozpoczynali rozłamy i zdrady, a także nakierowywali na najciemniejszą ścieżkę każdego, kto stał im na drodzę. Wszystko to w czasie gdy cieszyli się z dobrze wykonanej roboty i z uciech, których można było w międzyczasie skosztować. Przynosili piekło, a sami byli jak w raju. Nie minęło wiele czasu, nim Elizabeth była gotowa na ostateczną korupcję jej duszy, ciała i umysłu, po której otrzymałaby wszystko, co jej obiecano.
~~~
Północ
~~~
Rzecz wydawała się prosta, a przynajmniej tak sądziła Elizabeth. Anabelle oraz Dante stwierdzili, iż jej ostatnim grzeszkiem, po którym zdobędzie to, co obiecywali, będzie przedostanie do opuszczonego budynku pośrodku trawiastych pustkowi gdzieś na Alaranii i zbezczeszczenie leżącego tam niebiańskiego artefaktu. Nie zdradzili jej wiele, jedynie to, że ów miejsce było kiedyś biblioteką na tyle ważną, że do dziś budowla jest chroniona pieczęcią, która nie pozwalała piekielnym wchodzić do środka. Brzmiało to, jakby od samego początku miał być to cel szlachcianki, ta jednak nie przejęła się tym. Książki lubiła od zawsze, więc biblioteka z chęcią zwiedzi, a zbezczeszczenie artefaktu nie brzmiało przerażająco w stosunku do tego, co zrobiła, idąc w ślady swoich piekielnych towarzyszy.
Dotarli na miejsce, a po upewnieniu się, co ma zrobić z owym artefaktem, który najwyraźniej miał wyglądać jak księga w oprawie ze złota, weszła do środka. Miała czas, dlatego z początku zwiedzała jedynie budynek. O dziwo miejsce, choć zakurzone, ciemne i pełne pajęczyn, było w dobrym stanie. Mogłabym tu zamieszkać, taka myśl przeszła jej po głowie. Szybko jednak znudziło jej się przeglądanie okładek. Czytać nie zaczynała, bo wiedziała, że wtedy to do następnego stulecia stąd nie wyjdzie. Dlatego też powróciła do swojego głównego celu.
Księga znajdowała się na piedestale. Zgodnie z instrukcją, zacięła swoją lewą rękę, aby upływała z niej krew. Tą samą ręką otworzyła księgę, wertując strony aż do momentu, kiedy znalazł się fragment dotyczący chwały Najwyższego Pana. Wysmarowała całą stronę w swej posoce, przeklinając Plany Niebiańskie i wszystko, co na nich powstało. Nie zorientowała się nawet, co się dzieje, kiedy jej wzrok zalało nieprzeniknione światło, po którym nastąpiła nieskończona ciemność. Ciemność i cisza, które zdawały się nie mieć końca.
Zbudziła się gdzie indziej. Dziwne, nienaturalne miejsce pachniało lawą i było pełne gorąca i czerwonej poświaty. Była w Piekielnych Czeluściach, uświadomili ją Dante i Anabelle, gdy tylko zauważyli jej przebudzenie. Z początku krzyczała, błagając o litość, myśląc, iż, iż koniec końców będzie cierpieć. Szybko ją wyprowadzić z błędu. Nie była potępieniem ani duszą skazaną na potępienie w tym miejscu. Stała się Pokusą. Nawet jeśli na taką nie wyglądała na pierwszy rzut oka. Ciało, któremu bardzo daleko było do piękna, posiadało jednak cechy i moce charakterystyczne dla Piekielnych Kusicielek. Przez pierwszą godzinę próbowała zrozumieć, co tak dokładnie się stało. Ciało nie wydawało się takie jak prawdziwa postać Anabelle. A i jej umysł nie był zmieniony, choć piekielna para nieraz opowiadała jej, że ci, którzy stają się piekielnymi, przestają być sobą, co zresztą potwierdzały książki, które kiedyś czytała.
Ci, którzy doprowadzili do jej obecnej sytuacji, nie czekali z wyjaśnieniami. Usiedli wspólnie w ustronniejszym miejscu, gdzie nastąpił czas na opowieść. Anabelle i Dante byli “niedorobieni”, jak zwykli o nich mówić normalni piekielni. Znaczyło to tyle, że odstawali od reszty w sposób, który dla innych przedstawicieli piekła był hańbą i upokorzeniem. On, najwyraźniej w wyniku czystego przypadku, był o wiele słabszy od innych sobie podobnych. Poza tym był miękki, co znaczyło tyle, że szanował innych piekielnych, czym szybko ściągnął na siebie brak sympatii.
Ona zaś, choć była pokusą i napracowała się za życia, by być istotą, którą jest obecnie, to jednak nie była na równi z innymi pokusami. Była o wiele słabsza, a i to, czym szczycą się inne pokusy, czyli nieludzki popęd seksualny, u niej przypominało bardziej drobną zachciankę, pojawiającą się raz na jakiś czas. Sama Anabelle twierdziła, iż to wina tego, że każdego mężczyznę, z którym spędziła noc, kochała szczerą miłością. Dante zaś uparcie stwierdzał, że pewnie tak “zajechała” się za życia, że nawet jako pokusa ma dość. Poza tym potrafi być ona, o dziwo, niezwykle dziecinna, czego jednak żadne z nich już nie potrafiło wyjaśnić.
Elizabeth nie kwestionowała ich słów. W końcu, faktycznie, byli milsi, niż spodziewała się po istotach takich jak oni. Ignorowała jednak wcześniej ten fakt, bowiem nie miała żadnego punktu odniesienia - Dante i Anabelle byli bowiem pierwszymi piekielnymi, jakich szlachcianka poznała.
W każdym razie właśnie ze względu na swą negatywną “inność”, odnaleźli oni siebie nawzajem, postanawiając pracować razem w imię interesów Piekła. Osobno może i byli niezdolni do osiągnięcia czegoś większego, ale razem dawali radę podnieść wzajemnie swoje wyniki. Wciąż jednak byli niezwykle blisko dna, pośród najgorszych z najgorszych w sprowadzaniu dusz na drogi piekielne. Dlatego też, od dawien dawna, szukali kolejnej “niedorobionej” istoty piekielnej, która dołączyłaby do nich, a z którą rozwinęliby swoje wyniki jeszcze bardziej.
Nie mieli jednak szczęścia. Im bardziej szukali, tym bardziej rzucają się w oczy innym piekielnym, a tego nie chcieli, głównie dlatego, że ostatnie, czego potrzebowali, to problemy ze strony lepszych piekielnych, którzy bez wątpliwości czerpali przyjemność z upokarzania pary nieudaczników. Poddali się więc z szukaniem, choć po głowach wciąż chodziła im myśl o tym, jak bardzo przydałaby się trzecia osoba do towarzystwa. Niedawno dopracowali szczegóły tego, jak możnaby takowa odnaleźć i wtedy też natrafili na Elizabeth.
Po incydencie, który zainicjował pożar domu, coś ich tknęło. Uratowali ją z ognia, po czym, wiedząc, iż nie mają nic do stracenia, wcielili swój plan, mający na celu przemienienie szlachcianki w jedną z nich, w życie. Ich opowieść wyjaśniła wszystko. To dlatego byli dla niej mili, to dlatego traktowali ją niczym najlepszego przyjaciela. Mieli nadzieję, że w ten sposób zachęcona do grzechu ludzka kobieta będzie bardziej narażona na zostanie nieudaną istotą piekielną. Aby jednak mieć pewność, zdecydowali się na niezwykle drastyczne kroki.
Cała akcja z artefaktem, poza samym faktem zbezczeszczenia, miała dwa inne cele do osiągnięcia. Wiedzieli, że magia, która chroniła budynek przed piekielnymi, wywodziła się z księgi i dlatego spodziewali się, że zbezczeszczenie tejże da dwa określone skutki. Skutkiem numer jeden była śmierć zadana mocami niebios. W ten sposób zgodnie z tym, co oczekiwali, dusza Elizabeth została w pewnym sensie naznaczona światłością Najwyższego Pana. Owszem, trafiła do piekła, ale gdy jej ciało było formowane, ów światłość, choć obecnie zanikła, to jednak zostawiła po sobie paskudny ślad, pod postacią wyglądu, któremu dalekiego było do kuszącego. W dodatku, ku uciesze Anabelle i Dantego, umysł byłej szlachcianki zdawał się nienaruszony, dzięki czemu była równie, jeśli nie bardziej, “niedorobiona” jak oni sami.
Drugim skutkiem tego całego zbeszczeszczenia było złamanie magicznych zabezpieczeń, chroniących zapomnianą bibliotekę przez piekielnymi. Czemu to było ważne? Bo był to niejako prezent dla Elizabeth. W ten niezwykle dziwny sposób nowo powstała Pokusa została przywitana do bycia pełnoprawną przyjaciółką dwóch najdziwniejszych piekielnych istot, jakie chodziły po czeluściach w ostatnim stuleciu. Wcześniej, choć kontakty między piekielnymi a Elizabeth były dobre, to jednak wciąż trzymali od niej pewien emocjonalny dystans, mając na uwadze to, że koniec końców może ona zostać zupełnie kimś innym po przemianie. Ukrywali też swoje cechy, które oddzielały ich od innych piekielnych. Teraz jednak była pełnoprawną członkinią tej nadzwyczajnej paczki i była gotowa czynić zło i szerzyć grzeszność gdzie tylko zdołają.
Z początku nie było łatwo, musiała się nauczyć właściwego korzystania z ciała Pokusy i mocy, które były do tego dołączone. W międzyczasie zgodnie z tym, co jej obiecano, spędzała czas w bibliotece, która spodobała się także Anabelle i Dantemu do tego stopnia, iż został to ich nieoficjalny dom, w którym spędzali czas wolny od sprowadzania ludzi na złą drogę. Poza tym, nie zapominając o tym, co było dla niej ważne za życia, często nalegała na przebywanie w Rapsodii bądź w jej okolicach. Z nowo nabytymi zdolnościami dotrzymywała swoje dawne zobowiązania. Z ukrycia pomagała swojej siostrze, czy to poprzez pozostawianie na widoku jedzenia, które mogła łatwo capnąć, czy też odstraszając tych, którzy czaili się na myszołaczkę.
Jest teraz na samym dnie. Ale to dno okazało się czymś wspaniałym. Nie takie piekło straszne, jak je malują, szczególnie gdy ma się odpowiednie towarzystwo. Elizabeth, teraz znana pod nowo przybranym przez nią imieniem brzmiącym Elion, przemierza Alaranię wraz ze swoimi piekielnymi przyjaciółmi. Jednak nie ważne, gdzie pójdzie, jej serce jest w Rapsodii, przy osobie, nad którą przysięgła sprawować pieczę i nawet bycie Pokusą jej w tym nie przeszkodzi.
~~~
Towarzysze Podróży - Anabelle oraz Dante
~~~
Dante - “Niedorobiony” Łowca Dusz. Wyglądem nie odstaje od swoich współbratymców, zarówno w postaci prawdziwej, jak i w tej ludzkiej, będącej jedynie iluzją do oszukiwania śmiertelników. Jego codziennym ubiorem jest elegancka skórzane odzienie, która jest nie pierwszej świeżości, co widać po licznych uszkodzeniach i niedoskonałościach.
Jego wadą, będącą wynikiem czystego przypadku, jest to, iż pomimo tego, kim jest i w imię kogo sprowadza duszę na drogę prowadzącą do czeluści piekielnych, jest on niemalże… dobry. Znane jest mu pojęcie honoru, szacunku i uczciwej walki, czego zresztą przestrzega podczas wiecznego wyścigu o to, kto ześlę na złą drogę więcej dusz. Z tego też powodu nie dość, że jego osiągnięcia w tej kwestii są nikłe, to w dodatku jest on niejako wyrzutkiem, niemile widzianym przez innych łowców dusz.
Jest raczej małomównym mężczyzną, który kontroluje swoje emocje oraz myśli, zanim coś zrobi. Anabelle jest dla niego niczym siostra, z Elion zaś, poza silnymi więzami przyjaźni, łączą go okazjonalne przejawy romantycznego powiązania, co zresztą jest punktem rywalizacji między nim, a Anabelle.
Anabelle - “Niedorobiona” Pokusa. Przepiękna istota, która gdyby chciała, skusiłaby mężczyznę nawet w swej prawdziwej, przejawiającej oznaki piekielności, postaci. Zmieniająca postać na w pełni ludzką tylko, jeśli jest to konieczne, Anabelle jest znana z tego, że w wolnym czasie unika noszenia ubrań, chwaląc się tym, czym obdarzyły ją moce piekielne po zakończeniu jej ludzkiego żywota.
To, co sprawia, że jest “inna”, to fakt, że jej popęd seksualny przez większość czasu jest po prostu nieobecny albo niezwykle osłabiony. Ona mówi, że to wina tego, iż wszystkie akty rozpusty, których się dokonała i za które zasłużyła na swój los, były kierowane prawdziwą miłością, ale nikt nie ma pewności, czy to aby na pewno prawdziwy powód jej stanu. Poza tym potrafi być ona niezwykle dziecinna, co absolutnie psuje jej wizerunek jako prawowitą pokusę i przez co tym bardziej jest uznawana za hańbę dla swych piekielnych sióstr.
Dla znajomych jest niezwykle rozgadaną i otwartą istotą. Lubi słodycze i łakocie, a także przepada za nieszkodliwym droczeniem się z innymi. Dante jest dla niej niczym starszy brat, w którym znajduje oparcie i którego obowiązkiem jest pilnowanie, by była ona w dobrym humorze. Jest niezwykle blisko z Elion, po części ze względu na to, iż są pokusimi przyjaciółkami, a po części przez to, że młodsza pokusa jest w stanie rozpalić w Anabelle chęć dzielenia ciała z inną, co zresztą jest punktem rywalizacji między nią a Dantem.
~~~
Czasy Obecne…
~~~
...