Kinalali bardzo długo nie miał imienia ani cielesnej formy. W postaci energetycznej praktyczne całe dnie spędzał wśród chmur i był z tym szczęśliwy, był przekonany, że ma wszystko i więcej mu nie trzeba. Czasami zlatywał niżej, zakradał się do ludzkich siedzib i obserwował jak ci żyją, a jeśli słyszał westchnienia "oby jutro była piękna pogoda" bądź "mógłby nareszcie spaść deszcz" - przeganiał po niebie chmury, by spełnić te życzenia i bardzo się radował, gdy widział zadowolenie na ludzkich twarzach. Uczył się ich zachowań i uczuć, obserwował je jednak jak piękny obraz, w którym nie zamierzał brać udziału. Nie czuł takiej potrzeby. Aż do czasu.
Chociaż była to kobieta, która stanowiła inspirację do najbardziej rozpoznawalnych dzieł La'Virotty, nikt nie zna jej imienia i tak naprawdę niewiele o niej wiadomo z wyjątkiem tych kilku anegdotek krążących w towarzystwie i informacji, które z przymrużeniem oka można wyłuskać z jego utworów. Wszyscy mówią o niej - korzystając z nadanego jej w wierszach miana - Czarodziejka albo Pani. Ponoć pierwsza osoba, na widok której serce maie szybciej zabiło i to ze względu na nią zdecydował się przybrać cielesną formę. Wtedy wyjątkowo nie działał ponownie. Chciał ją oczarować i zachwycić od pierwszej chwili, gdy tylko by go ujrzała. Precyzyjnie, miesiącami rozważał każdy element swego wyglądu, zarówno na podstawie tego, co było uważane powszechnie za piękne, jak i tego, co podobało się Jej, o ile tylko wszedł w posiadanie takich informacji, podsłuchując czy obserwując jej reakcje na osoby, z którymi przebywała. Czego nie wiedział, dobrał po swojemu, wedle własnego gustu i charakteru. Sam nadał sobie również imię, gdyż wcześniej żadnego nie posiadał - Kinalali, to słowo samo przyszło mu na myśl, gdy zastanawiał się, jakie mógłby przybrać miano. Później pozostało tylko zebrać w sobie odwagę, poznać lepiej kobietę, dla której to wszystko robił. Gdy już nadszedł ten dzień, La'Virotta stanął przed Swoją Panią w ciele, które nosi do tej pory i nim jeszcze się przedstawił, ubrał w słowa to, co do niej czuł.
- Kocham cię - powiedział, rezygnując z każdej zgłoski, która mogłaby zaciemnić jego wyznanie. Zaskoczył go dźwięk własnego głosu, gdyż słyszał go po raz pierwszy. Cofnął się zmieszany, a kobieta, której uczynił to wyznanie, zaśmiała się, na dodatek uczyniła to dość otwarcie, dopiero po chwili zasłaniając usta. Kinalalego ogarnął tak wielki wstyd, że obrócił się i zniknął, nim jego Pani zdążyła zawołać "zaczekaj".
Maie pojawił się przed nią kolejny raz rok później. Stanęli naprzeciw siebie, gdy ona spacerowała skrajem sadu, a on po prostu wyłonił się spomiędzy kwitnących na biało drzew. Długo żadne z nich nie odezwało się słowem.
- Pamiętasz mnie? - upewnił się w końcu Lali.
- Rok temu wyznałeś mi miłość - odpowiedziała. - I uciekłeś tak szybko, że nie zdążyłam zapytać cię o imię.
- Jestem Kinalali.
- Mogę mówić do ciebie Lali?
- Możesz.
Ponoć rok wcześniej jego uczucia nie zostały wyśmiane, a był to raczej wyraz zaskoczenia. Niemniej Czarodziejka nie od razy przyjęła Kinalalego. Długo się do niej zalecał, już wtedy posługując się kwiecistym językiem, który towarzyszy mu do tej pory. Na jej pytania jednak odpowiadał krótko i treściwie.
- Skąd jesteś?
- Spośród chmur.
- Ale skąd się tam wziąłeś? Masz jakąś rodzinę?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- A jak masz na nazwisko?
- Kinalali.
- To imię, a nazwisko?
- Nie mam nazwiska. Nadaj mi jakieś, to będę je nosił.
Tak stał się La'Virottą. Z Czarodziejką mieszkał gdzieś na wybrzeżu, nie wiadomo jednak którym, ba, nie wiadomo nawet, czy w obrębie Środkowej Alaranii. Alai nie dzieli się z nikim tą wiedzą. To dla niej napisał swoje pierwsze wiersze, gdy jeszcze nie byli kochankami, a on dopiero starał się zdobyć jej serce. Kinalali twierdzi, że nie zachowała się żadna kopia tamtych dzieł, że wszystko "odeszło razem z Nią". Gdy jednak Czarodziejka przyjęła La'Virottę, wiele lat żyli razem w harmonii i szczęściu. On dla niej tworzył, a ona go uczyła. Maie był utalentowanym magiem, a przez to wdzięcznym uczniem, chociaż jego bardzo emocjonalny charakter utrudniał mu czasami rzucanie zaklęć. Czasami też kategorycznie odmawiał nauki niektórych dziedzin, gdyż uważał je za niepotrzebne, niegodne, niewłaściwe czy wymyślał jeszcze jakiś inny argument. Takich przypadków było jednak niewiele, gdyż jego Pani szybko pojęła, z jak pokojowo nastawionym partnerem się związała i jak niechętnie uczył się on czegokolwiek związanego z przemocą. Uzupełniali się i wspierali, wiele dziesięcioleci żyli razem w szczęściu.
Co się stało - nie wiadomo. Ich miłość jednak zakończyła się nagle, na pewno nie z woli La'Virotty, gdyż ten zbyt długo rozpaczał po tym akcie. Nikomu nigdy nie powiedział co zaszło, zawsze używał tego samego sformułowania - "Moja Pani opuściła mnie na zawsze". Przyciśnięty dopowiadał, że "ciemność mu ją odebrała", ale to nadal nic nie wyjaśniało. Odeszła? Umarła? Została zamordowana? Porzuciła poetę dla kogoś innego? Może zostali rozdzieleni wbrew woli obojga? Taką wiedzę posiada tylko Kinalali i z nikim się nią nie dzieli.
Żałoba po utracie ukochanej trwała wiele, wiele lat, wtedy to maie wrócił między chmury w swej bezcielesnej formie. Gdy ponownie zszedł na ziemię, zachowywał się tak, jakby wszytko zaczęło się od początku, jakby zapomniał wszystkiego, czego do tej pory nauczył się o życiu w społeczeństwie. Długo jeszcze pozostawał sam. Pod postacią człowieka przechadzał się po Szepczącym Lesie, czerpiąc siłę z jego spokoju i harmonii. Kwestią czasu było, gdy natknie się na inne rozumne istoty - driady, elfy, ludzi. Paradoksalnie to ci ostatni wyciągnęli do niego pomocną dłoń jako pierwsi. Na La'Virottę, który drzemał na ściągniętych z nieba chmurach unoszących się nad powierzchnią cichej leśnej sadzawki natknęła się grupa wędrownych artystów. Nie da się ukryć, że zrobił na nich niesamowite wrażenie, bo chociaż byli świadomi istnienia magicznych ras związanych z naturą, scena jaką zastali mogła stanowić ilustrację do powieści napisanej dla dobrze urodzonych panien. Zachowanie Kinalalego po przebudzeniu nie pasowało jednak już do tego obrazu. Był tak zaskoczony obecnością obcych, że wzdrygnął się i odruchowo cofnął. Chmura nie była jednak ani specjalnie duża, ani też nie stanowiła pewnego podparcia, więc przez wrodzoną niezdarność maie spadł prosto do wody. Umiał pływać, lecz szok i panika w połączeniu z działającą niczym sieć szatą uniemożliwiły mu utrzymanie się na powierzchni - ledwie chwilę rozpaczliwie machał rękami nim poszedł na dno. Na pomoc pośpieszyli mu artyści i zdołali wyciągnąć Lalego na brzeg. Z braku lepszej alternatywy La'Virotta spędził z nimi trochę czasu na wspólnej podróży. Z początku małomówny, szybko przypomniał sobie jak powinien się zachować i wtedy już był w stanie rozmawiać. Długo i zawile opowiadał o tym, co spotkało go kilkadziesiąt lat wcześniej i całe szczęście spotkał się ze zrozumieniem. Jeden z muzyków "na poprawę humoru", poczęstował maie opium, co faktycznie przyniosło w miarę zadowalające, chociaż krótkotrwałe efekty. Niemniej od tego momentu wiedział już jak ulżyć sobie w cierpieniu i całe szczęście miał przy tym na tyle oleju w głowie, by nie nadużywać tej możliwości. Szybko jednak takie "wspomagacze" stały się zbędne - La'Virotta przebywając wśród ludzi wyleczył swoje złamane serce, choć nie na tyle, by zakochać się ponownie. Miał szczęście, że trafił między artystów, którzy popchnęli go, by na powrót zaczął pisać wiersze - w nich mógł wyrazić wszystkie targające nim emocje dużo łatwiej niż w trakcie rozmowy. Spod jego dłoni szybko wyszła taka ilość utworów, z których dało się złożyć już przyzwoity materiał do recytacji w trakcie występów, a niedługo później można było już wydać z tego całkiem zgrabny tomik. Co nie znaczy, że od razu tak uczyniono - Kinalali był jednym z setek wędrownych artystów, a z takie tłumu nie jest tak łatwo się wybić. Niemniej maie miał wiele cech, które mu to ułatwiły - poza oczywistym talentem do poezji cechowała go przyjemna dla oka i łatwa do zapamiętania fizjonomia, urok osobisty i niezbędna odrobina egzotyczności, tajemnicy i dramatyzmu. Gdy jego znajomi artyści dotarli do Efne, jemu natychmiast udzieliła się atmosfera tego miejsca i postanowił tam zostać. Prezentował swoje utwory tu i tam, poznawał miejscowych artystów, którzy okazywali mu uprzejmą przychylność. I tak po pewnym czasie los znowu uśmiechnął się do maie: wzbudził zainteresowanie osoby, która zdecydowała się zostać jego mecenasem. Kobieta nazywała się Liabella Yrsund i była bardzo daleką krewną gałęzi Yrsundów, której potomek Math aktualnie sprawuje władzę jako senator. Liabella wraz z mężem z powodzeniem zajmowała się handlem luksusowymi towarami, a że opieka nad młodymi artystami bardzo dobrze wpływa na wizerunek, kobieta miała kilku swoich protegowanych, w tym również La'Virottę, który szybko zdobył sobie pozycję oczka w jej głowie dzięki swym dziełom. Pozostawał pod jej opieką aż do jej śmierci, a gdy Liabella odeszła z tego świata, on już cieszył się sławą, która pozwalała mu na samodzielność bez rozglądania się za nowym mecenasem, gdyż jego wiersze każdy chętnie wydawał i równie chętnie prezentował, a maie nie mógł narzekać na brak zaproszeń na wszelakie wydarzenia kulturalne i występy. W końcu sam zajął się opieką nad młodymi artystami, bo chociaż nie dysponował takimi funduszami jak jego dobrodziejka Liabella, wiedział kogo komu może przedstawić i na którą scenę wypchnąć swoją wschodzącą gwiazdę, by dalej już świeciła sama. Niektórym użyczał gościny w swoim mieszkaniu-pracowni na dachu jednej z kamienic - wszak gdy nie trzeba się martwić o wikt i opierunek dużo łatwiej się pracuje. No, może z tym wiktem bywało różnie, gdyż Kinalali sam nigdy nie gotował, bo przy swojej niezdarności straciłby wszystkie palce, ale jakieś owoce czy bułki zawsze się w domu znalazły i było też gdzie sobie coś podgrzać.
Jedną z takich nieformalnych podopiecznych La'Virotty jest Yuumi zwana też Funtką, ludzka nastolatka, którą Lali miał zaszczyt wprowadzić do świata sztuki. Tych dwoje poznało się kilka lat wcześniej, gdy Yuumi była dwunastolatką. Tak młodych osób nie wpuszcza się na niektóre wydarzenia kulturalne, zwłaszcza wtedy, gdy odbywają się one późnym wieczorem, zebrani piją trochę za dużo alkoholu, a potencjalny nieletni gość nie ma żadnego dorosłego opiekuna. Kinalali spotkał więc Funtkę już po wyjściu na zewnątrz, gdzie dziewczyna czekała na niego, by zdobyć jego autograf. Lali oczywiście z wielką przyjemnością spełnił jej prośbę - biorąc z jej rąk notes, w którym miał złożyć swój wymyślny podpis, przejrzał odruchowo kilka wcześniejszych kartek, na których znajdowały się szkice i rysunki.
- O, ładna perspektywa - pochwalił, chudym palcem stukając w jeden ze szkiców, po czym jakby w ogóle nie zaczynał tego tematu, przewrócił kartki w poszukiwaniu wolnego miejsca i tam złożył swój autograf z dedykacją.
- To twoje rysunki? - podjął oddając notes właścicielce. - Uczysz się gdzieś?
Rozmowa między maie i Yuumi chwilę się przeciągnęła i w końcu poeta zaproponował, że odprowadzi dziewczynę do domu - jak sam określił "jego serce zdejmowała groza" na myśl, że miałby pozwolić jej samej włóczyć się po mieście o tej porze. Ukrytym zamiarem La'Virotty było na dodatek lepsze poznanie Funtki, gdyż coś mu mówiło, że jest to gra warta świeczki. Jednak dobre wrażenie, jakie budował do tej pory elokwentną rozmową i dobrymi manierami, zniknęło jak sen złoty, gdy maie z wrodzoną sobie gracją wywrócił się jak długi na gładkim chodniku, rozbijając sobie przy tym nos i obdrapując ręce. Kinalali oczywiście zachowywał się w tym momencie jakby mu pół twarzy urwało, a w rolę jego wybawcy wcieliła się jego nastoletnia towarzyszka, wykazując się opanowaniem i zaradnością, których brakowało poecie.
- Minęło już piętnaście minut, skoro nie umarłeś od tego do tej pory to będziesz żyć - skomentowała jego lamenty, gdy szli w kierunku jego mieszkania, położonego znacznie bliżej miejsca zdarzenia niż dom Yuumi. Na miejscu Funtka zajęła się rannym poetą, który nie wyglądał wcale tak źle, by do tego stopnia biadolić. Gdy jego jęczenie było już nie do zniesienia, dostał naprawdę solidną burę od swej nastoletniej wybawicielki i tak go to zaskoczyło, że faktycznie się zamknął. Był jednocześnie trochę zaskoczony, troszeczkę obrażony i bardzo pod wrażeniem - opanowanie Yuumi było w jego oczach bardzo imponujące, gdyż zachowywała się jak dorosła w chwili, gdy prawdziwy dorosły w tym duecie spanikował i zrobił z siebie pośmiewisko. Do końca zabiegów ograniczył się więc do bolesnych westchnień, a gdy najgorsze było już za nim, pięknie podziękował swej wybawczyni i godnie zabawił ją rozmową, ugościł jak najlepiej potrafił i nawet się nie spostrzegli, gdy było już za późno by fatygować się odprowadzeniem Funtki do domu. Dziewczyna została u poety na noc, a z samego rana Kinalali zdecydował się odprowadzić ją do domu mimo delikatnych sugestii, by może sobie odpuścił. Biedny La’Virotta nie spodziewał się, co go czeka… Mianowicie czekał na niego dziadek Yuumi, podstarzały kowal, opiekun nastolatki, która nie wróciła całą noc do domu, a rano pojawiła się na progu w towarzystwie podejrzanie wyglądającego mężczyzny odzianego w prześcieradło przepasane złotą szarfą. Staruszek wiele się nie zastanawiał, tylko z miejsca zdzielił Lalego w ledwo co poskładany nos, aż ten się nogami nakrył. Wytłumaczenie sytuacji zajęło dobrą chwilę, lecz w końcu wszyscy sobie wybaczyli: poeta atak na swoją skromną osobę, a dziadek domniemane uprowadzenie wnuczki. Zaskakujące było to, jak ci dwaj mężczyźni z czasem się dogadali, chociaż byli tak zupełnie różni - jeden zniewieściały i wiecznie z głową w chmurach, a drugi mocno stąpający po ziemi, konkretny chłop. Nie bez znaczenia był tu wpływ Funtki, dzięki której mieli możliwość lepszego poznania się nawzajem.
A wracając do znajomości Kinalalego i jego nowej podopiecznej, Yuumi, ta jakby od razu trafiła na dobry grunt. Jeszcze w trakcie tego samego pobytu nastolatki w Efne ona i poeta kilkakrotnie spotkali się na niezobowiązującą rozmowę o sztuce, a gdy ona wyjechała do Kryształowego Królestwa na nauki, poeta odczuł przejmujący smutek i tęsknotę, aż zaskakującą zważywszy na to, jak krótko się znali. Zaraz po jej powrocie postarał się o kolejne spotkanie. I kolejne, kolejne. Tym razem rozłąkę umiliły im listy, które maie skrzętnie zbiera w jednej ze skrzyneczek w swej pracowni. Przyjaźń między Lalim i Funtką rozkwitła, maie starał się przy okazji wciągnąć ją w świat artystów z Efne, co wychodziło mu całkiem dobrze, zaaranżował dla swej przyjaciółki nawet kilka spotkań z cenionymi malarzami, by ci mogli udzielić jej kilku fachowych rad. Ona zaś była jego głosem rozsądku, tą osobą, która potrafiła mu przy wszystkich wypomnieć “Lali, popraw szatę, bo peszysz kobiety”, a razem z dziadkiem od czasu do czasu zapraszali go na obiady.
Ostatni pobyt Funtki w Efne trwał jakieś pół roku - poeta był wniebowzięty, że mógł tyle czasu spędzić ze swoją przyjaciółką, która z dziewczynki stała się już kobietą, a przynajmniej w jego oczach tak się właśnie stało. Z jeszcze większym zaangażowaniem zachęcał ją do tworzenia i wciągał w artystyczne towarzystwo miasta. Ich relacja bardzo się zacieśniła, Kinalali nie miał przed nią prawie żadnych tajemnic z wyjątkiem tego, jak naprawdę zakończył się jego związek z Czarodziejką. “Może gdy będziesz starsza” obiecał. Na razie jednak ta jedna karta pozostała nieodsłonięta. Kilka miesięcy temu Funtka opuściła Efne i Lali zajął się swoimi sprawami i szukanie inspiracji do nowych utworów.
AKTUALNIE
Zaskoczenie Lalego było wielkie, gdy okazało się, że jego droga przyjaciółka wróci do Efne wcześniej niż to z reguły bywało. Z tej okazji zorganizował dla niej przyjęcie-niespodziankę, zapraszając na nie kilku bliskich znajomych z artystycznego światka. Na zabawie pojawił się jednak jeden niezaproszony gość, którego wpuszczono, gdy gospodarz był właśnie zajęty rozmową - bardzo poważną rozmową - ze swoją przyjaciółką. Był to Berlot - pijany w tym momencie jak żołnierz po wypłacie rzeźbiarz nieszczęśliwie zakochany w pięknej Tanaj. Problem polegał na tym, że jego wybranka również była obecna na przyjęciu, a powodem jej odrzucenia nie była wcale niechęć do rzeźbiarza, a raczej to, że była już w związku, który jednak ukrywała… Wszystko wyszło jednak na jak w trakcie tego spotkania, co doprowadziło do przedziwnego ciągu zdarzeń, mianowicie w trakcie wyjątkowo gwałtownej wymiany zdań, która miała spore szanse przerodzić się w bójkę, Kinalali zamienił się ciałami z Leo - młodym kowalem, który wpadł by przywitać się z Yuumi, wnuczką swojego mistrza. Nie można było wyobrazić sobie bardziej niedobranej pary - chuderlawy zniewieściały poeta i krzepki młodzieniec o sile niedźwiedzia. Niezręczności z tym związanych było co niemiara, a co więcej nikt nie wiedział co doprowadziło do tej zamiany dusz i jak to odkręcić. Przez ten jeden wieczór maie przez krótki moment mógł poczuć jak to jest być prawdziwym mężczyzną, Leo doświadczył omdlenia na zawołanie, Berlot kilka razy został znokautowany przez innych artystów gdy zaczynał za mocno szarżować, Tanaj przyznała się do romansu ze starszym od siebie strażnikiem miejskim (bardzo szarmanckim i zaradnym!), tłumacz Lantello miał okazję zawrzeć bliższą znajomość ze swoim ukochanym artystą, Mimi obdarowała Funtkę nową suknią, sama Funtka poznała pewnego Pirata, z którym miała spotkać się następnego dnia… I wydarzyło się jeszcze wiele, wiele rzeczy. A miało to być tylko zwykłe przyjęcie powitalne! Całe szczęście koniec końców wszystko skończyło się dobrze, bo zamienieni odzyskali swoje prawowite ciała, a Berlot przełknął gorzki smak porażki. Co więcej Prasmok wynagrodził mu złamane serce nowym przyjacielem - nemoriańskim malarzem Iliianem, z którym tego wieczoru co najmniej dwa razy chcieli się pobić…
Następny dzień zaś obfitował w kolejne silne doznania. Yuumi przedstawiła Kinalalemu swoją nową towarzyszkę… czy też może towarzysza. Hermafrodytycznego smoka o imieniu Amari. Było to stworzenie niezwykłe, obdarzone specifycznym charakterkiem i odrobinę histeryczne, ale przy tym raczej niegroźne. Razem z nim Kinalali i Funtka udali się do jej dziadka, by malarka mogła mu przekazać, że jest w mieście i przedstawić mu nową towarzyszkę. Po tej wizycie przyszła pora, by przyjaciele się rozdzielili - Yuumi poszła na spotkanie z Piratem, a Lali wrócił do siebie w towarzystwie Amari, która miała u niego nocować. W progu kamienicy poeta spotkał listonosza z plikiem listów od wielbicieli - czytanie tej korespondencji zajęło mu wiele czasu, a gdy skończył, z zaskoczeniem spostrzegł, że jeden list jakimś cudem znalazł się na biurku, choć był pewien, że go tam nie odkładał. Czytając tę jedną wyjątkową wiadomość Kinalali poczuł coś, czego nie czuł od bardzo dawna - to specyficzne targanie serca, osobliwą lekkość, radość i trwogę jednocześnie. Trochę czasu minęło, nim zdołał ubrać swoje uczucia w słowa. Nim był w stanie stwierdzić, że się zakochał…
To było jak grom z jasnego nieba, zupełnie niespodziewane i jednocześnie tak piękne. Słowa wiadomości był proste i niewyszukane, ale sprawiły, że poeta oszalał na ich punkcie. Gdy więc do jego pracowni wróciła Yuumi, prawie od razu podzielił się z nią tą wspaniałą informacją… i o dziwo spotkał się z zaskakująco chłodną reakcją. Malarka pogratulowała mu, ale to tyle. Jakby ją zranił…
Cała noc i następny dzień przebiegały w nerwowej atmosferze uników i oczekiwania. Kinalali bardzo chciał wyjaśnić sobie z Yuumi co zaszło między nimi, ale okazja ku temu nadarzyła się dopiero pod wieczór, gdy malarka wróciła z kolejnych spotkań. O dziwo rozmowa przebiegła zaskakująco gładko. Oboje stwierdzili, że muszą teraz zająć się każde sobą. Kinalali musiał odnaleźć ukochanego z listu, a ona wyruszyć w podróż. To o tym rozmawiali poprzedniego wieczoru, to do tego zachęcał ją poeta, nie spodziewając się, że jego słowa ziszczą się tak szybko. Decyzję podjęli jednak wspólnie, obiecując sobie, że ich przyjaźń przetrwa, będą do siebie wzajemnie pisać, a w razie kłopotów jedno o drugim na pewno nie zapomni.
Okazja zaś do wyruszenia w drogę nadarzyła się wkrótce - znajomy Kinalalego, kompozytor Viritirien przebywający na krótkich wakacjach w Efne wyruszał właśnie w dalszą drogę i jego muza zaproponowała, by młoda malarka zabrała się z nimi, bo miejsca mieli dość, a i z przyjemnością przyjmą do swojego powozu towarzystwo. By więc nie zmarnować tak doskonałe okazji, Yuumi ruszyła z nimi w drogę na południe, a Kinalali został w Efne. Choć nie na długo, bo w końcu gdzieś tam chodził po ziemi jego ukochany, którego pragnął odnaleźć...
W swej podróży w poszukiwaniu ukochanego Kinalali dotarł do Danae. Tam zatrzymał się w domu pracy twórczej, prowadzonym przez jego przyjaciółkę - elfkę Fiorę. Ona stanowiła dla niego wsparcie i wysłuchiwała jego żali, gdy nie wiedział co ze sobą zrobić, udać się dalej czy zostać. Jakiś wewnętrzny głos kazał mu czekać, choć poeta nie wiedział czemu. Tymczasem okazało się, że on i jego ukochany - tryton Rubinento - znajdowali się w tym samym mieście. Cały czas się mijali, czasami prawie na wyciągnięcie ręki, lecz ani razu się nie zobaczyli i nie mieli okazji się poznać. Raz prawie się udało - ukochany poety dostrzegł go w tłumie, lecz nim do niego dotarł, La'Virotta zniknął, więc chłopak się wycofał nie wiedząc niestety, że jego maie nigdzie nie poszedł, tylko po prostu się przewrócił... Jak na ironię ich wspólni znajomi mieli wręcz doskonałą okazję by poznać i jednego i drugiego, ale i to nie pomogło. W końcu więc Kinalali podjął tę trudną decyzję, by ruszyć w dalszą drogę, gdzie go wiatr poniesie.
Z Danae Kinalali trafił na pustynię, a tam natknął się na grupę artystów – Ptaki Pustyni. Nie będzie przesadą powiedzieć, że dosłownie na nich wpadł, a później po prostu wspólnie uznali, że w sumie mogą podróżować dalej razem. Wśród nich był pewien młody chłopak – Nahir – który pod swoją energiczną, wesołą powierzchownością skrywał mroczny sekret. Niestety czy też stety, nie zdołał go ujawnić, bo ledwie grupa wzbogacona o poetę wyruszyła z oazy, zaraz się rozdzielili. Całkowicie przypadkiem – Kinalali zszedł z wozu, by złapać fruwający w powietrzu list, a gdy już go pochwycił (co zdawało się wcale nie trwać długo), grupy artystów już nie było w okolicy. Dziwne… ale nie niemożliwe w Alaranii. Czy poeta tego żałował? Trochę, bo zdążył ich polubić, lecz z drugiej strony właśnie trzymał w rękach wiadomość od swojej drogiej Funtki, która w magiczny sposób do niego dotarła. Ten liścik, te kilka słów skreślonych ręką przyjaciółki, bardzo ogrzały jego serce i dodały mu sił. A że teraz już nie miał z kim dalej podróżować, znowu pozwolił, by to wiatr go poniósł.
I tak Kinalali dotarł do wioski bez nazwy nieopodal Kamiennego Ołtarza. Było to dziwne miejsce, w którym miały wydarzyć się jakieś niezwykłe rzeczy. Poeta dał się temu ponieść. Poszedł w miejsce, gdzie zbierali się przybyli, tam poznał demonolożkę Hecate i pochodzącego z Efne Rutha – maie nie do końca go kojarzył, za to on znał go całkiem nieźle, co nie znaczy jednak, że go lubił. W takim miejscu jednak każdy znajomy jest lepszy niż obcy… Więc tak jakoś spędzali razem czas. Z czasem dowiedzieli się dlaczego tu trafili i co się dzieje – powiedziano im o tym, że tej nocy granice między światami wokół ołtarza są wyjątkowo cienkie, co miejscowa szamanka wykorzystuje, by pomagać demonom, duchom, ale i zwykłym ludziom, którzy potrzebowali wsparcia magii. Każde z nich miało coś, o co mogli poprosić albo coś, w czym mogli pomóc. Kinalali… Ach, naiwnie myślał, że może dzięki jej pomocy odnajdzie ukochanego. Tak się jednak nie stało, bo gdy cała trójka dotarła pod Ołtarz, razem z nimi na miejsce poszedł niby niewinni chłopiec, który przyczepił się Hecate jakby ta była jego matką. Nie był to jednak zwykły dzieciak tylko demon – wykorzystał on tę grupę, by móc dostać się do Ołtarza, gdzie pokazał swoje prawdziwe oblicze i moc, którą dysponował. Odgrażał się, a Kinalali w jakimś wręcz nietypowym dla niego odruchu wyrwał się by prosić go, by nikogo nie krzywdził… To był błąd. Demon pochwycił go i złożył mu ofertę nie do odrzucenia – odpuści mieszkańcom wioski w zamian za wspomnienie o jednej z najdroższych poecie osób. Jego ukochanym albo Funtce. To nie jest wybór, który ktokolwiek chciałby dokonać, ale niestety on musiał to zrobić… I zdecydował się poświęcić wspomnienia o tajemniczym ukochanym. Przyjaciółka była dla niego ważniejsza, cenniejsza. Oddał więc demonowi swoją obrączkę… A to złamało mu serce. Rozpłynął się w obłok złotego pyłu i zniknął, a okolice ołtarza znowu stały się tak spokojne jak do tej pory.