Taniec na krawędzi Ciemności:
Ofiara upadła z impetem na ziemie, uderzając skronią o posadzkę. Zamroczyło go na kilka chwil, lecz zachował przytomność. Próbował się podnieść,
jednak starania spełzły na niczym, chwiał się i nie mógł złapać równowagi, więc wolał pozostać na podłodze.
- Co...? - nie dokończył.
Nowy napływ bólu rozlał się gdzieś w okolicach prawej dłoni. Czyżby złamał palec? Podniósł swoją rękę na wysokość wzroku. Nie, nie złamał palca. Nie
mógł. Ponieważ go już nie miał. Krew sączyła się z ubytku, nie mógł złapać powietrza.
- Co... - powtórzył zdziwiony.
Jak to się mogło stać? Nie zauważył by ktokolwiek się do niego zbliżył. Jak mógł stracić palec?!
Kobieta podniosła coś z ziemi. Wiedział już co to było, do niedawna stanowiło część jego ciała.
Zdjęła sygnet i schowała do swojej kieszeni.
- Na pamiątkę. - stwierdziła.
Znów poczuł ból, lecz tym razem w okolicach żołądka. O nie, o nie, o nie! Tak bardzo bał się spojrzeć w dół. Tak bardzo obawiał się tego co tam może
zastać. Nie czuł krwi, nic nie spływało, nic się nie sączyło, przynajmniej nic co mógłby poczuć pod ubraniem. Bogowie! Co też on uczynił by teraz tak
cierpieć? On się zmieni! Przysięga! Będzie dobry, nigdy nie tknie już żadnego człowieka, nigdy nie powie złego słowa, nawet nie spojrzy na nikogo złym
okiem. Tylko niech już to się skończy. Chciał zgiąć się w pół, może wtedy poczułby ulgę, chciał, lecz bał się, że przytrafi mu się coś gorszego. Czy może być
coś jeszcze gorszego? Nie chciał zgadywać, nie chciał się dowiedzieć. Co ta kobieta mu robiła? Czego od niego chciała? Miało być tak pięknie, tyle mu
naobiecywali, tyle miał jeszcze do zrobienia. Czy to tak ma się właśnie skończyć? Nie nie nie! Musi wstać, musi się podnieść! Ale to tak boli.... Tak boli...
- Proszę... - szepnął i ośmielił się spojrzeć w dół.
Tylko trochę, tylko troszeczkę, ledwie zerknie i uspokoi własne myśli. No bo co mogło się stać? Ta kobieta go nawet nie dotknęła. Na pierwszy rzut oka
wszystko było w porządku, prócz jednego małego szczegółu. Lekko nasiąknięta koszula i niewielkie wybrzuszenie. Podciągnął ubranie do góry by
spojrzeć. Nie wytrzymał. Padł podpierając się rękoma i wyrzygał wszystko dokładnie, niemal wypluwając własne flaki. Zrobiłby to, gdyby jeszcze jakieś
w sobie miał. Przeklinał los za to, że nie był człowiekiem. Już dawno zginąłby i nie musiał oglądać tego widoku. Kiedy uniósł koszulę, jego wnętrzności
wysunęły się na zewnątrz, dzięki czemu miał doskonały widok na swoje jelita. Dlaczego był demonem? Dlaczego!? Dlaczego ona mu to robiła? Nieludzie
posiadali wysoki próg wytrzymałości, ale nikt mu nigdy nie powiedział, że będzie zmuszony do oglądania własnych flaków! Bogowie! No czego ona
jeszcze chce? Przecież już cierpi! Tak bardzo cierpi... Czy ta kobieta nie widzi?!
- Proszę... - załkał.
Ciepłe łzy zmieszały się z krwią. Kaszlał krztusząc się własnymi rzygami i śliną. O Nocy! To takie trudne, umieranie jest takie trudne... A myślał, że to
będzie czas spokoju, że sam zdecyduje, kiedy jego czas nadszedł. Nie dane mu było wybrać. Zaczął krzyczeć. Coś pełzło mu po plecach. O nie! Tym razem
nie będzie tak głupi, nie spojrzy, nie da się nabrać. Nie miał czym zwracać, przysparzało mu to ogromny ból. Czuł żółć w gardle, która podchodziła z
żołądka. Zamknął oczy. Już wiedział co takiego pełzło po jego skórze... Teraz kapało, spływając strumykiem na ziemie i barwiąc ją na szkarłatny kolor.
Cieszył się, że nie może tego zobaczyć. Dziękował dziewczynie, że tym razem obrała sobie za cel jego plecy.
- B... - jąkał się. Z boku ust, poleciała mu stróżka śliny. Nie śmiał nawet przełykać. - Błagam.
Niech to się już skończy! O Nocy! Co ona jeszcze wymyśli?! On już nie chciał, był bezsilny, bezwolny, poddał się. Chciał umrzeć. Tak bardzo chciał umrzeć,
nie czuć już bólu, nie cierpieć, nie musieć oglądać siebie w takim stanie. Nie chciał... Bogowie! Tak boli! To tak boli!
- Kim jest twój jasnowłosy towarzysz? - spytała.
O Nie! Czy ona właśnie coś do niego powiedziała? Nie, to niemożliwe, przesłyszał się... Niech ona już mu nic nie robi...
Spojrzał do góry na dziewczynę. Patrzała na niego! O Wszyscy Najciemniejsi, ona na niego cały czas patrzy! Zrzygał się ponownie samą żółcią.
Myśl, myśl, krzyczał do siebie we własnej głowie, MYŚL! Ale o czym miał myśleć? Co miał powiedzieć? Jak brzmiało pytanie? Nie pamiętał! Czy ona może
powtórzyć? Bał się zapytać.
Wszystko go bolało...
Znów ośmielił się zerknąć na kobietę, może odnajdzie jakieś odpowiedzi.
Na twarzy dziewczyny widać było małe kropelki krwi. O nie, niech ona już na niego nie patrzy!
Kucnęła, spoglądając mu prosto w oczy. Takie czarne, takie głębokie. Nie mógł się powstrzymać, nie mógł spuścić wzroku, choć tak bardzo tego pragnął.
Raniło go samo spoglądanie w tę bezdenną pustkę. Nie! Nie mógł! Nie chciał!
- Kim? - powtórzyła.
Kim, kim, kim, kim? Co kim?! Żeby on tylko wiedział! Powie jej wszystko! Powie jej wszyściutko co tylko będzie chciała! Jeśli każe mu czołgać się u jej
stóp, to zrobi to! Będzie ciągnął za sobą swoje flaki, ale zrobi to!
Kim, kim, kim, kim, powtarzał w myślach.
- Kim jest jasnowłosy?
Jasnowłosy? Tak, znał jednego jasnowłosego! Chciał krzyczeć z radości, chciał skakać i dać upust szczęściu. Znał odpowiedz na pytanie! Znał! Może kiedy
jej powie, ona go zabije?
- Ka... - wykrztusił, dławiąc się śliną. - KAMERON!
Opadł. Zaczęły nim targać drgawki. Chciał umrzeć... Tylko tego pragnął...
- Spotkamy się w Pustce. - szepnęła mu do ucha.
Nie, nie, nie, nie! NIE! Znów się popłakał. Nie chciał tego! Nie chciał jej już nigdy spotykać! Leżał skulony na zimnej posadce i łkał, jak małe dziecko.
Błagał... To tak boli...
Coś chrupnęło, coś się przesunęło, coś zaskrzypiało.
Przestał widzieć, przestał czuć cokolwiek. Przestał być.
Później:
- Widziałem ją jak uwolniła moc w Pustce, widziałem ją schlaną w trupa, widziałem jak walczy, jak delektuje się śmiercią, jak krew pokrywa jej ciało, ale
nigdy bym się nie spodziewał... - mówił Beleth. - Chodzi o to, że... - nie mógł znaleźć słowa.
- Bałeś się. - dokończył za niego. - Nigdy byś się nie spodziewał, że będziesz bać się kobiety.
Demon zastanowił się przez chwilę.
- Tu nie chodzi o to, że ona jest kobietą...
- Doskonale wiem o co chodzi, demonie. - powiedział. - Doskonale wiem.
- Ale sobie z tym poradziłeś.
- Kto inny zrobiłby to za mnie.
- Mimo wszystko, co ona mu mogła zrobić?
Przywołał wspomnienie zmasakrowanego ciała demona, na którym dokonała zemsty. Przypomniał sobie zwinięte w kłębek zwłoki, wokół których
porozrzucane były wnętrzności. Przypomniał sobie również wiele innych szczegółów, które nawet on wolał zapomnieć.
- Proś Ciemność, abyś nigdy się nie dowiedział. - odpowiedział.'