Rodzice porzucili go pod drzwiami domu dla sierot w Ekradonie. Tam zaopiekowali się nim, karmili i ubrali, a później dostał nawet swój pokój. Opiekunki zawsze były dla niego miłe, jednak inne dzieci śmiały się z niego, a on nie wiedział, dlaczego tak jest. Było to jeden z powodów tego, że spędzał czas samotnie, robiąc wtedy różne rzeczy, żeby czymś się zająć. Tak mijały mu dni, a później lata. Gdy podrósł, zrozumiał, że dzieciaki traktują go tak, jak traktują z powodu jego uszu. Wtedy zdecydował się nosić tylko ubrania, które mają kaptur. Sam kaptur także często spoczywał na jego głowie, nawet gdy przebywał w pomieszczeniach. Zdarzało mu się nawet wybuchnąć emocjami z powodu wyśmiewania, co najczęściej kończyło się tym, że po prostu bił się z innymi dziećmi, które przebywały w sierocińcu i akurat zdecydowały się pośmiać z jego uszu.
W końcu, w wieku czternastu lat zdecydował się na to, że spróbuje odszukać rodziców. Chciał zapytać ich, dlaczego go porzucili. Nie miał zamiaru prosić ich o to, żeby przyjęli go z powrotem, po prostu chciał poznać odpowiedź na to jedno pytanie, które cały czas siedziało w jego głowie. Założył, że nadal może udać mu się znaleźć ich w Ekradonie, chociaż z drugiej strony mogli przecież opuścić miasto, żeby zapobiec właśnie takiej sytuacji. Jednak poszukiwania okazały się bezowocne, więc chłopak postanowił wrócić tam, skąd wyruszył.
Gdy tak szedł, zauważył, że niewielka grupa złożona z trzech miejskich bandytów, otoczyła starszego mężczyznę w czerwonej pelerynie. Nie myśląc za wiele o swoim bezpieczeństwie, chłopak krzyknięciem zwrócił na siebie ich uwagę. Cóż… miał przy sobie jedynie długi kij, którym sam uczył się walczyć. Oni mieli sztylety, jednak i tak nie zamierzał uciekać. Myślał, że mężczyzna ucieknie, jednak ściany uliczki stały się jasne, a w stronę rzezimieszków pomknęły trzy świecące kule, które pozbawił ich życia. Kapłan podziękował mu i zaproponował mu posiłek w pobliskiej karczmie. Chłopak zgodził się, przekładając rosnący głód nad brak zaufania wobec obcych. Kadehar, bo właśnie takie było imię kapłana z czerwoną peleryną, opowiedział mu o swoim Zakonie. Powiedział mu wprost, że widzi w nim ukryty potencjał i będzie mógł dołączyć do Zakonu, jednak najpierw chciałby go trochę lepiej poznać. Dlatego też zaproponował mu pracę posłańca. Chłopak zgodził się na to, a nie tak długo po tym, Kadehar zaczął zachęcać go do tego, aby dołączył do Zakonu. Powiedział mu o życiu w Zakonie, korzyściach z tego płynących, a także o tym, co jest wymagane od osób, które do niego należą. Dla chłopaka były to nowe możliwości, miejsce i ludzie, którym nie będzie przeszkadzało to, że jest mieszańcem i nie będą pytać o jego przeszłość.
Oczywiście, zgodził się na to i oficjalnie dołączył do Zakonu. Dlatego też historię związaną ze swoją młodością zna wyłącznie on – nikt go o nią nie pytał, a jemu to nie przeszkadzało, bo zwyczajnie nie chciał o tym opowiadać.
********************
Kilka dni przed piętnastymi urodzinami, znalazł się w świątyni Zakonu i dostał tam swój pokój. Kadehar wyjaśnił mu wszystkie zasady, obowiązki i inne rzeczy, które musiał wiedzieć rekrut. Powiedział mu też, że nie ma określonego czasu, który musi tu spędzić, aby zostać Kapłanem – chłopak sam musiał wiedzieć, kiedy będzie gotowy na przejście obrzędu. W sierocińcu nauczył się czytać, jednak szło mu to zdecydowanie za wolno, co dotyczyło też pisania. Dlatego też postanowił, że najpierw postara się o to, żeby polepszyć właśnie te umiejętności. Dopiero później, gdy czytanie i pisanie szło mu na tyle dobrze, że był z tego zadowolony, zajął się innymi umiejętnościami, a także przesiadywaniem w świątynnej bibliotece, gdzie czytał wszystko na temat rytuału, który miałby sprawić, że stałby się Krwawym Kapłanem, dostałby nowe imię, a także poznałby funkcję, którą miałby pełnić w Zakonie. Chciał też ulepszyć swoje zdolności bojowe. Na początku pomyślał, że dalej będzie trenował z kijem, jednak niedługo po tym dowiedział się, że na terenie świątyni przebywa Kapłan, który mógłby nauczyć go walki włócznią. Nie było trzeba go nawet zachęcać do tego, żeby udać się do mężczyzny i poprosić go o naukę. Na miejscu dowiedział się też, że będzie mógł nauczyć się także walki wręcz, aby móc bronić się, gdy nie będzie mógł używać swej broni.
Im dłużej przebywał w Zakonie, tym bardziej zaczął odczuwać, że nie jest samotny i w końcu należy do jakiejś grupy, gdzie może z kimś porozmawiać, znaleźć pomoc, a także nikt z niego nie szydził. Potrzebował czasu na to, żeby to zrozumieć, czego przyczyną był głównie jego charakter, jednak w końcu udało mu się to zrozumieć. Spędził tak prawie cztery lata, czytając o rytuale, ucząc się walki i innych umiejętności, a także przygotowując się do stania się Krwawym Kapłanem.
Właściwie, to wszystko odbyło się w jego dziewiętnaste urodziny, jednak tylko on o tym wiedział… W końcu nikt nie pytał go o takie rzeczy, a on nikomu o tym nie opowiadał, bo nigdy nie czuł takiej potrzeby. Na tę noc przepowiedziano też upadek komety, która, jak się później okazało, rozpadła się na kilka mniejszych. Księżyc znajdował się w nowiu, a niebo było rozgwieżdżone. Miejscem obrzędu była polana w środku lasu, na której przeprowadzano to już niejeden raz. Wszyscy zgromadzeni zaczęli śpiewać, co przerwało nocną ciszę. Ktoś rozpalił ognisko, którego płomienie rozświetliły całą scenę. Drewniany totem górował nad postaciami w czerwonych szatach i z białymi maskami na twarzach, a także nad nagim mężczyzną, którego ciało pokryte było znakami, które miały stanowić ochronę jego ciała. Jedna z postaci odezwała się, recytując słowa, na które nagi mężczyzna musiał zgodzić się w milczeniu, aby po chili wykonać polecenia, które były tam zawarte. Pokryty znakami ruszył przed siebie, wstępując w ogień. Nie bał się, bo wiedział, że znaki Matki ochronią jego ciało. Czuł na sobie ciepło ognia, jednak nic poza tym. Gdyby nie znaki, na pewno odczułby ból wynikający z poparzenia ciała. Mężczyzna znalazł się bliżej totemu, gdy już wyszedł z ognia. Miał krótką chwilę na to, żeby mu się przyjrzeć. Rzeźba była naprawdę piękna, jednak nie mógł podziwiać jej zbyt długo, gdyż musieli przejść do kolejnego etapu.
Dwie postaci podeszły do niego, a chwilę później został przywiązany do totemu, o który teraz opierał się plecami. Wiedział, jak to wszystko przebiega, w końcu czytał o tym więcej niż raz, jednak nie mógł powstrzymać zaskoczenia, gdy zobaczył, że krew wypływa z jego gardła, które wcześniej zostało rozcięte specjalnym, rytualnym sztyletem. Działo się coś… niezwykłego, bo przecież powinien już nie żyć. Misa ustawiona niżej cały czas wypełniała się jego krwią. Ktoś założył mu maskę na twarz. Poczuł też, jak inna osoba podaje mu szatę.
Nagle poczuł coś dziwnego… Coś wyrwało jego umysł z ciała i zaczęło go unosić, a on mógł zobaczyć polanę, ognisko, totem, innych Kapłanów i rekrutów, a także swoje ciało. Usłyszał śpiew, który wydobywał się z ust otaczających go postaci. O tym też czytał, tylko że opisy były dość ogólne i ostatecznie wszystko prowadziło do tego, że każdy musi przeżyć to sam, żeby móc to zrozumieć. Dopiero teraz mężczyzna zrozumiał, o co chodziło. Cały czas się wznosił, widział też uciekającą kometę, która wcześniej przeleciała nad polaną i rozpadła się w momencie, w którym rytualny sztylet przeciął jego gardło. Właśnie teraz zorientował się, że zwiększa się nie tylko wysokość, na której się znajduje, lecz także prędkość, z jaką jest przyciągany przez coś, co znajdowało się gdzieś nad nim. Nagle poczuł coś, co można by było porównać do potężnego podmuchu wiatru, który, mimo że go czujesz, i tak cię nie odpycha. Później poczuł to samo, jednak z drugiej strony i tym razem podmuch pociągnął go razem ze sobą. Dopiero wtedy zrozumiał, że jest to oddech, a nie dziwny wiatr. Widział też srebrne nici, których nie udałoby mu się policzyć nawet, gdyby chciał to zrobić. Różniły się one od siebie grubością i długością. Mężczyzna podświadomie wiedział, że są to Sny Prasmoka, z którymi będzie miał do czynienia w trakcie Rytuału Snów. Poczuł potrzebę dotknięcia nici i dopiero po tym, jak to zrobił, zaczął opadać w stronę swojego ciała, aby na koniec połączyć się z nim ponownie. Czuł mieszaninę różnych uczuć, jednak wiedział, że właśnie stał się Krwawym Kapłanem.
Wszechwidzący zaczął odczytywać wolę bogów z płomieni, co było ważne tak samo, jak wizja. Właśnie teraz mężczyzna miał otrzymać nowe imię, a także dowiedzieć się, jaką funkcję będzie pełnił jako Krwawy Kapłan. Ogień nagle urósł i stało się to tak nagle, że sam Wszechwidzący zrobił krok w tył. Później zbliżył się do płomieni, które cały czas utrzymywały swą przerośniętą postać.
– Seviron… Wędrujący Płomień – odczytał imię, a także jego tłumaczenie, które wskazywało też na to, że mężczyzna miał stać się Wędrującym. Później, ogień zmalał tak samo nagle, jak urósł. Seviron miał podróżować po świecie, aby poszukiwać relikwii, które pomogą Zakonowi w Wojnie Koszmarów, karać przeciwników Zakonu, a także pomagać innym Kapłanom, którzy potrzebowali do pomocy Wędrującego, który jest też bardzo dobrze wyszkolony w walce. Rytuał dobiegł końca, a Seviron założył czerwoną pelerynę, która była znakiem rozpoznawalnym każdego z Krwawych Kapłanów.
********************
Kapłan poświęcił kilka dni na to, żeby ukończyć trening i dopiero wtedy został wezwany przez Najwyższego Kapłana. Miał dostać pierwsze zadanie. Gdy spotkał się z Najwyższym Kapłanem, był już odpowiednio ubrany i wyposażony, więc mógł opuścić świątynię od razu po tym, jak dowie się, co ma zrobić. Czekała go długa wędrówka po Alaranii – miał sprawdzić stan wszystkich ołtarzy Krwawej Pani, a także zadbać o to, aby zniszczone zostały naprawione, a jeśli zobaczy, że ktoś niszczy ołtarz… będzie mógł działać i wykorzystać swe zdolności bojowe. Dostał też mapę Alaranii z zaznaczonymi na niej świątyniami Zakonu i ołtarzami Matki. Seviron wyruszył od razu.
Nie miał określonego terminu, w którym miał wykonać zadanie i zgłosić się do Najwyższego Kapłana, dlatego też postanowił podróżować pieszo. Chciał lepiej poznać Alaranię, a także zahaczyć o te świątynie, które miałby po drodze. Było to dość łatwe zadanie, bo większość ołtarzy nie wymagała interwencji z jego strony. Tylko dwa razy spotkał kogoś lub kilku ktosiów, którzy niszczyli ołtarz. Raz wystarczyły same słowa, a innym razem musiał użyć broni. Wtedy zostawił też jednego z ludzi przy życiu, aby powiedział innym, że Kapłani czuwają nad ołtarzami.
Swą wędrówkę zakończył tam, gdzie ją zaczął, czyli w świątyni, z której wyruszył. Spotkał się z Najwyższym Kapłanem, a ten od razu dał mu kolejne zadanie – tym razem miał odszukać relikwię.
Gdy przebywał w Zakonie, przygotowując się do wyruszenia na poszukiwania, zaczepiła go młoda dziewczyna. Seviron nie widział u niej czerwonej peleryny, więc szybko domyślił się, że jeszcze nie jest Krwawą Kapłanką. Przywitała się z nim, a później zadała kilka pytań na temat samego rytuału, jego odczuć z nim związanych, a także o wizję. Odpowiedział na każde z jej pytań, widząc jej wyraźnie zainteresowanie tematem i chęć poznania go jak najlepiej, chociaż były to raczej krótkie odpowiedzi. Nie znali się, więc dziewczyna nie mogła wiedzieć, że w ten sposób odpowiada najczęściej. Po jakimś czasie jej pytania skończyły się, a Seviron uznał rozmowę za zakończoną, więc pożegnał się z nią i poszedł w swoją stronę, wracając do przygotowań. Było to ich pierwsze spotkanie, jednak Kapłan nie mógł pozbyć się wrażenia, że na pewno nie jest ono ostatnie.
********************
Poszukiwania te zaprowadziły go na drugi koniec Alaranii. Ruiny, które udało mu się odszukać były tak stare, że praktycznie stały się jednością z lasem je otaczającym. Jedynie po fragmentach ścian i kolumn dało się rozpoznać, że dawno temu teren ten rzeczywiście był zamieszkały. Teraz musiał tylko odszukać świątynię, a raczej jej ruiny, a później zejść do podziemi. To było trudniejsze, niż mu się wydawało, jednak ostatecznie znalazł się pod ruinami miasta… które okazały się istnym labiryntem. Dwa razy był niemalże pewien, że się zgubił, jednak nie rezygnował i szedł dalej, aż w końcu dotarł do miejsca, którego szukał. Dwie rzeczy przykuły jego uwagę, a to dlatego, że od obu mógł wyczuć magię. Pierwsza była bransoleta i to właśnie ona mogła być relikwią, którą miał odszukać. Niedaleko niej, oparta o ścianę pomieszczenia, stała włócznia z dziwnymi grawerunkami na grocie. Może kiedyś używał jej strażnik i została ona wzmocniona magicznie… a przez to była też lepsza od broni, którą posiadał sam Seviron. Skończyło się na tym, że Kapłan zabrał ze sobą zarówno bransoletę, jak i włócznię – tą drugą czyniąc swoją nową bronią.
Wrócił do świątyni, od razu kierując się do Najwyższego Kapłana. Oddał mu bransoletę i już szedł w stronę wyjścia, gdy został zapytany o włócznię.
– Znalazłem ją w podziemi. Jest magicznie wzmocniona, więc postanowiłem, że wymienię ją ze swoją, która była zwykła – odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie należało okłamywać Najwyższego Kapłana.
– Nie czujesz ukrytej w niej mocy, Sevironie? - zapytał go Najwyższy, skupiając teraz wzrok na grocie włóczni. Wędrujący Płomień przymknął oczy, uświadamiając sobie, że wcześniej zignorował barierę, którą wyczuł wewnątrz broni. Po prostu wydawało mu się, że nie jest ona istotna albo coś dzieje się z jego umiejętnością odczytywania aur.
– Teraz ją czuję… To oznacza, że ona także jest relikwią? - zapytał Seviron. Miał już okazję wypróbować nową włócznię i była dla niego bardzo dobrym orężem, dlatego też nie chciał się z nią rozstawać.
– Musisz oddać ją kapłanom, którzy ją zbadają – polecił mu Najwyższy. Kapłan kiwnął tylko głową i zrobił to, o co został poproszony. Chciał trochę odpocząć, więc i tak planował zostać na terenie świątyni.
W tym czasie odbyło się też odrodzenie nowej Krwawej Kapłanki. Oczywiście, Seviron wziął udział w obrzędzie, co zresztą także było jednym z jego zadań. W dziewczynie, która miała stać się Kapłanką, rozpoznał tą, która kiedyś pytała go o to wszystko krótko po tym, jak sam przeszedł swoją ceremonię. Następnego dnia odszukał Hashirę, bo właśnie tak brzmiało jej nowe imię, i tym razem to on pogratulował jej, a później zadał kilka pytań, porównując jej przeżycia do swoich. Sama rozmowa przeciągnęła się trochę bardziej, niż zakładał na początku, jednak dobrze mu się z nią rozmawiało.
Następnego dnia wezwał go Najwyższy Kapłan, dzieląc się z nim wynikami badań nad włócznią. Seviron od razu spojrzał na broń, która stała oparta ścianę, tuż obok Najwyższego:
– Kapłani nie wiedzą, co to za moc, jednak są pewni, że da się ją jakoś… wydostać. Dlatego też dostaniesz ode mnie zadanie z nią związane i będziesz mógł jej używać, jeśli zgodzisz się na pewne warunki – odpowiedział, a gestem dłoni wskazał Kapłanowi, aby podszedł bliżej.
– Musisz znaleźć sposób na obudzenie prawdziwej mocy tej włóczni. Poza tym, nigdy nie możesz użyć jej przeciwko innemu Kapłanowi… Zgadzasz się na to, Sevironie? - padło pytanie, a później Wędrujący Płomień poczuł na sobie spojrzenie mężczyzny, z którym rozmawiał. Szybko przeanalizował warunki, które postawił mu Najwyższy Kapłan.
– Tak – odpowiedział krótko, jednak było to na tyle stanowcze, że Najwyższy wręczył mu włócznię.
– Dziękuję – dodał jeszcze, chwilę po tym, jak broń z powrotem znalazła się w jego rękach.
Krótko po tym, do komnaty weszła młoda Krwawa Kapłanka, w której rozpoznał Hashirę. Przywitał się z nią i ruszył w stronę wyjścia.
– Zostań. Chciałbym, żebyś towarzyszył Hashirze w jej pierwszej misji – odezwał się, a Seviron zatrzymał się i odwrócił.
– Dobrze – powiedział krótko i podszedł bliżej, stając obok dziewczyny. Później dowiedzieli się, że grupa wróżek postanowiła wykorzystać jeden z ołtarzy jako miejsce do życia i trzeba się ich pozbyć. Najwyższy Kapłan nie zasugerował im konkretnego rozwiązania tego problemu, po prostu powiedział, że mają za zadanie oczyścić ołtarz.
Gdy dotarli na miejsce, mogli lepiej przyjrzeć się problemowi, którym rzeczywiście była spora grupa wróżek. Seviron zaproponował rozwiązanie siłowe, nastraszenie małych stworzeń poprzez zabicie kilku. Reszta powinna od razu uciec i nie wracać tu więcej. Hashira miała inne zdanie na ten temat i powiedziała, że pozbędzie się ich słowami. Mężczyzna na początku nie był przekonany co do jej umiejętności, jednak zmienił zdanie, gdy udało jej się namówić go, aby porzucił swoje rozwiązanie i pozwolił jej działać. Kapłance udało się dojść do porozumienia z wróżkami i przeniosły się one do niewielkiego lasu znajdującego się nieopodal. Cóż, Seviron przez to zdarzenie zrozumiał, że nie zawsze trzeba stosować rozwiązanie siłowe. Poza tym, trochę lepiej poznał Hashirę, a ona jego, mimo że pierwszy raz byli na wspólnej misji i, w trakcie podróży, nie rozmawiali ze sobą za często. Oboje wrócili do Zakonu, zameldowali się u Najwyższego Kapłana i krótko po tym dostali kolejne zadania. Te wykonywali już osobno albo z innymi kapłanami, jeśli zaszła taka potrzeba.
********************
Seviron lądował w różnych zakątkach Alaranii, czasem nawet zdarzało mu się wykonywać zadanie dla innego Najwyższego Kapłana, bo akurat przebywał w jego świątyni i uzyskał on pozwolenie od Najwyższego, który stoi na czele świątyni, w której uczył się Wędrujący Płomień. Oczywiście, Kapłan szukał też sposobów na wyzwolenie pełnej mocy włóczni, którą ze sobą nosił. Podjął już kilka prób, jednak żadna z nich nie zakończyła sukcesem… jednak to nie sprawiło, że się poddał – chciał dowiedzieć się, jaką moc ukrywa w sobie Zbawiciel Snów. Dlatego też będzie próbował ją uwolnić tak długo, aż w końcu mu się to uda. Nadal wykonywał zadania przeznaczone dla Wędrujących jego pokroju, a także regularnie robił najważniejszą rzecz w życiu Kapłana, czyli odprawiał Rytuał Snów, jednak wykonywał też zadanie, które powierzył mu Najwyższy. To związane z włócznią. Zadanie, które nie miało określonego terminu zakończenia.
Został wysłany do Valladonu, aby tam pomóc kapłance z jej misją. Właściwie, pomógł jedynie w walce, jednak wydawało mu się, że bez niego mogłaby być ona o wiele trudniejsza... Na początku nie ujawnił swojej obecności, jednak później zrobił to dlatego, że sytuacja tego wymagała. Walczyli tam z magiem, który połączył się z rośliną i przez to sam stał się nowym, magicznym i niebezpiecznym organizmem. Walka była dość trudna i nie wyszli z niej bez szwanku, jednak ostatecznie udało się go zniszczyć. Nagroda naprawdę była tego warta, bo sama Matka podziękowała im za to. Później, gdy już odpoczęli i wyleczyli rany, on i Hashira opuścili miasto, aby wypełnić kolejną misję od Zakonu.
Zostali wysłani – on i Hashira – na pustynię, na której miał ukrywać się Szalony Skryba, który wedle doniesień miał posiadać tekst podyktowany mu przez samą Matkę. Od wróżbitki dowiedzieli się, gdzie mają go szukać, więc ruszyli w drogę. Na pustyni natknęli się najpierw na ciała, a później na otwór, do którego wpadli. Znaleźli się w jakichś tunelach biegnących pod Pustynią, w których natknęli się na różne pułapki, a także na śpiącego potwora. Udało im się prześliznąć obok stworzenia i dostać do wyjścia. Niedługo później dotarli do oazy, wokół której postawione były namioty – przenocowali tam i ruszyli dalej, chcąc przy okazji zahaczyć o kapliczkę Matki i sprawdzić jej stan.