„Zawsze czułem chorą fascynację związaną z ogniem, jednak to nie on odpowiada za moje problemy psychiczne” ~Constantin Naxam, najprawdopodobniej tuż przed tym, jak kogoś podpalił... albo kilku "ktosiów".
Nie urodził się na terenie Alaranii, właściwie, dopiero od niedawna zaczął być kojarzony z Podpalaczem i wynajmowany do tego, czym zajmuje się owa persona. Co prawda, wiedział, że tereny te sąsiadują z tymi, na których się urodził i żył przez większość życia, jednak jego stopy wcześniej stanęły na ziemi alarańskiej tylko kilka razy, gdy podróżował z ojcem, ale nawet wtedy nie oddalali się zbytnio od granicy. Constantin przyszedł od strony Gór Druidów i Równiny Andurii, tym razem miał zamiar zostać na tych terenach naprawdę długo... ale zacznijmy od początku:
I. Zdrowie:
Historia Constantina zaczęła się, jak wiele innych — przyszedł na świat jako owoc związku ludzkiej wiedźmy i pradawnego czarodzieja. Jego ojciec nie zachowywał się, jak wielu innych czarodziei i interesowało go życie jego syna. Constantin nie miał łatwo już od samego początku, gdyż jego starsza siostra otwarcie go nienawidziła i zazdrościła mu tego, że ojciec się nim interesuje, a także matka poświęca mu więcej uwagi niż jej. Matka nauczyła go kilku rzeczy, ale to ojciec był jego głównym nauczycielem. Mimo wszystko, Belli udawało się namówić młodszego brata na robienie różnych rzeczy, za które później albo obrywał, albo był przez nie tymczasowym pośmiewiskiem, albo były one takie, żeby wyłącznie ona miała z nich jakiś zysk. Constantin był naiwnym dzieckiem i jeszcze nie wiedział, że nie powinien jej ufać, dlatego też zgadzał się na pomysły starszej siostry. Raz zrobił nawet coś, co zdenerwowało ojca na tyle, że go uderzył, jednak później przeprosił go i zaprał na kolejną wyprawę, gdzie wszystko sobie wytłumaczyli. To właśnie Alastair uczył go magii i to on jako pierwszy zauważył, że jego synowi naprawdę spodobał się żywioł ognia — wtedy jeszcze nie wiedział, w co może się to przerodzić i, jak bardzo zmieni się Constantin.
Mijały dni i lata, a on stawał się coraz lepszym magiem. Starsza siostra Constantina miała też kolejny powód do zazdrości, a także nienawiści, gdyż był on zdecydowanie lepszym magiem niż ona. W końcu nie wytrzymała i wyzwała go na pojedynek. Matce tłumaczyła, że jest to tylko sparing i chce sprawdzić, jakie nowe umiejętności i zaklęcia posiada jej brat, a także porównać ich poziomy wyszkolenia. Była przy tym naprawdę miła, a Camilla uwierzyła jej, myśląc, że Bella naprawdę ma takie intencje. Prawda okazała się inna, bo dziewczyna... a właściwie, wtedy już kobieta, była uczennicą matki i znała magię umysłu i energii. Najpierw próbowała wpłynąć na umysł Contantina, ogłupić go i omamić za pomocą iluzji, aby móc go zaatakować i zabić, jednak miał zbyt silną wolę. Czary nie zadziałały, a on uniknął magicznej kuli, które poleciała w jego stronę. Zapytał ją wtedy, dlaczego to robi, a ona powiedziała mu wszystko. Oczywiście, zdenerwowało go to, jednak udało mu się zapanować nad sobą i powstrzymać przed zabiciem jej... ale to nie oznaczało, że niczego jej nie zrobił. Chciała z nim walczyć, więc miał zamiar pokazać jej, że jest silniejszy od niej. Wtedy znał już magię ziemi, więc pierwszym, co zrobił, było stworzenie niewielkiej szczeliny w podłożu tuż pod nogami Belli — dziewczyna ugrzęzła w niej i dostała kulą ognia, która wybuchła chwilę przed uderzeniem w jej klatkę piersiową i brzuch. Jej ubranie spaliło się w kilku miejscach, w których także została poparzona skóra. Bella padła na ziemię i skuliła się z bólu, a od zwyczajnie podszedł do niej i zaczął się jej przyglądać.
- Pomóż mi, proszę — cicha prośba padła z jej ust, a ton głosu kobiety sugerował, że jej samej ciężko uwierzyć w to, co powiedziała.
- Nie — odpowiedział krótko, po czym zgasił kilka płomyków, które nadal próbowały zniszczyć jej ubranie, i wstał. Wiedział, jak na niego patrzy, najpewniej było tam zaskoczenie, bo spodziewała się, że młodszy brat od razu jej pomoże, a także to spojrzenie, którym patrzyła na niego zawsze. Później udał się prosto do domu, gdzie od razu wdał się w krótką rozmowę z matką.
- Wygrałem, a ona przegrała. Leży przed domem, ma na ciele kilka poparzeń i wije się z bólu. Chciała walczyć na poważnie... Zabić mnie. Mogłem odwrócić role, wtedy ja byłbym tym, który zabija rodzeństwo, jednak powstrzymałem się i dałem jej tylko nauczkę — mówiąc to, cały czas patrzył w oczy mastki, więc widział, jak narasta w nich przerażenie.
- Pomóż jej... Przecież nic ci nie zrobię tylko dlatego, że chcesz pomóc swojej córce — dodał po chwili. Spodziewał się, że Camilla od razu wybiegnie z domu i zajmie się córką, ale ona zrobiła to dopiero po tym, jak wypowiedział te drugie słowa. Chyba rzeczywiście bała się, że może jej coś zrobić, jeśli będzie chciała wyleczyć oparzenia Belli, więc może wolała usłyszeć takie pozwolenie. Poza tym, matka Constantina chyba dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo zmienił się jej syn.
II. Przejścia i zmiany:
Walka ze starszą siostrą była jednym z kilku zdarzeń, które miały wpływ na prawdziwą zmianę, która zaszła w charakterze Constantina. Może nie byłoby z nim tak źle, gdyby to wszystko nie nastąpiło jedno po drugim... Niedługo po walce, zaginął jego przyjaciel. Wiadomo było tylko tyle, że udał się do lasu na polowanie i już nie wrócił. Constantin, oczywiście, pomagał w poszukiwaniach, to samo robili jego rodzice. Jedynie Bella wzbraniała się przed tym, co tłumaczyła tym, że teraz boi się chodzenia po lesie, nawet jeśli byłaby z kimś w parze. To spowodowało, że zaczął ją podejrzewać o to, że może mieć coś wspólnego z całą sytuacją. Próbował szukać czegoś, co potwierdziłby jego teorię, jednak nigdy mu się to nie udało. Zresztą... poszukiwania były tak samo nieowocne, a przyjaciel Constantina został uznany za zmarłego. Wieść ta, a także późniejsza żałoba miały druzgoczący wpływ na mężczyznę, jednak nadal nie chciał się z tym pogodzić — dlatego kontynuował poszukiwania na własną rękę.
Z perspektywy innych wyglądało to tak, jakby co dwa lub trzy dni udawał się na samotne i kilkugodzinne wędrówki. Wydawało im się, że rozumieją, bo wszystko to przypisywali niedawnym wydarzeniom. Jedynie jego starsza siostra cieszyła się z tego, że młodszy brat spędza więcej czasu poza domem. Nadal go nienawidziła i nawet miała ku temu więcej powodów, a to, że nie było go w pobliżu, oznaczało, że to może spędzić więcej czasu z matką... i z ojcem Constantina, który podobał jej się od jakiegoś czasu. Cóż, nie była jego córką, a on i matka nie byli połączeni jakąś przysięgą czy czymś podobnym, a syn Alastaira był jedynym powodem, dla którego mężczyzna ten w ogóle przebywał w tej okolicy i nocował w ich domu. Wykorzystywała okazje, gdy Constantina nie było w domu, a najbardziej śmiała robiła się, gdy ich matka także gdzieś wychodziła i akurat sytuacja wyglądała tak, że zostawała z nim sam na sam. Naxam wrócił kiedyś wcześniej, niż zakładał początkowo, bo już zaczął godzić się ze śmiercią przyjaciela, przez co jego leśne wędrówki robiły się krótsze. Możliwe, że był to też przełomowy moment w uwodzeniu Alastaira przez Bellę, bo czarodziej nakrył ich, gdy się obściskiwali. Wpadł w szał, podbiegł do nich i brutalnie rozdzielił. Jego ojciec upadł prosto na podłogę, a starsza siostra uderzyła plecami w ścianę.
- Dlaczego? - zadał im krótkie i proste pytanie. Wściekłość i inne emocje sprawiły, że jego oczy zmieniły się całkowicie, dłonie i przedramiona pokryły się nićmi płomieni, a na czole Constantina pojawiła się runa. Ojciec dojrzał to pierwszy i zaskoczony odsunął się pod ścianę, cały czas przyglądając się mu, jednak największą uwagę poświęcał tajemniczej runie. Wydawało się, iż wiedział, co ona oznacza i to go przerażało.
- Dlaczego!? - zapytał głośniej, gdy żadne z nich nie odpowiedziało. Znowu cisza, co jeszcze bardziej zdenerwowało Constantina.
Najpierw podszedł do Belli, którą najpierw zwyzywał od ladacznic i najgorszych ludzi, używając przy tym naprawdę nieprzyjemnych określeń, aby później podnieść ją i rzucić o ścianę z taką siłą, że straciła przytomność. Później podszedł do ojca, na którego także nie szczędził słów i czynów. Alastair przynajmniej próbował się bronić, ale i tak mu to nie wyszło i ostatecznie wylądował niedaleko Belli. Wściekłość nadal go przepełniała i szukała drogi ucieczki w czynach mężczyzny.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła Camilla. Upuściła na podłogę wszystko to, co niosła, od razu spróbowała podejść do Constantina, jednak wystarczyło jedno spojrzenie i zrezygnowała.
- Co... Co się tu dzieje? Co ty wyprawiasz, synu? - zapytała go drżącym głosem. Wyglądała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się tu właśnie dzieje.
- Pozbywam się zdrajców — odpowiedział jej od razu. Nawet nie myślał nad tym, co mówi. Słowa po prostu wylewały się z jego ust i układały się w zdania, w których dało się wyczuć jego emocje.
- Nie potrzebuję ich. Ojciec nauczył mnie już wszystkiego, co umiał, a Bellę powinien zabić już dawno... Może nawet wtedy, gdy ona próbowała zrobić to ze mną — dodał szybko. Wyprzedził pytanie matki, co ona także zauważyła.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś o tym wiedziała!? - zapytał nagle, a wyraz twarzy matki był dla niego wystarczającą odpowiedzią. Gdzieś w środku poczuł ukłucie żalu i zdrady, jednak narastający gniew stłumił to naprawdę szybko.
- Wiedziałaś o tym... Wiedziałaś! Okłamywaliście mnie wszyscy! - wykrzyczał i w ogóle nie obchodziło go, czy usłyszy to ktoś jeszcze. Nie myśląc za wiele, doskoczył do matki i popchnął ją pod ścianę, gdzie leżeli już Bella i Alastair.
- Uwolnię siebie i ten świat od waszych kłamstw — te słowa były ostatnim, co zapamiętał Constantin. Następne wspomnienia widział jak przez mgłę. Były niekompletne. Słyszał słowa, może nawet błagania, później poczuł magię i moc. Następnym wspomnieniem był ogień, krzyki i widok płonącego budynku. Wiedział, że zabrał ze sobą wszystkie rzeczy, które uznał za przydatne i dopiero w lesie, gdy już uciekł, usiadł i przypomniał sobie to wszystko. Później skulił się, a łzy mimowolnie popłynęły z jego oczu... Może mógłby temu zapobiec, gdyby nad sobą zapanował...
Gdy spał, słyszał dźwięki, które były łudząco podobne do głosów matki, ojca i siostry. Wydawało mu się, że się kłócą. Obudził się nagle przez głośny krzyk Belli i spostrzegł, że leży pod jakimś drzewem. Szybko przypomniał sobie ostatnie wydarzenia. Siedział przez dłuższą chwilę i wpatrywał się w przestrzeń, aby później wstać nagle i odejść w las. Dość szybko znalazł ścieżkę, którą dotarł w końcu do niewielkiej wioski, gdzie wynajął pokój w gospodzie za część pieniędzy, które przy sobie miał i spędził tam kilka dni, starając się dojść do siebie. Trzeciego dnia odkrył, że słyszy głosy zmarłych członków rodziny. Na początku wydawało mu się, że ma to jakiś związek z tym, co zrobił i przejdzie tak szybko, jak się pojawiło. Niestety, po kilku dniach stwierdził, że bardzo się pomylił. Jeden z głosów, ten należący do jego matki, zwrócił się bezpośrednio do niego w dniu, w którym opuszczał wioskę.
Gdy usłyszał pytanie, od razu pomyślał, że może magia zadziałała w jakiś dziwny sposób i przeniosła ich umysły do jego głowy. A jak brzmiało pytanie? „Dlaczego to zrobiłeś?”. Constantin, aż się zatrzymał przez zaskoczenie, które wywołało w nim to, co usłyszał. Myślał nad odpowiedzią. Naprawdę to robił, jednak teraz ruszył się i szedł dalej, udając, że nic się nie stało. W końcu swym głosem powiedział w myślach: „Dobrze wiecie dlaczego. Widzieliście i słyszeliście to, co zrobiłem i powiedziałem”. Dopiero teraz dotarło do niego, że, owszem, uwolnił świat od swojej rodziny, jednak na pewno nie zrobił tego samego ze sobą. Postanowił, że nadal będzie szukał sposoby na pozbycie się ich ze swojej głowy. Cztery osobowości stanowiły tam tłok, a on wolałby, żeby tak nie było.
III. Podróżnik:
Zaczął podróżować po świecie. Zajmował się różnymi pracami, w których jego umiejętności były przydatne, w końcu musiał jakoś zarobić na życie. Właśnie podróżował szlakiem z mniejszej wioski do większej, z myślą, że tam może zarobić więcej, a i pracę może znajdzie szybciej, gdy spostrzegł ludzkie ciało leżące na poboczu. Zaciekawił go czarny, maskujący strój, a także broń, która wyglądała, jakby ktoś przyczepił sierp do łańcucha. Akurat brakowało mu pieniędzy, więc zmusił się do tego, żeby przeszukać ciało, w końcu martwemu to i tak się nie przyda. Dopiero wtedy bardziej wyczuł, niż zauważył że pod strojem kryje się kobieta, a nie mężczyzna, jak zakładał na samym początku. Co więcej, okazało się, że osoba ta żyje, jednak jest ranna. Constantin dowiedział się tego, gdy został odepchnięty przez czyjeś nogi.
- Łapy przy sobie, bo ci je utnę — usłyszał słaby, kobiecy głos. Teraz już wiedział, kto jest jego właścicielem.
- Myślałem, że nie żyjesz... Martwi nie potrzebują pieniędzy — odpowiedział. Dopiero teraz pod lewą ręką poczuł łańcuch, a gdy podążył wzrokiem do jednego z jego końców zobaczył, że jest on częścią broni, którą spostrzegł wcześniej. Pociągnął za niego, a sierp poderwał się w górę i poleciał prosto w niego. W jakimś mimowolnym odruchu wyciągnął dłoń przed siebie i złapał rękojeść. Matka pochwaliła go, siostra żałowała, że ostrze nie wbiło mu się w rękę, a ojciec milczał.
- To moja broń... Pomóż mi, a nauczę cię nią walczyć — powiedziała nieznajoma po chwili zastanowienia. Wiedział, że jest ranna i, właściwie, sam chciał zaproponować coś takiego. Wyobraził sobie, jak podpala łańcuch i sierp, a później tym walczy. Wizja ta była zbyt kusząca, żeby nie zgodzić się na taką propozycję.
- Co się stało? - zapytał w końcu. Musiał to wiedzieć, bo przy okazji dostanie informacje na temat rany. Wydawało mu się, że wiedza medyczna, którą dysponował, powinna wystarczyć, aby zająć się ranną tymczasowo, aż do momentu, w którym dotarliby do wioski, do której szedł na początku.
- Bandyci się stali. Powinnam dać im radę, ale jeden z nich musiał mieć strzałę pokrytą jakąś lekką trucizną... Dostałam nią, a drugi rozorał mu bok — odpowiedziała, milcząc przedtem, co najpewniej miało posłużyć przypomnieniu sobie tego, co się stało.
- Czyli tak... To, że nie jesteś nieprzytomna oznacza, że organizm pozbył się trucizny albo niewiele brakuje, żeby tak się stało. Teraz najważniejsze, to zająć się twoją raną — powiedział, a raczej cały czas cytował to, co mówiła mu matka w głowie. Ona znała się na tym bardziej, chociaż najpewniej sam doszedłby do tych samych wniosków.
- Mam bandaże — dopowiedział i wyciągnął je z torby. Dziewczyna usiadła i podciągnęła czarny materiał, a także cienką koszulę, która znajdowała się pod nim. Jej rana nadal krwawiła, chociaż większość krwi wsiąknęła w materiał ubrań. Constantin od razu zabrał się do pracy, dzięki temu udało mu się to skończyć dość szybko.
- Możesz chodzić? - zapytał w końcu. Lepiej będzie, jeśli padnie odpowiedź twierdząca.
- Mogę spróbować — odpowiedziała mu. Pomógł jej wstać i pozwolił podpierać się na ramieniu. Był to jedyny przejaw jego dobroci od dawna i, chyba, kierował się wyłącznie tym, co zaproponowała mu w zamian za pomoc.
Dotarli do wioski, jednak zajęło im to więcej czasu, niż gdyby Constantin podróżował samotnie. W końcu Shyilia, bo tak miała na imię ta dziewczyna, była ranna. Tak, rozmawiali ze sobą przez drogę, bo wtedy czas płynął im nieco szybciej. Shyilia była elfką i to młodszą, niż się spodziewał. Na szczęście w wiosce znaleźli medyka, a ten nawet miał u siebie niewielką lecznicę z kilkoma łóżkami. Constantin zostawił tam dziewczynę, a sam wynajął pokój w gospodzie znajdującej się w pobliżu.
Teraz musiał poczekać, aż Shyilia poczuje się lepiej. Postanowił zająć się kilkoma rzeczami i pomóc mieszkańcom wioski, oczywiście nie za darmo. Rana okazała się mniej poważna, niż zakładał na początku, dlatego już po tygodniu mogli zacząć trening, ale okazało się, iż istnieje jedna przeszkoda.
- Moja broń nazywa się kusarigama. Miała komplet w postaci dwóch sztuk, jednak bandyci zabrali jedną, razem z resztą tego, co miałam przy sobie i oddalili się w las — powiedziała do niego, a później uśmiechnęła się, co wskazywało na to, że właśnie wpadła na coś błyskotliwego.
- Jeśli pomożesz mi odzyskać moje rzeczy, oddam ci jedną z kusarigam — dodała, a on zgodził się na taką propozycję.
Poszli do lasu. Shyilia była o wiele lepszą tropicielką niż on, więc to ona znalazła obozowisko bandytów. On zajął się sianiem powszechnego zniszczenia, gdy elfka zakradła się do jednego z namiotów i zabrała swoje rzeczy. Constantin widział, jak dziewczyna się oddala, jednak zbyt dobrze się bawił, żeby przestać. Jeśli na niego nie poczeka, zawsze mogą spotkać się w wiosce. Czarodziej spalił ich wszystkich, a także cały obóz, w którym urzędowali. Bawił się przy tym wyśmienicie. Matka prosiła go, żeby przestał, siostra życzyła mu, aby wpadł w te płomienie i sam się spalił... a ojciec popierał matkę. Constantin nie słuchał ich, wsłuchany w krzyki ludzi i dźwięki ognia.
O dziwo, Shyilia czekała na niego cierpliwie i nic nie wspomniała o tym, co stało się w obozie. Po prostu wręczyła mu kusarigamę i ruszyła w drogę powrotną.
Teraz zaczęli trenować. Constantin szybko stwierdził, iż broń ta naprawdę mu się podoba. Raz wyjawił też elfce, że chciałby ją zapalić (oczywiście broń, a nie dziewczynę) i sprawdzić, czy będzie to wyglądać tak dobrze, jak to sobie wyobraża. Shyilia szybko zabroniła mu tego i powiedziała, że najpierw powinien odszukać maga, który rzuciłby na broń zaklęcie niewrażliwości na ogień i ogólnie wzmocniłby ją, żeby wytrzymała to wszystko. Ostrzegał go też, że najpewniej zapłaci za to sporo pieniędzy. Naxam posłuchał jej i od tamtego dnia zaczął wykonywać jeszcze więcej prac, aby móc szybciej uzbierać sporą sumkę. Oczywiście, godził to z treningami z Shyilią, które trochę ich do siebie zbliżyły. Chodzi o to, że zaczął z nią częściej rozmawiać i coś podpowiadało mu (równie dobrze mogłaby to być jego matka), że może jej się wygadać, a ona wysłucha go. Pewnego dnia, gdy byli już po nauce i przyswajaniu nowych rzeczy, postanowił tak zrobić i rzeczywiście, posłuchała wszystkiego, co chciał jej powiedzieć i nie odwróciła się od niego, a on poczuł, jak jakiś niewidzialny ciężar właśnie spadł z jego barków. Chyba zostali przyjaciółmi.
IV. Nowe możliwości:
Wioskę opuścili jakiś czas później i wspólnie ustalili, że będą pracować razem, aż do momentu, w którym dziewczyna spłaci swój dług. Rozstaną się, gdy nauczy go wszystkiego na temat walki kusarigamą, co umie ona sama. Właśnie przez to udało im się wykonać parę zleceń i oboje spostrzegli, że tworzą zgraną drużynę. Niestety, w końcu musieli się rozstać, jednak powiedzieli sobie, że kiedyś na pewno spotkają się ponownie — ona jeszcze nie wiedziała, gdzie wyruszy, jednak Constantin miał swoje cele i zamierzał je zrealizować. Powiedział jej, że najpierw odszuka kogoś, kto wzmocni jego broń, a później wyruszy do Alaranii. Nie wyjawił jej powodu takiej podróży, jednak jednym z nich, jeśli nie głównym, był ojciec, który coraz częściej namawiał go do tego, żeby zwiedził tereny alarańskie. Shyilia i Constantin pożegnali się, a później rozeszli na skrzyżowaniu dróg.
Zaklinacza szukał dość długo. Znaczy... znalazł dwóch czy trzech, jednak oni skierowali go do innego, który powinien mu pomóc. To wszystko sprowadziło się do spotkania Constantina z Zachariaszem, który powiedział, że mu pomoże i nawet podał swoją cenę. Naxam miał przy sobie więcej niż przypuszczał, a także zbyt wysoko ocenił usługi zaklinania magicznego... ale to dobrze, bo nie zostanie bez grosza, gdy już zapłaci magowi za robotę.
Minął dzień i Constantin miał już wzmocnioną magicznie kusragiamę, którą nawet przetestował w ogrodzie Zachariasza. Oczywiście, uważał, żeby nie spalić niczego, co się tam znajdowało, gdy machał płonącym sierpem i łańcuchem. Wszystko spełniło jego oczekiwania, a on podziękował zaklinaczowi za wykonaną pracę i ruszył w dalszą drogę. Kolejny cel — Alarania.
Na teren Alaranii wszedł dobre kilka lat temu, jednak szybko wyrobił sobie nowe imię, które i tak niekoniecznie było kojarzone z jego osobą. Rozpoczął serię podpaleń w miastach, które były dobrze opłacane przez anonimowych zleceniodawców. Ludzie mówili, że Podpalacz przybył z samego Piekła, jego skóra jest lawą, a włosy to żywe ognie. Jedni mówili, że jest wysoki, a inni byli przekonani, że potrafi zmieniać swój rozmiar i dlatego zapala budynki od środka. To wszystko skończyło się szybko i teraz, tak naprawdę, mało kto o tym pamięta. Constantin zrobił sobie wtedy dość długą przerwę, aby przeczekać to wszystko, jednak miał zamiar wrócić do podpaleń, tylko najpierw cała sprawa musi ucichnąć...
Podpalenia i pożary zdarzają się cały czas. Dzieje się to tak nieregularnie, że ciężko jest przypisać temu jakiś konkretny wzór... Mimo tego, nadal można trafić na osoby, które część z nich przypisują Podpalaczowi. Nikt im nie wierzy, jednak Constantin wie, że osoby te mogą mieć rację. Wie to, bo jest osobą, o której mówią...
V. Co było dalej? Co spotkało go później?
Zaczęło się od tego, że młoda złodziejka postanowiła ukraść jego broń. Constantin był przywiązany do tego oręża, więc rzucił się w pościg za dziewczyną, co skończyło się tym, że oboje znaleźli się w podziemnych tunelach rozpościerających się w okolicy. Weszli w układ, dzięki któremu on odzyskał broń, a ona zyskała tymczasowego towarzysza, który powiedział jej, że ich stąd wydostanie. Nie mogli wydostać się drogą, którą tu wpadli, bo została ona zablokowana – dlatego zaczęli iść przed siebie. Trafili na pułapki, stworzenia będące eksperymentem maga, który kiedyś ukrywał się w tym miejscu, a także na jego „norę”, w której znaleźli też kilka przydatnych informacji. Później było więcej pułapek i natknęli się też na szalonego osobnika, który przez jakiś czas towarzyszył im, także chcąc się wydostać – ostatecznie i tak uciekł w ciemność, tłumacząc się tym, że „druga osobowość” przejęła stery, a ona akurat nie chce opuszczać tego miejsca. Poszli dalej, zabijając też kilka istot zamieszkujących tunele i natknęli się na coś w rodzaju skarbca, skąd wzięli sobie kilka rzeczy. Finua, może nie do końca świadomie, weszła też w posiadanie broni-artefaktu, która zaczęła łączyć się z nią i próbowała też przejąć kontrolę nad jej ciałem. Udało im się to opanować, przy okazji zbliżając się do wyjścia. Constantin powiedział, że pomoże jej opanować artefakt i jego moc, jednak im bliżej wolności byli, tym bardziej odczuwał przytłaczającą aurę przedmiotu. Już na zewnątrz wytłumaczył jej to, życzył powodzenia i zostawił w jej dłoniach złotą monetę. Później pożegnał się i ruszył w swoją stronę.