Argentin nie zna swoich biologicznych rodziców. Nie ma nawet pojęcia czy żyją. Nigdy nie dowiedział się również, co spowodowało ich rozłąkę - został porwany, a może raczej sprzedany? Jego najwcześniejsze wspomnienia związane są już z domem w Denarze, w którym to się wychowywał - bo ciężko było nazwać wychowywaniem to co robili z nim jego przybrani rodzice. Była nim para niezbyt zamożnych szlachciców rasy ludzkiej. Nie pasował do miejsca w którym mieszkał o czym przekonał się dość wcześnie w swoim życiu. Narażony był na ciągłe wyzwiska i dokuczanie ze względu na jego odmienny od innych wygląd. Ci, którzy nie mogli pozwolić sobie na takie docinki ze względu na jego status - był oficjalnie adoptowanym dzieckiem szlachciców i z tego względu posiadał również tytuł szlachecki - obgadywali go za jego plecami, gdy myśleli że nie słyszy.
Argentin stał się przez to szybko wrednym i nieposłusznym dzieckiem. Wdawał się w bójki, przez co jego rówieśnicy nie znosili go jeszcze bardziej. Swoje frustracje wyładowywał na służbie czyniąc im różne złośliwości i upokarzając na każdym możliwym kroku. Dobre stosunki utrzymywał jedynie z Walerią - jedną ze zwykłych służących, półelfką będącą sierotą. Ta zawsze odnosiła się do niego ciepło i nie usłyszał z jej ust nigdy złych słów. Odwdzięczał się jej tym samym. Mógł z nią szczerze porozmawiać i zwierzyć się ze swoich problemów. To mu naprawdę pomagało i pozwalało przeżyć w okrutnym świecie, w jakim przytrafiło mu się żyć.
Wszystko skończyło się pewnego dnia, gdy natknął się na swojego ojca gwałcącego Walerię. Wiedziony nagłym impulsem, porywem gniewu, chwyciła za pierwszą rzecz, która nawinęła mu się pod rękę, a był nią srebrny lichtarz stojący przy wejściu do pokoju i rzucił się z nim na swego ojca, tłukąc go w szale i bez opamiętania, nawet gdy ten przestał już oddychać. Służba, która wpadła do pomieszczenia zaalarmowana wrzaskiem Argentina, zastała go całego we krwi, klęczącego nad ciałem ojca i szlochającego. O morderstwo oskarżono Walerinę. Elf próbował przekonać wszystkich że to nie ona to zrobiła, uznano jednak że jest w szoku. Nawet matka nie uwierzyła mu. Kobietę stracono następnego dnia, bez żadnego sądu. Tego dnia w Argentinie coś umarło, być może ostatnia iskierka dobra jaka mu została. W nocy zabrał z kuchni nóż, zakradł się do pokoju matki i poderżnął jej gardło, za to że go zdradziło. O dziwo, tym razem nie czuł kompletnie nic. Dokonał sprawiedliwego wyroku - życie za życie. Zabrał szkatułkę z kosztownościami matki, oraz sakwę z pieniędzmi na czarną godzinę, ukrytą w sypialni rodziców. Pieniędzy wystarczyłoby mu na wiele lat przyzwoitego życia. Opuścił dwór by nigdy do niego już nie wrócić, miał wtedy 16 lat.
Przez jakieś dwa lata tułał się bez celu od miasta do miasta bardziej wegetując niż żyjąc. Jego myśli zasnute były jakby mgłą. Nic nie sprawiało mu radości, ani też smutku. Przechodził obojętnie gdy komuś działa się krzywda, nie robiły na nim wrażenie również uwodzicielskie sztuczki napotykanych kurtyzan. Nie wiadomo ile by to jeszcze trwało, jednak pewnego razu przypadkiem usłyszał rozmowę dotyczącą rasy elfów do złudzenia przypominających jego. Do tej pory nigdy się nad tym nie zastanawiał, czy na świecie są inni mu podobni, gdy postanowił jednak zdobyć taką informację okazało się, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Kupił konia, spakował potrzebne zapasy i ruszył w długą wędrówkę do krainy mrocznych elfów na dalekim wschodzie, nie wiedząc czego się właściwie spodziewać.
Chodź nie miał żadnych oczekiwań, to wizyta w królestwie mrocznych elfów i tak zdołała go rozczarować. Nie spędził tam zbyt wiele czasu, chodź nie z tego akurat powodu. Tak się złożyło że jakiś dziwnym zrządzeniem losu, znalazł się w największej świątyni Pani Chaosu. Chodź z całych sił starał się sobie przypomnieć jak tam trafił, nie potrafił tego dokonać w żaden sposób. Zrobił to sam, czy może powiodła go pokręcona wola bogini? Tak czy owak, na ołtarzu natknął na pokaźnych rozmiarów tomiszcze na której twardej okładce wyryte były niezrozumiałe dla niego symbole. Wiedziony ciekawością dotknął tomu. Pomiędzy tomami a jego dłonią przeskoczyła oślepiająca iskra, chodź nie poczuł jej. Tak się złożyło, że akurat ten moment wybrali sobie kapłani by pojawić się w świątyni. Nie wiele myśląc Argentin musiał salwować się ucieczką. Na szczęście udało mu się to, chodź odgłosy pogoni słyszał jeszcze przez długi czas.
Dopiero w połowie drogi do środkowej Alaranii zorientował się, że zabrał ową feralną księgę wraz ze sobą. Któregoś dnia zauważył ją po prostu pośród swoich juków. Zabawne, musiał to zrobić instynktownie. Otworzył ją na pierwszej lepszej stronie, lecz jego oczom ukazała się gryzmolona, kompletnie niezrozumiałych znaków. Podobnie wyglądały wszystkie pozostałe strony. Nie chcąc by tomiszcze mu ciążyło, zostawił je po prostu na miejscu swojego postoju i ruszył dalej. Jakie było jego zdziwienie gdy znalazł je w jukach podczas kolejnego popasu w swoich jukach. Próbował pozbyć się księgi jeszcze kilkakrotnie, jednak ta zawsze wracała - nawet gdy wrzucił ją z przywiązanym kamieniem do jeziora. Dni mijały, a jego zaczęły męczyć coraz cięższe bóle głowy. Budził się w nocy zlany potem i miał wrażenie jakby coś wgryzało się w jego mózg. Był niemal pewien, że ma to związek z księgą. Z dnia na dzień, symbole na jej kartach zaczynały układać się we wzory, a na widok niektórych znaków w jego głowie nieświadomie formowały się słowa w nieznanym mu języku.
Uznał, że uda się po pomoc do czarodziei. Pierwszy z nich nieomal go zabił na widok księgi. Krzycząc coś o plugawym pomiocie cisną w jego stronę zaklęciem, które na szczęście odbiło się od tomu. Elf nie czekał na kolejne uderzenie, ulotnił się czym prędzej. Nauczony doświadczeniem, znów począł się tułać, tym razem unikając większych skupisk ludzi. Minęło w ten sposób kilka lat, usłanych nieustannym cierpieniem. Czasem odzyskiwał świadomość w środku nocy, tylko po to by odkryć, że rysuje na ziemi jakieś skomplikowane wzory, a z jego gardła rytmicznym tonem wydobywa się szereg niezrozumiałych wyrazów. Karty w księdze stawały się coraz bardziej czytelne, chodź wciąż nie potrafił zrozumieć czemu służą.
Niespodziewanie, któregoś dnia staną przed bramami Mauri, a ból głowy ustał całkowicie. Nie mając zbytnio innego wyboru, przekroczył mury miasta. Widok obszarpanego podróżnika nie robił tu na nikim wrażenia, jednak magiczna aura jego księgi została szybko zauważona. Został pojmany. W pierwszej chwili chciano się go pozbyć, a księgę przywłaszczyć, okazało się jednak, że nikt poza nim nie jest w stanie jej odczytać. Chodź nie wiedziano co zawiera, niewątpliwym było iż jest to artefakt o potężnej mocy. Postanowiono uczynić z Argentinia agenta. Ponownie nie bardzo miał wybór, jak się jednak później okazało spodobała mu się ta rola.
Przeszedł długie i żmudne szkolenie ze wszystkich zdolności przydatnych w tym rzemiośle - od stosowania trucizn, po grę aktorską z którą radził sobie wyśmienicie. Lata mijały a elf wspinał się coraz wyżej po szczeblach zawodowej kariery. Początkowo wykonywał dość nieznaczące zadania, z czasem jednak powierzano mu coraz poważniejsze zlecenia. Zyskał szacunek, prestiż a także dorobił się swojej posiadłości. Czuł się dobrze wśród nieumarłych, do których żywił większy respekt niż w stosunku do ludzi.
Więź którą został połączony z księgą, okazała się jak do tej pory nierozerwalna chodź próbował wszelkich sposobów. Chodź sama księga zapewniała mu wiele korzyści - dzięki niej nauczył się korzystać z magii rytualnej - miała też niezbyt przyjemne efekty uboczne. Czasami zdawała się przejmować kontrolę nad jego losami, bywało też że słyszał w swym umyśle jak szepcze mu mroczne sekrety.