Niemowlę, któremu potem nadano imię Meridion, zostało znalezione pod koniec Ery Środka ułożonego na starożytnym, kamiennym ołtarzu, w Górach Księżycowych. Znalazł je jeden z elfich kapłanów doglądający tamtego miejsca. Nic nie wiadomo o jego rodzicach, poza tym, że jedno z nich musiało być człowiekiem, drugie zaś elfem, gdyż dziecko wykazywało cechy obu ras. W tamtych czasach niezwykłą rzadkością było spotkanie człowieka, który zawędrował tak daleko na wschód, podejrzewano więc, że jego matka jako ciężarna powróciła do Gór Księżycowych z środkowej Alarani, gdzie to musiało zostać spłodzone i porzuciła swojego potomka niedługo po jego narodzinach, w obawie przed zostaniem napiętnowaną. Nikt nie chciał zaopiekować się mieszańcem niewiadomego pochodzenia, z drugiej strony został on znaleziony w świętym miejscu i mógł być znakiem od bogów - choć nawet najbardziej przesądni w to wątpili. Na wszelki jednak wypadek, kapłani przygarnęłi go i dbali o jego podstawowe potrzeby, lecz niezbyt się nim interesowali, natomiast małe elfiątka albo go unikały albo co gorsza wytykały palcami jako odmieńca. Meridion spędził więc swoje najwcześniejsze lata na samotnych zabawach, wyobrażając sobie, że odbywa fantastyczne przygody, gdzieś w odległych krainach, które w jego umyśle zawsze jawiły się mu jako bardziej przyjazne. Za towarzysza rozmów, zaś miał jedynie książki, które chętnie czytał jeśli miał ku temu okazję.
Rozwiązanie sytuacji niechcianego dziecka przyszło pewnego dnia, gdy okazało się, że to wykazuje się magicznymi predyspozycjami. Meridionem zainteresował się jeden z Czarodziejów przebywających akurat w okolicy. Kilkunastoletni wtedy chłopiec trafił pod jego skrzydła i udał się wraz z nim do Twierdzy Czarodziejów. Imię jego opiekuna brzmiało Variel, aczkolwiek nie przewinęło się ono w dalszej historii Meridiona. Podróż była długa, choć w większości monotonna, mimo to nastolatek zdążył podczas niej zobaczyć kawałek świata i przekonać się, że reszta kontynentu też nie jest tak piękna, jak było to opisywane w książkach.
Gdy w końcu znalazł się wewnątrz magicznych murów Twierdzy Czarodziejów, mógł w końcu poczuć choć namiastkę prawdziwego domu. W przeciwieństwie do krainy elfów, nie odstawał tutaj od reszty pod względem swojej rasy. Wprawdzie podczas jego pobytu nie spotkał innego półelfa, jednakże różnorodność przedstawicieli innych gatunków, sprawiała, że nie odstawał od reszty. Podczas swoich studiów wykazał się wyjątkową bystrością i błyskotliwością, nawet jak na ucznia magicznej akademii, której studenci zwykle byli raczej ponadprzeciętni pod tym względem. Dzięki temu oraz wrodzonemu talentowi magicznemu, zaczął szybko przyswajać sobie arcana - zdaniem jego mentorów, często wręcz zbyt szybko. Ciekawość, niecierpliwość oraz lenistwo, sprawiały, że nieraz chodził na skróty, a niejednokrotnie zagłębiał się także w zagadnienia zakazane. Jego początkowo dobra opinia u mentorów, zaczęła powoli upadać. Po wyjątkowo nieprzyjemnym wybryku związanym z próbą wykradnięcia potężnego artefaktu, która to nieomal zakończyła się śmiercią kilku studentów, został wydalony z akademii, bez możliwości powrotu. Znów został sam jak palec.
Przez kolejne kilka dekad tułał się po Alarani, zwiedzając różne jej zakątki, poznając różne kultury i stworzenia, w żadnym miejscu jednak nie zabawił zbyt długo. Podróże te były dla niego raczej rozczarowujący doświadczeniami. O ile doceniał różne cuda natury, to mieszkańcy kontynentu nieodmiennie sprawiali mu zawód swoim podejściem do życia, choć być może to jego wychowanie i brak umiejętności społecznych sprawiały, że tak źle odnajdywał się wśród innych. Na życie zarabiał głównie swoją magią, ale bywało że i też mieczem, którego posługiwania z czasem się nauczył. Większość problemów, zwykle dawało się rozwiązać jednym lub drugim. Swoją biegłość walki bronią białą wspierał zaklęciami rzucanymi zarówno podczas walki, jak i zaklętymi przez niego wcześniej w ekwipunku. Nauczył się trudnej sztuki tworzenia magicznych przedmiotów i zmieniania ich właściwości, choć sztukę tę miał dopracować do perfekcji dopiero wiele stuleci później. Wiódł więc życie najemnika, choć bywało czasem i tak, że pomagał biednym ludziom za darmo, starając się zaskarbić sobie ich sympatię i wdzięczność, te jednak rzadko przychodziły.
Gdy w końcu stracił nadzieję na odnalezienie swojego miejsca na łusce, osiadł w Ostatnim Bastionie, gdzie nie brakowało włóczęgów takich jak on, choć nie zwracał na nich więcej uwagi niż było to konieczne, mimo to z czasem zyskał pewien szacunek, dzięki swoim zdolnościom, które w tym nieprzyjaznym w tamtym okresie miejscu, były bardzo dobre. Skupił się na badaniach i pogłębianiu swojej wiedzy. Mijały mu na tym kolejne dekady i chociaż jako półelf mógł żyć dłużej niż otaczający go ludzie, nie był jednak obdarzony długowiecznością elfów i lata w końcu zaczęły odciskać na nim piętno.
Pomimo wszelkich nieprzyjemności jakich doświadczył w swoim życiu, Meridion zdążył się jednak do niego przywiązać i nie zamierzał się z nim żegnać. W przeciwieństwie do wielu ludzi, nie podobała mu się wizja spędzenia reszty wieczności w niebiosach, bądź co gorsza piekle, lub kto wie jakim jeszcze miejscu do którego mogła trafić jego dusza. Wolał pozostać przy władzy nad swoimi dalszymi losami, poza tym na świecie pozostawało jeszcze tyle wiedzy do odkrycia. Aby uniknąć śmierci, wielu przed nim uciekało się do zostania nieumarłym (lichem czy też wampirem), jego jednak nie satysfakcjonowała taka forma egzystencji, choć musiał przyznać, że była lepsza niż żadna. Rozwiązanie problemu przyszło niespodziewanie, podczas jednej z wypraw, które odbywał na tereny Opuszczonego Królestwa. W bibliotece, która jakimś cudem przetrwała, znalazł tom z opisem dawno już zapomnianego rytuału, który to pozwalał na zaczerpnięcie esencji z Otchłani i użycia jej do zatrzymania swojego starzenia. Był on zawiły, skomplikowany i pochodził z czasów, gdy uprawianie magii było znacznie łatwiejsze. Meridion nie miał więc pewności czy zadziała, począł jednak przygotowania, które to zajęły kolejną dekadę jego życia. W końcu jednak wszystko było gotowe, a żadna lepsza alternatywa nie pojawiła się. Nie potrafił ocenić ryzyka niepowodzenia, jednak z pewnością było ono niezerowe, jego czas jednak powoli się kończył. Z każdym mijającym miesiącem, zauważał że słabnie, jego zmysły nie są już tak wyczulone, a i umysł zaczyna zwalniać. Miał jeszcze przed sobą zapewne wiele lat życia, jeśli jednak miał podjąć się próby przeprowadzenia rytuału, musiał zrobić to teraz, póki siły go nie opuściły. Zaryzykował więc pozostałe mu do przeżycia lata i przystąpił do działania.
Rytuał odprawił na starożytnym, kamiennym ołtarzu, w zapomnianej części Mrocznej Puszczy, bliźniaczo podobnym do tego, na którym znaleziono go wiele lat wcześniej. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem, jednak półelf przeliczył swoje możliwości, wchłonął zbyt dużo by był w stanie to opanować. Otchłań wymknęła się mu z rąk i zamiast to on wchłonąć ją, ona pochłonęła jego i wciągnęła do siebie, przenosząc maga na inną łuskę.
Meridion spędził niemal wiek, błąkając się po zapomnianych zakamarkach Otchłani, do których nie śmiały zaglądać “porządne” demony. Zatopione w wiecznym cieniu, widmowe równiny otchłani, w wierciły się w jestestwo maga i przesiąknęły go do cna, odmieniając jego istotę na sposób, na który nie był przygotowany. Jego materialna powłoka przestała istnieć, a dusza przesiąknęła obcą esencją. Przestał być półelfem, a stał się demonem, innym jednak od tych, o których dane było mu czytać. Sam nie wiedział czym był. Wszystko to niemal doprowadziło go to do szaleństwa i obłędu, choć niektórzy mogliby stwierdzić, że naprawdę postradał zmysły. Dni zlewały się w jeden ciąg, a czas zdawał się tutaj nie istnieć. Przybyszowi czasem wydawało się że minęły zaledwie godziny, czasem zaś że całe tysiąclecia.
Zapewne w końcu otchłań pochłonęłaby go całkowicie, gdyby pewnego razu, zupełnym przypadkiem - czy jak ktoś woli, dzięki przeznaczeniu - natrafił na portal otwarty przez jakiegoś demonologa, z Środkowej Alaranii, który nie przeczytał zbyt uważnie ksiąg i sięgnął do tej części Otchłani, od której powinien trzymać się z daleka. Meridion skorzystał z jego błędu i przeszedł przez ów portal, lecz na nieszczęście demonologa, wraz z nim przedostały się do Alrarani również i inne demoniczne istoty, które zrobiły potem bardzo nieprzyjemne rzeczy przywoływaczowi. Na szczęście jego śmierć, zamknęła nieszczęsne wrota między łuskami, nim więcej istot zdołało się przez nie przenieść, co mogłoby doprowadzić do niemałej katastrofy, choć i tak, te które przemknęły wywołały sporo chaosu. Meridion tropił je później, by ostatecznie uwięzić je wewnątrz swojego umysłu, co jednak odbyło się dopiero znacznie później. Tymczasem szczęśliwy, iż udało mu się wyrwać z więzienia jakim okazała się dlań otchłań, ponownie wyruszył w świat, ciesząc się, że znów może cieszyć się z upływu czasu - choć ten przestał się go imać. Przez stulecie jego wygnania, niewiele zmieniło się jednak w środkowej Alaranii. Wciąż pozostawał obcym dla innych i tym razem, nawet bardziej dosłownie.
---
---
Podczas jednych z jego najświeższych wędrówek poznał istoty, które zobaczyły w nim coś więcej i obudziły w nim bardziej ludzkie uczucia, o których posiadanie już od dawna się nie podejrzewał. To właśnie wtedy po raz pierwszy jego drogi skrzyżowały się z anielicą o imieniu Niara, której to poznanie wytyczyło nowy rozdział w jego życiu. W końcu znalazł w sobie dość siły, by wyzbyć się demonów od dawna więzionych w jego umyśle, udało się je wygnać z powrotem do otchłani, choć nie miał pewności czy na dobre. Po pozbyciu ich się, odnalazł Niarę i przyłączył się do jej poszukiwania Artemisu – zgubionego przedmiotu, który mógł powstrzymać jej powolne umieranie. Szybko jednak zorientował się, że ich poszukiwania mogą zakończyć się, gdy będzie zbyt późno na uratowanie niebianki. Opuścił więc swych nowych towarzyszy i udał się na własne poszukiwania, zamierzając samemu stworzyć artefakt mogący ją uratować. Niefortunnie jednak natknął się na grupę czarodziejów, którzy uznali jego istnienie na tym świecie za zagrożenie i postanowili się go pozbyć. Meridio długo się im opierał, w końcu jednak ich magia go pokonała i unicestwiła, tak przynajmniej się im wydawało. W istocie jednak, jego esencja wróciła na powrót do otchłani, gdzie po jakimś czasie odrodził się.
Gdy w końcu zregenerował siły powrót okazał się trudniejszy niż się spodziewał. Na szczęście udało mu się opętać młodą wampirzycę imieniem Reira, której umysł nieopatrznie zapuścił się w Otchłań. Dyskretnie nią manipulując, skierował jej kroki do Niary. Opętanie przyniosło ze sobą jednak opłakane skutki, a nieszczęśliwy splot wydarzeń doprowadził do śmierci zarówno Niary jak i Rery - choć Niara wróciła potem do życia, o tym jednak nie wiedział. Śmierć nosicielki sprawiła, iż jego duch powrócił z powrotem do Otchłani.
Załamany, zdruzgotany i przeświadczony o klątwie, która na nim ciążyła, postanowił udać się w odosobnienie do widmowej krainy, by uchronić kolejne osoby od siebie samego. Jednakże niespodziewanie został z powrotem wezwany do Alarani przez potężną wampirzycę o imieniu Xena. Otoczona dwoma innymi demonami kobieta, wypuściła go ze swojej posiadłości, nie wyjaśniając dlaczego go przywołała, poza tym, że jego przeznaczenie jeszcze się nie wypełniło. Meridion puścił brednie o rzekomym przeznaczeniu mimo uszu, skoro jednak znalazł się w Alarani, postanowił zabawić w niej jeszcze jakiś czas. Mimo wszystko, ktoś chciał aby się tu znalazł, a to znaczyło, że nie pozostawał obojętny dla wszystkich.