- Czyli chcesz usłyszeć moją historię, przyjacielu? - zapytał elf, a blask ognia odbił się w jego fioletowych oczach. W odpowiedzi zobaczył kiwnięcie głowy człowieka, który siedział naprzeciw niego.
- Nie będzie to szczególnie ciekawa historia... - uprzedził Cal i na chwilę spojrzał w rozgwieżdżone niebo.
- Urodziłem się tam, gdzie mieszkają lodowe elfy, czyli na terenie Dalekiej Północy. Mój ojciec był już wtedy myśliwym, najlepszym w okolicy i może nawet jednym z najlepszych na terenie całej Dalekiej Północy. Podobno wcześniej zarabiał na życie jako najemnik, wykorzystując przy tym swoje niebywałe umiejętności w posługiwaniu się łukiem. Nigdy nie dowiedziałem się, czy jest to prawdą, bo nigdy nie chciał mi odpowiedzieć na pytanie z tym związane. Moja matka była miejscową zielarką i medyczką. Oboje byli lodowymi elfami. Wiesz... Nasz ród nie był zwykły, bo poza bronią rodową... - tutaj przerwał na chwilę i spojrzał na Czarnego Łabędzia, a Odrin domyślił się, że chodzi właśnie o ten łuk.
- Posiadamy też zdolność do szybszej regeneracji różnorakich urazów, szybciej niż u przeciętnego człowieka czy elfa... Mój ojciec znał też magię powietrza, której lubił używać do przyspieszania lotu strzały. Nauczył mnie wielu rzeczy, a ja uczyłem się szybko, dlatego teraz tak dobrze strzelam z łuku, między innymi. Matka też chciała mieć wkład w to, co będę wiedział i ona również nauczyła mnie paru ciekawych rzeczy. Dzieciństwo przebiegło mi spokojnie, na spędzaniu czasu z rówieśnikami i nauce, więc nie będę cię tym zanudzał i przejdą od razu do innego etapu w moim życiu — przerwał na chwilę, ale tylko po to, aby zwilżyć usta.
- Najpierw zginął mój ojciec, nawet mistrz popełnia błędy, a on za swój błąd zapłacił życiem. Nie pamiętam, kiedy to było, jednak od tamtego momentu trenowałem sam. Pewnie jesteś ciekaw, jak zginął? Otóż zabiła go wataha wilków, i to całkiem spora. Mój ojciec, po prostu, przecenił swoje umiejętności i możliwości, a przy okazji źle ocenił zagrożenie. Gdyby wziął mnie ze sobą, to może pożyłby dłużej... W każdym razie, to ja znalazłem jego ciało, bo zaczęliśmy się o niego martwić. Wziąłem Czarnego Łabędzia i poszedłem go szukać. Znalazłem jego ciało po kilku godzinach, a na podstawie obrażeń stwierdziłem, że zabiły go wilki. Później wróciłem do domu, razem z ciałem mojego ojca. Pochowaliśmy go razem z matką i, po jakimś czasie, pogodziliśmy się z jego śmiercią. Sztylet, który mam przy sobie należał do mojego ojca i jest jedyną pamiątką, jaka mi po nim pozostała. Kilka lat później zmarła moja matka... - w tym momencie Odrin przerwał elfowi, bo najwidoczniej miał do niego jakieś pytanie.
- Dlaczego nie zostałeś w domu rodzinnym i nie robiłeś tego, co twój ojciec? - zapytał po chwili, a Calathal uśmiechnął się i odpowiedział: - Gdybyś mi nie przerwał, to za chwilę i tak usłyszałbyś odpowiedź na swoje pytanie... Nie zostałem tam, ponieważ moja matka zmarła na chorobę, która zdziesiątkowała naszą wioskę, a jej ostatnim życzeniem było to, żebym odszedł i przeżył. Choroba, na szczęście, nie rozprzestrzeniła się poza wioskę, która i tak została spalona. W takim sposób straciłem najbliższą rodzinę. Przez kilka lat wędrowałem po Dalekiej Północy, oferując ludziom swoje usługi i dopiero po kilku latach przybyłem do Alaranii. Tutaj zarabiałem na siebie w podobny sposób. Jednak tutaj zdarzyło mi się kilka razy polować na zwierzynę leśną i sprzedawać, między innymi, skóry, gdy nie miałem żadnego zlecenia, a potrzebowałem pieniędzy. Od dziecka lubiłem przygody, więc takie życie mi pasuje. Powiem ci też, że przez cały czas w Alaranii spotkałem zaledwie kilku przedstawicieli mojej rasy, jednak nie przeszkadza mi to... - skończył i napił się wody z bukłaku, a następnie spojrzał na towarzysza.
- To by było na tyle, mówiłem, że moja historia nie jest szczególnie ciekawa — dodał. Odrin zwilżył usta alkoholem, który miał przy sobie i powiedział: - To prawda, jednak dzięki temu dowiedziałem się o tobie paru rzeczy... A teraz czas na nas, mieliśmy odpocząć tylko chwilę i iść przeszukać tamte ruiny — przypomniał mężczyzna i wstał, a Calathal zrobił to samo.
Ognisko już przygasało, a elf ukrył torbę pod płaszczem, a łuk i kołczan założył na plecy. Po chwili obaj szli już w stronę ruin niewielkiej świątyni, które były ukryte między drzewami. Cal nie zastanawiał się nad tym, co będzie robił po tym, jak zbadają podziemia świątyni i przyniosą zleceniodawcy to, czego poszukiwania im zlecił. Zastanowi się nad tym w swoim czasie...
******************
Pojawił się w posiadłości należącej do von Linerich, gdzie kilka dni wcześniej przyjął zlecenie związane z poszukiwaniem pewnej ważnej rzeczy dla tej rodziny. Na miejscu poznał dziewczynę o imieniu Gloren, która tam pracowała, jednak wcześniej okazało się, że przedmiot zlecenia został skradziony z miejsca, w którym powinien być ukryty. Pan domu zaproponował mu odnalezienie naszyjnika, a także to, że zwiększy wynagrodzenie, jeśli Cal podejmie się tego zadania. Elf zgodził się, wcześniej poważnie zastanawiając się nad tym, co równało się też temu, że w posiadłości, a także samym mieście spędzi trochę więcej czasu, niż zakładał na początku. Został też zaproszony na przyjęcie, na którym się zjawił... i dobrze, że to zrobił, bo właśnie tam doszło do spotkania z zabójcą. Elf wdał się z nim w walkę, którą wygrał, jednak sztylet mężczyzny trafił go i wprowadził truciznę do organizmu Calathala. Udało mu się też odzyskać naszyjnik, który znalazł w ukrytej kieszeni w ubraniu zabójcy. Kolejne dni były dla niego walką z trucizną, którą udało mu się wygrać. Gloren opiekowała się nim przez ten czas. Później, gdy już odzyskał przytomność, zdarzyło im się rozmawiać i wyjść poza mury posiadłości, jednak Cal zamierzał opuścić von Linerich, bo i tak siedział tu dłużej, niż zakładał. Niedługo po tym postanowieniu, odebrał nagrodę za zlecenie, uzupełnił zapasy i opuścił miasto.
Nogi zaniosły go nad Kryształowe Jezioro, gdzie spotkał Irmgardis i smoczycę, która jej towarzyszyła. Krótką rozmowę zakończyli tym, że nocowali w jednym obozowisku, bo ich pierwsze spotkanie odbyło się dość późną porą. Zaufali sobie wzajemnie na tyle, żeby spać niedaleko siebie i nie myśleć, że to drugie może cię okraść i uciec. Rankiem smoczycy już nie było, a Irmgardis poszła odświeżyć się w jeziorze, co skończyło się tym, że wpadła do dziury i uszkodziła sobie nogę. Cal poczuł, że powinien zejść na dół i zrobił to, a później pomógł dziewczynie z ranną kończyną. Okazało się, że do dziury prowadzi tunel, do którego weszli, szukając drogi wyjścia. Natknęli się na kultystów, których się pozbyli, a także na ich więźniów, których udało im się uwolnić. Później znaleźli wyjście z podziemi i się rozdzielili. Natknął się na kolejne jezioro, tym razem Jezioro Cara, gdzie postanowił urządzić sobie postój. Spotkał tam pradawną dziewczynę, z którą wdał się w rozmowę. Przez chwilę podróżowali razem i powiedzieli o sobie kilka rzeczy tej drugiej osobie, jednak trwało to krótko i rozdzielili się w okolicy Demary. Właśnie do tego miasta chciała udać się Amrita — ona poszła właśnie tam, a on ruszył traktem w przeciwnym kierunku.
Żona człowieka, któremu kiedyś uratował życie, poprosiła go w liście, aby wyświadczył jej przysługę właśnie ze względu na to, co stało się kiedyś. Gdy podróżował do jej zamku, spotkał córkę tego samego mężczyzny – zmienił stronę przez to, co mu powiedziała i postanowił, że pomoże jej przejąć tron i władzę. Dziewczyna miała plany i duże oczekiwania, jednak szybko okazało się, że nie będzie tak łatwo osiągnąć tego, czego ona chce. Cal niedługo mógłby nawet zastanawiać się nad tym, czy aby na pewno dobrze zrobił, oferując jej swoją pomoc… Mógłby nawet z nią o tym porozmawiać, jednak stało się coś, co oddzieliło go od reszty – trzęsienie ziemi, w które mogła być zaangażowana także magia sprawiło, że stracił przytomność i znalazł się w innej części Alaranii, gdy już ją odzyskał.
Został zatrudniony przez maga, który chciał odnaleźć Skarbiec Żywiołów. Oprócz niego za ochronę zleceniodawcy odpowiadała też dhampirzyca. Wyruszyli szybko, a już będąc na szlaku, spotkali zwiadowcę, który był znajomym maga i wyruszył wcześniej niż oni, aby zbadać teren i poszukać schronienia. Jako miejsce odpoczynku wybrali starą i opuszczoną strażnicę. Później okazało się, że pod nią ukryty był jeden z klejnotów, którego potrzebowali, żeby otworzyć Skarbiec. Najpierw udali się do miejsca, w którym był on ukryty, a tam – odczytując słowa zagadkowego wiersza – dowiedzieli się, gdzie szukać pozostałych klejnotów-kluczy. Udało im się zdobyć je wszystkie, chociaż za każdym razem napotykali jakiś problem na swojej drodze. Później wrócili do Skarbca i otworzyli go. Mag zapłacił im, gdy już weszli do środka i powiedział też, że mogą rozejrzeć się po pomieszczeniu i zabrać ze sobą to, co im się spodoba lub uznają, że im się może przydać. Sam mag pogrążył się wśród regałów i zaczął szukać interesujących go tekstów – zresztą, Calathal zrobił coś podobnego, chociaż on szukał czegoś na temat magii powietrza. Znalazł księgę i przeczytał ją, a później w ciszy opuścił Skarbiec i ruszył w swoją stronę.