Gdyby w przyszłości historia Dżariego miałaby być pieśnią, a utalentowany bard chciałby zacząć od niej swój występ, zapowiedziałby ją tymi słowy: “Chodźcie i posłuchajcie historii trzech przyjaciół, których los skierował przeciw sobie. Trzech mężczyzn, którzy mieli wszystko, ale im to odebrano. Chodźcie posłuchać historii o tych, którzy byli jak bracia, chociaż urodzili się w innych rodzinach. O tym, jak jedna tajemnica może zniszczyć wszystko.”
Zdawać by się mogło, że przyjaźń tej trójki będzie trwała wiecznie, że jeden za drugiego odda życie, a podczas rodzinnych uroczystości będą oni zajmować miejsca należne braciom. Było to dość dziwne trio, bo choć wszyscy byli w podobnym wieku, mieli podobne korzenie, to jednak każdy z nich był wyjątkowy. Chociaż nie, to też nie do końca prawda: dwóch z nich nosiło to samo imię - Dżariel. Całe szczęście wybrnęli z tego z prawdziwą gracją - starszy chłopak pozostał przy pełnej formie imienia, młodszego zaś (najmłodszego z całej trójki) wołano zdrobniale Dżari. Jednak wróćmy do początku.
Dżari urodził się jako drugie dziecko w rodzinie. Gdy on przyszedł na świat, jego starsza siostra Lita była już panną na wydaniu. Jego rodzice nie byli arystokratami, nie stanowili też dna niebiańskiego społeczeństwa - byli pośrodku. Ojciec swego czasu zajmował się magią, matka zaś była uzdolnioną w wielu dziedzinach artystką - talent po niej odziedziczyła Lita, której głos stanowił prawdziwą pochwałę boskiego stworzenia. Dżari nie poszedł tą samą drogą, co siostra, gdyż może i miał głos wysoki i czysty, ale nie potrafił go używać. Już jako dziecko było dość… wycofany. Cichy, spokojny, stroniący od towarzystwa. Z początku jego rodzice martwili się o swoją pociechę, zastanawiali się, czy przypadkiem nie jest z nim coś nie tak, w końcu jednak doszli do wniosku, że po prostu na tym polega jego urok, nie próbowali na siłę go socjalizować, starali się tylko zaznajomić go z jak największą ilością możliwości, z jakich będzie musiał wybierać jako dorosły. Już jako dziecko był uczony magii, wszelkich nauk ścisłych, sztuki, w tym nade wszystko gry na instrumencie i śpiewu, do których miał szczególny dryg. Wychowywał się praktycznie samotnie. Do czasu.
Dwaj przyjaciele Dżariego, Dżariel i Tallas, znali się praktycznie od kołyski. Starszy z nich, Dżariel, był na pierwszy rzut oka bardzo wyniosłym młodzieńcem, poruszającym się z gracją i godnością. Od najmłodszych lat szkolono go na maga, gdyż miał do tego naturalny talent. Jako jedynak lubił towarzystwo wąskiego grona zaufanych przyjaciół i przedkładał je nad rzesze znajomych, których mógł mieć. Tallas był raptem rok młodszy od Dżariela i cztery lata starszy od Dżariego. Jego rodzina była bardzo liczna, lecz mimo to był on jedynym synem, otoczonym wianuszkiem sześciu starszych sióstr. Od razu dał się poznać jako osoba żywiołowa, przy której Dżariel również robił się bardziej energiczny. Otoczony w dzieciństwie prawie samymi kobietami wybrał dla siebie drogę wojownika.
Dwaj starsi przyjaciele długo przekonywali do siebie introwertycznego Dżariego. Chcieli go poznać, gdyż różnica wieku między nimi była niewielka, a chłopak robił dobre wrażenie, wywołany mówił z sensem i miał wiele zainteresowań. Gdy w końcu dopięli swego, byli nierozłączni jak rodzeństwo syjamskie, zdarzało się, że we trójkę spędzali całe dnie, nocując w razie potrzeby w tym domu, do którego było najbliżej. Rodzice Dżariego nie zabraniali synowi tych kontaktów, cieszyli się wręcz, że chłopak w końcu znalazł sobie przyjaciół: ciężko całe życie spędzić w samotności.
Lata mijały, cała trójka wydoroślała. Dżariel został cenionym wśród Niebian magiem, który nigdy nie spoczął na laurach i cały czas poszerzał swoją wiedzę, z entuzjazmem angażował się również w politykę. Biblioteka w jego domu zajmowała więcej miejsca niż salon do przyjmowania gości, tam prowadzono większość dysput, by mieć pod ręką najpotrzebniejsze woluminy, anioł zaś niejednokrotnie pracował w niej tak długo, że zasypiał w swoim ulubionym fotelu. Tallas ukończył trening, nie został jednak wysłany w teren: pozostał na miejscu i pomagał w szkoleniach młodszej kadry, gdyż mimo porywczego charakteru miał na nich bardzo dobry wpływ i nieskończone pokłady cierpliwości w stosunku do tych bardziej opornych. Szybko się ożenił, co nikogo nie zdziwiło. Dżari zaś robił wszystko po trochu: w młodszych latach uczony sztuki i pobieżnie magii, pod wpływem Tallasa podjął naukę walki. Nie spodziewał się, że będzie to dla niego dobre rozwiązanie, gdyż w jego rodzinie od wielu pokoleń nikt nie dzierżył broni, okazało się jednak, że ma do tego talent, a dwa miecze w jego rękach stają się niezwykle potężną bronią. Znajdując w walce swój sposób na życie, zaniedbał na pewien czas wpojone mu wcześniej nauki, zaczął specjalizować się w magii, która mogłaby okazać się przydatna na ziemi, zaniedbując przy tym pozostałe dziedziny. Przestał śpiewać, zaś gra na guzhengu stała się dla niego przyjemnością, na którą nie zawsze znajdował czas. Rzadko bywał w rodzinnym mieście, wysyłany to tu, to tam, z różnymi misjami, które wymagały zarówno umiejętności walki, jak i swoistej delikatności, która go cechowała. Gdy już wracał na dłużej, czas dzielił równo pomiędzy rodzinę, przyjaciół i naukę, którą dalej kontynuował: z każdą kolejną wizytą na ziemi przekonywał się, że jeszcze wiele przed nim i jeśli chce dobrze wykonywać swoje obowiązki, musi zdobywać nowe umiejętności. I tak uczył się tropienia, sztuki przetrwania, powożenia… Nigdy nie wrócił do domu z kobietą, zbyt nieśmiały i zbyt zajęty, by sobie takową znaleźć, o co matka miała do niego trochę żal, ale też nie zamierzała go na siłę swatać, w nadziei, że gdy jej ukochany syn trafi na tą jedyną, będę o nią walczył.
Mijały dziesięciolecia, życie trójki przyjaciół stało się stabilne i może wręcz zakrawało na rutynę. Dżari jednak, wracając po kilkutygodniowych nieobecnościach, zaczął dostrzegać zmiany w swym starszym przyjacielu. Dżariel mocno schudł i zmarniał, zrobił się nerwowy, a ręce lekko mu drżały. Nikt się tym zbytnio nie przejmował, gdyż mag miewał takie stany już kilkakrotnie: jeśli jakieś zagadnienie wymagało głębszej analizy czy lepszego przygotowania, Dżariel poświęcał mu cały swój czas i często podupadał wtedy na zdrowiu. Tym razem jednak Dżari był pewien, że za złym stanem przyjaciela kryje się coś więcej. Zapytał go o to, dostał jednak dość tajemniczą odpowiedź.
- Tak, coś jest na rzeczy - przyznał Dżariel. - Ale nic nie mówię, by nie zapeszyć.
Młodszy anioł nie naciskał - wierzył w zdrowy rozsądek maga i jedynie zasugerował mu, by bardziej o siebie dbał. Później niestety przyszło mu żałować, że w tym konkretnym momencie nie był bardziej stanowczy i nie naciskał.
Dżari zdążył już przywyknąć, że do jego domu wpada zdyszany goniec i krzyczy coś o pilnych rozkazach, i że anioł ma się stawić “już, teraz, natychmiast”, dlatego tamtego dnia nie poczuł niepokoju. O wyznaczonej porze stawił się, aby przyjąć nowe zlecenie, na miejscu jednak już czekał Tallas. Obaj przyjaciele zrobili się niespokojni: starszy nigdy nie wyściubił nosa poza koszary, młodszy zaś zawsze pracował w pojedynkę. Szybko dowiedzieli się, co było powodem wezwania. A raczej kto. Dżariel. Rozkazy były mętne i niejasne, nikt im niczego nie wyjaśnił i zakazano pytać o szczegóły.
- Wasz przyjaciel zrobił coś, czego robić nie powinien - usłyszeli. - Przed odpowiedzialnością zbiegł na ziemię. Wy dwaj znacie go najlepiej, dlatego to wam powierzone zostaje zadanie znalezienia go i przyprowadzenia tutaj. Działajcie razem albo osobno, wasza wola, macie go jednak sprowadzić z powrotem. Weźcie te sygnety, Dżariel to potężny mag, lepiej by was chroniły.
To było wszystko, co im powiedziano. Dżari jakoś przełknął to, że nie chciano wyjawić im nic więcej, Tallas jednak stracił nad sobą panowanie i prawie przeszedł do rękoczynów, powstrzymało go jedynie chłodne spojrzenie Dżariego. Z budynku wyszli razem, milczący, na ulicy zaś obiecali sobie, że spotkają się następnego dnia rano, aby omówić szczegóły misji.
Dżari nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej czy później krzyczał, jednak tamtego wieczoru zrobił wyjątek. Rozpacz, która nim targała, sprawiła, że krzyczał i płakał, miotając się po domu. Cierpiał, gdyż kazano mu polować na najlepszego przyjaciela i chociaż nie wydano jeszcze wyroku śmierci, tajemniczość przełożonych wywoływała w nim olbrzymie obawy. Cały czas nie mógł zapomnieć rozmowy sprzed kilku zaledwie dni, gdy mógł jeszcze wypytać o wszystko Dżariela i odwieść go od błędu, jaki popełnił.
Następnego dnia spotkali się w domu Tallasa. Zdawało się, że obaj nie zmrużyli tej nocy oka. Tallas zbadał pierścień, który otrzymał na czas wykonywania misji: maskował on aurę anioła i sprawiał, że był podobny do śmiertelnika, nie było widać jego skrzydeł ani świecących oczu. Taki sam sygnet otrzymał Dżari, dla niego jednak przeznaczenie błyskotki było oczywiste - nieraz korzystał z niej podczas misji na ziemi. Razem z Tallasem długo rozmawiali nad tym, co się stało i co należy czynić dalej. Starszy anioł nalegał, by na ziemi rozdzielili się i szukali w pojedynkę - miał nadzieję, że dzięki temu szybciej znajdą Dżariela. Zasugerował też, by nie wracać z nim od razu do Planów, a wcześniej połączyć się i wyruszyć w drogę we trójkę. Młodszy przyjaciel zgodził się z jego tokiem rozumowania, biorąc pod uwagę również to, że sam nie za dobrze radził sobie pracując w grupie.
Jeszcze tego samego dnia obaj mężczyźni pożegnali się ze swoimi rodzinami i zeszli na ziemię, szukać trzeciego z nich, który bóg jeden wie, co zrobił i gdzie przebywał.
AKTUALNIE:
Dżari podjął trop Dżariela prawie od razu po zejściu na ziemię i podążał nim całymi miesiącami, lecz nie przybliżył się przez ten czas ani odrobinę do celu. Mag był sprytny, potrafił zwieść swego przyjaciela i kupić sobie czas, dlatego też za każdym razem, gdy jego konfrontacja z wojownikiem miała wkrótce nastąpić, potrafił wymyślić fortel, który skutecznie odwlekał moment spotkania. I tak grali ze sobą w kotka i myszkę, aż w końcu Avra zagrał kartą, która prawie zakończyła pościg - Dżari stracił trop. Nastąpiło to w okolicach Meot, w niewielkim miasteczku zwanym Nawią. Akurat trwały dożynki, a Laki liczył, że dzięki mnogości przyjezdnych biorących udział w zabawie dowie się w końcu czegoś, co pozwoli mu podjąć poszukiwania.
Tak poznał Laurę - niewidomą bardkę poruszającą się na wózku. Po prostu spotkali się na ulicy, gdy anioł zabawiał miejscowe dzieciaki. Rozmawiali ze sobą do późna, Dżari ośmielił się nawet zaśpiewać dla niej przed publicznością, czego do tej pory nie czynił. Rozstali się obiecując sobie, że spotkają się następnego dnia rano, lecz bardka nie pojawiła się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonym czasie. Zaniepokojony Dżari zaczął jej szukać, znalazł jednak tylko jej skrzypce porzucone gdzieś na przygotowanych do festynu stołach. Kolejne tropy zaprowadziły go w końcu do położonego za miastem, opuszczonego wodnego młyna. Tam już na niego czekano - najemne zbiry i upadły anioł, którzy chcieli wzbogacić się na jego śmierci, a Laura posłużyła im za wabik. Dżari toczył z nimi długą i nierówną walkę, którą w końcu przegrał. Ciężko ranny i nieprzytomny został spętany i zawleczony do młyna, gdzie przetrzymywano również porwaną dziewczynę. Tam ujawnił się kolejny członek tego spisku: lich. Wspólnicy w zbrodni chcieli zabić porwaną parę i wzbogacić się na sprzedaży ich ciał nekromantom i czarnym magom. Całe szczęście Dżari zdołał się oswobodzić i pokonać ich pomagierów, gdy jednak nadszedł czas konfrontacji z głównym przeciwnikiem, do walki wmieszała się jeszcze jedna osoba: Maya, kelnerka z karczmy, w której anioł przez ostatnie dni nocował. Dziewczyna nieroztropnie zaczęła szukać anioła, gdyż była w nim zadurzona i liczyła na spotkanie podczas festynu... Jednak swe poszukiwania prawie przypłaciła życiem, gdy upadły anioł Xanoth wziął ją za zakładniczkę - została wtedy zraniona mieczem tak przesiąknięty magią zła, że zadane nim cięcia się nie goiły. Dżari zdołał zgładzić piekielnego, lecz nie miał sił na wyleczenie Mayi, z której powoli ulatywało życie. Zabrał ją do Laury, gdyż wiedział, że bardka zna się na magii leczniczej - widział to dzień wcześniej, gdy pomogła pobitemu w karczmie mężczyźnie. By jednak zaklęcie się udało, potrzebna była broń, którą zadano ranę dziewczynie - Dżari wrócił więc po nią... A gdy tylko na moment spuścił z oka swoje podopieczne, pojawił się przy nich lich. Co zaskakujące, nie miał względem nich wcale złych zamiarów - nie był w stanie skrzywdzić Laury, gdyż jej rodzinie zawdzięczał życie. By więc spłacić swój dług, uleczył i ją i Mayę, po czym po prostu zniknął nim Dżari zdołał wrócić z pustymi rękami, gdyż miecz Xanotha wyparował... Miał odnaleźć się wiele miesięcy później, w zupełnie innych i znacznie gorszych okolicznościach...
Po dojściu do siebie i odzyskaniu przez anioła sił cała trójka mogła wrócić do miasta. Dzięki Mayi zdołali odnaleźć wózek Laury, a bardka i wojownik obiecali sobie, że dalszą podróż odbędą razem. Oprócz tego obiecali sobie również wspólny występ, który odbył się tego samego wieczoru - ona grała na swoich skrzypcach, a on śpiewał. Razem brzmieli tak dobrze, że nikt nie śmiał odmówić im braw. W ten sposób zatarli wspomnienia traumatycznych wydarzeń, które rozegrały się w opuszczonym młynie za miastem - mogli spokojnie odpocząć w nocy i następnego dnia powrócić do powierzonego Dżariemu zadania, w którym Laura zdecydowała się mu pomóc. Żadne z nich nie spodziewało się jednak, że los podsunie im niezwykle przydatny trop praktycznie pod sam nos - anioł został z samego rana rozpoznany przez mężczyznę, który oświadczył, że widział nie tak dawno temu kogoś z ich rasy. To był Dżariel, bez wątpienia. Kierował się ponoć w stronę Trytonii i to tam udała się poszukująca go para.
Wydarzenia rozegrane w portowym mieście były bardzo znaczące dla dalszych poszukiwań, choć w pierwszej chwili nic na to nie wskazywało. Ledwo Dżari wylądował, zaraz został wmieszany w walkę - napadnięty został przypadkowy przechodzień, a on jako osoba praworządna nie mógł stać bezczynnie. Okazało się, że trafił przez przypadek na dawnego znajomego Laury oraz poszukiwanego w całej Alaranii maga dźwięku w jednej osobie. Za kimś takim kłopoty ciągną jak ścierwojady za lwem - nie minęła chwila, gdy doszło do kolejnej walki, tym razem z łowcą nagród, który władał magią pustki tak sprawnie, że prawie pokonał i czarodzieja i anioła. Do starcia wplątała się jednak jego konkurencja: wojownicza Pokusa i jej pomagierzy. Jeden z nich, diabeł o charakterze figlarza, związał się z Dżarim w walce. Miał on coś, co zadziałało na Lakiego jak najlepszy wabik - żurawia z papieru. Niepozorna figurka sprawiła, że w anioła wstąpiły nowe siły. W walce zaczął dominować, a gdy diabeł rzucił się do ucieczki, on pognał za nim. Ledwo jednak oddalił się od Laury i maga dźwięku Quirrito, został ogłuszony. Gdy odzyskał przytomność, był w innej części portu, w dłoniach trzymał papierowego żurawia, o którego tak walczył, a obok niego leżał martwy diabeł. Dżari nie pojmował co się wydarzyło, lecz nie myślał o tym by dociekać przyczyn i skutków - właśnie wszedł w posiadanie wiadomości od Dżariela. Była ona skąpa, lecz dawała więcej nadziei niż jakikolwiek inny trop, na które wcześniej natknął się Laki. Na karteczce napisane zostały jego pismem słowa "zawróć" i "uważaj na siebie", przy czym pierwszy rozkaz został przekreślony. Poniżej namalowano symbol - deltoid z krzyżem. Dżari zdecydował się podążyć tym tropem po odnalezieniu Laury... Lecz jej nigdzie nie było. Laki wnet zrozumiał, że więcej jej nie ujrzy. Poważnie go to zmartwiło, lecz nie miał czasu rozpamiętywać rozłąki - zaraz wyruszył na dalsze poszukiwania.
Kilka tygodni później złotowłosy wojownik był już w Ostatnim Bastionie. Przebywając w mieście nieustannie czuł obecność Piekielnych, która stała się wręcz męcząca, a na dodatek co chwilę czuł też dziwne wyładowania magii, które powtarzały się w nieregularnych odstępach czasu. Tam też Dżari spotkał dwie osoby, które udzieliły mu pomocy: jedną z nich był elf Phelan, który rozpoznał tajemniczy symbol z wiadomości Dżariela. Drugą zaś była Shantti - elfia tancerka, która przez przypadek została wmieszana do walki między Dżarim a przypadkowo zdawać by się mogło napotkanym diabłem. Do walki tej wmieszała się poza tym jeszcze jedna bardzo ważna osoba – Tallas, który ścigał tego Piekielnego. Powitanie przyjaciół było szczere i radosne, radość jednak nie trwała długo: Tiirun zasugerował, że wszystko wskazuje na Upadek Dżariela i muszą pogodzić się z możliwością zgładzenia go na miejscu, przed czym Dżari czuł olbrzymie opory. By więc zyskać chwilę czasu na pozbieranie myśli cała trójka udała się do kryjówki Shantti, usytuowanej w jednym z wielu opustoszałych budynków. Tam anielski wojownik i elfia tancerka zbliżyli się do siebie i zaprzyjaźnili - na jej prośbę Laki zabrał ją na krótki lot nad miastem, ona pokazała mu gwiazdy i podniosła go na duchu. Później zaś cała trójka wybrała się na poszukiwania symbolu z wiadomości Dżariela. Dotarli do zrujnowanego budynku, w którym spotkali tajemniczego mnicha, który najwyraźniej znał poszukiwanego maga i co więcej, całkiem sporo wiedział również o Dżarim. Szantażem zmusił ich, by poszli razem z nim w podziemia. Tam wyjawił swoje imię, Nehiel, przyznał też, że jest aniołem i że nie do końca jest ich wrogiem, lecz najwyraźniej nie chciał też być z jakiegoś powodu brany za przyjaciela. Wskazał aniołowi i elfce drogę, sam jednak nie poszedł dalej.
Spotkaniu przyjaciół z początku towarzyszyło napięcie, które szybko ustąpiło miejsca szczęściu i uldze. Mężczyźni padli sobie w ramiona ciesząc się, że po tak długiej rozłące znów są razem. Wbrew podejrzeniom Tallasa, Dżariel nie upadł, lecz opuścił Plany, gdyż nie był w stanie wykonać powierzonego mu zadania. Przy zachowaniu największej dyskrecji miał on znaleźć zdrajcę, którego ruchy wysłały wielu młodych wojowników na śmierć. Dżariel - ku własnemu zdziwieniu i rozpaczy - odkrył, że to Tallas wszystkim kierował. Skonfrontował z nim swoje podejrzenia, Tiirun jednak niczemu nie zaprzeczył, a wręcz wykpił maga i ostrzegł go, że jeśli ujawni prawdę, głową odpowie za to najpierw Dżari, a dopiero potem mag we własnej osobie. To pchnęło Avrę do ucieczki bez informowania nikogo o swoich planach.
W tych okolicznościach konfrontacja była jedynie kwestią czasu. Tallas skrzyknął swych pomagierów i odnalazł dawnych przyjaciół w labiryntach korytarzy. Za przewodnika służył mu Nehiel, którego wcześniej zdołał pojmać i przemocą oraz eliksirami zmusić go do współpracy. Mnich spróbował czarami oddzielić grupy Tallasa i Dżariego, doprowadził jednak tylko do tego, że Laki został zamknięty po jednej stronie bariery razem z Tiirunem, a Dżariel i Shantti po drugiej. Obie grupy stoczyły zaciekłą walkę, na koniec której tylko cztery najważniejsze postaci stały jeszcze na nogach... Czy też pięć, jak się wkrótce okazało. Bo gdy mag i tancerka czekali, aż bariera opadnie i będą mogli wspomóc swego przyjaciela w walce ze zdrajcą, zza pleców Dżariego wychynął diabeł, który zarzucił na niego sieć, uniemożliwiając mu dalszą walkę. Chwilę później bariera opadła, a Dżariel nie zastanawiając się wiele ruszył na pomoc Lakiemu. Zabił zaklęciem zdradzieckiego diabła, po czym odepchnął złotowłosego wojownika i przyjął na siebie wymierzony w niego cios. Ostrze Tiiruna przeszyło na wylot jego pierś. Rana, choć bardzo groźna, byłaby możliwa do wyleczenia wspólnymi siłami Dżariego i Dżariela... została jednak zadana mieczem, którego wcześniej używał Xanoth – przez magię, którą nasycony został oręż, Avra był nie do uratowania, był jednak w stanie jeszcze przez jakiś czas utrzymywać przytomność, by móc pożegnać się z przyjacielem...
Walka Dżariego i Tallasa trwała dalej, żaden z nich nie chciał ustąpić, włócznik dążył do zgładzenia swego oponenta, a Laki do rozbrojenia go i oddania w ręce sprawiedliwości. Tylko przypadek przesądził jednak o wyniku walki – miecz w rękach Tiiruna pękł, a przez to Dżari zadał mu śmiertelny cios. Tallas był już jednak w tym momencie Upadłym – jego przemiana nastąpiła w momencie, gdy śmiertelnie ugodził Dżariela. Laki nie był w stanie roztrząsać zbyt długo zadanej śmierci, gdyż wiedział, że czeka na niego Avra, podtrzymywany przy życiu przez Shantti. Dopadł zaraz do nich i spróbował mimo wszystko uleczyć ranę przyjaciela, trud był jednak daremny. Dżariel odwiódł go od tych prób i poprosił Lakiego o jedną ostatnią przysługę: chciał usłyszeć jego śpiew. Dżari spełnił tę prośbę i pożegnał przyjaciela najwspanialszą pieśnią, jaka przyszła mu wtedy do głowy. Trwał przy nim, aż nie zamieni się w czyste światło, dopiero wtedy nadszedł czas na łzy, żal i ból. Gdyby nie obecna przy tym dramacie Shantti, kto wie, może Laki pozostałby w labiryncie korytarzy aż do własnej śmierci z wycieńczenia i rozpaczy, ona jednak była w tamtym momencie dla niego podporą, dzięki której był w stanie iść dalej. Na jej prośbę uleczył Nehiela i we trójkę opuścili podziemia, w których rozegrał się dramat trójki przyjaciół. Razem dotarli do świątyni Pana, gdzie mogli dojść do siebie – Dżari wyleczył do końca rany mnicha, sam również zaznał odpoczynku. Cała trójka otrzymała pomoc od kapłana i chłopaka, którzy byli akurat w przybytku bożym. Rany na ich duszach miały goić się jeszcze przez długi czas, fizycznie jednak szybko wrócili do siebie, a gdy najgorsze mieli już za sobą, nastąpił moment pożegnań - Dżari musiał wracać do Planów, by zdać raport z tego co się wydarzyło i opowiedzieć rodzinom tragicznie zmarłych przyjaciół o tym co zaszło. Anioł przed odejściem podarował Shantti jedno ze swych piór i obiecał jej, że jeszcze kiedyś się zobaczą.
W Planach Dżari długo dochodził do siebie po stracie, jakiej doznał. Pod wpływem przeżyć złożył przysięgę, że już nigdy nie weźmie miecza do ręki i nie przeleje niczyjej krwi. Wojowanie zamienił na medycynę i jako znachor żył kilkanaście lat nim Pan ponownie powierzył mu misję, przemawiając za pośrednictwem jego ojca. Nakazał on Lakiemu udać się na pielgrzymkę, podczas której odnajdzie osobę, dla której stanie się siłą i podporą. Nie określił celu ani czasu, po prostu anioł miał wędrować i czynić dobro aż nie trafi spełni swej misji. W ten oto sposób Dżari ponownie pojawił się w Alaranii, po której tuła się od wioski do wioski jako wędrowny znachor.
W swej wędrówce Dżari dotarł do Arrantalis - państwa położonego na dwóch wyspach na Oceanie Jadeitów. Tu zdarzyło mu się osiąść na dłużej i prawie że zapuścić korzenie, bo miał tu dom i społeczność, która go przyjęła. Cały czas jednak miał w pamięci, że nie po to zszedł na ziemię, by do końca życia wieść żywot znachora i hodować kury. Po czasie byłby jednak gotów przyznać, że może to nie był stracony czas, lecz część jego misji, bo gdyby opuścił tamtą wioskę, nigdy nie spotkałby tej, której szukał. Zdarzyło się, że okoliczne uprawy zaatakowała dziwna choroba o magicznym podłożu, która plony przemieniała w czarny ugór. Sytuacja była na tyle poważna, że na miejscu pojawił się nie kto inny jak sama królowa wraz ze swoją przybraną córką i liczną świtą. W świcie brakowało jednak wykwalifikowanego medyka, więc gdy królowa została kopnięta przez spłoszonego konia i straciła przytomność, nikt nie był w stanie udzielić jej pomocy. Miejscowi nie mieli jednak wątpliwości, że znali kogoś, kto mógł pomóc - na skraju wioski mieszkał wszak znachor, który już niejednej osobie pomógł, więc tym bardziej pomoże królowej. Posłano po niego, a gdy dotarł na miejsce, od razu poczuł, że nieprzytomna anielica, do której go wezwano, jest kimś wyjątkowym. I nie chodziło wcale o to, że była królową tego kraju - ona była kimś wyjątkowym DLA NIEGO. Tylko i wyłącznie. Wtedy jednak nie miał czasu myśleć nad tym co poczuł widząc ją, dopiero później dotarło do niego, że odnalazł swój cel w życiu i to ona nim była - ona, jej szczęście, bezpieczeństwo. To jej siłą i podporą miał się stać. Lecz nim to się stało czekała go jeszcze daleka droga. Dżari w swojej ubogiej chatce opatrzył królową i zaopiekował się nią, aż ta nie odzyskała przytomności. Sposób, w jaki się do niego uśmiechnęła po otwarciu oczu miał zapamiętać do końca życia. Nie spodziewał się jednak, że przez troskę, która wydawała mu się taka prosta i naturalna, zaskarbi sobie wdzięczność i sympatię rodziny królewskiej, a to sprawi, że z miejsca otrzyma posadę opiekuna księżniczki. Skończył się dla niego czas prostego życia w wiosce bez nazwy - rano jeszcze chodził boso i karmił kury, a wieczorem nagle zasiadał do jednego stołu z królową... Był to jednak czas dziwny, pełen gwałtownych przemian, burzenia i budowania. Miłość, którą czuł do Delii, została przez nią odwzajemniona i rozkwitła w pełni swej krasy, choć wielu sobie tego nie życzyło. Pierwszą przeszkodą na drodze do szczęścia był sam Dżari. Wspomnienie wydarzeń z Ostatniego Bastionu, śmierć Dżariela i Tallasa, w jego pamięci uczyniły z niego mordercę, z czym sam nie umiał sobie poradzić. Dopiero Delia udzieliła mu rozgrzeszenia, które pozwoliło mu samemu sobie wybaczyć. Problemem byli jednak również jej rodzice, a szczególnie ojciec, który nie życzył sobie takiego mężczyzny przy boku swej ukochanej córki. Wyzwał on Lakiego na pojedynek, a ten, choć od dwudziestu lat nie trzymał miecza w ręce, wyzwanie przyjął. I co więcej wygrał, rozbrajając przy tym swojego przeciwnika i nie czyniąc mu krzywdy. Wtedy wydawało się, że nic już nie stoi na przeszkodzie, aby Dżari i Delia byli razem, lecz zaraz pojawiła się nowa przeciwność losu - plotki. Gdy na dworze rozeszła się wieść o romansie rodzącym się między monarchinią i prostym chłopakiem z gminu, grupa dyplomatów i urzędników starała się przedstawić królowej konsekwencje z tym związane i namówić ją do przerwania go. Delia musiała niestety przyznać im rację i podczas nocnego spotkania na plaży wyznała ukochanemu, że muszą utrzymywać swój związek w sekrecie, lecz i to było rozwiązanie tymczasowe – oboje byli świadomi tego, że jeśli chcą być razem, muszą wymyślić coś, co pozwoli Dżariemu na legalny związek z królową, to zaś wiązało się ze zdobyciem tytułu na tyle wysokiego, by nikogo nie kuło to w oczy… Sposobność nadarzyła się już wkrótce, gdyż okazało się, że za tajemniczą chorobą plonów, która sprowadziła królową do wioski, gdzie mieszkał na początku ich znajomości, stał mag, który zbiegł na kontynent - powstrzymanie go przed czynieniem dalszych zniszczeń, złapanie i postawienie przed obliczem sprawiedliwości z pewnością przysłużyłoby się jego pozycji i pozwolił na osiągnięcie pewnych tytułów… Z tą myślą Dżari wyruszył w drogę, składając Delii obietnicę, że gdy wróci, już zawsze będą razem.
Po roku pościgu za diabłem Dżariel dotarł do Arturonu. Tam jego drogi skrzyżowały się zupełnie przypadkiem z Nuką Eskerem - rycerzem, który pomógł mu uniknąć samosądu wściekłych rolników, których plony zaczynały marnieć tak samo, jak przed wieloma miesiącami w Arrantalis... Tak, ścigany piekielny znowu zaczął praktykować swoją niszczycielską magię. By go ująć, Laki i Esker połączyli siły. Wspólna podróż sprawiła, że między obojgiem zrodziła się przyjaźń, której Dżariel od lat nie doświadczył, a która swego czasu była dla niego oczywista - Nuka stał mu się bliski jak brat, jak kiedyś Dżariel Avra. Rozumieli się bez słów i jeden za drugim w ogień by skoczył. Ta zażyłość sprawiła, że gdy doszło do ostatecznej walki z diabłem, a Nuka zaczął mieć kłopoty, Laki odnalazł w sobie dość determinacji, by odzyskać swoje skrzydła - to był jedyny sposób, aby zdążył w porę interweniować i uratować swojego przyjaciela. Odpowiednio zmotywowany - troską o przyjaciela, nienawiścią do piekielnego i miłością do Delii - Dżariel zdołał pokonać ściganego przez pół kontynentu diabła. Na dowód jego unicestwienia anioł zabrał ze sobą jego czarnomagiczne różdżki. Teraz czekała go podróż powrotna, lecz nie miał jej odbyć sam - tak się złożyło, że Nuka zamierzał mu towarzyszyć, bo wybierał się do swojej narzeczonej w Adrionie. Pozostała jedynie kwestia sprawozdania się królowi Arturowi XI Robowi, władcy Arturonu - to jemu podlegał Esker i to na jego ziemiach rozegrała się ta ostatnia walka. A później już można było ruszać.
Większość drogi minęła przyjaciołom bez większych przygód - obaj byli nawykli do tygodni spędzonych w siodle i nocy spędzanych na bezdrożach, a przemierzane przez nich Wschodnie Pustkowia były terenem całkiem dobrze znanym Eskerowi, nie groziło im więc, że się zgubią. Nie przyszłoby im jednak do głowy, że akurat gdy zatrzymali się w jakiejś malutkiej karczmie przy trakcie, wpakują się w poważne kłopoty - to samo miejsce wybrał sobie na postój Ralf, były herszt Nuki. Nie trzeba dodawać, że panowie nie rozstali się w zgodzie, a Ralf okazał się być bardzo zawistny. Wywiązała się walka, którą tym razem przyjaciele prawie przegrali - przez głupią interwencję postronnego gościa Dżariel został ogłuszony, a i Nuka bardzo mocno oberwał, jednak nie na tyle, by troska o przyszywanego niebiańskiego brata nie dodała mu sił, aby z bandytów zrobić krwawą miazgę. Ci, którzy widzieli śmierć swojego herszta, w większości zwiali, nie chcąc dzielić jego losu, a Esker i Laki również szybko zabrali się z tej karczmy - przez noc wylizali rany i ruszyli w dalszą drogę, tym razem już bez żadnych przygód, prosto do Adrionu.