- Nie wierzę ci — wypalił Godfryd i postawił kolejny kufel piwa przed czarodziejem.
- To zacznij wierzyć... Spędziłem dostatecznie dużo czasu na poszukiwaniach innych członków Dzierżycieli Mocy, że mogę mieć pewność, iż przeżyłem tylko ja — przypomniał kompanowi, bo przecież już wcześniej mu o tym wspomniał. Wyraz twarzy pradawnego świadczył o tym, że nie kłamie i w dodatku nie warto sprzeczać się z nim, jeśli chodzi o to, co powiedział.
- Mam inne pytanie... Kim w ogóle byli Dzierżyciele Mocy i dlaczego o nich nie słyszałem? - chwilę po tym pytaniu, karczemna dziewka przyniosła kolejny dzban z piwem, jakby Godfryd wiedział, że zapowiada się na długą opowieść i specjalnie poprosił o nowy dzban z trunkiem.
- Pomyśl o tym przez chwilę i jeśli nadal się tego nie domyśliłeś, to sam ci odpowiem na jedno z pytań... Nie słyszałeś o nas tak, jak wiele osób, właściwie to większość Alaranii nawet nie wie, że coś takiego istniało, a to dlatego, że członkowie składają przysięgę, w której godzą się na to, że będą trzymać w sekrecie istnienie grupy i to, że do niej należą — towarzysz Caina chciał mu przerwać, jednak domyślił się tego, o co zapyta i kontynuował — Tak, złamałem przysięgę, tylko że nikt mnie za to nie ukarze. Poza tym, śmiało można powiedzieć, że Dzierżyciele już nie istnieją — dopowiedział. Cały czas mówił przyciszonym głosem, tak żeby tylko Godfryd go słyszał.
- Ogólnie, to nie byliśmy dużym ugrupowaniem, jednak i tak trzymaliśmy to wszystko w tajemnicy. Rozumiem, że chcesz usłyszeć moją historię jeszcze raz, tylko że tym razem mam wspomnieć o tym, jak trafiłem właśnie tam i tak dalej? - zapytał, a odpowiedzią było tylko skinienie głowy mężczyzny siedzącego naprzeciw niego i wzrok, w którym widział ciekawość.
- Jestem jedynym żyjącym członkiem tej grupy, która już nie istnieje, w sumie to mogę opowiedzieć ci całą historię, tylko zachowaj ją dla siebie... Znajdę cię, jeśli zdradzisz te informacje komuś innemu — przestrzegł go Cain. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że jest śmiertelnie poważny i nie rzuca słów na wiatr.
- Tak naprawdę, to urodziłem się w na terenie zamieszkanym przez członków. Moimi rodzicami była dwójka magów, którzy by należeli do Dzierżycieli i nie miałem wyboru, jeśli idzie o przynależność do tej grupy. Skoro moi rodzice należeli do ugrupowania, to ja też musiałem. Rekrutem stałem się w wieku szesnastu lat. Nie znam całej historii, jednak nazwa "Dzierżyciele Mocy" musi mieć związek z magią, którą posługiwali się członkowie i, którą posługuję się ja sam. Nie ma co opowiadać o dzieciństwie i treningach, bo wtedy nie działo się nic ciekawego. Już nawet nie pamiętam, ile trwało szkolenie i po jakim czasie oficjalnie stałem się członkiem Dzierżycieli Mocy, jednak nawet po tym cały czas trenowałem swoje umiejętności i to właśnie dzięki treningom świetnie posługuje się magią, której zostałem nauczony. Oprócz magii posiadam też inne, przydatne umiejętności i dużą wiedzę, jednak nie chce mi się wymieniać tego wszystkiego po kolei, dlatego przejdę dalej — powiedział Cain i zrobił przerwę, w której zwilżył sobie gardło.
- Właściwie, to mogę już przejść do upadku. Przez wiele lat wszystko szło dobrze, bardzo rzadko zdarzało się, że na nasz teren zapuszczał się jakiś podróżnik, bo nasze ścieżki były ukryte. Takich podróżników nie zabijaliśmy, tylko oferowaliśmy im gościnę, nocleg i takie tam. Pewnego dnia przybył wędrowiec, który zachowywał się normalnie, jednak szybko nas opuścił i, jak okazało się później, był to tylko zwiadowca, który miał sprawdzić prawdziwość informacji, które podał mu zdrajca skuszony bardzo dużą sumą pieniędzy. Następnego dnia wkroczyła duża grupa najemników, w tym magów, którzy ich wspomagali, jednak wcześniej przyszła grupka zabójców, którzy wyeliminowali potężniejszych przedstawicieli Dzierżycieli Mocy. Prawie wszystkich. Właściwie, to gdyby nie Mistrz to prawdopodobnie zginąłbym tam z resztą magów, jednak on przeniósł mnie poza teren, który to nas należał. Nie powiem ci tego, gdzie to było konkretnie, mimo że domy i niewielka twierdza już dawno są ruiną. Znalazłem się na środku jakieś równiny i chwilę później okazało się, że jestem na terenie Równin Theryjskich. Najpierw chciałem odszukać podróżujących Dzierżycieli, jednak przypomniałem sobie, że Mistrz wezwał wszystkich na świętowanie Dni Założenia i prawdopodobnie zginęli w wiosce. Mimo to dalej myślałem, że może ktoś nie dotarł tam na czas i wciąż żyje. Później przyszły mroczniejsze myśli i przypomniałem sobie, że Mistrz wspomniał o pewnej organizacji zabójców, która chciała się nas pozbyć... nie mogę sobie przypomnieć ich nazwy, ale zabiłem kilku jej członków. Można ich rozpoznać po tym, że ich dłonie pokryte są tatuażami, które są słowami jakieś przysięgi i zapisana jest czarną mową. Spotykałem ich głównie wtedy, gdy sami wpadali na mój trop i mnie ścigali, później dochodziło do walk, które wygrywałem. Chcesz usłyszeć ciekawostkę? Nazywają mnie Ostatnim Dzierżycielem — pradawny ponownie przerwał opowieść, a przez jego usta przemknął uśmiech, gdy wspomniał o przydomku, który nadali mu zabójcy. Znowu zwilżył gardło.
- Byłem w wielu miejscach, robiłem i widziałem różne rzeczy, a do twierdzy Dzierżycieli Mocy wróciłem tylko raz. Kilka lat od upadku ugrupowania wróciłem na zgliszcza czegoś, co dawnej było domem moim i moich braci. Znalazłem tam pierścień, który niegdyś należał do Mistrza. Wziął go... powiedzmy, że jako pamiątkę. Znał też jego magiczne właściwości, dlatego ostatecznie nie była to tylko pamiątka. Kilka razy próbowałem odszukać jakichś znaczących ludzi należących do organizacji, która spowodowała upadek Dzierżycieli, jednak nie powiodło mi się, chociaż raz byłem blisko — w tym momencie Godfryd zdecydował się na to, że przerwie opowieść Caina i coś powie.
- Może zbierzemy chłopaków i ci pomożemy? - zapytał mężczyzna. W odpowiedzi mógł zauważyć spokojny wzrok rozmówcy, jednak wypowiedział on słowa dopiero po tym, jak wypił resztę piwa z kufla.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę waszej pomocy. Nie lubię, jak ktoś ginie tylko po to, żebym mógł przeżyć albo zrealizować swój cel — wytłumaczył czarodziej, a towarzysz skinął głową w geście zrozumienia. Najwidoczniej nie miał zamiaru prosić, za co Cainerath był mu wdzięczny.
- Nie wiem, co jeszcze mogę ci powiedzieć... Wiesz, że byłem w bardzo wielu miejscach, dużo umiem i bardzo dużo wiem. Wiesz też, że mam na karku prawie trzy i pół setki lat, a mimo tego wyglądam na jakieś trzydzieści lat — wyliczył pradawny. Rozmówca tylko kiwał głową, zgadzając się z tym, co mówi Cain.
- Na mnie już czas, przyjacielu. Jestem pewien, że nasze drogi kiedyś zejdą się ponownie, jednak nie wiem, kiedy to nastąpi. Do zobaczenia, Godfrydzie — odparł Cainerath i wstał od stołu. Chwilę później Godfryd również wstał ze swojego miejsca i obaj uścisnęli sobie prawice, a także poklepali po plecach. Następnie czarodziej skierował się ku drzwiom wyjściowym z karczmy, a jego przyjaciel dołączył do reszty swojej kompanii. Cainerath wyszedł z karczmy i po chwili nie było po nim śladu..
*******
Czarodziej spotkał na swojej drodze dwie kobiety, pokusę Rozalie i elfkę Jane, które, na jakiś czas, stały się jego towarzyszkami. Podróżowali ze sobą przez pewien czas, jednak Cain cały czas dążył do tego, żeby zniszczyć Poskromicieli. Po pewnym czasie, w drogę weszła im grupa należąca do organizacji, która chce pozbyć się pradawnego, a on chce pozbyć się ich. Doszło do potyczki, w której Jane i Rozalie mu pomogły, a sam Cainerath wydobył z głowy Dowódcy informacje na temat prawdopodobnej lokalizacji głównej twierdzy Poskromicieli, w której może przebywać ich Przywódca. Towarzyszki pradawnego postanowiły, że udadzą się z nim tam i pomogą mu w zemście. Gdy dotarli na teren Gór Dasso, elfka udała się na zwiad, aby ocenić sytuację i liczbę przeciwników zajmujących mury, następnie wróciła do nich i zdała raport. Najpierw odbyła się krótka potyczka poza murami twierdzy, w której trójka towarzyszy musiała wyeliminować zwiadowców w taki sposób, aby żaden z nich nie dowiedział się o ich obecności. Później weszli za mury i rozdzielili się- Cain ruszył na poszukiwania Przywódcy, a Jane i Rozalie do skarbca. Czarodziej wysłał je tam, żeby zgarnęły dla siebie jakieś łupy, poza tym napotkały tam mniejszy opór ze strony przeciwników, więc było mniej szansy na to, że zginą. Ostatecznie pradawny zemścił się i unicestwił Poskromicieli, a na sam koniec pożegnał się z elfką i pokusą, a także przeniósł je do miejsc, o których mu powiedziały. On sam teleportował się w miejsce, w którym kiedyś mieszkał i się wychowywał, aby powiedzieć tam, że wybił Poskromicieli i pomścił swoich bliskich. Został tam chwilę dłużej, aby zastanowić się nad tym, co chce robić dalej, a później przeniósł się w inne miejsce.
W Adrionie spotkał dwie kobiety — jedna związana była z ogniem, a druga z wodą. Ignis i Mamaria były swoimi przeciwieństwami nie tylko pod względem żywiołu, z którym czuły się związane, bo niektóre cechy ich charakterów także odpowiadały takim, które kojarzyły się z danymi żywiołami. Obie były ciekawymi osobami, jednak ścieżki ich i Caina rozeszły się tak szybko, jak się połączyły, więc mag zdążył im tylko trochę pomóc z problemami, które miały i nie udało mu się poznać je lepiej...
Mag planował wybrać się do jaskini znajdującej się gdzieś w okolicy — ponoć były w niej ukryte skarby, a on chciał sprawdzić prawdziwość tego. Rozwiesił kilka ogłoszeń, w których napisał, że szuka kogoś do pomocy i zgłosiła się tylko jedna osoba — kobieta o imieniu Kalayaan. Przemieniona wydała mu się skądś znajoma i okazało się, że kiedyś już się spotkali. Jako zapłatę chciała wziąć część kamieni szlachetnych, które tam znajdą, jeśli wieści o skarbie okażą się prawdziwe. Udali się do jaskini, która okazała się bardziej niebezpieczna, niż przypuszczał na początku — była ona domem dla stworzeń, które przejęły i zmieniły ciała krydian, które tu kiedyś mieszkały. Mimo tych przeciwności, i tak udało im się znaleźć skarb, mimo że był on ukryty pod wodą. Cain wydobył jakąś jego część, dzieląc się nią z Kalayaan. Później udali się w stronę wyjścia, jednak musieli się rozdzielić — mag samotnie udał się do wyjścia, licząc na to, że jej także się to uda... a później ruszył dalej.