Szepczący Las ⇒ Pierwszy kontakt
- Fenrir
- Splatacz Snów
- Posty: 371
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
- Kontakt:
Zabrał rękę, która spoczęła na rękojeści miecza, po tym jak Sanaya nie przyjęła jego pomocy we wstaniu. Zresztą alchemiczka w ogóle nie wstała tylko na czworaka cofnęła się w tył. Chyba lepiej byłoby jakby Eniko przed ten czas zajęła się alchemiczką, a smokołak pójdzie sprawdzić co z osobnikiem, który ukrył się na drzewie, co prawda sam miał to zaproponować, jednak Eniko pierwsza go o to "poprosiła". Skinął tylko głową i wrócił na polanę, na której teraz leżały tylko trupy.
Zauważył stojącego pod drzewem elfa, którego widział już wcześniej, elf ten walczył wcześniej z ludzką kobietą, którą zabił. Fenrir podszedł bliżej.
- Nie jestem rycerzem - warknął. Z chęcią zabiłby tego elfa, i żeby nie męczyć się z nim to przemieniłby się w "smoka", a później plunął w niego kulą kwasu, albo nadział na trujący kolec na końcu ogona. Nie wiedział w jaki sposób ten elf pomógł im w walce, więc w pewnym stopniu wydawało mu się, że ten po prostu coś kombinuje.
- Nie rozwalę twojej głowy o pień drzewa, pod którym stoisz? - odparł. Szpony jego smoczej łapy delikatnie zacisnęły się do środka dłoni, a ręka nieco bardziej zacisnęła się na rękojeści miecza. W każdej chwili mógł wyciągnąć miecz.
- Ogólnie pozwolę ci odejść i cię nie zabiję. Może być? Wielu pieniędzy nie mam, więc ci nie zapłacę - powiedział po chwili. Zawsze bez ostrzeżenie mógł go po prostu zabić lub szybko przemienić się w "smoka" i wykończyć go w postaci latającego jaszczura.
Zauważył stojącego pod drzewem elfa, którego widział już wcześniej, elf ten walczył wcześniej z ludzką kobietą, którą zabił. Fenrir podszedł bliżej.
- Nie jestem rycerzem - warknął. Z chęcią zabiłby tego elfa, i żeby nie męczyć się z nim to przemieniłby się w "smoka", a później plunął w niego kulą kwasu, albo nadział na trujący kolec na końcu ogona. Nie wiedział w jaki sposób ten elf pomógł im w walce, więc w pewnym stopniu wydawało mu się, że ten po prostu coś kombinuje.
- Nie rozwalę twojej głowy o pień drzewa, pod którym stoisz? - odparł. Szpony jego smoczej łapy delikatnie zacisnęły się do środka dłoni, a ręka nieco bardziej zacisnęła się na rękojeści miecza. W każdej chwili mógł wyciągnąć miecz.
- Ogólnie pozwolę ci odejść i cię nie zabiję. Może być? Wielu pieniędzy nie mam, więc ci nie zapłacę - powiedział po chwili. Zawsze bez ostrzeżenie mógł go po prostu zabić lub szybko przemienić się w "smoka" i wykończyć go w postaci latającego jaszczura.
- Sanaya
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 598
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Badacz
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
- Kontakt:
W istocie, szturchaniec od Eniko sprawił, że Sanaya się ocknęła, a w każdym razie tak to wyglądało: drgnęła wyraźnie i uniosła wzrok, jakby dopiero się obudziła i nie do końca wiedziała, gdzie jest. Odetchnęła głęboko, po czym pokręciła głową, starając się odgonić złe myśli. Słodycze od Eniko świetnie jej w tym pomogły: z cichym "dziękuję" przyjęła od niej kawałek karmelu, łapiąc go w dwa palce, po czym odgryzła nitkę, która powstała podczas odrywania jednej połówki od drugiej. Na smutki alchemiczki cukier był najlepszym lekarstwem, ustępował jednak miejsca możliwości pocieszenia przez kogoś bliskiego.
- Szkoda, że nie możemy się dogadać - westchnęła Sanaya, gdy już przełknęła karmel. - Nie będziesz miała chyba jednak mi za złe, jeśli się wygadam...
Tai zrobiła krótką przerwę, aby odgryźć kolejny kawałek cukierka, niewielki, by nadal móc mówić.
- Ale się strachu najadłam - zaczęła. - W życiu mnie takie coś nie spotkało. Nieraz wróciłam do domu bez pieniędzy, bo ktoś mnie na drodze okradł, ale to taki drobiazg, ryzyko wkalkulowane, wiadomo... Niby uważałam, rozglądałam się, a on pojawił mi się tuż przed twarzą, prawie znikąd, rozumiesz? Nie wiem jakim cudem, przecież patrzyłam... Mógł sobie zrobić ze mną co chciał, nawet jak próbowałam, to nie umiałam mu się przeciwstawić. Na arkana, ależ ja byłam przerażona, gdyby nie wy, chyba bym umarła ze strachu nim cokolwiek by mi zrobił... Dziękuję.
Sanaya nachyliła się do Eniko i bez ostrzeżenia przytuliła ją. Gest był krótki, alchemiczka zaraz się odsunęła.
- Dobrze - oświadczyła, wsuwając do ust ostatni kawałek karmelu. - Mogę wstać. Bo?
Tai nie była pewna, czy ostatnie słowo wypowiedziała poprawnie i czy aby na pewno niczego nie pokręciła - zdawało jej się, że to znaczy "chodźmy". Wstała, po czym wytarła o siebie lepkie od słodyczy palce. Zebrała z ziemi woreczek z resztką piekącego proszku i schowała go do torby. Przed wyjściem na polanę ubrała na siebie płaszcz i założyła torbę na ukos, aby nie musieć jej podtrzymywać. Odczekała, aż Eniko ruszy pierwsza - wolała, by czarodziejka nie widziała jeszcze jej pobladłej twarzy w pełnym słońcu.
- Szkoda, że nie możemy się dogadać - westchnęła Sanaya, gdy już przełknęła karmel. - Nie będziesz miała chyba jednak mi za złe, jeśli się wygadam...
Tai zrobiła krótką przerwę, aby odgryźć kolejny kawałek cukierka, niewielki, by nadal móc mówić.
- Ale się strachu najadłam - zaczęła. - W życiu mnie takie coś nie spotkało. Nieraz wróciłam do domu bez pieniędzy, bo ktoś mnie na drodze okradł, ale to taki drobiazg, ryzyko wkalkulowane, wiadomo... Niby uważałam, rozglądałam się, a on pojawił mi się tuż przed twarzą, prawie znikąd, rozumiesz? Nie wiem jakim cudem, przecież patrzyłam... Mógł sobie zrobić ze mną co chciał, nawet jak próbowałam, to nie umiałam mu się przeciwstawić. Na arkana, ależ ja byłam przerażona, gdyby nie wy, chyba bym umarła ze strachu nim cokolwiek by mi zrobił... Dziękuję.
Sanaya nachyliła się do Eniko i bez ostrzeżenia przytuliła ją. Gest był krótki, alchemiczka zaraz się odsunęła.
- Dobrze - oświadczyła, wsuwając do ust ostatni kawałek karmelu. - Mogę wstać. Bo?
Tai nie była pewna, czy ostatnie słowo wypowiedziała poprawnie i czy aby na pewno niczego nie pokręciła - zdawało jej się, że to znaczy "chodźmy". Wstała, po czym wytarła o siebie lepkie od słodyczy palce. Zebrała z ziemi woreczek z resztką piekącego proszku i schowała go do torby. Przed wyjściem na polanę ubrała na siebie płaszcz i założyła torbę na ukos, aby nie musieć jej podtrzymywać. Odczekała, aż Eniko ruszy pierwsza - wolała, by czarodziejka nie widziała jeszcze jej pobladłej twarzy w pełnym słońcu.
-
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
Eniko nic się nie odezwała, choć nie zrozumiała wszystkich słów, była pewna, że Tai opowiada swoje niemiłe przeżycia sprzed chwili. Miała zamiar coś powiedzieć. Niespodziewanie Sanaii objęła ją i przytuliła. Virag nie odwzajemniła uścisku, jakby ją coś sparaliżowało. Alchemiczka była ciepła, a chwilę temu drżący oddech gorący, to zszokowało czarodziejkę. Wszyscy mieszkańcy Lodowej Krainy byli zimni w dotyku, a ich oddech rzadko kiedy puszczał parę z ust. Woda z Virag uchodziła całą powierzchnią ciała, klimat i las nie był dla niej przyjazny, lecz nadal była chłodniejsza niż otoczenie. Czarodziejka wypuściła z siebie powietrze: po głowie przeszła niespokojna myśl, że teleportacja się nieudała i znalazła się gdzieś na ziemiach Imperium, gdzie ludzie mają podobną temperaturę ciała.
Eniko chciała spytać się, na ziemiach czyjego państwa się znajdują, jednak nie znała odpowiednich słów w mowie ogólnej, tym bardziej w smoczej.
Obie wstały z ziemi.
Elf wyszczerzył ząbki i podrapał się po zaroście, zdradzając swoją znaczną domieszkę ludzkiej krwi. Bardziej był człowiekiem o szarej skórze i szpiczastych uszach niż mrocznym elfem. Zachichotał, zadrwił krótko z zaprezentowanej postawy Fenrira, po czym spojrzał złośliwie jak krasnolud widzący elfa wymachującego krasnoludzkim młotem – kpina i niedowierzanie.
- Twoja opcja nie jest interesująca. Mogę zmiażdżyć głowę, połamać kręgosłup. Blacha na plerach nie pomoże.
- Morderca! – Wydarł się głos z drzewa.
- Zwał jak wał – burknął półelf. – Nikt nie jest święty.
Oderwał się plecami od drzewa i wziął wekierę w do ręki. Machnął nią szeroki i mozolny łuk, oparł ciężką broń sobie na ramieniu.
- Osiem leży twarzą do ziemi na polanie, jeden w krzakach, a koni jest tuzin. Chwytasz? Pozbyłem się obserwatorów nim ty bojwoać z mieczem polazł. Ja chcę… - nie dokończył.
W tym momencie na polanę przyszły Tai i Blaszt-Barta. Elf zawiesił swoje zbereźne spojrzenie na nie. Przejęta strachem wysoka kobieta o ciemnofioletowych włosach, czarne tatuaże stały się wyraźniejsze na utrzymującej się bladości. – Zagryzł wargę. - Z kolczykami z masy perłowej i z sandałami na nogach wyglądała na szamankę z okolic pustynnych. Wzbudzała pewien szacunek i niepokój. Elf zahaczył też okiem o Virag, której wielki kontrast do jasnej niewzruszonej twarzy tworzyła czerń włosów i błyszczących oczu. Po chwili wykrzywił twarz w obrzydzeniu, kiedy spojrzał na Fenrira:
- Pół godziny, sam na sam, ja i wysoka, to będziemy kwita. Obiecuję, wróci cała. Wy – wskazał na czarodziejkę i wojownika – idziecie się przespacerować.
- A, co ze mną?! - krzyknął głos z drzewa.
- Wszystko mi jedno - burknął elf.
Eniko chciała spytać się, na ziemiach czyjego państwa się znajdują, jednak nie znała odpowiednich słów w mowie ogólnej, tym bardziej w smoczej.
Obie wstały z ziemi.
Elf wyszczerzył ząbki i podrapał się po zaroście, zdradzając swoją znaczną domieszkę ludzkiej krwi. Bardziej był człowiekiem o szarej skórze i szpiczastych uszach niż mrocznym elfem. Zachichotał, zadrwił krótko z zaprezentowanej postawy Fenrira, po czym spojrzał złośliwie jak krasnolud widzący elfa wymachującego krasnoludzkim młotem – kpina i niedowierzanie.
- Twoja opcja nie jest interesująca. Mogę zmiażdżyć głowę, połamać kręgosłup. Blacha na plerach nie pomoże.
- Morderca! – Wydarł się głos z drzewa.
- Zwał jak wał – burknął półelf. – Nikt nie jest święty.
Oderwał się plecami od drzewa i wziął wekierę w do ręki. Machnął nią szeroki i mozolny łuk, oparł ciężką broń sobie na ramieniu.
- Osiem leży twarzą do ziemi na polanie, jeden w krzakach, a koni jest tuzin. Chwytasz? Pozbyłem się obserwatorów nim ty bojwoać z mieczem polazł. Ja chcę… - nie dokończył.
W tym momencie na polanę przyszły Tai i Blaszt-Barta. Elf zawiesił swoje zbereźne spojrzenie na nie. Przejęta strachem wysoka kobieta o ciemnofioletowych włosach, czarne tatuaże stały się wyraźniejsze na utrzymującej się bladości. – Zagryzł wargę. - Z kolczykami z masy perłowej i z sandałami na nogach wyglądała na szamankę z okolic pustynnych. Wzbudzała pewien szacunek i niepokój. Elf zahaczył też okiem o Virag, której wielki kontrast do jasnej niewzruszonej twarzy tworzyła czerń włosów i błyszczących oczu. Po chwili wykrzywił twarz w obrzydzeniu, kiedy spojrzał na Fenrira:
- Pół godziny, sam na sam, ja i wysoka, to będziemy kwita. Obiecuję, wróci cała. Wy – wskazał na czarodziejkę i wojownika – idziecie się przespacerować.
- A, co ze mną?! - krzyknął głos z drzewa.
- Wszystko mi jedno - burknął elf.
- Fenrir
- Splatacz Snów
- Posty: 371
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
- Kontakt:
"Mieszaniec..." - przeszło mu przez myśl, gdy u mrocznego elfa zauważył kilka cech ludzkich. Stał niewzruszony naprzeciw mieszańca, przez chwilę mogło wydawać się, że Fenrir miejscami zamienił się z posągiem, jednak on badał wzrokiem swojego, możliwe, że przyszłego przeciwnika. Szukał u niego słabych miejsc, oprócz tych, które ma każde humanoidalne stworzenie.
- Możemy tak dalej wymieniać metody jakimi moglibyśmy się zabić... Poza tym pancerz, który mam na sobie nie jest moją jedyną ochroną - odparł. Mógł sam wymienić kila sposobów w jakie zabiłby tego mieszańca, jednak nie widział w tym żadnego sensu. Gdy przyjdzie do walki to chyba zmieni się w hybrydę albo w jaszczura, żeby szybciej poszło.
- Taa... "Chwytam". - odparł. - Ta trójka, którą zabiłeś to albo ruszyłaby z pomocą swoim, albo uciekła. Gdyby ruszyli to by zginęli - dodał po chwili. Dobrze, że smokołak ma tyle wzrostu, ile ma, bo półtoraka nosiłby na plecach, a nie przy pasie, chociaż i tak będzie musiał zastanowić się nad taką metodą jego noszenia, bo może być ona praktyczniejsza.
- W twoich snach - warknął krótko do pół elfa, gdy ten wyszedł ze swoją propozycją. - Chyba nie myślałeś, że się na to zgodzę - dodał. Miał nadzieję, że Sanaya nie będzie na tyle głupia i nie zgodzi się na propozycję mieszańca.
- Pozwolę ci odejść... albo zginiesz - odparł, ale już nieco zmienionym głosem. Wykorzystał to, że przeciwnik jeszcze nie zaatakował, o ile w ogóle to planował i zmienił się w hybrydę. Z jego pleców wyrosły duże, czarne i skórzaste skrzydła, skórę Fenrira porosły smocze łuski, też w kolorze czarnym, a z drugiej ręki wyrosły mu pazury, takie same, w które uzbrojona jest jego smocza łapa. Był masywniejszy i silniejszy, jednak dalej był szybki i zwinny. Nie potrzebował miecza, żeby walczyć z pół elfem, wystarczyły mu ostre pazury i to, że świetnie radzi sobie w walce wręcz. Spojrzał jeszcze raz na mieszańca.
- Masz ostatnią szansę, żeby odejść - powiedział do niego. Był gotowy na to, że mieszaniec zaatakuje, zastosuje unik i kontrę.
- Możemy tak dalej wymieniać metody jakimi moglibyśmy się zabić... Poza tym pancerz, który mam na sobie nie jest moją jedyną ochroną - odparł. Mógł sam wymienić kila sposobów w jakie zabiłby tego mieszańca, jednak nie widział w tym żadnego sensu. Gdy przyjdzie do walki to chyba zmieni się w hybrydę albo w jaszczura, żeby szybciej poszło.
- Taa... "Chwytam". - odparł. - Ta trójka, którą zabiłeś to albo ruszyłaby z pomocą swoim, albo uciekła. Gdyby ruszyli to by zginęli - dodał po chwili. Dobrze, że smokołak ma tyle wzrostu, ile ma, bo półtoraka nosiłby na plecach, a nie przy pasie, chociaż i tak będzie musiał zastanowić się nad taką metodą jego noszenia, bo może być ona praktyczniejsza.
- W twoich snach - warknął krótko do pół elfa, gdy ten wyszedł ze swoją propozycją. - Chyba nie myślałeś, że się na to zgodzę - dodał. Miał nadzieję, że Sanaya nie będzie na tyle głupia i nie zgodzi się na propozycję mieszańca.
- Pozwolę ci odejść... albo zginiesz - odparł, ale już nieco zmienionym głosem. Wykorzystał to, że przeciwnik jeszcze nie zaatakował, o ile w ogóle to planował i zmienił się w hybrydę. Z jego pleców wyrosły duże, czarne i skórzaste skrzydła, skórę Fenrira porosły smocze łuski, też w kolorze czarnym, a z drugiej ręki wyrosły mu pazury, takie same, w które uzbrojona jest jego smocza łapa. Był masywniejszy i silniejszy, jednak dalej był szybki i zwinny. Nie potrzebował miecza, żeby walczyć z pół elfem, wystarczyły mu ostre pazury i to, że świetnie radzi sobie w walce wręcz. Spojrzał jeszcze raz na mieszańca.
- Masz ostatnią szansę, żeby odejść - powiedział do niego. Był gotowy na to, że mieszaniec zaatakuje, zastosuje unik i kontrę.
- Sanaya
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 598
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Badacz
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
- Kontakt:
Sanaya nie próbowała nawet ukryć swego zaskoczenia, gdy po wyjściu na polanę dostrzegła znajomą postać półelfa. Od razu odgoniła od siebie myśl, że to jego tamta banda zagoniła na drzewo, przecież to byłoby fizycznie niemożliwe. Więc co tutaj robił? Śledził ich, tamtych bandytów czy ich ofiary? Owszem, mógł pojawić się tu przez przypadek, ta wersja wydawała się jednak Sanayi najmniej prawdopodobna. Ze skraju polany słyszała cwaniacki ton mieszańca i ostre odpowiedzi Fenrira, nie rozróżniała jednak zbyt wielu słów. Mimo to miała złe przeczucia, zwłaszcza, gdy uchwyciła wlepiony w siebie i Eniko wzrok półelfa. Odruchowo poprawiła płaszcz, owijając się nim szczelniej. I wtedy właśnie usłyszała propozycję "nie do odrzucenia", złożoną przez mieszańca. Aż zrobiło jej się słabo: ledwo została wyrwana z łap jednego zboczeńca i już sięgał po nią drugi. Czy wszyscy mężczyźni w tym lesie powariowali, czy to jakieś przedziwne ułożenie gwiazd pokierowało losami Sanayi tak, aby dokopać jej za ostatnie kilka miesięcy względnego spokoju? Cokolwiek można było pomyśleć o Tai i jej kontaktach z mężczyznami, nie zamierzała oddać się obcemu tylko przez to, że ten sobie tego zażyczył. Mógł mieć nawet ku temu dobry powód, odpowiedź i tak brzmiałaby "nie". Całe szczęście Fenrir odrzucił propozycję mieszańca, nie pozostawiając miejsca do negocjacji - przeczucie mówiło alchemiczce, że jeśli smokołak okazałby chociaż cień wahania, jej własny opór nic by tu nie zmienił. W odczuciu Tai mieszaniec był tym typem cwaniaka, który nie potrzebuje wiele, aby postawić na swoim.
Mimo drżenia kolan Sanaya cały czas podchodziła do Fenrira, gdy jednak ten się przemienił, cofnęła się - to już nie były żarty. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek ujrzy towarzysza w formie hybrydy, ten widok jednocześnie ją zaskoczył i może nieco przeraził. Już w ludzkiej formie smokołak był przeciwnikiem, z którym należało się liczyć, zaś po przemianie trzeba było być głupcem, aby rzucić się na niego w pojedynkę. Chyba, że miało się prawdziwego asa w rękawie.
Tai nie zamierzała wtrącać się między Fenrira i półelfa, została tam gdzie stała, obserwując rozwój sytuacji. W duchu była spokojna o wynik starcia.
Mimo drżenia kolan Sanaya cały czas podchodziła do Fenrira, gdy jednak ten się przemienił, cofnęła się - to już nie były żarty. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek ujrzy towarzysza w formie hybrydy, ten widok jednocześnie ją zaskoczył i może nieco przeraził. Już w ludzkiej formie smokołak był przeciwnikiem, z którym należało się liczyć, zaś po przemianie trzeba było być głupcem, aby rzucić się na niego w pojedynkę. Chyba, że miało się prawdziwego asa w rękawie.
Tai nie zamierzała wtrącać się między Fenrira i półelfa, została tam gdzie stała, obserwując rozwój sytuacji. W duchu była spokojna o wynik starcia.
-
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
Elf natychmiast chwycił za tarczę i ustawił się w pozycji do walki.
- potępieniec – burkną pod nosem, zaciskając zęby.
Nie dał odpowiedzi na ofertę Fenria. Czekał, nie wiadomo na co. Ptactwo leśne świergotało wśród szelestu liści, jaki tworzył szumiący letni wicherek. Bąk głośnio przeleciał blisko ucha alchemiczki, a w tym samym momencie czarodziejka kichnęła dwa razy po kolei. Jeden z tuzina zwierzyny – koni, podszedł do ciał kusznika, zaczął rżeć i skubać martwego właściciela za ubrania, chcąc go obudzić, jednak ze śmierci nie można się wybudzić.
- Dobra – rzekł wściekle po czasie. – Oby nasze drogi więcej się nie spotkały.
Mieszaniec puścił z gardy. Wsiadł na konia kusznika, który posłusznie pozwolił się dosiąść. Spojrzał nienawistnie na całą trójkę, po czym szarpną za lejce i szybko odjechał w kierunku głównej drogi.
Eniko ponownie pokręciło coś w nosie, zaraz wzięło się jej na kichanie: otworzyła usta, nabrała powietrza, kropelka zakręciła się pod okiem i nagle – Apsik! Apsik! – Virag przyłożyła dłonie do twarzy, więc wydzieliną z nosa zasmarkała sobie ręce. Ze zmarszczoną brwią i z obrzydzeniem na twarzy zmieszaną z zaniepokojeniem obejrzała swoje obklejone dłonie. Po dłuższej obserwacji, postanowiła wyciągnąć chusteczkę, jaką dostała wcześniej od Tai, by wytrzeć dłonie.
- Idź... – kichnęła ponownie, aż zatkało jej od środka uszy. Ponownie użyła chusteczki.
- Meanos? – spytała, zaraz pociągając nosem.
- potępieniec – burkną pod nosem, zaciskając zęby.
Nie dał odpowiedzi na ofertę Fenria. Czekał, nie wiadomo na co. Ptactwo leśne świergotało wśród szelestu liści, jaki tworzył szumiący letni wicherek. Bąk głośnio przeleciał blisko ucha alchemiczki, a w tym samym momencie czarodziejka kichnęła dwa razy po kolei. Jeden z tuzina zwierzyny – koni, podszedł do ciał kusznika, zaczął rżeć i skubać martwego właściciela za ubrania, chcąc go obudzić, jednak ze śmierci nie można się wybudzić.
- Dobra – rzekł wściekle po czasie. – Oby nasze drogi więcej się nie spotkały.
Mieszaniec puścił z gardy. Wsiadł na konia kusznika, który posłusznie pozwolił się dosiąść. Spojrzał nienawistnie na całą trójkę, po czym szarpną za lejce i szybko odjechał w kierunku głównej drogi.
Eniko ponownie pokręciło coś w nosie, zaraz wzięło się jej na kichanie: otworzyła usta, nabrała powietrza, kropelka zakręciła się pod okiem i nagle – Apsik! Apsik! – Virag przyłożyła dłonie do twarzy, więc wydzieliną z nosa zasmarkała sobie ręce. Ze zmarszczoną brwią i z obrzydzeniem na twarzy zmieszaną z zaniepokojeniem obejrzała swoje obklejone dłonie. Po dłuższej obserwacji, postanowiła wyciągnąć chusteczkę, jaką dostała wcześniej od Tai, by wytrzeć dłonie.
- Idź... – kichnęła ponownie, aż zatkało jej od środka uszy. Ponownie użyła chusteczki.
- Meanos? – spytała, zaraz pociągając nosem.
- Fenrir
- Splatacz Snów
- Posty: 371
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
- Kontakt:
Fenrir cały czas stał w pozycji, w której z łatwością mógł wykonać unik, a po nim szybką kontrę.
- Smokołak, a nie żaden potępieniec, mieszańcu - powiedział ostro do pół elfa. Uważał, że łatwo było odróżnić smokołaka od potępieńca, przecież potępieńcowi wyrastają rogi, a u smokołaków nie ma to miejsca.
Fenrir nie zwracał uwagi na otoczenie, bo jego wzrok skupiony był na mieszańcu, dzięki temu wyłapywał nawet najmniejszy ruch tego osobnika. Pazury w obydwu łapach smokołaka nieco bardziej zbliżyły się do środka obydwu dłoni.
- Lepiej dla ciebie, żeby nasze drogi już nigdy się nie spotkały - powiedział do niego. Dalej obserwował pół elfa, robił to do momentu, aż ten wsiadł na konia i odjechał. Po tym skrzydła z pleców Fenrira skurczyły się lekko i ostatecznie znikły, a jego lewa ręka zmieniła się ze smoczej łapy w normalną. Tylko prawa dalej pozostała smoczą łapą. Odwrócił się do Sanayi i Eniko, ta druga zaczęła kichać.
- Tak. Teraz możemy tam iść - powiedział do ciemnowłosej czarodziejki. Następnie obejrzał się wokół siebie i w końcu ruszył w kierunku, w którym mieli iść wcześniej, i którym idąc mieli dojść do Meanos.
- Smokołak, a nie żaden potępieniec, mieszańcu - powiedział ostro do pół elfa. Uważał, że łatwo było odróżnić smokołaka od potępieńca, przecież potępieńcowi wyrastają rogi, a u smokołaków nie ma to miejsca.
Fenrir nie zwracał uwagi na otoczenie, bo jego wzrok skupiony był na mieszańcu, dzięki temu wyłapywał nawet najmniejszy ruch tego osobnika. Pazury w obydwu łapach smokołaka nieco bardziej zbliżyły się do środka obydwu dłoni.
- Lepiej dla ciebie, żeby nasze drogi już nigdy się nie spotkały - powiedział do niego. Dalej obserwował pół elfa, robił to do momentu, aż ten wsiadł na konia i odjechał. Po tym skrzydła z pleców Fenrira skurczyły się lekko i ostatecznie znikły, a jego lewa ręka zmieniła się ze smoczej łapy w normalną. Tylko prawa dalej pozostała smoczą łapą. Odwrócił się do Sanayi i Eniko, ta druga zaczęła kichać.
- Tak. Teraz możemy tam iść - powiedział do ciemnowłosej czarodziejki. Następnie obejrzał się wokół siebie i w końcu ruszył w kierunku, w którym mieli iść wcześniej, i którym idąc mieli dojść do Meanos.
- Sanaya
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 598
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Badacz
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
- Kontakt:
W odczuciu alchemiczki mieszaniec był zwykłym szaleńcem - dobrze, może poradził sobie z tamtą kobietą, ale sięganie po broń w celu walki z przemienionym Fenrirem było... po prostu szalone. Całe szczęście jednak półelf poszedł po rozum do głowy i zrezygnował. Sanaya obserwowała go czujnie, gdy szedł do konia, a następnie wsiadł na niego i odjechał. Nie widząc go, odetchnęła z ulgą.
- Fenrir... - zawołała smokołaka, podchodząc do niego. - Dziękuję ci, dwukrotnie uratowałeś mi dzisiaj skórę.
Jak w przypadku Eniko, tak i tym razem Tai wyraziła swoją wdzięczność rzucając się towarzyszowi na szyję. Stanęła przy tym lekko na palcach i przytuliła policzek do jego policzka. Dla osoby postronnej mogło to wyglądać tak, jakby Sanaya chciała pocałować swego obrońcę i w ostatniej chwili zmieniła zdanie, nigdy jednak nie miała takiego zamiaru - dotknęła jego twarzy, aby fizyczny wydźwięk jej gestu był wyczuwalny, wszak Fenrir był prawie cały okuty w zbroję, więc równie dobrze mogłaby obejmować drzewo.
- Dziękuję - powtórzyła, odsuwając się.
Sanaya spojrzała na kichającą Eniko, poprawiając przy tym płaszcz i torbę. Miała nadzieję, że to nie przez jej proszek dziewczyna kichała, bo chociaż było to mało prawdopodobne, jakieś tam ryzyko istniało, a Saar od samego początku wbijał jej do głowy, że głównym zadaniem alchemika jest niedoprowadzenie do sytuacji, w której osoba postronna cierpiałaby przez jego spartoloną robotę. Przynajmniej Eniko miała chusteczkę, to póki co powinno jej wystarczyć, chociaż Tai obiecała sobie, że będzie kontrolować sytuację.
- Chwila! - Sanaya nad podziw zdecydowanym głosem zwróciła na siebie uwagę towarzyszy, gdy ci zbierali się do podjęcia marszu. - A on?
Alchemiczka wskazała dłonią koronę drzewa, gdzie powinna ukrywać się osoba, przez którą w ogóle wdali się w walkę. Nie czekając na odpowiedź Fenrira bądź Eniko, podeszła do pnia i spojrzała w górę, starając się wśród liści dostrzec rannego.
- Jesteś tam? - zawołała. - Zejdź, jest już bezpiecznie, my ci nic nie zrobimy.
- Fenrir... - zawołała smokołaka, podchodząc do niego. - Dziękuję ci, dwukrotnie uratowałeś mi dzisiaj skórę.
Jak w przypadku Eniko, tak i tym razem Tai wyraziła swoją wdzięczność rzucając się towarzyszowi na szyję. Stanęła przy tym lekko na palcach i przytuliła policzek do jego policzka. Dla osoby postronnej mogło to wyglądać tak, jakby Sanaya chciała pocałować swego obrońcę i w ostatniej chwili zmieniła zdanie, nigdy jednak nie miała takiego zamiaru - dotknęła jego twarzy, aby fizyczny wydźwięk jej gestu był wyczuwalny, wszak Fenrir był prawie cały okuty w zbroję, więc równie dobrze mogłaby obejmować drzewo.
- Dziękuję - powtórzyła, odsuwając się.
Sanaya spojrzała na kichającą Eniko, poprawiając przy tym płaszcz i torbę. Miała nadzieję, że to nie przez jej proszek dziewczyna kichała, bo chociaż było to mało prawdopodobne, jakieś tam ryzyko istniało, a Saar od samego początku wbijał jej do głowy, że głównym zadaniem alchemika jest niedoprowadzenie do sytuacji, w której osoba postronna cierpiałaby przez jego spartoloną robotę. Przynajmniej Eniko miała chusteczkę, to póki co powinno jej wystarczyć, chociaż Tai obiecała sobie, że będzie kontrolować sytuację.
- Chwila! - Sanaya nad podziw zdecydowanym głosem zwróciła na siebie uwagę towarzyszy, gdy ci zbierali się do podjęcia marszu. - A on?
Alchemiczka wskazała dłonią koronę drzewa, gdzie powinna ukrywać się osoba, przez którą w ogóle wdali się w walkę. Nie czekając na odpowiedź Fenrira bądź Eniko, podeszła do pnia i spojrzała w górę, starając się wśród liści dostrzec rannego.
- Jesteś tam? - zawołała. - Zejdź, jest już bezpiecznie, my ci nic nie zrobimy.
-
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Tak, jestem – odpowiedział płaczliwie.
Osoba kryjąca się pośród koron drzew zaczęła schodzić. Człek znajdował się bardzo wysoko, więc hanza musiała trochę poczekać, aż znajdzie do nich. Młody mieszczuch, którego ciało zdobiły liczne drobne okaleczenia, jakich się nabawił, uciekając przez las. Na prawym przedramieniu miał obwiązany kawał brudnej zakrwawionej szmaty, trzymał dłoń na złym opatrunku.
- Wybieracie się do Meanos? – spytał drżącym głosem. – Mogę zabrać się z wami?
- Meanos, tak – zaczęła Eniko. – Ty…
Virag nie dokończyła swojej wypowiedzi, ponieważ nie wiedziała jak zapytać o to, co się przytrafiło człowiekowi z drzewa. Rozejrzała się wokoło, na leżące zwłoki. Ograbianie poległych to coś niebudzącego sprzeciwu, bynajmniej u czarodziejki, kiedy robi to obcym, a nie swoim rodakom. Pozbierała wszystkie pełne manierki, a puste rzuciła pod drzewo. Zostawiła sakwy poległych nietknięte. Napiła się wody opróżniając kolejny pojemnik. Następnie przywłaszczyła sobie kostur druida i kuszę, z którą zaczęła się szarpać, by załadować pocisk, niestety mechanizm kuszy wymagał większej siły niż broń lodowych strzelców. Virag wpadła na bardzo ciekawy, jej zdaniem, pomysł, by nauczyć Sanaii strzelać. Sama znała tylko podstawy, jednak przekazanie tej niewielkiej wiedzy alchemiczce zwiększy jej szanse wyjścia cało z niebezpiecznych sytuacji. O ile będzie okazja.
- Nie chcę opowiadać o tym, co się stało – powiedział ranny człowiek.
Osoba kryjąca się pośród koron drzew zaczęła schodzić. Człek znajdował się bardzo wysoko, więc hanza musiała trochę poczekać, aż znajdzie do nich. Młody mieszczuch, którego ciało zdobiły liczne drobne okaleczenia, jakich się nabawił, uciekając przez las. Na prawym przedramieniu miał obwiązany kawał brudnej zakrwawionej szmaty, trzymał dłoń na złym opatrunku.
- Wybieracie się do Meanos? – spytał drżącym głosem. – Mogę zabrać się z wami?
- Meanos, tak – zaczęła Eniko. – Ty…
Virag nie dokończyła swojej wypowiedzi, ponieważ nie wiedziała jak zapytać o to, co się przytrafiło człowiekowi z drzewa. Rozejrzała się wokoło, na leżące zwłoki. Ograbianie poległych to coś niebudzącego sprzeciwu, bynajmniej u czarodziejki, kiedy robi to obcym, a nie swoim rodakom. Pozbierała wszystkie pełne manierki, a puste rzuciła pod drzewo. Zostawiła sakwy poległych nietknięte. Napiła się wody opróżniając kolejny pojemnik. Następnie przywłaszczyła sobie kostur druida i kuszę, z którą zaczęła się szarpać, by załadować pocisk, niestety mechanizm kuszy wymagał większej siły niż broń lodowych strzelców. Virag wpadła na bardzo ciekawy, jej zdaniem, pomysł, by nauczyć Sanaii strzelać. Sama znała tylko podstawy, jednak przekazanie tej niewielkiej wiedzy alchemiczce zwiększy jej szanse wyjścia cało z niebezpiecznych sytuacji. O ile będzie okazja.
- Nie chcę opowiadać o tym, co się stało – powiedział ranny człowiek.
- Fenrir
- Splatacz Snów
- Posty: 371
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
- Kontakt:
Bardziej spodziewał się tylko słów, którymi Sanaya by mu podziękowała, a nie tego, że rzuci mu się na szyję, nie żeby mu to przeszkadzało czy coś, tylko po prostu nie zbyt się tego spodziewał. Mimo to, to i tak lekko uśmiechnął się pod hełmem.
- Podróżujesz ze mną, więc jeżeli jestem w stanie cię ochornić to zrobię to - odparł. Co prawda ciemnowłosa czarodziejka potrafiła obronić się sama, więc praktycznie nie musiał o niej wspominać. - Poza tym nie każdy konflikt trzeba rozwiązywać walką - dodał po chwili. Mimo, że lubił walczyć to gdy jest możliwość to smokołak próbuje rozwiązać konflikt przy pomocy słów, a nie czynów.
Spojrzał na człowieka, który zszedł z drzewa, na jego ciele chyba najgroźniejsza była rana na przedramieniu, która w dodatku była źle opatrzona, a brudny kawałek tkaniny zawsze mógł spowodować to, że w ranę wda się zakażenie.
- Masz źle zrobiony opatrunek, poza tym w ranę może wdać się zakażenie - odparł Fenrir, zanim człowiek zadał pytanie odnośnie tego, czy wybierają się do Meanos.
- Wybieramy się do tego miasta, a to czy możesz iść z nami to pozostawiam w rękach obydwu pań, które ze mną podróżują, bo mi to bez różnicy- tylko, żebyś nas nie spowalniał - powiedział po chwili. Przyglądał się jak Eniko siłuje się z kuszą, miał podejść i jej pomóc, ale podejrzewał, że dziewczyna nie przyjęłaby jego oferty, więc znowu spojrzał na rannego człowieka.
- Dobra... Nie opowiadaj. Ja nie mam zamiaru naciskać - powiedział na koniec.
- Podróżujesz ze mną, więc jeżeli jestem w stanie cię ochornić to zrobię to - odparł. Co prawda ciemnowłosa czarodziejka potrafiła obronić się sama, więc praktycznie nie musiał o niej wspominać. - Poza tym nie każdy konflikt trzeba rozwiązywać walką - dodał po chwili. Mimo, że lubił walczyć to gdy jest możliwość to smokołak próbuje rozwiązać konflikt przy pomocy słów, a nie czynów.
Spojrzał na człowieka, który zszedł z drzewa, na jego ciele chyba najgroźniejsza była rana na przedramieniu, która w dodatku była źle opatrzona, a brudny kawałek tkaniny zawsze mógł spowodować to, że w ranę wda się zakażenie.
- Masz źle zrobiony opatrunek, poza tym w ranę może wdać się zakażenie - odparł Fenrir, zanim człowiek zadał pytanie odnośnie tego, czy wybierają się do Meanos.
- Wybieramy się do tego miasta, a to czy możesz iść z nami to pozostawiam w rękach obydwu pań, które ze mną podróżują, bo mi to bez różnicy- tylko, żebyś nas nie spowalniał - powiedział po chwili. Przyglądał się jak Eniko siłuje się z kuszą, miał podejść i jej pomóc, ale podejrzewał, że dziewczyna nie przyjęłaby jego oferty, więc znowu spojrzał na rannego człowieka.
- Dobra... Nie opowiadaj. Ja nie mam zamiaru naciskać - powiedział na koniec.
- Sanaya
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 598
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Badacz
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
- Kontakt:
- Przecież, że cię nie zostawimy - zapewniła Sanaya, gdy tylko nieznajomy zapytał o możliwość wspólnej podróży, a Fenrir zostawił im tę decyzję.
- Eniko! - alchemiczka zawołała zbierającą manierki towarzyszkę. - Idziemy razem.
Dla lepszego odczytu swoich słów, Tai wskazała na rannego i machnęła ręką, aby gest objął całą trójkę dotychczas podróżującą razem. Jej słowa nie były pytaniem, nie zakładała po prostu, że Eniko zawetuje pomysł wspólnej podróży. Biedakowi należała się pomoc, aby chociaż dotarł do jakiejś cywilizacji, gdyby go tu zostawili, Sanayę zjadłyby chyba wyrzuty sumienia.
- Jak cię zwą? - zwróciła się do nieszczęśnika. - Pozwolisz?
Tai wyciągnęła rękę, aby obejrzeć paskudny opatrunek, którego wymianę zasugerował Fenrir, a i ona uważała ten pomysł za dobry. Szmata była tak brudna, że nie nadawałaby się nawet do przetarcia podłogi w stajni, to się aż prosiło o kłopoty. Sanaya westchnęła.
- Zdejmij to - zarządziła, jednak nie ostrym tonem. - Zrobimy to porządnie.
Alchemiczka podeszła do koni bandytów i zajrzała do jednej z sakw, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak apteczka. I teoretycznie nią była, jeśli bandyci uskarżali się jedynie na kaca: w środku były dwie flaszki czegoś, co w najlepszym wypadku mogło być brandy, oddzielone od siebie kilkoma rolkami bandaży. Tai odkręciła korek jednej z butelek i powąchała zawartość. Parsknęła, szarpnąwszy głową jak najdalej od szyjki: w środku był podły bimber. "Nieważne jak smakuje, niech tylko sponiewiera należycie" przypomniała jej się życiowa mądrość jednego z najlepszych przyjaciół Miguela, żeglarza, który cały czas chodził pijany, twierdząc, że to pomaga poruszać się na pokładzie, wszak jeśli statkiem buja i nim również buja, to razem poruszają się po prostej... Sanaya zabrała bandaże ignorując butelki, po czym wróciła pod drzewo.
- Mam coś dobrego na odkażanie.. - mruknęła, sięgając do torby. Szukała specyfiku, który zawsze nosiła ze sobą, gdyż miał szerokie zastosowanie odkażające i dobrze sprawdzał się do infekcji, które nietrudno złapać w polowych warunkach. Jest, znalazła - na dnie torby oczywiście, aż cud, że się nie wylało.
- Poleję ci tym rany - oświadczyła, pokazując rannemu fiolkę z przeźroczystym, lekko żółtawym płynem. - Będzie bardzo szczypało, ostrzegam, ale tylko chwilę. Zrobię opatrunek, zawsze lepiej mieć dwie ręce do takich rzeczy.
Jak zapowiedziała tak zrobiła: jeśli ranny zabierał rękę, przytrzymała ją, odkażanie było wszak konieczne, aby nic nie paprało się pod bandażami. Czuła się trochę lepiej mogąc komuś pomóc, a nie będąc tą, która tej pomocy potrzebuje, jak to miało miejsce przed chwilą. Na jej twarz powoli wracały dawne kolory.
- Eniko! - alchemiczka zawołała zbierającą manierki towarzyszkę. - Idziemy razem.
Dla lepszego odczytu swoich słów, Tai wskazała na rannego i machnęła ręką, aby gest objął całą trójkę dotychczas podróżującą razem. Jej słowa nie były pytaniem, nie zakładała po prostu, że Eniko zawetuje pomysł wspólnej podróży. Biedakowi należała się pomoc, aby chociaż dotarł do jakiejś cywilizacji, gdyby go tu zostawili, Sanayę zjadłyby chyba wyrzuty sumienia.
- Jak cię zwą? - zwróciła się do nieszczęśnika. - Pozwolisz?
Tai wyciągnęła rękę, aby obejrzeć paskudny opatrunek, którego wymianę zasugerował Fenrir, a i ona uważała ten pomysł za dobry. Szmata była tak brudna, że nie nadawałaby się nawet do przetarcia podłogi w stajni, to się aż prosiło o kłopoty. Sanaya westchnęła.
- Zdejmij to - zarządziła, jednak nie ostrym tonem. - Zrobimy to porządnie.
Alchemiczka podeszła do koni bandytów i zajrzała do jednej z sakw, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak apteczka. I teoretycznie nią była, jeśli bandyci uskarżali się jedynie na kaca: w środku były dwie flaszki czegoś, co w najlepszym wypadku mogło być brandy, oddzielone od siebie kilkoma rolkami bandaży. Tai odkręciła korek jednej z butelek i powąchała zawartość. Parsknęła, szarpnąwszy głową jak najdalej od szyjki: w środku był podły bimber. "Nieważne jak smakuje, niech tylko sponiewiera należycie" przypomniała jej się życiowa mądrość jednego z najlepszych przyjaciół Miguela, żeglarza, który cały czas chodził pijany, twierdząc, że to pomaga poruszać się na pokładzie, wszak jeśli statkiem buja i nim również buja, to razem poruszają się po prostej... Sanaya zabrała bandaże ignorując butelki, po czym wróciła pod drzewo.
- Mam coś dobrego na odkażanie.. - mruknęła, sięgając do torby. Szukała specyfiku, który zawsze nosiła ze sobą, gdyż miał szerokie zastosowanie odkażające i dobrze sprawdzał się do infekcji, które nietrudno złapać w polowych warunkach. Jest, znalazła - na dnie torby oczywiście, aż cud, że się nie wylało.
- Poleję ci tym rany - oświadczyła, pokazując rannemu fiolkę z przeźroczystym, lekko żółtawym płynem. - Będzie bardzo szczypało, ostrzegam, ale tylko chwilę. Zrobię opatrunek, zawsze lepiej mieć dwie ręce do takich rzeczy.
Jak zapowiedziała tak zrobiła: jeśli ranny zabierał rękę, przytrzymała ją, odkażanie było wszak konieczne, aby nic nie paprało się pod bandażami. Czuła się trochę lepiej mogąc komuś pomóc, a nie będąc tą, która tej pomocy potrzebuje, jak to miało miejsce przed chwilą. Na jej twarz powoli wracały dawne kolory.
-
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
Niesamowite. Pokaz nadprzyrodzonych zdolności, to też „słowa”? - Eniko na chwilę odwróciła się stronę Fenrira i przekręciła głowę na bok, marszcząc przy tym brwi. Po chwili podeszła do swoich towarzyszy nadal szarpiąc się z kuszą. Miała zamiar poradzić sobie sama.
-Brok, Brok Winston… - Mężczyzna miał problem, by patrzeć na Sanaii. Nie mógł zebrać się na lekki uśmiech. Ukradkiem spojrzał na Eniko.
- Ał, boli! – Młody mężczyzna nie zgrywał twardego, lecz nie zabrał ręki. Obecność Fenrira sprawiała, że każdy czuje się mały i bezradny. Kiedy alchemiczka go opatrywała, zawiesił wzrok właśnie na smokołaku. Gdyby Fenrir zrobił „bu!”, to on pewno czmychnąłby z podkulonym ogonem.
- Dziękuję, bardzo wam dziękuję – powiedział odrobinę pewniej.
Kiedy czteroosobowa hanza ruszyła w kierunku drogi, okazało się, że to Eniko spowalnia podróż swoim kichaniem i szarpaniem się z kuszą. Najwolniej przebierała swoimi krótkimi nogami, więc szła z tyłu.
- Mogę pomóc? – spytał się Brok niepewnie Eniko.
- Nem – odpowiedziała krótko, nie odrywając się od zajęcia.
- Jesteście dobrymi ludźmi – młody spojrzał niepewnie na Fenrira. – Dziękuję wam za pomoc. Mieszkam w Meanos, możecie u mnie zamieszkać, na jakiś czas...
-Brok, Brok Winston… - Mężczyzna miał problem, by patrzeć na Sanaii. Nie mógł zebrać się na lekki uśmiech. Ukradkiem spojrzał na Eniko.
- Ał, boli! – Młody mężczyzna nie zgrywał twardego, lecz nie zabrał ręki. Obecność Fenrira sprawiała, że każdy czuje się mały i bezradny. Kiedy alchemiczka go opatrywała, zawiesił wzrok właśnie na smokołaku. Gdyby Fenrir zrobił „bu!”, to on pewno czmychnąłby z podkulonym ogonem.
- Dziękuję, bardzo wam dziękuję – powiedział odrobinę pewniej.
Kiedy czteroosobowa hanza ruszyła w kierunku drogi, okazało się, że to Eniko spowalnia podróż swoim kichaniem i szarpaniem się z kuszą. Najwolniej przebierała swoimi krótkimi nogami, więc szła z tyłu.
- Mogę pomóc? – spytał się Brok niepewnie Eniko.
- Nem – odpowiedziała krótko, nie odrywając się od zajęcia.
- Jesteście dobrymi ludźmi – młody spojrzał niepewnie na Fenrira. – Dziękuję wam za pomoc. Mieszkam w Meanos, możecie u mnie zamieszkać, na jakiś czas...
- Fenrir
- Splatacz Snów
- Posty: 371
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
- Kontakt:
Mimo, że Eniko i tak nie powiedziała wprost, że nie chce pomocy przy kuszy to Fenrir domyślił się tego i po prostu nie zapytał jej o tym czy potrzebuje pomocy. Sam mógł zająć się zmianą opatrunku u Broka, jednak zajęła się tym Sanaya, więc smokołak stał tylko i przyglądał się temu, co robi alchemiczka, w razie czego, gdyby zrobiła coś źle to mógłby zwrócić jej uwagę.
Następnie ruszyli w stronę Meanos i okazało się, że to czarnowłosa czarodziejka spowalnia marsz, a nie ranny człowiek, wbrew temu czego spodziewał się Fenrir.
- Nie proponuj jej pomocy, ona chyba woli radzić sobie ze wszystkim sama - zwrócił się do Broka, gdy ten zaproponował Eniko, że pomoże jej z kuszą. Nie odpowiedział na propozycję człowieka odnośnie tego, żeby na jakiś czas zatrzymali się u niego, bo znając życie smokołak nie zabawi długo w mieście, mimo, że nie pierwszy raz jest w Meanos to mieszkańcy zawsze patrzą się na niego tym samym wzrokiem...
Ciąg dalszy: Fenrir, Sanaya i Virag
Następnie ruszyli w stronę Meanos i okazało się, że to czarnowłosa czarodziejka spowalnia marsz, a nie ranny człowiek, wbrew temu czego spodziewał się Fenrir.
- Nie proponuj jej pomocy, ona chyba woli radzić sobie ze wszystkim sama - zwrócił się do Broka, gdy ten zaproponował Eniko, że pomoże jej z kuszą. Nie odpowiedział na propozycję człowieka odnośnie tego, żeby na jakiś czas zatrzymali się u niego, bo znając życie smokołak nie zabawi długo w mieście, mimo, że nie pierwszy raz jest w Meanos to mieszkańcy zawsze patrzą się na niego tym samym wzrokiem...
Ciąg dalszy: Fenrir, Sanaya i Virag
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości