Szepczący Las[W leśnej gęstwinie] Biała kotka.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- To... to... ohydne... - stwierdziła Aishele i trudno byłoby jej zaprzeczyć. Stanęła za plecami Gavraila, kiedy skończył nakładać jedzenie i oparła głowę o jego ramię. Upapraną w krwawej mazi dłoń pospiesznie, ale bardzo dyskretnie, wytarła w skrawek jego płaszcza. - Jak one mogą... to jeść? Nie! No nie mogę, błagam! - wykrzyknęła histerycznie, kiedy jedno z prześlicznych skądinąd kociąt wypluło u jej stóp coś, co najbardziej przypominało jej kawałek okrwawionej niemowlęcej dłoni. Mężczyzna mógł usłyszeć gwałtowne łomotanie jej serca... Zaraz zaraz, przecież ona była martwa, więc... Jak to? - Gavrail, błagam, wynośmy się stąd!

I w tym momencie jak na zawołanie na łączce pojawiły się drzwi. Ot tak znikąd, zawieszone w powietrzu. A potem otworzyły się z donośnym, kaleczącym uszy skrzypieniem i topielica oraz jej Obrońca zobaczyli w nich swoją znajomą - służkę Agdę.

- Chodźcie, chodźcie. Skończyliście, jak widzę, to bardzo dobrze. - Ciepły i przyjazny głos służącej tak bardzo kontrastował z jej dziwacznym wyglądem... Z tym nienaturalnie białym i schludnym strojem, z tym strasznym bandażem skrywającym lico i z tymi spływającymi krwią ustami... - Prędko, bo jest jeszcze wiele do zrobienia - ponagliła ich nerwowym gestem.

Za drzwiami, przez które oboje bezwiednie przeszli, nim zdążyli się chociażby porządnie zdziwić, nie znajdowała się - jak tego oczekiwała Aishele - ich sypialna komnatka. Nie nie.

Pomieszczenie, do którego zaprowadziła ich Agda, było bardzo malutkie - tak ciasne, że ledwo można było zrobić w nim trzy kroki w każdą stronę. Tutaj także nie było okna i tylko jedne drzwi, którymi tu weszli. Jedna ze ścian, trochę podobnie jak poprzednio, była pełna zegarów, które swoim niepokojącym tykaniem wypełniały cały pokój. Nie były to jednak stojące zegary, a małe kieszonkowe zegarki na łańcuszkach, zawieszone na złotych gwoździkach.
Wszystko, co mieściło się w tym pokoiku, to wysoki aż po sufit piec kaflowy (obecnie się w nim nie paliło i jego lśniące, ciemnozielone kafle były zimne jak lód), dwa krzesła, mały stoliczek i metalowe wiadro, w którym kłębiło się coś drobnego i czarnego. Och, koło wiadra na podłodze leżała metalowa szufla, a kawałek dalej pogrzebacz. Ze stolika natomiast zwisała jakaś srebrzysto-perłowa tkanina.

- Ty na pewno umiesz szyć - rzekła Agda do topielicy, która właśnie podeszła bliżej stoliczka i podniosła lśniący materiał, by się przekonać, iż w istocie jest to prześliczna suknia. Służka wręczyła jej jakiś słoik i skrzyneczkę. - Trzeba ozdobić ten paradny strój koralikami. Koraliki, nici, igły i wszystko czego potrzebujesz jest tutaj. Zużyj wszystko, co jest w tym słoiku. Niech nie zostanie ani jeden koralik.

Aishele posłusznie kiwnęła głową i usiadła do szycia. Tymczasem Agda odwróciła się do Gavraila.

- Twoim zadaniem będzie napalić w piecu. Szufelka, wiadro, pogrzebacz, piec - chyba wszystko jasne? Skończcie przed wieczorem.

I już jej nie było. Gavrail nie zdążył nawet zapytać, czym ma właściwie skrzesać ogień...

Topielicy udało się, po kilku próbach, jako że światło było tu kiepskie, nawlec igłę. Biała niteczka plątała się jak nieszczęście, zupełnie jakby była żywym, a na dodatek złośliwym stworzeniem. To jednak jeszcze nic. Gdy dziewczyna odkręciła słoik i wysypała na dłoń kilka "koralików", spostrzegła ze zdumieniem, iż paciorki ruszają się, niektóre rozkładają skrzydła, a parę nawet zaczyna świecić zielonym światełkiem i próbuje odfrunąć. Szybko zakręciła z powrotem słoik i wyszeptała:

- To... świetliki. Żywe. Mam przyszywać żywe owady do sukienki?

Gavrail może byłby rozbawiony tym problemem, gdyby nie zanurzył właśnie szufelki w wiadrze i nie przekonał się, że to czarne coś, co się tam niespokojnie porusza, to chrabąszcze.
Awatar użytkownika
Gavrail
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gavrail »

Mężczyzna w sumie zdążył tylko otworzyć usta, by o to zapytać, i nic poza tym. I rzeczywiście - nie lada zaskoczeniem były chrabąszcze znajdujące się w wiadrze, miast węgielków. Co gorsza, te owady, które były już na szufelce, próbując uciec podskakiwały, i machając swymi niewielkimi skrzydełkami wytwarzały... iskry, rozsypując je dookoła.
- Co u... Auć! - syknął, gdy jedna z iskier trafiła na jego dłoń. Starał się jak najszybciej opróżnić wiadro, lecz to nie pomagało, bo w piecu owady tym bardziej zaczęły się rozjarzać.
- Diabelskie nasienie z tym chrabąszczy - mruknął pod nosem. - Miejmy nadzieję, że to pomoże nam szybciej się stąd wydostać, bo mam bardzo złe przeczucia...
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

W chwili gdy oporne owady zamiast sypać iskry skrzesały wreszcie jasny płomień, a z sukni wyszywanej cierpliwie przez Aishele zniknął ostatni kawałeczek pustego miejsca, wydarzyło się coś dziwnego.

Rzeczywistość jak gdyby zafalowała, zamigotała i zaczęła się gdzieniegdzie rozmywać. W miejscu jednej ze ścian pokoju pojawiła się niespodziewanie półprzezroczysta ściana lasu. Usłyszeli szum drzew. Po chwili wszystko wróciło do normy i można by przypuszczać, że było to tylko złudzenie spowodowane długą i monotonną pracą... Gdyby na podłodze nie leżało kilka liści, przywianych przed chwilą chłodnym, leśnym podmuchem.

- Gavrail, ja... ja się boję! Ja już nie mogę! - pisnęła topielica i nie myśląc wiele wybiegła z pokoju tak jak stała, w dłoniach ściskając wciąż tę dziwną perłową sukienkę. Gdzieś w głębi miała nadzieję, że jej Obrońca za nią podąży, ale nie była teraz w stanie świadomie o tym myśleć.

Co dziwne, kiedy Aishele opuściła tamtą małą komnatkę, nie znalazła się, tak jak można by tego oczekiwać, w ciemnym, pełnym obrazów korytarzu. Nie. Była w kwitnącym, wonnym ogrodzie, zalanym słonecznym blaskiem. W oddali majaczyła jakaś niewielka, zardzewiała, porośnięta czerwonolistnym pnączem furteczka. Coś kazało dziewczynie podążyć w tamtą stronę. Przedtem jednak, wiedziona bezzasadnym, lecz absolutnym przekonaniem, że tak właśnie powinna zrobić, przywdziała skradzioną niechcący księżycową suknię, wyszywaną świetlikami. Obłok kolorowych motyli natychmiast podniósł się znad kępy kwiatów i otoczył jej głowę.

Ciąg dalszy
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości