Chyba w Amelii zaczynały budzić się jakieś głębsze uczucia. Jakby z każdym jego pocałunkiem stawała się zakochana, tak jak kiedyś. Jej serce biło szybciej już kiedy zobaczyła go po tylu latach, ale kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował coś jakby się zmieniło. Jakby od tego momentu przestały jej wystarczać rozmowy o Rudej i polityce. To było coś więcej niż tylko miłe uczucie. Poza tym nie spodziewała się po nim tego, od tylu lat się nie wiedzieli, a zachowywali się jak stare małżeństwo. Pozwalali sobie na pocałunki, obejmowali się, a Amelia w dodatku nie zamierzała bawić się w szczególne ukrywanie tego nawet przed służbą. Zachowywała się jak nie ona. Uśmiechnęła się do niego pogodnie, tak, jak tylko ona potrafiła to robić. Siedzieli teraz zdecydowanie zbyt blisko siebie. Nie puścił jej ręki, a ona w dodatku przechyliła się i pozwoliła objąć ramieniem.
- Przyjechała w nocy i jest chyba bardziej chora niż sądzimy. Pewnie jeszcze dopadła ją burza. Nie niepokoiłabym jej w takim stanie. Wolę zaczekać, poza tym, chyba rozmowa z Eohaidem jest ważniejsza, on naprawdę musi coś ze sobą zrobić. Jest już dość późno, więc nie sądzę by nadal spał, zaraz do niego pójdę.
W tym momencie do komnaty ktoś wszedł. Amelia odwróciła się by zobaczyć kto to. Jej służące nie nawykły żeby pukać do komnaty kominkowej, Amelia z resztą tego nie wymagała, do tej pory siedziała tu głównie z dziećmi lub sama. Na poważne rozmowy fatygowała się zwykle do tego z kim chciała pomówić. Tym razem do komnaty weszła stara już służąca. Cofnęła się na chwilę widząc, że Amelia nie jest sama. Księżna odsunęła się nieco od mężczyzny i z łagodnym uśmiechem powitała zdziwioną służącą.
- Wejdź, wejdź, co mi przynosisz tym razem? - rzekła Amelia, służka skłoniła się, na tyle, na ile pozwalał jej wiek i zaczęła mówić.
- Ponoć arcyksiążę jest chory pani i nie chcę nikogo widzieć, został w swoich komnatach, a arcyksiężna ma zdecydować co dalej z turniejem, posłano nawet po namiestnika, żeby z nim pomówiła - rzekła cicho i powoli. Amelia tylko siknęła głową, a służąca opuściła pomieszczenie.
- No to teraz już wiesz, skąd księżna Amelia wie wszystko - zaśmiała się.
- Ale to niepokojące... Ech... czyli dziś nie mam szans na rozmowę z Eohaidem, albo naprawdę jest chory albo po prostu dogorywa po uczcie. Bez względu na to które i tak nie będzie w stanie dziś rozmawiać. Choć to dziwne, że powierzył Calisi sprawę turnieju. A może to i dobrze, może ja będę się czuła jutro lepiej i zdołam go przekonać do pewnych spraw. Dziś chyba jakiś pechowy dzień.
Pałac Dziewięciu Wież ⇒ [Komnaty Amelii] Wieści.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian uśmiechnął się, pocałował dłoń Ameli choć nie puścił jej.
- Może zatem prześpisz się moja droga, wyglądasz na zmęczoną. Opuścił bym cię wtedy ze dużym spokojem.Nie chciałem ci o tym mówić, ale sam muszę przejrzeć raporty nadesłane z Nowo Brawen, sprawdzić co w marchii Warthestar słychać. Jednak nie opuszczę cię do póki nie udasz się spać. Nie wypada bym zostawił cię teraz samą. A mi się zdaje że to ci dobrze zrobi, odeśpisz kiepski dzień, by wstać w lepszych humorze. Co ty na to Amelio ?
Nie umiał jej nie pocałować, dłuższą chwilę cieszył się smakiem jej ust, jak czymś zakazanym dotąd. Odkrył ją przyjemność na nowo, ale cieszył się że dane jest mu to teraz smakować.
- Może zatem prześpisz się moja droga, wyglądasz na zmęczoną. Opuścił bym cię wtedy ze dużym spokojem.Nie chciałem ci o tym mówić, ale sam muszę przejrzeć raporty nadesłane z Nowo Brawen, sprawdzić co w marchii Warthestar słychać. Jednak nie opuszczę cię do póki nie udasz się spać. Nie wypada bym zostawił cię teraz samą. A mi się zdaje że to ci dobrze zrobi, odeśpisz kiepski dzień, by wstać w lepszych humorze. Co ty na to Amelio ?
Nie umiał jej nie pocałować, dłuższą chwilę cieszył się smakiem jej ust, jak czymś zakazanym dotąd. Odkrył ją przyjemność na nowo, ale cieszył się że dane jest mu to teraz smakować.
Miała wrażenie, że naprawę pozwala sobie na zbyt wiele, ale z drugiej strony za nic nie chciała z tego zrezygnować. To było dziwne uczucie, jakby mieszały się w niej dwa światy, ten który miała dotychczas i ten który miał wszystko zmienić. Orian faktycznie miał rację, znów zrobiła się zmęczona. Mimo wcześniejszej drzemki, dzień nie był szczególny i przydałby się jej sen.
- Co do mojego snu i zmęczenia, jak zwykle masz rację - tego dnia już chyba trzeci raz to mówiła i znów uśmiechnęła się przy tym w specyficzny sposób.
- Pójdę spać, nadal czuję, że poprzednia noc mnie zmęczyła. Mógłbyś tylko przekazać niani, żeby zajęła się dziewczynkami? Proszę. A i nie podoba mi się, że nie powiedziałeś mi wcześniej o pracy. Wiesz co myślę, że dotrzymywanie mi towarzystwa nie jest ważniejsze od obowiązków, ale i tak ci dziękuję - dodała kładąc mu dłon na policzku.
- Co do mojego snu i zmęczenia, jak zwykle masz rację - tego dnia już chyba trzeci raz to mówiła i znów uśmiechnęła się przy tym w specyficzny sposób.
- Pójdę spać, nadal czuję, że poprzednia noc mnie zmęczyła. Mógłbyś tylko przekazać niani, żeby zajęła się dziewczynkami? Proszę. A i nie podoba mi się, że nie powiedziałeś mi wcześniej o pracy. Wiesz co myślę, że dotrzymywanie mi towarzystwa nie jest ważniejsze od obowiązków, ale i tak ci dziękuję - dodała kładąc mu dłon na policzku.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Będę pamiętał żeby cię uprzedzić kochana - zaraz poprawił się łagodnie uśmiechając się. Wstał objął ją minimalnie mocniej w pasie.
- Zatem słodkich snów - rzekł, ucałował ją jeszcze raz. I kiedy zniknęła w swojej izbie odwrócił się. Ruszył najpierw do niani powiedzieć jej by nadal zajmowała się dziećmi. Pożegnał się z dziewczynkami. Pogładził je po głowie i życzył dobrej nocy na zapas. Sam przeszedł przez pogrążone w ciemnościach korytarze do swojej izby. Nie był zbyt zadowolony z tego że wciąż czekały na niego dokumenty, listy. Usiadł przy stole, zapalając świece, zamierzał przeczytać wszystko. Oczywiście podejrzewał że szansa że tak się stanie jest bardzo niska. Ale uśmiechnął się, jego zdaniem ten dzień był miły.
- Zatem słodkich snów - rzekł, ucałował ją jeszcze raz. I kiedy zniknęła w swojej izbie odwrócił się. Ruszył najpierw do niani powiedzieć jej by nadal zajmowała się dziećmi. Pożegnał się z dziewczynkami. Pogładził je po głowie i życzył dobrej nocy na zapas. Sam przeszedł przez pogrążone w ciemnościach korytarze do swojej izby. Nie był zbyt zadowolony z tego że wciąż czekały na niego dokumenty, listy. Usiadł przy stole, zapalając świece, zamierzał przeczytać wszystko. Oczywiście podejrzewał że szansa że tak się stanie jest bardzo niska. Ale uśmiechnął się, jego zdaniem ten dzień był miły.
Amelia zasnęła zadziwiająco szybko. W ogóle dziwiła się sobie, że tak chętnie poszła spać i odpuściła sobie wszystko tego dnia. Może jednak Orian miał rację, może potrzebowała odpoczynku. Czuła się znacznie lepiej, z radością pomyślała o czasie spędzonym z nim. Nie miała już złego nastroju, a wręcz przeciwnie. W dodatku kiedy położyła się, bez problemów i zbędnych rozmyślań udało jej się zasnąć, to było przyjemne uczucie.
Kiedy nocne niebo zasnuły gęste chmury przysłaniając wszystkie gwiazdy Amelia spała spokojnie jak nigdy. Tymczasem pogoda za oknem stawała się co raz gorsza. Te kilka chwil słońca w ciągu dnia były tylko miłym przerywnikiem pomiędzy jedną ulewą, a drugą. Kolejna noc miała być równie koszmarna co poprzednia. Najpierw gdzieś daleko zaczęła grzmieć, granatowe niebo rozświetliła pierwsza błyskawica.
Amelia po czasie spędzonym z Orinem nie słyszała nawet grzmotów kiedy burza znalazła się bliżej, była taka spokojna, że nie obudziła się mimo, że na zewnątrz właśnie rozszalała się wichura. Wiatr wiał niemiłosiernie, niebo co kilka minut rozświetlały błyski, a same grzmoty stawały się co raz głośniejsze. Nagle jedna z błyskawic uderzyła z hukiem w drzewo przecinając je na pół. Liście i gałęzie drzewa zaczęły płonąć, szybko jednak ugasiła je ogromna ulewa. Drzewo z trzaskiem zaczęło łamać się i opadać bezwładnie wprost na jedną ze ścian pałacu.
Obudził ją trzask za oknem. Usiadła przerażona na łóżku i miała ochotę się rozpłakać. W jednej chwili dotarło do niej, że na zewnątrz szaleje kolejna burza, której przecież tak panicznie się bała. Miała wrażenie, że ze strachu serce wyskoczy jej z piersi. Spojrzała na duże okno, w następnej chwili usłyszała tylko dźwięk tłuczonego szkła. Rozbita szyba rozsypała się po podłodze z hukiem. Do komnaty wdarł się lodowaty wiatr i krople siekącego deszczu. Amelia zobaczyła tylko jak konary przewracającego się drzewa wdzierają się do jej izby. Z krzykiem wyskoczyła z łoża, które przecież stało tak niedaleko okna. W mgnieniu oka jej nocna koszula stała się mokra od deszczu, a ona nie wiedziała co robić, jakby strach ją paraliżował.
Prawie natychmiast do komnaty wbiegła jedna ze służących, chwyciła przerażoną i ciągle krzycząca ze strachu Amelię za ramiona i siłą wyprowadziła z pomieszczenia, wprowadzając do komaty kominkowej. Nie minęła chwila, a w sali znaleźli się wszyscy służący, którzy tylko usłyszeli krzyk kobiety. Amelia osunęła się na podłogę. Służba mówiła coś do niej, ale ona nie rozumiała. Płakała w głos z przerażenia. Służąca, która znała ją najlepiej próbowała ją pocieszyć, ale Amelia mogła tylko siedzieć na podłodze i płakać.
Kiedy nocne niebo zasnuły gęste chmury przysłaniając wszystkie gwiazdy Amelia spała spokojnie jak nigdy. Tymczasem pogoda za oknem stawała się co raz gorsza. Te kilka chwil słońca w ciągu dnia były tylko miłym przerywnikiem pomiędzy jedną ulewą, a drugą. Kolejna noc miała być równie koszmarna co poprzednia. Najpierw gdzieś daleko zaczęła grzmieć, granatowe niebo rozświetliła pierwsza błyskawica.
Amelia po czasie spędzonym z Orinem nie słyszała nawet grzmotów kiedy burza znalazła się bliżej, była taka spokojna, że nie obudziła się mimo, że na zewnątrz właśnie rozszalała się wichura. Wiatr wiał niemiłosiernie, niebo co kilka minut rozświetlały błyski, a same grzmoty stawały się co raz głośniejsze. Nagle jedna z błyskawic uderzyła z hukiem w drzewo przecinając je na pół. Liście i gałęzie drzewa zaczęły płonąć, szybko jednak ugasiła je ogromna ulewa. Drzewo z trzaskiem zaczęło łamać się i opadać bezwładnie wprost na jedną ze ścian pałacu.
Obudził ją trzask za oknem. Usiadła przerażona na łóżku i miała ochotę się rozpłakać. W jednej chwili dotarło do niej, że na zewnątrz szaleje kolejna burza, której przecież tak panicznie się bała. Miała wrażenie, że ze strachu serce wyskoczy jej z piersi. Spojrzała na duże okno, w następnej chwili usłyszała tylko dźwięk tłuczonego szkła. Rozbita szyba rozsypała się po podłodze z hukiem. Do komnaty wdarł się lodowaty wiatr i krople siekącego deszczu. Amelia zobaczyła tylko jak konary przewracającego się drzewa wdzierają się do jej izby. Z krzykiem wyskoczyła z łoża, które przecież stało tak niedaleko okna. W mgnieniu oka jej nocna koszula stała się mokra od deszczu, a ona nie wiedziała co robić, jakby strach ją paraliżował.
Prawie natychmiast do komnaty wbiegła jedna ze służących, chwyciła przerażoną i ciągle krzycząca ze strachu Amelię za ramiona i siłą wyprowadziła z pomieszczenia, wprowadzając do komaty kominkowej. Nie minęła chwila, a w sali znaleźli się wszyscy służący, którzy tylko usłyszeli krzyk kobiety. Amelia osunęła się na podłogę. Służba mówiła coś do niej, ale ona nie rozumiała. Płakała w głos z przerażenia. Służąca, która znała ją najlepiej próbowała ją pocieszyć, ale Amelia mogła tylko siedzieć na podłodze i płakać.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian spędził początek nocy czytając wszystko co zostawił sobie by spędzić czas z Amelią. Uznał że jeśli nadrobi nieco więcej materiałów , traktatów, listów , zyska kolejny dzień dla niej. Burza na zewnątrz przybierała na sile, początkowo nie przerażał się nią, pałac zdawał się silną ostoją, miejscem gdzie na pewno nikomu nic się nie stanie. Siedział zatem niezmiennie w tej samej pozycji, przy świetle migoczących świec odkładając kolejne prawa i listy. Wieści niestety nie były szczęśliwe w Nowo Brawen jako, że daleko od centralnej władzy działo się wiele dziwnych rzeczy. Z coraz większym niepokojem obserwował wydarzenia z tej dzielnicy pewny coraz bardziej że musi z samego rana udać się do arcyksiężnej z prośbą o wysłanie wojska do tych terenów. Kiedy jedna z okiennic otworzyła się z hukiem trzaskając o drugą poderwał się i podszedł by zamknąć okno. Na zewnątrz wył ostry wiatr, deszcz lał jak z cebra. Nagły błysk rozświetlił niebo, spojrzał z zaciekawieniem na to zjawisko szybko jednak pojął co się stało. Drzewo z jękiem spadało na ścianę pałacu. Z niepokojem spojrzał na którą część leci drzewo i zbladł. Zamroziło go ale tylko przez chwilę, w kolejnej pędził już najszybciej jak umiał w stronę komnat Amelii. Nie, to zdecydowanie nie mogło się dziać! Nie! Nie tym razem. Niemożliwy trzask, łamane drewno, i szkło rozsypujące się po podłoże dopadło go kiedy był w połowie korytarza widział jednak już drzwi od sali kominkowej. Przyśpieszył i ledwo wyhamował na drzwiach. Kiedy rozwarł odrzwia, zobaczył jak służba wywleka płaczącą, przerażoną Amelie. Podbiegł, rozgonił ludzi, obejmując kobietę.
- Amelia! - położył swoje dłonie na jej twarzy. Spojrzał na ludzi, na rozwalone trzaskające drzwi od izby sypialnej księżnej.
- Weście dzieci i przenieście je do izb dodatkowych dla mnie. Moja służba wskaże wam pokoje. A te drzwi trzeba zaryglować. Waszą panią też stąd biorę, nie może tu spać.
Chwycił drżącą płaczącą Amelie na ręce, przykrył jakimiś szatami by choć trochę się ogrzała i wyniósł ją. Ruszył szybkim krokiem do swoich izb, jego służba już zresztą się obudziła, wydał rozkazy, jak również oddał Amelie w ręce troskliwych służących. Kobiety zmieniły jej ubiór i zaprowadziły do najcieplejszej izby. Orian zadbał w tym czasie by biedne dziewczynki zostały uspokojone i włożone do łóżek. Posiedział chwilę z nimi, tłumacząc im gdzie jest mama i że nie mają się niczego obawiać. Potem wrócił do komnaty gdzie położono Amelie.
- Kochanie... - usiadł koło niej, chwytając za dłoń - Już wszystko dobrze, nie martw się, jesteś bezpieczna, tu ci nic nie grozi.
Mówił do niej łagodnym, spokojnym głosem. Pocałował ją i przytulił mocno do niej by czuła że nie jest sama, że wszystko już dobrze.
Ciąg Dalszy: Amelia i Orian
- Amelia! - położył swoje dłonie na jej twarzy. Spojrzał na ludzi, na rozwalone trzaskające drzwi od izby sypialnej księżnej.
- Weście dzieci i przenieście je do izb dodatkowych dla mnie. Moja służba wskaże wam pokoje. A te drzwi trzeba zaryglować. Waszą panią też stąd biorę, nie może tu spać.
Chwycił drżącą płaczącą Amelie na ręce, przykrył jakimiś szatami by choć trochę się ogrzała i wyniósł ją. Ruszył szybkim krokiem do swoich izb, jego służba już zresztą się obudziła, wydał rozkazy, jak również oddał Amelie w ręce troskliwych służących. Kobiety zmieniły jej ubiór i zaprowadziły do najcieplejszej izby. Orian zadbał w tym czasie by biedne dziewczynki zostały uspokojone i włożone do łóżek. Posiedział chwilę z nimi, tłumacząc im gdzie jest mama i że nie mają się niczego obawiać. Potem wrócił do komnaty gdzie położono Amelie.
- Kochanie... - usiadł koło niej, chwytając za dłoń - Już wszystko dobrze, nie martw się, jesteś bezpieczna, tu ci nic nie grozi.
Mówił do niej łagodnym, spokojnym głosem. Pocałował ją i przytulił mocno do niej by czuła że nie jest sama, że wszystko już dobrze.
Ciąg Dalszy: Amelia i Orian
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości