Fargoth ⇒ [Karczma "Strudzony wędrowiec"] Cóż za banał.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Pojutrze. Rano zbroja ma być gotowa. I nie bronię ci zostać tutaj dłużej, ale ja mam dość miast na jakiś czas - wymruczał cicho, nie otwierając oczu. Nie lubił przebywać w miastach - za dużo ludzi, za dużo hałasu, za dużo... cywilizacji. Zdecydowanie wolał towarzystwo lasów i wiatru niż pijaków szwędających się po ulicach. Odetchnął głębiej i dopiero wtedy otworzył oczy, spoglądając na dziewczynę.
- Co miałem to już załatwiłem. Więc wyruszam jak najszybciej będę mógł. Nie musisz iść ze mną, na pewno znajdziesz tutaj jakieś zlecenie dla siebie. Wszędzie kręcą się jakieś stwory, a w każdym mieście jest co najmniej kilkanaście osób łasych na ich truchła. Wystarczy dobrze poszukać. - Wzruszył ramionami, czym skwitował swoją myśl, że przecież nie może jej do niczego zmusić. Nie chciał tylko, żeby wpadła w jakieś kłopoty, o które w mieście całkiem łatwo.
- Co miałem to już załatwiłem. Więc wyruszam jak najszybciej będę mógł. Nie musisz iść ze mną, na pewno znajdziesz tutaj jakieś zlecenie dla siebie. Wszędzie kręcą się jakieś stwory, a w każdym mieście jest co najmniej kilkanaście osób łasych na ich truchła. Wystarczy dobrze poszukać. - Wzruszył ramionami, czym skwitował swoją myśl, że przecież nie może jej do niczego zmusić. Nie chciał tylko, żeby wpadła w jakieś kłopoty, o które w mieście całkiem łatwo.
Phen wpatrywała się w niego otępionym wzrokiem. Bynajmniej nie od alkoholu.
- Tak, masz rację... - potaknęła mu na fakty, które wypowiedział. Sama o tym doskonale wiedziała. Pokręciła się na krześle, by usiąść wygodniej. Jej właściwie nigdy nie przeszkadzał ani huk miasta ni cisza wiosek, czy bezdrożna wędrówka. Cóż, może to ostatnie, związane z nic nie robieniem i brakiem emocji nieco jej zazwyczaj doskwierało, lecz nie brała tego do siebie. Miała w naturze marudzenie co jakiś, dłuższy lub krótszy czas. Westchnęła, dopijając wino i zabębniła palcami w szklankę. Zawartość butelki schodziła zadziwiająco i w tym zadowalająco wolno.
- Nie wiem co pocznę dalej. Oczywiście, rozmawiamy na neutralnym gruncie. Zastanawiam się, czy nie zabawić tu dłużej. - właściwie podtrzymała jedynie swe poprzednie myśli, po czym westchnęła nieznacznie. Rozejrzała się po karczmie, gdy w końcu dotarło do niej, że muzyka gra intensywniej a także, że w karczmie zaczęły się podgłaśniać rozmowy. Ludzi też było więcej, także tych spod ciemnej gwiazdy, jak i prostytutek i domniemanych złodziejaszków czy zabójców. Zrobiło się gorąco i tłoczno, zarazem siwo od kadzideł i dymu.
- Tak, masz rację... - potaknęła mu na fakty, które wypowiedział. Sama o tym doskonale wiedziała. Pokręciła się na krześle, by usiąść wygodniej. Jej właściwie nigdy nie przeszkadzał ani huk miasta ni cisza wiosek, czy bezdrożna wędrówka. Cóż, może to ostatnie, związane z nic nie robieniem i brakiem emocji nieco jej zazwyczaj doskwierało, lecz nie brała tego do siebie. Miała w naturze marudzenie co jakiś, dłuższy lub krótszy czas. Westchnęła, dopijając wino i zabębniła palcami w szklankę. Zawartość butelki schodziła zadziwiająco i w tym zadowalająco wolno.
- Nie wiem co pocznę dalej. Oczywiście, rozmawiamy na neutralnym gruncie. Zastanawiam się, czy nie zabawić tu dłużej. - właściwie podtrzymała jedynie swe poprzednie myśli, po czym westchnęła nieznacznie. Rozejrzała się po karczmie, gdy w końcu dotarło do niej, że muzyka gra intensywniej a także, że w karczmie zaczęły się podgłaśniać rozmowy. Ludzi też było więcej, także tych spod ciemnej gwiazdy, jak i prostytutek i domniemanych złodziejaszków czy zabójców. Zrobiło się gorąco i tłoczno, zarazem siwo od kadzideł i dymu.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Masz jeszcze półtora dnia, żeby się zastanowić. - Wzruszył ramionami i wziął mały łyk wina, po czym odstawił szklankę na stół. Skrzyżował ręce na piersi i pochylił głowę, sprawiając wrażenie, jakby zamierzał się zdrzemnąć. Strasznie wlókł się ten dzień, nawet on musiał to przyznać, chociaż nie zrobił tego na głos. Po jakimś czasie jednak znowu się odezwał.
- Dlaczego polowałaś na te wszystkie zwierzęta? Tylko dla zarobku, czy z jakiegoś własnego powodu? Harpie, trolle, rozumiem. Ale jednorożce? Nie są groźne dla ludzi. Większość nawet je wielbi i dałaby sobie rękę uciąć, żeby takiego zobaczyć realnie. A ty je zabijałaś? - mówił ze wzrokiem wpatrzonym w podłogę, co czasami niektórych irytowało. Po prostu nie chciał na siebie zwracać niczyjej uwagi. Nie żeby się bał, ale tak lubił.
- Dlaczego polowałaś na te wszystkie zwierzęta? Tylko dla zarobku, czy z jakiegoś własnego powodu? Harpie, trolle, rozumiem. Ale jednorożce? Nie są groźne dla ludzi. Większość nawet je wielbi i dałaby sobie rękę uciąć, żeby takiego zobaczyć realnie. A ty je zabijałaś? - mówił ze wzrokiem wpatrzonym w podłogę, co czasami niektórych irytowało. Po prostu nie chciał na siebie zwracać niczyjej uwagi. Nie żeby się bał, ale tak lubił.
Phen przewróciła oczami swobodnie, wiedząc, że tego nie zauważy. Rozejrzała się nieznacznie po sali i upiła kolejny łyk, dając sobie chwilę na zastanowienie.
- Widzisz, niektórzy ludzie też wyglądają pięknie, a jednak ich zabijasz... - mruknęła tak, jakby w tym zdaniu zawarta była mądrość całego świata. Nie sądziła tak jednak, a nie chciała mu opowiadać, że zabicie jednorożca było najbardziej dochodowe w historii jej zawodu. Pomyślała, że teraz postępowałaby inaczej niż wtedy, gdy była o wiele młodsza. Westchnęła - Mój ojciec był łowcą nagród. Można więc założyć, że mam to we krwi. Można też żałożyć, że gdy opuszczałam wioskę, nie widziałam dla siebie i innej lepszej drogi. Można też stwierdzić, że to była jedyna droga, która ukazała mi się przed nogami... - mówiła beznamiętnie, przymykając oczy.
- Widzisz, niektórzy ludzie też wyglądają pięknie, a jednak ich zabijasz... - mruknęła tak, jakby w tym zdaniu zawarta była mądrość całego świata. Nie sądziła tak jednak, a nie chciała mu opowiadać, że zabicie jednorożca było najbardziej dochodowe w historii jej zawodu. Pomyślała, że teraz postępowałaby inaczej niż wtedy, gdy była o wiele młodsza. Westchnęła - Mój ojciec był łowcą nagród. Można więc założyć, że mam to we krwi. Można też żałożyć, że gdy opuszczałam wioskę, nie widziałam dla siebie i innej lepszej drogi. Można też stwierdzić, że to była jedyna droga, która ukazała mi się przed nogami... - mówiła beznamiętnie, przymykając oczy.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Nie. Zabijam tylko wtedy, kiedy nie dają mi wyboru. Sami atakują mnie lub innych. To coś innego - wymruczał cicho i wzruszył ramionami. Milczał dłuższą chwilę, zastanawiając się nad jej słowami. Nie pił już wina, oparł się tylko trochę wygodniej, nie zamykając tym razem oczu. Dopiero po jakimś czasie zerknął na Phenomenę, chwilę się jej przyglądając zanim się odezwał.
- Gdybyś dowolnie mogła wybrać swoją drogę, wybrałabyś tą samą? - zapytał spokojnie i odwrócił wzrok, nie chcąc ponaglać jej w odpowiedzi. Powoli zaczynał go męczyć hałas w karczmie, stąd starał się zająć myśli rozmową z dziewczyną. Potarł czoło dłonią, przymykając na moment oczy.
- Gdybyś dowolnie mogła wybrać swoją drogę, wybrałabyś tą samą? - zapytał spokojnie i odwrócił wzrok, nie chcąc ponaglać jej w odpowiedzi. Powoli zaczynał go męczyć hałas w karczmie, stąd starał się zająć myśli rozmową z dziewczyną. Potarł czoło dłonią, przymykając na moment oczy.
Phen miała ochotę mlasnąć z niezadowoleniem na jego słowa. Poniekąd miał rację, choć to tylko słowa i niewiadomym dla niej było, czy w rzeczywistości faktycznie istniał dla niego taki niepisany kodeks. Z drugiej jednak strony nie widziała żadnych oznak, by nie istniał. To jeszcze bardziej ją sfrustrowało. Ludzie o czystej moralności, posiadający zasady. Mało takich znała. O ile w ogóle.
- Nie wiem, kim mogłabym zostać - powiedziała po długiej chwili, nasłuchując gwaru rozmów tuż nad jej uszami, otaczających ją z każdej strony i drażniących bezustannie. Gdy spostrzegła, że Szary pociera czoło, pomyślała, że najpewniej jego męczy to bardziej niż ją - Tylko o tym fachu mam jakiekolwiek pojęcie. Znam od małego, obserwuję, nasłuchałam się wiele. Nie dano mi ani wykształcenia, nie odziedziczyłam też magicznych zdolności, bo i po kim. Nie wpojono mi również daru dbania o ludzi, który ty posiadasz. Ni ze mnie prawdziwy wojownik, ni mag, ni kapłan. Nie widzę dla siebie nic innego. Nic innego mnie nie ukierunkowało, nie widzę więc sensu rozpamiętywania przeszłości i gnębienie samej siebie, kim mogłabym być, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. - spojrzała na niedopite wino. Czuła gorycz w ustach i wiedziała, że już dość, bo zacznie smęcić albo zachowywać się jak rozbrykany dzieciak.
- Idziemy na górę? - zapytała, gotowa podnieść się z krzesła, a i ukrócić temat, który poruszył.
- Nie wiem, kim mogłabym zostać - powiedziała po długiej chwili, nasłuchując gwaru rozmów tuż nad jej uszami, otaczających ją z każdej strony i drażniących bezustannie. Gdy spostrzegła, że Szary pociera czoło, pomyślała, że najpewniej jego męczy to bardziej niż ją - Tylko o tym fachu mam jakiekolwiek pojęcie. Znam od małego, obserwuję, nasłuchałam się wiele. Nie dano mi ani wykształcenia, nie odziedziczyłam też magicznych zdolności, bo i po kim. Nie wpojono mi również daru dbania o ludzi, który ty posiadasz. Ni ze mnie prawdziwy wojownik, ni mag, ni kapłan. Nie widzę dla siebie nic innego. Nic innego mnie nie ukierunkowało, nie widzę więc sensu rozpamiętywania przeszłości i gnębienie samej siebie, kim mogłabym być, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. - spojrzała na niedopite wino. Czuła gorycz w ustach i wiedziała, że już dość, bo zacznie smęcić albo zachowywać się jak rozbrykany dzieciak.
- Idziemy na górę? - zapytała, gotowa podnieść się z krzesła, a i ukrócić temat, który poruszył.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Szary słuchał uważnie słów Phenomeny, nie przerywając jej ani na chwilę. W sumie nie spodziewał się aż tak obszernej odpowiedzi, ale przynajmniej trochę lepiej zrozumiał dziewczynę. Tak, trochę. Westchnął cicho i potaknął ruchem głowy.
- Tak, chodźmy - powiedział nieco głośniej, żeby gwar karczmy nie zagłuszył jego słów i od razu wstał. Poszedł pierwszy, żeby utorować dziewczynie drogę wśród tych wszystkich ludzi i po kilku chwilach znaleźli się już na schodach. Gart nei wyglądał, jakby w jakikolwiek sposób zamierzał odpowiadać na jej wywód. Zresztą miał wrażenie, że jej też to pasowało.
Otworzył drzwi do pokoju, pozwalając Phen wejść pierwszej i zamknął je za nimi. Spojrzał za okno, gdzie było jeszcze całkiem jasno - w końcu było dopiero późne popołudnie. Potrząsnął głową ciesząc się z opuszczenia tej hałaśliwej sali i usiadł na łóżku, sprawdzając czy miecz na pewno pasuje do kupionej pochwy.
- Tak, chodźmy - powiedział nieco głośniej, żeby gwar karczmy nie zagłuszył jego słów i od razu wstał. Poszedł pierwszy, żeby utorować dziewczynie drogę wśród tych wszystkich ludzi i po kilku chwilach znaleźli się już na schodach. Gart nei wyglądał, jakby w jakikolwiek sposób zamierzał odpowiadać na jej wywód. Zresztą miał wrażenie, że jej też to pasowało.
Otworzył drzwi do pokoju, pozwalając Phen wejść pierwszej i zamknął je za nimi. Spojrzał za okno, gdzie było jeszcze całkiem jasno - w końcu było dopiero późne popołudnie. Potrząsnął głową ciesząc się z opuszczenia tej hałaśliwej sali i usiadł na łóżku, sprawdzając czy miecz na pewno pasuje do kupionej pochwy.
Phen także milczała, pogrążona myślami we własnym świecie. Z uśmiechem rozłożyła na łóżku rzeczy, które zakupiła. Obejrzała je dokładnie, przywiązując się do nich od razu, głupio i dziecinnie, właściwie automatycznie. Nie znajdując żadnych skaz, których nie spostrzegła przy zakupie, jej nieme szczęście dosięgło zenitu. Pochowała rzeczy w miejsach, które sobie bezmyślnie upodobała, odeszła do okna. Rozejrzała się po ulicy, ale dość niedbale i tylko chwilę. Usiadła na krześle i zdjęła buty, stawiając je tuż obok drewnianej nóżki. Odgarnęła włosy z twarzy i sięgnęła po bukłak z wodą.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Szary przyglądał się dziewczynie z delikatnym uśmiechem, kiedy ta zajmowała się swoimi rzeczami. Nie miał w tym żadnego niecnego celu, po prostu czasami lubił patrzeć na zadowolonych ludzi, a ona wyglądała teraz na całkiem szczęśliwą. Prychnął cicho pod nosem, karcąc się za to zbyt długie wlepianie w nią wzroku i zabrał się za porządkowanie swoich rzeczy. Zaraz potem wsunął wszystko pod łóżko, a sam się na nim położył, nie mając już zamiaru wychodzić dzisiaj z pokoju. Mimo to, nawet tutaj dało się słyszeć stłumiony gwar dochodzący z sali an dole. Całkiem możliwe, że obchodzili tam jakąś uroczystość.
W końcu słońce zniknęło za horyzontem i dzień dobiegł końca. Pogoda wciąz dopisywała, przez co nic nie powinno mącić snu gości karczmy.
Następny dzień był podobny do poprzedniego. Przed południem Szary i Phen poszli jeszcze na rynek, dokupić rzeczy o których zapomnieli wcześniej lub po prostu to na co przypadkiem wpadli. Kiedy wrócili, w karczmie było dużo spokojniej niż poprzedniego dnia. Można było spokojnie posiedzieć i poprosić karczmarza o przygotowanie zapasów na drogę, do czego był on całkiem skłonny, za odpowiednią zapłatą oczywiście. I kolejna noc minęła spokojnie, dzięki czemu dwójka gości mogła solidnie wypocząć przed zbliżającą się podróżą.
Szary obudził się wcześniej niż poprzedniego dnia. Wolał zdążyć odebrać zbroje z kuźni nim cała społeczność wyleje się na ulicę. Nie zachowywał specjalnej ciszy. W spokoju zaczął się ubierać i pakować wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Zerknął w stronę Phen, kiedy dziewczyna zaczęła się budzić.
- Niedługo wyruszamy. Zastanowiłaś się, czy idziesz ze mną, czy ruszasz swoją drogą? - zapytał spokojnie, jednocześnie podsuwając jej bliżej talerz ze skromnym śniadaniem. Gart nie widział sensu marnować czas na solidne śniadanie. Wolał wyruszyć wcześniej i zjeść coś później, będąc już w drodze..
W końcu słońce zniknęło za horyzontem i dzień dobiegł końca. Pogoda wciąz dopisywała, przez co nic nie powinno mącić snu gości karczmy.
Następny dzień był podobny do poprzedniego. Przed południem Szary i Phen poszli jeszcze na rynek, dokupić rzeczy o których zapomnieli wcześniej lub po prostu to na co przypadkiem wpadli. Kiedy wrócili, w karczmie było dużo spokojniej niż poprzedniego dnia. Można było spokojnie posiedzieć i poprosić karczmarza o przygotowanie zapasów na drogę, do czego był on całkiem skłonny, za odpowiednią zapłatą oczywiście. I kolejna noc minęła spokojnie, dzięki czemu dwójka gości mogła solidnie wypocząć przed zbliżającą się podróżą.
Szary obudził się wcześniej niż poprzedniego dnia. Wolał zdążyć odebrać zbroje z kuźni nim cała społeczność wyleje się na ulicę. Nie zachowywał specjalnej ciszy. W spokoju zaczął się ubierać i pakować wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Zerknął w stronę Phen, kiedy dziewczyna zaczęła się budzić.
- Niedługo wyruszamy. Zastanowiłaś się, czy idziesz ze mną, czy ruszasz swoją drogą? - zapytał spokojnie, jednocześnie podsuwając jej bliżej talerz ze skromnym śniadaniem. Gart nie widział sensu marnować czas na solidne śniadanie. Wolał wyruszyć wcześniej i zjeść coś później, będąc już w drodze..
Phen leżała jeszcze chwilę, pocierając oczy i twarz. Źle spała tej nocy.
- Umm... - wybąkała, podnosząc się do siadu. Właściwie nie myślała zbyt długo, czy wyruszyć z nim, czy w pojedynkę. Każda z opcji miała podobną ilość plusów i minusów. Chciała jednak zaryzykować - Tak, myślę, że możemy powędrować jeszcze razem, jeśli masz ochotę i ci to nie przeszkadza. - skierowała te słowa właściwie do ściany przed nią, po czym przesunęła wzrok na Szarego. Nie chciała, by pomyślał, że to jej obojętne. Sięgnęła po jabłko, obserwując jego krzątaninę.
- Podekscytowany odbiorem nowej zbroi? - zapytała nagle z uśmiechem.
- Umm... - wybąkała, podnosząc się do siadu. Właściwie nie myślała zbyt długo, czy wyruszyć z nim, czy w pojedynkę. Każda z opcji miała podobną ilość plusów i minusów. Chciała jednak zaryzykować - Tak, myślę, że możemy powędrować jeszcze razem, jeśli masz ochotę i ci to nie przeszkadza. - skierowała te słowa właściwie do ściany przed nią, po czym przesunęła wzrok na Szarego. Nie chciała, by pomyślał, że to jej obojętne. Sięgnęła po jabłko, obserwując jego krzątaninę.
- Podekscytowany odbiorem nowej zbroi? - zapytała nagle z uśmiechem.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Nie skomentował jej wypowiedzi na temat tego, czy będzie mu przeszkadzać. Przywyknął raczej do samotnych wędrówek, ale nie przeczył, że czasami lepiej było mieć towarzysza. Uśmiechnął się tylko na moment, ledwo zauważalnie i zarzucił płaszcz na plecy, zapinając go pod szyją. Nie dbał zbytnio, żeby był założony równo - ważne, że udało mu się znaleźć w miarę podobny do swojego poprzedniego. Nie wiedział tylko na razie, czy rzeczywiście jest nieprzemakalny, co pewnie niedługo przyjdzie mu sprawdzić, bo niebo za oknem było dość zachmurzone. Szary umieścił jeszcze pochwę z mieczem na plecach i chwycił plecak w dłoń.
- Nie. Mam tylko złe przeczucia. Poczekam na dole - powiedział w skupieniu i skinął głową w stronę Phenomeny. Zaraz potem wyszedł z pokoju.
W głównej sali karczmy, mimo wczesnej godziny, było kilkunastu ludzi. Widocznie część jadła tutaj śniadania przed pójściem do karczmy. Za to za ladą nie stał jak zwykle karczmarz, tylko dojrzała kobieta, która możliwe że kilkadziesiąt lat temu uchodziła za okoliczną piękność. Cóż, w końcu nawet karczmarz musiał kiedyś sypiać.
Gart stanął przy ladzie, zamienił kilka słów z kobietą i zaczął pakować do torby przygotowany wcześniej przez karczmarza prowiant na drogę.
- Nie. Mam tylko złe przeczucia. Poczekam na dole - powiedział w skupieniu i skinął głową w stronę Phenomeny. Zaraz potem wyszedł z pokoju.
W głównej sali karczmy, mimo wczesnej godziny, było kilkunastu ludzi. Widocznie część jadła tutaj śniadania przed pójściem do karczmy. Za to za ladą nie stał jak zwykle karczmarz, tylko dojrzała kobieta, która możliwe że kilkadziesiąt lat temu uchodziła za okoliczną piękność. Cóż, w końcu nawet karczmarz musiał kiedyś sypiać.
Gart stanął przy ladzie, zamienił kilka słów z kobietą i zaczął pakować do torby przygotowany wcześniej przez karczmarza prowiant na drogę.
- Luciano
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje:
- Kontakt:
Otworzył drzwi i pozwolił Bariusowi wejść pierwszym, w końcu wysoki, umięśniony mężczyzna o drapieżnym wyglądzie raczej wzbudzi większy respekt wśród gawiedzi, niż niewyróżniający się zupełnie niczym prócz bladą cerą facet po trzydziestce, raczej przeciętnej postury i po wyrazie twarzy wyglądający na zupełnie nie groźnego i spokojnego. W takich miejscach jak to często dochodziło do burd, a on nie miał ochoty brać w nich udziału, po walce z hienołakiem chciał dojść do siebie i zregenerować całkowicie swoje siły zanim znów stanie w szranki z kimkolwiek.
Podróż nie była krótka, ale za to bardzo cicha, żaden z mężczyzn się nie odzywał, nie było w tym co prawda nic dziwnego, bo jeszcze nie dawno chcieli wypruć sobie nawzajem flaki. Cisza jeszcze nikomu nie zaszkodziła, przynajmniej nie trzeba było się martwić o to, że którykolwiek z nich powie coś nieodpowiedniego powodując przy tym złość drugiego i prawdopodobną walkę.
W lokalu unosił się nieprzyjemny zapach spoconych, brudnych ciał oraz palącego się w kominku drewna, wszędzie unosiły się kłęby kurzu, które nieco utrudniały widoczność, na szczęście wampiry miały świetny wzrok. Upatrzył sobie stolik podobny do tego w poprzedniej gospodzie, raczej na uboczu. Miejsce było idealne, mógł obserwować wszystkich nie wzbudzając przy tym podejrzeć i nie narażając się również na spojrzenia innych. Skierował tam więc krok i kiwnął głową do Bariusa, aby ten poszedł za nim. Zasiadł bez słowa na jednym z krzeseł i gwizdnął do karczmarza, a właściwie karczmarki, bo tą która prowadziła aktualnie lokal była starsza kobieta. Owa staruszka wysłała jedną ze służek, która delikatnie ukłoniła się i uśmiechnęła po czym grzecznie zapytała co może podać.
- Duży kufel piwa, albo lepiej dwa, oraz butelkę wytrawnego czerwonego wina razem z kieliszkiem. -
Dziewka była dość urodziwa i z pewnością mogła przykuć uwagę Bariusa, zapewne świetnie nadawałaby się na niewolnice, potrafiła już jak widać służyć, dupę też miała niczego sobie więc mogła zadowolić kilku z klientów zmiennokształtnego.
Wampira interesowała za to jej szyja, a dokładniej tętnica z której chciał upuścić nieco krwi, ale postanowił zaczekać i rozejrzeć się, być może trafi się ktoś odpowiedniejszy.
Podróż nie była krótka, ale za to bardzo cicha, żaden z mężczyzn się nie odzywał, nie było w tym co prawda nic dziwnego, bo jeszcze nie dawno chcieli wypruć sobie nawzajem flaki. Cisza jeszcze nikomu nie zaszkodziła, przynajmniej nie trzeba było się martwić o to, że którykolwiek z nich powie coś nieodpowiedniego powodując przy tym złość drugiego i prawdopodobną walkę.
W lokalu unosił się nieprzyjemny zapach spoconych, brudnych ciał oraz palącego się w kominku drewna, wszędzie unosiły się kłęby kurzu, które nieco utrudniały widoczność, na szczęście wampiry miały świetny wzrok. Upatrzył sobie stolik podobny do tego w poprzedniej gospodzie, raczej na uboczu. Miejsce było idealne, mógł obserwować wszystkich nie wzbudzając przy tym podejrzeć i nie narażając się również na spojrzenia innych. Skierował tam więc krok i kiwnął głową do Bariusa, aby ten poszedł za nim. Zasiadł bez słowa na jednym z krzeseł i gwizdnął do karczmarza, a właściwie karczmarki, bo tą która prowadziła aktualnie lokal była starsza kobieta. Owa staruszka wysłała jedną ze służek, która delikatnie ukłoniła się i uśmiechnęła po czym grzecznie zapytała co może podać.
- Duży kufel piwa, albo lepiej dwa, oraz butelkę wytrawnego czerwonego wina razem z kieliszkiem. -
Dziewka była dość urodziwa i z pewnością mogła przykuć uwagę Bariusa, zapewne świetnie nadawałaby się na niewolnice, potrafiła już jak widać służyć, dupę też miała niczego sobie więc mogła zadowolić kilku z klientów zmiennokształtnego.
Wampira interesowała za to jej szyja, a dokładniej tętnica z której chciał upuścić nieco krwi, ale postanowił zaczekać i rozejrzeć się, być może trafi się ktoś odpowiedniejszy.
Wiedziała, że Szary chciał wyruszyć jak najprędzej, jednak ona nie mogła się dobudzić. Brakowało jej kąpieli na rozbudzenie i spokojnie zjedzonego posiłku, choć tego drugiego dużo mniej. Dojadła jabłko do połowy, odłożyła je w pierwsze przypadkowe miejsce i zaczęła się pakować w pośpiechu. Baczyła jednak na to, by nic z ekwipunku nie zostało w pokoju. Jak miała w zwyczaju, obejrzała też łóżko swego towarzysza, a także najbliższą okolicę jego części pokoju, jak to w duchu nazwała. Z uśmiechem stwierdziła, że wszystko gra, więc przeczesała ręką włosy i wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi dość niedbale. Zeszła po schodach, starając się nie stukać obcasami, więc właściwie bezdźwięcznie przepłynęła lekkim krokiem w stronę Szarego. Oparła się rękoma o ladę, spoglądając na pakunek, który uszykowała im, jak się okazało, jakaś kobieta, a nie znajomy oberżysta. Phen zmrużyła oczy, kątem spoglądając na wygłodniałe spojrzenie jegomościa tuż obok, które wręcz wpijało się w szyję niewiasty. Starała się zwalczyć grymas, a kiedy jej to nie do końca wyszło, odwróciła głowę do Garta.
- Wszystko gotowe? - zagadnęła beztroskim tonem.
- Wszystko gotowe? - zagadnęła beztroskim tonem.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Szary zapakował większość jedzenia do swojego plecaka, ale część zostawił czekając na Phenomenę. Gdy w końcu się pojawiła, podsunął jej część zapasów. Tak było bezpieczniej, w razie jakby coś zmusiło jednego z nich do porzucenia swoich rzeczy.
Na jej pytanie nie odpowiedział, jedynie skinął krótko głową. Kiedy dziewczyna pakowała resztę rzeczy, zarzucił sobie plecak na ramię i rozejrzał się po gościach w karczmie. Tylko dwójka z nich wyglądała nieco inaczej niż pozostali ludzie, którzy szykowali się do pracy. Ale nic w tym dziwnego, pewnie podobnie jak on i Phen zatrzymali się tylko tutaj na postój w podróży.
- Tak, chyba że chcesz coś jeszcze załatwić przed wyruszeniem? - zapytał spokojnie, nie ruszając się jeszcze z miejsca. Poprawił tylko pochwę z mieczem, która przyciśnięta plecakiem zaczęła go lekko uwierać w plecy.
Na jej pytanie nie odpowiedział, jedynie skinął krótko głową. Kiedy dziewczyna pakowała resztę rzeczy, zarzucił sobie plecak na ramię i rozejrzał się po gościach w karczmie. Tylko dwójka z nich wyglądała nieco inaczej niż pozostali ludzie, którzy szykowali się do pracy. Ale nic w tym dziwnego, pewnie podobnie jak on i Phen zatrzymali się tylko tutaj na postój w podróży.
- Tak, chyba że chcesz coś jeszcze załatwić przed wyruszeniem? - zapytał spokojnie, nie ruszając się jeszcze z miejsca. Poprawił tylko pochwę z mieczem, która przyciśnięta plecakiem zaczęła go lekko uwierać w plecy.
- Barius
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 110
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: hienołak
- Profesje:
- Kontakt:
Ta… było spokojnie i Bariusowi też było na rękę, to że mógł trochę odsapnąć. Cisza… nie była przerywana ani jednym spojrzeniem pełnym gniewu czy zwykłej ciekawości. Szli obok siebie nie patrząc na to co przed nimi, nie oglądając się wstecz, jeden był tak stary, że pamiętał całe wieki, drugi wiele młodszy lecz doświadczony intensywnością życią, którą mógłby obdarzyć jeszcze kilku. Faceci po przejściach? Tak można było nazwać ten obrazek?
Wszedł do środka swym wyuczonym zwyczajem obserwując wszystkich dookoła. Zapach i zaduch charakterystyczny dla takich miejsc. Nawet mu to odpowiadało. Zapach karczm dawał pewną bliskość, były jak dom, gdzie wszystko jest takie same niezależnie od mijającego czasu. Każda jedna ciemna, brudna i zarzygana, w każdej jednej spędzał tyle czasu ile niektórzy przy kominkach z drukiem w ręku, albo przed paleniskiem tuląc swą rozwydrzoną dziatwę. W każdej z nich czuł się jakby były częścią jego, te same wybory stolików, takie samo towarzystwo, takie same opowieści. Gdzieś pod ręką nóż i sieć, pamiętające jego wszystkie grzechy. Usiedli przy stoliku, wampir zamówił piwo. Nadal nie znał jego imienia, ale nawet o tym nie pomyślał. Nie żeby odgrywało to dla niego znaczenie- po prostu. Kiedy dziewczyna przyszła z szkłem nie posłał jej więcej jak kilku spojrzeń, jakby zupełnie stracił zainteresowanie podziwianiem jakichkolwiek tyłków. Spojrzał na wampira, facet musiał być okrutnie spragniony. Hienołak uśmiechnął się półgębkiem zauważając jego zainteresowanie dziewczyną. Kiedy tylko odeszła wypalił- „Nie zabawię tu długo, nie będę ci zawracał głowy. Takie jak ona nie lubią wielkoludów o łapach jak bochny chleba. Boją się… i ja je rozumiem. Nie będę przeszkadzał… w łowach. Na dzisiaj mam dosyć.” Dziwnie, można było odnieść wrażenie, że nieokrzesaniec wydaje się jakiś pochmurny. „Nie byłem taki… od początku”- powiedział znikąd pociągając piwo. „Matka mnie kochała, ojciec także… umarli na jakąś chorobę, ja cudem przeżyłem…”- nawiązał do wcześniejszych słów wampira i uśmiechnął się na chwilę. Pewnie pomyślał, że dryblas znowu zacznie drzeć się o coś, ale ten tylko pociągnął kolejny łyk piwa. -„Nie żebym żywił do tamtej czarownicy urazę. Zachowała się najrozsądniej jak mogła, na jej miejscu, w tamtym czasie zrobiłbym pewnie podobnie. Nie mam jej za złe, że starała się wykończyć faceta, który sam jeszcze nie wiedział co z nią pocznie, choć miała… parę atutów.”- zmienił temat, a mówiąc o atutach, wampir na pewno wiedział, co tamten miał na myśli. „Chodzi o zasady… nie żaden honor czy cześć… o zwykłe zasady. Ona włożyła do gry najmniejszą pulę, ma dług… i spłaci go. Nie wiem jeszcze jak.”- wzruszył ramionami. Gdyby nie był taki zmęczony pewnie już chwaliłby się jak to by dupcył da prawo i lewo. Teraz siedział i nie spoglądał na nic więcej jak mętną taflę piwa stojącego w kuflu z grubego szkła. Dowolna panna lekkich obyczajów mogłaby usiąść na nim okrakiem a ten nie drgnąłby nawet na centymetr, bacząc tylko czy piwo się nie wyleje. Nie miał na nic nastroju. Dziwne, że teraz był taki zblazowany. Prawda była taka, że był zmęczony, a kiedy jego ciało domagało się snu i odpoczynku bestia przymykała oczy drzemiąc. „Pewnie bym ją sprzedał, jedna w tą jedna w tamtą…”- znów popił piwo, ale w jego słowach trudno było widzieć przekonanie. „Tyle ludzi poszło gdzieś nie wiadomo za co, tyle ludzi chodzi jeszcze wolnych, a wolą losu będzie stanąć im na drodze, odebrać ją i zesłać do piekła. Sam tak miałem. Byłem niewolnikiem. Byłem młodym chłopakiem, w sam raz na posyłki- podaj to zamieć tamto. Zajmowałem się przynoszeniem jedzenia dla gladiatorów, sprzątaniem ich cel, czyszczeniem baseniku pośrodku wielkiego dziedzińca mojego właściciela- tą pracę lubiłem najbardziej, bo woda dawała przyjemny chłód przed upałami. Latem nie dało się tam wytrzymać. Potem stałem się gladiatorem… jak widać całkiem dobrym.” Kolejny łyk piwa przerwał opowieść o którą nikt nie pytał. -„Wykupiłem wolność, zacząłem żyć na własny rachunek, praca jak praca.” Nie żalił się, ale trudno było powiedzieć by w tej chwili czerpał taką radość z swego żywota jaką zaprezentował wcześniej. –„Jak myślisz, ile czarownica jest warta? Nie mam na myśli czarów. Kto chciałby mieć taką babę w domu… bałbym się że poderżnie gardło na śnie… a może i gorzej. Jak myślisz co taka cizia potrafi? Posprząta? Ugotuje? Może umie szyć… Komuś się pewnie przyda…”
Wszedł do środka swym wyuczonym zwyczajem obserwując wszystkich dookoła. Zapach i zaduch charakterystyczny dla takich miejsc. Nawet mu to odpowiadało. Zapach karczm dawał pewną bliskość, były jak dom, gdzie wszystko jest takie same niezależnie od mijającego czasu. Każda jedna ciemna, brudna i zarzygana, w każdej jednej spędzał tyle czasu ile niektórzy przy kominkach z drukiem w ręku, albo przed paleniskiem tuląc swą rozwydrzoną dziatwę. W każdej z nich czuł się jakby były częścią jego, te same wybory stolików, takie samo towarzystwo, takie same opowieści. Gdzieś pod ręką nóż i sieć, pamiętające jego wszystkie grzechy. Usiedli przy stoliku, wampir zamówił piwo. Nadal nie znał jego imienia, ale nawet o tym nie pomyślał. Nie żeby odgrywało to dla niego znaczenie- po prostu. Kiedy dziewczyna przyszła z szkłem nie posłał jej więcej jak kilku spojrzeń, jakby zupełnie stracił zainteresowanie podziwianiem jakichkolwiek tyłków. Spojrzał na wampira, facet musiał być okrutnie spragniony. Hienołak uśmiechnął się półgębkiem zauważając jego zainteresowanie dziewczyną. Kiedy tylko odeszła wypalił- „Nie zabawię tu długo, nie będę ci zawracał głowy. Takie jak ona nie lubią wielkoludów o łapach jak bochny chleba. Boją się… i ja je rozumiem. Nie będę przeszkadzał… w łowach. Na dzisiaj mam dosyć.” Dziwnie, można było odnieść wrażenie, że nieokrzesaniec wydaje się jakiś pochmurny. „Nie byłem taki… od początku”- powiedział znikąd pociągając piwo. „Matka mnie kochała, ojciec także… umarli na jakąś chorobę, ja cudem przeżyłem…”- nawiązał do wcześniejszych słów wampira i uśmiechnął się na chwilę. Pewnie pomyślał, że dryblas znowu zacznie drzeć się o coś, ale ten tylko pociągnął kolejny łyk piwa. -„Nie żebym żywił do tamtej czarownicy urazę. Zachowała się najrozsądniej jak mogła, na jej miejscu, w tamtym czasie zrobiłbym pewnie podobnie. Nie mam jej za złe, że starała się wykończyć faceta, który sam jeszcze nie wiedział co z nią pocznie, choć miała… parę atutów.”- zmienił temat, a mówiąc o atutach, wampir na pewno wiedział, co tamten miał na myśli. „Chodzi o zasady… nie żaden honor czy cześć… o zwykłe zasady. Ona włożyła do gry najmniejszą pulę, ma dług… i spłaci go. Nie wiem jeszcze jak.”- wzruszył ramionami. Gdyby nie był taki zmęczony pewnie już chwaliłby się jak to by dupcył da prawo i lewo. Teraz siedział i nie spoglądał na nic więcej jak mętną taflę piwa stojącego w kuflu z grubego szkła. Dowolna panna lekkich obyczajów mogłaby usiąść na nim okrakiem a ten nie drgnąłby nawet na centymetr, bacząc tylko czy piwo się nie wyleje. Nie miał na nic nastroju. Dziwne, że teraz był taki zblazowany. Prawda była taka, że był zmęczony, a kiedy jego ciało domagało się snu i odpoczynku bestia przymykała oczy drzemiąc. „Pewnie bym ją sprzedał, jedna w tą jedna w tamtą…”- znów popił piwo, ale w jego słowach trudno było widzieć przekonanie. „Tyle ludzi poszło gdzieś nie wiadomo za co, tyle ludzi chodzi jeszcze wolnych, a wolą losu będzie stanąć im na drodze, odebrać ją i zesłać do piekła. Sam tak miałem. Byłem niewolnikiem. Byłem młodym chłopakiem, w sam raz na posyłki- podaj to zamieć tamto. Zajmowałem się przynoszeniem jedzenia dla gladiatorów, sprzątaniem ich cel, czyszczeniem baseniku pośrodku wielkiego dziedzińca mojego właściciela- tą pracę lubiłem najbardziej, bo woda dawała przyjemny chłód przed upałami. Latem nie dało się tam wytrzymać. Potem stałem się gladiatorem… jak widać całkiem dobrym.” Kolejny łyk piwa przerwał opowieść o którą nikt nie pytał. -„Wykupiłem wolność, zacząłem żyć na własny rachunek, praca jak praca.” Nie żalił się, ale trudno było powiedzieć by w tej chwili czerpał taką radość z swego żywota jaką zaprezentował wcześniej. –„Jak myślisz, ile czarownica jest warta? Nie mam na myśli czarów. Kto chciałby mieć taką babę w domu… bałbym się że poderżnie gardło na śnie… a może i gorzej. Jak myślisz co taka cizia potrafi? Posprząta? Ugotuje? Może umie szyć… Komuś się pewnie przyda…”
Phen ułożyła pakunek w swej torbie. Włosy opadły jej na twarz, więc odrzuciła je niedbałym gestem. Wyglądała na niewyspaną i totalnie nieuczesaną, o dziwo bardziej niż zwykle. Westchnęła na zadane jej pytanie, spoglądając na Szarego z ociąganiem. Nie wiedziała, jak zareaguje, a nie lubiła kiedy podświadomie, świadomie, czy po prostu na złość ją karcił.
- Może weźmy jeszcze butelkę wina, hm? - wyskoczyła z pomysłem mocno zawstydzona. Dziwnie to u niej wyglądało - ja poniosę... A niewiadomo, kiedy może się przydać, prawda? - wytłumaczyła się z krzywym uśmieszkiem. Mimo aktualnego wyglądu żebraczki, wyglądała całkiem uroczo. Niewiadomym też było, dlaczego po prostu sama ukradkiem, lub też całkiem śmiało, nie kupiła tej butelki. W końcu miała pełne sakwy. Najwyraźniej jednak zaczęła się w końcu całkowicie liczyć ze swoim towarzyszem.
- Może weźmy jeszcze butelkę wina, hm? - wyskoczyła z pomysłem mocno zawstydzona. Dziwnie to u niej wyglądało - ja poniosę... A niewiadomo, kiedy może się przydać, prawda? - wytłumaczyła się z krzywym uśmieszkiem. Mimo aktualnego wyglądu żebraczki, wyglądała całkiem uroczo. Niewiadomym też było, dlaczego po prostu sama ukradkiem, lub też całkiem śmiało, nie kupiła tej butelki. W końcu miała pełne sakwy. Najwyraźniej jednak zaczęła się w końcu całkowicie liczyć ze swoim towarzyszem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości