Mauria[Gospoda "Ostatnie Pożegnanie"] Nowe twarze w Maurii

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Och. No tak. Aishele. Tak mam na imię - odparła krótko, z roztargnieniem, pomijając pytanie o zajęcie.

Opowieści Akkarina słuchała obojętnie, śmiertelnie obojętnie - aż do chwili, gdy padło słowo "brat". Słowo, nieważne przypadkowe słowo, które niespodziewanie poruszyło jakąś strunę na dnie jej martwego serca, wywołało uczucie niedookreślonej, niejasnej tęsknoty. Rodzeństwo. Jedna krew i jedna dusza w dwóch ciałach. Nie, mała nieumarła nie miała nigdy brata. Miała siostrę. I choć nie pamiętała tego faktu, jak i niczego innego z minionych lat utraconego życia, to teraz, za sprawą niespodziewanego impulsu w postaci słów Nemorianina, w świadomości dziewczyny zaczęła nieśmiało kiełkować ta myśl. Urwane strzępy wspomnień znów przemknęły przez jej umysł - teraz chyba już zaczynała wiedzieć, z czym je powiązać.

Czerwony dywan, taki duży, że mieszczą się na nim swobodnie we dwie. Chichot przepełniony beztroską radością. Dwa bliźniacze, szepczące coś do siebie dziewczęce głosiki. Dwie pary czarnych warkoczy, dwie białe sukienki i zapach rumianku zza okna...
Kiedy drobna blada rączka potrąca kryształowy wazon, wizja zmienia się. Woda się rozlewa po podłodze. Woda, woda, coraz więcej i więcej wody, woda zalewa cały świat, a szczątki stłuczonego naczynia to nie kawałki kryształu, nie, to białe płatki róż, które opadają w dół, w dół, w ciszę i ciemność.
Błysk!


Błysk za oknem wyrwał topielicę z otępienia sennej wizji. Chyba znów zbierało się na burzę.

- Więc... - Dziewczyny nie nauczono nigdy, że nie zaczynamy zdania od "więc". - Więc masz brata? - Aishele oparła się o ławę, odwracając się tyłem do okna. Nie chciała patrzeć na rozświetlające niebo błyski, które budziły w niej niepokój. - Jaki on jest? Podobny do ciebie? Starszy? - Przekrzywiła głowę, jakby się zastanawiała. - Czy młodszy?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Zastanowił się nad odpowiedzią, miał liczne rodzeństwo i nie wiedział początkowo które z nich opisać. Przez chwilę wydawał się nieobecny, uśmiechając się do wspomnień rodziny, oraz domu, ogromnego kamiennego zamku, w którym on znał każdy zakamarek, lecz obcy mógł się łatwo zgubić. Korytarze wypełnione chybotliwym blaskiem pochodni. Potrząsnął głową wracając do rzeczywistości.
- Mój brat, Lahatiel jest mniej więcej w twoim wieku. Z wyglądu podobny do mnie, gdy byłem młodszy. Pełny życia, z poczuciem humoru, zawsze chętny do zabawy. Jest świetnym kupcem, zawsze wytarguje dobrą cenę. Sprzedałby ci piasek, gdybyście się spotkali na pustyni Naher. - Zaśmiał się wyobrażając sobie taką sytuację. Po chwili uspokoił się, lecz w kącikach ust dalej błądził cień uśmiechu, zaś w oczach skrzyły się ogniki rozbawienia.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Roześmiała się. Ten żartobliwy ton i ciepło, z jakim Akkarin wypowiadał się o swoim bracie, niespodziewanie zburzyły - a przynajmniej nadkruszyły porządnie - mur niechęci, którym Aishele początkowo się od mężczyzny odgrodziła. Podświadomie czuła - z właściwą sobie dozą naiwności - że człowiek mówiący w ten sposób o swojej rodzinie nie może być zły.

- Wiesz, ja... Ja mam, miałam siostrę, kiedyś - wyrwało jej się. - Chyba - dodała, marszcząc czoło. Stukając palcami o blat popatrzyła na odblask kolejnej błyskawicy w kielichu Nemorianina. Sama nie była pewna, dlaczego to powiedziała i czy rzeczywiście to prawda, jednak z chwilą gdy słowa te zostały wymówione, ich treść stała się jakby bardziej... namacalna, konkretna. Bardziej pewna.
- Tak, miałam, musiało tak być - mruknęła, tym razem z większym przekonaniem, gorączkowo pragnąc uchwycić jakiś fragment zapomnianej przeszłości, dawnych szczęśliwych dni. Na próżno. Wszystkie blade nitki wspomnień wymknęły się z jej dłoni i nie zdołała ich w porę pochwycić. Pozostało tylko silne przeświadczenie o tym, że to wszystko ważne. Niesamowicie ważne. Może nawet najważniejsze?
- Nie pamiętam jej imienia, nie pamiętam już nic - przyznała, spuszczając wzrok i śledząc skomplikowane wzory kolorowej przędzy dywanu. - To smutne, prawda?

Topielica miała wrażenie, że powinna czuć smutek, ale nie była pewna, czy rzeczywiście go czuje. Po śmierci uczucia stają się czymś dużo bardziej abstrakcyjnym. Łatwo się od nich odzwyczaić, łatwo o nich zapomnieć i przestać je rozpoznawać. To nie do pojęcia dla kogoś, kto wciąż żyje, co to znaczy - zapomnieć, jak to jest być smutnym. Zapomnieć, co to właściwie znaczy.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Nie rozumiał, jak udało jej się namówić go na opowieść o bracie. Nie podobało mu się to, ale nie dał tego po sobie poznać, w końcu przestała być napastliwa, więc nie ma czym się martwić. Przynajmniej taką miał nadzieję. Kiwnął głową powoli, potwierdzając jej słowa o smutku, mimo to uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Jestem pewny, że w końcu wszystko sobie przypomnisz. Potrzebny ci jest tylko czas. - Wyjrzał za okno, za którym ciągle panowała ciemność. - Jeśli już mówimy o czasie, to na mnie właśnie nadszedł. Jutro powinniśmy wcześnie wyruszyć, żeby mieć czas na załatwienie w mieście ważniejszych spraw, przed zachodem. - Dopił resztę wina i odstawił kieliszek na blat.

- Nie wiem jak wy, panie, ale ja wolę być z rana w pełni sił. - Mówiąc to podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do karczmarza, po to by cicho zamienić z nim parę słów. Wymienił kilka monet na klucz i ruszył ku pokojom gościnnym, zatrzymując się tylko na chwilę, by lekko ukłonić się swoim nowym towarzyszkom. - Życzę miłych snów drogie panie. Zobaczymy się o świcie. - Po tych słowach ruszył dalej, chwilę później znajdował się już w swoim pokoju. Zamknął drzwi na otrzymany wcześniej klucz, zostawiając go w zamku i rozejrzał się po pomieszczeniu, nie było piękne, ale wystarczające, żeby odzyskać siły utracone w czasie podróży, wyglądało również na to, że magia dżinki działała tylko na główną salę. Szybko się rozebrał i położył na łóżku, przykrywając się kocem. Po wielodniowym spaniu na twardej ziemi, czuł się jakby leżał w najlepszym z łoży, będących w rodzinnym zamku. Zdążył tylko położyć sztylet pod poduszkę, a szablę na podłogę obok łóżka, i zapadł w twardy sen.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Nieumarła skwapliwie wzięła przykład z Akkarina. Wymamrotała kilka słów do Divyi i Mary, na tej drugiej wymuszając obietnicę, iż zaprowadzi ją nazajutrz do tego... Zaraz, jakże to miało brzmieć jego miano? Topielica zapomniała na śmierć. Do nekromanty w każdym razie. Następnie dziewczyna wydobyła z dna torby jedną z wygranych nieuczciwie monet, i wytarłszy ją dla przyzwoitości o skraj sukni, coby pozbawić ją oślizgłego osadu wodorostów, podała karczmarzowi. Podobnie jak Nemorianin, ona także otrzymała od karczmarza klucz do jednego z pokoików na górze i dość obojętne życzenia "dobrej nocy".

Aishele nie była przekonana, czy akurat jej interesy wymagają załatwienia przed zachodem słońca, zwłaszcza jeśli chodzi o planowaną wizytę u wampirzycy, Ariszii Velmeron. Niemniej jednak potrzebowała snu, tak jak i w ogóle samotności. Nie, nie po to, by przemyśleć ostatnie wydarzenia i poukładać je w swej ślicznej główce. Chaos rządził jej świadomością na tyle, by podobne próby refleksji były zwykle z góry skazane na niepowodzenie. Potrzebowała samotności ot tak, po prostu. Zbyt duże towarzystwo męczyło ją i drażniło.

Och, więc magia dżinki działała jednak tylko na dolną salę... Dziewczyna z pewnym rozczarowaniem otworzyła przykurzone drzwiczki zbite z wypaczonych okrutnie desek, skrzypiące niby stara szubienica i opatrzone wypalonym numerem "6". Natychmiast otworzyła okno - w pokoju panował koszmarny zaduch. Trudno powiedzieć, by teraz wdarł się do pomieszczenia ożywczy powiew, ale zapach deszczu był milszy, niż woń stęchlizny.

Aishele rozebrała się pospiesznie i kopnęła swą szarą sukienkę gdzieś w kąt, razem z krukiem-strażnikiem i torbą. Po namyśle jednak torbę podniosła i położyła na łóżku - wąskim i zapewne twardym - zamiast poduszki, tej bowiem tutaj nie było. Był jedynie cienki koc, który komuś bardziej wymagającemu od nieżywej dziewczyny mógłby posłużyć jedynie za wyjątkowo marną namiastkę okrycia. Jej nie robiło to jednak różnicy. Przeszła się po pokoju, rejestrując kolejne szczegóły: wystrzępiony dywanik, mały stolik z bukietem dawno zwiędłych kwiatów i płonącą świecą, zydel z nadłamaną nogą, wielki, zakurzony kufer. Och, i jeszcze obrazek nad łóżkiem - ponury drzeworyt z przedstawieniem kostuchy we własnej osobie. Dla niej nie było to ani ładne, ani brzydkie. Było jej wszystko jedno, ach, tak bardzo wszystko jedno.
Naga, w samym tylko perłowym naszyjniku (tego bowiem nie zdejmowała nigdy, jako swego najcenniejszego skarbu) usiadła na parapecie. Wsłuchała się w odgłosy nocy - rechotanie żab i granie świerszczy od strony bagien, zawodzenie wichru i ulewy, wreszcie szczekanie psów i pojedyncze, wyjątkowo smętne pijackie okrzyki dochodzące z kierunku miasta. Nim z okna wygnał ją kolejny błysk gromu, zdążyła jeszcze dopisać kilka słów w swoim prowizorycznie skleconym dzienniku. Przyjrzała się raz jeszcze swoim zapiskom, z lekkim zdziwieniem w oczach.

*"dzień pierwszy, deszczowy"
Przybyłam do wieży licza. Właściwie to on mnie tu przywiódł. On mnie ożywił, on przywrócił mi tę marną namiastkę życia.
Nie zrobił tego bez powodu.
Każe mi odnaleźć drugą połówkę dziwnego przedmiotu - Talizmanu Kolorów, złamanego przed wiekami.
Licz zginął, szukając pierwszej. Chyba było warto.To było w Maurii. Tam powinnam się czegoś dowiedzieć.
Druga połowa może znajdować się gdzieś na Równinie Maurat. Ale nie musi. Nawet nie wiem, gdzie to jest...
Muszę go znaleźć, choć to prawie niemożliwe i okrutnie niebezpieczne.
Mam na to dziesięć miesięcy - jeśli nie zdążę, przemienię się w proch. Zginę. Ostatecznie przestanę istnieć... Nie mogę!
Licz obiecał, że jego córka, potężna magiczka, będzie mogła przywrócić mi dawne życie, gdy wywiążę się z zadania...
Nieumarły namazał mi na nadgarstku jakieś zaklęcie. Piecze jak diabli. Podobno przez to mogę się z nim kontaktować. Oby.


*"dzień drugi, nadal deszcz"
Przez Mgliste Bagna zmierzam do Maurii. Spotkałam Ifryta, który był niezwykle zdziwiony, że nie jest na pustyni.
Wyskoczył zresztą z mojego własnego ogniska. Sudżahid. Ognisty demon, furiat, podpalił las, boję się go.
Kazał mi zdobyć dla niego mapę, skoro sama nie umiem mu wskazać drogi do pustyni.
Może w mieście uda mi się zdobyć. Choć nie mam pieniędzy. Może ukradnę.
Idziemy do Maurii.

*"dzień trzeci, już nie pada"
Idziemy.

*"dzień czwarty"
Potknęłam się o metalowy czajnik. To było na skraju bagien. Z czajnika wyszła niebieska mgła, która okazała się żywą istotą. Ma na imię Divya. Jest dla mnie bardzo dobra. W jakiś sposób podobna temu Sudżahidowi, choć jednak bardzo inna.
Nie podpala krzaków, to duży plus.
Jest również bardzo potężna. Musi czytać z aur jak ze stronic księgi, wie o mnie już prawie wszystko, choć tak mało powiedziałam. Wie, że nie żyję. To trochę krępujące. Ale bardzo chce pomóc.
Rozgoniła chmury z krwawym deszczem, które nadciągnęły nad bagna i o mało co nas nie zniszczyły!
Zostawiłyśmy ifryta na bagnach. I dobrze, nie mogłam go już dłużej znieść. Przyniosę mu tę mapę i zniknę jak najprędzej, słowo.
Przyleciał do mnie również znajomy martwy kruk z wiadomością od licza. Kazał iść do rządzących Maurią z poselstwem. Prosić o wsparcie wojskowe, w zamian za moc Talizmanu i magii oraz rozległej wiedzy licza. Cóż, muszę się dowiedzieć, jak się do nich dostać.
Ach, teraz siedzimy w gospodzie "Ostatnie Pożegnanie". Divya jednym gestem zmieniła tu wszystko na piękniejsze, kolorowe i bajkowe. Wreszcie jest mi trochę cieplej. Chyba powinnam się przespać. Choć nie jestem zmęczona, nie powinnam być, nie jestem, to jakaś część mnie pragnie snu. Lubię sen. Tam czuję się bezpieczniej.
Poznałam jeszcze dwie osoby. Marę, która obiecała pomóc mi skontaktować się z kimś ważnym w Maurii poprzez swojego znajomego nekromantę, i Akkarina, dziwnego, pięknego człowieka o zielonych oczach. Dość natarczywie zaproponował swoje towarzystwo, ciężko było odmówić. Wszystko jedno.


Tak, dziennik nie był złym pomysłem. Z tą krzepiącą myślą Aishele zdmuchnęła świecę, wskoczyła do łóżka i skuliła się pod owym marnym, burym kocykiem. Sen nie nadchodził długo. Dziewczyna bezmyślnie obracała w palcach diamentowy guzik, wygrany tego wieczoru w karty, aż wreszcie delikatne błyski, tańczące w półmroku na jego powierzchni, uśpiły nieszczęsne utopione dziewczę.
Divya
Rasa:
Profesje:

Post autor: Divya »

Uśmiechnęła się do Mary i podniosła ze stołu swoją lampę oliwną.
- Dobranoc, Maro - powiedziała ciepło i ruszyła schodami na górę. Wleciała na piętro powoli i ruszyła korytarzem, do którego przylegały drzwi obskurnych pokoi. Zatrzymała się na chwilę pod tymi, za którymi zatrzymał się mężczyzna. Słuchała odgłosów jego oddechu. Spał. Podleciała do drzwi, za którymi leżała Aishele. Zmieniła się w niewidzialną mgłę i wniknęła do jej pokoju. Została przy drzwiach i niewidoczna obserwowała dziewczynę jak pisała pamiętnik. Poświęciła również chwilę na zgłębienie emocji i myśli topielicy. Jej serce dotknął smutek.
"Biedna dziewczyna. Samotna i nieszczęśliwa." Zadumała się nad losem przyjaciółki. Przyjaciółki, bo tak ją nazywała w myślach. Kiedy zgasła świeca, Divya podpłynęła w powietrzu do jej posłania, postawiła swoją lampę na krześle obok łóżka. Pochyliła się nad śpiącą i dotknęła swoim umysłem snów topielicy. Kiedy dostrzegła obrazy kołaczące się w głowie, westchnęła i wygładziła je magią, a następnie otworzyła delikatnie pokłady podświadomości śpiącej. Pozwoliła aby pamięć wracała do Aishele powoli i delikatnie. Kawałeczek po kawałeczku za każdym razem, kiedy będzie spać. Pogłaskała delikatnie gnijący policzek nieumarłej i tchnęła wspomnienie ciepła bijącego z kominka do jej snu. Jej wzrok zatrzymał się na guziku mieniącym się barwami tęczy, leżącym w otwartej martwej dłoni. Dotknęła go delikatnie i zaklęła w nim poczucie bezpieczeństwa, tak aby za każdym razem, gdy Aishele go dotknie, to uczucie na nią spływało. Wyprostowała się i zmieniła w wir, który sprawnie zniknął w dziobku starej lampy.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

W snach Aishele tętniły i pulsowały chaotycznie dawne i ostatnie wydarzenia. Wchłonęła ją noc, noc ze snu, inna niż ta prawdziwa - ciężka i ciemna, mokra, cuchnąca bagiennym błotem i szumiąca monotonnym deszczem. Śmiertelna cisza i ciemność, jak z dna jeziora, rozbłyska nagle olbrzymim jasnym, wyjącym płomieniem. W oddali majaczą światła... światła miasta. Nie, mały domek z malwami przy płocie. Twarz ognistego demona wisi nad lasem jak upiorny księżyc, ogarnięty pożarem. Przez chwilę jego oblicze jest niewidoczne, przesłonięte przez krwawy obłok, z którego powoli opadają białe płatki róż i okruchy kryształowego naczynia. Płomienny, gorący jak samo piekło, i tak też bezduszny wzrok ifryta przenika jednak zaraz chmurę, przenika wszystko - las, wodę, duszę, wrzące bagno, gotująca się dusza, poczerniałe gałęzie, spadające w kłębach iskier, ale to nie iskry, gwiazdy, gwiazdy, niebo jest już spokojne i pustka wokół, tylko las spalony do szczętu.
Przez ów spalony las biegną dwie małe istotki w czerwonych sukienkach, a za nimi czarny kruk - kruk, którego życie już dawno ustało. Wielka karta do gry, wymalowana z niebywałym kunsztem, wyrasta przed goniącymi motylka (w nocy, w nocy?) dziewczątkami. Ta karta to Czarny Król. Martwy król. Król Licz. Złota korona, pokryta tajemnymi znakami, zdobi dumnie czoło króla, a w jego oczodołach błyskają trupie ogniki, zielone, zielone, zielone jak oczy nieznajomego w czarnych szatach. Lecz tamte są ujmujące, to oczy karcianego Czarnego Rycerza.
Groza wieje zewsząd, i już Czarny Król się śmieje, i Krwawy Król, książę płomienia, obaj straszni. Topielica kuli się, pełna lęku, a w tym śnie jej ciało wcale nie gnije - jest znów różowe, ciepłe i żywe. Urwany krzyk. Znów spada na nią masa wody, wody która nie jest deszczem.
Odwróciła głowę. Tam licha mauryjska gospoda, a właściwie nie taka licha, bo bije z niej ciepło i obca, egzotyczna magia. Ale nie, to nie gospoda, to przecież dom. Taki spokój wszędzie, i malwy pod oknem, i w domu ktoś się krząta. Noc mija i jest wieczór. I cóż, to sen, to sen. Niebo tuż nad lasem ma kolor seledynowy, pomiędzy drzewami migają czyjeś oczy, niebieskie, znajome, kochane. Zapach malin i upalnego zmierzchu. Podeszła dwa kroki. Nie, to wilk! Odbiegła. Nie, nie wilk, jak mogła się pomylić. To znajoma postać, błękitna dżinka. Divya.
Wkradła się do jej snu? Coś zrobiła, Aishele nie wiedziała co, ale skoro ta już tu zajrzała, to nie zamierzała jej wypuścić. Z upiornym śmiechem złapała dżinkę za ramię i pociągnęła za sobą w dół doliny. Sen w jej obecności stawał się dobry i spokojny, wszystko kwitło i pachniało.
Ale to był sen topielicy.
Kiedy w jej dłoni błysnął brylantowy guzik, poczuła niesamowity spokój, rzeczywiście. Z zupełnym spokojem i chłodem podeszła do starca, który siedział na dnie dolinki, u stóp wielkiego dębu. Podeszła i szepnęła mu coś do ucha. Szeptała długo, długo, a z każdym kolejnym uderzeniem serca widać było, że wokół mężczyzny kołuje Koszmar. Otoczyły go cienie, zmusiły do wycia, do ucieczki... nie, nie mógł się ruszyć z miejsca, jak to we śnie bywa. Poczuł tylko, że spada. Ból. Nieludzki wrzask.
Aishele znów popatrzyła na guzik. Była spokojna, ach, jaka spokojna. Bezpieczna. W końcu to jej własny sen.


Aż noc się skończyła.
Nieumarła beznamiętnie wstała z twardego łóżka, odrzuciła z obrzydzeniem cienki kocyk. Jej ciało wciąż paliło jak żywe.
Ubrała się, zebrała swoje rzeczy, po namyśle także "czajnik" Divyi i po rozklekotanych schodkach zeszła do sali jadalnej. Po drodze chciała sprawdzić, czy Akkarin jeszcze śpi, ale nie była pewna, który pokój był jego.
Nie zatrzymała się wewnątrz, ledwo skinęła głową zaspanemu karczmarzowi. Było jeszcze dość wcześnie, ledwo wstało słońce. Topielica usiadła na lichej ławeczce, tuż pod skrzypiącym na wietrze szyldem "Ostatnie Pożegnanie". Nie wiadomo skąd, przyczłapał do niej umarły kruk, o którym trochę zapomniała. Bezmyślnie pogładziła go po łebku, a raczej półnagiej czaszce, czekając na nadejście któregoś z nowych towarzyszy.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Ranek, wschodzące słońce wpada przez pokryte wieloletnim brudem okno, dodając pokojowi trochę życia.

Nemorianin otwiera oczy, nie będąc do końca rozbudzonym i rozgląda się po pomieszczeniu. Jest zadowolony z wydanych pieniędzy, prośba o najlepszy pokój okazała się być dobrą decyzją, mimo że jest on tak naprawdę średniej klasy. Obok łóżka stał solidny, choć wiekowy kufer, oraz drewniany stolik. Wstając dojrzał przy drzwiach miednicę z zimną wodą, podszedł do niej i opłukał twarz, a także kark z częścią torsu. Nie śpiesząc się wrócił do łóżka i sięgnął po swoje rzeczy. Ubrał się, chowając nóż za pas, do którego przypiął również szablę.

Mieszkaniec Otchłani wyszedł z pokoju i rozejrzał się, wszyscy goście musieli jeszcze spać. Udał się spokojnym krokiem do głównej sali, tam odszukał karczmarza, stojącego za kontuarem, do którego następnie skierował swoje kroki. Gospodarz skinął mu głową.
- Ta młoda już wstała, czeka na zewnątrz.
Demon skinął głową.
- Gdyby reszta moich towarzyszek wstała, niech do nas dołączą, a to za fatygę. - Położył na ladzie srebrnego orła.

Gdy wyszedł z budynku gospody, zobaczył małą nieumarłą głaskającą kruka oraz parobka karmiącego konie, wyjął z sakiewki miedziaka i rzucił go młodzieńcowi. Chłopak złapał go w locie i pokazując zęby w uśmiechu pobiegł do karczmy.
- Witaj, Aishele, mam nadzieję, że dobrze spałaś. Nie obrazisz się, że chwilowo zajmę się swoim koniem? - Po tych słowach demon podszedł do leżących na snopie siana przyrządów do czyszczenia koni, wziął drucianą szczotkę i zabrał się za czyszczenia Arkada. Równocześnie sprawdził czy aura dalej jest ukryta, na szczęście przez noc nic się nie zmieniło.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Witaj, Ak-harin - odparła dziewczyna, podnosząc kruka z ziemi i kładąc go sobie na kolanach, aby dalej bezmyślnie go głaskać, jakby chciała mu wynagrodzić wczorajszy atak furii.
Owszem, trochę się obraziła. Zdecydowanie wolała, aby zajmować się nią, a nie czymś innym. Milczała jednak. W swojej opinii - wymownie.
Ze skrywaną zazdrością popatrzyła na błyszczący pieniążek, który znalazł się w dłoniach stajennego. Ona też lubiła błyszczące pieniążki. Szkoda, że nowy znajomy żadnego jej nie podarował. Czarnopióry ptak zatrzepotał resztkami skrzydeł i wzbił się w powietrze, najwyraźniej mając już dosyć pieszczot topielicy.

- Kiedy ruszamy? - zapytała Aishele niecierpliwie, przez chwilkę śledząc tor lotu swego ptasiego strażnika, by zaraz wstać z ławki, podejść do Nemorianina i przyjrzeć się krytycznie jego wierzchowcowi.
Nie podobał jej się, ale może to dlatego, że większość rzeczy w życiu - tak zwanym życiu - wcale jej się nie podobała.

- Mam nadzieję, że to zwierzę się nie zarwie i utrzyma nas oboje. Bo chyba nie będę za tobą szła na piechotę - burknęła, jakby za oczywiste uznając, że nowo poznany mężczyzna z radością użyczy jej swojego własnego rumaka, aby nie musiała męczyć swych zgrabnych, choć martwych nóżek w drodze. Właściwie to nie męczyła się tak prędko, ale była leniwa.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Spojrzał na Aishele, nie przestając szczotkować konia. Chyba jednak się zezłościła, że nie zajął się nią, lecz Arkadem. Cóż, nie zamierza stawiać nowo poznanej osoby ponad wieloletniego przyjaciela. Po jej wyrazie twarzy łatwo można było stwierdzić, że nie podoba jej się wierzchowiec, uznał to za osobistą obrazę, mimo to nie dał tego po sobie poznać.

- Jak dla mnie, możemy ruszać w każdej chwili, a udźwigiem Arkada nie musisz się martwić, spokojnie nas utrzyma. - Sam zamierzał jej zaproponować miejsce w siodle, lecz mimo to nie spodobało mu się, że podjęła taką decyzję bez jego wcześniejszej zgody. - Od twojego uznania, zależy jednak, czy czekamy na resztę towarzyszek.

Spokojnym krokiem podszedł do stogu siana, odłożył na miejsce szczotkę i odwrócił się w stronę rozmówczyni, czekając na jej decyzję. Według niego powinni ruszać jak najszybciej, lecz z drugiej strony nie podobało mu się zostawianie pozostałych kobiet samych w karczmie.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Nie czekamy, ruszamy - odpowiedziała zdecydowanym i niecierpliwym tonem Aishele.

Nieumarła nie czuła szczególnych zobowiązań wobec swoich przygodnych towarzyszy, zostawiłaby więc każdego z nich bez mrugnięcia okiem. W gruncie rzeczy, na tę chwilę dotyczyło to jedynie Mary, gdyż magiczna lampa wraz ze swą błękitnoskórą lokatorką, Divyą, spoczywała na dnie torby topielicy, obciążając ją nieprzyjemnie i dotkliwie. Porządny kawał metalu to był, bądź co bądź. Ale sprzedać w razie potrzeby można... Tak, tak, takie paskudne myśli przemykały gdzieś pod powierzchnią świadomości Aishele, która zwyczajnie nie była przyzwyczajona do okazywania wdzięczności tym, którzy o nią dbają - tak jak dbała o nią rzeczona dżinka. Może dlatego, że już od bardzo dawna nikt się o nią nie troszczył.
A Mara... Mara była dość miła. Mary topielica nie poznała zbyt dobrze, lecz poczuła do niej jakąś iskierkę sympatii. Mara dobrze grała w karty, a to nie takie powszechne, jak by się mogło wydawać! Mara miała ponadto zadatki na bardzo przydatną osobę, jeśli chodzi o kontakt z radą nekromantów Maurii. Być może samo powołanie się na jej imię mogłoby w czymś pomóc, ale to jednak nie to samo, co posiadanie jej u swego boku we własnej osobie.
Taki tok myślowy doprowadził do tego, że nieumarła zawahała się odrobinę.

- Albo poczekaj - mruknęła do Akkarina. - Pójdę do właściciela tej budy, niech w razie czego przekaże tamtej dziewczynie, że już wyruszyliśmy.

Jak pomyślała, tak uczyniła. Nie pokwapiła się jednak, by sprezentować karczmarzowi przy tej okazji choćby małą miedzianą monetkę na wzmocnienie pamięci. Akkarin by to z pewnością uczynił, ale widać jego było stać na rozrzucanie pieniędzy wszędzie wokół.


Aishele wróciła przed gospodę po dosłownie kilku chwilach, tym razem naprawdę już gotowa do drogi.
Słońce dość prędko wznosiło się coraz to wyżej i wyżej, zalewało swym ciepłym blaskiem podwórze i wróżyło ciepły, pogodny dzień - nieczęsty w tych okolicach. Nie było widać nigdzie tych ponurych, skłębionych jak motki szarej wełny chmur, jakie zazwyczaj towarzyszyły mieszkańcom Maurii. Gdzieś ze stajni wybiegła nawet dwójka mizernych dzieciaków - a dzieci, tak jak słońce, nie były tu częstym widokiem - i z wrzaskiem zaczęła skakać po kałużach - śladach całonocnej ulewy.

Topielica odegnała od siebie wspomnienie, jakie zaczęło ją już na ten widok ogarniać, i odezwała się do Nemorianina:
- Już, możemy jechać. Dobrze by było, gdyby ta miła panienka, ta Mara, znalazła nas niedługo... Cóż. Znasz Maurię niezgorzej, prawda? Dokąd najpierw zmierzasz?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Denerwowała go niecierpliwość nieumarłej, w końcu istota równie długowieczna co on, nie musiała się nigdzie śpieszyć, czas mógł poczekać. Postanowił jednak, że nie warto się z nią kłócić, ponieważ mogłaby go jeszcze zostawić, a to skutkowałoby brakiem możliwości zysku. Cieszył się tylko słonecznym dniem, wiedząc, że może minąć wiele dni, zanim znów się taki trafi, uznał go wiec za dobrąż wróżbę, rozpoczynającej się przygody.

- Mówisz, że Marze zostawiłaś wiadomość, a co z drugą z naszych towarzyszek? Czy nie należałoby również jej poinformować? - Mówiąc to spojrzał w stronę drzwi od karczmy, jakby licząc, że dżinka zaraz się w nich pojawi. Niestety tak się nie stało, wzruszył więc tylko ramionami i zabrał się za siodłanie Arkada. - Aishele, umiesz jeździć konno? Jeśli nie, to mamy bardzo mało czasu na naukę. - Wiedział, że jeśli nigdy w życiu nie jeździła konno, to po pewnym czasie, może nie móc chodzić z powodu nadwyrężonych mięśni, a taka wizja mu się nie uśmiechała. Topielica zapewne marudziłaby jeszcze bardziej niż aktualnie, co psułoby atmosferę podróży.

- Co do mojej znajomości Maurii... - Zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał. - Szczerze mówiąc, nigdy jeszcze nie byłem w Maurii. Jest to nieprzyjemna okolica i zawsze starałem się unikać przyjazdów tutaj. Ale jak to mówią: "koniec języka za przewodnika". Proponuję zacząć wizytę w mieście, od załatwienia twoich spraw, a ja będę mógł w tym czasie popytać o tego kupca.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Divya
Rasa:
Profesje:

Post autor: Divya »

Lekkie bujanie wprawiło ją w senność. Przeciągnęła się i wyczarowała sobie łoże z liści palm. Ułożyła swoje niestabilne ciało na nim i zamyśliła się nad wypadkami ostatnich dni. Aishele miała "mentora", to pewne, który czegoś od niej wymagał, oczekiwał lub żądał. Aishele z niewiadomego powodu była mu posłuszna. Ten Akkarian też pojawił się jakoś tak znikąd w sumie. Zbieg okoliczności, czy mają coś wspólnego? Zamyśliła się i w zamyśleniu potarła klejnot na czole, a on lekko zaświecił. Postanowiła dowiedzieć się wszystkiego w delikatny sposób, tak aby Aishele nie zniechęcić do siebie. W końcu chciała jakoś jej pomóc, lecz nie miała pojęcia jak. Jeszcze nie. Kołysanie ustało, a potem się wzmogło. Aishele szła. Divja postanowiła pozostać w swojej lampie do wieczora aby zebrać siły.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Malutka zmarszczka podejrzliwości zmąciła gładkie czoło nieumarłej dziewczyny.

- Nie byłeś tu...? Wydawało mi się, że mówiłeś przedtem coś innego. A może nie.
Nie, nie, Aishele sama nie była pewna, co Akkarin jej dotąd powiedział. Może jej się zdawało, że wspominał o swojej poprzedniej wizycie w mieście trupów? Właściwie to nie chciało jej się tak bardzo w to wnikać. Najbardziej pragnęła się już stąd wynieść. Ślimaczek imieniem "Mały" wychynął na moment z włosów panny, ale zaraz znów zniknął, porażony ostrym światłem poranka.

- Co do jazdy konnej... No, chyba umiem, tak myślę... Kiedyś mogłam umieć. Chociaż to wszystko jedno. Będę po prostu siedzieć na tym koniu, tak? To ty będziesz nim... no wiesz, sterować. - Topielica podniosła wzrok na Akkarina i jej szare jak brudna woda oczy spotkały się z jego, zielonymi niby drogie szmaragdy. Uśmiechnęła się ujmująco. - A Divya? Divya jest tu - oświadczyła, potrzasając torbą. Nawet nie pomyślała, że dżinka mogłaby to odczuć w jakiś nieprzyjemny sposób.
- Nie ma co czekać! - zawołała dziewczyna i widząc, że Akkarin siedzi już w siodle, wspięła się (cóż, nieszczególnie zręcznie) na koński grzbiet i usiadła przed nim. Rozejrzała się to w prawo, to w lewo, to w dół... Wysoko, oj. Usiadła bokiem, jak to dama, opierając się z ufnością o ciało nowego towarzysza, zaś jedną ręką - dla jeszcze większego wspomożenia tej ufności - trzymając się przedniego łęku siodła.


Aishele nie posłała gospodzie "Ostatnie Pożegnianie" żadnego ostatniego, pożegnalnego spojrzenia. Miała zaciśnięte powieki, bo wolała nie widzieć tej przesuwającej się ziemi gdzieś daleko w dole.

Ciąg dalszy: Aishele, Akkarin i Divya
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości