Damira Ignis, jedyna córka małżeństwa Incendii oraz Malakira, dwójki potężnych magów, których główną, lecz nie jedyną domeną, była Dziedzina Ognia. Gdy dziewczyna przyszła na świat, małżeństwo zamieszkiwało Leonię, miasto słynące z handlu, owoców morza i roślin, które można spotkać tylko tam. Kiedy mała Damira po raz pierwszy spojrzała na swoją matkę, Incendia od razu wyczuła, że oto powiła swoją następczynię, wielką czarodziejkę ognia, której przekaże całą swoją wiedzę. Dwójka rodziców była niezwykle szczęśliwa z daru jaki otrzymali w postaci swojej małej pociechy. Pierwsze lata życia małej Damiry były zupełnie zwyczajne, co więcej, nie przejawiała żadnych zdolności związanych z jakąkolwiek magią. Wszystko zmieniło się, gdy Ignis skończyła 5 lat. Wtedy właśnie powiedziała swojej mamie, że czasem słyszy głos, nieco chrapliwy, ale przyjemny, mówi do niej różne słowa, czasami ich nie rozumie, a czasami ostrzega ją przed jakimś niebezpieczeństwem. Dla Incendii mogły to być zwykłe, dziecięce wyobrażenia, ale wiedziała też, że istoty podatne ma magię wyczuwają inne byty, które nie zawsze są czymś złym. Z racji tego, że Damira była małym dzieckiem, nie wyjaśniała jej wszystkiego tak, jakby zrobiła to wobec osoby dorosłej, która rozumie swój dar. Powiedziała córce, żeby poznała ten głos, nie odrzucała go, ale nie żyła tylko i wyłącznie tym co mówi. Tego samego dnia Malakir powrócił ze zjazdu czarodziejów, Damira wybiegła mu na spotkanie, a mając wiele czasu na obserwowanie swojej mamy, wykonała dziwny gest dłonią, który zakończył się podpaleniem szaty swojego ojca. To był pierwszy raz gdy mała pokazała swoim rodzicom żywioł, który miał stać się jej znakiem rozpoznawczym.
Z upływem lat, rodzice dbali o to, by mała czarodziejka czerpała jak najwięcej z ich wiedzy, by w przyszłości potrafiła posługiwać się magią ognia. Damira z roku na rok stawała się coraz lepsza, a i jej uroda zmieniała się, rozkwitała jak kwiat, który powoli ujawnia swoje piękna wraz kolejną kroplą wody, z kolejnym promieniem słońca. Incendia nazwała ją Ognistym Kwiatem łącząc te dwa, mocne atrybuty swojej córki.
Przyszedł również czas na to, by oddać Damirę w ręce prawdziwych nauczycieli. Gdy Dziewczyna skończyła 20 lat, do ich domu przybyła sama Arcykapłanka Prasmoka, która zajmowała się wybieraniem przyszłych adeptek magii, które pod czujnym okiem nauczycieli, odbywały nauki na Zamku Czarodziejek. Damira została wybrana na jedną z uczennic, które miały dołączyć do grupy, nad która pieczę sprawowała Arcykapłanka, władczyni żywiołów. Przez wiele lat, pod jej czujnym okiem, Damira szlifowała swój talent magiczny oraz uczyła się innych przydatnych rzeczy, które miały jej pomóc w dorosłym życiu. Dziedzina ognia stała się jej ogromnym atutem, lecz przez lata mogła odkryć talent do innych dziedzin, które jednak nie były jej najmocniejszymi. Przez ten cały czas w głowie Ignis żył głos, który nie dawał jej spokoju. Gdy tylko działo się coś złego, gdy traciła motywację albo zbliżały się kłopoty, słyszała „Uważaj”, „Dasz radę”, „ Bądź spokojna”, „Skup się”. Ten głos nigdy nie znikał, choć przez długi czas był cicho. Damira próbowała odkryć kim jest, czym jest, ten dziwny twór, którego obecność wyczuwała niemal zawsze, lecz ten milczał gdy zadawała kolejne pytania.
Dzięki nauce na Zamku Czarodziejek, dziewczyna miała okazję poznać inne kobiety, które potrafiły korzystać z magii, nie czuła się inna, nie czuła się odrzucona, zawsze miała na kim polegać, choć momentami ujawniała swój nieco buntowniczy charakter.
Co jakiś czas miała okazję wracać do domu, gdzie ciepło witana przez rodziców, odpoczywała od nauki i z ochotą pokazywała to czego mogła nauczyć się przez okres nieobecności w domu. Rodzice z dumą patrzyli, jaki ich jedyna córka włada ogniem, jak dojrzewa z każdym, kolejnym przyjazdem. Sami mieli okazję odwiedzać ją na Zamku, przy okazji organizowanych corocznych świąt czy festynów kończących każdy rok nauczania.
„Jestem z ciebie dumny” – słyszała w głowie, gdy kończyła każdy, kolejny rok nauki czy w momencie gdy jej umiejętności zyskiwały na mocy, lecz nadal nie była w stanie wydobyć informacji, które dałyby jej odpowiedzi na wiele pytań.
Po ukończeniu 40 roku życia, Damira powróciła do Leonii. Tam, razem ze swoimi rodzicami prowadziła spokojne życie, które nie było przerywane niepotrzebnymi problemami. Stała się dorosłą kobietą, która wie czego chce. Nie raz uczestniczyła w zjazdach czarodziejów w różnych miastach Alaranii, dzięki czemu miała okazję poznać różne kultury, zwyczaje czy nawet języki. Jej wygląd często zwracał uwagę, choć faktem było, że Czarodziejki zawsze odznaczały się niezwykłą urodą. Korzystając ze swoich mocy, starała się pomagać tym, którzy na to zasługiwali. Bywało też tak, że uczestniczyła w misjach przeznaczonych tylko dla istot magicznych i choć bywały one niebezpieczne, wychodziła z nich obronną ręką, pomimo odniesionych ran. Głos towarzyszący jej od najmłodszych lat, nadal istniał w jej głowie, a jego obecność stawała się coraz bardziej namacalna, lecz nadal nie była w stanie dowiedzieć się czegoś więcej. „Uważaj” – słyszała kolejny raz, gdy o mały włos nie wpakowała się w sam środek Piekielnych, którzy koniecznie chcieli zdobyć dusze jednego z Pradawnych. „Brawo. – usłyszała, gdy zamknęła w płomiennym kręgu zbirów, atakujących niewinnych ludzi. „Śpij dobrze” – odzywał się czasami, gdy zmęczona kładła się w swoim łóżku, by nabrać sił przed kolejnym dniem.
Kiedy Damira ukończyła 110 rok życia, miał odbyć się kolejny zjazd czarodziejów, na który wybierała się wraz ze swoimi rodzicami i kilkoma innymi pradawnymi. Podróż trwała trzy dni, ale nie była szczególnie męcząca. Kobieta zawsze lubiła towarzystwo innych istot, które tak jak ona, władały żywiołami. Tamte czasy bywały niespokojne dla czarodziejów, wielu fanatyków postanowiło wystąpić przeciwko porządkowi i pójść własną droga, a co gorsi potrafili zabijać tych, których wcześniej nazywali braćmi. Damira zdawała sobie sprawę z takich sytuacji, ale wszystko działo się z dala od niej, więc nie przejmowała się tym aż tak jak jej rodzice. Drugi dzień podróży mijał całkiem spokojnie, Ignis miała bardzo dobry humor, miło spędzała czas w towarzystwie pradawnych. Nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć.
Dzień powoli chylił się ku zachodowi, wokół panowała cisza, nie działo się nic nadzwyczajnego, gdy Damira nagle usłyszała głos w swojej głowie – „ Uciekaj. Zabierz wszystkich. Uciekaj”. Poruszyła się niespokojnie i rozejrzała wokół, lecz nie zauważyła niczego co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Malakir dostrzegł niepokój córki, ale uspokoił ją.
„Uciekaj. Zaraz będzie za późno.” – po chwili znowu usłyszała ten sam głos. Nie wytrzymała, chciała zareagować, już odezwała się do matki, gdy coś z hukiem uderzyło w ich powóz i przewróciło go w bok. Damira głucho uderzyła o ziemię, gdy odzyskała orientację, rozejrzała się wkoło, wszyscy byli cali. „Przed tobą” – powiedział głos, a ona posłuchała. Spomiędzy drzew wyszedł wysoki mężczyzna ubrany w czarne szaty sięgające ziemi, sam jego wygląd przyprawiał o gęsią skórkę. Jego twarz pokryta była licznymi bliznami, czasem można było odnieść wrażenie, że gdzieniegdzie znajdują się otwarte rany.
W jednej chwili wszystko co spokojne zamieniło się w zupełny chaos. Mężczyzna nie był sam, obok niego pojawiło się kilka osób, bez problemu można było wyczuć magię im towarzyszącą. Rozpętało się prawdziwe piekło, którego Damira nie zapomni do dziś.
Walka, która wywiązała się pomiędzy dwoma grupami była bardzo ciężka. Zaklęcia odbijały się od magicznych tarcz tworzonych przez magów, płomienie magii ognia trawiły wszystko co napotykały na swojej drodze. Siły były wyrównane, a to nie zwiastowało niczego dobrego. „Ukryj się, uciekaj” – głos nie dawał za wygraną, ale pradawna nie miała zamiaru zostawiać swoich rodziców i innych na pastwę tamtych. Przyłączyła się do walki, ciskała kolejnymi kulami ognia, tworzyła magiczne kręgi, które miały uwięzić tamtych. Kątem oka widziała śmierć swoich towarzyszy, lecz tak samo działo się w drugiej grupie. Siła, z jaką padały kolejne zaklęcia była naprawdę potężna, a mężczyzna w czarnych szatach wyglądał, jakby nikt nie zrobił mu krzywdy. Dostrzegł Damirę, która dzielnie walczyła ze swoimi wrogami, nie chcąc dopuścić jej do tego, by wybiła jego towarzyszy, przygotował zaklęcie dziedziny śmierci, które skutecznie miało przerwać jej działania. „Uważaj!” – głos zagrzmiał w jej myślach, jednocześnie usłyszała krzyk swojej matki, wzywający jej imię. Incendia wiedziała co się dzieje, dobiegła do swojej córki i odepchnęła ją z całych sił, przyjmując na siebie całą siłę śmiertelnego zaklęcia. Damira krzyczała nie mogąc uwierzyć, że matka poświeciła swoje życie, łzy rozpaczy mieszały się z bezsilnością i złością, a wszystkie emocje kotłowały się w niej sprawiając, że stawała się coraz bardziej niebezpieczna dla okolicy. Z całą furią parła na nieprzyjaciela z całych sił chcąc zemścić się za swoją mamę i zakończyć to starcie. „Nie rób tego. Zginiesz” – słyszała głos, lecz ignorowała go z całych sił, mając go po dziurki w nosie. Nie pomógł jej uratować mamy, nie pomógł jej w niczym!
Malakir widząc wszystko, nie mógł pozwolić na to by odebrano mu córkę. Zebrał dwójkę czarodziejów, którzy przetrwali walkę i razem z pradawną ruszyli na przywódcę grupy. Bardziej doświadczeni magowie wiedzieli z jak potężnym magiem mają do czynienia, zdawali sobie sprawę z tego, że cała reszta grupy nieprzyjaciela, była jedynie przykrywką, bo to on pociągał za sznurki, a tamci odwracali uwagę od prawdziwego zaklęcia, które miało zakończyć ich żywoty.
Damira nie zdawała sobie sprawy, że towarzysze stracą życie przy tym starciu, bez namysłu użyła całej swojej siły by cisnąć w mężczyznę słupem płomienia. Po tym upadła na kolana zupełnie wycieńczona. Dysząc ciężko patrzyła na ścianę ognia znajdującą się przed nią, dopiero po chwili dostrzegła, że Arcymag przetrwał uderzenie. Kobieta jęknęła z bezsilności i rozpaczy, nie potrafiła zrobić niczego więcej. Dziwny rozbłysk błękitnego światła przykuł jej uwagę, dopiero po chwili zorientowała się, że to efekt wywołanego zaklęcia, które było tworzone podczas walki. Nie było już czasu na ucieczkę, nie było żadnych szans na to, by schować się przed tym co miało nastąpić. Jedyne co mogła zrobić, to uniesienie skrzyżowanych rąk, jakby miała bronić się przed ciosem. Damira zamknęła oczy gotowa na śmierć i czekała aż zabójczy czar rozerwie jej ciało.
Przerażający ryk rozniósł się po okolicy sprawiając, że cała ziemia wokół zadrżała. Czarodziejka spojrzała przed siebie i dostrzegła lwa... Nie... To nie był lew... To był żywy ogień w kształcie tego zwierzęcia, który stał tyłem do niej, skierowany pyskiem w stronę Arcymaga. Wokół było słychać trzask płomieni trawiących okolicę, żadnego innego dźwięku. Damira rozejrzała się i dostrzegła ciała swoich towarzyszy, w tym także Malakira... Dlaczego ona przeżyła? Dlaczego Arcymag nie zabił jej? Czym było stworzenie, które stanęło w jej obronie? Bo chyba... Tak to wyglądało. Nie mając siły na cokolwiek, ledwo przytomna prawie padła na ziemię. Nie docierało do niej to co się stało, nie potrafiła pookładać sobie tego w głowie. Ledwo dysząc poczuła czyjeś spojrzenie na swoim ciele. Podniosła głowę na tyle, na ile mogła i dostrzegła Lwa stworzonego z płomieni, który patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem. Zwierzę podeszło do niej, pochyliło się i lekko dotknęło swoim pyskiem jej twarzy, Damira drżącą ręką dotknęła płonącej grzywy lwa, lecz ta wcale nie była gorąca.
- Damiro, nie posłuchałaś. - usłyszała tak bardzo znajomy głos, że na sam jego dźwięk jej oczy stały się większe. To był on, to był jego głos.
- Nie mogłem uratować wszystkich. Nie byłaś gotowa na moje przybycie. - powiedział z odrobiną smutku w głosie.
- Jestem Ferno. Twój opiekun i przewodnik. Śpij. Śpij spokojnie. - to były ostatnie słowa, które usłyszała zanim straciła przytomność.
Wiele czasu minęło zanim Ignis pogodziła się z utratą rodziców. Wiele czasu minęło również zanim zrozumiała ile zyskała tamtego dnia. Arcymag zginął, pozostawiając po sobie jedynie kupkę popiołu i niespełnione idee. Śmierć czarodziejów została upamiętniona uroczystą ceremonią. Ferno uratował życie Damirze, która zrozumiała jak wielką siłą był, jak wiele dla niej zrobił. Od tamtego momentu więź pomiędzy nią, a ognistym lwem stała się trwała i nierozerwalna. Z biegiem lat wszystko stawało się nieco lżejsze, choć nigdy nie zapomniała o poświęceniu swoich rodziców i zawsze będzie czcić ich pamięć.
Mając 280 lat, nadal jej domem jest Leonia, choć bywają dni, że wyjeżdża w podróże, by odkryć coś nowego. Sama potrafi o siebie zadbać, choć tamte wydarzenia wywarły wyraźny odcisk na jej charakterze.