Historia Kaviki nie jest skomplikowana. Nie odnajdzie się w niej krzty rozpaczy czy cierpienia. Życie dziewczyny przebiegało bardzo swobodnie, bez zbędnych przykrości, chociaż wychowywała się bez matki. Córka karczmarza, która chętnie przychodziła siadać do lady. Nie, nie dlatego, że sięgała po napoje alkoholowe. Raczej zainteresowała się ich dziwnym wpływem na klientów. Karczma ojca nie oferowała tylko i wyłącznie wysokoprocentowych napoi. Przyrządzano w niej również różne wywary, znane w ludzkiej kulturze. Grzaniec czy podawane na gorące mleko z czosnkiem stawiało wielu na nogi. Uwielbiała chodzić na festyny naukowe, gdzie robiono pokazy dzieciom. W jednej fiolce coś zmieniło kolor, w innej wysyciła się piana. Wszystko było kolorowe i wyjaśnione. Miało swój początek i koniec, a przede wszystkim podstawę.
Chowała się dobrze, jak reszta dzieci. Biegała, krzyczała, rozrabiała. Istny skarb w oku ojca, który nie pilnował nadmiernie córki. Szkrab, jak to szkrab, podrastał, wykształcając w sobie umysł innowacji. Mając zaledwie czternaście lat, już ruszyła w poszukiwaniu nie książek, ale artykułów. Swoją wiedzę oparła tylko i wyłącznie na nich. Łączyła fakty między poszczególnymi autorami i sama dochodziła do wniosków. Tak więc o to sprzeciwiła się tatusiowi, który chciał wydawać córkę za mąż. Tylko pod jednym warunkiem zgodziła się na ożenek. Nie przerwie jej nauki. Ba! Nawet wyślę ją do specjalnej szkoły!
Co więc miał począć karczmarz? Ustąpił dziewczynie. Sam wychodził z założenia, że szybko porzuci swój zapał, bo była kobietą, a tak to przynajmniej będzie miał ją z głowy. Stosunki między dwojgiem wcale nie były złe. Dużo się kłócili i szantażowali skutecznymi wymianami, przy czym byli bardzo zabawni z perspektywy osób trzecich. Czasem sam ojciec żałował, że zyskała po nim zmysł do targowania. Nikt jednak nie był chętny do poskromienia dziewczyny, przy czym należy pamiętać, że nie uwodziła oraz nie posiadała niebywałych wymaganych krągłości. Mieszkańcy jej miasteczka wychodzili z założenia, że kobieta powinna posiadać dobre biodra do rodzenia, ale Kavika takich nie miała.
Tak więc czas zleciał, aczkolwiek jasnowłosa nie marnowała ani minuty. Niestety, zapał dziewczyny w pewnym momencie przygasł na długo. Egzaminy szły jej coraz gorzej, również załapała się na kilka poprawek. Korzystała z drugiej szansy, gdy tylko mogła. Szkoła nie przyniosła oczekiwanej wiedzy. Nie tego szukała. Zyskała tam sporo informacji dotyczącą fizyki, chemii czy też historii. Ale to nie było to… Chcąc jednak uniknąć spotkania z kandydatem na męża ponownie przysiadła do studiowania ksiąg. Uczyła się po nocach jak opętana. Stopnie od razu poszły słupkami w górę, dzięki czemu, ku zdziwieniu ojca, zyskała stypendium. Wyjechała z rodzinnego miasteczka w daleką podróż, do Rapsodii. Tam jej życie odmieniło się na zawsze…
Była zachwycona ogromem Państwa. Nigdy w życiu jeszcze nie była w tak wielkim mieście, z tak potężnymi i pewnie stojącymi budowlami. Życie Kaviki rozkwitło. Mogła tu zyskać wszystko, czego pragnęła i tak też się stało. Nie mogła więc przerwać nauki, musiała utrzymać poziom szkoły, by móc korzystać ze stypendium. W Rapsodzie odnalazła starą i niewyobrażalnie wielką bibliotekę, a w niej ogrom artykułów. Czytała je maniakalnie. Wertowała strony, tworząc wokół siebie budowlę z papierów. Pewnego dnia odnalazła także autora interesujących doświadczeń, Merkival fan Eque. Nie był wybitnie znany. Stworzył niewielką ilość dzieł, które opierały się głównie na leczeniu… wodą. Zaintrygowana Kavika spisała wszystko na własne kartki. Przepisała wszelkie rysunki i teksty Eque, ale to przyczyniło się do ponownego zapuszczenia na uczelni. Groziło jej wydalenie ze szkoły, więc po raz kolejny zatopiła się w obowiązku nauki, w sposób, którego nie lubiła.
Po kilku miesiącach pobytu, przytłoczona ogromem państwa pragnęła pouczyć się w bezgranicznej ciszy i spokoju. Dotarła więc w okolice wodospadu, Łez Rapsodii. Tam po raz pierwszy spotkała nimfę. Była zachwycona egzotycznością dziwnej istoty, która istniała tylko w baśniach. Kavika obserwowała ją z daleka. Widziała, jak obmywa rany podróżnego, a także sporządza napój. Leczyła mężczyznę kilka dni, doprowadzając go do stanu pierwotnego. Jasnowłosa była zachwycona postępem leczenia. Chciała od razu, bezpośrednio się ujawnić i zwrócić do nimfy, ale między dwojgiem zaiskrzyło. Kavika przyszła więc następnego dnia…
Ale nocą segregowała notatki. Musiała wybrać najważniejsze z nich, by móc nawiązać kontakt z nimfą. Było ta zadanie trudne, ponieważ dla dziewczyny wszystko wydawało się niebywale ważne. Z samego rana ruszyła do tego samego miejsca i czekała. Siedziała na kamieniu, przytulając do siebie papiery. Nogi same chodziły jej w miejscu. Kavika musiała się długo naczekać, ale ani śmiała myśleć o powrocie. Podekscytowanie urosło w niej do takiego stopnia, że nawet nie zwróciła uwagi na mijający czas. W końcu nimfa zjawiła się.
Dziewczyna od razu napadła ją słowotokiem. Nawet nie wiedziała, że mieszkanka wód wyczekiwała, aż wreszcie sobie pójdzie (o czym dowiedziała się dużo później). Nie uzyskując odpowiedzi od razu przeszła do przedstawienia jej artykułów Eque oraz stosu własnych podejrzeń. Nimfa była wielce zaskoczona wiedzą oraz podejściem dziewczyny do sprawy. Z początku niepewnie odpowiadała na pytania, jakby nie była pewna, co rzeczywiście może powiedzieć nieznajomej. Z czasem więź między kobietami zacisnęła się. Nimfa sprowadziła na jedno ze spotkań także swoje siostry, co przyprawiło Kavikę o dawkę radości.
Pozwoliły ludzkiej dziewczynie przeprowadzić badania na temat działania wody na organizm. Same z chęcią pomagały dziewczynie. Pozwalały testować wiedzę na podróżnych oraz osobach, które przychodziły po pomoc z okolicznych wsi i miast. Nie wiedziała, że już wtedy była oceniana…
Ale przyszedł dzień, w którym musiała pożegnać się z nimfami. Stypendium miało niestety swój koniec i Kavika musiała wrócić do rodzimego miasteczka. Tam jednak wybuchła istna wojna. Chciała podzielić się swoją wiedzą oraz wrażeniami, w szczególności z ojcem, który na powitanie przywiózł jej przyszłego męża. Mężczyzna ten niezbyt interesował się i nie podzielał zdania przyszłej żony. Nie był złym człowiekiem, ale Kavka nie miała zamiaru pozostać wiecznie uwięziona przez kuchnie. Wielka kłótnia zagościła w domostwie karczmarza. Ojciec chciał dla niej jak najlepiej, ale to w żaden sposób nie przemawiało do córki. Uważała, że wcale nie jest stworzona do gotowania, prania i sprzątania, pragnęła rozwinąć niezamknięty temat, odkryć właściwości tak proste a nieznane. Mogła przyczynić się do wielkiego postępu w nauce, a nie wychowywać tak wstrętne bachory jak ona sama
I tak też się skończyło. Zmarnowany ojciec stwierdził, by robiła, co chce, nazwał ją upartą kozą, zapowiadając przy tym płacz i jęki, gdy skończy jako stara panna. Kavika spakowała swoje rzeczy i wyjechała, ale mimo sytuacji nie rozeszli się w kłótni.
Dziewczyna powróciła do Rapsodii. Z początku tam mieszkała. Nie zarabiała dużo i zmuszała się do zarabiania w jednej izb chemicznych. Ponownie wylądowała w szkole, ale tym razem jako pracownik, a nie uczennica. To pozwalało jej na życie po swojemu. Praca ta dawała możliwość przeprowadzenia własnych badań, oczywiście po kryjomu, bo nikt nie chciał przyjąć projektu dziewczyny. Raz, że nie miała mocnych argumentów, dwa przeszkadzał uczonym fakt, że była kobietą. Ale Kavika słuchała swoich przełożonych, nawet ich obelg czy poniżania. Wiedziała, że kiedyś zwróci się to wszystko przeciwko nim.
Tym samym swoje wnioski jak i rozpatrzenia przekazywała nimfom, które z chęcią powitały ją na nowo. Nazywały seiuen, czyli swoją siostrą oraz przyjęły do własnego grona, pozwalając na praktyczne dokonywanie przełomów.
Wszystko zmieniło się jednego dnia. Kavika siedziała nad brzegiem, zanurzając nogi aż po łydki. Ten dzień był wyjątkowo spokojny i wolny od pracy. Do ludzkiej kobiety podpłynęła jedna z najstarszych sióstr. Ich rozmowa nie odbiegała z początku od norm. Morska postać podpłynęła do Płaczącej Lilii, znanej w tych okolicach.
- Wiesz, dlaczego kwiaty te umierają przy zerwaniu? – spytała w końcu starsza kobieta.
- Tracą kontakt z magią tej ziemi, nie tak? Przywiązane są w sposób magiczny do księżniczki Rapsodii, do jej łez. – stwierdziła Kavka machając nogami w klarownej wodzie.
- Tak, seiuen. Widzisz, świat zbudowany jest z energii. Uchodzi ona z wnętrza Prasmoka, ale wykorzystana nie wraca. Dlatego też świat należy chronić. Ludzie… ale i nie tylko, czarodzieje, elfy… Wszystkie legendarne lub mniej znane postacie korzystają z niej w sposób nieodpowiedni.
- Hm… Czyli w jaki?
- Zaklęciami.
Dziewczyna nie za bardzo rozumiała, co ma na myśli jej towarzyszka. Spojrzała na nią ciekawskim okiem, a brew zarysowała intrygę na młodej twarzy.
- Zaklęciem? Sugerujesz, że… Zaklęcia są złe? Przecież są w stanie dokonać wszystkiego. Uleczą każdą ranę, sprowadzą deszcz do waszych jezior i wód, dadzą życie trawie i kwiatom… Przywrócą porządek, gdy zapanuje chaos. Mogą…mogą jeszcze więcej, przecież sama wiesz.
- Dokładnie jest tak, jak mówisz. Istnieje jednak…jak to ludzie mówią? Druga strona monety, tak? Zaklęcia przywołać mogą także śmierć, przynieść zniszczenie. Są przyczyną chorób i nieszczęścia. Chciwość czy nadmierna ciekawość karana jest klątwami bądź niedołężnością. Pewnie powiesz, że właśnie tak powinno być. Chaos i porządek. Zdrowie i choroba. To dzięki przeciwieństwom istnieje harmonia, a złamanie praw prowadzi do kary. Uważasz, że na tym właśnie świat powinien polegać?
Słowa nimfy naprawdę wzbudziły przemyślenia. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała i wcale nie czuła, że musi. Od zawsze pragnęła tylko rozwinąć naukę w sposób inny niż wszyscy. Bardziej praktyczny, wykorzystując własny umysł niżeli czarować. Sama nie wiedziała, czy ma w ogóle jakiekolwiek predyspozycje do magii.
- Nie wiem – stwierdziła po długiej chwili ciszy. – Nie wiem, do czego dążysz Canabe. Czarodzieje czarują i czarować będą, a Ty chcesz uchronić świat przed... Aaaaaaa…Ooooooo…-odpowiedziała błyskotliwie blondynka. – Ale… To niemożliwe, zmienić cały świat.
- Wiem…- odpowiedziała nieco smutno, wpatrując się w kwiat- Są jednak pewne osoby, które uważają inaczej. Widzisz, wbrew pozorom istoty rozumne są dosyć proste w obsłudze. Do czarów nie zapędziła ich tylko czysta ciekawość, ale i bezradność. Przykładem tego są, chociażby same choroby. Łatwiej jest rzucić zaklęcie niż wykonać wywar albo wykorzystać Polewania ciała, jakie stosujesz. Zajmuje to więcej czasu, a także przywołuje więcej stresu, mimo że metody te są skuteczne. Istoty rozumne pragną zmienić swoje przeznaczenie, zrzucając klątw, których sami się nabawili chciwością… Nie ugaszę ciekawości czarodziejów. Nie sprawię, że nikt nigdy nie rzuci zaklęcia. Mogę jednak zmniejszyć użytkowanie energią – nimfa zwróciła twarz w stronę Kaviki. Ujęła dłoń w swoich i przyłożyła do serca- Twoje podejście jest całkowicie inne. Ty sprawiasz, że można działać w zupełnie inny sposób. Posiadasz umiejętności, wiedzę oraz niezaspokojoną ciekawość. Rozumiesz? Wykorzystują energię w sposób nieodpowiedni. Leczą się tym, czym się zranili, wciąż w kółko robią to samo, nie myśląc o konsekwencjach. A Ty możesz przyczynić się do wielkich zmian. Jeżeli Twoi pobratymcy zauważą, że woda leczy równie szybko i dobrze nie będą chcieli sięgać po magię w tak dużym stopniu.
Kavika spoglądała na Canabe nieco zdezorientowanym wzrokiem. Nie za bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć, ale szczerze musiała przyznać, że temat był głębszy, niż początkowo myślała. Szczególnie, że istniały OSOBY, które uważały podobnie.
- Opowiedz mi więcej…
Zapiski Kavki:
Świat zbudowany jest z energii. Uchodzi ona z wnętrza Prasmoka, ale wykorzystana nie wraca. Dlatego też świat należy chronić. Ludzie… ale i nie tylko, czarodzieje, elfy… Wszystkie legendarne lub mniej znane postacie korzystają z niej w sposób nieodpowiedni. Nie wykorzystują wiedzy ani umiejętności praktycznych. Łatwiej bowiem rzucić zaklęcie niż kilka razy przyjść po lekarstwo. Sięganie po władzę często kończy się przekleństwem, gdzie następnie wyjście z sytuacji odnajduje się magii. Gonią więc wszyscy jak psy swego ogona, nie zważając na konsekwencje. Łamanie praw porządku doprowadza do zrujnowania. Sami na własne życzenie sprowadzamy na siebie katastrofę. Nikt nie myśli o zużytej energii. W końcu jej zasoby się skończą i wówczas co pocznie świat?
Pomyślmy więc, co tworzy drzewa, wody czy ziemie. Cząsteczki. Czym są więc cząsteczki? Energią.
Gdy więc wykorzystamy cały zasób energetyczny, wszystko wokół umrze. Nie będzie koron drzew, nie będzie wielkich wodospadów, ani nawet budowli. Kto będzie miał siłę stawiać nowe konstrukcje? Po pierwsze nie będzie z czego, po drugie nie będzie co jeść, bo wszystko pognije. Jedzenie zaś pozwala nam zużywać energię organizmu. Jest ono możliwością pochłonięcia tego co daje owoc Prasmoka. Gdy zaś ciało nasze nie zyska energii, będzie chorowało, ponieważ jest słabe. Nie można będzie się wyleczyć, bo nawet wracając do naszych korzeni, czyli leczenia środkami typowo naturalnymi, nie będziemy mogli tego zrobić. Rośliny zgniją i rozpadną się, pozostawiając po sobie ostatki energii. Ale ona też w końcu się skończy…
Dążymy więc do samozagłady, a przecież możemy zrobić o wiele więcej, posiadając wiedzę. To właśnie nasz umysł i funkcjonalne ciało jest w stanie połączyć dary, jakie daje nam Prasmok. Bez rzucania zaklęć. Nie chodzi o to, by nie wykorzystywać magii całkowicie, ale o to, by robić to w sposób odpowiedni.
Oczywiście istnieją sytuacje, na które nic nie możemy poradzić. Niestety, czasem skazani jesteśmy na nieoczekiwany ciąg wydarzeń, ale nie można go zmieniać. Nie na wszystko możemy mieć wpływ. Nie jesteśmy bogami, a jedynie dziećmi naszego Boga, czyli Prasmoka. Jedynie on może sprawić, by niektóre wydarzenia zmieniły swój bieg… To łączy się z roztropnością. Należy odnaleźć złoty środek. Czasem bunt jest rzeczą wielką, a czasem rzeczą bezcelową i nieprzydatną… Mamy żyć godnie i zgodnie z naturalną harmonią świata, a nie go zmieniać pod własne zachcianki.
"Nie chodzi o to, by nie korzystać z magii. Chodzi o to, by robić to w sposób odpowiedni."
***
KRĄG VICALLIA:
Zacznijmy więc od samej nazwy kręgu. Krąg Vicallia to potoczna i najpopularniejsza nazwa.
Mal-ethele – tłumaczenie - źródło złotego kręgu. Najpopularniejsza nazwa, jeżeli chodzi o wzmianki na temat wierzeń w księgach. Nigdy nie spotka się w oficjalnym języku określenia Krąg Vicallia.
Mal – estel – tłumaczenie - źródło nadziei (inna nazwa Kręgu) również używany przy bardziej oficjalnych zwrotach.
Wielka Pani wbrew pozorom nie jest do końca określona. Tak naprawdę można ją uznać za zbiór zasad panujący w kręgu. Pełne imię jej brzmi Luanelina, przy czym tylko i wyłącznie w kręgu określa się skrótowej nazwy Luan. Wyznawcy uważają, że zbyt wielką zuchwałością kierują się pozostali. Uważają to za obrazę. Są prostego zdania, że skoro ktoś nie wierzy to nie prawa spoufalać się z ich „Boginią”. Powstanie tej postaci ma podstawę w jednej z legend kiedy to Luanelina uzdrowiła pospolitych wieśniaków, którzy ucierpieli podczas wojny. Odnaleźli jej groty utworzone ze skał, soli i wód, wokół których rozprzestrzeniały się kilometry lasów i kwiatów. Zaopiekowała się więc przybyłym ludem, a także pozwoliła zamieszkać na swoich ziemiach. Dowiedziała się wówczas o magii, o tym, że zniszczenie sieje pewien czarodziej. Co noc Luanelina spoglądała w księżyc, obawiając się, że dotrze także i tutaj, do krainy zwanej Vicalla. Tak nazwali ją przynajmniej wdzięczni ludzie, którzy uznawali miejsce to za źródło wszelkiego istnienia i nadziei. Niepokój kobiety okazał się niestety całkowicie prawdziwy. Czarodziej przybył do Vicalli i zniszczył wszystko wokół. Luanelina widziała, jak świat rozpada się na cząsteczki. Nie rozumiała, co jest powodem takiego działania. Zrozpaczona przytulała suchą ziemię, gdzie piach zlepiał łzy na twarzy kobiety. Czarodziej pozostawił ją w swej rozpaczy. Przez kolejne wieki próbowała wzbudzić na nowo życie, ale nie mogła utkać niczego w swoich dłoniach. Ziemia w tej części świata wysycona była z energii. Nawet ziarna piachu powoli rozsypywały się w jej oczach, wznosząc i niknąc bezpowrotnie. Poświęciła więc swoje życie, bowiem była ostatnią energią w tej części świata. Rozproszyła swoje ciało na nowo tworząc Vicallie, a swe dzieci otula ochroną do teraz.
Z szacunku do poświęcenia Luaneliny wyznawcy przestrzegają zasad wszelkiego istnienia. Prawa ustalone są więc umownie. Nie odnaleziono żadnych zapisków na ten temat, a sami wyznawcy nie są skłonni do utworzenia księgi. Wszystko chowane jest w głowach i w ramach rozsądku, oczywiście mieszczącego się w ich wierze. Dlatego upodobali sobie określenie „Wielka Pani”. Służą oni Luanelinie - uosobienia księgi praw.
Zasady wiary nie są też prawdopodobnie spisane, ponieważ jest ona ukierunkowana bardzo intuicyjnie. Nie mogą zabronić zrywania roślin, ponieważ są one naturalnym źródłem energii. Jednak należy zrywać je tylko w odpowiednich ilościach. Umiar to główne hasło kręgu.
W Kręgu nie znajdzie się nikt, kto bezwzględnie sprzeciwia się magii. Powodem tego jest fakt, że w samo istnienie magii wierni wierzą, a także w możliwość wykorzystania energii, tylko w odpowiedni sposób. Sami wyznawcy odbywają rytuały, na niezbyt wysokim poziomie arkan. Wyjątkiem tego są czarodzieje, którzy porzucają swoje dotychczasowe życia dla wiary. Krąg nie odrzuca nikogo, daje szansę niemalże każdemu.
Każdy może stać się wyznawcą tejże wiary. Duża część dotyczy medyków, bowiem wykorzystują oni roślinność i odszukują możliwych dróg uleczenia. Głównie składa jednak z naturian oraz istot wszelako połączonych z naturą, na co mogą wskazywać wyznawane zasady Kręgu.
STRULKURA KRĘGU:
W strukturze Kręgu najwyżej oczywiście znajduję się Prasmok oraz Luanelina, która jest przez niektórych nazywana jedyną córką stwórcy. W samej strukturze tejże wiary, nikt tak naprawdę nie posiada stanowiska wyższego czy niższego. Wszyscy ugrupowani są w jednej linii, na jednym poziomie, tylko każdy odznacza się innym funkcjonowaniem oraz obowiązkiem.
Manque (czyt. Mankue) – pierwsza grupa, która mylnie określana jest przez osoby trzecie, nienależące do kręgu, jako najwyżsi oraz odznaczane mianem Kapłanek/Kapłanów. Nie jest to do końca prawda, chociaż istnieje między nimi kilka podobieństw. Manque może stać się zarówno kobieta, jak i mężczyzna, przy czym częściej spotkać można pierwszą wymienioną płeć. Z reguły to właśnie one z posiadają naturalne zadatki do opieki, a także odznaczają się niebywałą emocjonalną, która odgrywa wielką rolę w ich stanowisku. Łączą się one sferą psychiczną z Luaneliną. Jest to bardzo niewielka grupa, wręcz minimalistyczna. Samej wiary uczą właśnie Manque, ale o wierze mogą rozmawiać wszyscy. Nie ma bezwzględnego zakazu dzielenia się doświadczeniami, a także nawet samym wypowiedzeniem praw. Wychodzi się z założenia, że każdy może uczyć się od siebie, jednak wszelkie wątpliwości należy kierować właśnie do Manque.
Struktura panująca w Kręgu w niebywały sposób wcale nie wzbudza zazdrości ani też nie przytłacza „wyższą rangą”. Żadna z nich nie twierdzi, że dzierży władzę w rękach. Doświadczenie oraz wiedza pomaga im jedynie nakierować zagubione dusze. Są nazywane drogowskazem. Chcą pomagać – to właśnie jest ich rolą. Przychodzi im to naturalnie, szczególnie gdy chodzi o wiernych. Z reguły nie odpowiadają i nie wchodzą w dyskusję z istotami poza kręgu. To wszystko sprawia, że Kapłankami są zazwyczaj nimfy. Długowieczne, żyjące i śmiertelne boginie wód. Ich natura sprawia, że żyją raczej w odosobnieniu, w niewielkich grupach – a tak przynajmniej funkcjonują służące Luanelinie. Trudno jest więc spotkać Manque, zazwyczaj przy obcych ujawniają się tylko w razie potrzeby, przywołane przez kogoś z Kręgu lub na potrzeby Kręgu.
Enthe (czyt. Ente) – kolejna ważna grupa, która w bardzo dużym uproszczeniu tłumaczona jest jako „uczeni”. Są to kandydaci na Manque, ale bardzo dużą część na zawsze pozostaje przy pierwotnym stanowisku. Nigdy im to nie przeszkadza, ponieważ to właśnie w tej strefie występuje duża jednostka medyków. Wszystko robią dla Wielkiej Pani, dokonują innowacyjnych rzeczy. Kierują się wewnętrzną ambicją oraz spełnieniem, dokonują wielkich odkryć, wykorzystując jedynie umysł i ciało. Nie zależy im zazwyczaj na pozostaniu Manque, ale ich chęć rozwijania stwarza pewne predyspozycje ku temu. Często jednak gubią swoją emocjonalność na rzecz nauki, ale w żaden sposób nie są gorsi od reszty. Wszyscy w końcu robią wszystko dla Wielkiej Pani. Odnaleźć tu można także architektów, historyków, chemików i wszelkich innych uczonych w życiu codziennym.
Iluve (czyt. Iluwe, Ilve w zależności od akcentu osobnika) – nazywanie w gronie pieszczotliwie oraz z zaskakująco wysokim szacunkiem Ilya (Ilja) - Wierni – słowo zapożyczone z elfickiego, które oznacza „całość”. Jest to rzesza wierzących, którzy poświęcili serca energii Prasmoka. Żyją bez zbędnych kombinacji z magią, wykorzystując to, co natura im dała. Głównie ta grupa składa się z naturi.an, ale nie tylko. O dziwo znajdzie się tu także kilku ludzi czy krasnoludów, a także wiele, wiele innych. W Iluve istnieją także rodzynki, głównie nimfy, które momentalnie z tego zgromadzenia niemalże są dołączane do grona Manque. Początkowo przechodzą do Enthe, a zaledwie kilkadziesiąt lat później odnajdują się we wcześniej wspomnianej roli. Wydawałoby się, że Ilya znajdują się wyłącznie prostolinijnych ludzie, ale nic mylnego. Również jest tutaj grupa inteligentnych czytelników, zachwyconych koncepcją wiary. Pomagają przy niektórych doświadczeniach choćby samych Enthe lub też działają w inny, podobny sposób, jednak wolą pozostać w pełnej swobodzie
Żadna z powyższych grup nie jest traktowana gorzej ani lepiej. Żyją w równej linii, chociaż charakteryzują się innym sposobem bycia i funkcjonowania. Wierzący szanują siebie nawzajem. Uważają, że każdy w gronie odgrywa duże znaczenie. W ten sposób tworzą zwartą grupę. Przykładem tego jest, chociażby stosunek Manque do pozostałych Wiernych. Zdają sobie doskonale sprawę z tego, że Iluve ma wielką siłę przebicia, dzięki czemu świat wie o ich istnieniu, a przede wszystkim dowiaduje się o Kręgu oraz jego działaniu. Ściśle ze sobą powiązani wszyscy wierzący wytworzyli między sobą więź. W ten sposób tłumaczą zaistnienie magicznej ochrony Luaneliny.
Maie:
Krąg ma specyficzne podejście do tych magicznych istot. Maie zbudowani są z energii, dlatego uważani są za istoty najściślej powiązane z Prasmokiem. Są niemalże uznawani za samych Bogów, tylko śmiertelnych. Najstarszymi dziećmi Prasmoka o niebywałych mocach i jego błogosławieństwem. Odnoszą się do nich z wielkim szacunkiem, chociaż sami nie często do końca rozumieją ich dzikiego światopoglądu. Jest to jednak, według nich, spowodowane strukturą ciała maie oraz silnym powiązaniem z tym co pierwotne.
OPIEKA LUANELINY:
Na podstawie legendy oraz przy bardzo mocnej więzi wierzący często nagradzani są opieką Wielkiej Pani. Czasem bywa ona silniejsza, czasem słabsza. Wierzący podejrzewają, że zależy to od siły właśnie więzi między nimi, chociaż nie są do końca przekonani. Opieka ta objawia się w różnorodny sposób, przykładem tego jest np. zwiększenie odporności albo wytworzenie tarczy. Nie można jednak zdobyć nad tą cechą specjalną żadnej kontroli.
ODEJŚCIE:
Gdy ktoś opuści ich krąg, nie ma z tego powodu żadnych konsekwencji. Postacie te wracają raczej do rzędu pozostałej reszty świata. Silne przyjaźnie utworzone między nimi nie koniecznie muszą się rozpadać. Często pozostają równie rozkwitłe, co na początku znajomości o ile oczywiście obydwie strony tego zechcą. Jedyna różnica sprzed i po jest taka, że nie mogą się zwracać do Wielkiej Panny jako Luen. Także muszą się liczyć, że cecha specjalna Opieki Wielkiej Pani zniknie.
KRĄG VICALLIA A MATKA NATURA:
Często wiara ta porównywana jest do oddania się Matce Naturze, ale jest to niewyobrażalny błąd. Główną podstawą służenia drugiej wiary jest to, że wszystko co w naturze nie ginie tylko krąży. W Kręgu zaś uważa się, że wykorzystana energia znika.
JĘZYK:
Krąg wytworzył własny język. Czasem brzmi typowo elficko, ale nie każde znane elfowi słowo oznacza właśnie to co pierwotnie. Także można dostrzec podobieństwa w mowie samych nimf, jednak struktura i cała reszta została zmieniona. Mijające lata wykreowały całkiem odrębne słownictwo, które znają tylko wierzący i to nie każdy. Jest bardzo rudny do opanowania i podobnie jak same prawa, bardzo intuicyjny i zależny od koncepcji rozmowy. Perfekcyjnie posługują się nim Manque.
WYJĄTKI:
Używanie magii w kręgu ma pewien swój wyjątek. Podchodzą do tego tematu zdecydowanie luźniej podczas świąt. Ciesząc się i radując, czasem pozwalają sobie na przystrojenie klimatu, ale tylko przy pojedynczych świętach. Jednym z nich jest Karkha Nar – czyli święto magii.
Karkha Nar – Święto Magii:
Jest to wyjątkowy wieczór dla wyznawców, w którym pozwalają sobie na odrobinę magii. Ziemia, na której rozgrywa się święto, ma wyrysowane znaki, na drzewach ozdobnie wiszą specyficzne karteczki bądź odpowiednio ułożone liście itp. Idąc tym tropem łatwo się domyśleć, że uroczystość odbywa się w kręgu rytualnym, do którego trwają wbrew pozorom nie aż tak długie przygotowania (w zależności od wielkości terenu). Wszystko jest wówczas magiczne i piękne, na niebie migocze świętojański pył, ale on znika wraz ze środkiem nocy, by odkryć gwiazdy. Wyznaczone kręgi pozwalają na ochronę terenu przed wiatrem, a w zależności od organizacji mogą również mieć na celu rozchmurzenie czy wstrzymywanie deszczu. Jest to już rzadziej spotykane, ponieważ wierzący raczej wolą mieć żywy kontakt z naturą. Potrafią tańczyć w ulewie, podziwiać chmury w środku nocy, jedynie uciążliwy wiatr staje większości na przeszkodzie do zabawy, stąd też takie wzięło się przyzwyczajenie. Teren przystrojony jest różnie, chociaż zawsze kolorowo, magicznie i zdecydowanie zauważalnie. Wokół rozbrzmiewa muzyka, słychać jest śpiew i głośne rozmowy. Uczestnicy przyozdabiają się różnymi wyrobami (zazwyczaj własnej roboty), Enthe mają duże pole do popisu ujawnienia swoich niewielkich doświadczeń (w żaden sposób niezagrażających czy niepewnych, mają za zadanie jedynie urozmaicić wieczór i obdarzyć towarzystwo radością), malują swoje ciała, klaszczą… Po prostu się bawią!
Należy również zwrócić uwagę na to, że stoiska nie oferują żadnych sprzedaży. Owszem, jak to wszędzie zawsze jest okazja na mały handel, ale nie jest on w żaden sposób rażący. Raczej kupcy ukrywają się z tym bądź umawiają na przyszłe spotkania, generalnie jest to dzień odpoczynku dla okolicznych wsi, a nawet miast! Wszyscy winni się cieszyć i radować.
Stoiska również nie są typowymi dachami. Częściej są to przewieszony kolorowe materiały na drzewach lub między pniami, namioty a najczęściej zwyczajne koce. Wierzący w głównej mierze składają się, jak już wiadomo, z Naturian, co oczywiste łączy się z faktem, że nie chcą niszczyć drzew bądź innych darów natury stąd też kształt ma nieco inny. Tworzy to również bardziej otwartą atmosferę, a uczestnicy mają wobec siebie większe zaufanie, co również uzyskuje się poprzez brak handlu.
Co więc jest na owych stoiskach? Ano właśnie nauki tańca, malowanie, doświadczenia, modły do Wielkiej Pani (także zapraszani są do nich istoty poza Kręgu), a także wszelkie wyroby, które szykowane są przez cały rok! Jeżeli ktoś zechce rozdać własne, drewniane zabawki nie ma z tym problemu! Wszystko to, co ma na celu wzbudzić radość i szczęście
Święto to jest wyjątkowe także z jeszcze jednego powodu. Może przyjść na nie każdy, nawet Ci, co nie są wyznawcami Kręgu Vicalli, dlatego też uroczystość ta jest tak znana i dzięki temu wiele państw skłonnych jest dać wolny dzień od pracy.
Miejsce i czas – Święto to odbywa się pierwszy miesiąc po zakończeniu wiosny. Czas w Alarnii jest różnorodny, dlatego osoby podróżujące mogą natrafić na Karkha Nar nawet dwa czy trzy razy! Obrządki te są przeprowadzane na mniejszą, jak i na większą skalę, co przyczynia się do wolnego dnia. Wiadomo, że w niewielkich miejscowościach raczej świętowanie odbywa się na własną odpowiedzialność. Największym i najbardziej znanym Karkha Nar jest w okolicach Rapsodii (ze względu na obecność nimf). Należy jednakże pamiętać, że święto to odbywa się daleko od kryjówek Naturian, tak by później nie wystąpiły wszelkie ingerencje w ich naturalne środowisko. Teren więc dobierany jest bardzo ostrożnie i skrupulatnie przez organizatorów święta. Takie obrządki, jak można się łatwo domyśleć, aranżują tylko i WYŁĄCZNIE wyznawcy Kręgu, gdzie wcześniej uzgadniają wszelkie szczegóły i ogóły z Manque. Najwięcej czasu spędza się więc nad wyborem miejsca niż na przygotowanie rytuału.
Rytuał wykonywany jest przez kilkadziesiąt osób, wielokrotnie sprawdzane jest jego bezpieczeństwo. W końcu ma on na celu nie tylko ochronę przed wiatrem, a także odliczenie czasu odkrycia nieba. Organizatorami są osoby obdarzone bardzo dużym zaufaniem, bowiem nie można dopuścić do wszelkiego zagrożenia. Świętem należy się cieszyć i bawić! Nie wolno nikomu zagrażać.
OCZYSZCZENIE: najważniejszym momentem w święcie Karkha Nar jest oczyszczenie. Tak jak od zbliżającego się zachodu słońca ku górze unosi się magiczny pył, tak opada on w sam środek nocy bądź godzinę później. Zależy to oczywiście od wyrysowanego rytuału. Do tego czasu wszystko jest huczne, głośne i kolorowe, można się zapoznać z wieloma osobami, ale gdy pył opada, wówczas dopiero panuje prawdziwa magia. Pozwala na wyciszenie się, a także wspólny pobyt świeżo zapoznanych towarzyszy. Wszystko jest już zdecydowanie cichsze, spokojniejsze. W pierwszym momencie wszyscy siadają i podziwiają właśnie opadający pył, a następnie niebo. Po tej chwili, zależnie od predyspozycji osobnika, można opuścić teren obrządku lub też zostać do samego rana.
Notatka: Karkha Nar oficjalnie rozpoczyna się przy zachodzie słońca, ale już większość zaczyna radować się chwilami już od samego rana do kolejnego ranka.
Warunek: warunkiem uczestnictwa w Karkha Nar o ile jest się spoza kręgu, jest nieużywanie magii. Tak jak sami Wyznawcy dają sobie dużą swobodę w tym temacie, tak osoby trzecie raczej nie powinny się tym odnosić. Dopuszczalne są niewielkie zaklęcia, które również mają na celu urozmaicenie obrządku, ale głównym celem święta jest odpoczynek. Po co więc rzucać potężne zaklęcia czy wywoływać niepotrzebny chaos? Tutaj i w tym czasie każdy jest równy, a czarodzieje sami najchętniej ograniczają się do minimum. To też właśnie sprawiło, że święto jest tak znane i lubiane.
***
WIEK DOROSŁY KAVIKA:
Wróćmy więc na chwilę do głównej bohaterki tego opisu. Kavika zdobyła sławę jako uzdrowicielka poprzez artykuły na temat sposobności leczenia wodą, a także udowodnionymi badaniami i pozytywnymi efektami wpływu wody na organizm. Czasem zdarza się jej wykładać na uczelniach, ale robi to raczej rzadko. Wciąż rozwija głęboką tematykę wybranego leczenia. Odnaleźć ją można przy wodospadzie Rapsodia, stąd też mówią o niej” Kavika z Rapsodii”. Wciąż jednak jest bardzo młoda i wielu nie do końca przekonanych jest, co do jej racji, ale dziewczyna się nie poddaje. Całkowicie zatopiła się w tej tematyce. W Kręgu uznawana jest za Enthe. Ostatnimi laty jednak zapragnęła nauczyć się czegoś mniej fizycznego, a metafizycznego. Pogłębiła swoją wiedzę w tematyce rytualnej i też chce umieć je sporządzać. Kto wie, może kiedyś będzie jedną z organizatorek samego Karkha Nar i to w samych okolicach Rapsodii!