Frigg – córa lasu, zrodzona z krwi człowieka o imieniu Hergils Lysberg oraz driady, która niechętnie przyjęła to nazwisko, Aldis Lysberg. Po urodzeniu została porzucona przez rodzicielkę, która zerwała tym samym więzi ze swoim mężem. Od tamtego momentu Hergils opiekował się córką nazywając ją Frigg, a imię to nie zostało wybrane bez powodu. Patronka ogniska domowego, małżeństwa i porodów. Ojciec żył nadzieją, że jego córka nigdy nie pójdzie w ślady swojej matki. Mężczyzna nigdy nie wybaczył Aldis porzucenia córki. Słusznie?Jego życie zaczęło się układać po odejściu małżonki. Hergils Lysberg w ciągu kolejnych siedemnastu lat stopniowo zdobywał coraz to wyższą rangę, a szczególną sławę zyskał na jednym z polu bitew, po której uzyskał stopień generała. Przyczynił się on do pokoju między mrocznymi elfami a ludźmi. Nie było już wojen domowych, zabijania bez sensu, mimo, że obie strony trochę straciły, to na pewno o wiele więcej zyskały. W ciągu tego czasu generał dumnie wychowywał swoją córkę, chociaż nie zawsze było to łatwe. Czasem nawet dobre rozstawienie wojska zdawało się być mdłym problemem przy próbie zrozumienia choćby odrobinę duszy leśnego, małego stworka. Frigg na pierwszy rzut oka ani trochę nie przypominała matki. Tak powiadają wszyscy Ci, którzy znali parę nieszczęsnych małżonków. Po części się nie mylili, jednak to Hergils najdokładniej pamiętał Aldis. Każdy detal jej twarzy, ciała. Każde zagłębienie i cień. Historia tej miłości nie była szczęśliwa, ale uczucie tego człowieka od zawsze prawdziwe. Miał wrażenie, że w pewien sposób dusze tych dwóch kobiet są do siebie podobne. Przeco każdemu znany jest fakt, że wszystko kryje się w oczach, bo chociaż kształt ich był różny to barwa kropka w kropkę identyczna. Te same blaski, te same tonacje, tylko wyraz wciąż niby nie ten sam. Jednak to starczyło by gorycz w sercu Hergilsa powoli płynęła ku złej drodze. Gdy driada dobiła czterech lat, ojciec podarował jej lisa. Anu, bo tak się właśnie zwał, był najwierniejszym kompanem jakiego mogła sobie wymarzyć. Co prawda, z każdym kolejnym rokiem stawała się coraz bardziej niezależna, ale w jej sercu zawsze znajdowało się miejsce dla przyjaciela. Cofając się w czasie pamięta go trochę, jak przez mgłę - jako najzwyczajniejszego w świecie lisa. Hergils z początku nie umiał za bardzo wyobrazić sobie wychowania w samotności dziecka. Utrudnieniem w pewnym sensie był fakt, że posiadał córkę. Córkę, która będzie żyła od niego o kilkaset lat dłużej. W obawie o jej przyszłość wiedział, że musi ukierunkować ją na pewną drogę. Póki chodził po tym świecie i mógł wykorzystać swoje coraz to wyższe stanowiska, to chciał to wykorzystać. Gdy więc ruszał w kolejny bój to pozostawiał swoje dziecię w rękach dobrych znajomych. Często bywali ona arystokratami. Uczyli ją dobrych manier, zachowania, ale i nie tylko. Przekazywano dziewczynie wiedzę na temat bycia dobrą żoną i matką. W tamtym czasie Frigg uwielbiała biegać po kuchni wśród kotłujących się garów czy też szyć, dziergać. Czytała poezję, uczyła się wiedzy ogólnej. Była driadą, ale traktowano ją, jak każde inne, wysoko urodzone dziecko. Krótko mówiąc – Frigg kochała to co robi. Chociaż… strzelanie z łuku, było dla niej niczym przejście gołymi stopami po rozżarzonym węglu. Dla kogoś doświadczonego z pewnością jest to niemała frajda, ale dla takiego niedorostka kończyło się niemalże łzami w oczach po każdym treningu. Niemniej jednak, zmuszona jakimś cudem opanowała te technikę. Frigg, choć trudno było w to uwierzyć, wcale nie była grzecznym dzieckiem. Nie potrafiła się sprzeciwić ani pyskować. Nie darła sukienek, nie pluła na nikogo, ani nawet nie biła. Umiała za to uciekać. Głównym miejscem jej ucieczek był las, szczególnie w tedy, gdy blisko przebywała Lasu Driad. Uciekinierka była w stanie wyjść w zwiewnej halce i po prostu biec w stronę królestwa driad. Tam też często widywała się z Soneą. Jasnowłosą siostrą wyraźnie różniącą się od wszystkich innych. Trochę nietuzinkowa. Owszem, należała do natury, do drzew, do kwiatów i zwierząt, ale w jakiś sposób tam nie pasowała. Tak samo Frigg nie pasowała do świata ludzi i pięknych zamków. To chyba tak naprawdę je połączyło. Dziwaczność i sprzeczność istnienia dwóch stworzeń. Rudowłosa dziewczynka czuła się zazdrosna o to, że Sonii dane jest żyć w lesie. Nie życzyła jej źle, za nic w świecie nie pragnęła jej stamtąd wygnać. Ba! Wręcz chciała by właśnie tutaj na zawsze została! Istniało jednakże lekkie ukłucie zazdrości kontaktu z naturą. Sonia była bardzo otwartą i lekką duszyczką, nigdy za bardzo nie wnikała w sprawy, co przynosiło ulgę małej Frigg. W ten sposób nie bała się pytać jak żyć w lesie, jakie mają święta, do czego służą różne przedmioty oraz… Właściwie, jak ten cały świat w wygląda i funkcjonuje. W zamian ona opowiadała o wysokich komnatach, lśniących sukniach oraz dobrze wychowanych ludziach czy elfach. Ileż to się Hergils najadł przez to wszystko nerwów… Zdarzało się, że wracał nawet w trakcie trwania potyczki tylko po to, by zatargać córkę do domu. Frigg nigdy nie odpowiadała na bury ze strony ojca, po prostu była wściekła i wyrażała to swoją miną. Każda myśl o tym, by oddać córkę do Lasu Driad równała się z utraceniem jej na zawsze. Nie mógł, nie potrafił i nie chciał jej utracić, ani ona jego, chociaż w głębi duszy wciąż czuła nawoływania ze strony lasu. Ich drogi chociaż ze sobą mocno powiązane nie umiały się ze sobą złączyć.
Większym zamiłowaniem Frigg obdarowała zdecydowanie sztuczce w kuchni. Podrzucanie ich do góry, łapanie i rzucanie, to wzbudzało dreszcz emocji i nieraz pocięło jej palce, ale z jaką pasją uczyła się nowych, kolejnych sztuczek! Początkowo bagatelizowała tę miłość do ostrzy, bardziej przejęta obowiązkami wychowywania dzieci.
I tutaj cała historia tak naprawdę się zaczyna. Od momentu dostrzeżenia jej podejścia do młodszych, życie Frigg nabrało rozpędu. Czasem nie była o wiele starsza od swoich podopiecznych, ale zdecydowanie nadawała się do opieki nad nimi. Przekazywała im całą swoją wiedzę jaką posiadała. Od posługiwania się nożem w kuchni aż po strzelanie z łuku z prawdziwymi grotami. Wieczorami często siadywała ze swoimi podopiecznymi w kręgu i opowiadała legendy. To właśnie w tym czasie zdołała opanować kolejny arkan magii jaką była iluzja. Za jej pomocą ożywiała galopujące konie po pustyni czy też wróżki z kolorowymi skrzydłami naszkicowanymi na papierze. Frigg wyjątkowo dojrzała, jak na swój wiek. Przestała uciekać do lasów. O wszelkich podróżach informowała swego ojca, by ten się o nią nie zamartwiał. Odwiedziny w lesie z każdym rokiem stawały się coraz rzadsze, a na samym końcu życia na dworach, wręcz zapomniane. Wyrósł z niej bunt, zrodziło się posłuszeństwo. Wokół siebie miała radosne dzieci. Jej wewnętrzne pragnienia zgasły przyduszone możliwościami, które mogła mieć, bo przecież nie da się być w dwóch miejscach na raz. Nie mogła mieszkać w Lesie Driad, a zarazem funkcjonować w świecie ludzi. Szczególnie poczuła się zakorzeniona z drogimi posiadłościami, gdy wreszcie na jakiś czas zapanował pokój. W tedy właśnie poznała pewnego mrocznego elfa, którego imię jest w stanie wycedzić tylko w snach.
Arystokrata z krwi i kości. Połączyła ich tajemnicza więź i w pewien sposób towarzyszy im ona do dzisiaj. W tamtym momencie wszystko było zupełnie inne. Spojrzenie Frigg na wszystko, co ją otaczało było dosyć zdystansowane. Pokorna dusza odnalazła bezpieczną przystań w ramionach elfa. Mówili do siebie niemalże hasłami, ale rozumiała go. Dokładnie tak samo, jak porozumiewała się ze zwierzętami, roślinami czy wiatrem. Wszystko było następstwem gestów, westchnień, a nie słów. Relacja ta bogato rozkwitła, na tyle mocno by para wreszcie zdecydowała się na narzeczeństwo. To był pozornie dobry okres w życiu córki generała. Sam Hergils miał spokojną duszę. Nie męczyły go już myśli o złowrogiej stronie Frigg. Pokój mógł im towarzyszyć całe życie. Teraz wszelakie elfy były bardzo blisko zwykłych ludzi. Tak się niestety okazało – cała sielanka miałam swój kres…Wszystko zaczęło się od zabicia jednego z dzieci, którym opiekowała się Frigg. Z początku podejrzenia nie padały na dziewczynę z tak wielkim sercem i niezłomnie dobrą duszą. Z czasem jednak, gdy ginęły kolejne małe istotki zaczęto nabierać pewnych podejrzeć. Zabijane w różnorodny sposób, zdarzało się, że z wielkim okrucieństwem… To nie mogło przejść obojętnie obok nikogo. W każdym śledztwie zawsze pojawiała się wciąż jedna i ta sama persona – Frigg Lysberg. Driada nie była w stanie zrozumieć, co wokół niej się dzieje i dlaczego ktoś chce ją oczernić. Nikt nie miał wystarczających dowodów na winę dziewczyny, ale… Jak to ludzie mają w zwyczaju – to wystarczyło by zmienić spokojne życie leśnego ducha w istny horror. Każdy zwrócony był przeciwko niej. Z wyjątkiem narzeczonego, który stał za swoją ukochaną murem. Próbował ją za wszelką cenę uniewinnić i chronić. Szukaj wyjścia z sytuacji. Nie był niestety w stanie czuwać nad narzeczoną dzień i noc. W trakcie jego nieobecności pieczę przejmował lisi przyjaciel, Anu. Niemniej jednak to właśnie w tym okresie driada nabawiła się wielu traumatycznych przeżyć. Była wielokrotnie napadana, bita, poniżana, raniona… Wszystko to traciło znaczenie w momencie, gdy Frigg dojrzała nienawiść i nieufność ojca.
Sam Hergils zaczął szukać haczyka na swoją córkę. Przenosił nienawiść Adils na Frigg, która stała się dla niego pomiotem. Była nikim. Nie chciał wydawać córki za mąż, jednak mroczny elf uparcie walczył o jej rękę. Nikt nie był w stanie go powstrzymać przed tak wielkim przedsięwzięciem – ani Hergils, ani rodzice młodzieńca. Po wielu trudach, wątpliwościach i kłótniach, ostatecznie doszło do wielkiej ceremonii. I była ona początkiem ogromu kolejnych tragedii jakie spotkały Frigg…Tego dnia wszystko stanęło w płomieniach, tuż przed świętobliwym wypowiedzeniem słowa ''tak''. Wszyscy goście wybiegli z budynku, który podupadał pod siłą płomieni. Po okolicy rozproszyło się wiele zwierząt, które za młodu często przebywały z młodą driadą, a i które wyszły z lasu, jakby chciały złożyć hołd małżeństwu. Zauważył to także Hergils. Stojąc w chaosie ognia, krzyków pomocy oraz niemalże rozpadającym się w jego oczach świecie nie potrzebował wiele by zadziałać pod wpływem impulsu. Wystarczyła jedna sekunda, jeden gest, by przekroczyć kres jego wytrzymałości. Coś w nim pękło. W sercu poczuł ból, nienawiść, wściekłość ,ale przede wszystkim, dotknęło go uczucie zdrady. Jego własnej córki. Mieszkańcy miasteczka oraz niektórzy zaproszeni podjęli się próby ugaszenia pożaru, który szybko się rozprzestrzeniał. Wszystko ulegało istnej destrukcji. Nie tylko budynki, ale także serce wielkiego wojownika. Generał chwycił topór i zamachnął się na rudowłosą driadę odzianą w brudną i rozdartą suknie ślubną. Serce pękło jej w szwach, ale odruchowo zrobiła niezdarny unik. Spojrzała na ojca przerażonymi oczami. W głowie miała wiele pytań a na policzkach armię łez. „Jesteś taka sama, jak twoja matka” powiedział głosem pełnym nienawiści i wykonał kolejny zamach w stronę dziewczyny. Nie zdołał wykonać go w pełni, gdyż Anu rzucił się z zębiskami na rękę mężczyzny powstrzymując tym samym mężczyznę przed próbą zranienia córki. Frigg szybko zgarnęła suknie w ręce i uciekła. To jednakże nie zatrzymało pogoni Hergilsa. W okolicach ponownie rozpoczęły się zamieszki. Frigg nie mogła odnaleźć bezpiecznego miejsca. Tułała się wiele tygodni w towarzystwie Anu, kompletnie nienauczona życia poza murami dworskich posiadłości. W głównej mierze polegała na lisie. Żywiła się czymkolwiek, najlepiej tym samym, co jej zwierzęcy przyjaciel, ale szybko jej organizm wykończony został psychicznymi rozterkami. Początkowo nie umiała płakać z powodu swojego losu, ale prześladowcy nie dawali jej spokoju. Była poszukiwana. Przeczesywano lasy i okolice, by odnaleźć zabójczynię dzieci. Wiele głów odwróciło się do niej plecami, a do Lasu Driad strach było kiedykolwiek wejść, bo wśród zabitych dzieci były także młode driady. Frigg więc stała się wygnańcem na każdej spotkanej ziemi, gdzie na jednej z nich spotkała swego ojca. Długo stali i patrzyli na siebie w milczeniu. Ona przepełniona bólem, on nienawiścią. Ciało Hergilsa naznaczone było także takim samym zmęczeniem, co Frigg. Podkrążone oczy, cienka i blada skóra, brak sił oraz wiele ran na ciele. Generał był niemiłosiernie zdyszany, zupełnie jakby ostatnimi siłami podążał za córką. Na obliczu mężczyzny zagościły kolejne zmarszczki. Niektóre niezagojone jeszcze cięcia na nowo się otworzyły. Ona widziała, że musiał przejść wiele walk by tu dotrzeć w poszukiwaniu zemsty. ''Jesteś... taka sama jak Twoja matka...'' powiedział zmęczonym głosem i ponownie, z toporem ruszył na córkę. Starała się unikać jego ataków, jednakże została wielokrotnie jedynie draśnięta. Zmęczony mężczyzna rzucił broń a następnie podjął się walki na pięści. Nie mógł jej wybaczyć - zabijania dzieci, spalenia miasteczka i ludzi zamieszkujących je. Wreszcie ich oczom ukazał się niedoszły mąż Frigg. Dziewczyna uradowała się na widok swego ukochanego. Czekoladowe oczy wypełniły się wilgocią, z której, coraz to szybciej, wypływały kolejno łzy. Każda z nich niosła ze sobą uczucie szczęścia i wolności. Zmęczone, zielone ciało odmawiało posłuszeństwa, było wykończone i wygłodzone. Teraz przybył ukochany, który wyzwoli ją i uratuje wypełniając życie spokojem.
Jednak jego wzrok był pusty, pełen obojętności. Wyjął łuk i naciągnął cięciwę. Frigg zdawało się, że popada w coraz to większą paranoję. Żadna z sytuacji nie miała w sobie logicznego wyjaśnienia ani argumentu, które odpowiedziałoby driadzie na jedno jedyne pytanie. "Dlaczego?...". Ku zdziwieniu, wypuszczona strzała z wielką mocą trafiła w Hergilsa, a nie w ducha dębu. Generał był w szoku. Spojrzał na młodzieńca powoli opadając na ziemię. Zapadła głucha cisza. Frigg przerwała ją chwile później. Rzuciła się do ojca, obracając go na plecy. ''Pappa..'' wyszeptała do umierającego mężczyzny. ''Pappa...''. W tedy Hergils zrozumiał jak bardzo się mylił. Ile zła wyrządził swojej córce, jak wielkim był głupcem. Uniósł rękę i ogromną dłonią objął drobną twarz dziewczyny. Kciukiem delikatnie powędrował wzdłuż jej policzka ścierając łzę, tym razem po brzegi wypełnioną cierpieniem. ''Przepraszam....'' wyszeptał ostatnim tchem. Do Frigg jeszcze przez dłuższą chwilę nie docierało co się stało. Szarpała ramiona ojca szepcząc aż wreszcie krzycząc ''Pappa!'. Nagle usłyszała, jak cięciwa naciąga się po raz drugi. Szybko obróciła się. Ujrzała strzałę wypuszczoną prosto na nią. Ku zaskoczeniu wszystkich trafiła w Anu, który w ostatniej chwili skoczył w obronie przyjaciółki. Czas na chwile stanął dla Frigg. Zamarła. Wszystko działo się tak nagle i gwałtownie… w ciągu kilku kolejnych sekund zorientowała się, że narzeczony posiadał wyłącznie dwie strzały. Chwyciła w ramiona jeszcze oddychającego lisa, po czym ruszyła w ucieczkę. Młodzieniec nie chciał dać za wygraną i podążył biegiem za dziewczyną w las. Niezwykłe umiejętności bezszelestnego poruszania się dały Frigg przewagę, które także ocaliły życie driady. Kiedy już uwolniła się od swojego prześladowcy wiedziała, że jej podróż dopiero się zaczyna. Niepewnym ruchem kroczyła dalej niosąc na ramionach swego przyjaciela. W końcu stanęła przed drewnianą chatą. Oczy sprawiały figle, wszystko dwoiło się i troiło aż w końcu padła ciężko niczym niedbale wrzucony na powóz wór kartofli. Obudziła się w środku domostwa. Zamieszkiwała ją stara krawcowa, która, jak się później okazało, była również czarownicą. Dla Anu strzała okazała się śmiertelną, jednak przed odejściem na drugi świat starał się coś przekazać leśnej dziewczynie. Jego skóra z futrem miały stać się narzutą dla niej? Nie mogła uwierzyć w "słowa" przyjaciela. Długo płakała i obejmowała ciało lisa, aż w końcu zrozumiała, że uszycie z niego płaszcza było życzeniem Anu. Chciał ją nadal chronić. Utargowała więc z czarownicą aby wykonała dla niej płaszcz. W zamian za to będzie winna krawcowej przysługę. Cóż mogła w końcu dać sierota bez swojego dobytku? Frigg wiedziała, że nie może długo zwlekać z zemstą jaką chciała dokonać na swym niedoszłym małżonku. Rośliny, wiatr i zwierzęta wciąż informowały o istniejącym zagrożeniu. Chciał odnaleźć drzewo należące do niej i ściąć. Dziewczyna nie mogła pozwolić na swoją śmierć, ale także nie mogła dopuścić do zagrożenia Lasu Driad. Mroczny elf długo poszukiwał dębu, zaś leśny duch młodzieńca. Kilka razy ich ścieżki skrzyżowały się aczkolwiek żadnemu z nich nie było dane wygrać tej przedłużającej się walki. Przez cały ten czas Frigg próbowała odnaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie ''Dlaczego?''. Nie rozumiała przyczyny sytuacji, nie widziała wyjaśnienia. Pewnego dnia na swojej drodze spotkała garbatego, niskiego, ukrytego pod płaszczem włóczęgę, który ofiarował driadzie magiczną strzałę. Miała ona na celu zapieczętować przeciwnika. Nigdy więcej dziewczyna nie spotkała owej postaci. Mijały kolejne tygodnie, a nawet i miesiące, aż przyszedł dzień, w którym mroczny elf odnalazł część lasu kryjący w sobie drzewo Frigg. Było to jednak nadal jak szukanie igły w stogu siana, dlatego postanowił ściąć każde drzewo by w końcu uśmiercić narzeczoną. Driada szybko dotarła do miejsca by bronić siebie, a także swoich sióstr. Walka między dwojgiem trwała w nieskończoność, a w międzyczasie elf pozostawiał rany na każdym napotkanym drzewie. Krzywdząc dąb należący do narzeczonej, Frigg poczuła ostry ból, przez który upadła na ziemię. Było to jednoznaczna odpowiedź dla chłopaka. Wyjął cienki, aczkolwiek długi miecz. Driada wędrowała wzrokiem wzdłuż ostrza. Uniósł broń ku górze. Następnie wykonując zamach cisnął nim w stronę drzewa. Duch lasu, który tkwił w dziewczynie wykrzyczał krótkie "Nie!" i zmobilizował ją do wykonania kolejnego działania. Gwałtownym, wręcz błyskawicznym i niezdarnym ruchem, wyjęła strzałę po czym wystrzeliła w stronę narzeczonego. Trafiła prosto w jego serce...oraz w dębowe drzewo należące do niej samej. Moc tkwiąca w strzale okazała się nie tylko niemalże śmiertelnym trafem dla elfa, ale także dla driady, bowiem jest pieczęcią. Od tamtej pory, codziennie spływa jedna krwi, która truje drzewo a zarazem samą Frigg Lysberg. Driada od 100 lat poszukuje uwolnienia od pieczęci lub eliksirów, które uśmierzą jej cierpienie.
Nowa część historii: *Silje Erle Hannson*
Od niedawna wieści głoszą o lasach podlegających Karnstein, nad którym opiekę to sprawuje driada o oczach lśniących w złocie i elfich zarysach uszu. Zwą ją Silje Erle Hannson.
Nikt nie wie skąd przybyła ani jaka jest jej historia... Leśny runy w głównej mierze zamieszkują elfy, które umiłowały sobie Matkę Naturę, a także i driady. Mówią, że troszczy się o istoty potępione, przyjmuje je pod swoje skrzydła, także każda z sióstr napiętnowana skazą może przybyć i zasiedlić się na tych terenach.
Las ten zowie się Mai Laintha'e. W prostym tłumaczeniu znaczy to "duchy lasu", jeżeli jednak zagłębić się w znaczenie tych słów, można by przetłumaczyć w bardziej dogłębny sposób. Tymi słowami driady określają zagubione leśne duchy.
*Białe płatki i piękno obsydianu*
Wszystko zaczęło się w Thenderion. Banalna historia o tym, jak driada poznaje miłych gości w karczmie. Chwila, chwila, driada w karczmie? Niemałym zdziwienie było ujrzeć te małą, zieloną istotkę w miejscu, gdzie zebrało się duże niebezpieczeństwo, bowiem wieść głosiła o pewnym handlarzu, a może i polityku? Druga opcja nie zadowoliłaby dębowej pani, ale zaś pierwsza dawał jej nadzieje. Nadzieję na odnalezienie Kwiatu Galwanu, który mógł uwolnić ją od klątwy… i który prawdopodobnie leżał w łapach tegoż oto poszukiwanego przez tysiące istot. W ten oto sposób driadzie dane poznać było smoka Agaresa oraz Darshesa, pozornie człowieka druida. Grupa niestety rozłączyła się po tym, gdy trójka dotarła do Mauri. Darshes wraz z Frigg z niemałym echem wtargnęli do mrocznego miasta. Miasta śmierci, pod którego murami koczowały setki wozów handlarskich z powodu zamknięcia bram, a wszystko wciąż spowodowane ów tzw. handlarzem. Uparta Lysberg nie miała zamiaru odpuścić na żadnym etapie tej szalonej przygody, gdzie większość czasu spędziła w paskudnych ściekach. Nim jednak tam trafiła i nim ledwie przeszła przez bramę, została zraniona przez chodzące trupy, w ten sposób skaziła swoje ciało. Driada w ucieczcie gdziekolwiek trafiła z przypadku w łapy pewnej czarownicy. Na całe szczęście druid szybko ją odnalazł. Wściekł się widząc kiepskie metody leczenia starej baby, które właściwie tylko pogarszały stan zielonoskórnej dziewczyny. Ocknęła się niedługo po tym, gdy Darshes usilnie starał się jej pomóc poprzez wrodzone zdolności oraz magię życia, lecz niemalże mijał się z celem, bowiem ciało driady pod wpływem klątwy wciąż wyżerało z niego potrzebną do życia energię. I wówczas wszystko wyszło na jaw. Owy pozorny człowiek okazał się być maie lasu i chociaż on już zdawał sobie sprawę z jej klątwy to ona nigdy nie przyznała się do niej na głos. Mimo to, ich drogi nie rozeszły się ani na moment. Razem brnęli przez miasto trupów i żywotnej śmierci. Na swojej drodze napotkali wiele niebezpieczeństw, troglodyci, umarlaki, czarodzieje… A nawet głuche, białe koty! W tym całym chaosie wielu spraw oboje odkryli tajemnicę tajemniczego Kwiatu Galwanu, który okazał się być sercem jednej z dusz przywiązanej do świata Alarańskiego. Była to ludzka kobieta, która sprzedała swoje życie śmierci, by odejść ze świata żywych dopiero wówczas, gdy wróci jej ukochany. Historia brzmi pięknie, jednakże nie wszystko takie było. Ów kochanek sam kręcił ciemne interesy na boku i spędził dwieście lat w kanałach, jako pół stwór i pół człowiek. Od klątwy wszystkie dusze zostały uwolnione właśnie przez najbardziej żywe istoty w Maurii, czyli wiecznych strażników lasu jakimi byli zarówno Darshes, jak i Frigg. Kosztowało ich to wiele cierpliwości, energii i poświęcenia, ale czy coś na tym zyskali? Być może nie za wiele. Frigg od więźnia kanałów otrzymała instrukcję na sporządzenie leczniczego działania Kwiatu Galwana, jednak, jak to w życiu lubi bywać – nie ma nic za darmo. Stwór, który niegdyś był człowiekiem, prowadził dużo badań na temat działania rośliny. Okazało się, że wypicie wywaru z tegoż kwiatu faktycznie może ją uleczyć. Nie ma na to pełnej gwarancji, ale gorszy był fakt, że następnego ranka zbudzi się bez wspomnień. Myśl o tym, że z jej serca ulotnią się wspomnienia związane z Hergilsem oraz Anu była zbyt bolesna, bo chociaż życie nie potraktowało jej łatwo to istnieją pewne pragnienia, których nie można zabić. Z trudem musiała przełknąć porażkę tej podróży, ale przyszło jej to o dziwo łatwo. Poza tym okazało się, że kwiat jest niezwykle drażniącym specyfikiem dla delikatnych skór driad. Pogodzona po części ze swoim losem zaczęła szukać dalej.
***
Frigg siedziała na drzewie kołysząc swobodnie swoją nogą. Tego słonecznego, wiosennego dnia wszystko było jej obojętne. Śpiewne głosy ptaków, żywe skoki wiewiórek, skubiące trawę sarny oraz dziki grzebiące w ziemi, wszystko było harmonijne, ale ona sama czuła się pusta w środku. Pozwoliła aby przedmiot jakiś czas wżynał się w jej ciało, ale gdy tylko wiewiórka zmusiła ją do delikatnego ruchu i przesunięcia nie mogła już wytrzymać tej ciągłej bolesności. Sięgnęła kieszeni swoich spodni, po czym wyjęła mały, czarny kamyczek. Obejrzała go ze zdziwieniem. Kupiła go uczciwie kilka miesięcy wcześniej na targu, całkowicie zapominając, że wciąż tkwi skryty w spodniach. Cienie skrzydeł przykryły go na krótki moment, by ponownie mógł zabłysnąć w świetle promieni słońca. Driada zakołysała nim delikatnie na swojej dłoni by wzmocnić efektywność jego blasków. Mały obsydian, który w mniemaniu Frigg nie miałby większej wartości, gdy nie sentyment. Obsydian. Ten nie tli w sobie żadnych magicznych właściwości. Jest po prostu zwykłym kamieniem, w oczach ludzi wart zapewne kilku złotych gryfów. Niemniej jednak dla driady miał on znaczenie wartości, których nie mogła za nic kupić. Chociaż… nawet gdyby go ukradli on nadal nie byłby tym samym obsydianem, co ten poprzedni. Pierwszy obsydian owinęła rzemykiem ze swojej koszuli. Pierwszy obsydian wyzwolił w niej moc, dzięki, której mogła poczuć jego ciało. Pierwszy obsydian pozwolił na jedność między nimi. Pierwszy obsydian był magazynem jego życia, bo pierwszy obsydian należał do Darshesa.