Oglądasz profil – Bréanainn

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Bréanainn D. Labhraidh
Rasa:
Dotknięty
Płeć:
Mężczyzna
Wiek:
27 lat
Wygląda na:
24 lat
Profesje:
Kapłan, Mag, Arystokrata
Majątek:
Bogaty
Sława:
Sławny

Aura

Najpierw skusi cię melodia. Przyjemna, wesoła i beztroska. Niezbyt głośna, ale przez to tym bardziej wzmacniająca uczucie spokoju i błogości, jakie cię ogarnia, gdy zbliżasz się do emanacji. Jej źródło musi być godna zaufania, dobre, nie ma innego wyjścia. Siła aury jest słaba, ale jej poświata nadrabia te braki jasnym, połyskującym blaskiem obsydianu. Srebro i platyna widoczne pod spodem tylko uszlachetniają się w jego promieniach, mieniąc spokojnie, jak odblaski słońca na tafli jeziora. Barw jest więcej, ale nie wszystkie możesz uchwycić, bo emanacja zaczyna bronić się przed twoim zbliżeniem. Zawieje chłodem i odbije twardszym bokiem, chociaż nie ma zbyt wiele siły. Ugnie się więc, to idzie jej lepiej. Wymknie, nim ją uchwycisz, potnie łapczywe dłonie ostrymi krawędziami i zlepi powieki chciwych oczu. Smakuje gorzko, słono!... ale łagodnie. A zapach kadzidła z kaplicy miesza się z intensywnie męskimi perfumami, na nowo wodząc zmysły na pokuszenie. Tak gładka, tak aksamitna… nie możesz jej pochwycić, bo wyślizguje się z dłoni, ale teraz nie przestaniesz próbować, bo jeszcze nigdy nie czułeś czegoś podobnego.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Bréanainn
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Bréanainn

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
4
Rejestracja:
4 lat temu
Ostatnio aktywny:
1 rok temu
Liczba postów:
10
(0.01% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Yandil
(Posty: 10 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Przeprawa na rzece Virrass] Kuszenie świętego Cilliana
(Posty: 10 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:wytrwały
Zwinność:zręczny, perfekcyjny
Percepcja:dobry wzrok, czuły zmysł magiczny
Umysł:bystry, błyskotliwy, b. silna wola
Prezencja:olśniewający, szarmancki, charyzmatyczny

Umiejętności

ReligioznawstwoEkspert
Zna się na tym co robi.
PolitykaEkspert
O polityce nie tylko dużo wie, ale też dużo potrafi w niej zdziałać. Mógłby ustawić się u boku samego króla i na całe szczęście urodził się raczej dobrym, skromnym człowiekiem, inaczej jego zdolności do manipulacji i szulerstwa mogłyby ów koronę strącić.
Wykształcenie wyższeEkspert
Rodzice od zawsze dbali o wykształcenie syna, a on podchodził do wiedzy z zamiłowaniem. Ukończył również szkołę kapłańską i zdobył wyższe wykształcenie z najwyższym wyróżnieniem.
NegocjacjaEkspert
Jest w stanie załagodzić największy konflikt, przekonać niejednego pyszałka do zaniechania czynienia zła czy też łatwo ubiec się o awans w zakonie.
PrawoBiegły
Choć samo studiowanie prawa jest wyjątkowo nudne, tak kapłan uważa to za niezbędne. Brał świetne nauki u prawnika, przyjaciela rodziny już od najmłodszych lat.
Wiedza tajemnaBiegły
Wiedza zdobyta w szkole kapłańskiej. Jej zakres to nie tylko sama esencja magii, ale także nauka na temat innych światów czy bestiach. Z potworami do tej pory nie walczył, ale jakby musiał to chociażby wiedział z czym ma do czynienia.
Wiedza o świecieBiegły
Wiedza zdobyta w szkole kapłańskiej, niezbędna do dostania się do zakonu. Im więcej wiesz tym lepiej.
HistoriaBiegły
Bréan bardzo lubi historię. Fascynuje go zmienność jaka przychodzi z każdym kolejnym pokoleniem, lubi analizować aspekty społeczne, ale także śledzić rozwój wydarzeń więc w naukach historycznych prędko się odnalazł.
Dworska kulturaBiegły
Urodzony arystokrata wie jak się zachować, ma obycie w towarzystwie, a dworska kultura nakazała mu również nauczyć się tańca, choć mistrzem w tej dziedzinie nie jest. Jeżeli nie musiał to nie tańczył, a teraz jako kapłan może być szczęśliwy i wolny od parkietu.
PoloZaawansowany
Jeszcze zanim został kapłanem często uczestniczył jako zawodnik w sporcie zwanym polo, jest to gra rozgrywana konno, gdzie przy pomocą mallet należy trafić piłką w bramkę. Nadal pokusi się na rozgrywkę, jednak obecny zawód nie pozwala mu na częste branie udziału w rozgrywkach.
CzasologiaZaawansowany
Wiedza zdobyta w szkole kapłańskiej, ale także hobby arystokraty.
FilozofiaZaawansowany
Wiedza zdobyta w szkole kapłańskiej.
KaligrafiaZaawansowany
Bréan ma wyjątkowo ładne, zamaszyste pismo.
ArchitekturaZaawansowany
Jest to wiedza po części powiązana z zamiłowaniem do historii, ale także i z samym kapłaństwem. Architektura świątyń, zmieniająca się moda w budownictwie zgodna z potrzebami ludności jest równie fascynująca. Mimo, że jest skromnym człowiekiem i z jednej strony przepych uważa za fanaberie, to z drugiej nie może się nadziwić szczegółom, jakie ktoś potrafił włożyć w wybudowanie np. kamienicy.
AmaniOpanowany
Pozwala mu uzyskać równowagę i spokój ducha - tak ważny aspekt dla każdego kapłana.
Podstawy medycynyOpanowany
Mistrzem w tej dziedzinie nie jest, aczkolwiek z medycyną do czynienia ma dosyć często. Radzi sobie przy prostych przypadkach, te cięższe leczy z pomocą magii.
Odczytywanie aurPodstawowy
Jest w stanie odczytać silne aury.

Cechy Specjalne

Ocalone dziecięFenomen
Prawdopodobnie Pani Labhraidh nigdy nie doczekałaby się żywego potomstwa gdyby nie ingerencja sił... magicznych. Nie jest to jednak, jakby się wydawało, moc sprawcza kapłana, a jeszcze jednego gościa uczestniczącego tego dnia w błogosławieństwie... Dzięki temu Brean przede wszystkim przeżył, ale także zyskał zmysł magiczny, choć odkrycie wszystkich, magicznych możliwości jest jeszcze przed nim. Ta cała historia przyczyniła się do tego, że Alarańczycy naprawdę wierzą w wyjątkowość Breanainna, mimo że nie znają przeszłości kapłana. Można śmiało przypuszczać, że charakter arystokraty wynika z bycia dotkniętym – swojej porażki odbiera jako okazję do nauki, ma bardzo silną wolę, jest dobrym człowiekiem w złym świecie. Także jego spojrzenie chowa w sobie łagodność i dobroć. Nikt jednak nie zna prawdy o jego rasie tkwiąc przekonaniu, że to kapłan zesłał na niego błogosławieństwo, choć to z pewnością będzie kwestia czasu...

Magia: Rozkazy

DobraUczeń

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

Choć jest obrzydliwie bogatym arystokratą to wcale się z tym nie odnosi. Choć jest głęboko wierzącym i oddanym kapłanem to nie jest to typ fanatyka. Powiedzieć można, że trzyma się zasady złotego środka – ani za dużo, ani za mało. Choć czy jest tak idealny?
Bréanainn zdaje sobie sprawę z atutów własnej urody. Wie, że jest to narzędzie równie przekonywujące, co niebezpieczne więc odpowiednio kieruje tymi siłami. Rozważny w swych działaniach stara się podejmować odpowiednie decyzję i słowo „odpowiednie” dosadnie przewija się w jego życiu, niemalże na każdym kroku, dlatego nie jest tak butny, a... sprytny. Potrafi manipulować, jednak nie wykorzystuje tej umiejętności w nadmiarze – na tyle by starczyło w danej chwili. Nie przesadza ani w jedną, ani w drugą stronę. Jest równie świetnym słuchaczem, co mówcą więc przyciąga do siebie wiernych, a każde pierwsze, nieprzyjazne wrażenie jest w stanie prędko załagodzić. Czasem wzbudza zazdrość swą niezwykłą urodą, lecz wszelkie niesnaki przysłania charakterem. Między innymi skromnością, ta zaś jest jak najbardziej szczera. Bréan stara się żyć wystarczająco nie przywiązując się za bardzo do tego co ulotne i co jest efektem kryzysu jaki zawitał w jego rodzinie, który niemalże wypędził go i rodziców na slumsy. Nie może jednak powiedzieć, że bogactwo nie daje mu poczucia stabilizacji czy bezpieczeństwa, ale tym razem jest lepiej przygotowany na finansową tragedie. To nadaje mu prawdziwości oraz pomaga zrozumieć sytuację biednych, ale znowu nasuwa się pytanie, czy jest on tak dobroduszny na jakiego wygląda?
Nie. Ale nie jest też zły. Cały czas kieruje się środkiem, najważniejsza dla niego jest wiara, ale w świecie pełnym korupcji ten z pozoru łagodny młodzieniec szybko się odnalazł. Nie jest hazardzistą, a zwyczajnie dobrze toczy rozgrywkę by uzyskać to co uznaje za potrzebne. Jak na przykład mocna pozycja w swom zakonie, gdzie stał się wręcz nietykalny! Nie buduje swojej potęgi na słabych, nie dąży po trupach do celu, ale jakiegoś skorumpowanego pyszałka jest w stanie poświęcić. Nie szanuje tego typu wygranej, więc bez cienia wątpliwości zagra nieczysto wobec tego, kto korzysta z wyjątkowo słabej pozycji przeciwnika. Świetnie wykorzystuje asortyment swego charakteru. Z drugiej strony, nie podchodzi do biedoty tak bezkrytycznie, bo przecież nie wszyscy urodzili się w biedzie czy w chorobie. Gardzi tzw. „nieróbstwem”, ale ze względu na wiele czynników zawsze podejmuje się próby nawrócenia tej osoby na odpowiednie tory. Trochę z poczucia obowiązku, trochę dla umocnienia pozycji, trochę tak... po prostu. Bo przecież został natchniony przez samego Prasmoka, prawda? To on da mu siłę do walki, to on go wspiera i czuwa nad nim nawet w najgorszych chwilach. W postaci wiatru, ziemi... w każdej możliwej opcji. Czuje jego dotyk w snach, a gdy dopada go poczucie bezsensowności czyta biblię swego zakonu i to daje mu mały zastrzyk wiary. Uśmiecha się pod nosem i zasypia jakoś tak spokojniej.
Bréan naprawdę silnie wierzy w swoją więź między sobą a Prasmokiem. Czuje się kimś wyjątkowym, wybranym spośród tylu istot! Jest to dla niego niebywały zaszczyt, ale także odczuwa wielką odpowiedzialność z tego powodu. Stąd też w nim tyle determinacji do działania, choć nadal pozostaje mieszkańcem smoczej łuski, co czasem go irytuje, ponieważ chciałby być jeszcze bliżej samego Prasmoka. Wszystkie jego działania są podyktowane wiarą w smocza istotę, a to sprawia, że wszelkie wady, te mniejsze i większe, tłumaczy właśnie tą niezwykłą i mocno odczuwalną więzią. Między innymi aseksualność, o której jest święcie przekonany. Skoro nie pociągają go w żaden sposób kobiety, a na mężczyznę ani myślał w ten sposób spojrzeć, i nie pociąga go absolutnie nic, to musi został tego pozbawiony. Nie bez powodu. Dla Bréana to jeden z absolutnych dowodów stawiający go wyżej ponad innych. W swym życiu nigdy nie odczuł podniecenia.
Jeżeli zaś chodzi o rodziców to ceni ich i kocha całym sercem. Są mu bliscy już od najmłodszych lat, choć wiadomo, że to tragedia zbliża najbardziej. Nie wyobraża sobie ich utraty bez nich i są najważniejszymi osobami w jego życiu. Szczególnie jest im wdzięczny za wsparcie, jakie od nich uzyskał, gdy zdecydował się obrać drogę kapłańską. Nigdy go nie opuścili i Bréan czuję się zobowiązany by się im za to wszystko odwdzięczyć. Może właśnie dlatego pozwala matce wciskać sobie te fikuśne ubrania, to sprawia jej tyle radości, że arystokrata jest w stanie za ten uśmiech poświęcić odrobinę swej skromności. Z ojcem także ma bardzo dobre relacje, choć wydają się sobie bardziej odlegli to w głębi duszy doskonale się rozumieją. Bréan mógł na niego liczyć w każdej sytuacji.
A sam Bréan... pod płachtą tych wymienionych cech utrzymuje odpowiedni dystans wobec każdego, nawet wobec swoich kapłańskich opiekunów. Płynnie manewruje między to przywiązaniem a całkowitą odpowiedzialnością. Skrupulatnie wykonuje swoje obowiązki, biblia zakonu jest dla niego jedyną prawdą, ale potrafi odpyskować. Brewka często unosi mu się w pobłażliwym wyrazie i uważa, że jest w stanie „naprawić” niemalże każdego. Jego zarozumiałość tłumi anielska uroda, a wszelkie pyskówki pieczętuję ciężkim, poważnym spojrzeniem. Jest odważny w tym co mówi i nie daje się też tak łatwo zbić z pantałyku.

Wygląd

Bréanainn to, można by rzec, młodzieniec, któremu nikt nie potrafiłby zarzucić braku doświadczenia. Widać to w jego oczach oraz sposobie odnoszenia się wobec świata i Alarańczyków. Nieco roztargnione blond włosy czy też gęste brwi nadają mu lekkości i wizualnie odejmują kilku lat. Wydaje się jakby o wizerunek dbał tylko w jakiejś tam części, nie był to najważniejszy punkt w jego osobowości za co wielu już na starcie ceni sobie z nim znajomość. Mimo wrodzonej urody, nie odnosi się z nią ani tym bardziej ze swoim bogactwem. W otoczeniu mnichów czy kapłanów ubiera się tak jak powinien – szaty jakie mu przydzielą są dla niego wystarczające, choć tych ma dużo. Nie dlatego, że sam sobie tak zażyczył, lecz w jego religii na każdą okazję odnajdzie się to inny kolor, fason czy wyszycie, a będąc uczestnikiem misji swego zakonu nie zdarzyło mu się zbuntować czy odbiec od wyznaczonych norm. Nawet do spania ubiera się w to co powinien nigdy nie zdejmując z siebie kapłańskiego obowiązku. W rodzinnym domu zaś wciskany jest w wymyślne stroje, czy to pod naciskiem etykiety, swego ojca, albo matki, która wielbi go ponad wszystko i nie pozwala chadzać synowi po dworze w zwykłych portkach. Jednak żaden z tych ubiorów nie przyprawia go o irytację. Tak po prostu jest – we dworze jest arystokratą, a poza nim kapłanem, choć tak naprawdę Bréan najlepiej czuje się w lnianej, luźnej koszulce oraz nie tak luźnych spodniach. W ten sposób ubiera się tylko w dni „wolne od jednego i drugiego zawodu”, a więc... prawie nigdy, bo jest to młodzieniec zdecydowanie zapracowany i zaangażowany w wiele spraw.
Bréan wyróżnia się w tłumie nietypową urodą. Nie jest to mężczyzna o rysach zahartowanego drwala, ale też nijak wpasowuje się w elfią łagodność. Jest to niebywała mieszanka wielu cech , zarówno jednej jak i drugiej strony. Rozbudowana szczęka i prosty, mocno zarysowany nos nadaje mu męskiego wizerunku, ale pełne, zaróżowione usta zdecydowanie już od tego odbiegają. Oczy ma duże, wyraźne, z jasną, błękitną jak morze tęczówką, które w zamyśleniu przysłaniają długie rzęsy przypominające niemalże ciemne wachlarze w gorące dni. Gładką i aksamitna skóra pokrywa jego policzki, które pod wpływem najmniejszej dozy alkoholu zaczynają się rumienić. Opala się szybko i też szybko opalenizna ta zanika, a jego całe ciało dosyć gęsto pokrywają drobne pieprzyki. Również na twarzy odnajdzie się kilka, charakterystycznych plamek zmuszając kapłana do ograniczania się w przebywaniu na słońcu. Jednak nadal priorytetem dla niego pozostaje szerzenie swej wiary więc choćby miał wylądować na pustyni – nie wycofa się z powodu pieprzyków.
Sylwetkę ma rozbudowaną, ale nadal daleko mu do smoczych, stalowych mięśni. Widoczne obojczyki oraz wyraźnie zakreślone ramiona są niemalże jego cechą specjalną. Jasne włosy gęsto pokrywają jego przedramiona, lecz klatkę piersiową ma całkowicie gładką. Dłonie dosyć spore, dzięki czemu wydaje się, że nieźle się w swoim życiu napracowały. Czasem faktycznie są zadrapane, ale Bréanainn dba o higienę i czystość. Talia łagodnie zwęża się ku biodrom, a nogi ma wąskie, choć nadal odpowiednio umięśnione. Bréan z wyglądu z pewnością mógłby stać się główną postacią niejednego obrazu, jego uroda jest wyjątkowa, niepowtarzalna, ale w tym wszystkim niebywale pociągająca. Wzbudza bezgraniczne zaufanie i pewnie dzięki tym cechom tak kurczowo wielu stara się go zatrzymać w towarzystwie, w którym choć trochę poczuje się swobodnie. Jest przekonywający, ale nie jak szatański kusiciel. Po prostu dobrze mu się z oczu patrzy, sprawia wrażenie jakby samo jego objęcie miało w magiczny sposób zniwelować problemy oraz nadać poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa, bo w łagodnej naturze kapłana widać zdecydowanie i determinację.

Historia

Charlotte Labhraidh trudno przechodziła okres ciąży. Już od samego początku dotykały ją liczne problemy. Do teraz ani ona, ani jej mąż, Rafer, nie są w stanie stwierdzić czy dziecko, które ostatecznie przyszło na świat było ich pierwszym. Ale o takich rzeczach się nie mówi.
Los nie był litościwy dla arystokratki, która często krwawiła i której doskwierały niebywałe boleści podczas tego przecież najpiękniejszego okresu życia. Charlotte budziła się co noc i płakała, czasem z bólu, innym razem ze strachu. Mąż jej, na całe szczęście, trafił się roztropny i opiekuńczy. Nie uznał dolegliwości żony za histerię, a faktyczny problem, z którym musieli się uporać. Wszak było to także i jego dziecko.
Oboje od zawsze byli wyznawcami religii Fionn, wznoszącej na piedestał postać Prasmoka, choć wierzenia te wiązały się z wieloma przykazaniami i odpowiednimi, stosunkowo surowymi prawami. Razem chodzili na wszystkie obrządki oraz spotkania w świątyniach, a gdy Charlotte zaniemogła to sprowadzali kapłana do siebie by odprawić mszę. To jednak nie pomagało, może właśnie dlatego Rafer ostatecznie zgodził się na pomysł ciężarnej żony, aby udać się na pielgrzymkę. To brzmiało absurdalnie, kobieta już z widocznym i mocnym brzuchem, której trudno było przejść dziedziniec bez pomocy, miała udać się na pielgrzymkę, ale parą kierowała desperacja. Dla Charlotte była to ostatnia szansa na uratowanie dziecka, z rozpaczą w oczach błagała Rafera o tę podróż, a on równie bezsilny w tej sytuacji, zgodził się. Celem jednak nie była wiara, a możliwość spotkania Najwyższego Kapłana, o którym krążyło wiele niewiarygodnych, aczkolwiek cudotwórczych plotek. Państwo Labhraid wybrali się więc na pielgrzymkę, a że Rafer należał do mężczyzn niebywale zorganizowanych to zadbał o każdy szczegół w podróży. Była więc ona o wiele mniej uciążliwa i kłopotliwa niż w przypadku innej, bardziej pogrążonej w strachu i smutku pary. Pan Labhraid czuwał nad bezpieczeństwem swojej ukochanej żony, a ona była mu wdzięczna za troskę oraz spokój jakie od niego otrzymywała. Tak więc pewnego gorącego, letniego dnia, baldachim łoża rozsunął Rafer a u jego boku stał Najwyższy Kapłan. Charlotte na ten widok rozpłakała się i dziękowała Prasmokowi za szczęśliwy los, jaki im się trafił. Dłoń kapłana spoczęła na brzuchu ciężarnej kobiety, była to chwila wzniosła i wzruszająca, a po błogosławieństwu wyznawca jeszcze jakiś czas pozostał u pary. Rozmawiał z małżeństwem, częściowo o sprawach błahych, częściowo oczywiście o religii. Na koniec jego wizyty pojawiła się kobieta, mniszka, pod której opieką pozostała oszołomiona zdarzeniami Charlotte.
Tej nocy śniły się jej niewiarygodne rzeczy. Czuła ciepło w brzuchu, a gdy uchyliła powieki to ujrzała mieniącą się przestrzeń, jakby sięgnęła samego nieba. Rozpalone czoło oraz zarumienione poliki były tak wiarygodne, że obudziła się o świcie zlana potem. Była to intensywna, ale na swój sposób oczyszczająca noc. Jednak nie wiedziała, że to tej nocy i to za sprawką małej istotki życie jej oraz reszty rodziny odmieniło się. Nie była to moc sprawcza kapłanów, ani społeczeństwa Fionn, był to jedynie zbieg okoliczności, w którym miejsce znalazło się jeszcze dla wróżki strapionej stanem ciężarnej...
Tak właśnie rozpoczęła się piękna historia anielskiego chłopca, choć do samych narodzin stan Charlotte gwałtownie poprawił się na lepsze, tak same narodziny były prawdziwym koszmarem. Rafer wyrwał sobie kilka pukli włosów, gdy jego żona straciła przytomność podczas rodzenia. To były doprawdy potworne przeżycia, ale złość i frustracja związana z sytuacją potomstwa nie odbiła się na małym chłopcu, który po kilku ingerencjach nareszcie zaczął płakać. Potem łatwiej nie było, gdy matkę Bréanainna dopadła gorączka popołogowa, ale tu z pomocą przyszli inny wyznawcy, którzy pomogli rodzinie stanąć na równe nogi. Strach nie opuścił biednej Charlotte, która po trudnych doświadczeniach obawiała się kolejnych lat. A jeżeli chłopiec będzie chorowity? Jeżeli cały ten trud sprawi, że będzie słaby? A co gorsza, naznaczy go jakieś przekleństwo?
Bréanainn, ku zaskoczeniu swoich rodzicieli, wcale tak często nie chorował. Nie należał do atletów, ale słaby też nie był, choć gdy już chorował to nagle i bardzo poważnie. Swoimi pierwszymi miesiącami życia też nie oszczędził rodziców, Charlotte po dziś dzień wypomina mu okres ząbkowania. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że młoda para już nigdy nie starała się o kolejne dziecko. To jedno im zdecydowanie wystarczało.
Bréanainn był chłopcem zwyczajnym w swym zachowaniu. Uczył się pilnie, czasem grymasił, czasem pokusił się na jakiś psikus, lecz w ogólny rozrachunku był wzorowym uczniem. Z natury łagodny, ale nie dał się nigdy stłamsić silniejszym rówieśnikom, często imponował swoim kolegom, szczególnie gdy podpowiadał im jak zemścić się za złośliwość tak by nie dostać kary. Spryt więc zdominował jego charakter, przez co wśród grupy chłopców zawsze uchodził za „tego z rozwiązaniem”, doradcę. A cecha ta nie była byle przypadkiem - zyskał ją po ojcu, który znajomość prawa niezwykle sobie cenił, szczególnie w późniejszym czasie, gdy los nie oszczędził naszych bohaterów.
Bo w życiu rodziny Labhraid nadszedł wielki kryzys. Rafer dotychczas zajmował się handlem i prowadził firmę, która przynosiła ogromne zyski, lecz jeden z jego interesów okazał się być jednym, wielkim oszustwem. To podpisane przez niego dokumenty sprawiły, że rodzina w ciągu zaledwie kilku dni całkowicie zbankrutowała. Szok związany z tą sytuacją był ogromny, po prostu jednego dnia mieszkali w sporym dworku ze służbą, a drugiego wylądowali na ulicy ogromnego królestwa. Bréanainn miał wówczas jakieś dziesięć lat i podobnie jak ojciec uważał, że jest to jakieś nieporozumienie i wyjaśni się ono za kilka dni, może za tydzień. Tak się nie stało.
Cudem ktoś zdecydował się im wynająć pokój, jeden na całą trójkę. To było lepsze niż ulica, ale nie sprawiło, że rodzina znów była szczęśliwa. Charlotte całkowicie się załamała. Nie potrafiła wstać z łóżka, wciąż płakała i nie umiała pozbierać się po wielkiej tragedii jaka ich dotknęła. Pragnęła wychować swoje dziecko w dobrobycie, dać mu odpowiednie wykształcenie, przecież tak długo i silnie o niego walczyła, a teraz odebrano jej tę możliwości. Nawet nie chciała słyszeć o tym, że Bréanainn chce podjąć się pracy aby pomóc rodzinie. Nic do niej nie przemawiało, jedynie sen kobiety dawał okazję do wydostania się z domu by zarobić trochę ruenów. Rafer z czasem również został zmuszony do rzemieślniczej pracy, choć bardzo zależało mu na odzyskaniu majątku to musiał zadbać o rodzinę więc walka o sprawiedliwość powoli zaczęła schodzić na bok. W pewnym momencie ojciec Bréanainna, po tym jak wykorzystał wszystkie znane sobie możliwości, stracił wiarę w wygraną, . Wszystko rozchodziło się o brak dokumentów, które według Rafera istniały, ale których sąd na oczy nie zobaczył.
Cud nadszedł kilka miesięcy później, gdy do starego przyjaciela rodziny w końcu dotarł list nawołujący o pomoc. Stary Sinon, emerytowany prawnik po przeczytaniu wiadomości, od razu zerwał się z fotela by pomóc rodzinie. Był to niezwykle bystry i przebiegły mężczyzna, choć w tym momencie już bardziej starzec. Wiedział jak pokierować odpowiednimi ludźmi by uzyskać informację. Cała ta dramatyczna sytuacja trwała prawie rok, po tym czasie Lobhraidh odzyskali dworek, a z czasem resztę majątku, potem zaś zbili fortunę na licznych odszkodowaniach dzięki którym równie dobrze dziś mogliby mieszkać w zamku ze złota.
Te zdarzenia niosły jednak ze sobą wiele przykrych wspomnień. Głód czy brud były wówczas tymi najmniej ważnymi. Bréanainn pamięta zmęczone i niedospane oczy ojca, który starał się wiązać koniec z końcem, lecz nie mógł w nieskończoność kryć swych emocji. Przed żoną grał doskonale, ale gdy tylko wyszedł na korytarz, mały chłopiec łatwo dostrzegał nagłą zmianę nastroju u ojca, a potem ten wracał do pokoju, do całkowicie załamanej, słabej psychicznie matki, która po raz kolejny przepraszała syna za biedę i za wszystkie inne niepotrzebne sprawy. Czuła się całkowicie winna tej sytuacji, swej bezradności, choć pod koniec kobieta przełamała się i także ona podjęła się marnie płatnej pracy.
Ze wspomnieniem, które szczególnie utkwiło w głowie Bréanainna był moment, gdy przyszło rodzinie zapłacić za kilka zaległych czynszów. Ojca wówczas „w mieszkaniu” nie było, a do pokoju wparowała okrutna, potężna baba grożąca Labhraidh wyrzuceniem. Charlotte była przerażona tym nagłym wtargnięciem, nie miała żadnych pieniędzy i doskonale wiedziała, że za ścianą już czeka kilku pyszałków gotowych wyrównać w odpowiedni sposób swoje rachunki. Wówczas Bréanainn zaskoczył zarówno swa matkę, jak i właścicielkę kamienicy. Nakazał kobiecie wstrzymać się, po czym spośród swoich rzeczy wyjął złoty naszyjnik z oczkiem tanzanitu.
- Proszę, weź go w zamian za nasz dług i za bieżący miesiąc. Wiem jak drogo możesz sprzedać naszyjnik, jeżeli pójdziesz do Hardiego, jubilera na ulicy Goldbed, to jeszcze na tym zarobisz. On bardzo lubi tonzanit, ta sztuka z pewnością go zachwyci – powiedział wyciągając rękę z kosztownością.
Na twarzy zgorzkniałej baby pojawiło się zdziwienie. Kobieta groźnie zmarszczyła brwi, zmierzyła chłopca wzrokiem, przyjrzała się naszyjnikowi, po czym wyrwała go z rąk Bréananna.
- Że też wcześniej gówniarzu o tym nie pomyślałeś! - ryknęła, a po kilku obelgach i sapnięciach, zatrzasnęła za sobą drzwi pozostawiając po sobie ciszę.
Zszokowana Charlotte spojrzała na chłopca. Znała ten naszyjnik. Chłopiec otrzymał wisiorek od swego najbliższego i najlepszego przyjaciela, Noela Torrance. Matka Bréana zakryła twarz w dłoniach ukrywając pod nimi ciężki szereg emocji. Rozpaczy, smutku, żalu, ale była też niebywale dumna z syna. Jego gest był imponujący i zachował się wyjątkowo dorośle jak na swój młodziutki wiek. Poczuła szczęście, lecz pragnęła go także przeprosić i obiecać, że kiedyś odzyskają naszyjnik. Te wszystkie emocje zgrabnie odczytywał Bréanainn, który nie chciał by jego mama wybuchła nagle płaczem, dlatego nie przytulił jej mocno, a położył dłoń n ramieniu Charlotte i pozwolił matce poukładać wszystkie myśli, zaznajomić się z nimi, a potem pogodzić. To chyba był moment zwrotny w życiu Charlotte. Właśnie wtedy, niedługo po tym zdarzeniu, kobieta podjęła się pracy, co było niesamowitym wyzwaniem dla arystokratki, która nie potrafiła ani szyć, ani porządnie zająć się domem. Mimo to, przyjęto ją do pomocy, choćby do podawania i wykonywania prostych, zajmujących prac.
Powrót na dworek zmienił życie rodziny Labhraidh. Już nigdy nie było takie samo, choć statusem zdecydowanie lepsze. Niestety podczas ich nieobecności rodzina Torrance zdołała się wyprowadzić przez co Bréanainn utracił kontakt ze swoim przyjacielem, Noelem. Bréan nigdy nie zdołał mu się wyżalić i opowiedzieć o gorzkich zdarzeniach, które całkowicie go odmieniły. Nie wiadomo, gdzie udali się Torrance, lecz życie toczyło się dalej i nabierało rozpędu.
Bréanainn uczył się jeszcze sumienniej, poświęcał całe dnie na opanowanie jak największej ilości materiału w jak najkrótszym czasie, jakby to nagle miało uchronić go oraz jego rodzinę przed kolejną tragedią. Dopiero w wieku nastoletnim zdołał sobie trochę odpuścić i zaczął bardziej towarzyskie życie. Stary Sinon okazał się być dobrym nauczycielem, nie tylko prawa czy innych dziedzin, ale to dzięki niemu Bréanainn począł rozumieć inne, czasem ważniejsze zasady niż te zapisane w księgach. Sposób wysławiania się, prezencja, nawiązywanie znajomości... Stary, cwany, dobry Sinon! Przechytrzył on niejednego lisa. To był prawdziwy wilk pośród owiec. Stał się on wzorem dla przyszłego kapłana. Bréan z pokorą przyjmował wszystkie nauki prawnika. Pogrzeb starca odbył się w jesienny dzień, któremu towarzyszyły szare chmury i doprowadzająca do szaleństwa, uporczywa mżawka.
Po tym wszystkim życie stało się jakieś łatwiejsze. Bréanainn rozkwitł w towarzystwie bogaczy. Nie przeszedł okresu dojrzewania w bardzo dramatyczny sposób, choć zdarzało mu się pyskować czy uciec na noc z dworku by nieco skosztować życia, lecz nie by korzystać z uciech cielesnych. Wolał spróbować narkotyków, wypić wino i powygłupiać się z rówieśnikami. Uwielbiał wyjeżdżać ze znajomymi nad morze, do Rubidii, gdzie kiedyś go pobłogosławiono. Tam znajdowała się wakacyjna, niewielka posiadłość Labhraidh a zmęczeni dojrzewaniem syna rodzice pozwalali na takie wyjazdy. Jedyne o co mógł martwić się Bréanainn to o swoją seksualność. Niektórzy jego koledzy już zdołali pochwalić się podbojami wśród panien, a młody Labhraidh ani jakoś nie popierał takiego podejścia, ani też za bardzo nie interesował się dziewczętami. Zdecydowanie wolał udać się na trening polo niż umawiać na randki, ale to nie oznaczało, że nie próbował. Rozmawiał z panienkami, niektóre z nich były naprawdę sympatycznymi i dobrymi osobami, ale Bréan czuł, że jego obojętność zniszczy duszę tych dziewcząt. Niejedna też na młodego bogacza polowała, ale każde podejście kończyło się fiaskiem. Sytuacja ta nabrała ostatecznie niezdrowego rozpędu, gdy wśród znajomych zaczęły tworzyć się zakłady, która to pierwsza zaliczy Bréanainna. Jakkolwiek by głupio to nie brzmiało to byli wciąż nastolatkowie. Jedna z bliższych mu koleżanek, jak przynajmniej sądził, okazała się podjąć ów głupiego wyzwania. Wściekła się na niego, gdy ani dekolt, ani podkreślająca walory sukienka, ani dwuznaczna rozmowa nie podziałały w odpowiedni sposób na młodzieńca. Bardziej zniechęciła arystokratę do rozmowy niż rozpaliła jego pragnienia. Urażona tym faktem nawyzywała go, aż w końcu skwitowała jakże wzniosłym zdaniem zdaniem „Ty pewnie pragniesz facetów, fajfusie!”, a on na te słowa zastanowił się poważnie, co tylko jeszcze bardziej zirytowało nastolatkę. W odpowiedzi młoda arystokratka usłyszała „Właściwie to pragnę służyć Prasmokowi”. To było lekkie i proste stwierdzenie. Podejście to zszokowało dziewczynę. Ona także wychowywana była w wierze, oraz posłudze Prasmokowi i nagle jakoś tak głupio jej się zrobiło z powodu całej zaistniałej sytuacji. Burknęła coś pod nosem, po czym rozgoryczona odeszła, a Bréanainna nie dotknęły żadne wyrzuty sumienia. Po prostu zrozumiał kim jest, do czego chce dążyć. Nauczony, że albo kocha się kobiety albo służy Praojcowi, pojął że jego istnienie od początku miało w sobie większy cel. Sam fakt, że po tylu zdarzeniach, problemach w ogóle urodził się żywy brzmiało jak cud. Trudny poród nie zabrał mu matki do świata zmarłych, a teraz ta obojętność wobec dziewcząt... Nigdy się nie zauroczył, nigdy też nie podniecił. Jego aseksualność nabrała całkiem innego znaczenia w obecnym rozumieniu młodzieńca i chociaż bał wyznać się rodzicom, jaką drogę obrał, to nie miał zamiaru z tym zwlekać. Już wieczorem, tego samego dnia poinformował Charlotte oraz Rafera o swojej decyzji. Wyznał im, że już od wielu miesięcy boryka się z problemami, że czuje się inny od swoich rówieśników i nie jest to poczucie wykluczenia, a coś bardziej... wyjątkowego. Matka Bréanainna od razu nabrała powietrza w płuca zachwycona tymi niebywałymi wieściami, lecz ojciec uspokoił zapał żony. Nie chciał podejmować pochopnej decyzji i z marszu wysłać syna do szkoły kapłańskiej, zaproponował jeszcze kilka miesięcy wytchnienia chcąc wykluczyć tylko chwilowy zapał tym pomysłem, a Bréan przyjął te propozycję z niebywałą ulgą. Rafer nigdy nie potępił młodzieńca za swe wyznanie, był to człowiek roztropny i młody Labhraidh niezwykle doceniał te cechę w swym ojcu.
Jak można się domyśleć, Bréanainn zdecydował się na szkołę kapłańską i całkowicie poświęcił się tej nauce. Już za czasów studiów trafił do zakonu, od samego początku angażował się w wiele projektów, aż ostatecznie ukończył szkołę z najwyższym, możliwym wyróżnieniem. Dziś na jednym z korytarzy można ujrzeć jego portret, jako inspiracja dla innych studentów, choć sam Bréan najchętniej pozbył się tego obrazu. Najzwyczajniej w świecie wynika to ze skromności młodzieńca i głośno do takich rzeczy się nie przyznaje. Rzadko jednak ma czas odwiedzić dawną szkołę, gdyż obecnie wraz z innymi kapłanami podróżuje po Alaranii i nawraca niewiernych, głosi wiarę w Prasmoka oraz zachęca do dołączenia do wielkiej wspólnoty zakonu.

  • Najnowsze posty napisane przez: Bréanainn
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data