Ród Shiervelt zamieszkujący Demarę od wieków związany jest bardzo blisko z Niebiosami; jego członkowie w dużej części zostali wywyższeni ponad innych sługów Pana oraz dostąpili odrodzenia w Niebie. Rodzina legenda mówi o założycielu całego roku, Shiervelcie, który jako pierwszy z rodziny stał się Duchem Światłości, a następnie powrócił na ziemię, aby przekazać swoim dzieciom oraz dzieciom ich dzieci drogę ku wiecznemu życiu w chwale; jak we wszystkich legendach, i w tej bez wątpienia kryje się ziarno prawdy. Członkowie tego rodu utrzymują bowiem całkiem szerokie kontakty ze swoimi niebiańskimi krewnymi, choć z reguły nie sięgają one wyżej niż do trzeciego pokolenia. Widok niebiańskiego prapradziadka wpadającego w odwiedziny nawet dla nich jest czymś niezwykłym. Delinard narodził się jako pierworodny syn oraz był szkolony na wojownika Pana – rycerza oddanemu służbie Niebios, przypominającego nieco ludzkiego odpowiednika palladynów. Shiria natomiast była kobietą z północy, amazonką, dumną i zdolną wojowniczką, ale także i piękną istotą, obdarzoną nietypową dla tego regionu, siwą barwą włosów. Poznali się podczas polowania na diabła, który to bliskim ich obydwu zalazł za skórę. Walkę udało im się wygrać jedynie dzięki ich połączonych siłom, a i tak zostali ciężko ranni. Tak zaczęła się ich znajomość, która prostą drogą prowadziła do miłości. Rodzina Shierveltów początkowo miała obawy przed ślubem dziedzica z jakby nie patrzeć dzikuską, ale po bliższym poznaniu przekonali się, że ta ma to, co najważniejsze – dobre serce.
Większą radość niż ślub przyniosły tylko wieści, iż Shiria spodziewa się dziecka; obydwoje z rodziców mieli nadzieję na silnego, zdrowego syna, lecz ku największemu zdumieniu zarówno ich, jak i całej rodziny... narodziły się trojaczki. Wywołało to jednak tylko jeszcze większe fale radości, a kiedy przyszło do nadania im imion.... Delinard i Shiria zdecydowali się na nietypowe rozwiązanie; ich córki miały się odtąd zwać kolejno: Sitrina, Cara oraz Doren, tak samo jak jeziora na północ od miasta i jak legendarne księżniczki. Żadne z nich nie chciało, aby ich potomstwo wyrastało na panie dworu, jakich nie było znowu aż tak mało w rodzie, jednak owe imiona miały przynieść im coś innego – księżniczki były jakby nie patrzeć silnymi kobietami, które nie zamierzały tak łatwo poddać się niesprawiedliwemu losowi. Zarówno rycerz, jak i amazonka pragnęli, aby ich córki wyrosły na zdolne wojowniczki w służbie Pana. W ową stronę także nakierowane było całe ich dzieciństwo.
Małe wzrastały więc w duchu pobożności oraz posiadając najlepsze wzory, jakie tylko można sobie było wymarzyć – pomijając ich rodziców, ich niebiańscy przodkowie dosyć często wpadali z wizytą, zachwyceni małymi trojaczkami. Te zaś szybko rosły, prędko zaczęły chodzić i gaworzyć, zaś niedługo potem okazało się, iż są całkowicie nierozłączne. W trójkę poznawały świat, zachwycając się coraz to nowymi rzeczami oraz wspólnie radząc sobie z kolejnymi przeciwnościami losu, który jeszcze nie był jednak dla nich nazbyt surowy. Do dziewiątego roku życia prowadziły dosyć beztroskie życie – zdecydowanie dla nich, choć nieco mniej dla otoczenia. Albowiem chociaż pochodziły z rodziny o olbrzymiej, niebiańskiej tradycji, a także nie mogły narzekać na brak zainteresowania ze strony rodziców, to jednak owa dzika krew w ich żyłach sprawiała, że nauki kapłanów oraz starania, aby stały się łagodnymi dziewczętami, raczej nie miały szans na powodzenie. Choć potrafiły rozrabiać, to z reguły nie było to nic poważnego; o wiele bardziej kłopotliwie się zrobiło, gdy małe wykształciły w sobie empatię, a co za tym szło – zdolność kłamania. A ku temu miały niezwykłe narzędzie; nawet ich rodzice mieli czasami trudności z rozpoznaniem, która z nich jest która. Dla człowieka zupełnie innego było to wyzwanie nie do pokonania. Trojaczki nie wahały się bawić swoimi możliwościami, wprowadzając zamęt co do ich tożsamości nie tylko w okolicy, ale i we własnym domu.
Gdy skończyły siedem lat, ich rodzice ostatecznie zostali przekonani, iż ich córkom nie jest pisany ani żywot panien dworskich, ani kapłanek, czy też uzdrowicielek; temperament sióstr oraz kierunek, w którym rozwijały się ich zdolności wyraźnie wskazywał, że najlepszym rozwiązaniem dla nich byłoby zrealizowanie się jako wojowniczki Pana. Dlatego też niedługo potem rozpoczął się ich trening, prowadzony zarówno przez ich ojca, jak nakazywała tradycja, matkę – co już stanowiło swoistą ekstrawagancję – ale także okazjonalnie przez palladynów z rodziny oraz ich członków wciąż chodzących w swych cielesnych powłokach, jak i przy pomocy specjalnie wynajmowanych nauczycieli. W związku z tym siostry otrzymywały całkiem urozmaicony oraz wszechstronny trening, w największym stopniu jednak skupiając się na władaniu najdoskonalszą, najbardziej prezentacyjną bronią, czyli mieczem. Był to okres, w którym zaczynał się wyrabiać charakter dziewczynek; każda z nich rozwijała się, ale także zaczynała posiadać swoje własne, indywidualne cechy, których wcześniej nie tak łatwo było ujawnić. Najstarsza z nich, Sitrina, oznaczała się największym sprytem pośród sióstr; zawsze najłatwiej przychodziło jej odnajdywanie wyjścia z sytuacji, najszybciej chłonęła wiedzę i to zawsze ona była wybierana do wyjaśniania różnego rodzaju spraw oraz rozwiązywanie problemów wymagających ruszeniem głową. Oczywiście szkoliła się we władaniu mieczem, ale oprócz tego umiłowała także broń dystansową, szczególnie zaś kuszę, podziwiając przewagę, którą dają nad przeciwnikiem. Jej o kilka minut młodsza siostra, Cara, posiadła zaś bitewny zapał oraz morze inicjatywy, której brakowało Sitrinie. Oprócz miecza samego w sobie fascynowały ją także inne rodzaje broni białej, w której to stała się nadzwyczaj sprawna. Najmłodsza z sióstr została natomiast obdarzona naturalnym talentem przywódczym oraz nadzwyczajną empatią; to ona zawsze miała ostatnie słowo pośród sióstr i to jej najlepiej wychodziły wszelkiego rodzaju „negocjacje” ze światem wewnętrznym. W boju oddała się ćwiczeniu z bronią drzewcową, w której to widziała narzędzie może i nie imponujące, ale nadzwyczaj praktyczne.
Siostry obdarzone legendarnymi mieniami dorastały oraz ćwiczyły razem aż do dwunastego roku życia, po którym to powinny zostać przydzielone jako giermkowie do poszukujących ucznia rycerzy; kłopotliwym jednak okazało się odnalezienie dla nich złotego środka, gdyż nie tak wiele osób było gotowych przyjąć dziewczynę pod swe skrzydła, a jeszcze trudniej było rozdzielić trojaczki. Okazja jednak w końcu się pojawiła w postaci trójki synów pewnego księcia, dorosłych oraz zasłużonych, którzy postanowili przyjąć po jednej z sióstr. W ten sposób nie tylko zyskały godnych nauczycieli, ale także wciąż mogły być razem, choć już nie oczywiście w tak wielkim stopniu. Każda z nich była trenowana osobno, także ich obowiązki się różniły, jednak mieszkały razem oraz widziały się codziennie. W tym czasie zaczęły się też bardzo indywidualizować, zwłaszcza w porównaniu do ich wcześniejszego życia. U wszystkich z nich pojawiły się osobne cechy, pchając je niemal w stronę Nieba. Zza wyjątkiem Sitriny...
Najstarsza z sióstr na przestrzeni pierwszego roku spędzonego w nowym otoczeniu, z nowymi ludźmi, w dodatku w takim wieku, zaczęła w sobie odkrywać coś... niepokojącego. Z początku było to tylko uczucie oraz myśli, o których słyszała, jak kapłan potępia je i przestrzega przed nimi, mówiąc kazania na te tematy, które dzieciom z reguły umykają, a dla niej zaczęły się stawać przerażająco zrozumiałe. Próbowała z tym walczyć z wszelkich sił, ale w końcu nie zdołała pokonać własnego ciała; zaczęło się delikatnie, choć i to wywoływało już fale wyrzutów sumienia oraz wstydu u Sitriny. To jednak dało się dosyć stosunkowo łatwo ukryć, gorzej jednak, gdy ciało kobiety coraz bardziej zagłębiało się w owe sidła, coraz częściej popychając ją w skrajne sytuacje, z których jednak udawało się jej ujść bez szwanku, szczególnie dzięki swojemu sprytowi. Sprawy jednak znacznie bardziej pogorszyły się w dwa lata po przybyciu jej do zamku książęcego, kiedy to po raz pierwszy zdarzyło jej się podzielić tą żądzą z drugim człowiekiem. Tutaj już nie mogła tak łatwo tego ukryć; nie byłoby może tak źle, gdyby na tym jednym razie się skończyło, ale ciągle nienazwane łaknienie pchało ją do przodu, z reguły w najbardziej szkodliwy sposób oraz w najbardziej nieodpowiednich chwilach. Dziewczyna zaczęła wokół siebie tworzyć sieć kłamstw, w której coraz to bardziej się plątała, a stos jej tajemnic rósł z każdym miesiącem, ciążąc jej na sercu coraz bardziej, zwłaszcza iż nie zdradzała ich nawet swoim dwóm siostrom, które to niegdyś wiedziały o niej wszystko, podobnież jak ona o nich. Nie mogło się coś takiego odbyć bez echa, dlatego oddaliła się od Cary i Doren, czego dwie siostry nie potrafiły zrozumieć; Sitrina coraz to mniej chętnie spędzała czas w ich towarzystwie, obawiając się dwóch ludzi, którzy znali ją najlepiej i którzy szybko odkryliby prawdę. Tendencje najstarszej spośród trojaczek stały się niemal autodestrukcyjne, tym bardziej jednak skupiła się na treningu, chcąc przynajmniej w nim odnaleźć zapomnienie od kłopotów, które ciążyły na jej sercu. Stało się to nadzwyczaj kłopotliwe, gdy jej problemy dotknęły także jej nauczyciela, a pożądające coraz więcej ciało po raz kolejny postawiło ją w rozpaczliwej sytuacji.
Ostatnie lata treningu rycerskiego były wyjątkowo wypełnione stresem, który bynajmniej nie płynął z samej nauki oraz presji stawania się coraz lepszą, ale z braku drogi, którą Sitrina mogłaby uciec od swoich problemów. Zmuszona więc była zamykać wszystkie zmartwienia w sobie oraz przeć wciąż do przodu. Wiele razy widziała swoje siostry, które stały się dla siebie o wiele bardziej bliskie, niż kiedykolwiek wcześniej; kiedy Sitrina się od nich odsunęła, więź pomiędzy nimi otrzymała szansę, aby jeszcze bardziej się wzmocnić. Najstarsza z trojaczek próbowała nawiązać z nimi ponownie nić porozumienia, ale nie zakończyło się to sukcesem – zbyt bardzo skrywała się w cieniu, w obawie, aby nie dostrzeżono jej odmienności, aby móc przebywać wraz ze skąpanymi w świetle, kwitnącymi siostrami. Tak wszystko układało się aż do chwili, gdy siostry osiągnęły osiemnasty rok życia oraz nadszedł czas, aby oficjalnie pasowano je na rycerzy. Stało się to w samym zamku, przy zjeździe niemałej części rodu Shiervelt, pomiędzy którymi pojawiło się i kilku niebian. Ceremonia trwała dosyć długo i przebiegała bez przeszkód czy incydentów, ale zarówno Sitrina, jak i jej nauczyciel, czuli się straszliwie nieswojo, wiedząc, co się za tym wszystkim kryło.
Siostry powróciły do domu, ale tam czekała na nich kolejna niespodzianka; ich matka postanowiła udzielić im własnego treningu, zgodnego z tradycją ich plemienia – zabrała ich do dziczy, gdzie przez rok zajmowała się szkoleniem ich w warunkach zupełnie naturalnych, tak jak robili to jej przodkowie. Rok w dziczy sprawił, że więź pomiędzy Carą a Doren wzmocniła się jeszcze bardziej, tak samo jak ich z matką. Sitrina jednak... Shiria szybko dostrzegła, że coś leży na duszy jej córki i próbowała to zrozumieć, ale choć jej pierworodna nie odtrącała jej dłoni, to trudno było także powiedzieć, aby wyciągała ku niej własną. W ciągu trzynastu miesięcy kobieta zdołała nauczyć trojaczki bardzo wiele z technik nieznanych dla rycerzy, które bez wątpienia dawałyby im przewagę nad przeciwnikami – nikt nie spodziewałby się bowiem takich zagrywek po nich. Na koniec owego treningu dziewczyny zostały poddane próbie – każda z nich indywidualnej, po której otrzymały plemienne znaki dojrzałości; cztery czerwone „strzałki”, namalowane naturalną farbą na ich policzkach. Shiria była dumna z ich wszystkich, jednak jeszcze bardziej byłaby zaniepokojona Sitriną, gdyby wiedziała, co ten rok zrobił jej; gdyby zdawała sobie sprawę z żądzy wypełniającą ciało swojej córki oraz tego, do czego owa doprowadziła przez te miesiące, zdecydowanie zmieniłaby plany.
Po zakończeniu owego niezwykłego treningu Sitrina zdecydowała się wyruszyć w podróż po całej Alaranii; chciała uciec ze swojego domu, w którym czuła się atakowana z każdej strony i miała wrażenie, że jej tajemnica lada chwila się ujawni, miała nadzieję, że ciągła droga oraz wysiłek z nią związany sprawi, że to przeklęte pragnienie uda jej się powstrzymać, a także chciała chronić biednych oraz zabijać piekielnych w nadziei, że te uczynki wymażą jej tak poważne grzechy. Na konfrontację z diabelskimi istotami nie musiała długo czekać – jej spaczona dusza przyciągała ich całkiem porządnie. Kobieta radziła sobie całkiem nieźle w tym aspekcie, a szczególnie znienawidziła pokusy – najpewniej dlatego, że najbardziej uderzały w jej słabości oraz przypominały o własnych grzechach. Jej krucjata nie sprawiła jednak, że mroczne żądze zniknęły, a wprost przeciwnie. Na moment, w którym sięgnęły również w kierunku jej wrogów, nie trzeba było długo czekać. Podróż ta trwała siedem lat, podczas których Sitrina coraz bardziej oddawała się władzy swojego ciała, choć nie zaprzestała walki – każdy piekielny, który ją dotknął, tak czy owak umierał. Inna sprawa, że wcześniej sprawiał, iż jej zepsucie postępowało. Szczególnie mocno działało to w przypadku pokus. W końcu jednak dziewczyna nie wytrzymała. Jej życie, pomimo iż przewijało się przez nie tak wiele osób, było jednak straszliwie samotne. Nie miała dokąd pójść, komu wyspowiadać się ze swoich grzechów, z kim porozmawiać o tym, kim naprawdę jest. Popchnęło ją to do czynu ostatecznego; mieczem, który otrzymała w dniu swojego pasowania, rozcięła sobie gardło.
Trafiła do Piekła, gdzie stała się pokusą, choć jej nowe ciało wiele nie różniło się od starego, zza wyjątkiem kilku szczegółów, wyrzeźbienia sylwetki oraz oczywiście dodania rogów, skrzydeł oraz ogona. Początkowo jej umysł był... w niezbyt dobrym stanie. Szok spowodowany śmiercią, skończeniem w Piekle, a także jeszcze bardziej jaskrawym uderzeniem jej żądzy sprawił, że pierwsze lata spędziła na niemal ciągłej orgii. Dopiero potem, kiedy już zaczynało ją to przesycać, zaczęły powracać wspomnienia. Powoli, acz pewnie, składała swój umysł na nowo, kawałek po kawałku. Jeżeli zaś chodzi o jej ciało, to zostało ono dostarczone do Demary, gdzie złożono ją na cmentarzu dla bohaterów – słyszano wiele o jej walkach z piekielnymi, a i w przypadku jej śmierci nikt nie chciał wierzyć, że mogłaby sama się zabić. W kilka lat później jej uroczysty grób uległ rozszerzeniu, stając się podwójnym; obok złożono jej siostrę, Doren, która poległa w walce z piekielnymi, ratując przy tym całą wioskę. Jej postawa, z którą szła przez życie, a także te wspaniałe czyny sprawiły, że stała się Aniołem Ducha w armii Pana. Rodziców trojaczek ogarnął smutek, bo jako żywa pozostała jedynie ich ostatnia córka, która to bardzo boleśnie odczuła śmierć siostry, niemal załamując się. Z tego stanu wyciągnęła ją dopiero jej wizyta jako anioł ducha, choć początkowo miały problem z dogadaniem się; charakter Doren uległ pewnej zmianie, jednak kobiety w końcu ponownie odnalazły wspólny język, jeszcze bardziej stając się sobie bliskie. Próbowała wypytywać anielicę o Sitrinię, ale ta nic o niej nie wiedziała. Wierzyły jednak, że pewnie jest gdzieś w Planach.
Największym pocieszeniem okazał się jednak towarzystw jej siostry, anioł o imieniu Hariviel. Wraz z Carą połączyło ich błogosławione uczucie, z którego wkrótce narodziła się dwójka błogosławionych dzieci. Żyli szczęśliwie, jednak do czasu. Gdy Cara osiągnęła trzydzieści pięć lat – jej dzieci (chłopczyk i dziewczyna) były wtedy sześcioletnie – doszło do pewnego ataku. Małżeństwo było na samotnych wakacjach, gdy doszło do konfrontacji z diabłem. Hariviel tak skupił się na walce, że nie dostrzegł cienia, który zbliżył się do jego żony. Ta obudziła się kilka godzin potem w ciemnej jaskini. Została porwana przez szalonego maga dusz, przeżartego ambicją oraz zazdrością; dzieła pewnej wampirzej arystokratki z Maurii, która to zabawiała się ludzkimi - i nie tylko – duszami w niezwykłym oraz kompletnie opętanym stopniu sprawiła, że zapragnął ją przyćmić. Dusza Cary została uwięziona w naszyjniku, który stał się tymczasowym jej mieszkaniem; na czas, dopóki mag nie miał stworzyć dla niej nowego ciała. Nie zdążył jednak tego zrobić, gdyż po kilku tygodniach Harivielowi udało się odnaleźć jego norę; wraz z Doren oraz kilkoma innymi aniołami wparował do środka. Widząc zmasakrowane, zbezczeszczone ciało swojej ukochanej, z którego uleciało wszelkie życie, wpadł we wściekłość, po czym zabił maga gołymi rękami. Wkrótce cmentarz w Demarze gościł już wszystkie trzy siostry, leżące obok siebie pod wspólną, potrójną mogiłą. Hariviel dziesięciolecia poszukując swojej ukochanej w niebie, ale nie mógł ją odnaleźć. W końcu pogodził się ze straszną prawdą; jego żony tu nie było. W końcu zdecydował się na drastyczny krok; jako anioł światłości mógł uciec z Nieba, ale oznaczałoby to jego Upadek. Hariviel zstąpił do Piekła, stając się Upadłym. Ale nawet tam nie zdołał odnaleźć Cary. Najpewniej szuka jej po dziś dzień.
Zanim się to jednak stało, Sitrina zdołała w końcu poukładać swój umysł na nowo; powróciły do niej niemal wszystkie wspomnienia. Wywołało to u niej wielki gniew; nie tylko na Pana, ale także i na Księcia Ciemności. Stwierdziła, że nie została słusznie osądzona i postanowiła sprzeciwić się tej decyzji. Wiedziała, że nie ma dla niej już drogi do Niebios i że jest zgubiona. Stwierdziła jednak, że choć przeszłości nie odwróci, to sama napisze swoją przyszłość, w pełni akceptując samą siebie, a nie pogrążając się w coraz większym bólu przez rzeczy, na które nie miała wpływu. Opuściła Piekło – pokusy nikt nie zatrzymywał – po czym zaczęła ukrywać się wśród ludzi, polując na piekielnych jak za starych czasów, choć tym razem znacznie skuteczniej; pokusa skora do walki, a tym bardziej walki z innymi mieszkańcami Piekieł, była prawdziwą rzadkością. Sitrina mordowała ich, jednak nie dla chwały Pana, a dla własnej – obiecała sobie, że zabije tyle swych braci i sióstr, aby zawstydzić niejednego anioła. Nie oznaczało to jednak, że zaraz stała się świętą pokusą. Jej potrzeby pozostały, choć teraz spełniała je o wiele bardziej w zgodzie z samą sobą; nie było już lęku przed tym, co się stanie po śmierci, nie było wstydu przed rodziną, nie było jej własnych, psychicznych ograniczeń. Pokusa szalała, żyjąc życiem hedonistki, ale i wojowniczki, która wypowiedziała wojnę Piekłu; z dnia na dzień, ciągle w biegu, ale najlepszym, jakie jej pozostało.
Sitrina żyła więc całkiem beztrosko, choć nieco szaleńczo, do czasu, aż w jej łapki nie wpadł pewien medalion; w zasadzie to nałożył go jej na szyję pewien bogacz na przyjęciu, które to starała się zinfiltrować. Ku jej największemu zdumieniu nagle poczuła jakby drugą świadomość w sobie samej, jakby próbującej rozerwać ją na pół. Uciekła z przyjęcia, po czym w dyskretnym miejscu usunęła opór w jej wnętrzu, pozwalając temu bytowi iść tam, gdzie chce. Jej własna dusza wycofała się, jednak cały czas wszystko rejestrując. Ku największemu jej zdumieniu okazało się, iż owym drugim bytem była jej siostra, Cara. Medalion w zniszczonej kryjówce znalazł pewien szabrownik, który następnie sprzedał go na rynku. Trafił na szyję pewnej arystokratki, która jednak szybko oszalała, gdy uwięziona w nim dusza walczyła o wolność, zszokowana. Uznany za przeklęty, trafiał z rąk do rąk. Cara poznała umysły wielu osób, nie mając do nich bezpośredniego kontaktu, ale obserwując ich codzienne życie oraz czasami integrując w nie. Teraz jednak trafiła do ciała Sitriny. Była zszokowana, że jej siostra stała się pokusą; przez wiele dni miała do niej wyrzuty sumienia i nie odzywała się, jednak po kilku tygodniach (w których to Sitrina starała się bardzo hamować ze swoimi pokusimi zapędami), Cara uznała, że może jej siostra nie jest przesiąknięta złem w takim stopniu, jak myślała. Dogadanie się sióstr zajęło nieco czasu, lecz w końcu udało im się wypracować kompromis. Sitrina dzięki swoim pokusim zdolnością była w stanie przyjąć wygląd swojej siostry, która to mogła przejąc kontrolę nad tak zmienionym ciałem. Cara nie mogła uwierzyć, że piekielna tak po prostu chce jej oddać władzę nad ciałem, wietrzyła podstęp, jednak po pierwszej potyczce z diabelskimi pomiotami zdecydowała się nieco bardziej jej zaufać.
Przedziwna kooperacja – opętanie przez duszę Cary ciała jej siostry, które przyjmowało postać jej bliźniaczki – sprawdzała się jednak zaskakująco dobrze. Tkwiąca od przeszło niemal wieku w kawałku kamienia Cara przyjęła tę zmianę z najwyższym zadowoleniem, choć myśl, że kieruje ciałem pokusy, wciąż wywoływało w niej dziwne uczucie. Sitrina zaś... kierowała się własnymi planami, skrytymi przed każdym. Ta współpraca wciąż bez wątpienia ma wiele wad oraz daleko jej jest do doskonałej, jednak siostry zdecydowane są co do jednego – ubić jak najwięcej piekielnych oraz odnaleźć sposób na wyciągnięcie duszyczki dzielnej rycerki z medalionu.