Jestem aniołem światła. Obrońcą ludzi, którzy nie potrafią sami o siebie zadbać. Dostarczam sprawiedliwość, pomagam, a gdy muszę - zabijam. Ta historia jest o mnie; moich naukach i skazaniu, sprawiedliwości i porzuceniu…
A także o tym, jak zabiłem człowieka.
~Gdy miałem 15 lat~
Nanami i Ezechiel kochali swe dzieci; Niivę oraz Taegana. Dla tej czwórki życie wydawało się być wręcz zbyt idealne, lecz i tutaj za kurtyną działy się rzeczy, po których nikt nie mógł przypuszczać, że w rodzinie coś nie pasuje. Każdy młody anioł uczył się sztuk wojennych, walki oraz zasad panujących tym światem, więc i Ezechiel nauczał tak swego chuderlawego syna. Taegan jednak od najmłodszych lat zapałał miłością głównie do nauki oraz rzeczy, które w pewnym momencie wydawały się niestosowne w planach niebiańskich; interesowała go bowiem leczenie żywych istot, lecz nie chciał się uczyć magii życia. Pragnął poznawać tajniki medycyny, aczkolwiek opisujące takową książki wydawały mu się idiotyczne i bezsensowne. Gdy miał właśnie piętnaście lat, uznał, że musi odkryć swój potencjał - własną drogę do ulepszenia medycyny w Alaranii.
~”Ojcze, nie chcę jej zabić”~
W wieku dwudziestu jeden lat anioł wkroczył w tak zwany dorosły wiek - a zatem mógł dostać swoją pierwszą w życiu misję. Pan nakazał mu porzucić dotychczasowe badania i zejść na ziemię, aby zebrać potępione dusze, które więziła jedna kobieta. Gdy jednak Taegan upewnił się, co powinien zrobić z tą okrutnicą, zbladł.
- Ojcze, ja nie chcę jej zabijać - powiedział w pewnym momencie. Ezechiel jeno ułożył dłoń na ramieniu syna, pozwalając chwili ciszy wybrzmieć w pomieszczeniu. Młody anioł przełknął narastającą w jego gardle gulę, spodziewając się kolejnej lekcji.
- Synu, wiem, że to trudne - zaczął - ale to jest nasza rola. Musisz być silniejszy, ponieważ tak działa świat; twardą ręką winieneś zaprowadzić sprawiedliwość tam, gdzie jej oczekują. Nie możesz być słaby. - Mimo że każda lekcja Ezechiela stanowiła natchnienie dla jego dzieci, te słowa niczym sztylet wbiły się w serce Taegana. Chłopak poczuł to jako obrazę jego postury - nie był przeto tak silny i mężny jak pozostali aniołowie, nie potrafił jeszcze posługiwać się mieczem, a jedynie siedział z nosem w książkach i studiował medycynę. Matka i Niiva również sądziły, że skoro tak ciągnęło go do zawodu uzdrowiciela, to powinien natychmiast nauczyć się magii życia, aczkolwiek Taegan bronił się rękami i nogami przed tym. Chciał być lepszy niż byle uzdrowiciele - pragnął leczyć jak oni, ale bez użycia magii. Ezechiel niestety nie wierzył, że bez magii się mu powiedzie. To była długa i żmudna droga, a jego syn nie stawał się coraz młodszy.
Mimo że Nanami i on chcieli naprawdę dobrze dla swego potomka, nieświadomie zaszczepili w nim podobną wątpliwość co do swoich możliwości. Po słowach ojca Taegan poczuł się jak porażka, która nie potrafi porządnie dźgnąć oponenta i uchronić tym niewinną osobę przed niezasłużoną śmiercią.
To był pierwszy raz, gdy zwątpił w Niebo.