Opuszczone Królestwo[Północno-zachodnia Nemeria] Wieża Felharta

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Północno-zachodnia Nemeria] Wieża Felharta

Post autor: Dyffryn »

Dyffryn zaklął siarczyście, gdy po raz kolejny poślizgnął się na jednym z licznych kamieni zalegających zbocze wzgórza. Cała dolna część jego szaty była mokra, muskana przez skropioną poranną rosą trawę. Na domiar złego noc była raczej ulewna, przez co wszystko było obślizgłe i wilgotne. Demonolog westchnął ponuro. I jeszcze ta cholerna maska. Nawet nie miał jak po nosie się podrapać. Ale cóż... Dyskrecja ponad wszystkim. Mrużąc oczy spojrzał na majaczącą na szczycie wzgórza sylwetkę wieży. Jak patrzył na nią z daleka, wydawała mu się być raczej średniej wysokości, ale jak teraz się zbliżył to okazała się być bardzo wysoka. Mogła być to jednakże wina tego, iż patrzył się na nią teraz bezpośrednio od dołu, a nie ze szczytu innego wzniesienia. A choć dzieliło go od niej jeszcze sto metrów wędrówki przez wilgotne trawy, uśmiechnął się na samą myśl o tym co znajdzie w środku. Księgi, zwoje... I tylko stary, zgrzybiały dziad będzie go dzielił od położenia zachłannej łapy na tych cennych manuskryptach. Dziad, którego unieszkodliwi bardzo łatwo i szybko. Spuścił wzrok, patrząc sobie pod noki, podparł się mocniej swoim kosturem, poprawił torbę przewieszoną przez ramię i ruszył przed siebie, krokiem ostrożnym, by się w końcu nie doigrać i nie wywalić się jak długi na ziemi.
Felhart, bo tak nazywał się owy dziad, był czarnoksiężnikiem dość dobrze znanym przez okolicznych wieśniaków, którzy to zresztą Dyffrynowi o nim powiedzieli, jednocześnie zastrzegając iż jest niegościnny. Dyffryn bynajmniej jednak nie przychodził do niego na herbatę i miłą pogawędkę. Egzystencja i bytowanie czarnoksiężnika na tych ziemiach były dyskretnie przemilczane, gdyż jak to mówili wieśniacy - nie narzucał się, nie sprowadzał plag, a czasem nawet pomógł je odpędzić. W zamian za spokój rzecz jasna. Demonologa jednak mało to obchodziło, interesowały go tylko zwoje i księgi, które czarownik spisywał, a w których zawarł swoją szeroką wiedzę na temat rytuałów przywoływania. W niczym te inkunabuły, ani wiedza w nich zawarta, nie mogły rzecz jasna dorównać posiadanej przez demonologa księdze Liber Infernalis, były jednakże znacznie łatwiejsze w odczytywaniu. Mądrość spoczywająca na kartach Liber Infernalis obejmowała dokonania wielu pokoleń demonologów i czarnoksiężników, była jednak wiedzą surową, na domiar złego - zaszyfrowaną i należało ją nie tylko umieć odczytać, ale odpowiednio przetworzyć. Skąd taki potężny artefakt znalazł się w rękach Dyffryna? Cóż, nie jego trzeba było o to pytać, a raczej jego mistrza, po którym to ją odziedziczył. Mistrz jednak nie żył a jego samego. szczerze mówiąc, mało to obchodziło. Liczył się fakt, iż to on ją teraz posiada, czyż nie? Zaś wiedza i informacje spisane przez Felharta znacząco mogły mu pomóc w dążeniach do całkowitego zrozumienia oraz pojęcia tajemnic i arkanów czarnoksięstwa, które skrywała w sobie potężna Liber Infernalis. I w tym celu zmierzał właśnie do wieży zajmowanej przez tego sędziwego starca. I cel ten zamierzał osiągnąć, bez względu na środki. Nie spodziewał się zresztą wiele po Felharcie, który choć niewątpliwie uczony, nie słynął bynajmniej z wprawy w wykorzystywaniu swej wiedzy w praktyce...
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 14 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Ów dziad okazał się nieprawdopodobnie pechowym stworem. Przesiadywał sobie gdzieś wewnątrz tej monumentalnej budowli zupełnie nieświadom tego, że właśnie znalazł się w "bardzo" śmiertelnym zagrożeniu. W końcu polowały na niego równocześnie dwie istoty i z tego co było widać, obie miały całkiem zabójcze zapędy.
Nemedis oplótł badawczym spojrzeniem strzelisty budynek. Wzrok i słuch miał dobry, szczególnie to drugie. Gorzej było z węchem i smakiem, ale nie doskwierało mu to szczególnie. Nie czerpał z ziemskich uciech już takich przyjemności jak kiedyś, smak potraw mu zobojętniał.
Obserwując wysoko położony szczyt wieży doszedł tylko do jednego, bardzo oczywistego zresztą wniosku. Otóż kryjówka czarodzieja mogła się poszczyć nie małą wielkością - to wszystko. Poza tym, wieża jak wiele innych. Czarodzieje po prostu lubili tworzyć sobie takie wprost nasiąknięte dobrem i miłością bastiony. Nemedis zaśmiał się w duchu. Nie wiedział, czy podczepić to pod dziwne upodobania, czy pod okaz próżniactwa. Może to był sposób na odstraszanie wieśniaków? Taka samotna, strzelista i ponura budowla robiła w końcu spore wrażenie. Nie było to jednak teraz zbyt ważne dla stojącego od niej w odległości zaledwie paru metrów, skrytego wśród traw Łowcy. Nie czuł się ani trochę przestraszony, tym bardziej onieśmielony. Już miał podejść bliżej, kiedy coś go powstrzymało. Dźwięk, który wyłapał. Coś szeleściło w odległości niespełna stu metrów od niego. Odwrócił się, by próbować dostrzec przyczynę ów hałasu. Jako, że dotąd jeszcze nie zdecydował się na powrót do pierwotnej formy, nadal wyglądał jak wyjątkowo piękny młodzieniec. Oczy rosnące spokojną zielenią poruszały się bardzo powoli wychwytując każdy ruch. Nie chciał, żeby mu przeszkadzano... Jeszcze to coś (lub ktoś) narobi więcej niepotrzebnego hałasu i ściągnie mu na głowę czarodzieja, jego potworki i - jakby tego było mało - zgraję wieśniaków, którzy dopiero przed chwilą gnój przekładali z miejsca na miejsce. Zaiste, wielkie wyzwanie.

Tymczasem, gdzieś w górze siedział sobie pewnie ów zramolały, przeklęty dziad. Ciekawe co by zrobił na wieść, że u stóp jego wieży kręcą się dwie piekielne istoty. Jedna chcąca mu odebrać wiedzę, druga duszę. W każdym razie - obie mające na celu zabić.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Mrucząc coś do siebie pod nosem, Dyffryn uparcie wdrapywał się pod górę, uważnie patrząc pod nogi, w razie potrzeby gotowy do oparcia się na swoim kosturze. Nie godzi się by stawał przed obliczem Felharta i zabijał go, będąc cały w błocie i wilgotny od rosy. Zabijanie zawsze stanowiło dla niego nadzwyczajne misterium przynależące do sfery sacrum. Nie rozumiał ludzi, którzy profanowali delikatną sztukę pozbawiania życia, babrając się w odciętych kończynach, hektolitrach krwi i wylewającej się z otwartej jamy brzusznej, treści jelit i żołądka. Nie rozumiał i z całego serca nimi gardził. Takie marnotrawstwo tego cennego fluidu życia... Krew winna subtelnie spływać po ostrzu rytualnego sztyletu, delikatnie znaczyć kontury magicznych symboli, powoli wsiąkać w karty przeklętych ksiąg i napełniać mocą ich wersety. A nie malować ściany i podłogi w barbarzyńskie ornamenty.
Będąc już prawie u szczytu wzgórza, poczuł nagle na sobie czyjeś spojrzenie. Przystanął. Powoli uniósł wzrok, od razu natrafiając na osobnika, który wlepiał w niego oczy w badawczym spojrzeniu. Któż to mógł być? Jakiś młodzik. Czyżby stary grzyb załatwił sobie ucznia? Cóż, nie dowie się póki nie przekona. Dla pewności starannie zamaskował swoją aurę, tak by nie mogła zostać w żaden sposób odczytana, samemu zaś wysłał lekki impuls magiczny w celu zbadania aury nieznajomego.
- Witaj.- powiedział jednocześnie, by odwrócić jego uwagę. Może zresztą sam się przedstawi? - Tyś jest Felhart? - zapytał, dla pewności udając niedoinformowanego idiotę, sam jednak wszakże wiedział, iż to nie mógł być owy czarnoksiężnik, który był przynajmniej trzy razy od Dyffryna starszy. A ten oto nieznajomy wyglądał wręcz przeciwnie, na co najmniej dwa razy młodszego. Najpewniej owy uczniak. Cóż, w najgorszym wypadku będzie nieco więcej fatygi ze zdobywaniem zwojów,choć przecież jakiś niedouczony smarkacz go przed tym nie powstrzyma. Ani on, ani jego zgrzybiały mentor, choćby razem wzięci.
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

W istocie, słowa te zapewne byłyby miłą melodią dla uszu Nemedisa mimo tego, że zabijanie pojmował w nieco innych barwach. W każdym razie - niewielu było takich, którzy o sztuce zabijania wiedzieli tyle co on. Właśnie tak, sztuce, a sztuką nie jest rozsmarowywanie przeciwników wszędzie gdzie się da. W prawdzie można czasem ponieść się podszeptowi drzemiącego szału, czystej, niczym nie skrępowanej, brutalnej siły, ale... Z całą pewnością przyjmowała ona wtedy inną twarz, niż często praktykowane przez wieśniaków zadawanie na oślep masy nieskoordynowanych ciosów lub rzucanie się bez ładu i składu z siekierą, co bardziej rzeźnika godne było niż prawdziwego wojownika.
Mało prawdopodobne było, by Nemedis odczuł na sobie wpływ Dyffryna - w końcu był kompletnie pozbawiony zmysłu magicznego. Posiadał jednak pewien bardzo użyteczny przedmiot. Odruchowo sięgnął po lusterko zaszczycające swoją obecnością jedną z kieszeń i dyskretnie w nie spojrzał by skorzystać z jego magicznych właściwości. Nie zdziwił się wcale, gdy nie ujrzał niczego konkretnego. Wśród osób wrażliwych na magię popularny był zwyczaj ukrywania aur. Jednym to wychodziło lepiej, innym gorzej - temu nieznajomemu wystarczająco dobrze by oszukać magiczny przedmiot, więc Łowca uznał, że jest to ktoś zaawansowany w tej dziedzinie sztuk. Postąpił parę kroków naprzód, wynurzając się jednocześnie z wybranej przezeń wcześniej kryjówki.
- Witaj wędrowcze. - odpowiedział krótko, nie ściągając z nieznajomego badawczego spojrzenia. Pod tą postacią głos miał całkiem miły, ciepły. - Nie, zdaję się, że od wczoraj niewiele się zmieniło i nadal jestem sobą, a nie tym zramolałym, zgrzybiałym dziadem. - ponownie odparł ów głos, a usta młodzieńca uniosły się w niewielkim uśmiechu. Zatrzymał się mniej - więcej w połowie drogi do Dyffryna. Szybko ocenił jego strój i przedmioty pozostawione przezeń na widoku, co w połączeniu ze świadomością wrażliwości na magię nieznajomego dało mu dość jasny obraz. Kolejny czarodziej, albo przynajmniej ktoś podobny. Westchnął. Nie tryskał niepohamowaną radością na ów rewelacje...
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Wszystko było więc jasne, a przynajmniej mogłoby się tak wydawać. Nie było jednak. Aura nieznajomego była... dziwna. Uwierzcie, Dyffryn mimo iż młody, widział w swoim życiu na tyle wiele rzeczy, żeby ostrożnie szafować tym słowem. A czemuż była dziwna? Cicha, jakby widmowa, niepokojąco obca i nieuchwytna. A jednak czuć było bijącą od niej dziwną moc. Było to jednak trudne do określenia, wymagało dokładniejszej analizy, która wcale nie musiała już pozostać niezauważona. Demonolog postanowił jednak zaryzykować. I to co zdołał ustalić, niesamowicie go zaniepokoiło.
Skróćmy to w jednym słowie - siarka.
Niewyraźny, aczkolwiek stabilny i wyczuwalny zapach siarki i smoły. Kimkolwiek była osoba zbliżająca się teraz do Dyffryna, nie była ona człowiekiem. Albo przynajmniej nie zwykłym człowiekiem. Ciekawe. Czyżby ktoś podobny jemu? Nie, nie to wykluczone. Nie dostrzegł żadnych widocznych oznak spaczenia, a wątpił, by nieznajomy był na tyle potężny, by mógłby ich uniknąć, jednocześnie będąc na tyle słabym, by dać się analizować jak bezbronne dziecko. Chyba, że... był to podstęp i igraszka z mającym niczego się nie spodziewać demonologiem? Oj, niedoczekanie twoje, już ja znam takich jak ty. - pomyślał Dyffryn. Póki co postanowił jednak ciągnąć tę grę, w oczekiwaniu na to, jak się wszystko potoczy. Doceniał pasję i tkwiącą nieraz w ludzkiej duszy, dziką i nieokiełznaną namiętność, lecz wszakże nic nie powinno całkowicie przesłonić zdrowego rozsądku! Nieznajomy wciąż mógł być zwyczajnym uczniem, a jego tajemnicza aura być tylko złudnym efektem jednego z żałosnych zaklęć starego. To jednak należało własnie w pierwszej kolejności ustalić.
I wtem demonolog wychwycił delikatny impuls, który musnął osłony otaczające jego własną aurę przed wpływami innych. Zbyt delikatny, by je naruszyć i przebić, ale na tyle mocny by dać o sobie znać. Żałosne... W co ten dzieciak, czy ktokolwiek to do diabła jest, sobie pogrywa?
- Kim więc jesteś? - zapytał bezpośrednio, bez zbędnych ceregieli, zwróciwszy uwagę na to iż nieznajomy nieco się do niego przybliżył. Dla pewności mocniej zacisnął ręce na kosturze, będąc w gotowości do obrony. Przezorny, zawsze ubezpieczony, jak to mawiają.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Kiedy Dyffryn wzmógł starania mające na celu dokładniejsze poznanie aury Łowcy, w jego kieszeni zadrgał delikatnie znajomy przedmiot. Młodzieniec uśmiechnął się lekko. Jesteś bardzo wścibski, mój przyjacielu - pomyślał. Zastygł jak kamień w obranym przez siebie miejscu. Dosłownie żaden ruch nie zdradzał, że to jednak żywa istota, a nie głaz. Zielone oczy nawet na chwilę nie przestawały obserwować spaczonego.
- Oh, nikim ważnym. Jestem kim jestem, przecież ktoś musi... Prawda? - znów jego usta uniosły się lekko w czymś przypominającym uśmiech. Nie wyglądał na zaniepokojonego czy zdenerwowanego. Wpatrywał się w czarodzieja z niezmąconym spokojem, zielone oczy nadal rosły tajemniczym, pełnym zieleni lasem.
Tymczasem znacznie więcej poczęło się dziać w umyśle spaczonego. I wcale nie była to - jak często bywało - brutalna, odrażająca siła włamująca się do myśli za wszelką cenę. Nie, zdecydowanie nie. To było takie, jakby do umysłu czarodzieja chciało się coś bardzo delikatnie wślizgnąć. Towarzyszyło temu pewnego rodzaju uczucie błogości, kojący szum lasu czy fal zatapiających się w gładkim piasku. Łowca próbował odczytać myśli Dyffryna. Nieprzerwanie wpatrywał się w niego hipnotyzującym, wypełnionym spokojem wzrokiem.
- Już prawie... Jesteś już blisko, chodź z nami. Usłysz szum morza, spójrz na błękit niknących w nim fal... - odezwały się bardzo delikatne, spokojne szepty. Wyjątkowo kuszące. Płynęły do czarodzieja jak ów spokojne fale by znikać w jego umyśle wprowadzając weń niepowtarzalny nastrój.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Nieznajomy dziwnie znieruchomiał, wciąż lustrując demonologa badawczym wzrokiem. Na pytanie odpowiedział raczej wymijająco i tajemniczo, uśmiechając się przy tym dwuznacznie. Nie to go jednak zaniepokoiło. Zaniepokoiło go to, co zaczęło się dziać w jego umyśle wkrótce potem. Coś... Dziwnego, nieuchwytnego. Nie przedarło się przez jego bariery, nie przebiło ich. Po prostu się prześlizgnęło obok, w ogóle ich nie naruszając i dając się wyczuć dopiero po wsiąknięciu w umysł. Lekko zdenerwowany, starał się panicznie zamaskować swoją aurę, gdy nagle zorientował się, iż to wcale nie próbuje z niej czytać. Nie. To dotykało tylko jego myśli. To... było dziwne. I takie przyjemne.
A co to za szepty?
Twarz Dyffryna stężała, a on sam zamknął oczy, tego jednak nieznajomy zobaczyć nie mógł, gdyż demonolog krył swoje oblicze za maską i w cieniu kaptura. Czarnoksiężnik miał jednak przeczucie, iż ta dziwna istota doskonale wie co on czuje. Co się z nim dzieje. Gdy otworzył oczy zdał sobie sprawę iż nieznajomy wciąż nieprzerwanie patrzy na niego, niepokojącym, hipnotyzującym wzrokiem. Szepty nasiliły się. Były takie spokojne, pociągające, kuszące...
Nie!
Dyffryn gwałtownie wierzgnął, starając się z siebie wyrzucić tą subtelnie wkradającą się do niego mroczną obecność. Zaczął drżeć, w wysiłku zmarszczył czoło i zmrużył oczy, teraz samemu nie odrywając spojrzenia od owej istoty, która ośmieliła wedrzeć mu się do umysłu. Nie miał zamiaru się poddać. Już wiedział z kim ma do czynienia. I wiedział jak z takimi walczyć.
Łowcy dusz. No, no. Nie spodziewał się spotkać jednego z nich na takim odludziu. Czyżby był na usługach starca? A może wręcz przeciwnie, nastawał na jego duszę? Już prędzej to drugie, gdyż łowcę dusz, z tego co wiedział, bardzo trudno było okiełznać. Nie udawało się to jemu w tej chwili, a tym bardziej i to nigdy w życiu, nie udałoby się to tak żałosnemu dziadowi jak Felhart.
- Skończ.... to... - powiedział powoli w Czarnej Mowie, znanej wszelkiej maści piekielnym istotom, takim jak ta, z którą własnie się mierzył. Przemawiał ciężko dysząc, jakby zmęczony lub w trakcie wysiłku, choć przecież stał tylko w miejscu i zdawałoby się, że nie robi nic. - Skończ! - powtórzył stanowczym wrzaskiem i choć chwilowo wstrzymał drążącą w nim wolę łowcy, to nie mógł jej całkowicie z siebie wyrzucić.
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Kiedy czarnoksiężnik wierzgnął umysłem by uwolnić się z ów dziwnego uczucia, coś dotknęło go delikatnie. Spaczony poczuł coś na kształt przyjemnego ciepła kumulującego się w klatce piersiowej, które zaraz potem zaczęło się rozlewać na resztę ciała w spokojnych falach sprawiających z całą pewnością niemało przyjemności. Tak, jakby dotknęła go w tym miejscu magiczna dłoń. Ciepło stopniowo zyskiwało na sile, coraz sugestywniej przemierzając ciało Dyffryna w delikatnych, lekkich przypływach.
- Nie masz żadnych problemów, przyjacielu. Liczy się "tu" i "teraz". Chodź z nami, nie opieraj się. Zanurz się głębiej w tym świecie... Nie martw się, nie denerwuj. - szepty nie ustawały. Niosły ze sobą zastępy niesamowicie przyjemnego spokoju. Błogości.
Twarz młodzieńca rozświetlił duży, uspokajający uśmiech. Tak jakby mówił "nie opieraj się, weź to, poddaj się". Zielone oczy nie przestawały hipnotyzować. Spojrzenia nie przerywały nawet żadne mrugnięcia. Reakcje można było zobaczyć dopiero wtedy, kiedy czarodziej użył tej plugawej, Czarnej Mowy. Wtedy jednak, szepty i błogie uczucie się tylko nasiliły, zamiast odchodzić. Wśród ów pociągających głosów co jakiś czas rozbrzmiewało pytanie... "Skąd znasz słowa w tym języku? Powiedz nam, powiedz...".
Kiedy Dyffryn wrzasnął, otoczył go wszechobecny spokój.
- Nie denerwuj się, nie krzycz, nie rań nas... Pozwól sobie pomóc. - szepty krążyły wokół myśli czarodzieja.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Nie mógł się wiele dłużej opierać, wola demona pętała jego własną, obce myśli wypędzały jego własne, a dusza przejmowała cudze emocje. Ale... Spokojnie. Proszą by nie krzyczeć. Nie krzycz. Nie krzycz...
Nie! Nie poddam się!
- Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie, odrywając wzrok od twarzy nieznajomego, samemu łapiąc się za maskę za którą krył swe wypaczone oblicze. Nie mógł tego już znieść, tych wszechogarniających szeptów, tak odległych i złudnych, choć rozlegających się w jego własnym umyśle. Tego nieznośnego przyjemnego uczucia, które pulsowało, jakby miało zaraz wybuchnąć piekielnym płomieniem i zmienić się w największe z możliwych cierpień. Tej nienaturalnej błogości i rozkoszy, która pożerała sama siebie, nie pozostawiając w duszy nic poza żałosną, ziejącą pustką.
- Precz! Precz! - wrzeszczał raz po raz, desperacko walcząc o zachowanie kontroli nad swoim własnym umysłem. Wypuścił z ręki kostur, oboma rękami chwycił swoją maskę, chcąc ją zedrzeć, byle tylko poczuć dotyk swoich własnych rąk na swoim czole, na swojej twarzy. - Zostaw mnie!
- Zostaw... - powtórzył, tym razem cichutko i delikatnie, znowu opanowany tym obcym uczuciem błogości. Przestał wierzgać, powoli upadł na kolana. - Zostaw... - po raz kolejny powtórzył, żałośnie błagalnym tonem. Nie mógł się już długo opierać... Piekielny był niezwykle silny i wprawny w swojej sztuce zwodzenia i kuszenia, jego wola była dla Dyffryna zbyt silna i zbyt przytłaczająca, by mógł sobie z nią łatwo poradzić. Szala zwycięstwa nieubłaganie przechylała się na stronę spokojnie uśmiechającego się nieznajomego.
Ale nie... Nie! Nie może przegrać!
- Odejdź ode mnie! - znowu ryknął na całe gardło, uwalniając całe pokłady swej siły woli i pasji. I dało skutek... Mroczna obecność zaczęła powoli, lecz nieubłaganie wycofywać się pod naporem jego skoncentrowanej woli. Jeszcze trochę... Jeszcze troszeczkę!
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Z każdym momentem ów uczucie wypełniające czarodzieja nieubłaganie rosło. Oczy Łowcy zdawały się emanować coraz mocniejszą, spokojną zielenią, a szepty brzmiały z każdą chwilą silniej, niosąc za sobą olbrzymią pokusę. Błogość wlewała się wszędzie - czuć ją było w żyłach, gdy pulsowała razem z krwią, wypełniała też umysł i serce. Cała ta siła zapraszająca w ramiona odpoczynku niosła za sobą niespotykaną moc oddziaływania, chłonęła uczucia i myśli jak głąbka. Z całych sił przekonywała, że wystarczy położyć kres oporowi, by znaleźć się tam, gdzie jest lepiej, gdzie nie ma kompletnie żadnych problemów, gdzie jest tylko spokój i błogość...
...i nagle to wszystko pękło, szepty zamieniły się w krótkie, urywane jęki. Czarodziej zupełnie niespodziewanie i nagle wrócił do realnego świata, wyrzucając z siebie obcą siłę. To było tak, jakby ktoś nagle wyrwał go ze snu wylewając nań kubeł lodowatej wody. Na miejsce błogości wróciła szarość. Zniknęła przyjemność, zniknął spokój. Wszystko zaledwie w paru chwilach, gdy ów siła wyślizgnęła się z umysłu czarodzieja tak szybko, jak wcześniej się wślizgnęła. Dyffryna pierw przeniknęła cisza, która stopniowo zaczęła zmieniać się w coś innego, czyiś krzyk. Jego własny wrzask, każący całemu temu dziwnemu uczuciu odejść. Stan, w którym czarodziej znalazł się zaraz potem można by było śmiało nazwać przygnębiającym, bowiem realny świat nie miał w sobie za nic tyle piękna, ile ten, w którego wciągał go właściciel zielonych, spokojnych oczu. A z twarzy ów istoty w mgnieniu oka odszedł uśmiech. Głaz poruszył się niespokojnie. Zadrżał w momencie, kiedy czarodziej zmusił go do wyjścia z jego umysłu. Nagle wziął olbrzymi haust powietrza przymykając oczy. Tak, jakby we wcześniej nieobecną istotę nagle wlała się dusza. Łowca pochylił się dysząc ciężko. Zielone oczy zamiast podążać za Dyffrynem, wbiły się w ziemię nieobecne.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Tak! Udało się! Udało!
Mroczna obecność opuściła jego umysł, gwałtownie wyślizgując się i zabierając ze sobą wszystkie te straszne szepty i głosy. I pozostawiając po sobie dziwne uczucie pustki i tęsknoty... Przecież było tak... tak przyjemnie?
Nie!
Dyffryn gwałtownie otrząsnął się i wzdrygnął, odpędziwszy od siebie tą nienaturalną tęsknotę. Dopiero zdał sobie sprawę z tego, jak ciężko i miarowo dyszy. Powoli wstał na równe nogi, wciąż trzymając się za głowę. Przez pewien czas stał prawie w całkowitym bezruchu, lekko tylko się chwiejąc i drżąc , targany dziwnymi, lodowatymi dreszczami. Czuł się tak niesamowicie pusto... Był taki pusty...
Ale wolny!
Odpędził od siebie uczucie pustki i przygnębienia, powoli uniósł wzrok i spojrzał na owego nieznajomego, z którym stoczył ten zaciekły, umysłowy pojedynek. Łowca dusz już nie patrzył na niego tym przerażającym, morderczo spokojnym i hipnotyzującym spojrzeniem. Stał, z wzrokiem wbitym w ziemię, dysząc podobnie jak demonolog, powoli i miarowo. Ciężko. Przez dość długą chwilę, żaden z nich się nie odzywał. W końcu Dyffryn powoli opuścił swoje ręce i opanował drżenie swojego ciała. Otworzył usta, jednakże już po ułamku sekundy je zamknął nie wiedząc co powiedzieć. Milczał. Trwając w bezruchu obserwował łowcę dusz. Dopiero po kolejnej, długo przemijającej chwili, udało mu się coś wydusić z siebie.
- Niezła próba. - słowa, które wypowiedział w Czarnej Mowie, wypowiedział głosem zmęczonym, a nawet wyczerpanym, ciężkim i jakby od niechcenia. - Czego tu szukasz, łowco dusz?
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Ów dysząca postać podniosła się lekko w reakcji na dźwięk. Twarzy znów zaczepił się niewielki uśmiech, oczy jednak były zmrużone, a rozchylone wargi nieustannie wsysały powietrze, chociaż już mniej łapczywie niż na początku.
- Przyszedłem po duszę czarnoksiężnika z tej wieży. Ogień wiecznych cierpień upomniał się o jego istnienie... - odparł płynnie, głosem pewnym i zdecydowanym. Brzmiał jak melodia - przyjemny dla ucha, lekki.
Łowca przełknął ślinę. Wyprostował się uspakajając oddech. Zielonymi oczami ponownie odnalazł majaczącą w oddali sylwetkę czarodzieja.
- Jesteśmy tylko pionkami na szachownicy losu. - dodał szeptem. To były "te" słowa'. Doskonale pamiętał moment, w którym je usłyszał. Powolnym, opanowanym ruchem założył dłonie za plecami. Emanowała od niego spokojna determinacja.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

I wszystko stało się jasne i klarowne. Delikatny i łagodny głos piekielnego, ponownie rozbudził w nim lekką tęsknotę za tą nienaturalną przyjemnością i błogością. I choć jego twarz na chwile stężała, gdy znów odpędzał te myśli, tomusiał przyznać, iż cały ten ciąg zdarzeń, choć kłopotliwy i dość dramatyczny, bardzo zręcznie i zmyślnie przekształcił się w niezwykle korzystną sytuację. Uśmiechnął się szeroko, choć oczywiście łowca nie mógł tego zobaczyć, gdyż oblicze demonologa skrywała owa przerażająca maska, przypominająca ludzką czaszkę. Nie przejął się filozoficzną częścią jego wypowiedzi, bardziej zwracając uwagę na to, co najbardziej go interesowało - otóż także sprowadziła go tu skromna osoba Felharta. I Dyffryn zamierzał ten fakt wykorzystać, nie była to zresztą pierwsza umowa i współpraca, jaką nawiązywałby z piekielnymi siłami. Ot, wręcz jego życie codzienne.
- Po duszę. - powtórzył, już całkowicie spokojnym tonem, lekko i jakby ze zrozumieniem kiwając głową. Rzucił szybkie spojrzenie na majaczącą na szczycie wzgórza wieże. Biedny Felhart. Co on takiego zrobił, iż zwrócił na siebie uwagę nie tylko Dyffryna, ale samych Mrocznych Potęg rządzących w Piekłach? Cóż, był to rodzaj pytania retorycznego, a nie takiego na które demonolog szukałby szczególnej odpowiedzi. Wiele, naprawdę wiele podłości trzeba uczynić, by zostać potępionym za życia, ale mówiąc szczerze... Cokolwiek to było, czymkolwiek i komukolwiek sędziwy czarnoksiężnik się naraził, nie obchodziło to demonologa. Liczyły się tylko zwoje w których posiadaniu owy stary grzyb był. A którymi łowca dusz się nie interesował. A jako, że wątpliwym jest by Felhart chciał własną duszę albo chociaż swoje manuskrypty oddać po dobroci, to sprzymierzenie się w tym wypadku byłoby mimo wszystko bardzo korzystne.
- Mam więc propozycję, łowco dusz. - powiedział demonolog, po raz kolejny w Czarnej Mowie - Propozycję, która może cię zainteresować i przynieść obopólne korzyści. Myślę, że wiesz o czym mówię. Prawda? Wszakże czytasz z myśli. Czytasz z odczuć i z uczuć. Potrafisz to, prawda? Czytaj!
Delikatnym impulsem, przesłał do łowcy dusz odbicie całej swojej ambicji i żądzy potęgi, całej swej woli do osiągnięcia nieśmiertelności i całej pasji, którą płonęła jego wypaczona dusza, samemu też mocno rozkoszując się uczuciem własnego potencjału i mocy.
Mocy!
Czemu to zrobił? Z doświadczenia wiedział, iż diabły cenią sobie wielkie ambicje, wybuchy ludzkiej namiętności i żeby je przekonać do współpracy, trzeba je również przekonać, że... kiedyś będą miały okazję wyciągnąć łapę także po twoją własną duszę. O tak. Paktowanie z ciemnymi siłami nigdy nie było bezpieczne. Ale Dyffryn nie przejmował się, wszakże nawet jeśli łowca kiedykolwiek zapragnie jego duszy, on sam będzie już na to zbyt potężny i zmiecie go jednym, nieprzychylnym spojrzeniem. Póki co jednak... Mógł okazać się doskonałym współpracownikiem.
- Co na to powiesz? - zapytał demonolog cicho, jednak na tyle głośno by łowca mógł usłyszeć - Każdy bierze po co przybył. Każdy odchodzi z tym po co przybył. Co na to powiesz? - powtórzył
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Zdecydowanie dla Felharta był to smutny, wyjątkowo niefortunny dzień (chociaż jeszcze o tym pewnie nie wiedział). Biedak sprowadził na siebie o wiele za dużo. Dziad miał talent do ładowania się w potworne kłopoty - przynajmniej tak to wyglądało. Na pewno ani duszy ani własnej wiedzy nie odda po dobroci, natomiast Nemedisa zastanawiała przez krótką chwilę jedna rzecz... Czy będzie próbował wykupić swoje istnienie tym, co zgromadził za życia? Różne istoty w tak dramatycznych momentach, kiedy sprawy przybierały dla nich wyjątkowo zły obrót łapały się dosłownie wszystkiego, czego tylko mogły, byle tylko odrzucić od siebie groźbę wiecznych cierpień. Dla Łowcy to oczywiście nie miało żadnego znaczenia, lubił jednak analizować zachowania ofiar przed końcem ich istnienia. Zawsze pokazywały, kim są naprawdę. Nie musiał znać ich całe życie, wystarczały mu chwilę przed ich śmiercią, by wiedzieć wszystko, co mu było potrzebne.
Wzrok Łowcy utkwiony był w czarodzieju. Rozważał wypowiedziane przez niego słowa w ciszy, tak więc znów nastała długa, nieprzyjemna chwila milczenia. Potem zaś zaczął trawić przesłany przez spaczonego obraz jego samego. W istocie, było to nadzwyczaj interesujące. Duże ambicje, płonące namiętności, ale i wielka pewność siebie, niezaprzeczalne uczucie wyższości nad wszystkim innym. Łowca zaśmiał się w duchu.
- W istocie, twa propozycja jest warta mej uwagi... - stwierdził cicho, rzucając na czarodzieja spojrzenie spod przymrużonych oczu. Znów zastanawiał się nad tym, jak się sprawa miała. Bez wątpienia Dyffryn go zaciekawił, w końcu zdobył się na paktowanie ze złem, z siłami piekielnymi.
- Nie interesuje mnie to, kim ten czarodziej był za wcześniejszego życia, jakie prowadził badania, jakie zgromadził księgi... Potrzebuję tylko jego duszy. - uśmiechnął się lekko. W istocie, dusza Felharta należała do niego i nic już nie miało na to wpływu.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Usłyszawszy zatwierdzenie umowy przez piekielnego, demonolog uśmiechnął się szeroko, pełen podłego i wyrachowanego zadowolenia. Cała sytuacja przybrała bardzo interesujący obrót, można rzec nawet iż wyjątkowo interesujący.
- Mnie zaś nie interesuje co będzie się dziać z nim po śmierci, gdzie uda się jego dusza i co ją czeka. Potrzebuję tylko jego wiedzy. - sparafrazował słowa demona, tym samym ostatecznie pieczętując słowa własnej części umowy. I myliłby się ktoś, kto stwierdziłby, iż były to zwykłe słowa, które którykolwiek z nich mógłby złamać w dowolnej chwili. O nie. Zarówno słowa jego jak i łowcy dusz, były słowami wiążącymi, spoiwem dążeń ich obu do załatwienia swoich porachunków z Felhartem. Słowa, które raz wypowiedziane, nie mogły już zostać odwołane, a musiały zostać dopełnione.
- Chodźmy więc, każdy po to, po co tu przyszedł. - powiedział powoli, po czym odwrócił się i schylił po upuszczone wcześniej torbę i kostur. Zajrzał do tobołów, by sprawdzić czy wszystko było w nich uporządkowane i czy nic się nie potłukło. Wyglądało na to, że nic. Chwilę dłużej zatrzymał wzrok na czarnej okładce Liber Infernalis. Mimo, iż jej aura była zamaskowana przed innymi, on sam jako jej właściciel ciągle i nieustannie wyczuwał jej mroczną obecność. I nie mógł powstrzymać się od myśli, iż to ona i jej posępna moc pomogła mu wygonić łowce z jego umysłu. Przecież... Ciągle i nieustannie czuł na opuszkach palców jej szorstką okładkę i naznaczone wiekiem karty, a nieraz nawet w snach, jedyne co mu się śniło, to on sam, pochylony nad księgą w milczeniu. I nic innego. On i księga, zajmująca całe jego myśli. On i Liber Infernalis.
On i potęga!
Podobno okładka tej mrocznej księgi wykonana była ze spreparowanej demonicznej skóry, zaś pergaminowe karty - z ludzkiej. Wersety były spisane ciemnoczerwonym inkaustem, nie pozostawiającym wątpliwości iż jest to krew wielu jej wcześniejszych właścicieli, ofiarujących własne dusze dla potęgi w niej spoczywającej. Dyffryn nie miał zamiaru jej nikomu oddawać. Nie miał zamiaru jej porzucać. Był jej ostatecznym, ostatnim właścicielem. Na wieczność. On jest jej właścicielem. A ona jego skarbem. Wszakże tylko dla niej ryzykował życie, włócząc się po świecie i poszukując wiedzy, narażając się na tak wielkie niebezpieczeństwa i pakty z mrocznymi siłami. Tylko dla niej. Jest jego skarbem. Jego przyjaciółką i jedyną miłością, którą musi pojąć całkowicie, bez ograniczeń.
Skarb! Miłość!
Demonolog gwałtownie wzdrygnął się i oderwał wzrok od mrocznego manuskryptu. Ponownie zawiązał toboły, rzuciwszy nieufne spojrzenie na łowcę dusz, zazdrosny o spoczywające w księdze sekrety. Ilekroć widział Liber Infernalis, tyle razy czuł taką dumę, taką potęgę w swojej własnej duszy. Takie porażające uczucie mocy, które jakby było w ostatniej fazie poprzedzającej wielki wybuch. I to jest prawdziwa rozkosz! Nie iluzje i złudy ofiarowane przez diabły i demony... Własna potęga! Własna moc! Własna siła i władza! Dyffryn westchnął cicho z rozkoszą.
Jego władza!
I tylko jego.
Poprawił toboły na ramieniu, pewniej chwycił kostur, po czym już bez słowa ruszył w stronę wieży. Ciekawe co też robił w tej chwili jego diaboliczny chowaniec, chochlik Vallakath? Dawno już go nie przyzywał, może wkrótce będzie trzeba, żeby nie dać się rozpaść więzi między nimi. Ale to później.
Teraz czekały nań ważniejsze sprawy.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Łowca z najwyższą uwagą wpatrywał się w czarodzieja. Podążył za jego wzrokiem, odnajdując ów torbę. Wziął głębszy oddech. Czyżby kolejny nieszczęśnik, którego pożerają ziemskie ambicje? Kolejny, który dał się ponieść namiętnościom, majaczącej w oddali wizji potęgi? Iluż takich już własną duszę stawiało na szali podpisując pakty z siłami piekielnymi, byle tylko być bliżej własnych marzeń i namiętności? Ilu nieszczęśników w drodze do spełnienia traciło wszystko, co tylko miało? Piekielny rejestrował w pamięci każdy szczegół - ów wzrok pełny pasji i uwielbienia wpatrzony w jeden punkt, w coś ważnego, coś w tej torbie. I nagły powrót do rzeczywistości, wzdrygnięcie się, wzrok przepełniony nieufnością. Tak, jakby ktoś miał za chwilę ów uwielbiany przedmiot czarodziejowi odebrać.
Łowca zamknął oczy w skupieniu. Cokolwiek znajdowało się w tej torbie, z całą pewnością zatracało Dyffryna. Wciągało go na drogę do nieuniknionego szaleństwa, jego - kolejnego śmiertelnika. Nemedis był niemal pewien, że cokolwiek to było, dawało złudną nadzieję na coś wielkiego. Na potęgę, władzę, może nawet życie. Z zamyślenia wyrwał go głos spaczonego.
- Tak, chodźmy. Jestem pewien, że Felhart już na nas czeka. - odparł, ponownie głosem gładkim, płynnie. Odwrócił się by ruszyć w stronę wieży czarnoksiężnika. Uznał, że nad Dyffrynem i jego tajemniczym przedmiotem poduma kiedy indziej, a z całą pewnością będzie to robić, bowiem ów tajemniczy związek między tymi dwoma wzniecił w nim zainteresowanie. Tak, tymi dwoma, bo przedmioty takie jak ten z czasem zyskują coś niewytłumaczalnego, coś, co tworzy z nich coś więcej, niż tylko zwykłe przedmioty. W końcu, kto o zdrowych zmysłach powiedziałby, że Liber Infernalis to zwykła książka? Łowca sposępniał. To wszystko budziło w nim nieprzyjemne skojarzenia, przypominało o czymś, o czym wcale nie chciał pamiętać.
- Chodźmy odebrać to, co należy do nas. - szepnął ruszając w stronę strzelistej, samotnej budowli.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości