[Rytu³a³] Zrujnowany o³tarz Nurii
: Sob Sty 02, 2010 2:59 am
O³tarz ten wzniesiony by³ ku czci bogini Nurii. Zbudowany z marmuru i granitu sta³ siê g³ównym miejscem obrzêdów religijnych wyznawców owej bogini. Kilka metrów dalej widnia³y cztery paleniska. Ustawione by³y tak, ¿eby ka¿de pokazywa³o inny kierunek geograficzny. Podczas obrzêdów zapalano je na inne kolory: niebieski, zielony, czerwony oraz naturalny. Do o³tarza prowadzi³y stopnie wykute w obsydianie.
Niestety, po tym bogatym o³tarzu zosta³o niewiele. Paleniska zosta³y poprzewracane, a sam o³tarz zbezczeszczono. Ten, kto to zrobi³, narazi³ siê na gniew bogini...
Pewien przygarbiony starzec przedziera³ siê przez le¶ne gêstwiny. W rêku mia³ otwart± ksiêgê. W koñcu znalaz³ siê przy o³tarzu. Spojrza³ na ilustracjê w ksi±¿ce i porówna³ j± z tym, co obecnie widzia³. Niewiele siê to ró¿ni³o. By³y to mizerne szczególiki spowodowane przez czas. Sathald zamkn±³ z hukiem opas³y tom i podbieg³ do o³tarza. Przejecha³ d³oni± po jego powierzchni, pogr±¿aj±c siê w zadumie. Po chwili jednak z zamy¶lenia wyrwa³ go g³os odkrywcy. Po³o¿y³ swój tobo³ek obok stopni, a sam zacz±³ uporz±dkowywaæ ¶wiête miejsce. Podniós³ paleniska i nape³ni³ je drewnem. Podpali³. Drewniaki zajê³y siê ¿ywym ogniem. Ku zdziwieniu uczonego kolor nie by³ zale¿ny od sk³adu ogniska, a od samych zniczy. Stan±³ za sto³em ofiarnym i po³o¿y³ przed sob± akwamaryn oraz kwarc. Wyj±³ inn± ksiêgê. Jej strony pe³ne by³y ró¿nych znaków i symboli. Z drobnymi zaj±kniêciami starzec przeczyta³ zawarto¶æ jednej ze stron:
- Nguvu kubwa! Kuchukua mimi milele, mafuriko ardhi, mimi nilikuwa kutafiti mshikamano wa kina kikubwa yake ya siri! - dooko³a niego i dyptyku zacze³o kr±¿yæ zielonkawe ¶wiat³o. Sathald sam nie pojmowa³ do koñca, co dok³adnie siê dzieje. Postanowi³ poczekaæ... Z otwart± ksiêg± sta³ dumnie, czekaj±c na to, co ma nast±piæ...
Po kilkunastu godzinach...
Co¶ chyba jednak posz³o nie tak. W delikatnej strukturze magii pojawi³o siê niema³e zak³ócenie, które spowodowa³o nieudanie siê zaklêcia. Sam Sathald zosta³ wys³any, przez ogromn±, w sile, falê uderzeniow± na pobliskie drzewo. Kilka godzin zesz³o mu na zgramolenie siê z ro¶liny, ale w koñcu uda³o mu siê to. "Co zrobi³em nie tak?" - zadawa³ sobie to pytanie, przy znajdywaniu swoich manatków, w gêstych szuwarach. Postanowi³ wróciæ do swojej pustelni, by g³êbiej zbadaæ tê sprawê. Po drodze kilka razy potkn±³ siê, kilka razy upad³ na ziemiê. Pogr±¿ony w zadumie nawet nie spostrzega³ kolejnych przeszkód znajduj±cych siê na jego drodze do domu. Nim doszed³ do chaty, nagle co¶ go ol¶ni³o.
- Eureka! - wykrzykn±³, raptownie zmieniaj±c kierunek marszu. Ptaki siedz±ce w koronach drzew, nad nim, zerwa³y siê do ucieczki, gdy us³ysza³y wrzask. Starzec raczej siê tym nie przej±³ i, teraz szalenie weso³y, maszerowa³ w ca³kowicie odwrotn± stronê, ni¿ do swojej pustelni...
Niestety, po tym bogatym o³tarzu zosta³o niewiele. Paleniska zosta³y poprzewracane, a sam o³tarz zbezczeszczono. Ten, kto to zrobi³, narazi³ siê na gniew bogini...
Pewien przygarbiony starzec przedziera³ siê przez le¶ne gêstwiny. W rêku mia³ otwart± ksiêgê. W koñcu znalaz³ siê przy o³tarzu. Spojrza³ na ilustracjê w ksi±¿ce i porówna³ j± z tym, co obecnie widzia³. Niewiele siê to ró¿ni³o. By³y to mizerne szczególiki spowodowane przez czas. Sathald zamkn±³ z hukiem opas³y tom i podbieg³ do o³tarza. Przejecha³ d³oni± po jego powierzchni, pogr±¿aj±c siê w zadumie. Po chwili jednak z zamy¶lenia wyrwa³ go g³os odkrywcy. Po³o¿y³ swój tobo³ek obok stopni, a sam zacz±³ uporz±dkowywaæ ¶wiête miejsce. Podniós³ paleniska i nape³ni³ je drewnem. Podpali³. Drewniaki zajê³y siê ¿ywym ogniem. Ku zdziwieniu uczonego kolor nie by³ zale¿ny od sk³adu ogniska, a od samych zniczy. Stan±³ za sto³em ofiarnym i po³o¿y³ przed sob± akwamaryn oraz kwarc. Wyj±³ inn± ksiêgê. Jej strony pe³ne by³y ró¿nych znaków i symboli. Z drobnymi zaj±kniêciami starzec przeczyta³ zawarto¶æ jednej ze stron:
- Nguvu kubwa! Kuchukua mimi milele, mafuriko ardhi, mimi nilikuwa kutafiti mshikamano wa kina kikubwa yake ya siri! - dooko³a niego i dyptyku zacze³o kr±¿yæ zielonkawe ¶wiat³o. Sathald sam nie pojmowa³ do koñca, co dok³adnie siê dzieje. Postanowi³ poczekaæ... Z otwart± ksiêg± sta³ dumnie, czekaj±c na to, co ma nast±piæ...
Po kilkunastu godzinach...
Co¶ chyba jednak posz³o nie tak. W delikatnej strukturze magii pojawi³o siê niema³e zak³ócenie, które spowodowa³o nieudanie siê zaklêcia. Sam Sathald zosta³ wys³any, przez ogromn±, w sile, falê uderzeniow± na pobliskie drzewo. Kilka godzin zesz³o mu na zgramolenie siê z ro¶liny, ale w koñcu uda³o mu siê to. "Co zrobi³em nie tak?" - zadawa³ sobie to pytanie, przy znajdywaniu swoich manatków, w gêstych szuwarach. Postanowi³ wróciæ do swojej pustelni, by g³êbiej zbadaæ tê sprawê. Po drodze kilka razy potkn±³ siê, kilka razy upad³ na ziemiê. Pogr±¿ony w zadumie nawet nie spostrzega³ kolejnych przeszkód znajduj±cych siê na jego drodze do domu. Nim doszed³ do chaty, nagle co¶ go ol¶ni³o.
- Eureka! - wykrzykn±³, raptownie zmieniaj±c kierunek marszu. Ptaki siedz±ce w koronach drzew, nad nim, zerwa³y siê do ucieczki, gdy us³ysza³y wrzask. Starzec raczej siê tym nie przej±³ i, teraz szalenie weso³y, maszerowa³ w ca³kowicie odwrotn± stronê, ni¿ do swojej pustelni...