Szepczący Las ⇒ [Gdzieś w Lesie] Wyprawa przeciwieństw
[Gdzieś w Lesie] Wyprawa przeciwieństw
Nie wiedziała dokąd jadą, to Marduk ich prowadził. Z jego monologu wynikało, że zmiennokształtnym najprawdopodobniej chodzi o Kamienny Ołtarz. Znajdował się on gdzieś na terenie Szepczącego Lasu i możliwe, że urządzały tam różnego rodzaju modły do swoich wyimaginowanych bożków.
Nie rozumiała jednak, co takiego elfy zrobiły, iż tamci pofatygowali się aż do Danae, aby zrobić kuku księżniczce. Przecież to takie... głupie? Nienormalne? Tak, któreś z tych słów idealnie określało zachowanie zmiennokształtnych. A może nawet oba? Nieważne.
- Nie przedstawiłeś się. Znasz moje imię, ale ja nie znam Twojego. Skoro już włóczymy się razem, to może się przedstawisz? Będzie mi zdecydowanie łatwiej zwracać się do Ciebie po imieniu. - Odwróciła się na koniu i spojrzała na długowłosego. Z niewiadomych przyczyn ten jechał na końcu przez co utworzył się dość zgrabny łańcuszek - Marduk, ona i on, nieznajomy mężczyzna, który w pewien sposób intrygował, ciekawił. Tak, zdecydowanie był ciekawą i intrygującą istotą, a księżniczka Scarlett lubiła się takimi otaczać.
Mimo wszystko, to było jej ostatnie pytanie, które zadała hienołakowi. Ogólnie już nie zbierała głosu i jeśli jej mózg nie usnął, to Barius z Mardukiem również nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Panowała więc dziwna i niezręczna cisza, która w sumie nie przeszkadzała elfce. Tak było dobrze. Tak lubiła. Uwielbiała ciszę i spokój.
W pewnym momencie jej klacz zaczynała zdecydowanie zwalniać. Nie była przyzwyczajona do tak długich wędrówek i to bez odpoczynku czy wody. Najdłuższą wyprawę odbyła z swoją panią, kiedy ta próbowała się wymknąć z Danae i jej się to udało. Niestety, po kilku kilometrach zostały złapane obie. Była to niezbyt fascynująca historia, której opowiadaniem powinno się wstydzić, dlatego też oprócz ojca, strażników i Marduka nikt o tym nie wiedział.
- Niedaleko stąd będzie rzeka. Zrobimy postój, konie się napoją, a my wyprostujemy nogi - oznajmił opiekun elfki i tak też zrobili. Gdy usłyszeli szum wody, odetchnęli z ulgą, a przynajmniej Scarlett. Bała się o swoją klacz i miała nadzieję, że trochę wody jej pomoże.
Kiedy dotarli na miejsce postoju, zeszła ze swojego konia i od razu chwyciła przymocowany do niej łuk i kilka strzał.
- Scarlett, proszę cię. Znów narobisz sobie i nam kłopotów. - Marduk próbował przekonać elfkę, że to miejsce nie jest dobre na naukę strzelania z łuku. Ostatnim razem trafiła na niezbyt przyjazną grupkę istot i gdyby nie jeden elf... Ech, nie byłoby miło. Mimo to, nie zamierzała zrezygnować ze swojego planu. Odczepiła broń od klaczy i pobiegła kilka metrów wzdłuż rzeki. Złapała za rękojeść. Ułożyła odpowiednio strzałę. Napięła cięciwę i puf! Pocisk zamiast polecieć do góry, pofrunął poziomo, ginąc gdzieś w zaroślach. Nie słyszała żadnego krzyku, warknięcia, pisku i innych odgłosów oznajmiających, że ktoś cierpi z powodu jej upośledzenia związanego z łucznictwem. To dobrze. Może strzała trafiła w drzewo?
- Barius...? Potrafisz z tego korzystać? - zapytała, spoglądając na nowego znajomego.
Nie rozumiała jednak, co takiego elfy zrobiły, iż tamci pofatygowali się aż do Danae, aby zrobić kuku księżniczce. Przecież to takie... głupie? Nienormalne? Tak, któreś z tych słów idealnie określało zachowanie zmiennokształtnych. A może nawet oba? Nieważne.
- Nie przedstawiłeś się. Znasz moje imię, ale ja nie znam Twojego. Skoro już włóczymy się razem, to może się przedstawisz? Będzie mi zdecydowanie łatwiej zwracać się do Ciebie po imieniu. - Odwróciła się na koniu i spojrzała na długowłosego. Z niewiadomych przyczyn ten jechał na końcu przez co utworzył się dość zgrabny łańcuszek - Marduk, ona i on, nieznajomy mężczyzna, który w pewien sposób intrygował, ciekawił. Tak, zdecydowanie był ciekawą i intrygującą istotą, a księżniczka Scarlett lubiła się takimi otaczać.
Mimo wszystko, to było jej ostatnie pytanie, które zadała hienołakowi. Ogólnie już nie zbierała głosu i jeśli jej mózg nie usnął, to Barius z Mardukiem również nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Panowała więc dziwna i niezręczna cisza, która w sumie nie przeszkadzała elfce. Tak było dobrze. Tak lubiła. Uwielbiała ciszę i spokój.
W pewnym momencie jej klacz zaczynała zdecydowanie zwalniać. Nie była przyzwyczajona do tak długich wędrówek i to bez odpoczynku czy wody. Najdłuższą wyprawę odbyła z swoją panią, kiedy ta próbowała się wymknąć z Danae i jej się to udało. Niestety, po kilku kilometrach zostały złapane obie. Była to niezbyt fascynująca historia, której opowiadaniem powinno się wstydzić, dlatego też oprócz ojca, strażników i Marduka nikt o tym nie wiedział.
- Niedaleko stąd będzie rzeka. Zrobimy postój, konie się napoją, a my wyprostujemy nogi - oznajmił opiekun elfki i tak też zrobili. Gdy usłyszeli szum wody, odetchnęli z ulgą, a przynajmniej Scarlett. Bała się o swoją klacz i miała nadzieję, że trochę wody jej pomoże.
Kiedy dotarli na miejsce postoju, zeszła ze swojego konia i od razu chwyciła przymocowany do niej łuk i kilka strzał.
- Scarlett, proszę cię. Znów narobisz sobie i nam kłopotów. - Marduk próbował przekonać elfkę, że to miejsce nie jest dobre na naukę strzelania z łuku. Ostatnim razem trafiła na niezbyt przyjazną grupkę istot i gdyby nie jeden elf... Ech, nie byłoby miło. Mimo to, nie zamierzała zrezygnować ze swojego planu. Odczepiła broń od klaczy i pobiegła kilka metrów wzdłuż rzeki. Złapała za rękojeść. Ułożyła odpowiednio strzałę. Napięła cięciwę i puf! Pocisk zamiast polecieć do góry, pofrunął poziomo, ginąc gdzieś w zaroślach. Nie słyszała żadnego krzyku, warknięcia, pisku i innych odgłosów oznajmiających, że ktoś cierpi z powodu jej upośledzenia związanego z łucznictwem. To dobrze. Może strzała trafiła w drzewo?
- Barius...? Potrafisz z tego korzystać? - zapytała, spoglądając na nowego znajomego.
- Barius
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 110
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: hienołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Barius- rzucił krótko. Nie widział sensu w skrywaniu swej tożsamości przed kolejną osobą. Miał wystarczająco wiele wrogów, by szukali go niezależnie od przybranej tożsamości. Malika nie męczyła się, ale to było efektem magicznej augmentacji zwierzęcia.
- Potrafię… acz nie cenię – powiedział z nieskrywaną dezaprobatą.- Nie nauczysz się od razu, trzeba trenować. Łapa na środek, strzała rowkiem o tutaj. Ręka prosto, zgiąć ręką tutaj. Ciągniesz tu bliżej ciała, mierzysz grotem w kierunku celu – ironizował i wcale nie wyglądało na to by chciał ją faktycznie czegoś nauczyć.
- Myślałem, że z umiejętnością strzelania z łuku rodzicie się wszyscy bez wyjątku… Zresztą… po jakiego ci te strzelanie z łuku, masz swego przydupasa, który robi to sto razy lepiej i to jeszcze chodząc po sufitach. Jak nie chcesz zabić się własną dłonią i koniecznie musisz mieć jak walić do kogoś z odległości - kup sobie kuszę. Potrafi z niej strzelić byle cep, a i byle cep trafi. Po co utrudniać sobie życie, skoro można je sobie ułatwiać. – ot instruktor. Prawdopodobnie pomógł jej najlepiej jak umiał. Strzelać z łuku się i tak nie nauczy, przynajmniej nie prędko, a do obsługiwania kuszy wystarczyło mieć coś pomiędzy ramionami, choć i ramiona się przydają. Poza tym wydawało mu się, że czuje coś w powietrzu. Odruchowo chwycił po swoją sieć.
- Potrafię… acz nie cenię – powiedział z nieskrywaną dezaprobatą.- Nie nauczysz się od razu, trzeba trenować. Łapa na środek, strzała rowkiem o tutaj. Ręka prosto, zgiąć ręką tutaj. Ciągniesz tu bliżej ciała, mierzysz grotem w kierunku celu – ironizował i wcale nie wyglądało na to by chciał ją faktycznie czegoś nauczyć.
- Myślałem, że z umiejętnością strzelania z łuku rodzicie się wszyscy bez wyjątku… Zresztą… po jakiego ci te strzelanie z łuku, masz swego przydupasa, który robi to sto razy lepiej i to jeszcze chodząc po sufitach. Jak nie chcesz zabić się własną dłonią i koniecznie musisz mieć jak walić do kogoś z odległości - kup sobie kuszę. Potrafi z niej strzelić byle cep, a i byle cep trafi. Po co utrudniać sobie życie, skoro można je sobie ułatwiać. – ot instruktor. Prawdopodobnie pomógł jej najlepiej jak umiał. Strzelać z łuku się i tak nie nauczy, przynajmniej nie prędko, a do obsługiwania kuszy wystarczyło mieć coś pomiędzy ramionami, choć i ramiona się przydają. Poza tym wydawało mu się, że czuje coś w powietrzu. Odruchowo chwycił po swoją sieć.
Ostatnio edytowane przez Cerau 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: "(...) wypowiedzi zamieszczamy zwykłą czcionką od myślnika
Powód: "(...) wypowiedzi zamieszczamy zwykłą czcionką od myślnika
- Srdan
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 91
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Włóczęga , Wojownik
- Kontakt:
Przyzwyczaił się już do towarzystwa elfki. W końcu już chwilę z nią podróżował. Jednakże wiele lat spędzonych samotnie zrobiło swoje i chociaż był już przyzwyczajony do jej stałego towarzystwa, czuł się trochę nieswojo, chociaż się do tego uczucia przyzwyczaił. Nie było to łatwe, szczerze mówiąc. Jednakże poświęcenie to podstawa w takich relacjach. Aktualnie nawet nie mieli żadnych planów na to co będą robić w najbliższym czasie. O innych planach ani rusz, zwłaszcza tych bardziej długoterminowych. A teraz... Łazili po lesie, jakoś sobie radzili. Więcej im tak na prawdę nie było potrzebne. W innych kwestiach też jakoś sobie radzili. Spacerowali właśnie pewną boczną ścieżką, niedaleko jednego z mniejszych traktów w Szepczącym Lesie. Na chwilę zapadła cisza, przerywająca ich rozmowę o jakichś błahostkach.
Rozległ się świst, cichy, ledwie słyszalny. Nie wiedział jak Misaki, ale on sam zdał sobie z niego sprawę bardzo szybko. Rozpoznał ten głos, dawniej bardzo często mu towarzyszył. To był świst towarzyszący lecącemu pociskowi wypuszczonemu z łuku, lub kuszy. Po ich lewej stronie były zarośla. Byli od nich oddaleni o jakieś dwa metry? To wszystko działo się bardzo szybko, natomiast jemu samemu dłużyła się ta sekunda, może dwie. Świst dochodził od strony zarośli, kiedy tylko wyłonił się grot strzały, wiedział już gdzie zmierza pocisk. I wcale go to nie ucieszyło. Błyskawicznie pchnął elfkę, ani to mocno, ani słabo. W sam raz by ją odepchnąć, przy czym nie straciła za bardzo równowagi. Idealne wyczucie. Nie tylko tego ruchu, ale i sytuacji. Jednakże, kiedy odepchnął elfkę, stanął na nierównym podłożu i strzała utkwiła w jego ramieniu. Oczywiście prędkość i jej siłę ograniczył pancerz noszony przez elfa, jednakże, wbiła się w ramię a on syknął z bólu, cicho, ledwie słyszalnie. Warknął coś pod nosem. Dłonią sięgnął do strzały, chwycił przy samym ciele i stanowczym ruchem wyciągnął. Znowu cicho syknął. Ruszył ramieniem, sprawdzając, czy strzała nie uszkodziła jakichś mięśni. Na szczęście nie, była to powierzchowna rana tylko. Mimo wszystko irytująca i sprawiająca lekki ból.
- Ktoś na prawdę nieźle strzela - rzucił do Misaki, ruszając w kierunku z którego nadleciał pocisk. Przeszedł bez problemu przez zarośla, ruszając ku trójce sylwetek. Nawet nie wiedział kim są, jednakże już z ich postawy domyślił się, że nie spodziewali się, że ktoś wyjdzie z zarośli. Obok nich były też konie. Nie rozpoznał nawet dwóch znajomych sylwetek.
- Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia! - Rzucił tonem, w którym można było wyczuć krztę zdenerwowania. W jednej ręce trzymał swoją włócznię, natomiast w drugiej strzałę na której grocie była odrobinę krwi, rzecz jasna jego. Miał zamiar im ją oddać, ale przy okazji powiedzieć co myśli o takim ćwiczeniu i strzelaniu do niczego nie spodziewających się elfów.
Rozległ się świst, cichy, ledwie słyszalny. Nie wiedział jak Misaki, ale on sam zdał sobie z niego sprawę bardzo szybko. Rozpoznał ten głos, dawniej bardzo często mu towarzyszył. To był świst towarzyszący lecącemu pociskowi wypuszczonemu z łuku, lub kuszy. Po ich lewej stronie były zarośla. Byli od nich oddaleni o jakieś dwa metry? To wszystko działo się bardzo szybko, natomiast jemu samemu dłużyła się ta sekunda, może dwie. Świst dochodził od strony zarośli, kiedy tylko wyłonił się grot strzały, wiedział już gdzie zmierza pocisk. I wcale go to nie ucieszyło. Błyskawicznie pchnął elfkę, ani to mocno, ani słabo. W sam raz by ją odepchnąć, przy czym nie straciła za bardzo równowagi. Idealne wyczucie. Nie tylko tego ruchu, ale i sytuacji. Jednakże, kiedy odepchnął elfkę, stanął na nierównym podłożu i strzała utkwiła w jego ramieniu. Oczywiście prędkość i jej siłę ograniczył pancerz noszony przez elfa, jednakże, wbiła się w ramię a on syknął z bólu, cicho, ledwie słyszalnie. Warknął coś pod nosem. Dłonią sięgnął do strzały, chwycił przy samym ciele i stanowczym ruchem wyciągnął. Znowu cicho syknął. Ruszył ramieniem, sprawdzając, czy strzała nie uszkodziła jakichś mięśni. Na szczęście nie, była to powierzchowna rana tylko. Mimo wszystko irytująca i sprawiająca lekki ból.
- Ktoś na prawdę nieźle strzela - rzucił do Misaki, ruszając w kierunku z którego nadleciał pocisk. Przeszedł bez problemu przez zarośla, ruszając ku trójce sylwetek. Nawet nie wiedział kim są, jednakże już z ich postawy domyślił się, że nie spodziewali się, że ktoś wyjdzie z zarośli. Obok nich były też konie. Nie rozpoznał nawet dwóch znajomych sylwetek.
- Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia! - Rzucił tonem, w którym można było wyczuć krztę zdenerwowania. W jednej ręce trzymał swoją włócznię, natomiast w drugiej strzałę na której grocie była odrobinę krwi, rzecz jasna jego. Miał zamiar im ją oddać, ale przy okazji powiedzieć co myśli o takim ćwiczeniu i strzelaniu do niczego nie spodziewających się elfów.
- Misaki
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 90
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Elf leśny
- Profesje:
- Kontakt:
Od minionej nocy, gdy czekali razem z Srdanem na Sanfoa minął tydzień. Wtedy nie tylko była to dla niej ważna chwila z powodu czarodzieja, ale też, przez to, że była kimś innym w pewnym sensie. Chociaż ich rozmowa wydawała się normalna przez mijające dni, ona w środku rozmyślała o tym wszystkim. Ich podróże po lesie były czymś więcej niż zwykłym spacerkiem. Nie wiadomo czemu, cały czas myślała co, wydarzyło się nad wodospadem. Cały czas myślała o nim i nie potrafiła przestać.
Pewnego dnia, gdy szli przez las, zaczęli gadać o błahostkach, chciała go zapytać, czy myśli o tym samym co ona, ale była na tyle zimna (jeszcze), że nie potrafiła otworzyć się przed nim i pokazać swoje emocje. Cały czas gadała, nie zamykała jej się buzia. Rozmawiali o jakiś błahostkach, nawet rzuciła tekst o pogodzie.
-ładna pogoda, jest tak ładnie i cicho…
Właśnie gdy to mówiła, jej czułe elfie uszy za drgnęły na pisk strzały, jakoś jednak nie zareagowała. Jakby nie mogła się ruszyć. Na szczęście była z Srdanem. Odepchnął ją lekko i przez nią sam został zraniony strzałą. Otworzyła szeroko oczy na widok utkwionej w jego ramieniu strzały. Już chciała coś powiedzieć, ale on szybko wyjął delikatnie wbitą strzałę i poszedł w stronę, skąd przyleciała. Jeszcze wcześniej coś rzucił, iż nieźle ktoś strzela. Zrobiła wtedy głupią minę sama do siebie i za nim się zorientowała, on zrobił już dobre kilka kroków w głąb lasu. Potrząsnęła głową i pobiegła za nim.
Po chwili wyszli na otwartą przestrzeń, a przed jej oczyma ukazali się dwoje nieznajomych. Po patrzyła się na zdenerwowanego Srdana. Wtedy znów chciała coś powiedzieć, ale on ją ubiegł. Tylko że nie powiedział do niej a do obcych.
- ,,Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia!'' – Rzucił.
Powiało chłodem. Jednak miał rację, próbę mogli sobie robić gdzie indziej. Jednak by w końcu dopiąć swego podeszła do elfa. Po patrzyła się na obrażenie i przyłożyła dłoń do jego ramienia. Przycisnęła bardzo mocno, bo choć zawdzięczała mu ‘’życie’’, to jakoś ją zdenerwował. Zamiast zając się raną to poszedł sobie. Dlatego mocą umysłu sprawiła, że rana znikła. Tak właśnie. To było jej wielką zaletą. Mogła leczyć małe rany, niestety większe już nie potrafiła, a raczej długo by jej to zeszło.
Poczuł wtedy lekki ból. Skrzywiła twarz i odwróciła się od niego, puszczając jego ramię. Po patrzyła się na nieznajome sylwetki. Najpierw zwróciła uwagę na piękną elfkę. Każdy na jej miejscu poczułby zazdrość. Nie była ona pierwszą lepszą z dziką urodą zabójczyni, czy też dzikiej elfki pragnącej krwi mordercy jej przyjaciół- czyli Misaki. Była jak z bajki, delikatna niczym płatek róży, a zarazem waleczna. Niczym księżniczka. Wtedy zwróciła uwagę na przeciwieństwo jej osoby. Postawny mężczyzna, wysoki dobrze zbudowany. Gdy się na niego patrzyło, od razu myślało się o wojowniku z przeszłością dość ‘’krwawą’’ Nie wiadomo czemu ale od razu pomyślała, że jest jakiś zwierzołak. Pewnie się myliła, ale od myślenia jeszcze nic nikomu się nie stało. No i przegapiłaby trzeciego nieznajomego, ale zerknęła kątem oka w dal i ujrzała mężczyznę. Także elfa. Zbiorowisko elfów. Jednak ten był trochę starszy, a pierwsze co jej przyszło do głowy to mąż tej niewinnej istotki.
To obserwowanie zajęło kilka sekund, więc przerywając ciszę, po prostu zapytała się nieznajomych:
-Kim jesteście?
W sumie sama sobie się dziwiła, że zadała to bezsensowne pytanie. Nie interesowało ją to, po prostu tak wyszło.
-Na przyszłość bądźcie trochę ostrożniejsi.-dodała po chwili.
To właśnie chciała powiedzieć. Wtedy odwróciła wzrok do elfa, jak gdyby z zapytaniem: Czy możemy sobie już iść?
Pewnego dnia, gdy szli przez las, zaczęli gadać o błahostkach, chciała go zapytać, czy myśli o tym samym co ona, ale była na tyle zimna (jeszcze), że nie potrafiła otworzyć się przed nim i pokazać swoje emocje. Cały czas gadała, nie zamykała jej się buzia. Rozmawiali o jakiś błahostkach, nawet rzuciła tekst o pogodzie.
-ładna pogoda, jest tak ładnie i cicho…
Właśnie gdy to mówiła, jej czułe elfie uszy za drgnęły na pisk strzały, jakoś jednak nie zareagowała. Jakby nie mogła się ruszyć. Na szczęście była z Srdanem. Odepchnął ją lekko i przez nią sam został zraniony strzałą. Otworzyła szeroko oczy na widok utkwionej w jego ramieniu strzały. Już chciała coś powiedzieć, ale on szybko wyjął delikatnie wbitą strzałę i poszedł w stronę, skąd przyleciała. Jeszcze wcześniej coś rzucił, iż nieźle ktoś strzela. Zrobiła wtedy głupią minę sama do siebie i za nim się zorientowała, on zrobił już dobre kilka kroków w głąb lasu. Potrząsnęła głową i pobiegła za nim.
Po chwili wyszli na otwartą przestrzeń, a przed jej oczyma ukazali się dwoje nieznajomych. Po patrzyła się na zdenerwowanego Srdana. Wtedy znów chciała coś powiedzieć, ale on ją ubiegł. Tylko że nie powiedział do niej a do obcych.
- ,,Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia!'' – Rzucił.
Powiało chłodem. Jednak miał rację, próbę mogli sobie robić gdzie indziej. Jednak by w końcu dopiąć swego podeszła do elfa. Po patrzyła się na obrażenie i przyłożyła dłoń do jego ramienia. Przycisnęła bardzo mocno, bo choć zawdzięczała mu ‘’życie’’, to jakoś ją zdenerwował. Zamiast zając się raną to poszedł sobie. Dlatego mocą umysłu sprawiła, że rana znikła. Tak właśnie. To było jej wielką zaletą. Mogła leczyć małe rany, niestety większe już nie potrafiła, a raczej długo by jej to zeszło.
Poczuł wtedy lekki ból. Skrzywiła twarz i odwróciła się od niego, puszczając jego ramię. Po patrzyła się na nieznajome sylwetki. Najpierw zwróciła uwagę na piękną elfkę. Każdy na jej miejscu poczułby zazdrość. Nie była ona pierwszą lepszą z dziką urodą zabójczyni, czy też dzikiej elfki pragnącej krwi mordercy jej przyjaciół- czyli Misaki. Była jak z bajki, delikatna niczym płatek róży, a zarazem waleczna. Niczym księżniczka. Wtedy zwróciła uwagę na przeciwieństwo jej osoby. Postawny mężczyzna, wysoki dobrze zbudowany. Gdy się na niego patrzyło, od razu myślało się o wojowniku z przeszłością dość ‘’krwawą’’ Nie wiadomo czemu ale od razu pomyślała, że jest jakiś zwierzołak. Pewnie się myliła, ale od myślenia jeszcze nic nikomu się nie stało. No i przegapiłaby trzeciego nieznajomego, ale zerknęła kątem oka w dal i ujrzała mężczyznę. Także elfa. Zbiorowisko elfów. Jednak ten był trochę starszy, a pierwsze co jej przyszło do głowy to mąż tej niewinnej istotki.
To obserwowanie zajęło kilka sekund, więc przerywając ciszę, po prostu zapytała się nieznajomych:
-Kim jesteście?
W sumie sama sobie się dziwiła, że zadała to bezsensowne pytanie. Nie interesowało ją to, po prostu tak wyszło.
-Na przyszłość bądźcie trochę ostrożniejsi.-dodała po chwili.
To właśnie chciała powiedzieć. Wtedy odwróciła wzrok do elfa, jak gdyby z zapytaniem: Czy możemy sobie już iść?
Wreszcie znała jego imię. Nic więc dziwnego, że użyła go przy najbliższej okazji. "Barius"... pasowało do niego. Trochę jak zwierzę, był w końcu zmiennokształtnym, czego niestety nie mogła stwierdzić. Coś cały czas maskowało jego aurę i nie mogła z niej kompletnie nic wyczytać.
Kiedy zaczął jej tłumaczył, jak należy trzymać łuk, jak ułożyć strzałę i na koniec strzelić, wykonywała po kolei każdą czynność, ale po puszczeniu cięciwy, pocisk trafił tuż pod jej nogi, a ręka zaczęła ją strasznie boleć. Chyba sobie zwichnęła nadgarstek.
- Ałć... - jęknęła żałośnie.
Te rady były beznadziejne, nic nie wniosły do jej stylu strzelania i jeszcze do tego nabawiła się kontuzji.
- Nie uczyli mnie strzelać z łuku, bo to nie broń dla takich elfów jak ja... ale znakomicie posługuję się mieczem, co zresztą miałeś okazję zobaczyć - mruknęła, rozmasowując obolałe miejsce. To jakaś katastrofa...
Westchnęła cicho pod nosem i po chwili ból zniknął. Tak, magia życia bywała naprawdę pomocna, zwłaszcza, że mogła jej spokojnie używać i już nie musiała prosić swego opiekuna o pomoc.
Właśnie... Marduk. Stał pod drzewem, aby uchronić się przed promieniami słonecznymi. Nie żeby ich nie lubił, ale nie potrafił przy nich odpoczywać. Znudzonym wzrokiem obserwował zarówno Bariusa jak i swoją małą Scarlett. Wiedział, że ta nauka nie skończy się dobrze, ale nie ingerował w to. Kto się nie przewróci, ten się nie nauczy. Kto wie, może księżniczka kiedyś zmądrzeje i zrozumie, że łucznictwo to nigdy nie będzie jej dyscyplina.
Do uszu dziewczyny również dotarły dziwne szmery. Od razu pobiegła do swojej klaczy i wyciągnęła z pochwy miecz. W drugiej dłoni trzymała łuk i jedną ze strzał, tak na wszelki wypadek.
Po chwili do szmeru doszedł głos... męski głos. Wydawał się znajomy i jak się okazało, nie pomyliła się ani trochę.
Widząc, kim są ich przeciwnicy, zmarszczyła uroczo swój nosek. Srdan i inna elfka... Całe szczęście, że to nie tamta z Adrionu, bo by chyba ucięła im łby.
- Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia! - znów go usłyszała.
- Trzeba było głośniej krzyczeć. - Wzruszyła obojętnie ramionami, jednak cały czas byłą czujna. Kto wie, co im mogło odwalić. Nim się obejrzała, Marduk stał tuż przed nią gotowy do wszelakiej walki. Czyżby on też nie ufał staremu znajomemu?
Kątem oka mogła dojrzeć elfkę. Dość wysoka, ale drobna i... i taka ładna. Skubana. Czyżby zostawił ją wtedy dla niej? Czekała gdzieś na niego i dlatego uciekł? Już sama nie wiedziała, ale na pewno nie zamierzała być miła.
- Jak chcecie, to mogę poprawić z drugiej strony. Może być? - zapytała ironicznie.
Kiedy zaczął jej tłumaczył, jak należy trzymać łuk, jak ułożyć strzałę i na koniec strzelić, wykonywała po kolei każdą czynność, ale po puszczeniu cięciwy, pocisk trafił tuż pod jej nogi, a ręka zaczęła ją strasznie boleć. Chyba sobie zwichnęła nadgarstek.
- Ałć... - jęknęła żałośnie.
Te rady były beznadziejne, nic nie wniosły do jej stylu strzelania i jeszcze do tego nabawiła się kontuzji.
- Nie uczyli mnie strzelać z łuku, bo to nie broń dla takich elfów jak ja... ale znakomicie posługuję się mieczem, co zresztą miałeś okazję zobaczyć - mruknęła, rozmasowując obolałe miejsce. To jakaś katastrofa...
Westchnęła cicho pod nosem i po chwili ból zniknął. Tak, magia życia bywała naprawdę pomocna, zwłaszcza, że mogła jej spokojnie używać i już nie musiała prosić swego opiekuna o pomoc.
Właśnie... Marduk. Stał pod drzewem, aby uchronić się przed promieniami słonecznymi. Nie żeby ich nie lubił, ale nie potrafił przy nich odpoczywać. Znudzonym wzrokiem obserwował zarówno Bariusa jak i swoją małą Scarlett. Wiedział, że ta nauka nie skończy się dobrze, ale nie ingerował w to. Kto się nie przewróci, ten się nie nauczy. Kto wie, może księżniczka kiedyś zmądrzeje i zrozumie, że łucznictwo to nigdy nie będzie jej dyscyplina.
Do uszu dziewczyny również dotarły dziwne szmery. Od razu pobiegła do swojej klaczy i wyciągnęła z pochwy miecz. W drugiej dłoni trzymała łuk i jedną ze strzał, tak na wszelki wypadek.
Po chwili do szmeru doszedł głos... męski głos. Wydawał się znajomy i jak się okazało, nie pomyliła się ani trochę.
Widząc, kim są ich przeciwnicy, zmarszczyła uroczo swój nosek. Srdan i inna elfka... Całe szczęście, że to nie tamta z Adrionu, bo by chyba ucięła im łby.
- Jeżeli próbujecie nauczyć się strzelać z łuku, to starajcie się zrobić to tak, by nikomu nie szkodzić i nie stwarzać innym zagrożenia! - znów go usłyszała.
- Trzeba było głośniej krzyczeć. - Wzruszyła obojętnie ramionami, jednak cały czas byłą czujna. Kto wie, co im mogło odwalić. Nim się obejrzała, Marduk stał tuż przed nią gotowy do wszelakiej walki. Czyżby on też nie ufał staremu znajomemu?
Kątem oka mogła dojrzeć elfkę. Dość wysoka, ale drobna i... i taka ładna. Skubana. Czyżby zostawił ją wtedy dla niej? Czekała gdzieś na niego i dlatego uciekł? Już sama nie wiedziała, ale na pewno nie zamierzała być miła.
- Jak chcecie, to mogę poprawić z drugiej strony. Może być? - zapytała ironicznie.
- Barius
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 110
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: hienołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Ta… bronią dla takich jak ty jest śliczna gilotyna – i tutaj można było interpretować słowa hienołaka na wiele sposobów. Jak kto woli i najlepsze w tym wszystkim, że pewnie każdy znajdzie w swojej wersji ziarno prawdy.
Ot i ambaras… Trafiła w kogoś.
- Brawo - syknął i stlumił rosnący w nim śmiech. To co działo się później sprawiło, że jedyne na co miał ochotę to lekko się wycofać… nie ze strachu, lecz by dać drugiej stronie większą czystość strzału. Oparł się o bok Maliki skręcając w palcach zmięte liście jakiejś rośliny. Podpalone zawiniątko kopciło lekko kiedy przyglądał się całej sytuacji z perspektywy wręcz postronnego obserwatora, tak jak gdyby cała sytuacja go nie dotyczyła. Przyglądał się więc jak księżniczka buńczucznie domaga się tęgiego lania mówiąc coś o poprawianiu strzału. Ten jej ochroniarz musiał wieść ciężki żywot. Słowo daję chłopie, na twoim miejscu ubiłbym ją własnymi rękami… Stojąc nieco na uboczu, choć widząc wszystkich dokładnie zastanawiał się, co też stało się, że Marduk musiał wieść taki los u boku tej zołzy. Może to była kara? Może wisiał już nad nim katowski topór, a przebywanie z wysoko urodzoną elfką było jedynie odroczeniem wyroku w czasie?
Elfy… to zabawne, pośród całej czwórki on jeden był przybyszem „z poza miasteczka”. Dendroluby strzelają do siebie nawzajem… na dupę najbrzydszej wiedźmy jaka się urodziła – jesteście skazani na wyginięcie. Uśmiechnął się pod nosem. Pewnie dlatego ich kobiety były takie ładne – ostatnia pociecha w teoretycznie długotrwałym - acz jak widać nie do końca - życiu. Zaciągnął się mocniej, a klacz parsknęła na wyraz niezadowolenia z drażniącego zapachu tlącego się zawiniątka. Obserwował elfa z włócznią i jakąś pannę o zakapturzonej głowie, nie zdawali się być chętni do bitki, ale postawa księżniczki wskazywała, że chcą czy nie chcą, ich cierpliwość niedługo się skończy. Położył sobie metalową sieć na ramieniu okrywając się nią trochę jak peleryną – od tak, na wszelki wypadek i ziewnął mrużąc oczy od siwego dymu. Całe to zdarzenie nie było jego żadną sprawą – on przybył dla pieniędzy i weźmie swą dolę tak czy inaczej – nawet choćby miał zedrzeć ją z jeszcze ciepłych trupów.
Ot i ambaras… Trafiła w kogoś.
- Brawo - syknął i stlumił rosnący w nim śmiech. To co działo się później sprawiło, że jedyne na co miał ochotę to lekko się wycofać… nie ze strachu, lecz by dać drugiej stronie większą czystość strzału. Oparł się o bok Maliki skręcając w palcach zmięte liście jakiejś rośliny. Podpalone zawiniątko kopciło lekko kiedy przyglądał się całej sytuacji z perspektywy wręcz postronnego obserwatora, tak jak gdyby cała sytuacja go nie dotyczyła. Przyglądał się więc jak księżniczka buńczucznie domaga się tęgiego lania mówiąc coś o poprawianiu strzału. Ten jej ochroniarz musiał wieść ciężki żywot. Słowo daję chłopie, na twoim miejscu ubiłbym ją własnymi rękami… Stojąc nieco na uboczu, choć widząc wszystkich dokładnie zastanawiał się, co też stało się, że Marduk musiał wieść taki los u boku tej zołzy. Może to była kara? Może wisiał już nad nim katowski topór, a przebywanie z wysoko urodzoną elfką było jedynie odroczeniem wyroku w czasie?
Elfy… to zabawne, pośród całej czwórki on jeden był przybyszem „z poza miasteczka”. Dendroluby strzelają do siebie nawzajem… na dupę najbrzydszej wiedźmy jaka się urodziła – jesteście skazani na wyginięcie. Uśmiechnął się pod nosem. Pewnie dlatego ich kobiety były takie ładne – ostatnia pociecha w teoretycznie długotrwałym - acz jak widać nie do końca - życiu. Zaciągnął się mocniej, a klacz parsknęła na wyraz niezadowolenia z drażniącego zapachu tlącego się zawiniątka. Obserwował elfa z włócznią i jakąś pannę o zakapturzonej głowie, nie zdawali się być chętni do bitki, ale postawa księżniczki wskazywała, że chcą czy nie chcą, ich cierpliwość niedługo się skończy. Położył sobie metalową sieć na ramieniu okrywając się nią trochę jak peleryną – od tak, na wszelki wypadek i ziewnął mrużąc oczy od siwego dymu. Całe to zdarzenie nie było jego żadną sprawą – on przybył dla pieniędzy i weźmie swą dolę tak czy inaczej – nawet choćby miał zedrzeć ją z jeszcze ciepłych trupów.
- Srdan
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 91
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Włóczęga , Wojownik
- Kontakt:
Szedł ku nim powolnym krokiem. Dopiero będąc bliżej rozpoznał twarz Scarlett i Marduka. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zbliżyła się do niego Misaki która za nim rzecz jasna podążyła. Nim zdołał się obejrzeć, zbliżyła się do niego. Poczuł jak przycisnęła dłoń do jego ramienia, mocno przycisnęła. Zmarszczył w pierwszej chwili brwi, nie rozumiejąc, po chwili jednak załapał. Uleczyła mu tą ranę. Była niewielka, nie trzeba było... Ale i tak musiał jej za to podziękować.
Odwrócił głowę w jej stronę i poruszył bezgłośnie wargami, mówiąc jej "dziękuję". Odwrócił twarz z powrotem w stronę dwójki znajomych elfów i trzeciej nieznanej mu sylwetki. Już stąd widział, że w przeciwieństwie do niego, czy Marduka jest on wojownikiem. Groźnym wojownikiem. Jednakże nie w sensie umiejętności, które mimo wszystko na pewno posiadał. Już stąd widział, że ten mężczyzna wcale nie przestrzegałby jakichś zasad pojedynku. Srdan potrafił coś takiego w kimś rozpoznać. Sam nie wiedział dlaczego, po prostu instynktownie to rozpoznawał. Poza tym... W tym wypadku można to było rozpoznać niemalże od razu. Trzeba będzie go mieć na oku. Zdecydowanie. Widział ten niby niedbały ruch, mający na celu okrycie się metalową siecią. Dobrze zrozumiał to co widział. Zignorował go teraz. Przynajmniej na razie.
Zwrócił większą uwagę natomiast na Scarlett i Marduka, który jak widział, nie ufał mu. Albo spodziewał się jakiegoś potencjalnego ataku. Wzniósł spojrzenie do nieba i westchnął. Stanął w końcu niedaleko nich, w odległości jakichś dwóch, może trzech metrów. Wbił spojrzenie w księżniczkę.
- Księżniczko. - Zaczął - Krzyknąłbym, gdyby strzała nie wylatywała jak duch z zarośli. - Wysilił się na przybranie miłego tonu. Podniósł powoli dłoń ze strzałą. Nie, oczywiście, że był pozytywnie nastawiony do Scarlett i jej opiekuna. Zwłaszcza do Scarlett, chociaż do samego Marduka również czuł swoistą sympatię, pewnie z powodu pełnionej przez niego funkcji. Zauważył jej spojrzenie rzucone Ayuzawie, jednakże nie dopatrzył się w nim niczego specjalnego. Ot, sprawdziła z kim przyszedł, nic więcej.
- Niee, nie trzeba. Z jednej to było za dużo. - Rzucił jej miły uśmiech.
- Widzę, że znalazłaś sobie nowe towarzystwo? - Powiedział, próbując zmienić temat. Chociaż nie wiedział, że jego słowa mogły tylko pogorszyć sytuację.
Odwrócił głowę w jej stronę i poruszył bezgłośnie wargami, mówiąc jej "dziękuję". Odwrócił twarz z powrotem w stronę dwójki znajomych elfów i trzeciej nieznanej mu sylwetki. Już stąd widział, że w przeciwieństwie do niego, czy Marduka jest on wojownikiem. Groźnym wojownikiem. Jednakże nie w sensie umiejętności, które mimo wszystko na pewno posiadał. Już stąd widział, że ten mężczyzna wcale nie przestrzegałby jakichś zasad pojedynku. Srdan potrafił coś takiego w kimś rozpoznać. Sam nie wiedział dlaczego, po prostu instynktownie to rozpoznawał. Poza tym... W tym wypadku można to było rozpoznać niemalże od razu. Trzeba będzie go mieć na oku. Zdecydowanie. Widział ten niby niedbały ruch, mający na celu okrycie się metalową siecią. Dobrze zrozumiał to co widział. Zignorował go teraz. Przynajmniej na razie.
Zwrócił większą uwagę natomiast na Scarlett i Marduka, który jak widział, nie ufał mu. Albo spodziewał się jakiegoś potencjalnego ataku. Wzniósł spojrzenie do nieba i westchnął. Stanął w końcu niedaleko nich, w odległości jakichś dwóch, może trzech metrów. Wbił spojrzenie w księżniczkę.
- Księżniczko. - Zaczął - Krzyknąłbym, gdyby strzała nie wylatywała jak duch z zarośli. - Wysilił się na przybranie miłego tonu. Podniósł powoli dłoń ze strzałą. Nie, oczywiście, że był pozytywnie nastawiony do Scarlett i jej opiekuna. Zwłaszcza do Scarlett, chociaż do samego Marduka również czuł swoistą sympatię, pewnie z powodu pełnionej przez niego funkcji. Zauważył jej spojrzenie rzucone Ayuzawie, jednakże nie dopatrzył się w nim niczego specjalnego. Ot, sprawdziła z kim przyszedł, nic więcej.
- Niee, nie trzeba. Z jednej to było za dużo. - Rzucił jej miły uśmiech.
- Widzę, że znalazłaś sobie nowe towarzystwo? - Powiedział, próbując zmienić temat. Chociaż nie wiedział, że jego słowa mogły tylko pogorszyć sytuację.
- Misaki
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 90
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Elf leśny
- Profesje:
- Kontakt:
Chciała to rozegrać jak najszybciej, jednak nie dało się, trzeba było po rozmawiać. Księżniczka była waleczna, ale jakoś ją to nie zaniepokoiło, nie mogła powstrzymać się od głupiej miny, samej do siebie. Po chwili Misaki przewróciła oczami na znak, że było głupie to wyjmowanie broni, lecz wątpiła, iż ktoś to zauważył. Przecież oni nie przyszli do nich, by się bić, to chyba było proste, skoro nie mieli broni w dłoniach. Jednak do nieznajomych to nie docierało.
-''Jak chcecie, to mogę poprawić z drugiej strony. Może być? - zapytała ironicznie''
Księżniczki… nie potrafiła wyobrazić sobie większego nieszczęścia niż spotkanie takiej istoty. Wywyższającej się i uważającej, iż pozjadała wszelkie rozumy. Głupie, tchórzliwe i leniwe. Oczywiście nie każde, ale większość.
Nie miała zamiaru się odezwać, dlatego ciągle wbijała swój wzrok w Srdana, ale nie ten musiał spotkać swoją dawną przyjaciółkę. Wtedy gdy usłyszała, jego zwrot do niej miała pewność, że to ‘’cudowna’’ księżniczka.
Cała ta sytuacja była śmieszna. Ochroniarz księżniczki spinał się, co najmniej jakby zobaczył dwunastu zbójów. Księżniczka gotowa walczyć na śmierć i życie.... i on. Jedyny chyba normalny, choć nadal nieznajomy. Spokojnie, ale czujnie obserwował, co się dzieje. Jednak oczywiście widział w Misaki i Srdanie wroga.
Myślała, że rzucą sobie kilka obelg jak to starzy przyjaciele z księżniczką, ale nie w końcu to była arystokracja. Nie wiadomo czemu gdy uśmiechnął się do niej, coś w niej pękło, jakby podejrzewała, że coś między nimi było.
-,,Nie to po prostu zazdrość’-myślała.
Z wrażenia na własne słowa zamknęła na dłużej oczy i spuściła głowę w dół. Wszystkie myśli z tygodnia wróciły, chciała się zapaść pod ziemie, ale nie ten musiał zaczął ‘’gadkę szmatkę’’ i zapytać się o towarzystwo pięknej, walecznej, doskonałej księżniczki.
-''Chyba popadam w paranoje''-myślała.
Miała trzy możliwości albo zająć się obserwowaniem, albo odejść nie patrząc na Srdana, lub… Włączyć się do intrygującej niedotyczącej jej rozmowy.
Wszystko to mogła połączyć więc, zaczęła od tego, by trochę się rozluźnili:
-Widzicie w nas wroga? Opuście broń- rzekła oschłym głosem, trochę głośniej niż zwykle mówiła... Nadal ze spuszczoną głową.
Srdan nie zwracał uwagi na jej wzrok, więc musiała się odezwać, nie chciała tak stać i ciągle myśleć o tym, czy ich zaatakują, czy co zrobią.
Kolejny etap to obserwacja. Szkoda, tylko że nie miała gdzie usiąść i zaparzyć sobie herbaty.
-''Jak chcecie, to mogę poprawić z drugiej strony. Może być? - zapytała ironicznie''
Księżniczki… nie potrafiła wyobrazić sobie większego nieszczęścia niż spotkanie takiej istoty. Wywyższającej się i uważającej, iż pozjadała wszelkie rozumy. Głupie, tchórzliwe i leniwe. Oczywiście nie każde, ale większość.
Nie miała zamiaru się odezwać, dlatego ciągle wbijała swój wzrok w Srdana, ale nie ten musiał spotkać swoją dawną przyjaciółkę. Wtedy gdy usłyszała, jego zwrot do niej miała pewność, że to ‘’cudowna’’ księżniczka.
Cała ta sytuacja była śmieszna. Ochroniarz księżniczki spinał się, co najmniej jakby zobaczył dwunastu zbójów. Księżniczka gotowa walczyć na śmierć i życie.... i on. Jedyny chyba normalny, choć nadal nieznajomy. Spokojnie, ale czujnie obserwował, co się dzieje. Jednak oczywiście widział w Misaki i Srdanie wroga.
Myślała, że rzucą sobie kilka obelg jak to starzy przyjaciele z księżniczką, ale nie w końcu to była arystokracja. Nie wiadomo czemu gdy uśmiechnął się do niej, coś w niej pękło, jakby podejrzewała, że coś między nimi było.
-,,Nie to po prostu zazdrość’-myślała.
Z wrażenia na własne słowa zamknęła na dłużej oczy i spuściła głowę w dół. Wszystkie myśli z tygodnia wróciły, chciała się zapaść pod ziemie, ale nie ten musiał zaczął ‘’gadkę szmatkę’’ i zapytać się o towarzystwo pięknej, walecznej, doskonałej księżniczki.
-''Chyba popadam w paranoje''-myślała.
Miała trzy możliwości albo zająć się obserwowaniem, albo odejść nie patrząc na Srdana, lub… Włączyć się do intrygującej niedotyczącej jej rozmowy.
Wszystko to mogła połączyć więc, zaczęła od tego, by trochę się rozluźnili:
-Widzicie w nas wroga? Opuście broń- rzekła oschłym głosem, trochę głośniej niż zwykle mówiła... Nadal ze spuszczoną głową.
Srdan nie zwracał uwagi na jej wzrok, więc musiała się odezwać, nie chciała tak stać i ciągle myśleć o tym, czy ich zaatakują, czy co zrobią.
Kolejny etap to obserwacja. Szkoda, tylko że nie miała gdzie usiąść i zaparzyć sobie herbaty.
Była uparta, wredna, pyskata, nieuprzejma... ale na jej miejscu każdy musiałby czasem odreagować po tych sztywnych regułkach panujących na zamku. Zresztą, nieważne. Nie musiała się przecież nikomu tłumaczyć z bycia sobą.
Patrzyła to na Srdana, to na nieznajomą elfkę,a na końcu jej wzrok spoczywał na Marduku. Srdan, elfka, Marduk. Srdan, elfka, Marduk. I tak w kółko. Już nawet zapomniała o obecności Bariusa. Cóż, nic w tym dziwnego, w końcu nie wyczuwała jego aury i się nie odzywał. Też sobie znalazła ochroniarza.
Najstarszy elf stał bez słowa, broniąc własnym ciałem swą podopieczną. Był dla niej pewnego rodzaju mentorem, bo od kiedy ojciec wypuścił ją z wieży opiekuje się nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Taka niania na pełny etat, ale bez wynagrodzenia. Samo przebywanie w obecności kogoś z królewskiego rodu było dla niego nagrodą. Przynajmniej tak powinno być.
Scarlett nie miała miłych wspomnień związanych z włócznikiem, tak więc nie wiedział jak oboje zareagują na swój widok. Można by powiedzieć, że jego postawą chciał także chronić Srdana przed księżniczką. Oboje dobrze wiedzieli, że miała wybuchowy charakterek.
- Dobrze wiesz, że ten strzał to tylko przypadek. Miało polecieć w górę, a przeszyło krzaki i trafiło Ciebie. Ale widzę, że Twoja koleżanka już się zajęła raną - powiedziała spokojnie i odgarnęła niesforne kosmyki za ucho. Tym samym odkryła szpetną ranę na policzku, o której kompletnie zapomniała.
Odłożyła łuk i strzałę na ziemię. I tak nie potrafiła się posługiwać tą bronią, więc przyniosłaby tylko więcej szkód niż pożytku.
Upolowałam sobie elfa, pomyślała, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech. Trochę się nawet uspokoiła, mogło być milutko.
Wyminęła Marduka i pełnym gracji ruchem ukłoniła się przed dwójką elfów. Czyżby kolejna zmiana nastroju? Niby miała zamknięte oczy, ale jednak spod przymkniętych powiek obserwowała minę towarzyszki Srdana. Coś między nimi było, coś poważnego, a teraz... teraz żałowała, że spotkali ich trójkę, a dokładniej ją. Nie musiała umieć czytać w myślach, aby wiedzieć, co dziewczynie chodziło po głowie.
Ale w pewnym momencie coś w niej pękło. Dostała niekontrolowanych dreszczy, które przeszywały jej drobniutkie ciało - od stóp, przez kręgosłup i po sam czubek głowy. Chciało jej się płakać, ale cudem powstrzymywała paniczny atak histerii.
" Widzę, że znalazłaś sobie nowe towarzystwo?" Tak powiedział. Nie przesłyszałam się... on to powiedział, on to naprawdę powiedział, szeptała w duchu i wtedy jedna łza spłynęła po jej ranie. Oczywiście, od razu zasłoniła ją włosami.
- Szukamy Kamiennego Ołtarza. Wiecie gdzie on się znajduje? Kręcą się tam zmiennokształtni? - zapytała nieco drżącym głosem, ale próbowała nad tym panować. Miało być milutko, ale dlaczego nie mogłaby się troszkę pobawić... - Jestem Scarlett - zwróciła się do nieznajomej elfki. - Spokojnie, nie zjem go. Jest Twój. - Puściła jej oczko, po czym zawróciła do Bariusa.
Oparła się głową o bok klaczy i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Popilnujesz, aby Marduk za mną nie szedł? Chcę się trochę przejść... sama... i pamiętaj, że cały czas mam Twoją sakiewkę. - Uśmiechnęła się nikle, podrzucając worek, po czym odwróciła się do niego plecami i ruszyła przed siebie.
Patrzyła to na Srdana, to na nieznajomą elfkę,a na końcu jej wzrok spoczywał na Marduku. Srdan, elfka, Marduk. Srdan, elfka, Marduk. I tak w kółko. Już nawet zapomniała o obecności Bariusa. Cóż, nic w tym dziwnego, w końcu nie wyczuwała jego aury i się nie odzywał. Też sobie znalazła ochroniarza.
Najstarszy elf stał bez słowa, broniąc własnym ciałem swą podopieczną. Był dla niej pewnego rodzaju mentorem, bo od kiedy ojciec wypuścił ją z wieży opiekuje się nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Taka niania na pełny etat, ale bez wynagrodzenia. Samo przebywanie w obecności kogoś z królewskiego rodu było dla niego nagrodą. Przynajmniej tak powinno być.
Scarlett nie miała miłych wspomnień związanych z włócznikiem, tak więc nie wiedział jak oboje zareagują na swój widok. Można by powiedzieć, że jego postawą chciał także chronić Srdana przed księżniczką. Oboje dobrze wiedzieli, że miała wybuchowy charakterek.
- Dobrze wiesz, że ten strzał to tylko przypadek. Miało polecieć w górę, a przeszyło krzaki i trafiło Ciebie. Ale widzę, że Twoja koleżanka już się zajęła raną - powiedziała spokojnie i odgarnęła niesforne kosmyki za ucho. Tym samym odkryła szpetną ranę na policzku, o której kompletnie zapomniała.
Odłożyła łuk i strzałę na ziemię. I tak nie potrafiła się posługiwać tą bronią, więc przyniosłaby tylko więcej szkód niż pożytku.
Upolowałam sobie elfa, pomyślała, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech. Trochę się nawet uspokoiła, mogło być milutko.
Wyminęła Marduka i pełnym gracji ruchem ukłoniła się przed dwójką elfów. Czyżby kolejna zmiana nastroju? Niby miała zamknięte oczy, ale jednak spod przymkniętych powiek obserwowała minę towarzyszki Srdana. Coś między nimi było, coś poważnego, a teraz... teraz żałowała, że spotkali ich trójkę, a dokładniej ją. Nie musiała umieć czytać w myślach, aby wiedzieć, co dziewczynie chodziło po głowie.
Ale w pewnym momencie coś w niej pękło. Dostała niekontrolowanych dreszczy, które przeszywały jej drobniutkie ciało - od stóp, przez kręgosłup i po sam czubek głowy. Chciało jej się płakać, ale cudem powstrzymywała paniczny atak histerii.
" Widzę, że znalazłaś sobie nowe towarzystwo?" Tak powiedział. Nie przesłyszałam się... on to powiedział, on to naprawdę powiedział, szeptała w duchu i wtedy jedna łza spłynęła po jej ranie. Oczywiście, od razu zasłoniła ją włosami.
- Szukamy Kamiennego Ołtarza. Wiecie gdzie on się znajduje? Kręcą się tam zmiennokształtni? - zapytała nieco drżącym głosem, ale próbowała nad tym panować. Miało być milutko, ale dlaczego nie mogłaby się troszkę pobawić... - Jestem Scarlett - zwróciła się do nieznajomej elfki. - Spokojnie, nie zjem go. Jest Twój. - Puściła jej oczko, po czym zawróciła do Bariusa.
Oparła się głową o bok klaczy i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Popilnujesz, aby Marduk za mną nie szedł? Chcę się trochę przejść... sama... i pamiętaj, że cały czas mam Twoją sakiewkę. - Uśmiechnęła się nikle, podrzucając worek, po czym odwróciła się do niego plecami i ruszyła przed siebie.
- Barius
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 110
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: hienołak
- Profesje:
- Kontakt:
To ci kompania… Spojrzał raz jeszcze na wszystkich i kolejny raz siwy dym uleciał z nozdrzy wielkoluda jak para buchająca znad wulkanicznego krateru. Nie wiedział czego właśnie był świadkiem, ale mógł dać sobie urwać łapę, że nawet gdyby wiedział i tak by go to nie zainteresowało.
Najlepsza z ferajny była zakapturzona elfka. Oni i wrogowie, to chciała sobie przypochlebić… Nie odpowiedział nic tylko pomknął ślepiami za wojem z włócznią.
Barius zerknął na dziwnie zachowujacą się Scarlett, swoją drogą dobrze wiedzieć jak nazywało się źródło jego problemów. Słowa elfki rozbawiły go.
- Wyglądam ci na niańkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego sakiewka była szantażem marnym. Nie interesowało go czy ją ma, czy ją połknęła czy zjadła. Odda mu ją tak czy inaczej, prędzej czy później i zrobi to, choćby miał wyrwać należność spomiędzy miejsca gdzie nie dochodzi światło. Odprowadził ją wzrokiem zerkając na Marduka – jeśli chodziło o niego, mógł robić co chciał, choć w jakimś stopniu było to pewnie dla niego poniżające, że księżniczka zwróciła się wpierw do obcego hienołaka niż dawnego towarzysza.
Barius nie robił nic, instynkt podpowiadał mu, że zaraz oszczepnik pójdzie za księżniczką stał więc i palił swojego skręta całą sytuację postoju traktując jako kolejną z zapewne licznych fanaberii księżnej. Na twarzy zwierzoczłeka nie malowało się nic oprócz wyrazu kompletnej, wręcz egzaltowanej obojętności wobec tego co działo się dookoła. Tak czy inaczej nie spuszczał dwójki większych nieznajomych z oczu, uważnie przeczesując wrażliwymi zmysłami otoczenie. Jeśli cokolwiek jeszcze tu było, lub miało zamiar być i nie miało magicznego maskowania – woń go zdradzi.
Najlepsza z ferajny była zakapturzona elfka. Oni i wrogowie, to chciała sobie przypochlebić… Nie odpowiedział nic tylko pomknął ślepiami za wojem z włócznią.
Barius zerknął na dziwnie zachowujacą się Scarlett, swoją drogą dobrze wiedzieć jak nazywało się źródło jego problemów. Słowa elfki rozbawiły go.
- Wyglądam ci na niańkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego sakiewka była szantażem marnym. Nie interesowało go czy ją ma, czy ją połknęła czy zjadła. Odda mu ją tak czy inaczej, prędzej czy później i zrobi to, choćby miał wyrwać należność spomiędzy miejsca gdzie nie dochodzi światło. Odprowadził ją wzrokiem zerkając na Marduka – jeśli chodziło o niego, mógł robić co chciał, choć w jakimś stopniu było to pewnie dla niego poniżające, że księżniczka zwróciła się wpierw do obcego hienołaka niż dawnego towarzysza.
Barius nie robił nic, instynkt podpowiadał mu, że zaraz oszczepnik pójdzie za księżniczką stał więc i palił swojego skręta całą sytuację postoju traktując jako kolejną z zapewne licznych fanaberii księżnej. Na twarzy zwierzoczłeka nie malowało się nic oprócz wyrazu kompletnej, wręcz egzaltowanej obojętności wobec tego co działo się dookoła. Tak czy inaczej nie spuszczał dwójki większych nieznajomych z oczu, uważnie przeczesując wrażliwymi zmysłami otoczenie. Jeśli cokolwiek jeszcze tu było, lub miało zamiar być i nie miało magicznego maskowania – woń go zdradzi.
- Srdan
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 91
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Włóczęga , Wojownik
- Kontakt:
Na Misaki zwrócił uwagę dopiero wtedy, kiedy się odezwała. Rzucił jej odrobinę zdziwione spojrzenie. Poczuł w tej samej chwili, że faktycznie źle sie zachował, przez chwilę nie zwracając na nią uwagi. Położył jej delikatnie dłoń na ramieniu i posłał krótki pokrzepiający uśmiech. W tej chwili tylko na tyle się zdobył. Miała rację, trzymanie broni tutaj nic nie dawało. Ale kiedy włada się włócznią, jest mały problem - nie można jej schować do pochwy jak miecza... Nie do końca wiedział, co krąży po głowie drobnej elfki, jednakże uznał, że poznała go na tyle dobrze by się nie martwić.
Kamienny ołtarz? Na jego twarz wypełzł nikły uśmiech który od razu zniknął. Oj wiedział gdzie on się znajduje. Co do zmiennokształtnych... Nie wiedział, nie spotkali z Misaki żadnego. Zmarszczył odrobinę brwi, kiedy zdał sobie sprawę z nieco drżącego głosu księżniczki. Zlustrował teraz odrobinę uważniej jej twarz i zauważył pewną różnicę w porównaniu do jej wyglądu podczas ostatniego spotkania. Miała na policzku ranę. Tego się nie spodziewał. Rzucił badawcze spojrzenie barczystemu mężczyźnie, który stał na razie nic nie robiąc. Instynktownie go z tą raną od razu powiązał, jakoby miał z tym coś wspólnego. Wyglądał na takiego... Taak, Srdan oczywiście już widział w nim kogoś stanowiącego zagrożenie. Albo przynajmniej duży problem.
W następnej chwili zmarszczył znowu brwi, słysząc wypowiedź Scarlett skierowanej ku Misaki. Nie rozumiał. Taak, Srdan w kontaktach interpersonalnych nie był zbyt dobry i nie zawsze wiedział co ktoś próbuje przekazać i nie wiedział też, że między Scarlett i Misaki pojawił się teraz swoisty konflikt. Ale skoro o nim nie wiedział, to... nie zaprzątał nim sobie głowy. W następnej chwili zdziwił się. Chciała się przejść? Sama? Słowa skierowane ku nieznajomemu go zaciekawiły, a ten ruch, podrzucenie worka... Sakiewki mężczyzny jak zrozumiał z jej wypowiedzi. Zerknął na niego, zauważając jego spojrzenie rzucone na księżniczkę. Czy jego to rozbawiło? Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał jego relację. A odpowiedź... Nie spodobała mu się. Od najmłodszych lat był uczony szacunku do osób wysoko postawionych. Nie wspominając o obowiązku zachowania się jak najlepiej w takim towarzystwie jak Scarlett. No cóż, w końcu był dawnym gwardzistą i kilkukrotnym delegatem i emisariuszem Kryształowego Królestwa. Nawet w Danae był kilka razy z racji pełnionej funkcji. Dawne czasy... Rzucił mężczyźnie badawcze spojrzenie jeszcze raz i popatrzył to na Marduka, który nie wiedział co ma ze sobą przez chwilę zrobić i na Misaki. No i na koniec na odchodzącą Scarlett. Coś mu tu nie pasowało i miał zamiar się dowiedzieć co.
Popatrzył na drobną elfkę przy jego boku. Nadal trzymał dłoń na jej ramieniu, teraz delikatnie przejechał kciukiem po jej skórze, następnie dłonią delikatnie zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy, w których mogła dopatrzeć się spokoju i otuchy ku niej skierowanej.
- Muszę z nią pogadać. Zaraz wrócę, obiecuję. - Szepnął cicho, tak żeby tylko ona słyszała. Pochylił się i krótko ją pocałował, albo raczej musnął ustami jej wargi. Wziął rękę z jej ramienia. Popatrzył na Marduka i zbliżył się do niego, kładąc mu ciężko dłoń na ramieniu i spoglądając mu w oczy.
- Pójdę z nią pogadać. Zaopiekuj się... - Tutaj nie do końca wiedział jak ją teraz nazwać. Po prostu po imieniu? Partnerką? Dziewczyną? To głupie... - Zaopiekuj się Misaki. - To chyba było najwygodniejsze wyjście. Rzucił nieufne spojrzenie zmiennokształtnemu. Nie wiedział, czego miał się po nim spodziewać. Popatrzył jeszcze raz na Marduka. Czemu mu ufał? Dla Srdana była to prosta rzecz. Elf był opiekunem Scarlett, był jej strażnikiem, w pewnym sensie żołnierzem... Przynajmniej w granicach rozumowania włócznika. A on ufał, że skoro pełni taką funkcje, to może mu zaufać. Nawyk ze starych czasów. Mocno ściskając włócznię ruszył za księżniczką. Zatrzymał się jeszcze na chwilę, rzucając uśmiech Ayuzawie, po czym szybkim krokiem skierował się za Scarlett. Nie zdążyła odejść daleko i szła niezbyt szybko. Dogonił ją po paru chwilach, wyrównując z nią swój krok, by po chwili zagrodzić jej drogę.
- Ja... - Dobra, no to co miał teraz powiedzieć? Sam nie wiedział do końca dlaczego za nią poszedł. To była spontaniczna decyzja podjęta pod wpływem chwili. Rozchylił delikatnie wargi, chcąc coś powiedzieć, jednakże nie wiedząc co. Głupie, co nie? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że wgapia się w nią z otwartymi ustami. Cóż za nietakt z jego strony! Od razu zamknął je, wbijając spojrzenie w ziemię pomiędzy nimi, a dzieliło ich mniej więcej pół metra odległości, może odrobinkę mniej nawet.
- Przepraszam. - W końcu powiedział. Dobra, niezbyt oryginalne i wymagające przy wymyślaniu, ale to było chyba jedna z najtrafniejszych rzeczy które mógł powiedzieć. Jednakże, przepraszał za to co przed chwilą zrobił, a nie za to, że opuścił ją tam w Danae. Ale... Po co miałby to teraz sprostować?
Kamienny ołtarz? Na jego twarz wypełzł nikły uśmiech który od razu zniknął. Oj wiedział gdzie on się znajduje. Co do zmiennokształtnych... Nie wiedział, nie spotkali z Misaki żadnego. Zmarszczył odrobinę brwi, kiedy zdał sobie sprawę z nieco drżącego głosu księżniczki. Zlustrował teraz odrobinę uważniej jej twarz i zauważył pewną różnicę w porównaniu do jej wyglądu podczas ostatniego spotkania. Miała na policzku ranę. Tego się nie spodziewał. Rzucił badawcze spojrzenie barczystemu mężczyźnie, który stał na razie nic nie robiąc. Instynktownie go z tą raną od razu powiązał, jakoby miał z tym coś wspólnego. Wyglądał na takiego... Taak, Srdan oczywiście już widział w nim kogoś stanowiącego zagrożenie. Albo przynajmniej duży problem.
W następnej chwili zmarszczył znowu brwi, słysząc wypowiedź Scarlett skierowanej ku Misaki. Nie rozumiał. Taak, Srdan w kontaktach interpersonalnych nie był zbyt dobry i nie zawsze wiedział co ktoś próbuje przekazać i nie wiedział też, że między Scarlett i Misaki pojawił się teraz swoisty konflikt. Ale skoro o nim nie wiedział, to... nie zaprzątał nim sobie głowy. W następnej chwili zdziwił się. Chciała się przejść? Sama? Słowa skierowane ku nieznajomemu go zaciekawiły, a ten ruch, podrzucenie worka... Sakiewki mężczyzny jak zrozumiał z jej wypowiedzi. Zerknął na niego, zauważając jego spojrzenie rzucone na księżniczkę. Czy jego to rozbawiło? Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał jego relację. A odpowiedź... Nie spodobała mu się. Od najmłodszych lat był uczony szacunku do osób wysoko postawionych. Nie wspominając o obowiązku zachowania się jak najlepiej w takim towarzystwie jak Scarlett. No cóż, w końcu był dawnym gwardzistą i kilkukrotnym delegatem i emisariuszem Kryształowego Królestwa. Nawet w Danae był kilka razy z racji pełnionej funkcji. Dawne czasy... Rzucił mężczyźnie badawcze spojrzenie jeszcze raz i popatrzył to na Marduka, który nie wiedział co ma ze sobą przez chwilę zrobić i na Misaki. No i na koniec na odchodzącą Scarlett. Coś mu tu nie pasowało i miał zamiar się dowiedzieć co.
Popatrzył na drobną elfkę przy jego boku. Nadal trzymał dłoń na jej ramieniu, teraz delikatnie przejechał kciukiem po jej skórze, następnie dłonią delikatnie zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy, w których mogła dopatrzeć się spokoju i otuchy ku niej skierowanej.
- Muszę z nią pogadać. Zaraz wrócę, obiecuję. - Szepnął cicho, tak żeby tylko ona słyszała. Pochylił się i krótko ją pocałował, albo raczej musnął ustami jej wargi. Wziął rękę z jej ramienia. Popatrzył na Marduka i zbliżył się do niego, kładąc mu ciężko dłoń na ramieniu i spoglądając mu w oczy.
- Pójdę z nią pogadać. Zaopiekuj się... - Tutaj nie do końca wiedział jak ją teraz nazwać. Po prostu po imieniu? Partnerką? Dziewczyną? To głupie... - Zaopiekuj się Misaki. - To chyba było najwygodniejsze wyjście. Rzucił nieufne spojrzenie zmiennokształtnemu. Nie wiedział, czego miał się po nim spodziewać. Popatrzył jeszcze raz na Marduka. Czemu mu ufał? Dla Srdana była to prosta rzecz. Elf był opiekunem Scarlett, był jej strażnikiem, w pewnym sensie żołnierzem... Przynajmniej w granicach rozumowania włócznika. A on ufał, że skoro pełni taką funkcje, to może mu zaufać. Nawyk ze starych czasów. Mocno ściskając włócznię ruszył za księżniczką. Zatrzymał się jeszcze na chwilę, rzucając uśmiech Ayuzawie, po czym szybkim krokiem skierował się za Scarlett. Nie zdążyła odejść daleko i szła niezbyt szybko. Dogonił ją po paru chwilach, wyrównując z nią swój krok, by po chwili zagrodzić jej drogę.
- Ja... - Dobra, no to co miał teraz powiedzieć? Sam nie wiedział do końca dlaczego za nią poszedł. To była spontaniczna decyzja podjęta pod wpływem chwili. Rozchylił delikatnie wargi, chcąc coś powiedzieć, jednakże nie wiedząc co. Głupie, co nie? Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że wgapia się w nią z otwartymi ustami. Cóż za nietakt z jego strony! Od razu zamknął je, wbijając spojrzenie w ziemię pomiędzy nimi, a dzieliło ich mniej więcej pół metra odległości, może odrobinkę mniej nawet.
- Przepraszam. - W końcu powiedział. Dobra, niezbyt oryginalne i wymagające przy wymyślaniu, ale to było chyba jedna z najtrafniejszych rzeczy które mógł powiedzieć. Jednakże, przepraszał za to co przed chwilą zrobił, a nie za to, że opuścił ją tam w Danae. Ale... Po co miałby to teraz sprostować?
- Misaki
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 90
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Elf leśny
- Profesje:
- Kontakt:
Myślała, że na tym się skończy... Odłożą broń i się pożegnają. Oczywiście, że nie mogło się to tak skończyć! Trzeba było zrobić z siebie ofiarę… Dziewczyna podeszła do nich, wymijając swojego ochroniarza. Ukłoniła się i co… Zaczęła płakać. Tak płakać, ryczeć. No może nie aż tak, ale kilka łez spłynęło z jej oka. Albo chciała zwrócić na siebie uwagę, albo między nią, a Srdanem kiedyś było coś więcej niż przyjaźń. Lepiej, bo może nadal coś jest.
Wtedy poczuła fale ciepła. To chyba nazywa się zazdrość połączona z …czymś tam jeszcze. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie jej głos, znaczy się pytanie:
- ''Szukamy Kamiennego Ołtarza. Wiecie, gdzie on się znajduje? Kręcą się tam zmiennokształtni? - zapytała nieco drżącym głosem, ale próbowała nad tym panować.
Z podkreśleniem na słowo ‘’wiecie’’ ...
-Litości...- myślała, nie wyrażając żadnych uczuć, po mimice twarzy.
Już chciała jej odpowiedzieć, ale nie! Musiała się wtrącić. No i się odezwała.
- ''Jestem Scarlett- zwróciła się do nieznajomej elfki.''
- ''Spokojnie, nie zjem go. Jest Twój.'' - Puściła jej oczko, po czym zawróciła do nieznajomego typa.
-''Do czego to k****było?'' - Zapytała się sama siebie w myślach chyba z milion razy.
-Witaj Księżniczko Scarlett- odpowiedziała, przesadnie się kłaniając.
Było kulturalnie się przedstawić, ale pomyślała, że nie potrzebne jest jej imię. Dlatego zignorowała ten nie takt. Po za tym była nie miła, dlaczego Misaki musiała być, wobec niej uprzejma, bo była księżniczką? Też mi coś.
Tak bardzo, drażniły ją księżniczki, że chciała jej odpowiedzieć, że ma ją daleko gdzieś tam. Jednak z szacunku na to, że się znali z Srdanem uśmiechnęła się do niej niczym głupia idiotka i też mrugnęła okiem. Ona wtedy się odwróciła od niej, więc widzieć tego nie mogła, ale niestety obserwator mógł. Co sprawiło ją w leciutkie zakłopotanie. Jednak pomyślała, że to raczej nie jest żaden przyjaciel. Szczególnie po tym, jak się do niej odezwał:
- Wyglądam ci na niańkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Nie mogła się powstrzymać, od lekkiego wybuchu śmiechem. Ten typ jej bardziej przypadł do gustu niż księżniczka. Przynajmniej był milszy. Póki się nie odzywał.
Tak więc księżniczka wybrała się na spacer, gdy poszła przed siebie, poczuła ulgę, ale wtedy… Dopiero po tak długim czasie zorientowała się, że na ramieniu ma dłoń elfa. Po chwili delikatnie przejechał kciukiem po jej skórze, następnie dłonią delikatnie zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy i przez chwilę miała wrażenia, jakby chciał powiedzieć, że pójdzie za nią, bo się o nią martwi. No i dużo się nie pomyliła.
- ''Muszę z nią pogadać. Zaraz wrócę, obiecuję.'' - Szepnął cicho do niej
i W jej głowie pojawiła się jedna odpowiedzieć:
-''Chyba zgłupiałeś.''
Nie dość, że chciał ją zostawić samą z podejrzanym typem, to jeszcze za chciało mu się sam na sam, gadać z księżniczką. Ten to ma tupet.
Oczywiście był na tyle głupi, by wykonać następny, bezsensowny, ruch. Delikatne muśniecie jej warg. Zaczerwieniła się na twarzy leciutko. Zrobiła duże oczy, a gdy on podszedł do ochroniarza Scarlett i po prosił o opiekę nad nią, po prostu.... Zawiodła się na nim. Brakowało jej słów, nie wiedziała jak nawet się odezwać. Czy to ma w ogóle jakiś sens i tak za nią pobiegnie. Długo nie czekała poszedł za ‘’swoją’’ księżniczką.
-Myślałam, że jest inny- mruknęła pod nosem.
Wtedy nagle w swojej głowie nagle usłyszała znajome głosy z koszmarów:
-''Myliłaś się, myliłaś się.''
Wzdrygnęła się i otworzyła, szeroko oczy myśląc, że śpi. Z boku wyglądało to naprawdę śmiesznie, ale ona nie mogła ukryć, że się przestraszyła. Jej serce biło coraz szybciej.
Wzięła głęboki oddech. Po patrzyła się w stronę gdzie poszedł Srdan. Ze smutkiem spuściła głowę i po patrzyła się na ziemie. Jej serce się uspokoiło. Wtedy podeszła do nieznajomego.
-Nie wyglądasz, jakbyś przepadał za księżniczkami, szczególnie za nią. Jesteś płatnym mordercą czy co?-zapytała się, by zająć czymś umysł.
Nie czekając na jego odpowiedź, zatrzymała się kilka metrów od niego i po patrzyła się mu w twarz.
-W sumie to nie moja sprawa- dodała.
Nie potrafiła oszukać umysłu i serca. Dlatego wciąż zastanawiała się, co mogą oni tam robić, jednak nie była wścibską księżniczką i nie poszła za nimi. Na szczęście nie wpadło jej to nawet do głowy. Po prostu usiadła pod drzewem, w kapturzę, odwracając wzrok od nieznajomego. Myśląc o wszystkim, byle nie o Srdanie i jego… przyjaciółce.
Wtedy poczuła fale ciepła. To chyba nazywa się zazdrość połączona z …czymś tam jeszcze. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie jej głos, znaczy się pytanie:
- ''Szukamy Kamiennego Ołtarza. Wiecie, gdzie on się znajduje? Kręcą się tam zmiennokształtni? - zapytała nieco drżącym głosem, ale próbowała nad tym panować.
Z podkreśleniem na słowo ‘’wiecie’’ ...
-Litości...- myślała, nie wyrażając żadnych uczuć, po mimice twarzy.
Już chciała jej odpowiedzieć, ale nie! Musiała się wtrącić. No i się odezwała.
- ''Jestem Scarlett- zwróciła się do nieznajomej elfki.''
- ''Spokojnie, nie zjem go. Jest Twój.'' - Puściła jej oczko, po czym zawróciła do nieznajomego typa.
-''Do czego to k****było?'' - Zapytała się sama siebie w myślach chyba z milion razy.
-Witaj Księżniczko Scarlett- odpowiedziała, przesadnie się kłaniając.
Było kulturalnie się przedstawić, ale pomyślała, że nie potrzebne jest jej imię. Dlatego zignorowała ten nie takt. Po za tym była nie miła, dlaczego Misaki musiała być, wobec niej uprzejma, bo była księżniczką? Też mi coś.
Tak bardzo, drażniły ją księżniczki, że chciała jej odpowiedzieć, że ma ją daleko gdzieś tam. Jednak z szacunku na to, że się znali z Srdanem uśmiechnęła się do niej niczym głupia idiotka i też mrugnęła okiem. Ona wtedy się odwróciła od niej, więc widzieć tego nie mogła, ale niestety obserwator mógł. Co sprawiło ją w leciutkie zakłopotanie. Jednak pomyślała, że to raczej nie jest żaden przyjaciel. Szczególnie po tym, jak się do niej odezwał:
- Wyglądam ci na niańkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Nie mogła się powstrzymać, od lekkiego wybuchu śmiechem. Ten typ jej bardziej przypadł do gustu niż księżniczka. Przynajmniej był milszy. Póki się nie odzywał.
Tak więc księżniczka wybrała się na spacer, gdy poszła przed siebie, poczuła ulgę, ale wtedy… Dopiero po tak długim czasie zorientowała się, że na ramieniu ma dłoń elfa. Po chwili delikatnie przejechał kciukiem po jej skórze, następnie dłonią delikatnie zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy i przez chwilę miała wrażenia, jakby chciał powiedzieć, że pójdzie za nią, bo się o nią martwi. No i dużo się nie pomyliła.
- ''Muszę z nią pogadać. Zaraz wrócę, obiecuję.'' - Szepnął cicho do niej
i W jej głowie pojawiła się jedna odpowiedzieć:
-''Chyba zgłupiałeś.''
Nie dość, że chciał ją zostawić samą z podejrzanym typem, to jeszcze za chciało mu się sam na sam, gadać z księżniczką. Ten to ma tupet.
Oczywiście był na tyle głupi, by wykonać następny, bezsensowny, ruch. Delikatne muśniecie jej warg. Zaczerwieniła się na twarzy leciutko. Zrobiła duże oczy, a gdy on podszedł do ochroniarza Scarlett i po prosił o opiekę nad nią, po prostu.... Zawiodła się na nim. Brakowało jej słów, nie wiedziała jak nawet się odezwać. Czy to ma w ogóle jakiś sens i tak za nią pobiegnie. Długo nie czekała poszedł za ‘’swoją’’ księżniczką.
-Myślałam, że jest inny- mruknęła pod nosem.
Wtedy nagle w swojej głowie nagle usłyszała znajome głosy z koszmarów:
-''Myliłaś się, myliłaś się.''
Wzdrygnęła się i otworzyła, szeroko oczy myśląc, że śpi. Z boku wyglądało to naprawdę śmiesznie, ale ona nie mogła ukryć, że się przestraszyła. Jej serce biło coraz szybciej.
Wzięła głęboki oddech. Po patrzyła się w stronę gdzie poszedł Srdan. Ze smutkiem spuściła głowę i po patrzyła się na ziemie. Jej serce się uspokoiło. Wtedy podeszła do nieznajomego.
-Nie wyglądasz, jakbyś przepadał za księżniczkami, szczególnie za nią. Jesteś płatnym mordercą czy co?-zapytała się, by zająć czymś umysł.
Nie czekając na jego odpowiedź, zatrzymała się kilka metrów od niego i po patrzyła się mu w twarz.
-W sumie to nie moja sprawa- dodała.
Nie potrafiła oszukać umysłu i serca. Dlatego wciąż zastanawiała się, co mogą oni tam robić, jednak nie była wścibską księżniczką i nie poszła za nimi. Na szczęście nie wpadło jej to nawet do głowy. Po prostu usiadła pod drzewem, w kapturzę, odwracając wzrok od nieznajomego. Myśląc o wszystkim, byle nie o Srdanie i jego… przyjaciółce.
Słyszała jak Barius coś tam mruczy pod nosem, ale niewiele ją to obchodziło. Chociaż zaczynała żałować, że nie rzuciła mu swoim kosztownym naszyjnikiem w twarz - może wtedy faktycznie spełniłby jej prośbę. Podwinęła nieco swą długą suknię i ruszyła wzdłuż rzeki.
Nie miała jakiegoś szczególnego powodu, z którego chciała się udać na samotny spacer. Był to po prostu zwykły kaprys księżniczki, nic wielkiego. Dlatego też zdziwiła się, gdy nagle usłyszała jak ktoś za nią idzie. W pierwszej chwili odstawiała, iż szpiegiem był Marduk, ale sposób stawiania kroków znacznie się różnił. Nie musiała długo czekać na rozwikłanie tejże malutkiej zagadki, bowiem po chwili stanął przed nią Srdan.Zmusił ją tym samym do zaprzestania dalszego spaceru, dlatego też odsunęła się nieco od niego i dopiero wtedy przystanęła. Bez żadnej krępacji wpatrywała się w niego, jakby wyczekiwała tego, co miał jej do powiedzenia. No i się doczekała.
- Przepraszam. - Usłyszała z jego ust. A może po prostu się przesłyszała? Nastawiała się na takie słowa, więc równie dobrze mogła je sobie wymyślić. Podobno każdy słyszy to, co chce słyszeć. Mimo wszystko, postanowiła zaufać swemu słuchowi.
- Nie masz za co. - Wzruszyła lekko ramionami, po czym podparła się dłońmi na biodrach. - Przecież nic takiego nie powiedziałeś. Znalazłam sobie nowe towarzystwo... chociaż nie... musiałam je kupić, bo przecież ze mną nie da się wytrzymać nawet dnia. Kilka godzin jest strasznym wyczynem. W sumie, to powinna być taka konkurencja sportowa na różnych turniejach... kto dłużej wytrzyma z księżniczką Scarlett. Marduk niedługo przeze mnie osiwieje... - zaczęła ględzić jak nakręcona. A miała w planach powiedzieć tylko "nie masz za co", a następnie wyminąć elfa i udać się w swoją stroną.
Sama w końcu zasłoniła swoje usta, chcąc w ten sposób zmusić się do milczenia. Pomogło, jednak nie na długo. Przypomniało jej się nagle, że nie otrzymała od nich odpowiedzi, tam przy koniach. Zapytała bowiem o Kamienny Ołtarz, gdzie on się znajduje i czy w okolicy nie była żadnych zmiennokształtnych czy podobnych istot. Chociaż...
- Zaraz, zaraz...- zaczęła się zastanawiać na głos, jednak te słowa wymówiła stosunkowo cicho. To miała być niestety zapowiedź ogromnej burzy, która wybuchnie między nimi i to najprawdopodobniej za kilka sekund.
Gdy zadała owe pytanie, Srdan ani tamta dziunia nie odpowiedzieli jej słowami, ale elf dziwnie się uśmiechnął. To nie był zwykły uśmiech, nie określał on sympatii względem Scarlett. Za nim kryły się miłe wspomnienia i to nawet bardzo.
- Co Wyście tam robili?! - krzyknęła, dając upust swoim emocjom, które kumulowały się w niej od momentu ujrzenia tej dwójki. - Musieliście akurat zabawiać się na łonie natury? Za daleko było do karczmy? Nie wiem... lepsze wrażenia zmysłowe czy inne pieprzone doznania? - Teraz była znacznie spokojniejsza, jednakże z jej oczu cisnęły pioruny. Nie dziwiła się sobie. To o nich mówili zmiennokształtni, to te elfy zbezcześciły ich święty gaj.
Marduk stał pod jednym z drzew, uważnie obserwując Bariusa i nieznajomą elfkę. Co prawda, nie złożył żadnej obietnicy, ale to chyba oczywiste, że nie pozwoliłby hienołakowi skrzywdzić dziewczynę. Cóż, gdyby była koniem czy innym zwierzakiem sytuacja wyglądałaby tak samo.
Chciał iść za swoją podopieczną,ale wolał uniknąć późniejszej kłótni. Dlatego też stał i czekał na dalszy przebieg zdarzeń. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy usłyszał ten bardzo dobrze znany mu krzyk.
- Pozabijają się - powiedział nieco zażenowany.
Nie miała jakiegoś szczególnego powodu, z którego chciała się udać na samotny spacer. Był to po prostu zwykły kaprys księżniczki, nic wielkiego. Dlatego też zdziwiła się, gdy nagle usłyszała jak ktoś za nią idzie. W pierwszej chwili odstawiała, iż szpiegiem był Marduk, ale sposób stawiania kroków znacznie się różnił. Nie musiała długo czekać na rozwikłanie tejże malutkiej zagadki, bowiem po chwili stanął przed nią Srdan.Zmusił ją tym samym do zaprzestania dalszego spaceru, dlatego też odsunęła się nieco od niego i dopiero wtedy przystanęła. Bez żadnej krępacji wpatrywała się w niego, jakby wyczekiwała tego, co miał jej do powiedzenia. No i się doczekała.
- Przepraszam. - Usłyszała z jego ust. A może po prostu się przesłyszała? Nastawiała się na takie słowa, więc równie dobrze mogła je sobie wymyślić. Podobno każdy słyszy to, co chce słyszeć. Mimo wszystko, postanowiła zaufać swemu słuchowi.
- Nie masz za co. - Wzruszyła lekko ramionami, po czym podparła się dłońmi na biodrach. - Przecież nic takiego nie powiedziałeś. Znalazłam sobie nowe towarzystwo... chociaż nie... musiałam je kupić, bo przecież ze mną nie da się wytrzymać nawet dnia. Kilka godzin jest strasznym wyczynem. W sumie, to powinna być taka konkurencja sportowa na różnych turniejach... kto dłużej wytrzyma z księżniczką Scarlett. Marduk niedługo przeze mnie osiwieje... - zaczęła ględzić jak nakręcona. A miała w planach powiedzieć tylko "nie masz za co", a następnie wyminąć elfa i udać się w swoją stroną.
Sama w końcu zasłoniła swoje usta, chcąc w ten sposób zmusić się do milczenia. Pomogło, jednak nie na długo. Przypomniało jej się nagle, że nie otrzymała od nich odpowiedzi, tam przy koniach. Zapytała bowiem o Kamienny Ołtarz, gdzie on się znajduje i czy w okolicy nie była żadnych zmiennokształtnych czy podobnych istot. Chociaż...
- Zaraz, zaraz...- zaczęła się zastanawiać na głos, jednak te słowa wymówiła stosunkowo cicho. To miała być niestety zapowiedź ogromnej burzy, która wybuchnie między nimi i to najprawdopodobniej za kilka sekund.
Gdy zadała owe pytanie, Srdan ani tamta dziunia nie odpowiedzieli jej słowami, ale elf dziwnie się uśmiechnął. To nie był zwykły uśmiech, nie określał on sympatii względem Scarlett. Za nim kryły się miłe wspomnienia i to nawet bardzo.
- Co Wyście tam robili?! - krzyknęła, dając upust swoim emocjom, które kumulowały się w niej od momentu ujrzenia tej dwójki. - Musieliście akurat zabawiać się na łonie natury? Za daleko było do karczmy? Nie wiem... lepsze wrażenia zmysłowe czy inne pieprzone doznania? - Teraz była znacznie spokojniejsza, jednakże z jej oczu cisnęły pioruny. Nie dziwiła się sobie. To o nich mówili zmiennokształtni, to te elfy zbezcześciły ich święty gaj.
Marduk stał pod jednym z drzew, uważnie obserwując Bariusa i nieznajomą elfkę. Co prawda, nie złożył żadnej obietnicy, ale to chyba oczywiste, że nie pozwoliłby hienołakowi skrzywdzić dziewczynę. Cóż, gdyby była koniem czy innym zwierzakiem sytuacja wyglądałaby tak samo.
Chciał iść za swoją podopieczną,ale wolał uniknąć późniejszej kłótni. Dlatego też stał i czekał na dalszy przebieg zdarzeń. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy usłyszał ten bardzo dobrze znany mu krzyk.
- Pozabijają się - powiedział nieco zażenowany.
- Barius
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 110
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: hienołak
- Profesje:
- Kontakt:
I to on był największym skurwielem jakiego nosiła ta ziemia, tak? Patrzył jak włócznik oddala się idąc jak piesek za księżną. I nawet nie chodziło o to, że wręcz czuł pod skórą, że tak właśnie będzie, w czym się nie pomylił. Rozbroiło go fakt, że pocałował zakapturzoną spiczastouchą a potem polazł jak gdyby nigdy nic za tamtą. Oczywiście, to była księżna i byle chłopina mógł uważać, że złapał samego Prasmoka za nogi, ale nawet taki prymityw i barbarzyńca jak Barius wiedział gdzie są granice. Czuł buzujący testosteron nie gorzej od zapachu lasu. Na swój sposób to zabawne ile aromatów unosi się w powietrzu, a jak mało inteligentnych form życia zdaje sobie sprawę z ogromu informacji, które zwyczajnie, przelatują im koło nosa. Owszem hipokryzją było stwierdzenie, że hienołak należał do grupy wiernych i lojalnych, ale jeśli wymieniał dziwki na oczach innych panien wątpliwego prowadzania się, żadna z nich nie miała mu tego za złe. Liczyła się zawartość sakwy, i brzdęk monet wynagradzać mógł kurtyzanom chyba wszelkie niegodziwości jakie przynosił los. Dlatego chyba tak je lubił… konkretne, dosadne, profesjonalne i pozbawione balastu tych wszelkich aspektów, które czyniły porządne kobiety irytującymi. Nie płakały, nie żaliły się, uśmiechały słodko na byle żart i okazywały aprobatę, nawet jeśli było się najpodlejszą szumowiną na świecie nie godną nawet dzielić się z resztą powietrzem. Wiadomo było czego się po nich spodziewać, a i one miały świadomość pewnych kolei rzeczy. Mogły być głupie i wulgarne i nie przedstawiać sobą żadnych wartości poza kawałkiem odsłoniętej dupy – o ile można było traktować to w kategoriach bezsprzecznych zalet lecz mimo tego uosabiały sobą iluzję tego co rozgrzewało serca nawet takich jak Barius. Namiastkę ciepła i zrozumienia. Zakapturzona nie wyglądała na pierwszą lepszą, nie wiedział czym zasłużyła sobie na takie traktowanie elfa, ale w gruncie rzeczy nie interesowało go to. Po prostu go to dziwiło. Może z tego powodu pociekły jej łzy? Tylko, żeby nikogo myśli hienołaka nie doprowadziły do błędnego wniosku – miał totalnie… w poważaniu, co też chodziło po głowie nieznajomej i jak się czuła. Po prostu analizował sytuację.
Jej pytanie nieco zbiło go z pantałyku. Jego powieki rozszerzyły się nieznacznie przebijając wzrokiem przez mgiełkę dymu. Gdyby nie fakt, że nie chciał spłycać swego oddechu by odpowiedzieć elfce, zapewne wypaliłby tekstem, przez który trzy razy zastanowiłaby się czy nie lepiej mimo wszystko ruszyć za parką bez wzlgędu na wymówkę. Można było ufać na słowo – Barius potrafił budzić trwogę nie napinając nawet jednego mięśnia swoich mocarnych ramion. Całe szczęście sama poprawiła się dochodząc do niespodziewanie trafnego wniosku – zaiste, nie było to jej interesem.
Widząc jak siada pod drzewem gwizdnął w jej kierunku. Ten sam instynkt, który nie oszukał go wcześniej, podpowiadał mu, że spędzą tu jeszcze dłuższą chwilę więc nie ma sensu w mig przygotowaywać się do dalszej drogi. Elfka cokolwiek wolała - myśleć o tym czy nie – też powinna ten fakt zaakceptować, zanim nie zacznie żenujących scen zazdrości i żalu.
- Palisz? – zapytał wypuszczajac gęstszą chmurkę gryzących przełyk oparów. Gestem palca przywołał ją do siebie i było w tym kiwnięciu zarówno coś niespodziewanie władczego, pokazującego, że brak wykonania niemego polecenia nie zostanie zignorowany. Nim zdążyłaby się zaniepokoić wypalił z kolejnym zdaniem.
- Jak nie palisz, to masz okazję zacząć, trochę minie zanim wyjaśnią sobie to i owo, a kurewsko nie chce mi się udawać, że pinda i przydupas nie marnują mojego czasu. Odrobina rozmowy wypełni czas, którego nikt mi nie zwróci.
Uwagę o pieprzeniu się w krzakach sobie darował, wyszłoby jeszcze, że jest zazdrosny, albo co gorsza pilnuje ich moralności. Żadne z tych dwóch, po prostu interesowało go złoto, a od bezczynnego czekania nad rzeką robił się głodny. Im bardziej doskwierał mu brak strawy tym gorsze było samopoczucie, a im gorsze było jego samopoczucie – tym gorsze mogło być samopoczucie całej grupy.
- Umiesz gotować laluniu? – zapytał jednak próżno było szukać w tonie nawet cienia flirtu. Chyba faktycznie szukał kucharki, z dwojga złego przynajmniej nie chciał zjeść jej… w jakimkolwiek sensie. Wypuścił kolejny siwy obłok kierując wzrok ku wzlatującym pasmom. Jeśli elfka chciałaby zapalić – skręci jej zawiniątko i się podzieli, a jeśli odmówi, cóż – będzie więcej dla niego.
- Zgłodniałem, mógłbym rozejrzeć się nad czymś co da się wrzucić do gara. Hmm? – potrząsnąl kudłatą głową zerkajac gdzieś pod kaptur dziewczyny.
- Dawno nie jadłem niczego przygotowanego przez kobiece dłonie, miła odmiana po drodze tam i z powrotem - wykonał gest ręką wskazujący, że koczowniczy tryb życia wydaje mu się nie mniej nudny, co amory księżnej i włócznika. Przekrzywił nieco głowę czekając na jej odpowiedź.
- Oczywiście, możesz pokazać jak silną i niezależną kobietą jesteś, ale zanim twój marcowy kotek wróci można zajać się czymś pożytecznym, no chyba, że wolisz chlipać w cieniu tamtego drzewa. To jak? – kiwnął głową oczekując chyba podjęcia przez nią decyzji. Swoją drogą obecność tak bezpośredniego typ było pewnie trudno wytrzymać, ale kiedy mówił o tym posiłku jakoś milej błyszczały mu oczy, choć pewnie to wyraz nieubłagalnego łaknienia.
Marduk zdawał się dla niego nie istnieć. Facet wydawał się już stracony, bezwolna kukła na posyłki, ktoś obarczony tak słabym charakterem nie zasługiwał nawet by tracić na niego więcej jak chwilę. Jego słowa wywołały niemniej uśmiech na twarzy zwierzoczłeka.
- Będę tęsknił – wystarczyło spojrzeć mu w oczy by wiedzieć, że los elfow obchodzi go mniej jak zeszłoroczne śniegi.
Jej pytanie nieco zbiło go z pantałyku. Jego powieki rozszerzyły się nieznacznie przebijając wzrokiem przez mgiełkę dymu. Gdyby nie fakt, że nie chciał spłycać swego oddechu by odpowiedzieć elfce, zapewne wypaliłby tekstem, przez który trzy razy zastanowiłaby się czy nie lepiej mimo wszystko ruszyć za parką bez wzlgędu na wymówkę. Można było ufać na słowo – Barius potrafił budzić trwogę nie napinając nawet jednego mięśnia swoich mocarnych ramion. Całe szczęście sama poprawiła się dochodząc do niespodziewanie trafnego wniosku – zaiste, nie było to jej interesem.
Widząc jak siada pod drzewem gwizdnął w jej kierunku. Ten sam instynkt, który nie oszukał go wcześniej, podpowiadał mu, że spędzą tu jeszcze dłuższą chwilę więc nie ma sensu w mig przygotowaywać się do dalszej drogi. Elfka cokolwiek wolała - myśleć o tym czy nie – też powinna ten fakt zaakceptować, zanim nie zacznie żenujących scen zazdrości i żalu.
- Palisz? – zapytał wypuszczajac gęstszą chmurkę gryzących przełyk oparów. Gestem palca przywołał ją do siebie i było w tym kiwnięciu zarówno coś niespodziewanie władczego, pokazującego, że brak wykonania niemego polecenia nie zostanie zignorowany. Nim zdążyłaby się zaniepokoić wypalił z kolejnym zdaniem.
- Jak nie palisz, to masz okazję zacząć, trochę minie zanim wyjaśnią sobie to i owo, a kurewsko nie chce mi się udawać, że pinda i przydupas nie marnują mojego czasu. Odrobina rozmowy wypełni czas, którego nikt mi nie zwróci.
Uwagę o pieprzeniu się w krzakach sobie darował, wyszłoby jeszcze, że jest zazdrosny, albo co gorsza pilnuje ich moralności. Żadne z tych dwóch, po prostu interesowało go złoto, a od bezczynnego czekania nad rzeką robił się głodny. Im bardziej doskwierał mu brak strawy tym gorsze było samopoczucie, a im gorsze było jego samopoczucie – tym gorsze mogło być samopoczucie całej grupy.
- Umiesz gotować laluniu? – zapytał jednak próżno było szukać w tonie nawet cienia flirtu. Chyba faktycznie szukał kucharki, z dwojga złego przynajmniej nie chciał zjeść jej… w jakimkolwiek sensie. Wypuścił kolejny siwy obłok kierując wzrok ku wzlatującym pasmom. Jeśli elfka chciałaby zapalić – skręci jej zawiniątko i się podzieli, a jeśli odmówi, cóż – będzie więcej dla niego.
- Zgłodniałem, mógłbym rozejrzeć się nad czymś co da się wrzucić do gara. Hmm? – potrząsnąl kudłatą głową zerkajac gdzieś pod kaptur dziewczyny.
- Dawno nie jadłem niczego przygotowanego przez kobiece dłonie, miła odmiana po drodze tam i z powrotem - wykonał gest ręką wskazujący, że koczowniczy tryb życia wydaje mu się nie mniej nudny, co amory księżnej i włócznika. Przekrzywił nieco głowę czekając na jej odpowiedź.
- Oczywiście, możesz pokazać jak silną i niezależną kobietą jesteś, ale zanim twój marcowy kotek wróci można zajać się czymś pożytecznym, no chyba, że wolisz chlipać w cieniu tamtego drzewa. To jak? – kiwnął głową oczekując chyba podjęcia przez nią decyzji. Swoją drogą obecność tak bezpośredniego typ było pewnie trudno wytrzymać, ale kiedy mówił o tym posiłku jakoś milej błyszczały mu oczy, choć pewnie to wyraz nieubłagalnego łaknienia.
Marduk zdawał się dla niego nie istnieć. Facet wydawał się już stracony, bezwolna kukła na posyłki, ktoś obarczony tak słabym charakterem nie zasługiwał nawet by tracić na niego więcej jak chwilę. Jego słowa wywołały niemniej uśmiech na twarzy zwierzoczłeka.
- Będę tęsknił – wystarczyło spojrzeć mu w oczy by wiedzieć, że los elfow obchodzi go mniej jak zeszłoroczne śniegi.
- Srdan
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 91
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Włóczęga , Wojownik
- Kontakt:
O ile Srdan był na swój sposób inteligentną osobą, co głównie okazywał w kryzysowych sytuacjach, na polu bitwy, czy po prostu jako taktyk, strateg, to w tym przypadku... Nie wiedział, jak źle czynił. Oh, gdyby miał chociaż trochę oleju w głowie, to na pewno by tak nie zrobił. Ale on po prostu... Najzwyczajniej w świecie był głupi w kontaktach tego typu. Potrafił na polu bitwy poprowadzić swoich żołnierzy do walki, wszystko skrupulatnie rozplanować tak, że nie miało prawa się to nie udać. Dobrze przemawiał do żołnierzy, nawet nie przygotowując wcześniej żadnej mowy. Umiał ich poprowadzić, rozmawiać z nimi, zrobić tak, żeby robili to czego oczekiwał. Sam nie wiedział jak. Robił to po prostu instynktownie, jakby miał do tego wrodzony talent. Natomiast tutaj, gdzie w kontaktach z kobietami jest zwyczajnie słaby, nie umiał zauważyć tego, że po prostu zrobił coś źle.
Zamknął oczy i odetchnął z ulga, kiedy usłyszał z jej ust słowa "Nie masz za co" No. Czyli sprawa wyjaśniona. Otworzył oczy, żeby zobaczyć jak podparła się dłońmi na biodrach... i zaczęło się. Wytknęła mu więcej, niż nawet myślał, że zawinił. Opuścił lekko zrezygnowany ramiona, słuchając jej tyrady. Po jakimś czasie umilkła, zasłaniając dłonią usta. Już otwierał usta, żeby powiedzieć coś na swoją obronę, lub cokolwiek innego, kiedy usłyszał znowu jej głos, tym razem cichszy aż zmrużył oczy zdziwiony. Zamknął usta, czekając na jej kolejną wypowiedź. Co oni tam robili? Ale... O co jej teraz chodziło? Co robili? Gdzie robili? Jacy oni? Po chwili zrozumiał. Wtedy na jego twarzy która początkowo wyrażała kompletne zdziwienie, pojawiło się zrozumienie. Zmieszane ze zdziwieniem. No i odrobiną zmieszania.
Tym razem inteligentnie wykorzystał chwilkę w której Scarlett przerwała. Nie ważne, czy to na chwilkę żeby nabrać oddech, żeby przygotować się do wygłoszenia kolejnej tyrady... To było nieistotne. Wyczuł okazję i coś kazało mu to wykorzystać. Siląc się na spokojny ton wtrącił się.
- Nic nie robiliśmy przy Ołtarzu! - Bardzo wygodna odpowiedź. Mogła to zinterpretować na wiele sposobów. Że nie uprawiali seksu na ołtarzu, co było prawdą. W jego najbliższej okolicy - również. Nie powiedział też, jakoby robili to gdzieś indziej. Nawet on wiedział, że gdyby powiedział, że zrobili to gdzie indziej, skazałby się na śmierć w mękach wymierzonych mu przez ksieżniczkę. No i zamilkł, czekając na dalszy ciąg jej tyrady. Może nie będzie tak źle?
Zamknął oczy i odetchnął z ulga, kiedy usłyszał z jej ust słowa "Nie masz za co" No. Czyli sprawa wyjaśniona. Otworzył oczy, żeby zobaczyć jak podparła się dłońmi na biodrach... i zaczęło się. Wytknęła mu więcej, niż nawet myślał, że zawinił. Opuścił lekko zrezygnowany ramiona, słuchając jej tyrady. Po jakimś czasie umilkła, zasłaniając dłonią usta. Już otwierał usta, żeby powiedzieć coś na swoją obronę, lub cokolwiek innego, kiedy usłyszał znowu jej głos, tym razem cichszy aż zmrużył oczy zdziwiony. Zamknął usta, czekając na jej kolejną wypowiedź. Co oni tam robili? Ale... O co jej teraz chodziło? Co robili? Gdzie robili? Jacy oni? Po chwili zrozumiał. Wtedy na jego twarzy która początkowo wyrażała kompletne zdziwienie, pojawiło się zrozumienie. Zmieszane ze zdziwieniem. No i odrobiną zmieszania.
Tym razem inteligentnie wykorzystał chwilkę w której Scarlett przerwała. Nie ważne, czy to na chwilkę żeby nabrać oddech, żeby przygotować się do wygłoszenia kolejnej tyrady... To było nieistotne. Wyczuł okazję i coś kazało mu to wykorzystać. Siląc się na spokojny ton wtrącił się.
- Nic nie robiliśmy przy Ołtarzu! - Bardzo wygodna odpowiedź. Mogła to zinterpretować na wiele sposobów. Że nie uprawiali seksu na ołtarzu, co było prawdą. W jego najbliższej okolicy - również. Nie powiedział też, jakoby robili to gdzieś indziej. Nawet on wiedział, że gdyby powiedział, że zrobili to gdzie indziej, skazałby się na śmierć w mękach wymierzonych mu przez ksieżniczkę. No i zamilkł, czekając na dalszy ciąg jej tyrady. Może nie będzie tak źle?
- Misaki
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 90
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Elf leśny
- Profesje:
- Kontakt:
Gdy tak siedziała pod drzewem, rozmyślając o jedzeniu, wpadła jej do głowy myśl, że w sumie może z tą odejść. Zniknąć bez żadnych konsekwencji. Wtedy usłyszała krzyki. Poczuła kłucie w sercu, ale szybko jej przeszło. Kiedy zaczęła znów myśleć o jedzeniu, słyszała tupot króliczych nóżek.
Mogła sobie spokojnie siedzieć i zebrać się na wstanie by po prostu odejście w dal, bez żadnych emocji, myśli, wyrzutów sumienia, ale jednak… miała w sobie duszę dobra, która sprawiała, iż wszystkie rzeczy chodziły, jej po głowię.
Nagle nieznajomy odezwał się, bez uprzedzenia.
-''Palisz?''- zapytał.
Kiedyś, paliła, jak jeszcze żył Spit. W ukryciu przed mistrzem. Trenowali więc nie powinni palić, poza tym jest to jeden ze środków odurzających umysł. Jednak razem z przyjacielem uwielbiali łamać reguły i robili to bardzo często. Od tego czasu sporo minęło, dlatego w takiej chwili chętnie bym spróbowała.
Na początku zignorowała go, rozmyślając o odejściu z tej żenującej sytuacji. Jednak poczuła władzę nad sobą i po patrzyła się w jego twarz.
- ''Jak nie palisz, to masz okazję zacząć, trochę minie, zanim wyjaśnią sobie to i owo, a kurewsko nie chce mi się udawać, że pinda i przydupas nie marnują mojego czasu. Odrobina rozmowy wypełni czas, którego nikt mi nie zwróci.''
Miał dobre zdanie na temat tego, co miało miejsce z gołąbkami. Wtedy uświadomiła sobie, że chyba miała racje, z własnej woli tu nie był, albo najemnik, albo jakiś chory morderca.
Znów pomyślała o jedzeniu, specjalnie by nie wspominać księżniczki i Srdana. Wtedy też usłyszała od nieznajomego pytanie.
-''Umiesz gotować laluniu?''
Pytanie tak bardzo na miejscu, że nie mogła się oprzeć śmiechu. Zachichotała pod kapturem. Na szczęście nie widział, że ma uśmiech od ucha do ucha. No, bo kto teraz tak mówi. Jednak nie ważne niech mówi, jak chcę. Jej głowa znów była skierowana w ziemie, a bardziej na swoje długie zgrabne nogi.
Następnie chciał podkreślić, że zgłodniał, co sprawiło, że znów uśmiechnęła się na twarzy. Był jak dziecko. Mówił, co chciał, robił, co chciał i myślał, że jest najlepszy. Większość mężczyzn tak ma.
Pytanie o to by coś upolował, wydawało się miłe. Jedyna chyba rzecz w jego wypowiedziach(prócz zaproponowania wspólnego palenia), ale zajrzenie za kaptur już nie. Jej kosmyk włosów wystawał, jak ktoś by spojrzał jak gdyby w jej twarz. Dlatego, gdy schylił się, od razu gwałtownie zareagowała, spuszczając na twarz bardziej swój kaptur.
Po chwili znów wrócił podły charakterek zmiennokształtnego:
- ''Oczywiście, możesz pokazać jak silną i niezależną kobietą jesteś, ale zanim twój marcowy kotek wróci można zajać się czymś pożytecznym, no chyba, że wolisz chlipać w cieniu tamtego drzewa. To jak?''
Bardzo miłe, ale jakoś nie przejęła się tymi słowami. Doszła do konkluzji wtedy. Był chamem, ale przydatnym.
Wyprostowała się i pomyślała nad planem. Minęło ledwie kilka sekund, a ona wstała, patrząc kątem oka, na jego przekrzywioną głową, czekającą na odpowiedź.
-Skręć mi coś dobrego na początku- odpowiedziała mu po raz pierwszy.
-Idę zebrać trochę ziół. Pełno królików tak więc- króliczki w ziołach powinny Ci smakować, a jak nie to pójdziesz sobie na lepsze danie do karczmy.-dodała bez uczuciowo.
Sugeracja upolowania kilku zajęcy chyba poszła jej dobrze. Tak więc teraz mogła spokojnie zając się tym, co lubiła.. Śpiewaniem z dala od wszystkich.
Już miała zrobić krok, ale odwróciła się jeszcze do niego na moment:
-Ogniskiem i obdarciem królika ze skóry też się zajmiesz. Nie wątpię…
Wtedy odwróciła się i poszła w stronę lasu, gdzie wyczuwała woń ziół.
Błąkała się po lesie dobre kilka minut, a gdy już była wystarczająco daleko od ‘’obozowiska’’ oddała się swojemu hobby. Zaczęła śpiewać, jej głos był bardzo piękny, wręcz idealny. Jednym z najpiękniejszych i najniebezpieczniejszych dźwięków leśnych elfów. Głos był jej bronią, a także zaletą. Nie jeden mężczyzna uległ jej śpiewu.
Śpiewała o kobiecie, która za dnia kochała się z mężczyznami, a w nocy ich zabijała. Nazywała się Damą nocy i taki tytuł miała piosenka. Smutna, ale piękna. Jej głos było słychać dla tych, co mieli wyczulony słuch z bardzo daleka np. elfów, zwierzołaków, zwierząt. Niestety nie zdawała sobie z tego sprawy, po prostu oddała się temu, co tak bardzo kochała.
Śpiewając, zbierała wszelakie zioła, przyprawy, wszystko, co było przydatne. Tak, mijały sekundy, minuty. W końcu straciła rachubę czasu. Nie było jej przez bardzo długą chwilę. Spokojnie można było upolować 10 królików i rozpalić ognisko.
Mogła sobie spokojnie siedzieć i zebrać się na wstanie by po prostu odejście w dal, bez żadnych emocji, myśli, wyrzutów sumienia, ale jednak… miała w sobie duszę dobra, która sprawiała, iż wszystkie rzeczy chodziły, jej po głowię.
Nagle nieznajomy odezwał się, bez uprzedzenia.
-''Palisz?''- zapytał.
Kiedyś, paliła, jak jeszcze żył Spit. W ukryciu przed mistrzem. Trenowali więc nie powinni palić, poza tym jest to jeden ze środków odurzających umysł. Jednak razem z przyjacielem uwielbiali łamać reguły i robili to bardzo często. Od tego czasu sporo minęło, dlatego w takiej chwili chętnie bym spróbowała.
Na początku zignorowała go, rozmyślając o odejściu z tej żenującej sytuacji. Jednak poczuła władzę nad sobą i po patrzyła się w jego twarz.
- ''Jak nie palisz, to masz okazję zacząć, trochę minie, zanim wyjaśnią sobie to i owo, a kurewsko nie chce mi się udawać, że pinda i przydupas nie marnują mojego czasu. Odrobina rozmowy wypełni czas, którego nikt mi nie zwróci.''
Miał dobre zdanie na temat tego, co miało miejsce z gołąbkami. Wtedy uświadomiła sobie, że chyba miała racje, z własnej woli tu nie był, albo najemnik, albo jakiś chory morderca.
Znów pomyślała o jedzeniu, specjalnie by nie wspominać księżniczki i Srdana. Wtedy też usłyszała od nieznajomego pytanie.
-''Umiesz gotować laluniu?''
Pytanie tak bardzo na miejscu, że nie mogła się oprzeć śmiechu. Zachichotała pod kapturem. Na szczęście nie widział, że ma uśmiech od ucha do ucha. No, bo kto teraz tak mówi. Jednak nie ważne niech mówi, jak chcę. Jej głowa znów była skierowana w ziemie, a bardziej na swoje długie zgrabne nogi.
Następnie chciał podkreślić, że zgłodniał, co sprawiło, że znów uśmiechnęła się na twarzy. Był jak dziecko. Mówił, co chciał, robił, co chciał i myślał, że jest najlepszy. Większość mężczyzn tak ma.
Pytanie o to by coś upolował, wydawało się miłe. Jedyna chyba rzecz w jego wypowiedziach(prócz zaproponowania wspólnego palenia), ale zajrzenie za kaptur już nie. Jej kosmyk włosów wystawał, jak ktoś by spojrzał jak gdyby w jej twarz. Dlatego, gdy schylił się, od razu gwałtownie zareagowała, spuszczając na twarz bardziej swój kaptur.
Po chwili znów wrócił podły charakterek zmiennokształtnego:
- ''Oczywiście, możesz pokazać jak silną i niezależną kobietą jesteś, ale zanim twój marcowy kotek wróci można zajać się czymś pożytecznym, no chyba, że wolisz chlipać w cieniu tamtego drzewa. To jak?''
Bardzo miłe, ale jakoś nie przejęła się tymi słowami. Doszła do konkluzji wtedy. Był chamem, ale przydatnym.
Wyprostowała się i pomyślała nad planem. Minęło ledwie kilka sekund, a ona wstała, patrząc kątem oka, na jego przekrzywioną głową, czekającą na odpowiedź.
-Skręć mi coś dobrego na początku- odpowiedziała mu po raz pierwszy.
-Idę zebrać trochę ziół. Pełno królików tak więc- króliczki w ziołach powinny Ci smakować, a jak nie to pójdziesz sobie na lepsze danie do karczmy.-dodała bez uczuciowo.
Sugeracja upolowania kilku zajęcy chyba poszła jej dobrze. Tak więc teraz mogła spokojnie zając się tym, co lubiła.. Śpiewaniem z dala od wszystkich.
Już miała zrobić krok, ale odwróciła się jeszcze do niego na moment:
-Ogniskiem i obdarciem królika ze skóry też się zajmiesz. Nie wątpię…
Wtedy odwróciła się i poszła w stronę lasu, gdzie wyczuwała woń ziół.
Błąkała się po lesie dobre kilka minut, a gdy już była wystarczająco daleko od ‘’obozowiska’’ oddała się swojemu hobby. Zaczęła śpiewać, jej głos był bardzo piękny, wręcz idealny. Jednym z najpiękniejszych i najniebezpieczniejszych dźwięków leśnych elfów. Głos był jej bronią, a także zaletą. Nie jeden mężczyzna uległ jej śpiewu.
Śpiewała o kobiecie, która za dnia kochała się z mężczyznami, a w nocy ich zabijała. Nazywała się Damą nocy i taki tytuł miała piosenka. Smutna, ale piękna. Jej głos było słychać dla tych, co mieli wyczulony słuch z bardzo daleka np. elfów, zwierzołaków, zwierząt. Niestety nie zdawała sobie z tego sprawy, po prostu oddała się temu, co tak bardzo kochała.
Śpiewając, zbierała wszelakie zioła, przyprawy, wszystko, co było przydatne. Tak, mijały sekundy, minuty. W końcu straciła rachubę czasu. Nie było jej przez bardzo długą chwilę. Spokojnie można było upolować 10 królików i rozpalić ognisko.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości