Szepczący Las[Na skraju lasu] I gdzie te przygody?

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

[Na skraju lasu] I gdzie te przygody?

Post autor: Bonnie »

Gdy wyruszała z maleńkiej wioski w dalszą drogę, Bonnie nie martwiła się o nic. Pogoda sprzyjała jeździe i nic nie zapowiadało pogorszeniu się warunków. Mimo wczesnej pory z nieba lał się żar. Na szczęście ochłodę dawał jej wiatr wiejący od strony Gór Dasso oraz cień leśnych, gęsto rosnących drzew..
Nim ponownie trafiła na Błękitny Szlak musiała zatrzymać się na nocny spoczynek. Nie chciała nocować w karczmie, wolała zatrzymać się w prywatnym domu, o ile znalazłaby rodzinę, która chciałaby przyjąć bardkę. Jeden z gospodarzy pozwolił spędzić pod jego dachem noc. Jego żona na początku nie była zachwycona. Po nieznanej kobiecie można się wiele spodziewać, zwłaszcza gdy prosi o nocleg. Bała się o siebie i swój niewielki majątek. Było to do przewidzenia i Fellerianka nie była tym specjalnie zdziwiona. Pani domu ugościła ją i męża sytą strawą i grzanym winem. Podczas posiłku śpiewaczka powiedziała co nieco o sobie. Odpowiadała chętnie na pytania, przytaczała zabawne historie z dworów pańskich, podzieliła się anegdotami i plotkami, które także wpadały do jej ucha. Może to przez wino, ale kobieta bardzo ją polubiła i stała się bardziej rozmowna i otwarta. Gdy Bonnie kierowała się do swojego pokoju kobieta zdradziła jej, że bardzo potrzebowała właśnie takiego towarzystwa. Po toalecie prędko wślizgnęła się pod ciepłą i świeżą pierzynę i w mig zasnęła. Obudziła się skoro świt. Nie chciała męczyć swoich dobroczyńców. Oboje jednak nie chcieli by wyjechała od nich z pustymi rękami. Mężczyzna oddał jej rumaka w zamian za swojego. Był silniejszy niż ten, na którym przyjechała. Do tego owsa i parę szkap drewna. Pani domostwa dała wałówkę na drogę, bukłak z wodą, a przy wręczaniu gorąco ją uściskała. Pół-anielica zauważyła łezkę w jej błękitnych oczach. Wyruszając obejrzała się za siebie i pomachała starszej parze na pożegnanie.
Była w połowie drogi do Ekradonu. Nagle zerwał się wiatr, silny i porywisty. Za sobą usłyszała głuchy dźwięk. Koń stawał się niespokojny, ostrożnie stawał kopyta. Bonnie poklepała go po grzbiecie. Nie spodziewała się, że burza jest już tak blisko. W mgnieniu oka zrobiło się ciemno i luną lodowaty deszcz. Zwierze przestraszone galopem popędziło przez las, bezskutecznie próbowała je zatrzymać. Najmocniej jak tylko potrafiła pociągnęła za lejce. Cały bagaż zleciał, gdy ogier stanął na tylnych nogach, a wraz z nim śpiewaczka. Nie dało się go zatrzymać. Cała mokła, brudna przez błoto znalazła schronienie w sośnie-strażniczce, wielkim drzewie z dziurą w środku. Drżącymi rękami poukładała wilgotne drewno i rozpaliła ogień. Nie mogła zasnąć i tylko przysłuchiwała się grzmotom.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Czarny jeździec utrzymywał się na gniadym rumaku. Bojowy wierzchowiec z trudem pokonywał błotniste wysepki które dawniej mogłyby być drogami handlowymi. Spod kaptura Galanotha spadały kolejne ciężkie krople deszczu. Doświadczeni podróżnicy powiadają, że deszcz to trzecia noga u wędrowca, niestety z kulą dołączoną na łańcuchu. Za porywistym koniem o czystej krwi zostawał tylko krajobraz szarości i gór. Wszystko dookoła ginęło w sicie wielkich igieł wody. Wiatr ułamywał delikatne gałązki, trawa zaś przybrała brunatnego odcienia. Tutejsze rejony Galanoth pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Gdy był młodym, niewykształconym giermkiem, i dopiero co skończył dwadzieścia lat, często chadzał po tutejszych lasach i borach. Góry wspinające się wysoko w niebiosa badał codziennie. Chodził po ścieżkach ginących w ciasnych kamiennych korytarzach i jaskiniach. Wielokrotnie gubił się wśród skał podobnych do siebie jak dwie krople...
Wody. Chciało mu się pić. W bukłaku nie miał nic prócz świeżo nabytego chleba i wina. Dużo wina. Dwie drogie butelki królewskich rarytasów przelał do jednego naczynia. Zakręcił je ostrożnie i przywiązał do siodła. Tuż przed podróżą był pewien, że wino powinno mu starczyć. Tym razem żałował swojej pewności siebie.
Koń zatrzymał się tuż przy zakręcie w głąb lasu. Galanoth rozejrzał się uważnie po okolicy. Nie dostrzegł żadnych śladów zwierzyny, również dzikie bestie niebezpieczne dla podróżników zniknęły gdzieś, prawdopodobnie głęboko pod ziemią lub w skałach gór.
- To zły dzień dla nas, mój drogi... - odezwał się sam do siebie. Teoretycznie. Tuż przy prawym barku mężczyzny wyrastała postać zgarbionego kruka. Volatil milczał, taka jego natura. Choć pochodził z hodowli szaleńczego maga nie było w nim ani krzty umiejętności paranormalnych. Chyba. Niektórzy magowie o delikatnej, wrażliwej percepcji aur dostrzegali w kruku potencjał magii. Inni milczeli na jego temat. Tak czy inaczej był to jedyny przyjaciel Galanotha, który podróżował z nim od zawsze.
Rumak zaś, pożyczony do czasu dotarcia do królestwa Elfów, patrzył się przed siebie. Drugi, podobny do niego biegł skrajem błotnistej drogi. Patatajał jak szalony, chyba coś go goniło. Uderzenia kopyt o grunt, tętent z jakim nadchodził pozwoliły rycerzowi dostrzec kilka interesujących szczegółów. Koń miał na sobie pakunki, luźno puszczone strzemiona, kobiece siodło wyłożone owczą wełną. Z jednego z plecaków nasuniętych na wierzchowca wysuwała się jasna lniana sukienka. Może w świetle letniego dnia wyglądałaby kusząco na dworach zamków, jednak w hałdach deszczu i błota przypominała ubranie straceńców.

Czarny jeździec utrzymywał się na gniadym rumaku. Za lejce prowadził nieco mniejszego konika, uspokojonego po walce z samym sobą. Zatrzymany niedaleko stąd pozostawił wyraźne ślady. Galanoth, skądinąd myśliwy i urodzony tropiciel, bez problemu wynajdywał kolejne ciężkie uderzenia w ziemi. Po niedługim czasie Elf nie musiał przypatrywać się dokładnie ziemi. Słyszał i widział wyraźnie. W zielonych zaroślach, tuż za bujnymi krzewami malin, dostrzegł wysokie drzewo. Sosna. Silne ramiona rozpinała dookoła siebie. Elf, choć w swoich krainach nie widział zbyt wiele takich miejsc, rozumiał ich znaczenie i powagę. Pokłonił się, a złapanego konia prowadził przed siebie.
- Panienka raczy uważać. Konie z Błękitnego Szlaku nie są przyjemne. Urodzone do ciągnięcia pługów i maszyn rolnych, ale nie nadają się do biegania po lasach. - odezwał się spokojnie, nie wykonując gwałtownych ruchów.
Zsunął z siebie mokry kaptur płaszcza. Srebrne włosy zakrywały częściowo twarz.
- Wiem doskonale. Ostatni opuścił mnie w połowie trasy na Wybrzeże. Jestem Galanoth Thelas, książę z Północy.
Jakby tytuł potrafił upewnić dziewczynę.
- Nie musisz się mnie obawiać.
Awatar użytkownika
Sally
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sally »

Wiatr zawodził w gałęziach, deszcz bębnił o leśne poszycie. Grzmoty rozbrzmiewały nad lasem i błyski tylko chwilowo rozświetlały złowieszcze ciemności. Paskudna pogoda na jazdę, a co dopiero na przechadzki. Sally taka pogoda nie przeszkadzała, można powiedzieć nawet, że była jej na rękę. Odzwierciedlała jej stan duszy, czyli jak zwykle podłamany, lekko depresyjny i ponury jak śmierć. A przy tym straszliwie chciało się jej płakać, tak tęskniła za odrobiną ludzkiego ciepła, miłości, dobra. Co oczywiście kłóciło się z jej żywiołową niechęcią do wszystkiego co żywe i materialne. Jedynym wyjątkiem od reguły stała się Bestia, czyli znaleziony niedawno mały wilczur, którym się opiekowała. Choć to oczywiście w jej przypadku nie znaczyło to samo, co u innych. Pokochała wilczura, co objawiało się różnymi formami opieki. Najczęściej były to zaskakujące napady czułości, podczas których przytulała, głaskała i bawiła się z nim. Rzadziej zdarzało się, że go uczyła zachowania się, żeby jakby się jej coś stało, to zdołał przeżyć. Jeszcze mniej liczne były wybuchy chorobliwej troski, w czasie których chroniła go od wszelkiego niebezpieczeństwa, tego realnego, mało prawdopodobnego, zmyślonego czy tak nieprawdopodobnie głupiego, że chciało się jej później z niego śmieć. Najrzadziej odczuwała względem niego niechęć, mając go za kolejną głupie, materialne stworzenie. Ignorowała go wtedy. W przerwach zachowała się względem niego w miarę poprawnie, czyli łączyła wszystko po trochu w jeden, logiczny sposób postępowania. Co ciekawe, taki sposób postępowania odpowiadał jej podopiecznemu. Zamyślona, a raczej zatopiona w przeżywaniu tego, jak tragiczna jest jej egzystencja, początkowo nie zwróciła uwagi na piski Bestii. Po chwili dopiero przypomniała sobie, że piszczy tak tylko w tedy, kiedy poczuje człowieka. Wilcze szczenię uczyło się w zastraszającym tempie i szybko pojęło, że jego pani unika ludzi. Najczęściej. Tym razem długo stała nad śladem kopyt, tak długo, aż zaczęły powoli rozpływać się w błocie, zastanawiając się co ma z tym zrobić. Śladów było osiem, znaczy dwa konie. Poruszyła się nagle i od razu ruszyła w drogę. Szybkim krokiem szła w stronę ludzi. Ile czasu wędruje, za towarzystwo mając tylko Bestię? Kiedy widziała się z tamtymi dwoma dziewczynami? Czas mijał niepostrzeżenie kiedy jego upływ nie ma na ciebie wpływu... Przestaje się liczyć dni, tygodnie, miesiące, pory roku zmieniają się jak w kalejdoskopie. Po co liczyć czas? Ludzie, elfy i inni liczą go, bo mają tylko określony na ziemi. Jej czas miną już dawno, teraz jest poza nim.
Nagle w oddali dostrzegła na tle zieleni lasu ciemnia sylwetkę człowieka. Oparła się plecami o pień drzewa, oglądając go pobieżnie. Prowadził jednego konia, siedział na drogim. Poszła za nim w pewnej odległości, choć pewnie w strugach deszczu nie dostrzegłby drobnej postaci zjawy. Nie miał szans usłyszeć jej kroków, w postaci niematerialnej przez wszytko przenikała, woda nie chlupała jej pod stopą, gałązka najmniejsza nie trzasnęła. Doszli do sosny-strażniczki.
Słyszała już o sosnach-strażniczkach. Były to olbrzymie drzewa, wydrążone w środku. Używali ich wszyscy, który umieli je znaleźć, a służyła za miejsce na nocleg czy na czas burzy. Zwykle w jej wnętrzu znajdowało się jakieś posłanie, miejsce na ognisko, czasem nawet koce i naczynia. Dziewczyna jednak, która schroniła się tak przed deszczem, miała pecha, bo jej sosna była urządzona iście po spartańsku.Nie było tam nawet siennika. Zjawa podeszła bliżej, by słyszeć co mówi elf. Zamierzała to zrobić niepostrzeżenie, i rzeczywiście, ona poruszała się bezszelestnie. Wilk jednak nie miał jej zahamowań. Głośno sapiąc i powarkując zbliżył się niebezpiecznie do nóg konia, najwyraźniej mając ochotę je obgryźć. Wyglądałoby to zapewne groźniej, gdyby nie to, że był to jeszcze szczeniak. Plątał się o własne łapy a jego zęby niedawno dopiero zaczęły rosnąć. Widok był zatem zamiast pełen grozy, pełen komizmu. "Może jednak powinnam go nazwać Maluch, jak go nazywała Rae, a nie Bestia. Taka z niego bestia jak ze mnie krasnolud " pomyślała rozbawiona. Zjawa miała ochotę roześmiać się, jednak zamiast tego cichutko zagwizdała. Jej pupil zatrzymaj się zadsttawiając ucho w jej stronę. Zjawa zagwizdała ponownie, nieco głośniej a ten zawrócił ku niej.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bonnie »

Wesołe płonienie rozjaśniły wnętrze drzewa. Chociaż ogień nie był za duży to dawał on zaskakująco dużo ciepła. Nie mogła oderwać wzroku od unoszących się iskier i czerwonych języków. Widok ją hipnotyzował, nie zwracała uwagi na coraz głośniejsze echo grzmotów. Myślała tylko o nim i o legendzie, którą poznała pewnego wieczoru, dość niedawno. Siedziała wtedy przy kominku, towarzyszył jej młody mężczyzna. Szeptał. Opowiadał o tym, jak w blasku ognia rodzi się magia. Trzeba zgasić świece, pozostawić palące się drewno. Wówczas zatrzymuje się czas. Ludzie, którzy są w świetle, mogą być kim tylko chcą, mówić, co chcą i robić, co chcą. Zegary ponownie ruszą, kiedy na knotach pojawiają się płomyki. O wszystkim, co wydarzyło się zanim wosk zaczął się topić, zapominano, ba, to nigdy nie miało miejsca. Wtedy po chwili ciszy na swoich wargach poczuła nieznane ciepło. Wyznał, że tego pocałunku nie zapomni. Później zaniósł Bonnie do łóżka. Sam znikną, gdy tylko pojawił się sen i więcej nie wrócił.
Nie wiedziała dokładnie, ile czasu rozmyślała. Przeszłość nie była szczególnie ważna, żyła chwilą. I balladami. W jej głowie brzmiały nowe melodie. Gromadziła teksty zainspirowane życiem ludzi w dworach, o bujnych romansach, o rycerzach. Bardziej ciekawił ją jednak żywot ludzi mieszkających poza murami pałaców. Całkiem inaczej patrzono na świat, wszystko wydawało się jej prostsze, i słowa i gesty. Tutaj panowała wolność od etykiety i innych ograniczających reguł. Sąsiedzi znali się od urodzenia i trudno było spiskować przeciwko komuś, bo i niby po co? Dobre stosunki opierały się o wzajemną, prawdziwą życzliwość.
A gdyby pomieszać te dwa światy? Złączyć je w jednej balladzie i dać im współgrać? - pojawiła się myśl. Od razu spodobał jej się ten pomysł. Musiała jednak znaleźć inspirację, być świadkiem takich zdarzeń bądź poznać podobne. Zbliżała się do Ekradonu, rodziła się pewna nadzieja. A jak nie w tym mieście to w innym, przecież to mogło się wydarzyć na prawdę. Wierzyła w to z całego serca. Musiałaby tylko odnaleźć takie osoby, taką parę, która mimo wielu różnic, przeciwności losu może być razem. To był plan na następne dni, a i nawet miesiące. Cieszyła się jak dziecko. Tylko... coś ją niepokoiło. Zaczęła się przysłuchiwać, oprócz głośnych grzmotów słyszała coś jeszcze. Z zewnątrz dochodziły nienaturalne trzaski, jakby łamane patyczki. Miała nadzieję, że drzewo nie zostanie przewrócone. Wydawało się solidne mimo pustki w środku.. Ciekawość wzięła górę. Wstała z ziemi i kierowała się ku wyjściu. Pierwsze co zobaczyła to był koń, jej koń.
- Jak...- ...wróciłeś, koniku?-dokończyła zdanie w myślach. Dotarło coś do Fellerianki. On nie powrócił sam! Za stworzeniem stał ktoś i prowadził to niesforne zwierze. Kaptur zasłaniał niemal całą twarz. Wydawało jej się, że odzywa się do niej niewidzialna postać przykryta płaszczem. Upewnił ją, że jednak swoje ciało ma niejaki Galanoth Thelas. Szukała i przypominała sobie ale nie było jej dane nigdy go spotkać, to było niemal pewne.
- Nie czuję żadnych obaw, książę.-Tak na prawdę nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić. Zmieszała się. Schowała ręce za sobą, splatając palce. Z pewna nutą nieśmiałości ale z radością w głosie z jej ust padła propozycja:
-Widzę, że ten dzień jest pechowy nie tylko dla mnie. Upłynie jeszcze jakiś czas zanim burza minie. Jestem gotowa podzielić się schronieniem jaki ofiaruje sosna i ogniem.-Odcharknęła, po czym ukłoniła się leciutko.-Jestem Bonnie. Po prostu.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Srebrnowłosa postać zatrzęsła się na siodle. Bojowy rumak otrząsł pysk z grubych kropel wody. Część z nich opadła na ziemię, część zaś zaznaczyła wyłupione wejście do prastarego drzewa.
Rycerz nigdy nie uczył się sztuk magicznych w takim stopniu, by wyczuwać aury i sfery duchowe. Każdy jego nauczyciel wiedzę tajemną zachowywał tylko dla siebie. Jakby trzymali największy sekret na koniec świata... albo jeszcze dłużej.
Galanoth oparł się prawą stopą o ziemię, powoli zszedł z wierzchowca. Zwierzę drżało z zimna i zmęczenia. Gnanie po bezludnych równinach nigdy nie należało do bezpiecznych i przyjemnych. Zawsze pozostaje szansa zostania zaatakowanym przez bandytów... albo coś znacznie gorszego. Wilki, cieniotwory, demony, wampiry, nieumarli, wichrowe duchy, upiory, snarlaki, groudle... Księgostwory i bestiariusze pękają od nadmiaru informacji. Niektóre z nich są oczywiście fałszywe, wyssane z palca. Często zdarzało się w historii literatury, by historie o istotach zamieszczać tuż po usłyszeniu ich od... niani. Opiekunki dla dzieci często straszyły podopiecznych nieprawdziwymi opowiastkami o trójgłowych dzieciach, które za karę mają zaszyte usta i nic nie widzą, albo o gigantycznych krukach które potrafią wydziobywać ludziom wspomnienia...
Jednym z takich ptaków Galanoth spotkał się osobiście, ale to już inna, możliwe że także kłamliwa historia.
- Zapewne o mnie nigdy nie słyszałaś. Spokojnie. Nie jesteś jedyna. Moja gwiazda zgasła dawno temu.
Gdy tylko poświęciłem się dla Niej..., dodał w myślach, boleśnie.
Czerwona peleryna powiewała na srogim wietrze. Materiał uderzał o boki metalowych nagolenników, kapa pełna wody zrzucała z siebie drobinki na dłonie i matowe włosy Galanotha.
- Wybacz, że nie podróżuję z książęcą świtą godną królewskiego rodu. Zazwyczaj chadzam samotnie... z towarzystwem mego skrzydlatego przyjaciela
Volatil krzyknął. Jego dziób rozsunął się, wydał pisk przypominający wrzawę "in copulo".
- Chyba właśnie się z tobą przywitał..
Elf uśmiechnął się, po czym uwiązał włosy w ciasny kucyk. Stalowe rękawice pobrzękiwały podczas uderzeń o siebie.
- Pochodzę z dalekiej Północy. To kraina pełna lodu, śniegów i niebezpieczeństw. - wyjaśniał spokojnie, zdejmując z siebie mokre odzienie. Na pierwsze miejsce poszły naramienniki, rękawice i wierzchnia szata przykrywająca lnianą koszulę. Przy lewej piersi miała ona wyszyty herb rodu Thelas
- Historia moja bycia tutaj jest... skomplikowana. Nie boisz się mnie?
Awatar użytkownika
Sally
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sally »

- Ty mój mały urwisie - wyszeptała czule do wilka, gdy ten tylko się zbliżyła. Mówiła na tyle cicho, że tylko osoba o naprawdę wyczulonym słychu mogłaby ją usłyszeć, i to przy odrobinie szczęścia. Wiatr po raz kolejny szarpną lasem, deszcz zaciął mocniej. Zjawa miała ochotę wytargać pupila za uszy, ale do odnowienia czaru w naszyjniki zostało jeszcze trochę czasu. Do zmierzchu. Sally naprawdę zaczął cieszyć fakt, że mimo zaciętego wiatru i deszczu, ona jest sucha i nieprzemarznięta.Tymczasem nakazała wilczkowi być cicho i podeszła nieco bliżej, by przejrzeć się twarzy rycerza, jak się przedstawił, księcia z północy. Gdy ją dostrzegła, mimowolnie wdała zduszony okrzyk. Podeszła krok do niego i zaraz z przestrachem cofnęła o kilka. Zaszokowana nie odrywała od niego wzroku. Momentalnie cofnęła się w czasie do tego feralnego dnia, zobaczyła we wspomnieniach z całą wyrazistością rycerza, którym była wtedy tak szaleńczo zakochana, jak potrafią wariacko kochać tylko młode dziewczęta. Widziała, jakby znów tam była, jak wymachuje mieczem, dzielnie odpierając ciosy zbójów, jak zakrada się jeden od tyłu, jak zadaje zdradziecki cios w tył głowy, jak rycerz osuwa się na ziemie, gdzie tratują go kopyta koni i miażdżą koła powozu. A ten Galanoth.... On miał jego twarz. Jego sylwetkę. Nawet sposób trzymania się w siodle. Podobieństwo ją poraziło na tyle, że zapomniała o wszystkim innym.
- Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe - szeptała w kółko wciąż się wycofując. "Spokojnie" nakazała sama sobie "przyjrzyj mu się uważnie. To nie może być on." Po chwili obserwacji widziała już drobne różnice, wiedziała już że to nie te same osoby. Jej rycerz był nieco niższy, mniej masywny w barkach. Włosy miał ciemniejsze, natomiast oczy nieznacznie jaśniejsze. No, i miał bledszą cerę. Ale podobieństwo i tak było ogromne. Zjawa otrząsnęła się ze zdumienia. Całe zajście nie trwało długo najwyżej dwie, trzy minuty.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bonnie »

Książę. Nie pomyślałaby. Nic, zupełnie nic nie wskazywało na to, że pochodzi ze szlacheckiego rodu. Zawsze myślała, że takie osobistości wędrują chociaż z eskortą. Lasy, knieje były potwornie niebezpieczne. Okazja czyni i złodzieja i bandytę. Wystarczyłaby kilkunastoosobowa grupa dość sprytnych ludzi, by zaatakować z zaskoczenia. Trudno było też wspominać o groźnych istotach, które tylko czekają, aż wędrowiec straci koncentrację, przestanie się rozglądać. A tu nic, zero. Galanoth albo był świetnie wyćwiczony w walce albo liczy na szczęście. Cóż, jeszcze żył, czyli radzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami.
Gdy opowiedział co nieco, Bonnie przyjrzała się przybyszowi uważnie. Zwracała uwagę na detale, doszukiwała się charakterystycznych cech wyglądu. Jasne blond włosy, to one rzuciły się jako pierwsze. A gdy tylko spiął włosy kucyk pokazały się uszy. Elfie, spiczaste uszy. Dopiero teraz domyśliła się, z kim ma przyjemność. Północ, spiczaste uszka.. Lodowy Elf. Słyszała o nich jedynie, a każdy opowiadał rożne bajki. Podobno mają być agresywne, nieczułe, nieuprzejme. Spotkała się nawet z takim stwierdzeniem, że mróz zamroził im wszystkie ciepłe emocje i odruchy. Straszono, że każde spotkanie z Lodowym Elfem może zakończyć się jej szybką, ale bezbolesną śmiercią. Thelas zapienił ją, że nie musi się obawiać, miała taka cichą nadzieję. Nie dane jej było spotkać Elfa z północy, dlatego ciekawa była, czy wszystkie Elfy były podobnie zbudowane. Był masywny, szeroki w barkach. Po prostu wielki. Wszelkie podobne pytania zapamiętała ale postanowiła, że nie pochwali się swoją ciekawością.
Ah, i był jeszcze czarny kruk. Wielkie ptaszysko siedziało na prawym ramieniu. Wydał z siebie okrzyk, i podobno miało być to powitanie. Zwierzak, swoimi czarnymi ślepiami, z zaciekawieniem obserwował Fellerinkę. Był... uroczy to fakt ale małe oczka onieśmielały.
-Nie, nie czuję żadnych obaw-odpowiedziała na pytanie.-Niby co mogłoby mnie przestraszyć? To, że jesteś Elfem, mężczyzną?
Chwyciła lejce obu koni. Chciała, by znalazły się one blisko ognia dlatego poprowadziła je do wejścia sosny-strażniczki. Wciąż jednak słuchała słów Galanotha.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Volatil zatrzepotał skrzydłami. Upiorne pióra zrzuciły z siebie grube krople deszczu. Większość z nich zniknęła w otchłani rozpalonego ognia. Syknięcia niszczonego z rwetesem ognia przypominały Galanothowi stare czasy. Te same ogniska, ustronne schronienia, prowizoryczne namioty... z ruchów gwiazd i zwierzyny odczytywano pory wieków. Dni mijały szybko i zachłannie, jakby było ich tak wiele... Noce zaś przypominały teatr cieni pobudzany przeżywanymi przygodami. Wtedy każda sylwetka odbijana po ścianach tawern miała swoją historię. Wartość nieporównywalną z innymi. Piwo lało się strumieniami, dziewki dzieliły się beczkami najlepszego ale, a miasta płonęły od zabawy i rozbojów.
Dzieciństwo w sam raz dla dorastającego rycerza..., rozmarzył się Elf, po czym znów skonfrontował wzrok z odmętami ogniska. Przypatrywał się mu z ciekawością. Nawet z lubieżnością. Przeważnie Lodowe Elfy nie są przyzwyczajone do życia wśród gęstwin lasów i borów. Zielone bory nie są dla nich. Daleko na Północy jest ich zaledwie garstka. Większość drewna sprowadza się zza łańcuchów gór lub statkami, droga morską. Mówi się jakoby magowie ziemi i druidzi, skądinąd zwaśnieni tylko z wrogami przyrody, pomagali w uprawach roślin i opiekowaniu nad lasami. Ostatnie plotki wysyłane listownie opowiadają o wielkich lasach... pod ziemią. To prawda, labirynty grot rozciągają się po szerokich polach Północy. Czasem można nawet usłyszeć zgrzytający śnieg tuż nad głowami, napierający na kamienne ściany. Galanoth nie podejrzewałby jednak, by "Zaklęci" nagle zaczęli swoje magiczne eskapady tuż pod poziomem gruntu...
Kolejny syk ognia obudził uśpionego we wspomnieniach rycerza. Otworzył szerzej oczy, rozejrzał się po wycięciu drzewa. Ciepły głos panienki kazał mu działać. Stać w miejscu i nic nie robić? Nie, to nie było w jego guście. Zdecydowanie należały się jej słowa wyjaśnienia. Ale przede wszystkim... z uśmiechem. Skrępowanym, warto dodać.
- Nie wiem co jest gorsze... bycie mężczyzną czy Elfem. Jak kiedyś dowiem się różnicy, na pewno dam Ci znać.
Czerwony płaszcz zatańczył w ramionach. Srebrne, choć podniszczone błotem zapinki od odzienia puściły luzem krwawy materiał. Płaszcz miał być osnową, piękną kurtyną chroniącą to co rzeczywiste od wnętrza drzewa. Galanoth z utęsknieniem spojrzał na głębię szepczącego deszczem lasu. Przemawiał... wilczym warkotem. W dodatku bardzo bliskim.

Niewiasta przy pniu poczuła ciężar miłości. Nietypowa aura wiążąca ostrze Różyczki dotknęła ją tuż przy brzuchu. Nie sprawiła żadnego bólu, rany ni kropli krwi. Spokojny wzrok rycerza padał to na postać dziewczęcia, to na wilczura.
- Podróżowanie w samotności bywa zgubne. - zaczął, wycofując miecz - Proszę jednak pamiętać, że zwierzęcy towarzysz nie jest tak samo cichy jak miękkie stopy istoty...
Którą jesteś...
- Odpowiedni trening powinien zniwelować przyczyny, a przynajmniej większość... rozpoznania.
Awatar użytkownika
Sally
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sally »

Wilk zawarczał. Sally zamarła na chwilę, przyglądając mu się z niebotycznym zdumieniem. To nie było zwykłe warczenie, jakim obdarzał kogoś, kogo nie zna, ani tym bardziej przyjacielskie warknięcie, jakie słyszała podczas zabawy. To był odgłos drapieżnika, który wyczuwa niebezpieczeństwo, warczenie ostrzegające, groźne i, niestety, bardzo głośne. To ta chwila nieuwagi sprawiła, że nie zauważyła, jak rycerz pojawił się obok niej. Ostrze miecza zatrzymało się kilka centymetrów od jej brzucha, tak blisko, że wystarczyło jedno drgniecie ręki i zatopiłoby się w jej ciele. Reka trzymająca miecz jednak nie zadrżała, a cofnęła się.
- Mój towarzysz, jeśli zechce, może poruszać się równie cicho, co jego właścicielka. Nie potrzebuje treningu - odparła chłodno, choć cicho, z wyraźną niechęcią w głosie. Nie było w tym przechwałki, tyko stwierdzenie faktu. Co było powodem niechęci, nie trudno się domyślić.
- Staniała, widzę, grzeczność w tych okolicach. Od kiedy bezbronnego podróżnego wita się mieczem? - zapytała, zadziornie unosząc głowę do góry w dumnym geście. Były w tym znamiona tego, że nie była zwykłą chłopką czy mieszczką, że nie przyzwyczajona była do takich zachowań względem niej, że gniewa i oburza ją to. Ten gest pokazał również w całej okazałości jej twarz, dotąd częściowo skrytą w cieniu. Jej oczy błyskały wojowniczymi iskrami, miotając błyskawice gniewu. Doprawdy, jeśli gdzieś istnieją stwory, które potrafią zabijać wzrokiem, ich spojrzenie musiałoby być niezwykle do wyrazu jej oczu w tej chwili. Ale bynajmniej nie wyglądało to groźnie, była to rozzłoszczona mina dziecka, któremu nie udał się psikus. W tej ciemności jej skóra zadawała się promieniować światłem, podkreślając bladość cery i upartą, rozdrażnioną minę. Spojrzała na kobietę, która zbliżyła się do nich, i ją również spiorunowała wrogim spojrzeniem. Wyglądała na nieco młodszą od rycerza i bardziej naiwną i bezbronną. Nie miała przy sobie żadnej broni.
- Może się przedstawicie? - nie wytrzymała w końcu zjawa.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bonnie »

Podróżnik odpływał, myślami był w całkiem innym świecie. Znikał prowadzony przez własne wspomnienia, gdzieś w przeszłość. Akurat, kiedy Bonnie prowadziła oba konie do ciepła, ku ogniu, on zamilkł. Wbił wzrok w języki ogna, w te samie, które hipnotyzowały ją. Może to nie były zwykłe płonienie, skoro każdy tak reagował. Odchodząc od zwierząt pogłaskała ich grzywy. Na nowo rozwiązał się język Galanothowi, gdy tylko wróciła.
Nie zdążyła niestety czegokolwiek powiedzieć. Zamiast swojego głosu usłyszała warkot. Nie widziała nawet istoty, która wydawała owe dźwięki, rycerz ją zasłaniał. Miała cichą nadzieję, że niebezpieczeństwo zniknie, gdy tylko w miecz znalazł się w jego dłoni. Widziała, jak wyciąga ostrze w stronę.. kogoś. Skóra postaci wydawała się świecić w ciemności. Co lepsze, ona wcale nie mokła mimo ulewnego deszczu. Czerwona suknia nie straciła swej elegancji, a włosy wciąż były nienagannie uczesane. Półanielica potruchtała bliżej. Przerażająca bestią, której się obawiała, był mały wilczek. Lekko skulony, z postawionymi uszami odkłonił swoje kiełki. Wyglądały strasznie ale, nawet gdyby próbował zaatakować niewielką zrobiłyby szkodę. Tuż obok stała owa dziewczyna, w stronę której skierowane było ostrze oręża. Między jednym a drugim grzmotem rozległ się głos przybyszki. Nie była zbyt uprzejma. Przeszkodziła w rozmowie i nawet za to nie przeprosiła. Wytknęła brak kultury Galowi, a sama nie była lepsza. Ten szczeniak jest po to, by zwracano na nią uwagę bez witania się z kimkolwiek? Za kogo się ona uważa?! Obawiała się, że im dłużej będzie zwlekać, to zada te pytania na głos i utwierdzi nowo przybyłą osobę we własnym przekonaniu. Nie chciała tego, dlatego stłumiła je szybko.
- Jeśli uważasz, że witanie się za pomocą zwierzaka jest formą grzeczności, to niestety ale pani się grubo myli. I, niech mi pani wierzy na słowo, że gdyby pani podała swoją godność, nie straciłaby pani ani krzty urody ani też dumy.
Ciągle powtarzała jedno słówko, "pani". Zadzieranie nosa nieznajomej było tego przyczyną. Nie darzyła należytym szacunkiem nikogo. Nie dała się poznać Bonnie inaczej, niż jako rozpieszczoną pannicę.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Krople tworzyły gęste firany. Szum przybierał na sile. Łzy słońca z całą siłą uderzały w korony drzew. Deszcz niezmienny od wieków namaszczał śmiertelny świat. Ostrze Ròżyczki błyszczało jak ciśnięte w jaskrawą toń wodę. Galanoth trzymał miecz tuż przy sobie. Należał do osób szarmanckich i kulturalnych -coś wyjątkowego w dobie barbarzyństwa- lecz przezorność odziedziczona po matce właśnie uderzeła mu do głowy. Elf poprawił włosy, wyglądały jak łabędzie piòra. Burza nie oszczędzała nawet fryizur.
Gruba kropla wody spłynęła po nosie rycerza. Kolejna po prawej dłoni. Trzecia wzdłuż runicznego mieczs spuszczonego czubkiem w dół. W końcu jeden przypadkowy,nagły ruch i nad ogniskiem w drzewie zacznie się upiekać całkiem pokaźne mięsko.
- Wilk nie posiada broni,lecz ludzie boją się go. On sam w sobie jest niebezpieczny.- zaczął mówić ze spokojem i opanowaniem w głosie. Północny akcent Galanotha mògł uchodzić za zabawny i orientalny. Prawie jak stwierdzdnie niewiasty o kulturze w lesie.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Gdyby twòj pupil nie był zmęczony, nie oszukiwał by swych instynktów przetrwania. Radzę ci zatrzymać się wśród nas,póki pada ten złowróżbny deszcz dalsza podróż może okazać się problematyczna.
Awatar użytkownika
Sally
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sally »

O, jednak nie taka bezbronna i naiwna jak myślała. Języczek miała cięty. Przygotowując się mentalnie do słownej szermierki spojrzała na dziewczynę. Miała sympatyczne rysy twarzy i piękne oczy. I wydawała się być starsza od zjawy. To nie poprawiło jej humoru. Przez to, że ciągle wygląda jak szesnastolatka, ludzie ją tak traktują, co nie zawsze jest przyjemne. Wystarczy sobie wyobrazić, pięćsetletnia zjawa, traktowana jak nastolatka. Kto by się nie denerwował?
- Niewątpliwie nie jest to grzeczne, lecz bynajmniej nie miałam zamiaru tak się witać. Tylko mój mały podopieczny miał najwyraźniej inne zdanie w tej kwestii. - powiedziała z udawaną powagą, choć w oczach błysnęło na chwilę jakby rozbawienie. W ogóle nie miała zamiaru się witać, ale nie miała zamiaru im o tym powiedzieć. Uwagę o podawaniu godności skwitowała pogardliwym skrzywieniem ust i przeniosła wzrok na rycerza. Słysząc jego słowa prychnęła irytacją.
- To dopiero szczeniak, w jaki sposób ma być niebezpieczny? Nie ma nawet dobrze wyrośniętych zębów! On dopiero będzie groźny - powiedziała, przewracając oczami. Nie sposób było nie usłyszeć pewnej dumy w głosie, jaka pojawiła się podczas ostatniego zdania. Wydawała się być wręcz zadowolona z siebie. Choć irytowała ją ta przesadna reakcja na widok wilka, to myśl, że każdy będzie się go tak bał, sprawiała jej widoczną przyjemność. Propozycja, która padła z ust rycerza, w pewien sposób przeraziła zjawę. Oznaczało to spoufalenie się z nimi, poznanie ich. Ale co później? Wszyscy rozjadą się w swoje strony, zapomną o niej, a ona będzie się dalej błąkać, tęsknić za praktycznie nieznajomymi, może nawet będzie ich obserwować, i zobaczy, jak potoczy się ich życie. Zobaczy, jak dziewczyna zakłada rodzinę, pojawiają się dzieci, ona się starzeje, ale mimo tego jest szczęśliwa, przebywając z kochającymi ją osobami, rycerz też się ożeni, będzie miał żonę, dzieci, może nawet doczeka się wnuków, jak będzie miał szczęście, to i prawnuków i również będzie zadowolony z życia, opowiadając potomkom swoje przygody, i nawet nie będą wspominać dziwnej dziewczyny, nieświadomi jej nieszczęścia. O nie, lepiej się nie zaznajamiać z nimi, lepiej byłoby dla niej, oznaczałoby mniejszy ból w przyszłości, mniejsze cierpienie. Ale nie mogła też ich zostawić, to by oznaczało kolejne tygodnie samotności, rozpamiętywanie, czy dobrze zrobiła. Nie, tego również by nie zniosła.Niespodziewanie dla niej oczy jej zalśniły od łez, które nie spadły i odezwała się z trudem, cichym, zmęczonym, zrezygnowanym tonem, jakże innym od poprzedniego, dziarskiego i energicznego.
- Nie powinnam - pokręciła głową ze smutkiem - to będzie oznaczać więcej.... bólu w przyszłości - ciągle kręcąc głową cofnęła się kilka kroków, oglądając się za siebie, jakby szukała drogi ucieczki.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bonnie »

Przez rozmowę z istotką, inne miano do niej nie pasowało, na nowo była mokra, a przecież niedawno grzała się przy rozpalonym ogniu. Gdyby nie ona już od dawna byłaby wraz z nowo poznanym rycerzem w suchym schronieniu. Nie należało jednak wyganiać podróżnika, tylko potraktować na równi. Chociaż, ona najmniej na tym cierpiała. Żadna, nawet najmniejsza kropelka nie spadła na jej suknię, głowę, nie spływa po twarzy i włosach. Ba! Nawet czerwone trzewiczki były nieskazitelnie czyste. Zgodziła się więc z rycerzem, skinając głową. Reakcja zjawy była dziwna. Od razu odmówiła i wykręciła się mówiąc o bólu w przyszłości. Wszystko jednak wyjawiły jej oczy, gdy tylko padło zaproszenie one zaświeciły się z radością. Chciała towarzystwa, pół-anielica wiedziała to, lecz jakiś wewnętrzny głos nie pozwalał zbliżyć się i poznać rozmówców. Podeszła bliżej niej, miała ochotę złapać dziewczynę za rękę i zaprowadzić ja do dziupli w sośnie-strażniczce. Powstrzymała się, uważając, iż to zbyt śmiały krok. Z resztą, nie wyszłoby to, przez rozmówczynię wszystko przenikało.
- Nalegam jednak, byś została z nami. - Zabrzmiało to szczerze. W głębi serca Fellerianka chciała ją poznać. Może nieznajoma nie jest taka zła, a ukrywa przed światem prawdziwą twarz? O tym mogłaby się dowiedzieć jeszcze tego wieczoru. Uśmiechnęła się nieśmiało, z biegiem czasu był coraz szerszy.
Bonnie robiło się coraz zimniej. Zaczęła szczękać zębami, a usta przybierały fioletowego kolorku.Okryła się jeszcze szczelniej płaszczem. Przez to skrzydełka dziewczyny były bardziej widoczne. Na dodatek umierała z głodu. Przez zmyślanie i późniejsze spotka nie pozwoliły jej na spożyć jakiegokolwiek posiłku. Prosiła w myślach, by wraz z nowymi znajomymi wypić i zjeść coś dobrego i spędzić miło czas czekając na poprawę pogody.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Deszcz nie ustępował ani na chwilę. Koszmar spleciony niebiosami uderzał w liście drzew. Przemoknięte drzewa szumiały własną pieśnią, jej tętno dawało wiele do zrozumienia. Galanoth wielokrotnie sypiał pod przykryciem gwiazd. Ich widok zawsze wprawiał go w osłupienie, zadziwienie... ciekawość uniwersum. Jakby Alarania była zbyt małym miejscem dla jednego, marnego rycerza bez przyszłości.
Tej nocy jednak niebo wyglądało inaczej niż zawsze. Elf czuł całym sobą, że coś jest nie tak. Nie uczył się czytania historii z gwiazd, każdy prorok i astrolog to osoby dla niego pełne wiedzy i sekretów. Misterium konstelacji - księga wieczności. Tylko nielicznym udawało się odczytać choćby skrawek półciemnej stronicy.
Nigdy nie widziałem nieba pozbawionego jakiejkolwiek chmury czy gwiazdy..., pomyślał, gdy tylko sięgnął wzrokiem ku górze. Spomiędzy warstw spadających kropel odnajdywał szlaki po których dzień w dzień biegło słońce. Księżyc jasną porą powinien wyjść niedługo... ale tylko migotliwe blaski przychodziły nawet nie wiadomo skąd.
Z zamyślenia wyrwał go głos panny Bonnie. Jak natchniony odwrócił się w kierunku strażniczego drzewa. Ściskany przy prawicy miecz zalśnił, gdy tylko ostrze schowało się w skórzanym obiciu pochwy. Różyczka na razie nie wzywała o użycie.
- Jeśli będzie chciała z nami zostać, to w porządku. Nie każdy z nas może sobie pozwolić na parę godzin odpoczynku. To trakt między królestwami. Łatwo napotkać kuriera albo dworskiego urzędnika.
Galanoth znów powrócił pamięcią do czasów gdy był giermkiem. Nachalne próby zaimponowania władcom Elfów sprawiły, że nabawił się wielu - nieprzyjemnych - przygód... z podróżami we tle. Częste podróże przez szlaki i trakty nie były już dla niego niczym nowym i interesującym. Wiecznie czyhające zagrożenia, potwory i strzygi to pikuś w porównaniu z tajemniczością którą niebo zsyłało co noc. Czy to możliwe, że dwie niewiasty ciekawiły go mniej od usłanego perłami atramentu? Sklepienie raczyło milczeć w tej sprawie.
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem zmęczony. Panienko Bonnie... - zwrócił się nagle ku dziewczynie - może panienka użyć mego płaszcza. Powinien wystarczyć do swobodnego ogrzania się. Jedyną strawę godną polecenia, a jaką trzymam od lat niepamiętnych, to wino. Mam nadzieję, że ktoś się nim zadowoli.
Awatar użytkownika
Sally
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sally »

Sally zamarła w bezruchu. Zwróciła oczy w kierunku dziewczyny, posyłając jej spojrzenie pełne niekłamanego zdumienia. Przez chwilę można było też ujrzeć w nich coś, czego nie było tam od dawna: chęć nieulegnięcia pokusie, jaką stanowiło ogrzanie się. Oczywiście metaforyczne, bo nie miała ciała, nie odczuwała chłodu. Cokolwiek jednak się pojawiło, zgasło równie szybko, a jego miejsce zajął chłody, wyczekujący wyraz. Jakby czekała, aż coś się stanie. Chwila jednak minęła, i nic się nie zdarzyło, a zjawa wyraźnie się odprężyła.
- Nie jestem ani kurierem, ani żadnym urzędnikiem - powiedziała oburzonym i urażonym tonem. Wróciła do punktu wyjścia, czyli udawania rozkapryszonej panienki. Widać było, że sama myśl, że mogłaby być czyimś posłańcem, była uwłaczająca jej godności. Przyjrzała się dziewczynie i dostrzegła coś, co powinna dostrzec od razu. Skrzydła. Dziewczyna miała skrzydła!
- Jesteś anielicą? - zapytała z ciekawością, podchodząc bliżej. Zauważyła też, że domniemanej anielicy było zimno. Trzęsła się cała, usta miała fioletowe z wychłodzenia. Zjawa z pogardą pomyślała o ułomnościach materialnego ciała. Często tak robiła, starała się umniejszać pragnienie powrotu do materialnego ciała przez wytykanie sobie jego wad. Jednak zawsze spełzało to na niczym, wystarczyło, że pomyślała, że anielica będzie mogła zaraz ogrzać się w płomieniach ogniska i poczuć jego ciepło. Jej serce wypełniła paląca zazdrość. Na przekór sobie, uśmięchneła się do dziewczyny promiennie. Swobodnym krokiem podeszła do drzewa, za nią, nie odstępując ją na krok, szedł jej pupil. Sally weszła do środka drzewa. Usiadła obok wyjścia i wyciągnęła dłonie do ognia. Stary, niepotrzebny już, automatyczny gest. Po chwili ręce już po nadgarstki siedziały w ogniu, a zjawa nic nie czuła. Westchnęła ze smutkiem. Zmarszczyła brwi i parsknęła śmiechem, gdy zobaczyła, jakim wzrokiem wilk obserwuje iskry. Jakby miał się na nie rzucić. Po chwili zresztą spróbował pacnąć łapą płomień. Zaskomlał, po czym odsunął się od niego najdalej. Zjawa zaczęła szeptać do niego uspokajająco, przestając zwracać uwagę na towarzyszy.
Awatar użytkownika
Bonnie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-anioł, pół-Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bonnie »

Towarzysze zadziwiali coraz bardziej. Galanoth, jak na księcia przystało, zaproponował własne, w prawdzie równie mokre, okrycie. Przyjęła propozycję z radością, ochoczo przykryła płaszczem zziębnięte ciało. Zdała sobie też sprawę z tego, że dalsze namawianie zjawy jest bez sensu. Dziewczyna była zmienna jak pogodach w górach. I może właśnie to tak bardzo intrygowało Bonnie. Jej zachowanie musiało z czegoś wynikać. Tak bardzo chciała się dowiedzieć czegoś o jej tajemnicy. Wiele pytań pojawiło się w niewielkiej główce półanielicy, na które chciała usłyszeć odpowiedź od Sally lecz nim je zadać, usłyszała inne.
No tak, skrzydła. Uśmiechnęła się do siebie, gdy rzuciła oknem przez ramię na nie. One sugerowały wszystkim jej rodowód, ale to była tylko połowa niej.
- Wbrew pozorom nie jestem anielicą - zaczęła, idąc powili w stronę sosny - strażniczki. - To znaczy jestem, ale w połowie. Mój ojciec był aniołem, matka natomiast fellerianką.
Miała cichą nadzieję, że te wyjaśnienia wystarczą. Nie umiałaby powiedzieć czegoś więcej, bo trudno opowiedzieć coś o kimś, kogo się nie zna. Mogła ich zobaczyć jedynie oczami wyobraźni. Wiele razy próbowała wykreować sobie ich postaci na podstawie siebie samej, upodabniać fizycznie i nadawać własne cechy. Wyimaginowane postacie istniały w jej głowie, często śniły się po nocach, potem budziła się ze złych snów zalana potem i łzami. Chwilę odczekała, milczała dając czas nowo poznanej na przyswojenie sobie informacji o pochodzeniu trubaduki. Wyraz zdziwienia na twarzy zjawy był zabawny, wręcz komiczny lecz złotowłosa powstrzymała się od chichotu.
Niedaleko rosło drzewo, w których schroniła się Anielica. Wnętrze było duże, znajdowało się tu sporo miejsca dla towarzyszy i na bagaż, który mieli ze sobą. Gdy Galanoth wspomniał o winie, nabrała na nie ochoty ale zanim poprosiła o poczęstowanie trunkiem wygrzebała ze swojego plecaka sporą ilość suszonego mięsa, sera i pieczywa. Dziewczyna na pewno nie zjadłaby tego sama. Thelas z pewnością miał wilczy apetyt i pochłonie większą część podanego posiłku. Liczyła na to.
- Częstujcie się, dzielę się tym, co mam.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości