Pałac Dziewięciu Wież ⇒ [Komnaty Arcyksięcia] Poważna rozmowa.
Re: [Komnaty Arcyksięcia] Poważna rozmowa.
Eohaid od powrotu i rozmowie z kasztelanem zakopał się w papierach. Długo czytał, przeglądał oraz odpisywał na listy. Praca była żmudna i nudna, zwykle pomagała mu w tym księżniczka Astice, dziś i ostatnimi czasy jednak nie było jej w pałacu. Kiedy połowę z wielkiej kolumny dokumentów już odrzucił, doszedł do wniosku że jest wykończony. Zesztywniał mu już cały kark, nadgarstek, a do tego rozbolała głowa. Podniósł się więc za biurka. Przeszedł wzdłuż ściany i części łączącej kancelarie z izbą kominkową. Wśród wielu książek które zdobiły jego półki, wyszukał okurzoną już i bardzo starą. Byłą to książka, którą otrzymał od siostry wiele lat temu, zawierała w sobie zbiór mistrzów filozofii, ale i zwykłych opowiastek, mających prowadzić czytelnika drogą ku sprawiedliwości i mądrości. Nigdy nie spotkał tak wspaniałej książki. Zawsze kiedy pojawiały się wątpliwości szukał odpowiedni właśnie tutaj. A ostatnio wątpliwości miał więcej niż zwykle. Położył się na leżance obok palącego się ognia w kominku i zaczął powoli i dogłębnie czytać księgę.
Calisi był trochę zmęczona dniem, a jeszcze czekała ją rozmowa z Eohaidem. Wolała mieć to jednak za sobą jak najszybciej. Co prawda nie miała pojęcia jak powie mu, że wyznaczyła Rudą na swojego oficjalnego doradcę i wcale nie uważa, by była to kobieta kłótliwa, ale cóż... Miała tylko nadzieję, że Eohaid się nie wścieknie jak to miał ostatnio w zwyczaju. Miała wrażenie, że w ciągu ostatnich tygodni zmienił się i zaczął traktować ją z góry, oczywiście mówił też, że ma mu na to zwracać uwagę, ale kiedy to robiła i tak nie był zadowolony. Ich życie się skomplikowało, daleko mu było do ideału, ale mimo wszystko jakoś brnęli do przodu.
Weszła do głównej komnaty. Wyglądała faktycznie na zmęczoną. Chciała jak najszybciej odszukać Eohaida i powiedzieć mu wszystko, nawet jeśli to miałoby się skończyć kłótnią. Odnalazła go w sali kominkowej czytającego jakąś książkę. Stanęła w drzwiach i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Ciężki dzień - rzekła cicho.
Weszła do głównej komnaty. Wyglądała faktycznie na zmęczoną. Chciała jak najszybciej odszukać Eohaida i powiedzieć mu wszystko, nawet jeśli to miałoby się skończyć kłótnią. Odnalazła go w sali kominkowej czytającego jakąś książkę. Stanęła w drzwiach i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Ciężki dzień - rzekła cicho.
Eohaid uniósł głowę znad książki, spojrzał uważnie ale jak zwykle spokojnie na Calisi. Nie uśmiechnął się, choć także nie spochmurniał. Nie miał siły ani ochoty na uśmiechy, zresztą ostatnie kłótnie w jego małżeństwie mocno go przybiły. Wiedział że to jego błąd, ale nie wiedział jak może to zmienić.
- O jesteś Calisi - rzekł powoli, zapewne przyszła z wieściami. Usiadł , zamykając książkę i odkładając na bok.
- Jakie wieści masz ze sobą ?
Zrobiło mu się chłodniej, okrył się wiec szczelniej krótkim ale dosyć grubym płaszczem.
- O jesteś Calisi - rzekł powoli, zapewne przyszła z wieściami. Usiadł , zamykając książkę i odkładając na bok.
- Jakie wieści masz ze sobą ?
Zrobiło mu się chłodniej, okrył się wiec szczelniej krótkim ale dosyć grubym płaszczem.
Z niechęcią musiała przyznać, że zupełnie przeszła jej ochota na rozmowy. Wolałby się przytulić, pomyśleć o dziecku, poczytać, albo po prostu poleżeć. Uśmiechnęła się łagodnie mimo woli. Naprawdę miała ochotę podejść do niego i się przytulić, ale to wcale nie ułatwiło by tej rozmowy.
- Wracam od Rudej. Nie jest z nią tak źle, ale naprawdę jest chora. Rozmawiałam dzisiaj z Elestilem na temat mojego doradcy. Potrzebuję kogoś, kto będzie mi pomagał. Muszę nauczyć się dobrze języka, a to potrwa, poza tym nie wiem wszystkiego o tym kraju, a ty nie możesz ciągle odpowiadać na moje pytania. Chcę żeby Ruda oficjalnie przejęła to stanowisko - powiedziała wprost.
- Nie jest wcale taka zła jak mówiłeś. Nie wydaje się być kłótliwa, choć umie wyrażać swoje zdanie. Myślę, że czas żebyś zapomniał o przeszłości.
- Wracam od Rudej. Nie jest z nią tak źle, ale naprawdę jest chora. Rozmawiałam dzisiaj z Elestilem na temat mojego doradcy. Potrzebuję kogoś, kto będzie mi pomagał. Muszę nauczyć się dobrze języka, a to potrwa, poza tym nie wiem wszystkiego o tym kraju, a ty nie możesz ciągle odpowiadać na moje pytania. Chcę żeby Ruda oficjalnie przejęła to stanowisko - powiedziała wprost.
- Nie jest wcale taka zła jak mówiłeś. Nie wydaje się być kłótliwa, choć umie wyrażać swoje zdanie. Myślę, że czas żebyś zapomniał o przeszłości.
Eohaid pokiwał głową, jak ostatnio miał to w zwyczaju. Uśmiechnął się nawet lekko.
- Dobrze Calisi, jeśli życzysz sobie Rudą za doradcę weź ją. Może masz racje i stare sprawy odłożę na bok, w każdym razie zgadzam się.
Mówił łagodnie, nie uniósł ani na chwilę tonacji, tak jak kiedyś kiedy z cierpliwością nie mającą końca odpowiadał na jej pytania.
- Ale możesz mnie pytać, od czasu do czasu, bardzo lubię ci opowiadać o czymś, tłumaczyć.
- Jednak jaki był cel jej przybycia ? Wiesz może ? Jestem tego ciekaw.
Dłuższą chwilę patrzyła na kobietę
- Jesteś piękna Calisi - powiedział spokojnie, na jego usta napłynął ciepły uśmiech.
- Dobrze Calisi, jeśli życzysz sobie Rudą za doradcę weź ją. Może masz racje i stare sprawy odłożę na bok, w każdym razie zgadzam się.
Mówił łagodnie, nie uniósł ani na chwilę tonacji, tak jak kiedyś kiedy z cierpliwością nie mającą końca odpowiadał na jej pytania.
- Ale możesz mnie pytać, od czasu do czasu, bardzo lubię ci opowiadać o czymś, tłumaczyć.
- Jednak jaki był cel jej przybycia ? Wiesz może ? Jestem tego ciekaw.
Dłuższą chwilę patrzyła na kobietę
- Jesteś piękna Calisi - powiedział spokojnie, na jego usta napłynął ciepły uśmiech.
- Oficjalnie przyjechała, jak sama twierdzi "oddać hołd nowej pani Lirien", nieoficjalnie chciała wrócić do pałacu i prosić o wstawiennictwo. Jak mówi, widzi, że Lirien dąży do wojny, której i ona nie popiera - odpowiedziała na jego pytanie. Zdziwiła się, że nie zareagował emocjonalnie, tego się w końcu spodziewała, ale to dobrze, że tego nie zrobił. Męczyły ją ostatnie kłótnie. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Oparła sobie czoło o jego czoło i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Zmęczona jestem - szepnęła - chyba oboje jesteśmy.
- Zmęczona jestem - szepnęła - chyba oboje jesteśmy.
- Raczej tak jesteśmy zmęczeni. A Ruda sprytna jak zawsze - uśmiechnął się blado.
- Może czas się położyć - podsunął prawą dłoń pod jej kolana, lewą pod jej plecy. Uniósł kobietę biorąc na ramię.
- Moja księżniczko - wyszeptał całując ją w usta. - jak się czujesz ? A jak nasze dziecko ?
Odwrócił się, w stronę izby sypialnej. Jeszcze nie szedł choć zamierzał zaraz ruszyć. Jednak w nagłym jasnym blasku gwiazdy która weszła właśnie na niebo, Calisi wyglądała zjawiskowo. Nie tylko zdawało się że jej jasne włosy jakby błyszczą, ale też oczy nabrały koloru w który Eohaid mógłby zatonąć. Patrzył na swoją żonę, niczym na nimfę, złowioną w swoje ramiona.
- Może czas się położyć - podsunął prawą dłoń pod jej kolana, lewą pod jej plecy. Uniósł kobietę biorąc na ramię.
- Moja księżniczko - wyszeptał całując ją w usta. - jak się czujesz ? A jak nasze dziecko ?
Odwrócił się, w stronę izby sypialnej. Jeszcze nie szedł choć zamierzał zaraz ruszyć. Jednak w nagłym jasnym blasku gwiazdy która weszła właśnie na niebo, Calisi wyglądała zjawiskowo. Nie tylko zdawało się że jej jasne włosy jakby błyszczą, ale też oczy nabrały koloru w który Eohaid mógłby zatonąć. Patrzył na swoją żonę, niczym na nimfę, złowioną w swoje ramiona.
Calisi westchnęła głośno kładąc mu głowę na ramię. Z wdzięcznością przyjęła jego objęcia. Cieszyła się, że się nie pokłócili, chyba oboje byli na to zbyt zmęczeni. Przymknęła oczy i westchnęła jeszcze raz.
- Zmęczona kochanie, zmęczona. I maleństwo też chyba się trochę zmęczyło, ale myślę, że nic mu nie będzie, tylko musi się wyspać - uśmiechnęła się.
- I mama chyba też musi się wyspać - dodała.
- Przepraszam, że ostatnio nie mogliśmy się porozumieć, że męczyłam cię pytaniami. Nie chcę się już kłócić - rzekła smutno. Nagle z jej umysłu wyparowały wszystkie podejrzenia, wszystkie domysły, całokształt tego co myślała o nim jeszcze rano. Za bardzo go kochała, mimo tego, że ostatnio nie potrafili się dogadać. Potrzebowała go i w gruncie rzeczy przy nim czuła się bezpieczna i spokojna, zwłaszcza w takich chwilach.
- Zmęczona kochanie, zmęczona. I maleństwo też chyba się trochę zmęczyło, ale myślę, że nic mu nie będzie, tylko musi się wyspać - uśmiechnęła się.
- I mama chyba też musi się wyspać - dodała.
- Przepraszam, że ostatnio nie mogliśmy się porozumieć, że męczyłam cię pytaniami. Nie chcę się już kłócić - rzekła smutno. Nagle z jej umysłu wyparowały wszystkie podejrzenia, wszystkie domysły, całokształt tego co myślała o nim jeszcze rano. Za bardzo go kochała, mimo tego, że ostatnio nie potrafili się dogadać. Potrzebowała go i w gruncie rzeczy przy nim czuła się bezpieczna i spokojna, zwłaszcza w takich chwilach.
- Ja też nie chcę się wciąż z Tobą kłócić Calisi to mnie męczy, zniechęca i boli że znów się pomyliłem w małżeństwie a przecież wiem że nie. Postaram się nie kłócić z Tobą, a kiedy widzisz że ponoszą mnie emocje, przytul mnie, pocałuj i powiedz żebym przestał. Muszę nauczyć się żyć z kim tak naprawdę, zupełnie otworzyć się dla Ciebie, dotąd bałem się zranienia. Dzięki Tobie Calisi wierze że zaufam ci całkowicie, że nie będzie między nami ani szeptu nie porozumienia. A teraz a blasku gwiazdy jawisz mi się piękną nimfą, zjawą.... Piękna...
Uśmiechnął się, nie umiał mówić wierszem, nie umiał mówić poetycko ale tak bardzo chciałby żeby czuła się doceniona, piękna jak samo jaka była w jego oczach.
Uśmiechnął się, nie umiał mówić wierszem, nie umiał mówić poetycko ale tak bardzo chciałby żeby czuła się doceniona, piękna jak samo jaka była w jego oczach.
- Mnie też to męczy. Nie chcę żebyś myślał, że się pomyliłeś i nie chce żeby tak było. Kocham cię... nie jestem tu dlatego, że muszę, ani dlatego, że jesteś arcyksięciem. Wiem, że tak naprawdę zabrałeś mnie z litości, wiem, że pozwoliłam na to, bo nie wiedziałam dla siebie żadnej przyszłości, bo myślałam, że wszędzie będzie tak samo źle. Ale się myliłam. Pokochałam cię i jestem tu właśnie dlatego. Właśnie dlatego nie potrzebuje mieć osobnych izb, dlatego urodzę Twoje dziecko, dlatego nie chce żebyśmy się kłócili, bo cię kocham.
- Jesteś uroczy - uśmiechnęła się do niego kiedy starał się powiedzieć coś romantycznego. To naprawdę było urocze.
- Jesteś uroczy - uśmiechnęła się do niego kiedy starał się powiedzieć coś romantycznego. To naprawdę było urocze.
- Obiecajmy sobie Calisi że będziemy się przytulać, całować...byle nie kłócić. Że każdy z osobna i razem będziemy budować coś pięknego, stałego, coś co zmieni całe nasze życie.
Wreszcie ruszył powoli w stronę izby sypialnej, szedł powoli nie śpiesznie nie chciał w końcu by cokolwiek stało się jego żonie. Kiedy weszli do komnaty, delikatnie położył ją na łóżku.
- Musisz iść do Tris, chciałbym aby cię obejrzała, powiedziała czego ci brak. Choć moim zdaniem jesteś idealna Calisi - pieszczotliwie ugryzł ją w szyję.
Wreszcie ruszył powoli w stronę izby sypialnej, szedł powoli nie śpiesznie nie chciał w końcu by cokolwiek stało się jego żonie. Kiedy weszli do komnaty, delikatnie położył ją na łóżku.
- Musisz iść do Tris, chciałbym aby cię obejrzała, powiedziała czego ci brak. Choć moim zdaniem jesteś idealna Calisi - pieszczotliwie ugryzł ją w szyję.
- Mogę ci to obiecać - rzekła cicho. Odchyliła głowę do tyłu kiedy zbliżał się do jej szyi. Doskonale wiedział, że to miejsce ma wrażliwe, tak jak wiedział co zrobić by przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Czuję się dobrze, nie wiem co Tris mogłaby mi powiedzieć. Maleństwu chyba nic nie jest, ja przestałam mieć już mdłości, czasem chodzę zmęczona i senna ale to wszystko. Martwisz się, że chcesz żebym poszła do Tris? - zapytała. Zastanawiała się czemu odsyła ją do Tris, czy może coś zmieniło się w jej wyglądzie, o coś się martwił. Calisi wydawało się bowiem, że wszystko w porządku zarówno z nią jak i z dzieckiem.
- Czuję się dobrze, nie wiem co Tris mogłaby mi powiedzieć. Maleństwu chyba nic nie jest, ja przestałam mieć już mdłości, czasem chodzę zmęczona i senna ale to wszystko. Martwisz się, że chcesz żebym poszła do Tris? - zapytała. Zastanawiała się czemu odsyła ją do Tris, czy może coś zmieniło się w jej wyglądzie, o coś się martwił. Calisi wydawało się bowiem, że wszystko w porządku zarówno z nią jak i z dzieckiem.
- Nie kochanie, chciałbym mieć zwyczajną pewność że naprawdę nic ci nie jest. Zrób to dla mnie, żebym się nie martwił. Bo tak wciąż myślę czy któregoś dnia jednak coś się złego nie stanie.
Pocałował ją jeszcze raz w szyję, potem w usta.
- Pewności nigdy dość.
Pomógł jej rozebrać się do spodniej sukni, sam również pozbył się odzienia dziennego. Rzucił to wszystko na kufry, by służba rano sprzątając wzięła to do prania. Położył się obok kobiety w łożu, wcześniej oczywiście porządniej okrywając ją. Oparł się na łokciu by spojrzeć na nią.
- Ile jeszcze miesięcy do narodzin naszego syna ? Nie długo zacznie się zima, a tutaj o tej porze roku mamy inne sposoby rozgrzewania się ... - przybliżył się do niej uśmiechając zaczepnie, nadgryzając w szyję.
Pocałował ją jeszcze raz w szyję, potem w usta.
- Pewności nigdy dość.
Pomógł jej rozebrać się do spodniej sukni, sam również pozbył się odzienia dziennego. Rzucił to wszystko na kufry, by służba rano sprzątając wzięła to do prania. Położył się obok kobiety w łożu, wcześniej oczywiście porządniej okrywając ją. Oparł się na łokciu by spojrzeć na nią.
- Ile jeszcze miesięcy do narodzin naszego syna ? Nie długo zacznie się zima, a tutaj o tej porze roku mamy inne sposoby rozgrzewania się ... - przybliżył się do niej uśmiechając zaczepnie, nadgryzając w szyję.
Zaśmiała się kiedy wspomniał o sposobach rozgrzewania się. Jej czy błyszczały teraz niczym gwiazdy na nocnym niebie.
- Myślę, że jakieś siedem miesięcy - rzekła poważnie.
- Dziecko powinno urodzić się na wiosnę. Ale oczywiście pójdę do Tantris, skoro się martwisz, chociaż nie masz czym, naprawdę. Obje czujemy się dobrze - uśmiechnęła się.
- Choć wydaje mi się, że... - przerwała na chwilę - strasznie szybko rosnę - uśmiechnęła się.
- Cóż, to po prostu będzie duże dziecko.
- Myślę, że jakieś siedem miesięcy - rzekła poważnie.
- Dziecko powinno urodzić się na wiosnę. Ale oczywiście pójdę do Tantris, skoro się martwisz, chociaż nie masz czym, naprawdę. Obje czujemy się dobrze - uśmiechnęła się.
- Choć wydaje mi się, że... - przerwała na chwilę - strasznie szybko rosnę - uśmiechnęła się.
- Cóż, to po prostu będzie duże dziecko.
- To będzie wielki wojownik - z dumą skomentował Eohaid. Nadal gryząc i całując kobietę w szyję, przesunął dłoń wzdłuż jej boku by dotknął jej brzucha. Jak zwykle w ostatnim czasie, miał w zwyczaju, zagarnął suknie Calisi powyżej ud, po to by móc bezpośrednio dotknąć brzucha. Lubił wieczorami badać jak duże jest dziecko i czy już nie kopie.
- Kolejny członek rodu an Valdegard, stąd pewnie się tak rozpycha już chciałby na zewnątrz.
- Nie brak ci czegoś kochanie ? Chciałabyś dodatkową służbę ? Na cokolwiek tylko masz ochotę. - spoważniał nie co, układając się tak by mógł spojrzeć jej oczy.
- Kolejny członek rodu an Valdegard, stąd pewnie się tak rozpycha już chciałby na zewnątrz.
- Nie brak ci czegoś kochanie ? Chciałabyś dodatkową służbę ? Na cokolwiek tylko masz ochotę. - spoważniał nie co, układając się tak by mógł spojrzeć jej oczy.
- On się rozpycha, bo chcę nas poznać - zaśmiała się.
- A tak naprawdę to jeszcze się nie rozpycha - dodała nadal łagodnie się uśmiechając.
- Mówiłam ci rano, jest jeszcze malutkie.
- Widzisz... teraz, kiedy muszę na siebie uważać nie mogę jeździć konno, a strasznie to lubiłam. Wcześniej ojciec zabronił mi jazdy, właśnie dlatego, że kochałam to robić. Widzisz w zamku była jeszcze jedna rzecz, którą kochałam i której ojciec krótko przed twoim pojawianiem się mi zabronił. Odkąd skończyłam sześć lat posłano mnie na lekcje gry na fortepianie. Gram odkąd pamiętam, niestety kiedy ojciec dowiedział się, jak gram i że to robię najczęściej po prostu mi zabronił. Wiesz jak było... lubił sprawiać w ten sposób ból. Tylko, że tutaj nigdzie nie widziałam czegoś takiego, to znaczy takiego instrumentu...
- A tak naprawdę to jeszcze się nie rozpycha - dodała nadal łagodnie się uśmiechając.
- Mówiłam ci rano, jest jeszcze malutkie.
- Widzisz... teraz, kiedy muszę na siebie uważać nie mogę jeździć konno, a strasznie to lubiłam. Wcześniej ojciec zabronił mi jazdy, właśnie dlatego, że kochałam to robić. Widzisz w zamku była jeszcze jedna rzecz, którą kochałam i której ojciec krótko przed twoim pojawianiem się mi zabronił. Odkąd skończyłam sześć lat posłano mnie na lekcje gry na fortepianie. Gram odkąd pamiętam, niestety kiedy ojciec dowiedział się, jak gram i że to robię najczęściej po prostu mi zabronił. Wiesz jak było... lubił sprawiać w ten sposób ból. Tylko, że tutaj nigdzie nie widziałam czegoś takiego, to znaczy takiego instrumentu...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość