Opuszczone Królestwo[Północno-zachodnia Nemeria] Wieża Felharta

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

I tak do Felharta, zbliżało się to co nieuniknione. Wkrótce oboje, demonolog i łowca, stanęli u podnóża wieży, przed solidnymi, drewnianymi drzwiami, wzmacnianymi żelaznymi okuciami. Znajdowała się na nich wielka kołatka, na oko z mosiądzu, rzeźbiona na kształt rogatej głowy diabła lub demona, co nie było zresztą jakąś specjalną niespodzianką. Dyffryn wytężył swój zmysł magiczny, skupiając się na drzwiach i kołatce, próbując wyczuć możliwe uroki i magiczne zabezpieczenia ciążące na nich. Wyczuł delikatne dotknięcie, które dość boleśnie ukłuło jego aurę, tak że gwałtownie cofnął się. Ale wiedział to, co chciał wiedzieć.
- Zabezpieczone. - stwierdził krótko. - Daj mi chwilkę, łowco, zaraz się tym zajmę.
Jakież to żałosne, pomyślał! Czy ten stary, nędzny dziadek, naprawdę myśli, iż takie śmieszne parodie zaklęć powstrzymają kogoś tak silnego jak Dyffryn? Żałosne...
Demonolog zamknął oczy w skupieniu i powoli wyciągnął rękę w stronę drzwi. Zatrzymał ją milimetry od kołatki, lekko zginając palce. Wyszeptał ciąg mrocznych zaklęć w Czarnej Mowie i poczuł przepływające przez jego ramię, ciągnące się aż po opuszki palców, ciepło mocy.
Moc!
Cóż za rozkosz!
Energia chroniąca kołatkę gwałtownie odpływała, rozpraszana przez mroczny rytuał demonologa. Ten wciąż trwając z zamkniętymi oczami, oddawał się pasji tkwiącej w mrocznej sztuce, wydając błogie westchnienie pełne przyjemności. Po chwili, nagle sapnął dziwnie i otworzył oczy, kładąc dłoń na kołatce. Nic się nie stało, zaklęcia wcześniej ją chroniące zostały rozproszone.
- Bądźmy uprzejmi. - powiedział demonolog i zaśmiał się jadowicie, rzucając spojrzenie na twarz łowcy. Dłużej zatrzymał się na jego wcześniej hipnotyzujących oczach, teraz obdarzających wszystko znużonym, zrównoważonym spojrzeniem. Dyffryn ujrzał w nim jednak coś jeszcze. Nutkę zaciekawienia. Czyżby... wyczuł księgę? Ale jak?
Twarz Dyffryna nagle spochmurniała, a on sam nieprzychylnie zmrużył oczy. Chce mu zabrać jego tajemnicę? Skąd o niej wie?
Nie, nie...
Nie wie. Jak mógłby się dowiedzieć? Przecież aura księgi była starannie zamaskowana.Demonolog uspokoił się, a jego twarz ponownie nabrała kamiennego wyrazu. Powoli przeniósł wzrok na diabelską kołatkę i mocno, miarowo, załomotał nią o drzwi. Przez długą chwilę czekali w milczeniu i bezruchu, nic się nie działo, aż w końcu usłyszeli trzask okiennicy i starczy głos miotający przekleństwa i obelgi.
Spojrzeli w górę. Ujrzeli wychylającą się przez małe okno, jajowatą głowę. Felhart. Miał długą, pożółkłą brodę i podobne geste włosy, jedynie na czubku i przedzie głowy był całkowicie łysy. Twarz miał pokrytą starczymi plamami, a cerę ziemistą i pomarszczoną.
- Czego? - wychrypiał, nieprzychylnie łypiąc na stojących u drzwi jego wieży osobników. Do diabła, jakim cudem nie zadziałało zabezpieczenie, pomyślał sobie starzec. I czego oni chcą, przecież mówiłem tym żałosnym wieśniakom, że chce spokoju! Niech ich zaraza...
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Łowca ze spokojem obserwował poczynania Dyffryna. Stał jakieś dwa metry za nim, patrząc to na niego, to na monumentalne drzwi.
- W istocie, ale wcale mnie to nie dziwi. W końcu to czarodziej. - Wzrokiem powędrował w górę. Przestał się interesować działaniami spaczonego, bowiem nie miał za dużego wpływu na wszelkie zaklęcia czy uroki - nie posiadał zmysłu magicznego. Zajął się więc obserwowaniem wieży, zaznaczając w umyśle szczególne punkty w jej budowie. Na Dyffryna spojrzał ponownie dopiero wtedy, gdy ten - po chwili mocowania się z zabezpieczeniami - unieszkodliwił zaklęcie. Spojrzał na jego twarz (a właściwie maskę) w momencie kiedy ten uwalniał energię. Zauważył, że spaczony operuje ów magią z wprawą i finezją. Nie odezwał się, jednak uśmiechnął się w duszy. Wszakże jego nowy towarzysz okazał się nie w ciemię bity.
Łowca skinął głową obserwując kołatkę. Stał bez ruchu czekając na jakąś reakcje - i ją otrzymał. Stos przekleństw rzucanych przez tego grzyba z góry. Nemedis zmarszczył brwi. Jakie to żenujące... Odsunął się na parę kroków by móc spojrzeć na dziada wynurzającego się z jednego z okien. Westchnął cicho. Żaden starzec nie ma prawa go obrazić, a już na pewno nie w taki niski i wieśniacki sposób.
Piekielny wyprostował się pewnie. Zaraz też zaczęło się dziać coś - dla przeciętnych oczu - wyjątkowo niebywałego. Otóż ten zielonooki młodzieniec począł zamieniać się w coś, co wcale nie przypominało człowieka. Zza pleców jak na komendę wyrosły olbrzymie, nietoperze skrzydła, a cała jego sylwetka zwiększyła się. Miał teraz nieco ponad dwa metry. Spojrzał na Felharta krwisto czerwonymi oczami. Cała jego skóra była teraz czarna niczym serce grzesznika, długie dłonie wieńczyły ostre, długie pazury.
Nagle ów skrzydła zamachnęły się potężnie i Łowca odbił się od ziemi. Podniósł się na wysokość czarodzieja krzyczącego do nich z okna.
- Felharcie, wpadłem na całkiem bezpieczną i przyjemną pogawędkę. Ufam, że zgodzisz się ze mną porozmawiać... - syknął spoglądając na starca z wyższością. Olbrzymie skrzydła machały pewnie, by utrzymać go na stałej wysokości. Jego twarz wykrzywił zimny uśmiech, a oczy wypełnione czerwienią i pionowo postawionymi źrenicami wpatrywały się w Felharta racząc go lodowatym spojrzeniem.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Prychnął pogardliwie, gdy diabeł nazwał tego nieudacznika czarodziejem, jednakże nie zamierzał wdawać się w nim w sprzeczki. Ot po prostu uważał, iż miano czarodzieja kierowane względem kogoś kto tak kaleczy piękną sztukę jaką jest magia, było srogim nadużyciem. Spojrzał pogardliwie na wychylającego się przez okno czarnoksiężnika, gdy nagle poczuł drgnienie w aurze, którego źródło znajdowało się za jego plecami. Zobaczył, iż Felhart przerażony i zdziwiony otwiera szeroko oczy i usta. Powoli odwrócił się, domyślając w czym rzecz.
Przemiana.
I faktycznie, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stał towarzyszący mu młody mężczyzna, znajdował się teraz wysoki na co najmniej siedem stóp łowca dusz. Z pleców wyrastała mu para czarnych, skórzastych skrzydeł, oczy żarzyły się karmazynowym blaskiem, zaś jasna skóra stała się czarna i matowa. Palce zmieniły się w ostre jak brzytwy szpony. Demonolog uśmiechnął się, wcale nie zaskoczony, przecież wiedział iż postać ludzka nie jest prawdziwą postacią tej istoty. Starannie analizował wygląd łowcy, gdyż choć czytał o nich i słyszał, to nigdy nie widział żadnego z nich na oczy w prawdziwej postaci. Patrzył za nim, jak wzbija się w powietrze i wzlatuje w górę, tuż przed oblicze zdumionego starca, który patrzył na diabła z szeroko otwartymi ustami. Dopiero po chwili opanował się, choć cofnął się nieco bardziej za framugę okna, gotowy w razie potrzeby zatrzasnąć okiennice. Dyffryn obserwował to wszystko z dołu.
- Skąd znasz moje imię? Czego chcesz? - zapytał szybko starzec - Jestem... zajęty - dodał po chwili wymijająco, patrząc niepewnym wzrokiem na unoszącą się w powietrzu diaboliczną postać.
- Jestem tylko biednym alchemikiem, zostawcie mnie w spokoju. - wyszeptał błagalnie. O, nie kłamał, był biedny i zajmował się także alchemią, zachowywał jednak dla siebie znaczna część prawdy. Na jego nieszczęście, dla obu przybyszy oczywistej i od dawna wiadomej.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Łowca nie spuszczał wzroku z odsuwającego się Felharta. Nagle coś świsnęło w powietrzu... Długi łańcuch rozwinął się gnając w stronę okna zajmowanego przez tego starca. Zakończona piekielnie ostrą głownią broń najprawdopodobniej wbije się w ścianę lub mebel zaraz za czarodziejem, co skutecznie uniemożliwi mu zamknięcie okiennic. Z całą pewnością nie będzie w stanie rozerwać silnego łańcucha uderzeniami kawałka drewna - to było jednak nieistotne, bo zaraz też do ów okna zbliżył się Łowca. Oparł się o ścianę wieży, zaraz nad ów otworem w konstrukcji. Spojrzał na staruszka nabiegłymi krwią oczami.
- Niestety, twój brak czasu to nie jest najlepszy argument w tej sytuacji... Nie uważasz, Felhartcie? Obaj wiemy, że nie da się uciec przeznaczeniu. - Prawą, wolną dłoń zacisnął na framudze. Jego głos był cichy, syczący. Przeraźliwie lodowaty.
Potężne skrzydła unosiły się i opadały w powietrzu w akompaniamencie złowrogiego świstu.
- To prawda, starcze... Jednak, na twojej życiowej liście jest znacznie więcej niż wzmianki o alchemii czy biedzie. Atropos postanowiła przeciąć twoją linie życia - tak będzie. Nie masz już na to wpływu, odwlekanie nieuniknionego w niczym ci nie pomoże, drogi przyjacielu. Przyszedłem po twoją duszę. Musisz mi ją oddać. Jeśli tego nie zrobisz - sam ci ją wydrę.
Ostre, czarne pazury zacisnęły się na zimnym kamieniu. Przez twarz łowcy przeszła fala ledwie zauważalnych drgań, coś, co mogło przypominać urywany uśmiech.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Czarodziej wrzasnął przerażająco, gdy łańcuch świsnął mu tuż obok uszu, po drodze obcinając wcale niemały kosmyk jego włosów, nim w końcu wbił się w spoiwo między kamieniami ściany. Mag odruchowo przypadł do ziemi, kuląc się w przerażeniu, cały drżąc w poczuciu bezradności. Spojrzał na łowcę wzrokiem pełnym bojaźni, ale również bezbrzeżnej nienawiści, gdy ten przybliżył się do okna tak blisko, że mógł położyć dłoń na framudze. Przezornie odsunął się pod ścianę, ściśle przylegając do niej plecami, z niepewnością patrząc to na wbity niedaleko na prawo od niego łańcuch to na majaczącą w oknie sylwetkę diabła.
- Cz... Czego chcesz! Demonie! Nic ci nie zrobiłem! - zawył przerażająco, drąc sobie dłońmi całe kosmyki włosów z pożółkłej brody. Wyglądał doprawdy żałośnie, w co mniej podłym sercu mógłby wręcz wywołać współczucie. Nigdy jednak u tak bezlitosnej, pozbawionej empatii istoty jaką był łowca dusz, który lustrował go pogardliwym wzrokiem, pełnym jadowitego rozbawienia. Gdy piekielny ukazał swoje połyskujące czarne szpony, czarnoksiężnik pisnął żałośnie, jednakże nic już nie powiedział, pozornie bezradnie czekając na rozwój wydarzeń.
Nikt nie mógł jednak widzieć pewnego błysku w jego oczach, ani najskrytszych myśli w głębi jego umysłu. Myśli chłodnych, logicznych i wykalkulowanych. No, zaatakuj mnie demonie. Czekam!

Tymczasem Dyffryn stał na dole, przyglądając się rozgrywającej się ponad nim scenie, a raczej temu co mógł zobaczyć, czyli unoszącej się sylwetce demona. Nie mógł powstrzymać kpiącego rechotu, gdy usłyszał dobiegające zza okna żałosne piski czarnoksiężnika. Szczerze jednak mówiąc... bierne przyglądanie się zaczynało go już nudzić. Delikatnie przyłożył rękę do zamka we wzmacnianych drzwiach i wyszeptał coś pod nosem. Po chwili rozległ się metaliczny szczęk, a drzwi lekko skrzypiąc, stanęły otworem. Bez chwili wahania, demonolog wszedł do wieży.
Znalazł się w średniej wielkości okrągłym pomieszczeniu, o promieniu około trzydziestu stóp z sufitem na wysokości około dziewięciu. Było trochę ciemno, gdyż nie było tu okien, tylko kilka zapalonych pochodni. Po jego lewej stronie znajdował się początek spiralnie zakręconych schodów, zaś po swojej prawicy podobne schody, z tą różnicą, iż prowadzące w dół. Między nimi znajdował się szereg starannie ułożonych worków. Demonolog podszedł z ciekawością i rozsupłał jeden z nich. Okazało się, że w środku była mąka, z której zapewne Felhart sam przygotowywał sobie posiłki, a którą albo kupił albo ukradł wieśniakom. Pomyślał, żeby zerknąć co też znajduje się w piwnicy, a więc reszty worków już nie sprawdzając, w pierwszym odruchu chciał pozostawić swoje toboły obok nich, jednak...
Nie!
Liber Infernalis musiała zostać przy nim... Schody prowadzące do piwnicy były jednak skryte w prawie całkowitym mroku i choć mógł zdjąć pochodnię ze ściany, to przecież nie będzie schodził na dół z całym swoim inwentarzem, jeszcze dodatkowo obciążony nią. Po chwili namysłu rzucił więc na stos worków swój kostur. Dopiero wtedy chwycił za pochodnie i ostrożnie sobie przyświecając, ruszył w dół, drugą ręką troskliwie przytrzymując zawieszony na plecy tobół.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Łowca obrzucił badawczym spojrzeniem kulącego się pod ścianą Felharta. Zacisnął dłoń na łańcuchu. Całe jego ciało wygięło się w tył tylko po to, by jednym, szybkim ruchem wskoczyć do środka przyciągając do siebie wbitą w ścianę broń. Szarpnął łańcuchem zmuszając ostrze, które go wieńczyło do powrotu.
- Już mówiłem... Chcę twojej duszy. - wyszeptał stojąc zaledwie metr od starca. Jego skrzydła zwinęły się płynnie przy plecach. Ruszył w kierunku Felharta niespiesznie, zatrzymał się dopiero wtedy, gdy dzieliły go od niego centymetry. Pochylił się nad skulonym pod ścianą czarodzieju.
- Felhartcie, przecież wiesz, że to tak nie działa... Nie jesteś w stanie wzbudzić mojej litości. Nie okażę ci miłosierdzia, tak jak ty nie okazywałeś go innym. - Na twarzy Łowcy zamajaczył złowrogi grymas, ledwie tylko przypominający uśmiech.

Tymczasem Dyffryn schodzący po wąskich, stromych schodach zaczął odczuwać coś co najmniej niepokojącego. Z miejsca, w które zmierzał dało się wyczuć zdecydowane zakłócenia magiczne. Jakby jednak tego było mało, po chwili uderzył w niego nieprzyjemny zapach, który z pokonywaną odległością stawał się coraz bardziej nieznośny. Po paru następnych krokach odór był niemal nie od zniesienia. Dyffryn dotarł do średniej wielkości, drewnianych drzwi pokrytych dziwnymi symbolami. To stąd dochodził ów smród - droga nie prowadziła nigdzie dalej. Czarodziej mógł więc jedynie zawrócić, albo spróbować dostać się do tego pomieszczenia.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Felhart musiał poczuć coś dziwnego, gdyż jego twarz nagle stężała, a on sam dziwnie się wzdrygnął i szarpnął. Wzrokiem pełnym zrozumienia spojrzał w podłogę, a raczej na coś co właśnie działo się kilka pięter niżej, w piwnicy jego wieży. Gniewnie zmarszczył brwi, po czym spojrzał na diabła wściekłym, pewnym siebie spojrzeniem, w którym nie było już śladu tego panicznego strachu, ani błagalnej nuty.
- Dałem ci szansę demonie. Teraz nie okażę... miłosierdzia. Fakt, nigdy go nie okazywałem. - wyszeptał obłąkańczym tonem, po czym wybuchnął szaleńczym śmiechem. Z zadziwiającą zręcznością i zwinnością jak na takiego starca, zerwał się na nogi i przyłożył obie ręce do piersi piekielnego. Jego dłonie rozbłysły białym światłem, a łowca dusz ryknął przerażająco, gdy poczuł palący ból, jakby miejsca których dotknął czarnoksiężnik smagane były najgorętszym z piekielnych płomieni. Nim zdążył zareagować i otrząsnąć się z bólu poczuł jak coś uderza go w tors, po czym jak z procy wyleciał przez okno. Udało mu się w porę odzyskać równowagę i pozostać w powietrzu, jednakże otwarte wcześniej okno zatrzasnęło się. Zauważył jeszcze przebiegającą za szybą sylwetkę maga, który puścił się pędem w dół wieży.
Felhart okazał się być zręcznym pozorantem i wcale niezgorszym magiem, umiejącym wykorzystać element zaskoczenia i pewnie wysoce ceniącym sobie zabawę na cudzej pewności siebie. I wszystko stawało się jasne...

Tymczasem do nosu skradającego się na schodach Dyffryna uderzył obrzydliwy smród, który wraz ze schodzeniem coraz głębiej, stawał się coraz bardziej nieznośny, aż wkrótce demonolog ledwo mógł powstrzymać odruchy wymiotne. Na domiar złego wyczuł delikatne zakłócenia magiczne, jednoznaczny znak iż piwnica wieży nie służy bynajmniej za spiżarnię. Starając się od teraz oddychać ustami, a nie nosem, dotarł do pokrytych dziwnymi znakami drzwi. Rozejrzał się dookoła siebie w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby zawiesić pochodnię. Dojrzał metalowy uchwyt, więc ostrożnie, żeby mu przypadkiem nie spadła i nie zgasła, delikatnie włożył doń płonącą żagiew. Delikatnie zdjął z ramienia przewieszone przezeń toboły, kładąc je obok siebie na ziemi, po czym już z wolnymi rękami miał zabierać się za badanie aury tego miejsca, gdy nagle usłyszał dziwne hałasy dobiegające z góry. Jakiś ryk, trzask. I wyraźne zawirowania w strukturze magii.
Felhart?
Gdy tylko to imię przebiegło mu przez myśl, usłyszał kroki człowieka zbiegającego na dół po schodach. I już po chwili z ciemności schodów, wyłoniła się postać sędziwego czarnoksiężnika. Światło pochodni niepokojąco grało na jego twarzy, nadając jej niezwykle upiorny wyraz, zwłaszcza iż gniewnie marszczył brwi i paskudnie, nienawistnie zmrużył oczy.
- Felhart. - stwierdził głośno demonolog, szybko zastawiając się barierami magicznymi i osłaniając swa aurę. Ciekawe co czarnoksiężnik zrobił piekielnemu, iż sytuacja wymknęła się spod kontroli? Teraz nie było jednak czasu się nad to zastanawiać. Miał własne problemy... Obaj czarnoksiężnicy stali w milczeniu naprzeciwko siebie, lustrując się badawczymi spojrzeniami i delikatnymi impulsami, wzajemnie badając swoje aury. Wypisz wymaluj, jak dwa obwąchujące się z ciekawości psy.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Nemedis usłyszał jakiś głos, ba - własny, co go napełniło nieskrywanym zdziwieniem, bowiem nie miał na ów czynność żadnego wpływu. Zanim na dobre zorientował się w sytuacji, już był poza wieżą. W konsternacji spojrzał na własne, zakończone ostrymi szponami dłonie. Przecież mógł się chwycić! Dlaczego tego nie zrobił? Czyżby Felhart działał z tak dużą siłą? Warto jednak go było nazywać czarodziejem.

Zagniewany potężnie zarzucił skrzydłami. Wypchnął ciało do przodu, szybując wokół wieży. Rozpostarł je pozwalając, by te zaniosły go niżej, pod samo wejście do strzelistej budowli. Wylądował. Z wściekłością zwinął skrzydła i silnym uderzeniem niemal wyrwał drzwi z zawiasów. Najbardziej chyba gniewał bo brak kontroli nad własnym ciałem - jak mogło dojść do sytuacji sprzed chwili? Dlaczego tak się stało? Co tak bardzo przytępiło jego zmysły? Wkroczył do środka pewnym krokiem, w myślach przeklinając tego całego czarodzieja. Zlustrował palącym czerwienią spojrzeniem pomieszczenie, do którego się dostał. Schody prowadziły w górę, obok jednak były podobne prowadzące w dół, zapewne do piwnic. Czarodziej musiał już zdążyć po nich zejść. Łowca ze świstem wciągnął haust powietrza. Postawił kroki w drodze do niżej położonych piwnic. Metal jego ciężkich butów paskudnie ścierał się z kamienną posadzką, wywołując wysoce nieprzyjemny dla uszu, głośny dźwięk. Rany wywołane mocą Felharta - oparzenia - poczęły się samoistnie zasklepiać. Nie zwrócił nawet na nie uwagi, mimo tego, że wcześniej piekły niemiłosiernie.

Łowca postawił ostatni, głośny krok, kończąc zdecydowaną, acz nieśpieszną wędrówkę po stromych schodach. Przed nim Felhart z Dyffrynem bez słowa badali się nawzajem, zaraz przed drzwiami do tajemniczych "piwnic". Zacisnął dłonie na łańcuchach obwiązanych wokół ramion. Smród nie powodował w jego przypadku dyskomfortu, wszakże nie był człowiekiem. Do tego wszystkiego, jego węch był przytępiony.
Nie reagował. Patrzył uważnie na czarodziei. Żaden chyba jeszcze nie zdecydował się wykonać jakiegoś konkretnego ruchu, on z kolei nie czuł potrzeby przerywania ich jakże miłego spotkania. Zacisnął ostre szpony na kamieniu budującym łuk, pod którym stał.
- Pasjonujące... Felhartcie - zadziwiasz mnie swoją nieprawdopodobnie olbrzymią bystrością. - Rzucił w stronę jednego z ludzi. Uśmiechnął się pod nosem, obserwując tą ciekawą sytuacje.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Dyffryn nie wyczuł jeszcze żadnych mocniejszych ataków w kierunku swego umysłu, sam więc także wolał nie porywać się z motyką na słońce i atakować Felharta. Skoro stary wywinął się ze szponów łowcy dusz, musiał być znacznie silniejszy niż o nim mawiano. Demonolog spojrzał staremu czarnoksiężnikowi w twarz, nie mogąc jednak znaleźć oczu w ogarniętych cieniem oczodołach.
- Ciekawe. - mruknął czarnoksiężnik - Cóż cię sprowadza w progi mej wieży Spaczeńcu? I to u boku łowcy dusz? Szukasz potęgi? Chcesz mojej mocy? - Dyffryn nie mógł powstrzymać zdziwienia. Skąd czarnoksiężnik znał jego prawdziwą naturę? Czyżby zdołał niepostrzeżenie zinfiltrować jego umysł?
- Ahh... Szukasz... Wyjaśnienia. - kontynuował tymczasem Felhart, lekko kiwając głową i powoli przenosząc wzrok na leżącą torbę. Musiał wyczuć spoczywającą w niej księgę. Ale... jak? Przecież jej aura była zamaskowana! Dyffryn przestraszony wizją straty swojego skarbu, przesunął tobół za swoje plecy, stojąc cały czas w pozycji bojowej, rozpaczliwie szukając jakiegokolwiek śladu starego w swoim umyśle.
Wtem do ciasnego pomieszczenia wpadł łowca dusz, widocznie wściekły i wciąż trochę zadziwiony. Felhart nie przestraszył się jednak tego, iż właśnie znalazł się między młotem a kowadłem. Kąciki jego ust uniosły się w upiornym uśmiechu.
- Chcecie mnie zabić? - zapytał wyraźnie rozbawiony. - Ahh, nie odpowiadajcie. Przecież wiem, że chcecie... Spróbujcie! Czekam. - uśmiechnął się jeszcze szerze, dramatycznie bezradnie rozkładając ręce. Przez chwilę zdawał się czekać na ich ruch, lecz po chwili wszystko okazało się jasne.
Szykował zaklęcie.
Nagłe uderzenie energii popchnęło Dyffryna w tył, tak iż uderzył on plecami o znajdujące się za nim drzwi. Powietrze z głośnym jękiem opuściło jego płuca, a on sam obolały runął na kolana, tracąc dech. Z gniewnym grymasem czarnoksiężnik odwrócił się w stronę łowcy dusz, tym razem już na głos recytując mroczne wersety i wykonując serię tajemniczych gestów...
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Łowca wyprostował się w przejściu, lustrując czarodzieja pozbawionym emocji wzrokiem. Na jego twarzy wystąpił trudny do odczytania grymas, a dłonie zacisnęły się z ogromną siłą, trzeszcząc przy tym nieprzyjemnie. Obite ciężkim metalem buty huknęły głośno, gdy postąpił krok do przodu.
- Kończ swoją przemowę, starcze. Na nic zdadzą się słowa przesycone sztucznie napompowaną pewnością siebie. Na nic pełne bezcelowego patosu stwierdzenia - żadne twoje słowa nie sprawią, że w rzeczywistości będziesz silniejszy. - Zagrzmiał głosem mocnym i pewnym. W jego wzroku zatańczyło coś na kształt obrzydzenia osobą Felharta.
- Jesteś żałosny... Twoje marne próby osiągnięcia kontroli nad śmiercią, zbrodnie... To wszystko jest tak mało subtelne. Tak obrzydliwe i tak bezowocne. Jesteś tylko słabym śmiertelnikiem, ledwie pionkiem, kolejną duszą, która uczyni mnie silniejszym, a uwierz mi, bez względu na to, jak długo będziesz chwalił swe umiejętności - dopnę swego. To tylko kwestia czasu.
Uśmiechnął się ukazując rzędy przeraźliwie ostrych, długich kłów. Syknął głośno, gdy Felhart zaczął stosować te swoje sztuczki. Nie zwlekał ani chwili - wcześniej otoczone silnymi dłońmi łańcuchy pomknęły w przód z zawrotną prędkością. Piekielnie ostre głownie świsnęły w powietrzu, lecąc na spotkanie ze starcem. W tym samym czasie Łowca odbił się od ziemi skacząc wysoko, niczym pantera. Rozłożył skrzydła by móc utrzymać się w powietrzu i tym samym pociągnąć do siebie czarodzieja jeśli ostrza wieńczące łańcuchy spełnią swoją role i zaczepią się w jego ciele. W ten sposób zmusi czarodzieja do zakończenia zapoczątkowanego przezeń rytuału, był jednak gotów łańcuchy wysłać na spotkanie z ciałem Felharta jeszcze raz, gdyby tylko chybiły za pierwszym.
- Nigdy nie zwyciężysz piekła! - ryknął rozwścieczony. Głos miał nadzwyczaj niski i mocny, taki, jakiego nigdy nie wytworzy żaden człowiek. Łańcuchy załomotały przeraźliwie, gdy szarpnął nimi z miażdżącą siłą. Czerwone niczym pióra feniksa oczy zapłonęły gniewem.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Inkantacje czarnoksiężnika gwałtownie urwały się, a on sam zmuszony był odskoczyć w bok, by uniknąć lecących w jego stronę śmiercionośnych ostrzy. Minęły go o centymetr, lecz udało mu się. Jeden łańcuch poszybował na spotkanie z kamienną ścianą i z rozpryskiem odbił się od niej, spadając na ziemię. Drugi z impetem wbił się w drzwi, przelatując tuż nad głową Dyffryna, o mało co nie rozpłatawszy mu czaszki. Demonolog wrzasnął przerażony i padł nisko na ziemię, obejmując swoje cenne toboły i nerwowymi ruchami rąk grzebiąc w nich, szukając swojego skarbu. Ktokolwiek zajrzałby mu w tej chwili pod maskę, zobaczyłby iż jest przerażony niczym małe dziecko, straszone legendami o upiorach.
Tymczasem Felhart, nic już sobie nie robiąc z komentarzy łowcy dusz ani nie bawiąc się w retoryczne gierki, posłał kolejną z gwałtownych fal uderzeniowych, która popchnęła powietrze w błoniaste skrzydła łowcy dusz, jego samego odepchnąwszy w tył. Piekielny nie rozpłaszczył się na suficie tylko i wyłącznie dzięki owym skrzydłom i trzymanemu w prawej ręce łańcuchowi. Wytrąciło go to jednak z rytmu, co czarnoksiężnik wykorzystał, wbiegając na schody i puszczając się pędem na górę.
Spaczony wymacał szorstką okładkę swej drogocennej księgi. Westchnął pełen ulgi, pełen rozkoszy z powodu tego dotyku. Delikatnie wymruczał zaklęcie, dzięki czemu Liber Infernalis przeniosła się teraz w plan astralny, połączona z nim mentalną więzią. Czując pulsującą od niej moc i rozkoszując się własną siłą, zerwał się na równe nogi.
- Do diabła! - wrzasnął, bardzo adekwatnie do sytuacji zresztą. - Za nim! - puścił się za czarnoksiężnikiem, jednak potknął się na jednym z łańcuchów piekielnego i jak długi wywalił na podłogę. Zaklął plugawie.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Skrzydła załopotały potężnie, gdy Łowca łapał równowagę. Ryknął przeraźliwie, z wściekłością. Wziął zamach i uderzył skrzydłami w powietrze z taką siłą, że w pomieszczeniu pomknęła jego fala. Szarpnął łańcuchami, zmuszając je, by do niego powróciły. Zawinęły się wokół ramion.
- Weź się w garść, spaczony... - syknął tylko, wlatując w wąski korytarz. Cała jego uwaga skupiła się na celu, na uciekającym Felhartcie. Pomknął w górę jak błyskawica by dogonić wspinającego się po stromych stopniach czarodzieja.
- Twoja dusza należy do mnie! Słyszysz!? Jest moja! - przeraźliwie głośny głos potoczył się zaraz za uciekającym starcem, rozbijając się echem o kamienne ściany. Łowca z impetem wyleciał z wieży. Obrócił się w powietrzu i począł intensywnie wzbijać się w powietrze, szybując wokoło budynku. Podleciał do jednych z okien położonych niemal przed szczytem siedziby Felharta. Dopadł do okiennicy wściekle zatapiając w niej ostre szpony. Mocnym uderzeniem połamał drewno na kawałki i zrzucił w dół. Zwinnym ruchem wślizgnął się do środka, rozglądając się. Spodziewał się, że zyskał niewielką przewagę nad starcem - szacował, że wchodzący po stopniach czarodziej powinien dotrzeć do tego miejsca dopiero za chwilę. Chłodno przeanalizował sytuacje. Liczył, że Dyffryn nie będzie próżnował i wykorzysta okazję, by odciąć Felhartowi drogę ucieczki. Powinien teraz pędzić jego tropem, po wąskich schodach.

Tymczasem łowca przyparł do ściany jak cień. Zlewał się z otoczeniem, do którego nie dochodziło światło. Czekał nie wydając żadnych dźwięków.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Krzykom Nemedisa odpowiedział nerwowy, szaleńczy rechot.
- To sobie ją weź, żałosny pomiocie! - usłyszał krzyk czarnoksiężnika nim jeszcze wybiegł z wieży. Wzbił się w powietrze, w mgnieniu oka znajdując się tuż pod szczytem wieży, koło jednego z okien. Uderzył potężnym ciosem swoich szponów. Stare i spróchniałe okiennice rozpadły się na kawałki z niezwykłą łatwością, szyba także nie stawiła żadnego oporu. Widocznie starzec nie spodziewał się, iż wróg z którym przyjdzie mu się mierzyć będzie posiadał zdolność lotu.
Łowca dusz znalazł się w pomieszczeniu pełnym regałów i ksiąg, ustawionych przy ścianach i tworzących coś w rodzaju dwóch półkoli zwróconych w stronę środka pokoju. Na podłodze leżał czerwony dywan, widocznie niegdyś cenny i ładny, lecz teraz wyblakły. Po całkiem przeciwległej stronie, w przerwie między regałami stało biurko, a na nim jedna z ksiąg, otwarta gdyż widocznie jeszcze przed chwilą wertowana. Za regałami z jego prawej strony znajdowały się schody w dół. Podobnie było po jego lewej strony, z tym że tamte schody prowadziły na górę. Łowca słyszał już na schodach kroki zbliżającego się starca...

Tymczasem Dyffryn, wściekle podniósł się na nogi, choć tym razem nie puścił się naprzód tak szaleńczym pędem. Otrzepał się z kurzu i popatrzył na owe drzwi, zza których wydobywał się ten straszny smród, zastanawiając czy najpierw sprawdzić co jest za nimi, czy może jednak pójść i tym razem pomóc piekielnemu. Z jednej strony czarnoksiężnik okazał się być całkiem hardym sukinsynem, z drugiej jednak piekielny był wręcz stworzony do tego by zabijać i ujarzmiać takich jak on. Dlatego też nie pobiegł na górę, po to by pomóc mu w walce, lecz po to by uchronić tak pożądane przez niego zwoje, przed możliwym zniszczeniem. Któż wie w końcu co tam się będzie na górze działo? Jeszcze raz obejrzał się więc na drzwi, po czym poprawił torbę na ramieniu i szybko pobiegł w górę...
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Wspinającego się po stromych schodach Felharta nagle, zupełnie niespodziewanie szarpnęła nadludzka siła, siła zdolna miażdżyć kości.
- Tak zrobię... - syknął czarodziejowi prosto w twarz, wynurzając się z mroku, jakby wylewając spośród zimnych kamieni. Jego pionowo postawione źrenice płonęły gniewem. Nie dał Felhartowi czasu na reakcję - zaraz po tym, jak wyłonił się z cienia, płynnym ruchem pochwycił jego ciało.
Ostre pazury wieńczące długie dłonie zacisnęły się na ciele starca z przerażającą mocą. Zapewne nie dość, że rozerwą w tych miejscach jego szatę, to pozostawią krwawe, bolesne ślady. Łowca ryknął unosząc czarodzieja. Rzucił nim z gniewem w odległą o parę metrów kamienną ścianę. Nie miał wątpliwości, że była to siła wystarczająca by go ogłuszyć. Przytępić zmysły i sprawić niemało bólu.
- Koniec tej zabawy. - szepnął wbijając w czarodzieja rozwścieczone spojrzenie. Ponad dwu metrowa postać kroczyła w stronę starca nieubłaganie.
Łowca zacisnął stalowy uścisk na głowie Felharta. Uniósł go w powietrze i pchnął na twardą ścianę ponownie, przytrzymując go przy niej. Prawą dłoń zdecydowanie zacisnął na szyi starca, lewą złapał jego rękę i szarpnął z siłą zdolną wyrwać ją ze stawów.
- Będę się delektował twoim cierpieniem! - ryknął basem, głosem tak niskim i mocnym, że bez wątpienia nie wytworzyłby go człowiek.

Tymczasem Dyffryn niestrudzenie wspinał się po kamiennych, stromych schodach mijając co raz to nowsze wejścia do pomieszczeń różnego zastosowania. Były to między innymi biblioteki pełne starych, zakurzonych ksiąg, puste pokoje, jakieś drobne składziki lub miejsca zagracone dziwnymi przedmiotami. Nigdzie jednak nie było poszukiwanych zwojów, co oznaczało, że Felhart wszystkie swoje najcenniejsze zbiory trzyma na szczycie wieży. Niebawem zresztą zaczęły stamtąd dobiegać hałasy, coraz głośniejsze w miarę, jak Dyffryn pokonywał kolejne schody.
Awatar użytkownika
Tia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tia »

Dawno zdążyła pożałować, że opuściła Dwayta. Nie była stworzona do wędrówek, zwłaszcza samotnie. Dotychczas łatwo znajdowała ofiarę, która roztaczała nad nią opiekę, ale tutaj na odludziu Opuszczonego Królestwa nie było o to wcale łatwo. Mogła zabrać ze sobą jakiegoś wieśniaka, ale kiedy odchodziła z wioski była zbyt dumna i wzburzona, by myśleć praktycznie.
Teraz była przemoczona po ulewnej nocy, głodna i obolała od długiego marszu. Na domiar złego straciła dużo mocy podczas przemiany. Ze złotowłosej, niskiej elfki zmieniła się w dość wysoką, ciemnowłosą ludzką kobietę. Zostawiła w lesie nadpalone ubrania i okręciła się tylko nad biustem białym prześcieradłem, które zdążyła zabrać z karczmy. Wyglądała na zabłąkana, niewinna i bezbronna ślicznotkę. Doskonała forma dla pokusy w beznadziejnym położeniu.
Drżała z zimna autentycznie. Wspinała się wąską skalną ścieżką w stronę wieży czarnoksiężnika. Nie obchodziło ją, czy jest stary, czy młody, przystojny, czy brzydki. Potrzebowała odczynników i rekwizytów, żeby przeprowadzić rytuał oczyszczenia. Nosząca zacną nazwę procedura miała mniej zacne zastosowanie. Wyrywała z serca wszelkie zagnieżdżone tam osoby. Zabijała miłość - mówiąc potocznie. Tia potrzebowała pozbyć się Dwayta. Jego osoba nie pozwalała jej już normalnie funkcjonować.

Nie należała do istot uczonych, więc nie spodziewała się magicznych zabezpieczeń na furcie. Miała szczęście, że ktoś sforsował je zanim tu dotarła. Stare zawiasy skrzypnęły nieznacznie. Weszła do przedsionka i rozejrzała się po murowanych ścianach. Pachniało stęchlizną, podłogę zalegał kurz, sprzętów było mało i nie wyglądały na często używane.
"Czyżby czarodziej nie zamykał swojej siedziby? Jest zatem lekkomyślny lub zarozumiały. Albo stało się tu coś złego..."
Wtedy usłyszała stłumione odgłosy. Sukot nóg, pełne wrogości wycedzone słowa. Gospodarz nie był sam.
Przystanęła. Jej bose stopy odcinały się wyraźnie bielą na tle bordowego, nadpleśniałego dywanu. Dłonią podtrzymywała na piersi prowizoryczne okrycie. Wciąż wilgotne włosy były ciężkie i poskręcane.
Zastanawiała się chwilę w jakim kierunku się udać. Potrzebowała znaleźć pracownię czarodzieja. Zazwyczaj takowe mieściły się na szczycie wieży. Właśnie stamtąd dobiegł ją kolejny krzyk i ryk wściekłości. Nie było jej trudno rozpoznać po tym drugim odgłosie piekielnego. Była to wiadomość nienajlepsza. Oznaczało to, że jej potencjalna ofiara została już dopadnięta, a diabeł wcale nie musiał okazać się pomocny. Postanowiła zaryzykować spotkanie i ruszyła schodami na górę. Zastanawiała się, czy piekielny rozpozna w niej diablicę. Ostatecznie było jej wszystko jedno. Ku swojemu zdumieniu po drodze napotkała człowieka, który wcale nie sprawiał wrażenia opętanego. Minęła go bez słowa, jakby nigdy nic i tylko przed nosem śmignęły mu jej pięty i łydki, odsłonięte wskutek uniesienia sukienki z prześcieradła. Następnie minęła łowcę dusz, szarpającego sie staruszkiem i otworzyła drzwi do pokoju na szczycie wieży. Ktoś kto nie wiedział, że Tia jest diablicą z pewnością uznałby ją za szaloną i całkiem pozbawioną zmysłów, bo dziewczyna zdawała się bezbronna i delikatna, a mijane przez nią sceny z pewnością należały do drastycznych. Ona jednak nawet nie spojrzała na nikogo tylko zamknęła się w pracowni.
Awatar użytkownika
Nemedis
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nemedis »

Starzec nie miał nawet okazji by się uchylić, jedyne co mógł zrobić, to wbić zaskoczone spojrzenie w Łowcę. Gdy Nemedis go uniósł, ten złapał się za własną szyję, szarpiąc mocno, jednak uderzenie w twardą ścianę ostudziło jego zapędy. Bez władzy nad własnym ciałem, Felhart osunął się zostawiając po sobie krwawą maź. Nie miał sił mówić, uderzenie wydarło z jego płuc całe powietrze. Strzaskane ciało wrzeszczało z bólu, a przecież to dopiero początek. Przemykająca obok Tia znalazła się obok nich akurat w momencie, kiedy Łowca zmuszał czarodzieja własną siłą do powstania. Nemedis był zbyt skupiony na Felhartcie, by ujrzeć pokusę, jednak jego czuły słuch zarejestrował dźwięk. Ruchy były zbyt subtelne, to na pewno nie był Dyffryn. W tej chwili jednak gniew pozbawił go ciekawości - sprawę Felharta trzeba było zakończyć. Raz na zawsze.

Łowca wbił płonące gniewem spojrzenie wprost w twarz starca. Felhart jednak nie mógł skupić wzroku, błądził nim po przeciwległych ścianach, ogłuszony. Tak jak Nemedis się spodziewał - uderzenie pohamowało jego zmysły. Zaraz jednak stało się coś, co zdecydowanie wciągnęło go na powrót do świata żywych. Po całej wieży poniósł się przeraźliwie głośny jęk, wyduszony z obolałych płuc. Ręka Felharta została jednym, silnym szarpnięciem wyrwana ze stawów. Silne dłonie zacisnęły się na jego szyi. Na twarzy starca zagościł grymas bólu, kiedy lustrował Łowcę spojrzeniem przesiąkniętym nienawiścią.
- Bycie twym katem jest dla mnie niesłychaną przyjemnością, Felhartcie... Śmierć to tylko początek bólu, prawdziwe katusze będziesz przeżywał po niej. - wyszeptał, siłą rąk poważnie miażdżąc jego kości. Szarpnął go i wlokąc za szatę zaczął ciągnąć do okna. Nie zwracał uwagi na ciche jęki, których Felhart nie mógł powstrzymać.

Starzec został siłą wyrzucony przez okno, zaraz też pochwyciły go ostre szpony kiedy Łowca w powietrzu rozkładał duże, nietoperze skrzydła. Miotający się Felhart został uniesiony w górę. Nemedis machnął potężnie skrzydłami i zaczął szybować, coraz wyżej, aż w końcu znalazł się parę metrów nad szczytem wieży. Tia, która znajdowała się dokładnie pod nimi przeszukując pracownię starca, mogła usłyszeć dziwne hałasy dobiegające z góry. Łowca nachylił się w stronę Felharta, wściekle zaciskając na jego ciele ostre szpony. Skrzydła nadal przecinały ze świstem powietrze, pracując nad utrzymaniem wysokości.
- Wydrę ci duszę... Wydrę! Utopisz się we własnej krwi... - głos Łowcy był przeraźliwie mocny, płonął gniewem. Zaraz potem rozległ się ogromny huk - to Felhart w desperacji spróbował odepchnąć Nemedisa zaklęciem, nie dało mu to jednak dużo. Zaraz zaczął opadać, podczas kiedy Łowca zamachnął wściekle skrzydłami by utrzymać równowagę. Rzucił się w stronę spadającego starca z impetem. Przylgnął do niego jeszcze bardziej zwiększając szybkość, z jaką ten opadał. Dzieliły ich od szczytu wieży zaledwie metry. Powietrze wyciskało łzy z oczu Felharta, podczas kiedy Łowca całym ciężarem ciała ściągał go w dół. Wystarczyły sekundy, by w powietrzu poniósł się strasznie głośny, budzący grozę krzyk. Kawałek dachu wieży zawalił się i spadł gdzieś obok Tii. Gdy pył i kurz opadnie, okaże się, że na gruzie leży Felhart, z którego piersi wystaje długi szpikulec - do niedawna ozdobne zakończenie wieży. Do ziemi przyciskał go mierzący ponad dwa metry Łowca. Starzec zaczął drgać w agonii, z ust poczęła lecieć mu krew. Nieprzytomnym spojrzeniem oplótł pierw Nemedisa, potem stojącą gdzieś obok Tię i westchnął cicho, przeciągle. Zmarł.
Łowca patrzył na starca. Był chyba zbyt przejęty chwilą, by zauważyć Tie. Wciągnął ze świstem powietrze i westchnął głośno, unosząc głowę. Zmrużył powieki. Jego tors był odkryty, z kolei dolną część ciała zakrywał luźny, nie krępujący ruchów materiał. Stopy okrywały ciężkie, obite metalem buty. Jego oczy miały pionowo postawione, krwistoczerwone źrenice. Był w swej pierwotnej formie.
Bez wątpienia w tym momencie zaczęło się dziać coś niesamowitego, niewytłumaczalnego. Fizycznie nic się nie zmieniło, ale nawet Tia mogła poczuć jakąś tajemną siłę, dziwne drgania. Łowca zacisnął ostre, czarne pazury na martwym ciele Felharta, zamykając oczy. Nad wieżą i w najbliższej okolicy poczęło się mocno chmurzyć. Na twarzy Nemedisa zagościł błogi uśmiech. Odepchnął ciało Felharta.
- Infernale in anima vilis. - wyszeptał zachrypniętym głosem, ledwo dosłyszalnie. Powstał. Miał nieco ponad dwa metry, zbudowany był też znacznie lepiej niż przeciętny człowiek.
- Piekło zagości w twej nędznej duszy i nasyci mój głód. Bądź przeklęty w wiecznym cierpieniu.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości