Poprzednie przygody Yvy i Petro
Yva siedziała na nadbrzeżu i machała nogami. Z przyjemnością przymknęła oczy, wystawiając twarz na ciepłe promienie słońca i wsłuchując się w szum fal. Ocean pachniał łagodnie i swojsko, powtarzając jej, że jest w domu i może się czuć przy nim zawsze bezpieczna.
Rozczarowanie wywołane nieznalezieniem skarbu powoli mijało i dziewczyna wróciła do codziennego życia. Ostatecznie co to by była za frajda, gdyby każdy poszukiwany skarb miał okazać się prawdziwy? W trakcie podróży spotkała tyle przedziwnych i ciekawych osób i zobaczyła tyle niesamowitych miejsc! Petro stał się na chwilę kotem! I dorosłym facetem (całkiem ładnym swoją drogą!), a ona nauczyła się wykorzystywać wodę by leczyć drobne urazy… Tak, to było nawet lepsze niż skarby. Choć trochę szkoda tych klejnotów i tajemniczych zwojów...
Uniosła dłoń i przywołała do siebie niewielkie pasmo wody. Poruszając nadgarstkiem ukształtowała je w lilię wodną i ponownie łagodnie opuściła na morsko-zieloną powierzchnię. Przez chwilę zauroczona patrzyła jak kwiat porusza się na falach, chwytając i załamując w swoim wnętrzu promienie światła. Jakiś hałas za jej plecami rozproszył ją, a woda z chlupotem placnęła na powierzchnię morskiej toni.
Zaintrygowana dziewczyna odwróciła się, przyglądając się hałaśliwej grupie w porcie. Z jednego ze statków schodzili pasażerowie z tragarzami. Większość panów była elegancko ubranych, w jasnych garniturach i lekkich płaszczach. Kobiety miały na sobie długie suknie i koraliki powplatane we włosy. Robiły przy tym sporo rabanu, instruując podwładnych, na co muszą uważać i czego absolutnie - ale to absolutnie! - nie wolno im upuścić. Wyglądało na to, że jakaś zamożna rodzina przeprowadzała się do Rubidii.
Przez chwilę Yva jedynie kontemplowała kolory i kształty kolorowej zgrai. W końcu jednak do jej nosa dotarł charakterystyczny zapach, zapach który znała aż za dobrze. Niby “tylko” pachniało morzem - nic dziwnego w miejscu takim jak to. Sól w powietrzu, wodorosty, mokry piasek, zapach ciepłego wiatru…Najbardziej kojąca woń na świecie. Jednak w tym zapachu było coś jeszcze, to samo co czuła przez lata od swojego tajemniczego naszyjnika. Ostra niczym lodowe igiełki, rozszerzająca płuca, hipnotyzująca woń magii wody.
Dziewczyna zaciągnęła się intensywnie, rozszerzyła nozdrza i węsząc jak pies myśliwski ruszyła za tropem. W końcu dostrzegła w stercie bagaży dużą, błękitną skrzynię, ładnie pomalowaną w morskie fale.
“Ciekawe co w niej jest…” pomyślała zaintrygowana, przekrzywiając lekko głowę.
- Ej, ty! - zawołał do niej jeden z mężczyzn, widząc jej zainteresowanie - Skoro masz czas się tak gapić na nasze bagaże, to może mogłabyś coś dla mnie zrobić? Wiesz gdzie jest wieża magów? Trzeba tam dostarczyć tę skrzynię. Nie bój się, nie każę ci jej dźwigać. Moi ludzie pójdą z tobą… Co ty na to? Przyda ci się trochę srebrników?
Yva niespokojnie przestąpiła z nogi na nogę. Nie powinna pokazywać się magom na oczy… To mogłoby mieć dla niej katastrofalne skutki… Ale przecież zawsze może dojść W POBLIŻE wieży, a potem tragarze już sobie poradzą… A gdyby tak udało jej się zrobić drobną dywersję i zajrzeć do skrzyni, dosłownie tylko uchylić wieko…? Ciekawe co może tak pachnieć? Może w końcu dowiedziałaby się do czego służy jej wisiorek? A może jest tam jeszcze coś zupełnie innego? Tak, to zdecydowanie dobry plan! Będzie wymagał tylko drobiny kreatywności…
- Myślę, że będę w stanie panu pomóc! - odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
Rubidia ⇒ Fala kłopotów
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Kavika mocno zacisnęła dłonie na pasie jednoramiennego plecaka. Zgrzyt materiału był głośny niczym kościelne dzwony - dokładnie takie same jakie jeszcze nie tak dawno miały rozbrzmieć dla niej – niedoszłej panny młodej. Wciągnęła powietrze ustami i na chwilę zamarła, jakby zaraz ktoś miał ją dojrzeć w stercie beczek, ale… nic się nie stało. Woda wolno uderzała o kamienny brzeg przystani, a śmiechy kobiet tak głośne i pełne szczęścia rozproszyły pobliskie ptaki wypędzając je na niebo. Mewy zaskrzeczały, życie spokojnym torem toczyło się dalej. Zwykły dzień…
Choć nie dla uzdrowicielki.
Odkąd rzuciła całe swoje życie dla jednego mężczyzny już nic nie było takie same. Gdyby opowiedzieć całą historię w wielkim skrócie ktoś mógłby pomyśleć, że to szczeniacki wybryk… Tyle, że Kavika miała już dwadzieścia siedem lat. Także prędzej nazwać ją można było głupią, nierozsądna, szaloną, zarozumiałą… Właściwie to do teraz nie umiała sobie tego poukładać w głowie. Ona, tak rozważna, dorosła, odpowiedzialna zwyczajnie rzuciła wszystko w jednym momencie… Nie wiedziała teraz kim jest, czego potrzebuje, do czego dąży…Całe jej życie obecnie trwało w jakimś dziwnym tworze niedopowiedzeń, bo właściwie nie wyjaśniła się tak do końca przed ojcem. Ona sama nie wiedziała czy ten był na nią wściekły. Z pewnością musiał być rozczarowany, wszak go znała, ale nie zdążyli o tym porozmawiać. Nie zdążyli, bo wróciła do swojej chatki w lesie z nadzieją, że jeszcze tam zobaczy tego, dla którego to wszystko porzuciła…
Nie zobaczyła.
On nie wrócił.
A jej problemy zostały. Czy będzie musiała spłacić część wesela? Batalia z rodziną niedoszłego pana młodego rozpętała się na dobre, po czym utknęła w impasie. I tak też trwa do dnia dzisiejszego, a nie mając na nic odpowiedzi lekarka zaczęła wątpić. Czy słusznie zrobiła?
To było takie dziwne... czuła, że nie żałowała, a jednocześnie wiedziała, że musi żałować. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ON nie wrócił, przez co zarówno chatka, jak i cały las stał się skrytką na rozrywające serce ból dla Enthe. W wielkim skrócie - zostawiła to wszystko dla złodzieja… którego bardzo kochała.
Dziś zaś jest tutaj.
Kavika wyjęła z kieszeni wymiętoszony kawałek papieru z zapiskiem nazwiska. To rodzina, która przybyła do Rubidii miała stać się jej nowym rozdziałem w życiu. Słyszała, że płacili dobrze, a ostatnio medycyna alternatywna zaczęła być modna. Istniała więc szansa na zatrzymanie się dłużej w jednym miejscu, otrzymanie pożywienia w ramach bycia dwornym medykiem i nie była to nierealna idea - wszak papiery miała doskonałe. Pracowała jako wykładowczyni na jednej z najlepszych uczelni w Rapsodzie, była publicystką badań naukowych z zakresu leczenia wodą, a także współpracowała z wieloma innymi naukowcami, którzy to jednak dodali jej nazwisko jako ozdobę... co trzeba przyznać i tak było czymś wielkim, bo zazwyczaj ci najbardziej doceniani w świecie medycyny niechętnie dzielili się swoimi sukcesami i zazwyczaj pomijali istnienie swoich asystentów.
W tej całej puli sukcesów istniał tylko jeden mankament… jej głośne, niedoszłe wesele. Z jegomościem, który wywodził się z arystokracji więc… czy faktycznie ktoś będzie chciał ją przyjąć?
Wbrew wszystkiemu była to sprawa drugorzędna. Kavika bardziej od nieotrzymania pracy i wizji długów obawiała się ludzi, a arystokracja… bywa różna. Rodziny bywają różne, dlatego też nie tak od razu pognała do portu by się przedstawić i pokazać z jak najlepszej strony. Pognała do portu by przyjrzeć się rodzinie… Tak też wylądowała właśnie tutaj. W obawie przed koszmarem jaki można zaznać na dworach wolała najpierw chociaż zobaczyć z kim ma do czynienia. Nie miała zamiaru przekroczyć progu domu, gdzie od razu widziałaby jakiekolwiek niepokojące oznaki. Jeśli do ich uszu doszły głosy, że to ona jest sprawczynią nie tak małego zamieszania w Rapsodzie to ma słabe karty… które ktoś może wykorzystać. Z wielką obawą podchodziła do zatrudnienia się u rodziny z nazwiskiem, ale szczerze nie widziała innego wyjścia… Mając na pieńku z niedoszłą rodziną obecnie wizja pracy w jakiejkolwiek uczelni była odległa. Wywalili ją z obecnej uczelni więc właściwie co innego miała zrobić?
Dobita tymi przemyśleniami uznała swój plan za wyjątkowo niedołężny. Zdała sobie sprawę jak bardzo nie ma wyboru. Musi po prostu pójść i zrobić swoje, przestać słuchać przeczucia, które zaprowadziło ją ostatecznie w zakamarki beczek pełnych ryb. Najwidoczniej jej intuicja była godna pożałowania.
Wówczas zaś usłyszała rozmowę. Uwagę Enthe przykuła niebieska walizka oraz dziewczyna, która intensywnie się w nią wpatrywała. Ten bagaż z pewnością należał do przybyłej rodziny… był dość nietypowy i zapewne z tego też powodu miał trafić właśnie do wieży magów. Kavika nie zakładała najgorszego – bagaż nie był najwidoczniej aż tak cenny skoro do pomocy wywołano młodą dziewczynę, której imienia nawet mężczyzna nie znał. Walizkę wystarczyło tylko dostarczyć pod odpowiedni adres… a ona może mogłaby dowiedzieć się czegoś więcej na temat bogatej rodziny, u której chciała rozpocząć pracę. Czy to brzmi jak plan doskonały? Nie, po co sobie utrudniać życie i wydłużać drogę do tego co nieuniknione, ale uzdrowicielka skutecznie usprawiedliwiała swój wybór.
- Przepraszam… - nieśmiały głos Kavki rozbrzmiał obok mężczyzn, gdy tylko ta bezpiecznie ewakuowała się ze swojej beczkowej kryjówki, tak by nikt nie zorientował się skąd wylazła… ale i też nie wiadomo skąd nagle się tu wzięła. – Proszę wybaczyć, ale usłyszałam, że potrzebny jest transport. W drodze wiele może się wydarzyć, a jestem uzdrowicielką. Może przydałaby się moja pomoc? Zawsze warto mieć wsparcie medyka, nawet przy rutynowej podróży.
Dłonie w kremowych rękawiczkach złożyła na wysokości brzucha, by prezentować się nieco bardziej elegancko, ale i też aby ukryć swoje zdenerwowanie. Brązowa sukienka wyglądała prosto, ozdobiona była jedynie guzikami i cieniutkim paskiem. Jasna koszula w delikatną, aczkolwiek szeroką kratkę zdradzała jej zamiłowanie do ukrywania się za stertą ksiąg, a blada choć w ciepłym odcieniu skóra wręcz krzyczała, że jest nietutejsza.
- Spokojnie, nie żądam wysokiej kwoty. Jestem tu obecnie turystycznie więc z chęcią pomogę, ale i też skorzystam z okazji i poznam okolicę.
Choć nie dla uzdrowicielki.
Odkąd rzuciła całe swoje życie dla jednego mężczyzny już nic nie było takie same. Gdyby opowiedzieć całą historię w wielkim skrócie ktoś mógłby pomyśleć, że to szczeniacki wybryk… Tyle, że Kavika miała już dwadzieścia siedem lat. Także prędzej nazwać ją można było głupią, nierozsądna, szaloną, zarozumiałą… Właściwie to do teraz nie umiała sobie tego poukładać w głowie. Ona, tak rozważna, dorosła, odpowiedzialna zwyczajnie rzuciła wszystko w jednym momencie… Nie wiedziała teraz kim jest, czego potrzebuje, do czego dąży…Całe jej życie obecnie trwało w jakimś dziwnym tworze niedopowiedzeń, bo właściwie nie wyjaśniła się tak do końca przed ojcem. Ona sama nie wiedziała czy ten był na nią wściekły. Z pewnością musiał być rozczarowany, wszak go znała, ale nie zdążyli o tym porozmawiać. Nie zdążyli, bo wróciła do swojej chatki w lesie z nadzieją, że jeszcze tam zobaczy tego, dla którego to wszystko porzuciła…
Nie zobaczyła.
On nie wrócił.
A jej problemy zostały. Czy będzie musiała spłacić część wesela? Batalia z rodziną niedoszłego pana młodego rozpętała się na dobre, po czym utknęła w impasie. I tak też trwa do dnia dzisiejszego, a nie mając na nic odpowiedzi lekarka zaczęła wątpić. Czy słusznie zrobiła?
To było takie dziwne... czuła, że nie żałowała, a jednocześnie wiedziała, że musi żałować. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ON nie wrócił, przez co zarówno chatka, jak i cały las stał się skrytką na rozrywające serce ból dla Enthe. W wielkim skrócie - zostawiła to wszystko dla złodzieja… którego bardzo kochała.
Dziś zaś jest tutaj.
Kavika wyjęła z kieszeni wymiętoszony kawałek papieru z zapiskiem nazwiska. To rodzina, która przybyła do Rubidii miała stać się jej nowym rozdziałem w życiu. Słyszała, że płacili dobrze, a ostatnio medycyna alternatywna zaczęła być modna. Istniała więc szansa na zatrzymanie się dłużej w jednym miejscu, otrzymanie pożywienia w ramach bycia dwornym medykiem i nie była to nierealna idea - wszak papiery miała doskonałe. Pracowała jako wykładowczyni na jednej z najlepszych uczelni w Rapsodzie, była publicystką badań naukowych z zakresu leczenia wodą, a także współpracowała z wieloma innymi naukowcami, którzy to jednak dodali jej nazwisko jako ozdobę... co trzeba przyznać i tak było czymś wielkim, bo zazwyczaj ci najbardziej doceniani w świecie medycyny niechętnie dzielili się swoimi sukcesami i zazwyczaj pomijali istnienie swoich asystentów.
W tej całej puli sukcesów istniał tylko jeden mankament… jej głośne, niedoszłe wesele. Z jegomościem, który wywodził się z arystokracji więc… czy faktycznie ktoś będzie chciał ją przyjąć?
Wbrew wszystkiemu była to sprawa drugorzędna. Kavika bardziej od nieotrzymania pracy i wizji długów obawiała się ludzi, a arystokracja… bywa różna. Rodziny bywają różne, dlatego też nie tak od razu pognała do portu by się przedstawić i pokazać z jak najlepszej strony. Pognała do portu by przyjrzeć się rodzinie… Tak też wylądowała właśnie tutaj. W obawie przed koszmarem jaki można zaznać na dworach wolała najpierw chociaż zobaczyć z kim ma do czynienia. Nie miała zamiaru przekroczyć progu domu, gdzie od razu widziałaby jakiekolwiek niepokojące oznaki. Jeśli do ich uszu doszły głosy, że to ona jest sprawczynią nie tak małego zamieszania w Rapsodzie to ma słabe karty… które ktoś może wykorzystać. Z wielką obawą podchodziła do zatrudnienia się u rodziny z nazwiskiem, ale szczerze nie widziała innego wyjścia… Mając na pieńku z niedoszłą rodziną obecnie wizja pracy w jakiejkolwiek uczelni była odległa. Wywalili ją z obecnej uczelni więc właściwie co innego miała zrobić?
Dobita tymi przemyśleniami uznała swój plan za wyjątkowo niedołężny. Zdała sobie sprawę jak bardzo nie ma wyboru. Musi po prostu pójść i zrobić swoje, przestać słuchać przeczucia, które zaprowadziło ją ostatecznie w zakamarki beczek pełnych ryb. Najwidoczniej jej intuicja była godna pożałowania.
Wówczas zaś usłyszała rozmowę. Uwagę Enthe przykuła niebieska walizka oraz dziewczyna, która intensywnie się w nią wpatrywała. Ten bagaż z pewnością należał do przybyłej rodziny… był dość nietypowy i zapewne z tego też powodu miał trafić właśnie do wieży magów. Kavika nie zakładała najgorszego – bagaż nie był najwidoczniej aż tak cenny skoro do pomocy wywołano młodą dziewczynę, której imienia nawet mężczyzna nie znał. Walizkę wystarczyło tylko dostarczyć pod odpowiedni adres… a ona może mogłaby dowiedzieć się czegoś więcej na temat bogatej rodziny, u której chciała rozpocząć pracę. Czy to brzmi jak plan doskonały? Nie, po co sobie utrudniać życie i wydłużać drogę do tego co nieuniknione, ale uzdrowicielka skutecznie usprawiedliwiała swój wybór.
- Przepraszam… - nieśmiały głos Kavki rozbrzmiał obok mężczyzn, gdy tylko ta bezpiecznie ewakuowała się ze swojej beczkowej kryjówki, tak by nikt nie zorientował się skąd wylazła… ale i też nie wiadomo skąd nagle się tu wzięła. – Proszę wybaczyć, ale usłyszałam, że potrzebny jest transport. W drodze wiele może się wydarzyć, a jestem uzdrowicielką. Może przydałaby się moja pomoc? Zawsze warto mieć wsparcie medyka, nawet przy rutynowej podróży.
Dłonie w kremowych rękawiczkach złożyła na wysokości brzucha, by prezentować się nieco bardziej elegancko, ale i też aby ukryć swoje zdenerwowanie. Brązowa sukienka wyglądała prosto, ozdobiona była jedynie guzikami i cieniutkim paskiem. Jasna koszula w delikatną, aczkolwiek szeroką kratkę zdradzała jej zamiłowanie do ukrywania się za stertą ksiąg, a blada choć w ciepłym odcieniu skóra wręcz krzyczała, że jest nietutejsza.
- Spokojnie, nie żądam wysokiej kwoty. Jestem tu obecnie turystycznie więc z chęcią pomogę, ale i też skorzystam z okazji i poznam okolicę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości