Szepczący LasNie dość, że nastolatka, to na dodatek martwa

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Ćma
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 9 miesiące temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Mag , Medium , Opiekun
Kontakt:

Nie dość, że nastolatka, to na dodatek martwa

Post autor: Ćma »

Wokół leżały trupy, a jeszcze świeża nieumarła była nieprzytomna. To zdecydowanie nie był dobry dzień. Niemniej jednak zarówno życie, jak i nieżycie toczyły się dalej. Ćma nie zamierzała zostawić swojej przyjaciółki i jej córki na pastwę losu. Tym razem z nimi zostanie i spróbuje odpokutować swoje winy. Najpierw jednak trzeba było je jakoś ocucić. Nieumarła dziewczyna najwyraźniej odczuła skutki uboczne przemiany albo jej ciało próbowało się zbuntować wbrew nienaturalnemu porządkowi jej egzystencji, przez co na skórze powstały głębokie pęknięcia jakby cięte nożem. Mógł to być również efekt magicznego wybuchu. W każdym razie nie należało tego ot tak zostawić. Mimo to w pierwszej kolejności naturianka postanowiła sprawdzić co z Hannah, która na szczęście wciąż oddychała w przeciwieństwie do gromady zamordowanych kultystów wokół. Oni wszyscy oraz kobieta mieli podobne obrażenia jak młoda.

- Czyli jednak ten wybuch – pomyślała skrzydlata i próbowała co większymi liśćmi jakoś chwilowo przykryć ów rany u kobiety, aby choć trochę zatamować krwawienie. Były one zdecydowanie poważniejsze niż u nastolatki. Prawdopodobnie dlatego, iż Hannah wciąż należała do świata żywych, a jej organizm funkcjonował tak, jak powinien.

Zielonoskóra była małych rozmiarów więc mogła co najwyżej pociągnąć ją za ucho i poszturchać policzek. Tak też zrobiła, co dało dość szybki efekt. Kobieta wydała pomruk niezadowolenia i ostrożnie otworzyła oczy, przypominając sobie, iż to wszystko wokół to nie był tylko zwykły koszmar. Syknęła z bólu, gdy dotarło do niej, iż całe jej dłonie i nogi krwawią z licznych, drobnych, aczkolwiek głębokich ran.

- Potrzebuje igły i nici – powiedziała na wstępie Ćma, łatwiej jej było skierować uwagę na rzeczy doraźne niż szczerą i długą rozmowę. Na to jeszcze przyjdzie czas.

Kobieta wciąż w niemałym szoku spojrzała w stronę pobliskiej chaty, dając naturiance niemą odpowiedź gdzie znajdzie ów przedmioty. Wróżka od razu poleciała w tamtą stronę co sił w swoich skrzydłach, jakby przeciągając moment eskalacji kolejnych pretensji i zażaleń. Nie bała się przeprosić i obnażyć swoich win, przerażał ją brak przebaczenia ze strony tych dwóch najbliższych osób, jakie miała w całym swoim życiu.
Dlatego wracając do Hannah i jej córki już tak nie pędziła. Chciała, ale coś ją wewnętrznie spowalniało, jakby wielki ciężar na sercu i stale rozbrzmiewający w jej głowie krzyk dziewczyny.
W końcu jednak powróciła do miejsca tragedii, one potrzebowały pomocy. Léuchadiya wciąż była nieprzytomna, natomiast jej matka próbowała ją jakoś ocucić, nie zważając, że w swoim stanie nie powinna się zbytnio ruszać.

- Nic jej nie będzie. Usiądź – stwierdziła Ćma stanowczo, choć wiedziała, że słowa jej są dalekie od prawdy. Przemiana w nieumarłą zdecydowanie nie była „niczym”. Wróżka dużo wiedziała o liszach i zdawała sobie sprawę, z jakimi problemami i wykluczeniem będzie musiała się zmierzyć córka Hannah. Dziewczyna pewnie nawet sobie nie zdawała sprawy, iż jej ciało będzie w stanie ciągłego rozkładu. Jedynym plusem było to, iż wróżka nie musiała się martwić, czy Léu przeżyje. I tak była już martwa. Prędzej czy później i tak się obudzi.
Awatar użytkownika
Léuchadiya
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 8 miesiące temu
Rasa: Lich
Profesje: Włóczęga , Uczeń , Badacz
Kontakt:

Post autor: Léuchadiya »

        Zemdlała zaraz po rytuale. Ciało teraz już nie do końca jej, nie do końca żywe, osunęło się bezwładnie, jakby duch porzucił je w pośpiechu, nie mając pewności, czy wróci. W śnie, do którego została zaciągnięta siłą, jak zawsze było zimno.
Nie tak fizycznie, ponieważ to był chłód duszy, znajomy, okrutny. Głosy pojawiły się niemal od razu. Te, które znała z dzieciństwa, z porażek, z przypadków, których nikt nie potrafił zrozumieć, ale każdy potrafił wyśmiać.
        - Peszek. Jak zawsze.
        - Rytuał? Serio? - postać zaśmiała się w odpowiedzi. Obco, a jednak przeszywająco znajomo.
A potem głos Hannak. Stała pośród cieni, rozmazana, bezbarwna, njaka. Jej dłonie złożone były w modlitewnym geście, głos drżał.
        - Błagam… jeśli tam jesteś… daj jej odrobinę szczęścia. Choć raz. Choćby przez pomyłkę…
I to bolało. Głębiej niż igły, niż rozdzieranie skóry. Ten ból był stary. Jak żal, którego Leuchadiya nigdy nie miała odwagi nazwać po imieniu.


***

        Przebudzenie przyszło bez ostrzeżenia. Oczy otworzyły się nagle, jakby ktoś pociągnął za niewidzialny sznurek i przez kilka uderzeń serca (o ile jeszcze takowe mogło bić…) Léuchadiya nie wiedziała, gdzie jest ani kim właściwie jest teraz. Leżała bezwładnie, dopiero co wracając z otępienia niemal śmiertelnego. Jej ciało wydawało się obce. Cięższe w miejscach, gdzie kiedyś było lekkie. Sztywne, zimne. Nie tak jak zmarznięte dłonie, a bardziej jakby ktoś wyjął z niej całe ciepło i wlał w zamian coś martwego. W jej wnętrzu nie było paniki. Jeszcze nie. Najpierw była próżnia. Pustka. Jakby jej dusza wciąż stała w rozkroku między światem a… czymkolwiek, co przyszło potem. Brak życia.
        Ciało Léuchadiyi wydawało się inne. Zszyte. Dosłownie. Nici ciągnęły się przez jej przedramię nieprzyjemnie naprężając skórę. Twarz… nie czuła jej dobrze, jakby została poskładana z obcych fragmentów skóry. Dziewczyna poruszyła dłonią - palce zadrżały sztywno, jakby dopiero uczyły się posłuszeństwa.
        Wokół niej wirowała jakaś mała postać. Wróżka. Jej wróżka chrzestna. Zdrajca, któremu nigdy nie wybaczy. Właściwie jedyny magiczny byt, który miał czelność nie opuścić Leu, kiedy los walił jej się na głowę po raz kolejny. A to wszystko przez brak jej wróżki wtedy, kiedy była potrzebna. Teraz dosłownie łatała rany, które zaniedbywała przez lata.
        - Co ty… - wychrypiała Léuchadiya w końcu. Jej głos był chropawy, jakby wracał z grobu. Wróżka kręciła się w powietrzu z igłą prawie większą od siebie, jakby właśnie kończyła kolejne przeszycie. Na policzku Léuchadiyi, w miejscu gdzie wcześniej była głęboka szrama, teraz ciągnął się czarny szew; dziewczyna czuła, jak nić napina się przy każdym grymasie.
Ale wtedy zobaczyła ją.
Hannah. Jej matka.
        Kobieta siedziała tuż obok, skulona, blada, ze splecionymi dłońmi i spojrzeniem wbitym w ziemię. Ramiona jej drżały, choć nie było zimno - może to był szok. Może wycieńczenie. Może… rozpacz? Leuchadiya wciągnęła powietrze, choć nie była pewna, czy naprawdę go potrzebowała. Płuca zadziałały mechanicznie, z przyzwyczajenia. Coś w niej chciało zareagować, przytulić, zapytać, złapać matkę za rękę, ale ciało było jak z ołowiu, sztywne i za ciężkie na takie emocje.
        - Mamo… - wychrypiała, ale jej głos był obcy, pęknięty, chropawy. Nienależący do niej.
Matka podniosła wzrok natychmiast. I ten wzrok nie był pełen strachu. Ani wstrętu. Ani zdziwienia. Był przepełniony czymś znacznie gorszym.
Wyrzutami sumienia.
        - Leu… - zaczęła Hannah. - Tak się cieszę, że jesteś jeszcze z nami.
Nie że jesteś cała. Nie że zdrowa. “Jeszcze z nami”.
        Wzrok Leuchadiyi, mimo że zamglony, zapalił się dziką, zieloną od trucizny jej nowej rasy determinacją.
        - Wyjaśnijcie mi, ale to już… - Léuchadiya spojrzała złowrogo na swoją wróżkę chrzestną. - Dlaczego do tego dopuściłaś. Dlaczego spotyka mnie taki straszny…!

        Peszek. Jasne.
        Jak już się pecha przytula, to się go dusi razem ze sobą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości