Równina Drivii[Zaścianek nieopodal Ascant] Zapomniano o nas!

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hana
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 4 miesiące temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Żołnierz , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

[Zaścianek nieopodal Ascant] Zapomniano o nas!

Post autor: Hana »

Ciepły, lecz niespokojny, jesienny wiatr roznosił swoją aurę, głaszcząc okoliczne trawy. Niezwykle zapuszczone, swoją drogą. Gościniec sprawiał wrażenie, jakby żaden powóz, czy nawet grupy pieszych, nie przemierzały go od wieków, ale młyn kręcący się bez życia na horyzoncie, kazał sądzić, że w okolicy ktoś jednak przebywa. Zadziałało to na Hanę dość pokrzepiająco, ale mimo wszystko już dotychczas stawiała swoje kroki bardziej zdumiona, niż jakby cokolwiek ją martwiło. Powietrze, rozbijające się o jej ciepłe od wypieków, piegowate poliki... zapach uschniętej trawy i kwiatów polnych... Światło zachodzącego słońca odbijające się od tafli pobliskiego jeziora, nasycające i tak już rudawą panoramę wsi. To wszystko przypominało jej dom. Mogłaby nawet przysiąc, że doskonale pamięta, jak w dzieciństwie biegała tu za świetlikami, próbując złapać je między dłonie - potwierdzałyby to nawet nostalgiczne motylki szalejące jej teraz w brzuchu - ale wiedziała przecież, że wychowywała się w sąsiadującym hrabstwie, parę dobrych mil stąd.
- Dam Ci odrobinę wody. Nie zostało nam już aż tak dużo drogi, wiesz? - bynajmniej nie spodziewała się, że koń jej jakkolwiek odpowie, ale przywykła już do tej jednostronnej rozmowy, która podczas długich, samotnych wędrówek, utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach. Hana zsunęła się z siodła i odpięła od niego większy bukłak, z którego pociągnęła łyka wody. Rozglądając się po okolicy, z czułością pogładziła swojego wierzchowca po boku i jemu również pozwoliła zwilżyć nieco pysk. - Wiecznie ci to powtarzam, ale wiesz, jaka Ty jesteś dzielna, Sparkling? To był kawał drogi. Mam nadzieję, że na miejscu będzie cię czym porządnie nakarmić. - zaśmiała się widząc jak klacz prycha w odpowiedzi. Jeszcze raz zatrzymała swój wzrok w oddali, na młynie. Coś głęboko pod skórą mówiło jej, że czekają ją tarapaty. Dosiadła Sparkling i ruszyły przed siebie wzdłuż gościńca.

Kiedy wkroczyła do osady, zaczynało zmierzchać. Gęste chmury zdawały się kończyć spektakl, który przez kilka poprzednich godzin rozgrywał dzień, aby na końcu pozwolić wejść na scenę Czarnej Pani, nocy. Z doświadczenia wiedziała już, że wieśniacy zwykli lękać się, kiedy ktoś zwracał się do nich z góry, toteż zeszła z siodła i zdecydowała się prowadzić Sparkling pieszo.
- Dobry wieczór, rzemieślniku. Trafiłam do Harmstead? - potężny mężczyzna, odziany w przepoconą włosiennicę, z młotem i dłutem przy pasie zmierzył ją podejrzliwie wzrokiem. Ta długa pauza, przepełniona gapieniem się, wprawiłaby ją pewnie w dyskomfort, ale jedyne o czym myślała to, że od zbyt wielu godzin jest na nogach.
- Bo co? Skąd przybywa i po co? - wyrzucił w końcu z siebie, bardziej zmęczony, niż zdenerwowany. Nagle przerwał mu donośny, histeryczny krzyk dochodzący gdzieś spomiędzy okrytych strzechą chat. Przełknął jedynie ślinę. - A zresztą... Wygląda jak siedem nieszczęść. To Harmstead, ale o tej porze żywej duszy tu nie zagadniesz, a i ja do gadki chętny nie jestem. Widzi duży, drewniany budynek? To gospoda Hiki. Tam szuka. - oddalił się szybciej, niż Hana zebrała się na zapytanie o źródło niezrozumiałego, niepokojącego dźwięku. Wokół robiło się już coraz ciemniej, a brakowało tu jakichkolwiek latarenek, czy choćby pochodni, więc poszła za radą mężczyzny i skierowała swoje kroki do wielkiego domostwa.

Tawerny, w których bywała dotychczas, wybrzmiewały raczej śmiechem, zabawą i dźwiękiem tłuczonego szkła. Jakież było jej zdziwienie, kiedy musiała się upewnić, czy gospoda Hiki na pewno jest czynna. Stoły były puste, a dopiero po chwili dostrzegła człowieka siedzącego we wnęce przy oknie, pijącego coś z drewnianego kufla. Za ladą faktycznie ktoś się krzątał - kobieta o gnomiej aparycji chyba już sprzątała. Kosmyki jej niezbyt długich, kasztanowych włosów podskakiwały na wysokości jej żuchwy, kiedy obracała się, żeby przetrzeć kolejną ladę. Zatrzymała swój wzrok na Hanie unosząc przy tym nieznacznie kąciki ust.
- Nie trafiła w porę. Właśnie zamykam, więc na strawę już za późno. Mogę zaoferować warzone, albo miód. Woda, dla wybrednych- gnomka roztaczała wokół siebie aurę inną od mężczyznę, którego Hana napotkała wcześniej. Mogłaby nawet sądzić, że najpewniej roztaczała aurę inną niż większość mieszkańców tej miejscowości.
- Hiki, prawda? Jeden z przechodzących rzemieślników skierował mnie tutaj. Yhm... Niefortunny zbieg okoliczności. Prawdę mówiąc, to zależy mi przede wszystkim na tym, żeby schować konia i dać mu się pożywić. Mi samej też przydałby się nocleg. Znajdzie się tu chociaż cela z pryczą? - wypieki na twarzy Hany nabrały intensywności. Była wykończona i marzyła o tym, żeby gnomka zaoferowała, że jednak przygotuje jej posiłek i w dodatku sama oporządzi Sparkling. Uśmiech, który malował się pod jej zadartym nosem, raczej na to nie wskazywał.

Hana spędziła kolejne kilka chwil ze stajennym, który pomógł jej rozładować rzeczy i zabezpieczył Sparkling zapewniając jej sporo siana, marchewki i nawet piękne, czerwone jabłko. Kiedy wróciła do gospody, niemal w samych drzwiach wpadła na Hiki.
- Twój pokój jest na piętrze, zaraz za schodami, po lewej stronie. Rozliczymy się rankiem. Nie ucieka tylko bez rozliczania się, bo będę musiała zatrudnić asystenta, który zajmie się interesem, kiedy będę ścigała kolejny niewypłacalny tyłek, zrozumiano? - gnomka była odziana w dłuższy płaszcz i skórzane rękawice. Nie sprawiała wrażenia, jakby szła do domu - właściciele takich przybytków zresztą zwykle w nich mieszkają. Ciekawe gdzie się wybierała... Bez zbędnych pytań Hana skierowała się do przydzielonego jej pokoju. Fala ciepła zalała nie tylko jej policzki, ale i serce, kiedy ujrzała na podłodze klitki bochen chleba, duży kawałek sera i misę wypełnioną najprawdopodobniej zupą, z której jeszcze unosiła się para.

Rankiem Hana nie pamiętała już nawet, czy posiłek jej smakował. Obudziła się z pełnym brzuchem i to było dla niej teraz ważne. Nie pamiętała też, czy sama przed snem otworzyła okno, z którego wpadające teraz powiewy wiatru łaskotały ją po wystającym spod szorstkiego koca udzie. Podniosła się i jeszcze raz przeanalizowała gdzie właściwie się znajduje. Klitka, to słowo naprawdę dobrze opisujące to pomieszczenie, a mimo to nie pamięta, kiedy ostatnio się tak dobrze wyspała. Zakładając swoje ubrania, a później przyodziewając zbroję, zastanawiała się jak noc zniosła Sparkling. W mroku stajnia sprawiała wrażenie porządnej i przestronnej, więc nie martwiła się na zapas. Wiedziała, że przed nią długi dzień - musiała trochę porozmawiać z miejscowymi i rozpytać się o niepokojące zdarzenia, które mają ostatnimi czasy miejsce w okolicy. Zeszła po schodach już w pełnym rynsztunku rozglądając się z Hiki, której jednak nie wypatrzyła - zamiast niej za ladą siedziała również gnomka, ale zdecydowanie starsza. Porównując do poprzedniego wieczora, tego ranka gospoda tętniła życiem. Wygląda na to, że wielu robotników przyszło tutaj posilić się rano przed pracą - całą salę wypełniał przyjemny aromat świeżo usmażonej jajecznicy.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 155
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Służący , Artysta , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Równiny Drivii. Niewielkie miasteczko - niejakie Harmstead położone tuż przy granicy z rozległymi terenami Ascant. Osada posiada niewątpliwie walory przyrodnicze, jest otoczona jeziorami oraz zagajnikami. Można się tu dostać na różne sposoby, więc nie stanowi to problemu, przybysze dojeżdżają tu konno, ale są i uzdolnieni magowie, którzy dotarli tutaj przy pomocy zgoła innych sposobów. Pogoda w kratkę, jak to na jesieni. Gdyby nie krótki skórzany płaszcz podbity przy rękawach futerkiem, Pokusa z pewnością odczuwałaby zimno. Osada z pozoru znana dosłownie z niczego, kolejna biała plama na mapie Alaranii. Aaliya znalazła się w tych okolicach za sprawą przejścia przez tajemniczy portal magiczny. Nie pamiętała nawet momentu, gdy jej krótka podróż dobiegła końca. Gdyby nie ten portal, z pewnością pofrunęłaby używając skrzydeł w swojej pierwotnej postaci, ale nie wiedziała, czy dostałaby się tu, gdzie się teraz znajduje. Dotarła do sennego miasteczka, jego nazwa nie była jej znana, nie zwróciła na nią uwagi. Ów miejsce było średnio zaludnione, posiadało rynek, sporo karczm, sklepów z lokalną kuchnią, pamiątkami czy odzieżą codzienną. Pośrodku rynku stała sobie studnia, gdzie wędrownicy mogli wrzucić monetę i wypowiedzieć życzenie. Stanowiło to, jak można się z łatwością domyślić, atrakcję turystyczną.
Nie pamięta co robiła w poprzednim miejscu, coś jej natomiast majaczyło w głowie, że niemal poznała jakiegoś elfa - wojownika, jednak często bywa tak, że przechodząc przez portale pamięć z jakiegoś powodu się czyści. Aaliya nie potrafiła sobie przypomnieć więcej rzeczy - teraz była zupełnie gdzie indziej i miała nadzieję na nowy start swej ludzko-piekielnej egzystencji. Czas pokaże, czy tak będzie w rzeczywistości, czy tylko w jej marzeniach. Lubiła myśleć o sobie w kategoriach kobiety niezależnej, ale niekiedy czuła, iż nie jest to do końca prawda. Jej podświadomość nawet w pierwotnej postaci informowała o czymś innym. W tym momencie jednak nie miało to znaczenia. Nowy początek. Właśnie tak. Właśnie to się liczyło. Nic więcej.
Po ostatnim buszowaniu w ciemnościach wzdłuż odpychających korytarzy ruin miała ochotę na czas pełen relaksu. Pora pomyśleć o swojej przyszłości. W związku z tym umówiła się na rozmowę w sprawie pracy. Dosłownie. Pokusa zdawała sobie sprawę, że musi iść do przodu i nie patrzeć wstecz, to zbyteczne. Dała sobie spokój z misjami na rzecz Czarnego Pana. Podobało jej się doczesne życie w formie człowieka. Dostarczyło sporo przygód i nie było tak przewidywalne. Zamierzała więc na dłużej rozgościć się w osadzie.

Tymczasem w niedalekiej odległości od tawerny można było usłyszeć takie oto rozmowy:
- Proszę, proszę, jak tu się zmieniło! - wykrzyknęła Aaliya wchodząc do mieszkania, w którym niegdyś pełniła służbę. Po krótkiej rozmowie z panem domu Kazimierzem Pokusa miała powrócić do swoich obowiązków, jednak najpierw zaproponowano jej niezobowiązujące spotkanie celem omówienia zasad pracy.
Wprawdzie z relaksem niewiele to miało wspólnego, ale tym zajmie się później.
- Oto nasz syn, Julian - dokonał prezentacji Kazimierz. - Julian, ta pani kiedyś u nas sprzątała i przygotowywała posiłki. Przywitaj się z panią.
- Dzień dobry - odparł chłopiec nieśmiało.
- Julian, idź do swojego pokoju, zajmij się czymś a ja porozmawiam z naszym gościem - zachęcił ojciec chłopca i żywo zagaił Aaliyę:
- Czy zechce pani pełnić funkcję opiekunki Juliana? Wraz z małżonką poszukuję kogoś odpowiedniego do tej roli. Żona ostatnio cierpi na uporczywe migreny i nie da rady zajmować się chłopcem - wyjaśnił pan domu. - Oczywiście, za dopłatą. - Uśmiechnął się i spojrzał wyczekująco na Piekielną. Ta z kolei miała na sobie pachnącą, świeżo wyprasowaną białą sukienkę obszytą u góry koronkami, co sprawiało, że ludzie odbierali ją bardzo pozytywnie. Nikt z nich nawet nie domyślał się, że jest Pokusą z krwi i kości, co cieszyło kobietę. To znacznie ułatwiało dobijanie targu w świecie ludzi.

Nieco dziwnym był fakt, że Aaliya nie znała wcześniej Juliana. To wynika po prostu z tego, że Julian był niemowlęciem, gdy pełniła służbę w tym miejscu. Tak małych dzieci raczej nie pokazywano obcym, nawet pracownikom domu. Prości ludzie, jak i zamożni obawiali się chorób, demonów czy pecha. Na tych ziemiach trzymano oseski w zamkniętych pokojach, do których dostęp miała tylko karmiąca matka. Warto odnotować, że syn Kazimierza w tym roku skończy osiem lat.
Julkowi na dobrą sprawę trochę obojętnym było kto się nim zajmie. Chłopiec dobrze znosił obecność nieznajomych, miał usłużną postawę i nie wymagał, jak już zostało powiedziane, sporo uwagi. Lubił przebywać na świeżym powietrzu, uczyć się i z łatwością potrafił zająć się sobą. Julek miał dobre zdanie o Aaliyii, ale nie wiedział, czy to ona zostanie jego nową nianią. Byłby bardziej zadowolony, gdyby zajmował się nim chyba ktoś inny, nie chciał jednak zdenerwować ojca i wyrazić głośno swoich myśli.

Aaliya zafrapowała się. Nie miała ręki do dzieci, ale perspektywa dodatkowego zarobku była jej po drodze - wszak Kazimierz znany był ze swojej szczodrości.
- A co z tawerną? - spytała niewinnie. Wiedziała, że Kazimierz posiada udziały w tym interesie, w którym można było przenocować. Parę razy tam zajrzała, mają świetne słodkie alkohole, można napić się też piwa czy dostać miód, a to już dużo. Jeżeli Aaliya tylko odpowiednio pokieruje rozmową, będzie pracować także i tam, co zdecydowanie poprawiało jej nastrój. W karczmie będzie możliwość do wielu romansów. Nie pamiętała jak to jest być utrzymanką, ale z chęcią sobie przypomni.
Kazimierz jednak odchrząknął jakby takiej opcji zupełnie nie brał pod uwagę.
- Tawerna? Czy miła pani ma na myśli to, iż chciałaby tam pracować?
- A co w tym złego? - powiedziała udając zdziwioną. - Karczma jak karczma, dodatkowy zarobek się przyda.
- Ależ tylko się upewniam. Sądziłem po prostu, że zechce pani zajmować się moim synem - odrzekł nieco obrażony. Aaliya pozostała niewzruszona. Wiedziała czego chce i po co jej ta rozmowa z Kazimierzem.
- Wybaczy pan, jednak do dzieci nie mam ręki. Julianowi przyda się ktoś, kto odda mu serce, a ja nie potrafię tego uczynić. Widzi pan, nie mam swoich dzieci i z pewnością mieć nie będę. Proszę zaproponować opiekę nad Julianem komuś, kto zna się na tym. Nie mniej, jest mi miło i czuję się wyróżniona propozycją. Sądzę jednak, że nie będę odpowiednią opiekunką. Dziecko potrzebuje ciepła, czego nie jestem w stanie mu zagwarantować. Wolę o tym powiedzieć otwarcie. Myślę, że nie jestem odpowiednim kandydatem do tej pracy. Proszę mnie zrozumieć. Gdybym czuła się na siłach, przyjęłabym pana propozycję.

- Rozumiem w pełni pani stanowisko i jestem pełen podziwu dla tej postawy, pani Alu. Chcę jedynie dodać, że Julian to dziecko niesprawiające problemów, wystarczy jak go pani przypilnuje z zadaniami domowymi oraz higieną, od czasu do czasu zapewni rozrywkę w postaci spacerów i czytania bajek. Ale dobrze, co zatem chciałaby pani robić w tawernie? Czy interesuje panią obsługa gości, gotowanie czy może sprzątanie? Muszę pani powiedzieć, że z pani urodą proponuję pracę na zapleczu. Jak klienci płci męskiej zobaczą kogoś z pani urodą, nie dadzą pani spokoju a nie chcę, by ktoś się pani narzucał. Na początek mogłaby pani pracować w tawernie dwa razy w tygodniu.
Kazimierz świetnie zdawał sobie sprawę z urody Aaliyii. Nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. Faktycznie zrozumiał postawę kobiety, iż nie chce podejmować się odpowiedzialności opieki nad jego synem. Zastanawiał się przy tym, czy praca w tawernie będzie dla niej odpowiednia, czy nie będzie tam nagabywana przez obcych mężczyzn. Był jednak w tym momencie spokojny o tyle, że Aaliya nie będzie obsługiwać gości.
Gospodarz dumał nad tym, że gdyby nie stała obecność jego małżonki, Klary, w domostwie, zacząłby zalecać się do pięknej Aaliyii. Kobieta miała w sobie sporo wdzięku, jej włosy i uśmiech podobały mu się. Może i nie za często się uśmiechała, ale miała w sobie pewne dostojeństwo jakby była wysoko urodzona. Kazimierz święty nie był i zdarzyły mu się romanse. Klara była zimną kobietą, nie przepadała za uniesieniami romantycznymi, także tymi odbywającymi się wyłącznie w alkowie. Zmieniła się na przestrzeni lat, trochę zgnuśniała, zaczęła też palić papierosy i przestała dbać o urodę jak dawniej. Szanował ją jako matkę swojego jedynego dziecka, ale już go prawie nie pociągała. Miała ładną figurę, ale gdy patrzył na kształty Aaliyii, zostawiała jego żonę daleko w tyle pod względem sylwetki. Jej okrągłe piersi. Jej biodra. Jej zdrowa cera. Coś cudownego. Kazimierz był zauroczony.

- Dobrze, odpowiada mi to. Sądzę, że pomoc w kuchni jest czymś, w czym czułabym się jak ryba w wodzie. - Starała się, by jej ton był rzeczowy, nie zamieszała spędzić tu sporo czasu na rozmowach z chlebodawcą. Powoli ogarniało ją zmęczenie. Kazimierz miał coś takiego w sobie, że konsekwentnie wysyłał z rozmówcy jego energię życiową.
- W porządku, nie ma problemu, tak się składa, że potrzeba w kuchni rąk do pracy. Wypłata jest co dwa tygodnie. Może pani trzy razy w miesiącu skorzystać z darmowego posiłku w karczmie. Nazywa się ona "Zaczarowany Sad", wie pani jak tam trafić?
- Tak, wiem. Nazwa przybytku jest mi również znana - odpowiedziała sucho.
Po skończonych ustaleniach Aaliya dopiła herbatę, pokręciła się trochę po mieszkaniu, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła cicho, nie zwracając na siebie uwagi. Zawsze tak robiła. Odczuwała silną potrzebę kradzieży czegoś drobnego w tym mieszkaniu, ale powstrzymała się. To nie był dobry pomysł okradać swojego chlebodawcę. Mogłaby się na to zdecydować pod koniec współpracy, ale póki co bała się, że zostanie to zauważone.
Kazimierz nie był w jej typie. Zresztą czy musiała zawsze romansować? Wyczuwała, że spodobała się mężczyźnie, ale chciała utrzymać dystans między nimi. Czas pokaże, co będzie dalej. Nie zamierzała być zbyt łatwa, nie. Kobieta winna być wyzwaniem i zagadką trudną do rozwiązania.

Z jakiegoś powodu słowa, które rzucił Kazimierz na odchodne Pokusie odbijały się echem w jej głowie.
- Nic a nic się pani nie zmieniła przez te lata. Nadal piękna i młoda.
Tę wypowiedź Aaliya pozostawiła bez komentarza, żegnając się skinieniem głowy. Pora wyruszać przed siebie.
Nie miała pomysłu gdzie się zatrzymać, więc udała się w kierunku zagajnika. Postanowiła, że przenocuje w lesie tę jedną noc. Ułożyła się na mchu i na pewien czas przemieniła w swoją pierwotną postać. Dzięki temu nie zmarznie. Nocleg w lesie nie był jej straszny, wielokrotnie już korzystała z takiego rozwiązania. Nazajutrz postanowiła ruszyć dalej, bo las nie nadawał się do tego, by kobieta taka jak ona w nim przebywała na dłuższą metę. Po chwili znajdowała się w swojej ludzkiej formie, ponownie miała blond włosy i delikatny uśmiech na twarzy a także ładną sukienkę i płaszcz.
Kierowała się w stronę karczmy, aby znaleźć miejsce spoczynku. Jako człowiek trochę szybciej się męczyła, potrzebowała też więcej snu niż w pierwotnej formie. Bywały dni, że nawet w formie ludzkiej nie potrzebowała się wysypiać, ale to zależało od miejsca, w którym się znajdowała i od źródeł magicznych oraz ich mocy. Kobieta poprawiła swoje blond włosy i uśmiechnęła do siebie zadowolona.

Może to się komuś wydać dziwne, że Kazimierz nie zaproponował pozostania w swoim domu Aaliyii. W końcu, Pokusa miała pracować na jego rzecz i to dokładnie w jego domostwie. Rozwiązanie to jednak wcale nie było takie dziwne, na jakie wyglądało na pierwszy rzut oka. Przecież Pokusa jeszcze oficjalnie nie pełniła służby u Kazimierza, to dopiero miało nadejść. Pierwszy dzień pracy ustalono na przyszły tydzień dopiero, co było trochę Aaliyii nie w smak. Ale musiała zaakceptować warunki gospodarza. Gdy przechadzała się ulicami osady, ludzie mieszkający w niewielkich kamieniczkach żywo dyskutowali na temat Klary, żony Kazimierza. Podobno kobieta była chorobliwie zazdrosna o męża. Aaliya domyśliła się, że jej chlebodawca miewał romanse, być może liczne. Rozpoznała to od razu po spojrzeniu mężczyzny. Z pewnością do wiernych nie należał, a mówiąc kolokwialnie, ptaka w spodniach nie umiał utrzymać, od razu odlatywał na widok pięknej niewiasty. Może i młodsza Aaliya by z tego ochoczo czerpała, ale obecnie, nauczona doświadczeniem, potrafiła się powstrzymać. No i Kazimierz to nie jej liga. O nie. Tym razem gustowała w o wiele młodszych panach, a jej przyszły chlebodawca mógł mieć ponad czterdzieści lat, co skreślało go od razu. Chciała romansować z dwudziestolatkami a nawet nastoletnimi chłopakami, chciała być ich nauczycielką od lubieżności i seksu.
Kiedy dotarła już do karczmy, w której niebawem miała zawitać jako pomocnik kuchenny, przywitała się słowami:
- Witam. Czy znajdzie się dla mnie miejsce do spania? - zaczęła. Rozmawiała z kobietą przy kości, niezbyt ładną. Czekała na jej odpowiedź z rosnącym napięciem.
- No, bydzie co czy nie bydzie? - Krzyknęła grubaska w stronę stajennego kręcącego się nieopodal. Z jakiegoś powodu nie chciała podjąć w zakresie noclegu dla Aaliyii samodzielnej decyzji. Aaliya więc milczała w oczekiwaniu na rozwój zdarzeń.
Awatar użytkownika
Hana
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 4 miesiące temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Żołnierz , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Hana »

- Nie będę ukrywał, bardzo ułożone bydle. Przez całą noc nie robiła problemów... Ale je to ona za całą stadninę! - stajenny roześmiał klepiąc Sparkling po boku, na co Hana zawtórowała mu i rozłożyła bezradnie ręce. Zeszła na dół zdecydowanie za wcześnie na śniadanie, toteż postanowiła odwiedzić swoją wierną towarzyszkę podróży. Kładąc się spać była trochę zmartwiona perspektywą spędzenia nocy bez trzymania swojej podopiecznej na oku, zwłaszcza kiedy wspominała ten osobliwy krzyk, który jeszcze parę godzin temu rozerwał histerycznie nocną ciszę, nie spotykając się w dodatku z choćby minimalną reakcją zaskoczenia miejscowych.
- Spędziłyśmy razem kilka dobrych lat, to dobra kompanka. A jak to mówią, Eryku - miała nadzieję, że dobrze zapamiętała imię opiekuna stajni - zwierzę przejmuje maniery właściciela. Niech zapewni cię to, że i ja nie sprawię w Harmstead żadnych kłopotów! - uroczą wymianę zdań przerwała odbywająca się na boku konwersacja i wołanie Minnie, przysadzistej kelnerki, która najprawdopodobniej pomagała starszej gnomce pod nieobecność Hiki. Mężczyzna zastanowił się chwilę nad odpowiedzią, a przynajmniej tak wydawało się Hanie... a może po prostu bacznie analizował wzrokiem urodziwą kobietę, która najwidoczniej oczekiwała na odpowiedź w sprawie wolnej kwatery.
- Żałuję, bo jeśli Hiki nie kręciła, a tego w zwyczaju nie ma, to na następne trzy noce wszystkie pokoje gospody są obłożone. Podróżników ostatnio niesie, a i Granmonda, naszego miejscowego, żona ostatnio z domu pogoniła i zagnieździł się pod dwójką. - rozłożył bezradnie ręce na boki widocznie zakłopotany. Minnie zwróciła się do Aaliyii.
-Słyszała. Musi albo iść wioskę dalej, albo liczyć na gościnę miejscowych, chociaż o to drugie będzie ciężko, bo wszyscy ostatnio wystraszeni.

Hana, obserwująca dotychczas wymianę zdań, nie czekała długo i wychyliła się zza grubej, drewnianej belki podtrzymującej wspólnie z trzema innymi zadaszenie stajni. O poranku zdołała przywrócić swoje odzienie do względnego porządku, więc promień przedpołudniowego słońca odbijał się właśnie od zbroi towarzysząc jej rozświetlonemu uśmiechowi.
- Cóż! To chyba twój szczęśliwy dzień, droga. I tak rozmyślałam, czy przez następne noce nie obozować w pobliżu Harmstead... Nie przywykłam do takich luksusów, jakie oferuje "Zaczarowany Sad". - Zaśmiała się, ale zaraz lekko spoważniała nie chcąc, by jej uwaga została odebrana jako sarkazm. - Z chęcią odstąpię ci pokój, w którym mnie ugoszczono. Jest dość wygodny, a i nawet nie zdążyłam narobić bałaganu. Będę musiała tylko dać znać Hiki i zabrać stamtąd swój rynsztunek.
Stajenny i pracownica karczmy spojrzeli się po sobie w zaskoczeniu. Może nie przywykli do osób wymieniających się tego typu uprzejmościami? To prawda - Hana, w swoich lekko zaróżowionych włosach, z przyjemną aparycją i tryskającą energią nie wpisywała się w jedyny słuszny obraz mieszkańca tej osady, ale... była w końcu przyjezdną, tak? Miała prawo się wyróżniać!
-Wygląda na to, że problem rozwiązany. Zadbajcie tylko, żeby dowiedziała się o tym Hiki. Nie lubi przetasowań bez jej wiedzy. Mocno trzyma oko na tym, kto, gdzie i kiedy wałęsa jej się po gospodzie! - ostatnie słowa rozpłynęły się nieco, kiedy Eryk oddalał się w stronę studni z niską, ale dość pojemną drewnianą miską. Hana przewróciła oczami słysząc jego prośbę z uwagi, że mężczyzna powtórzył dokładnie to, co sama zdążyła powiedzieć przed momentem, ale puściła to mimo uszu. Przywykła już, że faceci lubią by to ich było na wierzchu.

Na jej twarz wrócił uśmiech, a oczy podążyły w kierunku Aaliyii, do której też ostrożnie się zbliżyła.
- Zwykle staram się nie być interesowna, ale miałabym jednak za tę przysługę jeden warunek... Mam nadzieję, że mi to wybaczysz! Chciałabym ci zaproponować wspólne śniadanie. - Hana zaczesała włosy nieco do tyłu, nieznacznie zestresowana propozycją, którą właśnie sama wysunęła. Lekki rumieniec rozlał jej się między piegami i zaczekała moment nim przysadzista kobieta, która towarzyszyła im w rozmowie straci zainteresowanie i wróci do środka karczmy. - Przybyłam dzisiejszej nocy i nie będę ukrywała, że ciężko znaleźć tu kogoś do wymiany paru zdań, a tak się składa, że jestem w gorącej potrzebie poznania okolicznych zwyczajów i panującej sytuacji. Będę zobowiązana, panno... No właśnie, gdzie moje maniery. Jestem Hana! Jak ci na imię?

Odziana w eleganckie, ewidentnie szyte na miarę rzemieślniczej jakości ubrania i całkiem zadbaną zbroję dziewczyna wkroczyła do głównej sali gospody i spojrzała przez ramię na Aaliyę jakby jeszcze oczekując na jej odpowiedź. W ciemności Hana wyglądała odrobinę inaczej - może trochę bardziej tajemniczo? Cień oszczędnego w okna wnętrza zagadkowo konturował jej łagodną, delikatnie krągłą buzię, obdzierając przy okazji z nasycenia różową barwę włosów. Na stoliku w kierunku którego się udawała, były już rozstawione talerze i dwie większe miski - jedna ze smażonymi jajkami wymieszanymi z pomidorami, solą i pieprzem, druga zaś ze słuszną ilością owoców. Gdzieś po środku chwiał się delikatnie gliniany dzbanek, z którego szyjki co jakiś czas uchodziła para wodna.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 155
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Służący , Artysta , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Aaliya nie wierzyła własnym uszom. Nie było dla niej miejsca! Jak to? Jak mogło do tego dojść? Tego nie wzięła pod uwagę. Pokusa była zdania, że cokolwiek się nie wydarzyło, nie powinna zostać tak źle potraktowana jak w swoim przyszłym miejscu pracy. Miała asa w rękawie i zamierzała to wykorzystać. Ale jeszcze nie teraz. Szczerze mówiąc, zamurowało ją. Nie sądziła, że w takiej dziurze zabitej dechami nie będzie wolnych miejsc do spania. Kto to widział takie dziwy! ”Do stu galopujących koni!”, wykrzyknęła w myślach. W istocie jej wściekłość w pierwotnej postaci nie znała żadnych granic. Natomiast jako człowiek musiała się pohamować, mimo że stanowiło to tylko jedno ze wcieleń diablicy. Co Aaliyę obchodziło, że kogoś wyrzucono z chałupy? Czy ten biedny chłop nie miał kamrata, który by go przenocował na kilka dni? No i kwestia noclegu zastanowiła Pokusę. Gdyby obsługa chciała, to miejsce by się znalazło. Przecież Ala nie potrzebowała luksusu, chciała tylko się wykąpać po spaniu w zagajniku, czy to tak wiele? Obawiała się zadać pytania o kąpiel, choć już miała na końcu języka słowa: "A czy w takim razie mogę się przynajmniej wykąpać? No wiecie, w ciepłej wodzie i takie tam. Wy, wieśniacy, zapewne myjecie się w błocie razem ze świniami", myślała oburzona. Czuła się postawiona pod ścianą, niechciana i odtrącona. To prawdopodobnie pierwsza tawerna, gdzie odmawiano jej noclegu! Ponownie Pokusa pomyślała, że gdyby tylko chciano, miejsce by się znalazło. Nawet w stodole na sianie. Albo w komórce na miotły. Kurza stopa, gdziekolwiek! Aaliya resztkami sił ukryła swoje zdziwienie i żal. Chciała być elegancka w swojej ludzkiej formie. Nie zamierzała zniżać się do poziomu tych wieśniaków. Wprawdzie stajenny to w porządku człowiek, ale gruba dupa, która ją obsługiwała wręcz przeciwnie – rubaszna, nieznająca kultury baba, niedbająca o higienę osobistą potworzyca! ”To pewnie przez moją urodę. Zobaczyła brzydula taką piękność i od razu popadła w negatywne myśli na swój temat. To dlatego mi odmawia, stara lampucera.” Czasem Pokusa nie potrafiła sobie odmówić pokazania swojej wyższości nad innymi, co właśnie wyrażała niewerbalnie wznosząc oczy ku sufitowi po tym jak padło zdanie, które pobrzękiwało w jej uszach jeszcze parę chwil później:
- Słyszała. Musi albo iść wioskę dalej, albo liczyć na gościnę miejscowych, chociaż o to drugie będzie ciężko, bo wszyscy ostatnio wystraszeni.
Jedyne, co zdołała wypowiedzieć w pierwszej kolejności na powyższe to "Ach, tak?", wypowiedziane obrażonym tonem. Aaliya nie ustępowała. Mogła się oddalić jak pokorne ciele, ale nie potrafiła ustąpić. Do płaszczenia się i proszenia o nocleg to ona jednak nie miała smykałki, nie pamiętała, żeby musiała coś podobnego wykonywać.
- Jak to wystraszeni? Niby czym? - Chciała wiedzieć Pokusa, zadając pytanie dosłownie do nikogo, w powietrze, mówiąc dokładniej. Odezwanie się bezpośrednio do grubaski byłoby niemal ujmą na jej honorze. Już teraz odczuwała mdłości, kiedy musiała nań spoglądać. Zagrała odważną kartą, ale nie nazbyt odważną, postawiła na sprawdzony sarkazm i powątpiewanie w słowa, które niedawno zostały wypowiedziane.
- Takie senne miasteczko i ludzie są wystraszeni, słyszałeś? - Zwróciła się tym razem do stajennego, który odwzajemnił się cierpliwym, ciepłym uśmiechem grzecznego chłopca nic przy tym nie odpowiadając Ali. Pewnie nie wiedział co powiedzieć.

”To ich nie straszcie swoim wyglądem...”, pomyślała, ale nie wymówiła tego głośno.
Mimo tych niesprzyjających okoliczności, wolała siedzieć cicho, w końcu była tylko przyjezdna. Choć nie do końca albowiem niegdyś pracowała w tych okolicach. Prości ludzie niekiedy wydawali się dosyć trudni w rozmowie. Już wtedy, te kilka lat temu, Harmstead wydało się bardzo spokojną, wręcz nudną wioseczką, która ma niewiele do zaproponowania przyjezdnym. Mawiało się, że panuje tu taki spokój jakby wszyscy umarli, ale poranki z reguły były jeszcze trochę gwarne i żywe. Wiadomo, że kobieciny musiały coś ugotować mężom i dzieciom na obiad, więc to była pora na zakupy i pogaduszki z koleżankami. W Harmstead działało czynnie Koło Gospodyń Wiejskich, z tego powodu niektóre kobiety miały co robić. Co jakiś czas organizowano spotkania lokalnej społeczności, gdzie rozmawiano na temat proponowanych zmian w wioseczce. Tylko co tu jest do zmiany? Aaliya nie znała odpowiedzi na to pytanie. Część kobiet chciało, żeby powstało tu publiczne przedszkole, ale władze osady oznajmiły, że nie ma na to środków finansowych. Ba!, nie ma też budynku, który mógłby pełnić taką funkcję przyjazną dla dzieci. Osada była stosunkowo młoda, w porównaniu z rozległym hrabstwem Ascant. Powstała spontanicznie z udziałem chłopstwa a oficjalnym założycielem był Leokadiusz, znany wieśniakom po dziś dzień z pięknych skórzanych wyrobów. Potrafił bez mrugnięcia okiem wykonać projekt na torebki damskie, buty a nawet niedługie płaszcze. To wszystko początkowo sprzedawał za tanie pieniądze, buty kosztowały zaledwie kilka ruenów. Później musiał podwyższyć cenę rękodzieła, bo zwiększyły się również koszty wyrobu przedmiotów.
Harmstead było więc senne, to prawda, sporo osób wyprowadziło się z wioski szukając lepszego miejsca dla siebie. Aaliya to wszystko wiedziała, znała bardzo dobrze realia takich miejsc a problem ze znalezieniem pracy dotyczyłby jej, gdyby nie poznała Kazimierza. Miało to miejsce lata temu, zostali sobie przedstawieni za sprawą starszej kobieciny. Aaliya znalazła się w Harmstead przypadkowo. Szukała taniego noclegu, nie miała przy sobie zbyt wielu pieniędzy i zależało jej na przenocowaniu kilku nocy w niewielkiej osadzie. Tak oto po raz pierwszy weszła na ścieżynkę leśną prowadzącą do tej wioski. Jeszcze tego samego dnia poznała starowinkę, która ją zaczepiła nieśmiało.
- Co panienka tu robi? Zgubiła się pani? - spytała.
- Szukam pracy. Pomoże mi pani?
Następnie dosyć szybko została poinformowana przez starszą panią, że nieopodal mieszka sobie pewien dobrze sytuowany ziemianin o imieniu Kazimierz, który obecnie poszukuje pilnie służącej. Najlepiej takiej, która w ogóle chce pracować, bo już kilka dziewcząt przewinęło się przez jego domostwo.
- Musi panienka wiedzieć, że Kazimierz podobno zalecał się do swoich służących. Proszę nie popełniać takiego błędu, co one i skupić się wyłącznie na pracy, rozumie panienka?
Owszem, Aaliya rozumiała. Nie będzie reagować, gdy Kazimierz wystawi do niej ręce. Po prostu natychmiast się zwolni. Taką wersję przedstawiła, oczywiście, babci, z którą rozmawiała. Ukłoniła się grzecznie i uśmiechnęła dość wymuszenie, czego stara nie zanotowała. Miała minę jak dziecko, które właśnie dostało mnóstwo prezentów na urodziny. Pewnie babcia była samotna i nie miała z kim porozmawiać. Nie mniej, Ala była jej wdzięczna, ale jakoś specjalnie nie dziękowała rozmówczyni, nie chcąc popaść w przesadną grzeczność. Jeszcze wtedy, w tamtych czasach była dużo bardziej nieokrzesana niźli teraz.
- Dobrze wiedzieć - udała zainteresowanie tym, co wyjawiła jej staruszka.
Przecież nie mogła babcia wiedzieć kim jest Aaliya, z którą tylko chwilę rozmawiała. Nawet się nie przedstawiła. Nie zamierzała.

Na temat Aaliyii trzeba wiedzieć jedno – nie znosi sprzeciwu ani krytyki. Te dwie rzeczy są z nią nie po drodze do tego stopnia, że gotowa jest poświęcić wiele, aby jej potrzeby i racje znajdowały się na pierwszym miejscu. Nie była jednak sama w karczmie, czuła się obserwowana przez nowo przybyłą kobietę odzianą w zbroję. Diablica musiała przyznać, że taki strój w miejscu takim jak te był zdumiewający, zdawał się nie pasować do układanki. Ale widocznie różowowłosa miała taki styl bycia i nic Pokusie do tego, ot co. Nieprzyjemne emocje zaczęły powoli ulatywać z Piekielnej, po jakichś paru minutach uspokoiła się i mogła swobodnie rozmawiać. Wcześniej nie odzywała się wcale, obserwując scenę rozgrywającą się między wspomnianą różowowłosą a stajennym. Aaliya uśmiechnęła się prawie niezauważalnie do chłopaka. Był młody i przystojny, ale nie zamierzała przerywać młodym rozmowy. Najwidoczniej dobrze się dogadywali, więc Aaliya nie musi być zawsze na pierwszym planie. To całkiem miła odmiana być w tle danej sytuacji. Po paru chwilach jednak Pokusa ponownie stała się obiektem zainteresowań z powodu kobiety w zbroi, która chciała się z nią poznać. Był to sympatyczny akcent wcześniejszych wydarzeń w karczmie. Pokusa nie sądziła, że obca kobieta odda jej pokój.
- Na...naprawdę? - Zdążyła tylko wyjąkać, kiedy ta złożyła swoją propozycję. Nie znała jeszcze jej imienia, ale aparycja stanowczo zachęcała do dalszego poznania się.
- Jak miło – dodała nieco zawstydzona.
Nie był to udawany wstyd, bynajmniej. Co warto tutaj powiedzieć, Aaliya w ludzkiej postaci nie posiadała takich samych cech, co w swojej diabelskiej. Wstyd stanowił więc normalną reakcję podczas rozmowy z człowiekiem.

Ten poranek rzeczywiście okazał się przyjemny. Zaraz miała poznać chyba najsympatyczniejszą osóbkę, jaką widziała w swoim długim piekielnym życiu. Dziewczę posiadało urocze dołeczki w policzkach i ujmujący uśmiech, stanowiąc kwintesencję delikatności. Nikt, kto nie rozmawiał z kobietą o niecodziennym kolorze włosów nie przypuszczałby, że istnieje tak duża dychotomia między zbroją a osobowością. Różnica była kolosalna.
- Mam na imię Aaliya – odparła Hanie. Imię nowej znajomej spodobało się Ali. Takie proste i zwyczajne, a zarazem zapadające w pamięć. W tym momencie uznała, że chciałaby posiadać podobne, a nie tak dla niektórych trudne do napisania jak Aaliya. Nie dość, że aż dwie litery „a” po sobie, to jeszcze nie wiadomo jak się to odmienia.
Skinęła głową w dziękczynnym geście. Nie wspomniała ani słowem, że ostatniej nocy spała na mchu w pobliskim zagajniku. Tak się złożyło po prostu. Była przyzwyczajona do niewygód. Tym razem los się do niej rzeczywiście uśmiechnął, miała nocować w eleganckim pokoju. Tak bardzo marzyła o kąpieli!
- Naturalnie, zjemy razem śniadanie, bez dwóch zdań! - ochoczo zgodziła się Pokusa.
To ciekawe, że styl wypowiedzi diablicy był niejednoznaczny, z jednej strony elegancki, a z drugiej, bezpośredni, nieco nieokrzesany. Raz mówiła standardowymi, prostymi zdaniami a zaraz później wyszukanym słownictwem.

Tak się składało, że głód dawał się jej we znaki. Bez wątpienia śniadanie stanowiło najlepszy pomysł tego ranka.
Aaliya również czekała aż grubaska zniknie z pola widzenia i zajmie się swoimi sprawami. Nie dziwiła ją taka postawa, w małych wsiach ludzie po prostu byli niesamowicie ciekawi nowo przybyłymi gośćmi. Grubaska nie sprawiała dobrego pierwszego wrażenia, ale Aaliya zdążyła zapomnieć o jej odmowie pod wpływem bardzo pozytywnej sytuacji, która właśnie miała miejsce. Nie uszło uwagi Pokusie, że Hana jest również nieco nieśmiałą osobą. To było piękne. Podobało się jej to. Gdyby różowowłosa posiadała cechy takie jak ona w piekielnym wcieleniu, nie sądziła, że mogłaby przystać na propozycję wspólnego posiłku. Po prostu taka już była Aaliya – dominacja była wpisana w jej naturę. Ale potrafiła równocześnie docenić kogoś skromnego i szczerego.
Zwróciła też uwagę na piegi Hany. ”Urocze”, przemknęło jej przez myśl. Nie wyraziła na głos swojej myśli. Może jeszcze przyjdzie na to czas.
- Na co masz ochotę? - zagadnęła Hanę. Sama nie była pewna. Może zjadłaby owoce?
Ale posiłek był już przygotowany. Ujrzała kątem oka na stole kilka jabłek, banany, śliwki i truskawki w śmietanie. Tego się kompletnie nie spodziewała!
- O, już gotowe? - Ponownie zdziwiła się Pokusa. Ten poranek dostarczał jej sporo wrażeń.
Hana uśmiechnęła się widząc zadowolenie i zdziwienie koleżanki. Karczma wyraźnie trzymała poziom.
- Nie spodziewałaś się, Aaliyo? - powiedziała do diablicy.
- Nie... - odparła tylko. - Taka mała osada a warunki jak dla królów! - Zaśmiała się ze swego żartu.
Różowowłosa nadal była trochę zawstydzona, ale Ala pomyślała, że za jakiś czas poczuje się swobodnie. Ona również była nieco skrępowana, może dlatego, że nie przewidziała, iż ktoś, kogo nie znała zrezygnuje z pokoju specjalnie dla niej.
- A właściwie, dlaczego oddałaś mi swój pokój? Wiesz, że nie musiałaś? - spytała już pewniejszym tonem Aaliya. - No i możesz mówić mi Ala.

Osada wydawała się tego poranka mniej senna, bardziej ożywiona, dało się usłyszeć z różnych stron miasteczka podniesione rozmowy kobiet i mężczyzn, a także nawoływania dzieci. Te zaś miały różne imiona, takie jak Zosia, Zuzia, Janka czy Basia.
Ciekawiło ją, co sprowadzało tutaj kobietę w zbroi. Może przywiodła Hanę w te strony jakaś misja, którą trzeba było koniecznie w Harmstead wykonać? A może kogoś odwiedzała? Nie zadała jeszcze tego pytania, bo musiałaby równocześnie opowiedzieć o swoim przypadku. Tylko jak to zrobić bez wyjawienia o portalu magicznym? A może jej to powie? To przecież nie jest tajemnica.
Aaliya dość szybko wzięła do rąk owoce w postaci rumianych jabłek. Kilkukrotnie ugryzła, a następnie odstawiła na talerzyk i popiła wodą. Na stole znajdował się też miód wielokwiatowy oraz lipowy. Ktoś, kto to przygotował z pewnością lubił ludzi, czyli nie mogła to być baba, z którą rozmawiała. A może to ona? Jeżeli to ona, urośnie w oczach Ali. Złość już prawie ulotniła się z jej umysłu. Myśli miała dość pozytywne i serdeczne, a to za sprawą Hany.

Co do karczmy, nikt poza dwójką kobiet nie rozgaszczał się w jej wnętrzu. "Pewnie wszyscy inni goście jedzą śniadania w swoich pokojach." Aaliya nie myliła się. Nie wiedziała tylko, że tawerna posiada tylne wejście, więc wynajmujący często z niego korzystali, by oddalić się do pracy lub udać na spacer czy na zakupy do pobliskich sklepików. Nowi goście zaś mogli skorzystać ze śniadania, które przygotowywał nie kto inny jak kobieta obsługująca Aaliyę. O tym Pokusa nie mogła wiedzieć. Jak i o tym, że prawdopodobnie kobieta będzie się zwalniać, a to oznaczało, że będzie wolne miejsce do obsługi gości. Przyczyną były problemy z kręgosłupem kobieciny.
Aaliya ucieszyła się niesamowicie, że będzie mogła wykąpać się już niebawem. Zdawało jej się, że śmierdzi lasem, a konkretnie, mchem. Zamierzała za jakiś czas udać się tamtędy na spacer, gdyż widziała coś ciekawego. Mianowicie Driadę - akurat te stworzenia to bardzo lubiła, wręcz uwielbiała.
Karczma posiadała aż kilkanaście pokoi, kilka podwójnych dla małżeństw, dorosłych z dziećmi czy jakichkolwiek innych dwójek oraz kilka pojedynczych. Aaliya zastanawiała się, czy trzeba przedstawić właścicielowi zaświadczenie, iż jesteś małżonkiem osoby, z którą chcesz przenocować w pokoju. Pokusa rozmyślała, jak na to zapatruje się właścicielka tawerny. Jednak Kazimierz, jej przyszły chlebodawca posiadał udziały w interesie i Aaliya nie sądziła, że zgodziłby się na podobne rygory. Z tego, co jej kiedyś opowiadał, pokoje wyglądały skromnie, ale na poziomie. Można było skorzystać z usług kąpieli czy śniadania w pokoju, a na piętrze umiejscowiona została dosyć spora biblioteka z solidnie wykonanym biurkiem oraz dostawionym krzesłem z wygodnym oparciem. To zdecydowanie poprawiało jakość "Zaczarowanego Sadu".

Jednocześnie Ala przypomniała sobie, że nie ustaliła jeszcze kilku kwestii z Kazimierzem. Dosłownie wypadło to jej z głowy. Musiała zapytać na przykład o to na którą godzinę ma się stawić w jego domu oraz karczmie. Ale jeżeli pracuje tutaj ktoś tak nieżyczliwy... Myślała wiadomo o kim – o tej osobie, która jej odmówiła. Czy jest w stanie po rozmowie zza lady pracować z kimś takim? Kto budzi jawnie negatywne odczucia?
Kazimierz podczas ich pierwszego po latach spotkania był bardzo zdziwiony, że widzi w ogóle Aaliyę w Harmstead. Na początku zadawał mnóstwo pytań: co tu Ala robi, co ją tu sprowadza, dlaczego odeszła, mogła nie odchodzić, co zamierza, gdzie przenocuje, i tak dalej. Aaliya odparła wymijająco, nie chcąc prowadzić podobnych rozmów na chodniku (bo właśnie tam się spotkali najpierw, co było, jak można się domyślić, przypadkowe w całej rozciągłości), że to długa historia. Na co mężczyzna zapytał, czy mogliby się spotkać i spokojnie porozmawiać. Blondwłosa zgodziła się.
Z kolei Klara, żona Kazimierza na samym początku jak się z sobą poznawały wydała się Pokusie zachowawcza i chłodna, a nawet można by rzec, oschła. Mówiła cicho a zarazem donośnie, osobliwe zjawisko. Głos nieznający sprzeciwu, takie odniosła wrażenie Aaliya, szczupła i drobnej postury kobieta nosiła się dostojnie, głowę miała zawsze wysoko tak, że mięśnie szyi były naciągnięte, gdy coś mówiła. Pokusa nie wiedziała jak ma się zachowywać w towarzystwie wyrafinowanej Klary. Kazimierz, widząc zmieszanie diablicy, wyznał, że i dla niego żona jest dość zdystansowana, ale kobiety powinny się polubić. Twierdził, że Ala przypadła jego ślubnej do gustu, bo parę razy się uśmiechnęła.
- Moja żona po prostu taka już jest - powiedział szczerze. - Została wychowana przez wojskowego, więc nikt jej nie nauczył wyrażać emocji w sposób nader życzliwy. Ale nie przejmuj się.
Aaliya przypomniała sobie jak Klara stopniowo nabywała wobec niej zaufania. Pokusa nie wiedziała, czy podejrzewała męża o zdrady - może stąd jej zachowawczość wobec kobiet? Jeżeli wiedziała o zdradach, to Ala nie dziwiła się, że taka była. Powinna opuścić takiego męża, który nie potrafi być lojalny. Naturalnie, nie mogła się wtrącać do ich małżeństwa, aczkolwiek znajomość z państwem, u którego pracowała pozostała na długo w jej pamięci. Polubiła Klarę i Kazimierza, nigdy ich relacja nie przekroczyła pewnej granicy, po której jest już tylko perfidny romans pod dachem pani domu. Teraz jednak zastanawiała się głęboko, czy lepiej przyjąć propozycję opiekunki Juliana i zrezygnować z pracy w karczmie? Aaliya biła się z myślami, co dało się zauważyć na jej zamyślonej, poważnej twarzy. Wyglądała jakby miała jakiś kłopot. Ciekawiło ją, czy Hana również miała tego typu zagwozdki, czy wiedzie spokojne i beztroskie życie.

"Pomyślę o tym później", zawyrokowała przed sobą samą i skupiła się na rozmowie z Haną.
- Przybyłam dzisiejszej nocy i nie będę ukrywała, że ciężko znaleźć tu kogoś do wymiany paru zdań, a tak się składa, że jestem w gorącej potrzebie poznania okolicznych zwyczajów i panującej sytuacji. - Aaliya uśmiechnęła się zachęcająco do Hany usłyszawszy jej szczere wyznanie, iż brakuje jej towarzystwa. Naturalność Hany podobała się Pokusie, która pomyślała, że wiele osób może brać przykład ze skromności jej znajomej z karczmy. Postawa, jaką zaprezentowała wojowniczka (sądząc po odzieniu właśnie kimś takim była?) budziła szacunek diablicy. Nie każdy byłby skłonny zaoferować pokój w zamian za śniadanie. Aaliya nie pomyślała, że taktyka koleżanki jest interesowna. Nie chciała w dalszym ciągu zasypywać kobietę pytaniami, ale zdobyła się na podobne wyznanie:
- Wiem o czym mówisz. Ludzie są skoncentrowani na sobie i niechętnie z sobą rozmawiają. Znam ten ból. Też brakuje mi towarzystwa - przyznała szczerze i kontynuowała:
- Zwłaszcza w miejscach takich jak te rozmowa z kimkolwiek może nie być satysfakcjonująca. Więc miło, że się poznałyśmy i to właśnie dzisiaj, kiedy potrzebowałam noclegu.
Aaliya w dalszym ciągu ukrywała przed Haną, że sytuacja zmusiła ją do spania w lesie. W takim razie oficjalnie została bezdomną i to powodowało zażenowanie w mniemaniu Pokusy. Wolała obudzić się w ramionach przygodnego kochanka, niż w taki sposób. Ostatnio nie miała ochoty na przygody. A tym bardziej na coś stałego, bo i takie relacje miewała, choć trochę rzadziej. Czy coś by zmieniła w swoim życiu? Zapewne tak. Coraz mocniej pragnęła czegoś stabilnego, niekoniecznie mowa o relacjach, ale chociażby o miejscu zamieszkania. Ale czy zdołałaby pozostać w niewielkim Harmstead? Tak na zawsze? Nie wiedziała.
Rozmowa z Haną okazała się przyjemna, kobiety wymieniały z sobą różne doświadczenia, ale nadal Aaliya pilnowała się, żeby nie powiedzieć na wstępie znajomości czegoś, czego nie powinna. Wolała, żeby pewne kwestie pozostały w sferze domysłów, a gdy tak spoglądała na różowowłosą, w najlepsze zajadającą pyszne śniadanie, nie sądziła, że jej życie to pasmo nieszczęść. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Po czym słuchała cierpliwie co ma do powiedzenia Hana. W odpowiedzi na uroczą przysługę koleżanki, która wybawiła ją z kłopotu, chciała ofiarować jej swój czas i uwagę. Sądziła, iż Hana w pełni na to zasługuje a fakt, iż jest posiadaczką tak niecodziennej fryzury poprawiał jej nastrój. Jeszcze nie poznała nikogo z różowymi puklami. Ona sama zdecydowała się na jasne włosy w ludzkim wcieleniu. Może w przyszłości zmieni kolor włosów, choć taki wizerunek póki co jej się podobał.
- Harmstead jest takie... specyficzne - dodała na zakończenie Pokusa.
Awatar użytkownika
Hana
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 4 miesiące temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Żołnierz , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Hana »

Hanę rozczuliła pełna niedowierzania reakcja Aaliyii. Czy naprawdę ludzie w tutejszych okolicach tak rzadko byli skorzy do bezinteresownych uprzejmości? I co ważniejsze - czy ze strony Hany to na pewno była BEZINTERESOWNA uprzejmość? Dobrze wiedziała, że pokonała tak długą drogę w określonym celu. Równie dobrze mogła dosiąść Sparkling i kontynuować drogę jeszcze przed dzień, czy dwa, dzięki czemu szybciej znalazłaby się w domu... Podróżowała już tak długo i tęskniła za znajomymi czterema ścianami, ale... Wiedziała, że jeśli odpuści spełnienie prośby o pomoc, którą otrzymała przed paroma tygodniami, nie będzie mogła sobie tego wybaczyć. Teraz jednak te wszystkie rozmyślania i wątpliwości rozpłynęły się w powietrzu i nawet jeśli wrócą, to póki co postanowiły zagnieździć się pod sufitem Zaczarowanego Sadu i dać dwóm kobietom przestrzeń do rozmowy. Coś mimo wszystko drapało Hanę gdzieś z tyłu głowy, kiedy obserwowała Aaliyę podążającą przed nią do stolika. Nie potrafiła tego nazwać, ale aparycja nieznajomej budziła w niej... Niepokój? Może niekontrolowaną fascynację? "Uspokój się. Już to kiedyś czułaś. Jesteś zmęczona i rządzą Tobą tęskne omamy." Nowy przyjaciel Hany, zdrowy rozsądek, ostatnio coraz śmielej przebijał się przez warstwy jej abstrakcyjnych wyobrażeń. Miała nadzieję, że po wszystkich uczuciowych zawirowaniach i gromadce rozczarowań, zbliża się powoli do momentu w którym będzie mogła sama sobie powiedzieć, że dojrzała do życia na tyle, że panuje nad swoimi pragnieniami, emocjami i od teraz zajmie się przede wszystkim sobą. Mimo to, nim dotarły do stolika, pozwoliła sobie przymknąć oczy i na parę krótkich chwil dała wejść na scenę swojej wyobraźni pociągłej sylwetce ubranej na czarno osoby, która w tym wyobrażeniu ewidentnie jej wyczekuje. Tęsknota walczyła przez chwilę z rozgoryczeniem w szalonym tańcu, kiedy akompaniująca im muzyka została nagle przerwana powrotem do rzeczywistości. Hana znów skupiła się na swojej nowo poznanej kompance i usiadła naprzeciw przy stoliku.

- Aaliyo, nie chcę przesadzać z nadmierną próbą udobruchania cię, ale... Przyjmij jeszcze raz moje przeprosiny za to, że... Uhh... W pewnym stopniu wymusiłam na Tobie ten wspólny poranek. Jest mi z tym źle i w sumie nie wiem co we mnie wstąpiło. Gdyby nie fakt, że nie myślę racjonalnie przez zmęczenie podróżą, to pewnie nie zdobyłabym się na tak śmiały czyn. - Hana rozbawiona, lecz odrobinę zakłopotana zabrała się za mniej owocową część podanego przez obsługę śniadania - Nie posądzaj mnie też o żadne niecne czary przez to jak szybko śniadanie znalazło się na stole! Po prostu zapowiedziano mi, że będę musiała chwilę zaczekać na strawę, więc postanowiłam wykorzystać ten czas na krótki spacer i sprawdzenie czy wszystko w porządku u mojej Sparkling... Mam na myśli moją klacz. Cóż, nie wspominałam jeszcze jak miło mi cię poznać i jaka rada jestem, że tu ze mną teraz siedzisz.
Hana czuła, że im dalej brnie w te uprzejmości, tym bliżej potencjalnie jest do wprawienia swojej rozmówczyni w zakłopotanie, czy nawet niechęć. Oblała się rumieńcem i utopiła to niezręczne uczucie w kilku łykach wody z miodem.
- Na pierwszy rzut oka zdałaś mi się miejscową... Mogłam się pomylić, jak mniemam, skoro jesteś w potrzebie noclegu? Mimo to, kto wie, może będziesz w stanie mi odrobinę pomóc? - niepewnie podniosła się i obeszła stół dosiadając się obok Aaliyii. Jej zachowanie ewidentnie zdradzało, że ma przejść do rzeczy, a skrócenie dystansu w tej konwersacji mogło wynikać z wrażliwych informacji, które zamierzała właśnie przekazać. W istocie ściszyła nieco swój ton. Zaczesała kilka niesfornych kosmyków włosów za ucho, powstrzymując je przed osłanianiem twarzy przed Aaliyą. Uśmiechnęła się niepewnie. - Mimo, że jestem z bardzo niedaleka, to aktualnie podróż wiedzie mnie z Jadeitowego Wybrzeża... Jeśli miałabym w skrócie powiedzieć czemu właściwie podróżuję to... głównie po to żeby pomagać tam, gdzie tego potrzebują. Wyobrażasz sobie w ilu miejscach ludzie zmagają się z na pozór prostymi, codziennymi problemami, ale mimo to nie mogą sobie z nimi poradzić? Osada zamieszkiwana przez przyjaciół mojej rodziny znalazła się w obszarze nagłego przypływu i potrzebowali pomocy z przeniesieniem się w inne rejony. Szabrownicy nie dawali im spokoju. To były dość ciężkie tygodnie, ale... - uniosła z szerokim uśmiechem delikatne, ale widocznie spracowane dłonie przy których spod zbroi rozlewały się lniane, burgundowe rękawki. - jestem tutaj, znów, więc się udało! Zanim jednak pozwoliłam sobie na powrót do domu, w pamięci zabrzmiały mi słowa, którymi obdarowała mnie jedna z mieszkanek Wybrzeża. Sariea ma w Harmstead korespondencyjnego przyjaciela, który od paru tygodni zwleka z odpowiedzią. Była cierpliwa, bo czasem się to zdarza, lecz... ponoć trwa to już zbyt długo, zmartwiła się. Ostatnia wiadomość, którą od niego otrzymała, też była dość niepokojąca. Dlatego właśnie tu jestem.
Przejęcie i zaangażowanie, które zdradza ton Hany, gdy opowiada o ludziach będących w potrzebie, dla niektórych może brzmieć nieco naiwnie. Zwłaszcza w połączeniu z jej dość młodym wiekiem. Ktoś o bardziej cynicznym podejściu mógłby od razu pomyśleć "biedne dziecko, myśli, że zbawi świat". Rysy na jej zbroi, kilka mniej widocznych blizn, czy niepowstrzymany błysk w oku mogą jednak świadczyć o tym, że nawet jeśli świata nie zbawi, to na pewno próbuje.

Dziewczyna zdała sobie sprawę, że wylewność tej opowieści mogła nieco przytłoczyć Aaliyę. Znów zrobiło jej się głupio. Gospoda wciąż była dość pusta, a przez roztaczającą się wokół intymną aurę, Hana zaczynała mieć wrażenie, że są tu same. Nie tylko w Zaczarowanym Sadzie, ale też w całym Harmstead. A może nawet na całym świecie? "Nie, wróć na ziemię! To zwykła pora śniadaniowa w sennej osadzie!". Odziana w zbroję różowowłosa dziewczyna potrząsnęła na tę myśl głową. Przyjrzała się Aaliyi i dopiero teraz dotarł do niej jej niezwykły urok. Wróciła myślami do wcześniejszych odczuć. Miała przed sobą wyjątkową kobietę, która mimo swojego skromnego odzienia równie dobrze mogłaby teraz zasiadać przy szlacheckim stole i onieśmielać wszystkich wokół swoją urodą. Czy to niegrzeczne, że założyła, że Aaliya to mieszkanka takiego zapomnianego zadupia? "Oby puściła mi to płazem." Miała ochotę przeanalizować dotykiem jej obszytą koronkami sukienkę - Hana jest zafascynowana krawiectwem i projektowaniem odzienia, więc dobrze zdawała sobie sprawę jak kosztowne potrafią być koronki... a zwłaszcza tak zręcznie i nienagannie wykonane.
- Pokój to naprawdę niewielka sprawa. Może nie wyglądam, ale rozpływam się kiedy tylko mam okazję przenocować pod gołym niebem. Zwłaszcza jesiennym. Zabiegałam o nocleg tutaj tylko i wyłącznie z tego względu, że podróż naprawdę dała mi w kość! Nie ukrywam, trochę się nadwyrężyłam - chciałam sprawdzić swoją wytrzymałość, haha. Wczoraj wieczorem naprawdę byłam ledwo żywa... I nie ukrywam, że gdyby nie nasze przyjemne spotkanie, pewnie skorzystałabym z pokoju jeszcze na jedną noc... Tak żeby się do końca zregenerować... ale... uznałam, że twoja potrzeba jest ważniejsza niż moja zachcianka. Brzmi rozsądnie?
Hana zawiesiła się przez moment w trakcie rozmowy, jakby zastanawiała się, czy wypada jej coś powiedzieć. W końcu uległa.
- Zresztą... Byłabym w stanie założyć się o jakąś miłą przysługę, że sama też lubisz spędzać czas pod gołym niebem. Chyba, że leśny aromat wprowadza mnie w błąd!
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 155
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Służący , Artysta , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Aaliya postanowiła przerwać wywód Hany i powiedzieć co uważa:
- Nie przepraszaj, Hana - odparła łagodnie swoim głębokim, aksamitnym głosem, nieco wyższym niż zazwyczaj jakby upominając kompankę o różowych włosach. - Miło, że w ten sposób pomyślałaś, ale gdyby nie to, coś bym wymyśliła. Nie powinnam się też zgadzać, żebyś oddawała mi swój pokój - byłaś pierwsza. Zgodziłam się, bo widzę, że zależy ci na tej uprzejmości.
Pokusa miała dobre zdanie o Hanie, gdyby znalazła się w tarapatach albo potrzebie, nie wahałaby się zwrócić do nowej kompanki. Uważała, iż Hana posiada nadzwyczaj rzadko spotykane wśród ludzi ciepło i optymizm, empatię, którą zapewne wyssała z mlekiem matki. Prawie nic o niej nie wiedziała, ale to nie przeszkadzało, by polubić. Kobietom rozmawiało się przyjemnie i obie nie wyczuły, że ich wspólne śniadanie trwa już półtorej godziny. Aaliya coraz mocniej odczuwała zmęczenie, natomiast nie dała tego po sobie poznać. Głos Hany ją budził, gdyż miał żywe odcienie w swoim akompaniamencie tak jakby wojowniczka zajmowała się zawodowo muzyką. Wprawdzie stanowiły dwa przeciwległe bieguny, ale Aaliya wierzyła, że będzie to tylko dodawać kolorytu do ich znajomości. Może zrodzi się z tego prawdziwa przyjaźń i Pokusa zyska bratnią duszę? To by było ciekawe zarówno dla jednej, jak i drugiej pani. Ale czy Pokusa zdoła do końca ukrywać swoją prawdziwą tożsamość? Czy przyjaźń oparta na jakimś rodzaju kłamstewka jest realna i szczera?
Aaliya zauważyła, że jej towarzyszka nie przepada chyba za owocami, bo nawet ich nie ruszyła. Truskawki w śmietanie bardzo smakowały kobiecie odzianej w sukienkę. Sama się dziwiła, że chwyciła za ten rodzaj pokarmu, bo normalnie była mięsożerna. Widocznie nie dzisiaj, bo jej apetyt tylko wzrastał w miarę jedzenia. Gdyby nie była Pokusą, zaczęłaby się zastanawiać, czy jest w stanie odmiennym, lecz Pokusy są z natury kompletnie bezpłodne. Czy diablica była z tego powodu rada? Z pewnością tak. Jedynie czasem lubiła oddać się filozoficznym rozmyślaniom na temat potomstwa. Jeżeli los by tak chciał i dałby jej dziecko - co, oczywiście, jest niemożliwe - oddałaby je prawdopodobnie do przytułku. Nie widziała siebie w roli matki, absolutnie.
- Nie, nie jestem tutejsza. Kiedyś tu pracowałam u takiego człowieka jako służąca i wracam ponownie na służbę po paru latach. - Brzmiały wyjaśnienia Ali. - A przynajmniej... taki mam zamiar - przyznała dokańczając swoją odpowiedź. Rozłożyła przy tym bezradnie ręce i to nie było pozoranctwo. Teraz już niczego nie była pewna. Nie wiedziała, czy kierunek, który początkowo obrała za słuszny był tym właściwym, czy to nie obróci się przeciwko niej. - Taki powrót na stare śmieci... - dodała licząc na zrozumienie różowowłosej. Była pewna, że je otrzyma.
Nie czuła się źle, słysząc, że jest miejscową. Hana miała prawo tak pomyśleć. To nie przeszkadzało Aaliyii, a nawet cieszyła się, że może coś o sobie powiedzieć nie będąc o to pytaną tak, jak uczyniła to jej znajoma w kolejnej części rozmowy. Aaliya nie sądziła, że Hana przysiądzie się obok, pomyślała, że kobieta chce coś wyjawić Pokusie. Przyzwyczaiła się, że ludzie często się jej zwierzają a ona wówczas wysłuchuje do końca, nie przerywając i nie ponaglając rozmówcy.
Tym razem musiała się wtrącić, bo coś w wypowiedzi jej kompanki otwarcie nie pasowało diablicy.

- A o twój interes kto zadba? - spytała wprost. Postawa altruistyczna była obca Pokusie, ale nie zamierzała się z tym zdradzić. Wśród ludzi co prawda dominowali egoiści, ale zdarzali się też szlachetni pomagacze. A ci z kolei nie przepadają jak się ich brutalnie sprowadza na ziemię.
Informacji, które przekazała jej Hana było sporo: szabrownicy, Ocean Jadeitów, jakiś list, który nie nadchodził...
- No dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego? - Aaliya lekko się zdziwiła. Dlaczego miała wtrącać się do cudzych spraw? Nie wiedziała jak ma poradzić w sytuacji, którą usłyszała.
- I dlaczego masz na sobie zbroję? - Chciała wiedzieć Pokusa.
Na temat wzmianki o lesie nic nie odpowiedziała, nie miała pojęcia co ma zrobić w tej sytuacji. Na pewno na tym etapie znajomości nie przyzna się, że nocuje czasem w lesie, jeżeli nie ma innego wyjścia. Zresztą jej samej wydałoby się to dziwne, gdyby usłyszała coś takiego z ust ładnej kobiety. Czy ta kobieta nie boi się dzikich zwierząt? Bo jak wyjaśnić tę kwestię, która może być zawiła? Obiecała sobie, że nie wyjawi ani jednemu człowiekowi swojego prawdziwego pochodzenia. Nawet przyparta do muru, po prostu nie. Domeną ludzi jest ciekawienie się różnymi rzeczami, ale sprawy piekielne niechaj będą tylko sprawą Piekielnych.
Aaliyii zrobiło się w jednym momencie duszno z powodu przejedzenia. Dawno nie jadła tak pysznego śniadania! Wszystko było bardzo dobrze przyrządzone. Dokończyła śniadanie zajadając się porcją jajek i to było już zbyt wiele. Przeprosiła kompankę i udała się na stronę, gdzie po drodze wpadła na stajennego.
- Och, przepraszam! - rzucił, mijając ją chłopak. - Nic się pani nie stało? - upewnił się.
- Nie, nic. Nie szkodzi - powiedziała i skierowała się do wychodka. Zaczął pobolewać ją brzuch, co było dość niezwykłe, bo nie pamiętała, żeby ostatnio cokolwiek ją bolało. Wyszła z tego brudnego miejsca jeszcze bardziej brudna. Chciała koniecznie się wykąpać. Miała to zrobić już po zamówieniu pokoju, ale wszystko poszło nie po jej myśli. Aaliyii spodobało się, że Hana jest właścicielką konia. Pokusa nawet lubiła zwierzęta, na których można jeździć, ale rzadko z tego korzystała. Po co, skoro są portale magiczne? To by nie miało sensu, prawda?
Wracając do tawerny zastanawiała się jak to zrobić: wziąć szybko kąpiel, ale tak, żeby Hana nie pomyślała, że uciekła do niej czy coś? Wiedziona intuicją, obeszła budynek i jej oczom ukazały się drewniane wąskie drzwi, przez które niewiele myśląc weszła. Okazało się, że przebywa po ich drugiej stronie nie kto inny jak napotkany chwilę temu stajenny.
- Coś często na siebie wpadamy. Zgubiła się pani? - zagaił młodzieniec i uśmiechnął się.
- Widzi pan... - zaczęła nieco skrępowana Aaliya - potrzebuję kąpieli i to szybko. Może być zimna woda. Ma pan miskę pod ręką? Szybko! - rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu do chłopaka a następnie poczekała kilka minut aż ten się zjawi ponownie.
Stajenny wrócił tak jak zakomenderowała Pokusa - szybko - i wręczył dziurawą po bokach misę kobiecie w potrzebie. Następnie chciał wiedzieć, czy taka może być i upewnił się, że wszystko w porządku.
- Czy pomóc w czymś jeszcze?
- Tak. Proszę na kilka minut zaryglować te tylne drzwi a do korytarza przysunąć to przepierzenie, które widziałam od strony kuchni. Przyda się.
- Tak jest o pani, robi się - odparł pracownik ochoczo i zrobił wszystko tak jak chciała Aaliya.

Po prowizorycznej kąpieli, Aaliya poczuła się zmęczona, mimo że dzień ledwo się zaczął. Chciała porządnie odpocząć, miała za sobą ciężką, wymagającą noc pod gołym niebem.
Wróciła do stolika, przy którym siedziała z Haną i usiadła obok niej. Trochę się dziwiła, że kobieta poprzednio usiadła po jej stronie stołu i nie przeszkadzał jej zapach Ali. Musiała być odporna na leśne zapachy.
- Nie martw się, wszystko gra - powiedziała od razu, bo domyśliła się, że Hana będzie chciała wiedzieć gdzie Aaliya była przez jakieś dziesięć, może piętnaście minut. - Dziękuję za śniadanie - dodała ufnie, mimo że to nie Hana je przyrządziła, ale zabrzmiało to tak jakby Aaliya chciała się szybko pożegnać. Poprawiła więc się i dodała już wolniejszym tonem głosu:
- Wybacz, że kazałam ci na siebie czekać, pewne sprawy mnie zawezwały. Chyba rozumiesz... Spotkamy się ponownie jak tylko się prześpię, mam za sobą ciężką noc. Ale o tym opowiem ci później.
Była ciekawa, czy Hana będzie zainteresowana spotkaniem się jeszcze raz z Pokusą. Na ten moment jednak zmęczenie wygrywało nad wszystkim innym.
Pożegnały się w sympatycznej atmosferze, choć Aaliya nie była zadowolona z zakończenia spotkania. Tak miło się z Haną rozmawiało! Jej myśli jednak co jakiś czas skręcały w stronę decyzji o zatrudnieniu, więc to odbierało Pokusie radość z nowej znajomości. Liczyła, że Hana tego nie zauważyła.
- No dobra... zdradzę ci mój sekret - zagadała na do widzenia do wojowniczki. - Ostatnio nocowałam w lesie. Tylko się nie śmiej! - zastrzegła Aaliya. - Początkowo nie chciałam ci mówić, ale uznałam, że jesteś godna zaufania!
- Będzie mi miło ponownie porozmawiać. Dzięki za wspólne śniadanie - pożegnała się i odeszła na piętro, gdzie znajdował się jej niewielki pokoik, a w nim wygodne, posłane łóżko, krzesło, mały regał z książkami oraz dwa nocne stoliczki z drewna.
Przestała analizować nadaremnie, czy powinna raz jeszcze przemyśleć sprawę zatrudnienia u Kazimierza. Musiała się z tym przespać. Nie wiedziała jak ma postąpić. Jeżeli chodzi o historię, którą opowiedziała jej Hana, była dramatyczna i gdzieś tam na dnie serca zakwitł podziw względem wojowniczki o szlachetnej duszy.
Po skończonym śniadaniu Aaliya udała się do swojego pokoju na spoczynek, który był jej niezbędny. Po paru chwilach leżała już naga w łóżku, gdyż nie miała siły wyjąć ze swojego niedużego skórzanego plecaka odzienia do spania. Zmęczenie ponownie z nią wygrało i to bezapelacyjnie. Nie ma się co dziwić, w końcu nawet Pokusy męczą się podczas niewygodnej nocy w lesie, gdzie każdy konar drzewa przeszkadza, a do tego dochodzi widmo ukąszenia lub ugryzienia przez dziką zwierzynę, która po tym lesie się błąka szukając pożywienia.
Miała przyjemne i długie sny o tajemniczej wodzie, o ludziach na statku i mieszkankach podwodnych królestw. Już niebawem obudzi się wypoczęta i gotowa na dalsze działania.
Minęło kilkanaście minut od kiedy Aaliya zasnęła. Zdawać by się mogło, że po ostatniej nocy będzie spała jak suseł, tymczasem sen przypominał marzenia nocne królika, który boi się wszystkiego nawet, gdy teoretycznie winien spać. To dziwne, bowiem Pokusa nie należała do strachliwych, małych istotek i nie przypominała niewielkich rozmiarów stworzonka o długich uszach. Jej intuicja podpowiadała jednak, że ktoś do niej przyjdzie. Nie myliła się. Wiedziała to za sprawą aury, którą wyczuła w momencie jak ktoś zbliżał się do jej pokoju. Wiedziała, że to wysoki mężczyzna w średnim wieku. To musiał być...
Aaliya zbudziła się i jej myśli zostały przerwane przez hałas. Drzwi. Ktoś pukał. Dlaczego te drzwi są takie cienkie?
- Pani Alu, jest tam pani?
Wiedziała czyj to głos, ale tak się złożyło, że była zupełnie naga. Nie miała na sobie biustonosza, ani majtek. Po prostu leżała pod ciepłą, miłą w dotyku kołderką. I spała. Komu to przeszkadzało?
- Proszę zaczekać z łaski swojej! - krzyknęła. Zmęczenie powoli ustępowało niezrozumieniu tej sceny. Może i pojawiła się tam kapka wściekłości. W tej sytuacji każdy byłby zbity z tropu. Aaliya dość szybko się odpalała w kwestii gniewu.
Wstała więc i ubrała niezbyt ładnie pachnące ubrania - sukienkę, która zdążyła się szybko ubrudzić z niewiadomych (ale całkiem prawdopodobnych) leśnych powodów.
Gdy otworzyła drzwi, ujrzała przed sobą Kazimierza. Wyglądał co najmniej jak zbity pies.
- Klara... odeszła. Wzięła dzieciaka i poszła - oznajmił strapiony, choć Aaliya wyczuła w jego myślach wielką ulgę z tego stanu rzeczy. Małżeństwo, jak widać, od dawna się nie układało.
- Przykro mi - obwieściła cierpko. Obudził ją i była z tego tytułu niepocieszona. Ale w obliczu takich rzeczy musiała być wyrozumiała. O ile potrafiła, gdyż z empatią miała na bakier.
- Przyszedłem, bo... - Kazimierz nie wiedział jak ma to powiedzieć. Aaliya weszła do głowy mężczyzny i odczytała jego myśli. Nie było to trudne. Chodziło mu o ugoszczenie jej w swoim domu. Tylko czemu?
- Pomyślałem, że zaproponuję pani gościnę, pani Alu - powiedział spokojnie. W jego głosie szło jednak wyczuć nutkę niepewności. Starał się zachować pozory spokoju, lecz wewnątrz był nieco rozbity. I trudno się temu dziwić.
- Czyli zaprasza mnie pan do siebie? - upewniła się Pokusa i gestem ręki zaprosiła Kazimierza do środka. Niepodobne stać w progu i rozmawiać o takich sprawach. Ktoś mógł ich usłyszeć. Szkoda, że nie przeszło jej przez myśl to wcześniej.
- Nie wiem, czy mogę się zgodzić...
Pokusa była w lekkim szoku. Jak on to sobie wyobraża? Poza tym, miała gdzie spać. Co mu strzeliło do głowy?
Ona też musiała zachować pozory. W świecie ludzi kobiety tak ochoczo nie przystawały na podobne propozycje.
- Potrzebuję, by mi pani dotrzymała towarzystwa. Nie będzie pani musiała nic robić, zatrudniłem już służbę. Otrzyma pani, rzecz jasna, za to zapłatę. Proszę się zgodzić, będę wdzięczny i zobowiązany. Po co ma pani płacić za nocleg w karczmie, jak może pani mieszkać u mnie za darmo? Sama pani przyzna. - Kazimierz usiadł w fotelu o skórzanym obiciu. Czekał na odpowiedź blondwłosej.
"Jaki będę mieć w tym interes, poza pieniędzmi? Stary nie wie, że z tym to akurat nieźle sobie ostatnio radziłam. Czyli baba go wykopała i szuka młodego ciałka obok? To się za tym kryje?"
Brzmiały rozmyślania Aaliyii, która nie miała łatwego wyboru. Jeżeli przyjmie propozycję potencjalnego chlebodawcy, jej nowej znajomej mogłoby się zrobić zwyczajnie nieswojo. Oddała w geście szlachetności swój pokój a Pokusa sobie to zlekceważy wybierając darmowe spanie. Genialny pomysł! I jak jej wytłumaczy, że... Ale zaraz, chwila! Od kiedy diablica komukolwiek się tłumaczy? Może propozycja Kazika nie była taka zła? Któż to wie? A jeżeli zacznie się do niej dobierać... czemu miałaby sobie odmówić i jemu? To nie leży w jej naturze! No tak, ale... lubiła Klarę. To dobra kobieta. Widocznie miała dość bycia zdradzaną, domyślała się na pewno.
Aaliya popatrzyła na Kazimierza z udawanym współczuciem. Nie kopie się leżącego. Ale sam sobie jest winien.
- Dlaczego Klara od pana odeszła?
Kobiety kilka lat temu przeszły z sobą na "ty", dlatego Pokusa nie używała formy "pani" względem żony mężczyzny, którego miała przed swoim obliczem.
- Bo... to trudny temat, wiesz... - Nieoczekiwanie zwrócił się do niej w bezpośredniej formie. - Alu... ja... moja żona... dowiedziała się, że spłodziłem bękarta.
"A to ci dopiero! Ale heca! Co za historia! Ha, ha, ha! Biedny, opuszczony mężulek!", zadrwiła z niego w swoim umyśle.
- Pani Alu, ktoś mojej żonie naopowiadał bajek a ona uwierzyła w nie - sprecyzował po pauzie w wypowiedzi, żeby wziąć głębszy oddech. - Z tym dzieciakiem na boku to bzdura! Ale Klara straciła cierpliwość, spakowała się i wyprowadziła ode mnie, nie dała mi wyjaśnić...
Gdyby Ala mogłaby odczuwać realne współczucie, pewnie trochę zrobiłoby się jej żal faceta, którego kobieta opuściła. To jednak do końca nie jest jego wina. Ale co zrobić. Życie takie już jest. Przynosi nam rzeczy, na które nie jesteśmy gotowi najczęściej.
- Proszę mi dać czas do namysłu. Spotkamy się za dwa dni w karczmie na dole o godzinie ósmej rano - powiedziała, łagodniejąc.
- Dobrze, zgadzam się. W takim razie do zobaczenia - mówiąc te słowa, podrapał się po brodzie, która nosiła już spore oznaki starości ze względu na siwiznę połączoną z brązowymi włoskami. Wyglądało to co najmniej żenująco w oczach Aaliyii, dlatego nie gustowała w takich dziadkach. Nie rozumiała co inne kobiety widziały w tymże jegomościu. Nie był atrakcyjny ze względu na swój wiek. Tak Pokusa uważała i nic nie wskazywało, żeby zmieniła zdanie.
- Do zobaczenia.
Po czym Ala zamknęła drzwi z wyraźną ulgą.

Pokusa zastanawiała się, czy Kazimierz nie oszalał proponując jej gościnę u siebie. Przecież wcześniej nie złożył w ogóle takiej propozycji, więc nawet nie rozważała takiego rozwiązania, kierując się najpierw z braku laku do lasu a następnie tawerny. Teraz, gdy usunięta została "przeszkoda", przychodzi do niej jak gdyby nigdy nic i proponuje, żeby do niego przyszła! Ale tupet... Aaliya nie wiedziała kim trzeba być, żeby zaproponować dawnej służącej piastowanie stanowiska damy do towarzystwa. Z pewnością, biorąc pod uwagę świat wyłącznie ludzki, jej były szef nie miał w sobie przyzwoitości. Aaliya nie oceniała tego przez swój pryzmat, bo też nie kierowała się w życiu porządkiem moralnym, ani żadnym innym, lecz funkcjonując w świecie, w którym obecnie egzystuje musiała na to zwrócić uwagę w swojej obecnej formie. Poznała przyczynę niegościnności Kazimierza poprzednio, otóż, to Klara nie chciała widzieć Pokusy pod swoim dachem, a nie Kazimierz. To wiele wyjaśniało. Czemu wcześniej na to nie wpadła? To było oczywiste. Ala jednak sądziła, że jest lubiana przez panią domu. Lecz rzeczywistość okazała się być inna. Nie pierwszy raz widziała podwójne standardy u ludzi. Dlatego wolała być tym, kim była i wprost pozostawać taką a nie inną, niźli myśleć jedno a robić zupełnie coś przeciwnego a to było domeną typowo ludzką. Z tego względu przez lata nauczyła się zdystansowanej postawy wobec tej rasy. Wiedziała, że nie powinna zgadzać się na prośbę mężczyzny, gdyż jak na dłoni dostrzegała, że chce się posłużyć Pokusą dla osiągnięcia własnych korzyści. Może zamierza zrobić zaproszeniem diablicy pod swój dach małżonce na złość i tylko o to chodzi? "Kto go tam wie... Stary dziad. Zachciało się mu intryg. Kurwa!"
Przez niedawną rozmowę, która miała miejsce w pokoju, w jakim przebywała nie potrafiła ponownie ułożyć się do snu. Zajęła pozycję na krześle z nogą opartą o kolano. I tak siedziała trochę poirytowana zachowaniem mężczyzny.
- No tak... tak, co jeszcze byś chciał? - zastanawiała się i nawet nie zauważyła, że wypowiada swoje myśli na głos. - Podły!
Przeszło jej przez myśl, iż Hana jest zgoła odmienna od swoich pobratymców. Aaliya nie pamiętała, żeby napotkała kogoś równie szlachetnego, co właścicielka Sparkling. Czyli dokładne przeciwieństwo brodacza. Przemknęło jej przez myśl, iż wataha wilków jest mniej niebezpieczna od działań męża Klary. Kierowany zemstą za zniewagę małżonki może być zdolny do wielu podłości. Może chcieć dobierać się do niej tylko po to, żeby osiągnąć swój cel. Nie powinno to dziwić diablicę, wszak poznała się już na ludzkich działaniach a sama nie była wolna od egoizmu, jednak... coś jej nie pasowało. Ktoś, kto do tej pory nie był kompletnie w jej oczach atrakcyjny nagle miałby zostać jej kochankiem? Dziwne. Może nie tym razem.
Aaliya postanowiła położyć się do łóżka. Właściwie co jej szkodził mały romans nawet z kimś, kogo chwilowo uważa za niewygodnego? Jest przecież Pokusą, a nie Anielicą. To, że chwilowo odczuwa niesmak wobec brodacza nie stoi na przeszkodzie, by z nim trochę poromansować. To będzie miła odskocznia od codziennych spraw. A później... może wyjedzie z miasta? A może zostanie. Kto to wiedział? Wszystko to sobie poukłada w głowie jak tylko się porządnie wyśpi. Na ten moment romans nie wchodził w grę, ale kwestię przeprowadzki do brodacza solidnie przemyśli. Może przyniesie to jej jakiś pożytek, kto wie. Przemknęło jej przez myśl, że najlepiej doradzić się w tej kwestii u Hany. Dziewczyna była cierpliwa i życzliwa, a to, że stawiała potrzeby innych na piedestale wpływał na decyzję Aaliyii o tym, że czas z nią porozmawiać i zasięgnąć porady. Hana na pewno powie co o tym wszystkim myśli, więc Ala nie była z tym wszystkim sama. Czuła się dobrze z tą myślą. I łatwiej będzie jej teraz zasnąć, gdy już to zrozumiała. Podjęła decyzję - zapyta stajennego gdzie szukać różowowłosej, on powinien to wiedzieć, więc nic prostszego. Sprawy ułożą się same, jednak teraz... Pewne jest tylko to, że w głowie diablicy zapanował chaos. Jak zwykle.
"Aaliyo... Aaliyo... Uważaj...", majaczyło w głowie Pokusy tuż przed zaśnięciem. Czyżby to Czarny Pan do niej przemówił we własnej osobie? Czy to jest możliwe? To musiała być prawda.
"Panie, czy to ty?", zwróciła się w swoim umyśle do nieznanego głosu, który najwidoczniej przed czymś diablicę chciał ostrzec.
"Uważaj, Aaliyo... nie ufaj mu! Słyszysz?! Nie ufaj! Uciekaj, Aaliyo..."
Okazało się, że diablica spała w najlepsze od kilku godzin. Gdy się przebudziła, niewiele myśląc, ubrała się w nowe rzeczy - białą koszulę ze średniej długości rękawem ozdobioną w kolorowe pawie pióra oraz długie lniane spodnie - po czym szybko wyszła z pokoju w poszukiwaniu stajennego, któremu musiała zapłacić za pobyt w karczmie. W rzeczy samej, nie zamierzała tu dłużej zostać. Coś wisi w powietrzu... Aaliya wkrótce miała się przekonać co jest tego źródłem. Bądź kto.
Awatar użytkownika
Hana
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 4 miesiące temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Żołnierz , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Hana »

Hana nasłuchiwała z uwagą słów Ali przytakując z zainteresowaniem, ale też lekkim zażenowaniem, gdy uświadomiła sobie, że nowopoznana osoba mogła zacząć z miejsca uważać ją za nadgorliwą w uprzejmościach. Miała tendencję do nadmiernego rozmyślania o tym, co myślą o niej inni i zakładania przy tym najgorszych scenariuszy. Dom był chyba jedynym miejscem, w którym była od tych obaw wolna, ale wszędzie tam, gdzie mierzyła się z okazjami do wywarcia pierwszego wrażenia, było jej po prostu ciężko. Z każdym kolejnym słowem Aaliyi lejącym się przyjemnie z jej ust, Hana starała się szybko wymyślić jakąś rozsądną, zdecydowaną odpowiedź, ale w natłoku myśli zrezygnowała i wypuściła głośniej powietrze.
- Wiesz... Raczej rzadko mówię o sobie w superlatywach, ale jeśli czegoś moje krótkie życie zdążyło mnie nauczyć, to z pewnością jest to dbanie o samą siebie. Długo nikt nie zapytał mnie o to jak sobie radzę, albo czy czegoś mi w dłuższej perspektywie potrzeba, ale... Przywykłam, że po to właśnie jestem. To ja mam przynosić otuchę, a nie o nią zabiegać. I tak - momentami bywa trudno, bo każdy... - złożyła dłoń w pięść i przyłożyła do lewego napierśnika - ...ma w jakimś stopniu potrzebę bycia wspieraną i zaopiekowaną... ale wokół jest tylu nieszczęśników mierzących się ze znacznie poważniejszymi zmaganiami. - zawiesiła na moment wzrok w próżni jakby rozważając, czy dostatecznie przekonała tymi słowami samą siebie. Wyrwana z zamyślenia uśmiechnęła się nagle wracając wzrokiem na Aaliyę.
- A kiedy dbasz o innych i czasem zapominasz o samej sobie, dobrze jest, żeby ktoś, lub coś miał na Ciebie oko. Właśnie dlatego mam zbroję. Nie wszyscy, których spotykam na swojej drodze są tacy mili i serdeczni jak Ty, więc... Przezorna zawsze ubezpieczona, tak? - zaśmiała się łapiąc za jabłko, jednak nie wgryzła się w nie, a kilka razy przetarła i zawiesiła na nim swój wzrok. - swoją drogą zajmuję się też szyciem i mój pancerz niejednokrotnie natchnął mnie pomysłem na nowy projekt, który mógłby go stylowo dopełnić. Więc... Sama widzisz... To jednocześnie środek ostrożności, ale też sposób na zabicie samotności, która najlżejszą przeciwniczką nie jest.
Lawendowa bluzka ciasno przylegająca do skóry Hany pod pancerzem faktycznie nosiła znamiona solidnej, rzemieślniczej pracy. Miejscami była przewiązana cienkim sznurkiem - inne fragmenty, choć nie rzucało się to na pierwszy rzut oka, były ozdobione gęstą koronką, której wyrabianie musiało trwać co najmniej kilka tygodni. Uwagę mogły przyciągać też praktyczne rozwiązania, takie jak ściągacze na rękawach i spodzie, które z pewnością pomagały utrzymać materiał w wyższej pozycji na wypadek bardzo ciepłych dni. Poza tym sam fason był bardzo dobrze dobrany do smukłej, a momentami nieco umięśnionej sylwetki wojowniczki, odkrywając wycięciami miejsca, którymi miała ochotę bardziej się pochwalić.
- Wracając jednak do Ciebie, droga... Skoro nie jesteś miejscowa, to może jegomość u którego służysz byłby dobrym trafem do zasięgnięcia języka w temacie tego, co dzieje się ostatnimi tygodniami w Harmstead? Nie chciałabym się narzucać - zakładam, że ktoś, kogo stać na służbę, z pewnością ma wiele utrapień i ostatnie na czym chciałby marnować swój czas, to rozmowy z takimi jak ja, ale może sama będziesz miała okazję podpytać? Sama jeszcze niewiele wiem, ale jakiekolwiek informacje o czymś niepokojącym... Może o krzykach w nocy... Byłyby niezwykle przydatne. Lubię też opowieści, więc jeśli chciałabyś mi nieco przybliżyć czy jest kimś bardzo znaczącym dla wioski, to będę niezwykle zobowiązana. Póki co poruszam się trochę po omacku.

Im więcej pytała, tym bardziej była zakłopotana. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że cała ta rozmowa zaczęła ją nawet stresować, mimo niezwykle sympatycznej aparycji jej rozmówczyni. Była pewna, że nadużywa jej uprzejmości i pewnie Aaliya w ogóle ma jej już dosyć, dlatego postanowiła na moment odejść od stołu. Ciekawe gdzie poszła? Oby nie do pokoju - jeśli zniknie na kilka godzin, to Hana nie będzie mogła zabrać stamtąd swoich rzeczy. Zresztą... Co tam właściwie zostało? Szkatułka z nićmi, igłami i innymi materiałami do szycia i torba z wywarami. O ile nie planowała dziś przysiadać do kontynuowania swojego nowego projektu letniej sukienki w kolorze niebieskawych rumianków, to antidota, trucizny, czy eliksiry zawsze mogły się przydać... ale! Przecież dopiero tu przyjechała! Nie spodziewała się, że ktoś od razu będzie próbował się jej pozbyć, tak? Nie wiedziała nawet, czy naprawdę dzieje się tu cokolwiek niepokojącego. Tak czy siak warto byłoby poprosić Aaliyę o pozwolenie na zabranie rzeczy jak najszybciej - oby zaraz wróciła, wtedy Hana może ją spytać. Wtedy nie musiałaby jej niepokoić już później, tak?
Hana w trakcie swoich refleksji odpięła od paska niewielki nożyk i zaczęła obierać płynnym ruchem jabłko, starając się zrobić to jak najschludniej. Tak o, dla zabicia czasu. Zmusiło ją to jednak do zjedzenia tego owoca. Lubiła jabłka, to nie tak, że wybrzydza... Po prostu... W dość specyficzny sposób pielęgnowała w sobie sentymenty do różnych osób i sytuacji - czasem nawet niewinne jabłko mogło wywoływać poruszające wspomnienia.... O, to ona, Aaliya, wraca! Czyli jednak nie miała Hany dość? Miała coś do załatwienia, uff. No i... faktycznie, zgodnie z tym co mówi, wygląda na dość zmęczoną.
- Jasna sprawa Aaliyo, przeuroczo było Cię poznać i mam nadzieję, że wypoczynek przebiegnie Ci bez żadnych przeszkód. Słyszałam, że w tej gospodzie podają popołudniami przepyszne napary z dodatkiem cynamonu. Może się skusisz po przebudzeniu? Jeśli tak, nie zapomnij zdać relacji, jeśli jeszcze na siebie wpadniemy! Zastanawia mnie w jakich gustujesz smakach. - Hana wtrąciła to trochę żartobliwie, ale w istocie lubiła polecać znajomym posiłki i napoje, a zwłaszcza takie, które szczyciły się pozytywną renomą.
- W lesie? O-obiecuję, że nie będę się śmiała... ale hej, ta uwaga o zapachu była nacechowana życzliwością, droga! Nalegam, byś nie chowała urazy! Hahaha! I dziękuję za obdarowanie mnie zaufaniem... Do zobaczenia. - zastanawiała się czy Aaliya żartowała, czy jednak spanie w lesie naprawdę jest powodem do wstydu. Jeśli tak, Hana miała przechlapane. Kochała spędzać noce na leśnych polanach i budzić się przy akompaniamencie wstającej do życia natury. Żyła w zgodzie ze zwierzętami - nie robiła im krzywdy i one same nie wyczuwały zagrożenia z jej strony. Nowopoznana piękność zniknęła na schodach udając się do pokoju. Hana zawiesiła na niej przez chwilę wzrok, a po zaledwie paru minutach przypomniała sobie "NO TAK, miałam ją zapytać, czy mogę zabrać swoje rzeczy!" Teraz już wiedziała, że spędzi dzisiejszy dzień bez wsparcia alchemicznego.

Kiedy Aaliya weszła do pokoju, faktycznie mogła zwrócić uwagę na przedmioty pozostawione przez wcześniejszą lokatorkę. Na jednej z szafek spoczywała dumnie średniej wielkości szkatułka wykonana z bardzo ciemnego, lakierowanego drewna i ozdobiona pozłacanymi wstawkami. Kluczyk tkwił w uroczym otworze odlanym w kształcie wstążeczki. Na krześle stojącym przy owej szafce, zwisała na skórzanym pasie dociążona szklanymi buteleczkami sakiewka. Na samym oparciu tego krzesła zwisała przewieszona sukienka - niedokończona, w kolorze niebieskich rumianków, przy której ewidentnie trwa właśnie praca nad koronkowym wstawkami, które zakryją niedokładnie wycięcia na bokach i dekolcie. Poza tym, pomieszczenie pozostało we względnym porządku. Co prawda, pod pościelą spała już wcześniej Hana, więc magia sztywnej, pachnącej praniem tkaniny zdążyła już raczej prysnąć, ale wszystko było czyste. Może jedynie kiedy Aaliya złożyła swoją głowę na poduszce, mogła wyczuć słodkawo-korzenny zapach, który ewidentnie nie kojarzył się z żadnymi ziołami używanymi do wypierania materiałów, ale kobieta z pewnością mogła wywnioskować, że jest to aromat korzeni marzanny sercolistnej, która zdarza się służyć jako źródło różowego barwnika - w identycznej barwie jaką noszą włosy Hany.

Różowowłosa zostawiła na stole przy którym jadły napiwek, oraz wszystkie zmartwienia związane z wrażeniem, które mogła wywrzeć na Ali. Mimo otaczającej Harmstead aury niepokoju, dzień był piękny, a promienie słońca ochoczo przebijały się przez liczne, białe chmurki otulające niebo swoim delikatnym puchem. Pozwoliła sobie na kilka minut podziwiania tych widoków przed drzwiami karczmy. W końcu minął ją stajenny.
- Gotowa do podróży? Twoja klacz jest najedzona i napojona, a za dobre sprawowanie dostała nawet największą gruszkę! - Hanę rozczulił poziom opieki, którą w Harmstead otrzymuje Sparkling. Stajennemu zdecydowanie dobrze patrzy z oczu, a to o nią jedyną się od wielu miesięcy ma okazję na dłuższą metę trochę pomartwić. - Myślę, że mogę ją osiodłać w pół godziny.
- Jesteś naprawdę niezwykłym stajennym, Eryku, zdajesz sobie z tego sprawę? O tyle bardziej jestem rada, że zostawić moją Sparkling pod Twoją opieką jeszcze na jakiś czas. Zdecydowałam, że dziś będę poruszała się po okolicy pieszo! Wiem, ze ludzie nie do końca lubią, kiedy ktoś patrzy na nich z góry, a bądź co bądź ta gwiazda dodaje mi kilku metrów. - oboje roześmiali się i wymienili jeszcze kilka słów na temat pogody, śniadania, czy paru innych mało znaczących kwestii. Hana naprawdę polubiła Eryka - był dobrym kontrastem dla pierwszego mężczyzny, którego spotkała po przybyciu do wsi. Jak zapowiedziała, tak też uczyniła i rozpoczęła spacer, który w pierwszej kolejności powiódł ją na plac główny, który o tej porze tętnił już życiem, pełniąc rolę sceny dla handlarzy, którzy wzajemnie prześcigali się w dobieraniu pochwalnych epitetów na temat swoich towarów, chcąc zachęcić przechodniów do kupna. Hana nie odmówiła sobie tej okazji i rozejrzała się... Nie była głodna. Nie potrzebowała też dodatkowego dozbrojenia, ani żadnych narzędzi. Co ją interesowało to... Materiały do szycia! Była przyzwyczajona, że w niektórych mieścinach rzemieślnicy mieli własne sposoby na wytwarzanie tkanin, czy opracowywali nieoczywiste wzory. Dziewczyna czerpała z tych regionalnych inspiracji jak tylko mogła, ale o tej porze na rynku nie natknęła się na nikogo poza handlarzem różności, Marvinem, który może i miał na sprzedaż kilka ładnych ciuszków, ale podyskutować to o nich nie potrafił za grosz! Zainteresował ją starszy mężczyzna, dobrze ubrany, który przemieszczał się pomiędzy mieszkańcami wypytując o coś nerwowo. Wydawał się trochę skołatany. Hana pomyślała, że jego obraz jest nawet trochę żałosny. Nie miała pojęcia o co mu chodziło i czego szukał, ale wyglądał jakby był okropnie zdesperowany. Jest tu, żeby pomagać, ale to zdecydowanie nie jej sprawa. Odprowadziła tylko wzrokiem mężczyznę, o którym nie zdawała sobie sprawy, że jest powiązanym z Aaliyą Kazimierzem, a który udawał się w stronę Zaczarowanego Sadu. Nie wzbudziło to jej podejrzeń. Pewnie chciał wypytać o tę naglącą sprawę też tamtejszą obsługę.

Hana spędziła na placu głównym godzinę, starając się nawiązać znajomości, a przynajmniej zaznajomić miejscowych ze swoim obliczem. Mimo pancerza, tarczy i niewielkiego młota zwisającego jej u pasa, napotykała raczej głównie uśmiechy. Sama nie zdawała sobie sprawy z tego jak przyjemną posiada aparycję i NA PEWNO nie zdawała sobie sprawy z ilości kłopotów w które dzięki niej nie wpadła na przestrzeni całego swojego życia. Podążała teraz w dół głównej drogi Harmstead, kiedy z kontemplacji nad porażającym urokiem jesiennego nieba wyrwało ją zawodzenie podobne do tego, które wybrzmiało zeszłej nocy, ale wówczas znacznie głośniej. Drzwi chaty z której dobiegł odgłos były otwarte i zastawione niewielkim, acz zdecydowanie solidnym i kanciastym kamieniem - wietrzyło się. Zapukała, ale kolejne sekundy nie przynosiły odpowiedzi innych niż jęki i dalsze zawodzenie. Postanowiła zaryzykować i wejść. Miała co prawda obawy, że może to zostać potraktowane jako wtargnięcie, ale co jeśli komuś się stało? Może ktoś spadł z drabiny i złamał sobie kręgosłup?
- Przepraszam? Jest tu kto? Usłysza... - zapowiedź przerwał jej obraz mężczyzny, w średnim wieku, leżącego na brzuchu wśród zleżanej pościeli, a na plecach którego pulsowały, najwidoczniej boleśnie duże, poczerniałe bąble. Coż musiało się stać? Cóż to za choroba? Pierwszy raz spotkała się z taką dolegliwością. Mężczyzna patrzył na nią zatrwożonym spojrzeniem, ale zdawał się nie reagować, jakby jej obecność była oczywista... albo jakby nie był jej świadom. Zbliżyła się żeby dokładniej rozejrzeć się po jego ciele. Dziewczęcy, zaniepokojony głos wyrwał ją ze skupienia.
- A Ty k-kim jesteś? I co tu robisz? - Hana obróciła głowę i ujrzała dziewczynę, pewnie jeszcze nastoletnią, o długich, brązowych włosach zaplecionych w skoczny warkocz. Była odrobinę krępa, ale w połączeniu z rumieńcem tylko nadawało jej to uroku. Jej twarz pokrywało jednak obecnie zmartwienie, może nawet strach. W dłoniach trzymała miskę z zielonkawą cieczą w której namaczała się obecnie pozwijana ściera.
- Wybacz, przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć... Mam na imię Hana, jestem przyjezdną. Usłyszałam... Usłyszałam bolesne zawodzenie i pomyślałam, że coś mogło się komuś stać. Chciałam tylko pomóc! Powiedz mi proszę - kto to jest? Co to za choroba?
Dziewczyna podeszła bliżej i minęła Hanę, po czym postawiła miskę na stoliku obok łóżka. Odcisnęła płyn ze szmatki, zwinęła ją i położyła na szyi mężczyzny. Po paru sekundach jęk ucichł. Biedak zdawał się zapaść w sen.
- Miej na uwadze, Hano, że ludzie w Harmstead nie są zbyt ufni wobec obcych, którzy bez pozwolenia zjawiają się w ich domostwach... ale są jeszcze mniej ufni, kiedy to tutejsi wkradają się na ich włości. - zaśmiała się krótko i dość smutno pod nosem - To mój wuj, Gerard. Opiekuję się nim, ale trawi go choroba, która w kilkanaście tygodni położyła trupem całą moją rodzinę... Nie ma lekarstwa. Mogę tylko przynosić mu ulgę okładami z ostrokrzewu i liczyć na to, że nie będzie tak strasznie cierpiał. Mam na imię Ettel.
- Ettel, okropnie mi przykro. Przyjmij moje najszczersze kondolencje... Musi być Ci strasznie ciężko. Zjawiłam się w Harmstead na prośbę mojej serdecznej przyjaciółki. Sariea miała tutaj korespondencyjnego przyjaciela, który przed kilkoma tygodniami przestał odpowiadać na wszelkie listy. Pragnęła bym ustaliła co się stało... Nie miała pojęcia, że miasto trawi plaga, kiedy mnie tu wysyłała.
Młoda dziewczyna zerknęła na nią wyrwana z melancholii na dźwięk imienia Sariea. Uśmiechnęła się nawet, jednak usta szybko wróciły do zamyślonego wyrazu.
- Sariea... Hano, jej przyjaciel, którego poszukujesz, to Wilhelm, mój starszy brat. Zmarł trzy tygodnie temu, pochowaliśmy go na cmentarzysku milę stąd. Będziesz musiała przekazać złe wieści... I nie, nie jest to plaga trawiąca miasto. Cierpią jedynie moi krewni... Cierpieli. Zostaliśmy już tylko ja i Gerard. Z jakiegoś powodu sama nie noszę tych objawów.
- Tak mi przykro... ale... tylko Twoi krewni? To wygląda jak jakaś niezwykła zaraza. Może trzeba porozmawiać ze starostą Harmstead? Może to zatruta woda? Albo coś przenoszonego przez zwierzynę? - Hana desperacko starała się znaleźć jakieś wyjaśnienie, jednak Ettel tkwiła swoim pustym wzrokiem w podłodze.
- Z początku starosta faktycznie próbował pomóc, ale im więcej członków mojej rodziny odchodziło i im mniej pozostawało mu pomysłów na pomoc, tym bardziej się odcinał. Sprowadził nawet jednego znakomitego zielarza z Demary, ale i jego starania były daremne. Koniec końców wszyscy stwierdzili, że to jakaś przypadłość rodzinna i pozostawili nas na pastwę losu... Mimo to i tak boją się zarażenia. Nikt nam nie pomaga, nie rozmawia. Dziwi mnie, że Ty jeszcze tu stoisz.
Hanie nawet przez chwilę nie przeszedł przez myśl lęk. Zajmowała się już chorymi - może nie aż TAK chorymi, ale mocno wierzyła, że w razie skrajnej potrzeby, magia życia, zwykle drzemiąca spokojnie gdzieś na tyłach jej świadomości, przepłynie przez nią nie pozwalając byle zarazie na zakończenie jej służby. Zamiast tego, coś co uderzyło ją podczas tej rozmowy to beznadziejna dojrzałość, wybrzmiewająca z każdego słowa Ettel. To tylko nastolatka, a w jej tonie, za sprawą traumatycznych przeżyć minionych miesięcy, wybrzmiewał żal, poczucie straty i mądrość na temat kruchości życia, którą wielu ludzi poznaje dopiero na starość, będąc na łożu śmierci. Jak straszny był fakt, że dziewczyna ta została obdarta z beztroskiej młodości i już nigdy nic nie sprawi, że będzie w stanie ją odzyskać. Czuła potrzebę poświęcenia wszystkiego żeby tylko wyprosić matkę naturę o to, żeby dała Ettel ukojenie, ale wiedziała, że to daremne starania.
- Nie odejdę. Jestem tu w pewnym celu... Może Wilhelmowi i reszcie Twojej rodziny już nie da się pomóc, ale Tobie i Gerardowi wciąż należy się przynajmniej wyjaśnienie tego, co właściwie się wydarzyło. Obiecuję Ci, ze postaram się pomóc... Powiedz mi tylko proszę, czy na przestrzeni tego czasu w którym to wszystko się wydarzyło, coś przykuło Twoją uwagę? Ktoś z rodziny przyniósł do domu coś nietypowego? Może poznał kogoś nowego? Wplątał się w jakieś nowe towarzystwo?
Ettel, mimo zrezygnowania zdawałoby się na stałe wyrytego na jej twarzy, weszła z Haną w dłuższą wymianę zdań. Nie mogła przypomnieć sobie niczego istotnego, ale było to zupełnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę tragedię, która się jej przytrafiła. Różowowłosa wojowniczka spędziła z nią kilka godzin, pomagając w domowych sprawach i opieką nad Gerardem - obiecała sobie, że wróci tu jeszcze, kiedy odzyska z pokoju Ali swoją sakiewkę. Miała tam coś, co może nie oczyści Gerarda z choroby, ale przyniesie mu długotrwałe znieczulenie... efektywniejsze niż napar z ostrokrzewu.

Nastało późne popołudnie, kiedy Hana zbierała się do wyjścia. Ettel żegnając ją wyrwała się nagle z czymś, co nagle wpadło jej do głowy.
- Hano, coś mi umknęło i teraz... Teraz sobie przypomniałam. Zanim zachorowała moja matka - była pierwsza - słyszałam w domu jakieś kroki... Wydawało mi się, tak myślałam, ale poszłam sprawdzić. Pusto, nikogo nie było, wszyscy spali... ale z okna słyszałam jak ktoś rozmawia na zewnątrz. Jakiś starzec dopytywał kogoś... Czy to na pewno dobry pomysł? Ta nieznajoma odpowiedziała mu, że na pewno zrobi się zamęt, ale... Ludzie się przestraszą i łatwiej będzie pożegnać starostę? Ostrzegała go jeszcze, że musi utrzymać nieskazitelną reputację... Nie wiem czy to na cokolwiek się przyda, ale pomyślałam, że powinnaś wiedzieć. Gerard śpi, więc zajmę się spisaniem listu do Sariei - przykro mi, że będzie musiała dowiedzieć się o śmierci Wilhelma... wiem, że bardzo za sobą przepadali.

Hana opuściła domostwo Srebrnych Serc, bo takie właśnie nazwisko nosiła rodzina Ettel. Była w szoku. była przybita. Była wściekła. Coś zaczynało układać jej się w głowie, ale jeszcze nie wiedziała dokąd może prowadzić... Jednego była pewna - ktoś snuje w Harmstead intrygę i potencjalnie mogło to zaskutkować uśmierceniem większości jednej z mieszkających tu rodzin i pozostawieniem straumatyzowanej dziewczyny samej sobie. Nie mogła jednak poddawać się tym emocjom, musiała działać. Narzuciła na twarz uśmiech i udała się do gospody.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości