Nizina Arkadyjska[Droga do Renidii] Burza rzeczywistości

Niewielka, żyzna nizina, ciągnąca się od Północnej Bramy, przez tereny Rododendronii, Renidii, Rapsodii, aż za rzekę Nefarii i łącząca się ze Wschodnimi Pustkowiami. Niektórzy badacze uważają, że "podkowia nizina" sięga, aż do podnóży Gór Fellarionu. Uznaje się bowiem, że tereny należące do poszczególnych państw należą do niziny, te zaś, które są nie zamieszkałe to Wschodnie Pustkowia.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Artimpasa
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 tygodnie temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kolekcjoner , Wędrowiec
Kontakt:

[Droga do Renidii] Burza rzeczywistości

Post autor: Artimpasa »

Niekiedy magom nie wychodzą zaklęcia. Czasem owo niewychodzenie magii przybiera postać wybuchającej w twarz kuli ognistej, wrzodów odbitego zaklęcia leczniczego czy innych form w jaki rzeczywistość postanawia dać adeptowi sztuk tajemnych w twarz.
Zdarza się jednak, że nieudane zaklęcie powoduje istną katastrofę która trafia postronnych. Tak było tego zimnego, pochmurnego poranka gdy zaklęcie bliżej niezidentyfikowanego maga wywiało odbicie wiele tysięcy staj od niego, na drodze od Renidii.
Artimpasa spodziewała się pewnych perturbacji magii, ale to co się wydarzyło, kompletnie przerosło jej oczekiwania, i to kilka razy. Na kilka dobrych chwil niebo przybrało fioletowy odcień, a ziemia – bursztynowy. Koń na którym podróżowała czarodziejka wystraszył się fundując jej niezwykle bolesny upadek który tylko dzięki przewinięciu się w locie nie skończy się połamanymi kończynami, a tylko złamaniem dumy.
Aya nie zdążyła się nawet na dobre wściec gdy barwy nabrały właściwego koloru, lecz poczuła otwierające się w okolicy portale oraz kompletne zaburzenie przestrzeni na którym nie miała się jak skupić gdyż uwagę zaprzątało jej unikanie śledzia (czy innego dorsza) który właśnie leciał jej na twarz w akompaniamencie innych ryb i deszczu prost z nieba. Widać odbicie zaklęcie musiało zahaczyć o morze lub jezioro.
Już całkiem poirytowana wstała szybko mimo bolącego tyłka nie chcąc leżeć dłużej na bocznej, ubitej drodze do Renidii która szybko stawała się błotnistym traktem. Ryby przestały padać z nieba, a tylko krajobraz mąciły kolorowe mgły, sprawiając wrażenie, że miejsce zostało „odcięte” od reszty świata. Nie było to do końca świata, tak naprawdę zostało wymieszane i splątane z kilkoma innymi, przynajmniej tymczasowo.
Gdy pierwsze fenomeny zaprzestały, zawołała konia który zdążył już odbiec na kilka metrów i rozejrzała się w poszukiwaniu innych nieszczęśników lub teleportowanych gości...
Awatar użytkownika
Qiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 1 miesiąc temu
Rasa: Morski Elf
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Qiu »

Qiu spędzała kolejny dzień na beztrosce. Zdążyła się już dobrze najeść upolowaną zwierzyną i przyszedł czas na zabawę. W akompaniamencie zaczepnych, ale przyjaznych powarkiwań wskakiwała na swoją towarzyszkę i próbowała zaciągnąć ją do wody. Smoczyca nie przepadała za takimi kąpielami i wolała obserwować z brzegu, ale morska elfka była uparta. Kilka razy nawet zanurzyła się sama, by potem móc ochlapać samicę ajagara. Niestety nic to nie dawało, szczególnie że nawet przy użyciu wszystkich swoich sił spiczastoucha nie była w stanie przesunąć znacznie przewyższającej ją w wielkości i masie Rar.

W końcu więc odpuściła, cała mokra od słonej wody i jak zwykle kompletnie rozczochrana wlazła jej na grzbiet i pozwolila słońcu wysuszyć jej nagie ciało w czasie gdy ona będzie mieć moment odpoczynku. Tymczasem jej towarzyszka właśnie wtedy uznała, że zrobi jej psikusa i na ten drobny moment wbiegła do morza, przebijając się przez niewielkie fale. Qiu prawie spadła z jej grzbietu, ale ucieszyła się, że w końcu jej starania przyniosły jakiś efekt. Po dłuższym chlapaniu postanowiła zanurkować. Na dnie znalazła naprawdę ładną muszelkę i dorodnego wodorosta. Jednakże, gdy sięgnęła ręką w stronę tych niebywale cennych skarbów, poczuła, jak coś zaczyna ją wciągać. Była zbyt blisko brzegu by mógł wystąpić tu aż tak silny prąd, na dodatek nawet jej świetne umiejętności pływania były bezużyteczne. Zarówno ją i Rar wciągnęło coś dziwnego.

Dziewczyna nawet nie zauważyła co i jak, gdy odkryła, że spada z dość sporej wysokości na ubitą ziemię. Już miała zacząć panikować, ale na szczęście również jej smoczyca była obok i zdołała użyczyć jej skrzydeł. Było zbyt blisko ziemi, by odlecieć, więc Rar zdążyła jedynie złapać Qiu i spowolnić proces uderzenia o ziemię. Już po chwili rozległo się donośne tąpnięcie, a ziemia lekko zadrżała. Na szczęście jaszczurowata w żaden sposób nie dorównywała prawdziwym pradawnym, więc obeszło się bez większych tragedii. Elfa spadła z jej grzbietu w momencie lądowania, ale poza kilkoma siniakami nic jej nie było. Od razu wstała i rozejrzała się dookoła. Z pewnością była na jakimś zielonym terenie, ale zupełnie go nie rozpoznawała. Drzewa, krzewy i cała roślinność była dziwne obca i nieco inna od tej w jej domu.

Mimo wszystko największy szok spowodowała stająca nieopodal kobieca postać. Nie przypominała żadnego zwierzęcia, które znała morska elfka. Na dodatek poruszała się na dwóch nogach tak jak ona. Qiu spojrzała na siebie i na nią kilkanaście razy nim podeszła.
Każdy krok stawiała ostrożnie, nie wiedząc czego oczekiwać po nieznajomej. Gdy była już wystarczająco blisko, nie wydając dźwięku, zaczęła ją okrążać, oglądając z każdej strony. Samica ajagara siedziała niedaleko, obserwując to z bezpiecznej odległości. Póki jej podopiecznej nic nie zagrażało, nie zamierzała się wtrącać.
Awatar użytkownika
Machia
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 6 miesiące temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Złodziej , Rzemieślnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Machia »

         Istnieją rzeczy, których naturalnym środowiskiem jest powietrzna przestrzeń. Wszak po to Pan, Matka Natura czy inne bóstwo stworzyło ptaki i wyposażyło je w skrzydła. Latające owady, choć irytujące, też względnie pełniły jakąś tam swoją rolę, nawet jeśli tą rolą było bzyczenie nad uchem w środku nocy i udawanie mikro-wampirów. Były też anioły. I fellarianie. I fellarianie udający anioły. Bez względu na ich pobudki i poczucie przynależności rasowej, mieli majestatyczne skrzydła, dzięki którym mogli wzbijać się w przestworza, by podziwiać świat z perspektywy niedostępnej przeciętnemu śmiertelnikowi. Tym właśnie zajmowała się Machia tego feralnego poranka.
         Czemu feralnego?
         Ano temu, że są też rzeczy, które w powietrzu zdecydowanie nie powinny się znaleźć. Do takich rzeczy należą chociażby ryby. Ze swoją śliską, pokrytą łuskami skórą i wyłupiastymi oczami, nie należały do podniebnych sfer. Ich miejsce było pod wodą, z dala od rozkoszującej się swoim lotem młodej naturianki. Dlatego spotkanie z nimi było co najmniej niespodziewane.
         Był to dzień jak co dzień: słońce wzeszło, jak każdego ranka, a miasto i jego okolice zaczynały budzić się do życia, w związku z czym Machia, która nie lubiła przyciągać zbytniej uwagi (przynajmniej nie wtedy, kiedy czuła się bardziej fellariańsko niż upadle), postanowiła zakończyć swoją całonocną eskapadę i wrócić do zrujnowanej świątyni na drzemkę. Mijała znajome wzgórza, obserwowała ruch drzew w dole, w pewnym momencie przymknęła na chwilę oczy, zaciągając się rześkim powietrzem.
         … i dostała w twarz czymś oślizgłym.
         Zatrzymała się w locie gwałtownie, psiocząc pod nosem i zdjęła z twarzy przedmiot, którym oberwała, a który okazał się kępką mokrych wodorostów.
         - Co do diabła… - mruknęła, obwąchując roślinę z podejrzliwą miną. Rozejrzała się po okolicy, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Odrzuciła więc glony i kontynuowała lot, pozwalając prowadzić się w powietrzu porywom wiatru, który nagle się zerwał.
         Początkowo miała wrażenie, że coś jej się przywidziało. Jakiś dziwny błysk w powietrzu. Zmrużyła oczy; zdawało jej się, że widzi jakiś kształt. Dziwny, obły kształt, który nie miał prawa być ptakiem. A potem zobaczyła kolejny. I jeszcze następny. Błyszczące przedmioty, które rosły w oczach, zmierzając prosto w jej stronę. Pierwszy śmignął obok tak szybko, że Machia nawet nie zobaczyła jego zarysu. Z następnym niemal zaliczyła kolejne twarzowe spotkanie. Pochodziła wprawdzie z ludu gór, lecz jeziora i rzeki także nie były jej obce, dlatego zdołała zidentyfikować tajemnicze przedmioty, przed którymi musiała teraz robić uniki.
         Ryby. Cholerne ryby.
         Nie był to pierwszy raz, kiedy ryba leciała w jej stronę. Zdarzało się, że kupcy, których napadała razem ze swoją grupą ulicznych rzezimieszków, rzucali w nich rozmaitymi przedmiotami, które akurat mieli pod ręką. Jeśli owi kupcy należeli do cechu rybackiego, to i czasem jakaś flądra mogła stać się potencjalną bronią i polecieć w stronę oprawcy. Ale, umówmy się.
         To że wszystko potencjalnie może latać, nie oznacza, że wszystko powinno latać.
         A już na pewno nie ładnych parę sążni nad ziemią, gdzie poza skonfundowaną fellarianką nie było żywej duszy.
         Przynajmniej tak jej się zdawało.
         Bo o ile deszcz ryb głównie ją zdezorientował, o tyle lecące prosto w nią smocze cielsko zdecydowanie wzbudziło w niej nagłą irytację. Szarpnęła gwałtownie skrzydłami, w ostatniej sekundzie mijając o włos osobnika na kursie kolizyjnym i zaklęła paskudnie. Głośno.
         Tego tylko brakowało. Żeby skrzydlaty człowiek nie mógł sobie w spokoju polatać. I to w swojej dzielnicy. Machia poczuła, że jej dzień stał się właśnie po tysiąckroć gorszy. Jak taka gadzina śmiała zakłócać jej lot! Co ona sobie wyobrażała?! Dziewczyna zniżyła lot, czując pulsującą w żyłach gotowość do konfrontacji. Teraz nie była fellarianką. Teraz przyszła pora na odegranie groźnej istoty wygnanej z niebios.
         Wylądowała twardo, tuż obok miejsca, w którym ta przebrzydła gadzina ze swoim jeźdźcem zetknęła się z ziemią. Zupełnie nie zauważyła trzeciej osoby, tak mocno skupiona była na palącej potrzebie wyrażenia swojego niezadowolenia.
         - Ej, ty! - zawołała, modulując głos tak, by brzmiał nisko i groźnie. Ręce oparła na biodrach. - Patrz jak latasz!
Awatar użytkownika
Artimpasa
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 tygodnie temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kolekcjoner , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Artimpasa »

Aya zrobiła się zła w momencie kiedy spojrzała na trzy istoty przybywające z nieba. Nie z powodu tych istot, ani sytuacji w jakiej znalazła się wraz z grubą nieznajomych, a przynajmniej nie w całości. Przynajmniej do momentu gdy ostatnia z deszczu ryb, jedna malutka rybka uderzyła ją w policzek z głośnym echem uderzenia jak z otwartej dłoni.
Wtedy zrobiła się zła, wypuściła powietrze przez nos z głośnym dźwiękiem i postanowieniem, że jeśli na swojej drodze maga translokującego skutki swych porażek dalej w świat, to dosadnie mu wytłumaczy czemu powinien bardziej przykładać się do czarów. Najlepiej gdyby jeszcze spotkała tego konkretnego maga którego niepowodzenie wywołało ten efekt – bo o naturalnym pochodzeniu nie mogło być mowy tym razem – ale postanowiła odpuścić sobie poszukiwania konkretnego maga.

Gdy rozmasowała obolały policzek, raz jeszcze zawołała konia który skupiał się na stawaniu dębem przed a to nieco bardziej podłużną rybą, a to rozciągniętym pasmem wodorostów, w skrócie wszystkim tym, co mogło przypominać węże. Postanowiła na moment jednak pozwolić zwierzęciu oddawać się swym prymitywnym lękom. Rumak był na tyle zdyscyplinowany, iż nie martwiła się o jego ucieczkę.
Skrzydlatą kobietę omiotła tylko dwoma spojrzeniami, zwykłym wzrokiem który nie zaskarbił jej uwagi oraz muskając przelotnie jej aurę. Jeszcze do końca nie wiedziała, a przynajmniej świadomie nie zdawała sobie sprawy, co w samej piekielnej lub jej aurze (a może współgraniu obu aspektów bytu) się nie podoba, ale stwierdziła, że w pierwszej kolejności jest coś bardziej interesującego od pierwszej lepszej pokusy.
Naga elfa i towarzyszący jej smokiem rododendroński, samica jak oceniła po anatomii. Nawet na ułamek uderzenia serca rozmarzyłaby się jakby to było dodać do swego repozytorium sług kolejnego smokowatego, ale szybko porzuciła tą myśl jako na moment niezbyt interesującą – nie lubiła odbierać innym tego na co zapracowali, a wyglądająca na dziką, elfa - której dzikość potwierdzała również aura w którą Artimpasa wczytała się nieco dokładniej – zdawała się być w silnym związku ze stworzeniem.
Zagaiła do niej powitaniem w mowie wspólnej oczekując jakiejkolwiek oznaki nici porozumienia. Gdy to zawiodło, płynnie przeszła na powitanie w głównych językach, a gdy to znowu nie dało jakiekolwiek skutku, tym razem po chwili myślenia, wypróbowała powitania z dalszych dialektów które kojarzyły się jej z etnią nieznajomej elfi oraz ich zbitków które czasem wykorzystywały plemiona których narzeczy nie znała – bez efektu.
Zrezygnowana, ale też jeszcze bardziej zaintrygowana postanowiła uspokoić nieco zbyt agresywnie nastawioną piekielną.
- To nie jej wina – zaczęła bardzo spokojnie – jakiemuś magowi, najpewniej urzędujący daleko stąd, nie wyszło zaklęcie, nastąpiło odbicie. Dziedzina przestrzeni, odbicie samo się translokowało lub chroniąc siebie był w stanie tym sposobem się ochronić. Czasem określa się takie zjawisko burzą rzeczywistości. Nie ma to nic wspólnego z poważnym naruszeniem tkani istoty rzeczy…
Znowu brzmiała jak nauczycielka. Chyba nigdy się nie oduczy – rzuciła do siebie w myślach kontynuując.
- ...ale potrafi teleportować wiele obiektów w jedno miejsce oraz spowodować czasowe przenikanie się obszarów. Zazwyczaj obszar tej katastrofy znajduje się w czymś w rodzaju bąbla barier przestrzennych, stąd ucieczka z burzy samą tylko podróżą jest dość kłopotliwa. Dzień, dwa, nie dłużej niż tydzień i wszystko powinno wrócić do normy. Najlepiej jest przeczekać i nie zapuszczać się za daleko od pierwotnego miejsca. Na przykład podczas powrotu do normalności niektórego fragmenty nieba mogą zacząć powoli wracać do jeziora. Ryby tu zostaną, ale coś latającego może się zaskoczyć.
Skończyła. Jej postawa była dość ciekawa, mimo czerwonego od uderzenia policzka wydawała się nie tylko zupełnie nie zaniepokojona sytuacją i obcymi ale też jak… ryba w wodzie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nizina Arkadyjska”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości