Trytonia ⇒ Zuchwały Napad
Zaczął żałować, że nie poprowadził rozmowy z nieznajomym nieco dłużej. Mógłby przynajmniej wiedzieć co się tutaj dzieje i o co właściwie chodzi. Tym bardziej zdziwił się kiedy usłyszał ostrzeżenie Miriamele. Znów kiedy chodzi o tego maga postanowił wszystko postawić na jedną kartę i zagrać otwarcie. Szybkim ruchem zrzucił kaptur, odsłaniając swoją głowę na ciężkie krople deszczu, z otwartymi ramionami, by jakoś zaznaczyć dobre intencje zaczął krzyczeć nie bacząc na strażników portowych.
- Skoro już się tak z nami bawisz, byłbyś skory do rozmowy? Wiele musimy sobie wyjaśnić!
- Skoro już się tak z nami bawisz, byłbyś skory do rozmowy? Wiele musimy sobie wyjaśnić!
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Gersen zachował się jak kompletny wariat, jej zdaniem, więc szybko rozejrzała się, kładąc rękę na głowni miecza.
- Przyciągniesz strażników, idioto!- syknęła. Zmierzyła go gniewnym wzrokiem.
- Mamy do niego kilka spraw, ale uważam swoje życie za zbyt cenne, żebym miała wpaść z powodu głupiego wspólnika i jakiegoś cholernego maga! Zamknij się. - skupiła się, ale nie usłyszała, by ktoś się zbliżał. Może nie ma więcej strażników...? - pomyślała błagalnie. Boże, żeby nie było... a tak w sumie... dlaczego wzywam Boga, skoro w niego nie wierzę? - zamyśliła się. Po chwili wróciła do rzeczywistości. Później się zastanowi. To nie było teraz ważne.
Słyszała kroki.
- Przyciągniesz strażników, idioto!- syknęła. Zmierzyła go gniewnym wzrokiem.
- Mamy do niego kilka spraw, ale uważam swoje życie za zbyt cenne, żebym miała wpaść z powodu głupiego wspólnika i jakiegoś cholernego maga! Zamknij się. - skupiła się, ale nie usłyszała, by ktoś się zbliżał. Może nie ma więcej strażników...? - pomyślała błagalnie. Boże, żeby nie było... a tak w sumie... dlaczego wzywam Boga, skoro w niego nie wierzę? - zamyśliła się. Po chwili wróciła do rzeczywistości. Później się zastanowi. To nie było teraz ważne.
Słyszała kroki.
Gersen roześmiał się tylko. Chyba pomimo swojego wieku nie była zbyt obyta w ludzkich zachowaniach. Zwrócił się ku niej łagodnym tonem.
- Moja droga, ludzie są leniwi. Nawet jeśli coś usłyszeli, wolą myśleć, że strażnicy się upili. Nawet jeśli nie... prawdopodobnie uznają to za szanty wykonywane przez portowych pijaczków. To cud, że ta rasa w ogóle zakłada miasta! Zbliżył się i położył rękę na jej ramieniu, chciał ją uspokoić. Nawet jeżeli nie udałoby im się odbić tego statku do umówionej wcześniej ścieżki ewakuacyjnej mieli dwa kroki.
- Czekajmy na ruch tego maga. Widać nie jest taki zły, jaki się wydawał. Musze mieć ten statek!
- Moja droga, ludzie są leniwi. Nawet jeśli coś usłyszeli, wolą myśleć, że strażnicy się upili. Nawet jeśli nie... prawdopodobnie uznają to za szanty wykonywane przez portowych pijaczków. To cud, że ta rasa w ogóle zakłada miasta! Zbliżył się i położył rękę na jej ramieniu, chciał ją uspokoić. Nawet jeżeli nie udałoby im się odbić tego statku do umówionej wcześniej ścieżki ewakuacyjnej mieli dwa kroki.
- Czekajmy na ruch tego maga. Widać nie jest taki zły, jaki się wydawał. Musze mieć ten statek!
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Tak, to cud - pomyślała z sarkazmem. Że tak nierozgarnięta rasa jest w stanie cokolwiek zbudować.
- Ja tam mu nie ufam - wymamrotała.
- Poza tym... to MY musimy mieć ten statek, nieprawdaż mój drogi? W przeciwnym razie... dlaczego w ogóle miałabym Ci pomagać? - spytała z zadziornym, acz nieco wyniosłym uśmiechem.
- Ja tam mu nie ufam - wymamrotała.
- Poza tym... to MY musimy mieć ten statek, nieprawdaż mój drogi? W przeciwnym razie... dlaczego w ogóle miałabym Ci pomagać? - spytała z zadziornym, acz nieco wyniosłym uśmiechem.
Uśmiech nie schodził teraz z jego twarzy. Znów obudził się ten sam entuzjazm, który widział u Miriamele kilka godzin wcześniej, w kaplicy. To dobry zwiastun. Jeszcze nie straciła chęci do pracy. Kolejne krople spadające na twarz Gersena uświadomiły mu, że lepiej byłoby już znikać. Będzie ciężko, ale w czasie sztormu nie będą ich tak zażarcie gonić.
- Oczywiście, moja droga!- Podrapał się po głowie i rozejrzał powoli po pokładzie.- Myślę, że nawet jeżeli teraz wypłyniemy, to zabierzemy naszego dodatkowego towarzysza ze sobą. Rozumiem, że to Ci nie przeszkadza?
- Oczywiście, moja droga!- Podrapał się po głowie i rozejrzał powoli po pokładzie.- Myślę, że nawet jeżeli teraz wypłyniemy, to zabierzemy naszego dodatkowego towarzysza ze sobą. Rozumiem, że to Ci nie przeszkadza?
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Westchnęła. Nawet gdyby, to nie wziąłbyś tego pod uwagę - pomyślała, ale powiedziała co innego.
- Nawet gdyby, to nie mamy wyboru - powiedziała smętnie. - Nawet, gdybyśmy go znaleźli, zapewne nie dalibyśmy rady namówić go do zostawienia nas w spokoju. Tak... trzeba wypłynąć. A więc, co z tymi kotwicami? - spytała, przenosząc wzrok na kołowroty. Teraz to był ich najwiekszy problem.
- Nawet gdyby, to nie mamy wyboru - powiedziała smętnie. - Nawet, gdybyśmy go znaleźli, zapewne nie dalibyśmy rady namówić go do zostawienia nas w spokoju. Tak... trzeba wypłynąć. A więc, co z tymi kotwicami? - spytała, przenosząc wzrok na kołowroty. Teraz to był ich najwiekszy problem.
Przyjrzał się kołowrotom, które bezustannie zwijały łańcuch uwalniając statek z okowów i pozwalając mu wypłynąć. Pomyślał, że wystarczy wyznaczyć kurs i opuścić żagle na maszt. Resztę powinien zrobić za nich wiatr. Jego wzrok zaczął krążyć przy dwóch masztach tego statku. Zdarzało mu się już wypływać statkiem z portu, ale zwykle miał do tego tuzin ludzi; załogi, która zadbała o każdy szczegół. A teraz musiał sam zająć się linami i ustawieniem żagli. Poczuł zimno i podskoczył kilka razy, aby się rozgrzać.
- Cieszę się. Ustaw kurs, popłyniemy na wschód najbliżej wybrzeża, jak to będzie możliwe! A ja... spróbuję wykonać kilka cudów.
- Cieszę się. Ustaw kurs, popłyniemy na wschód najbliżej wybrzeża, jak to będzie możliwe! A ja... spróbuję wykonać kilka cudów.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Żebym ja tylko wiedziała, co on do mnie powiedział - westchnęła i skierowała się w stronę, gdzie według jej wyobrażenia powinien być ster. Po chwili doszła do wielkiego koła.
- Dobra, to co ja miałam teraz zrobić? - spytała samą siebie, bawiąc się sterem. - A, ustawić go jakoś... tak. - zatrzymała koło w pozycji, która wydała jej się najbardziej zbliżona do tego, co kazał jej zrobić Gersen. Jej intuicja nie zawiodła, gdyż rzeczywiście ustawiła dobry kurs. Spojrzała na wspólnika ciekawa, co też jej towarzysz zamierza zrobić.
- Dobra, to co ja miałam teraz zrobić? - spytała samą siebie, bawiąc się sterem. - A, ustawić go jakoś... tak. - zatrzymała koło w pozycji, która wydała jej się najbardziej zbliżona do tego, co kazał jej zrobić Gersen. Jej intuicja nie zawiodła, gdyż rzeczywiście ustawiła dobry kurs. Spojrzała na wspólnika ciekawa, co też jej towarzysz zamierza zrobić.
Z kolei Gersen biegał jak oszalały. Przywiązywał sznury do balustrad, kołków lub innych stabilnych rzeczy. Bardzo mu się spieszyło, dlatego pierwotne ułożenie masztu będzie jedynie zbliżone temu, jakie powinno w rzeczywistości być. Zdecydował, że już w czasie rejsu będzie dopieszczał jego ułożenie, tymczasem jednak wiatr zerwałby żagle zanim ten zdążyłby wszystko dokładnie przygotować. I tak wspinał się po maszcie, by coś zaczepić, zeskakiwał i biegł z sznurem do najbliższej belki, by go przywiązać. Deszcz zaczął padać coraz to bardziej, a wiatr dalej się wzmagał. Krople odbijały mu się od twarzy nieco go rozpraszając, ale nie dawał za wygraną. Już zdążył przywiązać się do tej łajby.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Patrzyła na wysiłki Gersena leniwie opierając się o ster.
- Ty się pomęcz, a ja tutaj poczekam - mruknęła. - Jak będzie gotowe, to powiedz - dodała po chwili. Nie wiedziała, dlaczego to mówi, bo Gersen nie miał szans tego usłyszeć. Może na poprawę humoru? Zauważyła, ze uśmiecha się. Deszcz jakby zmył wszelkie troski. Na jej twarzy nie widać było już znużenia i smutku, zmarszczki zamyślenia nie mąciły gładkiej skóry. Jej uśmiech był szczery. Oczy nagle przybrały intensywnie jasnobłękitną barwę. Zrzuciła z ramion płaszcz, co mogło wydawać się dziwne, gdyż teraz było jej na pewno dużo zimniej i deszcz szybko przemoczył jej ubranie. Ale ona czuła się wspaniale. Wstąpiło w nią to samo młodzieńcze podniecenie, to uczucie wolności bez granic, które czuła na początku tej przygody. Miała ochotę się roześmiać i niechybnie zrobiłaby to, ale wolała zachować ostrożność. Melodyjny śmiech elfki w takim miejscu mógłby przyciągnąć uwagę kogoś niepożądanego. Czyli tak naprawdę wszystkich w Trytonii.
- Ty się pomęcz, a ja tutaj poczekam - mruknęła. - Jak będzie gotowe, to powiedz - dodała po chwili. Nie wiedziała, dlaczego to mówi, bo Gersen nie miał szans tego usłyszeć. Może na poprawę humoru? Zauważyła, ze uśmiecha się. Deszcz jakby zmył wszelkie troski. Na jej twarzy nie widać było już znużenia i smutku, zmarszczki zamyślenia nie mąciły gładkiej skóry. Jej uśmiech był szczery. Oczy nagle przybrały intensywnie jasnobłękitną barwę. Zrzuciła z ramion płaszcz, co mogło wydawać się dziwne, gdyż teraz było jej na pewno dużo zimniej i deszcz szybko przemoczył jej ubranie. Ale ona czuła się wspaniale. Wstąpiło w nią to samo młodzieńcze podniecenie, to uczucie wolności bez granic, które czuła na początku tej przygody. Miała ochotę się roześmiać i niechybnie zrobiłaby to, ale wolała zachować ostrożność. Melodyjny śmiech elfki w takim miejscu mógłby przyciągnąć uwagę kogoś niepożądanego. Czyli tak naprawdę wszystkich w Trytonii.
Podmuchy wiatru stały się jeszcze bardziej swobodne. Kręciły i szarżowały po nabrzeżu, jak gdyby płacono im za to. Gersen był gdzieś w głębi statku, skąd Miriam stojąca przy sterze nie mogła go zobaczyć. Mogła natomiast zobaczyć efekty jego pracy. Już ustawiony maszt zaczął się delikatnie wyginać, a żagle wydęły się zbierając całą siłę wiatru. Statek zaczął się bujać i powoli ruszać z miejsca. Zadanie Gersena stało się jeszcze bardziej wymagające. Starał się krzyczeć do towarzyszki, by baczyła na falochrony, skały i inne statki podczas wypływania na pełne morze, ale ta nie mogła go usłyszeć...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Ściągnęła brwi. Ależ tym statkiem miota i miota - pomyślała. Trzeba coś z tym zrobić Skupiła się. Zaczęła mruczeć coś pod nosem, jednocześnie wykonując rękami serie dziwacznych gestów.
- Zatario sanadu... vivieri nenem do... - mamrotała pod nosem przypominając sobie dalsze słowa formuły. - ... ijakro antramo... vife azara! - wiatr zmienił kierunek i zaczął wiać prosto w żagle. Statek wyleciał jak z procy, olinowania zatrzeszczały. Miriamele gwałtownie kręciła sterem, aż nagle wypłynęli z portu. Elfka opadła zmęczona na pokład statku, ale mimo jej okropnej kondycji fizycznej z jej twarzy nie zniknął uśmiech.
- Ach, jakże dawno tego nie robiłam - powiedziała wesoło. - Jakie miłe wspomnienia - dodała. Znowu mówię do siebie! - uświadomiła sobie, ale nie przejęła się tym. Roześmiała się. Rozejrzała się wokoło. Ciekawe, gdzie jest Gersen? Podniosła się chwiejnie. Hm, dawno nie byłam tak zmęczona. Muszę popracować nad kondycją. Próbowała zrobić krok i zachwiała się. Cóż, muszę poczekać, aż sam przyjdzie pomyślała, siadając z powrotem przy sterze. Oby przyszedł szybko, zbaczamy z kierunku - uświadomiła sobie. Zimny podmuch rozwiał jej włosy. Ależ ten wiatr jest silny. Będę musiała coś z tym zrobić. Ale później - postanowiła.
Siedziała dłuższą chwilę. No gdzie on jest?!Ktoś musi poprowadzić statek. Po chwili dodała w myślach: Zachowuję się zupełnie jak egoistyczny elf. Roześmiała się ponownie. Dlaczego ja mam taki dobry humor?- zastanowiła się, ale nic nie wymyśliła. Zwróciła uwagę, że jest przemoknięta do suchej nitki, a deszcz zalewa jej oczy. Dziwne, nawet tego nie zauważyła w tym nagłym wybuchu radości. Nagle coś sobie uświadomiła. Hm, ciekawe, jak Gersen zareaguje, gdy zobaczy, że moje oczy są innego koloru. Wcześniej były przecież ciemnoniebieskie. Cóż, poczekam to zobaczę - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ach, jak ja uwielbiam przygody!
- Zatario sanadu... vivieri nenem do... - mamrotała pod nosem przypominając sobie dalsze słowa formuły. - ... ijakro antramo... vife azara! - wiatr zmienił kierunek i zaczął wiać prosto w żagle. Statek wyleciał jak z procy, olinowania zatrzeszczały. Miriamele gwałtownie kręciła sterem, aż nagle wypłynęli z portu. Elfka opadła zmęczona na pokład statku, ale mimo jej okropnej kondycji fizycznej z jej twarzy nie zniknął uśmiech.
- Ach, jakże dawno tego nie robiłam - powiedziała wesoło. - Jakie miłe wspomnienia - dodała. Znowu mówię do siebie! - uświadomiła sobie, ale nie przejęła się tym. Roześmiała się. Rozejrzała się wokoło. Ciekawe, gdzie jest Gersen? Podniosła się chwiejnie. Hm, dawno nie byłam tak zmęczona. Muszę popracować nad kondycją. Próbowała zrobić krok i zachwiała się. Cóż, muszę poczekać, aż sam przyjdzie pomyślała, siadając z powrotem przy sterze. Oby przyszedł szybko, zbaczamy z kierunku - uświadomiła sobie. Zimny podmuch rozwiał jej włosy. Ależ ten wiatr jest silny. Będę musiała coś z tym zrobić. Ale później - postanowiła.
Siedziała dłuższą chwilę. No gdzie on jest?!Ktoś musi poprowadzić statek. Po chwili dodała w myślach: Zachowuję się zupełnie jak egoistyczny elf. Roześmiała się ponownie. Dlaczego ja mam taki dobry humor?- zastanowiła się, ale nic nie wymyśliła. Zwróciła uwagę, że jest przemoknięta do suchej nitki, a deszcz zalewa jej oczy. Dziwne, nawet tego nie zauważyła w tym nagłym wybuchu radości. Nagle coś sobie uświadomiła. Hm, ciekawe, jak Gersen zareaguje, gdy zobaczy, że moje oczy są innego koloru. Wcześniej były przecież ciemnoniebieskie. Cóż, poczekam to zobaczę - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ach, jak ja uwielbiam przygody!
Wpłynięcie na otwarte może podsyciło tylko zażartość morza. Fale były teraz jeszcze większe, gdyż nie zdążyły rozbijać się o skały, a nierówności terenu nie powstrzymywały wiatru. Gersen właśnie sprawdzał wytrwałość obu masztów. Chciał mieć pewność, czy aby węzły, które założył nie są zbyt słabe, a żagle porozdzierane. Walka z pogarszającymi się warunkami zmęczyła Gersena, ale zdążył zauważyć, że elfka perfekcyjnie wywiązała się z powierzonego jej zadania. Po raz kolejny. Uśmiechnął się- mógłbym częściej z nią pracować. Profesjonalizm w pięknej oprawie- komplement przemknął mu przez myśl. Spojrzał jeszcze raz na swe dzieło; robota prowizoryczna, ale bardzo bezpieczna. Resztą zajmie się kiedy sztorm ustanie. Ruszył po śliskim od morskiej wody pokładzie. Walcząc z wiatrem i wodą próbował dotrzeć na podest, gdzie spodziewał się znaleźć Miriamele. Ku pomocy wystąpiły i belki i słupy, których mógł się chwycić i podeprzeć. W przeciwieństwie do towarzyszki, jego nastrój znacznie się pogorszył. Wypłynęli w dwójkę na ogromnym okręcie, w nocy, w czasie sztormu... to cud, że w ogóle jeszcze żyją. Chwila- pomyślał- przecież jest nas troje!
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Gdy Gersen pojawił się w polu widzenia, odetchnęła z ulgą.
- Możesz zająć się sterem? - spytała cicho. - Manipulacja wiatrem mocno nadwątliła moje siły - dodała. Spojrzała na żagle. Były napięte do granic możliwości, gdyż gwałtowny wiatr dął prosto w nie. Więc dosłownie... płyniemy pod pełnymi żaglami - pomyślała. Statkiem coraz bardziej kołysało. Zrobiło jej się niedobrze. Bogowie, chyba nie mam choroby morskiej? - przestraszyła się. Odgarnęła mokre włosy z twarzy i odetchnęła głęboko. Spojrzała na ciemne chmury nad jej głową. Jest coraz gorzej - pomyślała. Spróbowała się podnieść, ale zatoczyła się na bok. Chwyciła mocno krawędź burty, żeby nie wypaść do morza. Spokojnie, zachowaj spokój. Tylko on może Cię uratować - pomyślała. Dlaczego jestem taka słaba? Nie jestem w stanie pomóc. Tylko przeszkadzam. Zacisnęła zęby i odwróciła się. Chwiejnie podeszła do towarzysza.
- Poszukam tego maga. Musi być gdzieś na pokładzie - mruknęła i odeszła. Nogi uginały się pod nią, ale jakoś szła. Zagłębiła się w cieniu, znikając z oczu towarzysza.
- Możesz zająć się sterem? - spytała cicho. - Manipulacja wiatrem mocno nadwątliła moje siły - dodała. Spojrzała na żagle. Były napięte do granic możliwości, gdyż gwałtowny wiatr dął prosto w nie. Więc dosłownie... płyniemy pod pełnymi żaglami - pomyślała. Statkiem coraz bardziej kołysało. Zrobiło jej się niedobrze. Bogowie, chyba nie mam choroby morskiej? - przestraszyła się. Odgarnęła mokre włosy z twarzy i odetchnęła głęboko. Spojrzała na ciemne chmury nad jej głową. Jest coraz gorzej - pomyślała. Spróbowała się podnieść, ale zatoczyła się na bok. Chwyciła mocno krawędź burty, żeby nie wypaść do morza. Spokojnie, zachowaj spokój. Tylko on może Cię uratować - pomyślała. Dlaczego jestem taka słaba? Nie jestem w stanie pomóc. Tylko przeszkadzam. Zacisnęła zęby i odwróciła się. Chwiejnie podeszła do towarzysza.
- Poszukam tego maga. Musi być gdzieś na pokładzie - mruknęła i odeszła. Nogi uginały się pod nią, ale jakoś szła. Zagłębiła się w cieniu, znikając z oczu towarzysza.
Rozpoczęła się walka. Miał przeciw sobie cały okręt, pogodę a nawet załogę. Problem polega właśnie na tym, że żadnej nie posiadał. Zmuszony był do blokowania koła i doglądania szczegółów technicznych na statku. Było to wręcz niemożliwe, tym bardziej w takiej pogodzie. Sam nie miał pojęcia jak w ogóle udaje mu się płynąć. Oczekiwał tylko poprawy pogody, ale nie zanosiło się na to, żeby do rana miało zmienić się cokolwiek. W pozostałych kwestiach był skazany na powodzenie Miriamele. Zaczął przeklinać swą bezradność...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Zakręciło jej się w głowie. Może nie powinnam jednak wstawać? przemknęło jej przez myśl. Ale nie mogę wiecznie siedzieć i czekać, jak ktoś za mnie wykona całą pracę! Szła chwiejnie po kołyszącym się pokładzie. Rozglądała się dookoła, ale nigdzie nikogo nie zauważyła. Może dlatego, że widziała wszystko jakby przez mgłę? Zrobiła kilka korków do przodu, gdy statkiem rzuciło na bok. Z cichym krzykiem uderzyła o główny maszt i straciła przytomność.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości