Stanęła samodzielnie na nogach, rozglądając się po swoich czterech ścianach. Miała wrażenie, że nie była tu od lat, a jednocześnie jakby wczoraj wyjechała. Przełknęła z trudem ślinę, odwracając się w stronę Luciena i odgarniając włosy za ucho. Teraz niezręczne pożegnanie. Na jak długo?
Nie odpowiedziała na przeprosiny. Nie wiedziała, co może powiedzieć. „Nie masz za co” jakoś nie wchodziło w grę. Pochyliła lekko głowę, gdy odgarniał pukiel włosów za drugie ucho, odsłaniając jej twarz. Podniosła wzrok tylko na chwilę, gdy całował ją w dłoń, jak zawsze, ale później znowu wbiła spojrzenie w deski. Praktyczne informacje przyjmowała krótkimi, zgodnymi skinieniami, wciąż się nie odzywając. Nie mogła na niego spojrzeć. Bała się, że jeśli to zrobi, to znowu się głupio rozpłacze, chociaż teraz już sama nie wiedziała czemu. Miała wrażenie, że przerwała się w niej jakaś tama i wystarczy najgłupszy bodziec, a łzy znów popłyną po twarzy. Chłonęła więc łagodny głos, skinieniem przyjmując wszystko do wiadomości. Właściwie dopiero teraz dowiedziała się, jak dokładnie powinno wyglądać takie wezwanie. Nie wiedziała, czy to dobrze.
W końcu nie wytrzymała. Podniosła głowę, ale już go nie było. Delikatne łuki brwi załamały się, gdy rozpaczliwie przebijała wzrokiem pustkę. Teraz żałowała, że się nie odezwała, ani na niego nie spojrzała. Została jej tylko obrączka, którą teraz okręcała na palcu.
Dopiero po chwili dotarło do niej ciche skomlenie i drapanie pod drzwiami. Sierżant usiłował chyba przedrzeć się przez szparę, a był tak zawzięty, że jeszcze mogłoby mu się udać, chociaż prędzej po prostu przełamałby drzwi w pół. Nim jednak zdążyła zrobić krok w tę stronę, pojawił się Palugh i nagle wszystko zaczęło się dziać na raz. Pijany domownik Luciena kręcący się po jej pokoju z rzeczami, Sierżant zaczął dziko ujadać w korytarzu, a ona już sama nie wiedziała, co ma robić. Po chwili koci demon zniknął, a w tym samym momencie drzwi rozwarły się na oścież.
W progu stał Dorian w samych płóciennych spodniach do spania. W prawej ręce miał napiętą kuszę, w lewej trzymał za obrożę stojącego już wściekle na tylnych łapach brytana.
- Rakel!?
- Cześć, Dorian – powiedziała cicho, próbując się uśmiechnąć.
Brunet opuścił szybko kuszę i puścił też psa, a ten momentalnie runął na dziewczynę, tym razem naprawdę zwalając ją z nóg.
- Na Prasmoka, Sierżant! – syknął Dorian, a pies o dziwo cofnął się momentalnie i przysiadł na zadzie, spoglądając na niego wyczekująco, ale przebierając przednimi łapami. Skomlał cicho, patrząc to na pana, to na dziewczynę, aż ta w końcu podeszła do niego w kuckach i objęła psa za szyję.
- Słucha cię – powiedziała zaskoczona, spoglądając na brata, podczas gdy ich znajda próbowała wsadzić jej język w oko.
- Co ty tu robisz do jasnej cholery?
- Co się dzieje na los, w środku nocy… - rozległ się trzeci głos w głębi korytarza.
Rakel uśmiechnęła się nieco czulej, widząc rozczochranego Randa, który człapał w ich stronę. Tak jak Dorian budził się momentalnie w pozycji bojowej, to nad głową młodszego mogłaby wystrzelić armata, a ten tylko mruknąłby marudnie, obracając się na drugi bok.
- Cześć, Rand.
- Cześć, Rakel – mruknął spokojnie, ziewając i czochrając, i tak już zmierzwioną do granic możliwości, czuprynę. Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem, obserwując jak fakty docierają powoli do jej brata, który nagle zaskoczył, zatrzymując się w miejscu.
- Rakel! Co ty tu robisz?!
- Właśnie próbuję się tego dowiedzieć. Sierżant, na miejsce – warknął Dorian, a Rakel skuliła się razem z psem. Ten jednak ruszył posłusznie poza jej pokój, a dziewczyna wstała, splatając nerwowo dłonie przed sobą. Dorian wbijał w nią surowy wzrok, a jej nagle przypomniały się okoliczności, w których opuszczała miasto.
- Morganowi nic nie jest? – zapytała cicho, ale gdy brat się odezwał, to nie do niej, chociaż nie spuszczał jej z oczu, jakby miała znowu zniknąć.
- Rand, idź zrobić herbatę – mruknął, a gdy nie usłyszał odpowiedzi spojrzał rozdrażniony w bok. Młodszy brunet zasnął na stojąco z głową wspartą o framugę drzwi. – Rand!
- Nie śpię, pułkowniku… – chrapnął wołany, podnosząc głowę i z trudem podnosząc powieki. Dorian prychnął cicho.
- Idź zrobić herbatę.
- Ta… – Rand poczłapał w stronę kuchni, a Dorian wciąż się nie ruszał.
- Może odstawisz tę kuszę, jeśli nie chcesz jej użyć? – zasugerowała Rakel, nieco pewniejszym siebie głosem. Jej brat jeszcze chwilę stał w progu, a później mruknął coś, ale odstawił broń na ziemię, opierając ją o framugę. Podszedł do siostry i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- Napędziłaś nam stracha, młoda.
- Przepraszam – wymamrotała gdzieś w jego ramię, więc puścił ją, odsuwając się o krok. Zmarszczył brwi, rozglądając się po pokoju, a Rakel jakby wyczuła jego intencje. Uniosła dłoń, w której pojawił się słaby ognik i chwiejnym lotem powędrował w stronę świecy, przysiadając z ulgą na knocie. Pokój zatańczył w migotliwych cieniach, nim płomień się ustabilizował, rzucając ciepły blask na cztery ściany.
- Masz już to pod kontrolą – bardziej stwierdził niż zapytał Dorian, ale Rakel pokręciła głową.
- Jestem zmęczona. Cud, że trafiłam.
- Siadaj. Siadaj i opowiadaj – powiedział z westchnieniem, a dziewczyna uśmiechnęła się boleśnie. Ojciec tak do nich mówił. Znów zaczęła płakać.
W środku nocy jej okno było jedynym na ulicy, w którym paliło się światło. Świeca wypaliła się do połowy, podczas gdy Rakel opowiadała braciom wszystko, co jej się przytrafiło.
Siedziała z podkurczonymi nogami na łóżku, na kolanach opierając kubek z herbatą, która stygła nietknięta, w miarę rozwijania się opowieści. Sierżant dostał już pozwolenie na powrót do pokoju i zajął miejsce na jej łóżku, wpychając łeb pod jej łokcie. Rand, gdy już się dobudził, zabrał krzesło spod jej biurka i w nawyku obrócił je przodem do siebie, przysiadając na nim okrakiem i splatając ramiona na oparciu. Dorian zniknął tylko na chwilę, by wciągnąć koszulę, a później stał nieruchomo pod ścianą, ze splecionymi na piersi ramionami. Nie przerwał jej ani razu, w przeciwieństwie do Randa, który coraz bardziej dobudzony, coraz bardziej się denerwował, przerywając siostrze w bardziej drażliwych momentach i zrywając się z krzesła krążył po pokoju wygrażając Lucienowi. Zawsze jednak Dorian go uciszał, Rand siadał z powrotem, chociaż najeżony, i Rakel opowiadała dalej.
Od samego początku, od wyjazdu z Valladonu, przez podróż, zjawę, spotkanie Remy’ego, wizytę w Otchłani, burzliwy wyjazd, dalszą drogę do Fargoth, targi, rajd, walkę z Gadrielem, rozmowę z Lucienem… Nie omijała nic poza swoimi własnymi odczuciami, przedstawiając wszystko niemal tak, jakby przytrafiło się to innej osobie. Mimo to emocji nie brakowało. Dorian jak zawsze milczał, raz na jakiś czas tylko uspokajając Randa, ale gdy Rakel doszła w swojej opowieści do treningu z Gadrielem, widziała, że jest zły. Starała się wyjaśnić to w taki sposób, żeby ich nie denerwować, ale nie szło jej najlepiej, co okazało się, gdy Rand znowu zerwał się z krzesła.
- Pierdolone demony! Co ci, Rakel, odbiło!?
- Rand…
- Co „Rand”?! – warknął na Doriana, ignorując jego ostrzegawcze spojrzenie. - Nie obchodzi cię, że siostra się po Łusce wałęsa z nemoriańskimi mordercami?! Trening na miecze z demonem, no kurwa!
Rakel podskoczyła, zrywając się z łóżka, gdy brat walnął pięścią w drzwi jej pokoju, robiąc w nich dziurę.
- Szlag. Wybacz… - mruknął, gdy dziewczyna podbiegła oglądać jego dłoń. Spokorniał tylko na moment, bo za chwilę rozległo się walenie w drzwi, Sierżant zaczął ujadać i Rand wyszarpnął rękę, zbiegając wściekle ze schodów. – Kogo kurwa niesie po nocy!?
- Meve – powiedziała cicho Rakel, a Dorian spojrzał na nią uważnie. – Lucien nauczył mnie ją wyczuwać – dodała, ale wciąż nie doczekała się komentarza. Za chwilę jej słowa się potwierdziły, gdy u szczytu schodów pojawił się najpierw owijający bandażem dłoń Rand, a później wspierająca się na lasce Wiedząca.
- Meve – przywitała się Rakel, na którą od razu padło przenikliwe spojrzenie staruszki. Nagle poczuła jak obrączka rozgrzewa się gwałtownie, a postać kobiety zadrżała jej w oczach. Zamrugała szybko, spoglądając na krzywiącą się wieszczkę, i pocierając dłoń o spodnie, co na szczęście umknęło jej uwadze. Nie była zbyt zadowolona.
- I co babciu, coś jeszcze powinna nam powiedzieć? Jeszcze jakieś demony się kryją w tej kręconej czuprynce? – prychnął Rand, milknąc zaraz, żeby zębami pomóc sobie przy bandażu.
- Nie wiem – zacmokała Meve z jakąś urazą w głosie. – Ukrył mi ją… - zamruczała, przyglądając się uważnie dziewczynie. Dopiero wtedy jej wzrok padł na obrączkę i wieszczka uśmiechnęła się krzywo. Rakel schowała ręce do kieszeni.
- Czego chcesz? – wychrypiał Dorian z rogu pokoju, szybko przyciągając do siebie przesłonione bielmem spojrzenie.
- Uroczy, jak zawsze. Przyniosłam wam zioła, bo dziewczyna inaczej nie zaśnie. Usypiające, nie uspokajające, więc niech wypije dopiero, jak skończycie, bo padnie zanim powie „dobranoc” – instruowała Meve, podając skórzany woreczek Randowi. – Żegnam ozięble – zamruczała, już odwrócona tyłem, ale świadoma drwiącego salutu, którym żegnał ją Dorian.
Rakel wróciła na łóżko, na nowo zamieniając się w owinięty kocem kokon. Rand poszedł do kuchni parzyć zioła, a Dorian ruszył się w końcu i przysiadł koło siostry na łóżku.
- Dorian?
- Hm?
- Powiedz mi… dobrze zrobiłam? – zapytała cicho, spoglądając na starszego brata, jak zawsze szukając w nim mądrości. Nie wiedziała, co prawda, jaką miał o demonie opinię przed jej wyjazdem, ale teraz na pewno się nie poprawiła. Mężczyzna jednak milczał długo, zapatrzony w ścianę. W końcu uniósł brwi i wyprostował się, wzdychając ciężko. To zawsze oznaczało koniec rozmowy i dziewczynie opadły nieco ramiona, ale po chwili zaskoczona poczuła całusa na czole.
- Jesteś bardzo mądrą dziewczyną, siostrzyczko – powiedział powoli brunet, spoglądając w tak samo barwne oczy, jak jego własne. I takie jak Randa i ich matki. – Nie będę decydował za ciebie, bo jesteś dorosła, ale cokolwiek postanowisz, będę cię wspierał. No co? – zaśmiał się nagle, widząc nawet nie zaskoczone, ale absolutnie zszokowane spojrzenie Rakel. Zaraz potem zmrużyła żartobliwie oczy.
- Nie brzmisz jak Dorian. Podmienili cię? – zapytała, udając że zerka na niego gniewnie.
- Jak dostaniesz szlaban na wszystko poza oddychaniem to będę bardziej siebie przypominał?
- Uhm.
- A więc postanowione. Do łóżka. Sierżant, na miejsce.
Dorian wstał, zerkając z aprobatą na realizujące się polecenia. Rand wrócił z ziołami i podał je siostrze.
- Śpij młoda, jutro będzie lepiej – rzucił i poczochrał ją po głowie, po czym zniknął. Dorian stał wciąż w progu, spoglądając z niezadowoleniem na dziurę w drzwiach. Nie była to wyrwa na wylot, ale na los, nie mają co robić, tylko będą zaraz drzwi wymieniać.
- Dorian?
- Hm?
- Nie mów nikomu, że jestem, w porządku?
- Nie chcesz, żeby Nina przyszła?
- Nie.
- W porządku.
- I Dorian?
- Hmm?
- Co z Morganem?
- Jutro porozmawiamy. Pij to zielsko i spać – mruknął i odczekał, aż dziewczyna posłusznie opróżni kubek. Później mruknął z zadowoleniem i palcami zgasił świecę.
- Czyli co? Mamy siedzieć na tyłkach i czekać, czy za chwilę demony nie zwalą nam się na głowę? Nie, Dorian, po prostu się o nią martwię. Nic tylko leży i kręci tą obrączką na palcu… On się teleportuje do jasnej cholery! Nawet jakbyśmy zamknęli ją w pokoju to… No wiem, ale mnie to wkurwia! Co? Ty sobie chyba żartujesz teraz ze mnie. Po czyjej ty kurwa jesteś stronie?! Nie uciszaj mnie...!
Rakel słuchała, niemal wstrzymując oddech, więc nie zorientowała się, że Sierżant drapie pod jej drzwiami z drugiej strony, dopóki te nie otworzyły się nagle, a ona prawie nie upadła, w ostatniej chwili łapiąc się framugi.
- O co się kłócicie? – zapytała od razu.
- Nie kłócimy, rozmawiamy – sprostował Dorian. – Dzień dobry.
- No cześć – mruknęła, pocierając oczy.
- Jak się czujesz?
- Jestem zmęczona.
- To idź się jeszcze połóż, przyniosę ci coś do jedzenia.
- O co się kłóciliście?
- No, powiedz jej Dorian – odezwał się Rand, ściągając na siebie ostrzegawcze spojrzenie starszego brata i ciekawski wzrok siostry, który zaraz przeskoczył do najstarszego Evansa.
- Co masz mi powiedzieć?
- Że nasz brat to idiota, ale przecież to wiesz – odpowiedział spokojnie, ignorując prychanie za plecami.
- Zabawne…
- Poważnie pytam – naciskała Rakel, ale tak naprawdę za wiele siły nie miała, więc wystarczyło ją obrócić i popchnąć w głąb pokoju, a sama pomaszerowała do łóżka i runęła, tak jak stała. Drzwi się zamknęły.
Nie spała, ale nie chciała otwierać oczu. Randa jednak trudno zwieść, a jak się próbuje, to można dostać pstryczka w nos, więc niechętnie uchyliła powieki.
- Nic nie zjadłaś wczoraj. A zobacz co mam. – Uśmiechnął się chłopak i podniósł w zasięg jej wzroku idealną piramidkę ze słodkich bułeczek.
- Nie jestem głodna – mruknęła, przykrywając kołdrą głowę, ale pościel zaraz zjechała w dół. Rand się już nie uśmiechał.
- Wcinaj, młoda.
- Nie chcę.
- Dorian mówi, że możesz sama o sobie decydować, a ty decydujesz nie jeść. Dobraliście się świetnie. Jedz, bo ci tą bułkę wepchnę do buzi – zagroził, a Rakel wychowała się z nim tyle lat, że nie wątpiła w realizację groźby. Posłusznie wzięła bułkę i z trudem przeżuła ją pod okiem brata. Dopiero wtedy wyszedł z jej pokoju, a ona z westchnieniem opadła na poduszki.
Dorian wszedł do jej pokoju z samego rana, wywołując mamrotanie w proteście i próby ukrycia się pod kołdrą. Ta jednak wyleciała w powietrze, ściągnięta silną dłonią i wyrzucona w kąt.
- Co ty robisz… - Rakel objęła się ramionami, wtulając głowę w poduszkę.
- Miałaś dwa dni ochronne, czas minął. Wstawaj. – Brunet podszedł do okna i otworzył je na oścież. Zimne powietrze wdarło się do pokoju, bezlitośnie odnajdując odsłonięte ramiona i nogi dziewczyny.
- Dorian, zimno! – zaprotestowała.
- To wstawaj i się ubierz. Ale najpierw do wanny. Umyj się i upierz te ciuchy, bo zaraz ci wyjdą same z torby. Zmień pościel i ogarnij tu, bo masz syf. Później przyjdź jeść, zostawiliśmy ci śniadanie w szafce. My z Randem wychodzimy.
- A sklep? – zapytała wreszcie przytomnie dziewczyna, niemal z siebie dumna, dopóki Dorian nie spojrzał na nią z mieszaniną troski i pobłażania.
- Jest Sandria, Rakel – powiedział spokojnie, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Rakel wpatrywała się w nie przez chwilę ze złością, ale zaraz złagodniała i zadrżała znowu, teraz kierując karcące spojrzenie w stronę okna. Musiała wstać tak czy siak, bo inaczej zamarznie na kość.
Początkowo poruszała się powoli, niechętnie wykonując polecone zadania. Faktycznie, włosy domagały się prania tak samo, jak ubrania, a gdy już się rozkręciła, wpadła na nowo w znajomą rutynę. Po paru godzinach nie tylko jej pokój lśnił czystością, ale całe mieszkanie, ze sklepem włącznie. Gdy Rand i Dorian wrócili wieczorem, zastali siostrę szorującą na kolanach podłogę, ze zmiętolonymi w piździ-miździ włosami na czubku głowy.
- Hej! – przywitała ich z uśmiechem, lekko zdyszana. Odpowiedziały jej dwa uśmiechy, ale za chwilę już klęła, gdy jeden i drugi poczochrał jej włosy jak przechodził.
- Uwaga, bo ślisko w kuchni!
Podniosła głowę, spoglądając na stojącego w drzwiach Doriana. Włożyła zakładkę do książki i odłożyła ją na bok, z uśmiechem poklepując miejsce koło siebie. Evans wszedł długim krokiem i z ostentacyjnym westchnieniem runął na łóżko, aż zatrzeszczało.
- No weź, bo rozwalisz! – skarciła go, waląc w ramię.
- Co czytasz?
- Książkę.
- Ha, ha.
- Uczeń przerósł mistrza - odparła dumnie dziewczyna.
- Ewidentnie – mruknął, więc w końcu sięgnęła po książkę i pokazała mu okładkę. Zauważyła, że utrzymał pogodny wyraz twarzy, ale spojrzenie mu zbystrzało.
- „Teoria magii” – przeczytał na głos i uniósł lekko brwi. – Edukujesz się?
- Staram się. Za wiele mi to nie pomaga przy samym ogniu, ale ogólnie trochę tak. Wiesz, tu jest o aurach. Wiem jaką masz – powiedziała z zadowoleniem, ale brat nie wykazał entuzjazmu więc wywróciła teatralnie oczami. – A co chciałeś?
- Nie chcesz spotkać się z Niną? – zapytał, a Rakel spojrzała na niego zaskoczona.
- A czemu? Coś się stało?
- Musi się coś stać, żebyś się zobaczyła z przyjaciółką?
- Dobra, teraz to mnie wystraszyłeś – powiedziała poważnie, prostując się i spoglądając z góry na wciąż rozwalonego w półleżącej pozycji brata. Ten gapił się w ścianę, ale w końcu chyba uznał, że ten ciężki wzrok z niego nie zlezie, dopóki nie odpowie, więc zadarł spojrzenie na siostrę. Nawet podniósł się nieco, opierając na łokciu.
- Rakel, gdy cię nie było… oświadczyłem się Ninie – powiedział spokojnie, spoglądając na jej reakcję. Nie było żadnej. – Rakel? Słyszałaś, co powiedziałem?
- Tak…
- No i?
Dziewczyna spoglądała chwilę na brata, po czym uśmiechnęła się i pochyliła, ściskając go mocno za szyję.
- Po cholerę pytałem…. – sapnął, podnosząc się z uczepioną siebie brunetką.
- Cieszę się – powiedziała, puszczając go w końcu.
- Na pewno?
- Na pewno. Ale później z nią pogadam, dobrze? Nie chcę jeszcze wychodzić z domu.
- Jasne. No dobra. To nie przeszkadzam ci, czytaj.
Dorian wstał, kierując się do drzwi. Zerknął jeszcze na siostrę przez ramię, ale ta tylko kręciła tą obrączką na palcu. Za cholerę jej nie wierzył. Nawet nie zapytała o datę. Ale co miał zrobić? Zamknął cicho za sobą drzwi.