Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Jestem tego pewien - niemalże wykrzyknął z podekscytowaniem i uśmiechnął się promiennie do towarzysza idąc dalej przez miasto.

        Spotkanie ze strażnikami do najprzyjemniejszych nie należało, ale pewnie to przez fakt, że Aldaren już przed ich pojawieniem się czuł się paskudnie. Na szczęście sytuacja dobrze się skończyła i nic się nikomu nie stało. Wampir rozumiał, że w tym mieście trzeba być czujnym i nie wolno bagatelizować nawet najmniejszego przejawu agresji, tym bardziej, że w państwie, w którym królowała śmierć, nie da się nie minąć na ulicach jakiegoś degenerata, radującego się w ciemnej uliczce czy własnym domowym zaciszu pastwieniem nad słabszą od siebie osobą, czy w przypadku wampirów, małą szarpaniną - dla sportu, przed posiłkiem i najlepiej jeszcze z kimś kto nie tylko nie wyraża przyzwolenia by krwiopijca choćby wziął łyczek ich krwi, ale również by taka osoba się dodatkowo bała swego oprawcy. To pomagało słabym i uciśnionym wampirom się dowartościować i choć raz poczuć, że to oni są panami. Z biegiem czasu Aldaren widział, że w tej kwestii jest coraz lepiej - kary za takie zachowania są bardzo wysokie nawet dla nieumarłych arystokratów, i nie jest to wcale kara pieniężna, ale również mentalność mieszkańców się zmienia, drapieżna część społeczeństwa jak na przykład właśnie wampiry, liche czy nekromanci, stają się coraz bardziej cywilizowani w swych zachowaniach i praktykach, bardziej moralni.
        Wiedział też, że strażnicy swoim wtrąceniem się mieli wyłącznie dobre intencje i wykonywali jedynie swoje obowiązki, jednakże mogli by tak nie straszyć, bo widział, że Mitra jest poddenerwowany ich obecnością, na szczęście szybko odeszli w czym Aldaren im nieco dopomógł, choć... prawdopodobnie sami by to uczynili. Dobre w tym było to, że nie było w okolicy żadnych świadków i nikt nie mógłby powiedzieć, że skrzypek wbrew prawu potraktował stróżów prawa hipnozą. Na swoją obronę mógł jedynie dodać, że zadziałał impulsywnie nie do końca się kontrolując. Chciał mieć pewność, że nie będą już niepokojeni, czego nie był pewny gdyby strażnicy sami odeszli.

        W końcu zostali w uliczce sami i ze spuszczoną głową Aldaren zaczął się tłumaczyć ze swojego zachowania u sklepikarki i wszelkich wątpliwości. Było mu strasznie głupio i słysząc, że znów przesadził z nadinterpretacją czyichś słów, jeszcze bardziej się obawiał złości ze strony Mitry i oświadczenia, że nie zamierza mieć nic wspólnego, a tym bardziej być w związku z takim bezmózgiem. Słysząc jednak spokój w tonie ukochanego, odetchnął głęboko, a gdy został przez niego dotknięty zaczął się nawet rozluźniać. Wtulił policzek w dłoń nekromanty i choć był to tylko przelotny gest niby "przez przypadek", to i tak rozkoszował się nim jak najdłużej. Tak jakby czyny i gesty dla wampira miały dużo większą wartość niż słowa. W końcu mową ciała nie można oszukiwać tak łatwo jak słowami. Poza tym czyny zawsze znaczyły więcej niż słowa i Aldaren wiedział o tym najlepiej, przecież niby Faust go kochał, a... jakby nie patrzeć wysługiwał się skrzypkiem i więził by mieć go tylko dla siebie.
        Dużo spokojniejszy kiwnął Mitrze głową na jego zachętę do powrotu, naciągnął kaptur na głowę jakby chciał się skryć przed światem i zaraz poszedł za nekromantą do jego domu. Przez moment zastanawiał się czy nie lepiej by się czuł zmieniając się w kruka, ale takie zostawienie błogosławienie "samego" nie byłoby zbyt miłe. Szedł więc w milczeniu obok, może nieco za jakby był drugim ożywieńcem i dał się pochłonąć myślom, a tych była cała masa, bo oprócz zrobienia z siebie debila przed ukochanym, wygłupił się również przed zielarką. Zadrżał i skrzywił się nieprzyjemnie, gdy przez myśl przeszło mu co ona mogła sobie pomyśleć. Aż wstyd! Ale może jeszcze nie wszystko stracone, może jeszcze uda mu się odzyskać twarz, poza tym... tamta szkatułka była naprawdę piękna i choć zapewne nie zrobiłby żadnego użytku ze znajdujących się w niej płatków kwiatów (szczególnie z tego przeklętego jaśminu), na pewno byłaby to piękna pamiątka ich pierwszego wspólnego spaceru jako para... I nagle go olśniło jak mógłby naprawić całą sytuację, zaprezentować się lepiej w oczach sklepikarki, skoro to u niej zaopatrywał się blondyn w różnego rodzaju zioła i rośliny, a także poprawić nadszarpniętą (oczywiście według wampira) relację z towarzyszem. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu i to był doskonały plan.

        Nie chcąc sprawiać więcej problemów trzymał się raczej na uboczu i do domu Mitry wszedł jako ostatni, zamykając za sobą drzwi. Obecność Żabona w ramach powitania gdy weszli była naprawdę miła i Aldaren nieco się rozchmurzył, nawet wyrwało mu się rozbawione parsknięcie, gdy demon pognał szybko do kuchni za manekinem, skoro to on miał z całej trójki jedzenie. Nieco zakłopotany i zagubiony podrapał się po karku, zerkając ostrożnie na blondyna. Widząc jednak jak ten bez słowa, nawet nie patrząc na wampira się rozbiera, westchnął smętnie pod nosem, spuszczając spojrzenie, samemu zsuwając swój płaszcz z ramion. Nie zdołał go jednak przełożyć przez przed ramię, a później schludnie powiesić, gdyż nagle Mitra przygarnął go do siebie i przytulił chyba najmocniej jak potrafił. Płaszcz wampira opadł niedbale na ziemię, ale skrzypek w ogóle się tym nie przejmował wtulając głowę między ramię i szyję towarzysza, obejmując go własnymi ramionami. Przymknął oczy upajając się jego zapachem i jednocześnie przy tym uspokajając, niemalże zapominając o całym świecie, który w tej chwili nie miał najmniejszego znaczenia. Liczył się tylko Mitra.
        Słuchał z uwagą tego co niebianin miał mu do powiedzenia, rozważając i układając sobie w głowie to wszystko co mówił blondyn i co wydarzyło się podczas spaceru. W przypadku incydentu dobrze wiedział, że Mitra chciał go jedynie ochronić w obawie przed zrobieniem skrzypkowi krzywdy przez Lirantha, a mimo to tak się zdenerwował na mitrowego manekina, choć jedyną manifestacją niezadowolenia było wyłącznie posłanie drewnianemu tworowi nieprzychylnego spojrzenia. Aldaren był na siebie zły za to i chciał paść przed Mitrą na kolana tylko po to, by mu to wybaczył. Wampir jak człowiek, uczy się całe życie (nawet dłużej) na błędach, a tego błędu lazurowooki nie zamierzał już więcej popełniać. Poza tym wiedział jaki Mitra jest dla obcych, sam się na własnej skórze tego przekonał i jeszcze przed wyjściem nekromanta go ostrzegał, a jednak o tym zapomniał gdy przyszło co do czego.
        Będzie musiał się nauczyć wyrozumiałości poza miejscami gdzie byli absolutnie sami i cali sobie poświęceni, co prawda nie będzie to już chłodne i bezstronne ocenianie sytuacji, a strona słabsza może stać się również tą pokrzywdzoną, ale to nie tamta osoba będzie później się źle czuła przez reprymendę wampira, tylko jego ukochany. Dlatego był to pierwszy i kategorycznie ostatni taki wybryk z jego własnej strony, następnym razem będzie bardziej pobłażliwy i wyrozumiały wobec blondyna, a jeśli coś się komuś nie będzie podobać to będzie miał do czynienia z wampirzym lordem. Ta nieprzyjemna myśl zakwasiła umysł skrzypka jak jakiś jad, nie chciałby się odnosić do swojej pozycji społecznej by poradzić sobie z jakimś problemem, ale jeśli nie będzie miał wyboru to zaciśnie zęby i jakoś to przełknie, byle by Mitra był bezpieczny, szczęśliwy i nie miał później żadnych problemów na mieście.
        - Nie pozwolę by ktoś następnym razem cię sprowokował przez moją nieuwagę - obiecał tonem, w którym pobrzmiewała delikatna groźba. Aldaren był bardzo wierny i oddany tym, których darzył uczuciem, niemalże jak pies byłby w stanie zrobić wszystko dla swojego pana, tak i wampir zmuszony do czegoś mógłby się przed tym nie zawahać, gdyby Mitra miał jakiekolwiek kłopoty i aż nazbyt wyraźnie było to słychać w jego tonie. Nie było wątpliwości, że to nie było przejęzyczenie czy czcze gadanie.
        Puścił nekromantę czując, że dla niego jest już za wiele czułości i się uśmiechnął, może wciąż nieco stonowanie, ale mimo to pokrzepiająco, z dużo spokojniejszym duchem.
        - Jeśli coś będzie się działo, na pewno pierwszy się o tym dowiesz. Obiecuję, że już nie będę się smucił. - Wyciągnął dłoń w stronę twarzy błogosławionego i delikatnym ruchem zgarnął blond loki opadające mu na twarz po czym pocałował go troskliwie w czoło i zaraz schylił się po swój płaszcz. Zgarnął go z ziemi i zaraz przewiesił go przez oparcie krzesła w salonie, do którego w końcu weszli.
        Chwilę się nad czymś zastanawiał, po czym znów zwrócił się swoim obliczem w stronę przyjaciela, uśmiechając się ciepło do niego, całkiem rozluźniony.

        - Strasznie się wygłupiłem, prawda? - zapytał uśmiechając się z zażenowaniem. Podwinął rękawy koszuli do łokci i poszedł do kuchni, by zastąpić manekina w rozpakowywaniu zakupów i umyć ręce przed przystąpieniem do przygotowywania posiłku, przy okazji umył również ziemniaki i nalał wody do garnka, w którym kartofle zaraz wylądowały. - Powinienem bardziej nad sobą panować, bo mogło być naprawdę nieprzyjemnie. Zwłaszcza, że Xargan zaproponował, by się staruszki zwyczajnie pozbyć - westchnął poirytowany, że omal nie dał mu się podpuścić. - I jeszcze ci strażnicy... Nie miałem pojęcia, że ich zahipnotyzowałem, póki nie dostrzegłem jak się spiąłeś i z jakim niepokojem zerkałeś w ich stronę, gdy odchodzili i jeszcze chwilę po tym... Wybacz mi, że mogłem ściągnąć na nas kłopoty, ale nie miałem pewności czy zostawili by nas w spokoju, po moim zapewnieniu, że nic złego się nie działo - odwrócił się od garów i oparł biodrami o blat przyglądając się czule nekromancie, jakby wampir był zahipnotyzowany przez błogosławionego. Rozpromienił się przerywając swoje uważne obserwacje, pamiętając, że powodowało to dyskomfort i niepokój blondyna, w końcu też się odezwał.
        - Zechciałbyś i tym razem przygotować farsz? Z przyjemnością spróbowałbym twojego doprawienia.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra odetchnął, trzymając Aldarena w ramionach. Wampir naprawdę bardziej niż słów potrzebował gestów, bo nekromanta wręcz czuł, jak rozluźnił się w jego uścisku i nie był już taki spięty. Z głową wtuloną w jego ramię umościł się jakby zamierzał tak zostać na dłużej… Błogosławiony chwilę analizował tę sytuację ze swojego punktu widzenia. O dziwo sam nie był spięty, lecz nie potrafił się w tym położeniu tak całkowicie zapomnieć. Cały czas był świadomy granic swego ciała, tego jak obejmował go Aldaren, czuł chłodny dotyk jego skóry na szyi. W tej chwili wystarczyłoby jedno nieroztropne słowo, jedna głupia myśl, by wszystko pogalopowało w dobrze mu znane rejony wypełnione strachem, poczuciem zagrożenia i obrzydzenia samym sobą. Tak się jednak nie stało, bo mieli sobie do wyjaśnienia zupełnie inne kwestie i to na nich skupił się Aresterra. Nawet nie dobierał specjalnie słów, to one same wypływały z jego ust, dlatego też może były takie niezgrabne i nie tak poetyckie jak wyznania skrzypka, ale chociaż szczere…

        - Dziękuję – mruknął Mitra, gdy Aldaren po jego krótkiej przemowie zapewnił, że już nie pozwoli, aby ktoś go prowokował. – Ale chyba nie byłeś w stanie tego przewidzieć… To drobiazg, ja już o tym zapomniałem. Tak naprawdę zareagowałem na wyrost.

        Fakt, choć jeszcze zdarzało się błogosławionemu wracać do incydentu z Liranthem w rozmowach czy nawet w myślach, nie czuł już takiej złości jak wtedy. Przeszedł mu gniew i nie roztrząsał tej idiotycznej sugestii co do maski z dziobem, bo i tak nie zamierzał się do niej dostosować.

        Wypuszczony z objęć nekromanta skorzystał z oferowanej mu swobody dość chętnie, ale wcale nie uciekał jak dzikie zwierzę, gdy tylko zwietrzy wolność. Bez zdenerwowania lekko pochylił głowę i przymknął oczy, gdy Aldaren wyciągnął dłoń do jego twarzy. Jakby spodziewał się tego pocałunku w czoło. To był całkiem dobry substytut normalnych pocałunków, zadowalający potrzebę bliskości skrzypka i nie naruszający tak dramatycznie niechęci do kontaktu fizycznego nekromanty. Niemniej Mitra czuł już powoli, że ledwo minęło południe, a on zaczynał coraz ciężej to znosić… Na razie jednak jeszcze wszystko grało. Może gdy uspokoi się trochę po tym męczącym psychicznie spacerze będzie również w stanie znieść więcej takich czułości.

        Na uśmiech wampira Aresterra odpowiedział ciepłym spojrzeniem, lecz kąciki jego ust nie drgnęły.

        - Nie tak strasznie jak ci się zdaje – odpowiedział, lecz skoro Aldaren wyszedł już z salonu nie kontynuował swojego tłumaczenia. W milczeniu poszedł razem z nim do kuchni, gdzie manekin zdążył jedynie wyciągnąć na stół wszystkie zakupione składniki i właśnie zaczynał je rozkładać po szafkach, błogosławiony odprawił go jednak niedbałym gestem, bo nie było sensu chować czegoś, co mieli właśnie używać. Gdy drewniana kukła wyszła, a oni zostali sami we dwójkę (nie licząc pochylonego nad własną michą Żabona), Mitra również zakasał rękawy i poszedł z Aldarenem umyć ręce. Zwracało uwagę jak dokładnie się za to zabrał – niczym chirurg przed operacją umył nie tylko dłonie, ale również nadgarstki i przedramiona do pewnej wysokości. Nie zawsze tak robił, jednak wracając z miasta zawsze czuł się wyjątkowo brudny i wolał doczyścić ręce starym felczerskim sposobem.

        Gdy Aldaren zabrał się za ziemniaki, Mitra wziął na siebie cebule. Pamiętał ile cierpienia kosztowało wampira krojenie tych warzyw i chciał mu tego tym razem zaoszczędzić. Tym bardziej, że on miał na to jeden niezawodny sposób: bardzo ostry nóż. No i krojenie z wyprostowaną postawą, byle tylko nie pochylać się nad cebulą, bo to jak proszenie się o kłopoty.

        Nim jednak Aresterra zabrał się do roboty, czujnie spojrzał na skrzypka, który rozwinął swoje wątpliwości rozpoczęte jeszcze w salonie. Nie podobała mu się ta wzmianka o zamordowaniu zielarki – przecież ona nic takiego nie zrobiła. No tak, ale to był Xargan, on chyba po prostu lubił przemoc i zabijanie tak bardzo, jak niektórzy lubili czekoladę.

        Gdy wampir już skończył mówić i obrócił się do Mitry, on akurat sięgał po deskę do krojenia jedną ręką, a drugą grzebał w szufladzie w poszukiwaniu noża. Nim go jednak znalazł wyciągnął na blat ostrzałkę do noży. Nie zabrał się tak od razu do pracy, lecz spojrzał na wampira ciepłym wzrokiem.

        - Oczywiście, że się tym zajmę – zapewnił, zatrzaskując szufladę. – Ale tym razem to ja pokroję cebulę, żebyś nie zawsze to ty robił tę najpaskudniejszą robotę.

        Choć mówił swobodnym, wręcz miłym głosem, dało się poznać, że to nie była sugestia, która mogłaby podlegać negocjacjom – on to zrobi i koniec. Tym bardziej, że już zaczął ostrzyć nóż, by rozprawić się z tym przeklętym warzywem i mieć to już z głowy.

        - Z nią nie byłoby tak nieprzyjemnie jak ze strażnikami – przyznał po chwili, wracając do tematu gafy popełnionej przez wampira przed zielarką. – Dla niej pewnie takie reakcje na wzmiankę o potencji to normalka, w końcu dla większości to drażliwy temat. Sam nie wiem jak bym zareagował, gdyby to do mnie skierowała takie słowa… Choć pewnie zabiłbym ją wzrokiem i wyszedł – dodał po chwili zastanowienia. Wiedział jednak, że jemu to nie grozi, bo nigdy nie stanowił celu dla chcących ubić dobry interes kupców. Nie wyglądał na takiego co ma wiele pieniędzy.

        - Z tymi strażnikami było gorzej – przyznał. – Naprawdę obawiałem się jak zareagują na to, że użyłeś na nich czarów… Ale chyba się nie zorientowali. Bałem się, że jeśli cię przyłapią będą chcieli wymierzyć sprawiedliwość… Nie wiem tylko co za to grozi, ale znając mauryjski kodeks to śmierć za napaść na funkcjonariusza na służbie – uznał z lekkim przekąsem w głosie. – Tylko wtedy mieliby ze mną do czynienia – dodał już z niepokojąco chłodnym i wyrachowanym tonem, przekrawając zdecydowanym ruchem jedną z cebul na pół. Tak samo skończyłby pewnie strażnik, który podniósłby rękę na Aldarena w jego obecności.

        - Lubisz ostre? – zapytał po chwili jakby nigdy nic nekromanta, wracając do kwestii gotowania. Jeszcze daleko było do momentu przyprawiania farszu do ziemniaków, ale zapytać mógł już teraz, to w niczym nie przeszkadzało. Była jednak jeszcze jedna kwestia, którą chciał poruszyć nekromanta, a która dotyczyła ich spaceru.

        - Sądzisz, że Liranth będzie na mnie bardzo zły? – upewnił się. – Nie by zależało mi na jakiejś przyjaźni z nim, ale jednak będziemy razem pracować w jednym szpitalu i nie chcę byśmy się musieli porozumiewać przez pośredników albo żebyś ty musiał przeze mnie od niego słuchać… Mogę go iść przeprosić, jeśli to pomoże – zaoferował, choć nie robił tego chętnie. Nie czuł, by był jedynym winnym w tej sytuacji i najwięcej wątpliwych zasług przypisywał właśnie kupcowi, który miał na tyle niewyparzony język, że obraził nowo poznaną osobę i nawet nie pozwolił, by stary przyjaciel dokończył ich sobie prezentować. Technicznie rzecz biorąc Mitra znał jego imię tylko dzięki temu, że Aldaren zawołał go na samym początku.

        - A jeśli chodzi o tę zielarkę… - zagaił jeszcze. – Zaprowadziłem cię do niej, bo myślałem, że może nas zaopatrywać w zioła i leki… Nie jest magiem ani alchemikiem, ale zna się na swojej robocie, dobrze by się uzupełniała wiedzą z Adamem. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się znali, ale w sumie nigdy o to nie zapytałem ani jednego, ani drugiego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Co nie zmienia faktu, że nie dopuszczę, by taka sytuacja znów się powtórzyła. Wiem, że niektórych sytuacji nie da się przewidzieć, ale w tym przypadku nawet nie postarałem się odpowiednio przestawić sytuacji, przez co wyniknął konflikt. Chodzi mi o to, że następnym razem, będę miał już na uwadze z góry zakładanie takich możliwości, dzięki czemu będę w stanie dobrać odpowiednie słowa, by zapobiec konfliktowi, a przede wszystkim byś ty nie czuł się źle. Niech ktoś tylko spróbuje krzywo spojrzeć, a tym bardziej się nieprzychylnie odezwać do miłości mojej egzystencji, marny będzie jego los - mówił lekko i z ogromną troską, choć w jego oczy nabrały ciemniejszej barwy, jakby lazurowe niebo przesłoniły nagle burzowe chmury.
        Był śmiertelnie poważny i wcale nie chodziło mu, że wyda takiego delikwenta mauryjskim władzom odwołując się do swojej pozycji w hierarchii państwa, nie zamierzał również napuszczać na taką osobę Xargana, w końcu nasyłanie na kogoś swojego straszaka nie było byt honorowym i kulturalnym załatwieniem problemu. Coś takiego nawet nie przyszło wampirowi do głowy. Oczywiście stronił od brutalnych rozwiązań siłowych, ale może być zmuszony do ich użycia jeśli nie będzie innego sposobu by osobnik, który mu podpadnie w końcu się posłuchał. Lochów pod zamkiem razem z kryptami kazał pod żadnym pozorem budowlańcom nie ruszać i zostawić tak jak są. Co prawda wywodziły przykre wspomnienia, na przykład swoje wampirze narodziny, to jak Faust niejednokrotnie brał go skrępowanego i pobitego, niemalże ledwo żywego w swoje posiadanie, za każdym razem gdy skrzypek mu się sprzeciwił, jakby po przemianie Aldarena w wampira wszystkie blokady Fausta jakie go przez ten cały czas powstrzymywały, nagle puściły i nie mógł już dłużej utrzymać potwornej żądzy by z przygarniętej sieroty w końcu po niemal dwudziestu latach zrobić swojego kochanka, czy może raczej seksualną zabawkę i egzotycznego niewolnika, któremu jednak wolno było dużo więcej niż innym.
        Pokręcił lekko głową by odegnać od siebie te wspomnienia i gniew, a gdy znów spojrzał na swojego ukochanego, jego oczy znów się cieszyły i promieniały.

        Po tym przenieśli się do kuchni, gdzie po umyciu dłoni - Mitra widocznie ze zboczeniem zawodowym, co spowodowało pojawienie się rozbawionego uśmiechu na twarzy skrzypka - przystąpili do przygotowywania obiadu. Ledwo Aldaren skończył z ziemniakami i chciał, jak poprzednio, wziąć na siebie całą mordęgę związaną z krojeniem cebuli, jednakże Mitra go w tym uprzedził. Spojrzał nieco zdziwiony na blondyna, który przez to będzie miał więcej pracy od nieumarłego towarzysza, lecz widząc jego nieustępliwość, a następnie słysząc słowa, odpuścił. Nie mógłby się z nim kłócić, nie kiedy wszystko miało się ku lepszemu, poza tym nie chciał robić awantur o byle cebulę, bo spokój i rozluźnienie Mitry było najważniejsze, to by czuł się komfortowo, a nie jak zaszczute na polowaniu zwierze.
        - Wiesz, jestem chodzącym trupem, więc chyba nie byłoby to takie złe i raczej naturalne, tym bardziej, że to tylko cebula, a nie przerzucanie gnoju - zauważył rozbawiony, ale nie przerywał nekromancie we wziętym przez niego zadaniu.
Zamiast tego minął go bardzo blisko, by wiedział, że wampir przy nim jest cały czas, ale nie na tyle by otrzeć się o partnera czy wywołać u niego niepokój, było raczej coś na zasadzie droczenia się czy bliżej nieokreślonej prowokacji; i biorąc dwa kieliszki dla nich, poszedł do barku by nalać im czegoś, czym mogliby zwilżyć usta i przepłukać przełyk.

        - Zdarzało mi się zajmować kiedyś przypadkami problemów z potencją, nawet zdarzyło się, że musiałem uciąć to i owo kilku wyjątkowo perwersyjnym zwyrodnialcom z nakazem sądowym a nawet wyrokiem samych władców Maurii, więc jeśli chodzi o sprawy czysto zawodowe to nie mam z tym najmniejszego problemu. Po prostu... zaskoczyła mnie i... chyba dałem się ponieść wyobraźni oraz nadinterpretacji, bo naprawdę myślałem, że ona pije do nas, do naszego związku, że jakimś sposobem domyśliła się, że jesteśmy parą i jesteśmy na etapie docierania się i oswajania ze sobą nawzajem - powiedział dużo swobodniej, gdy już znalazł odpowiednie słowa.
        - Tak jak mówiłem, pamiętając twoje zastrzeżenie by nikt się o nas nie dowiedział, spanikowałem przez jej źle zinterpretowaną sugestię, że mógłbym cię stracić i dlatego zachowałem się jak ostatni niedorozwój. - Westchnął zażenowany wspomnieniem o tym, cóż... upokarzającym wygłupieniu się. Na Prasmoka! Miał przecież równe pięć setek lat na karku, a zachował się jak nastoletni prawiczek, któremu ktoś nagle i bez żadnego kontekstu zasugerował zabezpieczanie się, czy zaprosił do zamtuzu ot dla relaksu.

        Aldaren pokręcił głową, gdy przeszli w końcu do nieprzyjemnego incydentu ze strażnikami, nie przerywał jednak blondynowi, a słysząc na zakończenie jego groźbę, zawiesił na nim swój wzrok i się uśmiechnął pogodnie, ze zrozumieniem, choć nie do końca przekonany o sensowności podejmowania takich działań.
        - Doceniam twoją troskę i chęć ochrony, ale wątpię bym ci pozwolił na podejmowanie tak pochopnych czynów - powiedział łagodnie. Podejrzewał, że Mitrze słowa wampira zapewne nie przypadły do gustu, dlatego zaraz Aldaren nadał siły przekonywania swoim słowom, odpowiednim argumentem. - Za wiele miałbyś wtedy do stracenia, a mnie nie uchroniłoby to przed karą. Nawet jeśli to wpadlibyśmy w błędne koło, z którego wyciągnęłaby nas albo jednoczesna śmierć po schwytaniu i wykonaniu egzekucji, albo ucieczka z kraju - powiedział z nutą smutku w głosie na samą myśl o opuszczeniu państwa nieumarłych.
        Tak, spotkało go tu wiele przykrego i nie przepadał za tym państwem, czuł się w nim jak więzień, ale... Oprócz Karensteinu był to jedyny kraj na Łusce, gdzie wampiry mogły żyć w zgodzie z innymi i nikt nie biegł od razu po pochodnię i widły, gdy tylko jakiś nieumarły pojawił się na horyzoncie. Owszem, również się bali drapieżnej części społeczeństwa, jednakże byli przyzwyczajeni a przez to bardziej tolerancyjni dla istot z inni niż oni pulsem.
        - Poza tym dla ścisłości to... nie był żaden czar - mruknął dla sprostowania, nieco zakłopotany przeczesując palcami ciemne włosy. - To była hipnoza i naprawdę nie chciałem jej użyć. Po prostu... spojrzałem w oczy tamtego strażnika, odezwałem się, a ten od razu jak we śnie poszedł spełnić moje słowa.
        Westchnął ponownie, upił łysk koniaku ze swojej szklanki i zajął się przygotowaniem pieczarek, które miały być jednym ze składników farszu. Widać było, że lubił mieć coś do roboty czym mógłby zająć myśli, gdy temat rozmowy stawał się dla niego nieco kłopotliwy, a wyjawianie umiejętności pozwalającej na kontrolę słabszych od siebie umysłów, czy z jakiegoś powodu podatnych na manipulacje wcale nie był dla wampira najprzyjemniejszy. Obawiał się, że Mitra mógłby pomyśleć, że Aldaren potraktował go tą samą sztuczką i dlatego nekromanta darzy go miłością.

        - Tak mi się wydaje, nie mniej chciałbym zjeść takie jak ty jadłeś ostatnim razem. - Uśmiechnął się ciepło do niebianina i zaraz dodał: - Przypraw wedle własnego uznania, proszę tylko bez czosnku, jeśli mógłbym prosić - zaznaczył z lekko zawstydzony, bo miał świadomość, że czosnek służył również jako jeden z elementów nadających wyrazistego, pikantnego smaku na przykład.

        - Czemu niby ty masz przepraszać? - Spojrzał czujnie na partnera, wrzucając drobno pokrojone pieczarki na patelnię. - Watpię by długo żywił urazę tym bardziej, że poznał cię jako mojego współpracownika w szpitalu, zapewne wziął cię za wampira, wiec tym bardziej będzie starał się nie nacisnąć ci na odcisk, choćby dlatego by nie stracić pracy, która poprawi jakość jego życia. Nie przejmuj się, na pewno będzie cię tolerował i choćby jedynie w kwestiach zawodowych będzie z tobą rozmawiał - odpowiedział szczerze, muskając wierzchem dłoni dłoń blondyna.

        Gdy już skończył swoją część, z powrotem oparł się tyłem o blat i sięgnął po szklankę z koniakiem. Przytknął ją do ust, ale się nie napił myśląc o czymś i wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Z tego stanu wyrwał go nagle Mitra, na którego spojrzał i się uśmiechnął podstępnie eksponując w rozbawieniu kły.
        - A wiesz, że o tym myślałem, jako zadośćuczynienie tego jak się zachowałem? - zaśmiał się krótko i dopił alkohol do końca. Wolał nie wspominać, że planował kupić również szkatułkę, by podarować ją Mitrze. - Jutro z nią porozmawiam w tej kwestii w porządku? - zapytał łagodnie zerkając na błogosławionego i ciesząc nim oczy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra skromnie spuścił wzrok, przysuwając się do wampira. Nie dało się ukryć, że jego rycerska postawa i gotowość do obrony błogosławionego nawet przed złym słowem sprawiała mu przyjemność. I jeszcze na swój sposób poprawiło mu humor to jak Aldaren użył słowa “egzystencja” zamiast “życie”. Miłość jego egzystencji… To było naprawdę słodkie, ktoś po raz pierwszy tak do niego mówił.
        - Dziękuję - powiedział cicho nekromanta. Często dziękował skrzypkowi, bo był mu naprawdę wdzięczny za każdy przejaw czułości, takiej normalnej sympatii, nienachalnej, łagodnej, takiej jakiej niebianin potrzebował, by w końcu kiedyś zburzyć mur, który wybudował wokół siebie.

        - Nie mów tak - zganił go łagodnie Mitra. - Wiem, że jesteś nieumarłym, ale trup to takie negatywne określenie… Trupy trzymam w piwnicy, a ciebie zdecydowanie wolę mieć przy sobie - dodał, posyłając Aldarenowi ukradkowe spojrzenie. Zaraz zaczął siekać i niemal od razu poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Parszywa cebula, była wyjątkowo ostra.

        Mitra poczuł momentalnie, że Aldaren przechodził tuż za jego plecami. Przerwał krojenie i zerknął na niego kątem oka. Wrócił do przerwanej pracy, gdy dostrzegł jak wampir sięga po czyste kieliszki i wychodzi z kuchni. domyślił się po co poszedł.
        - Przynieś też tamtą krew! - zawołał na wszelki wypadek, by nie trzeba było biegać dwa razy. Wydawało mu się, że kluczowy dodatek do tego dania został w barku, bo nie miał go nigdzie w zasięgu wzroku.

        Po powrocie wampir zaczął opowiadać o swoich dość egzotycznych doświadczeniach z mętnie pojętą medycyną. Mitra słuchał go uważnie, ale jednocześnie walczył z tą przeklętą cebulą, więc raczej na niego nie patrzył. Co jakiś czas mruczał jednak coś pod nosem, więc skrzypek na pewno nie czuł się ignorowany. Jakoś tak Aresterra pomyślał, że on nigdy nie przeprowadzał kastracji, ale zachował tę obserwację dla siebie. Zaraz skupił myśli na następnych słowach Aldarena.
        - “Docierania się”... ładnie to ująłeś - przyznał. - Ale chyba jeszcze nie można powiedzieć, bym był dla ciebie oziębły, hm? Staram się jak mogę…

        Trudno było powiedzieć czy to tylko droczenie się, czy faktyczne pytanie, bo ton głosu wampira nie było tak łatwo rozgryźć.
        - No już, już, nie mówiłem poważnie - uspokoił wampira, który nagle posmutniał na myśl o konsekwencjach, jakie niosłoby wojowanie z tutejszą strażą. - Potrafię działać rozsądnie, ale nie pozwolę po prostu, byś ty na tym cierpiał - wyjaśnił.

        W pytaniu Aldarena było coś ostrego, przez co Mitra zaraz przybrał obronną, lekko skuloną postawę. Zerknął na niego kątem oka znad krojonej cebuli.
        - Jeśli dzięki temu miałoby być lepiej… - mruknął. - Również go obraziłem, choć może nie tak dosadnie, bo przez pryzmat całego narodu…

        Po wyłożeniu swoich racji Mitra słuchał co ma do powiedzenia wampir. W końcu on znał kupca dużo dłużej i na pewno miał lepszy ogląd tej sytuacji inż niedoświadczony społecznie Mitra. Niemniej zaskoczyła go odrobinę interpretacja przedstawiona przez skrzypka. Spojrzał na niego czujnie, zaraz jednak przeniósł wzrok z jego twarzy na rękę, bo dostrzegł, że Aldaren próbował go dotknąć. Zatrzymał się w połowie krojenia, bo nie chciał nawet przypadkiem skaleczyć ukochanego ani też skaleczyć siebie, by zapach krwi nie wytrącił go z równowagi. Przyszło mu w tym momencie do głowy czy gdyby doprawił jedzenie własną krwią, jego ukochany poczułby różnicę w smaku. Może lepiej by mu smakowało? Wtedy wyświechtany zwrot “przygotowane z miłością” nabrałby zupełnie innego wymiaru… Teraz nie zamierzał się z tym wygłupiać, ale pomyślał, że na drugi dzień spróbuje tak zrobić, może nic nie wspominając nawet Aldarenowi by przekonać się czy poczuje… Musiał tylko dzisiaj zwrócić uwagę ile krwi trzeba dodać, by potrawa była jadalna dla wampira.

        - Przyznam, że to dla mnie trochę ulga… - oświadczył, patrząc jak skrzypek głaszcze go po dłoni. Wygiął trochę palce, jak kot nadstawiający się na pieszczoty. - Ale zaskoczyłeś mnie, że on może uważać mnie za wampira… Podejrzewam, że szybko to zweryfikuje - dodał po chwili, wzruszając ramionami. Zerknął na stojącego obok Aldarena, takiego rozluźnionego, z kieliszkiem w dłoni. Ten widok poprawił mu humor i z tym większym zapałem zabrał się za siekanie, aby w końcu mieć to z głowy.

        - Ach, nie musisz jej niczego rekompensować, naprawdę podejrzewam, że nie byłeś wcale najbardziej niewychowanym klientem jaki tam trafił… Ale cieszy mnie, że chcesz z nią współpracować, oczywiście o ile robisz to również przez wzgląd na jej wiedzę. Inaczej nie ma sensu - dodał.

        - W porządku - zgodził się Mitra, gdy Aldaren zaproponował powrót do zielarni następnego dnia. Sam nie miał ani ochoty, by dziś wychodzić po raz kolejny z domu, ani by to skrzypek go opuszczał. Rano oświadczył, że chce poświęcić mu cały dzień i naprawdę tego potrzebował po tym miesiącu rozłąki, zamierzał więc o to walczyć. Wystarczyło mu nawet to jak teraz po prostu przebywali w jednym pokoju, co jakiś czas się widzieli, co jakiś czas wymienili między sobą kilka słów. Więcej naprawdę nie potrzebował…

        - Ren… Patrzysz na mnie - oświadczył tak po prostu, bo czuł na sobie spojrzenie wampira. - Nie zabraniam ci - dodał szybko. - I szczerze, to twój wzrok mi nie przeszkadza… Czuję go, ale jakoś… jest inaczej. Nie patrzysz na mnie jak inni i nie boję się twoich oczu… Sam nie wiem jak to mogę nazwać.

        Mitra skończył siekanie i rękawem otarł łzy z policzka. Łypnął na wampira jakby sprawdzał jego reakcję, lecz już nic nie mówił, bo trudno mu się mówiło o uczuciach, a wcześniej zdobył się na to wyznanie tylko przez to, że chciał zapewnić Aldarena o tym jaki jest dla niego wyjątkowy. Kochał go, ale czuł, że przez swoje fobie bardzo go zaniedbuje i dlatego co jakiś czas starał się spiąć w sobie, by okazać wampirowi uczucia tak jak zrobiłaby to normalna osoba…

        Pociągnął nosem, po czym mruknął półgębkiem “cholerna cebula” i zgarnął ją do miski. Dopiero teraz napił się przyniesionego przez Aldarena koniaku, z ulgą jakby była to źródlana woda z cytryną a nie palący alkohol. Później zaczął wybierać przyprawy do mięsa. Pamiętał co dodał poprzednim razem i jedyny problem stanowiło znalezienie odpowiednich słoików w tym kuchennym bałaganie.

        - Podsmażysz? - zapytał wampira, dodając pierwsze z ziół. Gdy już udało mu się wszystko znaleźć reszta szła sprawnie. Mogłoby być szybciej, lecz Mitra co chwilę spoglądał w stronę Aldarena jakby chciał się upewnić, że on naprawdę tu jest albo po prostu nacieszyć nim oczy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Trzymasz trupy w piwnicy? Myślałem, że to nie legalne. Rozumiem, że coś się zmieniło w przeciągu miesiąca jak mnie nie było - odparł zaczepnie z rozbawieniem i zbliżył się do Mitry. Po tym co od niego usłyszał ciężko się było wampirowi powstrzymać czując jak mu serce w piersi rośnie od wyznania blondyna. Niemniej ograniczył swoje czułości najbardziej jak tylko był w stanie co zaowocowało zatrzymaniem się za plecami niebianina po jego prawej położenie mu dłoni na lewym ramieniu jakby go delikatnie obejmował i pocałowaniu go w lokową czuprynę.
        - Jeśli umarłem, myślę, że trafiłem do raju - powiedział czule.
        Może i brzmiało to głupio, choć w głowie wydawało się to mieć więcej sensu, ale przynajmniej postarał się odwzajemnić wyznanie ukochanego inaczej niż klasycznym: "ja również wolę cię mieć przy sobie". Nie przeginał jednak z tą bliskością i praktycznie po swoich słowach zabrał rękę i się cofnął. - Wybacz, nie będę już tak o sobie mówił - zapewnił z obietnicą i poszedł do barku po kieliszki i koniak.

        Usłyszał polecenie Mitry gdy był już przy barku i wyciągał koniak. Chwilę stał w miejscu zerkając na wspomnianą butelkę z krwią i rozważając to. Chciał zjeść z Mitrą obiad, owszem, ale... czując nieodpartą chęć nalania sobie do kieliszka tej krwi zamiast koniaku, ba, nawet wzięcia całej i wyżłopania w kuchni, musiał poważnie się zastanowić czy chciał by tak to wyglądało. Wiedział, że Mitra chciał dobrze, lecz wampir nie był przekonany co do tego pomysłu, by posiłek doprawić krwią, zwłaszcza tak dobrą, po tym jak prawie przez miesiąc nie pił innej niż rozcieńczoną w wodzie, a przecież wczoraj został poczęstowany kieliszkiem i dziś dodał do swojej porcji omletów. Chyba wolał nie przesadzać, w końcu co za dużo to nie zdrowo, mogło się to skończyć powrotem do nałogu, a to... wątpliwe by było dla Mitry przyjemnym okresem w jego życiu.

        Wrócił w końcu z pogodnym uśmiechem na twarzy niosąc napełnione kieliszki koniakiem i samą jego butelkę pod pachą, choć w sumie nie był pewien czy Mitra nie wolałby wampirowi do obiadu dodać czegoś, cóż... tańszego co lepiej by się nadawało do dodania kieliszka do farszu, który będzie dla Aldarena. Postawił kieliszek nekromanty powyżej deski, na której niebianin ćwiartował cebulę, a na blacie jak najdalej od ognia, na którym miały się zagotować ziemniaki, postawił butelkę koniaku.
        - Jeśli wolisz dodać do mojej porcji coś innego, by mi nie zaszkodziła - powiedz a się cofnę i przyniosę, najwyżej przejdę się i kupię jeśli nie masz - powiedział z niepewnością w głosie, mając nadzieję, że błogosławiony nie pogniewa się, że wampir zamiast krwi przyniósł koniak.
        Naprawdę nie potrzebował w tej chwili krwi, można było powiedzieć, że przecież niedawno ją pił (ze dwie trzy godziny temu), co prawda raczej szczątkowe ilości w porównaniu do tego ile powinien by być w dobrej formie i w pełni sił, ale w tej chwili nie czuł się słabo, więc mógłby się obejść bez krwi. Później będzie musiał sprawdzić czy jeśli będzie coś doprawiał swoją własną krwią to, czy dalej z takim samym rezultatem, bez żadnych konsekwencji będzie mógł spożywać stałe pokarmy. W sumie... Jeśli z rozrobioną faustową krwią udało mu się przetrwać miesiąc, a w jego własnych żyłach płynęła po części ta sama to... czy mógłby się żywić swoją własną krwią? Jeśli tak to rozwiązałoby to wszystkie problemy, nie musiałby się martwić o pacjentów w szpitalu podczas zabiegów, które miałby przeprowadzać, a przede wszystkim Mitra byłby bezpieczny. Zerknął na niego ukradkiem i się lekko uśmiechnął z troską mieniącą się w oczach. sprawdzi to jak tylko nekromanta pójdzie spać by go nie niepokoić.

        Niedługo zaczął też się tłumaczyć, że nie czuł wstydu u zielarki gdy podjęła temat, który spłoszył wampira, a raczej obawiał się rozstania z ukochanym człowiekiem, więc nie chciał stwarzać większej ilości powodów by błogosławiony był bardziej skłonny do zostawienia nieumarłego. Uśmiechnął się, gdy nekromanta go pochwalił za dobre sformułowanie, a po tym parsknął krótko z rozbawieniem.
        - Wiesz, oziębły w tym związku to chyba raczej ja jestem - zauważył z rozbawieniem, oczywiście pijąc do swojej lodowatej skóry. - A tak na poważnie to szczerze byłeś oziębły... - stwierdził krótko i zaraz wbijając wzrok w swojego partnera kontynuował. - Na samym początku naszej znajomości byłeś bardzo oziębły, ale nie byłem ci wcale dłużny. Teraz natomiast myślę, że im spędzamy z sobą więcej czasu, tym ty stajesz się bardziej czuły, przynajmniej względem mnie. Więc z tą oziębłością tak jak powiedziałem, wychodzi na to, że faktycznie przydałby mi się ten jaśmin, ale jakoś wątpię by pomógł. - Zaśmiał się wesoło jak psotne dziecko, wypowiedź ta jednak zakończyła się już jedynie z tyłu jego myśli, z dala od niewinnego Mitry, którego nie chciał krzywdzić. "Na moje zimno najbardziej pomogłaby krew i wcale nie ta stojąca w temperaturze pokojowej czy schłodzona w zamkowych piwnicach.

        - Na spokojnie, obiecałem, że nie będę cierpiał i tej obietnicy dotrzymam, nie martw się o to najdroższy - mruknął nie mogąc się powstrzymać od tej werbalnej pieszczoty, a gdy tylko sobie uświadomił, że wypłynęła razem ze słowami zamiast zatrzymać się w umyśle, zaraz zerknął kątem oka na Mitrę ciekawy jego reakcji.

        - Liranthem naprawdę nie masz się co martwić, najlepiej zapomnij o nim skoro tak cię to dręczy. Jeszcze zrobię się zazdrosny i co wtedy? - droczył się z nim, gładząc jego dłoń powoli i delikatnie. Aldaren znów był w szampańskim humorze mimo tego jakie mało komfortowe sytuacje spotkały ich dzisiejszego dnia, a przecież jeszcze druga połowa przed nimi.
        - Ah! Czyli jednak trochę niewychowany byłem? - wyrwał się ze swojej zadumy i wyszczerzył w przebiegłym rozbawieniu swoje kły wpatrując się w nekromantę jakby właśnie przyłapał go na czymś czego blondyn mógłby się wstydzić czy żałować. - Przeproszę ją jutro i zaproponuję zaopatrywanie naszego szpitala w jej towary jeśli będzie chętna.

        - To może nie nazywaj jeśli masz z tym trudności, a po prostu opisz... Myślę, że ostatecznie tak będzie ci łatwiej to poprawnie określić i jako podsumowanie nazwać. Tak jakbyś przeprowadzał jakieś badania, najpierw analiza, po tym wnioski i podsumowanie - zaproponował łagodnie.
        Było mu bardzo przyjemnie słyszeć, że Mitra się go nie bał, tym bardziej, że gdzieś tam w odmętach umysłu dalej miał widok przerażonego, niemalże na skraju załamania nekromanty, zaraz po tym jak go ugryzł w kryptach Krazenfirów, nie mogąc powstrzymać przed tym Xargana. Wspomnienie to zakuło go w sercu jakby ktoś własnie wbił w nie szpilkę. To było straszne i Aldaren miał nadzieję, że nigdy więcej się to nie powtórzy, że eksperyment z jego własną krwią się powiedzie i nigdy nie będzie musiał zbliżać się do niebianina w tym celu, czy nawet go o to prosić. Chciał mu oszczędzić bólu i powrotu tych przykrych wspomnień. Nawet jeśli Mitra byłby ostatnią żyjącą istotą na ziemi, a skrzypek zacząłby usychać z głodu, wolałby zamienić się w proch czy po prostu się zabić, byle by tylko nie wbijać kłów w tę kusząco bladą, jedwabiście miękką i do tego przyjemnie ciepłą szyję nekromanty, który mógłby błagać wampira by go ugryzł, a po tym krzyczeć jego imię, gdy Aldaren przebijałby mu skórę swoimi kłami, a po tym...
        Skrzywił się z niezadowoleniem, że w ogóle coś takiego miało czelność zatruwać jego umysł. Pokręcił głową, a słysząc pociąganie nosa oprzytomniał zaniepokojony myśląc, że może to nie była tylko chora fantazja jego spaczonego umysłu, a rzeczywistość i naprawdę zrobił krzywdę niebianinowi. Na szczęście wszystko było w porządku, a nieumarły powstrzymując chęć otarcia tych łez czy raczej scałowania ich, podał przyjacielowi uprzejmie chusteczkę. Niemałą ulgą było dla niego, że błogosławiony zajął się szperaniem w przyprawach, więc skrzypek mógł się skarcić paskudnie w myślach i opamiętać w swoim szaleństwie.

        - Oczywiście! - zgodził się gwałtownie zaraz biorąc nową patelnię i po postawieniu jej na ogień oraz wysmarowaniu nieco tłuszczem, wrzucił cebulę, zdejmując i przykrywając pokrywką pieczarki, o których na śmierć zapomniał, a które miały już dość. Nie podobało mu się takie rozkojarzenie, bo jak miał być dla Mitry tarczą kiedy takie myśli chodziły mu po głowie!
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra spojrzał na wampira z ukosa jakby wcale mu się ta uwaga o łamaniu prawa nie podobała. Oczywiście, że jako nekromanta w tym mieście musiał się bardzo pilnować, bo prawo było surowe, a kary bardzo wysokie. Kto się nie stosował z reguły szybko kończył karierę, bo wszyscy pozostali nekromanci chętnie donosili na swoich łamiących prawo kolegów - to kwestia szargania opinii grupy społecznej pospołu ze strachem, że przepisy mogą jeszcze ulec zaostrzeniu. Aresterra wiedział jednak, że Aldaren tylko sobie żartował, tak jak zresztą Mitra, który sam ten temat zaczął. Już nawet nie zaczynał tłumaczyć, że miał prawo na czas badań wypożyczyć zwłoki i trzymać je w swojej piwnicy, bo miał ku temu warunki… Może kiedyś do tego wrócą. Głupotą byłoby rozmawiać teraz o pracy, skoro atmosfera zrobiła się tak miła, a skrzypek wyglądał na tak szczęśliwego i nawet zbierało mu się na czułości, przytulił Mitrę i pocałował go w głowę, a błogosławiony poddał mu się, pochylając się lekko w jego stronę. Później odprowadził go wzrokiem gdy wychodził z kuchni po kieliszki. Westchnął cicho, jakby nadal trochę nie wierzył, że to działo się naprawdę.

        Mitra był odrobinę zaskoczony, gdy zobaczył, że Aldaren nie przyniósł wspomnianej krwi, a całą butelkę koniaku. Pomyślał, że być może zapomniał albo jednak ta krew była tu dzień w kuchni, może schowana w szafce i przez to jej nie zauważył… Ale skrzypek wyraźnie powiedział, że to tym koniakiem mają przyprawić jego porcję.
        - Nie no, zdaję się na ciebie - mruknął. - Ale na pewno koniak wystarczy? W tej temperaturze alkohol wyparuje z farszu…
        Mitra w ogóle nie zaprzątał sobie głowy tym, że koniak był drogi i być może nie do końca nadawał się, by używać go do farszu do ziemniaków. Cena nie grała roli, tym bardziej że smakowo na pewno by to pasowało do siebie, bardziej martwił się o zdrowie Aldarena, dlatego wcześniej nalegał na krew. Nie zamierzał jednak się upierać i jeśli skrzypek uzna, że będą korzystać z koniaku, doprawi nim cały farsz, bo tak jak krwi nie miał specjalnej ochoty jeść ani pić, tak alkohol był mu zupełnie obojętny.

        - “Oziębły” to nie to samo co “zimny”! - zganił go z udawanym wyrzutem nekromanta, bo doskonale wiedział, że Aldaren znał tę różnicę i teraz tylko się zgrywał. Mina mu jednak nieco zrzedła, gdy wampir otwarcie przyznał, że nekromanta był oziębły. Liczył, że jednak nie było tak źle, bo wydawało mu się, że się starał… Skrzypek jednak zaraz kontynuował i wtedy Aresterra się rozluźnił.
        - Na początku w ogóle bym nie przypuszczał, że to się tak skończy - przyznał. - I potraktowałem cię jak wszystkich innych.
        Później zaś Aldaren mógł dojrzeć, jak Mitra wyraźnie się rozluźnił i nawet zdawał się być zadowolony. Jakże mogłoby być inaczej, skoro ukochany dostrzegał jego starania?
        - Tylko względem ciebie - podkreślił błogosławiony. Przecież widział jak “uroczy” był dla innych. W najlepszym wypadku neutralny i nieco mrukliwy, a w najgorszym uszczypliwy, jak względem Lirantha. Albo miesiąc temu w stosunku do skrzypka, do którego teraz się łasił, przytulał i mówił mu czułe słowa. Jakim cudem to się stało?
        - Jesteś niemożliwy - westchnął Aresterra, wracając z krainy własnych myśli do tego co mówił wampir. - Przyznaj po prostu, że lubisz ten zapach i tylko szukasz wymówki by go stosować - prowokował go.

        To jak Aldaren później się do niego zwrócił - najdroższy - oczywiście nie umknęło Mitrze i zaraz spojrzał na ukochanego jakby chciał się upewnić czy dobrze usłyszał. Po chwili spuścił wzrok i lekko skulił ramiona, mrużąc oczy jak głaskany kot. Podobało mu się to. Co prawda bardzo lubił, gdy Al zwracał się do niego po imieniu, ale to było takie niezwykłe i miłe. Nikt nigdy nie mówił do niego z taką czułością… Aż prawie poprosił, by to powtórzył, ale powstrzymał się - wolał delektować się takimi chwilami, by się nimi metaforycznie nie przejeść. Niemniej jeszcze chwilę rozpamiętywał to zdanie i ten słodki zwrot i choć nie odezwał się słowem komentarza, Aldaren na pewno widział jak wielką sprawił mu radość i jak wyjątkowy poczuł się niebianin.

        - O Lirantha, no wiesz? - prychnął Mitra. - Mam o wiele bardziej wysublimowany gust… - dodał, wymownie omiatając Aldarena wzrokiem z góry na dół nim wrócił do przerwanego zajęcia… Ale tylko na chwilę, nim znów musiał przerwać.
        - Nie łap mnie za słówka! - nadąsał się na pokaz, tak samo jak na pokaz cwaniacko szczerzył się do niego jego ukochany. Naprawdę czerpał radość z takiej rozmowy, z takich przytyków, które nie były na poważnie, o czym świadczyły uśmiechy i gesty. To było dla niego coś zupełnie nowego, jak ze snu.

        Mitra wysłuchał propozycji Aldarena w milczeniu i z początku nie wyglądał na chętnego, by podjąć tę próbę. Pociągnął lekko nosem i wrócił do siekania i już zdawało się, że puścił tę propozycję mimo uszu… Ale po przyjęciu od skrzypka chusteczki i otarcia mokrych od łez oczu nagle zaczął mówić.
        - Wiesz, dla mnie spojrzenie od dawna było tym samym co dotyk. Czułem je prawie fizycznie, nawet gdy ktoś wpatrywał się w moje plecy… Zawsze je czułem. I tak jak dotyk może być różny, tak spojrzenie też. Sam wiesz, że można ten sam gest wykonać tak różnie… Raz położysz komuś dłoń na ramieniu tak, że skuli się pod tym gestem, bo będzie w nim coś złowrogiego, a innym razem dodasz w ten sposób otuchy. I ja zawsze czułem to pierwsze. Te spojrzenie były takie… zaborcze. Pożądliwe i napastliwe. Ciekawskie w tak chory sposób… - Mitra na moment przerwał i głęboko westchnął. Skupił się na zakręceniu słoika.
        - Jedna osoba będzie się nachalnie gapiła na swój obiekt badań albo wręcz szturchała go patykiem, byle tylko coś zrobił, a kto inny schowa się w kącie i będzie patrzył, nie narzucał się. Ty jesteś tym drugim typem. Wiem, że patrzysz, ale nie oczekujesz ode mnie niczego. Twoje spojrzenie jest jak taki… Takie jak to w jaki sposób mnie dotykasz. Nie naciskasz na mnie, nie obejmujesz tak bym nie mógł uciec, zawsze zostawiasz luz. Wiem… Wiem, że czasami chciałbyś mnie objąć mocniej, dotknąć śmielej, ale tego nie robisz. Gdy patrzysz nie czuję się bezbronny, bo po prostu nie jesteś taki napastliwy. Nie wiem… Sam nie wiem jak to lepiej ująć. Chyba po prostu czuję się przy tobie bezpiecznie - zakończył, śmiało podnosząc wzrok na skrzypka, jakby faktycznie był o tym przekonany. Od łez kolor jego tęczówek zdawał się być jeszcze wyraźniejszy niż na co dzień.
        - Wiem, że nic mi nie grozi ani z twojej strony, ani niczyjej innej gdy jesteś przy mnie - podsumował, pieszczotliwie muskając wierzchem dłoni policzek pochylonego nad patelnią wampira. Później wrócił do gotowania. Zabrał gotowe już pieczarki i razem z resztą ziół szurnął je do miski z mięsem, po czym zaczął energicznie mieszać. Spróbował farszu i pokiwał sam do siebie głową. Było dobrze, teraz tylko dodać cebulę i można nadziewać. A skoro o cebuli mowa…
        - Będzie już dobrze - ocenił, zerkając nad ramieniem Aldarena. - Dojdzie w piecu. Chodź, kończymy i nadziewamy - zarządził, podsuwając miskę, by nie robić wszystkiego za wampira. Niech skrzypek rządzi patelnią, a on będzie mieszał farsz. Zabrał się za to trochę zbyt energicznie, przez co odrobina wypadła mu z miski na podłogę, na co już czekał kręcący się po kuchni Żabon. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, mały demon zaraz wciągnął surowe mięso z przyprawami i wtedy już było mu wszystko jedno czy go zganią czy nie.
        - No dobra, niech ci będzie - mruknął Mitra patrząc na niego z pewną dezaprobatą. - Moja strata, twój zysk. Ren, dodajmy tego koniaku do całej masy, nie będziemy jej dzielić - zarządził Mitra.

        Zadowolony z takiego postawienia sprawy i zostawienia go w spokoju brzydal zaskrzeczał i poszedł sobie posiedzieć pod stołem, by obserwować anioła i wampira pracujących razem w kuchni. Mitra zerknął jeszcze na niego krótko i zaraz wrócił do farszu i do ziemniaków. Chwilę pracował razem z Aldarenem w milczeniu, niby skupiony na pracy, ale cały czas zerkając na wampira, jakby upewniał się, że on naprawdę tam nadal jest. Nawet nie panował nad tym jak drżały mu ręce z emocji.

        - Ren… - zagaił w końcu. - Prosiłem by zachować nasz związek w tajemnicy, ale… Jak to tutaj jest? Nigdy mnie nie interesowało kto z kim i nigdy tego nie słuchałem… Czy w Maurii taki związek jak nasz nie jest proszeniem się o kłopoty? Wiesz, dwóch mężczyzn…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ignorując prośbę o wzięcie krwi, którą miałby dodać do swojej części farszu, mógł zmartwić Mitrę, niemniej chwilowe zmartwienie ukochanego było bez porównania lepszym wyjściem, niż oglądanie go przerażonym po tym jak mógłby mu zrobić krzywdę gdyby stracił przez żądzę krwi nad sobą kontrolę. Postawił kieliszki oraz butelkę na blacie i zaraz jasno zasugerował swoją wypowiedzią, że zamiast krwi woli by dodany został koniak, albo jakiś inny alkohol jeśli tego nekromancie szkoda. Z tego co zauważył w jednej kieszonkowej książeczce kulinarnej, którą zakupił w drodze do Rapsodii, można było dodać koniak do jakiegoś tam zmyślnego pasztetu, a pasztet gdyby się zastanowić jest prawie jak farsz, więc kto wie, może przygotowywane przez nich faszerowane ziemniaki dzięki temu jeszcze zyskają na smaku, nie mówiąc już o podniesieniu tego dania do rangi wykwintnego skoro dodany zostanie tak szlachetny trunek.
        - Jeśli wyparuje, sprawdzimy czy placebo działa - zaśmiał się wesoło. Spojrzał na nieprzekonanego i zmartwionego nekromantę i uśmiechnął się do niego pokrzepiająco ze stoickim spokojem w lazurowych oczach. Żart chyba niebianinowi nie przypadł do gustu, więc postanowił z niezachwianą pewnością siebie zapewnić go, że wszystko będzie dobrze. - Masz rację, jeden kieliszek może nie starczyć, ale zawsze można dodać więcej, ewentualnie przykryć czymś ziemniaki w piekarniku. Wiesz... ze śniadania zostało też jeszcze trochę likieru pomarańczowego... - zasugerował z rozbawieniem mieniącym się w oczach, wpatrujących się czule w niebianina.

        - Uh, naprawdę?! - westchnął z zaskoczeniem, przykładając teatralnie jedną dłoń do klatki piersiowej, a drugą przytykając do ust wyrażających jego zdziwienie. - Całe życie żyłem w kłamstwie! - melodramatycznie oparł się o blat, przykładając w charakterystycznym geście dłoń do czoła niczym niewiasta, której groziło lada moment omdlenie.
        Wyszczerzył się w psotnym rozbawieniu, nie mogąc uwierzyć w to jak rozluźniony jest Mitra i że właśnie naprawdę razem sobie żartują. Czegóż więcej chcieć od życia?! Aldaren mógłby przez cały dzień nic nie robić tylko upajać się widokiem beztroskiego złotowłosego mężczyzny, który obecnie oblegał razem z nim kuchnię. I pomyśleć, że jeszcze ponad miesiąc temu był on zamknięty w sobie i oschły dla otaczającego go świata. A teraz? Ciężko było wampirowi uwierzyć w to jakie szczęście go w końcu spotkało, po tylu rozdzierających serce miłościach.
        - Niezmiernie mi miło, że teraz jestem inny niż wszyscy i jedyny - powiedział z wielką wdzięcznością widoczną na jego twarzy. Usłyszenie czegoś takiego od Mitry było dla krwiopijcy równie przyjemne co usłyszenie "kocham cię", choć to jako dodatkowy efekt powodowało, że jego serce się natychmiast rozpływało i wiedział, że dla Mitry zrobiłby absolutnie wszystko, wystarczyłoby tylko jedno jego słowo.

        - Ja niemożliwy?! - jęknął z udawanym urażeniem. - Taaak, nawet nie wiesz jak bardzo pragnę obsypać całe swoje posłanie jaśminem i zobaczyć... - "ciebie leżącego wśród tych kwiatów" - dokończył w myślach, w porę gryząc się w język.
        Nie zwracając uwagi na to, że Mitra na niego patrzy, pacnął się w czoło, by zaraz zażenowany własnymi myślami przeczesać palcami włosy. Jedno słowo i mógłby zepsuć cały ten błogi nastrój oraz dobry humor nekromanty, a tego nie chciał. Cóż... może faktycznie powinien napić się krwi, może dzięki temu jego myśli znów staną się względnie bezpieczne i przyzwoite.
        - "To bardzo dobry pomysł, u Nihimy zawsze znajdziesz coś wyjątkowego na ząb wśród klienteli i od razu będzie miejsce gdzie spędzić przyjemną noc... Ej a mógłbyś przy okazji i dla mnie coś załatwić? Chyba zasłużyłem, cały dzień ciężko pracuję nadzorując budowę TWOJEGO szpitala i pragnę przypomnieć, że wciąż jestem bez obiecanego mi śniadania!"
        Najwidoczniej Xargan się już obudził i nie był zbyt zachwycony, choć pomysł z odwiedzinami Nihimy i jej klientów różnego sortu, niektórych bardzo chętnych by jakiś wampir zatopił w nich zęby, bardzo się demonowi spodobał. Tak bardzo, że był nawet w stanie zapomnieć o nieprzyniesionym mu śniadaniu.
        - "Mogę ci załatwić u niej nocleg i towarzystwo, jeśli obiecasz, że nikogo nie zabijesz. Na mnie jednak nie licz, nie chcę zdradzić Mitry" - odparł mu chłodno. Skrzypek był zły, że w ogóle taki pomysł przyszedł upiorowi do głowy.
        - "Mitry" - prychnął z pogardą. - "Jesteś wampirzym lordem, jakiś żałosny nekromanta nie powinien być twoim ogranicznikiem."
        Oczy Aldarena przybrały w gniewie czerwoną barwę, przez to jak Xargan wypowiadał się na temat niebianina. Nie mógł jednak za wiele zrobić, skoro demon znajdował się niecałą staję od domu Mitry.
        - "Możesz robić wszystko co tylko chcesz, tym bardziej, że nekromanta będzie spał."
        - "Ten nekromanta ma imię to po pierwsze, po drugie zapomnij o swoich planach na dzisiejszy wieczór. Będziesz strzegł miejskiego cmentarza, grabarz miał ta ostatnio dużo problemów z trupojadami" - zarządził ostro wampir i odetchnął głęboko by się uspokoić.
        - "Co?! Ale...!"
        - "Na twoim miejscu cieszyłbym się, że nie ma mnie w pobliżu i mam dużo przyjemniejsze rzeczy na głowie, niż odsyłanie cię do pustki."

        - Sądząc po twoim spojrzeniu jestem tego najlepszym przykładem jak rozumiem - zaśmiał się nie kryjąc swojego rozbawienia zaistniałą sytuacją, a zwłaszcza tym jak Mitra przesunął po nim spojrzeniem, niemal od stóp do głów.
        Nie chcąc utrudniać przyjacielowi jego badania wzrokiem, przyjął dostojną pozę, unosząc lekko głowę i wypinając dumnie pierś, łapiąc się przy tym pod boki i zerkając kątem oka arystokratycznie gdzieś w bok. Ze śmiechu jednak nie mógł tak długo wytrzymać, tym bardziej, że zaraz Mitra go skarcił łapaniem za słówka.
        - Za słówka nie, za rękę nie, to za co? - zapytał zaczepnie z podstępnym błyskiem w oku.
        Zaraz zbył to jednak ręką i uśmiechnął się ciepło wracając do przygotowywania obiadu, a dokładniej zdjęcia gotujących się ziemniaków z ognia i po odcedzeniu wody pozostawieniu ich do wystygnięcia.

        W końcu udało im się wyleczyć z tej zaraźliwej głupawki jakiej się poddali i dzięki której gotowanie było jeszcze przyjemniejsze, bo wypełnione było beztroską i śmiechem (to drugie co prawda wyłącznie ze strony wampira, ale nie można powiedzieć, że i nekromancie się to nie podobało. Widać po nim było, że również się dobrze bawił).
        Gdy się już uspokoili rozmowa zeszła na bardziej poważne tematy i widząc problemy Mitry z odpowiednim ubraniem w słowa swoich uczuć, zaproponował jak mógłby rozwiązać swój problem. Milczenie się przedłużało i już skrzypek myślał, że temat ten zostanie zbyty, czego nie miałby za złe nekromancie, w końcu każdy miał prawo do zachowania dla siebie trudniejszych kwestii, lecz błogosławiony nagle przemówił. Aldaren słuchał uważnie każdego słowa, nawet przerw między nimi na zaczerpnięcie oddechu, tak jakby obawiał się, że coś może mu umknąć. Nie odzywał się, nie wtrącał nic, nie komentował. Po prostu chłonął każdy wyraz, który opuścił jego delikatne usta. A kiedy Mitra skończył i na ciemnowłosego spojrzał, widok jego oczu zaparł wampirowi dech w piersi. Mógłby utonąć w tych oczach, wyglądały jak rozpogodzone niebo po niedawnej ulewie - świeże, rześkie, czyste, pełne nowej siły. Z jednej strony chciałby przez resztę swojej wieczności oglądać te oczy, z drugiej miał nadzieję już ich więcej nie zobaczyć jeśli efekt był wywołany przez wcześniejsze łzy, nawet te wyciśnięte przez cebulę.
        Bardzo mocno pragnął porwać go teraz w swoje objęcia, chronić przed światem pod kloszem i już nigdy więcej nie wypuścić, ale zamiast tego odetchnął i na moment uciekł posępnym spojrzeniem na patelnię z pieczarkami. Jego myśli za bardzo przypominały działania Fausta, teraz doskonale go rozumiał dlaczego tak bardzo starał się zatrzymać skrzypka tylko dla siebie, jednakże mimo to Aldaren nie chciał tego samego dla Mitry. Nie chciał być taki jak Faust, bo z własnego doświadczenia wiedział, że prędzej czy później nekromanta by cierpiał i był nieszczęśliwy.
        - Zawsze będę twoją opoką - powiedział z miłością i obietnicą, przytulając policzek do gładzącej go dłoni. Uśmiechnął się rozpogodzony do ukochanego, który tym czułym gestem przegnał ciemne chmury, które zawisły nad skrzypkowym umysłem.
        - Wierz mi, mógłbym siedzieć w kącie i obserwować cię przez całe swoje życie, bylebyś był szczęśliwy i pogodny jak choćby chwilę wcześniej, gdy żartowaliśmy. Jesteś najcudowniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem w ciągu całego swojego istnienia - dodał czule i zaraz słysząc jego opinię na temat cebuli, zdjął ją posłusznie z ognia i przełożył do farszu, uważając by nie poparzyć nekromanty.

        Obserwował z uwagą jak intensywnie miesza farsz, na Żabona chętnego do posprzątania tego co spadło zerkając tylko przelotem, przynajmniej nie musieli się martwić o pozbieranie tego co spadło by nie wdepnąć w to i nie roznieść po całej kuchni albo się nie poślizgnąć. Sprawdził stojące pod oknem ziemniaki i dał Mitrze łyżkę do wydrążania środka i przy okazji nakładania od razu farszu, uśmiechając się do niego z miłością za każdym razem gdy na niego zerknął i pochwycił jego spojrzenie. Myślał przy tym czy jest jakiś sposób by życie Mitry jeszcze bardziej rozpieścić i sprawić by było mniej problematyczne, dokładniej myślał o tym jak uchronić go przed spojrzeniami, bo o ile przed złym słowem i dotykiem było łatwo, o tyle ze wzrokiem mogłyby być pewne problemu. Mu spojrzenia innych rzadko przeszkadzały, a jeśli zakrycie się płaszczem i nałożenie kaptura było niewystarczające dla wampira, od razu przemieniał się w kruka i wtedy miał już całkowity spokój od nachalnego wzroku mijanych przechodniów.
        Z tą myślą na moment zamarł z drążonym w dłoni ziemniakiem i zastanowił się uważniej nad tym pomysłem. Byłaby przy tym pomocna magia iluzji, albo struktury z tego co się orientował, choć zapewne najlepsza w tej sytuacji była by magia przestrzeni i umiejętność teleportacji. Ale to wymagało sporo czasu na naukę i lat praktyki. Poza tym... Mitra mógł nie mieć odpowiednich predyspozycji czy talentu do tych dziedzin. A gdyby tak....
        Pokręcił głową odrzucając ten niedorzeczny pomysł i skupił się na bardziej skomplikowanych rozwiązaniach jak załatwić tę sprawę. Czapka niewitka, magia ducha... Czy mógłby przejąć... bardziej "percepcyjną" kontrolę nad swoimi manekinami? Przenosić do nich swoją świadomość? Nie musiałby wychodzić z domu, ale... nic by nie widział, nic by nie słyszał, nie mógłby mówić i czuć...
        Westchnął, nie mogąc na tę chwilę nic wymyślić. Bo nawet gdyby dał mu swoje ubrania, coby Mitra miał niby udawać skrzypka, to przecież Aldaren ma masę znajomych i zawsze ktoś go rozpozna i zaczepi. Chyba będzie musiał pogadać z kilkoma osobami i przewertować książki choćby z faustowej biblioteczki. Może coś znajdzie godnego uwagi, bo póki co jedynym sensownym rozwiązaniem byłaby... Na to wampir absolutnie nie miał zamiaru się zgodzić, nawet gdyby miał stracić Mitrę. Nie będzie go krzywdził i zsyłał na niego tego przekleństwa.

        - W mieście panuje kult śmierci, więc miłość nie jest tu tak hołubiona. Wszystko co ma z nią jakikolwiek związek uważna się za fantazje na tle erotycznym, a te w Maurii potrafią być niekiedy przerażające i obrzydliwe. Związek dwóch mężczyzn, czy dwóch kobiet zapewne jest uważany jako coś nienaturalnego w ocenie ludzkich mieszkańców, ale gdy tylko jeden z partnerów takich związków jest wampirem, od razu podchodzi to pod preferencje związane z piciem krwi, wiec nie ma różnicy czy w takim związku są dwie te same płci, czy jednak przeciwne. W ocenie nieumarłych jest to zawsze relacja drapieżnik - ofiara. Inaczej się sprawa ma jeśli oboje partnerzy są wampirami, przy czym jeden z nich zajmujący wysoką pozycję w hierarchii. Taki związek zawsze będzie potępiany, bo jak arystokrata może się wiązać ze zwykłym przemienionym czy służącym. Natomiast jeśli chodzi o dwójkę wampirów wysokiego rodu, cóż... w takim przypadku jedynie kobieta i mężczyzna mają rację bytu, związki tej samej płci mogą podchodzić pod zdradę rodu - odpowiedział smutno, bo wiedział, że ich związek w oczach innych będzie opierał się na zasadzie relacji drapieżnika i ofiary, nawet jeśli nie będzie w tym ani grama prawdy.
        Wiedział, że to może być jeszcze bardziej dla Mitry krzywdzące, niż odbieranie go jedynie przez pryzmat tego, że w połowie był aniołem. Nie podnosił na nekromantę wzroku, a zaraz też się odwrócił do niego, gdy zabrał tacę z ziemniakami i wstawił ją do pieca. Nie ważne jak bardzo by przekonywał innych, że Mitra nie jest jego pożywieniem, a miłością życia, wiedział, że ich związek wzięty za fanaberię znudzonego egzystencją, rozpieszczonego wampirzego paniczyka, który nie wie co ma robić z życiem, gdyby wyjątkowo długo upierał się przy swoim. W ostateczności może zostać zlinczowany za kalanie szlachetnej wampirzej rasy, choć wątpił w taką reakcję, biorąc pod uwagę to, że wszystkie wampiry wysokich rodów wiedzą, że Aldaren był kiedyś człowiekiem i to jeszcze sierotą przygarniętą litościwie przez Fausta niczym bezdomny szczeniak, którym później pozostał. Dość często był brany w przeszłości za faustowe zwierzątko.
        - Większy problem może być w nekromanckiej części społeczeństwa, bo przecież wampiry powinny być podległe nekromantom, w końcu to jeden z nich stworzył całą rasę. Może być więc nieprzychylnie brane pod uwagę, że któryś z nich związał się z nieumarłym, a nie ma go jako zwykłego sługi. O ile innym mieszkańcom Maurii, nie ważne jakiej rasy, stosunki darzenie miłością nieumarłych za specjalnie nie przeszkadza, o tyle dla nekromantów wiązanie się z obiektami swych badań i służącymi jest co najmniej obrzydliwe - dodał jakby to wyglądało ze strony profesji błogosławionego, odwrócił się od pieca i na partnera spojrzał.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldaren się śmiał, lecz Mitra się martwił. A konkretniej troszczył się o niego - ostatnie czego by chciał, to doprowadzić go do bolesnych kłopotów żołądkowych, po których całe popołudnie próbowałby zwrócić własne trzewia. Dlatego ten żart o placebo przyjął z dość kwaśną miną, ale później dał się już udobruchać dobremu nastrojowi wampira. Parsknął słysząc aluzję o użyciu sosu ze śniadania.
        - Pokrywka to niezły pomysł, mam chyba nawet coś tu co by się nadawało. Ale ten sos… Ty to będziesz jadł - zagroził mu, wskazując go końcem noża. - Niech ci będzie. Coś jeszcze wymyślę - zastrzegł, kombinując jak można by doprowadzić do tego, by w jedzeniu było dość alkoholu, aby Aldaren mógł oszukać swój żołądek. Na razie nic nie przyszło mu do głowy… Na razie. Zanim zasiądą do obiadu na pewno coś przyjdzie mu do głowy. Musiał jeszcze wcześniej przypomnieć sobie gdzie mogło się podziać naczynie do zapiekania, bo był pewny, że miał coś takiego w domu - spory gliniany garnek z pokrywką - ale gdzie to było, to była dopiero zagwozdka. Nekromanta nie używał tej formy jak długo mieszkał sam, a trzeba zaznaczyć, że to było już kilkadziesiąt lat. Może któryś manekin będzie wiedział… Głupia myśl, ale Mitra i tak postanowił spróbować jeśli sam sobie nie przypomni. Ta kuchnia była naprawdę ogromna - w co trudno było uwierzyć gdy patrzyło się jak skrzypek i nekromanta pracowali jak najbliżej siebie, na niewielkim skrawku blatu - przeszukiwanie jej nie wchodziło więc w rachubę.

        Dobry nastrój i swobodna atmosfera tej rozmowy tak mocno wpłynęły na Aldarena, że Mitra aż musiał - po raz kolejny - przerwać swoją pracę, bo nie umiał się nadziwić tym pokazem dramatyzmu. Choć się nie uśmiechał - jakby zupełnie zanikły u niego odpowiedzialne za to mięśnie twarzy - widać było, że podobały mu się te wygłupy.
        - No już, już - zganił go. - Nie pokładaj mi się po blacie, bo zaraz ci włosy wpadną do tego surowego mięsa - mówiąc to Mitra ujął skrzypka pod głowę i pomógł mu się podnieść, nie myśląc nawet o tym, że gdy tak trzymał dłoń na potylicy wampira, aż prosiło się by go pocałował. Zaraz zresztą rękę zabrał, pociągnął nosem nad cebulą i wrócił do krojenia.
        - Jak mi tu zemdlejesz z tych emocji to będę musiał cię cucić - dodał z udawanym wyrzutem, choć obawiał się, że Aldaren przy tym humorze zechce się rzucić w dramatycznym geście na ziemię, byle tylko Mitra się nim zaopiekował. Dobrze jednak, że skupili się na werbalnym przerzucaniu się tym kto jest bardziej oziębły i dlaczego, choć żaden nie chciał wziąć na siebie tej odpowiedzialności ani tak naprawdę nie zarzucał tego jakoś zdecydowanie drugiemu… Taka tylko przyjacielska dyskusja. Cudowna.

        Zabawne było jak z czułych wyznań o wyjątkowości znowu wrócili do tych złośliwości, znowu krążących wokół tej mitycznej już oziębłości i niewinnego jaśminu, który wymianę zdań zapoczątkował. Aldaren ochoczo zaczął opowiadać o zasypaniu swojego łóżka płatkami jaśminu, ale w jego zdaniu było coś takiego, że Mitra podniósł rękę, jakby nie chciał słyszeć dalszej części. Coś go tknęło, choć nie miał pojęcia co też wampir chciał mówić o “zobaczeniu”... Chyba ta podniesiona w pół gestu ręka, jakby niebianin zamierzał zasłonić skrzypkowi usta, sprawiła, że temat się urwał, a wampir speszony przeczesał włosy dłonią. Mitra zaś na moment bardzo intensywnie skupił uwagę na krojonej cebuli, jego myśli zaś krążyły wokół tego łóżka pokrytego płatkami jaśminu. Tylko… W głowie nie widział wcale łóżka Aldarena, wygodnego choć jednoosobowego, a swoje - ogromne łoże, w którym byłoby dość miejsca dla dwóch osób. I te kwiatki… Jego myśli podążały w oczywistym kierunku, lecz on się im bardzo przeciwstawiał, starając się skupić na rzeczywistości. Do jego świadomości ledwo przedarły się cienie tego, do czego mógłby doprowadzić ten nieszczęsny jaśmin i już wiedział, że na razie wykluczone, by skusił się na takie fanaberie.
        Teraz dość! Mitra odetchnął i skupił się na siekaniu, by się nie zaciąć. Zerknął ze dwa razy na wampira, który wyglądał na bardzo głęboko zamyślonego. Czyżby i jemu wyobraźnia pracowała? Nie wiadomo co gorsze - czy te kosmate podejrzenia Aresterry, czy rzeczywistość i to o czym rozmawiali z Xarganem. Lepiej niech Mitra nie zna prawdy, obu to wyjdzie na zdrowie.

        Kolejne wygłupy Aldarena - to jak dramatycznie pozował, gdy błogosławiony go podziwiał - sprawiły, że Mitra parsknął i musiał zrobić sobie przerwę, by otrzeć oczy i poprawić sobie włosy. Przedramieniem odgarniał włosy z czoła, gdy wampir zaczął mu stroić fochy na wieczne zakazy.
        - Za d…! - zaczął tak, jak to się cisnęło na usta w odpowiedzi na tak zadane pytanie, ale nagle odpowiedź ugrzęzła mu w gardle. Zastygł w pół słowa i w pół gestu, znowu z nożem wzniesionym w grożącym geście. Zmrużył drapieżnie oczy.
        - Prawie ci się udało - oświadczył, jakby to skrzypek podsunął mu taką ripostę, a nie jego odruchy. - Nawet o tym nie myśl - dodał jeszcze, dąsając się na pokaz, a jego nóż znowu zaczął stukać o deskę w bardzo wymowny sposób.

        - Tak…
        Mitra był wyraźnie zamyślony. Patrzył na Aldarena i widział to trochę pochmurne, zamyślone spojrzenie, które tak pięknie się rozpogodziło, gdy tylko dotknął jego policzka. Po raz kolejny przekonał się jak ważne były dla skrzypka czułości i dotyk. Mógł gadać i gadać, ale wystarczyło, że pogłaskał go po policzku i już był taki rozanielony. Niby niewiele, szkoda, że Mitra tak bardzo musiał nad sobą pracować, by takie gesty stały się dla niego czymś normalny. Ale warto było, niech to, zdecydowanie warto. By widzieć te uśmiechy i być obdarowanym takimi czułymi, ciepłymi spojrzeniami, które same w sobie wyrażały wszystko to, co powiedział skrzypek. “Najcudowniejszy człowiek, jakiego spotkał w całym swoim istnieniu”...
        - To moja kwestia - zapewnił Mitra bardzo cichym, czułym głosem, bo miał wręcz gardło ściśnięte tym, jak bardzo go poruszyło to wyznanie.

        Nawet gdy stali obok siebie i wybierali miąższ z ziemniaków było w tym coś, co bardzo cieszyło Mitrę. Wydawało mu się, że nie potrzebuje więcej, że teraz jest naprawdę szczęśliwy. Tak zaczął myśleć jak by to było, gdyby poznał się z Aldarenem gdy tylko trafił do Maurii, zanim tak zamknął się w sobie ze swoimi fobiami, strachami i wstrętem do siebie i całego świata. Zastanawiało go czy wtedy również by do siebie tak lgnęli, czy byliby w stanie stworzyć ten sam związek co teraz. Czy być może to przeciwności losu sprawiły, że rozkwitła między nimi miłość, a bez niej minęliby się bez słowa, nie zwracając na siebie uwagi… W sumie tak też kiedyś było - w końcu Aldaren przychodził do Saraliza Aresterry na lekcje, a ich przyszywani ojcowie odwiedzali się raz na dłuższy czas by podyskutować o swoich sprawach. Mitra jednak nigdy nie brał udziału w tych spotkaniach, nie wychodził z domu, a gdy to do nekromanty ktoś przychodził, on wolał zaszyć się gdziekolwiek byle nie na parterze - siedział w swoim pokoju albo w piwnicy i pracował nad jakimiś rytuałami, babrał się w zwłokach i ożywiał ciała małych zwierząt albo figurki, którymi każde normalne dziecko bawiło się po prostu nimi potrząsając i mówiąc grubym głosem. Aldarena widział więc być może przelotnie, na tyle, by nie mogli się zapamiętać, a tym bardziej wyrobić na swój temat jakiejś opinii. To dobrze, bo dzięki temu zaczynali od zera. I… dotarli aż tu.

        Aldaren wiele wiedział o tym jak wygląda temat związków w tym przedziwnym mieście, a to co mówił co prawda nie zaskakiwało Mitry, ale od razu zorientował się, że to nie jest - ogólnie mówiąc - światowy standard. Tym chętniej słuchał, bo wcześniej jakoś go to nie interesowało. Ktoś tam miał żonę, kochankę, przyjaciółkę - jego sprawa. Nigdy nie komentował i jakoś nie łapał tych konspiracyjnych szeptów. Dlatego naiwnie zakładał, że głównym problemem będzie to, że oboje z Aldarenem byli mężczyznami, ale najwyraźniej to była kwestia drugorzędna, bo to można było łatwo wytłumaczyć seksualną fanaberią. Co za paranoja. Mitra chwilę stał i myślał, lecz ocknął się, gdy wampir zabrał formę z ziemniakami.
        - Ach, czekaj, czekaj! - przerwał mu. Co prawda nie poszukał w międzyczasie tamtej nieszczęsnej formy, ale skoro ziemniaki układali w niskim, szerokim garnku, mogli go potraktować tak samo jak tamto naczynie. Tylko pokrywka… Mitra chwilę się tłukł po szafkach, po czym wrócił do skrzypka z pokrywką.
        - Już - uznał. - Chwilę dłużej będzie się gotować, ale przynajmniej alkohol nie odparuje - oświadczył, po czym gestem przyzwolił, aby ziemniaki w końcu wstawić do pieca. Później dalej słuchał tego jak ich związek może być postrzegany, a gdy już wszystko zostało powiedziane chwilę milczał, jak to on, aż do chwili gdy wydawało się, że już nic nie powie. Wtedy zdecydowanie pokręcił głową.
        - Mogło być gorzej - mruknął. - Jeśli chodzi o opinię nekromantów, nie ma co się nimi przejmować… Mną się raczej nikt nie interesuje, a nawet jeśli… Nikt nie uwierzy, że ja mogę być z kimkolwiek w związku, nawet gdyby złapali nas razem w bardzo oczywistej sytuacji. Zresztą gdy będę pracował w szpitalu jako lekarz i tak przestanę się dla nich liczyć, bo wiesz, za blisko życia wtedy będę, nawet jeśli samym spojrzeniem potrafię podnieść tuzin nieumarłych - dodał z przekąsem. - A poza tym… Wampiry to nieumarli, tak, ale nikt nie śmie was traktować jak bezmyślne mięso. Zwłaszcza kogoś takiego jak ty, bo ty się teraz bardzo liczysz. Więc nekromantami nie ma co się przejmować - uznał, wzruszając ramionami. Sięgnął po butelkę z koniakiem i dolał do swojego kieliszka, a później uniósł ją w pytającym geście, czy dolać również Aldarenowi.
        - Nie przeszkadzałoby mi, gdyby uważano mnie za twojego kochanka ze względu na krew płynącą w moich żyłach… Ale nie chcę, by o tobie rozpowiadano takie rzeczy, bo nie jesteś drapieżnikiem i traktujesz mnie z szacunkiem, a nie jak rzecz… Wiem, że prędzej czy później i tak pewnie ludzie się dowiedzą co nas łączy, ale póki co nadal trzymajmy to w tajemnicy, dobrze?
        Mitra nie rozwinął myśli i nie tłumaczył swojej prośby, bo wydawało mu się, że to oczywiste. W końcu byli ze sobą od niedawna i jeszcze długo będą się ze sobą docierać. Wiele się zmieni, bo nekromanta musiał się w wielu kwestiach przełamać i nie wiedział jak długo mu to zajmie i jaki będzie efekt końcowy. Czy jego przemiana będzie dotyczyła tylko stosunków z Aldarenem, czy również podejścia do reszty społeczeństwa. Może w którymś momencie nabierze tyle śmiałości, by prowadzać się ze skrzypkiem pod rękę na ulicy albo chociaż odpowiedzieć czyniącemu głupie komentarze rozmówcy nie rzucając mu się przy tym do oczu, ale odpowiadając zdecydowanie i z klasą. Wtedy mógłby otwarcie mówić o swojej miłości, bo na pewno nie narobiłby kłopotów Aldarenowi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Hmmm... Mitra Obrońca Aldarenowych Włosów - mruknął zastanawiając się nad tym tytułem dla niebianina i popatrzył czule w niebieskie oczy partnera czując jego dłoń z tyłu swojej głowy i ta bliskość z nim... Aż dziw brał, że w tak wątłym z pozoru ciele kryje się tyle zawziętości, stanowczości i siły. Mitra był najwspanialszym mężczyzną na świecie, nikt nie mógłby się z nim równać w walce o serce wampira, bo nie było drugiego tak specyficznego, niebezpiecznego, a zarazem tak kochanego człowieka. Był prawdziwym aniołem, lecz nigdy by mu tego nie powiedział prosto w twarz, wiedząc, że to określenie działało na niego jak dziewicza krew na świeżo przemienione wampiry nie posiadające nad swoimi żądzami jeszcze żadnej kontroli. Mitra po prostu był... był... - ... Mitraśny... - Wyrwało mu się pod nosem topiąc się w tych oszałamiająco niebieskich oczach. Zabiłby każdego, kto tylko rzuciłby mu się teraz na ratunek by się w nich nie utopił.
        - Mówisz? - zapytał zaczepnie, uśmiechając się podstępnie gdy już stanął na równe nogi. Praktycznie szczerzył się obecnie jak głupi do sera i to jakby nie patrzeć z byle powodu. Ot zwykła... groźba? Propozycja? Aż go korciło by z takiej skorzystać, w końcu życie było krótkie, kto wie, czy będzie miał kiedyś taką okazję do tego by to Mitra się nim zajmował i go pielęgnował. W prawdzie skoro chciał być jego ochroniarzem istniało wielkie prawdopodobieństwo, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, jednakże... wtedy wampir za bardzo nie miałby jak się zaopiekować swoim kruchym i wrażliwym przyjacielem. I to był najlepszy argument za tym by nie zmieniać ich nieoficjalnych ról jakie w związku odgrywali, a przede wszystkim by Aldaren był cały czas zdrowy, w pełni silny i sprawny, by nigdy nie zachorował i nie został zraniony. Inaczej przecież nie będzie mógł zaopiekować się ukochanym.

        - Dupę? - podpowiedział uczynnie, wyszczerzając się szeroko i podstępnie niczym pewien magiczny, znikający kot z bajki dla dzieci, którą kiedyś czytał, a wraz z błyskiem jaki pojawił się w jego oku, efekt był po prostu obłędny. - Kiedyś mi się uda, zobaczysz, nie znasz dnia ani godziny, więc dziękuję na przyszłość za przyzwolenie. - Wybuchnął śmiechem.

        Nie jedna riposta cisnęła się skrzypkowi na usta, na odpowiedź Mitry odnośnie wyznania wampira, lecz nie chcąc psuć tej chwili po prostu milczał, wszelkie słowa i uczucia zawierając w swoim pełnym miłości oraz troski spojrzeniu, jak również w łagodnym uśmiechu na swojej twarzy. Zbliżył się o krok by dać ukochanemu w czoło szybkiego całusa i znów skupił swoją uwagę na obiedzie.

        Dość szybko też kontrolę nad sytuacją przejęły bardziej poważne pytania, a konkretnie jedno, które było dla nekromanty chyba najistotniejsze. I znów, wampir zamiast powiedzieć w dwóch zdaniach rozwinął się na dłuższą wypowiedź, ale nie była to kwestia, którą można by tak łatwo zbyć. I tak nie odbiegał zbytnio od tematu, bo przecież mógł wspomnieć, że jeden z wampirzych sędziów w całej swojej rezydencji miał klatki z nagimi, pozamykanymi w nich, niekiedy rannymi, chorymi i okaleczonymi ludźmi czy wampirami najniższej rangi. Mógł też wspomnieć o mężczyźnie (obecnie lichu), który został nekromantą tylko po to by przywrócić do życia swoją żonę. Przez pięćdziesiąt lat poddawał ją wielu różnym zabiegom mumifikacji i nie tylko by jej ciało zostało jak najdłużej świeże, kochał się z nią i opiekował jak żywą istotą, która ostatecznie i tak stała się jednym z wielu ożywionych służących, niczym manekiny Mitry, ale rozpadające się, cały czas gnijące, zjadane przez robaki i niemiłosiernie cuchnące, za to bezwzględne i agresywne. Potrafiły zjadać siebie nawzajem, albo nieostrożnych gości nekromanty, zajmującego się w mieście właśnie wskrzeszaniem tych co podpisali odpowiedni Kontrakt i zlecaniem im ich zadań, na przykład wcielanie niektórych ożywieńców do mauryjskiej armii. Mimo wszystko nie mógł omówić tematu bez zarysowania jak to wygląda w praktyce i w odczuciu różnych mieszkańców miasta. Oczywiście istniały jednostki, które miały odmienne zdanie od większości swej rasy, ale nie było co się rozdrabniać, bo przecież chodziło głównie o całokształt.

        - Hmm...? - zapytał wyrwany ze swej wypowiedzi, zatrzymując się w drodze do pieca, a gdy Mitra przyniósł mu pokrywkę uśmiechnął się, w oczach połyskiwało mu rozbawienie. - Wiesz, że można je było polać alkoholem tuż przed spożyciem? - zapytał z niewinnym wyrazem twarzy, by zaraz wstawić rondel z ziemniakami do pieca. Podjął się też dokończenia swej przerwanej wypowiedzi. Po tym przyszła pora na wysłuchanie Mitry i to jak on zaczął... nie za specjalnie spodobało się to co nekromanta mówił. Chciał już mu przerwać brutalnie i niemalże błagalnie rzucić mu w twarz, że przecież wampir się nim interesuje, ale podejrzewał, że tylko by wystraszył partnera, więc powstrzymał się i dał mu dokończyć.
        - Skoro tak mówisz... - mruknął dużo spokojniejszy, ale nadal nie za specjalnie pocieszony. Skinął głową, gdy błogosławiony niewerbalnie zapytał czy i mu dolać koniaku.
        - Dziękuję - powiedział, gdy swój kieliszek miał już uzupełniony i zaraz się nieco napił.
        - Kghu!!!
        Zachłysnął się, gwałtownie odstawiając naczynie na blat, opierając się o mebel dłońmi i pochylając głowę w dół zanosząc się duszącym kaszlem. A taki efekt wywołało oświadczenie Mitry, że mógłby zostać kochankiem Aldarena. Może i skrzypek o tym myślał, może jakaś część jego podświadomości o tym nawet marzyła, ale on nie odczuwał potrzeby by z Mitrą... by robić z niego swojego kochanka. Zwłaszcza, że nie za specjalnie sobie to wyobrażał. Kochał Mitrę i to właśnie przez to wolałby mu raczej oszczędzić TYCH rzeczy. Przecież nekromanta sam mówił, że to w pewnej części przez to brzydził się czyjegoś dotyku i bał się bliskości. Tak, wampirowi kategorycznie wystarczy tylko to, że błogosławiony będzie przy nim i że sporadycznie będzie mógł go objąć i przytulić.
W końcu udało mu się pokonać ten napad kaszlu i otarł łzy, które zebrały mu się przez to w kącikach oczu.
        - Nikt nie musi o nas wiedzieć. Będzie to moim najpiękniejszym sekretem - przysiągł zaciśniętą pięścią uderzając się i przytrzymując ją przy swoim sercu. Wraz z powagą wrysowaną na twarzy, zamierzał tę obietnicę wziąć bardziej niż na poważnie. Stała się dla niego największym punktem honoru.

        Chwilę się zakręcili po kuchni, rozmawiając i po prostu ciesząc się swoim towarzystwem, aż ziemniaki nie były gotowe. Aldaren zajął się ich wyciągnięciem i przełożeniem na talerze. Nie zapomniał także o Żabonie, który połknął swoją porcję niemalże w całości, a po tym szalał po kuchni i salonie, bo przecież to było strasznie gorące dopiero co wyjęte z pieca. Zasiadł z Mitrą do posiłku i delektował się obiadem. Był przeszczęśliwy, że znów mógł cieszyć się normalnymi daniami, choć odczuwał jedynie smak, żadnych wartości odżywczych mu taki posiłek nie dostarczał, ale mimo wszystko czuł się jakby własnie wszystkie jego marzenia się spełniły.

        Po posiłku zabrał się za zmywanie i nawet dobrze się stało bo w tym czasie Xargan zechciał (nadal obrażony na Aldarena) poinformować go w końcu, że czeka na niego w zamku jakiś facet. A może trup? Wielkiej różnicy demon podobno nie widział. Zerknął na Mitrę zastanawiając się czy zechciałby mu towarzyszyć, w końcu wcześniej nekromanta chciał zobaczyć szpital z bliska, choć w sumie po porannym spacerze wyglądał jakby nie chciał się już w ogóle z domu ruszać. Skrzypek zaczął się również zastanawiać któż to mógł chcieć go odwiedzić. Na Adama było kategorycznie za wcześnie, bo przecież zeszłego dnia się z nim spotkał i zastrzegł, że elf nie musi się spieszyć. Poza tym upiór chyba by powiedział, że elf... nie ważne jakiej postury.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldarenowi już zupełnie odbijało, ale Mitra to znosił… Nie, cieszył się tym. Bardzo ostrożnie i bez okazywania cienia zadowolenia, ale dobry nastrój wampira był czymś, co naprawdę go radowało, więc niech opowiada sobie te głupoty i nadaje mu śmieszne tytuły.
        - Obrońca Aldarena Od Stóp Do Włosów? - podpowiedział, gdy zabierał rękę z jego potylicy. Mówił jednak cicho, niepewnie, a jego ukochany był jakiś taki zamyślony, że chyba nawet go nie słyszał. Ale to nic, nie musieli się wszak jeszcze o to sprzeczać.
        Chwila… Mitrze wydawało się, że to skrzypek go nie słyszał, ale chyba było na odwrót. Bo… Czy on patrząc mu tak głęboko w oczy powiedział “mitraśny”? Co to w ogóle miało znaczyć? Nekromancie zdawało się, że się przesłyszał albo coś mu się znowu przywidziało. Jednak gdy skupiając się na robocie szukał innego słowa, które mogło brzmieć podobnie i pasować do kontekstu, nie znajdywał absolutnie nic. Przez to znowu zaczął przekonywać samego siebie, że to niemożliwe i musiało mu się przesłyszeć, gdy jednak dotarło do niego, że po raz kolejny tak robi, zganił się w myślach i twardo postanowił, że do tego wróci. Później, bo teraz nadal trwały wygłupy.

        - Ja nie używam takich słów, nie przeklinam - oświadczył hardo, gdy Aldaren usłużnie podsunął mu słowo, które zamierzał wypowiedzieć. Tak, o “dupę” właśnie chodziło, ale niech nie myśli, że będzie tak łatwo, że Mitra się spłoni i przyzna mu rację.
        - Heh, jasne… - mruknął zupełnie nieprzytomnie, nie słysząc już tych kolejnych “gróźb”, którymi częstował go wampir. Zapatrzył się w ten uśmiech. Zadowolenie skrzypka było zawsze miłe dla oka, ale gdy tak pokazywał zęby, a wyraz jego twarzy choć radosny był jednocześnie drapieżny, było w nim coś, przez co błogosławionemu miękły nogi, a w głowie robiła się kompletna pustka. Jeszcze nim nabrał pewności co do swoich uczuć i choć sam przed sobą przyznał, że zależy mu na Aldarenie, zdradziło go jego własne ciało, bo przeszywały go dreszcze, gdy widział ten wyraz twarzy. Nadal trudny do określenia, ale teraz już jakby odrobinę… przyjemny.
        Dopiero śmiech Aldarena sprawił, że się ocknął.

        - Wiem - odparł bezczelnie, gdy skrzypek zasugerował mu, że jednak pokrywka na garnku była niepotrzebna. - Ale strzeżonego Prasmok strzeże. Zdejmiemy pod koniec pieczenia by się trochę przypiekło - dodał, jakby chciał tym udobruchać ukochanego.
        Ziemniaki w końcu trafiły do pieca i można było zająć się poważną rozmową o miłości i różnym podejściu do tej kwestii. Mitrze wydawało się, że gdy po usłyszeniu tła, jakie nakreślił Aldaren i wygłoszeniu własnej opinii dostrzegł pewne niezadowolenie na twarzy skrzypka… Zawahał się. Co powiedział nie tak? Naprawdę nie był nekromantą, którego by zapraszano na różne bankiety czy interesowano się jego życiem osobistym. Miał raptem kilku znajomych, raczej spuściznę po Sarazilu niż takich, których zdobył osobiście, a wśród nich był jeden plotkarz wyjątkowej wody - gdyby na mieście pojawił się chociaż cień plotki o Mitrze, na pewno dowiedziałby się o tym właśnie od niego. Tymczasem on milczał. A skąd Aresterra mógłby być tak pewny tego, że znajomy by tego nie zataił? Bo to od niego dowiedział się, że niektórzy rozpowiadają o tym, jakoby Mitra miał zamordować swojego przyszywanego ojca. I to dzięki niemu błogosławiony nie był specjalnie zdziwiony, gdy ledwie kilka dni później do jego domu zapukali strażnicy, aby zaprosić go na przesłuchanie właśnie pod kątem morderstwa… Oczywiście, że go uniewinniono - wszak Sarazil zginął z rąk własnego ożywieńca, a to, że niebianin nawet nie próbował go ratować zostało poczytane za czysty pragmatyzm. Poza tym stary we wspomnieniach Mitry ani razu nie poprosił o pomoc, nie zarzucał mu też niczego. Nawet był chyba wdzięczny swojemu przyszywanemu synowi, że był przy nim w tych ostatnich chwilach… Ludzie nie lubili umierać samotnie, co więcej, nie lubili też żyć w pojedynkę. Mitra był od tej reguły wyjątkiem… Ale tylko do niedawna. Bo od jakiegoś czasu wiele się zmieniło: w jego życiu pojawił się Aldaren.
        I w ten sposób Mitra wrócił myślami do tematu ich rozmowy. Dokończył myśl, przedstawił jak postrzegał ich relację, poprosił, aby niczego nie zmieniali… Zaraz jednak skrzypek zakrztusił się zaoferowanym drinkiem i rozmowa się tymczasowo urwała. Aresterra błyskawicznie odstawił swoje szkło i doskoczył do skrzypka. Wyciągnął koniak z jego ręki i asekurował go, gdy próbował pozbyć się palącego płynu, który spłynął nie tam gdzie trzeba. Trochę go przymusił, aby się pochylił, bo wiedział, że to może mu pomóc się odkrztusić. W pierwszej chwili w ogóle nie zastanawiał się nad tym skąd to nagłe zakrztuszenie - pomyślał, że to przypadek.
        - Już, już - powiedział uspokajająco, głaszcząc ukochanego po plecach. Gdy ten się wyprostował, błogosławiony nie oddał mu w pierwszej chwili jego drinka, a podał mu wodę, by trochę się uspokoił po tym napadzie kaszlu.
        - Lepiej? - upewnił się.
        - Mmm… Podoba mi się jak to ująłeś - przyznał, mając na myśli całokształt złożonej przez skrzypka obietnicy, włącznie z tym jakie gesty wykonywał. Naprawdę go to przekonało i sprawiło, że zrobiło mu się ciepło na sercu. Jednocześnie pomyślał, że z każdej przysięgi można być zwolnionym i w duchu obiecał, że kiedyś powie Aldarenowi, że już nie muszą się ukrywać.

        Podczas obiadu, gdy obaj milczeli, Mitra myślał. Miał sporo rzeczy do przemyślenia. Na przykład musiał sam siebie po raz kolejny przekonać, że to działo się naprawdę. Że przed nim naprawdę siedział Aldaren i tak po prostu razem spożywali posiłek. Było w tym coś mistycznego, coś tak przyjemnego i jednocześnie trudnego do opisania… Nekromanta nie umiał się tym nacieszyć i często zdarzało mu się, że zamierał podczas jedzenia, po prostu patrząc się na skrzypka, gdy jednak ten wyczuwał na sobie jego spojrzenie i podnosił wzrok znad talerza, Aresterra momentalnie udawał, że również jest zajęty jedzeniem. Przecież to niezręcznie by się tak na kogoś gapić, nawet jeśli jest to gapienie się pełne ciepła i uwielbienia…
        Później jednak do Mitry wróciły pewne nierozwiązane kwestie z ich rozmowy podczas gotowania. Na przykład ten ostatni kaszel - o nim błogosławiony przypomniał sobie polewając swojego ziemniaka solidarnie koniakiem i czując jego zapach. Teraz gdy błogosławiony o tym myślał dochodził do wniosku, że to chyba nie było takie przypadkowe. To chyba on spowodował swoim zachowaniem, lecz nie do końca wiedział czym konkretnie. Co znowu narobił? Powiedział coś nie tak? No bo chyba nie chodziło o tę pokrywkę… O tym, że chodziło o wzmiankę o kochanku nawet nie pomyślał, bo jakoś tak wydawało mu się oczywiste, że prędzej czy później będzie musiał się przełamać, no bo Aldaren nie będzie na niego czekał w nieskończoność. Miłość jest piękna i pozwala wiele wybaczyć, ale z czasem pierwsze zauroczenie mija i wtedy potrzebne są konkrety…
        No i to określenie - “mitraśny”. Przez to już zupełnie zwariował. I gdy skończyli jeść i zaczęli sprzątać po posiłku, Mitra nie wytrzymał. Gdy mijali się krążąc między stołem a zlewem, złapał Aldarena za ramię, by go zatrzymać.
        - Co miałeś na myśli wcześniej, gdy powiedziałeś “mitraśny”? - zapytał. - To o mnie? Bo brzmi jak nazwa jakiejś śmietany… - zauważył półżartem, by nie zabrzmiało to jak przesłuchanie. Zaraz też podjął swój spacer z talerzami, zmywać jednak nie zamierzał, a nie chciało mu się dyskutować ze skrzypkiem by i on sobie odpuścił, bo wiedział, że ma marne szanse na przekonanie go.
        - Idę się położyć w salonie - zakomunikował mu. - Przyjdź jak skończysz - poprosił, po czym pogłaskał go pieszczotliwie po ramieniu i poszedł wykonać to co powiedział.

        Już w salonie Mitra zgarnął z kanapy przed kominkiem swoje szkicowniki, wsuwając je pod mebel na wypadek gdyby niedługo naszła go ochota znowu trochę porysować, po czym rozciągnął się jak kot na całą długość siedziska. Obrócił wzrok w stronę kominka, jednak jego spojrzenie zaraz uciekło w stronę dziury w ścianie, którą zrobił Aldaren swoją pięścią, a z którą ostatecznie nic nie zrobili, by się jej pozbyć. Mitrze ona nie przeszkadzała, po prostu. A wręcz teraz całkiem przyjemnie mu się na nią patrzyło, bo była pamiątką po czasie spędzonym z ukochanym, nawet jeśli był to trudny i bardzo dziwny etap ich znajomości, gdy chyba obaj chcieli, ale nie mieli śmiałości by się do siebie zbliżyć. Wtedy Mitra po raz pierwszy w życiu zapragnął kogoś pocałować…
        Jakby przywołany tym wspomnieniem, w progu salonu pojawił się skrzypek. Aresterra zaraz odwrócił na niego wzrok.
        - Ren, mogę zadać ci pytanie? - zagaił. - Ale jest dość… dziwne. Czy ty mnie pocałowałeś wtedy przed twoim wyjazdem?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oh, zaiste mój panie, wybacz mą bezczelność.
        Skłonił się nisko i bardzo dostojnie, z godną wampirzego arystokraty gracją, z trudem powstrzymując swoje rozbawienie i po prostu posyłając Mitrze szelmowski uśmiech, z psotnymi iskierkami połyskującymi w oczach. Kto by pomyślał, że nekromanta może być takim bajarzem... Oczywiście skrzypek mu uwierzył, w każde jego słowo, a śmiał się, bo... Bo przypomniał sobie nowy tytuł Mitry - Obrońcy Aldarena Od Stóp Do Włosów. Parsknął przykładając dłoń wierzchem do swoich ust by po prostu nie wybuchnąć ostentacyjnym śmiechem przez echo tego tytułu. Taaak, to wszystko było przez to... Tej wersji się zamierzał trzymać. Oczywiście pod wpływem okrutnych tortur prawda mogłaby wyjść na jaw, ale Mitra za bardzo go kochał by zsyłać na Prasmokowi ducha winnego skrzypka paskudne męczarnie, co najwyżej dostanie patelnią po cebuli po łbie, ale z tego co wiedział od tego jeszcze nikt nie umarł. Poza tym najpewniej byłoby to i tak z miłości, w takim wypadku nawet sam mógłby nekromancie tę patelnię podać... Chyba naprawdę miał dzisiaj głupkowaty dzień. Co też wolne robi z wampirem...

        Czas jaki spędził z Mitrą na wspólnym gotowaniu i przekomarzankach, podniósł ten dzień do rangi najwspanialszego ze wszystkich jakie wampir do tej pory przeżył. No, może nie było tak cudownie, jak wczoraj, gdy Mitra wyznał mu miłość, ale w porównaniu do ciężkiego życia, które skrzypek miał za sobą chwile wspólnie spędzone z nekromantą były po prostu najsłodsze ze wszystkich. Naprawdę mógłby jedynie się z Mitrą przekomarzać tak jak dziś, wspólnie gotować, widzieć go tak zrelaksowanego i beztroskiego i po prostu móc przy nim być, by być najszczęśliwszym stworzeniem na świecie. Mógłby się obejść bez wszystkich czułości i bliskości z blondynem, bo nie to było w tym wszystkim najważniejsze. To właśnie dlatego tak bardzo słowa błogosławionego go zaskoczyły, że aż zachłysnął się tym przeklętym koniakiem. Starając się opanować jak najszybciej napad kaszlu, obawiał się, że zepsuł tym obecną, błogą chwilę, że rozpłynęła się jak bańka i już nigdy nie wróci. Mitra oczywiście niewiele myśląc zaraz rzucił się nieumarłemu z pomocą w pierwszej kolejności zabierając mu kieliszek z alkoholem, a następnie zmusił uderzającego się w pierś skrzypka do pochylenia się, by jak najlepiej odkasłał felerną kropelkę koniaku. Gdy napad minął, łapczywie zaczerpnął powietrza i otarł cząsteczki łez, które zebrały mu się w kącikach oczu. Czując na swych plecach troskliwą dłoń, jeszcze bardziej troskliwego niebianina, wyprostował się i z wdzięcznością w oczach pokiwał głową, sporadycznie jeszcze odkasłując podrażnione gardło.
        - Dziękuję - wychrypiał i szybko wypił podaną wodę jakby co najmniej tydzień spędził na pustyni bez kropli jakiegokolwiek picia. - Przepraszam. Już dobrze, dziękuję - powiedział z nieco zmartwionym spojrzeniem, obawiając się, że faktycznie zniszczył tę cudowną chwilę. Szybko jednak się zreflektował, przypominając sobie temat ich rozmowy, do której zaraz wrócił.

        Stare przysłowie mówi, że jak pies je to nie szczeka, co znalazło odzwierciedlenie i w Mitrowym domu przy obiedzie, gdy obaj mężczyźni raczej w milczeniu delektowali się wspólnym obiadem w swoim towarzystwie. Choć Aldaren wcześniej ze śmiechem zaproponował, że ziemniaki można by polać koniakiem po nałożeniu na talerze, teraz jadł bez tego zabiegu, rozkoszując się jedynie delikatnym posmakiem alkoholu w farszu. Wiedział, że wiele ryzykował i stąpał po bardzo kruchym gruncie, ale chciał stopniowo przyzwyczajać swoje ciało do spożywania stałych pokarmów, bez konieczności doprawiania ich alkoholem czy krwią w późniejszym czasie. Wiadomo, że jeśli jego własna krew wystarczyłaby, aby dana potrawa była dla niego bezpieczna, to korzystanie z innych pomocy "odtruwających" będzie zbędne, ale to zawsze będzie gotowanie na dwa gary, a to mogłoby bardzo szybko stać się niemiłe oraz niegrzeczne wobec drugiej osoby. Myślał w tym czasie nie tylko o tym, ale również o szpitalu, o ich związku, czując przy tym od czasu do czasu na sobie spojrzenie Mitry, które przerywało jego rozmyślania i mimo woli podnosiło głowę skrzypka, by ten mógł spojrzeć na partnera udającego, że nic nie robi tylko grzecznie je. To było niezwykle urocze, co też widać było po pełnym zadowolenia i miłości uśmiechu Aldarena, nim z powrotem zajmował się pałaszowaniem swojej porcji.

        Po posiłku, Aldaren z radosnym uśmiechem zabrał się do zmywania i nawet nie musiał się o to kłócić z Mitrą, który jedynie poprzynosił mu naczynia. To jeszcze bardziej ucieszyło wampira, bo naprawdę nie chciał się o nic z nekromantą sprzeczać, a już w szczególności o takie nieistotne błahostki. Zaraz też padło nagłe pytanie ze strony blondyna, przez które nieumarły cieszył się, że tym razem nic nie pił, bo najpewniej albo by wszystko wypluł przed siebie, albo znów by się zachłysnął. To jakaś specjalna moc Mitry, o której nie miał pojęcia czy jak?
        - Powiedziałem to na głos? - zapytał z przestrachem zawstydzony, ale zaraz się rozluźnił słysząc żart przyjaciela. - Nie wiem co można by zrobić ze słodko-kwaśnej śmietany, ale z chęcią bym taką kupił - odpowiedział zaczynając z rozbawieniem od żartu, a gdy nieco spoważniał, spojrzał z czułym uśmiechem na blondyna. - Tak chodziło mi o ciebie. Czasami zgorzkniałego, czasami przerażającego i zdystansowanego, a bardzo często jednak słodkiego, czy uroczego jak wolisz. Jesteś wyjątkowy w swym usposobieniu. Jesteś po prostu i aż, mitraśny. Nie można cię nie kochać - wyjaśnił uprzejmie, przedstawiając jak z jego punktu widzenia to wyglądało.
        - Jasne, nie ma problemu - odpowiedział po chwili Mitrze, gdy ten wyszedł z kuchni, i zajął się na powrót sprzątaniem po obiedzie.
        W tym też czasie dostał informację od Xargana o gościu czekającym na wampira, lecz krwiopijca po wcale nie takiej długiej chwili, zadecydował, by spotkać się z tą osobą jutrzejszego dnia, by demon przekazał gościowi prośbę o przełożenie spotkania. Po tym co dziś się wydarzyło na wspólnym spacerze, chyba wolał nie denerwować znowu nekromanty i oszczędzić mu stresu. Poza tym było tak miło gdy byli tylko sami, mógłby już nigdy nie opuszczać progu tego domostwa, mając tak rozluźnionego blondyna tylko na wyłączność. I znów zaczął przejawiać Faustową mentalność za co się szybko skarcił i skupił w pełni na szorowaniu patelni.

        Kiedy skończył poszedł do salonu tak, jak Mitra go poprosił. Przystanął jednak w przejściu z zapartym tchem rozkoszując się widokiem zrelaksowanego partnera wylegującego się na kanapie. To był niezwykły widok i niebezpiecznie kuszący. Może i wampir nie myślał obecnie o niczym nieprzyzwoitym, ale miał wielką ochotę choćby usiąść na podłodze przy kanapie i gładzić ukochanego po jego blond czuprynie. Było to zawsze dużo bezpieczniejsze niż podejście, pochylenie się nad odpoczywającym mężczyzną i złożenie pełnego miłości pocałunki na jego anielskich wargach. Pokręcił lekko głową, przytomniejąc i wszedł do salonu zajmując miejsce w usiedzianym już przez siebie fotelu, żeby nie powiedzieć "w swoim fotelu".
        - Pewnie, pytaj śmiało - zachęcił go wampir i uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc dodać nekromancie otuchy. Zdziwił się, gdy usłyszał co nie dawało Mitrze spokoju. Zamyślił się przez moment wracając wspomnieniami do tamtego momentu i myśląc o jak najlepszych słowach jakich mógłby użyć by to wyjaśnić.
        - Tak - odparł krótko i przeczesał palcami włosy zsuwając dłoń na kark i tam ją trzymając. - Już wtedy poruszyłeś moje serce i choć wiedziałem, że jakakolwiek bliskość bez wcześniejszego zapytania jest dla ciebie traumatyczna, to mimo wszystko i tak postanowiłem się z tobą pożegnać w ten sposób, bo... po prostu chciałem byś o mnie pamiętał nawet gdybyś miał mnie znienawidzić za modzie działanie. Tak miałem pewność, że choć naszcza przyjaźń mogłaby się skończyć, to przynajmniej o mnie nie zapomnisz... Wiem to głupie... wybacz mi - zaśmiał się nerwowo i zwrócił spojrzenie w stronę kominka. Wolał nie wspominać, że była to też obrona przed tym, by Xargan nie nastraszył nekromanty i nie zraził go do skrzypka. W porównaniu do ponownego ukąszenia błogosławionego, pocałunek wydawał się być dużo bezpieczniejszy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Według Aresterry nastrój wcale nie prysnął tylko przez to, że Aldaren się zachłysnął. Zdarza się, on nie miał mu tego za złe, chciał mu jedynie pomóc. To była jedynie drobna przerwa, po której, gdy tylko skrzypek zapewnił, że dobrze się czuje i już wszystko w porządku, mogli wrócić do rozmowy w tej samej atmosferze. To znaczy - błogosławiony mógł, bo nie domyślał się jeszcze co wprawiło wampira w takie osłupienie, że aż zakrztusił się drinkiem, a sam skrzypek… Chyba też szybko się pozbierał i nie dał po sobie poznać co tak zaprzątało jego myśli.

        Mitra był całkiem rozbawiony tym, że wampir najwyraźniej w tamtej chwili był tak pogrążony w myślach, że chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co plecie… Ale nie zamierzał mu z tego powodu odpuszczać.
        - Uważaj byś kiedyś w ten sposób nie wygadał czegoś ważnego - ostrzegł go jednak cwaniackim tonem, jakby sam zamierzał z tego kiedyś skorzystać. A później już słuchał. Ściągnął lekko brwi na wieść, że taką “mitraśną śmietanę” chętnie by kupił, bo co to miało niby znaczyć? No tak, głupie pytanie: po prostu ciągnął jego żart. Nie było więc sensu by się na niego denerwować, dlatego wyraz jego twarzy złagodniał. Widać było jak analizował zasłyszane słowa, jak parsknął gdy padło słowo “uroczy”. Na koniec wyglądał na udobruchanego, bo patrzył na skrzypka z prawdziwą czułością.
        - Możesz tak na mnie mówić - zgodził się jakby robił Aldarenowi łaskę. - Miło, że masz o mnie takie mniemanie, ale nie mów w absolutach. Mitraśny jestem tylko dla ciebie, dla reszty… po prostu kwaśny. Masz prawdziwą inwencję jeśli chodzi o wymyślanie niestandardowych komplementów - zauważył nagle i zadowolony, rozpamiętując w myślach te wszystkie miłe słowa wampira, poszedł do salonu, by chwilę odpocząć i zebrać siły, bo nadal trochę nie doszedł do siebie po tym porannym spacerze. Zabawne jak jedno niefortunne spotkanie potrafiło nadszarpnąć jego siły psychiczne. Jak dobrze, że miał przy sobie Aldarena - z nim wszystko wydawało się łatwiejsze.

        Oj, skrzypek nie wiedział co czynił, zgadzając się tak chętnie na to, by Mitra go przesłuchiwał. Co gorsza jeszcze go zachęcił… A nekromanty nie trzeba było dwa razy zachęcać, choć przez moment czuł się trochę niezręcznie, że musi pytać o takie rzeczy. Odpowiedzi słuchał jednak ze spokojnym, kamiennym wręcz wyrazem twarzy. Nie drgnął mu żaden mięsień na twarzy - można było mieć co do tego pewność, gdyż żółte światło ognia w kominku wydobywało każdą niedoskonałość na jego licu, każdą zmarszczkę i każdy włosek, więc na pewno można by dostrzec różnicę. Słuchał, nie komentował, z jedną ręką złożoną na brzuchu, a drugą podłożoną pod głowę. Bez przerywania wysłuchał skrzypka do końca, po czym westchnął, jakby miał do czynienia z dzieckiem, które cały czas pakuje się w te same tarapaty.
        Nagle wampir dostał poduszką w twarz. Mitra nie zawahał się ani chwili - wyciągnął sobie poduszkę spod głowy i rzucił nią w Aldarena, jednocześnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
        - Masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor - oświadczył, wskazując skrzypka w ostrzegawczy sposób palcem. - Wybaczam… Wiesz… - zaczął cicho, nagle tracąc całą pewność siebie i agresję, jaka wcześniej była widoczna w jego postawie. Wyglądał na smutnego i unikał patrzenia na Aldarena, ale cały czas mówił.
        - Nie wiedziałem co się wydarzyło - wyznał. - Z początku byłem pewny, ale pomyślałem, że to przecież niemożliwe… Bo ty byś tego nie zrobił, bo znasz moją fobię… I zresztą dlaczego byś miał? Nie wiedziałem co do mnie czujesz i sam wtedy nawet nie wiedziałem co o tobie myśleć. Sam przecież wyjeżdżając nie byłeś pewny czy jak wrócisz to będę cię pamiętał - zauważył, podnosząc na wampira przepraszający wzrok. Zaraz znowu wbił wzrok w swoje kolana. - Pamiętałem, to wiesz… Ale o tym, że mnie pocałowałeś, zapomniałem, bo wydawało mi się to zbyt nierealne. Zrzuciłem to na karb swojej wyobraźni, bo… Już wcześniej mi się to zdarzyło. Bo był taki moment, gdy tak zupełnie wbrew sobie przez krótką chwilę chciałem cię pocałować - przyznał się, jakby mówił nie o czymś w gruncie rzeczy miłym choć i może trochę wstydliwym, a raczej jak o jakiejś zbrodni, może zdradzie. Jego wzrok na moment znowu uciekł na tę dziurę w ścianie, która wtedy powstała.
        - Nadal trudno mi uwierzyć w to, że spotkało mnie takie szczęście - wyznał szczerze, podnosząc wzrok na Aldarena. W jego oczach widać było czułość i już, już, każdy kto na niego patrzył spodziewał się, że na jego ustach pojawi się uśmiech… Ale jeszcze trochę do tego brakowało. Wyciągnął jednak rękę do skrzypka, jakby prosił by podał mu dłoń.
        - Usiądziesz przy mnie? - poprosił tym samym czułym głosem, spuszczając nogi na ziemię, by zrobić miejsce dla ukochanego. Chciał po prostu tak z nim posiedzieć, nie musiał rozmawiać, nie musieli nic robić, po prostu być razem… Chwilę odpocząć we wspólnym towarzystwie, nim wyjdą by zobaczyć jak postępują prace w szpitalu.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Niemałą ulgą było dla Aldarena, że gdy jego napad kaszlu w końcu miną, wcale nic się nie zepsuło między nimi tak, jak pesymistycznie z góry, zakładał, a wręcz przeciwnie - otrzymał od zatroskanego Mitry pomocną dłoń. Aż dziw brał, że do tej pory nekromanta nigdy nie zaznał miłości, przecież był wspaniałym człowiekiem. Może niczym cebula w pierwszej chwili odpychającym, gdy próbowało się go bliżej poznać, ale przy poświęceniu odpowiedniej uwagi i odrobiny czasu, można było dzięki niemu uzyskać wspaniały i niepowtarzalny smak życia. Nie było to zbyt romantyczne porównanie, ale tak prezentowała się rzeczywistość. Chyba skrzypek ostatnio za bardzo się bawił w człowieka i delektował zwykłymi daniami, bo teraz cały czas myślał wyłącznie o jedzeniu... w jakiejkolwiek postaci... Czy tak wyglądała starość? Wolał o tym nie myśleć, tak samo jak o kulinarnych metaforach miłości, a przede wszystkim nie o skonsumowaniu błogosławionego. Tym bardziej, że w jego wampirzym przypadku pojęcie "konsumpcji" miało podwójne znaczenie i sam nie wiedział, które gorsze. Szczerze? Wolał się delektować Mitrą jak wytrawnym winem, sączyć bez pośpiechu, a może nawet jeszcze swoje odczekać by nabrał odpowiednio smaku do degustacji... Ugh! Znów to samo! Niech te przeklęte ziemniaki robią się szybciej!

        - W porządku, będę następnym razem przy TOBIE uważał - odparł jakby czytając Mitrze w myślach, choć oczywiście się nie włamywał do jego cudownej blond główki, po prostu ostrzeżenie błogosławionego w połączeniu z podstępnym wyrazem twarzy same zdradzały to co kryło mu się pod złocistymi lokami. Żartom jednak nie było końca, gdyż skrzypek musiał odnieść się do mitraśnej śmietany, która chyba nie przypadła nekromancie do gustu, ale już dużo poważniejsze zdefiniowanie określenia "mitraśny" już bardziej mu się spodobała.
        - Inni mnie nie obchodzą, a jak będzie im przeszkadzało nieco kwaśnego w życiu, zadbam o to by nie postanowili cię czasem rozkwasić - powiedział, ostentacyjnie ugniatając pięści i strzelając przy tym kostkami w palcach. Sądząc jednak po trosce w jego oczach względem Mitry oraz biorąc pod uwagę usposobienie skrzypka, wiadomym było, że raczej zrezygnuje z wyjaśnień za pomocą siły, a bardziej postawi na swój urok i dyplomację. Choć... nie było wątpliwości, że gdyby chciał potrafiłby przywalić, czego dowodem mogłaby być chociażby walka z Faustowym demonem w kryptach Krazenfirów, czy... wyładowanie się na ścianie miesiąc temu.
        - O widzisz, jeszcze jeden talent do kolekcji. - Wyszczerzył się dumnie jak głupi do sera i zajął się zmywaniem.

        Rozsiadł się wygodnie w fotelu, walcząc z sobą by nie naruszyć przestrzeni osobistej Mitry choćby swoim pojedynczym włosem i bez większego namysłu odpowiedział na jego pytanie zgodnie z prawdą. A to, że fragment z Xarganem zachował dla siebie, było mało istotnym drobiazgiem. Kiedy skończył, zmartwiony wbił wzrok w tańczony wesoło w kominku płomień, wiedząc jak żenujący miał argument by pocałować nekromantę. Nie zdołał jednak dać się temu smętnemu humorowi pochłonąć, gdy nagle oberwał w twarz poduszką, aż ze strachu w pierwszym odruchu podskoczył w fotelu i się skulił, przyjmując z opóźnieniem pozycję obronną. Lecz szybko też złapał poduszkę, by ta nie wylądowała na pokrytej delikatną warstewką kurzu i paprochów z butów, podłodze. Spojrzał zaskoczony na blondyna, ale widząc jego niezadowolone spojrzenie i twardy ton, przełknął z obawą ślinę i struchlał. Nikt by teraz nie pomyślał, że Aldaren mógłby być wampirzym lordem, arystokratą wysokiego rodu, dziedzicem jednego ze Starszych i oczywiście obiecującym demonologiem.
        Kiedy wyraz twarzy Mitry złagodniał, skrzypek odetchnął i nieco się rozluźnił obserwując ostrożnie przyjaciela, czy ten nie postanowi jeszcze czymś w niego rzucić. Patrząc na niego ze swojej obecnej, lekko pochylonej, bo skulonej pozycji, dostrzegł fragment czegoś leżącego pod kanapą, ale szybko przeniósł spojrzenie na pilnującego tajemniczego skarbu blond smoka. Samobójstwem byłoby podejście i podniesienie znaleziska by mu się lepiej przyjrzeć, a pytanie w tej chwili nie było odpowiednie, gdyż mieli ważniejsze rzeczy do omówienia. Nekromanta mógłby się poczuć lekceważony, gdyby Aldaren choć jednym gestem, trwającym uderzenie serca, okazał mu brak zainteresowania.
        - Wiem i dlatego tym trudniej mi samemu jest pojąć, dlaczego tak się wtedy zachowałem to był impuls i naprawdę wierzyłem, że to jedyny sposób byś o mnie nie zapomniał - odpowiedział, coraz bardziej tracąc wszelki entuzjazm, gdy Mitra dalej opowiadał jak on się wtedy czuł. Nie miało dla wampira znaczenia, że tamtą czułostkę błogosławiony wyrzucił ze swej świadomości, bo teraz mogli dzielić dużo piękniejsze chwile.
        - Chciałeś mnie pocałować? - zapytał nagle i chwilę się zastanowił, uspokajając się po tym wybuchu. Również spojrzał w stronę uszkodzonej ściany i skrzywił się niemiło, kompletnie o niej zapomniał, no i jeszcze przypominała o tym, że omal nie uderzył niebianina. W sumie tamta bliskość Mitry była dość jednoznaczna i Aldaren to bardzo mocno doceniał, choć wtedy oboje nie do końca byli pogodzeni ze swymi uczuciami.
        - Wiesz... tak podejrzewałem, ale nie specjalnie byłem pewien czy wspólna przyszłość wyszłaby nam na dobre. Myślałem, że zacząłbyś się mnie brzydzić, gdybym otwarcie powiedział ci, że mnie pociągasz, że mężczyźni potrafią być dla mnie równie atrakcyjni co kobiety. Nie chciałem ci podcinać skrzydeł na możliwość znalezienia ukochanej partnerki i stworzenia z nią prawdziwej rodziny. Teraz gdy wiem o twoich uczuciach, a strachu się wyzbyłem, przed tym, że mógłbym nie być dla ciebie najlepszym towarzyszem przez resztę życia bo jestem facetem, po części żałuję, że wcześniej nie miałem wystarczająco odwagi... zapewne wielu nieprzyjemności dałoby się uniknąć. Przepraszam, Mitro - powiedział ze skruchą i zaraz się uśmiechnął pokrzepiająco.
        - Powinieneś bardziej wierzyć w siebie bo jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz na wiele szczęścia.

        Widząc wyciągniętą do siebie dłoń, w pierwszej kolejności chciał ją ująć nad stołem i po prostu ją gładzić, lecz wtedy Mitra wyszedł do niego z prośbą o nieco więcej bliskości między nimi.
        - Oczywiście - odpowiedział z troską wampir i zaraz wstał, by przycupnąć obok ukochanego, na którego dłoni położył swoją własną i patrzył na niego przyjaźnie, jakby samym uśmiechem widniejącym mu obecnie na twarzy chciał nekromantę ochronić. Nie był pewny czy mógłby go teraz zgarnąć i przyciągnąć do siebie, po czym po prostu go przytulić. Obiecał jednak, że nie będzie na Mitrę naciskał, poganiał go czy w jakikolwiek inny sposób strofował i sprowadzał na niego dyskomfort, dlatego postanowił jedynie siedzieć i upajać jego bliskością, sporadycznie zerkając na płomień w kominku.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Hm… Może nie będzie takiej potrzeby - zauważył lekko, patrząc na to jak Aldaren trzaska kostkami palców. W końcu wcześniej obiecał przed samym sobą, że nie narobi skrzypkowi więcej wstydu i postara się hamować swoje wybuchy. Ale i tak miło mu było, że jego ukochany deklarował chęć obrony go, jakby wcale nie wymagał, by tak od razu diametralnie się zmieniał… No tak… W końcu powiedział, że za to go kocha - za to, że jest “mitraśny”, słodko-kwaśny, choć błogosławiony dodałby jeszcze gorycz do opisu własnego “smaku”. A przecież zmiana oznaczałaby, że Aresterra stałby się tylko słodki… I przez to być może mdły? Najwyraźniej Aldaren nie oczekiwał od niego zmian, co oczywiście dawało błogosławionemu pewną ulgę i szczęście, ale również niepokój, bo pytanie jak długo to potrwa… Ale to nie było pytanie na ten moment. Nie było co pogrążać się w takich myślach.

        Mitra był strasznie zaskoczony tym jak przerażonym spojrzeniem uraczył go Aldaren za ten cios poduszką. To… nie tak miało wyjść. Wampir wyglądał na naprawdę wystraszonego, a błogosławiony nim zapanował nad sobą nie mógł już nic zrobić… No, może przeprosić, ale zamiast tego skupił się na tym, by wyjaśnić skąd wzięło się to pytanie i ta reakcja. Humoru nie miał najlepszego, ale to przez to, że temat był dla niego ciężki. Sam go jednak zaczął, więc nie mógł się wycofać… A wiedział, że ten temat stałby mu zadrą w boku tak długo, aż by go nie wyjaśnił. Teraz chwilę poboli, jak to przy wyrywaniu, ale później poczuje ulgę. Tym bardziej, że w gruncie rzeczy Aldaren miał dobre intencje. Trochę głupie, ale dobre. Zależało mu na nim…
        - Tak, chciałem - powtórzył nekromanta tonem, jakby irytowało go, że musi się powtarzać. Zaraz jednak złagodniał. - Wtedy gdy miałeś wybuch i cię objąłem… Ale pewnie się domyślasz - mruknął, podnosząc na niego czujne spojrzenie, bo dostrzegł jak i jego wzrok uciekł na tę dziurę w ścianie.
        Mitra lekko zacisnął wargi, jakby walczył ze sobą czy powinien się odezwać, ale w końcu westchnął i nie patrząc na Aldarena zaczął mówić.
        - Wiesz… To… Głupio się przyznać, ale do tej pory nie pociągali mnie ani mężczyźni ani kobiety? - przyznał niepewnie, wręcz jakby to było pytanie albo tylko sprawdzał jak to brzmi. - Jakoś… Nie umiałem myśleć o nikim w tych kategoriach… Choć próbowałem. Bo gdy już Sarazil zginął, gdy byłem sam i nie musiałem się teoretycznie pilnować, zastanawiałem się czy i kogo mógłbym wpuścić do swojego życia… Ale nikogo nie byłem w stanie sobie wyobrazić, nigdy. To było najgorsze co mogłem robić, bo te myśli przywoływały wspomnienia, wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety, którym zawdzięczam to jaki jestem… Kobieta, rodzina, dzieci… To była dla mnie zbyt daleko idąca abstrakcja. Jestem zresztą zdania, że nie chcę mieć dzieci i nie powinienem ich mieć. Najpierw musiałbym siebie doprowadzić do porządku - wyjaśnił. Czasami zostawiał sobie taką furtkę: że coś mogłoby się zmienić, o ile on by się zmienił. Zawsze jednak wtedy ganił samego siebie, że jest głupi zakładając, że kiedyś “znormalnieje”. Wydawało mu się to niemożliwe.
        - Wiesz, może to i lepiej, że mieliśmy czas, by dojrzeć do swoich uczuć… To był tylko miesiąc, a czekają na nas całe lata - zauważył nad podziw jak dla niego optymistycznie. - Nie masz mnie za co przepraszać, nie gniewam się o to co było… Oboje potrzebowaliśmy czasu - zapewnił. A na lekką przyganę co do niskiej wiary w samego siebie już nie odpowiedział. Pokiwał lekko głową, nie wiadomo czy zapewniając, że spróbuje, czy zgadzając się jedynie z tym, że faktycznie bardzo w siebie nie wierzy. Słowa Aldarena były miłe, nawet bardzo miłe, ale… To temat na dłuższą i bardzo trudną rozmowę. Kiedyś do tego wrócą. Nie teraz, gdy było tak przyjemnie…

        Gdy Aldaren wstawał ze swojego miejsca, podchodził, dotykał jego dłoni, Mitra śledził go cały czas wzrokiem. Wyraz jego twarzy był spokojny, nie denerwowało go to, że skrzypek się do niego zbliżył, że mieli siedzieć razem. W końcu sam to zaproponował, ale wiadomo, odruchy bywają silniejsze… Tym razem jednak nie było źle. A jednak Mitra dostrzegł, że skrzypek był ostrożny i bardzo się pilnował, by nie przekroczyć pewnej granicy między nimi. Nekromanta jednocześnie był wampirowi za to bardzo wdzięczny i czuł pewien wstyd, że w ogóle to było konieczne… Dlatego między innymi chciał, aby Aldaren usiadł obok niego - by jakoś się oswajać z tą bliskością. Liczył, że może strategia, która sprawdzała się w przypadku dzikich zwierząt, sprawdzi się też w jego przypadku.
        Gdy już skrzypek siedział, Mitra przysunął się do niego. Wciągnął nogi na siedzisko i objął kolana ramionami, po czym zagapił się w ogień. Czuł dotyk jego uda tuż przy swoim biodrze, ale starał się na nim nie skupiać. Nie przytulił się do Aldarena, po prostu siedział obok, sennym wzrokiem patrząc to w ogień na kominku, to na wampira… Po pewnym czasie takiego być może trochę niezręcznego dla skrzypka siedzenia niby razem ale osobno, Mitra zaczął się rozluźniać. W pierwszej chwili oparł plecy o oparcie kanapy, dzięki czemu obojgu było łatwiej na siebie patrzeć. Nekromanta z tego korzystał, coraz częściej zawieszając wzrok na skrzypku. Stykali się ramionami, co w tak długiej perspektywie czasu było naprawdę sukcesem. Serce nekromanty waliło przy tym jak szalone, głęboko oddychał i słyszał jak krew mu szumi w uszach… Ale jakoś sobie z tym radził. Powoli się przyzwyczajał. A gdy już się uspokoił i był pewny, że sobie poradzi, objął ukochanego ramieniem. Jeśli Aldaren chciał oprzeć o niego głowę, oczywiście mógł, to jeszcze byłoby do wytrzymania… I może nawet byłoby przyjemne. To wiele dla Mitry znaczyło - to, że wszystko toczyło się w jego tempie, to, że to on wychodził z inicjatywą i przesuwał granicę, że miał czas zapanować nad sobą nim zrobi kolejny krok. Powoli przyzwyczajał się do bliskości ciała drugiej osoby, do tego specyficznego dotyku chłodnej skóry, zapachu drugiej osoby. Jego serce po raz kolejny zaczęło zwalniać, uspokajał się. Zamknął oczy jakby chciał zasnąć w tej pozycji, ale nadal był przytomny i czujny.
        - Ren… - szepnął po chwili. - Kocham cię - powiedział, po czym pocałował wampira w głowę tak samo, jak to on robił względem niego. Nie skupiał się nad tym co się działo, po prostu odpoczywał przy boku ukochanego, starając się nie myśleć o tym czego się bał. Nie wiedział nawet ile czasu tak minęło: kwadrans, godzina, może całe popołudnie. W końcu jednak ocknął się z tego błogostanu.
        - Chyba musimy się ruszyć - oświadczył niechętnie, jakby ktoś próbował go w deszczowy dzień zwlec z łóżka. - Jeśli chcemy jeszcze kogoś spotkać na budowie i cokolwiek widzieć, gdy tam dotrzemy…
        Mitra cały czas był przekonany, że mają iść oglądać powstający w posiadłości Aldarena szpital - nie wiedział, że wampir rozmawiał z Xarganem i postanowił trochę wszystko odwlec.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie był do końca przekonany, czy Mitra tak szybko powinien się decydować na zmniejszenie dystansu i przesuniecie granicy odnoszącej się do ich związku. Oczywiście, dla Aldarena przywołanie by usiadł obok nekromanty było czystą przyjemnością, a nawet czymś jeszcze bardziej niezwykłym, napełniającym jego serce ogromnym szczęściem i powodującym, że serce chciało wyskoczyć mu z piersi. Można by powiedzieć, że czuł się jak pies cały czas uwiązany przy budzie i strzegący podwórka, któremu po kilku latach pozwolono w końcu wejść do domu, a nawet wskoczyć na kanapę. Był przeogromnie szczęśliwy, mając przyzwolenie by usiąść obok ukochanego, ale nie zapomniał ani na moment o jego fobiach i traumach z przeszłości, dlatego ani nie okazywał swojej ekscytacji, ani nie robił żadnych gwałtownych ruchów. Po prostu bez pośpiechu wstał, nawet się lekko przeciągnął i niespiesznie przeszedł dystans dzielący go od Mitry, by na koniec z wampirzą gracją, zrelaksowany zasiąść obok blondyna, niczym na krześle podczas jakiegoś bardzo wzniosłego obiadu, może nawet u samej królowej. Zerknął na blondyna i się uśmiechnął przyjaźnie, nic nie mówiąc i po prostu rozkoszując się tą chwilą.
        Tak jak Mitra w tej chwili przyzwyczajał się do nowej sytuacji, tak Aldaren odbierał ją jako próbę dla samego siebie, swojej miłości i pragnień. Wiedział, że najmniejszy ruch z jego strony mógłby wszystko zniszczyć i znów zapewne musieli by długo czekać na tę chwilę, o ile dostałby drugą szansę od niebianina. Oczywiście wiedział, że łatwo nie będzie wytrzymać i nie objąć chociaż błogosławionego, jednak da radę. Wiedział, że da. Musiał!

        Wszystkie myśli i starania zniknęły z jego głowy jak mydlana bańka, gdy nekromanta się do niego przysunął. Aldaren spojrzał na towarzysza, na to jak podciąga do piersi swoje nogi i je obejmuje, siedząc niemalże w pozycji embrionalnej, albo jakby chciał się zmienić w kokon, na jedno wychodziło - był zamknięty, spięty i ostrożny, czemu wampir wcale się nie dziwił. Napotykając jego spojrzenie, uśmiechnął się stonowanie jakby chciał zyskać jego zaufanie, choć po tym co wspólnie przeszli i razem przeżyli nie było przecież powodów do budowania zaufania od nowa, a jednak skrzypkowi taki rodzaj uśmiechu wydał się w tej chwili najbardziej odpowiedni. Jak zahipnotyzowany, nieumarły zapatrzył się w płomień i pochłonął we własnych myślach, by nie utrudniać nekromancie jego zadania. Był już nawet bardziej odprężony i całym sobą cieszył się tą nieco specyficzną bliskością z nekromantą.
        Nie wiedział ile czasu minęło, ale nie miało to dla niego za specjalnie wielkiego znaczenia, gdy i blondyn w końcu się rozluźnił opadając na oparcie kanapy. To było naprawdę niezwykłe doświadczenie a także uczucie, gdy musieli tak do siebie leniwie docierać, wspólnie przyzwyczajać się do swojej bliskości, choć Aldaren... w sumie również miał problemy, gdyż był w tej kwestii chyba za bardzo natarczywy i zbyt energiczny czy tam nadpobudliwy dla zdystansowanego przyjaciela. Obaj się więc teraz uczyli, a wampir cieszył się nawet z tej wypełnionej ciszą chwili spędzonej z ukochanym. Zaczynał doceniać to, że to Mitrze oddał stery w pleceniu ich wspólnego związku. Niedługo też został nagrodzony za swą cierpliwość i wyrozumiałość, gdy został objęty i w końcu przytulony do niebianina. Oparł głowę na swoim partnerze i przymknął oczy delektując się bliskością.
        - Wiem to, mój najdroższy Mitro - mruknął z błogim zadowoleniem, narkotyzując się jego słodkim zapachem. - Również cię kocham i to nad życie - odparł też zaraz, uśmiechając się promiennie, gdy został pocałowany w czubek głowy.
        Zrelaksowany nic nie robił tylko odpoczywał, ręce trzymając przy sobie i nawet przez chwilę nie przyszło mu do głowy nic co, mogłoby zaważyć na doniosłości tej chwili. Po prostu milczał, wsłuchując się w rytmiczny odgłos serca.

        Niestety, błogość nie trwała zbyt długo, gdy Mitra zarządził spacer nadzorczy do szpitala. Skrzypek westchnął ciężko, a po tym jęknął z niezadowoleniem, podnosząc się najpierw do pozycji prosto siedzącej, a po tym stojącej.
        - Jesteś okrutny - mruknął naburmuszony, w jego oczach zanikała powoli senność, wypełniana bezgranicznie uwielbieniem do lokowego mężczyzny przed nim. Uśmiechnął się czule i poszedł po ich rzeczy, by Mitra mógł się ubrać w salonie.

        Wampir miał dobry humor, a po niedawnym teście samokontroli, zgodził się by Żabon szedł z nimi (choć ta kwestia zostawała wyłącznie pod jurysdykcją nekromanty, w końcu to był jego zwierzak), a sam przed wyjściem, zabrał spakowane do niewielkiego pudełka omlety ze śniadania dla Xargana. Demonowi należało się coś od życia skoro cały czas się słuchał, a obecnie przyzwoicie nadzorował postępów w budowie.
        Gdy zaszli w okolice zamczyska, robotników już nie było, a upiór oddał się zasłużonemu odpoczynkowi na grzbiecie jednego z kamiennych posągów gargulców strzegących bramy głównego wejścia do zamku.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        W tym przeciąganiu się było coś hipnotyzującego. Mitra już wcześniej patrzył na Aldarena prawie bez mrugania, ale teraz tak się zagapił, że aż trochę opuścił rękę. Tylko na chwilę, może wampir nawet tego nie zauważył. Niech to… Mitrę aż czasami przerażało to jak bardzo inne było to co czuł przy skrzypku w stosunku do tego, co działo się w jego głowie do tej pory. Kiedyś nie zwróciłby na nikogo uwagi tylko przez to, że się przeciągał… No, chyba że byłby to pacjent ze szwami na brzuchu, wtedy by go opieprzył, że się na własne życzenie próbuje rozpruć. A teraz czuł jakąś osobliwą przyjemność. I to nie pierwszy raz coś takiego się działo…
        Mitra liczył się z tym, że dla Aldarena ta sytuacja może być trudna. Że będzie chciał się poprzytulać jak każda normalna para nie wspominając o tym, co więcej takie “normalne pary” mogły jeszcze robić razem na kanapie… Ale właśnie po to się na to decydował, by szybko przełamać lody i nie wystawiać ukochanego nieustannie na próbę. Obawiał się, co było widać po tym, jak na początku prawie zwinął się w kłębek na kanapie. Całe szczęście z czasem było coraz lepiej, co oczywiście było dużą zasługą Aldarena. Jego czułe, uspokajające spojrzenie, to jak spokojnie siedział, nie naciskał, nie próbował niczego na błogosławionym wymusić… To bardzo wiele dla niego znaczyło. Dlatego z czasem potrafił się uspokoić i powoli, powoli się przełamywać. A gdy przygarnął do siebie ukochanego i poczuł jak on się do niego przytula, był z siebie bardzo dumny i uszczęśliwiony tą sytuacją. W głosie Aldarena słychać było taką błogość, jakby właśnie zafundowano mu długi, relaksujący masaż. Albo jakby obudził się po długim i przyjemnym śnie w świeżej pościeli. Mitra słysząc to czuł coś jakby do tej pory był ścierpnięty i dopiero teraz odzyskiwał czucie w całym ciele, po którym rozlała się przyjemna fala ciepła. Aż głębiej nabrał oddechu z tego wszystkiego. Naprawdę chciał, by ta chwila trwała i faktycznie długo tak siedział ze swoim ukochanym, ale jednak po pewnym czasie trzeba było się ruszyć. Choć chyba oboje nie mieli na to ochoty, ale skoro słowo się rzekło…
        - No już, już, pieszczochu, nie możemy tak siedzieć cały dzień - odparł nekromanta spokojnym, miłym tonem, gdy zarzucono mu okrucieństwo. Jak miał być szczery i tak uważał, że udało im się spędzić dość sporo czasu na tej kanapie. Na pewno więcej niż z początku przypuszczał… I był z siebie całkiem dumny, bo uważał to za spory postęp, niemniej nie mówił tego na głos. Nie chciał zapeszać. Musiał się zresztą skupić, bo czuł się dziwnie zmęczony i tak naprawdę gdy Aldaren wstał, korciło go przez moment by wyciągnąć się na kanapie i jeszcze uciąć sobie drzemkę. Wstał więc chwilę po wampirze, lecz nim się rozruszał jego ukochany wrócił już z jego płaszczem i maską.
        - O, dziękuję… - mruknął lekko zaskoczony Mitra, przyjmując od niego okrycie. Twarzy jeszcze nie zasłaniał, najpierw ubrał się w odzienie wierzchnie. Jego płaszcz był tak zwalisty, że tak naprawdę mógł go nie tylko nosić wyższy i lepiej zbudowany od niego Aldaren, ale też przy odrobinie fantazji i dużej dozie śmiałości byliby w stanie wbić się w niego we dwoje… Ale to na pewno jeszcze nie teraz. Na razie Mitra chował się pod nim przed spojrzeniami reszty świata.

        - Chcesz iść z nami? - dopytywał Mitra, patrząc na Żabona, który kręcił się między ich nogami, gdy zbierali się już do wyjścia. Małego demona aż skręcało z ekscytacji, a na dodatek zaczął szczekać i skrzeczeć, a gdyby umiał mówić to pewnie powtarzałby “Tak! Bardzo chcę, bardzo, weźcie mnie ze sobą, chcę iść, chodźmy, chodźmy!”. Aresterra westchnął dramatycznie nad tą małą łajzą, wspierając się pod boki.
        - Idziemy do miejsca, gdzie będzie Xargan, nie boisz się go? - zapytał, a Żabonowi na dźwięk tego imienia mina trochę zrzedła, lecz i tak ciekawość była silniejsza niż strach, więc zaraz znowu rozpoczął swój pokraczny taniec.
        - Dobra, dobra. Ale pod warunkiem, że niczego nie zeżresz jak ci nie pozwolę i nie odejdziesz za daleko. Nie będę cię szukał jak się zgubisz. I pamiętaj, że Aldaren zna się na magii demonów.
        Żabon prawdopodobnie w tym momencie był gotów zgodzić się na wszystko, byle tylko móc towarzyszyć wampirowi i błogosławionemu. Fakt, że już od dawna był zamknięty w czterech ścianach tego domu i na pewno piekielnie się nudził, więc nie było co mu się dziwić.

        Droga do zamku była bardzo przyjemnym, spokojnym spacerem. Nikt ich nie zaczepiał, nikt nie chciał ucinać sobie pogawędki. Żabon też był stosunkowo grzeczny - oczywiście latał jak oszalały oglądając wszystko co mijali, a na każde stworzenie nie będące człowiekiem reagował przeogromną, chorobliwą wręcz fascynacją i podekscytowaniem, ale wystarczyło ostre upomnienie Mitry, by odpuścił nim doszło do nieszczęścia. Błogosławiony i tak był łaskawy, bo naprawdę zwlekał do ostatniej chwili nim odwołał małego brzydala.
        I tak dotarli pod samą bramę posiadłości. Mitra z ciekawością przyglądał się fasadzie, po której widać było, że w środku trwały prace, ale nic nie zwiastowało, że będzie to szpital. Nigdzie też nie było ludzi, lecz Aresterra szybko uznał, że pewnie jeśli to byli zwykli, żywi ludzie, to poszli już do domu po całym dniu pracy. Na placu boju pozostał jedynie Xargan… Mitrze dziwnie się na niego patrzyło teraz, gdy zyskał on ciało. Nadal za nim nie przepadał i mu nie ufał, ale ufał Aldarenowi i to sprawiało, że był spokojniejszy - on twierdził, że nie ma powodu do obaw, więc tak było.
        - Hm... Jesteśmy sami? Poza Xarganem oczywiście? Oprowadzisz mnie? - zapytał skrzypka nekromanta, gdy byli już blisko. - Żabon! - zawołał do małego demona, który kręcił się gdzieś wśród smętnych, ciemnych traw i odpowiedział pytającym skrzekiem. - Możesz sobie pobiegać, tylko nie wyłaź poza ogrodzenie.
        Trudno opisać szczęście, jakie ogarnęło “spuszczonego ze smyczy” Żabona. Jego radosny skrzek słychać było jeszcze długo po tym, jak poleciał zwiedzać ogród wokół posiadłości. "Jaranie się" w jego przypadku miało bardzo dosłowny charakter, gdyż na jego plecach i głowie pojawiły się ogniki spowodowane odzyskaną na chwilę wolnością.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości