Kiedy tylko statek zbliżył się do stałego lądu Maie była pierwszą, która wyskoczyła za burtę i podfrunęła na plażę. Woda to zdecydowanie nie był jej żywioł a na pełnym morzu czuła się po prostu fatalnie. Jakby ktoś kawałek po kawałku wysysał z niej energię. Teraz, kiedy obraz przed oczami przestał kołysać się we wszystkie możliwe strony a dookoła czuła zapachy inne niż ryb i niedomytych ciał, jej samopoczucie znacznie się poprawiło. Obezwładniająca senność i podenerwowanie ustąpiły miejsca poczuciu ulgi.
Rozprostowała kości, po czym podeszła kawałek w głąb lądu. Skupiając uwagę na znajdującym się pod stopami gruncie Gardenia mogła wyczuć kłębiącą się w głębi skorupy ziemskiej magmę. Niewiele się zastanawiając przybrała formę czystej energii, by następnie zanurzyć się całą postacią w ziemię. Nie mające się na czym zaczepić ubranie wraz z ekwipunkiem pozostało na trawie. Maie opadała przez kolejne warstwy skał i osadu aby w końcu dostrzec do pokładów rozgrzanej, gęstej lawy. Mijały godziny, podczas których Gardenia zażywała orzeźwiającej, ognistej kąpieli.
W końcu, kiedy odzyskała pełnię sił, wróciła z powrotem na powierzchnię i udała się w drogę powrotna do statku. Noc już zapadła a księżyc świecił jasno. Ze wszystkich stron hałasowały cykady, najwyraźniej zupełnie nie przejmując się obecnością ludzi.
Kobieta weszła na pokład i prawie natychmiast natknęła się na jednego z marynarzy. Dostała wiadomość, że została zaproszona na spotkanie w kajucie kapitana i właśnie tam skierowała swoje kroki.
Przyjęcie nie było duże. Ot kilka osób z najbliższego otoczenia dowódcy statku. Ku zaskoczeniu kobiety atmosfera jaka tu panowała była cieplejsza niż ta, jaką zapamiętała z ostatnich godzin podróży. Wygląda na to, że lody między załogą a dziwnymi pasażerkami zostały przełamane. Gardenia nalała sobie pełny kielich wina i z przyjemnością wypiła, smakując każdy pojedynczy łyk. Z biegiem czasu robiło się jej coraz milej i milej.
W pewnym momencie wyjęła swój niewielki, miedziany instrument i zagrała popularną piosenkę wojenną:
„Jestem żołnierzem, co znaczy
Że jestem zarówno obrońcą jak i sędzią
Stoję po obu stronach ognia
Pokonuję zakręty, prześcigam śmierć i życie
Biegnę, by walczyć z cieniem kłamstwa
Jestem żołnierzem, zrodzonym by stać
W tym budzącym się piekle
Doświadczam więcej niż potrafię obliczyć
Modlę się byśmy nie zapomnieli
Kłamstw, zdradzonych i zgnębionych
Proszę, daj mi siłę, by być prawdziwą
Zachowaj łzy na dzień
Kiedy ból zostanie w tyle
Na swych nogach
Chodź ze mną
Jesteśmy żołnierzami na śmierć i życie
Zachowaj swe lęki
Zajmij stanowisko
Zachowaj je na dzień sądu
Szybki i wolny
Chodź za mną
Czas dokonać poświęcenia
Podnosimy się lub upadamy”
Występ najwyraźniej nie przypadł kapitanowi do gustu bo kazał swojej załodze wynieść kobietę i wyrzucić za burtę razem z instrumentem. Z tego co zrozumiała jej śpiew został wzięty za wycie banshee. Niezrażona tym Maie rozpostarła skrzydła i odleciała hen za horyzont.
Źródło:http://www.tekstowo.pl/piosenka,origa,rise.html
c.d.n.
Jadeitowe Wybrzeże ⇒ Rejs z Leonii do Rubidii
Utrzymywanie całego statku w całości było niezwykle uciążliwe. Kiedy na szczęście dotarli do lądu dziewczyna opadła zmęczona na kolana. Wszystko ją bolało.Nie dała tego jednak po sobie poznać. Weszła po schodach na górę i odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Tego jej brakowało. Nie była zbytnio zadowolona na zaproszenie kapitana. Marzyła by odpocząć, położyć się i wyspać porządnie, ale co zrobić. Zjeść też trzeba co nie co. Zasiadła przy stole i uszczuplając odpowiedzi do minimum starała się przetrwać. Nie była zbyt miła, ale też zachowywała jakieś resztki dobrego zachowania. Nie przejęła się zbytnio utratą wspólnej towarzyszki broni choć, trzeba było przyznać, że pasowały do siebie. Stanowiły by doskonałą parę w bitwie. Los chyba chciał inaczej. Tak naprawdę mało kto trzymał się blisko lisicy, nie ważne czy z jej winy. Po odejściu Gardenii Jenya odzywała się jeszcze rzadziej wciąż wpatrując w taflę wody.
Rozmowy w kajucie trwały krócej niż zamierzono. Kapitan podziękował Jenyi i chłopcu za interwencje, która uratowała okręt. Z Tenisse wymienił kilka zdań dotyczących opóźnienia. Potem zdarzył się incytent z Gardenią, która nie dała szansy się przeprosić bo odfrunęła. Po tym zdarzeniu wszyscy się rozeszli w markotnych humorach.
Tenisse stanęła przy burcie i oparła o nią łokcie. W palcach obracała malutki złoty przedmiot. Był to pierścień z rubinowym oczkiem. Rubin był osadzony w rzeźbie zwiniętej sylwetki smoka. Z boku wyryto napis. "NARESH". Imię było jej znane. Złoty Smok był legendą w Kryształowym Królestwie. Pamiętała opowieści o nim z czasów gdy była mała dziewczynką. "Co robi pierścień Naresha na rafie koło Jadeitowych Wybrzeży?"
Słyszała, że smoki potrafią zaklinać takie przedmioty. Jest w nich cząstka ich mocy i można za ich pośrednictwem wysyłać sygnały o różnej intensywności. Tenisse kochała opowieści o smokach, ale nigdy żadnego nie widziała. Pierścień fascynował ją tak, że aż drżały jej palce. Statek nagle się zakołysał i wtedy stało się nieszczęście. Pierścień wyślizgnął jej się z palców i spadł do morza. Tenisse w ogóle nie myślała co robi. Przesadziła burtę nie spuszczając z oka miejsca gdzie plusnął w wodę.
Lodowata toń pochłonęła ją, ale ona skupiała się tylko na jednym. Błysk złota przykół jej uwagę. Pierścien opadał na dno obracając się. Machnęła nogami schodząc za nim. Woda zrobiła się czarna. W uszach jej dzwoniło. Przez myśl jej przeszło, że nie starczy jej oddechu na powrót ale nie zawróciła. Gdy dotknęła dłońmi dna płuca ją paliły ogniem. Macała podłoże palcami rozpaczliwie, aż natrafiła na pierścień. Założyła go na palec i w skroniach poczuła okropny ból. Jej wargi wypuściły resztkę powietrza.
Przycisnęła dłoń z pierścieniem do serca. "Umieram" zrozumiała czując jak naciąga w płuca lodowatą wodę. "Naresh!!! Ratuj mnie!" z taką rozpaczliwym gwałtownym myślowym wezwaniem pogrążyła się w ciemności.
Ciąg dalszy: Leże Naresha
Tenisse stanęła przy burcie i oparła o nią łokcie. W palcach obracała malutki złoty przedmiot. Był to pierścień z rubinowym oczkiem. Rubin był osadzony w rzeźbie zwiniętej sylwetki smoka. Z boku wyryto napis. "NARESH". Imię było jej znane. Złoty Smok był legendą w Kryształowym Królestwie. Pamiętała opowieści o nim z czasów gdy była mała dziewczynką. "Co robi pierścień Naresha na rafie koło Jadeitowych Wybrzeży?"
Słyszała, że smoki potrafią zaklinać takie przedmioty. Jest w nich cząstka ich mocy i można za ich pośrednictwem wysyłać sygnały o różnej intensywności. Tenisse kochała opowieści o smokach, ale nigdy żadnego nie widziała. Pierścień fascynował ją tak, że aż drżały jej palce. Statek nagle się zakołysał i wtedy stało się nieszczęście. Pierścień wyślizgnął jej się z palców i spadł do morza. Tenisse w ogóle nie myślała co robi. Przesadziła burtę nie spuszczając z oka miejsca gdzie plusnął w wodę.
Lodowata toń pochłonęła ją, ale ona skupiała się tylko na jednym. Błysk złota przykół jej uwagę. Pierścien opadał na dno obracając się. Machnęła nogami schodząc za nim. Woda zrobiła się czarna. W uszach jej dzwoniło. Przez myśl jej przeszło, że nie starczy jej oddechu na powrót ale nie zawróciła. Gdy dotknęła dłońmi dna płuca ją paliły ogniem. Macała podłoże palcami rozpaczliwie, aż natrafiła na pierścień. Założyła go na palec i w skroniach poczuła okropny ból. Jej wargi wypuściły resztkę powietrza.
Przycisnęła dłoń z pierścieniem do serca. "Umieram" zrozumiała czując jak naciąga w płuca lodowatą wodę. "Naresh!!! Ratuj mnie!" z taką rozpaczliwym gwałtownym myślowym wezwaniem pogrążyła się w ciemności.
Ciąg dalszy: Leże Naresha
Lisica zniosła całą ucztę i udała się pośpiesznie na spoczynek. Ułożyła się na hamaku i bardzo szybko zasnęła. Sny miała dziwne, ale wszystkie związane z przeszłością. Z ludźmi jakich spotkała w swoim życiu. Stali wkoło niej i wpatrywali się. Tak spokojnie, że można było zwariować. Jak to dobrze, że ktoś ją obudził bo sama by to zrobiła z krzykiem. Czuła jak oblał ją zimny pot. Z początku nie rozumiała co wykrzykiwał do niej członek załogi.
-Zaraz zaraz... jak to wyskoczyła?!- Lisica zerwała się na równe nogi. Pobiegła na górę. Wszyscy byli zdenerwowani. Nikt normalny nie wyskakuje sobie bez powodu za burtę. Lisica spojrzała na taflę wody. Nigdzie nie było widać by elfka wypłynęła.
-Co do cholery?! Chyba jej nie wyrzuciliście tak jak Gardenię?!- Warknęłam, ale kapitan zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. Westchnęłam wściekle. I nici z wielkiej wojny.
-No panie kapitanie, w takim przypadku wracamy do portu. Nie mam zamiaru płynąć sama na bagna. Nie mam już czego tam szukać.- Odpowiedziała cicho i niezwykle chłodno. Kapitan również nie miał ochoty robić niepotrzebnego kursu. I tak nastąpił powrót na ląd. Trwał o wiele dłużej z powodu uszkodzenia statku. Po długich dniach w końcu można było dostrzec zarysy Leonii. Wszyscy się cieszyli na ten widok. Chyba nigdy podróż morska nie była tak męcząca. Humor wrócił lisicy jak tylko dotknęła twardego lądu. Ruszyła powoli w swoim kierunku.
-Zaraz zaraz... jak to wyskoczyła?!- Lisica zerwała się na równe nogi. Pobiegła na górę. Wszyscy byli zdenerwowani. Nikt normalny nie wyskakuje sobie bez powodu za burtę. Lisica spojrzała na taflę wody. Nigdzie nie było widać by elfka wypłynęła.
-Co do cholery?! Chyba jej nie wyrzuciliście tak jak Gardenię?!- Warknęłam, ale kapitan zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. Westchnęłam wściekle. I nici z wielkiej wojny.
-No panie kapitanie, w takim przypadku wracamy do portu. Nie mam zamiaru płynąć sama na bagna. Nie mam już czego tam szukać.- Odpowiedziała cicho i niezwykle chłodno. Kapitan również nie miał ochoty robić niepotrzebnego kursu. I tak nastąpił powrót na ląd. Trwał o wiele dłużej z powodu uszkodzenia statku. Po długich dniach w końcu można było dostrzec zarysy Leonii. Wszyscy się cieszyli na ten widok. Chyba nigdy podróż morska nie była tak męcząca. Humor wrócił lisicy jak tylko dotknęła twardego lądu. Ruszyła powoli w swoim kierunku.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość