Ostatni Bastion[Miasto] Lamento eroico

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti zgarbiła swoją sylwetkę uważnie wsłuchując się w cały, krótki wykład na temat niebian i piekielnych. Miała niemylne wrażenie, że to zaledwie kropla w morzu idei jaką były te dwie rasy. Odruchowo poruszała ustami próbując zrozumieć dokładnie każde słowo Dżariego, a przy okazji nauczyć się nowych pojęć. ”Plany Niebiańskie”, „Upadli” i „Pan”, który rządzi „Aniołami Światła”. Na wszystkie układy gwiazd! Tyle słów w tak krótkim czasie do zapamiętania. Gdyby mogła być przykładną uczennicą, Shantti z pewnością siedziałaby teraz z rysikiem i kartką zapisując wszystkie istotne szczegóły. Pocieszające w tym zbiorze informacji był fakt, że w takim razie stoją po jednej stronie barykady. Skoro diabły ją goniły, a ona już zdobyła u piekielnych negatywną opinię, a teraz zadaje się z aniołami, to zdaje się być nieco bardziej bezpieczny teren. Jedynie fakt, że właściwie podkreśla swój tytuł mógł być tutaj niepokojący. W końcu spoufala się z największymi wrogami diabła i pokusy, ale lepsze to niż stracenie głowy w Ostatnim Bastionie. Przynajmniej jak kiedyś zginie z rąk piekielnego, to będzie bardziej świadoma tego wszystkiego, co wokół niej powstało.
- Jejku… - szepnęła zdezorientowana i gładziła się palcem po brodzie w zastanowieniu. Próbowała to wszystko sobie poukładać w głowie, bo teraz kilka spraw się wyjaśniło. No i wiedziała co to ta Pokusa w końcu.
Z taką uwagą jaką słuchała Lakiego elfka chyba nawet jego najlepszy uczeń nie potrafiłby powtórzyć.
Tancerka wyłapała również aluzję w stronę Tallasa jaką posłał młodszy anioł.
- Póki co to głowa mnie boli od tylu informacji – podłapała żart Shantti, która teraz drapała się po włosach odrobinę zmieszana sytuacją.
- A potępieńcy? – zapytała ze śmiesznym akcentem. – Oni też są tymi piekielnymi, tak? A co wspólnego mają z diabłami i pokusami? Jakie mają znaczenie w ich świecie i właściwie… czym są? Bo wyglądają mimo wszystko dosyć ludzko… Tylko bardzo marnie – zagaiła na nowo temat czekając aż uzyska odpowiedź.
Ciało artystki wygięło się w tył, co pozwoliło jej miękko opaść na jeden z wiszących szali. Dłonią delikatnie, a jednak bardzo zgrabnie i płynnie, odsunęła kolejną płachtę, która przysłaniała niebo. Shantti przyglądała się gwiazdom wciąż nie wyrywając się z myśli. Oczy dziewczyny błądziły po niebie. Obserwowała gwiazdozbiory, które mogłyby jej wskazać drogę, bo nie wiedziała co właściwie uczynić dalej. Miała jakąś nieodpartą chęć wywołać zaufanie w Dżarim. Znali się krótko, aczkolwiek zdążyła go polubić. Nosił jednak w sobie jakąś tajemnicę.
„Oh Shantti, ty się nigdy nie nauczysz odpuszczać…”, dopowiedziała zgryźliwie na swój temat, bo nie było co ukrywać faktów. Potępieniec, anioł czy też zwykły człowiek, który nosi w sobie cierpienie pobudzał do bicia serce artystki. Nie umiała, po prostu nie umiała odpuścić.
W głębi serca obawiała się, że jej dociekliwość zrazi mało przystępnego niebianina, a tego bardzo nie chciała uczynić. Świadoma faktu, że prawdopodobnie nigdy już go nie spotka wcale nie stawała jej na przeszkodzie by przeżyć coś wspaniałego, by zyskać… przyjaciela, którego zobaczy raz w życiu. Będzie o nim pamiętać aż do ostatniego dnia swojego stąpania po ziemi alarańskiej. Będzie jej wspomnieniem oraz marzeniem ujrzenia mężczyzny jeszcze raz. Raczej nie z miłości, a z powodu zwykłej tęsknoty. Pragnęła posiąść te miłe uczucie i chociaż było ono na swój sposób samolubne, to nie umiała tak najzwyczajniej z niego zrezygnować. A może wcale nie tak najzwyczajniej? Shantti nie posiadała miejsca ani osoby, do którego bądź do której mogłaby wrócić. Owszem, jej pustynia poza Środkową Alaranią wiernie czekała na elfkę, aczkolwiek nikogo by tam nie zastała. Jedynie piach i pustkę. Oblubienica Gwiazd stała się historią, uszata wybrała wolność, nowe życie niosące ze sobą właśnie pustkę i chociaż brzmiało to strasznie, to dla samej Shantti wcale to tak nie wyglądało. Ten tryb przy nadmiernym optymizmie artystki dawał nowe możliwości, jak pozyskanie nowego powodu do tęsknoty. Owym powodem mogły stać się jeziora, lasy, morze, ale także i napotykane jednostki. Chcąc nie chcąc, Dżari wzbudził w niej chęć tęsknoty za nim nie biorąc pod uwagę tego w jaki sposób chciałaby do niego wrócić. Kochać go nad życie, czy też wiedzieć jak się miewa, teraz to nie miało znaczenia. Był kimś z historią, którą pragnęła poznać, odkryć. Shantti ciekawiło co tak wpłynęło na jej decyzję, sam zestaw cech jakie posiadały anioły czy też może charakter skrzydlatego.
Tancerka uniosła niepokojąco brew. Oparła się na wyprostowanych rękach i przekręciła głowę niczym rozbudzony dźwiękiem kot. Elfka wierzyła w gwiazdy. Wierzyła, że niebo jest zbiorem informacji jakie zsyła na nich Prasmok bądź też krążące duchy jej przodków, a nawet samego Piaszczystego Szlaku.
Brązowowłosa zwróciła głowę w stronę skrzydlatych. To napięcie między nimi nie znikało. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, mimowolnie.
- Właściwie… - zagaiła na nowo elfka. – Jestem ciekawa jak to wygląda. Chociaż „to” trudno chyba jednoznacznie pojąć – ciągnęła dalej tancerka rozkładając ręce i pokazując ogrom przestrzeni jaki znajdował się wysoko nad jej głową.
- Jeżeli nigdy nie będę miała okazji was już spotkać… Jak sam zauważyłeś Dżari, to może pokusisz się na taką… małą podróż? – spytała dosyć niepewnie Shantti zaciskając palce między sobą, by tym razem wskazać małostkowość prośby.
- Chciałabym móc być odrobinę bliżej gwiazd niż normalnie, a tej nocy niebo jest wyjątkowo gwieździste. To musi być coś… niesamowitego, wznieść się w przestrzeń i czuć tę przestrzeń. Wiatr, kołysanie, uniesienie… - interpretowała artystycznie.
- Być trochę wyżej i widzieć trochę więcej. Wiem, dla was obojga to taka codzienność, ale ja zawsze widziałam wszystko z perspektywy hm… „piachu”. Dżari, czy zgodziłbyś się…? – nie dokończyła zdania, bo każdy wiedział co kryło się w dalszej treści pytania. Elfa pochyliła się w stronę skrzydlatego posyłając mu spragnione spojrzenie doznania takowych doświadczeń.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari machinalnie kiwał głową, gdy Shantti zalewała go kolejną falą pytań - był to jasny znak, że zna odpowiedzi i właśnie układa je sobie na bieżąco w głowie, więc gdy tylko elfka skończyła mówić, on wydał z siebie tylko zdecydowane "yhm" i zaczął tłumaczyć.
        - Tak, potępieńcy to również Piekielni - zgodził się w pierwszej kolejności. - Znajdują się na samym dole hierarchii tych stworzeń, mięso armatnie i niewolnicy dla diabłów i Pokus. To dusze osób, które był złe i niegodziwe za życia i za karę zostały strącone do piekła. W niewielkim stopniu przypominają tych, którymi byli przed śmiercią. Ich oblicza są wiecznie wykrzywione w upiornym grymasie, mają rogi, ogon i długie szpony, a ich umysł działa jak u zdziczałego psa, kierują nimi tylko instynkty i żądze. Nie ma co spodziewać się po nich logiki, to brutale i dzikusy... przynajmniej większość z nich. Istnieją wiecznie, bo nawet gdy się ich unicestwi, odradzają się w Piekle i jedyną szansą na zaznanie przez nich wiecznego spoczynku jest doprowadzenie do tego, by odkupili swe winy, co przez wzgląd na ich naturę jest niezwykle trudne. Jednak nie niewykonalne - zastrzegł. - Wszystko jest kwestią uporu i umiejętności osób, które się z nimi zetknęły, takie spotkania są jednak z reguły niebezpieczne i kończą się walką, dla większości osób bezpieczniej jest więc ich unikać... Jak na to, że nie miałaś za wiele do czynienia z Piekielnymi, znasz całkiem sporo ich odmian - rzucił mimochodem, nie oczekując nawet, że tancerka odniesie się do tych słów. Niech ma swoje sekrety, w żadnym razie mu to nie przeszkadzało, gdyż czuł w jej aurze, że nie jest osobą, w stosunku do której powinien żywić jakieś obawy, a poza tym swoim zachowaniem również nie dała mu żadnych powodów do nieufności.
        Gdy Shantti przez moment zapatrzyła się na gwiaździsty nieboskłon, aniołowie jak na komendę obrócili wzrok na siebie nawzajem i spojrzeli sobie w oczy. Żaden z nich nie znał się na mowie umysłu, lecz znali się tak dobrze, że potrafili samymi grymasami twarzy i wymownymi spojrzeniami przekazać sobie pewne informacje i myśli. Miny obu z początku były poważne i Dżari naprawdę łudził się, że przejdą do sedna, zaraz jednak Tallas się uśmiechnął i przekrzywił lekko głowę - "Wyluzuj" mówiły jego oczy. "Nie wyluzuję!", irytował się w myślach Laki, "Sam nie tak dawno zasugerował, że Dżariel mógł upaść, a teraz tak beztrosko siedzi na poduszkach i nic nie robi!". Wzrok młodszego anioła był ponaglający, jednak wszelkie niewerbalne sugestie spływały po Tallasie jak po kaczce, a gdy nieświadoma tej konfrontacji spojrzeń Shantti poruszyła się i wróciła myślami na ziemię, było już po wszystkim. Dżari poznał jednak, że elfka wyczuwa napięcie między nimi, przyszło mu na myśl, że pewnie się krępuje i tak naprawdę wychodzą na niewdzięczników, bo boczą się i wywołują napięcie swoim zachowaniem. "Nie, to ja sieję ferment", poprawił się i by nie urazić gospodyni, na moment odpuścił Tallasowi, chociaż nie mógł pozbyć się myśli, które toczyły jego umysł jak gorączka.
        - Dobrze - odpowiedział krótko, gdy Shantti zwróciła się do niego z nieśmiałym pytaniem, którego pewnie nie miała śmiałości skończyć. Godził się na ten lot bez cienia niechęci, bo chociaż już nieraz zdarzało się, że odmawiał bądź robił podobne rzeczy pod przymusem, motywacja tancerki na swój sposób go przekonywała, chociaż nie do końca ją rozumiał. Ta wzmianka o gwiazdach zdawała się być bardzo istotna - może była to kwestia romantycznego usposobienia, a może jakiś elfich wierzeń, tego akurat anioł nie wiedział, nie zamierzał też jednak pytać. Ta wiedza i tak nie wpłynęłaby na jego decyzję, a nie chciał zbytnim dociekaniem urazić Shantti - jeszcze wycofałaby swoją prośbę, a wtedy on poczułby się naprawdę podle.
        Dżari odbił się od ściany, o którą się opierał i podszedł do elfki. Kątem oka dostrzegł zadowolone oblicze rozpierającego się na poduszkach Tallasa i doskonale wiedział, co też on sobie teraz myśli - że zrobił mu psikusa, "ale to dla jego dobra", i tak dalej... Laki nie planował wyprowadzać go z błędu, ale naprawdę nie miał problemów z tym, by spełnić prośbę tancerki.
        - Wyjdźmy na zewnątrz - zwrócił się do niej swym typowym łagodnym głosem. - Tam będę mógł rozpostrzeć skrzydła. Wtedy też wytłumaczę ci co i jak.
        - Idę z wami - uznał Tallas. - Shantti, pokazałabyś mi gdzie jest studnia? Przyniósłby wodę w międzyczasie, bo pewnie będziecie spragnieni.

        Gdy już byli na zewnątrz, anioł stanął w takim miejscu, by bez większego kłopotu rozłożyć skrzydła na całą szerokość, po czym obrócił się do tancerki.
        - Podejdź - poprosił ją. - I obejmij mnie... Twarzą do siebie, tak będzie bezpieczniej. Gdybym wziął cię na ręce, trudniej byłoby ci się mnie złapać. Trzymaj mocno, bo co prawda ja również będę cię trzymał, ale ostrożności nigdy za wiele, w końcu będziemy wysoko nad ziemią. Podczas lotu najmocniej pracują mięśnie na ramionach, plecach i torsie, możesz to szczególnie mocno odczuć przy wzbijaniu się, ale się nie przestrasz. Niektóre osoby dostają mdłości, gdyby tobie się coś takiego przytrafiło, daj znać to zaraz wylądujemy. Ogólnie mów mi o wszystkim, gdyby było ci niedobrze, bałabyś się czy wręcz przeciwnie, chciała wzbić się wyżej albo polecieć dalej.
        Dżari dał Shantti chwilę, by ta mogła się go mocno złapać i oswoić przed lotem, po czym sam wprawnym ruchem objął ją wpół, przycisnął do siebie i po krótkim "uwaga" napiął mięśnie i wzbił się do lotu. Elfka mogła poczuć gwałtowne szarpnięcie i nagle jej stopy oderwały się od ziemi. Pęd powietrza był zupełnie inny niż podczas jazdy na, dajmy na to, koniu, a huk bijących powietrze skrzydeł oszałamiał. Dla Dżariego to było normalne, on tego nie czuł, nie słyszał. Wzlatywał prosto w górę, co kosztowało go co prawda sporo siły i nie było specjalnie komfortowe dla Shantti, bo przy każdym ruchu skrzydeł czuła szarpnięcie, lecz anioł chciał od razu pokazać jej najlepszy widok - nie brudne dachy miasta, tylko bezmiar nieba, ciągnący się po horyzont ocean traw i Bastion, który wyglądałby jak czarny kamień upstrzony światełkami lamp i latarni niczym świetlikami.
        Laki przestał się wznosić. Na krótki moment zawisł w powietrzu, po czym przeszedł do powolnego lotu kołowego. Niewiele poruszał skrzydłami - wiatry nad miastem tworzyły studnię, która dobrze go wznosiła. Dzięki temu Shantti mogła spokojnie cieszyć się widokami.
        - Chcesz wznieść się jeszcze wyżej? - zwrócił się do tancerki po jednym pełnym okrążeniu i dostosował się do jej woli. Nie chciał za dużo mówić, bo zdawało mu się, że elfką targały w tym momencie zbyt silne emocje i błaha rozmowa jedynie zabiłaby podniosłość chwili. Jemu za to nigdzie się nie spieszyło - lubił tak po prostu szybować i lubił, gdy mógł sprawić komuś radość, więc sytuacja była dla niego nadzwyczaj korzystna.
        - Chcesz spróbować akrobacji? - zaproponował jeszcze, uznając, że mógłby jej co nieco pokazać. Nie zamierzał szaleć, wszak trzymał w ramionach kruchą istotę, która w pełni uwierzyła w jego opiekę i nie dopuściłby, by coś jej się stało przez to, że by ją wypuścił albo za mocno szarpnął. Jednak gdyby się zgodziła, to z nią w ramionach dałby radę zrobić pętlę w dwie strony i może korkociąg, ale niezbyt ciasny, by się nie wystraszyła. A coś więcej... to może innym razem.

        Dżari wylądował najdelikatniej jak umiał, wpasowując się w wąską ulicę Bastionu. Gdy już sam pewnie stał, odstawił również Shantti, asekurując ją przez moment, by mieć pewność, że się nie przewrócili - wiele osób miało po locie problem z utrzymaniem równowagi, byli zbyt przejęci i może trochę ścierpnięci, by stać o własnych siłach.
        - Wejdźmy do środka - zasugerował jej. Nigdzie w okolicy nie było Tallasa, Dżari jednak czuł jego aurę kawałeczek dalej, niedaleko wskazanej przez tancerkę studni, więc się tym nie przejął, ba, może było mu to wręcz na rękę. Był bardzo ciekaw, jak elfce podobał się lot i wolał usłyszeć opinię bez okrasy w postaci głupich docinek przyjaciela. Musiał przyznać, że teraz, gdy wiatr wywiał mu z głowy złe myśli, czuł się znacznie lepiej. Nadal nie tryskał optymizmem, ale jakoś łatwiej przychodziło mu powtarzanie "będzie dobrze, poradzimy sobie".
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

- Wstępując do Środkowej Alaranii szybko dali znać o swoim istnieniu – odpowiedziała z dystansem Shantti, po tym jak Dżari skończył opowiadać o potępieńcach. Nie była jednakże smutna czy zawiedziona, właściwie odrobinę rozbawiona. Nie potrafiła rozpaczać nad rozlanym mlekiem, szczególnie, że chyba przyciąga do siebie istoty ze sobą ściśle powiązane.
Elfka ucieszyła się i klasnęła w dłonie, gdy Niebianin przystąpił na jej prośbę. Tancerkę szybko wypełniły pozytywne emocje zmieszane odrobinę ze strachem, bo dopiero po fakcie uświadomiła sobie z czym wiążę się taka atrakcyjna przygoda. Przecież w każdej chwili mogła spaść!
- Dobrze! – potwierdziła entuzjastycznie dziewczyna, która odsłoniła swój szeroki, radosny uśmiech.
- Nie ma problemu Tallas. Pewnie ten lot będzie tak ekscytujący, że zaschnie mi w gardle!

Shantti była niebywale podekscytowana. Na chwilę oderwała się od gęstej atmosfery jaka panowała przez ten cały czas i teraz mogła oddać się ramionom adrenaliny.
Gdy młodszy anioł rozłożył swe skrzydła, elfka po raz kolejny uległa podziwowi jaki łączył się z tym niebywałym atutem. Pragnęła by te białe pióra objęły całe jej ciało by móc poczuć ich delikatność, a zarazem siłę. Chętnie, i też z ciekawości, zajrzałaby dosłownie pod piórka Dżariego, bo właściwie zaczęła zastanawiać się czy jest rzeczywiście jak ptak? Ma skórę, z której wyrastają pióra? Jak to można poczuć i jak on to czuje? Pewnie by się nastroszył od podważania pierza, ale myśli, emocje i skojarzenia były tak wielkie w tej chwili!
Artystka stała i słuchała anioła jakby za chwilę miała rozpocząć się próba ich wspólnego występu. Nogi elfki ustawione były właśnie jak do pierwszego kroku, który posłusznie wykonała, gdy mężczyzna kazał się jej zbliżyć. Objęła go, na początku tak na próbę by sprawdzić jak wygodniej będzie można się go trzymać, a gdy wreszcie usadowiła ręce w odpowiedni sposób, mogła słuchać go dalej.
- Uhm – przytaknęła tancerka wsłuchując się w dokładna instrukcje Dżariego.
Była odrobinę zdenerwowana, bo za chwilę miało się stać coś niesamowitego. Miała latać. Ciekawe czy podobnych doświadczeń doznał szaman z jej plemienia podróżując po świecie? Shantti z całych sił starał się utrzymać emocje na wodzy, ale to jest wyjątkowo trudne w przypadku artystycznych dusz. Mimo że Dżari wykonywał to wszystko tak perfekcyjne, łagodnie, z opanowaniem, to elfka i tak pisnęła przywierając do niego najmocniej jak potrafiła i zaciskając powieki podczas zerwania się do lotu. Poczuła się niczym wyrwany z ziemi kwiat, gdy stopy nagle straciły pod sobą podłoże. Nie sądziła, że tak mocno przeżyje to pierwsze wzniesienie się ku niebu. Nie był to taki sam ruch, jak gdy skacze się z dachu na dach bądź wykonuje salta. Docelowym punktem takich sztuczek jest dotarcie i wylądowanie bezpiecznie na ziemi, a teraz miała szybować wśród rzeki gwiazd.
Tancerka wpadła w taki popłoch, że nie miała zamiaru tłumaczyć się z tego, że objęła anioła nawet zaciekle nogami. Pod palcami u dłoni wyczuwała, jak mięśnie Dżariego pracują i są imponujące silne. Ciało ze skały, a jednak biło od niego ciepło i tętniło życie.
Shantti na samo wspomnienie tej chwili w przyszłości z pewnością zacznie się śmiać z własnej bezradności jaką początkowo okazała. Czuła, jak wiatr opływa jej ciało i szarpie włosami, jak dźwięki zamaszystych ruchów skrzydeł ją ogłuszały. Próbowała zerkać na boki, czasem w dół, ale nie dawało to rezultatów w oswojeniu się z tą sytuacją. Spontaniczność tej decyzji niosła ze sobą braki w przygotowaniu.
Po kilku głębszych wdechach i wydechach tancerka wreszcie pogodziła swoje ciało ze środowiskiem, w jakim obecnie się znajdowała. Zawzięła się i spojrzała poza ramiona anioła, tak jak wtedy gdy będąc małą dziewczynką w końcu ułożyła się na piachu by dojrzeć gwieździste niebo. Teraz przeżyła to samo.
Bursztynowe oczy rozwierały się coraz mocniej i nawet szarpnięcie skrzydeł nie wytrąciło artystki z uczucia jakie nią owładnęło. To było jak odkrycie czegoś wielkiego, niesamowitego, jakby dojrzała krainy, których nikt nie miał prawa wcześniej zwiedzić. Dżari mógł poczuć jak Shantti się rozluźnia, chociaż nadal uparcie i mocno się go trzyma. Spłynęło z niej całe zdenerwowanie, a zagościła magia.
- Och – szepnęła oszołomiona uszata, która teraz całkowicie przystosowała się do Dżariego. Było to jednak niepochlebne, ale także na swój sposób prawidłowe skojarzenie by porównać ją do pasożyta, który uczepił się obcego ciała.
Shantti bardziej pomyślała o pewnym rodzaju połączenia, które musi zaistnieć między dwojgiem przy tak nietypowej sytuacji, by wszystko bezpiecznie przebiegało. Elfka na ten moment całkowicie zaufała niebianinowi i nie widziała przeszkód ku temu. Próbowała wszystko dokładnie uchwycić swoim wzrokiem. Małe budynki, malujące się horyzonty, światełka… Uważnie oglądała świat z góry, ponieważ wcześniej wszystko widywała co najwyżej z drzewa. Teraz była ponad wszelkie lasy i kto wie, może nawet jakieś mniejsze góry? Trudno było jej to ocenić.
Niesamowite faktem było to jakże urozmaicony jest lot sam w sobie. Wymaga wysiłku podczas wzniesienia, ale także potrafi być odskocznią od dnia codziennego podczas rozłożenia skrzydeł i poleganiu wyłącznie na sile wiatru jaki wytwarza się kilka stóp nad ziemią. Jak wzburzone morze, które po burzy staje się jedynie płaską taflą z kilkoma falami bądź jak po burzy piaskowej, gdy po całym chaosie pozostaje tylko piaszczysta powłoka.
Laki nie musiał usłyszeć odpowiedzi na pytanie czy wznieść się wyżej. Zachwyt Shantti tym pomysłem wyraził wszystko. Gdy niebianin wybił się wyżej ona pozwoliła sobie na wysunięcie jednej ręki, jakby pragnęła objąć cały świat. Artystka śmiała się pod wpływem ekscytacji i energii jaką ją rozpierała. Nie umiała się powstrzymać od tak naturalnych dla niej odruchów jak uśmiech czy też radość. O ile Laki lubił wywoływać szczęście na czyjejś buzi, to Shantti zalewała go całą gamą radosnych odruchów. Nie mówiąc już o tym, że elfka nie liczyła na żadne akrobacje w powietrzu, a jednakże zaistniała taka możliwość! Kobieta nie dowierzała, że to wszystko się dzieje, że lot to już nie tylko sen, ale także doświadczenie. A może się myli? Może to wszystko dzieje się na niby? Niemożliwe! Niemożliwe, gdy wszystko jest tak intensywne, tak wyraźne! Nie istniała dla niej odmowa, w końcu prawdopodobnie taka okazja spotyka ją tylko raz!
- Tak i to bardzo! – powiedziała nieco zbyt nerwowym głosem, ale tak trudno było zapanować nad emocjami!
Brunetka nie potrafiła przestać się śmiać, tak ogarnęło ją szczęście i wzniosłość. Szczególnie, gdy dla niego niewielki, ale dla niej przeogromny korkociąg stał się wyzwaniem, by spróbować chociaż spojrzeć w kierunku lotu. Shantti wierzyła, że mogłaby doznać jeszcze mocniejszej siły tejże akrobacji, ale to… może innym razem.
Na koniec elfka poprosiła anioła by jeszcze raz wznieśli się ku górze. Nieco wolniej i mniej gwałtownie, bo to dało szansę szamance na objęcie oczami nieba, wyrównanie tętna i odrobinę spokoju. Miała wrażenie, że otaczają ją dobre duchy przodków, że gwiazdy lśnią o wiele mocniej niż kiedykolwiek i że księżyc jest nieco bardziej „dziurawy” niż co noc. Pewnie dlatego, że teraz mogła „bliżej” przyjrzeć się temu światowi znajdując się o wiele wyżej niż normalnie. A być może dlatego, że sama lśniła smugami farbi na swoim ciele?

Gdy już (niestety) wracali, Shantti korzystała z ostatnich momentów lotu i nawet raz odchyliła delikatnie głowę by przecinające powietrze było w stanie ochłodzić rozpalone od ekscytacji ciało tancerki. Jeszcze dziwniejsze zdawało się to, że powrót na ziemię okazał się być równie trudny.
Shantti skupiła całą swoją uwagę by stanąć na równe nogi, ale cała drżała. Trochę ze zmęczenia, trochę ze zdenerwowania, trochę z ekscytacji. Pachniała całym wachlarzem wzniesień emocjonalnych, a gdy tylko kobieca stopa poczuła stały grunt od razu zaczęła gadać, a raczej trajkotać.
- Łał! To było takie niesamowite! – gwałtownie zaczęła mówić. – Takie… Jaaa… Takie… łaaaał! Niesamowite! I… Jeeeej! Ekscytujące! – To była pierwsza plątanina słów jaka wypłynęła z ust elfki, która chciała tańczyć z radości, jednakże nogi ciągle się o siebie potykały. Chodziła jak pijana i co chwila puszczała i chwytała anioła za ramię wciąż to wypowiadające wszelkie możliwe słowa. Była tak zaaferowana zdarzeniem, że w pewnym momencie zaczęła mówić w ojczystym języku, który brzmiał dosyć dziwnie, a nawet i odrobinę śmiesznie dla mieszkańców Środkowej Alaranii.
Shantti gubiła nogi i słowa, ale też próbowała z siebie wyrzucić cały ogrom zachwytu jaki nią owładnął. Dziękowała, uśmiechała się i opowiadała o danych momentach. Na przykład, że gdy się wznosili w ostatnim momencie do góry, tak wolniej i spokojniej to miała wrażenie, że za chwilę naprawdę dotknie księżyca i że ten korkociąg to musiał wyglądać naprawdę super z perspektywy osoby trzeciej i że świat jest teraz tak wielki, tak ogromny, gdy nagle ląduje się na ziemi, obecnie wydaje się jedynie taką małą mróweczką wśród tych budynków. Gadała i gadała, nawet nie zwróciła uwagi na to, że przemieszczając się gdzieś między ruinami budynku poślizgnęła się i zdarła sobie kolano. Rozprute ubrania, jak i piekąca rana… Jakie miało to znaczenie w ogromnie tego doznania? Strup się sam zrobi, a ona musiała mu tyle naopowiadać! Nieważne, że właściwie anioł, jak to anioł, latał tak codziennie.
Tracąc w końcu dech i zauważając swoje nadmierne paplanie w końcu odrobinę się uspokoiła. Przynajmniej na tyle, by przestać już gadać o samym locie, bo energia wciąż rozpościerała ciało tancerki. Ona by teraz mogła tańczyć, śpiewać i grać na raz. Tańczyć? Tak! Stworzy nawet specjalny układ do tego wydarzenia! Jakoś go przepięknie nazwie… Może, może… „Może przestane już tyle o tym gadać?” pomyślała upominająco.
- Przepraszam! Naprawdę nie mogę się powstrzymać – kończyła swoje zdanie, gdy uświadomiła sobie, że jednak chce gadać dalej.
- Chodź! Pokażę ci coś! – Zaciągnęła Dżariego w głąb „swojej” komnaty by następnie uchwycić kilka cienkich materiałów, które pociągnęła za sobą by odkryć całe niebo jakie można było dojrzeć z tego miejsca.
Dżari nie za bardzo miał szansę się obronić, gdy elfka zaproponowała mu dobre miejsce do siedzenia, tak by właściwie oboje usiedli na skraju budynku. Shantti od tego ciągłego gadania zachciało się pić więc sięgnęła po jeden z owoców, jaki chomikowała.
- Jadłeś kiedyś pomarańczę? – spytała, chociaż już widać było, że próbuje się uspokoić.
Ostatnie resztki swojej ekscytacji wyładowała na skórce soczystego owocu, który przedarła na pół.
- Ja nigdy wcześniej nie jadłam pomarańczy! To takie trochę głupie, wystarczy jeden owoc by sprawić mi tyle przyjemności, a lot?! Łał! Nieporównywalne! Proszę weź połowę! Nie wiem czy kiedyś jadłeś, ale to takie strasznie słodkie i dobre, że nie śmiem się nie podzielić! – mówiła dalej i oczywiście wcisnęła Dżariemu przeznaczoną połowę.
- To takie… straszne dziwne. Te różnice rasowe – zaczęła nową myśl elfka zajadając się już kawałkiem słodkiego owocu. – Tak strasznie dużo gadam, dla ciebie to takie normalne, w sensie latanie. Możecie obserwować wszystko z daleka, oglądacie wszystko z dystansu, obejmujecie świat z góry, a te istoty z dołu was podziwiają. Wy też tak podziwiacie nas, lądowe „stworki”? – zażartowała. – Mam wrażenie, że jednak nigdy nie istniejecie tutaj tak naprawdę. Nie chodzi o fizyczność tylko o… zachowanie. Jakbyście cały czas byli z boku, ale tak naprawdę nigdy nie byli na lądzie… - zauważyła rozmyślająca artystka, która ugryzła się w język. Miała głęboką nadzieję, że nie uraziła tym Dżariego! Musiała szybko… szybko mówić o czymś innym, bo nie potrafiła przestać mówić!
- E… A…Znaczy się… Chciałam ci coś pokazać!
Policzki Shantti zalało czerwone pasmo. Chciała być tak bardzo miła dla Dżariego, ale ona musi za dużo gadać! Dziewczyna na chwilę umilkła nieco zakłopotana swoimi spostrzeżeniami, ale w końcu nabrała głębokiego wdechu by następnie wypuścić go cichym świstem.
- Chciałam… Ci coś pokazać – powtórzyła się, tym razem mówiła o wiele spokojniej. – Mam wrażenie, że… istniejecie tak między światami. Z jednej strony nie należycie do lądu, z drugiej… Nie jesteście częścią tego świata, który widnieje tam na górze. Mówię o gwiazdach, księżycu, słońcu… A ja choć stworzenie pustynne, bo właśnie z dalekich piaszczystych ziem przybyłam, istnieję na lądzie a moja głowa sięga wyobrażeniami nieba. Dziękuję ci, że dałeś mi możliwość bycia blisko tak czegoś… co jest niebywale daleko. Wszak nie dotknęłam gwiazd, ale moje plemię głęboko wierzyło w duchowość tej przestrzeni.
Shantti, jak zawsze była całkowicie szczera i jak zawsze pragnęła wyrazić całą siebie. Powoli tematycznie wchodziła w sferę duchową, bardzo ważną dla jej części życia. Można to było dojrzeć szczególnie po tym, gdy artystka automatycznie przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, tuż przy sercu. Organ wciąż łomotał z adrenaliny, ale też tętnił i bił ciepłem na samo wspomnienie Piaszczystego Szlaku.
- Układ gwiazd, sposób w jaki się układają, są informacjami jakie chcą przekazać nam duchy naszych przodków. Mój szaman zawsze powtarzał, że to co stało się na ziemi jest szlakiem nauk na niebie. Pewne gwiazdozbiory można ujrzeć codziennie w danej części świata, bądź pojawiają się rzadko, ale są właśnie zesłaniem przodków. Ojejku! Naprawdę mogę o tym wykładać całe dnie i noce, ale nie o to mi chodzi. Chciałam ci pokazać szczególnie ważne tej nocy konstelacje.
Shantti śmiało przybliżyła się do Dżariego i starała się dojrzeć wszystko z jego perspektywy. Tak by mieć wgląd mniej więcej jego oczu oraz móc wskazać mu palcem poszczególne wzory.
- Spójrz tutaj… - Oddech artystki zdecydowanie stał się bardziej spokojny, a głos cichszy, jakby nie chciała wystraszyć żadnej z gwiazd.
- Pokażę ci gwiazdozbiór Hydry. Ten mocniejszy punkt na niebie, jeżeli odbiegniesz wzrokiem odrobinę na prawo, o mniej więcej tutaj… Widać jak kilka gwiazd tworzy koło. To jest głowa hydry… dalej prostą linią schodzi jej szyja, tutaj jest taka kwadratowa wypukłość… to jest jej brzuch! A na samym końcu ogon. Wiem, wiem, hydry mają więcej niż jedną głowę, ale właśnie chodzi o tę jedną głowę. Pokażę ci jeszcze gdzie jest rak… To jest takie zdecydowanie słabsze skupisko gwiazd, tuż przy łepetynie hydry. Początkowo możesz tego nie zauważyć, ale właśnie taka nieco… hm... „pusta” plama to właśnie rak. Te dwa gwiazdozbiory są ze sobą połączone właśnie kilkoma jasnymi punktami. Mój szaman opowiadał mi o ich historii, a jest dosyć pouczająca według mnie – opowiadała Shantti, która już kąsała ostatni kawałek pomarańczy.
Artystka odchrząknęła przygotowując się do opowiadania, musiała wprowadzić odrobinę nastroju. W końcu legend nie wypowiada się od tak!
- Niegdyś na ziemi, jeden z Półbogów dostał pod swą opiekę krainę wyłącznie z piachu. Nasycił ją więc wodą i odrobiną zieleni oraz wybudował jaskinie. Sprowadził także hydrę z jedną głową po czym pozostawił. Pragnął by pilnowała ona rozwoju tejże ziemi, bo sam Półbóg musiał zająć się innymi sprawami wśród Bogów. Hydra z natury była bardzo dobrą istotą i ciężko pracowała by pod jej opieką powstały pierwsze formy życia. Tak też się stało. Wypełniła ona swoje obowiązki i pierwsze życia zaistniały w jeziorze jakie znajdowało się tuż przy jej jaskini. Na lądzie wpierw więc pojawił się rak. Hydra pragnęła oswoić go z krainą, zachęcić do obcowania z tym co jest widoczne dla jego oczu. Rak był oszołomiony tym wszystkim i tylko szczypał szczypcami. Bał się pozostać sam poza wodą, więc hydra obdarowała go jadem w szczypcach, tak by w razie czego mógł się obronić. Mimo wszystko rak pozostawał w wodzie i czasem przychodził obserwować hydrę spod jej tafli. Tak też istniała przez dziesiątki lat, a Półbóg tylko czasem patrzył z góry czy świat ten się rozwijał. Patrzył na nią z góry lecz nie widział, co dzieje się w jej sercu, bowiem hydra tak zaaferowana odpowiedzialnością nad ziemiami pomyślała, że nie odda ich nigdy Bogom. Z chytrości poczęły wyrastać z jej ciała kolejne głowy i bronić tej głównej, a gdy nadszedł sądny czas oddania krainy do samodzielnego funkcjonowania, hydra sprzeciwiła się Półbogowi. W końcu to ona tak ciężko pracowała, a teraz Półbóg miał jej to wszystko zabrać? Nie umiała się z tym pogodzić ani znaleźć złotego środka w tej sytuacji, co z kolei doprowadziło do starcia między dwojgiem. Półbóg nic uczynić nie mógł, gdy odcinał głowy stwora, bo wyrastały kolejne i kolejne. Hydra stawała się coraz silniejsza i wiedziała, że jest w stanie zabić Półboga, bowiem istoty te są śmiertelne. Całą te potyczkę widział rak spod powierzchni jeziora. Myślał, że hydrze dzieje się źle, a przecież to ona go stworzyła. Półboga rak uznał za wroga, nigdy wcześniej go nie widział ani tez o nim nie słyszał. Wyszedł więc na ląd i zakradł się by zranić Półboga w piętę, jednak zwrócił uwagę wojownika swoim strachem. Wnet Półbóg zgniótł raka i wyrwał jego szczypce. Kwas, jaki się z nich sączył pozwolił na odcięcie i wypalenie głów hydry i tak też Półbóg ściął ostatnią głowę gadziny. Ciało jej rozpłynęło się w ziemi, które nasiąknęły wodą nawet kilka metrów w głąb piachu, a jej skóra rozłożyła się na całej krainie. W ten sposób powstały bagna.
Opowiedziana historia pozwoliła Shantti wreszcie ugasić szalony szał emocji. Mówiła bardzo łagodnie, spokojnie swoim melodyjnym głosem i w sposób jaki potrafią opowiadać tylko elfy. Jej głos był magiczny, swobodny, ale też słychać było, że kobieta nie staje po żadnej stronie wymienionych postaci. Nauczyła się być neutralna w legendach, tak jak uczył ją szaman Piaszczystego Szlaku. Artystka jeszcze chwilę milczała wpatrując się w gwiazdy. Pozwoliła nogom swobodnie kołysać się w powietrzu i co jakiś czas uderzać o murek ruin, na których zasiedli.
- I jest jeszcze jeden bardzo ciekawy gwiazdozbiór widoczny wyjątkowo tej nocy. Jest to gwiazdozbiór królika. Te dwie, nieco bardziej gęste ścieżki punktów to uszy. Przypominają takie... cienkie i krótkie drogi mleczne, ale nimi nie są. Śledząc dalej wzrokiem te dwie linie widać, że między nimi pojawia się jedna łącząca, a później coraz rzadziej rozstawia się gwiazdy tworząc sam łepek królika oraz o tu, jakby niedokończony grzbiet i ogon tego zwierzęcia. To dosyć specyficzny gwiazdozbiór, ponieważ zobaczyć go można z każdego zakątku świata, ale nie każdego dnia. Dokładniej tłumacząc, chodzi o to, że ten gwiazdozbiór „skacze” po niebie. Nigdy go nie ma w jednym i tym samym miejscu, więc jeżeli ktoś jest podróżnikiem i cały czas się przemieszcza to tak naprawdę… Królika może dojrzeć co noc albo tez nie zobaczyć go ani razu, bo cały czas będzie „skakał do przodu”. Trudno powiedzieć czy widząc tę konstelację można się cieszyć. Wszyscy myślą, że jak znajdą koniczynę to dostaną szczęście albo tak samo gdy otrzymają złotą podkowę… A królik taki nie jest. Królik zsyła zdarzenie. Nigdy jednak nie jest wiadome czy będzie to szczęście czy też nieszczęście. Po prostu pozostawia po sobie ślad tam gdzie się znajduje.
Elfka ponownie zamilkła. Wiele myśli chodziło jej po głowie i chociaż należała do osób odważnych, to jednak bała się zadać wiele pytań.
- Dżari?... – spytała zerkając na niego nieco spode łba, jakby szykowała się na najgorsze. – Jeżeli miałabym zebrać jakiś zbiór uzyskanych informacji i połączyć je z moimi domysłami to zgaduję, że wraz z Tallasem szukacie jakiegoś… przyjaciela? Znajomego? Ważną personę? Na tej karteczce, co początkowo pytałeś mnie i Phelana, było jego pismo, tak? Myślisz, że zszedł na złą drogę?... Nie chcę być wścibska! Ale razem z Tallasem powinniście się w końcu skonfrontować. Widzę, że… nie wyjaśniliście sobie wiele… albo raczej… niczego.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Ileż to już razy Dżari spełniał podobne prośby? Chyba zbyt często, by to zliczyć. Nie widział wszak sensownego powodu, dla którego miałby odmawiać, zwłaszcza gdy ktoś przypadł mu do gustu - wystarczyło ładnie poprosić, nie żądać, nie podpuszczać. Tak jak zrobiła to Shantti, swoje pragnienie wyrażając tak ostrożnie, że nawet nie dokończyła zdania, a to wszystko pewnie po to, by go nie urazić. Może nie zwróciła na to uwagi, gdyż anioł był powściągliwy w okazywaniu radości, lecz im bliżej było realizacji tego planu, tym bardziej mu się on podobał. Najważniejsze było jedna by dać elfiej tancerce poczucie bezpieczeństwa, dlatego do udzielania jej instrukcji podszedł tak spokojnie i rzeczowo. Robił to już naprawdę setki razy i cieszył się, że Shantti tak uważnie go słuchała i stosowała się do wskazówek, dzięki temu i jemu było trochę lżej.
        I chwilę później byli w powietrzu. Dżari słowem nie skomentował tego, jak elfka kurczowo się go złapała, nie zgorszyło go jak nogami objęła go w pasie - rozumiał jej odruchy i po prostu pozwolił jej samej się uspokoić, gdyż z doświadczenia wiedział, że to następuje całkiem szybko, z reguły gdy już wyrównywał lot… I niewiele się pomylił. Shantti zaczęła się rozluźniać gdy już zbierał się do szybowania, a później była już bardzo spokojna. Ba, może wręcz beztroska - rzadko który pasażer anioła był na tyle odważny, bo puścić się go podczas lotu, nawet jeśli była to jedna ręka. Elfka mogła poczuć, jak w tym momencie długowłosy wojownik obejmuje ją odrobinę mocniej, by na pewno nie spadła, nawet gdyby w panice zaczęła się miotać. ”Nie”, poprawił się w myślach, ”Nie ona. Jest odważna i pewna siebie, nie dałaby ponieść się nerwom w takim momencie…”. Zresztą, była teraz we własnym świecie, sam na sam z gwiazdami. Dżari, gdy pozwolił sobie zerknąć na nią, widział jak błyszczały jej oczy, jak śmiała się cała twarz. Był zadowolony i dumny - nie potrzebował żadnych zapewnień by mieć pewność, że dobrze się spisał. Liczył na to, że mimo wcześniejszych nieprzyjemności, mimo spotkania z diabłem i tego pościgu ulicami Bastionu zapamięta ten wieczór jako przyjemny, właśnie dzięki temu lotowi. On niestety nie do końca wiedział co to może dla niej znaczyć, gdyż latanie było dla niego zbyt naturalne - trochę jak bieganie, robił to gdy tylko miał taką potrzebę. Co prawda widok ziemi z góry nadal potrafił wprawić go w zachwyt, był to jednak zachwyt taki sam, jaki odczuwa się wędrując pieszo i podziwiając piękne widoki. Dla Shantti wymiar tego uczucia był zupełnie inny… I to niezwykle wręcz cieszyło Lakiego. Gdy tancerka przystała na propozycję małego urozmaicenia lotu, anioł szczerze się uśmiechnął.
        - Trzymaj się mocno - zasugerował nim zaczął akrobacje. Zaskoczyło go, jak dobrze elfka z nim współgrała, w jak bardzo naturalny sposób dostosowywała się do ruchów jego ciała, wyginała i obracała razem z nim. Pomyślał, że może jest to kwestia wprawy w tańcu, może dzięki temu nauczyła się tak współgrać z partnerem… Chociaż z tego pokazu, który dzisiaj miał okazję podziwiać, wnioskował, że raczej woli występować solo. Zastanowił się przez krótką chwilę, jak też Shantti prezentowałaby się z partnerem, doszedł jednak do wniosku, że zupełnie nie o to w tym tańcu chodzi. Mógł się jednak mylić, gdyż nie była to dziedzina sztuki, w której czuł się specjalnie mocny. Śpiew, muzyka, to owszem, lecz taniec… Lepiej pozostawić innym.
        Gdy tancerka wyraziła swoją prośbę by wznieść się jeszcze wyżej, Dżari chętnie na nią przystał. Już bez pośpiechu, z namaszczeniem wykonując kolejne ruchy skrzydłami, wzniósł się na nowy pułap, gdzie panowały już inne wiatry. Z ziemi wyglądali pewnie jak niewielki punkcik, który niejedna osoba pomyliłaby w tych ciemnościach z dużym ptakiem, który z jakiegoś powodu zastygł w miejscu. Gdyż w istocie, gdy Laki uznał, że już wystarczy, zastygł w miejscu, wykonując tylko takie ruchy skrzydłami, by nie spaść, ale też nie wznosić się w górę. Podkulił jedną nogę, by Shantti mogła przysiąść na jego udzie albo przynajmniej się na nim wesprzeć, bo zdawało mu się, że czuje drżenie jej ramion. Mogło ono być jednak wywołane chłodem nocnego wiatru, który smagał ich złączone ciała, rozwiewał włosy i szarpał za ubrania. A elfka była tak cienko ubrana… Dżari naprawdę zaniepokoił się, czy też przypadkiem dziewczyna się od tego wszystkiego nie przeziębi, dlatego też gdy już się napatrzyła (ach, jakim niesamowitym wzrokiem wodziła po rozgwieżdżonym niebie!), Anioł zdecydował, że czas wracać i powoli zaczął kołować.


        Już na ziemi Dżari ze spokojem znosił wybuch entuzjazmu Shantti. Dziewczyna trajkotała jak szalona, wypluwała z siebie słowa z taką prędkością, że anioł czasami nie nadążał z rozumieniem jej. Słuchał więc i po prostu nie przerywał - uznał, że da jej się wygadać, w końcu doświadczyła czegoś, co mogło jej już nigdy w życiu nie spotkać i na pewno stanowiło ogromną odmianę w stosunku do tego, co robiła do tej pory. Laki mógł się oczywiście mylić, lecz było to mało prawdopodobne - ras posiadających skrzydła było stosunkowo niewiele i trafienie na kogoś takiego, kto na dodatek chciałby zabrać pasażera na krótki spacer wśród chmur było bardzo mało prawdopodobne. Czy Dżari czuł dumę? Tak, owszem. W końcu przysłużył się swojej nowej znajomej i wywołał uśmiech na jej twarzy, a to wiele dla niego znaczyło - był wszak sługą dobra i chociaż bez szemrania dzierżył miecz w imieniu Pana, naprawdę wolałby przysłużyć się sprawie w inny sposób. Kiedyś myślał, czy nie czeka go los podobny do jego matki i siostry - poświęcenie się sztuce, tworzenie dzieł, które wpływałyby na ludzkie dusze. Jemu jednak przypadło w udziale żelazo i krew…


        Z jakiegoś powodu Dżari upodobał sobie do gry ogród za domem i altanę, gdzie mógł się schronić w niepogodę. Tego dnia jednak aura była wręcz znakomita. Był początek wiosny, rześki wiatr poruszał gałązkami ozdobionymi delikatnymi kwiatami w barwie bieli i różu. Na błękitnym niebie malowały się delikatne pasma chmur, zwiewne niczym strzępki waty. Atmosfera była jednocześnie kojąca i radosna, aż chciało się przebywać na zewnątrz. Laki - wtedy jeszcze nastoletni, lecz u progu dorosłości - od samego rana klęczał przed swoim guzhengiem i grał dla czystej przyjemności. Jak zawsze gdy poniosła go muzyka zamknął oczy i pozwolił, by palce same skakały po strunach. Mógł przeznaczyć na grę cały dzień i zamierzał z tego skorzystać - następnego ranka miał wrócić do treningów z bronią, chciał się więc wyciszyć i zrelaksować. Kojący dźwięk cytry oczyszczał jego myśli jakby kołysał je do snu, otulał lekkim całunem spokoju. Cokolwiek by się nie działo, zawsze mógł odnaleźć ukojenie w muzyce...
        Dżari drgnął gwałtownie, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu - za mocno pogrążył się w marzeniach i nawet nie usłyszał, gdy ktoś podszedł. Podniósł wzrok i na tle słońca dostrzegł zarys znajomej sylwetki.
        - Dżariel! - ucieszył się i nim w ogóle pomyślał o wstawaniu z zaskoczeniem spostrzegł podany mu przez przyjaciela kubek z herbatą zaprawioną lawendą.
        - Długo biłem się z myślami czy ci przeszkadzać - zapewnił mag. - Muszę już jednak iść i pomyślałem, że źle by to wyglądało, gdybym się w ogóle nie przywitał.
        - Jak długo tu jesteś? - zapytał Dżari po chwili podejrzliwej pauzy. Dłońmi otulił kubek, a jego plektrony stuknęły o kruchą powierzchnię porcelany brzmiąc jak bębniące o dachówki krople deszczu.
        - Kilka godzin - odpowiedział Dżariel, swoją odpowiedź osładzając ciepłym uśmiechem. - Tak ładnie grałeś, chciałem tylko usłyszeć ten utwór do końca. Ty jednak nie przestawałeś, a mnie było coraz trudniej zebrać się w sobie, by ci przerwać. Twoja muzyka jest naprawdę kojąca, zdaje mi się, że już wiem, co będzie twoim przeznaczeniem, gdy dorośniesz…



        Tak, to były słowa Dżariela, wypowiedziane jakieś sto czterdzieści lat temu. Laki niejednokrotnie żałował, że jego wróżba się nie spełniła, pamiętał jednak przy tym, że mag za każdym razem stanowił dla niego wsparcie, gdy z powodu przelanej krwi przechodził załamanie i zaczynały nawiedzać go czarne myśli. Tak, to co łączyło ich dwoje było naprawdę wyjątkowe, jakby jeden bez drugiego nie mógł żyć. A jednak coś się zmieniło, ideał okazał się mieć rysę, która rzuciła cień na ich dalsze życie. ”Znowu. Znowu o tym myślę…”.
        - Shantti… - Dżari wezwał cicho elfią tancerkę, gdyż ta zaczęła świergotać w języku, którego nie znał. W jego głosie nie było nagany, raczej delikatnie zwracał na siebie uwagę, by jej myśli wróciły na ziemię, bo ona nadal tu był i chciał jej słuchać. Podawał jej rękę i asekurował za każdym razem, gdy tylko chociaż delikatnie się zachwiała - czuł się za nią odpowiedzialny. Nie zdołał jednak uchronić ją przed zrobienia sobie krzywdy - w końcu tancerka potknęła się i upadła. Anioł natychmiast chciał jej pomóc i uleczyć ranę, lecz ona jakby nigdy nic pozbierała się i nadal świergotała z zachwytu nad nową perspektywą, jaką zyskała podczas lotu. Dżari nadal jej słuchał, lecz już trochę mniej uważnie, teraz skupiając się przede wszystkim na tym, by więcej nic sobie nie zrobiła.
        - Och…? - zaproszenie trochę zdziwiło długowłosego wojownika, posłusznie jednak dał się jednak zaprowadzić Shantti do jej kryjówki i do miejsca, które w myślach nazwał jej obserwatorium. Usiadł w miejscu, które mu wskazała, nogi spuszczając poza krawędź budynku i kiwając bosymi stopami nad rozciągającymi się pod nim ulicami Bastionu.
        - Dziękuję - powiedział z uśmiechem, przyjmując od niej pół pomarańczy. Słowem się nie odezwał, lecz znał te owoce: nieraz bywał na Jadeitowym Wybrzeżu, które słynęło z plantacji cytrusów. Pomyślał jednak, że sprawiłby jej niepotrzebną przykrość, więc po prostu z przyjemnością zaczął jeść. Zerknął na nią uważnie, gdy wyraziła swoje zdanie na temat Niebian.
        - Tak sądzisz? - rzucił bezbarwnym głosem. Gdy się tak nad tym zastanowić, Shantti miała rację: anioły żyły obok, gdyż to nie był ich świat. Po prostu. Do nich należały Plany Niebiańskie i to tam był ich dom, tu byli jedynie gośćmi, a goście nie powinni za bardzo wtrącać się do tego, co robili gospodarze, bo w końcu to nie ich sprawa… W końcu jednak Dżari nie powiedział nic na głos, tylko szeroko i dobrotliwie się uśmiechnął - elfka zdawała się być zażenowana swoimi słowami, więc może lepiej ich w tym momencie nie drążyć. Jego uśmiech jeszcze się poszerzył, gdy wyznała mu, ile dla niej znaczył ten lot.
        - Cieszę się - zapewnił zupełnie szczerze, po czym z westchnieniem rozłożył skrzydła na ile tylko mógł i położył się na nich, przypadkiem muskając Shantti lotkami po ramieniu. Gdy dotarło do niego, że tancerka chce mu coś pokazać na niebie i próbuje spojrzeć na gwiazdy z jego perspektywy, gestem zapewnił, że może ułożyć się na jego skrzydle. To była dla niego zupełnie zwykła kończyna, traktował ją tak samo jak rękę i gdyby elfka chciała oprzeć się na jego barku, również nie miałby nic przeciwko temu.
        A później Dżari po prostu zanurzył się w jej słowach. Pozwolił, by przez moment istniały tylko one i niebo nad nimi, by legendy opowiadane przez Shantti zmaterializowały się wśród obserwowanych przez nich gwiazd. Musiał przyznać, że tancerka miała talent do snucia legend, potrafiła wprowadzić słuchacza w odpowiedni nastrój i sprawić, by historia została przez niego zapamiętana na naprawdę długi czas. A Dżari lubił słuchać takich podań - zawsze był to kolejny okruch wiedzy o świecie i innych istotach, jaki mógł posiąść i później dzielić się nim z innymi. Już widział oczyma wyobraźni Litę, która słucha tej samej historii z jego ust i bardzo go ta perspektywa cieszyła… A później Shantti zaczęła opowiadać o gwiazdozbiorze królika i to sprawiło, że anioł został brutalnie ściągnięty z marzeń do rzeczywistości. Po prostu to co mu mówiła tak bardzo pasowało do sytuacji, w której się znajdował… Do głosu po raz kolejny zostały dopuszczone wątpliwości i gorzkie domysły, niepewność tego co się stanie i jak dalej potoczą się losy całej ich trójki. Chyba nawet bez tego gwiazdozbioru Dżari podświadomie czuł, że jego pościg zbliża się do końca…
        - Dziękuję - odezwał się cicho do Shantti, gdy ta skończyła mówić. Dziękował szczerze, co było słychać w jego głosie, nie powiedział jednak nic więcej i nie rozwijał myśli, gdyż widział, że ona jeszcze nie skończyła. A gdy w końcu wyraziła swoje watpliwości, anioł westchnął lekko i podniósł wzrok na gwiazdy. Zacisnął wargi jak zawsze wtedy, gdy czekała go trudna rozmowa. Nie umiał rozmawiać o własnych emocjach, z drugiej jednak strony elfka wywoływała w nim zaufanie i sprawiała, że nie miał problemów by się przed nią otworzyć. I właśnie to zamierzał teraz zrobić: opowiedzieć jej wszystko, tak jak było, tak jak było i tak jak jest, bez niedomówień. Zdawało mu się, że tak po prostu trzeba.
        - Przyjaciela - zaczął od sprostowania. Głos miał spokojny, jakby był pogodzony z losem, który go wcale nie rozpieszczał. - Nazywa się Dżariel, tak, tak samo jak ja. Tamta kartka to faktycznie była kopia wiadomości od niego... I mam pewność, że to było od niego, nikt by jej nie podrobił. Od wielu miesięcy szukamy go po całej Alaranii, jeszcze ani razu go nie spotkaliśmy, lecz chyba jesteśmy blisko, czuję to. W przeciwnym razie nie próbowałby się ze mną skontaktować, tak mi się wydaje. Chociaż nie wiem już w co wierzyć - westchnął, po czym zrobił krótką pauzę przed przejściem do kolejnego wykładu. - Mówiłem ci o Upadłych. O aniołach, które sprzeciwiły się woli Pana. Wielu z nich ucieka z Planów, by wśród śmiertelnych szukać schronienia przed karą. Niestety nie wiem co stało się z Dżarielem, co pchnęło go do ucieczki i przez te wszystkiego miesiące pościgu już niejednokrotnie rozważałem, czy to nie było coś takiego. Czy mój najdroższy przyjaciel nie Upadł i gdy się spotkamy nie będę musiał traktować go jak złoczyńcę i swojego wroga. Bardzo tego nie chciałem, lecz nie jestem naiwny, więc liczyłem się z taką możliwością. Tallas zaś zdaje się, że nie dopuszcza do siebie innej możliwości: stanowczo twierdzi, iż Dżariel odwrócił się od Pana. Chciałem to z nim wyjaśnić i przedyskutować, lecz on jest uparty. Zawsze taki był - Dżari po raz kolejny zawiesił głos, jakby przez mgnienie oka rozważał, czy mówić Shantti o wszystkim. W końcu zdecydował, że i tak powiedział jej już tyle, że te dwa słowa więcej niczego nie zmienią.
        - Widzisz, nasza trójka zna się od dziecka - wyjaśnił. - Mieliśmy po kilka, kilkanaście lat gdy zaczęliśmy się przyjaźnić i to nadal trwa. Jesteśmy dla siebie jak bracia, znamy się doskonale i rozumiemy… A przynajmniej tak do niedawna mi się wydawało. Gdy dorośliśmy, każde z nas dostało jakieś zadanie, sposób na spełnianie woli Pana. Ja zgodnie z jego rozkazami schodziłem na ziemię, by rozprawić się z plugastwem. Zaś Tallas i Dżariel pozostawali w Planach - Tallas szkolił młodzież w walce, gdyż miał do tego niesamowity dryg, zaś Dżariel to uzdolniony mag, który chętnie angażuje się w politykę. Przez to, że tak często nie było mnie w Marmurowych Miastach chyba coś mi umknęło… Byłem ślepy i nie zauważyłem pierwszych niepokojących sygnałów. Po prostu, tak nagle, któregoś dnia Dżariel uciekł. Znaliśmy go najlepiej, więc to nam powierzono zadanie odnalezienia go, nie mówiąc jednak co uczynił. Wiesz… rozmawiałem z nim w wieczór przed jego ucieczką. I nic nie zauważyłem. Był blady i miał podkrążone oczy, ale to nie było dla niego nic niezwykłego. Zapytałem go o to, ale on odpowiedział, że wszystko w porządku. A ja mu uwierzyłem, no bo czemu miałbym mu nie wierzyć? Zdawało mi się, że tak dobrze go znam. Zawsze dogadywałem się z nim troszkę lepiej niż z Tallasem, nie okłamywaliśmy się, ja nie miałem przed nim żadnych tajemnic.
        Dżari westchnął i podniósł wzrok na niebo. Chwilę milczał, widać było jednak, że coś chodzi mu po głowie.
        - Mówisz, że Królik symbolizuje zdarzenie? - zagaił, po czym uśmiechnął się gorzko. - Sam nie wiem czy chcę w to wierzyć, czy się tego obawiam. Nie wiem po prostu co bym zrobił, gdybym stanął przed Dżarielem, a on nie byłby już sobą. Szkoda, że te gwiazdy nie wróżą szczęścia ani nieszczęścia. Nie jestem przesądny, lecz w tym momencie chyba bym im uwierzył, cokolwiek by mi nie powiedziały. Jakoś… łatwiej jest przyjąć dary losu, gdy jest się przekonanym, że tak po prostu miało być i niczego nie można zmienić. Łatwiej jest wmówić sobie, że to nie była twoja wina - dodał rozbawionym, a jednocześnie trochę gorzkim tonem. Później westchnął i ostrożnie podniósł na Shantti wzrok. Niewielu osobom się tak wygadywał, tak naprawdę nie lubił takich przemów jak ta sprzed chwili, o gwiazdach, gdyż uważał je za niepotrzebne bicie piany. Przy niej jednak… Jakoś łatwo było mu się otworzyć. Uznał, że to chyba po części kwestia tego, że ona sama była w stosunku do niego bardzo szczera i otwarta. No i pewnie intymność całej sytuacji również na niego wpływała - nie tak dawno trzymał ją wszak w ramionach, latał z nią pod rozgwieżdżonym niebem i po prostu cieszył się jej szczęściem, a ona tak ufnie i ze śmiechem powierzyła swoje życie w jego ręce. Gdyby coś się stało, przecenił swe siły czy miał złe zamiary, mógł jej zrobić krzywdę, a ona mimo wszystko tak ufnie z nim poszła… A teraz siedziała z nim w zupełnej ciemności w jakiś ruinach i pokazywała mu gwiazdy, karmiła pomarańczami… Iluż mężczyzn dałoby się ponieść tej chwili o wiele bardziej niż jemu się to zdarzyło. Anioł wszak nawet jej nie dotykał, jego myśli nawet przez moment nie zbłądził w bardziej zmysłowe rejony. On po prostu tak nie potrafił. Mógł i bardzo chciał się z nią zaprzyjaźnić, lecz nic poza tym, zapewne ku niezadowoleniu Tallasa, który całe swoje dorosłe życie starał się bezskutecznie wyswatać obu Dżarielów. Dżari jednak nie zamierzał zmieniać zdania. Shantti była miłą, uroczą dziewczyną, ujmowała szczerością i tą odrobiną naiwności, która cechuje osoby dopiero poznające świat, na dodatek anioł nie potrafił wymienić ani jednej jej wady, lecz najwyraźniej chemia zauroczenia na niego nie działała.
        - Ach, właśnie - zreflektował się w końcu, wstając z zakurzonej podłogi. - Twoje kolano... Pozwól.
        Dżari nachylił się nad nogą tancerki i obejrzał zadrapanie. Nie było to nic groźnego, a przez to również nic, co wymagałoby od niego wysiłku. Bez pytania Shantti o zgodę po prostu dotknął opuszkami palców poranionej skóry. Jego zaklęcie wywołało u elfki uczucie lekkiego ciepła i mrowienia, a gdy to przeszło, po otarciu nie było śladu innego niż rozdarcie na ubraniu, którego on niestety nie potrafiłby naprawić, gdyż ani nie umiał szyć, ani nie znał się na tego typu magii.
        - Uczyłem się leczenia od ojca - wyjaśnił. - A od matki muzyki. Byłem pewny, że pójdę śladami któregoś z nich, lecz Pan obrał dla mnie drogę wojownika. Jak jednak słyszałaś, Tallas nadal nazywa mnie grajkiem. Chyba... trochę ci zazdroszczę drogi, którą kroczysz.
        Dżari zamilkł i spuścił wzrok, gdyż uznał nagle, że za dużo mówi o sobie. Dojadł swoją pomarańczę i sięgnął po następną, by ją obrać i dać Shantti połowę tak jak ona uczyniła to wcześniej. Był tak skupiony na rozmowie z nią, że nawet nie poczuł lekkiej niczym pył żelaznej aury spowitej w zapach mirry, która czaiła się tuż za progiem kryjówki elfki. Tallas jak zawsze nie mógł powstrzymać się od podsłuchiwania.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Zaczynając gwiezdne opowieści Shantti nie omieszkała skorzystać ze wsparcia mężczyzny. Wygodnie wsparła się o jego ramię, tak całkowicie zwyczajnie, jakby robiła to już nieraz. Być może czuła się nazbyt swobodnie w jego towarzystwie, ale elfka z reguły nie utrzymywała nikogo na dystans. Odsłonięte części jej ciała niemalże wibrowały czując obecność niebiańsko miękkich piór, jakby komórki kobiecego organizmu były podekscytowane tym zbliżeniem. Stąd też intuicyjnie o wiele mocniej wczuła się w opowiadanie historii. Przede wszystkim uspokajała ją myśl, że anioł nie obraził się za jej uwagi. Wydawał się być wręcz z nią jednomyślny. Mimo że nie potwierdził tego słownie to jakoś było czuć od niego zgodę. Mina tancerki szybko ulegała zmianie, gdy elfka widziała, że słuchacz uśmiecha się w jej stronę, a nie było co podejrzewać anioła o fałszerstwo. Dżari był tak okropnie szczerym stworzeniem! Shantti miała wrażenie, że w tej kwestii on ją nawet przebija.
Później jednak role się odwróciły. To ona przyjęła postawę gorliwego słuchacza, co dla niej nie było trudnym zadaniem. Uwielbiała równie mocno przyjmować informację i je analizować, tak samo jak mówić czy też, niedawno co - trajkotać. W głębi serca czuła się zaszczycona słuchając jego historii, głównie dlatego, że dotyczyła właśnie jego samego. Mówienie o sobie często bywa bardzo skrajnym zachowaniem – albo się gawędzi tylko o własnej osobie, o swoim pięknie, inteligencji (której zazwyczaj wtedy brak) lub też nie wyjawi się ani skrawka tajemnicy na temat trudnej przeszłości. Dżariel należał do drugiej grupy osób, chociaż w odczuciu Shantti raczej nie miał okazji wyznać o sobie prawdy. W końcu on, jako skrzydlaty niemalże zbawiciel w oczach zwykłych ludzi, dźwigał na sobie ciężar pomagania a nie przyjmowania pomocy, słuchania a nie opowiadania. Zawsze był z boku, tak samo jak jego bracia, bo nie należał do świata tu, na ziemi, ani do gwiazd. Istniał gdzieś pomiędzy tymi przestrzeniami. Istniał tylko w Planach Niebiańskich. Tutaj… Tutaj wręcz nie mógł czuć pragnienia otwarcia się przed kimś. Tutaj był jedynie strażnikiem.
"Czyżby strażnicy byli JEDYNIE strażnikami?", pytała siebie Shantti.
Elfka na zmianę marszczyła i rozluźniała brwi. Szczególnie nasiliło się to pod koniec wyznań jasnowłosego anioła. Nie za bardzo umiała na szybko odpowiedzieć, jakkolwiek skomentować tego co wyznał, dlatego też powrót do tematu zająca na niebie dał jej odrobinę czasu na złożenie myśli. Jednak nie potrafiła zignorować jakiekolwiek części jego słów. Wszystko miała w głowie, ale by powiedzieć cokolwiek na głos musiała sobie to wszystko uporządkować.
- Heh… - mruknęła równie poważnie, co żartobliwie, zupełnie jak jej rozmówca. – Fakt, łatwiej jest sobie tłumaczyć pewne zdarzenia przetaczającymi się zbiegami okoliczności, ale wiesz… los to… kapryśna pani. Jak to się mawia? Los nam sprzyja? Trochę to takie nieprawdziwe. Pewne sytuacje mają miejsce, a los dodaje pewien dodatkowy składnik od siebie, ale to co z tym wszystkim zrobimy jest naszą własną decyzją. Nikt za nas nie wybiera drogi. Istnieją składniki, w których można wybierać, jak w rodzajach jabłek, ale i też takie, z których nie można zrezygnować, jak woda pitna. Możesz mówić, że to twoja wina, to wszystko i chociaż jesteśmy odpowiedzialni za ludzi, z którymi zaciskamy więzy to nie możemy za nich wybierać. Choćbyś dał mu ziarna, wodę, choćbyś dał mu bogactwa i dobrobyt, choćbyś dał mu spokój i harmonię, on zawsze w jednym momencie mógł to rzucić. Tak samo, jak ty poczuwasz się to odpowiedzialności nad nim tak samo on powinien czuć się odpowiedzialny za ciebie – mówiła bardzo szczerze, szczególnie kładąc nacisk na ostatnie słowa, które były esencją długiej wypowiedzi uszatej.
- Z drugiej jednak strony… - podjęła na nowo. - Nie od wszystkiego można uchronić siebie ani osoby wokół. Pewne zdarzenia po prostu muszą mieć miejsce.
Z atmosfery wyrwało ich zranione kolano. Bursztynowe oczy spojrzały w punkt docelowy i elfka szybko się zaśmiała. Ta rana była tak małostkowa w tym wszystkim, ale czasem takie drobiazgi potrafią posłużyć za oczyszczenie atmosfery. Miała już do czynienia z tak prostym uleczaniem ran, bo wbrew pozorom z iloma podróżnymi to się Shantti nagadała, to już jej pozostanie w głowie. Nie poczuła więc strachu czy obawy, chociaż ta magia różniła się od tej jaką posługiwały się leśni mieszkańcy. Nawet z jego malutkich zaklęć czuć było bezkresne dobro. Niesamowite…
- Dziękuję – wtrąciła się podczas leczenia kolana, ale chwilę później przejęła poczucie zawodu Dżariego.
Dziewczyna milczała, również spuszczając nieco wzrok, ale w zupełnie innym celu. Ona poszukiwała pozytywnej energii do rozładowania tej negatywnej.
W końcu spojrzała na swego rozmówcę, a mina kobiety rozpłynęła się w poczuciu wrażliwości i empatii dla anioła. Nie użalała się nad nim. Czuła jego ciężar i chciała choć odrobinę odciążyć go w trudnej sytuacji. Niemniej jednak, wiedziała, że to Dżari będzie musiał rozwiązać ten problem, a ona, zupełnie jak niebiański strażnik, jest mu w stanie tylko pomóc.
Shantti przyjęła pomarańczę, aż nazbyt zwyczajnie, nie odrywając wzroku od twarzy anioła. Uniosła łagodnie swoją rękę i ułożyła dłoń pod brodę mężczyzny. Delikatnym gestem uniosła ją ku górze, tak by ich oczy mogły się spotkać.
- Dżariel… - powiedziała cicho. – Nie znamy się nazbyt długo, a jednak pragnę dla ciebie jak najlepiej. Chcę aby ten królik zesłał dla ciebie to zdarzenie. Zapewne ono rozwiąże twoją sytuację. Bez względu na jego konsekwencje pomogę ci w tym. Nie umiem ci odpowiedzieć, co stało się z twoim przyjacielem i nie potrafię ci zapewnić szczęścia, ale obiecuję, że cokolwiek się nie stanie, będę stała u twojego boku. Nawet nie próbuj odrzucać mojej propozycji, ja po prostu chcę to zrobić. Niech ta wielka niewiadoma w końcu się rozwiąże, bo niedługo ty zaczniesz chodzić z podkrążonymi oczami. Nie dopuszczę do tego abyś i ty stał się upadłym… Póki tu jestem, póki jestem obok ciebie. To na pewno będzie trudne, rozwiązanie tej sytuacji, ale… lepszy diabeł znany niż nieznany.
Dłoń kobiety przeniosła się lekkim ruchem na bark mężczyzny, a potem powoli spłynęła wzdłuż jego ramienia. Mówiła dalej wciąż nie przerywając kontaktu fizycznego z aniołem.
- Tak sobie myślę… Kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym będziesz siedział w ogrodzie pełnym kwiatów, nieopodal marmurowych murów, gdzie będziesz kimś całkiem innym, ale nie gorszym. Kimś… doświadczonym, a muzyka nie będzie twoim bólem. Będzie twoją wolnością.
Elfka ciepło się uśmiechnęła do anioła. Powieki tancerki powoli opadły, a on sam mógł wyczuć jak przepływa przez niego magia – płynna, spokojna, zmącona badawczym smakiem. Po tej krótkiej chwili artystka przerwała kontakt, zarówno ten niematerialny, jak i fizyczny. Wycofała rękę do siebie wbijając kciuk w pomarańczę, którą przedzieliła na drobne cząstki.
Magiczne powiązanie, jakie przeżyła Shantti, było dla niej czymś całkowicie nowym i nieznanym. W jednym momencie poczuła, że zbiera się w niej jakaś nowa energia. Pierwszy raz odczuła czyjąś duszę, duszę w ciele i cieszyła się, że to nowe zaklęcie przypadło na Dżariego. No i oczywiście w okolicy znajdował się jeszcze jeden obecny duch, ale artystka tylko uśmiechnęła się dyskretnie czując w pobliżu prawdopodobnie Tallasa.
- Masz niebywale czystą duszę. Mimo wielu wątpliwości i chaosu, w głębi duszy jesteś bez skazy.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Srebrzysto-błękitne spojrzenie anielskich oczu z uwagą wpatrywało się w przemawiającą tancerkę, wyrażając nadzieję na to, że któreś z wypowiedzianych przez nią słów okaże się być balsamem na zranione serce wojownika. Skrępowanie spowodowane zbyt długim mówienie o sobie szybko ustąpiło - Dżari jak nigdy czuł się zrozumiany. Shantti była jedną z niewielu osób, które potrafiły odczytać wszystko co nie zostało powiedziane wprost i znaleźć słowa, które dawały ukojenie. Chociaż początek jej wypowiedzi, to wszystko co mówiła o losie, był trochę gorzki, choć jasno podkreśliła, że finał historii wcale nie musi być szczęśliwy, to wydźwięk całości otrzeźwiał i na swój sposób dawał nadzieję. Dżariego kuło jednak w serce to, co powiedziała o Dżarielu. Zacisnął lekko wargi - powinien sprostować jej słowa? Podzielić się swoją wiedzą i przeczuciami? Przecież… mag taki nie był. Nie porzuciłby przyjaciela, nie odtrącił jego uczuć… ”Lecz czy właśnie tego nie zrobił, uciekając bez słowa z Planów?”


        Dżari nie wiedział jeszcze, że w słowach Shantti wszystko zgadzało się z rzeczywistością, on jednak nie znał niektórych aspektów tej historii… Gorzkich słów, które nie dotarły do jego uszu, ostrych spojrzeń posyłanych za plecami, łez wylanych nad tym, czego nie dało się cofnąć tylko przez to, że za bardzo zaufało się własnej sile i fałszywych uczuć, które zostały zrozumiane dopiero, gdy już było za późno…



        Anioł w końcu zdecydował się zachować dla siebie swoje zdanie o Dżarielu - pomyślał, że dopiero gdy go spotka, będzie miał pewność czy jego nadzieje nie były płonne. W głębi ducha liczył oczywiście, że wszystko będzie dobrze, bardzo tego pragnął, lecz jak zostało już powiedziane - nie był naiwny i znał smak porażki, która jednak nigdy nie była tak dotkliwa jak ta, która mogła go spotkać…
        - Masz rację - zgodził się z nią podczas oglądania rany. - Nie ochronię wszystkich, ale pewnie wiesz jak to jest, gdy ma się te kilka osób bliskich swemu sercu, chce się dla nich jak najlepiej i jest się gotowym by ochraniać ich bez względu na koszt… Ja po prostu taki jestem: dla niego poświęciłbym własne życie. Jak na wojownika mam bardzo miękkie serce - dodał rozbawionym tonem. Był to kolejny argument przemawiający za tym, że może faktycznie lepiej by mu było, gdyby w dwudzieste pierwsze urodziny pozwolono mu zostać muzykiem. - Już, gotowe.
        Dżari nie widział wyrazu twarzy Shantti, nie podnosił na nią wzroku. Nie, by bał się jej reakcji, po prostu chyba wolał na chwilę zostać sam ze swoimi myślami. I tak już zbyt wiele swych trosk złożył na jej barki. Bardzo posłusznie pozwolił jednak, by elfka uniosła jego twarz i nie uciekł wzrokiem, gdy spoglądała mu w oczy. Niemniej gdy usłyszał padające z jej ust imię swego przyjaciela, drgnął, a w sercu poczuł delikatne ukłucie. Pośpiesznie omiótł spojrzeniem okolicę jakby liczył, że Dżariel naprawdę jest gdzieś w pobliżu, jednak szybko zganił się w myślach za ten nadmierny optymizm - przecież wyczułby jego aurę. Jak rozbity kryształ na moment przed tym, gdy rozpadnie się w pył… Była taka delikatna, a jednocześnie jasna i zdradzająca jego ogromną magiczną potęgę. Dżari był pewien, że z niczym by jej nie pomylił.
        Kolejne słowa Shantti wprawiły anioła w zaskoczenie, zakłopotanie, ale jednocześnie trochę podniosły go na duchu. Nie był sam, ona chciała wesprzeć go w jego poszukiwaniach, dobrze mu życzyła… Dżari przypomniał sobie w tym momencie Laurę - ona również złożyła podobną deklarację, kilka tygodni temu w Meot. A mimo to teraz jej przy nim nie było. Nie winił jej oczywiście za nic, bo okoliczności ich rozstania były zaskakujące i nie do końca jasne, lecz sprawiły, że wojownik już nie przywiązywał się tak bardzo do podobnych deklaracji. Czuł się przy tym w obowiązku, by szczerze porozmawiać z tancerką - musiał uczulić ją na to, z czym wiąże się podobna propozycja, jak może się dla niej skończyć towarzyszenie mu. Nie chciał, by żałowała, by cokolwiek jej się przez niego stało. Lecz mimo swych trosk uśmiechnął się słysząc jej wróżbę dla siebie - tak bardzo chciał, by okazała się ona prawdziwa. Obiecał sobie, że ją zapamięta i postara się, by doprowadzić do jej spełnienia. O ile będzie miał na to jakiś wpływ…
        Komentarz na temat duszy wprawił Lakiego w wyraźne zakłopotanie. Znowu spuścił wzrok i lekko zacisnął wargi. Po chwili jednak uśmiechnął się, uznając, że przecież nie ma się o co spinać - Shantti była zwyczajnie szczera, ona nie potrafiła niektórych myśli zachować dla siebie.
        - Miło to słyszeć - zapewnił Dżari, podnosząc wzrok na tancerkę. - To… twoja ocena, czy też dowiedziałaś się tego z mojej aury? Lecz bez względu na to dziękuję. Za wszystkie te słowa, które stanowią dla mnie promyk nadziei.
        Anioł odetchnął i podniósł wzrok na gwiazdy. Bez chwili wahania odnalazł gwiazdozbiór zająca, którego symbolika tak mocno na niego wpłynęła, że nie potrafił myśleć o niczym innym. ”Dzisiaj. Tu. Teraz. To się rozwiąże. Koniec pościgu, koniec domysłów, koniec koszmarów i kłamstw. Nareszcie poznam prawdę, jaka by ona nie była… Najwyższy, błagam, daj mi siłę, bym temu podołał…”, modlił się w duchu, zaraz jednak wrócił myślami na ziemię i znowu poświęcił swoją uwagę tancerce.
        - Shantti - zwrócił się do niej poważnym, ale łagodnym tonem zwiastującym, że temat, który chce poruszyć, jest bardzo istotny i musi go bardzo dokładnie przemyśleć. - Doceniam to, że chcesz mi pomóc i naprawdę cieszy mnie twoja propozycja, lecz proszę, przemyśl ją. Nie wiem co się jeszcze wydarzy. Może wszystko będzie dobrze i wtedy wyjdę na nadmiernie troskliwego, lecz jeśli coś pójdzie nie tak… Nie chcę twojej krzywdy, nie chcę twojego cierpienia. Nie wiem co stało się z Dżarielem, nie wiem jak będzie wyglądało nasze spotkanie i gdyby doszło do rozlewu krwi, gdyby okazało się, że jednak Tallas miał rację, nie chcę by coś ci się stało. Zrobiłbym wszystko, by cię obronić, lecz gdybym nie dał rady… Nie mówię, że masz zrezygnować, lecz byś to jeszcze raz przemyślała. Jeśli nie zmienisz zdania, wiedz, że będę strzegł twojego bezpieczeństwa bardziej niż własnego. Nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził, jesteś zbyt dobrą, zbyt miłą osobą…
        Dżari zawiesił głos, zdanie kończąc nikłym uśmiechem - liczył, że Shantti po prostu pojmie, co chciał jej przekazać. Zdawało mu się, że podobną rozmowę przeprowadził z Laurą i spodziewał się, że wynik będzie ten sam, lecz w tym momencie zaskoczyło go, jak różne były te dwie dziewczyny. Po elfce spodziewał się bardziej żywiołowej reakcji, może jakiegoś żartu, Laura zaś była taka delikatna… Nie mógł powiedzieć, że przedkładał towarzystwo jednej nad przebywanie z drugą, jedynie stwierdzał, że istniały między nimi różnice.
        - Swoją drogą - zagaił jeszcze, o wiele swobodniejszym tonem. - Jakbyś mogła… Nie zwracaj się do mnie pełnym imieniem. Widzisz, zawsze mówiono do mnie zdrobniale Dżari i na pełne mogę nie reagować - tak wołano mojego przyjaciela, bo był starszy. Jakoś trzeba było nas rozróżniać - dodał w ramach wyjaśnień.
        - O matko, w życiu bym się nie spodziewał, że zgubię się w drodze powrotnej! - zawołał Tallas, nadal próbując zachować pozory, że wcale nie podsłuchiwał. Stanął nawet jak wryty i na moment zaniemówił, jakby nakrył parę in flagranti. - Ekhm… czy mam pójść po drugi bukłak?
        - A ty tylko o jednym? - westchnął Dżari, wstając z ziemi i posyłając Shantti przepraszające spojrzenie. Szepnął ciche “dziękuję”, gdyż rozmowa z nią naprawdę wiele mu dała. Uznał, że nie może już dłużej odwlekać nieuniknionego i musi sam stanąć za sterami wydarzeń.
        - Tallas, musimy pogadać - oświadczył. - O Dżarielu.
        - Ta… spodziewałem się tego - przyznał krótkowłosy anioł, mówiąc od razu w mowie niebian, jego przyjaciel jednak powstrzymał go gestem.
        - Shantti o wszystkim wie - oświadczył. - Nie powinniśmy zresztą mieć przed nią tajemnic, jesteśmy jej winni chociaż szczerość.
        - Dobrze, dobrze. - Tallas machnął ręką, odkładając bukłak obok stosu owoców w chuście. - To o czym chciałeś rozmawiać?
        - O tym, że skoro tu obaj jesteśmy, to nie ma mowy o przypadku - oświadczył Dżari niespodziewanie stanowczym tonem. - On tu jest. Co więcej, od dłuższego czasu czuję fluktuacje magii tak silne, jakby gdzieś odbywała się bardzo intensywna walka. A Piekielnych jest w tym mieście więcej niż w całej reszcie Alaranii, zapach palonych włosów z ich aur doprowadza mnie do szaleństwa. Musimy iść go szukać. Mam trop: spotkałem wędrowca, który wskazał mi miejsce w tym mieście oznaczone symbolem z listu. Chcę się tam udać, chodź ze mną. Lecz jeśli spotkamy Dżariela i okaże się, że twoje przypuszczenia były słuszne i że on Upadł, pozwól mi spróbować go pochwycić. Jestem magiem i wojownikiem, a on na pewno osłabł przez pościg, dam mu radę. A jeśli nie… Jeśli zawiodę i polegnę, osłabię go na tyle, byś mógł zadać ostateczny cios - dokończył stanowczo.
        - Dżari… - Tallas westchnął, lecz jego przyjaciel nie pozwolił mu sobie przerwać i zaraz kontynuował.
        - Podjąłem decyzję - oświadczył. - Rozkazy brzmiały, że mamy go odnaleźć i sprowadzić do Planów. Jeśli zostaniemy zmuszeni, nikt nas nie ukarze za uśmiercenie go… Ale to ostateczność. Wolę polec w walce z nim, niż nie poznać prawdy. Tallas, obiecaj mi, że nie podniesiesz na niego ostrza nim nie spróbuję go przekonać do poddania się.
        Włócznik patrzył Dżariemu w oczy, a cienie na jego twarzy jasno wskazywały, że zaciska szczęki i propozycja młodszego przyjaciela nie jest mu w smak. W końcu jednak westchnął z rezygnacją.
        - Niech i tak będzie. Obiecuję - uznał. - Pozwolę wam porozmawiać. Zawsze lepiej się z nim dogadywałeś niż ja.
        - Dziękuję - zapewnił zaraz Dżari, a w jego oczach błyszczała prawdziwa wdzięczność, podszyta jednak smutkiem. - Obyśmy się jednak mylili.
        - Nie dopuszczasz do siebie myśli, że on Upadł - oświadczył Tallas z cieniem niezadowolenia w głosie.
        - Nie myślę, że to jedyna opcja - sprostował natychmiast Dżari. - Ufam mu.
        Tallas nie skomentował tych słów, lecz w jego oczach widać było, że nie podziela entuzjazmu przyjaciela. Nie chciał wywoływać kłótni, więc przez moment skupił się na szukaniu jakiegoś owocu dla siebie, uznał jednak, że nie ma sensu dusić w sobie swoich obaw.
        - Jesteś zbyt ufny, Dżari - oświadczył. - Jakbyś przez te dziesiątki lat nie nauczył się, że są różne namiętności, które potrafią złamać każdego i każdy z nas jest słaby.
        - Wierność jest moją siłą - padło w odpowiedzi. - Tallas, jeśli wątpisz w niego, zaufaj chociaż mnie. Nigdy nie zawiodłem Pana schodząc na ziemię by wykonywać jego rozkazy, nie zawiodę i tym razem. A wy… jesteście mi drożsi niż ktokolwiek inny na całym świecie. Nie zawiodę.
        Włócznik pozwolił sobie na radosny śmiech, który rozładowywał atmosferę - patrzył na Dżariego, jakby dostrzegł w nim niespełna dwudziestoletniego chłopaka z głową pełną ideałów i wzniosłych haseł, a tymczasem miał do czynienia z dorosłym mężczyzną, który po prostu nadal w to wszystko wierzył. Jednak niektórzy nie zmieniają się tak łatwo.
        - Shantti - młodszy anioł zwrócił się do swej nowej przyjaciółki. - Zdaje się, że znasz to miasto lepiej od nas. Dałabyś radę wskazać nam drogę do miejsca, które opisał Phelan?
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

- Aury? – spytała jakby chciała się upewnić, że dobrze rozumie kontekst tego słowa. – Och, nie. Nie umiem dojrzeć tej otoczki wokół postaci. Szaman mojego plemienia wierzył w moją głęboką więź pomiędzy wieloma przestrzeniami. Właściwie jedną przestrzenią... Ląd a niebo to kontakt duchowy, a ja wędruje po świecie odkrywając nowe kurtyny obrazów powiązanych z tym tematem. Dziś pierwszy raz wniknęłam w czyjąś duszę… Wybacz, że cię odrobinę wykorzystałam, ale sam rozumiesz… Czasem, gdy ponosi nas magia musimy dać się jej wyzwolić – wytłumaczyła się niewinnym uśmiechem drapiąc się przy tym słodko po głowie i skrywając się przy nieznacznie zgarbionej sylwetce.
Po tych słowach obydwoje spojrzeli na gwiazdozbiór królika. Z perspektywy osoby trzeciej mogło to wyglądać dosyć zabawnie. Zarówno anioł jak i elfka zrobili to odruchowo, bez żadnego porozumienia się między sobą. Mimo że wykonali ten sam ruch, to myśli były ku temu dwie, całkiem oddzielnie od siebie.
Shantti obserwowała konstelację z lekkim uśmiechem, jakby już dawno pogodziła się z tym co ma nastać. Artystce było o tyle łatwiej, że sprawa nie dotyczyła bezpośrednio jej, ale też podejmowała się ryzyka, niewiadomej. Ona jednak nie bała się tego co miało nadejść. Nauczyła się przyjmować zdarzenia i je rozwiązywać, a nie zastanawiać się nad tym „za jakie grzechy?”. To była najtrudniejsza nauka jaką przekazał dziewczynie szaman, bo wbrew pozorom umiejętność ta nie jest tak łatwa jakby się mogło zdawać.
Wtedy odezwał się anioł i tancerka pokierowała na niego wzrok wsłuchując się w jego deklarację. Nie uważała by to co mówił było potrzebne. Nie dlatego, że uważała to za głupie, ale dlatego, iż Shantti działała bezinteresownie. Nie oczekiwała żadnych obietnic, obrony, czegokolwiek. Po prostu robiła co chciała więc dlaczego miałby jej ktoś płacić czymkolwiek za to co chce?
Uśmiechnęła się pogodnie do Dzariego delikatnie przechylając głowę. Kilka loków strąciła z ramienia. Wydawać się mógł druzgocący fakt, że tancerką nie zawładnął choćby cień wątpliwości względem swojej decyzji.
- Dziękuję Dżari – odparła krótko wciąż utrzymując pogodny nastrój. – I przepraszam. Rozumiem wasz znak rozpoznawczy – dodała żartobliwie na koniec.
Gdy Tallas wreszcie ujawnił swoją obecność, artystka tylko uniosła brew wyrażając tym samym krótkie i niewypowiedziane „Naprawdę?”, ale to spojrzenie nie było złośliwe. Wciąż podtrzymywała dobry humor. Chwilę później dziewczyna tylko przewróciła oczami kierując bursztynowe tęczówki na jedną ze ścian, wyraźnie dając znać, że nie chce się wtrącać w rozmowę między mężczyznami, chociaż w głębi serca piszczała i skakała z radości, że wreszcie te dwa uparte osły zaczną ze sobą rozmawiać!
Wykorzystała ten czas nie tylko na udawane niepodsłuchiwanie dialogu, ale też na zmoczeniu jakiejś chusty w wodzie i zmycia z siebie tej świetlistej farby. Wciąż była pstrokata niczym kwiat lili w środku nocy, za bardzo rzucała się oczy, a kamuflaż powoli zyskiwał coraz to na większym znaczeniu. Farba schodziła dosyć uparcie i w wielu miejscach skóra Shantti poczerwieniała od podrażnienia spowodowanego zbyt intensywnym pocieraniem.
Dobrze, że także Tallas wyrzucił z siebie własną opinię. To było ważne dla przyjaciół, bo przecież nie chodziło tylko o to by Dżari powiedział co myśli, ale o to by oboje sobie powyrzucali duszące się emocje. O dziwo, wcale nie skończyło się żadną potyczką ani kłótnią. Zachowali się jak prawdziwi, dorośli mężczyźni, a nie jak niedojrzałe podrostki.
Gdy skończyli ze sobą rozmawiać i gdy na ciele Shantti zostały jedynie blade smugi farby, jakby jej ciało otaczała mleczna mgła, której nie mogła się pozbyć, podeszła do nich. Nim odpowiedziała na pytanie Dżariego zrobiła coś zaskakującego zapewne dla obojga. Przyciągnęła jednego i drugiego mężczyznę do siebie i przytuliła. Można powiedzieć, że zagrabiła sobie dwóch aniołów w ramiona.
- Pamiętajcie, że wasza przyjaźń ZAWSZE warta jest szczerości! – skarciła, a zarazem pochwaliła skrzydlatych za zachowanie.
- A teraz, gdy już mamy „wysprzątane”, możemy iść dalej!

***
Tancerka prowadziła dwójkę aniołów próbując sobie przypomnieć wskazówki Phelana. Najbardziej w głowie utknęło jej coś w stylu, że elfi wojownik kierował się głównymi drogami dla podróżnych. Poszukiwanie symbolu było o tyle trudniejsze, że zdecydowali się na odnalezienie wskazówek nocą, więc dachy niektórych budynków sprytnie chowały rzeźby pod osłoną utkaną z cieni. Wspólnie z Dżarim doszli do porozumienia o dodatkowych informacja z ust Phelana. Kto jak kto, ale młodszy anioł na pewno lepiej zapamiętał co mówił niedawny ich towarzysz. Trzeci albo czwarty krąg…
Shantti szła przez miasto kierując się właśnie bardziej znanymi i otwartymi drogami. Głównie dlatego, że za swoimi plecami miała dwóch aniołów, których nie mogła ukryć. Ich skrzydła na to nie pozwalały, a toczenie się z nimi na plecach przez wąskie i bezpieczne dla niej uliczki byłoby jak przejście przez rwącą rzekę podczas burzy. Jeszcze uszkodziłaby ich piórka!
Skupiając więc w miarę możliwości swoje myśli i starając się wyobrazić sobie strukturę budynków, które tak niegdyś oglądała z zachwytem, gdy przybyła do tego miasta, rzeczywiście przypomniała sobie coś więcej. Nie konkretnie wyrysowany znak, ale same odznaczające się budynki. Być może zwykły mieszkaniec na to nie zwróciłby uwagi, ale faktycznie, kilka budynków łączyły specyficzne ozdoby, które pod naporem czasu wcale nie wyglądały tak majestatycznie jak niegdyś.
- Chwila… Chyba wiem o czym mówił… - mruknęła pod nosem drapiąc się zastanawiająco po podbródku.
- Nie znam historii tego miasta, ale jest kilka pojedynczych budynków, które zbudowane były chyba dawno temu. Na pewno w innym czasie niż reszta miasta. Tak mogę jedynie podejrzewać, bo nigdzie indziej nie widziałam podobnej inspiracji w architekturze.
Mając błysk jakichkolwiek dodatkowych wskazówek elfka przyspieszyła kroku. Była noc, mróz gościł na kamiennej posadzce, a ona stąpała cały czas na bosaka całkowicie przyzwyczajona do takich warunków. Gdyby nie strój z pewnością mieszkańcy zaliczyliby ją do biednej części społeczeństwa, no bo jak to chodzić bez butów? A Shantti stąpała śmiało omijając ewentualne niedogodności dla jej kobiecych stóp.
Na moment przystanęła ściągając mężczyzn nieco bardziej na ubocze, by się aż tak nie rzucali w oczy… No dobra, by w razie czego nie taranowali przejścia, bo chyba wszyscy doskonale ich widzieli.
- Spójrzcie na ten budynek – zwróciła uwagę aniołów.
- Na jego brzegu są wyrzeźbione takie… e… Glisty. Mi się to osobiście strasznie nie podoba, ale każdy z nich przepleciony jest jakimiś innym znakiem. Może kiedyś była to jakaś tajna grupa, która się tak odznaczała? – myślała głośno artystka.
Dachy były tu wyjątkowo wysunięte ku przodowi, bardzo ostre i trójkątne, ale to wcale nie przeszkodziło w poszukiwaniu znaku. Dziewczyna mrużyła oczy próbując dostrzec choćby podobny kształt do tego jaki zapamiętała.
- Widzicie coś?... – spytała bardzo cicho.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari lekko wzruszył ramionami.
        - Nie masz mnie za co przepraszać. Nie mogę być zły za to, że na mnie spojrzałaś, nawet jeśli użyłaś przy tym innego zmysłu - odpowiedział. O ile zdolności Shantti nie dawały jej możliwości na przejęcie nad nim kontroli bądź wejrzenia w jego myśli, nie było czego się obawiać. Dostrzeganie natury innych można było osiągnąć nawet przez zwykłą obserwację, boczenie się więc o takie komentarze byłoby więc zdecydowanie histeryczne.
        Nie było już czasu by kontynuować temat postrzegania cudzej duszy, gdyż w tym momencie to Tallas skupił na sobie całą uwagę Dżariego. Młodszy wojownik odczuł ulgę, że tak jasno i pewnie udało mu się wyartykułować co czuł i co zamierzał zrobić, a gdy jego przyjaciel zgodził się na przedstawiony plan, z jego serca spadł naprawdę ogromny ciężar. Mógł działać zgodnie ze swoim sumieniem i to było naprawdę pocieszające. Znowu zaczął wierzyć, że wszystko będzie dobrze. W tym przekonaniu dodatkowo utwierdziła go Shantti i jej niezwykle spontaniczna reakcja. Żaden anioł nie spodziewał się, że elfia tancerka wpadnie na pomysł by ich wyściskać, dlatego obaj z początku lekko się zaparli, gdy jednak dotarły do nich jej intencje, rozluźnili się. Tallas był przy tym wyraźnie zadowolony, zaś po Dżarim dało się poznać lekkie napięcie - lubił Shantti, lecz zbyt gwałtowne poufałe gesty nadal były dla niego czymś krępującym. Jej słowa wywołały jednak uśmiech na obliczu anioła i gdy już się wyprostował, nie wyglądał na zniechęconego ani niezadowolonego. W tym momencie naprawdę wierzył, że im się powiedzie.


        Słowa Phelana zostawiły głęboki ślad w pamięci anioła - jego wskazówka była tak cenna, iż Dżari zapamiętał każde słowo, każdą zgłoskę, ba, w głowie słyszał nawet tę ostrożną intonację, z jaką niebieskowłosy wojownik dzielił się swymi przypuszczeniami. Wskazówki jednak na niewiele mogły się zdać, jeśli nie znało się topografii miasta, zwłaszcza takiego jak Ostatni Bastion - pogmatwanego i dzikiego, dynamicznego niczym żywy organizm. Dlatego też współpraca anioła i elfiej tancerki była nieodzowna - najpierw trzeba było ustalić najistotniejsze fakty będąc jeszcze w jej kryjówce, a później w trakcie drogi wprowadzać niezbędne korekty. Tallas do wszystkich ustaleń się nie wtrącał, jak sam przyznał do miasta trafił ledwie kilka godzin wcześniej i nie miał żadnych rad. Zasugerował jedynie, by może kawałek nie spróbować podlecieć, lecz Dżari się nie zgodził - swoją decyzję argumentował tym, że nie chce przegapić tego miejsca i nie chce robić niepotrzebnej sensacji, bo już i tak pewnie pół miasta patrzyło w górę wyglądając latających na tle gwiaździstego nieba aniołów.
        Laki nie zastanawiał się nawet nad wyborem trasy - skoro Shantti prowadziła ich głównymi drogami, to niech tak będzie. Pomyślał, że po prostu chce odwzorować drogę, jaką podróżował Phelan i nawet przez myśl mu nie przeszło, że to ze względu na to, że on i Tallas mieli skrzydła. Żaden z nich jakoś nie pomyślał o tym, by uprzedzić elfkę, że mogą się ich w każdej chwili pozbyć, magicznie je ukryć, by nie rzucać się w oczy albo wejść w jakieś ciaśniejsze przejście. Tak rzadko korzystali ze swoich sygnetów, że po prostu sami o nich nie pamiętali.
        Dżari już od dłuższego czasu szedł milczący i jakby obrażony. Tallas nie szukał przyczyny tak nagłej zmiany nastroju swego przyjaciela, gdyż doskonale wiedział co się dzieje - młodszy anioł nie obraził się na nikogo, tylko bardzo intensywnie skupiał się na odczytywaniu magicznych sygnałów wokół siebie. Zaczął już gdy opuszczał piąty krąg miasta, bo może akurat szczęście by mu dopisało i odkryłby obecność Dżariela wcześniej niż by go zobaczył. Nigdzie jednak nie było śladu po jego aurze, dlatego też na wszelki wypadek rozglądał się czujniej niż dotychczas - przez myśl przeszło mu, że mag może w jakiś sposób tłumić swoją emanację. Przez swoje poszukiwania prawie wpadł na idącą przodem Shantti, powstrzymał go jednak Tallas, który złapał go za nasadę jednego ze skrzydeł. Później elfka kazała im zejść na pobocze - Dżari jej posłuchał, bo chociaż cały czas błądził wokół wzrokiem, jej również poświęcał część swojej uwagi. Spojrzał na nią dopiero w chwili, gdy kazała im gdzieś patrzeć. Zgodnie z prośbą rozejrzał się po dekoracjach znajdujących się na fasadach budynków. Nie skomentował walorów estetycznych tego poważnie nadgryzionego zębem czasu dzieła, po prostu skupił się na szukaniu znaku z wiadomości - deltoidu z wpisanym weń krzyżem. Przez jego myśli przemknęła gorzka refleksja, że nie jest to wcale tak charakterystyczny znak, jak by chciał, liczył jednak, że żaden architekt nie zamieścił go na swoim dziele przypadkiem.
        Dżari bez słowa wszedł w jedno z wąskich przejść prowadzących w pobliże wskazanych przez tancerkę budynków. Cały czas z zadartą do góry głową szukał upragnionego symbolu, pamiętając jednak, by nie wchodzić za daleko - wszak Phelan widział go z głównej ulicy. To dodatkowo kazało aniołowi przypuszczać, że znak musiał być dobrze eksponowany i z pewnością dość spory, bo w przeciwnym razie zaginąłby w gąszczu innych zdobień i liszai odpadającego tynku.
        - Tam! - zawołał nagle Tallas, wskazując na jedną ze zrujnowanych budowli. Dżari powiódł wzrokiem w miejsce, które przykuło uwagę włócznika. Uśmiechnął się krzywo pod nosem. Symbol nie był wcale elementem dekoracji - ktoś niedbale namalował go na murze, kredą albo kawałkiem odłupanego gipsu. Laki patrzył na niego ogarnięty dziwnym uczuciem ucisku w sercu jak na moment przed tym, gdy ciało przeszyje lodowaty dreszcz. Włoski na jego ciele stanęły dęba i wtedy już wiedział, że to nie jest zwykły niepokój, że to kolejna fala magii, tym razem jednak nie tak gwałtowna, rozciągnięta w czasie. Shantti z pewnością również to poczuła. "Co się dzieje w tym mieście?"
        - Czekajcie. - Upomnieniu Dżariego towarzyszyło znaczące uniesienie ręki. Przymknął na moment oczy, wziął głęboki wdech i bardzo wytężył swój zmysł magiczny. Spróbował znaleźć źródło tych dziwnych fluktuacji, gdyż coś mu mówiło, że są blisko nich. Wszystkie fragmenty składały się w tak idealną całość, której co prawda jeszcze nie dało się zrozumieć, ale po prostu czuło się, że to do siebie pasuje. Że wszystkie drogi prowadzą do jednego celu…
        Dżari wsparł się o ścianę, przy której stał. Ciężko mu się oddychało, utracił koncentrację i już było po wszystkim - nie umiał ponownie uchwycić tamtego sygnału. Czuł jednak, że to gdzieś w pobliżu, kto wie, może gdyby był to niezabudowany teren, to nawet mógłby dostrzec źródło magicznych eksplozji. W tym momencie mógł jednak tylko błądzić po omacku. Westchnął.
        - Nic nie czuję - powiedział, by reszta zrozumiała co też przed chwilą wyprawiał. - Chodźmy. Shantti, trzymaj się między nami. Ach… może to nadmierny optymizm, ale gdybyś kogoś dostrzegła… Dżariel jest niższy od nas i drobniejszy, ma długie ciemne włosy i, ekhm, nos jak klamkę - dokończył, dłonią zakreślając przed swoją twarzą odpowiedni kształt. Tallas gdzieś z tyłu zachichotał.
        - Nie powiem ci, byś go zatrzymywała ani przed nim uciekała - kontynuował niezrażony Laki. - Wierzę, że sama będziesz w stanie osądzić jak powinnaś postąpić, czy masz do czynienia z wrogiem czy sojusznikiem. Nadal nie do końca rozumiem co zaszło w twojej kryjówce, lecz jeśli od niedawna zaczynasz czuć aury, pozwól, że czegoś cię nauczę. Na podstawie aur można wiele się dowiedzieć o osobie, którą ona otacza, smak określa charakter, zapach przynależność rasową, a poświata oznacza najbardziej uogólnione wartości i skłonności, jakimi kieruje się obserwowana jednostka. I tak poświata ametystowa cechuje osoby dobre, honorowe, praworządne, ma je cała nasza trójka. Jeśli ktoś jest dobry, to jego poświata jest niebieska jak szafir, a praworządnych otula obsydian. Osoby złe i chaotyczne otacza aura barwy bursztynu, złe lecz o nieokreślonym podejściu do zasad - rubinowa, zaś chaotyczne topazowa. Co jeszcze… Ach, no tak. Są tacy, którzy mimo złej natury są wierni zasadom, tych spowija poświata turmalinowa, a gdy jest odwrotnie, ktoś jest dobry lecz chaotyczny, jego aura jarzy się szmaragdem. Zdaję sobie sprawę, że to sporo informacji jak na tak krótki moment, pamiętaj jednak, że jeśli anioł ma aurę, której poświata nie ma barwy ametystu, szafiru lub obsydianu, powinnaś mieć się na baczności.
        Dżari dał Shantti chwilę na przetrawienie tych informacji, a jeśli nie miała do niego pytań, zarządził, by iść dalej. Zastrzegł, że on będzie prowadził, z czym Tallas zgodził się pojedynczym skinieniem głowy i cichym “yhm”. Oczywiste było, że Dżari zamierza tropić zbiegłego przyjaciela nie tylko korzystając ze wzroku, ale też zmysłu magicznego i to przez tę przewagę objął pozycję lidera, choć mentalnie lepiej nadawał się do tego starszy z nich.
        Wnętrze ruin zostało dawno ogołocone, a na podłodze walały się tylko ukruszone kawałki cegieł, zaprawy, potłuczone kafle i zeschłe liście, które przygnał tu wiatr. Dżari był zaskoczony, że nikt nie chciał osiedlić tego budynku, gdyż zdawał się być bardzo komfortową siedzibą, ze szczelnym dachem, przestronnymi pokojami i całkiem dobrze zachowanymi ścianami zewnętrznymi. Możliwe jednak, że wszyscy wyczuwali kłębiącą się tu negatywną energię magiczną, która wysysała ciepło z ciała, a do głowy sączyła cienkim strumykiem negatywne myśli. Dżari był zaniepokojony tym, co czuł, lecz nie poddawał się i parł do przodu. Powoli przeczesywał mijane pomieszczenia, w każdym szukając nawet najmniejszego znaku, śladu bytności Dżariela w tym miejscu. Nigdzie jednak nic nie było a to, co z zewnątrz zdawało się być po prostu ogromnym i kiedyś pewnie bogatym domostwem, okazało się stanowić istny labirynt pokoi, korytarzy, schodów i przejść.
        - Nie jesteśmy sami… - szepnął w pewnym momencie Tallas, a Dżari zgodził się z nim skinieniem głowy. On również dostrzegał cienie majaczące gdzieś w ciemnych zakamarkach budowli, ruch na samej granicy wzroku. Zachowywał czujność, lecz sam na razie nie atakował - czekał, co zrobią tamci. Co dziwne, ich aury były dla niego tak słabe, że odczuwał je jak strzępki mgły, z których nie potrafił wyciągnąć żadnej informacji.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti na hasło Tallasa od razu zwróciła wzrok w wyznaczone miejsce. Delikatnie przeniosła ciężar głowy na jedną stronę w niemałym zmieszaniu, bo znak wcale nie był wdrążony w architekturę budynku, a wymalowany na ścianie, jakby banda niesfornych dzieciaków bawiła się w bunt przeciwko państwu. Nie aby miała coś przeciwko malarstwu na ścianach, ale rysowanie wyłącznie symboli było dla niej jedynie oznaką komunikacji między jakimiś grupami bądź pojedynczymi osobami. Czy to by oznaczało, że ich przyjaciel nie działa sam? A może wręcz z bezczelną premedytacją dąży do spotkania?
Tancerka popadała w coraz to większe zakłopotanie, gdy zdała sobie sprawę, że trzyma jedynie cienką nitkę, jednakże idąc krok w krok wraz z nią w ręce wcale nie dochodzi do kłębka a odnajduje wyłącznie przecinające się warstwy właśnie tej jednej i samej nici. Przez myśl Shantti przelatywały różnorakie opcje po co i dlaczego to wszystko. Dżariel najwidoczniej chciał być bardzo dyskretny w swych działaniach skoro po prostu nie postawił się naprzeciw dwóm aniołom. Zrozumiała była jego dyskrecja o tyle, że pragnął uniknąć unicestwienia, ale z drugiej strony przecież to Tallas wraz z Dżarim mieli się nim zająć. Każdy więc ruch czarodzieja był zaplanowany, a to by mogło oznaczać jeszcze więcej bólu, bo czy świadome starcie nie rani bardziej niż nieświadoma wpadka?
Eflka uważniej przyjrzała się znakowi. Nie musiała mieć przed sobą kartki by wiedzieć, że wymalowany znak jest autorstwa Dżariela. Kropka w kropkę te same charakterystyczne zawijasy, piękne, niebiańskie pismo jakim nie mógł pochwalić się chyba żaden śmiertelnik Alarański. Białę wapno zaś mieszało się z wciąż uderzająco po mieście magiczną energią. Artystka nie potrafiła jej zinterpretować, w jakikolwiek sposób określić. Nie wiedziała czy za tymi magicznymi uderzeniami kryje się zło, dobro czy też może neutralność. Shantti odniosła wrażenie, że Dżariel bawi się ich kosztem. Przyciąga powoli, aż do momentu, gdy zrobią wszystko co widnieje na jego skromnej liście by następnie prawdopodobnie wpaść jakąś pułapkę. Każdy był świadom niechcianego zakończenia, ale cóż począć w takiej sytuacji, która wymaga końca?
Dziewczyna uniosła brew lekko się uśmiechając rozbawiona jakże skrupulatnym opisem poszukiwanego. Mimo poważnej sprawy odrobina humoru wciąż tkwiła gdzieś między nimi. Przyszedł jednak moment wykładu, który przedstawiony został w postaci bardzo małej, ciasnej pigułce, którą należałoby pamiętać, ale Shantti nie była w stanie odpowiedzieć sama przed sobą ileż z tego co powiedział Laki zapamiętała. Szczególne zwątpienie wyrażała jej mina. Artystka podrapała się nerwowo po policzku jakby w pamięci próbowała powtórzyć wszystko, co mówił młodszy anioł, ale nie było czasu na zapamiętywanie i uczenie się. Dobrze, że chociaż mówił w miarę wolno, to chociaż udało jej się zrozumieć sens słów. W końcowy jednakże efekcie elfka tylko prychnęła powietrzem z nosa i postanowiła zdać się na swoją intuicję oraz opiekę przodków. Nie zadała więc żadnych pytań, a postanowiła ruszyć dalej. W końcu jej przeczucia, jak i spostrzegawczość wcale nie była aż taka zła!
Shantti posłusznie szła w wcześniej zaplanowanym szyku, czyli między mężczyznami. Swoim kobiecym okiem dokładnie doglądała nawet najmniejszego skrawka przemierzanego budynku i gdyby nie fakt, że znajduje się w samym centrum Państwa to zapewne następnego dnia jej chusta pomarańczy uwieszona by była na najwyższym piętrze budowli. Widać jednak, że nie tylko dziewczynie to miejsce się przypadło do gustu pod pewnymi względami, ponieważ nie byli sami. Eflka delikatnie ugięła się na kolanach gotowa prędzej do uniku niż konfrontacji, bo przecież nie posiadała żadnej broni. Nawet patyka! Mogła jedynie rzucać skruszonymi kamieniami albo tańczyć na suchych liściach. Mogłaby chociaż głupia zwinąć nóż z karczmy, ale nie, ona bezmyślnie i spontanicznie musiała od razu powędrować za Pari!
Ciekawe tylko ile wspólnego miała ta skrywająca się banda z samym Dżarielem. Shantti spodziewała się raczej zwykłych łajdaków niżeli kogoś powiązanego z przyjacielem aniołów, głównie dlatego, że działał właśnie tak dyskretnie, a z opisu historii jakie przedstawił Laki nie wynikało by posługiwał się innymi. Był chyba prędzej typem gościa, który lubi sam wszystko odpowiednio załatwić.
Ciekawe czy oni w ogóle wiedzą, że ktoś wkroczył na „ich” teren?
- APSIK! – elfka zakryła twarz dłońmi delikatnie stawiając krok w tył.
Teraz już nie ma co do tego wątpliwości.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Kichnięcie Shantti rozbrzmiało zwielokrotnionym echem wśród pustych ścian budowli - tak, na pewno wszyscy je usłyszeli. Wbrew pozorom jednak aniołowie nie wpadli przez to w panikę. Ich zamysłem nie było skradanie się, a cisza w jakiej się poruszali podyktowana była raczej atmosferą tego miejsca, niepokojąco zbliżoną do tej panującej w podziemiach przedwiecznej nekropolii. Przecież mając skrzydła nie można przejść nigdzie niepostrzeżenie. Na dodatek obaj podświadomie czuli, że dążą do ostatecznej konfrontacji i duma nie pozwalała im stanąć naprzeciw przeznaczeniu inaczej niż frontalnie, z wysoko podniesioną głową. Jedynie Dżari miał jakiekolwiek wątpliwości - ich źródłem była towarzysząca im Shantti. Zgodził się, by dziewczyna z nimi poszła, był jednak rozproszony jej obecnością, nieustannie obawiał się o jej bezpieczeństwo i zastanawiał się czy ze względu na nią nie powinni zmienić swego podejścia. Było już jednak za późno.
        Elfka kichając wpadła na idącego z tyłu Tallasa. Anioł odruchowo położył dłoń na jej ramieniu, by pomóc jej odzyskać równowagę.
        - Zdrówko - szepnął pogodnym głosem i nawet uśmiechnął się nikle, choć gdy przeniósł wzrok z jej oblicza na otoczenie, miał spojrzenie drapieżnika. I to nie takiego, który czeka na atak i nie chce dać się zaskoczyć - takiego, który szuka ofiary, by się na nią rzucić. Te oczy tak bardzo nie pasowały do jego poczciwego oblicza, do stereotypu anioła, w który tak idealnie wpasowywał się chociażby Dżari. Wywoływały niepokój.
        A tajemnicze cienie? Te jakby się rozpierzchły, spłoszone nagłym dźwiękiem. Wokół zrobiło się pusto, przejmująco wręcz cicho. Dżari przystanął i uniósł wzrok - stali akurat w przestronnym westybulu, który na dobrą sprawę mógł stanowić już część następnego budynku - przekraczając zawalone ściany łatwo było stracić orientację. Anioł patrzył na niebo widoczne w zawalonym suficie, na gwiazdozbiór królika, który pokazała mu Shantti. "Patrzysz", pomyślał, jakby odległe gwiazdy mogły usłyszeć jego wewnętrzny głos, "Lecz czy raduje cię to co widzisz?". Gdy tylko sformułował to pytanie, poczuł nagle na karku zimny dotyk, jakby palce nieboszczyka musnęły czule jego skórę. Zaraz się wzdrygnął, a na jego ciele pojawiła się gęsia skórka, nawet pióra lekko się nastroszyły. Kto miał czuły zmysł magiczny, mógł dostrzec jak tuż przy jego plecach przepływa kształt do złudzenia przypominający meduzę, delikatniejszy jednak niż smuga dymu. Rozwiał go podmuch wywołany ruchem skrzydeł anioła, który gwałtownie się obrócił, kładąc dłoń na rękojeści miecza.
        - C-co to było? - zapytał zupełnie zaskoczonym tonem. Dotyk tego... czegoś nie tylko go zaskoczył, ale też był przerażająco martwy, nieludzki. Samo wspomnienie wywoływało dreszcze, a Dżari wręcz sięgnął za siebie, by dotknąć skóry i sprawdzić, czy to coś czegoś na nim nie zostawiło. Intrygujące, jak coś tak niematerialnego może wywołać diametralnie różne, materialne wrażenie.
        - Shantti, cofnij się.
        Głos należał do Tallasa - był zimny i stanowczy. Włócznik złapał tancerkę za rękę i pociągnął ją do tyłu, sam wyszedł zaś do przodu, by zasłonić ją własnym ciałem. Nie chronił jej jednak przed Dżarim, jak z początku mogłoby się zdawać, lecz przed tym, co było za nim. Teraz, gdy już było za późno, z ciemności wyłoniła się mgła, którą widzieli już nie tylko ci wrażliwi na magię. Od razu można było poznać, że jest ona wynikiem działania zaklęcia: była gęsta jak płynące po podłodze chmury, ciężka i stalowo-szara, jakby nabrzmiała deszczem. Uszy wręcz czekały na uderzenie gromu, który nie nadchodził, a zamiast niego westybul ogarnęła wręcz przerażająca cisza pożerająca wszelki dźwięk. Dżari czuł, jak w jego głowie narasta buczenie kojarzące mu się z uczuciem, jakie towarzyszyło wyjściu ze zbyt ryzykownego pikowania. Czuł, jak robi mu się ciemno przed oczami… Mgła była jednak coraz bliżej i każde z nich podświadomie wiedziało, że nie powinni jej dotykać. Nie było jednak drogi ucieczki, posadzka wokół była pokryta równą warstwą chmur…
        Aniołowie zrozumieli się bez słowa, wystarczyło spojrzenie by ustalić plan działania. Tallas natychmiast się obrócił, złapał Shantti wpół tak mocno, że nie było mowy o tym aby oswobodziła się z jego ramion. Później zaś poderwał się do lotu. Mgła rozstąpiła się lekko pod wpływem ruchu jego skrzydeł, a ledwie chwilę później znów zacieśniła krąg. Cyrkulacja powietrza sprawiła, że w górę uniosły się dwie spirale dymu, podążając za umykającym aniołem jakby chciały go pochwycić i ściągnąć na ziemię, on jednak był szybszy i kolejne machnięcie jego skrzydeł rozwiało upiorne macki. Dżari pozwolił sobie na westchnienie ulgi: tych dwoje było bezpiecznych. On pozostał na ziemi, bo gdyby chcieli wystartować razem, wir powietrza ściągnąłby ich na ziemię i wtedy już na pewno nie daliby rady uciec. Teraz miał jednak mało czasu i mało miejsca, by samemu wystartować, nie było mowy o błędach… Dżari lekko ugiął kolana, by nadać sobie dodatkowy pęd wyskoku, szeroko rozłożył skrzydła, choć już czuł na lotkach ten zniewalający chłód magii.
        Łopot skrzydeł rozbrzmiał jak wyczekiwany grom w ogromnym, pustym pomieszczeniu, zaraz jednak przerwał go krzyk boleści - chociaż Laki zdołał wzbić się w powietrze, mgła i tak dosięgła jego nóg. Dżari miał szczęście, że mimo dekoncentracji nie runął w dół, bo kto wie co by się wtedy z nim stało.
        Tallas wylądował razem z Shantti na półpiętrze, do którego nie można było dostać się z parteru, gdyż schody z tej strony były zawalone. W tym samym czasie Dżari znalazł się po drugiej stronie westybulu, ciężko lądując na kolanach, gdyż jego stopy były całe zdrętwiała po kontakcie z magiczną mgłą. Podczołgał się odruchowo pod ścianę i dopiero wtedy obrócił się do środka pomieszczenia, by spojrzeć co się dzieje. Mgła na dole całkowicie się zamknęła, pokrywała grubym kożuchem całą posadzkę, tłumiąc w zaskakujący sposób dźwięki. Gdy jej powierzchnia się uspokoiła, gdzieś całkiem niedaleko rozległ się cichy, miarowy dźwięk dzwonka.
        - Dżari. - Śpiewny głos chłopaka, który ledwo wchodzi w dorosłość brzmiał jakby przez szybę. Osoba wzywająca anioła ujawniła się chwilę później. Młodzieniec był niski i drobny, ubrany w szary habit z głęboko naciągniętym na oczy kapturem. Dzwoneczek, który dało się słyszeć wcześniej, był przyczepiony do sznurka obwiązane w jego pasie. Chłopak szedł wśród mgły jakby jej nawet nie widział, chociaż na anioła działała ona jak dotyk śmierci.
        - Dżari - zanucił po raz kolejny młodzieniec, przeciągając każdą samogłoskę. Rozglądał się, szukając wzrokiem Lakiego. Jeszcze dwukrotnie wymówił jego imię, lecz długowłosy wojownik podświadomie wiedział, że nic dobrego nie wyniknie z tego, że odpowie na to wezwanie. Aura tego młodzieńca była taka sama jak stworzeń sprzed chwili, prawie niewidoczna, a przez to jeszcze bardziej niepokojąca, bo kto wie, co się mogło pod nią kryć. Chłopak zresztą nawet w Tallasie wzbudzał niepokój. Włócznik trwał nisko na nogach, śledząc nieznajomego wzrokiem bez najmniejszego mrugnięcia. W pewnym momencie obrócił się do Shantti i z palcem na ustach w geście nakazującym milczenie kazał jej wspiąć się wyżej po w połowie zawalonych schodach. Gdy znowu spojrzał na młodzieńca w habicie, ten stał już na środku pomieszczenia, w plamie księżycowego światła padającego przez otwór w zawalonym suficie. Długo milczał. I nagle podniósł wzrok. Patrzył prosto na Dżariego.
        - Znalazłem cię - powiedział z zadowoleniem, jakby była to tylko gra w chowanego.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Zagłębiając się tak w kolejne pomieszczenia Shantti czuła się coraz bardziej nieswojo. Każdy skrawek tej przestrzeni zdawał się chcieć wygnać wszystkich obcych i również niemile widziani byli dwaj aniołowie oraz elfka. Była zimno, wilgotno, ale kurz i tak uparcie unosił się w powietrzu. Dziewczyna miała wrażenie, że cały czas dusi ją w gardle z tego powodu. Kruszący się strop upadł lekko gdzieś niedaleko nich. Niczym stara świątynia bez mieszkańców. Jedynie kto by chciał tu zamieszkać to z pewnością duchy.
W pewnym jednak momencie to wśród tej całej mgły brudu i rozpadu pojawiło się coś bardziej tajemniczego. Shantti nieco mocniej wysiliła swój zmysł magiczny, gdy dojrzała, jak pióra młodszego anioła sztywnieją, a to co znajdowało się przed nią nie było kurzem. Właściwie artystka niewiele widziała. Jedynie jakieś delikatne załamanie światła, ale tak niepokojące, że nawet na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Dżari?... – spytała bardzo cicho, jakby chciała wskazać małego zbója, który wkradł się między nimi a znikł przy gwałtowniejszym ruchu skrzydlatego.
Elfka cicho jęknęła pociągnięta w tył. Nie była zła, a jedynie bardzo rozkojarzona. Nie umiała skupić myśli, bo właściwie nie wiedziała gdzie patrzeć i skąd przeciwnik nadejdzie ani w jakiej postaci się pojawi. W centrum trójki zaczęła zradzać się ciężka i gęsta mgła, która niczym mleczna ścieżka rozpływała się po posadzce. Shantti postąpiła z nogi na nogę, ale dym nie chciał się rozproszyć. To co miało nadejść było bardziej przerażające niż diabeł z krwi i kości. On wywoływał inny rodzaj przerażenia. Wymuszony, nieco naciągany, a tutaj rodziła się prawdziwa zgroza. Strach przed nieznanym. Piekielnych bano się, chociaż każdy wiedział czego chce i jak może skończyć to nieprzyjemne spotkanie, a tutaj wręcz brakowało wyobraźni by gdybać jaki będzie ciąg dalszy.
Shantti czując strach nie wyłamała się. Powaga sytuacji mocno uderzyła ją właśnie w tym momencie i mimo lekkiego podłamania przełknęła ślinę by pobudzić swoją odwagę do działania. Szybko rozejrzała się po okolicznych ścianach, które mogłyby posłużyć do wspinaczki, nim jednak zdołała dobiec i podskoczyć, to przed samą tą myślą Tallas zdołał ją wyprzedzić. Chwycił zaskoczoną artystkę, ale nie wyrażała sprzeciwu. Wręcz sama automatycznie podciągnęła nogi by strącić z siebie ostatnie szare chmurki, zupełnie jakby wyciągnął ją z tłumu do tańca. Dotyk ciemnych kłębów był mrożący, jakby groził samą śmiercią.
Gdy wylądowali na półpiętrze artystka od razu odnalazła Dżariego wzrokiem. Nie wykrztusiła z siebie jednakże ani tonu głosu, powstrzymana intuicją. Bursztynowe oczy spojrzały w dół widząc, jak dno tonie w grafitowej mgle. Wydawało się, że ta część świata została odcięta od Alaranii, a pod ciężką rzeką chmur odnaleźć można jedynie piekło. Kurz w świetle księżyca mógłby nawet wyglądać magicznie, gdyby nie ta straszna sceneria i głos śmierci, który wielokrotnym echem odbił się od muru.
Wtedy na scenerię wkroczyła postać. Teatralne wejście z pewnością wprowadziłoby niejednego widza w konsternację i tak samo było z Shantti, która na krótki moment zamarła w bezruchu, zapowietrzona haustem powietrza. Miała wrażenie, że przy tej postaci nie uzyskała pozwolenia na odezwanie się, a nawet na sam oddech. Twarz jej pobladła, ale czuła się całkiem dobrze, tylko nie mogła oderwać oczu od zakapturzonego młodzieńca. Artystka sama już nie wiedziała czy owa postać kogoś wzywa czy też przeklina po wszech czasy, ale cała ta sprawa dotyczyła znajdującego się po drugiej stronie anioła.
Wtedy szturchnął ją Tallas, a ona bezdźwięcznie obróciła się w jego stronę. Jeszcze nic nie mówiła tylko za pomocą gestykulacji, bardzo delikatnej jakby nie chciała wzbudzić choćby cienia wiatru, wypytała włócznika czy nie ma przy sobie chociażby sztyletu, czegokolwiek co mogłoby się jakkolwiek przydać elfce. Oczywiście z wielką chęcią przyjęłaby wszystko. Czuła by się minimalnie jakoś bezpieczniej, mimo, że postać stąpające w czarnej mgle prawdopodobnie posługiwała się tylko magią. Shantti jeszcze raz obróciła się w stronę młodzieńca. Mrużyła silnie oczy by dowiedzieć się czy chociaż ten nieznajomy to Dżariel – powód całego zamieszania, ale nijak nie mogła stwierdzić czy ten nos wygląda jak wspomniana klamka. Z pewnością osobnik był niższy, wydawał się młodszy. Czyżby przyjaciel sprzed lat?
Nie potrzebowała również odczytywać aur czy używać jakkolwiek magii. Intuicja, a nawet sam obecny wystrój pomieszczenia wprowadziłby w stan szybkiego działania.
Tancerka niechętnie wspięła się nieco wyżej, chociaż od razu przystanęła po ostatnich słowach tej zmory. Zmarszczyła brwi, a bursztynowe tęczówki wypełniły się strapieniem i niepewnością. Czy na pewno powinna posłuchać Tallasa? Teraz i tak już za późno. Zaczęła piąć się w górę zamiast analizować - lepiej wejść i mieć lepsze pole do popisu z góry niż wisząc na ścianie.
Shantti wspięła się bardzo zwinnie i szybko, jak typowy, koci dachowiec. Znalazła nawet dogodne miejsce na jednej z ledwie stojących platform, gdzieś bardziej z boku, gdzie cień mógł ją przysłonić. Nie aby coś, ale działanie z ukrycia w takich momentach było bardzo wygodne dla ledwie uzbrojonej duszy. Przykucnęła zgrabnie, ale wciąż gotowa do skoku. Przyszła walka miała prawdopodobnie toczyć się w powietrzu, gdyż nieustępliwa mgła wciąż tkwiła na samym dnie. Elfka postanowiła poczekać na kolejny ruch nie tylko młodzieńca, ale także samego Lakiego. Skoro on miał mieć pierwszeństwo w rozmowie z Dżarielem nie będzie powstrzymywać okazji.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari milczał, patrząc na postać na dole. Chociaż oddychał przez otwarte usta, robił to prawie bezgłośnie, mogła to być jednak kwestia tej mgły, która dusiła co słabsze dźwięki. Laki nie chciał tego nawet sprawdzać i odezwać się głośniej, póki mógł, wolał milczeć. Stopy nadal go bolały po kontakcie z mgłą, zastanawiał się, czy nie została ona w jakiś sposób stworzona przy pomocy magii zła, bo dawała podobne odczucie rozrywającego, suchego bólu. Czy istniało jednak podobne zaklęcie? No i nawet jeśli, to jakim cudem ten nieznajomy na dole mógł tak beztrosko stać w tej kipieli, która sięgała mu prawie do kolan? Chyba że to była jego magia i on znał sposób, by się przed nią chronić. Musiałby więc być potężnym magiem, a mimo to jego aura była słaba, słabsza niż przedmiotu. ”Domysły, same domysły…”, jęknął w duchu Dżari.

        Tallas patrzył na pantomimę Shantti szeroko otwartymi oczami, błyskawicznie jednak pojął, co miała na myśli. Wykonał teatralny gest, jakby chciał się uderzyć otwartą dłonią w czoło, lecz zatrzymał rękę tuż przy głowie, by niepotrzebnym plaśnięciem nie zwrócić na siebie uwagi tego dziwnego stworzenia na dole. Pochylił się i z cholewki buta wyciągnął duży myśliwski nóż o zakrzywionym ostrzu - nie była to finezyjna broń, która pasowałaby do elfiej tancerki spowitej w tiule, lecz w tych warunkach nie było miejsca na wybrzydzanie. Broń była solidna, ostra i skuteczna, to się w tym momencie liczyło. Tallas podał ją Shantti, po czym pokazał jej dwa palce i spojrzał na nią pytająco. Po tym jak i po sposobie, w jaki się pochylił, można było zrozumieć, że ma takie dwa i może oba odstąpić dziewczynie, jeśli ta potrafiła walczyć oburącz. Jeśli jednak odmówiła, nie namawiał jej. Uniósł w górę pięść w niemym życzeniu “dasz radę!” i ruchem głowy kazał jej już iść. On wolał obserwować okolicę z tej półki, lepiej widział i szybciej mógł reagować, na dodatek równie łatwo mógł zeskoczyć na dół jak i dostać się wyżej. Elfce zaś kazał się wspinać, by była jak najdalej tego całego zamieszania - szkoda, by coś miało się jej stać, a wszyscy chyba podświadomie czuli, że to nie jest takie przypadkowe spotkanie.

        Pokruszone schody stanowiły prawdziwy tor przeszkód, lecz dla tak zwinnej osoby jak Shantti nie był żadnym wyzwaniem - tylko kwestią czasu było to, jak dostała się na górę. Tam znajdował się pusty, szeroki korytarz łączący obie strony klatki schodowej, a wszędzie wokół ziały czarne dziury wejść do dalszych pomieszczeń. Na podłodze walały się szmaty podobne do skrawków dywanu, który kiedyś pewnie pokrywał całą posadzkę.

        Głos nieznajomego mnicha, te proste i pełne zadowolenia “znalazłem cię”, sprawiły, że anioł na moment przestał nawet oddychać. Nie było jednak sensu udawać, że go tutaj nie ma, musiał skonfrontować się z nieznanym. Przez całą szerokość westybulu spojrzał porozumiewawczo na Tallasa, który w odpowiedzi skinął mu głową - domyślał się, co teraz zrobi długowłosy anioł i nie zamierzał go powstrzymywać, jedynie osłaniać, bo nigdy nic nie wiadomo. Po tej niemej wymianie zdań Dżari zebrał się w sobie i w końcu wstał. Z godnością podszedł do brzegu podestu i spojrzał na stojące na dole stworzenie. On od samego początku wiedział, że to nie Dżariel. Osoba na dole była innej postury niż anielski mag, na dodatek miała zupełnie inny głos. Ten również był ciepły i młodzieńczy, lecz słowa wypowiadane przez Avrę były… jak dotyk miękkiego pergaminu, światło świec i woń rumianku. Koiły, otulały i dawały poczucie, że jest się bezpiecznym, w jego głosie można było się zakochać. W tym nie. Jego ciepło nie ogrzewało, jego młodość nie przekonywała. Brzmiał sztucznie, a przez to niepokojąco.
        - Jestem - odezwał się Dżari, mówiąc głośno i zdecydowanie, jakby wcześniej wcale się nie ukrywał. Był czujny, chociaż nie trzymał broni w rękach, mógł w każdej chwili użyć swej magii, nie spodziewał się więc, by ten nieznajomy dał radę go zaskoczyć. Nie bardziej niż już udało mu się to uczynić.
        - Tak, widzę - zgodził się tamten z zadowoleniem. - Wiem też, że nie jesteś sam. Ale reszta mnie nie interesuje, to z tobą chciałem porozmawiać. Zejdź do mnie - powiedział tonem, który brzmiał jak zaproszenie a nie rozkaz.
        - Odmawiam - odparł mimo wszystko anioł. - Skoro ty znasz moje imię, wypadałoby również podać swoje, nieprawdaż?
        - Och, to nie jest potrzebne - odpowiedział ze spokojem mnich. Dzwoneczek przy jego pasku zadźwięczał cicho, gdy przenosił ciężar z nogi na nogę. - Nie znamy się, nigdy wcześniej mnie nie widziałeś.
        - Więc czego ode mnie chcesz? - drążył Dżari.
        - Byś poszedł ze mną. Dżariel jest ci tak ślepo wierny, że nie zechce ze mną rozmawiać. Będziesz moją kartą przetargową, możesz jednak wybrać czy pójdziesz ze mną po dobroci czy też mam cię do tego zmusić. Współpraca ze mną ci się opłaci - dodał zachęcającym tonem mnich. Dżari jednak przestał słuchać gdzieś w połowie.
        - Jak to?! - zawołał, nie potrafiąc powstrzymać emocji płynących z bijącego gwałtownie serca. - Wiesz gdzie jest Dżariel? Czego od niego chcesz? Kim jesteś?!

        Na piętrze wszystko było doskonale słychać - każde słowo, każdy szelest, nawet ciche podzwanianie towarzyszące ruchom nieznajomego. I nagłe, głośne zgrzytnięcie pazurów na gołej cegle. Dźwięk był upiorny, nieprzyjemny, powodował dreszcze. I co gorsza Shantti mogła go usłyszeć bardzo, bardzo blisko siebie. Okazało się, że nie była sama. Dwie sylwetki wychynęły z czerni ziejącej po drugiej stronie jednego z wielu przejść w korytarzu. Trudno było powiedzieć czy byli to mężczyźni czy kobiety, jakiej byli rasy - ich ciała skrywały maskujące szaty asasynów. W duecie działali jak jeden organizm, otaczając Shantti i odcinając jej wszelkie drogi ucieczki. Powoli się zbliżali, jakby chcąc ją sprowokować do skoku w dół, w przelewającą się pod nią mgłę…

        - Zadajesz strasznie dużo pytań, Dżari - zauważył mnich z lekką niechęcią w głosie. - Tak, wiem gdzie jest Dżariel. Jest ze mną. Moje imię nic ci nie powie, więc nie ma sensu bym je podawał. A od was obu chcę tylko wsparcia. Dżariel jednak opiera się ze względu na ciebie. Chodź więc, nim stracę cierpliwość.
        Nieznajomy obrócił powoli wzrok z Dżariego na najwyższy punkt klatki schodowej i zamarł w tej pozycji. Laki podążył wzrokiem w to samo miejsce i poczuł nagłe ukłucie niepokoju. Widział stojącą tam Shantti i po samych jej ruchach był przekonany, że coś jej grozi, lecz nie dostrzegał co konkretnie. Czuł niewyraźne aury dwóch osób, z pewnością piekielnych, gdyż docierał do niego ten charakterystyczny zapach spalenizny. Już chciał ruszyć w tamtą stronę, poczuł jednak ukłucie bólu tuż za oczami, które usadziło go w miejscu.
        - Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać - powiedział z naganą mnich. - Jeśli chcesz jej pomóc to dobrze wiesz, co powinieneś uczynić.
        Dżari stęknął i nie ruszył się z miejsca. Ból nie pozwalał mu skupić zmysłu magicznego i przez to w tym całym zamieszaniu zgubił jedną osobą. "Gdzie jest Tallas? Dlaczego nie jest z Shantti?", niepokoił się.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Na twarzy Shantti gościł granat, ciemność i tylko nieco jaśniejsze blaski niebieskiego koloru odgraniczały linię ust czy nieco bardziej wypukłe miejsca, jak policzki czy nos. Czuła się bezpiecznie spowita w ciemność i dlatego śmiało przysłuchiwała się całej rozmowie. Mimo, że istota na dole wiedziała, że Dżari nie jest sam to ona nie dała o znać o swojej obecności żadnym dźwiękiem. Nawet jej oddech zdawał się być niesłyszalny, jakby niknął w kłębach ciemnych chmur osadzonych na posadzce pomieszczenia.
Elfka zmarszczyła brwi, nieco zdezorientowana zachowaniem tego knypa na dole. Wszystko nagle obróciło się do góry nogami. Z wypowiedzi mnicha wynikało, że Dżariel być może nie do końca jest tym ostatecznym złym. Skoro chciał spotkać swojego przyjaciela to chociaż o tyle będzie lżej najmłodszemu aniołowi pogodzić się z cała zaistniałą sytuacją – taką bynajmniej miała nadzieję. Pytanie jednak kim jest w takim razie typek na dole, bo nie zapowiadało się wesoło.
Artystka już miała zabrać głos. Słychać było osunięcie stopy w przód, która gwałtownie przystanęła w półgłuchej ciszy echa. Elfka dostrzegła dwie postacie, które momentalnie wywołały w niej uczucie lęku. Dziewczyna obróciła się szukając wzrokiem postaci, które co chwila ginęły w ciemniejszych tonacjach barw.
Pod naciskiem niechcianego towarzystwa czuła, że wolna przestrzeń otacza jej plecy, powiew delikatnie owiewa uda, a to oznaczało, ze była coraz bliżej krawędzi. Gdy niemalże doprowadzili ją do ostatecznego końca platformy, na której się znajdowali, wyczuć mogli nerwowość, a była ona poczuciem ostatecznej desperacji. Albo spaść w dół, albo rzucić się na dwójkę posiadając marne szanse na wygraną. Oczywiście, że tancerka opowiedziała się za drugą myślą, lecz oni nie spodziewali się, że zamiast skoczyć między nich ona skoczyła w nogi jednego piekielnego. Właściwie to balansowała na lewym brzegu, bo właśnie w tę stronę zdecydowała się przeskoczyć. Jedna sekunda i refleks piekielnego, a wystarczyło popchnąć ją w bok by strącić dziewczę w dół, ale ten ruch był tak niespodziewany i ryzykowny, że trudno było od razu zareagować. Na szczęście dwa myśliwskie noże towarzyszyły jej u boku, chociaż napastnicy od razu wiedzieli na co się szykować. Tak prawie. Elfia tancerka o drobnych gabarytach, odsłoniętym ciałku i z dwoma nożami na wierzchu nie była raczej codziennym widokiem i zwiastował raczej mizerne próby walki niżeli jakiś sukces i z początku tak to właśnie wyglądało.
Shantti, która nie potrafiła walczyć sztyletami, nożami i wszystkim, co tak drobne i małe przeciwko dwóm wykwalifikowanym asasynom. To boli na samą myśl!
Pierwsze kilka ruchów trwało bardzo krótko. Było za mało miejsca by gdzieś zwiać, nie mówiąc już o tym by walczyć, a elfka była przyzwyczajona do dużych przestrzeni. Wówczas zawsze było pole do popisu, a tutaj? W każdej chwili mogła spaść. Kilka tanecznych uników na nic się zdało, gdy jeden jak i drugi przeciwnik śmiało ją zranili. Nie wiedziała nawet za co się chwycić – czy za krwawiące ramię czy mocno zadraśnięte biodro. Słychać było tylko jęk bólu w budynku. Upuściła jeden z noży, ale szybko spojrzała przed siebie. W akcie obrony kobieta wysunęła ręce do przodu wstrzymując zamach napastniczki. Kolana mocno się pod nią ugięły, a sztylet zawisł tuż między jej oczami. Niemalże wystrzeliła zeza będąc tak blisko śmierci, ale ostatecznie zawisła na ręce kobiety, a raczej pociągnęła ją za sobą by sztylet powędrował tuż nad jej brązową czupryną. Dzięki sile pociągnięcia za jeden koniec mogła popchnąć przeciwnika nogami tak by przerzucić go tuż nad sobą. Tak faktycznie zrobiła, a gdy zebrała się na równe nogi to drugi napastnik popchnął elfkę by spadła w dół, gdzieś za poprzedniczką.
Shantti krzyknęła, ale na nieszczęście napastnika wylądowała na rozpadających się schodach. Kilka kamieni runęło w dół pod wpływem jej upadku, a sama dziewczyna na chwilę stała się całkiem otumaniona pyłem, bólem, mrokiem. Odległość między tymi dwoma przestrzeniami okazała się na tyle mała by przeżyć, niczego nie złamać i nie stracić przytomności, ale bolało. Do zebrania sił zmusił ją dźwięk skoku. Tancerka dostrzegła, że tuż obok niej leży stary, żelazny i nieco pordzewiały kawał karnisza, na którym zapewne niegdyś wisiał dumnie proporzec jakiejś spółki. Elfka chwyciła go i użyła jako broni, a właściwie to gość sam nabił się na niego, jak na pal. Przebił klatkę piersiową, zahaczył o serce. Krew gwałtowniejszym strumieniem trysnęła w elfkę i teraz zamiast wymalowana farbami została zbrudzona gęstą, fizjologiczną cieszą. Dziewczyna była przerażona, a ciało wraz z kawałem żelaza bezwładnie spadło w mgłę. Potem zapadła tylko cisza.
Brązowowłosa wsparła się na rękach. Próbowała właśnie przyjąć fakty i zdarzenia, jakie przed chwilą miały miejsce, ale nie zdołała przełknąć sytuacji, gdy kątem oka dostrzegła tą przedziwną postać. W dodatku te przeklęte dzwoneczki. To nie była radosna muzyka dzwonów, a ciche jęki śmierci. Shantti nie chciała rozpętać wojny. Kilka ruchów gałek ocznych nie pozwoliły jej wychwycić, gdzie zaginął Tallas, ani nawet co dzieje się z Dżarim, dlatego po prostu ostatecznie spojrzała na mnicha. Nawet nie wiedziała gdzie w końcu wylądowała jej przeciwniczka!
- Poczekaj! – wydusiła z siebie zgłuszony krzyk. Odkaszlnęła niefortunnie i z trudem stanęła na nogach.
- Przecież i my możemy dobić targu – mówiła dalej z wyraźnym bólem, ale i determinacją.
- Dżari pójdzie z tobą bez słowa sprzeciwu, tylko… Tylko my będziemy musieli pójść z nim.
Dziewczyna chwyciła zranione ramię. Ucisnęła je delikatnie, ale bursztynowe oczy ani na moment nie odrywały się od tego jednego punktu. Nie wiedziała czy właściwie czyni dobrze, ale to najwidoczniej byłą jedyna droga do Dżariela. Przez tę chodzącą śmierć.
- W końcu na tym ci zależy, nieprawdaż? Żeby z tobą poszedł. Może i zbędny ze mnie balast, ale właśnie… Co ci taka elfka zrobi? – spytała próbując nieco zachęcić swojego rozmówcę do utargu, chociaż przed chwilą właśnie zabiła jednego z jego chyba sprzymierzeńców.
- Znaczy… Każda ze stron chce to wyjaśnić więc to wyjaśnijmy – szybko dodała.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        W żyłach anioła płynęło więcej hormonów niż krwi. Dominowały te, które uwalniał strach, złość i konieczność walki. Dżari nie wiedział gdzie podziać wzrok: czy obserwować mrocznego mnicha, czy też zmagającą się z przeciwnikami Shantti. Chciał jej pomóc, chciał ją obronić albo umożliwić jej ucieczkę. Gdy tylko jednak wykonywał ruch w jej stronę, czuł nacisk bólu za oczami, który usadzał go w miejscu - zupełnie jakby próbował sforsować jakąś niewidzialną barierę. Gdyby się uparł i jednak spróbował do niej zbliżyć, ból pewnie stałby się tak silny, że nie pozwoliłby mu na zrobienie kolejnego kroku, nie wspominając o locie. Musiał więc poradzić sobie jakoś z miejsca, w którym stał. Najprostszym rozwiązaniem byłoby zapewne przystanie na propozycję nieznajomego z dzwonkami, lecz Laki miał wielkie obawy przed współpracą z nim - czuł, że nie wyniknie z niej nic dobrego.
        - Odwołaj ich! - rozkazał jednak Dżari w nadziei, że może jednak mnichowi zależy na współpracy z nim na tyle, by zgodzić się na jakieś ustępstwa. Przeliczył się, co dotarło do niego jeszcze nim skończył mówić. Tajemnicza postać ponownie spojrzała na niego, a spod kaptura widać było twarz wykrzywioną w grymasie kpiny.
        - Znasz warunki, Dżari - powtórzył. - Masz mało czasu.
        - Uważaj! - wyrwało się Lakiemu chwilę przed tym, nim ostrze jednego z asasynów dosięgło biodra tancerki. Anioł zaczął panikować. Wiedział, że uleganie warunkom dyktowanym przez mrocznego mnicha z pewnością będzie brzemienne w skutkach i nie powinien tego robić, lecz czy w tej sytuacji miał inne wyjście? To znaczy, oczywiście, mógł pozwolić, by tamta dwójka zabiła Shantti, lecz wcale nie tak dawno obiecywał jej, że będzie ją chronił. Kim by był, gdyby nie dotrzymywał danego słowa? Oczywiście, miał misję, która powinna być jego nadrzędnym priorytetem, lecz nie mógł pozwolić się jej zatracić, iść do celu po trupach, działać bez namysłu... Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia, jedynie te nie aż tak złe.
        - Zgoda! - zwrócił się do mnicha. W tym momencie Shantti runęła w dół, anioł odruchowo rzucił się jej na ratunek. Tym razem nie poczuł tego ukłucia bólu, które go do tej pory paraliżowało, lecz i nie było już potrzeby, by pomagał elfiej tancerce - ta była już bezpieczna, ciało jej ostatniego przeciwnika właśnie runęło w dół. Spadło w mgłę praktycznie bezszelestnie, jakby pod nią rozciągała się jeszcze daleka, głęboka otchłań, w której nie widać dna. Gdy jej szare zwały zamknęły się nad martwym asasynem, Dżariego przeszył dreszcz - podświadomość podpowiedziała mu, że gdy tylko opar się rozwieje, po ciele nie będzie najmniejszego śladu. Mgła go pożarła.
        - Shantti, nie...
        - Daj jej mówić - przerwał mu mnich, unosząc dłoń w geście nakazującym aniołowi milczenie. Widać było, że postawa elfki go zaintrygowała, lecz nie było to zainteresowanie, z którego można by się cieszyć. Było w nim coś... Nieszczerego. Patrzył na nią jak kobra na pochwyconą mysz, która próbuje cokolwiek ugrać, jakby teraz każda jego decyzja miała być podyktowana jedynie nagłym kaprysem chwili: pozwoli jej żyć albo ją zabije, a śmierć będzie długa i bolesna. Zdawało się jednak, że mnich jest jej coraz bardziej przychylny, a gdy Shantti w imieniu anioła obiecała, że ten z nim pójdzie, nawet uśmiechnął się rozbawiony. Patrzył na nią jednak bez słowa, aż nie skończyła mówić, a i wtedy po prostu długo stał i milczał.
        - Masz tupet, by stawiać mi warunki - uznał, wzruszył jednak ramionami, jakby i tak niespecjalnie go to obeszło. - Ale niech ci będzie, nie jesteś mi potrzebna i nie jesteś w stanie mi zaszkodzić, idź więc gdzie chcesz, równie dobrze możesz wlec się z nami. Nawet mi to pasuje... - przyznał, wymownie patrząc na Dżariego. Anioł wiedział, co chce mu powiedzieć to spojrzenie: mnich właśnie dostał w swoje ręce nowe, doskonałe narzędzie do szantażu, które na dodatek samo chętnie do nie przyszło. Laki nie dał jednak poznać po sobie, że stanowi to dla niego jakikolwiek problem.
        - Nie tylko ona tu ze mną przyszła - zauważył długowłosy wojownik, sugerując w ten sposób, że jednak nie wszystkie sznurki znajdują się w rękach mnicha, że część atutów nadal jest po stronie Niebianina.
        - Wiem - przyznał jednak nieznajomy. - Jest tu jeszcze trzeci z was, Tallas. On pójdzie albo nie, jak chce, jego wola. Tylko ty mi jesteś potrzebny. I, Dżari, wyjaśnijmy sobie od razu jedną kwestię: nie stanowisz dla mnie żadnego zagrożenia. Czy pójdziesz sam czy będziecie we trójkę, nie ma sensu próbować na mnie sztuczek. To ja tu dyktuję warunki. A teraz zejdźcie na dół, cała trójka.
        - Cofnij swoje zaklęcie.
        Mnich patrzył przez moment na Dżariego bez słowa - widać było, że zastanawia się czy łaskawie wysłuchać jego prośby i się do niej przychylić. W końcu niedbale machnął ręką, a mgła jakby poruszana powstałym w ten sposób podmuchem rozwiała się, lecz nie zniknęła całkowicie. Nadal czaiła się gdzieś na brzegach pomieszczenia.
        - Jesteś utalentowanym lotnikiem, na pewno dasz radę wylądować na tej przestrzeni - oświadczył tajemniczy nieznajomy z mściwą satysfakcją w głosie. Fakt, miejsca było niewiele, jednak w tym momencie Dżari się tym nie przejmował. Obrócił się w stronę Shantti i zaczął wspinać się po schodach, a gdy trafił na wyrwę nie do przejścia, podskoczył i jednym machnięciem skrzydeł wzniósł się na tyle, by znaleźć się po drugiej stronie, tuż przy rannej elfiej tancerce. Bez proszenia o zgodę delikatnie zabrał jej dłoń, którą dociskała do rany na ramieniu i zajął się rozciętą skórą, którą szybko uleczył magią. To samo uczynił z raną na biodrze.
        - Przepraszam - szepnął, czując się winny ran, których doznała. Nie drążył jednak tematu, a gdy już jego zaklęcia zdziałały cuda, Dżari pomógł Shantti wstać i wiedząc, że nie ma żadnego zejścia na dół, wziął ją na ręce i razem z nią wylądował na dole, w ciasnym kręgu ograniczonym przez złowieszczą mgłę. Zaraz odstawił tancerkę na ziemię i wtedy też w mgnieniu oka pojawił się przy niej mnich. Złapał ją za ramię tak, że nie robił jej krzywdy, o ile ona nie próbowała się wyrywać. Razem z nią cofnął się trzy kroki.
        - Zostaniesz blisko mnie - oświadczył. - Tak na wszelki wypadek...
        - Gdzie mamy z tobą iść? - zapytał oschle Dżari. - Gdzie jest Dżariel?
        Mnich patrzył na anioła dłuższą chwilę, delektując się ciszą, która przyprawiała długowłosego wojownika o białą gorączkę.
        - W podziemiach - oświadczył. - Chodźcie. I nie myślcie, że podziemia tego budynku to miejsce, z którego łatwo się wydostać.
        Prowadząc Shantti obok siebie, mroczny mnich zaczął powoli iść w kierunku jednych z drzwi. Mgła cały czas nie odstępowała go na krok, tworzyła jednak wąski okrąg wokół swego domniemanego pana, jakby ten zabronił jej się bardziej zbliżyć.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Mimika elfki się nie zmieniła. Dziewczyna była aż nadmiernie zdeterminowana i zdecydowana co do swoich słów, chociaż w jednym momencie bardzo zwątpiła w mnicha. Ten rozbawiony uśmieszek na jego twarzy, Shantti rzekłaby śmiało „mordzie”, bo z niemałą chęcią rozszarpałaby mu ją bez najmniejszego oporu - tak ją prowokował swoją postawą. Jednakże uczono ją zupełnie czegoś innego. Ponieść można się tylko dać pozytywnym emocjom, a negatywne należy zwalczać. Nie dusić, ale pokonać. Bardzo chciała kierować się tą ideą, ale tak trudno było obrócić wszystko w rozsądek!
Delikatnym westchnięciem i cofnięciem głowy odpowiedziała na słowa tajemniczego jegomościa. Tupet? Ona?
- Kto jak kto, ale na temat tupetu to się akurat on nie powinien wypowiadać… - mruknęła pretensjonalnie pod nosem do siebie i z chęcią skrzyżowałabym ręce na klatce piersiowej potęgując swoje wyznanie, ale ostatecznie się powstrzymała. Głównie z bólu i głównie z powodu Dżariego, żeby mu nie narobić więcej problemów…
Jeszcze ta mgła… Maaatkoo! Tancerka nie chciała tego przyznać na głos, ale ten knyp bawił się nimi niczym marionetkami ciągnąc za sznurki tak, jak mu się tylko spodoba. Brwi marszczyły się uparcie na czole elfki wyrażając zarazem zdenerwowanie sytuacją, ale także ostrożność, jakby starała się na miarę możliwości przemyśleć każdy swój ruch, mniej słowo, by nie zburzyć tego, co dało się ugrać. Mimo że byli na przegranej pozycji to jednak istniała nadzieja, że spór się wyjaśni. O to w końcu w tym wszystkim chodziło, a jej życie miało sens tylko dla takich istot. Mogła bez oporu pomóc komukolwiek, nawet poświęcić życie, o ile tylko dla jakiejś duszy ześle ukojenie. Ta myśl pchała ją do przodu i nieco uspokajała. Wytwarzało to w artystce pozytywną energię i w ten sposób mogła zwalczyć gniew czy wściekłość skierowaną na mnicha. Nabrała powietrza przymykając powieki, dając się ponieść ukojeniu, a gdy je uniosła, Laki był już przy niej.
Nie kłóciła się ani nie sprzeciwiała jego gestom. Na przeprosiny Dżariela dziewczyna nie odpowiedziała, aczkolwiek chwyciła go za ramię posyłając mu spojrzenie mówiące „Damy radę”. Przytaknęła przy tym dzielnie, a bursztynowa barwa wypełniła się chęcią boju, chociaż i gościł w nich strach. Byli jednakże zbyt blisko prawdy, a zarazem zbyt daleko by cofnąć się gdziekolwiek. Albo rzucenie się w ogień, albo opadnięcie bezpowrotnie na dno morza. Tutaj już nie było czasu na rozmyślanie tylko działanie.
Tym razem wylądowanie na ziemi nie było piękne i wzniosłe jak ostatnio. To było jak podróż w uściski śmierci, do której za wszelką cenę nie chciało się dotrzeć, a nie magiczna chwila, gdzie przerwanie groziło jedynie zabójczą tęsknotą za pięknem.
Do propozycji mnicha podeszła z dużym dystansem. Tancerka zesztywniała prostując się i spinając niczym kłoda, przy czym na zaciśniętych dłoniach zatańczyły palce, jakby chciała mieć jeszcze chwilę na zastanowienie, chociaż odpowiedź była dosyć oczywista. Nawet jej krok był drżący, niepewny, ale tak bardzo chciała nie iść w zaparte by nie robić tyle problemów. Gdy spotkają Dżariela to już nie będzie miało znaczenia, wtedy może dać się ponieść emocjom, nienawiści, wszystkiemu co złe i wszystkiemu, co dobre, ale teraz… Teraz muszą dotrzeć do Dżariela.
- Zawsze tak prowadzisz swoich drogich towarzyszy? – spytała ironicznie starając się nie dotknąć ciężkich chmur. Elfka zagryzła wargę i zbliżyła się do mnicha, niemalże dotykając go, bo była przekonana, że za swoje pyskowanie zaraz dostanie mgłą po ciele. Wówczas nerwowo i od niego się odsunęła nie mogąc znaleźć przestrzeni dla siebie w tym ciasnym kręgu.
Zaskakujący był fakt, że szantażysta nie był zimny. Nawet nie bił od niego powiew chłodu, chociaż śmierć to dobre dla niego imię. Również okazał się wyższy niż się spodziewała. Sądziła, że wzrostem sięga może rosnącego dzieciaka, ale teraz gdy byli tak blisko siebie ich głowy znajdowały się praktycznie na równi. Na ten jeden krótki moment stał się taki zwyczajny, ale ta myśl szybko zgasła, bo czekać ich miały podziemia. "Mam nadzieję, że nie zostały one wypełnione tym cholernym dymem…"
Shantti zamknęła oczy badając zmysłami przestrzeń jaka otaczała całą gromadę. Gdzie właściwie podziewał się Tallas?
Ogarniając nieco emocje tancerka spuściła delikatnie głowę. Czuła na sobie opiekuńcze spojrzenie Dżariego. Pewnie ten głuptas teraz czuje się winny za wszystko, a przecież nie powinien, przecież ona po to ona tu jest.
- Masz parszywą duszę… - przyznała, kierując te słowa do mnicha. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła, jakby właśnie teraz nawiązała z nim minimalną nić porozumienia i codzienności. Przecież wiedziała, że będzie się śmiał. Przecież wiedziała, że on ich wszystkich ma za nic nie znaczące robaki.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Shantti całkiem nieźle znała się na ludziach... O ile oczywiście mnicha można było zaliczyć do gatunku ludzkiego, gdyż tak naprawdę trudno było orzec czym tak naprawdę był - szata skrywała jego sylwetkę w stopniu, który uniemożliwiał identyfikację niektórych cech charakterystycznych dla innych ras, zaś jego aura była tak mdła i słaba, że tylko naprawdę wprawny mag byłby w stanie ją odczytać... Jednak to nie było ważne. Ważne było to, że tancerka dość dobrze odgadywała jego myśli i odruchy - bezimienny mężczyzna faktycznie zaśmiał się cicho słysząc uwagę na temat swojej duszy. Obrócił wzrok na Shantti nawet nie ukrywając pobłażania i kpiny.
        - Może mam, może nie - odparł lekko. - Czy to ma dla ciebie... dla was - poprawił się. - Jakieś znaczenie? I tak robicie co wam każę - dodał jadowitym tonem.
        - Do czasu - zripostował cicho idący z tyłu anioł.
        - Słucham? - upewnił się bardzo uprzejmym tonem mnich, dając łaskawie Dżariemu szansę na odwołanie swoich słów.
        - Do czasu - powtórzył jednak z uporem niebianin. - Moja pokora to kwestia czasu.
         Mroczny mężczyzna wyraźnie zwolnił i obrócił wzrok na długowłosego wojownika. Chwilę milczał, po czym zaśmiał się cicho, upiornie, jakby był szalony. Zaraz się uspokoił.
        - Przekonamy się - oświadczył jadowicie uprzejmym tonem. - Wybacz, Dżari, ale z tego co wiem nie znasz nawet połowy prawdy. Jesteś tak ślepo ufny i wierny...
        - Wierność to moja siła - odpowiedział Dżari, powtarzając słowa, którymi wcześniej uraczył Tallasa. Najwyraźniej bardzo wierzył w to, co mówi, lecz to nie przekonywało mnicha.
        - O nie, mylisz się - odpowiedział. - To twoja największa słabość. Wkrótce się o tym przekonasz. A teraz zamilknij, nuży mnie już ta rozmowa. W ciszy szybciej dotrzemy na miejsce i wtedy przekonamy się kto miał rację.
        Dżari nic nie odpowiedział, chociaż nie było to powodowane strachem czy posłuszeństwem względem mrocznego nieznajomego. Musiał przyznać, że poczuł niepokój spowodowany jego słowami - wiedział coś więcej czy to był tylko blef? Faktycznie Laki mylił się w swych osądach? Ale przecież... Dżariel i Tallas byli mu bliżsi niż bracia, przecież to oczywiste, że im ufał i był im wierny. Czyżby mnich chciał mu powiedzieć, że jednak włócznik miał rację i anielski mag był zdrajcą? Wszystko, dosłownie wszystko na to wskazywało... Lecz mimo to Dżari nie potrafił się z tym pogodzić. Po prostu nie wierzył w to, że najstarszy z nich mógłby się okazać zdrajcą. To byłoby nierealne, nielogiczne, niemożliwe. "Chociaż z drugiej strony potrafił ukryć przede mną co go gnębi", wypominał sobie wojownik, "Kto wie, jakie jeszcze sekrety przede mną skrywał.. Lecz bycie przyjaciółmi nie oznacza wcale, że trzeba mówić sobie wszystko, rozumiem to. Szkoda jednak, że ta najważniejsza kwestia została przemilczana... Dżariel, tak bardzo chciałbym usłyszeć z twoich ust prawdę".
        Cała trójka stanęła przed wąskim, stromym zejściem do podziemi, z których bił chłód i wręcz namacalny mrok. Powietrze było tu jednak czyste, mgła utrzymywała się jedynie na parterze budynku, lecz i to do czasu: mnich spojrzał na nią przez ramię i niedbałym skinieniem ręki sprawił, że zaczęła się rozmywać i cofać. Nie minęła chwila i nie było już po niej śladu, to jednak nie było istotne, gdyż i tak nie zamierzali tu zostawać - mnich pchnął Shantti przed sobą i kazał jej zejść, sam zaś szedł tuż za nią. Nie obejrzał się nawet by sprawdzić, czy Dżari za nimi podąża, bo doskonale wiedział, że anioł nie ma luksusu wyboru, jeśli nie chce krzywdy elfiej tancerki i przede wszystkim jeśli chce spotkać swego przyjaciela i może dzięki temu doprowadzić swą misję do końca.

        Podziemia okazały się być rozległym labiryntem pomieszczeń i korytarzy, które zbudowano wieki temu pewnie w celu składowania jakiś cennych towarów, lecz skoro czasy świetności tej budowli minęły, część korytarzy się zawaliła, część została wydrążona w nowych miejscach, inne zaś połączył się z piwnicami sąsiednich budynków. Korytarze oświetlał pojedyncze latarnie dające bardzo mało mdłego, żółtego światła, które wydobywało z mroku niepokojące cienie. Ciszę przerywał tylko szelest szat, ciche kroki bosych stóp i dalekie kapanie wody. Nie było komend gdzie należy iść, mnich tylko dotykał od czasu do czasu ramienia Shantti, gdy ta miała skręcić. Dlatego też gdy nagle się odezwał, jego szept brzmiał jak krzyk.
        - Dlaczego za nim poszłaś? - zapytał. Szedł bardzo blisko niej, dłońmi odgarnął jej włosy na jedno ramię, jakby chciał pocałować ją w płatek ucha. Zamykający pochód anioł skrzywił się i położył dłoń na mieczu, jakby gotów był ściąć głowę mnicha gdy tylko ten jeszcze raz dotknie Shantti. Mroczna postać jednak chyba świetnie się bawiła.
        - To było takie nierozważne… - zamruczał. - Podążyłaś za obcym, który w chwili największych emocji o tobie zapomni… Jesteś dla niego obca, Shantti. A gdy będzie miał wybór, pomóc tobie czy jednemu ze swych “braci”. - To słowo ociekało sarkazmem. - Sądzisz, że kogo wybierze? Niewiele brakowało, by z Tallasem zostali szwagrami. Z Dżarielem łączyła ich przyjaźń prawie że nie przystająca mężczyznom… A ty? Jeszcze słońce nie zdążyło wzejść i ponownie zajść od momentu, gdy się spotkaliście. On nic o tobie nie wie. A ty nie wiesz nic o nim. Chociaż… On sam chyba nie wie o sobie wszystkiego.
        - Shantti, nie słuchaj go!- syknął Dżari, zaciskając mocno pięści. Mnich obrócił na niego kpiące spojrzenie, bo był pewny, że nie spotka go z ręki anioła żadna krzywda. Był mu zbyt potrzebny.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości