Fiołkowa Polana ⇒ Poszukiwanie sojusznika.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Rozumiała zdziwienie Taki, gdy usłyszał cel ich misji. W sumie, nie wiedziała, czy i ile wróżka przekazała mężczyźnie, ale zdążyła już poznawać sposób działania stworzenia i prawda było, że gdyby mocno nie pracowała nad wyłapaniem sensu z szalenie rwącego potoku różnych Groszkowych historii, w życiu by nie poznała powodu wyprawy, tak też nie zszokował jej fakt, ze człowiek do tej pory pozostawał nieświadomy przyczyn poszukiwania dębu. Sukcesem było, że w ogóle wiedzieli, iż poszukują dębu.
- To mi się podoba - zakrzyknęła kara, słysząc deklarację Taki, potwierdzającą jego pomoc w misji ratunkowej. Każdy wiedział, że im większa kompania tym weselej i Nem zgadzała się z tym powiedzeniem, więcej osób zwiastowało mniejszą nudę, tak też ucieszyła się wiedząc, że człowiek mimo właśnie odkrytej niespodzianki w postaci celu ich wędrówki, wciąż ma zamiar im towarzyszyć. Wszystko zaczynało się układać doskonale, a dodatkowo nagły powrót Groszek "na ziemię", tylko dodał kopytnej optymizmu, który niestety szybko ostygł, gdy ta postanowiła wszystko zrobić na opak, próbując minąć strażnika.
Ten przywołał ją do porządku, a przynajmniej naiwnie myślał, że mu się to udało, Groszek zaś wróciła do centaura ze swoimi wątpliwościami związanymi z siewcą i nowym planem działania, który mógł niekoniecznie przyspieszyć wymarsz barwnej drużyny.
- Daj spokój i skup się malutka - chwyciła w palce koniec sukienki Groszek uniemożliwiając jej lot w kierunku obiektu gróźb - huba czy nie huba, robimy co każe i ruszamy ratować twoją przyjaciółkę. Nawet Taka przełknął obelgę, by ratować Jarzębinę, więc doceńmy jego poświęcenie i zacznijmy wreszcie działać.
Zmierzyła wróżkę uważnie wzrokiem, a gdy była pewna, a w zasadzie miała nadzieję, że ta zrozumiała przekaz i nie uczyni żadnej głupoty, wypuściła skrzydlatą.
Raźnym krokiem podeszła jako pierwsza do bajora, ale jej rezon wyparował gdy spojrzała w dół, na sadzawkę. Podejrzliwie popatrzyła w wodę, która nie była tylko mętna, była zielona i fusiasta, w zasadzie bardziej przypominała nową formę życia niż wodę. Wciąż zapatrzona w toń odezwała się do strażnika.
- Zakładam, że nie słyszałeś o paskudnej biegunce, której można dostać po wypiciu takiej wody ? - popatrzyła na siewce, który odwzajemnił spojrzenie, ale pogardliwe i mówiące, że jak nie chce to niech nie pije i wraca skąd przyszła.
- Tak tylko mówię, każde dziecko to wie - wzruszyła ramionami i przychyliła się nad sadzawką.
Najchętniej zrobiła by tak jak Groszek powiedziała czyli palnęła siewce w zęby, tak na dobry początek lekcji, w zamian za zmuszanie jej do czegokolwiek, ale cóż robić, chcieli iść, musieli pić.
Nabrała błotnisto-zielonej wody w dłonie i wypiła duszkiem.
Momentalnie świat przed oczyma Nemain zawirował, barwy stały się nieznośnie jaskrawe, światło, którego gęste korony drzew praktycznie nie wpuszczały, raziło centaura w oczy. Uszy zostały zbombardowane przez kakofonię dźwięków, od szmeru liści, przez szum wywoływany przez liczne życia kryjące się w lesie, po dźwięk skrzydełek Groszek.
Wrażenia były tak obezwładniające, że centaur usiadł ze stęknięciem, zakrywając oczy dłonią wolną od miecza. Broni mimo szoku nie wypuściła z chwytu, dzięki otrzymanemu lata temu, ciężkiemu treningowi.
Dyskomfort ustał po chwili, ale kara najpierw wzięła kilka głębokich wdechów, a dopiero po nich podniosła się na nogi.
- To mi się podoba - zakrzyknęła kara, słysząc deklarację Taki, potwierdzającą jego pomoc w misji ratunkowej. Każdy wiedział, że im większa kompania tym weselej i Nem zgadzała się z tym powiedzeniem, więcej osób zwiastowało mniejszą nudę, tak też ucieszyła się wiedząc, że człowiek mimo właśnie odkrytej niespodzianki w postaci celu ich wędrówki, wciąż ma zamiar im towarzyszyć. Wszystko zaczynało się układać doskonale, a dodatkowo nagły powrót Groszek "na ziemię", tylko dodał kopytnej optymizmu, który niestety szybko ostygł, gdy ta postanowiła wszystko zrobić na opak, próbując minąć strażnika.
Ten przywołał ją do porządku, a przynajmniej naiwnie myślał, że mu się to udało, Groszek zaś wróciła do centaura ze swoimi wątpliwościami związanymi z siewcą i nowym planem działania, który mógł niekoniecznie przyspieszyć wymarsz barwnej drużyny.
- Daj spokój i skup się malutka - chwyciła w palce koniec sukienki Groszek uniemożliwiając jej lot w kierunku obiektu gróźb - huba czy nie huba, robimy co każe i ruszamy ratować twoją przyjaciółkę. Nawet Taka przełknął obelgę, by ratować Jarzębinę, więc doceńmy jego poświęcenie i zacznijmy wreszcie działać.
Zmierzyła wróżkę uważnie wzrokiem, a gdy była pewna, a w zasadzie miała nadzieję, że ta zrozumiała przekaz i nie uczyni żadnej głupoty, wypuściła skrzydlatą.
Raźnym krokiem podeszła jako pierwsza do bajora, ale jej rezon wyparował gdy spojrzała w dół, na sadzawkę. Podejrzliwie popatrzyła w wodę, która nie była tylko mętna, była zielona i fusiasta, w zasadzie bardziej przypominała nową formę życia niż wodę. Wciąż zapatrzona w toń odezwała się do strażnika.
- Zakładam, że nie słyszałeś o paskudnej biegunce, której można dostać po wypiciu takiej wody ? - popatrzyła na siewce, który odwzajemnił spojrzenie, ale pogardliwe i mówiące, że jak nie chce to niech nie pije i wraca skąd przyszła.
- Tak tylko mówię, każde dziecko to wie - wzruszyła ramionami i przychyliła się nad sadzawką.
Najchętniej zrobiła by tak jak Groszek powiedziała czyli palnęła siewce w zęby, tak na dobry początek lekcji, w zamian za zmuszanie jej do czegokolwiek, ale cóż robić, chcieli iść, musieli pić.
Nabrała błotnisto-zielonej wody w dłonie i wypiła duszkiem.
Momentalnie świat przed oczyma Nemain zawirował, barwy stały się nieznośnie jaskrawe, światło, którego gęste korony drzew praktycznie nie wpuszczały, raziło centaura w oczy. Uszy zostały zbombardowane przez kakofonię dźwięków, od szmeru liści, przez szum wywoływany przez liczne życia kryjące się w lesie, po dźwięk skrzydełek Groszek.
Wrażenia były tak obezwładniające, że centaur usiadł ze stęknięciem, zakrywając oczy dłonią wolną od miecza. Broni mimo szoku nie wypuściła z chwytu, dzięki otrzymanemu lata temu, ciężkiemu treningowi.
Dyskomfort ustał po chwili, ale kara najpierw wzięła kilka głębokich wdechów, a dopiero po nich podniosła się na nogi.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka z uwagą i niepokojem obserwował Nemain, bo też opis próby, jaką zamierzał zaserwować im Siewca, jakoś brzydko kojarzył mu się z próbą otrucia. No tak, pomyślał tylko z pewnym żalem, gdy centaur zatoczył się, ledwie sobie golnął. Naprawdę nie chciał zostawać tutaj tylko w towarzystwie wróżki, która nie dość że wyrażała się niezbyt w jego opinii jasno, to jeszcze cierpiała na nagły przypływ odwagi i bojowości.
Niemniej Nemain wstała wkrótce i Taka uznał, że skoro po solidnej dawce bajorka jeszcze żyje, to może on też da sobie jakoś radę, jeżeli odpowiednio ową dawkę obmyśli. Podszedł zatem do wody. Nanda obwąchała ją i ze wstrętem odwróciła wąski łebek, co mniej więcej pokrywało się z opinią Taki na temat jakości wody w zbiorniku.
- Poważnie - powiedział. - Jeżeli "przyjaciele lasu" to nie jest synonim "ludzi z mocnymi żołądkami", powinieneś to wyczyścić, Siewco. Trochę wstyd, tak nie dbać o źródełko... drzewa zabierają pewnie dużo czasu.
Przykucnął, nabrał w dłoń odrobinę wody, pociągnął łyk i strzepał z reszty rękę. Zakręciło mu się w głowie, gdy jego zmysły przytłoczyła kakofonia dźwięków, obrazów i zapachów - dobrze znanych, a jednak tysiąckroć bardziej wyrazistych niż zwykle. Przez chwilę zdawało mu się, że jest samym sercem lasu, że odczuwa każde drzewo, każdy chwast, każde najdrobniejsze stworzonko w wilgotnej ściółce. Kiedy wrażenie wreszcie minęło, potrząsnął głową.
- Mocne bajorko, doprawdy - sapnął, spoglądając na wodę i rozejrzał się za wróżką, by i ona dopełniła formalności, żeby mogli ruszyć dalej.
Niemniej Nemain wstała wkrótce i Taka uznał, że skoro po solidnej dawce bajorka jeszcze żyje, to może on też da sobie jakoś radę, jeżeli odpowiednio ową dawkę obmyśli. Podszedł zatem do wody. Nanda obwąchała ją i ze wstrętem odwróciła wąski łebek, co mniej więcej pokrywało się z opinią Taki na temat jakości wody w zbiorniku.
- Poważnie - powiedział. - Jeżeli "przyjaciele lasu" to nie jest synonim "ludzi z mocnymi żołądkami", powinieneś to wyczyścić, Siewco. Trochę wstyd, tak nie dbać o źródełko... drzewa zabierają pewnie dużo czasu.
Przykucnął, nabrał w dłoń odrobinę wody, pociągnął łyk i strzepał z reszty rękę. Zakręciło mu się w głowie, gdy jego zmysły przytłoczyła kakofonia dźwięków, obrazów i zapachów - dobrze znanych, a jednak tysiąckroć bardziej wyrazistych niż zwykle. Przez chwilę zdawało mu się, że jest samym sercem lasu, że odczuwa każde drzewo, każdy chwast, każde najdrobniejsze stworzonko w wilgotnej ściółce. Kiedy wrażenie wreszcie minęło, potrząsnął głową.
- Mocne bajorko, doprawdy - sapnął, spoglądając na wodę i rozejrzał się za wróżką, by i ona dopełniła formalności, żeby mogli ruszyć dalej.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Chociaż była przeciwna temu by słuchać poleceń Siewcy, Groszek zdawała sobie sprawę że nie może być jedyną która nie zastosuje się do wymyślonej przez niego próby. W sprawie Jarzębiny powinna świecić przykładem, gdy tymczasem jej poświęcenie i oddanie misji, pozostawało daleko w tyle za zaangażowaniem jakie prezentowali Nemain i człowiek. Oczywiście powyższe wcale nie oznaczało faktu iż to właśnie wróżka była następna w kolejce do napicia się z ohydnego bajora.
- No dawaj! Jak wszyscy to wszyscy. – Skrzydlata poganiała Lotkę, biorąc sobie do serca myśl iż motywowanie drużyny jest równie ważne, co samo dawanie przykładu. – Łykaj. Co sobie o nas pomyślą.
- Ale dlaczego ja? Widziałaś żeby ryś coś pił? – Protestował ptak.
- Pokażmy mu kto tu jest odważniejszy.
- Jakoś nie widzę w twoich dłoniach chociażby kropli. – Nie dawała za wygraną Lotka.
Czując iż nie ma innego wyjścia, a samej sprawy nie da się bardziej odwlec w czasie, wróżka starła się cedzić wodę przy pomocy rąk, tak aby wyciągnąć z sadzawki w miarę czystą porcję. Tego typu nieprzyjemne próby najlepiej szybko mieć za sobą, dlatego gdy tylko uznała że to co ma w dłoniach w zupełności wystarczy, natychmiast wzięła wodę do ust i błyskawicznie przełknęła.
Początkowo nic się nie działo, a potem fala obrazów zalała umysł skrzydlatej. Przez ułamki sekund w głowie Groszek wyświetliła się cała historia związana z okolicznym lasem. Wróżka widziała elfy, które pokonały potężna bestię, dostrzegła truchło potwora pochowane wewnątrz kurhanu i posadzone drzewa, których zadaniem było trzymanie straży nad miejscową mogiłą. A potem przez umysł skrzydlatej przebiegły migawki z setek lat w czasie których złowroga energia wydobywała się z grobowca, a którą to rosnące nieopodal drzewa skutecznie starały się neutralizować. Jednak z biegiem czasu rośliny przegrywały swoja walkę z siłami ciemności. Las stał się ponury, niegdyś zielone drzewa straciły swą barwę, ich dusze posępniały, a konary zaczęły wyginać się od sączącej ich choroby. Tymczasem z grobowca coraz więcej złowieszczych istot wydostawało się na wolność. Następną rzeczą jaką widziała Groszek było drzewo pra-ojciec. Wróżka przez chwilę miała wrażenie iż stoi tuż przy tysiącletnim bukowatym, tylko po to by niemal natychmiast doznać uczucia jakby cofała się do miejsca w którym stoi obecnie.
Wszystkie te wizje odbyły się nazbyt szybko aby wróżka zdołała je spamiętać i poukładać sobie w logiczną całość.
- Nie czekaj! Jeszcze raz, tylko że wolniej. – Krzyknęła, niemal odruchowo chwytając po drugą porcje tajemniczej wody. Na szczęście dla Groszek, w tym momencie włączył się jej rozsądek. Widząc breję trzymana w dłoniach, skrzydlata doszła do wniosku iż Nemain z cała pewnością doświadczyła tego samego, a co więcej centaur na pewno zdołał zapamiętać to wszystko. W związku z powyższym nie było sensu narażać się na dalsze skutki zatrucia.
- No a ty co wyprawiasz? Przełknij wreszcie. – Ponagliła Lotkę widząc minę ptaka, jego wielkie oczy i pełne poliki. – Masz zamiar trzymać to w dziobie póki nie wyparuje?
Gdy wreszcie było po wszystkim, Groszek zaczęła zacierać dłonie. Nadszedł czas by pokazać Siewcy jak wróżki radzą sobie z pasożytami które niszczą dęby.
- A teraz mój wierny wierzchowcu, czas na nasz ruch. Do dzieła. Pora na oprysk z powietrza. Mamy tu wodę, w twoim siodle jest środek na szkodniki, kwiat bielunia posłuży nam jako cedzak, a ty polecisz zawiesić go tuż nad głową naszego mądrali. - Nakreśliła plan skrzydlata.
- A niby gdzie tutaj znajdę ci taki kielich? To nie nasze jezioro by do woli przebierać w gatunkach kwiatów.
- No nie. Musimy mieć coś w czym można nabrać wodę, a co jednocześnie nie jest na tyle szczelne by ta ostatnia długo się w nim zatrzymała. – Kombinowała Groszek, uważnie studiując ekwipunek centaura. Niestety Nemain nie miała nic co dało by się wykorzystać. Pozostawał więc człowiek, chociaż wytłumaczenie mu o co chodzi będzie oznaczało konieczność wzniesienia się na wyżyny umiejętności aktorskich wróżki. – Chyba że…
Groszek uznała iż wystarczająco często znalazła się w rękach Taki by móc założyć iż z jego strony nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, a związku z tym może zaryzykować jeszcze jedną próbę. Podlatując do mężczyzny, stanęła na jego ramieniu i z całych sił krzyknęła mu do ucha.
- Potrzebuję twój but!
- No dawaj! Jak wszyscy to wszyscy. – Skrzydlata poganiała Lotkę, biorąc sobie do serca myśl iż motywowanie drużyny jest równie ważne, co samo dawanie przykładu. – Łykaj. Co sobie o nas pomyślą.
- Ale dlaczego ja? Widziałaś żeby ryś coś pił? – Protestował ptak.
- Pokażmy mu kto tu jest odważniejszy.
- Jakoś nie widzę w twoich dłoniach chociażby kropli. – Nie dawała za wygraną Lotka.
Czując iż nie ma innego wyjścia, a samej sprawy nie da się bardziej odwlec w czasie, wróżka starła się cedzić wodę przy pomocy rąk, tak aby wyciągnąć z sadzawki w miarę czystą porcję. Tego typu nieprzyjemne próby najlepiej szybko mieć za sobą, dlatego gdy tylko uznała że to co ma w dłoniach w zupełności wystarczy, natychmiast wzięła wodę do ust i błyskawicznie przełknęła.
Początkowo nic się nie działo, a potem fala obrazów zalała umysł skrzydlatej. Przez ułamki sekund w głowie Groszek wyświetliła się cała historia związana z okolicznym lasem. Wróżka widziała elfy, które pokonały potężna bestię, dostrzegła truchło potwora pochowane wewnątrz kurhanu i posadzone drzewa, których zadaniem było trzymanie straży nad miejscową mogiłą. A potem przez umysł skrzydlatej przebiegły migawki z setek lat w czasie których złowroga energia wydobywała się z grobowca, a którą to rosnące nieopodal drzewa skutecznie starały się neutralizować. Jednak z biegiem czasu rośliny przegrywały swoja walkę z siłami ciemności. Las stał się ponury, niegdyś zielone drzewa straciły swą barwę, ich dusze posępniały, a konary zaczęły wyginać się od sączącej ich choroby. Tymczasem z grobowca coraz więcej złowieszczych istot wydostawało się na wolność. Następną rzeczą jaką widziała Groszek było drzewo pra-ojciec. Wróżka przez chwilę miała wrażenie iż stoi tuż przy tysiącletnim bukowatym, tylko po to by niemal natychmiast doznać uczucia jakby cofała się do miejsca w którym stoi obecnie.
Wszystkie te wizje odbyły się nazbyt szybko aby wróżka zdołała je spamiętać i poukładać sobie w logiczną całość.
- Nie czekaj! Jeszcze raz, tylko że wolniej. – Krzyknęła, niemal odruchowo chwytając po drugą porcje tajemniczej wody. Na szczęście dla Groszek, w tym momencie włączył się jej rozsądek. Widząc breję trzymana w dłoniach, skrzydlata doszła do wniosku iż Nemain z cała pewnością doświadczyła tego samego, a co więcej centaur na pewno zdołał zapamiętać to wszystko. W związku z powyższym nie było sensu narażać się na dalsze skutki zatrucia.
- No a ty co wyprawiasz? Przełknij wreszcie. – Ponagliła Lotkę widząc minę ptaka, jego wielkie oczy i pełne poliki. – Masz zamiar trzymać to w dziobie póki nie wyparuje?
Gdy wreszcie było po wszystkim, Groszek zaczęła zacierać dłonie. Nadszedł czas by pokazać Siewcy jak wróżki radzą sobie z pasożytami które niszczą dęby.
- A teraz mój wierny wierzchowcu, czas na nasz ruch. Do dzieła. Pora na oprysk z powietrza. Mamy tu wodę, w twoim siodle jest środek na szkodniki, kwiat bielunia posłuży nam jako cedzak, a ty polecisz zawiesić go tuż nad głową naszego mądrali. - Nakreśliła plan skrzydlata.
- A niby gdzie tutaj znajdę ci taki kielich? To nie nasze jezioro by do woli przebierać w gatunkach kwiatów.
- No nie. Musimy mieć coś w czym można nabrać wodę, a co jednocześnie nie jest na tyle szczelne by ta ostatnia długo się w nim zatrzymała. – Kombinowała Groszek, uważnie studiując ekwipunek centaura. Niestety Nemain nie miała nic co dało by się wykorzystać. Pozostawał więc człowiek, chociaż wytłumaczenie mu o co chodzi będzie oznaczało konieczność wzniesienia się na wyżyny umiejętności aktorskich wróżki. – Chyba że…
Groszek uznała iż wystarczająco często znalazła się w rękach Taki by móc założyć iż z jego strony nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, a związku z tym może zaryzykować jeszcze jedną próbę. Podlatując do mężczyzny, stanęła na jego ramieniu i z całych sił krzyknęła mu do ucha.
- Potrzebuję twój but!
Ostatnio edytowane przez Groszek 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
To dopiero było doświadczenie. Kopytna poczuła się jakby ktoś włożył na jej głowę żelazny kocioł i rozpoczął koncert, tłukąc młotem po jego powierzchni. Dźwięki i obrazy z przeszłości mieszały się z teraźniejszością, próbując przekazać Nemain jakieś ważne informacje. Otumaniona odsunęła się od sadzawki robiąc miejsce Tace. Nogi plątały się centaurowi, nawet podczas tych kilku kroków gdy oddalała się od strażnika.
Dziwne wrażenia niby ustały, ale nieswoje myśli i wspomnienia wypełniające głowę Nemain nie pozwalały jej wrócić do siebie.
Pogrążyła się w tych przekazach, próbując odnaleźć pośród nich jakiś sens, zapominając na chwilę o istnieniu drużyny czy świata.
Gdzieś pod ziemią, za strażniczymi drzewami kryło się coś złego. Stąd te groźne spojrzenia lasu. Drzewa nie tylko broniły praojca, ale też pilnowały tego czegoś. Ich zadaniem było nie dopuścić by stwór się uwolnił, bądź by ktoś taki jak oni wypuścił potwora. Lata mijały jednak nieubłaganie, a wciąż sączące się w ziemię zło, zatruwało las powoli lecz nieustępliwie, a strażnicy zbliżali się do kresu swych sił.
Woda w sadzawce połączona była podziemnymi kanałami bezpośrednio z korzeniami świętego dębu. Niegdyś miała zapewne moc uzdrawiania, ludzie takie źródła nazywali wodą życia, teraz emanowała wołaniem o pomoc i bezsilnością wobec choroby, gdyby byli wrogami lasu lub chcieli uwolnić śniącą bestię, zapewne ten ostatkiem swych sił zabił by ich na miejscu.
Potwór pokonany przez elfy nie był tak naprawdę martwy, jak początkowo sądzili uszaci, a pogrążył się w letargu czekając na swój czas.
Idąc pocierała bolącą głowę palcami. Tu potrzeba by maga, najlepiej potężnego, ale bracia z pod góry nauczyli karą by nie ufać czarodziejom. Ci podobno w poszukiwaniu mocy byli w stanie dopuścić się najgorszych czynów. Biorąc to pod uwagę, mag nie wchodził w grę, a porzucenie lasu w potrzebie też nie było by dobrą opcją. Jak tylko uratują Jarzębinę będzie trzeba zatroszczyć się o paskudztwo tkwiące w ziemi.
Natłok telepatycznych informacji sprawił, że Nemain poczuła się wyczerpana i chciała chwilę odpocząć. Stanęła obok pierwszego z brzegu drzewa, opierając się o nie ciężko. Skołowana nie patrzyła nawet o co się opiera, a kara wsparła swój bok o dąbczak, który wyginał się coraz bardzie i bardziej. Nem zrzuciła dziwne wrażenia przesuwającego się horyzontu na paskudną wodę i mętlik w głowie, nie przejmując się tym zbytnio. Dopiero gdy drzewko gwałtownie ustąpiło zginając się coraz mocniej, pod rosnącym naporem cielska kopytnej, dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, było jednak stanowczo za późno. Wątła roślinka złożyła się w pół, a centaur wywinął koziołka lądując do góry nogami, podczas gdy drzewko ze świstem wróciło do poprzedniej pozycji.
Nem ciężko wierzgając nogami obróciła się na brzuch i rozejrzała się intensywnie. Nikt nie zauważył jej wywrotki, Taka właśnie wypił wodę, więc dochodził do siebie, Groszek przekomarzała się z Lotką. Dobrze, nie musieli tego widzieć. Ciągle pocierając skronie wstała na nogi. Potrzebowała więcej informacji, podeszła więc do drzewa strażnika od strony bez bajora. W ciszy oparła czoło o jego szorstką korę, rękoma obejmując pień i stała tak w bezruchu prowadząc cichy dialog.
Dziwne wrażenia niby ustały, ale nieswoje myśli i wspomnienia wypełniające głowę Nemain nie pozwalały jej wrócić do siebie.
Pogrążyła się w tych przekazach, próbując odnaleźć pośród nich jakiś sens, zapominając na chwilę o istnieniu drużyny czy świata.
Gdzieś pod ziemią, za strażniczymi drzewami kryło się coś złego. Stąd te groźne spojrzenia lasu. Drzewa nie tylko broniły praojca, ale też pilnowały tego czegoś. Ich zadaniem było nie dopuścić by stwór się uwolnił, bądź by ktoś taki jak oni wypuścił potwora. Lata mijały jednak nieubłaganie, a wciąż sączące się w ziemię zło, zatruwało las powoli lecz nieustępliwie, a strażnicy zbliżali się do kresu swych sił.
Woda w sadzawce połączona była podziemnymi kanałami bezpośrednio z korzeniami świętego dębu. Niegdyś miała zapewne moc uzdrawiania, ludzie takie źródła nazywali wodą życia, teraz emanowała wołaniem o pomoc i bezsilnością wobec choroby, gdyby byli wrogami lasu lub chcieli uwolnić śniącą bestię, zapewne ten ostatkiem swych sił zabił by ich na miejscu.
Potwór pokonany przez elfy nie był tak naprawdę martwy, jak początkowo sądzili uszaci, a pogrążył się w letargu czekając na swój czas.
Idąc pocierała bolącą głowę palcami. Tu potrzeba by maga, najlepiej potężnego, ale bracia z pod góry nauczyli karą by nie ufać czarodziejom. Ci podobno w poszukiwaniu mocy byli w stanie dopuścić się najgorszych czynów. Biorąc to pod uwagę, mag nie wchodził w grę, a porzucenie lasu w potrzebie też nie było by dobrą opcją. Jak tylko uratują Jarzębinę będzie trzeba zatroszczyć się o paskudztwo tkwiące w ziemi.
Natłok telepatycznych informacji sprawił, że Nemain poczuła się wyczerpana i chciała chwilę odpocząć. Stanęła obok pierwszego z brzegu drzewa, opierając się o nie ciężko. Skołowana nie patrzyła nawet o co się opiera, a kara wsparła swój bok o dąbczak, który wyginał się coraz bardzie i bardziej. Nem zrzuciła dziwne wrażenia przesuwającego się horyzontu na paskudną wodę i mętlik w głowie, nie przejmując się tym zbytnio. Dopiero gdy drzewko gwałtownie ustąpiło zginając się coraz mocniej, pod rosnącym naporem cielska kopytnej, dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, było jednak stanowczo za późno. Wątła roślinka złożyła się w pół, a centaur wywinął koziołka lądując do góry nogami, podczas gdy drzewko ze świstem wróciło do poprzedniej pozycji.
Nem ciężko wierzgając nogami obróciła się na brzuch i rozejrzała się intensywnie. Nikt nie zauważył jej wywrotki, Taka właśnie wypił wodę, więc dochodził do siebie, Groszek przekomarzała się z Lotką. Dobrze, nie musieli tego widzieć. Ciągle pocierając skronie wstała na nogi. Potrzebowała więcej informacji, podeszła więc do drzewa strażnika od strony bez bajora. W ciszy oparła czoło o jego szorstką korę, rękoma obejmując pień i stała tak w bezruchu prowadząc cichy dialog.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka drgnął, gdy wróżka wydała z siebie zrozumiały dla niego dźwięk. Do tej pory z niepokojem obserwował Nemain. Jakoś wydawało mu się niezbyt prawdopodobne, że nie przeszła próby i dlatego tuli się do drzewa. Możliwe, że z nim rozmawiała. Robiła to już chyba wcześniej. Ot, taka miłośniczka przyrody.
- Mój but? - spytał podejrzliwie Taka. - A na co ci mój but? Jest mi potrzebny, Groszek.
To na pewno było coś głupiego. Napchałaby mu w but chwastów czy czegoś w tym rodzaju, tak jak przedtem zaatakowała go szpikulcem. To Tace przypomnialo o ostatnim ataku szaleństwa Groszek. I o tym jak niewiele mu powiedziała. Nabierał generalnie coraz większego przekonania, że wróżka jest nieobliczalna. Może cała ta misja ratunkowa to był jakiś wymysł, a tak naprawdę Groszek udała się na wygnanie, albo co gorsza sama została wygnana, za bycie wariatką. Może była psychopatką, która w nocy spróbuje zadusić Takę i Nemain we śnie, na przykład za pomocą... hmmm... napchania im żołędzi do ust? Nie, jednak pomysł był nieco zbyt absurdalny, więc Taka ostatecznie zwrócił się do samej zainteresowanej:
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ktoś potrzebuje pomocy? - spytał. - Dlaczego szarpałaś mnie za włosy? I dlaczego odzywasz się do mnie dopiero teraz?
To były z grubsza trzy najważniejsze pytania ze wszystkich tych, jakie kłębiły mu się pod czaszką. Wpakował się w ciekawą kabałę, to musiał przyznać.
Nanda zaskomliła i trąciła nosem jego dłoń, podrapał ją więc za uszami. Suczka pewnie wyczuwała jego nieco rozchwiany nastrój.
- Mój but? - spytał podejrzliwie Taka. - A na co ci mój but? Jest mi potrzebny, Groszek.
To na pewno było coś głupiego. Napchałaby mu w but chwastów czy czegoś w tym rodzaju, tak jak przedtem zaatakowała go szpikulcem. To Tace przypomnialo o ostatnim ataku szaleństwa Groszek. I o tym jak niewiele mu powiedziała. Nabierał generalnie coraz większego przekonania, że wróżka jest nieobliczalna. Może cała ta misja ratunkowa to był jakiś wymysł, a tak naprawdę Groszek udała się na wygnanie, albo co gorsza sama została wygnana, za bycie wariatką. Może była psychopatką, która w nocy spróbuje zadusić Takę i Nemain we śnie, na przykład za pomocą... hmmm... napchania im żołędzi do ust? Nie, jednak pomysł był nieco zbyt absurdalny, więc Taka ostatecznie zwrócił się do samej zainteresowanej:
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ktoś potrzebuje pomocy? - spytał. - Dlaczego szarpałaś mnie za włosy? I dlaczego odzywasz się do mnie dopiero teraz?
To były z grubsza trzy najważniejsze pytania ze wszystkich tych, jakie kłębiły mu się pod czaszką. Wpakował się w ciekawą kabałę, to musiał przyznać.
Nanda zaskomliła i trąciła nosem jego dłoń, podrapał ją więc za uszami. Suczka pewnie wyczuwała jego nieco rozchwiany nastrój.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Groszek nie była zadowolona z konieczności prowadzenia z człowiekiem dłuższej dyskusji. Mimo wszystko wciąż miała do Taki duży dystans, a przebywając w bezpośredniej bliskości mężczyzny, nie czuła się zbyt pewnie. Długie włosy Taki działały niczym miotła, skutecznie strącając skrzydlatą z ramienia myśliwego, nawet przy najdrobniejszym ruchu jego głowy. Poza tym owe kudły utrudniały Groszek dotarcie do uszu i przekazanie informacji. Nie wspominając już o fakcie iż sama potrzeba wykrzykiwania prosto w organ słuchu człowieka, wymagała od małej wróżki sporo wysiłku. Niestety, tak jak zdążyła zauważyć wcześniej, w przypadku tego osobnika nic nie mogło pójść łatwo. Zamiast po prostu spełnić jakże banalna prośbę, człowiek musiał wdać się w polemikę.
„Jego zadaniem co ja tu cały czas robię? – Niedowierzała wróżka.
- Jarzębina! Ona ma na imię Jarzębina! Usiłuję ci o niej powiedzieć odkąd zaatakował mnie twój ryś! A ten włos potrzebuję właśnie dlatego by sprawdzić czy nie jesteś z nią spokrewniony! – Wykrzyczała Groszek. Skrzydlata nie miała sił by wdawać się w zawiłe opowieści na temat zawiłych powiązań jakimi ludzie połączeni zostali z wróżkami, dlatego też uznała że słowo „pokrewieństwo” będzie w tym przypadku wystarczająco zrozumiałe. – A but zaraz ci zwrócę! Ale ty masz brudne te uszy. Myjesz je czasem? Co to? Wosk? Czy to przez niego tak słabo słyszysz? Może ci to wydłubać? Ten but to tylko na chwilę i obiecuję że nic się z nim nie stanie! – Dodała wróżka, będąc przekonaną ze odrobina wody, pyłku i kilka dziur, to przecież jeszcze nie katastrofa.
Nieoczekiwanie dalszą dyskusję uciął krzyk przerażonego Siewcy.
- Co ty wyprawiasz! Nie rób tego! Nie budź strażnika! – Wrzeszczał stwór siedzący na gałęzi dębu, a podążając za jego wzrokiem Groszek zauważyła Nemain usiłującą skontaktować się z dębem. Wróżka z zadowoleniem przyjęła fakt iż przyjaciółka skorzystała z jej rady. Nie spodziewała się jednak iż czynność ta wywoła tak niespodziewane efekty. Konary olbrzymiego drzewa zaczęły poruszać się gwałtownie mimo iż pogoda wokół niego w dalszym ciągu pozostawała bezwietrzna. Pień, gałęzie i lisice dębu – strażnika nagle nabrały intensywnej barwy, a powietrze wokół niego zaczęło drgać, w taki sposób iż wrażliwe nań magiczne istoty, mogły owe ruchy odebrać jako swoistą mowę. W pewnym momencie jedna z długich gałęzi, niczym bat, strzeliła w kierunku siedzącego na konarze Siewcę i z łatwością strąciła nieproszonego gościa na ziemię. Driado-podobny byt potoczył się dobre kilkanaście metrów od miejsca w którym przsiadywał.
- DOŚC. WRACAJ DO PRACY. – Pogroziło drzewo, a przerażony stwór natychmiast czmychnął w głębsze partię lasu.
Zafascynowana całym wydarzeniem Groszek, nawet nie zdała sobie sprawy iż ratując się przed upadkiem z całych sił ciągnie za ucho mężczyzny. Była dumna z pokazu siły jaką urządził bukowaty.
- Ha, i pamiętaj żeby nigdy nie zadzierać z dębowymi wróżkami. – Wykrzyczała za uciekinierem.
„Jego zadaniem co ja tu cały czas robię? – Niedowierzała wróżka.
- Jarzębina! Ona ma na imię Jarzębina! Usiłuję ci o niej powiedzieć odkąd zaatakował mnie twój ryś! A ten włos potrzebuję właśnie dlatego by sprawdzić czy nie jesteś z nią spokrewniony! – Wykrzyczała Groszek. Skrzydlata nie miała sił by wdawać się w zawiłe opowieści na temat zawiłych powiązań jakimi ludzie połączeni zostali z wróżkami, dlatego też uznała że słowo „pokrewieństwo” będzie w tym przypadku wystarczająco zrozumiałe. – A but zaraz ci zwrócę! Ale ty masz brudne te uszy. Myjesz je czasem? Co to? Wosk? Czy to przez niego tak słabo słyszysz? Może ci to wydłubać? Ten but to tylko na chwilę i obiecuję że nic się z nim nie stanie! – Dodała wróżka, będąc przekonaną ze odrobina wody, pyłku i kilka dziur, to przecież jeszcze nie katastrofa.
Nieoczekiwanie dalszą dyskusję uciął krzyk przerażonego Siewcy.
- Co ty wyprawiasz! Nie rób tego! Nie budź strażnika! – Wrzeszczał stwór siedzący na gałęzi dębu, a podążając za jego wzrokiem Groszek zauważyła Nemain usiłującą skontaktować się z dębem. Wróżka z zadowoleniem przyjęła fakt iż przyjaciółka skorzystała z jej rady. Nie spodziewała się jednak iż czynność ta wywoła tak niespodziewane efekty. Konary olbrzymiego drzewa zaczęły poruszać się gwałtownie mimo iż pogoda wokół niego w dalszym ciągu pozostawała bezwietrzna. Pień, gałęzie i lisice dębu – strażnika nagle nabrały intensywnej barwy, a powietrze wokół niego zaczęło drgać, w taki sposób iż wrażliwe nań magiczne istoty, mogły owe ruchy odebrać jako swoistą mowę. W pewnym momencie jedna z długich gałęzi, niczym bat, strzeliła w kierunku siedzącego na konarze Siewcę i z łatwością strąciła nieproszonego gościa na ziemię. Driado-podobny byt potoczył się dobre kilkanaście metrów od miejsca w którym przsiadywał.
- DOŚC. WRACAJ DO PRACY. – Pogroziło drzewo, a przerażony stwór natychmiast czmychnął w głębsze partię lasu.
Zafascynowana całym wydarzeniem Groszek, nawet nie zdała sobie sprawy iż ratując się przed upadkiem z całych sił ciągnie za ucho mężczyzny. Była dumna z pokazu siły jaką urządził bukowaty.
- Ha, i pamiętaj żeby nigdy nie zadzierać z dębowymi wróżkami. – Wykrzyczała za uciekinierem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Jak tylko Nemain oparła głowę o korę strażnika, otuliła ją cisza. Było ciemno i bezgłośnie, jakby drzewo spało, bardzo głębokim snem. Normalne, że drzewa były powolne, czasem niechętne w swoich rozmowach, ale czuło się obecność, a tu był pusto, aż sama chętnie pogrążyła by się kojącym w niebycie.- Chwila ... nie ma czasu na spanie- upomniała siebie w myślach i zaczęła mentalnie nawoływać dąb.
- Hop hop jest tu kto ? Halo ? Mam kilka pytań dziadku
Jednak nie minęło wiele czasu, gdy przytulona do pnia całkiem zatraciła świadomość otoczenia. Istnienie Groszek i Taki czy ich misji, uciekły z umysłu centaura, który przegrywał swoją walkę o przytomność i całkowicie pogrążył się w chłodnej otchłani.
Nemain stała by tak pewnie całe dnie, gdyby z letargu nie wyrwały jej jakieś wrzaski i donośny, tubalny głos drzewa. Ocucona otworzyła gwałtownie oczy, odsunęła się od dębu i zamrugała kilka razy, jakby sama została dopiero co obudzona.
Otoczenie zmieniło się nie do poznania, dąb był soczyście zielony i otrzepywał liście, jak pies swoją sierść z wody, za to niedriada gnała lasem.
- Eee Huba nam ucieka ... - powiedziała zbita z tropu, wyłaniając się zza dębu, by po chwili obrócić się bardzo powoli twarzą do drzewa, które głośno ziewnęło, przeciągając gałęzie niczym człowiek swoje ramiona.
- To powinno tak być ? - powiedziała półgębkiem do drożyny, zaskoczona efektem rozmowy, która przecież nie doszła do skutku.
- Oczywiście, że tak - odparło drzewo - tylko ktoś zaniedbał swoje obowiązki. Przyznać się kto mnie obudził.
Nem rozejrzała się dookoła czy może by jednak nie zrzucić na kogoś winy, ale ostatecznie głośno przełknęła ślinę i bardzo nieśmiało wskazała palcem na siebie.
- No i bardzo dobrze ! - zadowolony dąb trzasnął kopytną gałęzią bo grzbiecie, aż biedna podskoczyła zaskoczona.
- To co tam chcecie dziecinki ? - drzewo skrzypiąc przychyliło się lekko w kierunku przybyłych.
- Szukamy tysiącletniego dębu, próbę już przeszliśmy ... - nieśmiało zaczęła Nemain.
- Jaką próbę ?
- Wypiliśmy wodę ...
Drzewo przechyliło pień i zerknęło z niesmakiem na kałużę u swych stup.
- Tej wody się napiliście ? - jeden z korzeni wyłonił się z ziemi wskazując na bajoro. Nem przytaknęła ostrożnie głową. Karej nie podobało się, że wciąż była na pierwszej linii frontu. Mało było rzeczy które wpędzały centaura w zakłopotanie czy niepewność, ale wielkie dęby, które zamiast zwyczajnie porozumiewać się mentalnie jak przystało na grzeczną roślinkę, gestykulowały wszystkimi swoimi członkami i gadały na głos, a kora układała się w twarz wyrażając osobliwą mimiką emocje, zdecydowanie plasowały się w tej kategorii.
- A to nicpoń ! Dobrze, że liści wam grabić nie kazał. W głowie mu się chyba poprzewracało, taki ważny się poczuł. Nie dość, że obijał się całe dekady, to jeszcze jakieś próby sobie wymyślił. Liczył pewnie, że skręci was po tej brei. Pić z sadzawki w takim zaniedbanym stanie ? Gdyby była należycie czysta, o co zresztą powinien dbać, to rozumiem, samo zdrowie - drzewo zaszeleściło liśćmi wyrażając swoją dezaprobatę - Jedyną próbą, jest rozmowa ze mną. Po co chcecie iść do ojca ? - pytanie zabrzmiało trochę bardziej złowrogo niż pierwsza część rozmowy.
- Chcemy uratować przyjaciółkę wróżki i pomóc lasowi, bo usłyszeliśmy wołanie ... - każde kolejne słowo, kopytna mówiła coraz ciszej, gdy drzewo świdrowało czworonożnego rozmówcę swoim korowym spojrzeniem. W odpowiedzi na wzrok strażnika Nemain cofała się powolutku o krok, potem drugi zrównując się z członkami wyprawy, a na koniec capnęła wróżkę z ramienia Taki i pokazała ją drzewu.
- Niech ona wszystko wyjaśni, ja tu tylko mieczem macham.
- Hop hop jest tu kto ? Halo ? Mam kilka pytań dziadku
Jednak nie minęło wiele czasu, gdy przytulona do pnia całkiem zatraciła świadomość otoczenia. Istnienie Groszek i Taki czy ich misji, uciekły z umysłu centaura, który przegrywał swoją walkę o przytomność i całkowicie pogrążył się w chłodnej otchłani.
Nemain stała by tak pewnie całe dnie, gdyby z letargu nie wyrwały jej jakieś wrzaski i donośny, tubalny głos drzewa. Ocucona otworzyła gwałtownie oczy, odsunęła się od dębu i zamrugała kilka razy, jakby sama została dopiero co obudzona.
Otoczenie zmieniło się nie do poznania, dąb był soczyście zielony i otrzepywał liście, jak pies swoją sierść z wody, za to niedriada gnała lasem.
- Eee Huba nam ucieka ... - powiedziała zbita z tropu, wyłaniając się zza dębu, by po chwili obrócić się bardzo powoli twarzą do drzewa, które głośno ziewnęło, przeciągając gałęzie niczym człowiek swoje ramiona.
- To powinno tak być ? - powiedziała półgębkiem do drożyny, zaskoczona efektem rozmowy, która przecież nie doszła do skutku.
- Oczywiście, że tak - odparło drzewo - tylko ktoś zaniedbał swoje obowiązki. Przyznać się kto mnie obudził.
Nem rozejrzała się dookoła czy może by jednak nie zrzucić na kogoś winy, ale ostatecznie głośno przełknęła ślinę i bardzo nieśmiało wskazała palcem na siebie.
- No i bardzo dobrze ! - zadowolony dąb trzasnął kopytną gałęzią bo grzbiecie, aż biedna podskoczyła zaskoczona.
- To co tam chcecie dziecinki ? - drzewo skrzypiąc przychyliło się lekko w kierunku przybyłych.
- Szukamy tysiącletniego dębu, próbę już przeszliśmy ... - nieśmiało zaczęła Nemain.
- Jaką próbę ?
- Wypiliśmy wodę ...
Drzewo przechyliło pień i zerknęło z niesmakiem na kałużę u swych stup.
- Tej wody się napiliście ? - jeden z korzeni wyłonił się z ziemi wskazując na bajoro. Nem przytaknęła ostrożnie głową. Karej nie podobało się, że wciąż była na pierwszej linii frontu. Mało było rzeczy które wpędzały centaura w zakłopotanie czy niepewność, ale wielkie dęby, które zamiast zwyczajnie porozumiewać się mentalnie jak przystało na grzeczną roślinkę, gestykulowały wszystkimi swoimi członkami i gadały na głos, a kora układała się w twarz wyrażając osobliwą mimiką emocje, zdecydowanie plasowały się w tej kategorii.
- A to nicpoń ! Dobrze, że liści wam grabić nie kazał. W głowie mu się chyba poprzewracało, taki ważny się poczuł. Nie dość, że obijał się całe dekady, to jeszcze jakieś próby sobie wymyślił. Liczył pewnie, że skręci was po tej brei. Pić z sadzawki w takim zaniedbanym stanie ? Gdyby była należycie czysta, o co zresztą powinien dbać, to rozumiem, samo zdrowie - drzewo zaszeleściło liśćmi wyrażając swoją dezaprobatę - Jedyną próbą, jest rozmowa ze mną. Po co chcecie iść do ojca ? - pytanie zabrzmiało trochę bardziej złowrogo niż pierwsza część rozmowy.
- Chcemy uratować przyjaciółkę wróżki i pomóc lasowi, bo usłyszeliśmy wołanie ... - każde kolejne słowo, kopytna mówiła coraz ciszej, gdy drzewo świdrowało czworonożnego rozmówcę swoim korowym spojrzeniem. W odpowiedzi na wzrok strażnika Nemain cofała się powolutku o krok, potem drugi zrównując się z członkami wyprawy, a na koniec capnęła wróżkę z ramienia Taki i pokazała ją drzewu.
- Niech ona wszystko wyjaśni, ja tu tylko mieczem macham.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka sapnął i gwałtownie pokręcił głową, niemalże nokautując wróżkę. Pierwszy raz słyszał o jakiejś Jarzębinie, ale domyślił się, że chodzi o wróżkę, którą ratują. Nie miał, na demony, żadnego rysia! Pierwsze słyszał, że Groszek chce jego włos. Buta wciąż nie zamierzał oddać. I mył uszy całkiem regularnie, to znaczy gdy tylko miał okazję. Teraz zaś wyraził to wszystko na głos:
- W porządku. Czyli ratujemy twoją przyjaciółkę, Jarzębinę. To już coś.
Potem podrapał za uchem swoją suczkę.
- Nanda nie jest żadnym rysiem - dodał. - To pies myśliwski. Skąd ci się wziął ryś? Ryś to był tamten kocur, który prawie zjadł Lotkę.
Westchnął, sięgnął do głowy i wyrwał sobie z niej pojedynczy, długi, rudy włos. Podał go małej istotce.
- Proszę. Trzeba było powiedzieć. A buta i tak ci nie dam - zaznaczył. - Wymyśl coś innego.
Po czym uznał, że może warto jednak nauczyć Groszek odrobiny dobrych manier. No bo nie przejawiała ich zbyt wiele.
- Nie powinnaś mówić ludziom, od których czegoś chcesz, że są brudni. W zasadzie nikomu nie powinnaś tak mówić. W ludzkim świecie należy być uprzejmym nawet dla wrogów, a dla przyjaciół to tym bardziej! Uszy myję, kiedy tylko mogę. Mi nie wystarczy do tego kropelka źródlanej wody, Groszek. Trochę wosku jest zupełnie naturalne. Też pewnie masz, ale proporcjonalnie mniej.
No a potem drzewo ożyło i na domiar złego przyczyna owego faktu, to znaczy Nemain, zwróciła się po fachową poradą do swoich towarzyszy. Taka nie czuł się specjalnie kompetentny w kwestii gadających drzew i zgodnie z prawdą powiedział:
- Nie wiem, Nemain, może tak powinno być. Ty jesteś od roślinności.
Na oświadczenie dęba-strażnika, nastroszył się nieco, skrzyżował ramiona na piersi. Mogłem jednak sobie odpuścić, stwierdził, i poczekać, aż inni się wygłupią. Cóż, nie pierwszy raz dał się głupio podpuścić. Nierozsądne postępowanie była mu chyba pisane przez ląd; na szczęście tylko Nanda mogłaby opowiedzieć o wszystkich głupotach, jakie uczynił, a nie umiała. Te próby od samego początku były jakieś podejrzane, pomyślał na koniec, ale zachował tę uwagę dla siebie.
- W porządku. Czyli ratujemy twoją przyjaciółkę, Jarzębinę. To już coś.
Potem podrapał za uchem swoją suczkę.
- Nanda nie jest żadnym rysiem - dodał. - To pies myśliwski. Skąd ci się wziął ryś? Ryś to był tamten kocur, który prawie zjadł Lotkę.
Westchnął, sięgnął do głowy i wyrwał sobie z niej pojedynczy, długi, rudy włos. Podał go małej istotce.
- Proszę. Trzeba było powiedzieć. A buta i tak ci nie dam - zaznaczył. - Wymyśl coś innego.
Po czym uznał, że może warto jednak nauczyć Groszek odrobiny dobrych manier. No bo nie przejawiała ich zbyt wiele.
- Nie powinnaś mówić ludziom, od których czegoś chcesz, że są brudni. W zasadzie nikomu nie powinnaś tak mówić. W ludzkim świecie należy być uprzejmym nawet dla wrogów, a dla przyjaciół to tym bardziej! Uszy myję, kiedy tylko mogę. Mi nie wystarczy do tego kropelka źródlanej wody, Groszek. Trochę wosku jest zupełnie naturalne. Też pewnie masz, ale proporcjonalnie mniej.
No a potem drzewo ożyło i na domiar złego przyczyna owego faktu, to znaczy Nemain, zwróciła się po fachową poradą do swoich towarzyszy. Taka nie czuł się specjalnie kompetentny w kwestii gadających drzew i zgodnie z prawdą powiedział:
- Nie wiem, Nemain, może tak powinno być. Ty jesteś od roślinności.
Na oświadczenie dęba-strażnika, nastroszył się nieco, skrzyżował ramiona na piersi. Mogłem jednak sobie odpuścić, stwierdził, i poczekać, aż inni się wygłupią. Cóż, nie pierwszy raz dał się głupio podpuścić. Nierozsądne postępowanie była mu chyba pisane przez ląd; na szczęście tylko Nanda mogłaby opowiedzieć o wszystkich głupotach, jakie uczynił, a nie umiała. Te próby od samego początku były jakieś podejrzane, pomyślał na koniec, ale zachował tę uwagę dla siebie.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Groszek nie zdążyła wyrazić swojego zdziwienia faktem iż człowiek oburza się na zaproponowaną mu pomoc. Pchnięta przez Nemain, niespodziewanie została główną negocjatorką w rozmowach z olbrzymim strażnikiem. Drobna wróżka aż drżała z ekscytacji. Już wcześniej zachwycała się rozmiarami i majestatycznością dębu, a teraz dane jej było odbyć pogawędkę z podziwianym przez siebie okazem silnego drzewa. Oczywiście skrzydlata była przekonana iż poradzi sobie doskonale. W rozmowach z bukowatymi była przecież ekspertką. Dyskretnie dała znak Tace i centaurowi, zapewniając towarzyszy że wszystko będzie dobrze, po czym dostojnym lotem skierowała się w kierunku Strażnika. „Ale ekstra” – cieszyła się w myślach.
- Witam szanownego pana Strażnika. Jak leci? Wszystko w porządku? Ja mam na imię Groszek I pochodzę z dębowej polany. – Przedstawiła się grzecznie wróżka. – Groszek, tak jak kwiat. Mieszkam w Starym Sokowniku, być może pan zna. Chociaż właściwie ciężko to nazwać mieszkaniem. Zwykła mała dziupla i trochę zwiędłych liści, a nie tam zaraz żaden dom. Za to moja przyjaciółka Jarzębina ma tam prawdziwą rezydencję. Kilka komnat urządzonych według najnowszych trendów mody, wszystko precyzyjnie dobrane i dopasowane do wybrednego gustu. A przy drzwiach cały szereg instrukcji na temat tego jak powinno zachowywać się w środku.
- Hmmm, Sokownik, chyba kojarzę… -Zastanowił się dąb-olbrzym, przez chwilę łudząc się iż zostanie popuszczony do głosu.
- Ha, na pewno. Taki niewysoki, przysadzisty, marudny i zewsząd cieknący żywicą. Bardzo nie lubi jak mu się wypomina jego kształty. Sam o sobie używa stwierdzenia „korpulentny”, znaczy się tak mi się wydaje, bo w języku Sokownika brzmi to mniej więcej tak „barrrunn-darun-grrrun”. Mój żołądek też czasem wydaje takie dźwięki. Poza tym straszliwie boi się burzy, dlatego zdecydował się rosnąć w szerz, a nie wzwyż. Rozumie pan? Piorun uderza w tego do kogo ma najbliżej i takie tam.
- Pamiętam Sokownika jak był jeszcze…
- W ogóle powinien pan wpaść kiedyś na naszą polanę. Znaczy się „wpaść” tak w przenośni. Jasne ze dęby nigdzie nie wpadają. I nie podróżują. Nie dlatego że nie możecie ale po prostu nie musicie. Cały ten system korzeni i wzajemnych połączeń. Stoję sobie tu ale wiem wszystko co się dzieje w innych miejscach. Mówię tylko że miło byłoby gdyby mógł pan zobaczyć jak ładnie dbamy o okolice.
- Tyle już lat odkąd był małym żołędziem…
- Pewnie się zastanawiasz gdzie jest? Ale spokojnie, wszystko w dobrych rękach. Trzymam go tutaj – Groszek wskazała na juki Nemain. - To idealne miejsce. Ma tam ciepło, dużo powietrza. A wkrótce wygra konkurs na najlepszą ekspozycje w czasie festiwalu Jesiennego Daru. A potem posadzę go gdzieś, gdzie urośnie tak wielki i mocny jak pan.
- Tak, tak. To jest to. Trzeba zasadzić jedyny owoc. Tylko w ten sposób można ocalić las. – Ożywił się dąb usiłujący przejść do sedna rozmowy.
- A Taka, znaczy się ten człowiek, dał mi wreszcie swój włos. Teraz będę mogła sprawdzić czy on i Jarzębina są z sobą mentalnie połączeni. Nie miałam pojęcia że to takie proste. Akacja, ta która jest z nas najmądrzejsza, a mieszka dwa konary pode mną, dała mi fiolkę z magiczna wodą. Odlewam z niej kroplę, potem zanurzam w niej włos człowieka i Jarzębiny i sprawdzam jaki będzie kolor. Jeśli zielony to znaczy… . Nie, czekaj. Zielony to chyba źle. Powinien być niebieski. Hmm, albo żółty. Na pewno sobie zapisałam. Zresztą jak już rozmawiamy o włosach, to o mało co nie doszło by do nieszczęścia. Lotce strasznie chciało się pić i zamiast po swoje zapasy, zabrała się za mój wywar do badań. Ale na szczęście większość udało mi się uratować.
- Teraz sobie przypominam. Sokownik. Cały czas powtarzało „Nie daje mi dojść do głosu”.
- No właśnie! – Uradowana wróżka wyciągniętym palcem wskazującym potwierdziła iż wielki dąb trafił w sedno. – Z całą pewnością to mój Sokownik. Też mu zawsze powtarzam. Powinien od czasu do czasu pozwolić wypowiedzieć się innym.
W pewnej chwili Skrzydlata uświadomiła sobie że zapomniała o czymś ważnym. Cofając się odrobine w kierunku centaura, ściszonym wzrokiem wyszeptała do Nemain.
- O co właściwie miałam go zapytać?
- Witam szanownego pana Strażnika. Jak leci? Wszystko w porządku? Ja mam na imię Groszek I pochodzę z dębowej polany. – Przedstawiła się grzecznie wróżka. – Groszek, tak jak kwiat. Mieszkam w Starym Sokowniku, być może pan zna. Chociaż właściwie ciężko to nazwać mieszkaniem. Zwykła mała dziupla i trochę zwiędłych liści, a nie tam zaraz żaden dom. Za to moja przyjaciółka Jarzębina ma tam prawdziwą rezydencję. Kilka komnat urządzonych według najnowszych trendów mody, wszystko precyzyjnie dobrane i dopasowane do wybrednego gustu. A przy drzwiach cały szereg instrukcji na temat tego jak powinno zachowywać się w środku.
- Hmmm, Sokownik, chyba kojarzę… -Zastanowił się dąb-olbrzym, przez chwilę łudząc się iż zostanie popuszczony do głosu.
- Ha, na pewno. Taki niewysoki, przysadzisty, marudny i zewsząd cieknący żywicą. Bardzo nie lubi jak mu się wypomina jego kształty. Sam o sobie używa stwierdzenia „korpulentny”, znaczy się tak mi się wydaje, bo w języku Sokownika brzmi to mniej więcej tak „barrrunn-darun-grrrun”. Mój żołądek też czasem wydaje takie dźwięki. Poza tym straszliwie boi się burzy, dlatego zdecydował się rosnąć w szerz, a nie wzwyż. Rozumie pan? Piorun uderza w tego do kogo ma najbliżej i takie tam.
- Pamiętam Sokownika jak był jeszcze…
- W ogóle powinien pan wpaść kiedyś na naszą polanę. Znaczy się „wpaść” tak w przenośni. Jasne ze dęby nigdzie nie wpadają. I nie podróżują. Nie dlatego że nie możecie ale po prostu nie musicie. Cały ten system korzeni i wzajemnych połączeń. Stoję sobie tu ale wiem wszystko co się dzieje w innych miejscach. Mówię tylko że miło byłoby gdyby mógł pan zobaczyć jak ładnie dbamy o okolice.
- Tyle już lat odkąd był małym żołędziem…
- Pewnie się zastanawiasz gdzie jest? Ale spokojnie, wszystko w dobrych rękach. Trzymam go tutaj – Groszek wskazała na juki Nemain. - To idealne miejsce. Ma tam ciepło, dużo powietrza. A wkrótce wygra konkurs na najlepszą ekspozycje w czasie festiwalu Jesiennego Daru. A potem posadzę go gdzieś, gdzie urośnie tak wielki i mocny jak pan.
- Tak, tak. To jest to. Trzeba zasadzić jedyny owoc. Tylko w ten sposób można ocalić las. – Ożywił się dąb usiłujący przejść do sedna rozmowy.
- A Taka, znaczy się ten człowiek, dał mi wreszcie swój włos. Teraz będę mogła sprawdzić czy on i Jarzębina są z sobą mentalnie połączeni. Nie miałam pojęcia że to takie proste. Akacja, ta która jest z nas najmądrzejsza, a mieszka dwa konary pode mną, dała mi fiolkę z magiczna wodą. Odlewam z niej kroplę, potem zanurzam w niej włos człowieka i Jarzębiny i sprawdzam jaki będzie kolor. Jeśli zielony to znaczy… . Nie, czekaj. Zielony to chyba źle. Powinien być niebieski. Hmm, albo żółty. Na pewno sobie zapisałam. Zresztą jak już rozmawiamy o włosach, to o mało co nie doszło by do nieszczęścia. Lotce strasznie chciało się pić i zamiast po swoje zapasy, zabrała się za mój wywar do badań. Ale na szczęście większość udało mi się uratować.
- Teraz sobie przypominam. Sokownik. Cały czas powtarzało „Nie daje mi dojść do głosu”.
- No właśnie! – Uradowana wróżka wyciągniętym palcem wskazującym potwierdziła iż wielki dąb trafił w sedno. – Z całą pewnością to mój Sokownik. Też mu zawsze powtarzam. Powinien od czasu do czasu pozwolić wypowiedzieć się innym.
W pewnej chwili Skrzydlata uświadomiła sobie że zapomniała o czymś ważnym. Cofając się odrobine w kierunku centaura, ściszonym wzrokiem wyszeptała do Nemain.
- O co właściwie miałam go zapytać?
Ostatnio edytowane przez Groszek 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Nemain nie była pewna czy się martwić czy cieszyć na stwierdzenie Taki, że to przecież ona jest specem od flory, owszem gadać z korzeniastymi potrafiła, znała gatunki i wiedziała, że sadzi się je zielonym do góry, ale mniej więcej na tym kończyły się jej kompetencje i wiedza botaniczna. Całe szczęście mieli Groszek. Przecież była ona wróżką, a wróżki opiekują się roślinami. Wniosek centaura był jeden, najlepszym rozmówcą dla dębu będzie sama przyczyna całej tej eskapady.
To był najlepszy pomysł jaki wpadł Nem do głowy. Jak się okazało, skrzydlata po raz kolejny postanowiła przetestować pokłady optymizmu kopytnej.
- I tak świetnie się spisałaś - pochwaliła wróżkę uznając, że dyskusja zajmie więcej czasu, więc zamiast tego odezwała się do dębu.
- Czyli by uratować las musimy zasadzić jedyny owoc ?
- Tak właśnie - drzewo wyraźnie się ucieszyło, że rozmowa idzie w jakimkolwiek kierunku - Musicie zasadzić owoc, by wykiełkował i zastąpił praojca nim ten odejdzie. Gdy będzie w ziemi podlejcie go wodą ze źródła. Nawiązana więź zbudzi resztę strażników, a nowy następca i doda im sił by strzec zła w ziemi.
- Doskonale, czyli wiemy wszystko co nam potrzeba - Ucieszyła się Nem, że najcięższą część, czyli test w postaci rozmowy z drzewem mają za sobą - Ruszamy droga wycieczko ! - krzyknęła radośnie i raźnym marszem mijając dąb ruszyła w las, by po ledwie kilku krokach wrzasnąć, gdy drzewo złapało ją gałęzią za kołnierz.
- Co do jasnej ?! - najeżony centaur machnął przednimi kopytami.
- Do ojca to w tamtą stronę - przemówił strażnik, bardzo łagodnie jak do małego i nie do końca gramotnego dziecka i wskazał przeciwny kierunek do tego obranego przez karą.
- A jak tak się sprawy mają, to luzik - zawróciła i ruszyła we wskazaną stronę - Idziecie czy nie, noc za pasem, a wy się guzdracie ! - odzyskując rezon ponagliła towarzyszy.
Las ponownie ciemniał i gęstniał, jak tylko oddalili się od dębu. Znów czuło się nieprzyjazną energię. Wśród mrocznych koron liście szemrały, chociaż nie było wiatru. Co jakiś czas słychać było skrzypienie konarów i trzask łamanych gałązek, jakby ktoś po za nimi szedł knieją.
Mimo iż przez gęsty baldachim z koron olbrzymich drzew docierała jedynie nikła ilość światła słonecznego i nie można było śledzić wędrówki słońca po niebie, Nemain czuła upływ doby, jak każdy czworonóg i była pewna, że do zachodu słońca pozostało im jakaś godzina.
- Co robimy szanowna wycieczko, wędrujemy nocą czy rozbijamy obóz ? Ognia myślę, że i tak lepiej tu nie rozpalać, czy to na pochodnie czy do ogrzania się, więc mamy do wyboru, po ciemaku iść lub w ciemności siedzieć.
To był najlepszy pomysł jaki wpadł Nem do głowy. Jak się okazało, skrzydlata po raz kolejny postanowiła przetestować pokłady optymizmu kopytnej.
- I tak świetnie się spisałaś - pochwaliła wróżkę uznając, że dyskusja zajmie więcej czasu, więc zamiast tego odezwała się do dębu.
- Czyli by uratować las musimy zasadzić jedyny owoc ?
- Tak właśnie - drzewo wyraźnie się ucieszyło, że rozmowa idzie w jakimkolwiek kierunku - Musicie zasadzić owoc, by wykiełkował i zastąpił praojca nim ten odejdzie. Gdy będzie w ziemi podlejcie go wodą ze źródła. Nawiązana więź zbudzi resztę strażników, a nowy następca i doda im sił by strzec zła w ziemi.
- Doskonale, czyli wiemy wszystko co nam potrzeba - Ucieszyła się Nem, że najcięższą część, czyli test w postaci rozmowy z drzewem mają za sobą - Ruszamy droga wycieczko ! - krzyknęła radośnie i raźnym marszem mijając dąb ruszyła w las, by po ledwie kilku krokach wrzasnąć, gdy drzewo złapało ją gałęzią za kołnierz.
- Co do jasnej ?! - najeżony centaur machnął przednimi kopytami.
- Do ojca to w tamtą stronę - przemówił strażnik, bardzo łagodnie jak do małego i nie do końca gramotnego dziecka i wskazał przeciwny kierunek do tego obranego przez karą.
- A jak tak się sprawy mają, to luzik - zawróciła i ruszyła we wskazaną stronę - Idziecie czy nie, noc za pasem, a wy się guzdracie ! - odzyskując rezon ponagliła towarzyszy.
Las ponownie ciemniał i gęstniał, jak tylko oddalili się od dębu. Znów czuło się nieprzyjazną energię. Wśród mrocznych koron liście szemrały, chociaż nie było wiatru. Co jakiś czas słychać było skrzypienie konarów i trzask łamanych gałązek, jakby ktoś po za nimi szedł knieją.
Mimo iż przez gęsty baldachim z koron olbrzymich drzew docierała jedynie nikła ilość światła słonecznego i nie można było śledzić wędrówki słońca po niebie, Nemain czuła upływ doby, jak każdy czworonóg i była pewna, że do zachodu słońca pozostało im jakaś godzina.
- Co robimy szanowna wycieczko, wędrujemy nocą czy rozbijamy obóz ? Ognia myślę, że i tak lepiej tu nie rozpalać, czy to na pochodnie czy do ogrzania się, więc mamy do wyboru, po ciemaku iść lub w ciemności siedzieć.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
- Ech, zaraz - powiedział Taka. - Czy my nie mieliśmy pytać o wróżkę...?
Ale jego towarzyszki odeszły już dawno, goniąc za przygodą. Westchnął więc tylko, ukłonił się grzecznie drzewu. Poruszyło konarami, jakby się odkłaniając i myśliwy ruszył w ślad za Nemain i Groszek. Sięgnął do torby, wydobył z niej ostatni paseczek dzika i maszerowało mu się od teraz zupełnie przyjemnie. Nanda przestała wyrywać mu rękę, za to jak wzorowy pies biegła tuż przy nodze, z oczami wzniesionymi z nadzieją. Odrywał po dwa kęsy, jeden wyjmował z ust i podawał jej. Brała żarcie bardzo delikatnie, mocząc mu dłoń ozorem.
Na pytanie Nemain, Taka nawet nie zastanawiał się zbytnio, tylko od razu powiedział:
- Chodźmy. Zdecydowanie wolę, żeby było mi zimno i wilgotno od rosy w ruchu niż w spoczynku.
Maszerowwało mu się naprawdę dobrze. Zwłaszcza, że kiedy nastały ciemności, Nanda przestała się wyrywać do niuchania krzaków. Zaczęła za to przestawać, aż wreszcie w ramach buntu położyła się na ścieżce. Noc była od spania.
Taka zatrzymał się, pozwalając odejść swoim towarzyszkom i chwilę walczył z chartem. Pies jednak okazał się bardziej uparty niż on, więc Taka wrócił się, podniósł chudą sukę na ręce i podążył za czynionymi przez Nemain hałasami. Wkrótce zdało mu się, że w ciemności dostrzega jej zad, toteż całkiem zadowolony szedł dalej. Zastanawiając się przy okazji jak daleko ten stary, rachityczny dąb może się znajdować, bo miał wrażenie, że przeszli już kawał drogi i zaczynał wątpić, czy wskazano im właściwy kierunek.
Ale jego towarzyszki odeszły już dawno, goniąc za przygodą. Westchnął więc tylko, ukłonił się grzecznie drzewu. Poruszyło konarami, jakby się odkłaniając i myśliwy ruszył w ślad za Nemain i Groszek. Sięgnął do torby, wydobył z niej ostatni paseczek dzika i maszerowało mu się od teraz zupełnie przyjemnie. Nanda przestała wyrywać mu rękę, za to jak wzorowy pies biegła tuż przy nodze, z oczami wzniesionymi z nadzieją. Odrywał po dwa kęsy, jeden wyjmował z ust i podawał jej. Brała żarcie bardzo delikatnie, mocząc mu dłoń ozorem.
Na pytanie Nemain, Taka nawet nie zastanawiał się zbytnio, tylko od razu powiedział:
- Chodźmy. Zdecydowanie wolę, żeby było mi zimno i wilgotno od rosy w ruchu niż w spoczynku.
Maszerowwało mu się naprawdę dobrze. Zwłaszcza, że kiedy nastały ciemności, Nanda przestała się wyrywać do niuchania krzaków. Zaczęła za to przestawać, aż wreszcie w ramach buntu położyła się na ścieżce. Noc była od spania.
Taka zatrzymał się, pozwalając odejść swoim towarzyszkom i chwilę walczył z chartem. Pies jednak okazał się bardziej uparty niż on, więc Taka wrócił się, podniósł chudą sukę na ręce i podążył za czynionymi przez Nemain hałasami. Wkrótce zdało mu się, że w ciemności dostrzega jej zad, toteż całkiem zadowolony szedł dalej. Zastanawiając się przy okazji jak daleko ten stary, rachityczny dąb może się znajdować, bo miał wrażenie, że przeszli już kawał drogi i zaczynał wątpić, czy wskazano im właściwy kierunek.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Zawiedziona faktem iż nie danej jej było dłużej porozmawiać z drzewem – strażnikiem, Groszek dalszą część drogi zdecydowała się pokonać siedząc na ramieniu centaura. Wróżki nie widziały dobrze w ciemności. Latając po nocy skrzydlata ryzykowała zderzenie z przypadkową leśną rośliną. Poza tym chciała odpocząć i wykorzystać ten czas by przygotować się na spotkanie z tysiącletnim dębem. W odróżnieniu od Nemain, Groszek skupiała się tylko i wyłącznie na ratowaniu swojej przyjaciółki. Owe nieco egoistyczne podejście, wynikało przede wszystkim z tego iż Groszek była bardzo słabym słuchaczem i chociaż większość swojego życia poświęcała opiece nad innym, nie wszystkie prośby były w stanie przebić się do jej umysłu. Dla wróżki , stary pra-ojciec był skarbnicą wiedzy, którą należy odnaleźć, zapytać o to co chce się wiedzieć, pomachać na podżeganie i postępować dalej według zdobytych wytycznych. Puszczając mimo uszu uwagi strażnika, skrzydlata nie miała pojęcia o tym iż samo drzewo również może czegoś potrzebować, a ich dotychczasowa misja rozszerzyła się właśnie o konieczności posadzenia jedynego owocu. Oczywiście wszystko to pod warunkiem że człowiek lub Nemain wiedzą gdzie iść i potrafią trafić tam w ciemnościach.
Groszek być może nie była najlepszą kandydatką do wypełnienia tej jakże trudnej misji, jednak za jej osobą przemawiało zaangażowanie, oddanie sprawie oraz to iż żadna inna wróżka nie chciała opuszczać Kryształowego Jeziora. Na szczęście znając słabości swojej podwładnej, królowa wysyłająca Skrzydlatą naprzeciw ciężkiej próbie, przydzieliła jej do pomocy pierzastą przyjaciółkę. Pełen obaw ptak wiercił się niespokojnie w swoim prowizorycznym gnieździe ulokowanym na głowie Nemain. Lotka podejrzliwie przyglądała się otaczającym ją złowrogim gałęziom, nerwowo reagując na każdy poruszający się cień. Podróżowanie w ciemnościach było wbrew naturze ptaka, o czym ta ostatnia wyraźnie dawała wróżce do zrozumienia.
- O nie! Co to było? Widziałaś? Tam coś jest! Błagam cię uciekajmy. – Piszczała Lotka.
- No weź przestań. Niby co miałaby się nam stać. – Uspokajała Groszek. - Mamy człowieka, Nemain i dwa rysie. Znaczy się wilka i tego… no psa. Miałaś w ogóle pojęcie ze istnieje coś takiego jak pies?
- I co z tego skoro wszystkie te duchy i umarlaki strzegące dostępu do starego drzewa , polują akurat na mnie. Myślisz że tak po prostu pozwolą nam posadzić owoc i odesłać się w zaświaty?
- Posadzić co? – Dziwiła się Skrzydlata. – Zaraz, a niby dlaczego na ciebie?
- Z tego samego powodu dla którego Strażnik zdecydował się rozmawiać właśnie ze mną. Niby takie z was inteligentne stworzenia, a wszystkio i tak zostaje w skrzydłach małego ptaka.
- Że co? Z tobą? Wolne żarty. Przestań jeść ten chleb którym karmi się człowiek i skup się. - Oburzyła się wróżka. – To ja byłam tu główną negocjatorką. Nemain sama mnie wyznaczyła. Zresztą przyznała potem że spisałam się doskonale. Prawda? – Ostatnie stwierdzenie skierowane zostało bezpośrednio do centaura.
- Bzdura. Mówię ci że drzewo cały czas rozmawiało ze mną. Mówił ze mam cię pilnować bo wróżki jako jedne z nielicznych dysponują mocą by umożliwić wzrost drobnej roślinie. Ostrzegał też o źlu znajdującym się pod ziemią które nie dopuści do tego abyś zbliżyła się do pra-ojca.
- Głupia jesteś. Cały czas mówił o Sokowniku.
- A może po prostu wiedział że ty i tak go nie posłuchasz i …. Aaa, tam w zaroślach. Jakieś kształty i oczy. Szybko zrób coś. – Lotka zaczęła nerwowo podskakiwać po głowie centaura, starając się zwrócić uwagę kpytnej na zagrożenie . W obawie aby jej spanikowany wierzchowiec nie poranił Nemain swoimi pazurami, wróżka zdecydowała się uspokoić pierzastą.
- Cicho bądź. – Nie znając innego sposobu na opanowanie emocji ptaka, skrzydlata rzuciła się na niego, stając do tradycyjnej bitwy.
Groszek być może nie była najlepszą kandydatką do wypełnienia tej jakże trudnej misji, jednak za jej osobą przemawiało zaangażowanie, oddanie sprawie oraz to iż żadna inna wróżka nie chciała opuszczać Kryształowego Jeziora. Na szczęście znając słabości swojej podwładnej, królowa wysyłająca Skrzydlatą naprzeciw ciężkiej próbie, przydzieliła jej do pomocy pierzastą przyjaciółkę. Pełen obaw ptak wiercił się niespokojnie w swoim prowizorycznym gnieździe ulokowanym na głowie Nemain. Lotka podejrzliwie przyglądała się otaczającym ją złowrogim gałęziom, nerwowo reagując na każdy poruszający się cień. Podróżowanie w ciemnościach było wbrew naturze ptaka, o czym ta ostatnia wyraźnie dawała wróżce do zrozumienia.
- O nie! Co to było? Widziałaś? Tam coś jest! Błagam cię uciekajmy. – Piszczała Lotka.
- No weź przestań. Niby co miałaby się nam stać. – Uspokajała Groszek. - Mamy człowieka, Nemain i dwa rysie. Znaczy się wilka i tego… no psa. Miałaś w ogóle pojęcie ze istnieje coś takiego jak pies?
- I co z tego skoro wszystkie te duchy i umarlaki strzegące dostępu do starego drzewa , polują akurat na mnie. Myślisz że tak po prostu pozwolą nam posadzić owoc i odesłać się w zaświaty?
- Posadzić co? – Dziwiła się Skrzydlata. – Zaraz, a niby dlaczego na ciebie?
- Z tego samego powodu dla którego Strażnik zdecydował się rozmawiać właśnie ze mną. Niby takie z was inteligentne stworzenia, a wszystkio i tak zostaje w skrzydłach małego ptaka.
- Że co? Z tobą? Wolne żarty. Przestań jeść ten chleb którym karmi się człowiek i skup się. - Oburzyła się wróżka. – To ja byłam tu główną negocjatorką. Nemain sama mnie wyznaczyła. Zresztą przyznała potem że spisałam się doskonale. Prawda? – Ostatnie stwierdzenie skierowane zostało bezpośrednio do centaura.
- Bzdura. Mówię ci że drzewo cały czas rozmawiało ze mną. Mówił ze mam cię pilnować bo wróżki jako jedne z nielicznych dysponują mocą by umożliwić wzrost drobnej roślinie. Ostrzegał też o źlu znajdującym się pod ziemią które nie dopuści do tego abyś zbliżyła się do pra-ojca.
- Głupia jesteś. Cały czas mówił o Sokowniku.
- A może po prostu wiedział że ty i tak go nie posłuchasz i …. Aaa, tam w zaroślach. Jakieś kształty i oczy. Szybko zrób coś. – Lotka zaczęła nerwowo podskakiwać po głowie centaura, starając się zwrócić uwagę kpytnej na zagrożenie . W obawie aby jej spanikowany wierzchowiec nie poranił Nemain swoimi pazurami, wróżka zdecydowała się uspokoić pierzastą.
- Cicho bądź. – Nie znając innego sposobu na opanowanie emocji ptaka, skrzydlata rzuciła się na niego, stając do tradycyjnej bitwy.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
- O to będziemy pytać dalej ! - odkrzyknęła Nemain, która miała całkiem niezły słuch, a do tego milczący las, niósł echem nawet ciche rozmowy. Gorzej, że gdy odpowiadała mężczyźnie, karej nie opuszczało wrażenie jakby knieja podsłuchiwała ich dialog.
Mrok nadszedł szybko, otaczając wędrowców smolistą ciemnością. Nie docierała do nich ani odrobina promieni księżycowych, więc zwykłym wzrokiem widziało się nie dalej niż na sążeń, a jedyne co się dostrzegało to ogólne zarysy i cienie.
W nocy wzrok centaura nie odbiega od ludzkiego czy końskiego, więc Nem stąpała wolno i ostrożnie. Nie chciała robić więcej hałasu niż to konieczne, no i oczywiście nie miała zamiaru się potykać co chwila, czy wejść w jakieś drzewo. Idąc na przełaj, ostrożnie uchylajała się przed wiszącymi konarami i przestępowała zwalone kłody starych drzew. Marsz rzeczywiście już trochę trwał, ale centaur nie zastanawiał się czy idą w dobrą stronę, jeśli drzewo tak powiedziało, to wierzyła strażnikowi, z kolei zwierzęcy szósty zmysł chronił kopytną od kluczenia czy kręcenia się w kółko. Jeśli tylko miała wyznaczony kierunek, doskonale potrafiła go utrzymać nawet gdyby miała iść z zamkniętymi oczyma.
Słysząc co Lotka mówi, część uwagi z otoczenia Nem przekierowała na rozmowę skrzydlatej dwójki i z ulgą powitała informację, że dąb przekazał komuś bardziej dokładne wytyczne. Zawsze to przyspieszy wykonanie misji niż jakby mieli działać po omacku i na tak zwanego czuja.
Niestety zaaferowana rozmową toczącą się między głową a ramieniem, Nem nie zauważyła, że mężczyzna został w tyle. Zwyczajnie założyła, że ten podąża za nią i sam będzie się pilnował a nie gubił gdzieś po krzakach.
Na zadane przez Groszek pytanie, pokiwała głową, jednocześnie palcem głaszcząc Lotkę, próbując ptakowi przekazać, jak bardzo się cieszy, że mają ją w drużynie, że ktoś będzie miał na oku przesympatyczną ale roztrzepaną wróżkę i jak bardzo na nią liczy, czy to w związku z sadzeniem żołędzi czy ratowaniem wróżek.
Nie miała pewności, czy wiadomość dotarła do ptasiej głowy, bo chwilę później Lotka zaczął panikować. "Ach te oczy" - Nemain doskonale widziała ślepia, tak naprawdę to podążały za nimi od kilku minut. Teraz jednak Lotka też je dostrzegła i rozpętało się małe szaleństwo, które w znacznym stopniu utrudniało Nem monitorowanie sytuacji. Bo jakże tu pilnować lasu, gdy na głowie, najpierw ci piszczą, a potem miotają się na wszelkie strony nogami, rękoma i skrzydłami, jak podczas karczemnej bójki.
- Cicho - szepnęła kopytna, gdy wreszcie złapała kotłujące się istoty w garście - Jak coś chce cię zjeść, to się siedzi cicho, wtedy wolniej cię odnajdzie - miała nadzieje, że pierzasta się opanuje, była w końcu mądrym stworzeniem. Wtedy zaś ona mogła by się skupić tylko na zagrożeniu a nie pilnowaniu menażerii - Ale szczerze bardziej martwiła bym się tym czego jeszcze nie widać - dodała po chwili, licząc, że jeśli poprzednia wypowiedź nie poskutkuje, to ta informacja uspokoi Lotkę.
Idąc zdążyła ustalić, że oczy tylko obserwowały i wyglądały na zbyt małe by należały do stanowiącego zagrożenie stworzenia. Za to nasilające się trzaski i szelest leśnego poszycia, dobiegające gdzieś z głębi boru, nieprzyjemne uczucie przyprawiające o gęsią skórkę i dający się wyczuć zapach padliny, do kompletu z ostrzegawczym brzęczeniem zazwyczaj milczących dzwoneczków zdecydowanie bardziej niepokoiły Nemain.
Baal, który cały czas podążał w ślad za opiekunką, teraz zjeżony schował się między nogami centaura.
- Nie ma to jak odwaga - sarknęła, a wilk odwarczał rozzłoszczony, ale spod brzucha nie wyściubił nawet nosa, na co centaur parsknął śmiechem.
- To jego formacja bojowa - zadrwiła z czarnej bestii do towarzyszek, co tylko wzmogło warczenie dobiegające gdzieś z pod czworonożnej
- Co się złościsz przecież cię cytuje. - Żarty często trzymały się kopytnej nawet w niezbyt miłych sytuacjach, czy robiła to świadomie czy nie, ciężko stwierdzić, ale najwyraźniej pomagało to centaurowi skupić się i rozluźnić przed zadaniem.
- Taka ? - odezwała się cicho, chcąc ustalić plan działania. Nie spotkała się jednak z odpowiedzią. Kątem oka zerknęła za siebie, tak by nie stracić z pola widzenia śledzących ślepi.
- Do stu ... - ale wstrzymała się z dokończeniem przekleństwa. Kto wie co za licho właśnie się do nich zbliżało, nawoływanie go po imieniu czy wzywanie właścicieli miana do kompletu, było w tym momencie niezbyt roztropne.
Zaprzestała marszu i wyczekiwała, aż mężczyzna do nich dołączy. Stanie w miejscu wymagało nie lada samokontroli, jakby nie patrzeć była to jedna z gorszych opcji. Doskonale widoczni dla istot z oczyma przystosowanymi do zmroku. W razie walki mieli nie chronione plecy, więc bez problemu można było ich otoczyć. Powstrzymała się od nerwowego przestępowania z nogi na nogę. Uspokoiła oddech by ograniczyć wydawane przez siebie dźwięki do minimum. Zamarła w bezruchu nasłuchując kroków Taki, ponieważ wypatrywanie go w takich ciemnościach mijało się z celem.
Mrok nadszedł szybko, otaczając wędrowców smolistą ciemnością. Nie docierała do nich ani odrobina promieni księżycowych, więc zwykłym wzrokiem widziało się nie dalej niż na sążeń, a jedyne co się dostrzegało to ogólne zarysy i cienie.
W nocy wzrok centaura nie odbiega od ludzkiego czy końskiego, więc Nem stąpała wolno i ostrożnie. Nie chciała robić więcej hałasu niż to konieczne, no i oczywiście nie miała zamiaru się potykać co chwila, czy wejść w jakieś drzewo. Idąc na przełaj, ostrożnie uchylajała się przed wiszącymi konarami i przestępowała zwalone kłody starych drzew. Marsz rzeczywiście już trochę trwał, ale centaur nie zastanawiał się czy idą w dobrą stronę, jeśli drzewo tak powiedziało, to wierzyła strażnikowi, z kolei zwierzęcy szósty zmysł chronił kopytną od kluczenia czy kręcenia się w kółko. Jeśli tylko miała wyznaczony kierunek, doskonale potrafiła go utrzymać nawet gdyby miała iść z zamkniętymi oczyma.
Słysząc co Lotka mówi, część uwagi z otoczenia Nem przekierowała na rozmowę skrzydlatej dwójki i z ulgą powitała informację, że dąb przekazał komuś bardziej dokładne wytyczne. Zawsze to przyspieszy wykonanie misji niż jakby mieli działać po omacku i na tak zwanego czuja.
Niestety zaaferowana rozmową toczącą się między głową a ramieniem, Nem nie zauważyła, że mężczyzna został w tyle. Zwyczajnie założyła, że ten podąża za nią i sam będzie się pilnował a nie gubił gdzieś po krzakach.
Na zadane przez Groszek pytanie, pokiwała głową, jednocześnie palcem głaszcząc Lotkę, próbując ptakowi przekazać, jak bardzo się cieszy, że mają ją w drużynie, że ktoś będzie miał na oku przesympatyczną ale roztrzepaną wróżkę i jak bardzo na nią liczy, czy to w związku z sadzeniem żołędzi czy ratowaniem wróżek.
Nie miała pewności, czy wiadomość dotarła do ptasiej głowy, bo chwilę później Lotka zaczął panikować. "Ach te oczy" - Nemain doskonale widziała ślepia, tak naprawdę to podążały za nimi od kilku minut. Teraz jednak Lotka też je dostrzegła i rozpętało się małe szaleństwo, które w znacznym stopniu utrudniało Nem monitorowanie sytuacji. Bo jakże tu pilnować lasu, gdy na głowie, najpierw ci piszczą, a potem miotają się na wszelkie strony nogami, rękoma i skrzydłami, jak podczas karczemnej bójki.
- Cicho - szepnęła kopytna, gdy wreszcie złapała kotłujące się istoty w garście - Jak coś chce cię zjeść, to się siedzi cicho, wtedy wolniej cię odnajdzie - miała nadzieje, że pierzasta się opanuje, była w końcu mądrym stworzeniem. Wtedy zaś ona mogła by się skupić tylko na zagrożeniu a nie pilnowaniu menażerii - Ale szczerze bardziej martwiła bym się tym czego jeszcze nie widać - dodała po chwili, licząc, że jeśli poprzednia wypowiedź nie poskutkuje, to ta informacja uspokoi Lotkę.
Idąc zdążyła ustalić, że oczy tylko obserwowały i wyglądały na zbyt małe by należały do stanowiącego zagrożenie stworzenia. Za to nasilające się trzaski i szelest leśnego poszycia, dobiegające gdzieś z głębi boru, nieprzyjemne uczucie przyprawiające o gęsią skórkę i dający się wyczuć zapach padliny, do kompletu z ostrzegawczym brzęczeniem zazwyczaj milczących dzwoneczków zdecydowanie bardziej niepokoiły Nemain.
Baal, który cały czas podążał w ślad za opiekunką, teraz zjeżony schował się między nogami centaura.
- Nie ma to jak odwaga - sarknęła, a wilk odwarczał rozzłoszczony, ale spod brzucha nie wyściubił nawet nosa, na co centaur parsknął śmiechem.
- To jego formacja bojowa - zadrwiła z czarnej bestii do towarzyszek, co tylko wzmogło warczenie dobiegające gdzieś z pod czworonożnej
- Co się złościsz przecież cię cytuje. - Żarty często trzymały się kopytnej nawet w niezbyt miłych sytuacjach, czy robiła to świadomie czy nie, ciężko stwierdzić, ale najwyraźniej pomagało to centaurowi skupić się i rozluźnić przed zadaniem.
- Taka ? - odezwała się cicho, chcąc ustalić plan działania. Nie spotkała się jednak z odpowiedzią. Kątem oka zerknęła za siebie, tak by nie stracić z pola widzenia śledzących ślepi.
- Do stu ... - ale wstrzymała się z dokończeniem przekleństwa. Kto wie co za licho właśnie się do nich zbliżało, nawoływanie go po imieniu czy wzywanie właścicieli miana do kompletu, było w tym momencie niezbyt roztropne.
Zaprzestała marszu i wyczekiwała, aż mężczyzna do nich dołączy. Stanie w miejscu wymagało nie lada samokontroli, jakby nie patrzeć była to jedna z gorszych opcji. Doskonale widoczni dla istot z oczyma przystosowanymi do zmroku. W razie walki mieli nie chronione plecy, więc bez problemu można było ich otoczyć. Powstrzymała się od nerwowego przestępowania z nogi na nogę. Uspokoiła oddech by ograniczyć wydawane przez siebie dźwięki do minimum. Zamarła w bezruchu nasłuchując kroków Taki, ponieważ wypatrywanie go w takich ciemnościach mijało się z celem.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka tymczasem przeżywał przygody zgoła odmienne od reszty kompanii, ale bez wątpienia równie, a nawet bardziej zajmujące. Do tego stopnia, że nawet on, wieczny łapserdak, władca kłopotów i mistrz gmatwania się w cudze problemy, wolałby ich nie przeżywać. To znaczy widział wokół siebie nie jedną, nie kilka nawet, ale naprawdę niezliczone mrowie świecących w ciemności oczu, a zadu Nemain jakoś nie bardzo. Miał też wrażenie, że ścieżka dawno uciekła mu spod nóg, a on sam idzie wśród wybrzuszających się złośliwie korzeni i chwytających go za kołnierz konarów.
Na domiar wszystkiego Nandzie włączył się tryb tchórza. Popiskiwała i śliniła się z nosem wciśniętym w szyję Taki, który szedł przed siebie dość pewnie pomimo łypiących na niego zewsząd stworów. Zrobiło się nieprzyjemnie wilgotno. Zimna, mokra mgła objęła jego kolana. Pachniała dziwnie, duszno, jak gnijące kwiecie.
- Coś jest nie tak - powiedział Taka zdecydowanie i brzmienie własnego głosu dodało mu odwagi.
Stanął, postawił Nandę, skupił się naprawdę bardzo mocno i udało mu się zapalić nad dłonią płomień. Eksplodował oślepiającą jasnością, by zaraz zgasnąć, ale w tym rozbłysku Taka ujrzał stworzenia, których ślepia lśniły w mroku. Miały poroże jak jelenie; poza tym przywodziły jednak na myśl raczej potwory. Ich długie pyski pełne były kłów, ogromne oczy jaśniały jak księżycowe tarcze, a wysokie, przygarbione cielska należały ni do ludzi, ni do jakiś humanoidalnych bestii.
- No! - krzyknął Taka, dobywając miecza. - Ani mi się ważcie zbliżać.
Począł wycofywać się, by znowu znaleźć ścieżkę, wyjść z tej cuchnącej mgły. Wtedy właśnie Nanda pisnęła rozpaczliwie, coś ją chwyciło i mocne szarpnięcie niemalże wyrwało Tace smycz.
- Ej! - ryknął. Rozzłościł się naprawdę nie na żarty i w miejscu, gdzie stał domniemany wróg, buchnął ogień. Potworna istota uciekła, Taka widział tylko jak biegnie, kulawo i paskudnie, gdzieś w mrok. Ogień natomiast został, spopielając jakieś krzewy. W wilgoci bardziej dymił niż płonął.
Drzewa poczęły skrzypieć z niezadowoleniem, nachylając się ku Tace i chociaż ogień wygasał, myśliwy poczuł się bardzo nieswojo. Przykucnął przy skomlącej Nandzie, obmacał dokładnie jej łeb, szyję i chude boki, ale nie znalazł poważnych ran, tylko trochę potarganej skóry na miednicy.
- Chodź. Będzie dobrze - powiedział uspokajająco.
Mocno skrócił smycz i nie zważając już na drzewa, które całkiem wyraźnie chyliły się ku niemu, ruszył z powrotem w stronę ścieżki. Jakiś wyjątkowo złośliwy iglak trzasnął go po twarzy, ale Taka mu oddał, mieczem ścinając gałązkę. Drzewo cofnęło się i tylko ponure skrzypienie wyrażało odtąd niezadowolenie lasu.
Na domiar wszystkiego Nandzie włączył się tryb tchórza. Popiskiwała i śliniła się z nosem wciśniętym w szyję Taki, który szedł przed siebie dość pewnie pomimo łypiących na niego zewsząd stworów. Zrobiło się nieprzyjemnie wilgotno. Zimna, mokra mgła objęła jego kolana. Pachniała dziwnie, duszno, jak gnijące kwiecie.
- Coś jest nie tak - powiedział Taka zdecydowanie i brzmienie własnego głosu dodało mu odwagi.
Stanął, postawił Nandę, skupił się naprawdę bardzo mocno i udało mu się zapalić nad dłonią płomień. Eksplodował oślepiającą jasnością, by zaraz zgasnąć, ale w tym rozbłysku Taka ujrzał stworzenia, których ślepia lśniły w mroku. Miały poroże jak jelenie; poza tym przywodziły jednak na myśl raczej potwory. Ich długie pyski pełne były kłów, ogromne oczy jaśniały jak księżycowe tarcze, a wysokie, przygarbione cielska należały ni do ludzi, ni do jakiś humanoidalnych bestii.
- No! - krzyknął Taka, dobywając miecza. - Ani mi się ważcie zbliżać.
Począł wycofywać się, by znowu znaleźć ścieżkę, wyjść z tej cuchnącej mgły. Wtedy właśnie Nanda pisnęła rozpaczliwie, coś ją chwyciło i mocne szarpnięcie niemalże wyrwało Tace smycz.
- Ej! - ryknął. Rozzłościł się naprawdę nie na żarty i w miejscu, gdzie stał domniemany wróg, buchnął ogień. Potworna istota uciekła, Taka widział tylko jak biegnie, kulawo i paskudnie, gdzieś w mrok. Ogień natomiast został, spopielając jakieś krzewy. W wilgoci bardziej dymił niż płonął.
Drzewa poczęły skrzypieć z niezadowoleniem, nachylając się ku Tace i chociaż ogień wygasał, myśliwy poczuł się bardzo nieswojo. Przykucnął przy skomlącej Nandzie, obmacał dokładnie jej łeb, szyję i chude boki, ale nie znalazł poważnych ran, tylko trochę potarganej skóry na miednicy.
- Chodź. Będzie dobrze - powiedział uspokajająco.
Mocno skrócił smycz i nie zważając już na drzewa, które całkiem wyraźnie chyliły się ku niemu, ruszył z powrotem w stronę ścieżki. Jakiś wyjątkowo złośliwy iglak trzasnął go po twarzy, ale Taka mu oddał, mieczem ścinając gałązkę. Drzewo cofnęło się i tylko ponure skrzypienie wyrażało odtąd niezadowolenie lasu.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Pojmując widmo zagrożenia, Groszek i Lotka natychmiast przystąpiły do umocnienia swojej pozycji na głowie Nemain, pieczołowicie rozbudowując prowizoryczne gniazdo pierzastej, do miana prawdziwej twierdzy. Wierzchowiec wróżki, jak większość ptaków, posiadał wrodzone umiejętności budowania schronienia z wszystkiego co akurat jest dostępne pod ręką. Dzięki tej sztuce po kilku sekundach na głowie centaura powstała dość oryginalna kompozycja, złożona z liści, gałązek, włosów, bagaży Skrzydlatej i drobnych przedmiotów na potrzebę chwili wykradzionych z torby Nemain. Wewnątrz bastionu poza dwoma niewielkimi istotami znalazł się również żołądź, będący skarbem wróżki, co akurat wyjątkowo nie podobało się pierwszemu budowniczemu. .
- Mogłaś go sobie darować. Ścisk tu taki że ledwo dyszę. – Szeptem protestowała Lotka.
- Może powinnyśmy zrobić coś więcej? – Zastanawiała się wróżka ignorując narzekania przyjaciółki.
- Przecież siedzimy cicho i nie rzucamy się w oczy. Mówiłaś że właśnie to kazała nam zrobić kopytna.
- No tak. Ale zastanawiałam się czy przypadkiem drzewo nie wspomniało nic o tym, co to za stworzenia? Czy są groźne i jak z nimi walczyć?
- Aha! – Tryumfowała Lotka. – A więc jednak przyznajesz że Strażnik rozmawiał właśnie ze mną!
- Co? O nie. To, to na pewno nie. Tak tylko luźno sugerowałam. – Broniła się Groszek.
- W takim razie nic nie powiem.
- I dobrze.
Przez następne kilka minut obie przyjaciółki siedziały w milczeniu, obrażone jedna na drugą. Rozbudowane gniazdo miało tą niedogodność iż dało się przez nie patrzeć tylko przez kilka niewielkich otworów, a umieszczony w nim żołądź praktycznie uniemożliwiał obrócenie się i spojrzenie w przeciwną stronę. Małe stworzenia wyczekiwały w napięciu czekając co będzie dalej. Jednak wbrew najczarniejszym przypuszczeniom, istoty kryjące się w zaroślach, cały czas ograniczały się do samej obserwacji. Nagle do czułych uszu wróżki doszedł tajemniczy szept.
„Ssssstare drzewo jest sssssłabe. Nie znajdziesssss w nim sssssiły, która może ci pomóc. Ale jessss inna droga. Wciąż możesssss dosssstać wsssszystko czego potrzebujessss.”
- Dlaczego syczysz? – Groszek spytała ptaka.
- Co robię? – Zdziwiła się Lotka
- Syczysz. Tak jak wąż. Myślisz że się przestraszę? Nic z tego. Miałam już do czynienia z wężami i wcale się ich nie boję.
- Chcesz powiedzieć że słyszysz głosy? O nie! To znaczy iż demon usiłuje przeciągnąć cię na swoja stronę. – Przeraziła się pierzasta. – Drzewo mnie ostrzegało!
- Raz jeden taki gad postanowił zrzucić swoją skórę bezpośrednio pod naszym Sokownikiem. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki był potem z tą wylinką bałagan. Obślizgłe to i szybko zaczęło cuchnąc. Nikt nie chciał po nim sprzątać. Do tego Lila gdzieś usłyszała że można by z tego zrobić niezłe wdzianko, tylko trzeba ją odpowiednio wysłużyć. Dlatego też stała na straży i pilnowała by żadna z nas nie próbowało pozbyć się owej skóry, a potem …
- Posłuchaj! To chyba nie jest wąż. On może próbować… . Znaczy się nie. Ciebie na pewno nie przekona. Musiałby najpierw sprawić abyś zechciała go słuchać. – Krzyczała Lotka. – Ale Nemain. Ona może być w niebezpieczeństwie. Musimy wyrwać ją z letargu, by nie dała się omamić.
Pierzasta przekonana w słuszność swoich racji z całych sił zaczęła dziobać centaura w głowę, będąc pewną iż musi wyrwać kopytną z hipnotycznego działania demona.
- Miałyśmy być cicho? – Dziwiła się Groszek.
- Nie. Musimy narobić jak najwięcej hałasu!
-Ale potem będzie na ciebie. – Zdecydowała wózka po czym przyłączyła się do przyjaciółki, ciągnąc Nemain za włosy, bijąc ją obcasem i krzycząc na całe gardło. - Lotka jest wężem! Syczącym i obślizgłym. Takim co to próbuje wślizgnąć się do twojej głowy.
- Mogłaś go sobie darować. Ścisk tu taki że ledwo dyszę. – Szeptem protestowała Lotka.
- Może powinnyśmy zrobić coś więcej? – Zastanawiała się wróżka ignorując narzekania przyjaciółki.
- Przecież siedzimy cicho i nie rzucamy się w oczy. Mówiłaś że właśnie to kazała nam zrobić kopytna.
- No tak. Ale zastanawiałam się czy przypadkiem drzewo nie wspomniało nic o tym, co to za stworzenia? Czy są groźne i jak z nimi walczyć?
- Aha! – Tryumfowała Lotka. – A więc jednak przyznajesz że Strażnik rozmawiał właśnie ze mną!
- Co? O nie. To, to na pewno nie. Tak tylko luźno sugerowałam. – Broniła się Groszek.
- W takim razie nic nie powiem.
- I dobrze.
Przez następne kilka minut obie przyjaciółki siedziały w milczeniu, obrażone jedna na drugą. Rozbudowane gniazdo miało tą niedogodność iż dało się przez nie patrzeć tylko przez kilka niewielkich otworów, a umieszczony w nim żołądź praktycznie uniemożliwiał obrócenie się i spojrzenie w przeciwną stronę. Małe stworzenia wyczekiwały w napięciu czekając co będzie dalej. Jednak wbrew najczarniejszym przypuszczeniom, istoty kryjące się w zaroślach, cały czas ograniczały się do samej obserwacji. Nagle do czułych uszu wróżki doszedł tajemniczy szept.
„Ssssstare drzewo jest sssssłabe. Nie znajdziesssss w nim sssssiły, która może ci pomóc. Ale jessss inna droga. Wciąż możesssss dosssstać wsssszystko czego potrzebujessss.”
- Dlaczego syczysz? – Groszek spytała ptaka.
- Co robię? – Zdziwiła się Lotka
- Syczysz. Tak jak wąż. Myślisz że się przestraszę? Nic z tego. Miałam już do czynienia z wężami i wcale się ich nie boję.
- Chcesz powiedzieć że słyszysz głosy? O nie! To znaczy iż demon usiłuje przeciągnąć cię na swoja stronę. – Przeraziła się pierzasta. – Drzewo mnie ostrzegało!
- Raz jeden taki gad postanowił zrzucić swoją skórę bezpośrednio pod naszym Sokownikiem. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki był potem z tą wylinką bałagan. Obślizgłe to i szybko zaczęło cuchnąc. Nikt nie chciał po nim sprzątać. Do tego Lila gdzieś usłyszała że można by z tego zrobić niezłe wdzianko, tylko trzeba ją odpowiednio wysłużyć. Dlatego też stała na straży i pilnowała by żadna z nas nie próbowało pozbyć się owej skóry, a potem …
- Posłuchaj! To chyba nie jest wąż. On może próbować… . Znaczy się nie. Ciebie na pewno nie przekona. Musiałby najpierw sprawić abyś zechciała go słuchać. – Krzyczała Lotka. – Ale Nemain. Ona może być w niebezpieczeństwie. Musimy wyrwać ją z letargu, by nie dała się omamić.
Pierzasta przekonana w słuszność swoich racji z całych sił zaczęła dziobać centaura w głowę, będąc pewną iż musi wyrwać kopytną z hipnotycznego działania demona.
- Miałyśmy być cicho? – Dziwiła się Groszek.
- Nie. Musimy narobić jak najwięcej hałasu!
-Ale potem będzie na ciebie. – Zdecydowała wózka po czym przyłączyła się do przyjaciółki, ciągnąc Nemain za włosy, bijąc ją obcasem i krzycząc na całe gardło. - Lotka jest wężem! Syczącym i obślizgłym. Takim co to próbuje wślizgnąć się do twojej głowy.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Nemain próbowała się skupić, naprawdę próbowała, ale nie wiedzieć czemu uskrzydlona część drużyny upatrzyła sobie czubek jej głowy jako bastion. Przynajmniej się nie kotłowały, ale ciągły szelest wznoszonych umocnień nie był wiele lepszy. "Tak jakby nie mogły schować się w którejś z kieszeni juk" - Oddychając głęboko, zniosła wszystko z anielską cierpliwością, a gdy tylko mogła, ponownie skupiła wszystkie zmysły na lesie. Mimo upływu minut Taka nie nadchodził, zaś szmery nasilały się, podążając w stronę z której nadeszli. Taki obrót spraw, nie podobał się karej i była przekonana, że powinny jak najszybciej dostać się do mężczyzny.
Nie długo jednak dane było Nemain cieszyć się spokojem. Nim zdążyła podjąć jakiekolwiek działania, najpierw w krzakach pojawił się irytujący, gadający stwór, a zaraz potem na głowie urządzono jej piekło.
Drobne istotki nie mogły wiedzieć, że by zostać opętanym, należało by mieć umysł dążący do czegoś, zaś Nem była prostym stworzeniem, jeśli szła do dębu, to tylko dlatego, że w tym momencie podjęła taką decyzję, nie było to jej pragnienie. Nigdy nie kusiły jej pieniądze czy zaszczyty, tym samym podstępne obietnice nie miały punktu zaczepienia. Wszak pogoni za przygodą nie można nazwać celem. Jedyne pragnienia jakie centaur odczuwał to był głód, teraz jednak była najedzona na dobrych kilka dni.
- Argh ! DOŚĆ ! - ryknęła na całe gardło, uciszając leśne szepty, najwyraźniej przekonane, że ledwie artykułowany dźwięk był skierowany do nich.
- Jak natychmiast nie przestaniecie mnie tłuc po głowie, to przysięgam, że będziecie podróżować zamiast ze mną to z tymi sepleniącymi gadułami. Nie ma teraz czasu na głupoty, musimy znaleźć Takę, bo gdy my tu sobie czekamy, większość stworów udała się w jego stronę.
Jak na wezwanie gdzieś w oddali pojawił się niewielki rozbłysk, chwilę zaś później znacznie większa kula światła, która utrzymała się przez chwile.
"Ogień" - zaniepokoiła się kopytna, owszem na krótką metę chronił, ale też doskonale informował o pozycji zagubionego rudzielca i to nie tylko resztę wędrowców.
Tak jak się obawiała, płomienie wywołały niemałe poruszenie w lesie, zarówno wśród bestii, które popędziły w stronę gasnących płomieni, jak i drzew, wyraźnie niezadowolonych z ogniska.
- Tam - szepnęła - trzymajcie się, musimy się spieszyć - Jeszcze nie skończyła zdania a już rwała galopem w kierunku w którym zobaczyła jasność, zresztą gdyby zapomniała gdzie iść, wystarczyło by podążać za szelestami potworów. Biedny wilk pozbawiony osłony, musiał pędzić za centaurem, z czego wcale nie był zadowolony.
Początkowo odległość wydawała się niewielka, ale jak to było ze światłem w ciemności, było to jedynie złudzenie.
Bieg przez las nie był prostym zadaniem, mimo iż poruszała się częściowo na pamięć po swoich śladach, musiała zwykle w ostatniej chwili reagować na napotkane przeszkody, a droga zdawała się dłużyć niemiłosiernie. Nie pokonała długiego dystansu, gdy nisko przy ziemi pojawiły się smugi mgły, kryjące podstępne korzenie, a gałęzie szarpiąc galopującą Nemain dodatkowo uprzykrzały jej życie.
- Dały byście spokój - wściekała się odpychając kolejny konar, starając się jednocześnie nie zwalniać biegu.
"Głupie drzewska, zamiast cieszyć się, że pomagamy to utrudniają" Faktycznie las był złośliwie nastawiony i nie było to spowodowane samym ogniem. Zła energia tak przesiąknęła żyjące tu rośliny, że zaczęły wspierać złowrogie istoty.
Wreszcie po kilku minutach karkołomnego biegu wyskoczyła wprost przed mężczyznę.
- To sobie znalazłeś urocze miejsce na spacerek, ciężko by Cię było znaleźć w tej ciemności gdyby nie ogień. Zresztą one też tak sądzą - skinęła głową w stronę krzaków ponownie rozświetlających się od wielu par oczu - Musimy trochę zmodyfikować nasz plan dostania się do drzewa, bo miejsce do obrony mamy tu liche, a marsz może być ciężki - mówiąc to chlasnęła mieczem pazurzastą łapę, wychylającą się zza jakiegoś pnia i sięgającą w stronę kostki Taki - Powiedz mi więc jak szybko biegasz, skąd wziąłeś ogień, bo nie widzę łuczywa i czy jesteś w stanie to powtórzyć ?
Nie długo jednak dane było Nemain cieszyć się spokojem. Nim zdążyła podjąć jakiekolwiek działania, najpierw w krzakach pojawił się irytujący, gadający stwór, a zaraz potem na głowie urządzono jej piekło.
Drobne istotki nie mogły wiedzieć, że by zostać opętanym, należało by mieć umysł dążący do czegoś, zaś Nem była prostym stworzeniem, jeśli szła do dębu, to tylko dlatego, że w tym momencie podjęła taką decyzję, nie było to jej pragnienie. Nigdy nie kusiły jej pieniądze czy zaszczyty, tym samym podstępne obietnice nie miały punktu zaczepienia. Wszak pogoni za przygodą nie można nazwać celem. Jedyne pragnienia jakie centaur odczuwał to był głód, teraz jednak była najedzona na dobrych kilka dni.
- Argh ! DOŚĆ ! - ryknęła na całe gardło, uciszając leśne szepty, najwyraźniej przekonane, że ledwie artykułowany dźwięk był skierowany do nich.
- Jak natychmiast nie przestaniecie mnie tłuc po głowie, to przysięgam, że będziecie podróżować zamiast ze mną to z tymi sepleniącymi gadułami. Nie ma teraz czasu na głupoty, musimy znaleźć Takę, bo gdy my tu sobie czekamy, większość stworów udała się w jego stronę.
Jak na wezwanie gdzieś w oddali pojawił się niewielki rozbłysk, chwilę zaś później znacznie większa kula światła, która utrzymała się przez chwile.
"Ogień" - zaniepokoiła się kopytna, owszem na krótką metę chronił, ale też doskonale informował o pozycji zagubionego rudzielca i to nie tylko resztę wędrowców.
Tak jak się obawiała, płomienie wywołały niemałe poruszenie w lesie, zarówno wśród bestii, które popędziły w stronę gasnących płomieni, jak i drzew, wyraźnie niezadowolonych z ogniska.
- Tam - szepnęła - trzymajcie się, musimy się spieszyć - Jeszcze nie skończyła zdania a już rwała galopem w kierunku w którym zobaczyła jasność, zresztą gdyby zapomniała gdzie iść, wystarczyło by podążać za szelestami potworów. Biedny wilk pozbawiony osłony, musiał pędzić za centaurem, z czego wcale nie był zadowolony.
Początkowo odległość wydawała się niewielka, ale jak to było ze światłem w ciemności, było to jedynie złudzenie.
Bieg przez las nie był prostym zadaniem, mimo iż poruszała się częściowo na pamięć po swoich śladach, musiała zwykle w ostatniej chwili reagować na napotkane przeszkody, a droga zdawała się dłużyć niemiłosiernie. Nie pokonała długiego dystansu, gdy nisko przy ziemi pojawiły się smugi mgły, kryjące podstępne korzenie, a gałęzie szarpiąc galopującą Nemain dodatkowo uprzykrzały jej życie.
- Dały byście spokój - wściekała się odpychając kolejny konar, starając się jednocześnie nie zwalniać biegu.
"Głupie drzewska, zamiast cieszyć się, że pomagamy to utrudniają" Faktycznie las był złośliwie nastawiony i nie było to spowodowane samym ogniem. Zła energia tak przesiąknęła żyjące tu rośliny, że zaczęły wspierać złowrogie istoty.
Wreszcie po kilku minutach karkołomnego biegu wyskoczyła wprost przed mężczyznę.
- To sobie znalazłeś urocze miejsce na spacerek, ciężko by Cię było znaleźć w tej ciemności gdyby nie ogień. Zresztą one też tak sądzą - skinęła głową w stronę krzaków ponownie rozświetlających się od wielu par oczu - Musimy trochę zmodyfikować nasz plan dostania się do drzewa, bo miejsce do obrony mamy tu liche, a marsz może być ciężki - mówiąc to chlasnęła mieczem pazurzastą łapę, wychylającą się zza jakiegoś pnia i sięgającą w stronę kostki Taki - Powiedz mi więc jak szybko biegasz, skąd wziąłeś ogień, bo nie widzę łuczywa i czy jesteś w stanie to powtórzyć ?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości