Rubidia ⇒ [Południowy wschód od miasta] Spotkanie
Lilla pisnęła radośnie niczym mała dziewczynka, kiedy tylko przystał na jej propozycję. Nareszcie zobaczy te wszystkie cuda i niesamowitości, o których opowiadały jej kiedyś syreny! Tylko od czego będą zaczynać? To przecież będzie tak wiele do zobaczenia! Harpia nie miała pojęcia, czy w ogóle zdążą to kiedykolwiek zrobić. Spodziewała się, że nie tylko będą to rzeczy wręcz niewyobrażalne, ale nawet takie, że wszystkie nie sposób zobaczyć w ciągu całego życia.
Harpia prawie całkowicie zapomniała w swojej euforii o tym, jak czuła się jeszcze niedawno, kiedy smok na nią nakrzyczał. Zdołała nawet zapomnieć o zmęczeniu, które powoli zaczynało ją już ogarniać. Wzleciała w powietrze, tylko po to żeby wylecieć tuż za smokiem, który powoli wygramolił się z dziury. Potem zaczęła lecieć tuż obok niego, mając nadzieję niczego ciekawego nie przeoczyć. Smok szedł jakoś dziwnie wolno, co troszeczkę jej przeszkadzało. Chciała jak najszybciej zacząć oglądanie niesamowitości kontynentu. Z tego powodu początkowo trochę poirytowana latała w tę i we w tę, lecz już po chwili przypomniała sobie o zmęczeniu i ograniczyła się jedynie do powolnego lotu obok smoka, bez zbędnych udziwnień.
Nie było to jednak to, czego się spodziewała. Smok na początku pokazał jej, gdzie jest miasto. Harpia już to jednak wiedziała, już nawet tam była. Szkoda tylko, że ludzie jej tam nie polubili... Potem prowadził ją przez różne miejsca, które wcale nie wyglądały jakoś szczególnie inaczej, niż na wyspie. Harpia po raz pierwszy zdała sobie sprawę z tego, że polanki, strumyki, czy też roślinki są tu prawie takie same. Jedynie zwierzątka, które czasem przemykały gdzieś po ziemi wydawały jej się być bardziej różnorodne. Nie zmieniało to jednak faktu, że harpia poczuła się zawiedziona.
- A kiedy pokażesz mi coś ciekawego? - zapytała ciekawie, podlatując mu przed pysk tak, żeby mógł ją dobrze widzieć. - Wiesz może gdzie jest coś takiego?
- A co jest tam? - pisnęła harpia, przysiadając na chwilę na ziemi, żeby skrzydłem wskazać odpowiedni kierunek. Tam, gdzie wskazywała, zasadniczo nie było widać nic szczególnego. Z wyjątkiem niewielkiej, lekko wydeptanej dróżki, która prowadziła gdzieś na wprost. Kierunek ten wydawał się nie prowadzić nigdzie. Gdyby spojrzeć na mapę, zapewne również odniosłoby się takie właśnie wrażenie. A jednak coś wyraźnie ciągnęło harpię w tamtym kierunku, gdyż odkąd wskazała na ten kierunek nie przestawała ani na chwilę pytać się smoka: "A pójdziemy tam?", mając nadzieję, że się na to zgodzi. Sama harpia nie zdawała sobie sprawy z tego, że oczy błyszczą jej się lekką czerwienią, a dziwna chęć, żeby odwiedzić tamto miejsce wcale nie pochodziła od niej.
Harpia wzbiła się ponownie w powietrze, po czym zaczęła lecieć w tamtą stronę. Zatrzymała się po chwili przy jakimś wysokim drzewie. Przysiadła na ziemi, odwróciła się i zawołała smoka swoim radosnym, dziecięcym głosem: "No chodź! Będzie fajnie!".
Harpia prawie całkowicie zapomniała w swojej euforii o tym, jak czuła się jeszcze niedawno, kiedy smok na nią nakrzyczał. Zdołała nawet zapomnieć o zmęczeniu, które powoli zaczynało ją już ogarniać. Wzleciała w powietrze, tylko po to żeby wylecieć tuż za smokiem, który powoli wygramolił się z dziury. Potem zaczęła lecieć tuż obok niego, mając nadzieję niczego ciekawego nie przeoczyć. Smok szedł jakoś dziwnie wolno, co troszeczkę jej przeszkadzało. Chciała jak najszybciej zacząć oglądanie niesamowitości kontynentu. Z tego powodu początkowo trochę poirytowana latała w tę i we w tę, lecz już po chwili przypomniała sobie o zmęczeniu i ograniczyła się jedynie do powolnego lotu obok smoka, bez zbędnych udziwnień.
Nie było to jednak to, czego się spodziewała. Smok na początku pokazał jej, gdzie jest miasto. Harpia już to jednak wiedziała, już nawet tam była. Szkoda tylko, że ludzie jej tam nie polubili... Potem prowadził ją przez różne miejsca, które wcale nie wyglądały jakoś szczególnie inaczej, niż na wyspie. Harpia po raz pierwszy zdała sobie sprawę z tego, że polanki, strumyki, czy też roślinki są tu prawie takie same. Jedynie zwierzątka, które czasem przemykały gdzieś po ziemi wydawały jej się być bardziej różnorodne. Nie zmieniało to jednak faktu, że harpia poczuła się zawiedziona.
- A kiedy pokażesz mi coś ciekawego? - zapytała ciekawie, podlatując mu przed pysk tak, żeby mógł ją dobrze widzieć. - Wiesz może gdzie jest coś takiego?
- A co jest tam? - pisnęła harpia, przysiadając na chwilę na ziemi, żeby skrzydłem wskazać odpowiedni kierunek. Tam, gdzie wskazywała, zasadniczo nie było widać nic szczególnego. Z wyjątkiem niewielkiej, lekko wydeptanej dróżki, która prowadziła gdzieś na wprost. Kierunek ten wydawał się nie prowadzić nigdzie. Gdyby spojrzeć na mapę, zapewne również odniosłoby się takie właśnie wrażenie. A jednak coś wyraźnie ciągnęło harpię w tamtym kierunku, gdyż odkąd wskazała na ten kierunek nie przestawała ani na chwilę pytać się smoka: "A pójdziemy tam?", mając nadzieję, że się na to zgodzi. Sama harpia nie zdawała sobie sprawy z tego, że oczy błyszczą jej się lekką czerwienią, a dziwna chęć, żeby odwiedzić tamto miejsce wcale nie pochodziła od niej.
Harpia wzbiła się ponownie w powietrze, po czym zaczęła lecieć w tamtą stronę. Zatrzymała się po chwili przy jakimś wysokim drzewie. Przysiadła na ziemi, odwróciła się i zawołała smoka swoim radosnym, dziecięcym głosem: "No chodź! Będzie fajnie!".
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Smok stawiał powoli krok za krokiem idąc spokojnie lasem. Potrzebował się odstresować po wydarzeniach z tego dnia, a spacer po lesie dawał mu ku temu okazję. Był także nieco zmęczony. Spał znacznie mniej niż zazwyczaj,a miał przed sobą całą noc. Darasmir był w końcu stworzeniem nocnym, nie przepadającym za światłem dnia. Pogodził się jednak już z faktem że często większość rzeczy dzieje się za dnia i jest czasem zmuszony nieco zmienić swój tryb życia. Smok spojrzał się w niebo szukając wzrokiem słońca pośród liści. Gęste korony drzew utrudniały mu to zadanie, jednak po chwili je odnalazł, by zorientować się że zaraz będzie się zmierzchać. Bardzo dobrze.
Nagle harpia dostrzegła coś co musiało ją bardzo podniecić. Zaczęła go namawiać by poszli jakąś ścieżką pośród drzew. Gad nie do końca wiedział co mogą tam spotkać. Ścieżka pośród lasu, bynajmniej nie wydeptana przez zwierzęta wydawała się podejrzana. Ale co może się złego stać? Nie żeby cokolwiek było w stanie zagrozić smokowi!
-Dobrze, chodźmy. -odparł smok, wyjątkowo mało gadatliwy, ze względu na fakt iż był zmęczony.
Nietypowa para zapuściła się nowo odkrytą ścieżką. Darasmir ziewnął przeciągle odsłaniając rząd smoczych zębisk i wydychając smród niemytej smoczej paszczy, która bynajmniej nie cuchnęła jak typowa niemyta paszcza. Dało się w tym zapachu wyczuć jakiś gaz i nutę spalenizny. Zęby smoka nigdy nie były popsute, zienie ogniem skutecznie sterylizowało jamę gebową, więc zapach zgnilizny nie występował. Jedyny nieprzyjemne zapachy, de facto przeważające w tym "aromacie" to zapach procesów trawiennych w żołądku.
Ale abstrahując od tego fascynującego tematu: wokół ścieżki drzewa rosły gęściej, co wraz coraz późniejsza porą sprawiało że robiło się coraz ciemniej. Dla smoka nie sprawiało to problemów, ale dla harpia mogła mieć z tym problemy.
Nagle harpia dostrzegła coś co musiało ją bardzo podniecić. Zaczęła go namawiać by poszli jakąś ścieżką pośród drzew. Gad nie do końca wiedział co mogą tam spotkać. Ścieżka pośród lasu, bynajmniej nie wydeptana przez zwierzęta wydawała się podejrzana. Ale co może się złego stać? Nie żeby cokolwiek było w stanie zagrozić smokowi!
-Dobrze, chodźmy. -odparł smok, wyjątkowo mało gadatliwy, ze względu na fakt iż był zmęczony.
Nietypowa para zapuściła się nowo odkrytą ścieżką. Darasmir ziewnął przeciągle odsłaniając rząd smoczych zębisk i wydychając smród niemytej smoczej paszczy, która bynajmniej nie cuchnęła jak typowa niemyta paszcza. Dało się w tym zapachu wyczuć jakiś gaz i nutę spalenizny. Zęby smoka nigdy nie były popsute, zienie ogniem skutecznie sterylizowało jamę gebową, więc zapach zgnilizny nie występował. Jedyny nieprzyjemne zapachy, de facto przeważające w tym "aromacie" to zapach procesów trawiennych w żołądku.
Ale abstrahując od tego fascynującego tematu: wokół ścieżki drzewa rosły gęściej, co wraz coraz późniejsza porą sprawiało że robiło się coraz ciemniej. Dla smoka nie sprawiało to problemów, ale dla harpia mogła mieć z tym problemy.
Harpia zaczekała chwilę na smoka, czekając aż do niej podejdzie. Dopiero wtedy znowu wzleciała w powietrze, unosząc się pod najniższymi gałęziami drzew. Starała się utrzymywać to samo tempo co smok, ale z różnym skutkiem, tak że czasem leciała zbyt szybko, a czasem zbyt wolno. Ostatecznie jednak ją to zmęczyło, choć harpia zwykła być dziennie w powietrzu co najmniej przez klika tych... Jak to syreny nazywały? Gadziny? Chyba jakoś tak. Tak więc pomyślała, że mogłaby jednak troszeczkę odpocząć, ale nie chciała się zatrzymywać. Ostatecznie udało jej się pogodzić jedno i drugie, choć zanim to zrobiła, zastanawiała się dłuższą chwilę.
- Mogę tak? - spytała Lilla, przysiadając na grzbiecie smoka. Na szczęście nie ważyła zbyt wiele i była malutka w porównaniu z nim. Miała nadzieję, że nie będzie mu to przeszkadzać. Zdarzyło się kiedyś, że przysiadła sobie na dużym żółwiu i nie narzekał, więc jej zdaniem tym bardziej smok nie powinien mieć z tym problemów.
- Jak się nazywasz? - pisnęła w końcu harpia, nie potrafiąc już dłużej czekać, aż smok sam wpadnie na pomysł, by się przedstawić. Czekała już długo, ale nie wyglądało na to, żeby smok pomyślał o tym sam. Dlatego też czuła głęboką potrzebę, żeby mu o tym przypomnieć. Ale jako iż nie było to jedyne pytanie, to wkrótce kontynuowała, bez znaczenia czy smok chciał jej odpowiadać, czy też nie. - A jak długo tu mieszkasz? Podoba ci się tu? A widziałeś kiedyś sylenę?
Zaczynało już robić się ciemno, przez co Lilla zaczynała mieć problemy z dostrzeganiem różnych rzeczy. Niemniej jednak potrafiła sobie radzić, w końcu była harpią, prawda? A harpie równie chętnie zajmowały się swoimi sprawami zarówno w dzień, jak i w nocy. Zdołała więc dostrzec, że ścieżka, którą szli, skończyła się na małej, pustej polance.
- Zalaz... Ja znam to miejsce... - powiedziała harpia ni z tego, ni z owego. Pewnym bowiem było, że jeszcze nigdy nie była w tym miejscu. Lilli jednak zdawało się, że rozpoznaje poszczególne drzewa, oraz krzaki. Nawet lisia nora wykopana przez drapieżniki gdzieś na uboczu wyglądała dla niej znajomo. Harpia odniosła nagle nieodparte wrażenie, że są już blisko celu. Nie miała tylko pojęcia, co jest tym celem. Mimo to poczuła potrzebę, żeby się tam dostać i w tej chwili nie powstrzymałyby jej nawet protesty smoka.
- Tam. - powiedziała harpia, lekko zmienionym tonem. - to trzy mile na północ.
Wydawałoby się, że coś zdecydowanie jest nie tak, jak powinno. Lilla jeszcze nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Nigdy też nie odważyłaby się powiedzieć czegoś takim tonem, a już tym bardziej do smoka. Tym razem również nie pomyliła się w wymowie głoski: "r", która normalnie nigdy jej nie wychodziła. Nie wspominając już nawet, że nigdy w życiu nawet nie słyszała słowa: "mile"...
- Mogę tak? - spytała Lilla, przysiadając na grzbiecie smoka. Na szczęście nie ważyła zbyt wiele i była malutka w porównaniu z nim. Miała nadzieję, że nie będzie mu to przeszkadzać. Zdarzyło się kiedyś, że przysiadła sobie na dużym żółwiu i nie narzekał, więc jej zdaniem tym bardziej smok nie powinien mieć z tym problemów.
- Jak się nazywasz? - pisnęła w końcu harpia, nie potrafiąc już dłużej czekać, aż smok sam wpadnie na pomysł, by się przedstawić. Czekała już długo, ale nie wyglądało na to, żeby smok pomyślał o tym sam. Dlatego też czuła głęboką potrzebę, żeby mu o tym przypomnieć. Ale jako iż nie było to jedyne pytanie, to wkrótce kontynuowała, bez znaczenia czy smok chciał jej odpowiadać, czy też nie. - A jak długo tu mieszkasz? Podoba ci się tu? A widziałeś kiedyś sylenę?
Zaczynało już robić się ciemno, przez co Lilla zaczynała mieć problemy z dostrzeganiem różnych rzeczy. Niemniej jednak potrafiła sobie radzić, w końcu była harpią, prawda? A harpie równie chętnie zajmowały się swoimi sprawami zarówno w dzień, jak i w nocy. Zdołała więc dostrzec, że ścieżka, którą szli, skończyła się na małej, pustej polance.
- Zalaz... Ja znam to miejsce... - powiedziała harpia ni z tego, ni z owego. Pewnym bowiem było, że jeszcze nigdy nie była w tym miejscu. Lilli jednak zdawało się, że rozpoznaje poszczególne drzewa, oraz krzaki. Nawet lisia nora wykopana przez drapieżniki gdzieś na uboczu wyglądała dla niej znajomo. Harpia odniosła nagle nieodparte wrażenie, że są już blisko celu. Nie miała tylko pojęcia, co jest tym celem. Mimo to poczuła potrzebę, żeby się tam dostać i w tej chwili nie powstrzymałyby jej nawet protesty smoka.
- Tam. - powiedziała harpia, lekko zmienionym tonem. - to trzy mile na północ.
Wydawałoby się, że coś zdecydowanie jest nie tak, jak powinno. Lilla jeszcze nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Nigdy też nie odważyłaby się powiedzieć czegoś takim tonem, a już tym bardziej do smoka. Tym razem również nie pomyliła się w wymowie głoski: "r", która normalnie nigdy jej nie wychodziła. Nie wspominając już nawet, że nigdy w życiu nawet nie słyszała słowa: "mile"...
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Szczerze powiedziawszy Darasmir był nieco zaskoczony jej pytaniem o jego imię. Nie dlatego że było nie na miejscu, tylko... nikt od bardzo dawna się o to nie pytał. Obrócił łeb by spojrzeć na harpię siedzącą na jego grzbiecie i rzekł:
-Ktoś mnie kiedyś nazwał Darasmir. Nie wiem nawet co to znaczy.
Po czym z powrotem spojrzał przed siebie. Nie tylko dlatego że nie lubił poruszać swojej przeszłości ale także dlatego że nie chciał wpaść na drzewo. Swego czasu myślał o zmianie imienia, lecz potem uznał że i tak jest to bez znaczenia, bo przecież jest sam. Nie żeby mu to przeszkadzało, bynajmniej! Tak sobie szli i szli, a on wcale nie nachmurzony wcale nie myślał, w niezbyt miłym tonie, o istotach spotkanych na swej drodze.
W pewnym momencie harpia wyjechała z czymś tak niespodziewanym że smok zawahał się w pół kroku, a jego grzbiet przeszedł zimny dreszcz. Jej zachowanie go zaniepokoiło. Bardzo nie przepadał za sytuacjami w których miał do czynienia z czymś mu nieznanym, niezwykłym, a co najgorsze: magicznym, mistycznym.
Zwolnił nieco marszu, jednak ledwo zauważalnie i starając nie dać poznać niepokoju rzekł do Lilli:
-Och, to dobrze że znasz okolicę. Powiedz mi co znajdziemy za te trzy, jak to nazwałaś: "mile"?
Rozglądał się na boki, starając się dostrzec coś niepokojącego wokół poza tym co siedziało mu na grzbiecie. Oczywiście że się nie bał! Był pradawnym, smokiem i apex drapieżnikiem, więc nic nie mogło mu NIC zrobić!
-Ktoś mnie kiedyś nazwał Darasmir. Nie wiem nawet co to znaczy.
Po czym z powrotem spojrzał przed siebie. Nie tylko dlatego że nie lubił poruszać swojej przeszłości ale także dlatego że nie chciał wpaść na drzewo. Swego czasu myślał o zmianie imienia, lecz potem uznał że i tak jest to bez znaczenia, bo przecież jest sam. Nie żeby mu to przeszkadzało, bynajmniej! Tak sobie szli i szli, a on wcale nie nachmurzony wcale nie myślał, w niezbyt miłym tonie, o istotach spotkanych na swej drodze.
W pewnym momencie harpia wyjechała z czymś tak niespodziewanym że smok zawahał się w pół kroku, a jego grzbiet przeszedł zimny dreszcz. Jej zachowanie go zaniepokoiło. Bardzo nie przepadał za sytuacjami w których miał do czynienia z czymś mu nieznanym, niezwykłym, a co najgorsze: magicznym, mistycznym.
Zwolnił nieco marszu, jednak ledwo zauważalnie i starając nie dać poznać niepokoju rzekł do Lilli:
-Och, to dobrze że znasz okolicę. Powiedz mi co znajdziemy za te trzy, jak to nazwałaś: "mile"?
Rozglądał się na boki, starając się dostrzec coś niepokojącego wokół poza tym co siedziało mu na grzbiecie. Oczywiście że się nie bał! Był pradawnym, smokiem i apex drapieżnikiem, więc nic nie mogło mu NIC zrobić!
- Dalasmil? Ojejku! Bszmi ciekawie! - powiedziała harpia, gdy tylko usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. - A chcesz się dowiedzieć? Bo... możemy kogoś zapytać! Ja znam kogoś, kto by wiedział, naplawdę! Tylko że ona mieszka daleko...
Harpia machnęła skrzydłami, po czym owinęła je wokół siebie, po to żeby ogrzać się odrobinę. Od kiedy tu przypłynęła, wydawało jej się że jest tu strasznie zimno, a w nocy to już szczególnie. Harpia zdecydowanie wolała cieplejsze klimaty. Na szczęście pióra okazywały się jak zawsze dobrą osłoną przed zimnem, dzięki czemu Lilli nawet nie było szczególnie nieprzyjemnie.
Nagle poczuła wstrząs, który prawie wytrącił ją z równowagi. Spodziewała się, że będzie nią trochę trzęsło, ale to konkretne akurat nie było w rytmie kroków, jaki do tej pory utrzymywał smok. Potem Darasmir zwolnił, zupełnie tak jakby już miał dość spaceru, albo coś go zastanowiło. Może chodziło mu o to, co przed chwilą powiedziała? Pewnie tak. Ona sama była tym zaskoczona, gdyż nie przypuszczała, że zna takie słowa. A może po prostu powiedziała coś głupiego, tak całkiem przez przypadek?
- Em... Nie wiem. Iii... Chyba nie znam. Ale wydaje mi się, że pamiętam. Chociaż kiedy tak sobie myślę... to ja tu tak naplawdę nigdy nie byłam... Tylko mi się tak wydaje, że tak... A tak właściwie to... co to są mile?
Harpia właściwie również zaczynała się trochę niepokoić. Ale jej akurat nie stresowała okolica, czy też to, co może się w niej czaić. W zasadzie to to również, ale akurat to wydawało jej się być mało istotne. Bardziej problematyczne wydawało jej się to, że używa słów, których nawet nie znała, ani nie rozumiała znaczenia. Nie wiedziała, czy nie ma to związku z tym, co działo się z nią wcześniej. A może powinna zrozumieć, co znaczą tamte słowa... Zrozumiała tylko tyle, że chodziło o to, żeby się gdzieś udać.
- Dalasmil... - zaczęła harpia, po czym zrobiła sobie chwilkę przerwy dla namysłu, by dopiero po tym kontynuować. - A może splawdzimy co to? Bo skolo nie wiemy, co tam jest, to może walto zobaczyć? Pójdziemy? Ploszę...
Harpia machnęła skrzydłami, po czym owinęła je wokół siebie, po to żeby ogrzać się odrobinę. Od kiedy tu przypłynęła, wydawało jej się że jest tu strasznie zimno, a w nocy to już szczególnie. Harpia zdecydowanie wolała cieplejsze klimaty. Na szczęście pióra okazywały się jak zawsze dobrą osłoną przed zimnem, dzięki czemu Lilli nawet nie było szczególnie nieprzyjemnie.
Nagle poczuła wstrząs, który prawie wytrącił ją z równowagi. Spodziewała się, że będzie nią trochę trzęsło, ale to konkretne akurat nie było w rytmie kroków, jaki do tej pory utrzymywał smok. Potem Darasmir zwolnił, zupełnie tak jakby już miał dość spaceru, albo coś go zastanowiło. Może chodziło mu o to, co przed chwilą powiedziała? Pewnie tak. Ona sama była tym zaskoczona, gdyż nie przypuszczała, że zna takie słowa. A może po prostu powiedziała coś głupiego, tak całkiem przez przypadek?
- Em... Nie wiem. Iii... Chyba nie znam. Ale wydaje mi się, że pamiętam. Chociaż kiedy tak sobie myślę... to ja tu tak naplawdę nigdy nie byłam... Tylko mi się tak wydaje, że tak... A tak właściwie to... co to są mile?
Harpia właściwie również zaczynała się trochę niepokoić. Ale jej akurat nie stresowała okolica, czy też to, co może się w niej czaić. W zasadzie to to również, ale akurat to wydawało jej się być mało istotne. Bardziej problematyczne wydawało jej się to, że używa słów, których nawet nie znała, ani nie rozumiała znaczenia. Nie wiedziała, czy nie ma to związku z tym, co działo się z nią wcześniej. A może powinna zrozumieć, co znaczą tamte słowa... Zrozumiała tylko tyle, że chodziło o to, żeby się gdzieś udać.
- Dalasmil... - zaczęła harpia, po czym zrobiła sobie chwilkę przerwy dla namysłu, by dopiero po tym kontynuować. - A może splawdzimy co to? Bo skolo nie wiemy, co tam jest, to może walto zobaczyć? Pójdziemy? Ploszę...
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Jak zostało wspomniane, smok nie cierpiał gdy coś dziwnego działo sie wokół niego. Przywykł do tego że sam jest czymś niezwykłym i bardzo mu się to podobało. Ludzie, bo o z nimi miał na ogół kontakt, powinni wiedzieć że jest czymś kompletnie innym od nich. W tym przypadku to on nie pojmował z czym ma do czynienia., choć zaczął się już domyślać.
smok miał wrażenie że spotkał się z już z podobną sytuacją, gdy podczas jego wypraw w przeszłości spotkał się z opętaniem. Jakby drugie jestestwo zaszczepione w tej samej istocie. nie wiedział jednak czy to miało miejsce w tym przypadku. W końcu Lilla nie zachowywała się kompletnie inaczej, tylko po prostu wiedziała rzeczy które nie powinna.
-Nie wiem co to jest mila -odparł po dłuższej chwili ciszy- Brzmi jak miara odległości.
Nie odpowiedział na jej drugie pytanie. Po prostu skręcił w odpowiednim kierunku i przyśpieszył. Nie chciał żeby ta podróż trwała wieczność. Poza tym był ciekawy co też spotkają za te trzy mile. Może jakiś skarb? Darasmir z pewnością nie pogardziłby dodatkiem do swojej kolekcji.
smok miał wrażenie że spotkał się z już z podobną sytuacją, gdy podczas jego wypraw w przeszłości spotkał się z opętaniem. Jakby drugie jestestwo zaszczepione w tej samej istocie. nie wiedział jednak czy to miało miejsce w tym przypadku. W końcu Lilla nie zachowywała się kompletnie inaczej, tylko po prostu wiedziała rzeczy które nie powinna.
-Nie wiem co to jest mila -odparł po dłuższej chwili ciszy- Brzmi jak miara odległości.
Nie odpowiedział na jej drugie pytanie. Po prostu skręcił w odpowiednim kierunku i przyśpieszył. Nie chciał żeby ta podróż trwała wieczność. Poza tym był ciekawy co też spotkają za te trzy mile. Może jakiś skarb? Darasmir z pewnością nie pogardziłby dodatkiem do swojej kolekcji.
Lilla również nic nie powiedziała, kiedy smok skręcił. Harpia nie bardzo wiedziała, gdzie jest północ, ale miała wrażenie że to dobry kierunek. Od tamtej pory milczała, zastanawiając się. Dopadł ją jakiś dziwny, negatywny nastrój i nie bardzo miała ochotę na rozmowy. Skupiła się raczej na obserwacji, chcąc jako pierwsza wypatrzyć, o co właściwie jej chodziło.
Darasmir szedł całkiem niedługo. Harpia nie wiedziała ile czasu minęło, ale dopiero niedawno zrobiło się zwyczajnie ciemno, tak że musiała się dokładnie przypatrywać żeby coś zobaczyć. Ale wbrew jej oczekiwaniom, po drodze nie natknęli się na nic szczególnie wartego uwagi, co możnaby uznać za poszukiwane "coś". Były tylko drzewa, krzaki i nic więcej.
- A to? - zapytała, przerywając ciszę. Mniej więcej na wprost od nich znajdowało się coś, co przykuło jej uwagę. Z tej odległości przypominało głaz, który nawet wydawał się być czarniejszy od nocy. Głaz był duży, szczególnie na wysokość, dorównując nią nawet Darasmirowi. Wokół niego natomiast był jakby wypalony, jałowy krąg ziemi, na którym nie rosło zupełnie nic, nawet drzewa zachowywały odeń bezpieczną odległość.
Kamień wydawał jej się bardzo interesujący. Zdawał się wręcz przyciągać ją do siebie, tak jak smoka przyciągały kosztowności. Harpia nie widziała powodu, żeby nie podlecieć. Wzbiła się w górę, po czym w parę chwil znalazła się tuż przy nim. Teraz jeszcze mocniej czuła jego przyciąganie, teraz pragnienie wręcz paliło. Harpia nie potrafiłaby się powstrzymać, nawet jeśliby chciała. Lilla zatrzymała się i przysiadła na jego czubku. Poczuła pod szponami, że kamień jest zadziwiająco ciepły.
Darasmir mógł zauważyć, że wraz z momentem, w którym harpia dotknęła powierzchni głazu, jej oczy znów zapłonęły czerwienią. Za to jego uwadze na pewno nie umknęło, że na idealnie czarnej powierzchni kamienia pojawiły się dwie czerwone bruzdy, o kształcie podobnym do oczu.
- Witaj smoku. - rozległ się głos, który wydobył się zarówno z ust harpii, jak i z nie do końca możliwego do zidentyfikowania źródła. Lilla nie wyglądała już tak, jakby nad sobą panowała, bo zawtórowała głosowi niemal idealnie, a na dodatek prawie przestała się poruszać z zupełnie niewiadomych powodów. Głos ten mógł należeć do starca, biorąc pod uwagę jego brzmienie, lecz mimo to zdawał się brzmieć i drapieżnie i łagodnie jednocześnie. Głos zdawał się przyciągać do siebie również i smoka, tak jakby czegoś od niego chciał...
Darasmir szedł całkiem niedługo. Harpia nie wiedziała ile czasu minęło, ale dopiero niedawno zrobiło się zwyczajnie ciemno, tak że musiała się dokładnie przypatrywać żeby coś zobaczyć. Ale wbrew jej oczekiwaniom, po drodze nie natknęli się na nic szczególnie wartego uwagi, co możnaby uznać za poszukiwane "coś". Były tylko drzewa, krzaki i nic więcej.
- A to? - zapytała, przerywając ciszę. Mniej więcej na wprost od nich znajdowało się coś, co przykuło jej uwagę. Z tej odległości przypominało głaz, który nawet wydawał się być czarniejszy od nocy. Głaz był duży, szczególnie na wysokość, dorównując nią nawet Darasmirowi. Wokół niego natomiast był jakby wypalony, jałowy krąg ziemi, na którym nie rosło zupełnie nic, nawet drzewa zachowywały odeń bezpieczną odległość.
Kamień wydawał jej się bardzo interesujący. Zdawał się wręcz przyciągać ją do siebie, tak jak smoka przyciągały kosztowności. Harpia nie widziała powodu, żeby nie podlecieć. Wzbiła się w górę, po czym w parę chwil znalazła się tuż przy nim. Teraz jeszcze mocniej czuła jego przyciąganie, teraz pragnienie wręcz paliło. Harpia nie potrafiłaby się powstrzymać, nawet jeśliby chciała. Lilla zatrzymała się i przysiadła na jego czubku. Poczuła pod szponami, że kamień jest zadziwiająco ciepły.
Darasmir mógł zauważyć, że wraz z momentem, w którym harpia dotknęła powierzchni głazu, jej oczy znów zapłonęły czerwienią. Za to jego uwadze na pewno nie umknęło, że na idealnie czarnej powierzchni kamienia pojawiły się dwie czerwone bruzdy, o kształcie podobnym do oczu.
- Witaj smoku. - rozległ się głos, który wydobył się zarówno z ust harpii, jak i z nie do końca możliwego do zidentyfikowania źródła. Lilla nie wyglądała już tak, jakby nad sobą panowała, bo zawtórowała głosowi niemal idealnie, a na dodatek prawie przestała się poruszać z zupełnie niewiadomych powodów. Głos ten mógł należeć do starca, biorąc pod uwagę jego brzmienie, lecz mimo to zdawał się brzmieć i drapieżnie i łagodnie jednocześnie. Głos zdawał się przyciągać do siebie również i smoka, tak jakby czegoś od niego chciał...
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Darasmir w pełnej ciemności nie widział już jak za dnia. W nocy, świat dla niego był czarnobiały, lecz także niesamowicie ostry. Nie miał więc problemów w nawigacji po lesie, omijając każde drzewo i krzak.
W końcu, jednak dotarli do dziwnego kamienia, który w oczach Darasmira wyróżniał się jako biały obiekt, na tle raczej ciemnego lasu. Wskazywało na to że jest znacznie cieplejszy od otoczenia. Smok nie wiedział jakiego jest koloru, a to by zapewne by go jeszcze bardziej zaniepokoiło. Gdy harpia zerwała się by podlecieć do niego smok syknął cicho i rzekł:
-Lilla, to nie jest dobry...
W tym momencie harpia usiadła na kamieniu, jej oczy się zmieniły, a także kamień na którym teraz stała uległ przemianie.
-... Pomysł
Wtem rozległ się głos. Głos był niesamowity. Był mieszanką jak gdyby dwóch przeciwstawnych sobie cech: zaawansowanego wieku, jak i mający w sobie nutę niewypowiedzianej agresji, a także był niezwykle głęboki. Był bardzo mistyczny. Darasmirowi nie podobało się to co słyszał ale jednocześnie... Głos był bardzo intrygujący, w uszach smoka piękny. Zionął nieznaną mu siłą.
-Witaj... -rzekł powoli i przekrzywiając łeb zrobił krok naprzód. Jednak po tym przystanął i jakby ze sobą walcząc patrzył się to na kamień, to na harpię, to w bliżej nieokreślonym kierunku, z dala od głazu. Jakby walcząc z urokiem, postanowił być sceptyczny co do tego zjawiska. Przyszło mu to całkiem łatwo. Niemal całe życie do wszystkiego podchodził z dystansem. Jednak z pewnością wciąż był pod wpływem czarnego kamienia.
-Hyte... kuran (Witaj... głazie) -przywitał się ponownie, o dziwo mówiąc tym razem w smoczej mowie,
- Sure te meradu Hapie, intereer de morrar na? (Co robisz harpii, czy wyrządzasz jej krzywdę?) -Smok dalej przemawiał w smoczej mowie, którą władał niezwykle dobrze. Jakże by inaczej. Był smokiem. No i osobiście uważał smoczy język za zdecydowanie najlepszy ze wszystkich istniejących. Nie tylko był doskonały w swej budowie, lecz przede wszystkim był smoczy. A więc najlepszy.
-Czym jesteś? -wracając do wspólnej mowy, zadał najważniejsze pytanie tak, by na pewno było zrozumiałe dla... tego czegoś. Przez urok smokowi zaczęło się mętlić w głowie, przez co oderwał się nieco od rzeczywistości, wracając przez to do swojego naturalnego języka. Teraz nieco się otrząsnął, na tyle by to pytanie zadać we wspólnej mowie. Jednak nie zauważył nawet że jego poprzednie pytania padły w innym języku. Cała okolica wydawała się cicha, świat scentrował się na głazie, a w jego uszach wciąż rozbrzmiewał ten głos.
W końcu, jednak dotarli do dziwnego kamienia, który w oczach Darasmira wyróżniał się jako biały obiekt, na tle raczej ciemnego lasu. Wskazywało na to że jest znacznie cieplejszy od otoczenia. Smok nie wiedział jakiego jest koloru, a to by zapewne by go jeszcze bardziej zaniepokoiło. Gdy harpia zerwała się by podlecieć do niego smok syknął cicho i rzekł:
-Lilla, to nie jest dobry...
W tym momencie harpia usiadła na kamieniu, jej oczy się zmieniły, a także kamień na którym teraz stała uległ przemianie.
-... Pomysł
Wtem rozległ się głos. Głos był niesamowity. Był mieszanką jak gdyby dwóch przeciwstawnych sobie cech: zaawansowanego wieku, jak i mający w sobie nutę niewypowiedzianej agresji, a także był niezwykle głęboki. Był bardzo mistyczny. Darasmirowi nie podobało się to co słyszał ale jednocześnie... Głos był bardzo intrygujący, w uszach smoka piękny. Zionął nieznaną mu siłą.
-Witaj... -rzekł powoli i przekrzywiając łeb zrobił krok naprzód. Jednak po tym przystanął i jakby ze sobą walcząc patrzył się to na kamień, to na harpię, to w bliżej nieokreślonym kierunku, z dala od głazu. Jakby walcząc z urokiem, postanowił być sceptyczny co do tego zjawiska. Przyszło mu to całkiem łatwo. Niemal całe życie do wszystkiego podchodził z dystansem. Jednak z pewnością wciąż był pod wpływem czarnego kamienia.
-Hyte... kuran (Witaj... głazie) -przywitał się ponownie, o dziwo mówiąc tym razem w smoczej mowie,
- Sure te meradu Hapie, intereer de morrar na? (Co robisz harpii, czy wyrządzasz jej krzywdę?) -Smok dalej przemawiał w smoczej mowie, którą władał niezwykle dobrze. Jakże by inaczej. Był smokiem. No i osobiście uważał smoczy język za zdecydowanie najlepszy ze wszystkich istniejących. Nie tylko był doskonały w swej budowie, lecz przede wszystkim był smoczy. A więc najlepszy.
-Czym jesteś? -wracając do wspólnej mowy, zadał najważniejsze pytanie tak, by na pewno było zrozumiałe dla... tego czegoś. Przez urok smokowi zaczęło się mętlić w głowie, przez co oderwał się nieco od rzeczywistości, wracając przez to do swojego naturalnego języka. Teraz nieco się otrząsnął, na tyle by to pytanie zadać we wspólnej mowie. Jednak nie zauważył nawet że jego poprzednie pytania padły w innym języku. Cała okolica wydawała się cicha, świat scentrował się na głazie, a w jego uszach wciąż rozbrzmiewał ten głos.
- Hyte derauan Darasmir. (Witaj "pogromco" Darasmirze.) - ponownie rozległ się głos, którego właściciel również zdecydował się popisać, lecz nie tylko smoczą mową, ale i również znajomością imienia swojego rozmówcy, mimo iż jeszcze ono nie padło. Trudno stwierdzić, skąd dokładnie je znał, lecz wyraźnie chciał w ten sposób sprowokować do czegoś smoka, mimo iż jego reakcję raczej trudno było przewidzieć. Niemniej jednak po głosie nie było słychać nawet nuty strachu, jedynie czystą pewność siebie.
- Morrar? Na int interret nir me den, Ma ner nae ruert ne deroener. (Krzywdę? Ona sama chce przy mnie być, ja jej nawet nie rozkazuję.) - Odparł spokojnie głos takim tonem, który sugerował że uważa rozkazywanie za rzecz niemal nieodzowną w kontaktach z innymi. Zresztą w tym akurat nie było nic dziwnego, skoro miał za sobą taką, a nie inną przeszłość. Można było odnieść wrażenie, że gdyby głaz miał usta, to chyba by się uśmiechnął. A może było to tylko wrażenie, spowodowane lekkim uśmiechem na twarzy harpii?
- Więźniem. - odpowiedział, również ograniczając się już do mowy wspólnej. - Od eonów staram się jakoś wydostać z tego więzienia. Znasz może historię o tym, jak Alaranię dawno temu napadły istoty z północy, smoku? O tym, jak czarodzieje pokonali tę ogromną armię, odsyłając ich do wymiaru zwanego teraz piekłem? O tym, jak potem sami zostali wyniesieni do aniołów? Przed sobą masz dowódcę tych pokonanych. - oświadczył głaz, przy czym harpia wtórowała mu swoim wysokim, wciąż piskliwym głosem. - A teraz twoja kolej, Darasmirze, pogromco diabła. Kim jesteś? Wiem już o tobie wiele, lecz nie wszystko. Czy mógłbyś...?
Harpia wyglądała w tym czasie tak, jakby zupełnie pochłonęło ją powtarzanie zaraz za głosem i niespecjalnie reagowała na jakiekolwiek słowa, czy też akcje skierowane w jej stronę, zdawała się ich nie zauważać. Jednak zmieniło się to z momentem, w którym to z głazu padła druga odpowiedź w smoczej mowie. Harpia potrząsnęła lekko głową, po czym zaczęła ponownie poprawiać swoje pióra, sprawiając teraz wrażenie niezainteresowanej konwersacją. Co można było dostrzec, czerwony kolor jej oczu zanikł, jednak najwyraźniej nie oznaczało to tego, by była już zupełnie wolna od wpływów, gdyż nie czuła potrzeby, by odsunąć się jak najdalej od głazu. Nie wiadomo do końca, czy była uwięziona mentalnie, czy fizycznie, czy też z użyciem obu metod, czy też żadną z nich. Istniała bowiem możliwość, że rzeczywiście chciała tu zostać, choć nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Może to kamień tak na nią działał? A może to było coś w jej własnej głowie? Może... wspomnienia?
- Morrar? Na int interret nir me den, Ma ner nae ruert ne deroener. (Krzywdę? Ona sama chce przy mnie być, ja jej nawet nie rozkazuję.) - Odparł spokojnie głos takim tonem, który sugerował że uważa rozkazywanie za rzecz niemal nieodzowną w kontaktach z innymi. Zresztą w tym akurat nie było nic dziwnego, skoro miał za sobą taką, a nie inną przeszłość. Można było odnieść wrażenie, że gdyby głaz miał usta, to chyba by się uśmiechnął. A może było to tylko wrażenie, spowodowane lekkim uśmiechem na twarzy harpii?
- Więźniem. - odpowiedział, również ograniczając się już do mowy wspólnej. - Od eonów staram się jakoś wydostać z tego więzienia. Znasz może historię o tym, jak Alaranię dawno temu napadły istoty z północy, smoku? O tym, jak czarodzieje pokonali tę ogromną armię, odsyłając ich do wymiaru zwanego teraz piekłem? O tym, jak potem sami zostali wyniesieni do aniołów? Przed sobą masz dowódcę tych pokonanych. - oświadczył głaz, przy czym harpia wtórowała mu swoim wysokim, wciąż piskliwym głosem. - A teraz twoja kolej, Darasmirze, pogromco diabła. Kim jesteś? Wiem już o tobie wiele, lecz nie wszystko. Czy mógłbyś...?
Harpia wyglądała w tym czasie tak, jakby zupełnie pochłonęło ją powtarzanie zaraz za głosem i niespecjalnie reagowała na jakiekolwiek słowa, czy też akcje skierowane w jej stronę, zdawała się ich nie zauważać. Jednak zmieniło się to z momentem, w którym to z głazu padła druga odpowiedź w smoczej mowie. Harpia potrząsnęła lekko głową, po czym zaczęła ponownie poprawiać swoje pióra, sprawiając teraz wrażenie niezainteresowanej konwersacją. Co można było dostrzec, czerwony kolor jej oczu zanikł, jednak najwyraźniej nie oznaczało to tego, by była już zupełnie wolna od wpływów, gdyż nie czuła potrzeby, by odsunąć się jak najdalej od głazu. Nie wiadomo do końca, czy była uwięziona mentalnie, czy fizycznie, czy też z użyciem obu metod, czy też żadną z nich. Istniała bowiem możliwość, że rzeczywiście chciała tu zostać, choć nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Może to kamień tak na nią działał? A może to było coś w jej własnej głowie? Może... wspomnienia?
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Wydarzenia w bardzo szybkim tempie przybrały bardzo niespodziewany obrót. To co Darasmir usłyszał wprawiło go w osłupienie, a także w pewnym sensie w zachwyt. Zachwyt, bardzo jednak hamowany przez niedowierzanie.
-S-skąd znasz moje imię!? -niemal wykrzyknął smok, kompletnie zbity z tropu. Czuł się bardzo nieswojo w momencie w którym ktoś z kim rozmawiał posiadał nadprzyrodzoną wręcz wiedzę. Smok obejrzał się gdzieś w bok, niespokojnie poprawił skrzydła i ponownie spojrzał się na głaz.
-Pytałem się kim jesteś. Ty znasz moje imię, ja też chcę wiedzieć jak nazywa się ten z kim mówię! -oświadczył starając się brzmieć jak najbardziej pewny siebie. Wyszło mu to całkiem dobrze, lecz bynajmniej perfekcyjnie. No dobrze, bądźmy szczerzy; brzmiało to mało przekonywająco. Smok wiedział o tym więc odchrząknął i dodał:
-Czy możesz objawić się w jakiejś postaci? Wolę rozmawiać bardziej bezpośrednio - rzucił kątem oka zerkając na harpię, która bynajmniej nie wyglądała na cierpiącą.
Smok zamilkł na dłuższą chwilę, słuchając historii swojego rozmówcy. Z sekundy na sekundę coraz bardziej nie dowierzał. Dopiero gdy istota skończyła, złapał się na tym że przekrzywił łeb na bok.
-Łżesz. To niemożliwe... -rzekł nie mogąc uwierzyć w to co słyszał- To niemożliwe! Jesteście zamknięci w piekle. Bez wyjścia. Jakim cudem twoja magia mogła się wydostać?!?
Smok spędził długi czas podróżując z piekielnym. Jako tako znał ich historię i genezę powstania piekła. Wiedział z jak potężną magią mieli do czynienia przodkowie wieki temu. Jeśli jednak to co spotkał mówiło prawdę... Darasmir zaczął się nieco bać. Nawet przed sobą musiał przyznać że mógł się czegoś bać, skoro może to być coś starożytnego i niezwykle potężnego. Przez chwilę nie odpowiadał na pytanie istoty, tylko przyglądał się głazowi. Cokolwiek miał przed sobą, musiało być bardzo ograniczone swą formą. Głos istoty był jednak wciąż niesamowity. Wciąż działał lekko hipnotyzująco na smoka. Biorąc te dwie rzeczy pod uwagę, nieco się zrelaksował i odpowiedział:
-Jestem smokiem... To już wiesz. Nie wiem skąd pochodzę, wiem tylko że jakieś sto lat temu, w kilka dni po tym jak się wyklułem, porzucony, sam w lesie, znalazł mnie jakiś podrzędny mag, który się mną zaopiekował. Potem, jak to z ludźmi bywa, umarł i spotkałem pewnego diabła. Towarzyszyłem mu, on mnie uczył, w zamian za pomoc przy różnych... zadaniach. Potem zostałem zdradzony. Ty najlepiej wiesz jak zdradzieckie i parszywe są pomioty piekieł, prawda? -tutaj pysk gada przybrał nieco złośliwą minę- Jednak większą część mojego życia spędziłem sam. I jest mi tak bardzo dobrze!
Tak, bo smokowi faktycznie było bardzo dobrze! Nie potrzebował nikogo. Miał swoją jamę, w niej swoje złoto i klejnoty, mógł robić co chciał. W końcu był smokiem, istotą nadrzędną. Tylko... że czasem miał wrażenie że smoka stać na coś więcej niż dziura w górze i lepsze zajęcie niż napadanie podrzędnych kupców, nie mających najczęściej nic wartościowego przy sobie... śnił o podziwie, o legendach pisanych o nim, myślał o prawdziwym, wielkim skarbie, jakie elfy trzymają w swych warowniach i krasnoludy trzymają pod ziemią. Lecz potem budził się, sam, w zimnej grocie, gdy na zewnątrz szalała zawierucha i przypominał sobie że zarówno elfy, jak i krasnoludy mają środki by się bronić przed smokami. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę że pogrążył się w swych rozmyślaniach i milczy. Potrząsnął lekko łbem i dodał:
-To jest moja historia.
-S-skąd znasz moje imię!? -niemal wykrzyknął smok, kompletnie zbity z tropu. Czuł się bardzo nieswojo w momencie w którym ktoś z kim rozmawiał posiadał nadprzyrodzoną wręcz wiedzę. Smok obejrzał się gdzieś w bok, niespokojnie poprawił skrzydła i ponownie spojrzał się na głaz.
-Pytałem się kim jesteś. Ty znasz moje imię, ja też chcę wiedzieć jak nazywa się ten z kim mówię! -oświadczył starając się brzmieć jak najbardziej pewny siebie. Wyszło mu to całkiem dobrze, lecz bynajmniej perfekcyjnie. No dobrze, bądźmy szczerzy; brzmiało to mało przekonywająco. Smok wiedział o tym więc odchrząknął i dodał:
-Czy możesz objawić się w jakiejś postaci? Wolę rozmawiać bardziej bezpośrednio - rzucił kątem oka zerkając na harpię, która bynajmniej nie wyglądała na cierpiącą.
Smok zamilkł na dłuższą chwilę, słuchając historii swojego rozmówcy. Z sekundy na sekundę coraz bardziej nie dowierzał. Dopiero gdy istota skończyła, złapał się na tym że przekrzywił łeb na bok.
-Łżesz. To niemożliwe... -rzekł nie mogąc uwierzyć w to co słyszał- To niemożliwe! Jesteście zamknięci w piekle. Bez wyjścia. Jakim cudem twoja magia mogła się wydostać?!?
Smok spędził długi czas podróżując z piekielnym. Jako tako znał ich historię i genezę powstania piekła. Wiedział z jak potężną magią mieli do czynienia przodkowie wieki temu. Jeśli jednak to co spotkał mówiło prawdę... Darasmir zaczął się nieco bać. Nawet przed sobą musiał przyznać że mógł się czegoś bać, skoro może to być coś starożytnego i niezwykle potężnego. Przez chwilę nie odpowiadał na pytanie istoty, tylko przyglądał się głazowi. Cokolwiek miał przed sobą, musiało być bardzo ograniczone swą formą. Głos istoty był jednak wciąż niesamowity. Wciąż działał lekko hipnotyzująco na smoka. Biorąc te dwie rzeczy pod uwagę, nieco się zrelaksował i odpowiedział:
-Jestem smokiem... To już wiesz. Nie wiem skąd pochodzę, wiem tylko że jakieś sto lat temu, w kilka dni po tym jak się wyklułem, porzucony, sam w lesie, znalazł mnie jakiś podrzędny mag, który się mną zaopiekował. Potem, jak to z ludźmi bywa, umarł i spotkałem pewnego diabła. Towarzyszyłem mu, on mnie uczył, w zamian za pomoc przy różnych... zadaniach. Potem zostałem zdradzony. Ty najlepiej wiesz jak zdradzieckie i parszywe są pomioty piekieł, prawda? -tutaj pysk gada przybrał nieco złośliwą minę- Jednak większą część mojego życia spędziłem sam. I jest mi tak bardzo dobrze!
Tak, bo smokowi faktycznie było bardzo dobrze! Nie potrzebował nikogo. Miał swoją jamę, w niej swoje złoto i klejnoty, mógł robić co chciał. W końcu był smokiem, istotą nadrzędną. Tylko... że czasem miał wrażenie że smoka stać na coś więcej niż dziura w górze i lepsze zajęcie niż napadanie podrzędnych kupców, nie mających najczęściej nic wartościowego przy sobie... śnił o podziwie, o legendach pisanych o nim, myślał o prawdziwym, wielkim skarbie, jakie elfy trzymają w swych warowniach i krasnoludy trzymają pod ziemią. Lecz potem budził się, sam, w zimnej grocie, gdy na zewnątrz szalała zawierucha i przypominał sobie że zarówno elfy, jak i krasnoludy mają środki by się bronić przed smokami. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę że pogrążył się w swych rozmyślaniach i milczy. Potrząsnął lekko łbem i dodał:
-To jest moja historia.
Gdy smok warknął zaskoczony, potwierdzając iż rzeczywiście ma tak na imię, jak zasugerował głos, rozległ się krótki, cichy chichot.
- Jesteś zabawny jak na smoka. - stwierdził po chwili głos, pozwalając sobie lekko przeciągać rozmowę. - Przecież gdybym ci teraz powiedział, to już nie byłoby takie zaskakujące, prawda? A trochę szkoda byłoby psuć mi tak przednią rozrywkę...
- A na co ci moje imię? Nikt mnie o to nie pytał od... Od bardzo dawna. Możesz mnie nazywać tak jak chcesz, sam możesz zdecydować. - oświadczył głaz, przy czym czerwone szpary poszerzyły się lekko. Wydawałoby się, że właściciel owego głosu zawahał się nawet nie dlatego, że starał się przypomnieć sobie ile to było, a dlatego, że przyszło mu na myśl coś bolesnego, nieprzyjemnego. - Właściwie to... zapomniałem jak się nazywam. Zbyt wiele minęło, odkąd ktokolwiek się mnie o to pytał.
- Objawić się? Proszę bardzo, oto moja postać. - mruknął głaz, a czerwone "źrenice" zwężyły się. Poza tym jednak nie wydarzyło się zupełnie nic, przez co można było odnieść wrażenie, że albo było to kłamstwem, albo po prostu pytanie było niewłaściwe. Tym razem jednak drwina, bo najprawdopodobniej tym właśnie była wypowiedź, pozostała bez żadnych dopowiedzeń, na wypadek gdyby smok chciał drążyć temat.
- Zabawne. Aż wydało mi się, że warto było czekać tyle lat na rozmowę, żeby zobaczyć twój wyraz pyska. Ale no cóż, mniejsza o to. Pozwól, że ci wyjaśnię, bo nie zrozumiałeś. Jak miałbym wydostać się skądś, skoro nigdy tam nie byłem? Jaki by to miało sens? Ja tu jestem od zawsze, od końca tamtej bitwy. Wiesz ile to lat, smoku? Nawet ja już nie wiem.
- Ach... czyli że to nie jest twój pierwszy kontakt z piekielnym? Ale ty masz szczęście, doprawdy... - zaczął głos, od razu wyłapując z wypowiedzi smoka coś, co wydało mu się interesujące. Gdyby miał ciało, najprawdopodobniej przysiadłby teraz, pocierając ręką o podbródek i zastanawiając się. Tak jednak nie było i coś takiego można było sobie jedynie wyobrazić. Mimo to już ta wypowiedź zabrzmiała odrobinę niepokojąco.
- Czyli że, jak zgaduję, wiesz jak działają pakty? Czy twój mentor ci o tym opowiadał? Nie będę więc opowiadać, skoro i tak to wiesz. Za to mogę ci powiedzieć o czymś, o czym pewnie twój były mistrz ci nie wspominał. Istnieje inny rodzaj paktów. Działa na podobnej zasadzie, co zwykły. Możesz sobie zażyczyć wszystkiego, na co pozwoliłby ci zwyczajny pakt. Jedyną istotną różnicą jest cena. W tym pakcie wcale nie płacisz swoją duszą, ale przysługą. I jak pewnie się już domyśliłeś, nie mówię ci tego bez powodu. Bo widzę, że wcale nie jest ci bardzo dobrze, jak twierdzisz. Taki właśnie pakt ci proponuję. Dam ci to, o co poprosisz, w zamian za jedną, niewielką przysługę.
W tym momencie harpia zleciała z kamienia, po czym wylądowała dokładnie pomiędzy nim, a smokiem. Zwróciła głowę w stronę smoka, jakby na coś oczekując. Zamachała skrzydłami, wzbijając z ziemi niewielki tuman kurzu, z którego w chwilę później się otrzepała. Harpia wyglądała na spokojną. Mimo ogromnych wpływów, jakie miał na nią głaz, wciąż wyglądała jakby wcale nie było jej źle. Nie wydawało się, żeby czuła jakikolwiek ból. Być może stwór, który sam siebie przedstawiał jako uwięzionego w głazie wcale nie był aż taki zły, na jakiego wyglądał. Nawet jego sposób mówienia sprawiał wrażenie, że dotrzymuje raz danych obietnic. Może warto byłoby mu nawet... Zaufać?
- Jesteś zabawny jak na smoka. - stwierdził po chwili głos, pozwalając sobie lekko przeciągać rozmowę. - Przecież gdybym ci teraz powiedział, to już nie byłoby takie zaskakujące, prawda? A trochę szkoda byłoby psuć mi tak przednią rozrywkę...
- A na co ci moje imię? Nikt mnie o to nie pytał od... Od bardzo dawna. Możesz mnie nazywać tak jak chcesz, sam możesz zdecydować. - oświadczył głaz, przy czym czerwone szpary poszerzyły się lekko. Wydawałoby się, że właściciel owego głosu zawahał się nawet nie dlatego, że starał się przypomnieć sobie ile to było, a dlatego, że przyszło mu na myśl coś bolesnego, nieprzyjemnego. - Właściwie to... zapomniałem jak się nazywam. Zbyt wiele minęło, odkąd ktokolwiek się mnie o to pytał.
- Objawić się? Proszę bardzo, oto moja postać. - mruknął głaz, a czerwone "źrenice" zwężyły się. Poza tym jednak nie wydarzyło się zupełnie nic, przez co można było odnieść wrażenie, że albo było to kłamstwem, albo po prostu pytanie było niewłaściwe. Tym razem jednak drwina, bo najprawdopodobniej tym właśnie była wypowiedź, pozostała bez żadnych dopowiedzeń, na wypadek gdyby smok chciał drążyć temat.
- Zabawne. Aż wydało mi się, że warto było czekać tyle lat na rozmowę, żeby zobaczyć twój wyraz pyska. Ale no cóż, mniejsza o to. Pozwól, że ci wyjaśnię, bo nie zrozumiałeś. Jak miałbym wydostać się skądś, skoro nigdy tam nie byłem? Jaki by to miało sens? Ja tu jestem od zawsze, od końca tamtej bitwy. Wiesz ile to lat, smoku? Nawet ja już nie wiem.
- Ach... czyli że to nie jest twój pierwszy kontakt z piekielnym? Ale ty masz szczęście, doprawdy... - zaczął głos, od razu wyłapując z wypowiedzi smoka coś, co wydało mu się interesujące. Gdyby miał ciało, najprawdopodobniej przysiadłby teraz, pocierając ręką o podbródek i zastanawiając się. Tak jednak nie było i coś takiego można było sobie jedynie wyobrazić. Mimo to już ta wypowiedź zabrzmiała odrobinę niepokojąco.
- Czyli że, jak zgaduję, wiesz jak działają pakty? Czy twój mentor ci o tym opowiadał? Nie będę więc opowiadać, skoro i tak to wiesz. Za to mogę ci powiedzieć o czymś, o czym pewnie twój były mistrz ci nie wspominał. Istnieje inny rodzaj paktów. Działa na podobnej zasadzie, co zwykły. Możesz sobie zażyczyć wszystkiego, na co pozwoliłby ci zwyczajny pakt. Jedyną istotną różnicą jest cena. W tym pakcie wcale nie płacisz swoją duszą, ale przysługą. I jak pewnie się już domyśliłeś, nie mówię ci tego bez powodu. Bo widzę, że wcale nie jest ci bardzo dobrze, jak twierdzisz. Taki właśnie pakt ci proponuję. Dam ci to, o co poprosisz, w zamian za jedną, niewielką przysługę.
W tym momencie harpia zleciała z kamienia, po czym wylądowała dokładnie pomiędzy nim, a smokiem. Zwróciła głowę w stronę smoka, jakby na coś oczekując. Zamachała skrzydłami, wzbijając z ziemi niewielki tuman kurzu, z którego w chwilę później się otrzepała. Harpia wyglądała na spokojną. Mimo ogromnych wpływów, jakie miał na nią głaz, wciąż wyglądała jakby wcale nie było jej źle. Nie wydawało się, żeby czuła jakikolwiek ból. Być może stwór, który sam siebie przedstawiał jako uwięzionego w głazie wcale nie był aż taki zły, na jakiego wyglądał. Nawet jego sposób mówienia sprawiał wrażenie, że dotrzymuje raz danych obietnic. Może warto byłoby mu nawet... Zaufać?
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Nie dało się ukryć że Darasmir odbiegał od standardowego wizerunku smoka. Jednak powód ku temu był niezwykle prosty: był bardzo młody. Darasmir miał zaledwie sto lat. W perspektywie istoty którą piekielnie trudno zabić i jest nieśmiertelna, to znaczy nigdy nie umrze ze starości, jest to bardzo, bardzo mały. Istnieją smoki mające całe milenia, jednak te są niezwykle rzadkie i bardzo nieuchwytne. Darasmira można nazwać wyrośniętym, smoczym wyrostkiem. Co nie znaczyło że nie miał w sobie nic ze smoczej godności i temperamentu. Wręcz przeciwnie, na swój sposób te cechy były jeszcze mocniej zarysowane.
Tymczasem smok postanowił zignorować komentarz na swój temat i zapytał o coś co go zaciekawiło:
-Oh, znałeś inne smoki? Jakie one były? Wiesz gdzie są?
Darasmir poznał już co prawda innego smoka. Ba, nawet smoczycę, co bardzo go uradowało. Problemem było że zgubił ją, co mocno go przygnębiło.
Z kolei kwestia imienia rozmówcy wydawała się Darasmirowi niezbyt ważna. On sam nie przywiązywał wagi do swojego imienia. Nic dla niego nie znaczyło i według niego imię powinno mieć znaczenie. Nie zmienił go z prostych, dwóch przyczyn: nie wiedział na jakie i nie miał po co tego robić.
-No dobrze, nazwę Nue Kuru. Czarny kamień. Podoba ci się? -zapytał się, w pewien sposób zadowolony że w jakiś sposób nazywa coś tak potężnego.
W momencie gdy zorientował się że to coś robi sobie z niego żarty, uniósł łeb, bardzo urażony i parsknął. Jednak chwilę później spojrzał się zaciekawiony na kamień, jakby zdał sobie z czegoś sprawę.
-Chwila... Ty nie możesz nic zrobić, prawda? Jesteś uwięziony! -rzekł z szerokim uśmiechem. Gad stanął na wprost do głazu i spojrzał się na niego z góry (co nie było trudne, głaz był niższy od smoka). Dalej nic nie mówił tylko wysłuchał co też Nue ma do powiedzenia. Bardzo przyjemnie słuchało się tak głębokiego głosu...
-Doskonale wiem jak działają pakty. Najczęściej strona oferująca odnosi zyski, a druga cierpi. -odparł, stając się bardzo podejrzliwy. Jednak z drugiej strony z jakiejś przyczyny bardzo chciał zaufać piekielnemu. A do tego wszystkiego zdał sobie sprawę że ten zapewne jest zdesperowany by w końcu się uwolnić, a smok jest jego pierwszą nadzieją od bardzo dawna- Myślę... myślę że się dogadamy. Nic nie podpiszę. Nie złoże przysięgi. Nie jestem głupi, wiem jak to działa. Jednak... chcę ci pomóc. Powiedz mi co mam zrobić, a potem się dogadamy. Dasz mi co chcę. Bo możesz dać mi co chcę, prawda?
Oczy smoka błysnęły chciwością i pożądaniem. Jeżeli to z czym rozmawiał było to za co się podawało, Darasmir miał przed sobą niesamowite perspektywy. Wszystkie jego pragnienia, wszystko co chciał było w zasięg jego łap. Potencjalnie.
Nagle podleciała do niego harpia. Biedna istota była przytłoczona obecnością takiej potęgi. Nic dziwnego, była najwidoczniej wyjątkowa pośród gatunku, który mimo wszystko wciąż był bardzo prosty. Bardzo podatny. Darasmir był smokiem, był przedwiecznym, a i tak był pod lekkim wpływem głazu. Co dopiero ona?
-Lillo -mruknął do niej smok, nie wiedząc co ma z nią robić. Teraz gdy spotkał Nue Kuru, wydawała się ona taka... drobna. Można nawet pokusić się o powiedzenie że w tej skali wydawała się nieistotna. Ale mimo wszystko, z jakiegoś powodu Darasmir wolał by nie została tutaj, bez niego.
-Możesz sprawić by Lilla była bardziej... trzeźwa? I czy będzie w stanie się stąd oddalić? -zapytał się jeszcze tylko zerkając kątem oka na ową Harpię.
Tymczasem smok postanowił zignorować komentarz na swój temat i zapytał o coś co go zaciekawiło:
-Oh, znałeś inne smoki? Jakie one były? Wiesz gdzie są?
Darasmir poznał już co prawda innego smoka. Ba, nawet smoczycę, co bardzo go uradowało. Problemem było że zgubił ją, co mocno go przygnębiło.
Z kolei kwestia imienia rozmówcy wydawała się Darasmirowi niezbyt ważna. On sam nie przywiązywał wagi do swojego imienia. Nic dla niego nie znaczyło i według niego imię powinno mieć znaczenie. Nie zmienił go z prostych, dwóch przyczyn: nie wiedział na jakie i nie miał po co tego robić.
-No dobrze, nazwę Nue Kuru. Czarny kamień. Podoba ci się? -zapytał się, w pewien sposób zadowolony że w jakiś sposób nazywa coś tak potężnego.
W momencie gdy zorientował się że to coś robi sobie z niego żarty, uniósł łeb, bardzo urażony i parsknął. Jednak chwilę później spojrzał się zaciekawiony na kamień, jakby zdał sobie z czegoś sprawę.
-Chwila... Ty nie możesz nic zrobić, prawda? Jesteś uwięziony! -rzekł z szerokim uśmiechem. Gad stanął na wprost do głazu i spojrzał się na niego z góry (co nie było trudne, głaz był niższy od smoka). Dalej nic nie mówił tylko wysłuchał co też Nue ma do powiedzenia. Bardzo przyjemnie słuchało się tak głębokiego głosu...
-Doskonale wiem jak działają pakty. Najczęściej strona oferująca odnosi zyski, a druga cierpi. -odparł, stając się bardzo podejrzliwy. Jednak z drugiej strony z jakiejś przyczyny bardzo chciał zaufać piekielnemu. A do tego wszystkiego zdał sobie sprawę że ten zapewne jest zdesperowany by w końcu się uwolnić, a smok jest jego pierwszą nadzieją od bardzo dawna- Myślę... myślę że się dogadamy. Nic nie podpiszę. Nie złoże przysięgi. Nie jestem głupi, wiem jak to działa. Jednak... chcę ci pomóc. Powiedz mi co mam zrobić, a potem się dogadamy. Dasz mi co chcę. Bo możesz dać mi co chcę, prawda?
Oczy smoka błysnęły chciwością i pożądaniem. Jeżeli to z czym rozmawiał było to za co się podawało, Darasmir miał przed sobą niesamowite perspektywy. Wszystkie jego pragnienia, wszystko co chciał było w zasięg jego łap. Potencjalnie.
Nagle podleciała do niego harpia. Biedna istota była przytłoczona obecnością takiej potęgi. Nic dziwnego, była najwidoczniej wyjątkowa pośród gatunku, który mimo wszystko wciąż był bardzo prosty. Bardzo podatny. Darasmir był smokiem, był przedwiecznym, a i tak był pod lekkim wpływem głazu. Co dopiero ona?
-Lillo -mruknął do niej smok, nie wiedząc co ma z nią robić. Teraz gdy spotkał Nue Kuru, wydawała się ona taka... drobna. Można nawet pokusić się o powiedzenie że w tej skali wydawała się nieistotna. Ale mimo wszystko, z jakiegoś powodu Darasmir wolał by nie została tutaj, bez niego.
-Możesz sprawić by Lilla była bardziej... trzeźwa? I czy będzie w stanie się stąd oddalić? -zapytał się jeszcze tylko zerkając kątem oka na ową Harpię.
- Tak... znałem parę. Z widzenia. A co do tego, jakie były, to można o tym mówić różnie... Ale te kilka, które spotkałem, były moim skromnym zdaniem nieco... tchórzliwe. Kiedy tylko mnie zobaczyły, zamiast choćby w przyzwoity sposób się przedstawić, pierzchały na wszystkie strony świata. Jak na razie tylko jeden, oprócz ciebie udzielił mi zaszczytu rozmowy. Ale to już inna historia, na inny dzień. - zakończył w taki sposób, jakby tak naprawdę po prostu nie zamierzał o tym opowiadać, gdyż nie sądził, by rozmówca chciał dalej o tym słuchać. W rzeczywistości jednak zrobił tak tylko z tego powodu, by smok musiał podjąć jakąś inicjatywę, żeby przekonać go do dalszego mówienia. Po prostu szykował sobie kolejny sposób, kolejny argument, który działałby na jego korzyść.
- Czy mi się podoba? - spytał głos, a czerwone szpary poszerzyły się lekko. W jego głosie można było jednak wyczuć nieokreśloną nutę, sygnalizującą, iż nie jest szczególnie z tego zadowolony. - Nie. Ani odrobinę. Nigdy nie lubiłem imion.
Smok popełnił błąd, w momencie w którym uznał, iż trochę śmiałości mu nie zaszkodzi. Nue Kuru, czy też jakkolwiek by go nie nazywać, wręcz nienawidził, gdy ktoś próbuje być w jakiś sposób lepszy od niego. A założenie, iż w tej chwili nie może mu nic zrobić, było błędne. Nue miał przy sobie jeszcze dość dużo energii, aby móc poważnie zagrozić smokowi.
- Nie... Nie mogę?! - warknął, dość poważnie wyprowadzony z równowagi. Nawet kamień w tej chwili zdawał się kipieć złością. - Ja bym nie potrafił? Jesteś gotów zaryzykować sprawdzenie tego? Nawet teraz byłem dość silny, żeby zagnieździć się w umyśle czegoś, co nie jest niczym więcej jak zwierzęciem, a na dodatek zdołałem nawet poszerzyć jej horyzonty. Udało mi się tego dokonać parę lat temu, a do tej pory mam nad nią kontrolę! Jeszcze nie tak dawno całkowicie zdominowałem czarodziejkę, która była silniejsza niż ty. Nie prowokuj mnie, nie jesteś u siebie smoku. Anud den reanter tur rebt! - zakończył Nue, używając nie do końca zrozumiałego komunikatu. Ale w sumie nic dziwnego, bo prawdopodobnie był w jednym z wielu dawnych, wymarłych języków. Trudno było powiedzieć, czy było to zaklęcie, czy też zwyczajne zawołanie, ale dla smoka na pewno bezpieczniej byłoby przestać denerwować piekielnego. W końcu, nie było do końca wiadomo, do jak wielu rzeczy jest zdolny...
- Jeżeli chcesz mi pomóc, możesz oczekiwać nagrody. Natomiast jeżeli nie chcesz... To i tak to zrobisz. - oświadczył Nue Kuru, w sposób, który pozwalał sądzić, iż raczej nie blefuje. Choć nawet jeśli, to świetnie się z tym ukrywał, bo ani trochę nie było tego po nim widać. Nie do końca dało się również określić, co Nue miał na myśli, mówiąc o przymusie. Tak czy siak, wobec czegoś takiego najlepiej byłoby pozostać ostrożnym.
- Chcę, żebyś przyniósł mi kamień, taki jak mój. Możesz też zanieść mnie do drugiego takiego głazu. To nie ma znaczenia. Ważne, aby oba były razem. Oprócz tego, jest jeszcze jeden, nieduży kamień, który zgubił mój poprzedni herold. Ten też ma się znaleźć z pozostałymi dwoma. Harpia cię tam zaprowadzi. Dopiero kiedy już tego dokonasz, pomówimy o twojej nagrodzie. Dzięki staraniom twojej poprzedniczki zdołałem dowiedzieć się, gdzie trzeba szukać. Oba brakujące kamienie znajdują się gdzieś w centralnej części wyspy syren. A co do harpii... - Nue przerwał na chwilę, jakby się zastanawiając. - Jeżeli bardzo ci na niej zależy, uwolnię ją. Ale dopiero wtedy, gdy zrobisz to, co ci właśnie poleciłem.
Jakby na potwierdzenie tych słów, harpia wzleciała w powietrze, po czym przysiadła na czarnym głazie, przekrzywiając głowę. Tym razem widać było po niej, że nie wygląda to zbyt naturalnie. Gdyby ktokolwiek miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to to właśnie wydarzenie, jak i całkowite znieruchomienie Lilli, powinny je rozwiać. Z jakiegoś powodu widok ten budził litość i niejako kazał choćby w minimalnym stopniu współczuć tej biednej istocie. W powietrzu natomiast dało się wyczuć lekką, bardzo trudną do wykrycia woń dymu i lawendy...
- Czy mi się podoba? - spytał głos, a czerwone szpary poszerzyły się lekko. W jego głosie można było jednak wyczuć nieokreśloną nutę, sygnalizującą, iż nie jest szczególnie z tego zadowolony. - Nie. Ani odrobinę. Nigdy nie lubiłem imion.
Smok popełnił błąd, w momencie w którym uznał, iż trochę śmiałości mu nie zaszkodzi. Nue Kuru, czy też jakkolwiek by go nie nazywać, wręcz nienawidził, gdy ktoś próbuje być w jakiś sposób lepszy od niego. A założenie, iż w tej chwili nie może mu nic zrobić, było błędne. Nue miał przy sobie jeszcze dość dużo energii, aby móc poważnie zagrozić smokowi.
- Nie... Nie mogę?! - warknął, dość poważnie wyprowadzony z równowagi. Nawet kamień w tej chwili zdawał się kipieć złością. - Ja bym nie potrafił? Jesteś gotów zaryzykować sprawdzenie tego? Nawet teraz byłem dość silny, żeby zagnieździć się w umyśle czegoś, co nie jest niczym więcej jak zwierzęciem, a na dodatek zdołałem nawet poszerzyć jej horyzonty. Udało mi się tego dokonać parę lat temu, a do tej pory mam nad nią kontrolę! Jeszcze nie tak dawno całkowicie zdominowałem czarodziejkę, która była silniejsza niż ty. Nie prowokuj mnie, nie jesteś u siebie smoku. Anud den reanter tur rebt! - zakończył Nue, używając nie do końca zrozumiałego komunikatu. Ale w sumie nic dziwnego, bo prawdopodobnie był w jednym z wielu dawnych, wymarłych języków. Trudno było powiedzieć, czy było to zaklęcie, czy też zwyczajne zawołanie, ale dla smoka na pewno bezpieczniej byłoby przestać denerwować piekielnego. W końcu, nie było do końca wiadomo, do jak wielu rzeczy jest zdolny...
- Jeżeli chcesz mi pomóc, możesz oczekiwać nagrody. Natomiast jeżeli nie chcesz... To i tak to zrobisz. - oświadczył Nue Kuru, w sposób, który pozwalał sądzić, iż raczej nie blefuje. Choć nawet jeśli, to świetnie się z tym ukrywał, bo ani trochę nie było tego po nim widać. Nie do końca dało się również określić, co Nue miał na myśli, mówiąc o przymusie. Tak czy siak, wobec czegoś takiego najlepiej byłoby pozostać ostrożnym.
- Chcę, żebyś przyniósł mi kamień, taki jak mój. Możesz też zanieść mnie do drugiego takiego głazu. To nie ma znaczenia. Ważne, aby oba były razem. Oprócz tego, jest jeszcze jeden, nieduży kamień, który zgubił mój poprzedni herold. Ten też ma się znaleźć z pozostałymi dwoma. Harpia cię tam zaprowadzi. Dopiero kiedy już tego dokonasz, pomówimy o twojej nagrodzie. Dzięki staraniom twojej poprzedniczki zdołałem dowiedzieć się, gdzie trzeba szukać. Oba brakujące kamienie znajdują się gdzieś w centralnej części wyspy syren. A co do harpii... - Nue przerwał na chwilę, jakby się zastanawiając. - Jeżeli bardzo ci na niej zależy, uwolnię ją. Ale dopiero wtedy, gdy zrobisz to, co ci właśnie poleciłem.
Jakby na potwierdzenie tych słów, harpia wzleciała w powietrze, po czym przysiadła na czarnym głazie, przekrzywiając głowę. Tym razem widać było po niej, że nie wygląda to zbyt naturalnie. Gdyby ktokolwiek miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to to właśnie wydarzenie, jak i całkowite znieruchomienie Lilli, powinny je rozwiać. Z jakiegoś powodu widok ten budził litość i niejako kazał choćby w minimalnym stopniu współczuć tej biednej istocie. W powietrzu natomiast dało się wyczuć lekką, bardzo trudną do wykrycia woń dymu i lawendy...
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Pierwsze słowa istoty bardzo go rozochociły, by chwilę potem bardzo go urazić. Smoki miały przed czymkolwiek uciekać?!? Niemożliwe!!! Smok potrząsnął zdecydowanie łbem bardzo niezadowolony.
-Kłamiesz. Smoki nie uciekają! Ja bym nigdy nie uciekł! -odparł ze stuprocentową pewnością w głosie, święcie przekonany o tym co mówi, mimo że jego jedyne, dotychczasowe spotkanie z obcym smokiem było BARDZO ulotne. Z kolei słowa o zaszczycie rozmowy nieco go udobruchały i postanowił jednak się nie gniewać za poprzednie słowa. Spojrzał się na kamień bardzo zaciekawiony i nieco z wyższością po swoich ostatnich słowach.
Bardzo szybko to jednak się zmieniło gdy kamień się ewidentnie zezłościł. Smok poderwał się gwałtownie, tak bardzo aż podskoczył w górę. Słysząc gniew i emanującą od obiektu siłę, bardzo się... spiął. Bo przecież smoki się nie boją. Syknął głośno skonfundowany i stanął ukosem do niego jakby spodziewał się ataku. Dopiero gdy ten się uspokoił, to samo zrobił Darasmir. Rozluźnił mięśnie i stanął na wprost do niego. Żeby odzyskać trochę pewności siebie rzucił, lecz niezbyt głośno:
-Jesteś taki potężny, a od od tysięcy lat wciąż jesteś uwięziony.
Nie ufał piekielnemu ani odrobinę, przede wszystkim z racji czym on był. Wiedział że szansa że zostanie zdradzony jest wysoka, jednak na swój sposób ten pomiot piekieł wydawał się być jakiś inny. Wysłuchał go jednak uważnie, gdyż wizja bogactwa i posiadania własnego zamku czy groty wypełnionej kosztownościami bardzo go pociągała.
-Dobrze. Jeśli obiecujesz dotrzymać słowa i uwolnić Lilię, pomogę ci. Radzę Ci jednak dotrzymać słowa.
Tak bardzo jak pewnie siebie to mogło zabrzmieć, Darasmir bynajmniej nie wiedział co mógłby zrobić by zaszkodzić piekielnemu w przypadku zdrady, gdy ten zostanie uwolniony. Już teraz wydawał się być silny, a co dopiero wtedy?
Spojrzał się na harpię jakby zamyślony. Nie wiedział jak mocno jest zaczarowana. Nie znał się dobrze na magii, więc nie wiedział jak ten czar może działać, a jego magia nie zawsze się go słuchała. Nie wiedział co może zrobić. Westchnął i ugiął łapy, pozwalając się dosiąść.
-Wejdź i mnie poprowadź -rzekł do niej, nie będąc bynajmniej miłym. Ona nie była sobą, nie wiedziała co się dzieje, a on dobrze o tym wiedział. Był gotów polecieć w kierunku mu wskazanym, czekał tylko na polecenia z jej strony.
-Kłamiesz. Smoki nie uciekają! Ja bym nigdy nie uciekł! -odparł ze stuprocentową pewnością w głosie, święcie przekonany o tym co mówi, mimo że jego jedyne, dotychczasowe spotkanie z obcym smokiem było BARDZO ulotne. Z kolei słowa o zaszczycie rozmowy nieco go udobruchały i postanowił jednak się nie gniewać za poprzednie słowa. Spojrzał się na kamień bardzo zaciekawiony i nieco z wyższością po swoich ostatnich słowach.
Bardzo szybko to jednak się zmieniło gdy kamień się ewidentnie zezłościł. Smok poderwał się gwałtownie, tak bardzo aż podskoczył w górę. Słysząc gniew i emanującą od obiektu siłę, bardzo się... spiął. Bo przecież smoki się nie boją. Syknął głośno skonfundowany i stanął ukosem do niego jakby spodziewał się ataku. Dopiero gdy ten się uspokoił, to samo zrobił Darasmir. Rozluźnił mięśnie i stanął na wprost do niego. Żeby odzyskać trochę pewności siebie rzucił, lecz niezbyt głośno:
-Jesteś taki potężny, a od od tysięcy lat wciąż jesteś uwięziony.
Nie ufał piekielnemu ani odrobinę, przede wszystkim z racji czym on był. Wiedział że szansa że zostanie zdradzony jest wysoka, jednak na swój sposób ten pomiot piekieł wydawał się być jakiś inny. Wysłuchał go jednak uważnie, gdyż wizja bogactwa i posiadania własnego zamku czy groty wypełnionej kosztownościami bardzo go pociągała.
-Dobrze. Jeśli obiecujesz dotrzymać słowa i uwolnić Lilię, pomogę ci. Radzę Ci jednak dotrzymać słowa.
Tak bardzo jak pewnie siebie to mogło zabrzmieć, Darasmir bynajmniej nie wiedział co mógłby zrobić by zaszkodzić piekielnemu w przypadku zdrady, gdy ten zostanie uwolniony. Już teraz wydawał się być silny, a co dopiero wtedy?
Spojrzał się na harpię jakby zamyślony. Nie wiedział jak mocno jest zaczarowana. Nie znał się dobrze na magii, więc nie wiedział jak ten czar może działać, a jego magia nie zawsze się go słuchała. Nie wiedział co może zrobić. Westchnął i ugiął łapy, pozwalając się dosiąść.
-Wejdź i mnie poprowadź -rzekł do niej, nie będąc bynajmniej miłym. Ona nie była sobą, nie wiedziała co się dzieje, a on dobrze o tym wiedział. Był gotów polecieć w kierunku mu wskazanym, czekał tylko na polecenia z jej strony.
- No przecież oczywiście, że byś nie uciekł. Przecież jesteś smokiem, czego miałbyś się bać? Tak samo tamte, też by nie uciekły. Być może. - skwitował Nue, najwyraźniej czerpiąc nutę satysfakcji z obecnego toru rozmowy. Jego zdaniem, konwersacja ta była po prostu zabawna. Nareszcie jakaś inteligentna, interesująca rozrywka.
Nue prawie się roześmiał, widząc, jak bardzo zdołał nastraszyć jaszczura. Prawie. Może i by to zrobił, ale zdecydowanie nie był w nastroju. Jak zresztą zawsze. W każdym razie miło było sobie przypomnieć, jak wielki respekt był w stanie obudzić w innych, nawet w nieznajomych. Tak, zdecydowanie chciałby robić to częściej. Niestety, nie zawsze ma się to, czego by się chciało. Smok był mu jeszcze potrzebny, toteż dalsze straszenie go nie miało większego sensu. W końcu dostał już swoją lekcję, teraz na pewno nie odważy się na coś podobnego.
- Hmm... Masz rację. Albo nie, gdyż żaden z nas nie wie, ile dokładnie tu jestem. Ale mogę cię zapewnić, że życie w kawałkach kamienia rozrzuconych nie wiadomo gdzie, nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Gdybym chciał, nawet teraz mógłbym wrócić do normalnej formy. Jedynym problemem jest to, że z tym momentem zakończyłbym żywot, będąc, no co tu dużo mówić, rozpołowiony. A nie mam zamiaru, żeby tyle lat czekania na nic się nie zdało. Myślę, że jesteś w stanie to zrozumieć.
Kiedy smok nareszcie zgodził się na jego propozycję, z kamienia wydobył się krótki, nieokreślony odgłos. Zasadniczo, to tego dźwięku nie można było porównać z niczym innym, było to niemożliwe. Można było jedynie domyślać się, co mógłby on oznaczać. Tak czy siak, zaraz po tym siedząca na kamieniu harpia zatrzęsła się cała, jakby dostała dreszczy, podczas gdy kamień jakby lekko wyblakł. Czerwone oczy zamknęły się, po czym zupełnie zniknęły na czarnej powierzchni. Tymczasem harpia zatrzęsła się ponownie, lecz kiedy przestała, zaczęła z powrotem wyglądać normalnie, nie licząc lekko zaczerwienionych oczu.
- Dziwne... - mruknęła naturianka głosem Nue Kuru. Wykonała kilka krótkich ruchów na różne sposoby, jakby coś sprawdzając, po czym spojrzała w stronę smoka. - Zamierzam ci pomóc, nie chciałbym, żebyś skończył tak jak moja ostatnia wysłanniczka. Ale ty też musisz się postarać.
Kiedy Nue, który odzywał się teraz tylko poprzez harpię, usłyszał, że smok rzeczywiście jest gotów mu się podporządkować, poczuł się zdecydowanie pewniej. Teraz przynajmniej miał szansę by nareszcie dokończyć to, co już dawno planował zrobić. Wszystko miał już dawno przemyślane i zaplanowane. Wystarczyło tylko zabrać się za wykonanie.
Harpia wzleciała w górę, prezentując sobą bardzo niepewny i niestabilny lot, po czym usiadła na smoku, tak jak jej na to pozwolono. Złapała się tak, żeby potencjalnie nie spaść, po czym ponownie zaczęła mówić:
- Wiesz gdzie są sploty w tej okolicy? Jakieś szczególnie magiczne miejsca? Potrzebny nam będzie splot, bez tego się łatwo nie uda. Znam jeden, ale jest dość daleko stąd. A i jeszcze jedno, z jakiej magii umiesz korzystać?
Nue prawie się roześmiał, widząc, jak bardzo zdołał nastraszyć jaszczura. Prawie. Może i by to zrobił, ale zdecydowanie nie był w nastroju. Jak zresztą zawsze. W każdym razie miło było sobie przypomnieć, jak wielki respekt był w stanie obudzić w innych, nawet w nieznajomych. Tak, zdecydowanie chciałby robić to częściej. Niestety, nie zawsze ma się to, czego by się chciało. Smok był mu jeszcze potrzebny, toteż dalsze straszenie go nie miało większego sensu. W końcu dostał już swoją lekcję, teraz na pewno nie odważy się na coś podobnego.
- Hmm... Masz rację. Albo nie, gdyż żaden z nas nie wie, ile dokładnie tu jestem. Ale mogę cię zapewnić, że życie w kawałkach kamienia rozrzuconych nie wiadomo gdzie, nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Gdybym chciał, nawet teraz mógłbym wrócić do normalnej formy. Jedynym problemem jest to, że z tym momentem zakończyłbym żywot, będąc, no co tu dużo mówić, rozpołowiony. A nie mam zamiaru, żeby tyle lat czekania na nic się nie zdało. Myślę, że jesteś w stanie to zrozumieć.
Kiedy smok nareszcie zgodził się na jego propozycję, z kamienia wydobył się krótki, nieokreślony odgłos. Zasadniczo, to tego dźwięku nie można było porównać z niczym innym, było to niemożliwe. Można było jedynie domyślać się, co mógłby on oznaczać. Tak czy siak, zaraz po tym siedząca na kamieniu harpia zatrzęsła się cała, jakby dostała dreszczy, podczas gdy kamień jakby lekko wyblakł. Czerwone oczy zamknęły się, po czym zupełnie zniknęły na czarnej powierzchni. Tymczasem harpia zatrzęsła się ponownie, lecz kiedy przestała, zaczęła z powrotem wyglądać normalnie, nie licząc lekko zaczerwienionych oczu.
- Dziwne... - mruknęła naturianka głosem Nue Kuru. Wykonała kilka krótkich ruchów na różne sposoby, jakby coś sprawdzając, po czym spojrzała w stronę smoka. - Zamierzam ci pomóc, nie chciałbym, żebyś skończył tak jak moja ostatnia wysłanniczka. Ale ty też musisz się postarać.
Kiedy Nue, który odzywał się teraz tylko poprzez harpię, usłyszał, że smok rzeczywiście jest gotów mu się podporządkować, poczuł się zdecydowanie pewniej. Teraz przynajmniej miał szansę by nareszcie dokończyć to, co już dawno planował zrobić. Wszystko miał już dawno przemyślane i zaplanowane. Wystarczyło tylko zabrać się za wykonanie.
Harpia wzleciała w górę, prezentując sobą bardzo niepewny i niestabilny lot, po czym usiadła na smoku, tak jak jej na to pozwolono. Złapała się tak, żeby potencjalnie nie spaść, po czym ponownie zaczęła mówić:
- Wiesz gdzie są sploty w tej okolicy? Jakieś szczególnie magiczne miejsca? Potrzebny nam będzie splot, bez tego się łatwo nie uda. Znam jeden, ale jest dość daleko stąd. A i jeszcze jedno, z jakiej magii umiesz korzystać?
- Darasmir
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 130
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje:
- Kontakt:
Dla Darasmira sytuacja była bardzo... dziwna. Jednocześnie wcale się nie bał ani trochę ale z drugiej strony miał przed sobą ogromną szansę na zdobycie tego co smoki lubią najbardziej: siły, władzy i bogactwa. Właśnie ta smocza chciwość sprawiała że nie poszedł sobie w cholerę i nie zostawił dziwnego gadającego kamienia samemu sobie, na pastwę losu. W zasadzie nie miał do czego wracać, bo dziura w drzewie czy dziura w skale nie była zachęcającą opcją. Mając to na względzie smok stał i czekał cierpliwie jednocześnie uważnie przypatrując co robi sam arcy-diabeł.
Wygądało na to że potrafił przenosić swoją duszę, swoją aurę i w ogóle całe swoje jestestwo pomiędzy ciałami i obiektami. Zastanawiające czemu nie zrobił tego wcześniej. Może nikt nie zbliżył się na tyle by mógł się przenieść. I czy smok byłby w stanie uciec gdyby Nue chciał go opętać? Ta kwestia bardzo go niepokoiła. Smok bardzo cenił swoje ciało ale swoją duszę jeszcze bardziej.
-Jestem smokiem, oczywiście że dam radę -mruknął niezadowolony że ktoś w ogóle śmie podważać jego kompetencje w wykonywaniu jakiegokolwiek zadanie, nieważne czym by one było.
Bardzo niechętnie stał nieruchomo i czekał aż ciało harpii na nim usiądzie, wydawało się to w jakiś sposób... wstrętne. Ona była opętana przez coś niesamowicie potężnego, a to coś właśnie zaczęło go dotykać, nawet jeśli ledwo to czuł przez swoje grube łuski. Gdy diabeł się wreszcie usadowił na jego grzbiecie, smok wzbił się w powietrze i zawisł nie ruchowmo czekając na jakieś wskazówki. Bo nie przyjmował poleceń! Tylko wskazówki, ewentualnie zalecenia.
-Um tak, tuż obok miejsca gdzie tutaj sypiam znajduje się punkt gdzie czuć silną magię. To jest splot? Tak? -zapytał się go bynajmniej nie zamierzając się przyznawać do jakiegokolwiek braku wiedzy. Nawet przed samym sobą. Zaczął lecieć do miejsca z którego przyszedł. Nie spieszył się, lubił latać w nocy, gdy powietrze było tak świeże.
-Jaką magią? -spytał się zaskoczony i mocno skonsternowany gdy padło pytanie o jego magiczne zdolności- Jaką magią...
Jego wiedza odnośnie magii nieco się stępiła przez lata życia w dziczy i jedynie smocza pamięć pozwalała przypomnieć sobie potrzebną do udzielenia odpowiedzi teorię.
-Umiem przenosić swoją duszę na bardzo krótko pomiędzy ciałami ale jest to bardzo męczące. Łatwiej jest mi chodzić poza ciałem. Umiem też wyciszyć świat dookoła do absolutnego braku dźwięku. Nie wiem co jeszcze umiem... Bo nie do końca nad tym panuję. Zwykle gdy jestem wściekły to wszystko się dzieje. Nie wiem jak.
Smok mówił to bardzo niechętnie. Nie lubił się tym dzielić i z resztą nigdy nie miał okazji.
W końcu gdy dotarli na miejsce smok jakimś sposobem wylądował między drzewami, przed swoją dziuplą i poczekał aż harpia zleci z jego grzbietu. Rzucił do niej krótkie "poczekaj" i wszedł do środka by wyłonić się po chwili z poprzednio wspomnianym, wielkim wisiorem na szyi. Ogłosił wtedy że mogą iść dalej.
Nue mógł wyczuć że mimo bardzo silnego kamuflażu w wisiorze coś jest. Coś potężnego, lecz trudno powiedzieć jak bardzo. Sama natura tego jestestwa była trudna do zrozumienia. Można by powiedzieć że była chłodna i nieprzystępna. Na co zachłanna? Tego nie dało się powiedzieć przez tą właśnie kamuflującą magię. Bardzo tajemnicze.
Wygądało na to że potrafił przenosić swoją duszę, swoją aurę i w ogóle całe swoje jestestwo pomiędzy ciałami i obiektami. Zastanawiające czemu nie zrobił tego wcześniej. Może nikt nie zbliżył się na tyle by mógł się przenieść. I czy smok byłby w stanie uciec gdyby Nue chciał go opętać? Ta kwestia bardzo go niepokoiła. Smok bardzo cenił swoje ciało ale swoją duszę jeszcze bardziej.
-Jestem smokiem, oczywiście że dam radę -mruknął niezadowolony że ktoś w ogóle śmie podważać jego kompetencje w wykonywaniu jakiegokolwiek zadanie, nieważne czym by one było.
Bardzo niechętnie stał nieruchomo i czekał aż ciało harpii na nim usiądzie, wydawało się to w jakiś sposób... wstrętne. Ona była opętana przez coś niesamowicie potężnego, a to coś właśnie zaczęło go dotykać, nawet jeśli ledwo to czuł przez swoje grube łuski. Gdy diabeł się wreszcie usadowił na jego grzbiecie, smok wzbił się w powietrze i zawisł nie ruchowmo czekając na jakieś wskazówki. Bo nie przyjmował poleceń! Tylko wskazówki, ewentualnie zalecenia.
-Um tak, tuż obok miejsca gdzie tutaj sypiam znajduje się punkt gdzie czuć silną magię. To jest splot? Tak? -zapytał się go bynajmniej nie zamierzając się przyznawać do jakiegokolwiek braku wiedzy. Nawet przed samym sobą. Zaczął lecieć do miejsca z którego przyszedł. Nie spieszył się, lubił latać w nocy, gdy powietrze było tak świeże.
-Jaką magią? -spytał się zaskoczony i mocno skonsternowany gdy padło pytanie o jego magiczne zdolności- Jaką magią...
Jego wiedza odnośnie magii nieco się stępiła przez lata życia w dziczy i jedynie smocza pamięć pozwalała przypomnieć sobie potrzebną do udzielenia odpowiedzi teorię.
-Umiem przenosić swoją duszę na bardzo krótko pomiędzy ciałami ale jest to bardzo męczące. Łatwiej jest mi chodzić poza ciałem. Umiem też wyciszyć świat dookoła do absolutnego braku dźwięku. Nie wiem co jeszcze umiem... Bo nie do końca nad tym panuję. Zwykle gdy jestem wściekły to wszystko się dzieje. Nie wiem jak.
Smok mówił to bardzo niechętnie. Nie lubił się tym dzielić i z resztą nigdy nie miał okazji.
W końcu gdy dotarli na miejsce smok jakimś sposobem wylądował między drzewami, przed swoją dziuplą i poczekał aż harpia zleci z jego grzbietu. Rzucił do niej krótkie "poczekaj" i wszedł do środka by wyłonić się po chwili z poprzednio wspomnianym, wielkim wisiorem na szyi. Ogłosił wtedy że mogą iść dalej.
Nue mógł wyczuć że mimo bardzo silnego kamuflażu w wisiorze coś jest. Coś potężnego, lecz trudno powiedzieć jak bardzo. Sama natura tego jestestwa była trudna do zrozumienia. Można by powiedzieć że była chłodna i nieprzystępna. Na co zachłanna? Tego nie dało się powiedzieć przez tą właśnie kamuflującą magię. Bardzo tajemnicze.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości