Sevi nie doczekała się odpowiedzi od nikogo, aczkolwiek to było wytłumaczalne. Sama była zmęczona, kompletnie wykończona. Nie zapowiadało się także, żeby Enid uspokoiła się w najbliższym czasie; wredny duch co chwilę narzekał na niedostatek krwi, jakaż ona była głodna, jak bardzo chciała walczyć. Naturianka była niezmiernie zadowolona, że naukowiec został uciszony. Jego wołanie zaczynało ją wkurzać, a w połączeniu z paskudnymi obrazami, które przesyłała jej Enid, całość niemal przyprawiała ją o ból głowy. Zignorowała natomiast ten fioletowy błysk w oczach karła. Sevi westchnęła przeciągle. Jedyne, o czym teraz marzyła, to znalezienie się w jakimś mniej nieprzyjemnym lesie – Mroczna Puszcza jakoś nie napełniała jej entuzjazmem – i spokojny odpoczynek.
- Co to było? – zapytała Enid, krótko po tym, jak w całej sali coś zazgrzytało. Fellarianka rozejrzała się po pomieszczeniu, a każdy z jej zmysłów został wyostrzony, nasłuchiwała i obserwowała. Przez chwilę jej dłoń powędrowała w kierunku sztyletu, lecz kobieta momentalnie opuściła rękę. Enid była za bardzo rozbudzona, zbyt łatwo przyszłoby jej przejęcie kontroli nad ciałem naturianki. A wtedy oszalałaby i walczyła tylko dlatego, że coś jej każe, że coś w jej duszy, co nie jest nią, łaknie krwi.
- O cholera... - szepnęła, spoglądając na coraz to więcej linii na słoju, w którym znajdował się fellarianin. Dźwięk tłuczonego szkła rozbrzmiał dźwięcznie w pomieszczeniu, a kilka sekund martwej ciszy dodawało mrocznego nastroju sytuacji. Sevi zaczęła w myślach liczyć, ile czasu minęło, kiedy to nagle z galaretowatej substancji wyleciał mężczyzna ze skrzydłami. Dla naturianki dziwnie było oglądać osobę jej rasy w takim stanie. Zastanawiała się, ile słów wypowiedział z własnej woli. Czy to organium po prostu tak działało na umysł postaci?
Po nieudanym ataku Azazela Sevi oceniła sytuację. W tym wypadku pozostała całkowicie sama z mężczyzną o skórze twardej jak hartowana stal; Kaynear nadal leżał nieprzytomny na ziemi, a przemieniony dostał jednym z magicznych pocisków fellarianina.
- Znowu zostałyśmy same! - dobitnie przypominała Enid. Naturianka prychnęła cicho, marszcząc brwi. W odróżnieniu od pozostałej dwójki towarzyszy posiadała chociaż jeden, maleńki szczegół, który ułatwi jej walkę z Gabrielem. A mianowicie; skrzydła. Zwykła broń także nie podziała... A napędzana energią duchową i wzbogacona o kilka czarów z dziedziny chaosu mogłaby zadziałać. Chociaż i tutaj nie było pewności, ale warto spróbować, niż stać bezczynnie i gapić się na strzelającego magicznymi pociskami fellarianina.
Sevi zaczęła biec. W trakcie tego wzięła do ręki sztylet, wysyłając doń energię rozpadu. Kiedy znalazła się w miarę blisko Gabriela, na jej plecach pojawiły się ciemne skrzydła, które niejednemu człekowi przywodziły na myśl upadłą anielicę. Kobieta wystrzeliła w górę niczym strzała, mknąc wprost na mężczyznę. Teraz już jej obawa, że naukowiec zwróci na nią uwagę, gdy tylko dostrzeże, do jakiej rasy należy Sevi, zniknęła. W końcu karzeł był nieprzytomny!
Fellarianka podleciała bliżej oponenta, a kiedy ten na nią spojrzał i szykował się do ataku, ona przyjęła bojową postawę. Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu, zamachnęła się i... Drugą dłonią wystrzeliła przeźroczystą smugę, która zniekształcała nieco tło, kiedy się nań patrzyło. W tym samym czasie fellarianin uwolnił magiczną kulę z dłoni, a oba czary spotkały się po drodze; przy czym purpurowy błysk został całkowicie rozproszony. „Zadziałało! To działa!” - pomyślała uradowana Sevi. Wówczas z jej dłoni poleciała kolejna smuga, niczym ostrze cięła powietrze, i uderzyła w fellarianina. Rozwścieczony Gabriel zaszarżował na nią, aczkolwiek naturianka niemal na oślep używała ciągle tego samego triku. Połączenie magii powietrza i chaosu; dzięki temu mogła spokojnie rzucać zaklęcie rozpadu i rozwalać czary przeciwnika. Przy okazji nie wspomagając się Enid.
- Ty cholero... – wymamrotał duch, na co Sevi się uśmiechnęła lekko. Skoro skrzydła tej metalowej podróbki są dość wytrzymałe, musi szybko dać mu radę. Nie wątpiła w siebie, lecz... Cóż, wątpiła w to, jak długo da radę polegać tylko na magii. Nie znała więcej arkan, jedynie powietrze i chaos. Fellarianka uniknęła bezpośredniego ciosu od Gabriela, aczkolwiek ten szybko się zreflektował i nie pozwolił dłużej sobą manipulować. Z całej siły naparł na Sevi, pchając ją na ścianę, nie wspominając już o tym, że uderzenie metalowej ręki bolało jak jasna cholera.
- Nie dasz sobie rady. Jesteś za słaba dla niego. Ale ze mną...
- Stul pysk...! - powiedziała brązowowłosa, starając się za wszelką cenę oddać cios, jakim wcześniej sama została obdarowana. Niestety na marne. Jeden z magicznych pocisków trafił ją prosto w brzuch, odpychając na sąsiednią ścianę. Uderzenie plecami o kamienną strukturę wyrwało jej dech z piersi. Zleciała niżej, klękając na ziemi. Przetarła ramieniem wargi, a kiedy ujrzała na skórze krew, wkurzyła się. Nie była pewna, czy to gniew Enid przez nią przepływa, czy to jej własne odczucie. Chwyciła się jedną dłonią za bolący brzuch, po czym chwiejnym krokiem wstała, wspierając się skrzydłami. Rozpostarła je, a następnie znowu poszybowała w górę, szarżując na Gabriela z Enid. Tym razem starała się go chociaż trafić sztyletem w części, których nie pokrywał metal. Oczywiście nadal przesyłała do broni czary, które miały ją wzmocnić o magię rozpadu. W ten sposób mogłaby zniszczyć niemalże wszystko.
Kolejne ciosy metalowych dłoni były szybsze i bardziej zdecydowane, Sevi nie wyszła bez szwanku. Zmęczenie i coraz cięższe powieki oznaczały tylko jedno; jej przegraną. Jeżeli teraz upadnie, trudno będzie powstać. A w jej głowie krążyła tylko jedna myśl, nim jej świadomość całkowicie wycofała się i ustąpiła miejsce komuś innemu. „Nie dać się pokonać”, już nawet nie obchodził ją jej stan i fakt, że traci kontrolę. Została odrzucona ponownie, tym razem spadła na ziemię. Jej oddech stał się bardziej spazmatyczny, kiedy przez ciało przeszedł impuls złowrogiej energii.
Wstała, a jej skrzydła rozprostowały się na całej długości. Chwyciła się za głowę. Krew nie przestawała być ozdobą na jej twarzy; teraz karmazynowa posoka wypływała z jej skroni, plamiąc policzek fellarianki. Ciszę, którą zapewne Gabriel uznał za swoje zwycięstwo, przerwał cichy i mroczny śmiech. Sevi uniosła głowę. W jej oczach widoczna była nagła zmiana; cudowna naturiańska zieleń została zastąpiona odcieniem krwi.
- Nareszcie! - krzyknęła, a jej zwykle miły i dziewczęcy głos zdawał się być tylko cieniem, chórem dla bardziej twardego i zmysłowego tonu. Dwa głosy kontrastowały ze sobą, a Enid tylko ponownie się zaśmiała. - Słabiak! Mi nie dasz rady! - Duch ignorował ograniczenia ciała fellarianki, gdyż przejmując nad nią kontrolę nic go nie obchodziło. Tylko walka i krew, czysta rzeź. Aż kurz się zebrał w powietrzu, kiedy naturianka wystrzeliła ku górze i zaatakowała ponownie Gabriela. Sztylet w jej dłoni zalśnił tajemniczym blaskiem, a ona sama jak szalona nie pozwalała oponentowi na kontratak. Nawet Enid troszczyła się o Sevi! W końcu jeśli coś się stanie jej ciału, będzie za bardzo połamane, poharatane, będzie niezdolne do użytku...
Dłoń demonicy zaczęła nagle drżeć. Ale nie było to spowodowane strachem, oj nie. Szybkie drganie stawało się coraz szybsze, aż w końcu przeniosło się też na trzymaną w ręce broń.
- Słodkich snów, metalowcu! - I jak gdyby nigdy nic zniknęła, jawiąc się za fellarianinem i przebijając jego metalową pierś na wylot. Drgania dłoni Sevi były błyskawiczne, wzmocniony magią chaosu sztylet dodatkowo ułatwił jej zadanie. Ciało Gabriela spadło bezwładnie na ziemię, a dziewczyna uśmiechnęła się najszerzej, jak tylko mogła. Sama po chwili zleciała na dół, chowając skrzydła. Jej oczy zaczęły migać, zmieniając swój kolor z czerwonego na zielony, zachowywały się jak zepsuta maszyna krasnoludów, czy też ogień świecy wystawiony na potężny wiatr.
- Szlag by cię... - powiedziała Enid, starając się nie pozwolić wrócić Sevi, aczkolwiek jej siła woli była słabsza. Od tak dawna nie wzmocniła się krwią biednego człowieka, co nadrobiła dopiero dzisiaj. Lecz dla niej to trochę za mało.
Czarna Puszcza ⇒ Niespodziewany wróg, przypadkowy sojusznik
Tymczasem Kaynear przebywał w odległej krainie sennych koszmarów. Mimo że w prawdziwym świecie minęło dopiero około pół godziny od jego utraty przytomności, to dla niego ten okres czasu dłużył się już godzinami. I cały czas śnił jeden sen.
Kay stał pośrodku cmentarza, przez który przeszli do krypty naukowca. Jednak dookoła było zupełnie ciemno, a Sevi wydawała się zjawą, lekko prześwitującą. Zupełnie nieobecną istotą. Oczom łucznika ukazał się jego wierny rumak, jednak po wielu rekonstrukcjach. Metalowe ciało zbudowane z nakładających się blach, stalowe kopyta okute ćwiekami i buchający z paszczy i pustych oczodołów ogień.
- Jesteś nic niewartym zdrajcą! Zostawiłeś wiernego przyjaciela! - wykrzykiwał demonicznym głosem koń. - Pozostawiłeś mnie na pastwę temu naukowcowi! Oddałeś moją dumę, by mnie przerobił, ulepszył! - oskarżał piekielny ogier. Po zakończeniu tej tyrady, win zaszarżował na Kaya. Łowca nie odpowiedział atakiem, lecz z przerażeniem w oczach uciekł na schody, które Sevi otworzyła. Następnie Fellarianka podcięła nogi człowiekowi, zamieniła się w fioletowy płomień i zniknęła pośród ciemności, cały czas trzymając swój przeklęty nóż. Kay turlał się po schodach krypty coraz to bardziej obolały.
Zatrzymał się na półpiętrze, gdzie wyraźnie widać było klatkę z Azazelem. Tym samym, którego uratował, jednak tym razem ubrany był w czerwony płaszczyk zasłaniający całkowicie głowę. Gdy Kay podszedł do klatki, by uwolnić towarzysza, klatka otworzyła się samoistnie z głośnym huknięciem. Wyszła stamtąd mała dziewczynka z trupią twarzą i gałęzią wystającą pośrodku jej brzucha.
- Zostawiłeś mnie. Biedną. Niewinną. Nie pomogłeś, a przecież mogłeś. Ja jeszcze żyłam. Teraz sprawię, że ty przestaniesz! - wykrzyczał nieboszczyk i wybuchł czarną mazią. Następnie wszędzie dookoła pojawiły się jej klony. Tkanina zaczęła spływać po ciele strugami szkarłatnej krwi, coraz bardziej obnażając jej koszyk przybity do piersi, w którym trzymała zakrwawione narzędzia tortur. Silnym ruchem wyciągnęła z niego jeden z przedmiotów i poleciała niczym duch w stronę przerażonego chłopaka. Ten cofnął się krok i ponownie upadł z powodu braku podłoża. Dziewczyna szyderczo uśmiechnęła się i wyparowała w szkarłatnym płomieniu.
Turlał się przez dłuższą chwilę i nagle poczuł pod sobą miękką trawę, a także pomieszaną symfonię zapachów, jakie zwyczajowo czuje się na polach bitwy, gdy takowe już się zakończą. Silna woń krwi rozlanej wszędzie. Łucznik jednak z jakiegoś powodu nie mógł otworzyć oczu, by sprawdzić, skąd dochodzi. Ten zapach czerwonego płynu przeplatał się z jeszcze silniejszym odorem zgniłego ciała. Czuł je wszędzie dookoła. Nad sobą, pod sobą i dookoła. Nadal jednak nie potrafił otworzyć oczu. Czuł, jak coraz to kolejne kropelki śliny brudzą mu twarz. Nadal nie potrafił spojrzeć przed siebie. Dopiero ryk wilkołaka pozwolił mu na tę czynność. Kay znowu musiał stanąć twarzą w twarz z wilkołakiem. Tym razem jednak dwa razy większym, obżartym przez zwierzęta bezgłowym truchłem, które nie czuje bólu. Pierwszy cios i już Kay nie był w stanie się poruszyć. Atak przerąbał się mu przez ramię na wylot. Wtem usłyszał w oddali głos. Głos tak dobrze mu znany, mimo że ledwie przez parę chwil był jego ofiarą. Przez polanę szła kobieta. W ręku trzymała nóż Sevi, jednakże nie była to owa fellarianka. Była to ludzka forma przeklętego noża Enid.
- Weź mnie. Użyj mnie. Uratuj się. Wiesz, że beze mnie sobie nie poradzisz. Jesteś słabym, nędznym robakiem, który nie potrafi obronić nawet jednego przyjaciela - śmiała się mu w twarz, podchodząc coraz bliżej. Następnie wyciągnęła do niego rękę. Ujęła go, wyciągnęła spod krwawiącego truchła, które stało jak zamurowane, i wręczyła mu do ręki nóż.
- Teraz jesteś gotowy, rzuć go! Zabij! Ha! O tak! Dalej! - wykrzykiwała uradowana.
Jednocześnie w prawdziwym życiu leżał on na podłodze i majaczył.
- Zostawiłeś mnie. Zabije cię - mamrotał pod nosem i nagle szybkim ruchem wyciągnął swój miecz, przebił swoje ramię na wylot i wyciągnął dłoń dziurawej ręki w stronę Sevi. Nagle w wystawionej dłoni zaczął się materializować nóż Enid, a ta zaciśnięta na rękojeści zaczęła zamarzać.
- Jesteś gotowy! Zabij! - wykrzyczał z fioletowymi płomykami na oczach.
Kaynear zupełnie w amoku rzucił przebitą na wylot ręką nożem, wzmacniając go magią. W tym samym momencie się obudził, jednak nie zdążyło mu czasu na zorientowanie się, że nie celuje ostrzem w wilkołaka, lecz w niczego nieświadomą Sevi. A pocisk już pędził.
Kay stał pośrodku cmentarza, przez który przeszli do krypty naukowca. Jednak dookoła było zupełnie ciemno, a Sevi wydawała się zjawą, lekko prześwitującą. Zupełnie nieobecną istotą. Oczom łucznika ukazał się jego wierny rumak, jednak po wielu rekonstrukcjach. Metalowe ciało zbudowane z nakładających się blach, stalowe kopyta okute ćwiekami i buchający z paszczy i pustych oczodołów ogień.
- Jesteś nic niewartym zdrajcą! Zostawiłeś wiernego przyjaciela! - wykrzykiwał demonicznym głosem koń. - Pozostawiłeś mnie na pastwę temu naukowcowi! Oddałeś moją dumę, by mnie przerobił, ulepszył! - oskarżał piekielny ogier. Po zakończeniu tej tyrady, win zaszarżował na Kaya. Łowca nie odpowiedział atakiem, lecz z przerażeniem w oczach uciekł na schody, które Sevi otworzyła. Następnie Fellarianka podcięła nogi człowiekowi, zamieniła się w fioletowy płomień i zniknęła pośród ciemności, cały czas trzymając swój przeklęty nóż. Kay turlał się po schodach krypty coraz to bardziej obolały.
Zatrzymał się na półpiętrze, gdzie wyraźnie widać było klatkę z Azazelem. Tym samym, którego uratował, jednak tym razem ubrany był w czerwony płaszczyk zasłaniający całkowicie głowę. Gdy Kay podszedł do klatki, by uwolnić towarzysza, klatka otworzyła się samoistnie z głośnym huknięciem. Wyszła stamtąd mała dziewczynka z trupią twarzą i gałęzią wystającą pośrodku jej brzucha.
- Zostawiłeś mnie. Biedną. Niewinną. Nie pomogłeś, a przecież mogłeś. Ja jeszcze żyłam. Teraz sprawię, że ty przestaniesz! - wykrzyczał nieboszczyk i wybuchł czarną mazią. Następnie wszędzie dookoła pojawiły się jej klony. Tkanina zaczęła spływać po ciele strugami szkarłatnej krwi, coraz bardziej obnażając jej koszyk przybity do piersi, w którym trzymała zakrwawione narzędzia tortur. Silnym ruchem wyciągnęła z niego jeden z przedmiotów i poleciała niczym duch w stronę przerażonego chłopaka. Ten cofnął się krok i ponownie upadł z powodu braku podłoża. Dziewczyna szyderczo uśmiechnęła się i wyparowała w szkarłatnym płomieniu.
Turlał się przez dłuższą chwilę i nagle poczuł pod sobą miękką trawę, a także pomieszaną symfonię zapachów, jakie zwyczajowo czuje się na polach bitwy, gdy takowe już się zakończą. Silna woń krwi rozlanej wszędzie. Łucznik jednak z jakiegoś powodu nie mógł otworzyć oczu, by sprawdzić, skąd dochodzi. Ten zapach czerwonego płynu przeplatał się z jeszcze silniejszym odorem zgniłego ciała. Czuł je wszędzie dookoła. Nad sobą, pod sobą i dookoła. Nadal jednak nie potrafił otworzyć oczu. Czuł, jak coraz to kolejne kropelki śliny brudzą mu twarz. Nadal nie potrafił spojrzeć przed siebie. Dopiero ryk wilkołaka pozwolił mu na tę czynność. Kay znowu musiał stanąć twarzą w twarz z wilkołakiem. Tym razem jednak dwa razy większym, obżartym przez zwierzęta bezgłowym truchłem, które nie czuje bólu. Pierwszy cios i już Kay nie był w stanie się poruszyć. Atak przerąbał się mu przez ramię na wylot. Wtem usłyszał w oddali głos. Głos tak dobrze mu znany, mimo że ledwie przez parę chwil był jego ofiarą. Przez polanę szła kobieta. W ręku trzymała nóż Sevi, jednakże nie była to owa fellarianka. Była to ludzka forma przeklętego noża Enid.
- Weź mnie. Użyj mnie. Uratuj się. Wiesz, że beze mnie sobie nie poradzisz. Jesteś słabym, nędznym robakiem, który nie potrafi obronić nawet jednego przyjaciela - śmiała się mu w twarz, podchodząc coraz bliżej. Następnie wyciągnęła do niego rękę. Ujęła go, wyciągnęła spod krwawiącego truchła, które stało jak zamurowane, i wręczyła mu do ręki nóż.
- Teraz jesteś gotowy, rzuć go! Zabij! Ha! O tak! Dalej! - wykrzykiwała uradowana.
Jednocześnie w prawdziwym życiu leżał on na podłodze i majaczył.
- Zostawiłeś mnie. Zabije cię - mamrotał pod nosem i nagle szybkim ruchem wyciągnął swój miecz, przebił swoje ramię na wylot i wyciągnął dłoń dziurawej ręki w stronę Sevi. Nagle w wystawionej dłoni zaczął się materializować nóż Enid, a ta zaciśnięta na rękojeści zaczęła zamarzać.
- Jesteś gotowy! Zabij! - wykrzyczał z fioletowymi płomykami na oczach.
Kaynear zupełnie w amoku rzucił przebitą na wylot ręką nożem, wzmacniając go magią. W tym samym momencie się obudził, jednak nie zdążyło mu czasu na zorientowanie się, że nie celuje ostrzem w wilkołaka, lecz w niczego nieświadomą Sevi. A pocisk już pędził.
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 641
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Sevi i Azazel, skupieni na swoim nieprzytomnym towarzyszu, zdawali się zupełnie wyzbyć poczucia zagrożenia. Rzeczywiście, naukowiec spał snem sztucznym, lecz głębokim, a atakujący ich chwilę temu gargulec zapadł w sen wieczny pod stertą gruzu. W komnacie zaległa głucha cisza, przerywana jedynie rozmowami dwójki bohaterów.
Jeśli Fellarianka i Przemieniony zachowali jeszcze resztki czujności mogli usłyszeć niepokojący odgłos. Najpierw zabrzmiał krótko, a później trwał dłużej, jak gdyby pękało coś murowanego. Nie był to jednak osuwający się materiał, który przygniótł Karola, ani też pękające ściany. Jeśli któreś z nich zadarłoby głowę, przekonaliby się, że żywy Gargulec nie był jedynym asem w rękawie Niziołka. Przez unoszący się jeszcze w komnacie pył, trudno było dostrzec miejsce, gdzie siedział Karol, udając jednego z kamiennych gargulców. To jednak, że jako jedyny z nich był żyw, nie oznaczało, że jako jedyny stanowił zagrożenie. Ów dźwięk pękającego muru pochodził bowiem od kolejnej bestii. Zdawała się ona być cała z kamienia, lecz poruszała się teraz, z lekkim wysiłkiem odrywając kończyny i tułów od muru. Masywne ciało nie było pokryte sierścią, jak u Karola, lecz całe było z kamienia, pokryte świeżym pyłem powstałym, gdy bestia odrywała się od filaru. Nietoperze skrzydła rozwinęły się, sypiąc gruzem na bohaterów, a Gargulec rozdziawił kamienną paszczę i zaskrzeczał przeraźliwie. Był to dźwięk przypominający raczej sunięcie metalowej skrzyni bo kamiennej posadzce, niźli zwierzęcy ryk, lecz zdawał się przemówić do pozostałych posągów. Po chwili każdy kamienny gargulec przebudzał się do życia, powoli, ale skutecznie odrywając się od filarów i rozglądając niewidzącym kamiennym wzrokiem dookoła.
Pierwszy z przebudzonych kamiennych monstrów zdążył już zlecieć na ziemię i wbrew swojej posturze i budulca, z którego się składał, podkraść się do Azazela i sprawnie złapać go w szpony. Poderwał się od razu do lotu, szybko znikając spoza zasięgu rażenia Sevii i kurczowo obejmując Przemienionego łapami wzbił się wyżej i zaryczał przeraźliwie. Pozostałe gargulce odpowiedziały mu podobnym okrzykiem, teraz już niemal wszystkie uwolnione ze swoich dotychczasowych okowów. Każde machnięcie kamiennych, nietoperzych z wyglądu skrzydeł powodowało osypywanie się z nich kamienia, lecz bestia zdawała się nie zwracać na to uwagi. Trzymając w mocnych objęciach Azazela, Gargulec rozpędził się, lecąc pod samo sklepienie komnaty i przebił je na wylot impetem własnego ciała, znikając po chwili w ziejącej dziurze. Na ziemię posypała się kolejna porcja gruzu, uderzając w niektóre z pozostałych gargulców, spowalniając je nieco i dając Fellariance czas na ucieczkę, jeśli zdecydowałaby się pozostawić nieprzytomnego towarzysza. Jeden z większych fragmentów opadającego sklepienia spadł na jedną z przebudzonych bestii i rozbił ją na kawałki, tak że nie dało się nawet rozróżnić fragmentów jej „ciała” od rozbitego kamienia, które ją uderzyło. Nadal pozostało jednak jeszcze pięć gargulców, o rozmiarach nieco większych niż spory wilk, uzbrojonych jedynie w ciężkie kamienne łapy i ogromne nietoperze skrzydła, które mimo że zbudowane były z kamienia, jakimś cudem pozwalały się wzbić gargulcom w powietrze. Monstra poruszały się niezgrabnie, wpadając na siebie nawzajem i na inne przeszkody w komnacie, przeszukując ją jednak systematycznie w poszukiwaniu intruzów.
Jeśli Fellarianka i Przemieniony zachowali jeszcze resztki czujności mogli usłyszeć niepokojący odgłos. Najpierw zabrzmiał krótko, a później trwał dłużej, jak gdyby pękało coś murowanego. Nie był to jednak osuwający się materiał, który przygniótł Karola, ani też pękające ściany. Jeśli któreś z nich zadarłoby głowę, przekonaliby się, że żywy Gargulec nie był jedynym asem w rękawie Niziołka. Przez unoszący się jeszcze w komnacie pył, trudno było dostrzec miejsce, gdzie siedział Karol, udając jednego z kamiennych gargulców. To jednak, że jako jedyny z nich był żyw, nie oznaczało, że jako jedyny stanowił zagrożenie. Ów dźwięk pękającego muru pochodził bowiem od kolejnej bestii. Zdawała się ona być cała z kamienia, lecz poruszała się teraz, z lekkim wysiłkiem odrywając kończyny i tułów od muru. Masywne ciało nie było pokryte sierścią, jak u Karola, lecz całe było z kamienia, pokryte świeżym pyłem powstałym, gdy bestia odrywała się od filaru. Nietoperze skrzydła rozwinęły się, sypiąc gruzem na bohaterów, a Gargulec rozdziawił kamienną paszczę i zaskrzeczał przeraźliwie. Był to dźwięk przypominający raczej sunięcie metalowej skrzyni bo kamiennej posadzce, niźli zwierzęcy ryk, lecz zdawał się przemówić do pozostałych posągów. Po chwili każdy kamienny gargulec przebudzał się do życia, powoli, ale skutecznie odrywając się od filarów i rozglądając niewidzącym kamiennym wzrokiem dookoła.
Pierwszy z przebudzonych kamiennych monstrów zdążył już zlecieć na ziemię i wbrew swojej posturze i budulca, z którego się składał, podkraść się do Azazela i sprawnie złapać go w szpony. Poderwał się od razu do lotu, szybko znikając spoza zasięgu rażenia Sevii i kurczowo obejmując Przemienionego łapami wzbił się wyżej i zaryczał przeraźliwie. Pozostałe gargulce odpowiedziały mu podobnym okrzykiem, teraz już niemal wszystkie uwolnione ze swoich dotychczasowych okowów. Każde machnięcie kamiennych, nietoperzych z wyglądu skrzydeł powodowało osypywanie się z nich kamienia, lecz bestia zdawała się nie zwracać na to uwagi. Trzymając w mocnych objęciach Azazela, Gargulec rozpędził się, lecąc pod samo sklepienie komnaty i przebił je na wylot impetem własnego ciała, znikając po chwili w ziejącej dziurze. Na ziemię posypała się kolejna porcja gruzu, uderzając w niektóre z pozostałych gargulców, spowalniając je nieco i dając Fellariance czas na ucieczkę, jeśli zdecydowałaby się pozostawić nieprzytomnego towarzysza. Jeden z większych fragmentów opadającego sklepienia spadł na jedną z przebudzonych bestii i rozbił ją na kawałki, tak że nie dało się nawet rozróżnić fragmentów jej „ciała” od rozbitego kamienia, które ją uderzyło. Nadal pozostało jednak jeszcze pięć gargulców, o rozmiarach nieco większych niż spory wilk, uzbrojonych jedynie w ciężkie kamienne łapy i ogromne nietoperze skrzydła, które mimo że zbudowane były z kamienia, jakimś cudem pozwalały się wzbić gargulcom w powietrze. Monstra poruszały się niezgrabnie, wpadając na siebie nawzajem i na inne przeszkody w komnacie, przeszukując ją jednak systematycznie w poszukiwaniu intruzów.
- Sevi
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
- Kontakt:
Fellarianka słyszała w uszach szum, a w głowie czuła niemiłosierne dudnienie. Odzyskała kontrolę nad swoim ciałem, lecz niemal całkiem ją to wykończyło. Enid nie odzywała się już ani słowem, co nieco zdziwiło naturiankę. I choć jej umysł był mocno przyćmiony przez wcześniejszą walkę, zdołała usłyszeć podejrzany dźwięk. Jakby coś próbowało rozwalić ścianę, wciskając w nią nóż. Głupota, mogłoby się wydawać, ale tak to właśnie brzmiało. Sevi rozejrzała się po pomieszczeniu, prostując się lekko, aby nie dać po sobie znać obrażeń zdobytych podczas walki. Ruch kamiennych istot dało się dostrzec kilka sekund później. Szum w uszach fellarianki ustał, cała krew spłynęła jej z twarzy, skutkiem czego kobieta pobladła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak powoli wypuszcza z płuc powietrze. Wszystkie filary zaczynały się sypać, uwalniając przy tym kamienne posągi gargulców.
- Jest ich więcej? - słaby szept wydostał się z ust Sevi, niknąc w okropnym ryku potwora. Kobieta osłoniła się rękami przed gruzem, gdy bestia rozpostarła swoje skrzydła. Nie pamiętała wiele z walki, poza zagłuszającym jej myśli śmiechem Enid. Ale ból wskazywał na to, że duch nie oszczędzał fellarianki. Każdy malutki kamyczek, jaki uderzył w naturiankę, przesłał mocno przesadzony impuls bólu do jej umysłu. Wszystko piekło i paliło jak ogień piekielny.
Sevi obejrzała się dookoła, lecz kurz skutecznie to utrudniał. Zmrużyła oczy, starając się dostrzec swoich towarzyszy. Wokół rozbrzmiewały wściekłe ryki gargulców. Nie dało się myśleć; wszystko się wali! Fellarianka usłyszała kolejny dźwięk, jakby coś właśnie upadło. Lekka smuga światła przecięła mgłę kurzu na tyle, że dziewczyna mogła dostrzec szparę w suficie. Wystarczającą, aby się stąd wydostać. Trzeba tylko rozłożyć skrzydła, a kurz zasłoni jej ucieczkę. Jednakże w tym samym momencie naturianka przypomniała sobie, po co tutaj jest. Nie po nic walczyła z metalowym fellarianinem i nie bez powodu musiała oglądać te wszystkie eksperymenty.
- Kay? - krzyknęła, aczkolwiek jej głos był zagłuszany przez ryki gargulców. Wściekła westchnęła, odchrząkając, aby pozbyć się chrypki. Przetarła oczy, by móc lepiej widzieć, choć na marne. Uderzenia i daremne starania potworów na odnalezienie intruzów nie przynosiły żadnych skutków, a jedynie wkurzały Sevi. Kurz zaczął opadać. Fellarianka dostrzegła zarys sylwetki, którą od razu skojarzyła z łowcą.
- Kayne...! - Ale jeden, malutki punkcik, skryty we mgle, już mknął w jej stronę niczym strzała, tnąc powietrze ze świstem. Enid. Sztylet wbił się w udo naturianki, powalając ją na ziemię. Sevi stłumiła krzyk bólu, który palił jej gardło i pragnął wydostać się na wolność. Jednak ona nie chciała zwracać na siebie uwagi gargulców. Jeszcze tego jej brakowało. W tej samej chwili, jak to działa za sprawą Enid, w głowie dziewczyny zaczęły się pojawiać paskudne obrazy z przeszłości, śmierć jej rodziców, dzierżenie demonicznego ostrza, atak na wioskę, rzeź...
A przed nią ujawniła się iluzja małej dziewczynki. Sevi od razu ją poznała. Mimowolnie w jej oczach pojawiły się łzy. Mała Blaire z ulicy.
- Dlaczego pozwoliłaś im mnie zabić?! - krzyczało dziecko. - Obiecałaś mi! Kłamca! - W chwili, w której uniosła dłoń, by zadać cios, iluzja zniknęła. Fellarianka wyjęła z nogi sztylet, kończąc tym samym swoje cierpienie. Przynajmniej to psychiczne, gdyż fizycznie jest już wykończona.
- Co jest? Myślałam, że dłużej mnie pobawisz – rzekła Enid. Sevi schowała sztylet, ignorując każde jego słowo.u Dyszała ze zmęczenia, a jej umysł był przyćmiony. Ponownie z jej pleców zaczęły wyrastać ciemnofioletowe skrzydła. Wspierając się nimi, znalazła się obok Kayneara w mgnieniu oka.
- Co ty, do jasnej cholery, zrobiłeś, używając Enid? - spytała z jadem w głosie, choć każde jej słowo się urywało. Trzęsła się z zimna, spowodowanego utratą krwi. Zacisnęła zęby, spoglądając w górę. - Znajdźmy szybko tego konia, póki one wariują w powietrzu - wskazała na gargulce – i uciekajmy stąd. Byle szybko. - Oderwała kawałek materiału swojej spódnicy, owijając go wokół nogi. To powinno na jakiś czas pomóc.
- Jest ich więcej? - słaby szept wydostał się z ust Sevi, niknąc w okropnym ryku potwora. Kobieta osłoniła się rękami przed gruzem, gdy bestia rozpostarła swoje skrzydła. Nie pamiętała wiele z walki, poza zagłuszającym jej myśli śmiechem Enid. Ale ból wskazywał na to, że duch nie oszczędzał fellarianki. Każdy malutki kamyczek, jaki uderzył w naturiankę, przesłał mocno przesadzony impuls bólu do jej umysłu. Wszystko piekło i paliło jak ogień piekielny.
Sevi obejrzała się dookoła, lecz kurz skutecznie to utrudniał. Zmrużyła oczy, starając się dostrzec swoich towarzyszy. Wokół rozbrzmiewały wściekłe ryki gargulców. Nie dało się myśleć; wszystko się wali! Fellarianka usłyszała kolejny dźwięk, jakby coś właśnie upadło. Lekka smuga światła przecięła mgłę kurzu na tyle, że dziewczyna mogła dostrzec szparę w suficie. Wystarczającą, aby się stąd wydostać. Trzeba tylko rozłożyć skrzydła, a kurz zasłoni jej ucieczkę. Jednakże w tym samym momencie naturianka przypomniała sobie, po co tutaj jest. Nie po nic walczyła z metalowym fellarianinem i nie bez powodu musiała oglądać te wszystkie eksperymenty.
- Kay? - krzyknęła, aczkolwiek jej głos był zagłuszany przez ryki gargulców. Wściekła westchnęła, odchrząkając, aby pozbyć się chrypki. Przetarła oczy, by móc lepiej widzieć, choć na marne. Uderzenia i daremne starania potworów na odnalezienie intruzów nie przynosiły żadnych skutków, a jedynie wkurzały Sevi. Kurz zaczął opadać. Fellarianka dostrzegła zarys sylwetki, którą od razu skojarzyła z łowcą.
- Kayne...! - Ale jeden, malutki punkcik, skryty we mgle, już mknął w jej stronę niczym strzała, tnąc powietrze ze świstem. Enid. Sztylet wbił się w udo naturianki, powalając ją na ziemię. Sevi stłumiła krzyk bólu, który palił jej gardło i pragnął wydostać się na wolność. Jednak ona nie chciała zwracać na siebie uwagi gargulców. Jeszcze tego jej brakowało. W tej samej chwili, jak to działa za sprawą Enid, w głowie dziewczyny zaczęły się pojawiać paskudne obrazy z przeszłości, śmierć jej rodziców, dzierżenie demonicznego ostrza, atak na wioskę, rzeź...
A przed nią ujawniła się iluzja małej dziewczynki. Sevi od razu ją poznała. Mimowolnie w jej oczach pojawiły się łzy. Mała Blaire z ulicy.
- Dlaczego pozwoliłaś im mnie zabić?! - krzyczało dziecko. - Obiecałaś mi! Kłamca! - W chwili, w której uniosła dłoń, by zadać cios, iluzja zniknęła. Fellarianka wyjęła z nogi sztylet, kończąc tym samym swoje cierpienie. Przynajmniej to psychiczne, gdyż fizycznie jest już wykończona.
- Co jest? Myślałam, że dłużej mnie pobawisz – rzekła Enid. Sevi schowała sztylet, ignorując każde jego słowo.u Dyszała ze zmęczenia, a jej umysł był przyćmiony. Ponownie z jej pleców zaczęły wyrastać ciemnofioletowe skrzydła. Wspierając się nimi, znalazła się obok Kayneara w mgnieniu oka.
- Co ty, do jasnej cholery, zrobiłeś, używając Enid? - spytała z jadem w głosie, choć każde jej słowo się urywało. Trzęsła się z zimna, spowodowanego utratą krwi. Zacisnęła zęby, spoglądając w górę. - Znajdźmy szybko tego konia, póki one wariują w powietrzu - wskazała na gargulce – i uciekajmy stąd. Byle szybko. - Oderwała kawałek materiału swojej spódnicy, owijając go wokół nogi. To powinno na jakiś czas pomóc.
Chwilę mu jeszcze zajęło, zanim zorientował się, co się właściwie dzieje. Ogniki zeszły z oczu, prawa ręka przestała zamarzać, a lewa opadła bezwładnie. Dopiero wtedy otrząsnął się i spojrzał na stojącą nad nim Sevi. Spojrzał na jej nogę i stwierdził:
- Oj, kochana. To chyba trzeba będzie opatrzyć - powiedział z lekko drwiącym wyrazem twarzy. - Kto ci to zrobił? Nie sądzę, aby to były te wszystkie kamienie spadające z... chwila! Czemu kamienie spadają z nieba? - zapytał, rozglądając się w górę. Dopiero wtedy zobaczył latające bóg-wie-co nad ich głowami.
- Że niby co ja zrobiłem? Ja byłem nieprzytomny! Co niby mogłem robić podczas snu?! - zaczął krzyczeć szeptem. Nie miał zamiaru wkurzyć tych wszystkich kamulców latającym wbrew wszelkim prawom fizyki. - Dobra, wiesz co, masz rację. Pogadamy o tym, gdy znajdziemy jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Spróbował podeprzeć się lewym ramieniem, jako że w prawym trzymał miecz, uniósł się kilka centymetrów i upadł ponownie na ziemie. Z ramienia zaczęła tryskać krew. Kay szeptem rzucił paroma mało szlacheckimi wyrazami z krasnoludzkiej gwary, a następnie spojrzał na otwór w ręce. Rana nie przedstawiała się zbyt dobrze. Ostrze zdołało rozerwać wszystkie mięśnie ścięgna. Tym razem nawet on mógł z tego nie wyjść bez szwanku. Rozdarł swoją koszulę, założył jako opaskę uciskową i wstał, podpierając się na mieczu jak niezbyt rozgarnięty żołnierz.
- Ehh... Moja ulubiona koszula! - powiedział półszeptem i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś bezpiecznego wyjścia. Dookoła widział trzy pary drzwi. Dwie zablokowane olbrzymimi głazami i jedne zupełnie nietknięte.
- Idziemy tam! Byle szybko, aby się nie zorientowały, że tu jesteśmy - powiedział i ruszył w stronę wyjścia. Gdy już był przy wejściu, usłyszał ryk wychodzący z gardzieli wszystkich latających głazów. Zauważyły go.
Kopniakiem spróbował otworzyć wrota, jednak te, zamiast się przynajmniej uchylić - pękły. W miejscu, gdzie kopnął powstałą dziurą, klinująca jego stopę.
- A miało być tak efektownie! - Już po chwili wyrąbywał kolejne kawałki drewna z drzwi, by się uwolnić. Gdy już mu się to udało, golemy były blisko.
- Ptaszyno, jeżeli możesz, to postaraj się zatrzymać te kupy kamieni na chwilę, ja postaram się zrobić coś z tymi drzwiami - rzucił do stojącej za plecami Sevi i zabrał się do wywarzania drzwi z zawiasów do środka. Pchał jak mógł, jednak bez skutku.
Po chwili bezmyślnego pchania zamkniętych drzwi go olśniło. Spojrzał przez otwór stworzony przez nogę i skupił moc, zawieszając ją gdzieś za drzwiami.
- Daj mi sekundkę, to wyrwę je z zawiasów.
- Oj, kochana. To chyba trzeba będzie opatrzyć - powiedział z lekko drwiącym wyrazem twarzy. - Kto ci to zrobił? Nie sądzę, aby to były te wszystkie kamienie spadające z... chwila! Czemu kamienie spadają z nieba? - zapytał, rozglądając się w górę. Dopiero wtedy zobaczył latające bóg-wie-co nad ich głowami.
- Że niby co ja zrobiłem? Ja byłem nieprzytomny! Co niby mogłem robić podczas snu?! - zaczął krzyczeć szeptem. Nie miał zamiaru wkurzyć tych wszystkich kamulców latającym wbrew wszelkim prawom fizyki. - Dobra, wiesz co, masz rację. Pogadamy o tym, gdy znajdziemy jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Spróbował podeprzeć się lewym ramieniem, jako że w prawym trzymał miecz, uniósł się kilka centymetrów i upadł ponownie na ziemie. Z ramienia zaczęła tryskać krew. Kay szeptem rzucił paroma mało szlacheckimi wyrazami z krasnoludzkiej gwary, a następnie spojrzał na otwór w ręce. Rana nie przedstawiała się zbyt dobrze. Ostrze zdołało rozerwać wszystkie mięśnie ścięgna. Tym razem nawet on mógł z tego nie wyjść bez szwanku. Rozdarł swoją koszulę, założył jako opaskę uciskową i wstał, podpierając się na mieczu jak niezbyt rozgarnięty żołnierz.
- Ehh... Moja ulubiona koszula! - powiedział półszeptem i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś bezpiecznego wyjścia. Dookoła widział trzy pary drzwi. Dwie zablokowane olbrzymimi głazami i jedne zupełnie nietknięte.
- Idziemy tam! Byle szybko, aby się nie zorientowały, że tu jesteśmy - powiedział i ruszył w stronę wyjścia. Gdy już był przy wejściu, usłyszał ryk wychodzący z gardzieli wszystkich latających głazów. Zauważyły go.
Kopniakiem spróbował otworzyć wrota, jednak te, zamiast się przynajmniej uchylić - pękły. W miejscu, gdzie kopnął powstałą dziurą, klinująca jego stopę.
- A miało być tak efektownie! - Już po chwili wyrąbywał kolejne kawałki drewna z drzwi, by się uwolnić. Gdy już mu się to udało, golemy były blisko.
- Ptaszyno, jeżeli możesz, to postaraj się zatrzymać te kupy kamieni na chwilę, ja postaram się zrobić coś z tymi drzwiami - rzucił do stojącej za plecami Sevi i zabrał się do wywarzania drzwi z zawiasów do środka. Pchał jak mógł, jednak bez skutku.
Po chwili bezmyślnego pchania zamkniętych drzwi go olśniło. Spojrzał przez otwór stworzony przez nogę i skupił moc, zawieszając ją gdzieś za drzwiami.
- Daj mi sekundkę, to wyrwę je z zawiasów.
- Sevi
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
- Kontakt:
Dudnienie w głowie ucichło, choć może i to gorzej. W tej chwili fellarianka mogła przysiąc, że odczuwała wszystko ze zdwojoną siłą. Zwłaszcza ból w nodze. Sevi odzyskała trzeźwość umysłu, lecz zapewne nie na długo; zmęczenie i obolałe ciało dawało się we znaki. Czuła, jakby wszystko, jej ręce, nogi, zostało pochłonięte i pulsowało w rytm bicia serca naturianki. W momencie, w którym zakładała na udo prowizoryczny opatrunek, usłyszała uwagę Kayneara. A z racji tego, że nie miała nastroju, odpowiedziała dość sarkastycznie, co zdecydowanie nie pasowało do jej charakteru.
- Poważnie? Nie gadaj. - Westchnęła ostatecznie, a w głowie usłyszała oczywistą pochwałę od Enid. Ech, zmienia się w tego ducha, na co wygląda. - Ty to zrobiłeś. Nie wiem jak, nie wiem, czemu, nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem Enid wyślizgnęła mi się z ręki, jak znalazła się przy tobie, ale to jest pewne; ty rzuciłeś sztyletem. Widziałam – oznajmiła twardo, choć w jej głosie rozbrzmiewało bardziej zmęczenie niźli wściekłość. Następnie spojrzała na latające nad nimi gargulce, skupiając swój wzrok, aby lepiej cokolwiek dostrzec. Kamienne istoty zdawały się szaleć dalej, jednocześnie ignorując wrogów pod ich nosem, a tym samym poszukując ich. O ironio.
- Enid mogła się otumanić. To wszystko – odparła krótko do Kayneara, nie spuszczając wzroku z gargulców. Po krótkiej chwili kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi, po czym podążyła za mężczyzną do drzwi, które jako jedyne chyba przetrwały wszystko, co spotkało to pomieszczenie. Sevi ponownie obejrzała się za siebie, dostrzegając w suficie ogromną dziurę, jaką zrobił któryś z gargulców. Westchnęła, orientując się, że kurz opada. Teraz nawet te idiotyczne, kamienne istoty mogą z łatwością wytropić swoje ofiary, a następnie... cóż, zapewne zamordują ich w najbardziej znany im barbarzyński sposób w odwecie za wtargnięcie na ich teren. Cudownie, chciałoby się rzec. Fellarianka starała się w miarę wspierać na skrzydłach, lecz ból uniemożliwiał jej... niemal wszystko. A w momencie, w którym spostrzegła nieudaną akcję Kayneara przy otwieraniu drzwi, westchnęła i obejrzała się ponownie za siebie. Gargulce zbliżały się. Były coraz bliżej. To tylko kwestia czasu, zanim tutaj dotrą i zmiażdżą oboje bohaterów.
- Zatrzymać ich?! - zdziwiła się, rozszerzając oczy i spoglądając co chwilę to na Kayneara, to na lecące w ich stronę sterty kamieni. - Myślisz, że dam radę...? - szepnęła na tyle, żeby nikt nie mógł jej usłyszeć. Jednakże zawsze znalazła się istota, która zna nawet najskrytsze myśli naturianki.
- Nie sama – stwierdziła Enid, a w głowie Sevi odbił się śmiech ducha. Fellarianka westchnęła, dając czas gargulcom na tyle, by zbliżyły się do nich wystarczająco.
- Jeśli zwariuję doszczętnie, ogłusz mnie jakoś! - krzyknęła do Kayneara, po czym wyjęła sztylet i zamknęła oczy. Czekała. Pozwoliła jej. Mimo wszystko dźwięczny śmiech został zagłuszony przez ryk jednego z gargulców.
Lecz Enid nie przestawała się śmiać. Oczy fellarianki momentalnie stały się ponownie czerwone, jakby łaknęły krwi. Sevi niestety nie była w stanie walczyć, co innego demoniczne ostrze.
- Co za bieda – oświadczyła Enid, machając dłonią. W tej samej chwili kilka kamiennych stworów rozpadło się, jak zaplanowała. Naturianka może i słabo posługiwała się magią chaosu, ale duch potrafił niemalże wszystko. - Przy was się nie najem. - Uśmiechnęła się i, kompletnie nie zważając na rany Sevi, ruszyła na gargulce, ale po drodze zatrzymała się. Kilka innych potworów rozpadło się, a ta sama magia pomogła Kaynearowi doszczętnie zniszczyć drzwi i tym samym umożliwić im ucieczkę.
- Wyrwałeś. Spadamy – rzuciła, po czym pobiegła dalej. Plątanina korytarzy i klatek zdawała się nie mieć końca, kiedy to wszystkie zmutowane zwierzęta zaczęły piszczeć, krzyczeć. Wówczas jedna droga prowadziła na światło dzienne, choć zapewne srebrne oko Prasmoka już dawno widniało na niebie. Ile oni czasu tam spędzili? Zapewne sporo. W tym biegu na złamanie karku Sevi – wciąż jako Enid – skręciła gwałtownie, ciągnąc za sobą łowcę. Zaśmiała się, jak to w zwyczaju miał duch, po czym obejrzała się i stwierdziła z ulgą, że gargulce darowały sobie pogoń.
- Nie opłaca się teraz wychodzić, a przynajmniej przez kilka minut. Niech się rozejrzą i myślą, że uciekliśmy – oznajmiła, rozglądając się wokół i stwierdzając, że tutaj zagrożenia nie ma. - Poza tym, Mroczna Puszcza z całą pewnością nie jest najbezpieczniejszym miejscem, zwłaszcza w nocy. - Wyszczerzyła ząbki, a światło z drugiego korytarza odbiło się w jej krwistych oczach. - Ech, będę przez to głodować miesiąc, znając Sevi – mówiła, spoglądając na ramię Kayneara. - Ale dla takiej rozrywki było warto! Ha! Swoją drogą, co z tym twoim koniem? Nigdzie go tutaj nie widziałam po drodze. - Mimo że oczy kobiety powoli traciły na czerwieni, Enid starała się gadać w najlepsze, jakby tam dalej wcale nie czyhała banda gargulców...
- Poważnie? Nie gadaj. - Westchnęła ostatecznie, a w głowie usłyszała oczywistą pochwałę od Enid. Ech, zmienia się w tego ducha, na co wygląda. - Ty to zrobiłeś. Nie wiem jak, nie wiem, czemu, nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem Enid wyślizgnęła mi się z ręki, jak znalazła się przy tobie, ale to jest pewne; ty rzuciłeś sztyletem. Widziałam – oznajmiła twardo, choć w jej głosie rozbrzmiewało bardziej zmęczenie niźli wściekłość. Następnie spojrzała na latające nad nimi gargulce, skupiając swój wzrok, aby lepiej cokolwiek dostrzec. Kamienne istoty zdawały się szaleć dalej, jednocześnie ignorując wrogów pod ich nosem, a tym samym poszukując ich. O ironio.
- Enid mogła się otumanić. To wszystko – odparła krótko do Kayneara, nie spuszczając wzroku z gargulców. Po krótkiej chwili kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi, po czym podążyła za mężczyzną do drzwi, które jako jedyne chyba przetrwały wszystko, co spotkało to pomieszczenie. Sevi ponownie obejrzała się za siebie, dostrzegając w suficie ogromną dziurę, jaką zrobił któryś z gargulców. Westchnęła, orientując się, że kurz opada. Teraz nawet te idiotyczne, kamienne istoty mogą z łatwością wytropić swoje ofiary, a następnie... cóż, zapewne zamordują ich w najbardziej znany im barbarzyński sposób w odwecie za wtargnięcie na ich teren. Cudownie, chciałoby się rzec. Fellarianka starała się w miarę wspierać na skrzydłach, lecz ból uniemożliwiał jej... niemal wszystko. A w momencie, w którym spostrzegła nieudaną akcję Kayneara przy otwieraniu drzwi, westchnęła i obejrzała się ponownie za siebie. Gargulce zbliżały się. Były coraz bliżej. To tylko kwestia czasu, zanim tutaj dotrą i zmiażdżą oboje bohaterów.
- Zatrzymać ich?! - zdziwiła się, rozszerzając oczy i spoglądając co chwilę to na Kayneara, to na lecące w ich stronę sterty kamieni. - Myślisz, że dam radę...? - szepnęła na tyle, żeby nikt nie mógł jej usłyszeć. Jednakże zawsze znalazła się istota, która zna nawet najskrytsze myśli naturianki.
- Nie sama – stwierdziła Enid, a w głowie Sevi odbił się śmiech ducha. Fellarianka westchnęła, dając czas gargulcom na tyle, by zbliżyły się do nich wystarczająco.
- Jeśli zwariuję doszczętnie, ogłusz mnie jakoś! - krzyknęła do Kayneara, po czym wyjęła sztylet i zamknęła oczy. Czekała. Pozwoliła jej. Mimo wszystko dźwięczny śmiech został zagłuszony przez ryk jednego z gargulców.
Lecz Enid nie przestawała się śmiać. Oczy fellarianki momentalnie stały się ponownie czerwone, jakby łaknęły krwi. Sevi niestety nie była w stanie walczyć, co innego demoniczne ostrze.
- Co za bieda – oświadczyła Enid, machając dłonią. W tej samej chwili kilka kamiennych stworów rozpadło się, jak zaplanowała. Naturianka może i słabo posługiwała się magią chaosu, ale duch potrafił niemalże wszystko. - Przy was się nie najem. - Uśmiechnęła się i, kompletnie nie zważając na rany Sevi, ruszyła na gargulce, ale po drodze zatrzymała się. Kilka innych potworów rozpadło się, a ta sama magia pomogła Kaynearowi doszczętnie zniszczyć drzwi i tym samym umożliwić im ucieczkę.
- Wyrwałeś. Spadamy – rzuciła, po czym pobiegła dalej. Plątanina korytarzy i klatek zdawała się nie mieć końca, kiedy to wszystkie zmutowane zwierzęta zaczęły piszczeć, krzyczeć. Wówczas jedna droga prowadziła na światło dzienne, choć zapewne srebrne oko Prasmoka już dawno widniało na niebie. Ile oni czasu tam spędzili? Zapewne sporo. W tym biegu na złamanie karku Sevi – wciąż jako Enid – skręciła gwałtownie, ciągnąc za sobą łowcę. Zaśmiała się, jak to w zwyczaju miał duch, po czym obejrzała się i stwierdziła z ulgą, że gargulce darowały sobie pogoń.
- Nie opłaca się teraz wychodzić, a przynajmniej przez kilka minut. Niech się rozejrzą i myślą, że uciekliśmy – oznajmiła, rozglądając się wokół i stwierdzając, że tutaj zagrożenia nie ma. - Poza tym, Mroczna Puszcza z całą pewnością nie jest najbezpieczniejszym miejscem, zwłaszcza w nocy. - Wyszczerzyła ząbki, a światło z drugiego korytarza odbiło się w jej krwistych oczach. - Ech, będę przez to głodować miesiąc, znając Sevi – mówiła, spoglądając na ramię Kayneara. - Ale dla takiej rozrywki było warto! Ha! Swoją drogą, co z tym twoim koniem? Nigdzie go tutaj nie widziałam po drodze. - Mimo że oczy kobiety powoli traciły na czerwieni, Enid starała się gadać w najlepsze, jakby tam dalej wcale nie czyhała banda gargulców...
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 641
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Cała ta ucieczka zakończyła się sukcesem. Co prawda, nie zdołali ani wydostać się na zewnątrz, ani odzyskać Konrada, lecz przynajmniej tymczasowo udało im się znaleźć bezpieczne schronienie. Miejsce było dość dobrze osłonięte przed wzrokiem kogokolwiek przechodzącego głównym korytarzem, było bowiem zakończoną kamienną ścianą wnęką, o trudnym do określenia przeznaczeniu. Nawet klatek tutaj nie było, co właściwie mogło wydawać się trochę dziwne. Nasi bohaterowie jednak nie zwrócili na to większej uwagi.
Po zakończeniu walki oboje byli wycieńczeni. Liczne odniesione rany bardzo negatywnie wpłynęły również na ich samopoczucie i oboje niemal nie byli w stanie cieszyć się, że właśnie uszli z opresji z życiem. Jedynie Enid potrafiła przejawiać swoją euforię. Trudno jednak powiedzieć, co stało się z Azazelem. Zaginął gdzieś, zanim jeszcze zaczęli uciekać. Może wciąż żył, ukrywając się gdzieś w laboratorium, albo leżał nieprzytomny od tamtego magicznego pocisku. Choć równie dobrze mógł też być martwy, rozszarpany przez gargulce. Trudno powiedzieć, co dokładnie się z nim stało.
Kayenar usiadł, opierając się plecami o ścianę. Nie mówił nic, starał się jakoś przetrzymać ból w każdym fragmencie jego ciała. Możliwe, że pokrzepiała go myśl o tym, że z nastaniem świtu zdoła się stąd wydostać. Choć bardziej prawdopodobnym było, że martwił się o Konrada, nowo poznanego przemienionego, albo nich obu jednocześnie. Oddech miał ciężki, ale miarowy, co sugerowało, że może jednak po tym wszystkim nic mu nie będzie.
Sevi natomiast, wciąż pod wpływem Enid, miała problemy ze staniem w miejscu. Jej ciało, nie dość że poranione, to teraz było również skatowane olbrzymim wysiłkiem i nie było nawet mowy, żeby w najbliższym czasie znów mogła stanąć do walki z podobnym przeciwnikiem. Jej oczy przesłaniała lekka mgła, sugerująca aby jak najszybciej zaczęła regenerować siły. W takim stanie nawet Enid chyba nie dałaby rady dłużej kontrolować fellarianki, bo ta po prostu by zemdlała. Sevi oparła się obiema dłońmi o ścianę, nie chcąc stracić równowagi. Czuła, że jeżeli tego nie zrobi, to po prostu się przewróci.
Było to dużym błędem. Ściana, która tylko z pozoru na ścianę wyglądała, w rzeczywistości na pewno nią nie była. Pod jej dotykiem, twarda warstwa skały ustąpiła, tak jakby nagle zamieniła się w ciecz. Mimo iż nadal była na swoim miejscu, to już nie bardzo przypominała ścianę. Sevi, która zupełnie się tego nie spodziewała, straciła równowagę i wpadła wprost w utworzoną w ten sposób wolną przestrzeń. Zdążyła jeszcze poczuć znajdującą się za ścianą energię magiczną, zanim w nią nie wpadła. Portal bardzo szybko pochłonął fellariankę, nie pozostawiając po niej ani śladu.
Kayenar mógł próbować potem iść tą samą drogą, co ona, żeby wydostać się z tego miejsca. Nie miał jednak pojęcia, gdzie mógłby trafić. Zresztą ściana po chwili znów przybrała na powrót swoją twardą, nieustępliwą formę.
Nie wiadomo dokładnie, czemu coś takiego mogło służyć. Możliwe, że była to pułapka na nieostrożnych intruzów, która umożliwiała ich spacyfikowanie. Ale bardziej prawdopodobnym wydawało się, że jest to po prostu miejsce, z którego karzeł korzystał do wyrzucania niepotrzebnych odpadków, których lekki zapach wciąż unosił się w ukrytej wnęce...
Po zakończeniu walki oboje byli wycieńczeni. Liczne odniesione rany bardzo negatywnie wpłynęły również na ich samopoczucie i oboje niemal nie byli w stanie cieszyć się, że właśnie uszli z opresji z życiem. Jedynie Enid potrafiła przejawiać swoją euforię. Trudno jednak powiedzieć, co stało się z Azazelem. Zaginął gdzieś, zanim jeszcze zaczęli uciekać. Może wciąż żył, ukrywając się gdzieś w laboratorium, albo leżał nieprzytomny od tamtego magicznego pocisku. Choć równie dobrze mógł też być martwy, rozszarpany przez gargulce. Trudno powiedzieć, co dokładnie się z nim stało.
Kayenar usiadł, opierając się plecami o ścianę. Nie mówił nic, starał się jakoś przetrzymać ból w każdym fragmencie jego ciała. Możliwe, że pokrzepiała go myśl o tym, że z nastaniem świtu zdoła się stąd wydostać. Choć bardziej prawdopodobnym było, że martwił się o Konrada, nowo poznanego przemienionego, albo nich obu jednocześnie. Oddech miał ciężki, ale miarowy, co sugerowało, że może jednak po tym wszystkim nic mu nie będzie.
Sevi natomiast, wciąż pod wpływem Enid, miała problemy ze staniem w miejscu. Jej ciało, nie dość że poranione, to teraz było również skatowane olbrzymim wysiłkiem i nie było nawet mowy, żeby w najbliższym czasie znów mogła stanąć do walki z podobnym przeciwnikiem. Jej oczy przesłaniała lekka mgła, sugerująca aby jak najszybciej zaczęła regenerować siły. W takim stanie nawet Enid chyba nie dałaby rady dłużej kontrolować fellarianki, bo ta po prostu by zemdlała. Sevi oparła się obiema dłońmi o ścianę, nie chcąc stracić równowagi. Czuła, że jeżeli tego nie zrobi, to po prostu się przewróci.
Było to dużym błędem. Ściana, która tylko z pozoru na ścianę wyglądała, w rzeczywistości na pewno nią nie była. Pod jej dotykiem, twarda warstwa skały ustąpiła, tak jakby nagle zamieniła się w ciecz. Mimo iż nadal była na swoim miejscu, to już nie bardzo przypominała ścianę. Sevi, która zupełnie się tego nie spodziewała, straciła równowagę i wpadła wprost w utworzoną w ten sposób wolną przestrzeń. Zdążyła jeszcze poczuć znajdującą się za ścianą energię magiczną, zanim w nią nie wpadła. Portal bardzo szybko pochłonął fellariankę, nie pozostawiając po niej ani śladu.
Kayenar mógł próbować potem iść tą samą drogą, co ona, żeby wydostać się z tego miejsca. Nie miał jednak pojęcia, gdzie mógłby trafić. Zresztą ściana po chwili znów przybrała na powrót swoją twardą, nieustępliwą formę.
Nie wiadomo dokładnie, czemu coś takiego mogło służyć. Możliwe, że była to pułapka na nieostrożnych intruzów, która umożliwiała ich spacyfikowanie. Ale bardziej prawdopodobnym wydawało się, że jest to po prostu miejsce, z którego karzeł korzystał do wyrzucania niepotrzebnych odpadków, których lekki zapach wciąż unosił się w ukrytej wnęce...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości