Ekradon ⇒ [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronkowi ciężkie milczenie i atmosfera wzajemnego wyrzutu nie przeszkadzały, wręcz może odczuwała ulgę dzięki błogiej ciszy, jaka ogarnęła orszak. Nie próbowała zagajać żadnej rozmowy, nie rozglądała się po towarzyszach, po prostu jechała przed siebie. Miała półprzymknięte powieki, jakby powstrzymywała senność albo była przygnębiona. Gdy parokrotnie uchwyciła wlepione w siebie spojrzenie Fydlona, nie reagowała na nie - kapitan nie był w stanie wzbudzić w niej wyrzutów sumienia, powodował jednak drobną rozterkę. Przy najbliższym postoju powinna zająć się karą dla Botana i za nic w świecie nie była w stanie dojść do tego, jak powinna postąpić. Na chłopski rozum powinna faktycznie pozwolić go solidnie wychłostać, a znając prawo obowiązujące w Ekradonie, które przewidywało ucinanie rąk złodziejom (zawodowa ciekawość tematu), nawet niedźwiedź nie powinien się po czymś takim podnieść, zwłaszcza, że był już połamany i mocno poturbowany. Im młody Blewog był jednak potrzebny w pełni zdrowia, co więc powinna uczynić? ”Może przejdzie pomysł z odwleczeniem kary? Naściemniałabym, że jest mi koniecznie potrzebny sprawny na ciele i poddam go karze dopiero w Danae? Nie, to nie przejdzie, Fydlon jest zbyt zacietrzewiony…”.
Głos Sjansa sprawił, że elfka wyraźnie drgnęła, jakby przebudziła się z letargu. Obróciła się do niego przez ramię i przez moment słuchała jego słów nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero słowo “skowronek” zadziałało na nią jak tajne hasło, na które doskonale znała odzew. ”Nie wierzę!”, cieszyła się w myślach, ”On mówi do mnie szyfrem, nie wierze, że potrafił wpaść na coś takiego! Co za spryciarz…”. Udawana księżniczka w wielkim skupieniu słuchała wiadomości i na bieżąco starała się ją interpretować. Szybko złapała metaforę - żołnierze Cryfa jako drapieżniki, oni jako przyjazne ptaki, ona jako ten hipotetyczny skowronek stanowiący trzon wypowiedzi. ”Wprowadzić w błąd drapieżniki, wskazać im mylny kierunek… Ach, no tak. Najprostsze i najskuteczniejsze”, uznała elfka, gdy dotarł do niej sens wypowiedzi. Z zadowoleniem pokiwała głową, jakby umiała odpowiedzieć na jego pytanie, chociaż Sjans pewnie domyślił się, że elfka zgadza się z jego zawoalowaną koncepcją.
- W istocie, skowronki śpiewem porozumiewają się ze swoimi towarzyszami - przyznała. - A że śpiewają nieustannie i potrafią naśladować głosy innych ptaków, mogą w ten sposób przechytrzyć czającego się drapieżnika i odciągnąć go od swego gniazda, poddać mu mylny trop. To sprytne ptaki, wiedziałeś, że wyczuwszy zagrożenie skowronek śpiewem zwróci na siebie uwagę napastnika i doskonale widoczny odleci od gniazda, a później wyląduje i niezauważony wróci do swej partnerki pieszo, chowając się wśród traw?
Elfka uśmiechnęła się, jakby radowała ją zaradność tych małych ptaków, od których wzięła swoje imię. Najzabawniejsze w tej rozmowie było dla niej to, że chociaż niezauważenie omawiali plan pozbycia się Fydlona i jego ludzi, jej informacje co do joty zgadzały się z zachowaniem prawdziwych, dzikich skowronków. Nie znała się co prawda specjalnie dobrze na ornitologii, rozróżniała tylko garstkę ptaków, ale o tym konkretnym gatunku dowiedziała się swego czasu dość sporo, aby móc błysnąć czasami jakimś porównaniem.
- To jednak nie śpiewa skowronek - zastrzegła, wskazując ręką korony drzew. W tym momencie nie patrzyła już na Sjansa. - To wilga, pstrokata i głośna. Skowronki są bardziej dyskretne i chociaż dużo śpiewają, wolą chować się wśród traw.
Elfka była pewna, że rozpoznała śpiewającego ptaka i uznała, że musi naprostować słowa drwala - cóż to elfia księżniczka, która nie rozróżnia ptasich treli? Te trzy proste zdania nie wnosiły zresztą nic nowego do ich planu, choćby nie wiadomo jak je wykręcać i odmiennie interpretować. Skowronek radowała się w duchu - chociaż żadne z drużyny nie potrafiło migać jak Przyjaciele, zdołali wymienić kilka tajemnych wiadomości bez chowania się po kątach i wzbudzania podejrzeń. Nawet jeśli na przykład milczący żołnierz Cryfa jadący na samym końcu orszaku słyszał ich rozmowę i jakimś cudem okazałby się być wielkim znawcą lokalnej fauny, nie wyczułby podstępu. Wszystko w białych rękawiczkach, tak jak Skowronek lubiła najbardziej. Teraz tylko czekać na postój i odpowiedni moment, by wyprowadzić Fydlona w pole fałszywym śpiewem.
Głos Sjansa sprawił, że elfka wyraźnie drgnęła, jakby przebudziła się z letargu. Obróciła się do niego przez ramię i przez moment słuchała jego słów nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero słowo “skowronek” zadziałało na nią jak tajne hasło, na które doskonale znała odzew. ”Nie wierzę!”, cieszyła się w myślach, ”On mówi do mnie szyfrem, nie wierze, że potrafił wpaść na coś takiego! Co za spryciarz…”. Udawana księżniczka w wielkim skupieniu słuchała wiadomości i na bieżąco starała się ją interpretować. Szybko złapała metaforę - żołnierze Cryfa jako drapieżniki, oni jako przyjazne ptaki, ona jako ten hipotetyczny skowronek stanowiący trzon wypowiedzi. ”Wprowadzić w błąd drapieżniki, wskazać im mylny kierunek… Ach, no tak. Najprostsze i najskuteczniejsze”, uznała elfka, gdy dotarł do niej sens wypowiedzi. Z zadowoleniem pokiwała głową, jakby umiała odpowiedzieć na jego pytanie, chociaż Sjans pewnie domyślił się, że elfka zgadza się z jego zawoalowaną koncepcją.
- W istocie, skowronki śpiewem porozumiewają się ze swoimi towarzyszami - przyznała. - A że śpiewają nieustannie i potrafią naśladować głosy innych ptaków, mogą w ten sposób przechytrzyć czającego się drapieżnika i odciągnąć go od swego gniazda, poddać mu mylny trop. To sprytne ptaki, wiedziałeś, że wyczuwszy zagrożenie skowronek śpiewem zwróci na siebie uwagę napastnika i doskonale widoczny odleci od gniazda, a później wyląduje i niezauważony wróci do swej partnerki pieszo, chowając się wśród traw?
Elfka uśmiechnęła się, jakby radowała ją zaradność tych małych ptaków, od których wzięła swoje imię. Najzabawniejsze w tej rozmowie było dla niej to, że chociaż niezauważenie omawiali plan pozbycia się Fydlona i jego ludzi, jej informacje co do joty zgadzały się z zachowaniem prawdziwych, dzikich skowronków. Nie znała się co prawda specjalnie dobrze na ornitologii, rozróżniała tylko garstkę ptaków, ale o tym konkretnym gatunku dowiedziała się swego czasu dość sporo, aby móc błysnąć czasami jakimś porównaniem.
- To jednak nie śpiewa skowronek - zastrzegła, wskazując ręką korony drzew. W tym momencie nie patrzyła już na Sjansa. - To wilga, pstrokata i głośna. Skowronki są bardziej dyskretne i chociaż dużo śpiewają, wolą chować się wśród traw.
Elfka była pewna, że rozpoznała śpiewającego ptaka i uznała, że musi naprostować słowa drwala - cóż to elfia księżniczka, która nie rozróżnia ptasich treli? Te trzy proste zdania nie wnosiły zresztą nic nowego do ich planu, choćby nie wiadomo jak je wykręcać i odmiennie interpretować. Skowronek radowała się w duchu - chociaż żadne z drużyny nie potrafiło migać jak Przyjaciele, zdołali wymienić kilka tajemnych wiadomości bez chowania się po kątach i wzbudzania podejrzeń. Nawet jeśli na przykład milczący żołnierz Cryfa jadący na samym końcu orszaku słyszał ich rozmowę i jakimś cudem okazałby się być wielkim znawcą lokalnej fauny, nie wyczułby podstępu. Wszystko w białych rękawiczkach, tak jak Skowronek lubiła najbardziej. Teraz tylko czekać na postój i odpowiedni moment, by wyprowadzić Fydlona w pole fałszywym śpiewem.
Sjans z zadowoleniem przyjął słowa Skowronka. Był pewien, iż elfka zrozumiała jego intencje, zaakceptowała proponowany plan, a co ważniejsze milcząco zgodziła się podjąć powierzonego jej zadania. Na konspiracyjne omawianie szczegółów całej intrygi nie było teraz czasu. Poza tym drwal poznał już Skowronka na tyle, by zdawać sobie sprawę, że ta wcale nie będzie potrzebowała dokładnych wytycznych. Elfka była inteligentna, sprytna i zaradna, z cała pewnością sama wymyśli coś by odesłać Brysa i jego świtę w poszukiwaniu własnego cienia.
- Skowronek, wilga, czy co tam to jest, ciekawe czy dalej śpiewałaby tak swobodnie gdyby wiedziała, że w pobliżu jest ktoś kto potrafi zrozumieć jej wrzaski – zażartował Sjans. – Znaczy się chodzi mi o elfy i ich zdolność do pojmowania ptasiej gadaniny. Nie wiem ile w tym prawdy, ale może mogłabyś księżniczko przemówić do mojego konia? Mam już dość nieustannej walki z tą kobyłą o to by szła prosto. Nie wspominając już o tym, że cały jestem pobijany, a czuję nawet te mięśnie, z których istnienia wcześniej w ogóle nie zdawałem sobie sprawy. Wprawdzie do zmroku mamy jeszcze kilka godzin, ale jeśli nie zrobimy przerwy już w najbliższej wiosce to oszaleję, a wówczas wydam kapitanowi Botanowi rozkaz by uwolnił mnie od tego bydlęcia.
Z oczywistych powodów na Mglistych Bagnach nie ma wiele koni. Z braku dróg powinniśmy raczej dosiadać łosi. Pewnego razu w Kamiennym Targu pojawił się kupiec, który spróbował sprzedać kilka szlachetnie urodzonych wierzchowców. Początkowo ambitny człowiek liczył sobie za nie równowartość połowy skarbca jakim dysponował Asets. Przez kilka dni jego stragan odwiedzały tylko zaciekawione dzieciaki, dla których widok nieznanych stworzeń był czymś niezwykłym. Ale po dwóch tygodniach nawet młokosom owa nowość spowszechniała. Biedny handlarz co dzień obniżał cenę, by w końcu zejść poniżej kosztów. I nadal nic. Oczywiście handlarz musiał z czegoś żyć, a dodatkowo karmić swoje cenne zwierzęta więc jego straty rosły z dnia na dzień. Wreszcie Boug się nad nieszczęśnikiem zlitował i zaproponował mu wymianę. Owce Bulwatera za chude szkapy kupca. Oczywiście w stosunku dwa konie za jedną wełniastą. Kupiec się wściekł, a czarę goryczy przelała oferta od rzeźnika – zaśmiał się drwal. – Od tamtej pory nikt w Kamiennym Targu nie próbował sprzedać wierzchowców.
Dargil z westchnieniem wspomniał rodzinne strony.
- Ech, Mgliste Bagna. To moja ostatnia misja. Porozumiałem się z Cryfem, że gdy tylko skończymy obecną kampanię, wracam do domu. Za stary już jestem na życie w wielkim mieście. Ale nie czas teraz by się rozczulać. Widać już zabudowania. Pojadę przodem i zarezerwuję w gospodzie pokoje dla Waszej Wysokości, lorda i kapitana Fydlona. Zgodnie z rozkazem spróbuję również wybadać nastroje w wiosce – oświadczył Dargil, po czym skłonił się Skowronkowi i z taktownym „Pani” odczekał na zgodę księżniczki, po czym ruszył przodem.
Drwal zsiadł z konia, oddając swojego rumaka w ręce Ily’ego. Ku zdziwieniu Ulki, krawiec z łatwością wskoczył na konia i po kilku sekundach dogonił jadącego przodem starego wojaka. Z rozbawionej twarzy Gyneid Sjans wyczytał, iż prawdopodobnie liczba lichych jeźdźców w ich kompanii była znacznie mniejsza niż mu się zdawało. „Rzeczywiście dawno nie byłem w Kamiennym Targu” z przekorą pomyślał drwal.
- Skowronek, wilga, czy co tam to jest, ciekawe czy dalej śpiewałaby tak swobodnie gdyby wiedziała, że w pobliżu jest ktoś kto potrafi zrozumieć jej wrzaski – zażartował Sjans. – Znaczy się chodzi mi o elfy i ich zdolność do pojmowania ptasiej gadaniny. Nie wiem ile w tym prawdy, ale może mogłabyś księżniczko przemówić do mojego konia? Mam już dość nieustannej walki z tą kobyłą o to by szła prosto. Nie wspominając już o tym, że cały jestem pobijany, a czuję nawet te mięśnie, z których istnienia wcześniej w ogóle nie zdawałem sobie sprawy. Wprawdzie do zmroku mamy jeszcze kilka godzin, ale jeśli nie zrobimy przerwy już w najbliższej wiosce to oszaleję, a wówczas wydam kapitanowi Botanowi rozkaz by uwolnił mnie od tego bydlęcia.
Z oczywistych powodów na Mglistych Bagnach nie ma wiele koni. Z braku dróg powinniśmy raczej dosiadać łosi. Pewnego razu w Kamiennym Targu pojawił się kupiec, który spróbował sprzedać kilka szlachetnie urodzonych wierzchowców. Początkowo ambitny człowiek liczył sobie za nie równowartość połowy skarbca jakim dysponował Asets. Przez kilka dni jego stragan odwiedzały tylko zaciekawione dzieciaki, dla których widok nieznanych stworzeń był czymś niezwykłym. Ale po dwóch tygodniach nawet młokosom owa nowość spowszechniała. Biedny handlarz co dzień obniżał cenę, by w końcu zejść poniżej kosztów. I nadal nic. Oczywiście handlarz musiał z czegoś żyć, a dodatkowo karmić swoje cenne zwierzęta więc jego straty rosły z dnia na dzień. Wreszcie Boug się nad nieszczęśnikiem zlitował i zaproponował mu wymianę. Owce Bulwatera za chude szkapy kupca. Oczywiście w stosunku dwa konie za jedną wełniastą. Kupiec się wściekł, a czarę goryczy przelała oferta od rzeźnika – zaśmiał się drwal. – Od tamtej pory nikt w Kamiennym Targu nie próbował sprzedać wierzchowców.
Dargil z westchnieniem wspomniał rodzinne strony.
- Ech, Mgliste Bagna. To moja ostatnia misja. Porozumiałem się z Cryfem, że gdy tylko skończymy obecną kampanię, wracam do domu. Za stary już jestem na życie w wielkim mieście. Ale nie czas teraz by się rozczulać. Widać już zabudowania. Pojadę przodem i zarezerwuję w gospodzie pokoje dla Waszej Wysokości, lorda i kapitana Fydlona. Zgodnie z rozkazem spróbuję również wybadać nastroje w wiosce – oświadczył Dargil, po czym skłonił się Skowronkowi i z taktownym „Pani” odczekał na zgodę księżniczki, po czym ruszył przodem.
Drwal zsiadł z konia, oddając swojego rumaka w ręce Ily’ego. Ku zdziwieniu Ulki, krawiec z łatwością wskoczył na konia i po kilku sekundach dogonił jadącego przodem starego wojaka. Z rozbawionej twarzy Gyneid Sjans wyczytał, iż prawdopodobnie liczba lichych jeźdźców w ich kompanii była znacznie mniejsza niż mu się zdawało. „Rzeczywiście dawno nie byłem w Kamiennym Targu” z przekorą pomyślał drwal.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
”Oj śpiewałaby, śpiewała. Śpiew tego konkretnego Skowronka znają tylko ci, którzy są dla niej dobrzy. Przyjaciele”, pomyślała elfka, uśmiechając się do własnych myśli. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by ktoś spoza ich grupy poznał znaczenie bogatego języka gestów, jakimi się posługiwali - było w nim zbyt dużo zmiennych i nawet jeśli jakiś cwaniak ze straży myślał, że go rozgryzł, potykał się na szczegółach, bo między “podejdź do mnie” a “nie zbliżaj się” różnicą był tylko kierunek, w którym się patrzyło. Trzeba było też mieć pewną swobodę w poruszaniu się, by nie wyglądać sztucznie - jeśli osoba niewprawna używała języka Przyjaciół, wyglądała jakby miała świerzb albo wszy.
Elfka zaśmiała się cicho pod nosem i wstrzymała konia, by zrównać się ze Sjansem. W pamięci odnotowała, by wyjaśnić mu, że nie jest elfem jakiego spodziewał się spotkać - najpierw podejrzewali ją o zdolności artystyczne, a teraz pytali o znajomość mowy zwierząt, a ona nieustannie zawodziła ich oczekiwania. Całe życie mieszkała w mieście, jakim cudem miała poznać te leśne sztuczki? Teoretycznie jest to cecha wrodzona jej rasy, ale niećwiczona zanika. Zresztą, to co zrobił jej Rosomak gdy była jeszcze dzieckiem, z pewnością zabiło w niej tę zdolność.
- Ona czuje, że jesteś spięty i sama się denerwuje - powiedziała swobodnym tonem osoby obeznanej z tematem, bo akurat tę odrobinę wiedziała. - Luźniej trzymaj nogi, nie walcz z kołysaniem jej kroku tylko się poddaj, będzie ci łatwiej. Gyneid. - Elfka odwróciła się do dziewczyny na wozie. - Gdy się zatrzymamy, może znajdzie się jakiś kompres dla Sjansa? Szkoda, by miał się wykończyć przez taką przejażdżkę, a i dobrego konia szkoda, skoro nie zrobił nic złego.
Elfka spojrzała na Ulkę z przepraszającym uśmiechem delikatnej dziewczyny, którą odgrywała. Na jej obliczu widać było zmęczenie, po części udawane, a po części prawdziwe, gdyż skóra Przyjaciółki była raczej delikatna i przez to łatwo robiły jej się worki pod oczami. Robiąc dobrą minę do złej gry słuchała anegdotki Sjansa. Śmiała się tam gdzie powinna i reagowała w sposób pasujący do księżniczki, tylko w duchu sobie prychała, że kupiec był zwykłym idiotą i dostał za swoje.
- Niektórzy handlarze ryzykując zbijają majątki, istnieje jednak cienka granica między ryzykiem a głupotą - zauważyła zamiast tego. - Ten człowiek najwyraźniej ją przekroczył.
Elfka gestem zezwoliła Dargilowi na oddalenie się i patrzyła, jak kapral odjeżdża, a zaraz za nim rusza Ily. Lekko uniosła brew, widząc wprawę z jaką krawiec panował nad swoim wierzchowcem - gdyby Sjans od początku zamienił się z nim miejscami, nie cierpiałby tak podczas drogi. Ciekawe, czy drwal katował się w ten sposób z niewiedzy czy dla zachowania jakiś pozorów? Skowronek nie zamierzała o to pytać. Cofnęła swojego konia i zrównała go z wozem. Od razu było widać, że zamierza rozmawiać z Fydlonem.
- Trochę straciłam orientację podczas drogi przez bagna - powiedziała na wstępie. - Gdzie teraz jesteśmy? Dokąd prowadzi dalsza droga z tej wioski?
Skowronek dbała o to, by wszyscy słyszeli jej rozmowę z kapralem, jednocześnie spoglądała tylko, czy Botan nie zechce zatłuc Brysa za udzielenie odpowiedzi - w razie czego gotowa była interweniować. Pasowałoby jej, gdyby gdzieś dało się zboczyć albo skręcić, wtedy umyślnie wskazałaby jeden z kierunków jako miejsce spotkania ze swym bratem księciem Falandirem, który pewnie właśnie dostawał czkawki gdzieś na zamka w Danae, tak często był przez nią tego dnia wspominany.
Elfka zaśmiała się cicho pod nosem i wstrzymała konia, by zrównać się ze Sjansem. W pamięci odnotowała, by wyjaśnić mu, że nie jest elfem jakiego spodziewał się spotkać - najpierw podejrzewali ją o zdolności artystyczne, a teraz pytali o znajomość mowy zwierząt, a ona nieustannie zawodziła ich oczekiwania. Całe życie mieszkała w mieście, jakim cudem miała poznać te leśne sztuczki? Teoretycznie jest to cecha wrodzona jej rasy, ale niećwiczona zanika. Zresztą, to co zrobił jej Rosomak gdy była jeszcze dzieckiem, z pewnością zabiło w niej tę zdolność.
- Ona czuje, że jesteś spięty i sama się denerwuje - powiedziała swobodnym tonem osoby obeznanej z tematem, bo akurat tę odrobinę wiedziała. - Luźniej trzymaj nogi, nie walcz z kołysaniem jej kroku tylko się poddaj, będzie ci łatwiej. Gyneid. - Elfka odwróciła się do dziewczyny na wozie. - Gdy się zatrzymamy, może znajdzie się jakiś kompres dla Sjansa? Szkoda, by miał się wykończyć przez taką przejażdżkę, a i dobrego konia szkoda, skoro nie zrobił nic złego.
Elfka spojrzała na Ulkę z przepraszającym uśmiechem delikatnej dziewczyny, którą odgrywała. Na jej obliczu widać było zmęczenie, po części udawane, a po części prawdziwe, gdyż skóra Przyjaciółki była raczej delikatna i przez to łatwo robiły jej się worki pod oczami. Robiąc dobrą minę do złej gry słuchała anegdotki Sjansa. Śmiała się tam gdzie powinna i reagowała w sposób pasujący do księżniczki, tylko w duchu sobie prychała, że kupiec był zwykłym idiotą i dostał za swoje.
- Niektórzy handlarze ryzykując zbijają majątki, istnieje jednak cienka granica między ryzykiem a głupotą - zauważyła zamiast tego. - Ten człowiek najwyraźniej ją przekroczył.
Elfka gestem zezwoliła Dargilowi na oddalenie się i patrzyła, jak kapral odjeżdża, a zaraz za nim rusza Ily. Lekko uniosła brew, widząc wprawę z jaką krawiec panował nad swoim wierzchowcem - gdyby Sjans od początku zamienił się z nim miejscami, nie cierpiałby tak podczas drogi. Ciekawe, czy drwal katował się w ten sposób z niewiedzy czy dla zachowania jakiś pozorów? Skowronek nie zamierzała o to pytać. Cofnęła swojego konia i zrównała go z wozem. Od razu było widać, że zamierza rozmawiać z Fydlonem.
- Trochę straciłam orientację podczas drogi przez bagna - powiedziała na wstępie. - Gdzie teraz jesteśmy? Dokąd prowadzi dalsza droga z tej wioski?
Skowronek dbała o to, by wszyscy słyszeli jej rozmowę z kapralem, jednocześnie spoglądała tylko, czy Botan nie zechce zatłuc Brysa za udzielenie odpowiedzi - w razie czego gotowa była interweniować. Pasowałoby jej, gdyby gdzieś dało się zboczyć albo skręcić, wtedy umyślnie wskazałaby jeden z kierunków jako miejsce spotkania ze swym bratem księciem Falandirem, który pewnie właśnie dostawał czkawki gdzieś na zamka w Danae, tak często był przez nią tego dnia wspominany.
Ratując resztki utraconej dumy, Sjans z udawaną godnością rozsiadł się na wozie. Milcząco porozumiał się z Ważką obrzucając dziewczynę wzrokiem pełnym pretensji i niewypowiedzianym pytaniem „czemu mi nie powiedzieliście?”. W odpowiedzi Gyneid zerknęła w stronę Botana. Decyzja drwala o mianowaniu młodego niedźwiedzia kapitanem oddziału szybko obracała się przeciw Ulce.
- Posłuchaj Botan, obiecaj mi, że od tej pory nikogo nie zabijesz bez wyraźnego rozkazu, mojego lub księżniczki. Odwołuję w ten sposób zakaz swobodnego wyrażania się. Rozumiesz? – upewniał się Sjans.
- Nikogo poza tą tchórzliwą pizdą – stanowczo odpowiedział niedźwiedź wskazując na osobę Brysa. W oczach Blewoga, kapitan szybko urósł do rangi głównego oponenta w walce o względy Skowronka.
Tymczasem Fydlonowi wrócił zapał i energia do działania. Fakt iż księżniczka zwrócił się do niego o opinię, podbudował morale gwardzisty. Kapitan uznał, że jego zdanie wciąż się liczy, a jeśli umiejętnie rozegra najbliższą dyskusję może zyskać jeszcze więcej. Oczywiście chcąc poprawić swój wizerunek w oczach Skowronka, musiał podważyć autorytet Ulki, doprowadzając do tego, iż sam stanie się jedynym zaufanym doradcą elfki. Zupełnie nieświadomie Brys połykał w ten sposób zastawianą na siebie przynętę.
- Jesteśmy w połowie drogi do Ekradonu. Na granicy ziem rządzonych przez lorda Styfinga. Nie powinniśmy się tu zatrzymywać. Gnając ostro konie, jeszcze przed zmierzchem moglibyśmy znaleźć się na terytorium podległym hrabiemu Eskorle, który z kolei jest znacznie przychylniejszy naszemu Cryfowi. Oczywiście musielibyśmy zostawić za sobą niedorajdy, które do jazdy wierzchem zupełnie się nie nadają i tylko niepotrzebnie nas opóźniają. Jednak uważam, że warto i radzę dokładnie rozważyć tą propozycję księżniczko. Tym bardziej, że w tutejszej wiosce nie spotkamy się z pozytywnym przyjęciem. Zwą ja małym Cirdonem w odróżnieniu od Dużego Cirdonu położonego bardziej na wschód – filozoficznie stwierdził Fydlon. – Tutejsi ludzie są podejrzliwi, nieufni i podstępni, a często również bez powodu agresywni.
Drwal uznał, że kapitan działa mu na nerwy i być może przedwcześnie odwołał rozkaz dany Botanowi. Z drugiej strony Ulkę zastanawiał fakt w jaki sposób Skowronek to robi, że większość mężczyzn z najbliższego otoczenia, zabiega o jej aprobatę.
Osobną sprawą był fakt, iż Brys kłamał w żywe oczy. Informacja o tym, iż Styfing rządzi swoimi ziemiami twardą ręką, a wśród poddanych uważany jest za despotę, była powszechnie znaną wiadomością. No, może elfka miała prawo tego nie wiedzieć, ale przecież brat Sjansa nie mógł okazać się takim głupcem by jeszcze bardziej sterroryzować miejscową ludność i zrazić do siebie potencjalnych sojuszników. Z drugiej strony to przecież Cryf, a Cryf wiele rzeczy zwykł robić wbrew logice.
Ignorując nieco rozmowę księżniczki i kapitana, drwal zwrócił się do stojącego przy wozie medyka.
- Tak z ciekawości, chciałbym zapytać jak lord Ulka odnosi się w stosunku do mieszkańców zajętych przez siebie ziem? – spytał Sjans, a jako potwierdzenie własnych podejrzeń odpowiedziało mu milczenie i wzrok wbity w ziemię. Drwal nie miał wątpliwości, że chociaż nie doszło jeszcze do żadnej bitwy, Cryf traktuje te tereny jako swoją zdobycz.
- Poddani to poddani, zawsze jest tak samo – wydusił z siebie medyk.
- Posłuchaj Botan, obiecaj mi, że od tej pory nikogo nie zabijesz bez wyraźnego rozkazu, mojego lub księżniczki. Odwołuję w ten sposób zakaz swobodnego wyrażania się. Rozumiesz? – upewniał się Sjans.
- Nikogo poza tą tchórzliwą pizdą – stanowczo odpowiedział niedźwiedź wskazując na osobę Brysa. W oczach Blewoga, kapitan szybko urósł do rangi głównego oponenta w walce o względy Skowronka.
Tymczasem Fydlonowi wrócił zapał i energia do działania. Fakt iż księżniczka zwrócił się do niego o opinię, podbudował morale gwardzisty. Kapitan uznał, że jego zdanie wciąż się liczy, a jeśli umiejętnie rozegra najbliższą dyskusję może zyskać jeszcze więcej. Oczywiście chcąc poprawić swój wizerunek w oczach Skowronka, musiał podważyć autorytet Ulki, doprowadzając do tego, iż sam stanie się jedynym zaufanym doradcą elfki. Zupełnie nieświadomie Brys połykał w ten sposób zastawianą na siebie przynętę.
- Jesteśmy w połowie drogi do Ekradonu. Na granicy ziem rządzonych przez lorda Styfinga. Nie powinniśmy się tu zatrzymywać. Gnając ostro konie, jeszcze przed zmierzchem moglibyśmy znaleźć się na terytorium podległym hrabiemu Eskorle, który z kolei jest znacznie przychylniejszy naszemu Cryfowi. Oczywiście musielibyśmy zostawić za sobą niedorajdy, które do jazdy wierzchem zupełnie się nie nadają i tylko niepotrzebnie nas opóźniają. Jednak uważam, że warto i radzę dokładnie rozważyć tą propozycję księżniczko. Tym bardziej, że w tutejszej wiosce nie spotkamy się z pozytywnym przyjęciem. Zwą ja małym Cirdonem w odróżnieniu od Dużego Cirdonu położonego bardziej na wschód – filozoficznie stwierdził Fydlon. – Tutejsi ludzie są podejrzliwi, nieufni i podstępni, a często również bez powodu agresywni.
Drwal uznał, że kapitan działa mu na nerwy i być może przedwcześnie odwołał rozkaz dany Botanowi. Z drugiej strony Ulkę zastanawiał fakt w jaki sposób Skowronek to robi, że większość mężczyzn z najbliższego otoczenia, zabiega o jej aprobatę.
Osobną sprawą był fakt, iż Brys kłamał w żywe oczy. Informacja o tym, iż Styfing rządzi swoimi ziemiami twardą ręką, a wśród poddanych uważany jest za despotę, była powszechnie znaną wiadomością. No, może elfka miała prawo tego nie wiedzieć, ale przecież brat Sjansa nie mógł okazać się takim głupcem by jeszcze bardziej sterroryzować miejscową ludność i zrazić do siebie potencjalnych sojuszników. Z drugiej strony to przecież Cryf, a Cryf wiele rzeczy zwykł robić wbrew logice.
Ignorując nieco rozmowę księżniczki i kapitana, drwal zwrócił się do stojącego przy wozie medyka.
- Tak z ciekawości, chciałbym zapytać jak lord Ulka odnosi się w stosunku do mieszkańców zajętych przez siebie ziem? – spytał Sjans, a jako potwierdzenie własnych podejrzeń odpowiedziało mu milczenie i wzrok wbity w ziemię. Drwal nie miał wątpliwości, że chociaż nie doszło jeszcze do żadnej bitwy, Cryf traktuje te tereny jako swoją zdobycz.
- Poddani to poddani, zawsze jest tak samo – wydusił z siebie medyk.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Przejeżdżając obok wozu Skowronek spojrzała na Sjansa wzrokiem, w którym kryła się odrobina wdzięczności. Potaknęła niemrawo głową - wycofanie danego Botanowi przyzwolenia na zabijanie każdego kto się odezwie było całkiem mądre, na pewno dobrze mogło wpłynąć na morale, zwłaszcza wśród ludzi oddelegowanych przez Cryfa (Ily i Ważka pewnie nawet milcząc świetnie się bawili). Elfka pomyślała, że sama mogła na coś takiego wpaść, lecz z drugiej strony cisza była dla niej tak przyjemna, że chyba chciała przeciągnąć ją odrobinę dłużej.
Na twarzy udawanej księżniczki pojawił się tik, który mógłby uchwycić tylko wytrawny obserwator - komentarz Botana był dla niej bardzo zabawny i z trudem powstrzymała się, by się nie uśmiechnąć, wszak nie chciała zrazić do siebie Fydlona, on był jej jeszcze przez moment potrzebny. Musiała też pamiętać, że opowiadanie się po którejkolwiek stronie byłoby jak dolewanie oliwy do ognia - Botan każde jej zachowanie interpretował na swoją korzyść i gdyby teraz się zaśmiała, uznałby to za przyzwolenie na dalsze urywanie łbów, a gdyby się oburzyła, chciałby pewnie wyeliminować swego konkurenta, którego elfka brałaby w obronę. Dlatego po prostu udała, że nie słyszała wulgarnego określenia, jakim został określony kapitan i jakby nigdy nic zaczęła z nim rozmowę. Chwilę później znów została rozbawiona, tym razem przez Brysa, któremu aż się oczy zaświeciły, gdy się do niego odezwała. Co też ten chłopak sobie wyobrażał? Pewnie był przekonany, że stanowi autorytet dla księżniczki i będzie mógł z tego wyciągnąć te czy inne korzyści. Biedak, nie wiedział, że wkrótce zostanie srogo wykiwany, a jego błyskotliwa kariera umrze powolną i upokarzającą śmiercią, gdy będzie musiał wrócić do Cryfa i przyznać się do tego, że księżniczka Danae zwiała mu spod nosa.
- Mówicie, że byłoby możliwe opuszczenie tych ziem przed zmierzchem? - zapytała, jakby po prostu głośno myślała. Lekko pokiwała głową. - Rozważę to. Konie jednak należałoby przygotować do dalszej drogi i solidnie je napoić, dlatego chyba musimy zajechać do tej wioski i chociaż na moment się zatrzymać.
Elfka jasno dawała do zrozumienia, że jest bardzo przychylna propozycji Fydlona, powód był prosty - dzięki temu będzie jej szukał dokładnie we wskazanym przez siebie kierunku. Skowronek udawała przy tym, że nie usłyszała komentarza na temat niedorajd, który w oczywisty sposób dotyczył Sjansa i zapewne całej reszty drużyny z Kamiennego Targu. Drwal pewnie nie miał problemów z przerostem własnego ego i przełknął tę zniewagę dla dobra sprawy, a Brys musiał jak najmocniej utwierdzić się w przekonaniu, że Skowronek bezgranicznie wierzy jego osądowi i zrobi jak ten jej doradzi.
Skowronek nadstawiła uszu, by podsłuchać rozmowę Ulki i medyka oddelegowanego przez jego brata. Nie dostrzegła jednak związku między ich pogawędką, a tym, o czym ona rozmawiała z Fydlonem, zignorowała więc ich słowa. Nie obchodził ją sposób uprawiania polityki przez Cryfa.
- Zobaczymy, jakie wieści przyniesie kapral Dargil - powiedziała, nawiązując do wcześniejszej rozmowy. - Dopiero wtedy podejmiemy decyzję w kwestii tego, czy zatrzymywać się w tym miejscu, czy też od razu ruszać dalej. Czas jest dla mnie cenny, nie zamierzam jednak zajeżdżać koni ani tym bardziej narażać kogokolwiek na szwank.
"Abstrahując od tego, ile osób już odniosło ten szwank i zeszło z tego świata dzięki temperamentowi lokalnej ludności i wyzwanej tu filozofii rozwiązywania problemów toporem. A do Ekradonu jeszcze daleka droga, jeśli chociaż jeszcze jedna osoba nie padnie trupem, będę bardzo zaskoczona".
Na twarzy udawanej księżniczki pojawił się tik, który mógłby uchwycić tylko wytrawny obserwator - komentarz Botana był dla niej bardzo zabawny i z trudem powstrzymała się, by się nie uśmiechnąć, wszak nie chciała zrazić do siebie Fydlona, on był jej jeszcze przez moment potrzebny. Musiała też pamiętać, że opowiadanie się po którejkolwiek stronie byłoby jak dolewanie oliwy do ognia - Botan każde jej zachowanie interpretował na swoją korzyść i gdyby teraz się zaśmiała, uznałby to za przyzwolenie na dalsze urywanie łbów, a gdyby się oburzyła, chciałby pewnie wyeliminować swego konkurenta, którego elfka brałaby w obronę. Dlatego po prostu udała, że nie słyszała wulgarnego określenia, jakim został określony kapitan i jakby nigdy nic zaczęła z nim rozmowę. Chwilę później znów została rozbawiona, tym razem przez Brysa, któremu aż się oczy zaświeciły, gdy się do niego odezwała. Co też ten chłopak sobie wyobrażał? Pewnie był przekonany, że stanowi autorytet dla księżniczki i będzie mógł z tego wyciągnąć te czy inne korzyści. Biedak, nie wiedział, że wkrótce zostanie srogo wykiwany, a jego błyskotliwa kariera umrze powolną i upokarzającą śmiercią, gdy będzie musiał wrócić do Cryfa i przyznać się do tego, że księżniczka Danae zwiała mu spod nosa.
- Mówicie, że byłoby możliwe opuszczenie tych ziem przed zmierzchem? - zapytała, jakby po prostu głośno myślała. Lekko pokiwała głową. - Rozważę to. Konie jednak należałoby przygotować do dalszej drogi i solidnie je napoić, dlatego chyba musimy zajechać do tej wioski i chociaż na moment się zatrzymać.
Elfka jasno dawała do zrozumienia, że jest bardzo przychylna propozycji Fydlona, powód był prosty - dzięki temu będzie jej szukał dokładnie we wskazanym przez siebie kierunku. Skowronek udawała przy tym, że nie usłyszała komentarza na temat niedorajd, który w oczywisty sposób dotyczył Sjansa i zapewne całej reszty drużyny z Kamiennego Targu. Drwal pewnie nie miał problemów z przerostem własnego ego i przełknął tę zniewagę dla dobra sprawy, a Brys musiał jak najmocniej utwierdzić się w przekonaniu, że Skowronek bezgranicznie wierzy jego osądowi i zrobi jak ten jej doradzi.
Skowronek nadstawiła uszu, by podsłuchać rozmowę Ulki i medyka oddelegowanego przez jego brata. Nie dostrzegła jednak związku między ich pogawędką, a tym, o czym ona rozmawiała z Fydlonem, zignorowała więc ich słowa. Nie obchodził ją sposób uprawiania polityki przez Cryfa.
- Zobaczymy, jakie wieści przyniesie kapral Dargil - powiedziała, nawiązując do wcześniejszej rozmowy. - Dopiero wtedy podejmiemy decyzję w kwestii tego, czy zatrzymywać się w tym miejscu, czy też od razu ruszać dalej. Czas jest dla mnie cenny, nie zamierzam jednak zajeżdżać koni ani tym bardziej narażać kogokolwiek na szwank.
"Abstrahując od tego, ile osób już odniosło ten szwank i zeszło z tego świata dzięki temperamentowi lokalnej ludności i wyzwanej tu filozofii rozwiązywania problemów toporem. A do Ekradonu jeszcze daleka droga, jeśli chociaż jeszcze jedna osoba nie padnie trupem, będę bardzo zaskoczona".
Zapał Brysa powrócił niczym komary po łagodnej zimie. Przekonany, iż znów ma księżniczkę po swojej stronie, kapitan zaczął się panoszyć, ostentacyjnie przejmując dowodzenie nad grupą. Fydlon cały czas nie ustawał też w wysiłkach by zademonstrować swoją wyższość nad Sjansem i pozostałymi. Żołnierz Cryfa spiął swojego wierzchowca i demonstrując paradny kłus, dostojnie okrążył wóz, na którym siedział Ulka.
- Ruszać się łajzy – krzyknął na pozostałych, zupełnie nie zważając na fakt, iż swoją uwagę adresuje również do Skowronka. – Słyszeliście, że księżniczce się spieszy. Jedziemy do tej zapchlonej dziury. Napoimy konie lub wymienimy je na nowe, a potem ruszamy w dalszą drogę. Im szybciej tym lepiej.
Drwal odruchowo przytrzymał ramię Botana. Zastanawiał się przez chwilę, gdzie też podział się instynkt samozachowawczy Brysa. Przecież nawet gdyby rzekoma Arola rzeczywiście darzyła go sympatią, nie było takiego uczucia, które mogło by zatrzymać topór niedźwiedzia. A późniejsze oburzenie i protesty księżniczki, martwemu Fydlonowi nie zdałyby się na nic. Mimo wszystko nikt nie zaprotestował. Znalezienie się w wiosce było częścią ich planu, który dumny kapitan bezwiednie realizował.
Gdy tylko ujrzeli zabudowania, Sjans zdał sobie sprawę, że tak zwany Mały Cirdon niewiele ustępuje Kamiennemu Targowi. Osada liczyła sporo murowanych budynków tworzących coś na kształt okręgu, który przecinał główny trakt. Domy wyglądały na zadbane, wyremontowane lub zupełnie nowe. Najwyraźniej w wielkim świecie pojęcie wioski ma zupełnie inne znaczenie niż na Mglistych Bagnach. Grupa drwala zbliżyła się nieco do wioski, gdy na swojej drodze ujrzeli jadącego w ich kierunku Dargila. Swoim zwyczajem kapral skłonił się przed księżniczką, zupełnie ignorując młodego zwierzchnika.
- Wybacz pani tak długą zwłokę. Mieliśmy trochę problemów by znaleźć dla Waszej Miłości odpowiedni pokój. W Cirdonie zbliża się jakieś święto i jest obecnie sporo gości. Nasz karczmarz chwalił się, iż ma w swoich pokojach osoby z samego Ekradonu. Wszyscy wydają się tu podekscytowani czekającą ich nocną zabawą, a nastroje miejscowych sugerują, iż nie powinniśmy mieć tu problemów.
- Co nas obchodzą jakieś wiejskie tańce! – Grzmiał Brys, a niewzruszany Dargil kontynuował:
- Najwidoczniej problemy władzy docierają do prowincji bardzo późno lub nie trafiają tu wcale. Rzecz jasna znajdzie się kilku awanturników usiłujących przypomnieć reszcie, iż zbliża się wojna, lecz dla chłopów zawsze będzie to wojna ich panów. Ostatecznie Ily zdołał wytargować dla Waszej Miłości stosowną kwaterę. Młody wziął lutnię i…
- Niech zgadnę. Pieśń „o drzewie które chciało podróżować” – wtrąciła Ważka.
- Opinie świata co do talentu muzycznego naszego Ily’ego są podzielone. On sam uważa się za wybitny talent, natomiast pozostali wolą już słuchać beczenia owiec Bulwatera – wyjaśnił Sjans przyłączając się do dyskusji. Drwal nie mógł sobie darować by nie brać udziału w ogólnym ignorowaniu Fydlona i deptaniu ambicji nadętego kapitana.
- Marnujemy czas – odpowiedział Brys ruszając w stronę zabudowań. Z każdą decyzją Fydlon grzebał ratując resztki swojej dumy, a obawa iż Skowronek w końcu starci cierpliwość, była jedyną jaka nasuwała się Ulce w kwestii ewentualnego niepowodzenia ich wspólnej intrygi. – Nie obawiaj się, księżniczko, jeśli któryś z tych dzikusów spróbuje chociaż krzywo na ciebie spojrzeć, powiesimy drania by nauczyć pozostałych wyrażania szacunku.
- Ruszać się łajzy – krzyknął na pozostałych, zupełnie nie zważając na fakt, iż swoją uwagę adresuje również do Skowronka. – Słyszeliście, że księżniczce się spieszy. Jedziemy do tej zapchlonej dziury. Napoimy konie lub wymienimy je na nowe, a potem ruszamy w dalszą drogę. Im szybciej tym lepiej.
Drwal odruchowo przytrzymał ramię Botana. Zastanawiał się przez chwilę, gdzie też podział się instynkt samozachowawczy Brysa. Przecież nawet gdyby rzekoma Arola rzeczywiście darzyła go sympatią, nie było takiego uczucia, które mogło by zatrzymać topór niedźwiedzia. A późniejsze oburzenie i protesty księżniczki, martwemu Fydlonowi nie zdałyby się na nic. Mimo wszystko nikt nie zaprotestował. Znalezienie się w wiosce było częścią ich planu, który dumny kapitan bezwiednie realizował.
Gdy tylko ujrzeli zabudowania, Sjans zdał sobie sprawę, że tak zwany Mały Cirdon niewiele ustępuje Kamiennemu Targowi. Osada liczyła sporo murowanych budynków tworzących coś na kształt okręgu, który przecinał główny trakt. Domy wyglądały na zadbane, wyremontowane lub zupełnie nowe. Najwyraźniej w wielkim świecie pojęcie wioski ma zupełnie inne znaczenie niż na Mglistych Bagnach. Grupa drwala zbliżyła się nieco do wioski, gdy na swojej drodze ujrzeli jadącego w ich kierunku Dargila. Swoim zwyczajem kapral skłonił się przed księżniczką, zupełnie ignorując młodego zwierzchnika.
- Wybacz pani tak długą zwłokę. Mieliśmy trochę problemów by znaleźć dla Waszej Miłości odpowiedni pokój. W Cirdonie zbliża się jakieś święto i jest obecnie sporo gości. Nasz karczmarz chwalił się, iż ma w swoich pokojach osoby z samego Ekradonu. Wszyscy wydają się tu podekscytowani czekającą ich nocną zabawą, a nastroje miejscowych sugerują, iż nie powinniśmy mieć tu problemów.
- Co nas obchodzą jakieś wiejskie tańce! – Grzmiał Brys, a niewzruszany Dargil kontynuował:
- Najwidoczniej problemy władzy docierają do prowincji bardzo późno lub nie trafiają tu wcale. Rzecz jasna znajdzie się kilku awanturników usiłujących przypomnieć reszcie, iż zbliża się wojna, lecz dla chłopów zawsze będzie to wojna ich panów. Ostatecznie Ily zdołał wytargować dla Waszej Miłości stosowną kwaterę. Młody wziął lutnię i…
- Niech zgadnę. Pieśń „o drzewie które chciało podróżować” – wtrąciła Ważka.
- Opinie świata co do talentu muzycznego naszego Ily’ego są podzielone. On sam uważa się za wybitny talent, natomiast pozostali wolą już słuchać beczenia owiec Bulwatera – wyjaśnił Sjans przyłączając się do dyskusji. Drwal nie mógł sobie darować by nie brać udziału w ogólnym ignorowaniu Fydlona i deptaniu ambicji nadętego kapitana.
- Marnujemy czas – odpowiedział Brys ruszając w stronę zabudowań. Z każdą decyzją Fydlon grzebał ratując resztki swojej dumy, a obawa iż Skowronek w końcu starci cierpliwość, była jedyną jaka nasuwała się Ulce w kwestii ewentualnego niepowodzenia ich wspólnej intrygi. – Nie obawiaj się, księżniczko, jeśli któryś z tych dzikusów spróbuje chociaż krzywo na ciebie spojrzeć, powiesimy drania by nauczyć pozostałych wyrażania szacunku.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek wyjątkowo spokojnie znosiła zachowanie Brysa - myśl, że wkrótce utrze nosa kapitanowi i na dodatek nie będzie musiała go już więcej oglądać, pozwalała jej trzymać nerwy na wodzy i nawet uśmiechać się, gdy było to potrzebne. Zerkała tylko co jakiś czas na Botana, który pewnie w myślach już ze sto razy odrąbał łeb Fydlonowi. Pamiętała, by pilnować cienkiej granicy, po której nie byłaby w stanie powstrzymać niedźwiedzia, lecz na razie pozwalała kapitanowi piać na własną cześć, by pomyślał, że ma księżniczkę po swojej stronie i że ta zrobi wszystko, co on jej zasugeruje.
Elfka przyzwalającym gestem poparła rozkaz Brysa i pogoniła swoją klacz, po raz kolejny klikając na nią językiem, chociaż nie wiedziała, czy koń reaguje na ten dźwięk, czy może sam ruch lejcami w zupełności by wystarczył. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości, gdy przyszło jej podziwiać popisy Fydlona - jak na dłoni widać było, że w razie pościgu to on utrzymałby się w siodle, a Skowronek nie lubiła być gorsza od ludzi, których darzyła antypatią. "Jeszcze chwilę, jeszcze tylko chwilę. Niech to, w życiu bym nie pomyślała, że będę cieszyła się na myśl, że zostanę sama z ludźmi z Kamiennego Targu. Oto dowód na to, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…”, uznała, przez przypadek mocniej ściągając przy tym wodze swoje klaczy, przez co ta wyrwała do przodu. Całe szczęście elfka zachowała zimną krew i dała radę ją okiełznać, nim spadła z siodła i wylądowała w błocie, definitywnie kompromitując się nie tylko jako księżniczka, ale w ogóle jako jakakolwiek żyjąca osoba. ”Jak na przykład Sjans jakiś czas temu”.
Mały Cidron zrobił na Skowronku całkiem przyjemne wrażenie, bo chociaż była “leśną” elfką, zdecydowanie pasował jej widok kamienia i zaprawy - to dawało sporą szansę na to, że pod dachem nie będzie jej ciekło na głowę i że ludzie będą zamożniejsi, dzięki temu będzie mogła więcej ukraść sobie na boku. Ale nie, nie zamierzała bawić się w kieszonkowca w przebraniu księżniczki, to było zbyt nierozsądne. Teraz priorytetem było dla niej pozbycie się Fydlona i całej reszty jego ludzi, by móc na poważnie zająć się głównym celem tej misji. Skowronek złapała się na tym, że w tej całej aferze na moment zapomniała, o co tak naprawdę grają.
Udawana Arola odpowiedziała na pozdrowienie Dargila dyskretnym uśmiechem na zewnątrz i szerokim wewnątrz - podobało jej się to, jak kapral niby przypadkiem ignorował Brysa. Chętnie podjechała bliżej niego, by móc wysłuchać, co ten ma do powiedzenia i móc w razie czego troszkę podyskutować z Fydlonem. Wieść o trwającym w wiosce święcie bardzo ją ucieszyła - im więcej ludzi, tym łatwiej się pracuje, wymknie się kapitanowi spod nosa bez najmniejszego trudu. W jej głowie już zaczęły powstawać miliony scenariuszy tego, jak mogła wykonać swoją część planu, do żadnego jednak się nie przywiązywała - zobaczy, co przyniesie los. W trakcie, gdy w myślach już knuła jak postępować dalej, cały czas rejestrowała, co działo się wokół niej. Wieść o tajemniczej pieśni Ily’ego sprawiła, że spojrzała pytająco na Sjansa.
- Czyli to był szantaż - orzekła rozbawionym tonem. Wcale jej to nie przeszkadzało, za coś takiego nie idzie się za kratki. Uznając, że wszystko zostało już powiedziane, nakazała swej klaczy ruszyć chwilę przed tym, nim Brys wydał rozkaz wymarszu.
- Jedźmy - zgodziła się z nim mimo wszystko. - Chwila wytchnienia dobrze zrobi i nam, i koniom, a skoro talent Ily’ego jest tak wyjątkowy, może lepiej nie zostawiać na zbyt długo samego.
Chociaż Skowronek pierwsza ruszyła się z miejsca, pozwoliła, by żołnierza Cryfa ją wyprzedzili i jechali na przedzie - jako koronowana głowa musiała mieć w końcu swoją straż przednią. Inna sprawa, że to Dargil znał drogę do karczmy, więc niech ich tam zaprowadzi.
Elfka przyzwalającym gestem poparła rozkaz Brysa i pogoniła swoją klacz, po raz kolejny klikając na nią językiem, chociaż nie wiedziała, czy koń reaguje na ten dźwięk, czy może sam ruch lejcami w zupełności by wystarczył. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości, gdy przyszło jej podziwiać popisy Fydlona - jak na dłoni widać było, że w razie pościgu to on utrzymałby się w siodle, a Skowronek nie lubiła być gorsza od ludzi, których darzyła antypatią. "Jeszcze chwilę, jeszcze tylko chwilę. Niech to, w życiu bym nie pomyślała, że będę cieszyła się na myśl, że zostanę sama z ludźmi z Kamiennego Targu. Oto dowód na to, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…”, uznała, przez przypadek mocniej ściągając przy tym wodze swoje klaczy, przez co ta wyrwała do przodu. Całe szczęście elfka zachowała zimną krew i dała radę ją okiełznać, nim spadła z siodła i wylądowała w błocie, definitywnie kompromitując się nie tylko jako księżniczka, ale w ogóle jako jakakolwiek żyjąca osoba. ”Jak na przykład Sjans jakiś czas temu”.
Mały Cidron zrobił na Skowronku całkiem przyjemne wrażenie, bo chociaż była “leśną” elfką, zdecydowanie pasował jej widok kamienia i zaprawy - to dawało sporą szansę na to, że pod dachem nie będzie jej ciekło na głowę i że ludzie będą zamożniejsi, dzięki temu będzie mogła więcej ukraść sobie na boku. Ale nie, nie zamierzała bawić się w kieszonkowca w przebraniu księżniczki, to było zbyt nierozsądne. Teraz priorytetem było dla niej pozbycie się Fydlona i całej reszty jego ludzi, by móc na poważnie zająć się głównym celem tej misji. Skowronek złapała się na tym, że w tej całej aferze na moment zapomniała, o co tak naprawdę grają.
Udawana Arola odpowiedziała na pozdrowienie Dargila dyskretnym uśmiechem na zewnątrz i szerokim wewnątrz - podobało jej się to, jak kapral niby przypadkiem ignorował Brysa. Chętnie podjechała bliżej niego, by móc wysłuchać, co ten ma do powiedzenia i móc w razie czego troszkę podyskutować z Fydlonem. Wieść o trwającym w wiosce święcie bardzo ją ucieszyła - im więcej ludzi, tym łatwiej się pracuje, wymknie się kapitanowi spod nosa bez najmniejszego trudu. W jej głowie już zaczęły powstawać miliony scenariuszy tego, jak mogła wykonać swoją część planu, do żadnego jednak się nie przywiązywała - zobaczy, co przyniesie los. W trakcie, gdy w myślach już knuła jak postępować dalej, cały czas rejestrowała, co działo się wokół niej. Wieść o tajemniczej pieśni Ily’ego sprawiła, że spojrzała pytająco na Sjansa.
- Czyli to był szantaż - orzekła rozbawionym tonem. Wcale jej to nie przeszkadzało, za coś takiego nie idzie się za kratki. Uznając, że wszystko zostało już powiedziane, nakazała swej klaczy ruszyć chwilę przed tym, nim Brys wydał rozkaz wymarszu.
- Jedźmy - zgodziła się z nim mimo wszystko. - Chwila wytchnienia dobrze zrobi i nam, i koniom, a skoro talent Ily’ego jest tak wyjątkowy, może lepiej nie zostawiać na zbyt długo samego.
Chociaż Skowronek pierwsza ruszyła się z miejsca, pozwoliła, by żołnierza Cryfa ją wyprzedzili i jechali na przedzie - jako koronowana głowa musiała mieć w końcu swoją straż przednią. Inna sprawa, że to Dargil znał drogę do karczmy, więc niech ich tam zaprowadzi.
Eskorta księżniczki wjechała do osady. Fydlon od razu wysforował się do przodu, prowadząc swojego konia tak jakby tłum na ulicach zupełnie nie istniał. Mieszkańcy Małego Cidronu w pośpiechu musieli uskakiwać przed kopytami wierzchowca Brysa, rzucając w kierunku kapitana złowrogie spojrzenia. W kwestii traktowania innych z góry, panoszenia się i manifestowania własnej wyższości, Fydlon śmiało mógł konkurować z niejednym monarchą.
Gospodę, do której zaprowadził ich Brys, śmiało można by uznać za przeciętną, jedną z takich jakich setki spotyka się na podróżnych szlakach. Jej wnętrze było skromne, szare i ponure, przypominając miejsce, w którym zebrani przesiadują raczej z konieczności i braku lepszego wyboru. Wbrew temu co zapowiedział kapral pomieszczenie było niemal opustoszałe, a licznie poprzewracane stoły i krzesła oraz w pośpiechu sprzątane podłogi, sugerowały ledwo co zakończoną awanturę. Przy schodach prowadzących na piętro, Ily wykłócał się z gospodarzem.
- Przecież tłumaczę szanownemu panu, że nie miałem pojęcia, iż ten wielkolud zechce rzucić w moją stronę kuflem piwa. W przeciwnym razie bez problemu bym go złapał. Przywykłem do tego, iż publiczność obsypuje mnie kwiatami lub garścią monet, ale żeby od razu stawiać trunki? Nie możesz mnie też winić poczciwy człowieku o to, iż niedbale lecący przedmiot trafił kogoś innego. Cała ta sprzeczka to kwestia nieszczęśliwego zbiegu wypadku. O, Sjans. Dobrze, że jesteście. Właśnie tłumacze temu miłemu jegomościowi… - Karczmarz na widok kolejnych gości aż poczerwieniał ze złości. Natychmiast doskoczył do Ulki domagając się zadośćuczynienia za poniesione straty.
- Zapłacicie mi za to! Przez waszego człowieka zdemolowano mój lokal, straciłem klientelę, a reputacja mojego spokojnego przybytku legła w gruzach! – wygrażał tęgi oberżysta.
- Jak śmiesz nam pyskować gruby prostaku! – oburzył się Fydlon. – Śmierdzący gnojku! Powinieneś całować nas po stopach za to, że sama księżniczka Arola zechciała łaskawie zajrzeć do twojego brudnego lokalu. Zjeżdżaj mi z oczu albo każę cię wychłostać.
Ulka mocnym uściskiem chwycił Brysa za ramię i pociągnął za siebie. Awantury, zwracanie na siebie uwagi i dodatkowe rzesze wrogów, były ostatnimi rzeczami jakich teraz potrzebowali.
- Nie zabawimy tu długo, a jestem przekonany, iż nasza wizyta z pewnością wynagrodzi panu straty. Skoro już nasz kapitan raczył pochopnie poinformować wszystkich, iż przebywa z nami księżniczka, to mi nie pozostaje nic innego jak poprosić o mały pokój, gdzie moglibyśmy nieco odetchnąć po trudach podróży. I o jakiś skromny posiłek. Kapitanie Fydlon, moi ludzie zabezpieczą lokal i zadbają o spokój księżniczki, chciałbym natomiast, aby twoi podkomendni zajęli się końmi…
- Sami zajmujcie się końmi! Może chociaż na tym będziecie się znać! Jeśli ktokolwiek jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo księżniczce, to tylko mój oddział! – natychmiast zaprotestował Brys, postępując dokładnie tak jak Ulka się tego spodziewał. Drwal wolał, aby Skowronek zagubiła się na warcie kapitana. Niestety nie wszystko poszło po myśli Sjansa. W gospodzie poza służbą znajdowali się również nieliczni goście, z których jeden, chudy i wąsaty szlachcic, włączył się do rozmowy.
- Przepraszam najmocniej, że się wtrącam, ale czy dobrze słyszałem? Księżniczka Arola? Cóż za zbieg okoliczności. Jestem Sir Georn Tawril z Ekradonu. Władca przysłał mnie tu z misją dyplomatyczną by wyjaśnić wszystkie niepokojące wieści jakie dochodzą do stolicy. Tak się składa, iż znam osobiście księżniczkę i chętnie zamieniłbym z nią kilka słów. Skoro przebywa tutaj to zapewne mogłaby obiektywnie ocenić i rzucić nieco światła na dość niejasne informacje, które obecnie posiadam.
Drwal od razy zareagował, stając tak by swoją posturą osłaniać Skowronka przed niepożądanym spojrzeniem szlachcica. Nieoczekiwanie dla Ulki, Brys przyszedł mu z pomocą. Z całkiem odmiennych powodów, spotkanie Aroli ze szlachcicem również nie było w interesie Fydlona.
- Chyba nie słyszał nas pan dobrze. Księżniczka jest zmęczona i musi odpocząć. W tej chwili nie ma mowy o tym by udzieliła jakiejkolwiek audiencji. Może za kilka godzin. – Starał się grać na czasie Sjans.
- Dokładnie tak. Nikt nie będzie jej teraz przeszkadzać – zakomunikował Fydlon.
- Oczywiście. Oczywiście. Mimo wszystko rad byłbym wielce, gdybyście zechcieli poinformować naszą panią, iż również przebywam w tej gospodzie. Być może jednak zechce zmienić zdanie – odpowiedział Tawril usiłujący zrobić krok w stronę Skowronka. Stanowczy sprzeciw w postawie Brysa i Sjansa kazał szlachcicowi się cofnąć. Na szczęście Sir Georn okazał się być na tyle taktownym, by nie krzyczeć za księżniczką przez całą gospodę. A może po prostu nie był na tyle ważną osobistością by upominać się o audiencję i wolał grzecznie czekać na zaproszenie ze strony rzekomej monarchini.
Gospodę, do której zaprowadził ich Brys, śmiało można by uznać za przeciętną, jedną z takich jakich setki spotyka się na podróżnych szlakach. Jej wnętrze było skromne, szare i ponure, przypominając miejsce, w którym zebrani przesiadują raczej z konieczności i braku lepszego wyboru. Wbrew temu co zapowiedział kapral pomieszczenie było niemal opustoszałe, a licznie poprzewracane stoły i krzesła oraz w pośpiechu sprzątane podłogi, sugerowały ledwo co zakończoną awanturę. Przy schodach prowadzących na piętro, Ily wykłócał się z gospodarzem.
- Przecież tłumaczę szanownemu panu, że nie miałem pojęcia, iż ten wielkolud zechce rzucić w moją stronę kuflem piwa. W przeciwnym razie bez problemu bym go złapał. Przywykłem do tego, iż publiczność obsypuje mnie kwiatami lub garścią monet, ale żeby od razu stawiać trunki? Nie możesz mnie też winić poczciwy człowieku o to, iż niedbale lecący przedmiot trafił kogoś innego. Cała ta sprzeczka to kwestia nieszczęśliwego zbiegu wypadku. O, Sjans. Dobrze, że jesteście. Właśnie tłumacze temu miłemu jegomościowi… - Karczmarz na widok kolejnych gości aż poczerwieniał ze złości. Natychmiast doskoczył do Ulki domagając się zadośćuczynienia za poniesione straty.
- Zapłacicie mi za to! Przez waszego człowieka zdemolowano mój lokal, straciłem klientelę, a reputacja mojego spokojnego przybytku legła w gruzach! – wygrażał tęgi oberżysta.
- Jak śmiesz nam pyskować gruby prostaku! – oburzył się Fydlon. – Śmierdzący gnojku! Powinieneś całować nas po stopach za to, że sama księżniczka Arola zechciała łaskawie zajrzeć do twojego brudnego lokalu. Zjeżdżaj mi z oczu albo każę cię wychłostać.
Ulka mocnym uściskiem chwycił Brysa za ramię i pociągnął za siebie. Awantury, zwracanie na siebie uwagi i dodatkowe rzesze wrogów, były ostatnimi rzeczami jakich teraz potrzebowali.
- Nie zabawimy tu długo, a jestem przekonany, iż nasza wizyta z pewnością wynagrodzi panu straty. Skoro już nasz kapitan raczył pochopnie poinformować wszystkich, iż przebywa z nami księżniczka, to mi nie pozostaje nic innego jak poprosić o mały pokój, gdzie moglibyśmy nieco odetchnąć po trudach podróży. I o jakiś skromny posiłek. Kapitanie Fydlon, moi ludzie zabezpieczą lokal i zadbają o spokój księżniczki, chciałbym natomiast, aby twoi podkomendni zajęli się końmi…
- Sami zajmujcie się końmi! Może chociaż na tym będziecie się znać! Jeśli ktokolwiek jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo księżniczce, to tylko mój oddział! – natychmiast zaprotestował Brys, postępując dokładnie tak jak Ulka się tego spodziewał. Drwal wolał, aby Skowronek zagubiła się na warcie kapitana. Niestety nie wszystko poszło po myśli Sjansa. W gospodzie poza służbą znajdowali się również nieliczni goście, z których jeden, chudy i wąsaty szlachcic, włączył się do rozmowy.
- Przepraszam najmocniej, że się wtrącam, ale czy dobrze słyszałem? Księżniczka Arola? Cóż za zbieg okoliczności. Jestem Sir Georn Tawril z Ekradonu. Władca przysłał mnie tu z misją dyplomatyczną by wyjaśnić wszystkie niepokojące wieści jakie dochodzą do stolicy. Tak się składa, iż znam osobiście księżniczkę i chętnie zamieniłbym z nią kilka słów. Skoro przebywa tutaj to zapewne mogłaby obiektywnie ocenić i rzucić nieco światła na dość niejasne informacje, które obecnie posiadam.
Drwal od razy zareagował, stając tak by swoją posturą osłaniać Skowronka przed niepożądanym spojrzeniem szlachcica. Nieoczekiwanie dla Ulki, Brys przyszedł mu z pomocą. Z całkiem odmiennych powodów, spotkanie Aroli ze szlachcicem również nie było w interesie Fydlona.
- Chyba nie słyszał nas pan dobrze. Księżniczka jest zmęczona i musi odpocząć. W tej chwili nie ma mowy o tym by udzieliła jakiejkolwiek audiencji. Może za kilka godzin. – Starał się grać na czasie Sjans.
- Dokładnie tak. Nikt nie będzie jej teraz przeszkadzać – zakomunikował Fydlon.
- Oczywiście. Oczywiście. Mimo wszystko rad byłbym wielce, gdybyście zechcieli poinformować naszą panią, iż również przebywam w tej gospodzie. Być może jednak zechce zmienić zdanie – odpowiedział Tawril usiłujący zrobić krok w stronę Skowronka. Stanowczy sprzeciw w postawie Brysa i Sjansa kazał szlachcicowi się cofnąć. Na szczęście Sir Georn okazał się być na tyle taktownym, by nie krzyczeć za księżniczką przez całą gospodę. A może po prostu nie był na tyle ważną osobistością by upominać się o audiencję i wolał grzecznie czekać na zaproszenie ze strony rzekomej monarchini.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek musiała przyznać, że przez moment miała wątpliwość jak się zachować po wkroczeniu do miasteczka - czy przemknąć niezauważenie, udając, że przejeżdża tędy incognito, czy też zgrywać księżniczkę, którą muszą wszyscy zobaczyć. Całe szczęście Fydlon odegnał wszystkie jej rozterki, wybierając coś pomiędzy obiema opcjami i skupiając na sobie uwagę większości miejscowych, którzy wgapiali się w niego z taką niechęcią, że elfka w kolorowej sukni jadąca za nim jakimś cudem umykała ich uwadze. I dobrze, niech i tak będzie. Może dzięki temu dotarli w końcu do tej karczmy bez większych przeszkód. Skowronek dyskretnie, samymi ruchami gałek ocznych, sprawdzała okolicę, z której przyjdzie jej dać drapaka. Zwracała uwagę na każdy szczegół, w szczególności zaś usytuowanie względem siebie budynków, dachów, okien, nawet na materiał, z którego wykonano fasady. Wszystko mogło mieć znaczenie. Plan właśnie z tylko ogólnego zarysu stawał się coraz bardziej szczegółową koncepcją, która jednak nadal nie była skończona - wszystko zależało od tego, co zastaną w środku. A w środku się działo, oj działo. Elfka po przekroczeniu progu od razu podciągnęła lekko rąbek sukienki, by nie zahaczyć nim o jakieś rozbite naczynie i kałużę płynu wokół - pewnie za życia był to wypełniony piwem gliniany kufel. Skowronek znad łupin podniosła wzrok na Ily’ego, który wciskał karczmarzowi gęsty kit. Przyjaciółka naprawdę zachodziła w głowę, czy krawiec przypadkiem nie wierzy we własne słowa, gdyż był bardzo przekonujący w swej tyradzie. Nawet trochę żałowała, że nie była świadkiem tego, co działo się chwilę temu - zarówno występu, jak i następującej po nim bójki. To byłoby znacznie bliższe klimatom, do których nawykła, do szemranych knajp i towarzystwa, które wsadzi ci nóż pod żebra za samo podejrzenie oszukiwania w karty. No ale przecież księżniczki w takie miejsca nie chadzają, a ona teraz była księżniczką. ”Już niedługo…”, obiecywała sobie w myślach i miała tylko nadzieję, że ktoś będzie miał na tyle oleju w głowie, by skołować jej jakieś nowe ubranie na przyszłość, gdy już wyprowadzi Fydlona w pole i wróci tutaj jako Skowronek. Jak nie, sama będzie musiała coś sobie zorganizować i obiecała sobie, że tym razem będą to spodnie.
Udawana Arola cofnęła się, gdy mężczyźni skakali sobie do gardeł, gdyż teoretycznie nie powinna brać udziału w takiej plebejskiej pyskówce. Tym bardziej, że to Sjans był tu najlepszym dyplomatą, a ona mogła służyć mu co najwyżej jako argument. Niestety, w tym kontekście wykorzystał ją Fydlon, bardzo mało roztropnie wrzeszcząc na całą karczmę, kogóż to eskortują - z takiego piania mogły wyniknąć tylko kłopoty, a gdyby Skowronek była prawdziwą podróżującą incognito księżniczką, w tym momencie mogłaby zacząć obawiać się zamachu albo innych kłopotów. Na to drugie nie trzeba było wcale długo czekać - tarapaty zmaterializowały się błyskawicznie w postaci wąsatego sir Georna Tawrila, ponoć znajomego Aroli. "Kurza twarz!", przeklął w dość zabawny sposób Skowronek w myślach. Liczyła się oczywiście z tym, że taka maskarada prędzej czy później musiała się wydać, ale jakie było prawdopodobieństwo, że tak szybko i to na takim końcu świata (dla niej całe Bagna były końcem świata) trafi akurat na człowieka, który ponoć osobiście zna księżniczkę Arolę? W Ekradonie, to by zrozumiała, ale nie tu! Najgorsze było to, że jegomość z dużą pewnością nie blefował - Skowronek nie znała może całej śmietanki towarzyskiej w Alaranii, ale to konkretne nazwisko przewinęło się ostatnimi czasy przed jej oczami - jeden z weksli, które ukradła pamiętnej deszczowej nocy ze trzy tygodnie temu był podpisany tym nazwiskiem i podbity pieczęcią z herbem. Kwota była naprawdę spora, lecz cała transakcja była zbyt prozaiczna, by mogła posłużyć jako materiał do szantażu, a jako że weksel był imienny, nie można go było nawet zrealizować, dlatego papier poszedł do pieca. Aż dziw, że Skowronek zapamiętała tak nieistotny detal z tamtego momentu - może jakaś kobieca intuicja podpowiedziała jej, że ta wiedza będzie jej potrzebna.
Elfka nie dała po sobie poznać napięcia. Poruszała się bardzo naturalnie, a mimo to pozostawała cały czas poza zasięgiem wzroku potencjalnego demaskatora - albo zasłaniał ją Sjans, albo Brys, a gdy akurat żaden z nich nie zdążył, ona niby przypadkiem zawsze stała tyłem albo w najlepszym wypadku bokiem. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, iż Skowronek miała bardzo klasyczne dla swej rasy cechy fizjonomii, dlatego widziana przez moment z daleka mogła uchodzić za kogokolwiek. Mimo to nie ryzykowała i po prostu unikała zbyt długiego pozostawania na linii wzroku Tawrila, jak najszybciej postarała się również, aby wycofać się z tego zamieszania.
- Kapitanie - zwróciła się do Fydlona po tym, jak ekradoński szlachcic w końcu się wycofał. - Gdy już rozwiązane zostaną kwestie związane z postojem, chciałabym zamienić kilka słów z sir Tawrilem, zorganizujcie dla mnie coś do pisania, bym mogła go uprzedzić, żeby czekał na mnie w stosownym czasie.
Skowronkowi zdawało się, że takie posyłanie liścików było w stylu koronowanych głów, papeteria była jej potrzebna jednak w zupełnie innym celu - zamierzała skreślić kilka słów do Brysa, by wyjaśnić mu dlaczego zwiała i niby przypadkiem wyjawić kierunek, w którym się udała. Na dodatek nie mogła udawać, że nie zna Georna, skoro on zapewniał, że są przyjaciółmi - wypieranie się znajomości nie uchodziło księżniczce.
Udawana Arola cofnęła się, gdy mężczyźni skakali sobie do gardeł, gdyż teoretycznie nie powinna brać udziału w takiej plebejskiej pyskówce. Tym bardziej, że to Sjans był tu najlepszym dyplomatą, a ona mogła służyć mu co najwyżej jako argument. Niestety, w tym kontekście wykorzystał ją Fydlon, bardzo mało roztropnie wrzeszcząc na całą karczmę, kogóż to eskortują - z takiego piania mogły wyniknąć tylko kłopoty, a gdyby Skowronek była prawdziwą podróżującą incognito księżniczką, w tym momencie mogłaby zacząć obawiać się zamachu albo innych kłopotów. Na to drugie nie trzeba było wcale długo czekać - tarapaty zmaterializowały się błyskawicznie w postaci wąsatego sir Georna Tawrila, ponoć znajomego Aroli. "Kurza twarz!", przeklął w dość zabawny sposób Skowronek w myślach. Liczyła się oczywiście z tym, że taka maskarada prędzej czy później musiała się wydać, ale jakie było prawdopodobieństwo, że tak szybko i to na takim końcu świata (dla niej całe Bagna były końcem świata) trafi akurat na człowieka, który ponoć osobiście zna księżniczkę Arolę? W Ekradonie, to by zrozumiała, ale nie tu! Najgorsze było to, że jegomość z dużą pewnością nie blefował - Skowronek nie znała może całej śmietanki towarzyskiej w Alaranii, ale to konkretne nazwisko przewinęło się ostatnimi czasy przed jej oczami - jeden z weksli, które ukradła pamiętnej deszczowej nocy ze trzy tygodnie temu był podpisany tym nazwiskiem i podbity pieczęcią z herbem. Kwota była naprawdę spora, lecz cała transakcja była zbyt prozaiczna, by mogła posłużyć jako materiał do szantażu, a jako że weksel był imienny, nie można go było nawet zrealizować, dlatego papier poszedł do pieca. Aż dziw, że Skowronek zapamiętała tak nieistotny detal z tamtego momentu - może jakaś kobieca intuicja podpowiedziała jej, że ta wiedza będzie jej potrzebna.
Elfka nie dała po sobie poznać napięcia. Poruszała się bardzo naturalnie, a mimo to pozostawała cały czas poza zasięgiem wzroku potencjalnego demaskatora - albo zasłaniał ją Sjans, albo Brys, a gdy akurat żaden z nich nie zdążył, ona niby przypadkiem zawsze stała tyłem albo w najlepszym wypadku bokiem. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, iż Skowronek miała bardzo klasyczne dla swej rasy cechy fizjonomii, dlatego widziana przez moment z daleka mogła uchodzić za kogokolwiek. Mimo to nie ryzykowała i po prostu unikała zbyt długiego pozostawania na linii wzroku Tawrila, jak najszybciej postarała się również, aby wycofać się z tego zamieszania.
- Kapitanie - zwróciła się do Fydlona po tym, jak ekradoński szlachcic w końcu się wycofał. - Gdy już rozwiązane zostaną kwestie związane z postojem, chciałabym zamienić kilka słów z sir Tawrilem, zorganizujcie dla mnie coś do pisania, bym mogła go uprzedzić, żeby czekał na mnie w stosownym czasie.
Skowronkowi zdawało się, że takie posyłanie liścików było w stylu koronowanych głów, papeteria była jej potrzebna jednak w zupełnie innym celu - zamierzała skreślić kilka słów do Brysa, by wyjaśnić mu dlaczego zwiała i niby przypadkiem wyjawić kierunek, w którym się udała. Na dodatek nie mogła udawać, że nie zna Georna, skoro on zapewniał, że są przyjaciółmi - wypieranie się znajomości nie uchodziło księżniczce.
Pojawienie się Georna Tawrila zmieniało wszystko. Teoretycznie Sjans nie powinien przejmować się faktem, iż sam król zaczął interesować się pogłoskami z pogranicza, przysyłając na te ziemię swojego wysłannika. Ulce było to nawet na rękę. Im więcej władca dowie się z ust swojego człowieka, tym większa istniała szansa, iż uczyni coś by zapobiec zbliżającej się bitwie. Drwal nie wątpił też w to, że w swojej relacji sir Georn mógłby zaszkodzić losowi Mglistych Bagien. Był przekonany, że próbując wyjaśnić miejscowe plotki, lord skupi się na faktach, opisując sprawę rzeczowo, precyzyjnie i obiektywnie, bez ubarwień i forsowania własnych opinii. Takie działanie było najbezpieczniejsze z punktu widzenia samego Tawrila. Z nauk jakie Sjans otrzymał od Asetsa, rzekomi dyplomaci przede wszystkim dbali o własne interesy, co w praktyce oznaczało unikanie odpowiedzialności i konsekwencji za swoje słowa. Wąsaty lord raczej sam nie opowie się po żadnej z stron, dopóki nie będzie pewny jakie są upodobania jego władcy.
Gorzej, że osoby takie jak Georn z natury były dociekliwe, lubiące węszyć i doszukiwać się spisków tam, gdzie komuś innemu nawet nie przyszłyby to do głowy, a wieści o elfickiej księżniczce podróżującej samotnie po królestwie, do tego bez wiedzy monarchy, z całą pewnością były tymi, którymi zainteresuje się wysłannik Ekradonu. Sjans i Skowronek będą musieli wyprowadzić w pole nie tylko Fydlona, a sir Tawril biorąc pod uwagę doświadczenie i przymioty wąsatego lorda, stawał się dużo poważniejszym problemem.
Drwala zastanawiało również to, co takiego mają do ukrycia Cryf i jego młody kapitan, że Brys tak niechętnie reagował na niespodziewane towarzystwo. Swoim rozkazem Skowronek najwyraźniej wybawiła Fydlona z opresji. Młody żołnierz obrócił się dumnie na pięcie i nie zaszczycając rozmówców ani spojrzeniem, ruszył wypełniać polecenie księżniczki. Apartamenty elfki znajdowały się na piętrze, a Brys przykładał wszelkich starań, by nie znalazł się na nim nikt inny niż jego ludzie. Każde łaskawe spojrzenie Skowronka w stronę kapitana ten ostatni traktował niczym awans w społecznej hierarchii, a w dowód wdzięczności gotów był poruszyć całym Cirdonem byle tylko znaleźć dla elfki stosowną papeterię.
Odprowadzając wzrokiem Skowronka i jego eskortę, drwal pomyślał o tym, że warto byłoby zostawić informację dla elfki o miejscu, w którym mogliby spotkać się po całym incydencie. Na chwilę obecną przekazanie rzekomej Aroli jakichkolwiek wieści osobiście byłoby problematyczne, ale powrót elfki do miasta zaraz po tym jak rzekomo zniknęła, mógł okazać się rzeczą jeszcze bardziej niepożądaną. Sjans był pewien, że ludzie Brysa nie przestaną jej szukać, a jakiś przypadkowy świadek widzący elfkę, która opuszcza miasto w towarzystwie ludzi Ulki, mogłoby zaprowadzić Fydlona na niepożądany trop.
- Powiedz mi proszę, że masz to czego pragnie nasz kapitan? – drwal zwrócił się do Ważki wskazując dziewczynie awanturującego się Brysa, żądającego od gospodarza wydania mu kolorowych i najlepiej perfumowanych zwoi do listów.
- Za kogo ty mnie masz? Dziewuszysko od miłosnych liścików? – oburzyła się Gyneid, wręczając jednocześnie Sjansowi zwitek ładnie ozdobionych kartek. Drwal naskrobał na jednej z nich wskazówki dla elfki, po czym wciskając ja na sam spód, podszedł do Brysa i ofiarował mu pożądane pergaminy. Kapitan chwycił je energicznie i bez słowa podziękowania, pobiegł na górę.
Ulce pozostawała jeszcze do rozwiązania sprawa sir Georna.
- Pan wybaczy, lordzie. Zareagowaliśmy nazbyt nerwowo. Od kilkunastu godzin jesteśmy w drodze, a księżniczka nade wszystko potrzebuje teraz wypoczynku – zwrócił się do Tawrila.
- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak ważna osobistość miałaby podróżować bez swojej świty? – dopytywał się wąsaty szlachcic.
- Cóż, tego wymaga jej misja. Jestem pewien, że sama zechce to lordowi wytłumaczyć. Poza tym wcale nie jest sama. Oczywiście nikt w Danae nie jest na tyle szalony, by puścić Arolę bez odpowiedniej eskorty.
- Ale gdzie? - spytał Georn błądząc oczyma po całym pomieszczeniu.
- To, że lord ich nie widzi świadczy tylko o tym, iż dobrze wykonują swoją pracę. Jeśli zechcesz panie, mój człowiek zaprowadzi cię do naszych elfickich przyjaciół – zaproponował Sjans wskazując jednocześnie na Ily’ego.
- Oczywiście, że chętnie się z nimi spotkam. Mam pokój tu na…
- Nie, nie w mieście. Sprawa jest nader dyskretna, a wścibskich oczu wokół nie brakuje.
Georn pokiwał z zrozumieniem, a Ily wskazał mu wyjście.
- To dla mnie zaszczyt lordzie. Nawet w Mglistych Bagnach da się słyszeć, iż jest pan wybitnym znawcą poezji. Zapewne słyszał pan już jedną z moich pieśni, ale pozwolę sobie zaprezentować coś z bardziej ambitnego repertuaru – uradował się Ily. Sjans w wyobraźni widział krawca jak zamęcza swojego towarzysza w czasie wędrówki przez las, by w końcu po godzinie stwierdzić, iż zgubił drogę i nie wie gdzie są. Cokolwiek łucznik by nie wymyślił, najważniejsze by przynajmniej na jakiś czas trzymał Tawrila z dala od osady.
Gorzej, że osoby takie jak Georn z natury były dociekliwe, lubiące węszyć i doszukiwać się spisków tam, gdzie komuś innemu nawet nie przyszłyby to do głowy, a wieści o elfickiej księżniczce podróżującej samotnie po królestwie, do tego bez wiedzy monarchy, z całą pewnością były tymi, którymi zainteresuje się wysłannik Ekradonu. Sjans i Skowronek będą musieli wyprowadzić w pole nie tylko Fydlona, a sir Tawril biorąc pod uwagę doświadczenie i przymioty wąsatego lorda, stawał się dużo poważniejszym problemem.
Drwala zastanawiało również to, co takiego mają do ukrycia Cryf i jego młody kapitan, że Brys tak niechętnie reagował na niespodziewane towarzystwo. Swoim rozkazem Skowronek najwyraźniej wybawiła Fydlona z opresji. Młody żołnierz obrócił się dumnie na pięcie i nie zaszczycając rozmówców ani spojrzeniem, ruszył wypełniać polecenie księżniczki. Apartamenty elfki znajdowały się na piętrze, a Brys przykładał wszelkich starań, by nie znalazł się na nim nikt inny niż jego ludzie. Każde łaskawe spojrzenie Skowronka w stronę kapitana ten ostatni traktował niczym awans w społecznej hierarchii, a w dowód wdzięczności gotów był poruszyć całym Cirdonem byle tylko znaleźć dla elfki stosowną papeterię.
Odprowadzając wzrokiem Skowronka i jego eskortę, drwal pomyślał o tym, że warto byłoby zostawić informację dla elfki o miejscu, w którym mogliby spotkać się po całym incydencie. Na chwilę obecną przekazanie rzekomej Aroli jakichkolwiek wieści osobiście byłoby problematyczne, ale powrót elfki do miasta zaraz po tym jak rzekomo zniknęła, mógł okazać się rzeczą jeszcze bardziej niepożądaną. Sjans był pewien, że ludzie Brysa nie przestaną jej szukać, a jakiś przypadkowy świadek widzący elfkę, która opuszcza miasto w towarzystwie ludzi Ulki, mogłoby zaprowadzić Fydlona na niepożądany trop.
- Powiedz mi proszę, że masz to czego pragnie nasz kapitan? – drwal zwrócił się do Ważki wskazując dziewczynie awanturującego się Brysa, żądającego od gospodarza wydania mu kolorowych i najlepiej perfumowanych zwoi do listów.
- Za kogo ty mnie masz? Dziewuszysko od miłosnych liścików? – oburzyła się Gyneid, wręczając jednocześnie Sjansowi zwitek ładnie ozdobionych kartek. Drwal naskrobał na jednej z nich wskazówki dla elfki, po czym wciskając ja na sam spód, podszedł do Brysa i ofiarował mu pożądane pergaminy. Kapitan chwycił je energicznie i bez słowa podziękowania, pobiegł na górę.
Ulce pozostawała jeszcze do rozwiązania sprawa sir Georna.
- Pan wybaczy, lordzie. Zareagowaliśmy nazbyt nerwowo. Od kilkunastu godzin jesteśmy w drodze, a księżniczka nade wszystko potrzebuje teraz wypoczynku – zwrócił się do Tawrila.
- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak ważna osobistość miałaby podróżować bez swojej świty? – dopytywał się wąsaty szlachcic.
- Cóż, tego wymaga jej misja. Jestem pewien, że sama zechce to lordowi wytłumaczyć. Poza tym wcale nie jest sama. Oczywiście nikt w Danae nie jest na tyle szalony, by puścić Arolę bez odpowiedniej eskorty.
- Ale gdzie? - spytał Georn błądząc oczyma po całym pomieszczeniu.
- To, że lord ich nie widzi świadczy tylko o tym, iż dobrze wykonują swoją pracę. Jeśli zechcesz panie, mój człowiek zaprowadzi cię do naszych elfickich przyjaciół – zaproponował Sjans wskazując jednocześnie na Ily’ego.
- Oczywiście, że chętnie się z nimi spotkam. Mam pokój tu na…
- Nie, nie w mieście. Sprawa jest nader dyskretna, a wścibskich oczu wokół nie brakuje.
Georn pokiwał z zrozumieniem, a Ily wskazał mu wyjście.
- To dla mnie zaszczyt lordzie. Nawet w Mglistych Bagnach da się słyszeć, iż jest pan wybitnym znawcą poezji. Zapewne słyszał pan już jedną z moich pieśni, ale pozwolę sobie zaprezentować coś z bardziej ambitnego repertuaru – uradował się Ily. Sjans w wyobraźni widział krawca jak zamęcza swojego towarzysza w czasie wędrówki przez las, by w końcu po godzinie stwierdzić, iż zgubił drogę i nie wie gdzie są. Cokolwiek łucznik by nie wymyślił, najważniejsze by przynajmniej na jakiś czas trzymał Tawrila z dala od osady.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek czuła przyjemny dreszcz na myśl, że w końcu dzieje się coś, w czym czuje się naprawdę dobrze. Nie musi z nikim pertraktować, udawać dobrych manier, ma tylko zrobić to, do czego była stworzona - po cichu i dyskretnie wymknąć się z miejsca, gdzie wcale nie powinno jej być. W dzień i w jaskrawej kiecce było to nieco trudniejsze, ale dla równowagi trafili idealnie w jakieś dożynki czy inne lokalne święto, przez co pewnie nie będzie się aż tak bardzo rzucać w oczy, uznają ją za jakąś artystkę… Chociaż czy jakikolwiek artysta przy zdrowych zmysłach zapuszczałby się na Bagna, gdzie atmosfera była prawie tak samo gęsta jak woda?
Elfka wchodząc na piętro lekko podkasała sukienkę - gdzieś widziała, że te wszystkie arystokratki idąc po schodach robią to tak, by nie pokazywać nóg, więc pilnowała się z długością. Przez myśl przemknęło jej przy okazji, ile razy taka królewna wywinęła orła potykając się o rąbek własnej spódnicy nim opanowała tę sztukę. Ona jednak z gracją weszła na piętro i nie zrobiła wstydu prawdziwej Aroli. Jednak o żenujące sceny zadbał pospołu Fydlon i jego podkomendni, chociaż tych drugich rozgrzeszał fakt, iż tylko wykonywali rozkazy. Nikt nie mógł nawet podejść do Skowronka, a z czasem bufor bezpieczeństwa objął całe piętro. To nie było do końca na rękę Przyjaciółce - więcej osób powodowałoby gwar, w którym łatwiej byłoby jej ukryć swoje poczynania. Ale to była tylko drobna niedogodność. Elfka na moment uwolniła się od towarzystwa kapitana posyłając go po papier i z ulgą weszła do przeznaczonego dla niej pokoju. Rozejrzała się pobieżnie i uznała, że jest to z pewnością dość wysoki standard dla zwykłego podróżnego, lecz dla księżniczki coś takiego by nie wystarczyło, nie miała jednak zamiaru narzekać, gdyż pokój miał jedną bardzo ważną dla niej cechę: okna wychodzące na tyły budynku. Uśmiechnęła się do siebie przelotnie.
- Doskonale - uznała. - Odpowiada mi to miejsce.
Elfka gestem nakazała podkomendnym Fydlona wyjść i zostawić ją samą, coś tam wspomniała o tym, że musi odetchnąć. Usiadła na łóżku i naprawdę ją kusiło, by może trochę się przespać albo przynajmniej powylegiwać. Opanowała się jednak i czekała. Gdy w końcu Brys przyszedł do niej z papeterią, zastał ją siedzącą na posłaniu z dłońmi złożonymi na podołku, jakby pozowała do oficjalnego portretu.
- Och, cudownie - uradowała się, przyjmując kartki i przybory do pisania. - Teraz potrzebuję chwili spokoju, poczekajcie na zewnątrz, zawołam was gdy będę was potrzebowała.
Ton głosu Skowronka był dość łagodny, ale przy tym nieznoszący sprzeciwu, jakby po prostu spełnianie jej rozkazów było oczywistością. Chyba zaczynało jej się to podobać. Gdy została w końcu sama, faktycznie od razu zabrała się do pisania. Najpierw przez moment podziwiała papier, jaki skombinował dla niej Fydlon - w życiu by się nie spodziewała, że dostanie takie ładne karteczki, naprawdę brakowało jeszcze by były nasączone jakimś olejkiem albo miały pozłacane brzegi. Przez moment elfka zastanawiała się skąd też się one wzięły w tak zapadłej dziurze, ale szybko odkryła tę tajemnicę - dokładnie w momencie, gdy znalazła jedną zapisaną kartkę na samym spodzie. Na drodze eliminacji doszła do wniosku, że to pismo Sjansa, więc pewnie papeteria była w posiadaniu Ily’ego, a najpewniej Ważki zważywszy, że był to dość kobiecy bibelot. Skowronek nie kryjąc zadowolenia odchyliła się od blatu i przeczytała wiadomość. Skrzywiła się lekko.
- Oj mój drogi, nie wierzysz w mój profesjonalizm? - zapytała cichutko liter. Przecież oczywiste było, że odnajdzie ich poza murami miasta, nie była tak głupia by wracać w to miejsce. A w każdym razie nie za dnia, gdy ktoś mógłby ją zobaczyć. Niemniej może dobrze, że drwal myślał o takich detalach. Skowronek przez moment jeszcze wpatrywała się w tekst, po czym złożyła kartkę w kilka części i schowała ją głęboko za dekolt sukienki. Chciała ją z początku podrzeć i połknąć jak należy czynić z takimi kompromitującymi wiadomościami, ale miała ochotę zachować sobie ten liścik. Zadowolona elfka zajęła się w końcu pisaniem. Chwilę wahała się jak zacząć, lecz gdy przebrnęła już przez nagłówek, szło gładko.
“Kapitanie,
Jestem świadoma, iż zostaliście oddelegowani do eskortowania mnie aż do Ekradonu i jesteście osobą, która solidnie wykonuje swoje obowiązki. Niemniej zdarzenia z dzisiejszego dnia sprawiają, iż dalej zamierzam podróżować sama - nie chcę być po raz kolejny świadkiem przemocy i śmierci zadanej z tak błahego powodu. Sposób rozwiązywania problemów przez ludzi z Mglistych Bagien nie jest czymś, z czym łatwo mi się pogodzić. Całe szczęście do miejsca, gdzie spotkam się z mym bratem, nie jest stąd już daleko. Dotrę tam już sama dzięki Pańskim wskazówkom, które udzieliliście mi przed wjazdem do miasteczka.”
Skowronek zawiesiła rękę w powietrzu zastanawiając się jaki podpis złożyć - musiała znaleźć złoty środek pomiędzy oficjalnym zadęciem a nieformalnym tonem towarzyszącym całej tej eskapadzie. W końcu postawiła pod tekstem dwie bardzo fikuśne literki - A. C., co według niej było wystarczająco jednoznaczne dla Fydlona, a jednocześnie nie niosło za sobą żadnych konsekwencji politycznych.
Elfce nawet przez myśl nie przeszło, by faktycznie pisać jakiś liścik do Tawrila, który pewnie czekał na dole na jakieś wieści - a niech czeka, ona właśnie cichaczem uciekała z tego balu. List dla Fydlona zostawiła w widocznym miejscu, po czym bardzo cicho otworzyła okno. Otwór był niewielki, ktoś postury Botana z pewnością z trudem wystawiłby łeb na zewnątrz, ale dla drobnej elfki nie była to żadna przeszkoda, co najwyżej niedogodność. Skowronek nim wyszła na zewnątrz poprawiła sznurówki w butach i dokładnie się rozejrzała. Miała idealne warunki, by się wymknąć, bo akurat nikt nie patrzył. Wyślizgnęła się więc na zewnątrz i wyszła na niewielki gzyms oddzielający piętra. Zeskoczyła z niego w błoto, czemu towarzyszył tylko nieznaczny plusk, kojarzący się co najwyżej z nieostrożnym kotem - materiał sukni stłumił plusk. Zachowując na razie maksimum ostrożności - nie mogła dać się zauważyć ani osobom na zewnątrz ani wewnątrz karczmy - obeszła budynek i wyszła na ulicę. Szła tak jak to mówiła kiedyś Sjansowi, jakby doskonale wiedziała gdzie zmierza i miała pełne prawo przebywać w takim miejscu. Unikała jednak zbiegowisk i miejsc, które przez lata zgromadzonych doświadczeń wydawały jej się ryzykowne. Włosami zakryła uszy, by nikogo nie prowokować swoją odmienną przynależnością rasową. Dopiero gdy była blisko granic miasteczka odsłoniła je - wszak ktoś musiał zobaczyć elfkę opuszczającą osadę, by móc donieść o tym Fydlonowi.
Elfka wchodząc na piętro lekko podkasała sukienkę - gdzieś widziała, że te wszystkie arystokratki idąc po schodach robią to tak, by nie pokazywać nóg, więc pilnowała się z długością. Przez myśl przemknęło jej przy okazji, ile razy taka królewna wywinęła orła potykając się o rąbek własnej spódnicy nim opanowała tę sztukę. Ona jednak z gracją weszła na piętro i nie zrobiła wstydu prawdziwej Aroli. Jednak o żenujące sceny zadbał pospołu Fydlon i jego podkomendni, chociaż tych drugich rozgrzeszał fakt, iż tylko wykonywali rozkazy. Nikt nie mógł nawet podejść do Skowronka, a z czasem bufor bezpieczeństwa objął całe piętro. To nie było do końca na rękę Przyjaciółce - więcej osób powodowałoby gwar, w którym łatwiej byłoby jej ukryć swoje poczynania. Ale to była tylko drobna niedogodność. Elfka na moment uwolniła się od towarzystwa kapitana posyłając go po papier i z ulgą weszła do przeznaczonego dla niej pokoju. Rozejrzała się pobieżnie i uznała, że jest to z pewnością dość wysoki standard dla zwykłego podróżnego, lecz dla księżniczki coś takiego by nie wystarczyło, nie miała jednak zamiaru narzekać, gdyż pokój miał jedną bardzo ważną dla niej cechę: okna wychodzące na tyły budynku. Uśmiechnęła się do siebie przelotnie.
- Doskonale - uznała. - Odpowiada mi to miejsce.
Elfka gestem nakazała podkomendnym Fydlona wyjść i zostawić ją samą, coś tam wspomniała o tym, że musi odetchnąć. Usiadła na łóżku i naprawdę ją kusiło, by może trochę się przespać albo przynajmniej powylegiwać. Opanowała się jednak i czekała. Gdy w końcu Brys przyszedł do niej z papeterią, zastał ją siedzącą na posłaniu z dłońmi złożonymi na podołku, jakby pozowała do oficjalnego portretu.
- Och, cudownie - uradowała się, przyjmując kartki i przybory do pisania. - Teraz potrzebuję chwili spokoju, poczekajcie na zewnątrz, zawołam was gdy będę was potrzebowała.
Ton głosu Skowronka był dość łagodny, ale przy tym nieznoszący sprzeciwu, jakby po prostu spełnianie jej rozkazów było oczywistością. Chyba zaczynało jej się to podobać. Gdy została w końcu sama, faktycznie od razu zabrała się do pisania. Najpierw przez moment podziwiała papier, jaki skombinował dla niej Fydlon - w życiu by się nie spodziewała, że dostanie takie ładne karteczki, naprawdę brakowało jeszcze by były nasączone jakimś olejkiem albo miały pozłacane brzegi. Przez moment elfka zastanawiała się skąd też się one wzięły w tak zapadłej dziurze, ale szybko odkryła tę tajemnicę - dokładnie w momencie, gdy znalazła jedną zapisaną kartkę na samym spodzie. Na drodze eliminacji doszła do wniosku, że to pismo Sjansa, więc pewnie papeteria była w posiadaniu Ily’ego, a najpewniej Ważki zważywszy, że był to dość kobiecy bibelot. Skowronek nie kryjąc zadowolenia odchyliła się od blatu i przeczytała wiadomość. Skrzywiła się lekko.
- Oj mój drogi, nie wierzysz w mój profesjonalizm? - zapytała cichutko liter. Przecież oczywiste było, że odnajdzie ich poza murami miasta, nie była tak głupia by wracać w to miejsce. A w każdym razie nie za dnia, gdy ktoś mógłby ją zobaczyć. Niemniej może dobrze, że drwal myślał o takich detalach. Skowronek przez moment jeszcze wpatrywała się w tekst, po czym złożyła kartkę w kilka części i schowała ją głęboko za dekolt sukienki. Chciała ją z początku podrzeć i połknąć jak należy czynić z takimi kompromitującymi wiadomościami, ale miała ochotę zachować sobie ten liścik. Zadowolona elfka zajęła się w końcu pisaniem. Chwilę wahała się jak zacząć, lecz gdy przebrnęła już przez nagłówek, szło gładko.
“Kapitanie,
Jestem świadoma, iż zostaliście oddelegowani do eskortowania mnie aż do Ekradonu i jesteście osobą, która solidnie wykonuje swoje obowiązki. Niemniej zdarzenia z dzisiejszego dnia sprawiają, iż dalej zamierzam podróżować sama - nie chcę być po raz kolejny świadkiem przemocy i śmierci zadanej z tak błahego powodu. Sposób rozwiązywania problemów przez ludzi z Mglistych Bagien nie jest czymś, z czym łatwo mi się pogodzić. Całe szczęście do miejsca, gdzie spotkam się z mym bratem, nie jest stąd już daleko. Dotrę tam już sama dzięki Pańskim wskazówkom, które udzieliliście mi przed wjazdem do miasteczka.”
Skowronek zawiesiła rękę w powietrzu zastanawiając się jaki podpis złożyć - musiała znaleźć złoty środek pomiędzy oficjalnym zadęciem a nieformalnym tonem towarzyszącym całej tej eskapadzie. W końcu postawiła pod tekstem dwie bardzo fikuśne literki - A. C., co według niej było wystarczająco jednoznaczne dla Fydlona, a jednocześnie nie niosło za sobą żadnych konsekwencji politycznych.
Elfce nawet przez myśl nie przeszło, by faktycznie pisać jakiś liścik do Tawrila, który pewnie czekał na dole na jakieś wieści - a niech czeka, ona właśnie cichaczem uciekała z tego balu. List dla Fydlona zostawiła w widocznym miejscu, po czym bardzo cicho otworzyła okno. Otwór był niewielki, ktoś postury Botana z pewnością z trudem wystawiłby łeb na zewnątrz, ale dla drobnej elfki nie była to żadna przeszkoda, co najwyżej niedogodność. Skowronek nim wyszła na zewnątrz poprawiła sznurówki w butach i dokładnie się rozejrzała. Miała idealne warunki, by się wymknąć, bo akurat nikt nie patrzył. Wyślizgnęła się więc na zewnątrz i wyszła na niewielki gzyms oddzielający piętra. Zeskoczyła z niego w błoto, czemu towarzyszył tylko nieznaczny plusk, kojarzący się co najwyżej z nieostrożnym kotem - materiał sukni stłumił plusk. Zachowując na razie maksimum ostrożności - nie mogła dać się zauważyć ani osobom na zewnątrz ani wewnątrz karczmy - obeszła budynek i wyszła na ulicę. Szła tak jak to mówiła kiedyś Sjansowi, jakby doskonale wiedziała gdzie zmierza i miała pełne prawo przebywać w takim miejscu. Unikała jednak zbiegowisk i miejsc, które przez lata zgromadzonych doświadczeń wydawały jej się ryzykowne. Włosami zakryła uszy, by nikogo nie prowokować swoją odmienną przynależnością rasową. Dopiero gdy była blisko granic miasteczka odsłoniła je - wszak ktoś musiał zobaczyć elfkę opuszczającą osadę, by móc donieść o tym Fydlonowi.
Nie pozostało mu nic innego jak siedzieć i czekać na rozwój wydarzeń. Sjans zajął miejsce w gospodzie, zamówił sobie jakiś lokalny trunek i obserwował ruch przy drzwiach. Ważce i Botanowi nakazał pilnowanie dziedzińca, na wypadek gdyby Fydlon zechciał wymknąć się niepostrzeżenie. Dochodził wieczór. Teoretycznie o tej porze w izbie powinno być wielu gości, jednak dzisiejsze święto i uroczystości z nim związane, sprawiały, iż ludzie wybierali zabawę na świeżym powietrzu. Dodatkowo reputacji gospody nie pomagała niedawno wywołana tu awantura oraz osoba Brysa, który przyłożył wszelkich starań by pozbyć się reszty gości. Czekanie i bezczynność męczyły drwala. Ulka zastanawiał się czy wszelkiej maści skrytobójcy, złodzieje, szpiedzy i kombinatorzy, poza umiejętnościami czysto technicznymi, trenują również siłę woli i cierpliwe siedzenie w jednym miejscu. Zaczął się już martwić faktem, iż natrętny kapitan może nie dać Skowronkowi okazji do działania, gdy wyraźnie zdenerwowany Brys zbiegł po schodach.
- Gdzie Tawril? – Fydlon od razu zaatakował Ulkę.
- Zdaje się, że podziwia występy. To jakieś święto płodności. Wiedziałeś, że ludziska tańczą tu na golasa i wyją do księżyca? – zażartował Sjans.
- Nie obchodzi mnie to – wyrzucił z siebie kapitan Fydlon. – A gdzie twoi ludzie?
- Przecież tłumaczę. Za nic nie przegapiliby takiej okazji.
- Barbarzyńcy. Pfff. Nieważne. Księżniczka poszła spać. Zamknęła się od środka i kazała sobie nie przeszkadzać. Przekazuję ci ochronę nad nią. A ja muszę zawiadomić sir Georna, że jego spotkanie zostało odwołane.
- Wspomnij mu również, iż w tym wieku łatwo się przeziębić – dodał Sjans odprowadzając Brysa wzrokiem.
Ludzie kapitana również opuścili posterunek, a drwalowi nie pozostało nic więcej jak pozdrowić ich uniesionym kuflem. Ulka odczekał jeszcze chwilę, po czym wszedł na górę by zajrzeć do pokoju Skowronka. Był pewien, że elfki tam nie zastanie, jednak obiecał Ważce, że zwróci jej notatki. Niedoszła medyczka zwykła zapisywać na nich różne naukowe bohomazy, obserwacje i receptury, a papier na Mglistych Bagnach był rzeczą dość cenną. Drwal z zadowoleniem przyjął fakt, iż zapisana przez niego strona znikła z notatnika. Do tej pory wszystko szło gładko. Gyneid i Botan, zaprzęgli konie i czekali już przy wozie. „Aż za dobrze” – pomyślał Sjans, opuszczając gospodę.
- Niedźwiedź nigdzie się stąd nie ruszy dopóki nie zobaczy elfki – protestował chłopak.
- Głupi wole, ile razy mam ci tłumaczyć, że jej tu nie ma! – burzyła się Ważka, zdecydowanie za głośno jak na taką okoliczność.
- Cicho! Czy chociaż przez chwilę możecie się nie kłócić? Co wam strzeliło do łbów, aby awanturować się tu i teraz? – nie dowierzał Ulka.
- Botan jest rycerzem, a rycerz nie zostawia księżniczki i nie ucieka niczym robal przed butem.
- Właź na wóz i jedziemy. Później ci wszystko wytłumaczę – zapewnił Sjans, ale młody niedźwiedź nie ugiął się ani odrobinę. Ulka przeklął w myślach. Akurat tego teraz potrzebował najbardziej. Przy prostym rozumowaniu Botana, mogliby do rana tłumaczyć mu zawiłości intrygi, a ten i tak by nic nie zrozumiał. Drwal musiał odwołać się do argumentów, które łatwo dotrą do świadomości chłopaka.
- Posłuchaj. Fydlon porwał elfkę, ale wiem gdzie jest. Dlatego też musimy spieszyć jej z pomocą.
- Zdradziecka Świnia. Niedźwiedź wypluje mu flaki i rozciągnie je po całej wsi. Od razu mówiłem, że trzeba tak zrobić, ale głupi drwal upierał się, że łajdak jest naszym sojusznikiem – wściekł się Botan wsiadając do wozu.
- No dzięki – skomentowała Ważka. – Teraz przez całą drogę będę skazana na wysłuchiwanie jaki to sir Botan jest przenikliwy i bystry i w ogóle jaki z niego znawca ludzkich charakterów – oburzała się dziewczyna. Na szczęście cała drużyna opuściła zabudowania małego Cidronu bez dalszych przeszkód. Wkrótce też odnaleźli Ily’ego nucącego swoją ulubioną piosenkę o drzewie podróżniku.
„Wyruszyć chciał w podróż i zobaczyć świat,
Choć żyć spokojnie mógł tysiąc lat,
W kominku skończył dzielny ten chwat”.
- No nareszcie jesteście. Zastanawiałem się właśnie skąd u szlachciców znajomość takiego repertuaru przekleństw? - odpowiedział łucznik na pytające spojrzenie Sjansa co do losów Tawrila.
- Gdzie Tawril? – Fydlon od razu zaatakował Ulkę.
- Zdaje się, że podziwia występy. To jakieś święto płodności. Wiedziałeś, że ludziska tańczą tu na golasa i wyją do księżyca? – zażartował Sjans.
- Nie obchodzi mnie to – wyrzucił z siebie kapitan Fydlon. – A gdzie twoi ludzie?
- Przecież tłumaczę. Za nic nie przegapiliby takiej okazji.
- Barbarzyńcy. Pfff. Nieważne. Księżniczka poszła spać. Zamknęła się od środka i kazała sobie nie przeszkadzać. Przekazuję ci ochronę nad nią. A ja muszę zawiadomić sir Georna, że jego spotkanie zostało odwołane.
- Wspomnij mu również, iż w tym wieku łatwo się przeziębić – dodał Sjans odprowadzając Brysa wzrokiem.
Ludzie kapitana również opuścili posterunek, a drwalowi nie pozostało nic więcej jak pozdrowić ich uniesionym kuflem. Ulka odczekał jeszcze chwilę, po czym wszedł na górę by zajrzeć do pokoju Skowronka. Był pewien, że elfki tam nie zastanie, jednak obiecał Ważce, że zwróci jej notatki. Niedoszła medyczka zwykła zapisywać na nich różne naukowe bohomazy, obserwacje i receptury, a papier na Mglistych Bagnach był rzeczą dość cenną. Drwal z zadowoleniem przyjął fakt, iż zapisana przez niego strona znikła z notatnika. Do tej pory wszystko szło gładko. Gyneid i Botan, zaprzęgli konie i czekali już przy wozie. „Aż za dobrze” – pomyślał Sjans, opuszczając gospodę.
- Niedźwiedź nigdzie się stąd nie ruszy dopóki nie zobaczy elfki – protestował chłopak.
- Głupi wole, ile razy mam ci tłumaczyć, że jej tu nie ma! – burzyła się Ważka, zdecydowanie za głośno jak na taką okoliczność.
- Cicho! Czy chociaż przez chwilę możecie się nie kłócić? Co wam strzeliło do łbów, aby awanturować się tu i teraz? – nie dowierzał Ulka.
- Botan jest rycerzem, a rycerz nie zostawia księżniczki i nie ucieka niczym robal przed butem.
- Właź na wóz i jedziemy. Później ci wszystko wytłumaczę – zapewnił Sjans, ale młody niedźwiedź nie ugiął się ani odrobinę. Ulka przeklął w myślach. Akurat tego teraz potrzebował najbardziej. Przy prostym rozumowaniu Botana, mogliby do rana tłumaczyć mu zawiłości intrygi, a ten i tak by nic nie zrozumiał. Drwal musiał odwołać się do argumentów, które łatwo dotrą do świadomości chłopaka.
- Posłuchaj. Fydlon porwał elfkę, ale wiem gdzie jest. Dlatego też musimy spieszyć jej z pomocą.
- Zdradziecka Świnia. Niedźwiedź wypluje mu flaki i rozciągnie je po całej wsi. Od razu mówiłem, że trzeba tak zrobić, ale głupi drwal upierał się, że łajdak jest naszym sojusznikiem – wściekł się Botan wsiadając do wozu.
- No dzięki – skomentowała Ważka. – Teraz przez całą drogę będę skazana na wysłuchiwanie jaki to sir Botan jest przenikliwy i bystry i w ogóle jaki z niego znawca ludzkich charakterów – oburzała się dziewczyna. Na szczęście cała drużyna opuściła zabudowania małego Cidronu bez dalszych przeszkód. Wkrótce też odnaleźli Ily’ego nucącego swoją ulubioną piosenkę o drzewie podróżniku.
Choć żyć spokojnie mógł tysiąc lat,
W kominku skończył dzielny ten chwat”.
- No nareszcie jesteście. Zastanawiałem się właśnie skąd u szlachciców znajomość takiego repertuaru przekleństw? - odpowiedział łucznik na pytające spojrzenie Sjansa co do losów Tawrila.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek chwilę kluczyła po ulicach Cirdonu, by dostrzegło ją parę osób, które Fydlon mógł później ewentualnie ciągnąć za język szukając swej królewskiej zguby. Gdy uznała, że wzbudziła już wystarczające zainteresowanie, po prostu opuściła miasteczko. Było coś w niej, że ludzie odprowadzili ją wzrokiem, ale nikt nie uznał za podejrzane, że elfia dziewczyna w pstrokatej sukience opuszcza Cirdon bez żadnego towarzystwa, bez konia i nawet bez tobołka podróżnego. Niektórzy uznali, że pewnie idzie na schadzkę z jakimś lokalnym chłopakiem, a inni po prostu stwierdzi, że to nie ich sprawa i mają ciekawsze rzeczy do roboty. Ludzie tacy byli, nie lubili się angażować, jeśli wymagało to od nich chociażby odrobiny wysiłku. Bohaterowie i dociekliwi nie stanowili wcale tak dużego odsetku społeczeństwa, jak mogłoby się wydawać. Tym lepiej dla Skowronka.
Elfka chwilę szła samym środkiem traktu. Krok miała dziarski, szybki, pewny - musiała sprawnie oddalić się wystarczająco daleko od miasta, by Fydlon nie zdołał jej dogonić. Nie wiedziała, kiedy kapitan zacznie cokolwiek podejrzewać, liczyła jednak, że będzie miał skrupuły by przeszkadzać księżniczce i pukać do jej pokoju, a przez to da jej dość czasu na ucieczkę. Niemniej by nie ryzykować, w końcu zdecydowała się kawałek biec - podkasała kieckę nie krępując się już tym, że odsłania kostki i kolana, po czym gwałtownie przyspieszyła. Miała niezłą kondycję, czego wymagał od niej zawód, jednak nadal nie umiała pozbyć się maski księżniczki, więc jej krok był lekki i trochę wolniejszy niż podczas typowej ucieczki. Czy musiała się jednak aż tak bardzo spieszyć? Ledwo straciła z oczu mury Cirdonu, zaraz zeszła z traktu i szukaj wiatru w polu. Odciski jej stóp jeszcze moment pozostawały widoczne, lecz wśród wielu innych śladów i kolein były praktycznie nie do odróżnienia. Fydlon jej nie znajdzie choćby się skichał i przekopał całą drogę od Cirdonu aż po Ekradon.
Skowronek nie przemęczała się za bardzo. Zgodnie z instrukcjami Sjansa czekała na nich w umówionym miejscu. Czy też raczej prawie w umówionym miejscu: zawodowa podejrzliwość kazała jej przyczaić się kawałek dalej, na wypadek gdyby na przykład drwal chlapnął się przed kimś gdzie umówił się z elfką albo ktoś podejrzał liścik do niej. Dlatego też Przyjaciółka usadowiła się w miejscu, z którego widziała punkt spotkania, ale sama pozostawała niewidoczna. Mogła dzięki temu dać drapaka w każdej chwili, a jeśli wszystko pójdzie z planem, po prostu się ujawni. Trochę przyszło jej czekać, co to jednak dla niej - cierpliwość w takich sytuacjach była wręcz wymagana od osób jej profesji, wszak ileż to razy musiała obserwować całymi dniami dom swej ofiary, by wypatrzyć dogodny moment, miejsce, sytuację? Z pewnością przeszkadzało jej to mniej niż Sjansowi, który grzał się w karczmie czekając, aż Fydlon zorientuje się jak wielkie kłopoty spadły na jego głowę. Niemniej humor wyraźnie jej się poprawił, gdy zobaczyła znajomy wóz i usłyszała znajome głosy. Wstała ze swej kryjówki, otrzepała sukienkę i wyszła im naprzeciw.
- Sjans! - ucieszyła się na jego widok. - Słowo daję, gdybyś nie był taki stary i nie miał rodziny, na rzęsach bym stanęła, by cię zwerbować. Udowodniłeś, że co jak co, ale na intrygach to ty się znasz - pochwaliła go bardzo szczerze.
Elfka podeszła do wozu, przeciągając się jakby schowana między drzewami drzemała a nie czuwała i teraz ledwo się obudziła. Sięgnęła za dekolt i wyjęła schowany między piersiami liścik od drwala.
- Brawo - powiedziała, nawet go nie rozkładając, gdyż była pewna, że on wie, co trzyma w ręce. - Miałam się go pozbyć, ale pomyślałam, że będę miała teraz świetny materiał, by cię szantażować w przyszłości. Zaproszenie na schadzkę i to na takim ładnym papierze…
Skowronek oczywiście żartowała, co słychać było w jej teatralnie cwaniackim tonie głosu - karteczka była kiepskim materiałem do szantażu, a ujawniona nie nadawała się do tego już w ogóle.
- Dobra, zabierajmy się stąd już, bo jeśli jakimś cudem Fydlon się na nas natknie, to tym razem koniec z dobrymi manierami, osobiście nogi mu z dupy powyrywam - oświadczyła, wdrapując się na wóz.
- Co z Tawrilem? - upewniła się jeszcze. - Spławiliście go jakoś?
Elfka chwilę szła samym środkiem traktu. Krok miała dziarski, szybki, pewny - musiała sprawnie oddalić się wystarczająco daleko od miasta, by Fydlon nie zdołał jej dogonić. Nie wiedziała, kiedy kapitan zacznie cokolwiek podejrzewać, liczyła jednak, że będzie miał skrupuły by przeszkadzać księżniczce i pukać do jej pokoju, a przez to da jej dość czasu na ucieczkę. Niemniej by nie ryzykować, w końcu zdecydowała się kawałek biec - podkasała kieckę nie krępując się już tym, że odsłania kostki i kolana, po czym gwałtownie przyspieszyła. Miała niezłą kondycję, czego wymagał od niej zawód, jednak nadal nie umiała pozbyć się maski księżniczki, więc jej krok był lekki i trochę wolniejszy niż podczas typowej ucieczki. Czy musiała się jednak aż tak bardzo spieszyć? Ledwo straciła z oczu mury Cirdonu, zaraz zeszła z traktu i szukaj wiatru w polu. Odciski jej stóp jeszcze moment pozostawały widoczne, lecz wśród wielu innych śladów i kolein były praktycznie nie do odróżnienia. Fydlon jej nie znajdzie choćby się skichał i przekopał całą drogę od Cirdonu aż po Ekradon.
Skowronek nie przemęczała się za bardzo. Zgodnie z instrukcjami Sjansa czekała na nich w umówionym miejscu. Czy też raczej prawie w umówionym miejscu: zawodowa podejrzliwość kazała jej przyczaić się kawałek dalej, na wypadek gdyby na przykład drwal chlapnął się przed kimś gdzie umówił się z elfką albo ktoś podejrzał liścik do niej. Dlatego też Przyjaciółka usadowiła się w miejscu, z którego widziała punkt spotkania, ale sama pozostawała niewidoczna. Mogła dzięki temu dać drapaka w każdej chwili, a jeśli wszystko pójdzie z planem, po prostu się ujawni. Trochę przyszło jej czekać, co to jednak dla niej - cierpliwość w takich sytuacjach była wręcz wymagana od osób jej profesji, wszak ileż to razy musiała obserwować całymi dniami dom swej ofiary, by wypatrzyć dogodny moment, miejsce, sytuację? Z pewnością przeszkadzało jej to mniej niż Sjansowi, który grzał się w karczmie czekając, aż Fydlon zorientuje się jak wielkie kłopoty spadły na jego głowę. Niemniej humor wyraźnie jej się poprawił, gdy zobaczyła znajomy wóz i usłyszała znajome głosy. Wstała ze swej kryjówki, otrzepała sukienkę i wyszła im naprzeciw.
- Sjans! - ucieszyła się na jego widok. - Słowo daję, gdybyś nie był taki stary i nie miał rodziny, na rzęsach bym stanęła, by cię zwerbować. Udowodniłeś, że co jak co, ale na intrygach to ty się znasz - pochwaliła go bardzo szczerze.
Elfka podeszła do wozu, przeciągając się jakby schowana między drzewami drzemała a nie czuwała i teraz ledwo się obudziła. Sięgnęła za dekolt i wyjęła schowany między piersiami liścik od drwala.
- Brawo - powiedziała, nawet go nie rozkładając, gdyż była pewna, że on wie, co trzyma w ręce. - Miałam się go pozbyć, ale pomyślałam, że będę miała teraz świetny materiał, by cię szantażować w przyszłości. Zaproszenie na schadzkę i to na takim ładnym papierze…
Skowronek oczywiście żartowała, co słychać było w jej teatralnie cwaniackim tonie głosu - karteczka była kiepskim materiałem do szantażu, a ujawniona nie nadawała się do tego już w ogóle.
- Dobra, zabierajmy się stąd już, bo jeśli jakimś cudem Fydlon się na nas natknie, to tym razem koniec z dobrymi manierami, osobiście nogi mu z dupy powyrywam - oświadczyła, wdrapując się na wóz.
- Co z Tawrilem? - upewniła się jeszcze. - Spławiliście go jakoś?
Komplementy Skowronka Sjans przyjął dość chłodno. Nigdy nie lubił gdy porównywano go do Asetsa, bez względu na to jak szczere były intencje rozmówcy. Drwal doskonale zdawał sobie sprawę, że ma w sobie więcej z ojca niż jakikolwiek Ulka, ale nie znaczyło to wcale iż pasowało mu głośne wyrażanie takich opinii.
- Może pozostańmy przy tym, że ja nie mam pojęcia czym naprawdę się zajmujesz, a ty wiesz o mnie wszystko – zaproponował, nie chcąc drążyć tematu tego, do czego elfka mogłaby chcieć go werbować. – Mam w planach przebyć dziś tyle drogi ile się da, rozbić na noc obozowisko w lesie, a jutro znaleźć się już w Ekradonie. Tawrila wyprowadziliśmy na krótki spacer, a przy odrobinie szczęścia, szlachcic nie uzna naszego spotkania za tak ważne, by przerwać swoją dotychczasową misję i wrócić z meldunkiem do stolicy.
Szczerze mówiąc drwal obawiał się bardziej poczynań się Georna niż tego, że mogliby ponownie spotkać się z Fydlonem. W kwestii nie przyznawania się do swoich błędów, Brys osiągnął perfekcję. Prawdopodobnie będzie gonił za rzekomą księżniczką do samego Danae, przekonany że ta wyprzedza go ledwie o krok, a jego obowiązkiem jest potwierdzenie, iż Arola bezpiecznie dotarła tam dokąd chciała. Z kolei Tawril jest na tyle bystry by od razy wyczuć podstęp i stwierdzić, że coś tu nie gra tak jak powinno. Jako osoba predysponowana do tego by szpiegować i donosić o działaniach innych, arystokrata gotów będzie przekopać Cirdon wzdłuż i wszerz, byle tylko wyjaśnić sytuację.
- Na długi spacer – poprawił Ily. – A nawet bardzo długi, biorąc pod uwagę, że większość mieszczuchów gubi się w lesie, gdy tylko ma za plecami pierwsze drzewo. Ale na plus naszego jegomościa należy przypisać to, iż zna się na muzyce.
Z całego zamieszania jedynie Botan pozostawał niezadowolony, z ponurą miną zajmując miejsce na wozie. Zasępiony, bijący się z własnymi myślami niedźwiedź, wyglądał na tyle opłakanie, iż nawet Ważka zdecydowała się przyjść chłopakowi z pomocą albo, co bardziej prawdopodobne, wpakować biedaka w jeszcze większe tarapaty. Drużyna Sjansa miała do dyspozycji wóz i jednego luźnego konia, na którym siedział Ily. Ulka powoził. Tak jak zapowiedział wcześniej, prowadził na tyle, na ile pozwoliło mu światło dnia. Biorąc pod uwagę trudy ostatnich wydarzeń wszyscy oni potrzebowali wypoczynku, a sam drwal chciał poukładać sobie myśli przed tym co czeka ich w Ekradonie. Przechytrzenie Styfinga i całej królewskiej świty było zadaniem znacznie poważniejszym niż wyprowadzenie w pole młodziaka pokroju Fydlona.
- Rozbijemy tu obóz. Wypocznijcie, jako że jutro czeka nas jeszcze więcej pracy – zakomunikował Sjans gdy dotarli do niewielkiej polany otoczonej olbrzymimi sosnami. – Rozpalę ognisko i obejmę pierwszą wartę. Zajmijcie się końmi. Na wozie jest prowiant i kilka ciepłych koców.
Drwal, który przywykł do samotnego przebywania w lasach, odruchowo zabrał się za przygotowanie posiłku. Przez jakiś czas mógł skupić się na rzeczach, które doskonale znał, zapominając o problemach wielkiej polityki. Z zadumy wyrwały go dopiero głośno chichoty Gyneid i Ily’ego. Szukając wzrokiem przyczyny tak dobrego nastroju swoich pomocników, drwal odnalazł Botana, który o dziwo znalazł w sobie na tyle odwagi by osobiście porozmawiać z Skowronkiem.
- Dobrze, że elfka uciekła. A jeśli ta zakłamana gnida Fydlon spróbuje ją ścigać, Botan porąbie go na drobne kawałeczki i nakarmi nimi robale – powiedział niedźwiedź wznosząc się na wyżyny swojego romantyzmu. – Tylko głowę zostawi by mogła patrzeć i wrzeszczeć z bólu gdy jego ścierwo będzie pożerane - dodał niedźwiedź nie zważając na to, iż swoją przemową wykazywał się sporymi brakiem w znajomości anatomii. Chłopak wyraźnie się stresował, ale Gyneid i Ily zachęcali go wzrokiem. Dziewczyna przytuliła się do łucznika, obejmując go w pasie i kładąc głowę na torsie ukochanego. Zachęta była aż za bardzo widoczna. Para młodych rozbiła swoje posłania jeden obok drugiego, tak by móc ogrzać się wzajemnie.
- Ważka twierdzi, że w taką noc można zamarznąć. Znaczy się nie drwale, bo oni nigdy nie zamarzają, ale źle by było gdyby elfka zamieniła się w sopel. Dlatego Botan tu będzie. I jego topór też będzie, na wypadek gdyby Fydlonowa świnia chciała wrócić.
„Głupie dzieciaki”, pomyślał Sjans siadając przy ognisku tyłem do Skowronka i młodego Thara, tak by reszta nie widziała uśmiechu na jego twarzy. Czekało ich jutro wiele trudnych wyzwań, a nic tak nie krzepi jak odrobina zabawy. „Tylko czy Skowronek aby na pewno bawi się dobrze?", zastanowił się Ulka, nasłuchując rozmowy. W ciszy panującej dookoła nawet szepty były doskonale rozumiane.
- Może pozostańmy przy tym, że ja nie mam pojęcia czym naprawdę się zajmujesz, a ty wiesz o mnie wszystko – zaproponował, nie chcąc drążyć tematu tego, do czego elfka mogłaby chcieć go werbować. – Mam w planach przebyć dziś tyle drogi ile się da, rozbić na noc obozowisko w lesie, a jutro znaleźć się już w Ekradonie. Tawrila wyprowadziliśmy na krótki spacer, a przy odrobinie szczęścia, szlachcic nie uzna naszego spotkania za tak ważne, by przerwać swoją dotychczasową misję i wrócić z meldunkiem do stolicy.
Szczerze mówiąc drwal obawiał się bardziej poczynań się Georna niż tego, że mogliby ponownie spotkać się z Fydlonem. W kwestii nie przyznawania się do swoich błędów, Brys osiągnął perfekcję. Prawdopodobnie będzie gonił za rzekomą księżniczką do samego Danae, przekonany że ta wyprzedza go ledwie o krok, a jego obowiązkiem jest potwierdzenie, iż Arola bezpiecznie dotarła tam dokąd chciała. Z kolei Tawril jest na tyle bystry by od razy wyczuć podstęp i stwierdzić, że coś tu nie gra tak jak powinno. Jako osoba predysponowana do tego by szpiegować i donosić o działaniach innych, arystokrata gotów będzie przekopać Cirdon wzdłuż i wszerz, byle tylko wyjaśnić sytuację.
- Na długi spacer – poprawił Ily. – A nawet bardzo długi, biorąc pod uwagę, że większość mieszczuchów gubi się w lesie, gdy tylko ma za plecami pierwsze drzewo. Ale na plus naszego jegomościa należy przypisać to, iż zna się na muzyce.
Z całego zamieszania jedynie Botan pozostawał niezadowolony, z ponurą miną zajmując miejsce na wozie. Zasępiony, bijący się z własnymi myślami niedźwiedź, wyglądał na tyle opłakanie, iż nawet Ważka zdecydowała się przyjść chłopakowi z pomocą albo, co bardziej prawdopodobne, wpakować biedaka w jeszcze większe tarapaty. Drużyna Sjansa miała do dyspozycji wóz i jednego luźnego konia, na którym siedział Ily. Ulka powoził. Tak jak zapowiedział wcześniej, prowadził na tyle, na ile pozwoliło mu światło dnia. Biorąc pod uwagę trudy ostatnich wydarzeń wszyscy oni potrzebowali wypoczynku, a sam drwal chciał poukładać sobie myśli przed tym co czeka ich w Ekradonie. Przechytrzenie Styfinga i całej królewskiej świty było zadaniem znacznie poważniejszym niż wyprowadzenie w pole młodziaka pokroju Fydlona.
- Rozbijemy tu obóz. Wypocznijcie, jako że jutro czeka nas jeszcze więcej pracy – zakomunikował Sjans gdy dotarli do niewielkiej polany otoczonej olbrzymimi sosnami. – Rozpalę ognisko i obejmę pierwszą wartę. Zajmijcie się końmi. Na wozie jest prowiant i kilka ciepłych koców.
Drwal, który przywykł do samotnego przebywania w lasach, odruchowo zabrał się za przygotowanie posiłku. Przez jakiś czas mógł skupić się na rzeczach, które doskonale znał, zapominając o problemach wielkiej polityki. Z zadumy wyrwały go dopiero głośno chichoty Gyneid i Ily’ego. Szukając wzrokiem przyczyny tak dobrego nastroju swoich pomocników, drwal odnalazł Botana, który o dziwo znalazł w sobie na tyle odwagi by osobiście porozmawiać z Skowronkiem.
- Dobrze, że elfka uciekła. A jeśli ta zakłamana gnida Fydlon spróbuje ją ścigać, Botan porąbie go na drobne kawałeczki i nakarmi nimi robale – powiedział niedźwiedź wznosząc się na wyżyny swojego romantyzmu. – Tylko głowę zostawi by mogła patrzeć i wrzeszczeć z bólu gdy jego ścierwo będzie pożerane - dodał niedźwiedź nie zważając na to, iż swoją przemową wykazywał się sporymi brakiem w znajomości anatomii. Chłopak wyraźnie się stresował, ale Gyneid i Ily zachęcali go wzrokiem. Dziewczyna przytuliła się do łucznika, obejmując go w pasie i kładąc głowę na torsie ukochanego. Zachęta była aż za bardzo widoczna. Para młodych rozbiła swoje posłania jeden obok drugiego, tak by móc ogrzać się wzajemnie.
- Ważka twierdzi, że w taką noc można zamarznąć. Znaczy się nie drwale, bo oni nigdy nie zamarzają, ale źle by było gdyby elfka zamieniła się w sopel. Dlatego Botan tu będzie. I jego topór też będzie, na wypadek gdyby Fydlonowa świnia chciała wrócić.
„Głupie dzieciaki”, pomyślał Sjans siadając przy ognisku tyłem do Skowronka i młodego Thara, tak by reszta nie widziała uśmiechu na jego twarzy. Czekało ich jutro wiele trudnych wyzwań, a nic tak nie krzepi jak odrobina zabawy. „Tylko czy Skowronek aby na pewno bawi się dobrze?", zastanowił się Ulka, nasłuchując rozmowy. W ciszy panującej dookoła nawet szepty były doskonale rozumiane.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Elfka wdrapała się na wóz i usiadła byle gdzie. Spod lekko przymrużonych powiek obserwowała przez moment Sjansa. Zauważyła ten cień, który przebiegł przez jego oblicze w reakcji na jej miłe słowa, a riposta jaką ją uraczył sprowadziła ją na ziemię - oczywiście drwal nie zapomniał jej tego, jakiej autoprezentacji dokonała u Asetsa, widać nadal kuło go w oczy to, że nie jest jednak tą niewinną Bri tylko macza palce w ciemnych interesach. ”Gdybym była taka niewinna, nigdy bym z wami nie pojechała”, pomyślała, ale nie zamierzała powiedzieć tego na głos. Chyba po prostu była już zbyt zmęczona. Siedziała całą drogę ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczami. Próbowała medytować - osoby postronne mogły to poznać po tym, jak trzymała w charakterystyczny sposób złożone dłonie na kolanach - ale przez to ciągłe kołysanie niespecjalnie jej szło. Odpuściła sobie i postanowiła poczekać do postoju.
Skowronek musiała przyznać, że nie była zadowolona z dotychczasowego przebiegu tej misji - napotkali na swej drodze zbyt wiele komplikacji, a najgorsze było dopiero przed nimi. Liczyła, że wieczorem przed snem będzie miała okazję porozmawiać ze Sjansem, by przekonać się, czy jest jakaś szansa na to, by wszystko naprostować i postępować jak profesjonaliści. Oczywiście na jej metody nie było czasu ani sposobności, zważywszy, że oprócz niej reszta raczej nie potrafiła nie rzucać się w oczy. Ale może chociaż będzie się dało robić wokół siebie mniej zamieszania. Ta maskarada z księżniczką była zabawna, ale jednocześnie ryzykowna, a kto wie, czy nie pociągnie za sobą zbyt wielu konsekwencji w późniejszym czasie. Jeśli spotkają się z Tawrilem w Ekradonie (a istniała na to spora szansa), będą mieli przechlapane.
Skowronek otworzył oczy, gdy poczuła, że Sjans sprowadza wóz z drogi na polanę. Rozejrzała się, chociaż w zasadzie nie wiadomo co chciała dostrzec. Na moment objęła zmarznięte ramiona, po czym przeciągnęła się, by jeszcze przez chwilę zachować przytomność.
- Mogę być po tobie - zaproponowała Sjansowi, gdy ten zdecydował się objąć pierwszą wartę. Później już bez słowa zajęła się jednym z wierzchowców - wypięcie ich z wozu i oczyszczenie boków to coś, co jeszcze potrafiła zrobić. W obozie panowała prawie że błoga cisza, co bardzo jej odpowiadało po tym pokręconym dniu. By nie psuć sobie przyjemnej chwili, skupiła się tylko i wyłącznie na koniu, którego oporządzała i dopiero cień, jaki rzucił na nią Botan, oderwał ją od tego zajęcia. Skowronek wytarła dłonie jedną o drugą i obróciła się do niego. Z początku sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała o co chodzi, ale zaraz jej wzrok się rozjaśnił i słuchała olbrzyma z należytą mu uwagą. Uśmiechnęła się nikle jednym kącikiem ust na wieść co też może spotkać Fydlona przy następny spotkaniu, a uśmiech poszerzył się dodatkowo na wieść, że młody Blewog (chyba jakąś nekromantyczną magią) utrzymałby głowę biednego kapitana przy życiu, by mogła jeszcze trochę cierpieć. Elfka zasłoniła usta dłonią i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, by go nie prowokować.
- Botan… - zaczęła, ale szybko zrezygnowała z tłumaczeniu mu czegokolwiek, bo jeszcze zapomniałby co jeszcze miał do powiedzenia. Nigdy wcześniej nie słyszała, by wypowiedział na raz tyle zdań, na dodatek złożonych. Widać bardzo chłopakowi zależało. Skowronek pozwalała mu więc na zrobienie na niej dobrego wrażenia i tylko rozejrzała się dyskretnie, co robiła reszta. Szlag ją prawie trafił na miejscu, gdy zobaczyła wtulonych w siebie Ily’ego i Ważkę - te gnojki najwyraźniej podpuściły niedźwiedzia do czynienia jej wyznań. Ba, wręcz propozycji. Skowronek nie ukrywała zaskoczenia, gdy Botan zaoferował się jej wraz ze swoim toporem. Zastanowiła się tylko jakie ma opcje. Niedźwiedź zupełnie na nią nie działał, a wręcz może trochę ją irytował, ale czy opłacało jej się go odrzucać? Nie sprawiał wrażenia typa, który zbyt wcześnie po zbyt wiele wyciągnąłby łapę, a jego lojalność była raczej przydatna. Noc za to faktycznie zapowiadała się na chłodną i gdyby faktycznie przyjęła jego ofertę, przynajmniej by nie marzła. Alternatywą byłoby wproszenie się w przestrzeń osobistą Sjansa, ale on na pewno na coś takiego by nie przystał ze swoim sztywnym kręgosłupem moralnym.
- Jesteś uroczym facetem - zapewniła w końcu Botana szeptem, chociaż była pewna, że pozostała trójka podsłuchuje tak intensywnie, że i tak ją usłyszą. - Rozłożę ci koc obok mojego.
Skowronek pogłaskała jeszcze czule chłopaka po ramieniu i wróciła do przerwanej roboty. Nie miała problemów z tym, iż robiła mu złudne nadzieje - wszak po zakończeniu tej misji ich drogi się rozejdą, a nim skorzysta z azylu, który obiecał jej Asets, Botan będzie już pewnie dawno żonaty i dzieciaty i będzie mógł tylko wspominać przy kufelku jak to za młodu uwiódł elfią księżniczkę.
- Jaki masz plan? - zapytała bez ogródek, gdy po oporządzeniu koni podeszła do Sjansa. Minę miała poważną, bo i temat był poważny. Nie chciała zwlekać z tym do ostatniej chwili, wolała już wiedzieć cokolwiek, ustalić jakiś szkielet działania.
Skowronek musiała przyznać, że nie była zadowolona z dotychczasowego przebiegu tej misji - napotkali na swej drodze zbyt wiele komplikacji, a najgorsze było dopiero przed nimi. Liczyła, że wieczorem przed snem będzie miała okazję porozmawiać ze Sjansem, by przekonać się, czy jest jakaś szansa na to, by wszystko naprostować i postępować jak profesjonaliści. Oczywiście na jej metody nie było czasu ani sposobności, zważywszy, że oprócz niej reszta raczej nie potrafiła nie rzucać się w oczy. Ale może chociaż będzie się dało robić wokół siebie mniej zamieszania. Ta maskarada z księżniczką była zabawna, ale jednocześnie ryzykowna, a kto wie, czy nie pociągnie za sobą zbyt wielu konsekwencji w późniejszym czasie. Jeśli spotkają się z Tawrilem w Ekradonie (a istniała na to spora szansa), będą mieli przechlapane.
Skowronek otworzył oczy, gdy poczuła, że Sjans sprowadza wóz z drogi na polanę. Rozejrzała się, chociaż w zasadzie nie wiadomo co chciała dostrzec. Na moment objęła zmarznięte ramiona, po czym przeciągnęła się, by jeszcze przez chwilę zachować przytomność.
- Mogę być po tobie - zaproponowała Sjansowi, gdy ten zdecydował się objąć pierwszą wartę. Później już bez słowa zajęła się jednym z wierzchowców - wypięcie ich z wozu i oczyszczenie boków to coś, co jeszcze potrafiła zrobić. W obozie panowała prawie że błoga cisza, co bardzo jej odpowiadało po tym pokręconym dniu. By nie psuć sobie przyjemnej chwili, skupiła się tylko i wyłącznie na koniu, którego oporządzała i dopiero cień, jaki rzucił na nią Botan, oderwał ją od tego zajęcia. Skowronek wytarła dłonie jedną o drugą i obróciła się do niego. Z początku sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała o co chodzi, ale zaraz jej wzrok się rozjaśnił i słuchała olbrzyma z należytą mu uwagą. Uśmiechnęła się nikle jednym kącikiem ust na wieść co też może spotkać Fydlona przy następny spotkaniu, a uśmiech poszerzył się dodatkowo na wieść, że młody Blewog (chyba jakąś nekromantyczną magią) utrzymałby głowę biednego kapitana przy życiu, by mogła jeszcze trochę cierpieć. Elfka zasłoniła usta dłonią i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, by go nie prowokować.
- Botan… - zaczęła, ale szybko zrezygnowała z tłumaczeniu mu czegokolwiek, bo jeszcze zapomniałby co jeszcze miał do powiedzenia. Nigdy wcześniej nie słyszała, by wypowiedział na raz tyle zdań, na dodatek złożonych. Widać bardzo chłopakowi zależało. Skowronek pozwalała mu więc na zrobienie na niej dobrego wrażenia i tylko rozejrzała się dyskretnie, co robiła reszta. Szlag ją prawie trafił na miejscu, gdy zobaczyła wtulonych w siebie Ily’ego i Ważkę - te gnojki najwyraźniej podpuściły niedźwiedzia do czynienia jej wyznań. Ba, wręcz propozycji. Skowronek nie ukrywała zaskoczenia, gdy Botan zaoferował się jej wraz ze swoim toporem. Zastanowiła się tylko jakie ma opcje. Niedźwiedź zupełnie na nią nie działał, a wręcz może trochę ją irytował, ale czy opłacało jej się go odrzucać? Nie sprawiał wrażenia typa, który zbyt wcześnie po zbyt wiele wyciągnąłby łapę, a jego lojalność była raczej przydatna. Noc za to faktycznie zapowiadała się na chłodną i gdyby faktycznie przyjęła jego ofertę, przynajmniej by nie marzła. Alternatywą byłoby wproszenie się w przestrzeń osobistą Sjansa, ale on na pewno na coś takiego by nie przystał ze swoim sztywnym kręgosłupem moralnym.
- Jesteś uroczym facetem - zapewniła w końcu Botana szeptem, chociaż była pewna, że pozostała trójka podsłuchuje tak intensywnie, że i tak ją usłyszą. - Rozłożę ci koc obok mojego.
Skowronek pogłaskała jeszcze czule chłopaka po ramieniu i wróciła do przerwanej roboty. Nie miała problemów z tym, iż robiła mu złudne nadzieje - wszak po zakończeniu tej misji ich drogi się rozejdą, a nim skorzysta z azylu, który obiecał jej Asets, Botan będzie już pewnie dawno żonaty i dzieciaty i będzie mógł tylko wspominać przy kufelku jak to za młodu uwiódł elfią księżniczkę.
- Jaki masz plan? - zapytała bez ogródek, gdy po oporządzeniu koni podeszła do Sjansa. Minę miała poważną, bo i temat był poważny. Nie chciała zwlekać z tym do ostatniej chwili, wolała już wiedzieć cokolwiek, ustalić jakiś szkielet działania.
W sobie tylko znany sposób Skowronek bardzo szybko opanowała umiejętność czytania w myślach Ulki i wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom drwala, zanim ten w ogóle sformułował swoją prośbę. Potrzeba omówienia dalszego planu działania była dokładnie tym co Sjans musiał obecnie zrobić, a co do tej pory usilnie starał się odwlekać. Największym problemem z jakim zmagał się drwal była nieustannie nachodząca go myśl by rzucić to wszystko, zignorować rozsądek i zaspokajając własne pragnienie odwetu, po prostu wbić Styfingowi topór między oczy. Pal licho, że nie naprawi w ten sposób szkód wyrządzonych przez lorda, że narazi na konflikt zbrojny mieszkańców Mglistych Bagien, jego dzieci staną się wygnańcami, a on sam najpewniej skończy na szubienicy, ale przynajmniej przez jedną krótka chwilę poczuje satysfakcję, widząc jak czaszka Styfinga rozpada się na dwie części. Takie życzenie wydało się Ulce dość egoistyczne, jako że każdy mieszkaniec Kamiennego Targu chciałby w tej sytuacji być na miejscu drwala.
Swoim pytaniem elfka wyrwała Sjansa z mrocznych myśli. Poklepując kłodę, na której siedział, drwal wskazał jej miejsce gdzie powinna usiąść, po czym poczęstował Skowronka miską czegoś co powszechnie nazywano „gulaszem samotnika”. Wyraźnie nie spieszyło się mu do rozpoczęcia rozmowy.
- Właściwie to miałem zapytać cię o to samo – zaczął wreszcie Ulka. – Miałem w głowie mnóstwo scenariuszy, w zależności od tego co zastaniemy w Ekradonie. Gdybym miał przedstawić ci wszystkie możliwe warianty naszego działania, siedzielibyśmy tu całą noc, ale na szczęście im bliżej jesteśmy miasta, tym sprawy wydają się coraz bardziej oczywiste. Informacja, jaką dostaliśmy od Cryfa, o pilnej wyprawie lorda Styfinga do stolicy, dała mi sporo do myślenia. Mój brat może uważać siebie za kogoś kto budzi powszechny lęk, ale Ado nie jest człowiekiem, który ucieka przed konfrontacją. Jasne że jest bezwzględny, zdradziecki i okrutny i że jedyna rzeczą, na która zasługuje to ostrze topora wpakowane w jego rudą czuprynę. – Sjans wbił swój topór w pobliski pień, dając w ten sposób do zrozumienia jakie ostrze ma na myśli. – Ale na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest tchórzem. Prawdopodobnie i tak wykorzystałby swoje znajomości na Dworze by zaszkodzić Cryfowi, ale fakt iż sam gna do Ekradonu na złamanie karku znaczy, iż stało się tam coś znacznie dla niego ważniejszego. A jedynym rzeczą, którą Styfing przejmuje się teraz bardziej niż konfliktem z nami, jest jego córka Eldine.
Sjans przerwał na moment, gdy Ily podszedł do garnka zabrać z sobą dwie porcje jedzenia. Łucznik uśmiechnął się do Skowronka sprawdzając reakcje elfki na najlepszy żart świata.
- Tam w Cirdonie, gdy byłaś na górze, Tawril usiłował wydobyć z nas informacje dokąd zmierzamy i dlaczego jesteśmy tak daleko od domu – kontynuował drwal. – Uznałem, iż warto skorzystać z okazji. Przekazałem mu zatem, że Arola tak naprawdę podróżuje w eskorcie Fydlona, a my dołączyliśmy się do was przypadkiem, zmierzając tak naprawdę na ślub młodej Styfingówny. I opłaciło się, jako iż w odpowiedzi usłyszałem, że ślubu najpewniej nie będzie, gdyż Eldine zniknęła z pałacu. Początkowo miałem nadzieję, że młoda nie wytrzyma i kierowana wyrzutami sumienia sama zwróci się do kogoś z rodziny królewskiej, ale ucieczka… hmm, no to trochę komplikuje nam sprawy. Tym bardziej, że nie wiemy czy moja niedoszła bratowa nie zrobi czegoś znacznie głupszego. Problem w tym, że o ile Ily i Gyneid mogliby przeszukać płac, a ja z Botanem potrafimy odnaleźć każdego zaginionego w lesie, to ni w sęk nie mam pojęcia jak odnaleźć młodą, zrozpaczoną i zewsząd zastraszaną dziewczynę ukrywającą się w wielkim mieście. Nie znam Ekradonu. Nie wiem do kogo się zwrócić, ani gdzie ktoś taki jak Eldine mógł znaleźć schronienie. Ale podejrzewam, że ty możesz ją odnaleźć? A już na pewno masz ku temu znacznie większe szanse niż cała nasza czwórka razem wzięta. Dlatego sam chciałby cię zapytać, jaki jest plan?
Drwal dyskretnie wskazał elfce Botana, który rozłożywszy dwa posłania, wyciągnął się na nich tak, iż zajmował sobą oba miejsca, a chrapał przy tym na tyle donośnie, iż słychać go było na całej polanie. Pomysł Skowronka by przeczekać wartę Sjansa, a następnie samej objąć czuwanie, wydał się bardzo zręcznym wybrnięciem z kłopotliwej sytuacji. Inna spawa, iż potem będzie musiała znaleźć sobie inne miejsce na legowisko.
- Sam natomiast mogę ci powiedzieć, co zrobimy jeśli uda nam się odnaleźć dziewczynę. Na audiencję u króla nie mamy co liczyć. Nie te progi. Musimy zwrócić się do kogoś z doradców władcy, a w tej kwestii posłużymy się wytycznymi tego łajdaka Asetsa, który szpieguje wszystkich i dobrze wie komu można w danej sprawie zaufać. Lista, którą przekazał mi lord Kamiennego Targu jest bardzo krótka, a na samym jej czele znajduje się jegomość, którego miałaś okazję poznać w Cirdonie. Wiem, że źle zaczęliśmy znajomość z Tawrilem, ale prawdopodobnie to on będzie musiał być naszym głosem w radzie królewskiej. Poza tym bez względu na to ile stanowisko sir Georna nam pomoże, mam zamiar złożyć Eldine propozycję przeprowadzki na Mgliste Bagna.
Swoim pytaniem elfka wyrwała Sjansa z mrocznych myśli. Poklepując kłodę, na której siedział, drwal wskazał jej miejsce gdzie powinna usiąść, po czym poczęstował Skowronka miską czegoś co powszechnie nazywano „gulaszem samotnika”. Wyraźnie nie spieszyło się mu do rozpoczęcia rozmowy.
- Właściwie to miałem zapytać cię o to samo – zaczął wreszcie Ulka. – Miałem w głowie mnóstwo scenariuszy, w zależności od tego co zastaniemy w Ekradonie. Gdybym miał przedstawić ci wszystkie możliwe warianty naszego działania, siedzielibyśmy tu całą noc, ale na szczęście im bliżej jesteśmy miasta, tym sprawy wydają się coraz bardziej oczywiste. Informacja, jaką dostaliśmy od Cryfa, o pilnej wyprawie lorda Styfinga do stolicy, dała mi sporo do myślenia. Mój brat może uważać siebie za kogoś kto budzi powszechny lęk, ale Ado nie jest człowiekiem, który ucieka przed konfrontacją. Jasne że jest bezwzględny, zdradziecki i okrutny i że jedyna rzeczą, na która zasługuje to ostrze topora wpakowane w jego rudą czuprynę. – Sjans wbił swój topór w pobliski pień, dając w ten sposób do zrozumienia jakie ostrze ma na myśli. – Ale na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest tchórzem. Prawdopodobnie i tak wykorzystałby swoje znajomości na Dworze by zaszkodzić Cryfowi, ale fakt iż sam gna do Ekradonu na złamanie karku znaczy, iż stało się tam coś znacznie dla niego ważniejszego. A jedynym rzeczą, którą Styfing przejmuje się teraz bardziej niż konfliktem z nami, jest jego córka Eldine.
Sjans przerwał na moment, gdy Ily podszedł do garnka zabrać z sobą dwie porcje jedzenia. Łucznik uśmiechnął się do Skowronka sprawdzając reakcje elfki na najlepszy żart świata.
- Tam w Cirdonie, gdy byłaś na górze, Tawril usiłował wydobyć z nas informacje dokąd zmierzamy i dlaczego jesteśmy tak daleko od domu – kontynuował drwal. – Uznałem, iż warto skorzystać z okazji. Przekazałem mu zatem, że Arola tak naprawdę podróżuje w eskorcie Fydlona, a my dołączyliśmy się do was przypadkiem, zmierzając tak naprawdę na ślub młodej Styfingówny. I opłaciło się, jako iż w odpowiedzi usłyszałem, że ślubu najpewniej nie będzie, gdyż Eldine zniknęła z pałacu. Początkowo miałem nadzieję, że młoda nie wytrzyma i kierowana wyrzutami sumienia sama zwróci się do kogoś z rodziny królewskiej, ale ucieczka… hmm, no to trochę komplikuje nam sprawy. Tym bardziej, że nie wiemy czy moja niedoszła bratowa nie zrobi czegoś znacznie głupszego. Problem w tym, że o ile Ily i Gyneid mogliby przeszukać płac, a ja z Botanem potrafimy odnaleźć każdego zaginionego w lesie, to ni w sęk nie mam pojęcia jak odnaleźć młodą, zrozpaczoną i zewsząd zastraszaną dziewczynę ukrywającą się w wielkim mieście. Nie znam Ekradonu. Nie wiem do kogo się zwrócić, ani gdzie ktoś taki jak Eldine mógł znaleźć schronienie. Ale podejrzewam, że ty możesz ją odnaleźć? A już na pewno masz ku temu znacznie większe szanse niż cała nasza czwórka razem wzięta. Dlatego sam chciałby cię zapytać, jaki jest plan?
Drwal dyskretnie wskazał elfce Botana, który rozłożywszy dwa posłania, wyciągnął się na nich tak, iż zajmował sobą oba miejsca, a chrapał przy tym na tyle donośnie, iż słychać go było na całej polanie. Pomysł Skowronka by przeczekać wartę Sjansa, a następnie samej objąć czuwanie, wydał się bardzo zręcznym wybrnięciem z kłopotliwej sytuacji. Inna spawa, iż potem będzie musiała znaleźć sobie inne miejsce na legowisko.
- Sam natomiast mogę ci powiedzieć, co zrobimy jeśli uda nam się odnaleźć dziewczynę. Na audiencję u króla nie mamy co liczyć. Nie te progi. Musimy zwrócić się do kogoś z doradców władcy, a w tej kwestii posłużymy się wytycznymi tego łajdaka Asetsa, który szpieguje wszystkich i dobrze wie komu można w danej sprawie zaufać. Lista, którą przekazał mi lord Kamiennego Targu jest bardzo krótka, a na samym jej czele znajduje się jegomość, którego miałaś okazję poznać w Cirdonie. Wiem, że źle zaczęliśmy znajomość z Tawrilem, ale prawdopodobnie to on będzie musiał być naszym głosem w radzie królewskiej. Poza tym bez względu na to ile stanowisko sir Georna nam pomoże, mam zamiar złożyć Eldine propozycję przeprowadzki na Mgliste Bagna.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości