Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Elfka miała nieprzyjemne wrażenie że tylko teoretycznie znajdowali się w centrum wydarzeń, w praktyce zaś wszystko co ważne działo się gdzieś poza nimi. Medard najprawdopodobniej wyznawał zasadę: stój, patrz i czekaj, niech potężna machina władzy wykona swoje zadanie, a ty zbierz tego owoce. Wprawdzie Ilirinleath była zadowolona z faktu że dzięki działalności wampira, zwierzęta w tutejszych lasach będą wiodły bezpieczny żywot, jednak ona sama nie znosiła bezczynności. Miała swoje zadanie które zamierała doprowadzić do końca, a pierwszą czynnością jaką w tym celu powinna zrobić będzie zmuszenie woźnicy do współpracy.
Medard obiecywał dużo, ale Ilia miała zamiar przebić jego ofertę. Na jej korzyść działał język jakim posługiwał się wampir. Nawet dla elfki zrozumienie całości jego wypowiedzi nie było sprawą łatwą, natomiast staruszek prawdopodobnie miał z tym jeszcze większy problem. Wizji księcia, opisującej jego przyszłą posadę i rolę w społeczeństwie, nie był w stanie w żaden sposób objąć swoją wyobraźnią. Ofiarowany słoń jawił mu się nie jako szansa lecz bestia obżerająca go z resztek zapasów. Nie potrafił zrozumieć słów takich jak wodociąg, a świadomość iż jego wioska wkrótce miałaby się zmienić nie do poznania napawała go autentycznym przerażeniem. Jak większość starszych osób, woźnica był niechętny jakimkolwiek zmianom. Sądząc po toku jego wypowiedzi ów człowiek był zadowolony z swojego żywota i nie pragnął nic więcej jak dotrwać w spokoju do kresu swoich dni. Potakiwał tylko na znak ze się zgadza chociaż widać było iż większość owych darów Wywoływało w nim strach podobnie zresztą jak sama postać Medarda.
- Jeśli zaprowadzisz mnie do tego swojego widmowego jeziora to odzyskam dla ciebie twoją Dall. – Zaproponowała Ilirinleath, domyślając się czego tak naprawdę chciał woźnica. Pragnienia człowieka były dla nie niezrozumiałe ale w chwili obecnej to się nie liczyło. Jeśli ktoś kto przez pół swojego żywota wpatruje się z zadek jednej i tej samej kobyły, a w chwili w której ma okazję do zmian, w dalszym ciągu wybiera swój obecny los, to nie należało takiej osoby traktować poważnie. Medard obdarowywał wszystkich swoja miarą, zakładając błędnie iż każdy dąży do uzyskania majątku, władzy i pozycji. Tymczasem życie nie było tak jednorodne. Woźnica pragnął jedynie zachować to co posiada, a ona z kolei przede wszystkim chciała być dobrą strażniczką. W przeciwnym razie nie zyska szacunku elfów z Danae. Wprawdzie gdyby przyjęła ofiarowane jej dary, traktowano by ją z powagą i zgodnie z etykietą należną władcy, ale wśród prostych zwiadowców nadal byłaby tą która zawiodła. Pora zatem było walczyć o swoje.
- Oczywiście o najwspanialsza, mądra i łaskawa panienko. Stary Howl zrobi wszystko by odzyskać swoją ukochaną Dall. – Mężczyzna nagle znalazł sobie nowy obiekt do czci w postaci osoby elfki. Puszczając wreszcie stopy wampira, niezdarnie przesunął się w stronę Ilii. – Moja biedna Dall nie da sobie rady bez starego Howla. Któż to będzie jej zmiękczał owies przed wieczornym posiłkiem, czyścił ranę z otarć po uprzęży, czy też przemawiał do niej łagodnym głosem w chwilach przerażenia. Dla mojej Dall gotów byłbym wejść w paszcze smoka – Zapewnił staruszek, wywołując tym obrzydzenie na twarzy elfki. Najtrudniejszą częścią jej przyszłej misji będzie nieustanne wysłuchiwanie informacji o jakimś starym koniu.
- Zatem Medardzie, ruszam po namacalny dowód niegodziwości jakich dopuszczano się w tym lesie. Nie mogę tkwić tu bezczynnie z świadomością iż mój zbieg może ponownie wymknąć się z prowadzonej przeciw niemu obławy. Czy będziesz chciał mi towarzyszyć? – Spytała Ilirinleath, dyskretnie wskazując na woźnicę, chcąc w ten sposób wytłumaczyć jednocześnie wampirowi z jakim wyzwaniem przyszłoby im się zmierzyć.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Kruk pocztowy odleciał do kolejnego miejsca przeznaczenia, niosąc na jednej z nóg kolejne rozkazy dla wojsk JKM Księcia von Karnstein. Coraz więcej oddziałów straży granicznej zapuściło się wgłąb lasów, by raz na zawsze ukrócić haniebny proceder, którym trudniły się resztki podległe rodowi von Hodor i jego poplecznikom. Salwy nie ustawały, wręcz przeciwnie, nasiliły na częstości.
Tymczasem Medard, Ilia i denerwujący dziadek, zwany Howlem, sterczeli w lesie wśród naczyń służących za mobilny wodociąg i bajań o klaczy u kresu życia. Jednak i to miało się niedługo zmienić.
Starzec, najwidoczniej już oczekujący tylko i wyłącznie chyba spokojnego doczekania nieuniknionego kresu swych dni i odnalezienia ukochanego konia, za którego pewnie zapłaciłby olbrzymią cenę, być może nawet najwyższą, nie był zainteresowany nowinkami usprawniającymi jakość życia w wiosce ani posiadaniem mastodonta. Pragnął tylko odszukać szkapinę - takich ludzi coraz mniej na tym świecie.
Gdy wkurwiający wręcz tetryk przesunął swą fascynację z butów Medarda na Ilię, książę odetchnął z ulgą. Tak denerwującej istoty nie spotkał nawet wśród nekromantów, którzy zwykli uchodzić za natrętów. Elfka nie wahała się odzyskać własność starca, i gdy poprosiła księcia o pomoc, ten nie miał lepszego wyjścia:
- Oczywiście i to z wielką chęcią. - wskoczył na wierzchowca i czekał, aż Howl poprowadzi ich do wodopoju, gdzie mieli spotkać konia...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

„Książę pełną gębą” pomyślała Ilirinleath gdy Medard dosiadł swojego dziwacznego wierzchowca. Najwyraźniej nie przeszkadzał mu fakt że kobieta i starzec idą pieszo. Ważne ze jego głowa jest wysoko, posłanie wygodne, a nogi się nie męczą. Podróż, która początkowo wydawała się być zwykłym spacerem po lesie, szybko stawała się utrapieniem dla wędrowców. Ledwie tylko stracili z oczu zaprzęg Howla, zeszli z utwardzonego traktu, skręcając w wąską, leśną ścieżkę środkiem której przebiegał pas wysokiej trawy, a dwie koleiny znaczyły trasę którą prowadzono tu wozy. Wkrótce owa droga również się skończyła, ustępując miejsce bardziej skalistemu podłożu, gdzie nie dało się wyróżnić żadnych wyrazistych traktów. Rozglądając się po okolicy elfka uświadomiła sobie że ich trójka podąża w kierunku wyżyn stanowiących granicę pomiędzy tymi terenami a Szepczącym Lasem. Gęsty leśne poszycie ustąpiło tu miejsce potężnym iglastym drzewom, rosnącym w większych odstępach od siebie.
Wraz z pokonywaną odległością dało się zauważyć nie tylko liczne zmiany w krajobrazie ale także wyraźnie słabnący zapał Howla. Staruszek podupadł nie tylko na siłach witalnych, zdradzając oznaki kiepskiej kondycji, ale również stan jego samopoczucia pogarszał się z każdym metrem. Howl stał się małomówny, co akurat Ilia i wampir mogli przyjąć z zadowoleniem, zdradzał też oznaki niepokoju i niepewności. Szybko okazało się co też stanowi największą zaletę jego wierzchowca. Woźnica kluczył między drzewami kilkukrotnie doprowadzając swoich towarzyszy w to samo miejsce. Elfka zrozumiała iż to jego ślepa klacz znała drogę i ona była w tej parze przewodnikiem. Tymczasem sam Howl najprawdopodobniej drzemał przez większość czasu swojej podróży. Nawet jeśli dostanie od księcia tuzin wierzchowców nie będzie w stanie wykonywać przy ich pomocy swojego zadania.
- To nie ma sensu. Dlaczego nie powiesz wprost że się zgubiliśmy. – Irytowała się elfka. – Zamiast kręcić się bez celu i zacierać ewentualne ślady, spróbujmy odszukać na tym skalnym podłożu ewentualnych wskazówek co do drogi którą mógł podążać nasz uciekinier.
- Nie zgubiłem się. – Protestował Howl. – Wraz z moją Dall zadaliśmy sobie sporo trudu by nikt niepowołany nie odkrył tego źródła. Dlatego potrzebuję trochę więcej czasu. Poza tym nie czuję się najlepiej.
- Więc siadaj i pomyśl. I nie przeszkadzaj. – Odparła Ilirinleath rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś tropu. Obierając sobie woźnice jako punkt startowy, zaczęła zataczać wokół niego coraz większe kręgi, usiłując dostrzec na ziemi wszystko co mogło wskazywać na idącego ta drogą konia. Wypatrywała odcisków podków, charakterystycznych wgnieceń na roślinności, zarysowań na skałach, lub drobnych przedmiotów mogących zostać porzuconymi przez jeźdźca. Zamiast którejkolwiek z tych rzeczy elfka trafiła na ślady krwi. Sądząc po wielkości szkarłatnej plamy ofiara musiała być sporych gabarytów. Problem leżał w tym że nigdzie nie było żadnych szczątków ubitego zwierzęcia. Sama krew wyglądała na świeżą, a co dziwniejsze otoczona była duża zawartością podejrzanego żółtego osocza.
Ilia znała tylko kilka drapieżników które pożerają upolowaną zwierzynę co do ostatniej kości. Tylko że żaden z nich nie powinien występować na tych terenach. Chyba ze… chyba ze pewne historie opowiadane przez mieszkańców Danae o istotach wypędzonych z Szepczącego Lasu były bliższe prawdy niż wcześniej podejrzewała. Tereny przygraniczne mogły stanowić idealne schronienie dla drapieżników prześladowanych na ziemiach elfickich. Zresztą nie musiała się dłużej nad tym rozwodzić. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności miała przy sobie znawcę w sprawach krwi.
- Hej, Medardzie! Zerknij tu chwilę na to. Może mógłbyś powiedzieć nam co takiego wydało tu swoje ostatnie tchnienie oraz to kto był owego wydarzenia sprawcą?
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Las dawał o sobie znać, jak tylko wędrowcy zeszli z ubitego gościńca. Szli przez dukcik położony między koleinami wśród wysokich traw, w których drapieżcy miejscowi lubią czaić się na nieświadomą niczego ofiarę, ewentualnie wylegiwać się po skończonym posiłku. Nadszedł moment, kiedy i ten wymysł cywilizacji, przejęty zapewne od leśnych zwierząt od eonów wydeptujących swe szlaki w gąszczu roślinności uległ transformacji w pas rumoszu skalnego miejscami rozdrobnionego na coś w rodzaju żwiru.
Medard zszedł z wielbłąda, by ów odsapnął w tych ciężkich dlań warunkach. Wiorsty leciały niczym z bicza strzelił, tak że gęsty młodnik płynnie przekształcił się w to, co elfy z Danae zowią lasem, a śmiertelnicy puszczą bądź pierwotnym matecznikiem dzikiego zwierza.
W powietrzu dało się wyczuć charakterystyczny ostry zapach drapieżnika, który od pewnego czasu przejął swego rodzaju władzę na tych terenach, mianowicie lokalnego gatunku hieny. Hiena leśna, zwana truposzką - jako że klany rozkopywały niezabezpieczone groby i pożywiały się na truchłach, całkowicie znikając ciała. Jakby piżma było mało, stąd i zowąd dobiegał niemożliwy do pomylenia z niczym innym chichot zwierzęcia zwanego przez ludzkich uczonych ścierwojadem. Ech, ludzie i ich przywiązanie do ogólników...
Tymczasem czerstwy starzec sprawiał wrażenie zagubionego. Bez sensu kluczył to tu, to tam - zataczając koła w gęstwinie lasu.
Czyżby się zagubił, a ów ślepy koń pełnił funkcję przewodnika, nie tylko siły pociągowej? Wszystko na to wskazywało, chociaż Howl zarzekał się, iż historia była zupełnie inna. Przynajmniej nie wspominał o tym koniu, chociaż Medard nie mógł rozstrzygnąć, co irytowało bardziej.
Starzec posłuchał rad Ilii, usiadł gdzieś na głazie narzutowym i rozmyślał. W tym samym czasie elfka usiłowała odgadnąć kierunek marszruty tak, jak to zwykli robić zawodowi tropiciele i naganiacze. Nie minęło wiele czasu, a odnalazła trop. Były nim ślady krwi dużego zwierzęcia, najpewniej leniwca dorównującego rozmiarami największym machinom oblężniczym. Zdecydowała się poinformować o tym księcia, który niezwłocznie zbadał ślad. Wąpierz wciągał zapachy ze śladu niczym gończy pies i był niemal pewien, co do przynależności taksonomicznej ściganego zwierza jak też podążającego za nim gonu. Gdy skończył oględziny, odparł:
- Ślady krwi należą do leniwca naziemnego, zwierzęcia mniej więcej wielkości małego słonia, stąd tyle krwi. Nasz szczerbak pewnikiem został rażony bełtem z kuszy pistoletowej lub wschodniego samopowtarzalnego barachła. Zwierzęta te pod grubą warstwą futra mają istny pancerz z kostnych płytek i grubą wyściółkę podskórnego sadła. Co do łowcy zaś - tylko trzy stworzenia zamieszkujące te okolice są w stanie -oczywiście w sprzyjających warunkach- dopaść, zabić i zjeść takiego przeciwnika. Z kolei dwa z nich nie zostawiają niemal niczego, co mogłoby świadczyć o śmierci ofiary. Wilka strasznego -miłośnika leniwczego mięsa- możemy już wykluczyć. Niedźwiedź krótkopyski rzadko zapuszcza się w głąb lasu, acz leniwcem nie pogardzi, jednak męczyć w niegościnnym środowisku się nie lubi i to nie on jest tym, czego szukamy.
W tym lasach dominuje jeden drapieżca, który okazuje się dominować wśród miejscowej fauny, a jego chichot niesie się echem na dalekie odległości. Słychać go nawet tu i teraz. Dodatkowo grupuje się w klany liczące kilkadziesiąt osobników, a taka chmara stworzeń wielkości przewyższającej największe psy o połowę z łatwością pozbawi żywota coś tak dużego jak leniwiec. i w dodatku nie pozostawia śladów żerowania innych niż krwawa plama. Pożera wszystko - sierść, kości, wnętrzności, nawet kopyta, robi i zęby. Istna maszyna do zabijania - hiena leśna, zwana przez ludzi truposzką.
Chichot ponownie rozbrzmiewał pośród lasu.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Informacje przekazane przez Medarada nie uspokoiły obaw elfki. Ilirinleath podejrzewała ze grozi im niebezpieczeństwo. Żałowała ze nie zna się na zwierzętach w takim stopniu w jakim by tego chciała. Nie musiała zresztą analizować szczegółów dotyczących instynktu i zachowań drapieżników aby założyć że nie pozostawią bez reakcji sprawy pojawienia się na ich terenach łowieckich innych myśliwych. Mogła założyć ze już sam wielbłąd stanowi dla hien obiekt zainteresowania, a jego zapach był tak intensywny iż nosił się na kilka mil. Wampir prawdopodobnie budził w hienach niepokój, natomiast obecność elfa musiała wywoływać u nich agresję.
Przez kilka ostatnich tygodni które spędziła w Danae udało jej się usłyszeć historię dotyczącą przepędzenia truoposzek z Szepczącego Lasu. Stado hien rozrosło się do tylu osobników ze w końcu zaczęło zagrażać zwykłym podróżnym, a liczebność innych stworzeń drastycznie zaczęła spadać. Zwykle takie drapieżniki pustoszą dany teren przebywając na nim tak długo dopóki jest on w stanie je wyżywić. Następnie przesuwają granicę swojego rewiru na nowe obszary. Hieny były w Danae czymś czego nikt z strażników nie chciał. Po długich i ciężkich bojach w końcu udało się je przepędzić, pozostawiając przy życiu ledwie kilkanaście sztuk, tych których nie udało się dopaść. W każdym razie zapach elfa i poczucie związanych z nim zagrożeń nie były hien obce. Ilia nie miała pojęcia czy zwierząt takie potrafią pamiętać i chować u siebie poczucie nienawiści. Jednak z całą pewnością potrafiły walczyć o swoje, a jej obecność na tych terenach musiały traktować jako zagrożenie.
- Myślę że nic nam z ich strony nie grozi – Odpowiedziała wbrew swoim obawą, pochylając się nad krwawymi śladami na ziemi. Podłoże w tym, miejscy było skaliste i utwardzone a mimo to tam gdzie grunt temu sprzyjał, dało się dotrzeć ślady zwierzęcych pazurów. Niestety Ilirinleath nie potrafiła na tej podstawie określić liczebności stada.
– Jeśli woźnica podążał tym traktem niemal codziennie i nie został przez nie niepokojony to prawdopodobnie tutejsze hieny nie gustują w dwunożnych stworzeniach. – Usiłowała przekonywać elfka. „Albo dobrze znają spustoszenia jakie sieje strzała przebijająca ich futro.” Dodała w myślach Ilia. – Ruszajmy dalej.
- No tak. Oczywiście. – Jak na zawołanie wykrzyczał Howl – Popije sobie człowiek zacnego trunku, to i mu się od razu umysł poprawia. – Stwierdził filozoficznie ich przewodnik. – Winnyśmy kierować się na prawo od tej skały w kształcie młota, idąc wprost na ten wielkie świerki o srebrnych igłach. Niestety mój zapas się skończył i nie wiem czy będę mógł was dalej poprowadzić. – Woźnica przewrócił swój bukłak na wodę demonstrując tym samym brak jego zawartości.
- Ja mam tylko wodę. – Oświadczyła elfka domyślając się intencji człowieka. To u Medarda powinien oczekiwać tego typu pomocy.
- O nie. Ktoś kto handluje wodą nie powinien samemu jej spożywać. – Zaprzeczył Howl. – Przeczy to zasadą prowadzenia interesów.
- Handlujesz? A myślałam że pomagasz tutejszym w ramach obywatelskiego obowiązku?
- Yyy… to znaczy … to oczywiście też… ale przecież obowiązku nie włożę do gęby i się nim nie nasycę. Czyż nie prawda wielmożny władco? – Mężczyzna zwrócił się do wampira.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Obecność klanu hien dało się wyczuć nie tylko po śladach krwi nieszczęsnego leniwca, odciśniętych w mokrym piachu łapach drapieżców czy zostawionych tu i ówdzie odchodach. Także kępy sierści i nasączone piżmem fragmenty roślin tudzież kamienie nosiły wyraźne sygnały bytowania w okolicy tego łowcy, niekiedy przez niektórych zwanego szkodnikiem.
Elfka wydawała się zaniepokojona zasiedleniem przez szkodnika nowego obszaru, w dodatku położonego blisko pierwotnego matecznika w Szepczącym Lesie. Odwieczne prawa natury głoszą, iż jeśli coś zostaje przepędzone przez silniejszego drapieżcę szczytowego, przemieszcza się w najbliższe z miejsc, gdzie ów wróg nie występuje lub miejscowa populacja nie nęka przybyszów. Miejmy nadzieję, że problem z truposzkami w siedlisku Leśnych Duchów należy do chwilowych, a gdyby okazało się to li tylko życzeniem, zostanie rozwiązany przy pomocy psów - molosów, broni dystansowej i lokalnych myśliwych. Szlachta jak wiadomo kocha łowy na drapieżniki, a hiena należy do tych nielicznych, na które nie obowiązuje żaden okres ochronny. Medard odparł towarzyszce podróży, korzystając z chwilowego milczenia namolnego starca:
- Po prostu nie chcą stać się zdobyczą. Dlatego nie atakują słoni - nawet cielaków i podrostków, leśnych tarpanów i wielbłądów. Wiedzą bowiem, iż na tych zwierzętach zwykle poruszają się bardziej zajadli drapieżcy i wolą schodzić im z drogi.
- Albo w pijanych... - rzucił wąpierz, wyczuwając alkoholowy chuch Howla.
Ruszyli i nie minęło wiele czasu, a już dogorywający kilka godzin temu starzec co i rusz sięgał do manierki po uzupełnienie płynu bogów. W takim tempie prędzej do małpiszona się upodobni, niźli herosa... Niestety, pijak myślał i mówił inaczej, a ani Ilia, ani Medard nie zamierzali żywić jego nałogu. Odwyk stał się faktem.
- Nie pijam takich trunków i ich nie posiadam. Rzeczy te nabywa się u krasnoludów, a tobie radzę skończyć z nałogiem. Prawdą jest, iż wino dodaje mądrości, piwo radości, a woda co najwyżej bakterii oraz że lepiej pić trunki i opowiadać farmazony niż wodę i być zasrańcem, jednak tym ostatnim staje się także człek, który nie kontroluje nałogu. Od dzisiaj nie tykasz destylatów.
Następna porcja faktów o Howlu nie należała do tych, którymi mógłby się pochwalić człek o choćby krztynie nieposzlakowanej opinii. Wydawać by się mogło, iże obowiązujący stan rzeczy, gdyby nie utrata konia - przewodnika, był woziwodzie na rękę i żyłby drań z tego procederu do końca dni swoich. Ech...
- Ładnych rzeczy się tu dowiadujemy, nie ma co... Handel handlem i nie ma w tym nic zdrożnego, ale w zdzierstwie już jest. Zapewne zdążyłeś niemało odłożyć, skoro stać cię na szklane stągwie, słoje i misy oraz takich rozmiarów jaszczyk. Tutejsi wieśniacy raczej nie posiadają tego typu towarów, a mości panowie albo mają własne źródła pitnej wody, albo sprowadzają ją beczkowozami. Po odzyskaniu konia, jeśli ów nadal żyje, zwrócisz wieśniakom zagrabione pieniądze czy co tam od nich brałeś za usługi. I nikt tu nie mówi o harowaniu jak wół za darmo. - rzucił Medard, strofując pijusa.
Tymczasem odgłosy obławy zdawały się cichnąć. Po kłusownikach tez nie było śladu, pewnikiem znamienitą większość albo ubito w boju, albo powywieszano na okolicznych drzewach. Truposz zabarykadował się w swej posiadłości, pod którą przybywało coraz liczniejsze wojsko przeciwników. Drań nie utrzyma się długo...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

- Dość szybko ferujesz wyroki - Zaśmiała się Ilirinleath słysząc groźby Medarda skierowane pod adresem ich przewodnika. A jeszcze przed chwilą książę ofiarowywał mu zaprzęg koni i włochatego słonia. Sam Howl również zorientował się iż swoim zachowaniem i opowieściami nie zyska przychylności towarzyszy podróży. Nieco obrażony woźnica ruszył przodem, nie oglądając sie na elfkę i wampira. Gdyby nie fakt iż pozostawał skazany na ich pomoc oraz to że bardzo chciał odzyskać swoją szkapinę, zapewne porzuciłby taką kompanie. Owo postępowanie sugerowało elfce że ewentualne poznanie dalszych szczegółów życia i pracy Howla, jeszcze bardziej popsułoby jego wizerunek w oczach księcia.
Ilia cały czas uważnie obserwowała okolicę. Nie licząc śladów bytowania hien póki co teren przed nimi wyglądał na spokojny. Być może te wszystkie złowrogie nazwy którymi posługiwał się Howl, były stworzone tylko po to aby zniechęcić ewentualną konkurencję mogącą zagrozić interesom ich przewodnika. Mimo wszystko Ilirinleath zdecydowała się w dalszej drodze trzymać swój łuk w gotowości. Nie mogła przestać myśleć o hienach. Zdejmując drzewce z pleców i nakładając nań cięciwę, uśmiechnęła się do Medarda, chcąc tym samym dać do zrozumienia iż nie ma powodów do obaw.
- Zastanawiam się jakim jesteś władcą - elfka próbowała zmienić temat rozmowy na jakikolwiek byle nie ten związany z drapieżnikami - sam decydujesz o wszystkim, czy też opierasz sie na licznym gronie doradców?
Trójka podróżników zagłębiała się w coraz to bardziej górzysty teren. Trawa wokół nich była tu wysoka i nic nie wyznaczało jakichkolwiek ścieżek. Nagle idący przodem Howl wrzasnął przewracając sie na ziemię w nienaturalny sposób. Plama krwi trysnęła w miejscu gdzie człowiek powinien mieć stopę. Elfka ususzała świst strzały i instynktownie padła na ziemię. Na szczęście bełt nie był wymierzony w jej kierunku. Ukrywający się za pobliskimi skałami napastnicy celowali w wielbłąda.
- Pozdrowienia od klanu Hodor mości książę! - krzyknął jeden z nich.
- Proszę, proszę co za niespodzianka, dowódca który zgubił własną armię! - Zaśmiał się ktoś inny.
- Rzućcie broń i poddajcie się a zachowacie swoje nędzne żywota! Masz szczęście że potrzebujemy twojej bladej gęby aby odwrócić losy oblężenia mości książę! - Odpowiedział ten który odezwał się wcześniej jako pierwszy. - A co do ciebie długoucha, w zamku lorda czeka na ciebie bliski znajomy.
Ilirinleath ostrożnie podniosła głowę usiłując rozejrzeć się po okolicy. Napastników było raptem kilku. Trzech, może czterech. Prawdopodobnie stanowili oni grupę uciekinierów usiłującą wydostać sie z obławy którzy przypadkowo trafili na nich w tak odludnej okolicy. Chociaż elfka nie mogła tez wykluczyć że ten cały Hodor od początku śledził poczynania Medarda. Mała liczba wrogów była jednak niewielkim pocieszeniem. To przewaga zajmowanej obecnie pozycji stanowiła główny atut ich przeciwników. Kusznicy mogli spokojnie ukrywać sie między skałami podczas gdy im pozostawało leżenie w na ziemi w otwartym terenie. W tej pozycji samo strzelanie jest trudne nie mówiąc o znikomej szansy na trafienie kogokolwiek.
Howl wrzeszczał z bólu. Przez nieuwagę wdepnął w rozstawione wnyki lub inne sidła które urwały mu cześć stopy. Ilia skupiła się na pobliskim drzewie. Od olbrzymiego wiązu dzieliło ją kilkanaście metrów, ale jeśli zdołałaby pokonać ten dystans, zyskałaby tym samym możliwość dogodnego strzelania do napastników. Elfka odszukała wzrokiem Medarda, a następnie zerkając w stronę drzewa, zasugerowała mu ewentualny plan obrony.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- Dostosowuję je do zastanej sytuacji. Inaczej przecież ocenia się staruszka, który stracił większość tego, co posiadał i ukochanego pupila, towarzysza niedoli, a inaczej człeka, który łże niczym pies, kluczy pomiędzy bzdurami, zarabia na tragedii wieśniaków, których odcięto od źródeł pitnej wody i jest nieuczciwy. Do tego ten irytujący zwyczaj gderania to o kuniu, to o innych rzeczach, przy których koń to mały pikuś. Coś mi to przypomina... - odpowiedział Medard
Wsiór -widać obrażony- podrałowałdo przodu, byle dalej od nieżyczliwych mu towarzyszy podróży. Swoją drogą mógłby przyznać, iż sam jest winien sytuacji, w jakiej się znalazł.
Hieny gdzieś się zaszyły, chociaż za skałami na horyzoncie słychać było jakieś szmery - jakby coś ciężkiego tamtędy przechodziło. Czyżby dopadły kolejnego leniwca? A może to włochaty słoń szuka swego stada? Elfka, jakby w ciągłej gotowości na wypadek pojawienia się znienawidzonych przez jej ziomków hien, trzymała napięty łuk, by od razu wystrzelić, gdy tylko coś wychyli zza krzaków. Med odpowiedział, gdy tylko został zapytany o typ sprawowania rządów:
- To zależy, z czym przychodzi mi się zmierzyć. Do rzeczy, które są mi mało znane lub praktycznie obce, zatrudniam fachowców, a tęgich głów nigdy za wiele. Zawsze można się skonsultować w sprawach pilnych i tych, które nie wymagają większej uwagi.
Nic nie zapowiadało następnych zdarzeń, ot podróżnicy lezą powoli ku obranemu celowi. Niestety, pech chciał, iż Howl łupnął pokotem na ziemię, rozcinając sobie stopę o zastawione przez kłusownika sidła. W jego nodze tkwił bełt, co prawda nieudolnie -można by rzec: na kolanie- wystrugany, ale dość skuteczny.
Za kamulcem siedział Demarczyk z prototypową -jak na Karnstein- kuszą i celował w wielbrąda. Razem z kamratem krzyczeli w kierunku podróżników. Medard nie pozostał dłużny ich wrzaskom:
- Nic nie zyskacie, kurwie syny! Wasz Hodor już wisi na pręgierzu, więc marne wasze zabiegi, nie zmienicie losów oblężenia. Poddać się nie zamierzamy, a armia jest tam, gdzie w danym momencie winna być. Zawisnąć za wielbrąda - ot, cała logika Hodorów...
Jednocześnie, wolnym ruchem, by nie niepokoić Demarczyków,puścił wielbłąda, który pognał w kierunku najbliższego schronienia. Z jednego juku wypadł dymiący się pod wpływem powietrza wełniany flejtuch, zawierający w sobie miał węgla drzewnego, nieco alkoholu i siarki, z domieszką dziegciu i paru innych składników. Tlący się zwitek potoczył się w pół drogi między księciem a Demarczykami. Ostry, szarawy dym dawał się we znaki nie tylko napastnikom, ale na szczęście wiatr stał się nieoczekiwanym sojusznikiem . Kłęby otoczyły maruderów, którzy jakimś cudem uniknęli losu obleganych sił Truposza.
Med puścił wierzchowca, który pognał w kierunku drzewa wskazanego przez Ilię. Ot, spłoszył go dym z tlącego się flejtucha.
- Szybko, zanim odzyskają pole widzenia. Co za śmieszni ludzie! - rzucił do Ilii, po czym -w wilczej postaci- dał susa za wiąz i czekał na elfkę.
Zza skał dochodziły dźwięki, jakby tamtędy przechodziło coś wielkości słonia bądź leniwca podobnych rozmiarów. Słychać też było język mrocznych elfów. Trąby dwóch, może trzech mamutów majaczyły za laskiem, który rósł obok tymczasowej kryjówki maruderów...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Wykorzystując zasłonę z gęstego dymu, Ilirinleath dotarła bezpiecznie do schronienia przy drzewie. Z tej pozycji mogła ostrzeliwać napastników. Jednak przez jakiś czas opary uniemożliwiały jakiekolwiek działanie obu stron. Celowanie w tych warunkach było zwykłym marnowaniem strzał. Zwolennicy Hodora wykorzystali ten okres by kontynuować ubliżanie Medardowi.
- Wielki książę a kryje się niczym przerażony szczur! – Śmiał się jeden z nich.
- Prędzej sam zadyndasz z powrozem na szyi. – Dodał jego kompan. – Naprawdę jesteś tak głupi by myśleć iż lord nie przygotował się na ten twój marny najazd? W starym grodzie nie znajdziesz nic poza grubymi babami, bachorami i niezdolnymi do niczego starcami. A górskiej twierdzy nigdy nie uda wam się odnaleźć, nie mówiąc o próbie jej zdobycia!
- Zamknij się głupi capie! – Wrzasnął ktoś trzeci, ucinając tą wymianę zdań. Najwyraźniej głos należał do przywódcy owej bandy, gdyż na jego rozkaz oboje krzykacze ucichli. Ci durnie gotowi byli wykrzyczeć Medardowi wszystkie sekrety swojego władcy. Będąc przekonanym o łatwym zwycięstwie, już zdążyli przekazać im informację o swojej nowej siedzibie oraz o tym że właśnie w niej znajduje się poszukiwany przez elfkę kłusownik. Oczywiście miejscowy lord nie mógł trzymać w tajemnicy informacji o swojej nowej siedzibie przed ludźmi z którymi pragnął robić interesy, a zatem poszukiwany przez elfke zbieg trafił tam z łatwością. Resztę potrzebnych wiadomości Ilirinleath miała zamiar zdobyć gdy już dopadną tych drani, a następnie poprosić wampira o skierowanie jego oddziałów w właściwe miejsce.
Gdy tylko opary dymu opadły rozpoczął się ostrzał. Ludzie Hodora strzelali na oślep. Bełty śmigały jeden za drugim lecz tylko kilka z nich przelatywało w pobliżu wielkiego wiązu. Ułożenie strzał, przelatujących poza drzewo, pozwoliło elfce określić liczbę kuszników, kierunek z którego prowadzono ostrzał oraz czas jaki ich przeciwnicy potrzebowali na ponowne ładowanie swojej broni. Właśnie dlatego gardziła kuszami. Ilirinleath i Medarda od swoich przeciwników dzieliło około pięćdziesięciu metrów. Strażniczka podejrzewała że sama byłaby w stanie pokonać ten dystans nim strzelec przeładuje broń. Wampir natomiast przebiegłby go jeszcze szybciej.
Kolejne obserwacje pozwoliły Ilii stwierdzić jak bardzo kiepskich strzelców mieli przeciwko sobie. Oboje mężczyźni nie tylko długo składali się do strzału, szukając celu dopiero wówczas gdy podnosili broń, a co gorsza po wypuszczeniu bełtu, wpatrywali się tępo w elekt jego lotu, narażając się w tym czasie na ostrzał z jej strony. Nawet nie zadawali sobie trudu by zmieniać swoja pozycję. Po kilku chwilach Ilirinleath doskonale wiedziała gdzie i kiedy pojawi się kolejny z napastników. Wystarczyło poczekać, aż kolejny bełt przeleci poza pień wiązu, błyskawicznie złożyć się do strzału i liczyć na odrobinę szczęścia.
- Przeklęta suka – krzyknął jeden z kuszników gdy strzała Ilii raniła go w ramię. Elfce nie udało się trafić tak jak by tego obie życzyła, ale przynajmniej sprawiła że kusznicy nabrali do niej respektu, bojąc się wychylić za skał chociażby czubek nosa. Nie czuli się już tak pewnie, a ludzie pokroju tych bandytów nie mieli w zwyczaju kontynuować walki w sytuacji gdy nie byli pewni zwycięstwa. W obozie ich przeciwników trwała narada, co z kolei dawało szansę na ruch z strony elfki i Medarda. Z racji pozycji Ilia wolała pozostawić decyzje co do ewentualnych działań w rękach księcia.
- Mamy waszego starucha! – Ponownie odezwał się herszt bandy – Poddajcie się jeśli chcecie go jeszcze ujrzeć w jednym kawałku! – Spróbował negocjacji sługus Hodora.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Med obserwował zachowania pożal się, o panie Łopaciński żołdaków Hodora zwanego Kadawerem i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, iże Truposz, choć skurwiel pierwszej wody, karnego wojska z idiotów nie zrobił i dlatego -między innymi- zawiśnie u pręgierza w swoim zamczysku, jeśli armie Karnsteinu i Siedliska Duchów Lasu nie dopełniły jego marnego żywota w dotychczasowej siedzibie jego zbuntowanej gałęzi rodu i pośledniejszych sługusów.
Debilizm podległych Truposzowi "sił zbrojnych" uwidaczniał się na każdym kroku - najpierw podczas nieudolnej próby szantażu po uziemieniu wieśniaka, potem w czasie reakcji na zastane warunki. Oj, dym z flejtucha zalazł za skórę kurwim synom, nie ma co.
Miast siedzieć na dupach za skałami, jak na wojskowych, a może i pospolite ruszenie przystało, to bez ładu i składu strzelali "na wiwat", to ubliżali temu, od którego zależał ich przyszły los. Większych imbecyli Alarania chyba nie widziała od eonów.
Medard -powróciwszy do postaci wąpierza- ostrzeliwał się z dmuchawki, to znów korzystając z magii śmierci, uprzykrzał nędzne żywoty Hodorowych sług.
- Raczej kobra dybiąca na szczury wam podobne! - odparł książę. Słysząc bezeceństwa i wyssane z dupy, nawet nie z palca, idiotyzmy, za które niejeden alarański władca wieszał ot tak, bez zbędnych formalności, przeszedł na klasyczną mowę elfów, mając śmiertelników w pogardzie.
- Żebyś się, kierwa twoja chędożona mać, nie zdziwił na szafocie!
Następne kwestie idiotów zbył cichym, bardziej podobnym chichotowi śmiechem. Który żołnierz zdradza pozycje swoich wojsk bez środków przymusu bezpośredniego tudzież tak zwanego finansowego wsparcia? Kim, do kroćset dowodzi Kadawer?! Bezmózgowcami?! Żadnej bitwy z takimi nie wygra, nawet za cenę setek żyć swych ludzi. Biedactwo. Tym lepiej dla Księstwa i jego sojuszników! Medard golnął cydru z dzbana i odszczekiwał się dalej, pisząc w międzyczasie wiadomość dla dopiero co przyzwanego kruka.
- Nam może nie, ale skalnym trollom już tak. Poza tym kto wyżywi przez tak długi czas setki zaciężnego wojska? Nawet takich kretynów jak wy trzeba czymś karmić! Chyba nie muszę przypominać, że wsio dokoła zablokowane, a każdy wyrywny kończy pod murkiem przed plutonem egzekucyjnym? - grzmiał w elfiej mowie.
- Wreszcie żołnierz z prawdziwego zdarzenia. - pomyślał książę i ostrzeliwał się dalej. Kruk tymczasem kluczył między drzewami i wzbił się tak wysoko, że nikt nie był w stanie go strącić. Niebawem zjawi się wojsko...
Tymczasem okazało się, iże idioci w ogóle nie byli szkoleni w obchodzeniu się z zacną bronią, jaką niewątpliwie jest kusza. Strzelali na oślep i łapu capu - zupełnie bez sensu. Nie potrafili wykorzystać przewagi miejsca, zaskoczenia i liczebności, chociaż to ostatnie należałoby traktować z przymrużeniem oka.
Nie minęło wiele czasu, a już idioci poznali się na przeciwniku. Bluzgi wypuszczone w eter wywołały w Medardzie wybuch śmiechu. Gdy tylko jeden z żołdaków zaklął, od razy powędrowała w jego kierunku miniaturowa salwa malutkich strzałek z dmuchawki. Zatrute kolce z łatwością przebijały skórę delikwentów, a że książę celował to w okolice tchawicy, to znów wystające zza skał łapska, ani chybi coś dosięgnęło przeciwnika. Tylko czekać na efekty.
Kretyni tym razem uwzięli się na biedaka, który padł od ich bełtów i wnyków zastawionych przez ich kompanów. Księciu wcale nie było żal irytującego wieśniaka, odpowiedział więc:
- Jesteśmy przekonani, że to wasz stronnik. Zachowuje się tak, jak wy. Weźcie go sobie! Nie jest nam do niczego potrzebny! - rzucił. Nie zniżał się do poziomu adwersarzy, cały czas wysławiając się po elficku.
Tymczasem oddział straży na włochatym słoniu przywitał bandytów od zadniej strony. Oj, zdziwili się, gdy ujrzeli wielkie cielsko trąbowca, a na nim spoglądających z góry sześciu mrocznych elfów, celujących do nich z egzotycznych broni dystansowych. Ustrojstw owych bandyci nigdy nie widzieli na oczy, wliczając dowódcę buntowników.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Pojawienie się oddziału mrocznych elfów odebrało ludziom Hodora resztki zapału i ochoty do walki. Doskonale zdawali sobie sprawę że potyczka jest przegrana. Medard również musiał to dostrzec ponieważ przestał się ukrywać i wyszedł na spotkanie nieoczekiwanym sojusznikom. Ilirinleath nie podzielała optymizmu księcia. Nie ufała mrocznym elfom woląc pozostać nieco z tyłu by nie prowokować kolejnej potyczki.
Rasy elfów leśnych i mrocznych nie żyły w przyjaźni i gdyby nie obecność wampira wydarzenia mógłby potoczyć się zgoła inaczej. Zresztą strażniczka dojrzała to w spojrzeniu przywódcy elfów. Pogarda malująca się na jego twarzy jasno dała jej do zrozumienia iż obecny sojusz jest chwilowy a jego podstawy nadzwyczaj kruche. Mroczni żołnierze spętali jeńców i rzucili cała czwórkę pod nogi Medarda.
- Mości książę, ci zdrajcy nie będą cię już niepokoić. - Odezwał się przywódca oddziału - Oddajemy ich do twojej dyspozycji. Rad jestem iż mogliśmy cię się przysłużyć, lecz teraz pilno nam kontynuować własną misję. Dlatego też oddalimy się niezwłocznie. Nim jednak to nastąpi, przyjmij książę jedną radę w naszym imieniu. Wszyscy dobrze wiemy jak wiele dobrego uczyniłeś dla tych ziem, jednak nic co zostało wykonane nie będzie trwałe, zwłaszcza jeśli zaczniesz się otaczać niewłaściwymi doradcami. - Spoglądając w kierunku Ilii, elf jednoznacznie dał do zrozumienia kogo ma na myśli.
Gdy tylko jego oddział oddalił się zmierzając w sobie znanym kierunku, jeńcy Medarda jak na komendę zaczęli skomleć jeden przez drugiego usiłując w ten sposób wkupić się w łaski księcia. Błaganiom o litość nie było końca, a przeplatano je wizją pożytku jaki przybędzie wampirowi jeśli zdecyduje się na i oszczędzenie nędznego żywota byłych popleczników Hodora.
- Wybacz nam nasze błędy o najwspanialszy z władców. Wykonywaliśmy tylko rozkazy swojego pana, chociaż zgodnie z sumieniem żaden z nas nie popiera jego żądań i pretensji. Zastraszył nas i zmusił do posłuszeństwa grożąc nam i naszym rodziną. - Skomlał pierwszy.
- Daruj nam panie życie, a odwdzięczymy ci się po stokroć. Mamy wiedzę dzięki której łatwo odniesiesz zwycięstwo nad tym szelmą Hodorem. Zaprowadzimy cię do twierdzy ukrytej w górach i wyjawimy jej słabości. Musisz przeto wiedzieć o najpotężniejszy królu, że lord tutejszy ściągnął na swoje ziemie posiłki. A zastępy twoich nieprzyjaciół są równie liczne jak siły sprzyjających ci sojuszników. Tymczasem Hodor wezwał ich wszystkich. - Ofiarował pomoc drugi z kłusowników.
- O tak łaskawy władco. Zapowiada sie wielka bitwa tu w górskich dolinach. Daruj nam panie te drobne przewinienia a staniemy murem za twoją sprawą. Te zdradzieckie długouche za nic nie będą chciały nadstawiać życia dla sprawy Karnsteinu, za to nasza wierność i oddanie mogą być gwarancją twojego tryumfu. - Wtrącił się trzeci z niedawnych napastników, chociaż sama deklaracja lojalności miała sie nijak do obecnych wydarzeń.
Jedynie dowódca tego oddziału milczał, spoglądając gniewnie zarówno na Medarda jak i na swoich ludzi. Ilirinleath postanowiła wykorzystać sytuację by dowiedzieć sie czegoś w swojej sprawie.
- Spotkaliście dziś na swojej drodze kłusownika? Wysoki człowiek ....
- Tak, tak pani, widzieliśmy go. - Zapewniła chórem cała trójka chcąc tym samym zademonstrować Medardowi jacy to okażą się cenni jeśli tylko ten ostatni zdecyduje się zachować ich przy życiu. - Drań wspominał o pani i o tym że zmuszono go do ucieczki. Zmierzał do starego grodu, aleśmy mu oznajmili iż ta siedziba jest stracona i jedynego schronienia może poszukiwać w kamiennej twierdzy. Dlatego tam też się udał. - Jeśli ci tutaj mówili prawdę, a elfka nie miała podstaw sądzić że w obliczu czekającej ich kary zdolni będą do kłamstwa, to ona sama wpakowała się w znacznie większą awanturę niż początkowo sądziła.
Była jednak gotowa schwytać swojego zbiega nawet gdyby przyszło jej samej szturmować ową tajemniczą twierdzę. Być może wielka bitwa wisiała w powietrzu. Jeśli tak ona weźmie w niej udział, lecz póki co jedyne czego mogła być pewna to fakt iż rzucone niedawno obelgi w stronę księcia nie pozostaną teraz bez echa.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Jak tylko mamut niosący na swym grzbiecie kilku rosłych mrocznych elfów po zęby uzbrojonych i wyćwiczonych do walk w trudnym terenie wychynął z gąszczu leśnego, maruderom od razu zrzedły miny, a ochota na ubliżanie księciu i całemu światu chyba minęła bezpowrotnie. Mylą się, psie syny, iże zniewagi one zostały im zapomniane. Jedynie dowódca niesfornych kuszników może być spokojny o swe życie i dalszy los, gdyż jako jeńcowi wojennemu przysługują mu pewne prawa.
Książę zwrócił się do czarnoskórego elfa, gdy tylko ten ofiarował mu czterech paskudników, z którymi jeszcze parę chwil temu szykował się do boju. Rzucił więc do Mrocznego w jego własnej mowie:
- Dziękujemy za twe hojne serce, żołnierzu. Czyny twoje i twoich ludzi zapiszą się w annałach ku chwale Ojczyzny, ale wiedz, iż lepiej będzie tym ziemiom i stosunkom z sąsiadami, a przypominam tym, którzy spali na lekcjach, że to właśnie elfy otaczają nas z trzech stron. Las pod długouchem będzie bezpieczny, a pod tym łotrem z Demary bynajmniej - mniejsze zło, Ilythiiri, mniejsze zło.
- Bywajcie więc i szerokiej drogi dla mamuta, a dla was powodzenia w boju, żołnierze! - dodał po chwili.
Mamut majaczył już gdzieś na horyzoncie, gdy trzej idioci, którzy pewnikiem zdezerterowali z sił Truposza, skamleli o życia niczym zapchlone kundle. Wyjątkiem był chyba li tylko dowódca, rosły Demarczyk, człek -wydawać by się mogło- honorowy. Medard odpowiedział wszystkim zbiegom jednocześnie. Po co miał marnować czas i energię na oddzielne mowy do każdego z tych psubratów?
- Póki co darujemy wam życie, psie syny. Jeśli jednak, to, co tu nawygadywaliście, okaże się zwykłym kłamstwem bądź wierutną bzdurą, osobiście roztrzaskam berło na waszych durnych łbach. Na nic więcej nie zasługujecie. Co innego wasz dowódca, prawdziwy żołnierz. Jemu należy się los jeńca wojennego i związane z nim prawa.
Upił pokaźny haust cydru z dzbana i rzekł do szefa uciekinierów:
- Po zachowaniu widać, żeś żołnierz i to nie byle jaki. Życie swe zachowasz, a jeśli pójdziesz na współpracę w sprzątnięciu resztek syfu, który Hodor rozpętał, mógłbyś liczyć na coś więcej...w swoim czasie.
Kruki latały nad lasem w te i nazad, wymieniając informacje między armiami Księstwa. Kolejne oddziały zmierzały w stronę ostatnich niedobitków, kryjących się gdzieś wśród pagórków. Tymczasem Medard znów rzekł do pyskaczy:
- Jeden z was wskaże dokładne położenie tego waszego bastionu, ale pamiętajcie, spróbujecie czegokolwiek podejrzanego, wszyscy idziecie pod nóż. Żarty się skończyły. Moja cierpliwość także.
Kolejny kruk pofrunął w kierunku Lasu Duchów. Każde wsparcie może być na wagę złota. Inny zaś zmierzał do najbliższego garnizonu, by dowódcy wiedzieli, co mają robić. Im więcej źródeł, tym lepiej...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Wyrozumiałość Medarda nieco zdziwiła elfkę. Była przygotowana na to że będzie musiała przekonywać go by przynajmniej jednego z jeńców pozostawił przy życiu, a tymczasem wampir okazał się łaskawy dla całej bandy. Czyżby uwierzył w ich zapewnienia? Sądząc po jakości deklaracji złożonych przez ludzi Hodora byłoby to mało prawdopodobne. Być może książę chciał zyskać poparcie wśród miejscowej ludności ale ci głupcy do tego celu zupełnie się nie nadawali. W postawie trójki żołdaków było widać że aż kipią chęcią rzucenia się do ucieczki lub odegraniu na Medardzie. Niestety swoja decyzją książę zapewnił im jednocześnie kilka bezsennych nocy. Pilnowanie czterech jeńców będzie uciążliwe, a Ilirinleath nie miała wątpliwości że jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja któryś z nich chętnie poderżnie im gardła.
Tylko co mogła zaproponować mu w zamian? Na wydanie wyroku śmierci nie było ją stać. Tym bardziej nie byłaby w stanie samodzielnie takiego wyroku wykonać. Może powinna się cieszyć że to nie do niej należała decyzja. Jeśli już miałaby wybierać wolała by bardziej związać z nimi grupkę jeńców. Być może poprzez strach. Póki co Medard nie dał kłusownikom konkretnego powodu by ci drżeli o swoje życie. Wprawdzie lord Hodor trząsł portkami na wieści o wampirze ale jego podkomendni nie poznali księcia z tej strony.
Oczywiście mogli by też spróbować przekupić swoich jeńców. Dla najemników odpowiednia ilość złota jest zwykle wystarczającą motywacją by zmienić swoje zapatrywania na daną sprawę. A jeśli nie to pozostała jeszcze bardziej bezpośrednia forma przymusu która z cała pewnością leżała w mocy wampira. Nawet jeśli po czymś takim mogła by ucierpieć wolna wola ich jeńców.
„A może okażą się na tyle bezmyślni że nie będziemy musieli czekać na ruch z ich strony” pomyślała elfka, zbierając porzucone przez bandytów kuszę.
- Jeśli pozwolisz mości książę chciałabym spalić ta broń. Nam się nie przyda. Nie widzę też potrzeby dźwigania jej w celu zasilenia twojej armii. – Elfka stanęła przed Medardem w taki sposób by jego sylwetka odgradzała ja do spojrzeń jeńców. Upewniwszy się ze nikt poza wampirem nie widzi co robi, zablokowała mechanizmy spustowe w każdej z kuszy, a wadliwą broń oraz bełty złożyła przy dogasającym ognisku. – Pan Howl w takim stanie nie da rady iść samemu. Opatrzę mu ranę, wykonam nosze, a dwójka z was będzie musiała go nieść. – Zakomunikowała ludziom Hodora, po czym rozcięła wiązy parze jeńców nakazując im jednocześnie zająć się rannym woźnicą. Medard rozmawiał z dowódca buntowników, a elfka udawała że zajęta jest zbieraniem drzewa na opał, gdy dwójka uwolnionych ludzi ruszyła w kierunku starca. Tak jak podejrzewała oboje od razu chwycili za porzucone kusze, celując nimi w Medarda i Ilię.
- Twoja głupia suka cię zgubiła, nadęta świnio!. – Tryumfował jeden z nich zwracając się do księcia.
- Zetnę twój śmierdzący łeb, naszczam na niego, a potem potoczę prosto pod nogi lorda Hodora. – Zaśmiał się jego towarzysz naciskając spust, jednak mechanizm nie zwolnił cięciwy a bełt nadal pozostał w łożu. Spanikowani żołnierze pospiesznie opuścili swoją broń usiłując wykonać prowizoryczne naprawy, a jednocześnie nerwowo spoglądali na niewzruszone oblicze wampira.
Ilia i Medard łatwiejszą część zadania mieli już za sobą. Teraz musieli pokazać jacy to są stanowczy i okrutni, a jednocześnie uświadomić pozostałym jeńcom ze rzucane groźby nie idą na wiatr. Może następnym razem gdy któryś z jeńców zwietrzy okazję do ucieczki, lub zemsty to zastanowi się kilkukrotnie czy przypadkiem nie jest to podstęp z strony księcia czy elfki.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

No cóż - wyrozumiałość czasami nie opłaca się w ogóle. O ile przypadek sierżanta (na oficera to on nie wyglądał) rokował jakieś nikłe nadzieje, że potrafi się zachować w mało opresyjnej niewoli będąc, to jego trzej zidiociali podkomendni - ani chybi zaciągnięci siłą do Hodorowego wojska, cech tych nie nabyli w swych króciutkich niczym chwilka żywotach. Zapłacą oni najwyższą cenę za głupotę, ale o tym później.
Tymczasem Ilia zajmowała się tak zwanym kontrolowaniem chaosu, jaki zrobił się -chcąc nie chcąc- nagłej wizycie Mrocznych i ich mamuta. Chciała zniszczyć przestarzałą, wręcz anachroniczną broń jeńców poprzez wrzucenie jej do ogniska. Medard odpowiedział:
- Oczywiście, ten duvvelscheyss nikomu się na nic tutaj nie przyda. Nie mogę uwierzyć, iż ktokolwiek używa dziś takiego złomu. Z czegoś podobnego mój odległy praprzodek mierzył do jelenia na polowaniach, a już wtedy dziadostwo wychodziło z użycia. Ten Truposz to jakiś idiota, zero smykałki do czegokolwiek związanego z zarządzaniem choćby niewielkim obszarem, nie mówiąc już o kraju. Jeśli bardzo chcesz - wyślij jeden z tych unikatów Danaeńczykom. Będą profesorowie na uniwersytetach mieli o czym dywagować przez stulecia. - zaśmiał się.
Tymczasem uwolnieni żołdacy znowu zaczęli ubliżać tym, na łasce których wisiało ich niecne życie. Tym razem Medard nie był już wyrozumiały. Tuż po tym, jak jeden z obwiesi chwycił za unieszkodliwioną kuszę, i próbował wycelować we wroga, książę podbiegł do gagatka, złapał nieszczęśnika za przysłowiowe fraki i z całej siły cisnął nim wprost na pobliski dąb. Oprych, bo nie przejdzie mi przez gardło nazwanie czegoś takiego żołnierzem, ba nawet najemnikiem, huknął zakutym łbem w wystający z pnia ślepo zakończony konar i pusta głowa tego nie zdzierżyła. W czaszce powstał otwór wielkości jaja, przez który sączyły się pozostałości resztek mózgu ofiary losu.
Następnie strzelił z dmuchawki do drugiego niedorobieńca, który nie wykorzystał lekcji, jaką dało mu własne dość krótkie życie. Jad bywa zawodny, szczególnie, gdy działa na osobniki praktycznie pozbawione mózgu lub nieumiejące używać go poprawnie, książę dobył więc berła i zdzielił kretyna przez łeb tak, że mózg powinien rozbryznąć się, upstrzając okoliczny lasek białawym konfetti, wzbogaconym gdzieniegdzie o kawałki kości rozłupanego czerepu.
- Kurrrrwa mać! - wrzasnął książę, czyszcząc wilcze berło z resztek brei, która jeszcze nie tak dawno była mózgiem jednego z najmitów Truposza.
- Oni nigdy się nie zmienią, trzeba ich było zarżnąć od razu, gdyśmy ich dostali, a ścierwa rzucić dzikom na pożarcie. Wilk nie ruszy takiego truchła, choćby i głód wielki przekręcał mu kiszki. - grzmiał.
- Jeszcze któryś chce nawiać lub podjąć próbę ataku? Proszę śmiało, to nie są jedyne sposoby na szybką śmierć, jakie znam. W razie czego mogę improwizować. - dodał książę, zwracając się do pozostałych przy życiu tępaków. Dowódca -póki co- jako jeniec wojenny nie musiał się niczego obawiać. Niczego poza gniewem Króla Jegomościa w Demarze, gdy wpadnie w jego łapy.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Po imponującym pokazie siły i gniewu z strony Medarda w dolinie zapadła kompletna cisza. Dwójka pozostałych przy życiu jeńców, Howl, a nawet Ilirinleath, nie mieli odwagi odezwać się choćby słowem, aby nie podsycać targających księciem emocji. Przyroda wokół nich również zamarła. Elfce zdawało się że wszystko co żywe przestało się poruszać. Ucichł wiatr, zastygły źdźbła traw i liście na drzewach. Absolutnie nikt i nic nie chciał być tym który pierwszy zwróci na siebie uwagę wampira. Dopiero jęki bólu cierpiącego woźnicy przywróciły zebranych do rzeczywistości. Stękanie starca odbiło się na polanie donośnym echem niczym uderzenie pioruna.
- No tak, nie zmienia to faktu że nadal potrzebujemy kogoś kto będzie go niósł – stwierdziła Ilia, zwracając się do pojmanych ludzi Hodora – a skoro nie mamy obecnie innej opcji, to wam przypadnie ten zaszczyt.
Mężczyźni wstali, wyraźnie ociągając się z przystąpienia do działania, ale krótkie spojrzenie w kierunku Medarda dodało im animuszu do pracy. Gdy tylko elfka uwolniła im więzy podeszli do woźnicy usiłując go przenieść w stronę wykonanych dla starca noszy. W tym czasie Ilirinleath zajęła się rozpalaniem ogniska w którym zamierzała zniszczyć arsenał kuszników.
- On nie przeżyje. – Po raz pierwszy od momentu pojmania odezwał się dowódca kłusowników – W tym stanie nie wytrzyma dłużej niż kilka godzin. Powinniście zabrać go do pobliskiej chaty druida.
- Od kiedy to dano ci prawo do decydowania na temat tego co musimy zrobić? – Oburzyła się Ilia. Doskonale zdawała sobie sprawę z stanu zdrowia woźnicy, ale nie zamierzała robić dla niego więcej niż to konieczne. W jej opinii ów człowiek nie zasłużył sobie na specjalne traktowanie. Poza tym cały czas uważała że to Medard odpowiada z kurację ich towarzysza. Oczywiście w obecnej sytuacji sama chętnie pozbyłaby się problemów z starcem, a przekazanie go w ręce innego uzdrowiciela uspokoiłoby sumienie elfki. Sam protest był bardziej dla zasady, tylko po to by jeniec nie poczuł się zbyt pewnie.
- Przepraszam … - odpowiedział sierżant – sugerowałem tylko … znaczy się zdawało mi się że zależy wam na uratowaniu towarzysza podróży.
Nieoczekiwanie jego podkomendny włączył się do dyskusji, rzucając się do nóg księcia.
- Nie panie, nie wolno ci iść w stronę chaty druida. – Skomlał usiłując wkraść się w łaski wampira - Nie słuchaj fałszywych porad. To dzikus żyjący w lesie, jest nieobliczalny, szalony i niebezpieczny. Zamorduje nas nim zdążymy podejść do jego domostwa. Nikt normalny nie zapuszcza się na jego teren. Pozwól mi panie poderżnąć staruchowi gardło, a rozwiążemy tym samym twoje problemy. – Zaoferował się kłusownik.
- Może druid jest nieco gwałtowny i z nietypowym podejściem do kwestii własnej nietykalności ale jak mało kto zna się na medycynie i dysponuje odpowiednimi środkami by udzielić starcowi pomocy. – Obstawał przy swoim sierżant. - Poza tym to jedna z nielicznych osób która mogłaby poprzeć pomysł zabrania nam praw do lasu.
- Nie, nie możemy … - błagał kłusownik.
- Jeśli udamy się w to miejsce to jak daleko oddalimy się kryjówki Hodora? – dopytywała się elfka ciskając kusze w płomienie.
- Niewiele – odpowiedział sierżant.
- Bardzo – natychmiast zaprzeczył żołnierz.
Również woźnica włączył się do dyskusji z zamiarem przedstawienie swojej opinii.
- Nie odsyłaj mnie miłościwy panie. Stary Howl stracił nogę walcząc w twojej sprawie, stracił też swoją Dall, ale nadal jest gotów ci służyć. – Zwrócił się do księcia, a interpretacja jego zasług i wielkości odniesionych ran sprawiła ze na twarzy Ilii zagościł uśmiech. Oczywiście zdanie nie wspominające jego konia byłoby zdaniem wypowiedzianym nadaremno.
- Dlatego też wasza miłość, z chęcią przyjmie oferowane mi wcześniej słonie, wierzchowce oraz wielbłądy – Oznajmił Howl, który nie przestał być handlarzem nawet w obliczu śmierci – Będę o nie dbał, szkolił i rozmnażał twoje stada dla tej wielkiej chały miłościwy panie. Wykorzystam też ofiarowane mi pieniądze aby odbudować i unowocześnić moja wioskę, której to według twojego znamienitego pomysłu zostanę zarządcą. – Woźnica najwyraźniej bał się iż tracąc księcia z oczu straci jednocześnie obiecane mu wcześniej dary. Tyle ze obecnie to pazerność galopowała na jego fantazji.
Ilirinleath zaczynała rozumieć dlaczego Medard wolał podróżować samotnie. Ilość problemów i decyzji do podjęcia wzrastała wraz z ilością osób będących w jego otoczeniu. Każdy starał się radzić a jednocześnie ciągnąc na swoją stronę. Ile czasu mija nim władza zacznie pchać cię do obłędu? Ile razy jeszcze książę będzie musiał wpaść w wściekłość by przywołać do porządku swoich podwładnych? Ilii pozostawało mieć nadzieję ze cały ten wątek zakończy się wcześniej niż cierpliwość Medarda.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nareszcie cisza! Zero mięsa rzucanego w stronę tych, na których łasce byli pojmany żołnierz i jego pieski z pospolitego ruszenia, zero zawodzenia starego przemytnika na temat ślepego konia, co gryzie już piach gdzieś w głębi lasu i co zakrawało na dziwaczność - zero najmniejszego szmeru, nawet brzęczenia komarów czy much meszek. Szkoda, iż takie chwile zdarzają się tak rzadko, że nawet mające wiele millenniów na karku smoki mogą żadnej nie doświadczyć w swym cholernie ciągnącym się życiu. Do tego tak ulotne, że nawet malutki szmerek powoduje pryśnięcie czaru definitywne zniknięcie błogiego dla ucha i umysłu momentu.
Tak też stało się tym razem. Pozostali przy życiu jeńcy: sierżant z Demary i jego sługus, zapewne wieśniak o równie niewyparzonym jęzorze jak jego polegli ziomkowie zaczęli znowu się przekomarzać. No ileż można, do kurrwy nędzy!
Do tego jeszcze ten pierdziel od ślepej szkapy! Taki sam drań jak Hodory, dla których zresztą pracował. Szkoda czasu i nerwów na takiego człeka - nie dość, że idiota, to jeszcze kawał szczwanego lisa. Gderaniem o kuniu przypieczętował swój wyrok śmierci.
- Mówiłem nie raz i nie dwa, że jeszcze jedno choćby pierdnięcie o ślepym koniu, a zabiję. - rzucił od niechcenia książę.
- Zostawcie drania w lesie, niech zdycha. Dość ludziom krwi napsuł, dosyć oszukał na przemycanych towarach. Niedźwiedź dokończy, co wyście nieudolnie zaczęli. - dodał.
Sprzeczki na temat druidów zupełnie nie interesowały Medarda, przecież wiadomo, że jak świat światem, każdy większy las winien mieć co najmniej jednego takiego "cudaka" - duch lasu z definicji powinien się nim zajmować, nie bacząc na przeciwności losu czy kłody rzucane pod nogi przez włodarzy. Należy takiego zostawić, by swój fach wykonywał w spokoju.
- Zaraz, zaraz - jaki wasz las? Ten las ma już nowych władców, a wy i wasz Truposz to tylko chwilowy odprysk po nieudolnych, choć czysto teoretycznych i tytularnych jeno rządach Demarczyków. Wasz to może być zagajnik Króla Jegomościa kiele stołecznego grodu w dalekiej Demarze. - dodał Medard, oburzony ciamkaniem żołdaka.
- A, z lasu oczywiści będziecie mogli korzystać na takich samych zasadach, jak teraz robi to lokalna ludność. Nie ma kłusownictwa i handlu zwierzem li tylko dla uciechy fircyków gdzieś w na Oceanie Jadeitów! Teraz za takie praktyki tylko stryczek. Nie odziedziczyliście kniei po dziadach, a jeno pożyczyliście ją od wnuków. Pamiętajcie. - rzekł, by nie było, iż biedacy spadli z deszczu pod rynnę, a po dobrym panie jeszcze lepszy nastanie.
Chwila spokoju została zniszczona przez kłamliwego starucha, który jak najęty znowuż zaczął gderać o swym ukochanym koniu, którego pewnikiem przerobi na salami jak go z powrotem dostanie w łapy. Co za człowiek! Książę rzucił tylko:
- Miałeś już swoja szansę, ale jej nie wykorzystałeś. Daruj więc sobie tyrady o wielbłądach, których nikt ci nie obiecywał, boś taki sam drań jak Hodory, którym służyłeś i z którymiś ciemne interesy robił. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego i zgnijesz tu w tym lesie, boś niegodzien na lepszy los.
Podszedł do Ilii i rzekł:
- Zostawimy tutaj tego oszołoma, zupełnie niewart jakiejkolwiek pieczy. Drań taki sam, jak Hodor, któremu służy i z którym handluje, w rzyci mając dobro rodzinnego sioła. Czas natomiast rozprawić się z kłusownikiem.
Tymczasem pod siedzibę Hodora doczłapywały kolejne oddziały Księstwa. Całość otoczona była tak ciasno, że nawet mysz miałaby trudności z przejściem niezauważoną będąc, a co dopiero człek. Wszystko miało się niebawem wyjaśnić.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości