Szepczący Las ⇒ [Głąb lasów Kryształowego Jeziora] Smak ryzyka
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przeklęty człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Ten świat coraz bardziej ją pochłaniał. Nie była pewna czy to sprawka kruka, czy też sama była tak podatna na wszelkie manipulacje, lecz powoli zaczęła się przyzwyczajać do wszelkich niezwykłości, które napotykali na swojej drodze. Prowadzona w nieznane przez sługusów uzurpatora chłonęła wszystko jak gąbka. Najbardziej cieszyła się ze zmiany "klimatu", ponieważ mimo swojej hybrydowej postaci nadal odczuwała przeszywające zimno. Kiedy wkroczyli na tereny zielone słońce powoli ją ogrzewało, a miękka i soczysta trawa delikatnie pieściła zziębnięte stopu dziewczyny. Odbierała te wszystkie bodźce z niemą wdzięcznością.
Powoli odkryła w sobie, że fascynuje ją ten świat. Może i igrali ze śmiercią, ale czy w Alaranii było inaczej? Tam też mogła przecież zakończyć swój żywot w każdej chwili. A tutaj, w tym całym Felldaronie jej klątwa zdawała się inaczej działać. W końcu normalnie nigdy nie mogłaby zatrzymać swojej przemiany w połowie! Z drugiej strony jednak nigdy nie przytrafiło się jej przeobrazić w środku dnia. Przebywanie w tej rzeczywistości miało swoje plusy i minusy, a oni byli na straconej pozycji tylko dlatego, że nie znali rządzących tutaj zasad. Gdyby posiadali większą wiedzę na temat miejsca, w którym się znaleźli kto wie jak wtedy wyglądałyby ich szanse na wydostanie się stąd? To właśnie ta niewiedza uzależniała ich od Aulusa w każdy możliwy sposób.
Prowadzona przez zakapturzone cienie czuła za sobą obecność reszty wesołej gromadki. Tak bardzo się od nich różniła... Mimo swojej klątwy nadal uważała się za człowieka. Przecież urodziła się i wychowała w ludzkiej osadzie, otoczona przez bardziej i mniej życzliwe osoby. A teraz? Wędrowała wraz z dwoma elfami oraz Fellarianinem, z którym wcześniej przecież miała niezbyt przyjemne przeżycia. Gdyby nie ciążący na niej czar byłaby z ich grona najsłabsza, najpewniej cały czas jedynie zawadzając. "Przecież i tak im zawadzam... Czy kiedykolwiek byłam dla kogoś naprawdę ważna?" Wspomnienia obwiniającego ją o wszystko ojca powróciły ze zdwojoną mocą. Gdyby się nie urodziła on nadal miałby dwójkę synów oraz żonę, którą kochał ponad wszystko. A jej bracia? W końcu znajdowali się wśród grupy, która wypędzała ją z jej rodzinnej wioski lata temu. Poczuła ukłucie w sercu starając się nie dać pozwolić wspomnieniom nad sobą zawładnąć. Mimo wszystko jednak ból pozostał. To pewnie dlatego pozwalała się prowadzić w nieznane coraz mniej zmartwiona o swoją przyszłość. Na dłuższy okres czasu przestała nawet odbierać bodźce dochodzące zewsząd i zachowywała się jak marionetka. Automatycznie powłóczyła nogami brnąc przed siebie.
Jej monotonność przerwał jednak nagle świst strzał. Reakcja obronna dziewczyny była już praktycznie wyuczona, przez co odskoczyła do tyłu wpadając na swych towarzyszy. Bestia w jej wnętrzu również wyczuła zagrożenie, czego skutkiem był głośny ostrzegawczy warkot prosto z gardzieli dziewczyny. Deszcz strzał jednak nie był wycelowany w nią czy kogoś z ferajny, za to ich przewodnicy zamienili się jedynie w pył oraz leżące na trawie peleryny. Wątpiła jednak, żeby atak ten miał na celu uwolnienie ich z łapsk samozwańczego władcy Falldaronu. Kiedy z zarośli wypadła karłopodobne istoty była tego już stu procentowo pewna. Okrążyli ich niczym zwierzynę, by w szalonym tańcu zwycięstwa okazać im, że znajdują się na przegranej pozycji. Zabawne... i niby ta mała szarańcza miała teraz stanowić dla niej większe zagrożenie niż sługusy uzurpatora? Nawet pomimo ich przewagi liczebnej oni by sobie z nimi poradzili, a nawet jeśli miałaby walczyć sama jej rany goją się wystarczająco szybko, żeby posłała przeważającą większość tych gnomów do piachu. Bestia była tego samego zdania i aż rwała się do walki. Stworki chyba wyczuły jej nastawienie, bo w przeciwieństwie do elfek, do których podchodziły zaciekawione, tak od niej wolały trzymać się z daleka. I nawet kiedy mieli już poprowadzić drużynę wyraźnie się wahali, nim szturchnęli ją łukiem. W efekcie warknęła przeciągle odwracając się napięcie i wytrącając ogonem broń z rąk istoty. Nie zaatakowała ich jednak, tylko wyszczerzyła swe kły ostrzegawczo, by następnie zacząć iść. Od tej pory żaden jej nawet nie dotknął uważając ją najwyraźniej za groźnego drapieżcę, który z niejasnych dla nich powodów poddał się bez walki.
- Powiedzcie mi, czemu ich po prostu wszystkich nie wyrżniemy w pień? To by nam wiele ułatwiło... - prychnęła z niesmakiem, chociaż wątpiła, czy uzyska w ogóle odpowiedź od swoich towarzyszy. Nate z Isą zdawały się trzymać razem, Acheron jak zwykle pozostawał obojętny na los kobiet zajmując się wyłącznie swoją osobą, więc ona pozostawała zdana na siebie. Z resztą... nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie rozumiała jednak czemu cała reszta nie spróbowała nawet się obronić, tylko brnęli zgodnie jak te barany na rzeź. Nie będzie się jednak sama jedyna wyrywać, prawda? Kruk powiedział, że mają trzymać się razem, więc jedyne co jej pozostało to potulne podążanie za tą jakże różnorodną zgrają.
Ciągła wędrówka dawała się jej już jednak we znaki. Spędzili cały dzień w Falldaronie przemierzając jego ziemię, najpierw schodząc z gór pokrytych śniegiem, następnie przez nieosłonięte niczym równiny, aż teraz zagłębiając się w leśne głębiny. I o ile do tego ostatniego środowiska najbardziej przywykła, tak tutejsza roślinność w niczym nie przypominała znanych jej drzew i krzewów Alaranii. Do tego, co ważniejsze, zbliżał się zmierzch, przez co kobieta była coraz bardziej zdenerwowana. Już teraz na wpół się przeobraziła, a co się stanie, kiedy słońce całkiem zajdzie? "Spokojnie... Teraz panuję nad sobą, więc jest szansa, że ich nie zaatakuję... Ale jeśli jednak? Nie! Nie mogę. Mam przeciwników przed sobą, na pewni ich nie zaatakuję... prawda? Nie chcę już nikogo więcej krzywdzić. Nie chcę!" Zacisnęła mocno dłonie w pięści. Miała nadzieję, że reszta drużyny kruka, jak zaczęła ich w myślach nazywać, nie widzi drżenia jej ciała pod peleryną Nate. Ostatnie czego teraz potrzebowała to okazywanie swoich słabości innym. Szczególnie teraz, kiedy coraz bardziej opadała z sił.
Słońce w końcu jednak zaszło, a ona pozostawała w tej samej postaci co wcześniej. Strach jednak jej nie opuścił, a wręcz przeciwnie czuła mrowienie na całym ciele. Miała wrażenie, jakby jej zmysły się wyostrzyły, przez co nawet najmniejszy szelest sprawiał, że nerwowo się wzdrygała. Szła jednak na końcu pochodu, więc prawdopodobnie nikt tego nie widział. Zaciskała dłonie tak mocno, że pazury przebiły skórę dziewczyny, a szkarłatne krople krwi spadały na ziemię. Tak bardzo się bała... Chociaż to i tak mało powiedziane, od środka zżerało ją przerażenie.
Ich nowi oprawcy w końcu jednak dotarli do końca ich podróży wprowadzając grupę do jaskini. Blask pochodni rzucał zdradliwe cienie, a piski skrzatopodobnych stworzeń były coraz głośniejsze. Charlotte wolała nawet nie myśleć o tym, jak wielka ich ilość żyła tutaj. I co ważniejsze - co planowali z nimi zrobić? Reszta jej drużyny również wydawała się coraz bardziej spięta, niepewnie oczekując ciągu dalszego ich marnego losu. Jak na zawołanie zaraz weszli do większej pieczary, na środku której paliło się ognisko. To właśnie jego światło pozwalało im dojrzeć malowidła naścienne. Krwawe rytuały, ofiary z żywych istot, a do tego szkarłatna tych "arcydzieł" sprawiały, że aż krew w żyłach szczurzycy się zmroziła. "Trzeba było walczyć wcześniej... teraz nie mamy najmniejszych szans z taką ilością przeciwników. Chyba, że zabilibyśmy tą jędzę albo wzięli ją za zakładnika..." Ciekawe, czy tylko ona obmyślała plan ratunku? Bo reszta zdawała się biernie godzić na wszystko, lub też czekali do ostatniej chwili z podejmowaniem jakichkolwiek decyzji.
Wtem jednak to Acheron stał się ofiarą dziesiątek pięści spadających na jego ciało. Widziała wcześniej jego skrzydła oczami szczura, jednak teraz robiły one na niej jeszcze większe wrażenie. I o ile spotkała już posiadacza piórek, tak Ethelnalen nie dorównywał Fellarianowi, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Szczególnie, że teraz to właśnie jego skrzydła uratowały im skórę. Znaczy... dopóki wśród nich nie pojawił się kruk, którego już tak dobrze rozpoznawała. Odruchowo postąpiła krok do tyłu. Nie miała już siły, a obawy nasilały się z każdą chwilą. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma, nim klątwa przejmie nad nią kontrolę zmieniając w krwiożerczą maszynę do zabijania.
Aulus jednak nie zamierzał potraktować jej łagodnie. Sama jego obecność wystarczyła, żeby zmęczona dziewczyna jeszcze bardziej zadrżała. Nie była już jednak taka pewna, czy mają do czynienia z szaleńcem, czy może raczej z geniuszem? Do tego jego głos... zupełnie, jakby składał się na niego tuzin różnych istot. O ile jej wewnętrzna bestia była pod wrażeniem mocy uzurpatora, tak poznawszy prawdziwe oblicze kruka nagle niebezpieczny ratakar stał się potulnym szczurkiem kuląc się w odmętach jej umysłu. Sama Lottie starała się unikać spojrzenia ich przywódcy. Byle tylko nie zwracał na nią uwagi, tak jak wiele innych przed nim. W tej chwili o dziwo zapragnęła, by podobnie do napotkanych wcześniej istot i on nie był zainteresowany jej marnym żywotem. Och, jakże się myliła...
Niestety, albo może stety, Przemieniony skupił swoją uwagę właśnie na niej. Kiedy ich oczy się spotkały miała wrażenie, jakby coś napierało na jej głowę za nic mając chroniące ją kości. Jej umysł był bombardowany licznymi uderzeniami, by zaraz wszystko ustało. Zachwiała się niebezpiecznie na nogach z trudem łapiąc równowagę w tej chwili odpoczynku, lecz zaraz wszystko zaczęło się na nowo. Nie miała żadnych wątpliwości, że to właśnie siedzący na tronie mężczyzna wwiercający w nią spojrzenie za tym stoi. Próbowała się bronić, naprawdę się starała, jednak wszystko i tak poszło na marne. W krótką chwilę obraz piaskowej pieczary nikł jej sprzed oczu, rozmazywał się nieustannie, by całkowicie zniknąć. Zacisnęła powieki, a kiedy je rozchyliła ze zdziwieniem stwierdziła, że znajduje się w lesie. Tylko, czy w Alaranii rosły tak wielkie drzewa? Rozejrzała się dookoła, a szum rzeki zdawał jej się tak nostalgicznie znajomy... Kiedy wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć zarośla ze zdziwieniem stwierdziła, że zamiast pokrytej bliznami dłoni posiada maleńką, dziecinną rączkę.
- Lottie, hej! Gonisz! - Delikatnie klepnięcie w plecy i chłopięcy śmiech sprawiły, że poczuła ukłucie w sercu. Coś często się to ostatnio zdarzało... Odwróciła się z szaleńczo bijącym sercem, by spojrzeć na roześmianych braci. Właśnie... to byli jej kochani, starsi bracia. Mieszkała w wiosce niedaleko stąd. Dzisiaj wyszli się bawić w lesie! To wszystko było jedynie złym snem, jednym wielu z resztą. Sama zaśmiała się radośnie i zaczęła biegać wraz z chłopcami. Znów poczuła się tak beztrosko... Nie sądziła, że mogła czuć się tak bardzo szczęśliwa! Znów była z osobami, które ją kochały. Znów była dla kogoś ważna, to jej szczęście liczyło się najbardziej, a dla tych dwóch chłopców była w końcu oczkiem w głowie.
Biegali wśród chaszczy śmiejąc się, aż w końcu nie natrafili na wilki. Było ich więcej niż pamiętała, jednak ten krwiożerczy wyraz oczu psowatych sprawił, że cała trójka się przestraszyła. Niemal automatycznie starszy z braci stanął z przodu, a młodszy chwycił swoją małą siostrzyczkę za rączkę. Chcieli uciekać, jednak nim zdążyli się ruszyć znikąd pojawiła się dziwna postać. Blada twarz, sine usta i ten dziwny wyraz twarzy. Dosłownie rozsadził wilki ratując tym samym dzieci. Charlotte już myślała, że przyszedł im z pomocą, lecz mężczyzna kolejny raz wyciągnął dłoń, tym razem w stronę jej braci, tym razem to ich powalając na ziemię.
- Nie! Edd, Gabe! Obudźcie się! - Załkała głośno chcąc doskoczyć do braci, lecz nie mogła się ruszyć. Zbyt się bała, za bardzo była przestraszona, żeby chociaż ruszyć nóżką. Po jej policzkach spływały łzy. Nie potrafiła im pomóc! A oni zawsze ją ratowali... Przecież byli jedynie dziećmi! Drżała na całym ciele, kiedy Aulus zbliżał się do niej. - Proszę, nie rób nam krzywdy...! - Albo niech przynajmniej nie krzywdzi jej kochanych braci! Tego jednak już nie dała rady powiedzieć, potok łez jej na to nie pozwolił. Teraz miała jednak raptem pięć lat, nie potrafiła się tak kontrolować jak jej starsza wersja. Całe napięcie w Falldaronie znalazło w końcu ujście w minimalistej postaci Charlotte.
Zapewnienie mężczyzny, że chłopcom nic nie grozi, nieco ją uspokoiło. Wytarła rączkami mokre oczy i spojrzała na Pacynka już jedynie pociągając nosem. Nie wiedziała czemu, lecz jego głos sprawiał, że czuła się... no właśnie sama nie wiedziała jak. Nie umiała się jednak sprzeciwić jego słowom. Dlaczego? Ten obcy Pan mówił, że ma dla niej zadanie, ale kim był? Twierdził, że jeśli nie będzie grzeczną dziewczynkę to ją zabije... ale Edda i Gabe'a oszczędzi, prawda? Obiecał jej przecież! Kiwnęła głową niepewnie na znak, że rozumie, a kiedy mężczyzna uklęknął przed nią w końcu spojrzała mu bezpośrednio w oczy. Czarne jak noc ślepia kolorem przypominały włosy dziewczynki, jednak kryjący się w nich chłód (czy może szaleństwo) tym bardziej ją przestraszyło. Czemu jednak wydawały się jej takie znajome?
Wtedy powróciły do niej wspomnienia z Falldaronu oraz wszystko to, co przeżyła po tej zabawie z braćmi. To była kolejna iluzja stworzona przez Pacynka! Jednak ta wiedza niewiele zmieniła, gdyż Lottie wciąż pozostawała w swej dziennej wersji. Aulus wydawał jej się teraz taki wielki i przerażający, a jednocześnie posiadał wielką charyzmę, której nie potrafiła się przeciwstawić. Miał w sobie coś magnetyzującego...
Przy jego następnych słowach skuliła się mocno spuszczając głowę i zaciskając oczy. Kolejny raz cicho zaszlochała, tym razem chowając twarz w dłoniach. Była niegrzeczną dziewczynką, a on teraz się na nią gniewał! Ale nie zrobi nic złego jej braciom, prawda?
- Prze... przepraszam...! - Pociągnęła mocno noskiem bojąc się spojrzeć na mężczyznę o tak przerażających oczach. On jednak miał rację. Jej życie nikogo już nie obchodziło. Była nikim. Zbędnym balastem tego oraz każdego innego świata. Dla nikogo niepotrzebna, odrzucona przez wszystkie żyjące istoty. Zwierzęta jej unikały, a ludzie nią gardzili. Każdemu byłoby lepiej, gdyby zginęła... Maleńkie ciało dziecka zatrzęsło się od powstrzymywanego płaczu. Wtem jednak usłyszała coś, co kazało jej podnieść wzrok i jeszcze raz przyjrzeć się temu dziwnego indywiduum klęczącemu przed nią. - N... należę do P... Pana? Na prawdę...? - Aulus najpewniej nie zdawał sobie sprawy, że takimi słowami coś w niej złamał. Jakiś maleńki fragment jej osoby oderwał się od wcześniejszej układanki i znalazł sobie nowy, zupełnie inny. Przez ułamek sekundy pomyślała nawet, że może znalazła swoje miejsce, gdzie była potrzebna, lecz szybko jej to umknęło.
Delikatny dotyk na policzku uspokoił dziewczynkę pozwalając jej się pozbierać wewnętrznie. On miał dla niej zadanie... Jednocześnie dawał jej szansę, żeby w końcu uzyskała kontrolę nad mroczną klątwą, która od lat nie dawała jej żyć. Mówił, że nauczy ją panować nad tą mocą... Jedyne, co musiała zrobić to mu służyć i wypełniać polecenia mężczyzny. I nim zdążyła cokolwiek powiedzieć obraz przed jej oczami znów zaczął się zamazywać...
Znów była w piaskowej grocie wśród Kragów razem z kobietami i Fellarianinem. Gdzieś podczas wizji zesłanej na nią przez Pacynka powróciła do swojej ludzkiej postaci, więc teraz jedynie materiał płaszcza osłaniał jej nagie ciało. Ze zdziwieniem stwierdziła również, że po jej policzku spływają łzy i zupełnie nad tym nie panuje. Zaskoczona tym faktem uniosła szybko dłoń by otrzeć twarz, a kiedy już to zrobiła kolejny już raz stwierdziła, że jej blizny zniknęły. Zamiast szorstkiej skóry jej ciało było gładkie i delikatne, a oczy błyszczały wewnętrznym blaskiem, który zwał się nadzieją. Pacynek po raz pierwszy od dłuższego czasu dał jej nadzieję, że jej życie nareszcie się odmieni. W końcu wyglądała tak, jak powinna wyglądać, gdyby klątwa jej nigdy nie dotknęła. Jej długie hebanowe włosy opadały delikatną kaskadą na ramiona dziewczyny, a smukłe i zgrabne ciało wystawało spod peleryny. Nareszcie znów była takim człowiekiem, jakim pragnęła być. Czy to był dowód, że Aulus mówił prawdę? Czy rzeczywiście w Alaranii również mógłby tego dokonać? Oddać jej to, co straciła?
Te rozmyślenia przerwały poczynania elfki, która dołączyła do nich w ostatnim czasie. Rzuciła ostrzem w kierunku tego, który mógł uratować Charlotte od jej marnego przeznaczenia. Poczuła złość w środku, że ta dziewka odważyła się podnieść rękę na mężczyznę, lecz nim sama zdążyła jakkolwiek zareagować Aulus już do niej podszedł. Ten popis jego mocy sprawił, że kolejny raz pomyślała o jego możliwościach. Nie ufała mu co prawda całkowicie, lecz przecież wcale przecież nie musiała. Wystarczyłoby, gdyby okazał jej łaskę i dotrzymał swego słowa. Czy współczuła elfce wijącej się w łańcuchach i krzyczącej przeraźliwie? Cóż... to wszystko było konsekwencjami jej działań, więc nie powinna się dziwić, iż tak skończyła.
Sama Szczurzyca obserwowała dalej poczynania prawowitego władny Falldaronu. Widziała jak uleczył Nate, a potem zadbał też o to, by mogła ugasić swoje pragnienie. Lottie nie musiała być wcale geniuszem by stwierdzić, że Aulus dbał o swoich "poddanych", jeśli ci byli mu tylko posłuszni. Tak samo teraz, kiedy ich niedoszli oprawcy wnosili do groty jadło pokazywał, że los dziewczyny nie jest mu obojętni. Dawał im szansę, żeby odpoczęli i uzupełnili swoje siły przed nadchodzącymi wyzwaniami. Czy reszta ferajny dostrzegała to w ten sam sposób co Lottie? Czy nadal pozostawali krótkowzroczni z powodu swej złości na Pacynka przez to, że ściągnął ich do swojej krainy? Ona zaczęła uważać, iż wszystko czego tu doświadczali było dla nich okazją do nauczenia się nowych rzeczy, jeśli tylko wykażą taką chęć.
Kiedy stoły już znalazły się na swoim miejscu wszystko miało się skończyć. Aulus przemówił po raz ostatni, by zmienić się w kruka i wzbić do lotu. "Nie odchodź...!" Skąd wzięła się u niej ta myśl? Przez moment doświadczyła podobnego uczucia jak pies zostawiany przez swojego właściciela. Czy w końcu zaczynała tracić zdrowe zmysły? Być może spotkanie Pacynka wcale nie było dla niej szansą na lepsze życie, ale całkowitą utratę rozsądku. Z jakiejś przyczyny chciała być przy nim...
Została jednak sama z drużyną przy wielkim stole. Leśny lud także ich zostawił, a wiedźma po odejściu Aulusa również nie zamierzała dotrzymywać im towarzystwa. Może to i dobrze? Charlotte niepewnie usiadła do stołu nadal ze sprzecznymi uczuciami i zaczęła jeść przyjmując pożywienie od Pacynka. Była tak bardzo zmęczona, lecz musiała zjeść. Uzupełnienie sił było dla niej teraz najwyższym priorytetem. Nie patrzyła nawet co trafia do jej ust ani jak smakuje. Niemal usypiała na siedząco wszystkie czynności wykonując już praktycznie machinalnie. Nie rozmawiała z nikim, bo przecież czemu? Nie interesowała żadnego ze swoich towarzyszy, co dawali jej do zrozumienia podczas całej wędrówki. Jedynie Nate wykazała dobrą wolę powierzając jej swój płaszcz, lecz później wolała trzymać się z tą nierozsądną elfką, która teraz nieustannie krzyczała ranią tym samym uszy Lottie.
Po skończonym posiłku, kiedy w końcu poczuła się najedzona, zmęczenie jeszcze bardziej jej doskwierało. Nie miała siły na nic, więc jedynie wstała od stołu i ułożyła się na piasku obok ogniska płonącego na środku groty. Jej kruczoczarne włosy rozsypały się po podłożu, a jasne, nagie uda wystawały pod płaszcza. Usnęła szybko pomimo zawodzeń Isarieli jako pierwsza ze swojej "drużyny", o ile w ogóle mogli nazywać siebie w ten sposób.
Powoli odkryła w sobie, że fascynuje ją ten świat. Może i igrali ze śmiercią, ale czy w Alaranii było inaczej? Tam też mogła przecież zakończyć swój żywot w każdej chwili. A tutaj, w tym całym Felldaronie jej klątwa zdawała się inaczej działać. W końcu normalnie nigdy nie mogłaby zatrzymać swojej przemiany w połowie! Z drugiej strony jednak nigdy nie przytrafiło się jej przeobrazić w środku dnia. Przebywanie w tej rzeczywistości miało swoje plusy i minusy, a oni byli na straconej pozycji tylko dlatego, że nie znali rządzących tutaj zasad. Gdyby posiadali większą wiedzę na temat miejsca, w którym się znaleźli kto wie jak wtedy wyglądałyby ich szanse na wydostanie się stąd? To właśnie ta niewiedza uzależniała ich od Aulusa w każdy możliwy sposób.
Prowadzona przez zakapturzone cienie czuła za sobą obecność reszty wesołej gromadki. Tak bardzo się od nich różniła... Mimo swojej klątwy nadal uważała się za człowieka. Przecież urodziła się i wychowała w ludzkiej osadzie, otoczona przez bardziej i mniej życzliwe osoby. A teraz? Wędrowała wraz z dwoma elfami oraz Fellarianinem, z którym wcześniej przecież miała niezbyt przyjemne przeżycia. Gdyby nie ciążący na niej czar byłaby z ich grona najsłabsza, najpewniej cały czas jedynie zawadzając. "Przecież i tak im zawadzam... Czy kiedykolwiek byłam dla kogoś naprawdę ważna?" Wspomnienia obwiniającego ją o wszystko ojca powróciły ze zdwojoną mocą. Gdyby się nie urodziła on nadal miałby dwójkę synów oraz żonę, którą kochał ponad wszystko. A jej bracia? W końcu znajdowali się wśród grupy, która wypędzała ją z jej rodzinnej wioski lata temu. Poczuła ukłucie w sercu starając się nie dać pozwolić wspomnieniom nad sobą zawładnąć. Mimo wszystko jednak ból pozostał. To pewnie dlatego pozwalała się prowadzić w nieznane coraz mniej zmartwiona o swoją przyszłość. Na dłuższy okres czasu przestała nawet odbierać bodźce dochodzące zewsząd i zachowywała się jak marionetka. Automatycznie powłóczyła nogami brnąc przed siebie.
Jej monotonność przerwał jednak nagle świst strzał. Reakcja obronna dziewczyny była już praktycznie wyuczona, przez co odskoczyła do tyłu wpadając na swych towarzyszy. Bestia w jej wnętrzu również wyczuła zagrożenie, czego skutkiem był głośny ostrzegawczy warkot prosto z gardzieli dziewczyny. Deszcz strzał jednak nie był wycelowany w nią czy kogoś z ferajny, za to ich przewodnicy zamienili się jedynie w pył oraz leżące na trawie peleryny. Wątpiła jednak, żeby atak ten miał na celu uwolnienie ich z łapsk samozwańczego władcy Falldaronu. Kiedy z zarośli wypadła karłopodobne istoty była tego już stu procentowo pewna. Okrążyli ich niczym zwierzynę, by w szalonym tańcu zwycięstwa okazać im, że znajdują się na przegranej pozycji. Zabawne... i niby ta mała szarańcza miała teraz stanowić dla niej większe zagrożenie niż sługusy uzurpatora? Nawet pomimo ich przewagi liczebnej oni by sobie z nimi poradzili, a nawet jeśli miałaby walczyć sama jej rany goją się wystarczająco szybko, żeby posłała przeważającą większość tych gnomów do piachu. Bestia była tego samego zdania i aż rwała się do walki. Stworki chyba wyczuły jej nastawienie, bo w przeciwieństwie do elfek, do których podchodziły zaciekawione, tak od niej wolały trzymać się z daleka. I nawet kiedy mieli już poprowadzić drużynę wyraźnie się wahali, nim szturchnęli ją łukiem. W efekcie warknęła przeciągle odwracając się napięcie i wytrącając ogonem broń z rąk istoty. Nie zaatakowała ich jednak, tylko wyszczerzyła swe kły ostrzegawczo, by następnie zacząć iść. Od tej pory żaden jej nawet nie dotknął uważając ją najwyraźniej za groźnego drapieżcę, który z niejasnych dla nich powodów poddał się bez walki.
- Powiedzcie mi, czemu ich po prostu wszystkich nie wyrżniemy w pień? To by nam wiele ułatwiło... - prychnęła z niesmakiem, chociaż wątpiła, czy uzyska w ogóle odpowiedź od swoich towarzyszy. Nate z Isą zdawały się trzymać razem, Acheron jak zwykle pozostawał obojętny na los kobiet zajmując się wyłącznie swoją osobą, więc ona pozostawała zdana na siebie. Z resztą... nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie rozumiała jednak czemu cała reszta nie spróbowała nawet się obronić, tylko brnęli zgodnie jak te barany na rzeź. Nie będzie się jednak sama jedyna wyrywać, prawda? Kruk powiedział, że mają trzymać się razem, więc jedyne co jej pozostało to potulne podążanie za tą jakże różnorodną zgrają.
Ciągła wędrówka dawała się jej już jednak we znaki. Spędzili cały dzień w Falldaronie przemierzając jego ziemię, najpierw schodząc z gór pokrytych śniegiem, następnie przez nieosłonięte niczym równiny, aż teraz zagłębiając się w leśne głębiny. I o ile do tego ostatniego środowiska najbardziej przywykła, tak tutejsza roślinność w niczym nie przypominała znanych jej drzew i krzewów Alaranii. Do tego, co ważniejsze, zbliżał się zmierzch, przez co kobieta była coraz bardziej zdenerwowana. Już teraz na wpół się przeobraziła, a co się stanie, kiedy słońce całkiem zajdzie? "Spokojnie... Teraz panuję nad sobą, więc jest szansa, że ich nie zaatakuję... Ale jeśli jednak? Nie! Nie mogę. Mam przeciwników przed sobą, na pewni ich nie zaatakuję... prawda? Nie chcę już nikogo więcej krzywdzić. Nie chcę!" Zacisnęła mocno dłonie w pięści. Miała nadzieję, że reszta drużyny kruka, jak zaczęła ich w myślach nazywać, nie widzi drżenia jej ciała pod peleryną Nate. Ostatnie czego teraz potrzebowała to okazywanie swoich słabości innym. Szczególnie teraz, kiedy coraz bardziej opadała z sił.
Słońce w końcu jednak zaszło, a ona pozostawała w tej samej postaci co wcześniej. Strach jednak jej nie opuścił, a wręcz przeciwnie czuła mrowienie na całym ciele. Miała wrażenie, jakby jej zmysły się wyostrzyły, przez co nawet najmniejszy szelest sprawiał, że nerwowo się wzdrygała. Szła jednak na końcu pochodu, więc prawdopodobnie nikt tego nie widział. Zaciskała dłonie tak mocno, że pazury przebiły skórę dziewczyny, a szkarłatne krople krwi spadały na ziemię. Tak bardzo się bała... Chociaż to i tak mało powiedziane, od środka zżerało ją przerażenie.
Ich nowi oprawcy w końcu jednak dotarli do końca ich podróży wprowadzając grupę do jaskini. Blask pochodni rzucał zdradliwe cienie, a piski skrzatopodobnych stworzeń były coraz głośniejsze. Charlotte wolała nawet nie myśleć o tym, jak wielka ich ilość żyła tutaj. I co ważniejsze - co planowali z nimi zrobić? Reszta jej drużyny również wydawała się coraz bardziej spięta, niepewnie oczekując ciągu dalszego ich marnego losu. Jak na zawołanie zaraz weszli do większej pieczary, na środku której paliło się ognisko. To właśnie jego światło pozwalało im dojrzeć malowidła naścienne. Krwawe rytuały, ofiary z żywych istot, a do tego szkarłatna tych "arcydzieł" sprawiały, że aż krew w żyłach szczurzycy się zmroziła. "Trzeba było walczyć wcześniej... teraz nie mamy najmniejszych szans z taką ilością przeciwników. Chyba, że zabilibyśmy tą jędzę albo wzięli ją za zakładnika..." Ciekawe, czy tylko ona obmyślała plan ratunku? Bo reszta zdawała się biernie godzić na wszystko, lub też czekali do ostatniej chwili z podejmowaniem jakichkolwiek decyzji.
Wtem jednak to Acheron stał się ofiarą dziesiątek pięści spadających na jego ciało. Widziała wcześniej jego skrzydła oczami szczura, jednak teraz robiły one na niej jeszcze większe wrażenie. I o ile spotkała już posiadacza piórek, tak Ethelnalen nie dorównywał Fellarianowi, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Szczególnie, że teraz to właśnie jego skrzydła uratowały im skórę. Znaczy... dopóki wśród nich nie pojawił się kruk, którego już tak dobrze rozpoznawała. Odruchowo postąpiła krok do tyłu. Nie miała już siły, a obawy nasilały się z każdą chwilą. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma, nim klątwa przejmie nad nią kontrolę zmieniając w krwiożerczą maszynę do zabijania.
Aulus jednak nie zamierzał potraktować jej łagodnie. Sama jego obecność wystarczyła, żeby zmęczona dziewczyna jeszcze bardziej zadrżała. Nie była już jednak taka pewna, czy mają do czynienia z szaleńcem, czy może raczej z geniuszem? Do tego jego głos... zupełnie, jakby składał się na niego tuzin różnych istot. O ile jej wewnętrzna bestia była pod wrażeniem mocy uzurpatora, tak poznawszy prawdziwe oblicze kruka nagle niebezpieczny ratakar stał się potulnym szczurkiem kuląc się w odmętach jej umysłu. Sama Lottie starała się unikać spojrzenia ich przywódcy. Byle tylko nie zwracał na nią uwagi, tak jak wiele innych przed nim. W tej chwili o dziwo zapragnęła, by podobnie do napotkanych wcześniej istot i on nie był zainteresowany jej marnym żywotem. Och, jakże się myliła...
Niestety, albo może stety, Przemieniony skupił swoją uwagę właśnie na niej. Kiedy ich oczy się spotkały miała wrażenie, jakby coś napierało na jej głowę za nic mając chroniące ją kości. Jej umysł był bombardowany licznymi uderzeniami, by zaraz wszystko ustało. Zachwiała się niebezpiecznie na nogach z trudem łapiąc równowagę w tej chwili odpoczynku, lecz zaraz wszystko zaczęło się na nowo. Nie miała żadnych wątpliwości, że to właśnie siedzący na tronie mężczyzna wwiercający w nią spojrzenie za tym stoi. Próbowała się bronić, naprawdę się starała, jednak wszystko i tak poszło na marne. W krótką chwilę obraz piaskowej pieczary nikł jej sprzed oczu, rozmazywał się nieustannie, by całkowicie zniknąć. Zacisnęła powieki, a kiedy je rozchyliła ze zdziwieniem stwierdziła, że znajduje się w lesie. Tylko, czy w Alaranii rosły tak wielkie drzewa? Rozejrzała się dookoła, a szum rzeki zdawał jej się tak nostalgicznie znajomy... Kiedy wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć zarośla ze zdziwieniem stwierdziła, że zamiast pokrytej bliznami dłoni posiada maleńką, dziecinną rączkę.
- Lottie, hej! Gonisz! - Delikatnie klepnięcie w plecy i chłopięcy śmiech sprawiły, że poczuła ukłucie w sercu. Coś często się to ostatnio zdarzało... Odwróciła się z szaleńczo bijącym sercem, by spojrzeć na roześmianych braci. Właśnie... to byli jej kochani, starsi bracia. Mieszkała w wiosce niedaleko stąd. Dzisiaj wyszli się bawić w lesie! To wszystko było jedynie złym snem, jednym wielu z resztą. Sama zaśmiała się radośnie i zaczęła biegać wraz z chłopcami. Znów poczuła się tak beztrosko... Nie sądziła, że mogła czuć się tak bardzo szczęśliwa! Znów była z osobami, które ją kochały. Znów była dla kogoś ważna, to jej szczęście liczyło się najbardziej, a dla tych dwóch chłopców była w końcu oczkiem w głowie.
Biegali wśród chaszczy śmiejąc się, aż w końcu nie natrafili na wilki. Było ich więcej niż pamiętała, jednak ten krwiożerczy wyraz oczu psowatych sprawił, że cała trójka się przestraszyła. Niemal automatycznie starszy z braci stanął z przodu, a młodszy chwycił swoją małą siostrzyczkę za rączkę. Chcieli uciekać, jednak nim zdążyli się ruszyć znikąd pojawiła się dziwna postać. Blada twarz, sine usta i ten dziwny wyraz twarzy. Dosłownie rozsadził wilki ratując tym samym dzieci. Charlotte już myślała, że przyszedł im z pomocą, lecz mężczyzna kolejny raz wyciągnął dłoń, tym razem w stronę jej braci, tym razem to ich powalając na ziemię.
- Nie! Edd, Gabe! Obudźcie się! - Załkała głośno chcąc doskoczyć do braci, lecz nie mogła się ruszyć. Zbyt się bała, za bardzo była przestraszona, żeby chociaż ruszyć nóżką. Po jej policzkach spływały łzy. Nie potrafiła im pomóc! A oni zawsze ją ratowali... Przecież byli jedynie dziećmi! Drżała na całym ciele, kiedy Aulus zbliżał się do niej. - Proszę, nie rób nam krzywdy...! - Albo niech przynajmniej nie krzywdzi jej kochanych braci! Tego jednak już nie dała rady powiedzieć, potok łez jej na to nie pozwolił. Teraz miała jednak raptem pięć lat, nie potrafiła się tak kontrolować jak jej starsza wersja. Całe napięcie w Falldaronie znalazło w końcu ujście w minimalistej postaci Charlotte.
Zapewnienie mężczyzny, że chłopcom nic nie grozi, nieco ją uspokoiło. Wytarła rączkami mokre oczy i spojrzała na Pacynka już jedynie pociągając nosem. Nie wiedziała czemu, lecz jego głos sprawiał, że czuła się... no właśnie sama nie wiedziała jak. Nie umiała się jednak sprzeciwić jego słowom. Dlaczego? Ten obcy Pan mówił, że ma dla niej zadanie, ale kim był? Twierdził, że jeśli nie będzie grzeczną dziewczynkę to ją zabije... ale Edda i Gabe'a oszczędzi, prawda? Obiecał jej przecież! Kiwnęła głową niepewnie na znak, że rozumie, a kiedy mężczyzna uklęknął przed nią w końcu spojrzała mu bezpośrednio w oczy. Czarne jak noc ślepia kolorem przypominały włosy dziewczynki, jednak kryjący się w nich chłód (czy może szaleństwo) tym bardziej ją przestraszyło. Czemu jednak wydawały się jej takie znajome?
Wtedy powróciły do niej wspomnienia z Falldaronu oraz wszystko to, co przeżyła po tej zabawie z braćmi. To była kolejna iluzja stworzona przez Pacynka! Jednak ta wiedza niewiele zmieniła, gdyż Lottie wciąż pozostawała w swej dziennej wersji. Aulus wydawał jej się teraz taki wielki i przerażający, a jednocześnie posiadał wielką charyzmę, której nie potrafiła się przeciwstawić. Miał w sobie coś magnetyzującego...
Przy jego następnych słowach skuliła się mocno spuszczając głowę i zaciskając oczy. Kolejny raz cicho zaszlochała, tym razem chowając twarz w dłoniach. Była niegrzeczną dziewczynką, a on teraz się na nią gniewał! Ale nie zrobi nic złego jej braciom, prawda?
- Prze... przepraszam...! - Pociągnęła mocno noskiem bojąc się spojrzeć na mężczyznę o tak przerażających oczach. On jednak miał rację. Jej życie nikogo już nie obchodziło. Była nikim. Zbędnym balastem tego oraz każdego innego świata. Dla nikogo niepotrzebna, odrzucona przez wszystkie żyjące istoty. Zwierzęta jej unikały, a ludzie nią gardzili. Każdemu byłoby lepiej, gdyby zginęła... Maleńkie ciało dziecka zatrzęsło się od powstrzymywanego płaczu. Wtem jednak usłyszała coś, co kazało jej podnieść wzrok i jeszcze raz przyjrzeć się temu dziwnego indywiduum klęczącemu przed nią. - N... należę do P... Pana? Na prawdę...? - Aulus najpewniej nie zdawał sobie sprawy, że takimi słowami coś w niej złamał. Jakiś maleńki fragment jej osoby oderwał się od wcześniejszej układanki i znalazł sobie nowy, zupełnie inny. Przez ułamek sekundy pomyślała nawet, że może znalazła swoje miejsce, gdzie była potrzebna, lecz szybko jej to umknęło.
Delikatny dotyk na policzku uspokoił dziewczynkę pozwalając jej się pozbierać wewnętrznie. On miał dla niej zadanie... Jednocześnie dawał jej szansę, żeby w końcu uzyskała kontrolę nad mroczną klątwą, która od lat nie dawała jej żyć. Mówił, że nauczy ją panować nad tą mocą... Jedyne, co musiała zrobić to mu służyć i wypełniać polecenia mężczyzny. I nim zdążyła cokolwiek powiedzieć obraz przed jej oczami znów zaczął się zamazywać...
Znów była w piaskowej grocie wśród Kragów razem z kobietami i Fellarianinem. Gdzieś podczas wizji zesłanej na nią przez Pacynka powróciła do swojej ludzkiej postaci, więc teraz jedynie materiał płaszcza osłaniał jej nagie ciało. Ze zdziwieniem stwierdziła również, że po jej policzku spływają łzy i zupełnie nad tym nie panuje. Zaskoczona tym faktem uniosła szybko dłoń by otrzeć twarz, a kiedy już to zrobiła kolejny już raz stwierdziła, że jej blizny zniknęły. Zamiast szorstkiej skóry jej ciało było gładkie i delikatne, a oczy błyszczały wewnętrznym blaskiem, który zwał się nadzieją. Pacynek po raz pierwszy od dłuższego czasu dał jej nadzieję, że jej życie nareszcie się odmieni. W końcu wyglądała tak, jak powinna wyglądać, gdyby klątwa jej nigdy nie dotknęła. Jej długie hebanowe włosy opadały delikatną kaskadą na ramiona dziewczyny, a smukłe i zgrabne ciało wystawało spod peleryny. Nareszcie znów była takim człowiekiem, jakim pragnęła być. Czy to był dowód, że Aulus mówił prawdę? Czy rzeczywiście w Alaranii również mógłby tego dokonać? Oddać jej to, co straciła?
Te rozmyślenia przerwały poczynania elfki, która dołączyła do nich w ostatnim czasie. Rzuciła ostrzem w kierunku tego, który mógł uratować Charlotte od jej marnego przeznaczenia. Poczuła złość w środku, że ta dziewka odważyła się podnieść rękę na mężczyznę, lecz nim sama zdążyła jakkolwiek zareagować Aulus już do niej podszedł. Ten popis jego mocy sprawił, że kolejny raz pomyślała o jego możliwościach. Nie ufała mu co prawda całkowicie, lecz przecież wcale przecież nie musiała. Wystarczyłoby, gdyby okazał jej łaskę i dotrzymał swego słowa. Czy współczuła elfce wijącej się w łańcuchach i krzyczącej przeraźliwie? Cóż... to wszystko było konsekwencjami jej działań, więc nie powinna się dziwić, iż tak skończyła.
Sama Szczurzyca obserwowała dalej poczynania prawowitego władny Falldaronu. Widziała jak uleczył Nate, a potem zadbał też o to, by mogła ugasić swoje pragnienie. Lottie nie musiała być wcale geniuszem by stwierdzić, że Aulus dbał o swoich "poddanych", jeśli ci byli mu tylko posłuszni. Tak samo teraz, kiedy ich niedoszli oprawcy wnosili do groty jadło pokazywał, że los dziewczyny nie jest mu obojętni. Dawał im szansę, żeby odpoczęli i uzupełnili swoje siły przed nadchodzącymi wyzwaniami. Czy reszta ferajny dostrzegała to w ten sam sposób co Lottie? Czy nadal pozostawali krótkowzroczni z powodu swej złości na Pacynka przez to, że ściągnął ich do swojej krainy? Ona zaczęła uważać, iż wszystko czego tu doświadczali było dla nich okazją do nauczenia się nowych rzeczy, jeśli tylko wykażą taką chęć.
Kiedy stoły już znalazły się na swoim miejscu wszystko miało się skończyć. Aulus przemówił po raz ostatni, by zmienić się w kruka i wzbić do lotu. "Nie odchodź...!" Skąd wzięła się u niej ta myśl? Przez moment doświadczyła podobnego uczucia jak pies zostawiany przez swojego właściciela. Czy w końcu zaczynała tracić zdrowe zmysły? Być może spotkanie Pacynka wcale nie było dla niej szansą na lepsze życie, ale całkowitą utratę rozsądku. Z jakiejś przyczyny chciała być przy nim...
Została jednak sama z drużyną przy wielkim stole. Leśny lud także ich zostawił, a wiedźma po odejściu Aulusa również nie zamierzała dotrzymywać im towarzystwa. Może to i dobrze? Charlotte niepewnie usiadła do stołu nadal ze sprzecznymi uczuciami i zaczęła jeść przyjmując pożywienie od Pacynka. Była tak bardzo zmęczona, lecz musiała zjeść. Uzupełnienie sił było dla niej teraz najwyższym priorytetem. Nie patrzyła nawet co trafia do jej ust ani jak smakuje. Niemal usypiała na siedząco wszystkie czynności wykonując już praktycznie machinalnie. Nie rozmawiała z nikim, bo przecież czemu? Nie interesowała żadnego ze swoich towarzyszy, co dawali jej do zrozumienia podczas całej wędrówki. Jedynie Nate wykazała dobrą wolę powierzając jej swój płaszcz, lecz później wolała trzymać się z tą nierozsądną elfką, która teraz nieustannie krzyczała ranią tym samym uszy Lottie.
Po skończonym posiłku, kiedy w końcu poczuła się najedzona, zmęczenie jeszcze bardziej jej doskwierało. Nie miała siły na nic, więc jedynie wstała od stołu i ułożyła się na piasku obok ogniska płonącego na środku groty. Jej kruczoczarne włosy rozsypały się po podłożu, a jasne, nagie uda wystawały pod płaszcza. Usnęła szybko pomimo zawodzeń Isarieli jako pierwsza ze swojej "drużyny", o ile w ogóle mogli nazywać siebie w ten sposób.
- Nathanea
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 81
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Najemnik
- Kontakt:
Miała chwilę wytchnienia, więc czemu by jej nie wykorzystać? Postanowiła dokładniej przyjrzeć się swoim towarzyszom. Spojrzała na Acherona. Nieco poturbowany po ostatnim incydencie z kragami, wyglądał na kogoś, kto nie ucieka przy pierwszej i lepszej okazji. Z ogólnych obserwacji wynikało, że zdecydowanie więcej robi niż mówi. Na nim wampirzyca nie poznała się prawie w ogóle. Przez cały czas chodził skryty, jakby na uboczu i nie zwracał na siebie uwagi. Poruszał się jak cień - bezszelestnie, bez zbędnych ruchów i zbytniego rzucania się w oczy. Wrażenie to potęgował jego ciemny ubiór.
Natomiast jeśli chodzi o szczurzycę - jej ciało pokryte bliznami i kompletnie zniszczony strój zdradzały jedynie, jak ciężkie życie miała do tej pory. Prawdopodobnie nigdzie nie zatrzymywała się dłużej niż na dwa dni. Nie miała dachu nad głową, źródła pożywienia i przyjaciół. No, chyba że liczyć mięso swych ofiar. Najbardziej jednak musiało brakować jej towarzystwa. Potwór zawsze będzie potworem. Nieważne, czy potrafi współczuć, kochać, nienawidzić, czy zabijać. Pozostawiony na pastwę losu nie będzie niczym innym niż udręką i postrachem dla ludzi. Dlatego też wampirzyca domyślała się, co tak naprawdę może trapić Lotę. Mogła ukrywać swój prawdziwy charakter pod maską, mogła udawać zatwardziałą, upartą i pewną siebie, jednak popełniła jeden, bardzo ważny i widoczny błąd. Wtedy, na szczycie góry. Gdy Nate podarowała jej swój płaszcz, ta zmieniła się nagle w nieśmiałą i delikatną dziewczynkę. Nie trwało to długo, gdyż zdążyła się opamiętać, ale nie umknęło to uwadze pijawki. Mimo to, postanowiła zachować to dla siebie.
Ku zaskoczeniu chyba wszystkich tu zgromadzonych (oprócz samego Aulusa), Charlotte przeszła niewyobrażalną przemianę, w niewyobrażalnie krótkim czasie. Nagły błysk bladego światła rozświetlił całą komnatę, a zaraz po nim, ich oczom nie ukazała się ta sama, poraniona i biednie ubrana kobieta, lecz piękna i młoda dziewczyna. Czy stało się to za sprawą ich "właściciela"? Czy rzeczywiście oprócz swoich chorych pomysłów okazał im również trochę łaski? Może wcale nie jest taki zły, jak się wydaje? "Nie, po prostu potrzebuje nas, byśmy pomogli mu w osiągnięciu własnych celów. Nie chodzi mu o nic więcej" - pomyślała , uderzając się lekko tyłem głowy o skałę.
Jeśli chodzi o elfkę... Nie zdążyła nawet jej powstrzymać. Sztylet przeciął powietrze, wbijając się w ramię Aulusa. Na jego fraku pojawiła się szkarłatna plama, powiększająca się z każdą chwilą. Mimo tego, klaun wcale nie wydawał się być przejęty tym faktem, a wręcz przeciwnie. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu poszukiwał odrobiny rozrywki. Jego banan na twarzy, który zaraz został zastąpiony przez szyderczy śmiech, nie mógł oznaczać nic dobrego. No, chyba każdy przyzna, że atak na tego dziwaka nie był rozsądnym posunięciem. Wampirzyca wstała powoli i chwiejąc się ruszyła w stronę elfki. Nawet nie zauważyła, kiedy albinoska została przykuta do skały za pomocą łańcuchów. Pacynek znalazł się naprzeciwko niej i w jakiś nienaturalny sposób zaczął ją torturować.
- Nie... - mruknęła pod nosem, kierując się w ich stronę. Po chwili Aulus odwrócił się do niej. Nie wiedziała, co to oznacza i prawdę mówiąc, spodziewała się najgorszego. Ten jednak jedynie zbliżył się do niej i zabliźnił krwawiącą ranę. Czy była mu wdzięczna? Nie. Tak naprawdę uważała, że skoro już ich tutaj sprowadził i mieli mu pomóc, mógłby chociaż trochę im to ułatwić. Nate jednak wiedziała, że nie wypada tego tak zostawić, więc skinęła głową w ramach podziękowania. jeden problem z głowy. Zostały jeszcze dwa, a mianowicie głód i szamocząca się przy skale elfka. Klaun zapewnił ich, że albinosce nic nie będzie, jednak miękkie serce Nate nie pozwalało jej tak tego zostawić. Musiała coś z tym zrobić. Po chwili do sali zaczęto wnosić stół, krzesła, miski, talerze, różnego rodzaju owoce i inne jadło, wraz z popitkami. Pijawka nie mogła w tym wszystkim rozpoznać niczego, co wyglądałoby jej znajomo. Pacynek nie zapomniał również o wampirzycy. Specjalnie dla niej chwycił jednego ze swoich poddanych i oderwał mu głowę. Posokę wlał do dzbana, którego nieśmiało przyjęła. Po skończeniu przygotowań do uczty, usiadł na swym tronie. Jego słowa nie były pocieszające. To miała być ich ostatnia spokojna noc.
Gdy Aulus wzbił się w powietrze w postaci kruka i odleciał, pijawka odłożyła dzban na stół i podeszła do wijącej się elfki razem z Acheronem. Nie mogła uwierzyć, że po zwykłym sprawdzeniu łańcuchów odszedł, zasiadł przy stole i jak gdyby nigdy nic zaczął konsumpcję. To samo tyczyło się szczurzycy. Jak oni mogli spokojnie jeść w takiej sytuacji? Spojrzała Białej prosto w oczy. Nie krzyczała już. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, jakby była na skraju śmierci. A gdyby tak spróbować ulżyć jej cierpieniom? Nie wiedząc, co tak naprawdę dolega albinosce, Nate postanowiła spróbować. Minęły dosłownie sekundy, jak Isa znowu zawyła i zwinęła się w kłębek na tyle, ile było to możliwe. Wampirzyca zareagowała od razu. Nie czekając na nic, zacisnęła pięść i resztkami sił uderzyła ją w potylicę. Albinoska straciła przytomność, zawisając bezwładnie w łańcuchach.
- Wybacz... - skierowała do elfki, spuszczając głowę. Nie wiedziała, czy jej pomogła. Przecież nadal mogła cierpieć w swoim umyśle, ale na pewno pomogło to na te wszystkie jęki i krzyki.
Podeszła do stołu i oparła się rękoma o jego blat. Wpatrując się w dzban z krwią zastanawiała się, czy rzeczywiście chce z tego pić. Zerknęła jeszcze na pozostałą dwójkę. Sprawiali wrażenie, jakby to wszystko naprawdę im smakowało. Nie miała innego wyjścia. Musiała spróbować.
- Myślę, że nikt z nas nie wyjdzie z tego cało. - powiedziała cicho w stronę Acherona, po czym energicznym ruchem wzięła łyk z naczynia. Nie spodziewała się tego. Życiodajny płyn tak obrzydliwego stwora smakował tak wyśmienicie... Jeszcze nigdy nie skosztowała czegoś tak wspaniałego. Nie był zbyt gęsty, ale tez nie za rzadki. Metaliczny posmak był jakby intensywniejszy, co wprawiało wampirzycę w jeszcze lepszy nastrój. Napój szybko rozchodził się po jej ciele, przywracając siły. Po wypiciu wszystkiego uśmiechnęła się do siebie i odstawiła dzbanek. Spojrzała na dziewczynę o hebanowych włosach, która właśnie kładła się do snu.
- Też się połóż - skierowała do Fellarianina. - Mieliśmy ciężki dzień, a wydaje mi się, że jutro nie będzie lepiej. - po tych słowach ruszyła w kierunku wyjścia z groty. Ostatnie chwile chciała spędzić w spokoju i samotności. Jutro może okazać się już na to za późno. Nie wiadomo, dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Przechodząc przez główną salę mijała podejrzliwie patrzących się na nią kragów. Nie zdziwiło ją to, że kilku z nich próbowało ją powstrzymać. Sześciu, celowało do niej z łuków. Mogli zabić w każdej chwili, a wampirzyca wiedziała, że czekają tylko na rozkaz od swojego dowódcy.
- Nie mam zamiaru uciekać. Chcę się jedynie przewietrzyć. - Pokraki spojrzały po sobie, a zaraz po tym ich wódz wydał z siebie cichy skrzek. Niepewnie zeszły z drogi "elfce" i wróciły do swoich zajęć.
Gdy wyszła, ujrzała ten świat nocą. Światło księżyca przedzierało się przez koronę drzew, oświetlając w ten sposób las, który wydawał się tętnić życiem. Pohukiwanie sów przerwał dobiegający z oddali ryk, przypominający ten lwa. Nate przypomniała sobie słowa Aulusa mówiące o tym, że nie wszystko jest tutaj tym, czym się wydaje. Postanowiła więc nie oddalać się zbytnio od jaskini. Upatrzyła sobie lekki pagórek, po prawej stronie od wejścia. Położyła się na nim i wypatrując migoczących gwiazd, zaczęła rozmyślać nad swoim prawdziwym zadaniem. Wątpiła, że natrafi tutaj na ślady Ethmolda. Bo cóż on mógłby mieć wspólnego z Pacynkiem? Dlatego też sądziła, że to wszystko nie ma sensu. Po co się tutaj znalazła? Dlaczego akurat ona? Po świecie chodzi tyle istot o wiele potężniejszych od niej, a przecież tak naprawdę była jeszcze dzieckiem. Co miała w sobie, czego innym brakowało? Nie potrafiła nawet dobrze walczyć, więc jak miała pomóc pokonać kogoś, kto może zabić ją jednym machnięciem ręki? Albo Aulus jest zbyt naiwny i lekkomyślny, sprowadzając tutaj kogoś takiego, jak ona, albo ściągnął ich tylko po to, by popatrzeć, jak umierają. Hodował ich jak świnie na rzeź. Wszyscy mieli skończyć jak Arthas, A Isa była dobrym przykładem tego, co się z nimi stanie, gdy nie będą chcieli wykonywać poleceń. "Skoro i tak mamy umrzeć, to dlaczego by nie zabawić się ten ostatni raz?" - pomyślała, po czym zamknęła oczy i pogrążyła się we własnych marzeniach.
Natomiast jeśli chodzi o szczurzycę - jej ciało pokryte bliznami i kompletnie zniszczony strój zdradzały jedynie, jak ciężkie życie miała do tej pory. Prawdopodobnie nigdzie nie zatrzymywała się dłużej niż na dwa dni. Nie miała dachu nad głową, źródła pożywienia i przyjaciół. No, chyba że liczyć mięso swych ofiar. Najbardziej jednak musiało brakować jej towarzystwa. Potwór zawsze będzie potworem. Nieważne, czy potrafi współczuć, kochać, nienawidzić, czy zabijać. Pozostawiony na pastwę losu nie będzie niczym innym niż udręką i postrachem dla ludzi. Dlatego też wampirzyca domyślała się, co tak naprawdę może trapić Lotę. Mogła ukrywać swój prawdziwy charakter pod maską, mogła udawać zatwardziałą, upartą i pewną siebie, jednak popełniła jeden, bardzo ważny i widoczny błąd. Wtedy, na szczycie góry. Gdy Nate podarowała jej swój płaszcz, ta zmieniła się nagle w nieśmiałą i delikatną dziewczynkę. Nie trwało to długo, gdyż zdążyła się opamiętać, ale nie umknęło to uwadze pijawki. Mimo to, postanowiła zachować to dla siebie.
Ku zaskoczeniu chyba wszystkich tu zgromadzonych (oprócz samego Aulusa), Charlotte przeszła niewyobrażalną przemianę, w niewyobrażalnie krótkim czasie. Nagły błysk bladego światła rozświetlił całą komnatę, a zaraz po nim, ich oczom nie ukazała się ta sama, poraniona i biednie ubrana kobieta, lecz piękna i młoda dziewczyna. Czy stało się to za sprawą ich "właściciela"? Czy rzeczywiście oprócz swoich chorych pomysłów okazał im również trochę łaski? Może wcale nie jest taki zły, jak się wydaje? "Nie, po prostu potrzebuje nas, byśmy pomogli mu w osiągnięciu własnych celów. Nie chodzi mu o nic więcej" - pomyślała , uderzając się lekko tyłem głowy o skałę.
Jeśli chodzi o elfkę... Nie zdążyła nawet jej powstrzymać. Sztylet przeciął powietrze, wbijając się w ramię Aulusa. Na jego fraku pojawiła się szkarłatna plama, powiększająca się z każdą chwilą. Mimo tego, klaun wcale nie wydawał się być przejęty tym faktem, a wręcz przeciwnie. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu poszukiwał odrobiny rozrywki. Jego banan na twarzy, który zaraz został zastąpiony przez szyderczy śmiech, nie mógł oznaczać nic dobrego. No, chyba każdy przyzna, że atak na tego dziwaka nie był rozsądnym posunięciem. Wampirzyca wstała powoli i chwiejąc się ruszyła w stronę elfki. Nawet nie zauważyła, kiedy albinoska została przykuta do skały za pomocą łańcuchów. Pacynek znalazł się naprzeciwko niej i w jakiś nienaturalny sposób zaczął ją torturować.
- Nie... - mruknęła pod nosem, kierując się w ich stronę. Po chwili Aulus odwrócił się do niej. Nie wiedziała, co to oznacza i prawdę mówiąc, spodziewała się najgorszego. Ten jednak jedynie zbliżył się do niej i zabliźnił krwawiącą ranę. Czy była mu wdzięczna? Nie. Tak naprawdę uważała, że skoro już ich tutaj sprowadził i mieli mu pomóc, mógłby chociaż trochę im to ułatwić. Nate jednak wiedziała, że nie wypada tego tak zostawić, więc skinęła głową w ramach podziękowania. jeden problem z głowy. Zostały jeszcze dwa, a mianowicie głód i szamocząca się przy skale elfka. Klaun zapewnił ich, że albinosce nic nie będzie, jednak miękkie serce Nate nie pozwalało jej tak tego zostawić. Musiała coś z tym zrobić. Po chwili do sali zaczęto wnosić stół, krzesła, miski, talerze, różnego rodzaju owoce i inne jadło, wraz z popitkami. Pijawka nie mogła w tym wszystkim rozpoznać niczego, co wyglądałoby jej znajomo. Pacynek nie zapomniał również o wampirzycy. Specjalnie dla niej chwycił jednego ze swoich poddanych i oderwał mu głowę. Posokę wlał do dzbana, którego nieśmiało przyjęła. Po skończeniu przygotowań do uczty, usiadł na swym tronie. Jego słowa nie były pocieszające. To miała być ich ostatnia spokojna noc.
Gdy Aulus wzbił się w powietrze w postaci kruka i odleciał, pijawka odłożyła dzban na stół i podeszła do wijącej się elfki razem z Acheronem. Nie mogła uwierzyć, że po zwykłym sprawdzeniu łańcuchów odszedł, zasiadł przy stole i jak gdyby nigdy nic zaczął konsumpcję. To samo tyczyło się szczurzycy. Jak oni mogli spokojnie jeść w takiej sytuacji? Spojrzała Białej prosto w oczy. Nie krzyczała już. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, jakby była na skraju śmierci. A gdyby tak spróbować ulżyć jej cierpieniom? Nie wiedząc, co tak naprawdę dolega albinosce, Nate postanowiła spróbować. Minęły dosłownie sekundy, jak Isa znowu zawyła i zwinęła się w kłębek na tyle, ile było to możliwe. Wampirzyca zareagowała od razu. Nie czekając na nic, zacisnęła pięść i resztkami sił uderzyła ją w potylicę. Albinoska straciła przytomność, zawisając bezwładnie w łańcuchach.
- Wybacz... - skierowała do elfki, spuszczając głowę. Nie wiedziała, czy jej pomogła. Przecież nadal mogła cierpieć w swoim umyśle, ale na pewno pomogło to na te wszystkie jęki i krzyki.
Podeszła do stołu i oparła się rękoma o jego blat. Wpatrując się w dzban z krwią zastanawiała się, czy rzeczywiście chce z tego pić. Zerknęła jeszcze na pozostałą dwójkę. Sprawiali wrażenie, jakby to wszystko naprawdę im smakowało. Nie miała innego wyjścia. Musiała spróbować.
- Myślę, że nikt z nas nie wyjdzie z tego cało. - powiedziała cicho w stronę Acherona, po czym energicznym ruchem wzięła łyk z naczynia. Nie spodziewała się tego. Życiodajny płyn tak obrzydliwego stwora smakował tak wyśmienicie... Jeszcze nigdy nie skosztowała czegoś tak wspaniałego. Nie był zbyt gęsty, ale tez nie za rzadki. Metaliczny posmak był jakby intensywniejszy, co wprawiało wampirzycę w jeszcze lepszy nastrój. Napój szybko rozchodził się po jej ciele, przywracając siły. Po wypiciu wszystkiego uśmiechnęła się do siebie i odstawiła dzbanek. Spojrzała na dziewczynę o hebanowych włosach, która właśnie kładła się do snu.
- Też się połóż - skierowała do Fellarianina. - Mieliśmy ciężki dzień, a wydaje mi się, że jutro nie będzie lepiej. - po tych słowach ruszyła w kierunku wyjścia z groty. Ostatnie chwile chciała spędzić w spokoju i samotności. Jutro może okazać się już na to za późno. Nie wiadomo, dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Przechodząc przez główną salę mijała podejrzliwie patrzących się na nią kragów. Nie zdziwiło ją to, że kilku z nich próbowało ją powstrzymać. Sześciu, celowało do niej z łuków. Mogli zabić w każdej chwili, a wampirzyca wiedziała, że czekają tylko na rozkaz od swojego dowódcy.
- Nie mam zamiaru uciekać. Chcę się jedynie przewietrzyć. - Pokraki spojrzały po sobie, a zaraz po tym ich wódz wydał z siebie cichy skrzek. Niepewnie zeszły z drogi "elfce" i wróciły do swoich zajęć.
Gdy wyszła, ujrzała ten świat nocą. Światło księżyca przedzierało się przez koronę drzew, oświetlając w ten sposób las, który wydawał się tętnić życiem. Pohukiwanie sów przerwał dobiegający z oddali ryk, przypominający ten lwa. Nate przypomniała sobie słowa Aulusa mówiące o tym, że nie wszystko jest tutaj tym, czym się wydaje. Postanowiła więc nie oddalać się zbytnio od jaskini. Upatrzyła sobie lekki pagórek, po prawej stronie od wejścia. Położyła się na nim i wypatrując migoczących gwiazd, zaczęła rozmyślać nad swoim prawdziwym zadaniem. Wątpiła, że natrafi tutaj na ślady Ethmolda. Bo cóż on mógłby mieć wspólnego z Pacynkiem? Dlatego też sądziła, że to wszystko nie ma sensu. Po co się tutaj znalazła? Dlaczego akurat ona? Po świecie chodzi tyle istot o wiele potężniejszych od niej, a przecież tak naprawdę była jeszcze dzieckiem. Co miała w sobie, czego innym brakowało? Nie potrafiła nawet dobrze walczyć, więc jak miała pomóc pokonać kogoś, kto może zabić ją jednym machnięciem ręki? Albo Aulus jest zbyt naiwny i lekkomyślny, sprowadzając tutaj kogoś takiego, jak ona, albo ściągnął ich tylko po to, by popatrzeć, jak umierają. Hodował ich jak świnie na rzeź. Wszyscy mieli skończyć jak Arthas, A Isa była dobrym przykładem tego, co się z nimi stanie, gdy nie będą chcieli wykonywać poleceń. "Skoro i tak mamy umrzeć, to dlaczego by nie zabawić się ten ostatni raz?" - pomyślała, po czym zamknęła oczy i pogrążyła się we własnych marzeniach.
- Aulus
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przemieniony.
- Profesje:
- Kontakt:
Kim jestem. Co robię na tej przeklętej ziemi. Dlaczego nie czuję swego ciała...
Aulus spoglądał na swe zakrwawione dłonie, zaciśnięte na zwiędłej, pożółkłej trawie która wystawała spomiędzy jego kościstych palców.
Starał się skupić własne myśli, jednak coś odbierało mu siłę. Unosząc wzrok ujrzał dziwną istotę majaczącą na horyzoncie, długie ręce sięgały w jego stronę, niesamowicie wąska sylwetka kołysała się do wtórów wiatru, hipnotyzując go swą przedziwną aurą.
-Kim jesteś, dlaczego to robisz?
Słowa z jego krtani wyleciały mimowolnie, nawet głos który posiadał zdawał się obcy, jak gdyby przez jego ciało przemawiała obca istota. Starająca się dokończyć własną sprawę na ziemskim padole, Aulus starał się wstać, aby uciec przed istotą która była coraz bliżej. Jednak w dalszym ciągu nie potrafił kontrolować swego ciała, wydawał się jedynie obserwatorem który nie może zrobić nic, poza zwykłym oczekiwanie na marne zakończenie swego żywota.
Chłopak chciał przypomnieć sobie swe ostatnie chwilę spoglądając na czarną zjawę poruszającą się miarowym tempem, jednak wszystko czego dokonał, co osiągnął, i co zostało utracone... Wydawało się tak błahe w obecnej sytuacji, że nie potrafił nawet skoncentrować się na jednej myśli, w jego umyśle przewijały się wizje lat nauki, walkach stoczonych z innymi adeptami, pierwszej kobiecie która przywożąc pieczywo do ich zakonu, na tyłach drewutni zmieniła go w mężczyznę.Widział ciało swego mistrza dogorywające na jego dłoniach, gdy młody chłopak sięgnął po swą potęgę, którą według niego nikt inny nie był godzien posiadać...Widząc pytający wzrok arcymistrza miast smutku, zastanawiał się czy był złym człowiekiem, czy sięganie po wielkość, której inni się bali była objawem słabości, czy sięganie po to czego nie rozumieli, piętnowało go jako czarny charakter...
Aulus spojrzał na zjawę która niemal już sięgała jego twarzy, widział swój koniec, i bez względu na wszystkie okoliczności był dumny ze swych osiągnięć...Zamknął oczy czekając na koniec.Jednak zamiast niego nadeszły ciche słowa, a po nich cichy płacz młodej kobiety.
-To jeszcze nie ten czas drogi przyjacielu, jeszcze nie dziś...
Gdy otworzył oczy, spostrzegł że znajduje się na kolanach, a z jego napiętej twarzy powoli skapywały kropelki potu wsiąkające w wyschniętą ziemię, skąpaną w ciągu dnia przez blask obu słońc.
Mężczyzna uniósł się powoli, czując ciężar który nagle zawładnął jego ciałem. Rozejrzał się z przerażeniem nie zwracając w pierwszej chwili kobietę która coś do niego mówiła, Gdzie się ukrywasz przeklęta istoto...Pomyślał, wiedząc że tylko władca mógł omamić go tą wizją, tylko on potrafił bezszelestnie dostać się do jego umysłu, odbierając mu resztki jego świadomości.
Gdy kojący wiatr przyniósł nieco ulgi w jego, orzeźwiając jego myśli...
Uważaj na nią, Dlaczego?, jest niebezpieczna, przecież płacze, te łzy nie muszą być szczere, zgadzam się, ja też, popieram, ja również, ... Ohh zamknijcie się głupcy, to ja mam z nią rozmawiać...
Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, zerkając na słone łzy cieknące po policzkach, błyszcząc w świetle jasnego księżyca.
Jeszcze bardziej rozweseliło go gdy drżącym głosem błagała go o pomoc...No w ostateczności, jeśli tak ładnie prosi.
Aulus obrócił się dookoła rozkładając ręce.
-Witaj w Falldaronie, moja droga elfko...
Podszedł nieco bliżej wpatrując się w wprost w jej oczy.
-Nie staraj się przypomnieć sobie tej krainy z ksiąg, nie myśl nawet o próbie zlokalizowania tego miejsca... Jesteś w świecie, wykreowanym prze zemnie, chociaż chwilowo władza tutaj została mi odebrana... Nazywam się Aulus, Aulus'Lemar...
A ty jeśli będziesz miała odrobinę szczęścia, przeżyjesz dość długo by poznać to miejsce nieco lepiej...
Pacynek spojrzał na nią ponownie starając się wejść do jej umysłu, sądził że jej strach, oraz rozpacz z powodu zagubienia się tutaj, spowodują że jej bariera osłabnie, jednak forteca którą wzniosła, była równie nie do zdobycia jak wcześniej...Musiał zaryzykować.
-Jedno jest pewne, jesteś albo świetnym kłamcą. Jeśli tak to chylę czoła, albo rzeczywiście nie wiesz co tutaj robisz, ale bez względu na to, nie pozwolę ci iść dalej samej...
Aulus zaśmiał się widząc wdzięczność na jej twarzy.
- O nie nie, źle mnie zrozumiałaś. Nie interesuje mnie twoje życie, nie obchodzi mnie również czy uda ci się przetrwać, jednak to nie ja cię tutaj sprowadziłem, a jednak tu jesteś i tylko ta zagadka, jaki jest tego cel... Sprawiła że stałaś się ciekawym obiektem.
Pacynek otarł usta wierzchem fraku, klaskając radośnie.
- Jeśli więc nie masz nic przeciwko, pozwolisz że przedstawię cię reszcie wesołej kompani, która równie jak ty czuję się tutaj nieco zagubiona... Tyle tylko, że tamci nie są tu z przypadku.
Mężczyzna spojrzał w górę obserwując migoczące gwiazdy na niebie, jak wspaniała kraina wytworzyła się w jego chorej głowie, wstydził się tego przyznać przed samym sobą, ale to wszystko było ucieleśnieniem jego dziecięcych fantazji. To zabawne że pomimo tylu osobowości, tylu sprzeczności walczących w jego głowie o prawo pierwszeństwa, on nadal miał własny świat który mimo upływu lat nie odszedł...Czy to robiło z niego człowieka, a jeśli tak, to czy ktoś jeszcze potrafił to zrozumieć?
- Powiedz mi elfko, czy czułaś kiedyś że świat w którym żyjesz, stworzony został całkowicie wypierając osobniki podobne tobie...Czy widząc gwiazdy na niebie, czułaś że żadna nigdy nie spadnie dla ciebie?
Aulus zadał te pytanie mimowolnie, tak na prawdę nie interesowało go jej zdanie... On po prostu chciał żeby świat go usłyszał.
Powoli skupił swe myśli, czując że czas na dokonanie pewnych zmian...
Drużyna, czy tak można nazwać osoby ściśnięte przy ognisku palącym się w grocie pełnej kanibali, w świecie który wcale nie istniał. Osoby tak bardzo zamknięte w sobie, że mimo wspólnego wroga, mimo tego że bez siebie są skazani na klęskę, nie potrafią zbudować wzajemnego zaufania...
Kobieta do niedawna owładnięta klątwą, spała spokojnie przy ognisku, pierwszy raz od dawna czując wewnętrzny spokój. Jej miarowy oddech wzbijał w powietrze drobinki pyłu. Szczurzyca przeszła swoistą metamorfozę, i klaun wiedział w głębi ducha, że kupił sobie za to jej szacunek...Wampirzyca postanowiła opuścić grotę, chociaż Kragowie mieli zadanie pilnować ich, widocznie strażnicy uznali że taka była wola ich boga. To smutne że podejmując taką decyzję skazali siebie, na przykry los śniadania, dla wiecznie wygłodniałej pijawki.
Acheron wpatrując się w ogień był najbardziej opanowany, to on poza szczurem imponował opętanemu władcy. Jego spokój, trzeźwy osąd, i powściągliwość w ufności do innych, sprawił że klaun poczuł do niego sympatię.,,
Sala ożyła naglę, gdy piaskowe ściany omotał krzyk elfki wijącej się wśród łańcuchów. Jej drobne ciało drżało w konwulsjach przy każdej nowej fali podgryzania, przez demoniczne dzieci. Mimo próby złagodzenia bólu przez wampira, kobieta nadal przeżywała przerażającą wizję, wszystko tkwiło w jej psychice, a dopóki była podtrzymywana przez dziwną magię Aulusa, nic nie było w stanie jej pomóc.
I nagle cisza, owładnęła wszystkim dookoła, przeraźliwa i przytłaczająca, przesiąknięta odorem zepsucia tego miejsca... Gęsta mleczna mgła przesiąkła przez podłogę, unosząc się coraz wyżej otulając wszystko swym całunem. W jej wnętrzu świat jakby się zatrzymał, oddechy setek bestii śpiących w swych wnękach nagle ustał, a gorące powietrze powoli rozrzedziło mgłę, by przywołać inny obraz.
Okrągły pokój otoczony wysokimi półkami uginającymi się pod ciężarem opasłych tomów, sięgał pod sam sufit kilkadziesiąt stóp w górę.
czerwony wełniany dywan okrywający szczelnie zimną posadzkę, kontrastował z wesoło buchającym ogniem w szerokim kominku, wstającym ze ściany. Kilka kroków dalej ustawiono dębowy stół zawalony notatkami, oraz wygodny atłasowy fotel w którym zasiadał sędziwy starzec, postukując palcami w blat stołu na których błyszczały rubinowe pierścienie warte niemałą fortunkę. Z jego czaszki wyrastały siwe włosy sięgające ramion, długa biała broda, przeplatana dziwnymi paciorkami spływała po aksamitnej szacie w kolorze jasnego nieba. Mężczyzna przez chwilę zapisywał coś na pożółkłym pergaminie, po czym spojrzał na zaskoczonych ludzi stojących w blasku ognia.
-Witaj drodzy przyjaciele.
Starzec przemawiał ciepłym i spokojnym głosem, przepełnionym wiekową mądrością. Swymi bystrymi błękitnymi oczyma spoglądał na zebraną grupkę zastanawiając się jak bardzo znany mu jest ich los.
Lecz wróćmy do grupy, czy wampir, elf, łucznik, i niedoszła szczurzyca... Zdawali sobie w ogolę sprawę co się dzieje. Jeszcze chwilę temu część z nich spała, elfka czuła jak jej ciało zostaje rozrywane przez niewielkie dziecięce dłonie. Więc co tu robili, i lepsze pytanie gdzie się znaleźli...
- Przepraszam że was tutaj ściągnąłem, nareszcie znaleźliście się wystarczająco daleko od tego przeklętego klauna, bym mógł z wami porozmawiać. Nie martwcie się, wszyscy znajdujecie się nadal w tej podłej jaskini...
Przerwał na chwilę odkładając zwój.
-No cóż, więc może lepiej się martwcie...Ale do rzeczy mam niewiele czasu, a chce wam przekazać sporo informacji.
Mężczyzna machnął dłonią, a tuż za nimi pojawiła się wygodna sofa wytłaczana czerwonym aksamitem.
Starzec nie czekając aż usiądą, kontynuował monolog.
- Aulus jest istotą złą, ale zapewne o tym już wiecie... Kiedyś gdy był młody, sięgnął po moc o której nawet nie powinien myśleć. Jego ciało zostało opętane przez duszę kilkudziesięciu istot, a każda z nich ma sprzeczne cele... Dziwię się że do tej pory całkiem nie oszalał przez te ciągłe głosy, i wątpliwość targające jego osobą.
Starzec uśmiechnął się ironicznie, zatapiając się we własnych myślach. Przez chwilę jedyny odgłos wydawał trzask skwierczącego drwa w kominku.
- 234 lata temu, pewna grupa magów specjalizująca się w kontroli umysłu. Podjęła się zadania znalezienia sposobu, na izolację najgroźniejszych tego świata, wszyscy zdawali sobie sprawę, że ani krat, ani grube mury nie zdołają ich zatrzymać... A wiedza jaką posiadali, była zbyt cenna by potraktować ich jak zwykłych bandytów, wieszanych na placach miejskich ku ucieszy gawiedzi.
I jeden z nich, niejaki Albar-barat... Wpadł na pomysł stworzenia świata, w którym można umieścić ich umysły z dala od Allarani, z dala od wszystkich istot, pozwolić im tu żyć, a jednocześnie móc w spokoju badać ich moc...Jednak jednego nie przewidzieli, uwięzieni byli zbyt silni, podzielili się na mniejsze grupy tworząc pod światy, do których nie sięgała moc strażników... Stali się panami własnego umysłu tworząc przestrzeń, która była tak żywa, że istoty które się tam rodziły i umierały, nigdy nie przypuściły by że to tylko ułuda rzeczywistość. Falldaron w którym się znajdujecie, nie należał nigdy do Pacynka, stał się jego uzurpatorem, przejmując część dusz które udało się pochwycić strażnikom, zanim rozpierzchły się po innych wymiarach, za drewnianymi drzwiami.
Starzec przerwał ponownie wpatrując się w blask ognia...
-Nie możecie mu ufać, nie wiem co planuje... I nie wiem do czego was potrzebuje, ale żadne z was nie wyjdzie cało z tego zadania...Co się tyczy ciebie moja droga szczurzyco.
Przemówił, wpatrując się w zaskoczoną Charlottę.
-Wiem co czujesz, uważasz że znalazłaś swoje miejsce, że pacynek dał ci to czego od tak dawna poszukiwałaś... Jednak to kłamstwo. Może i ma moc zdolną poskromić twą bestię, jednak nie będziesz dla niego nikim więcej jak zabawką, bronią, która zostanie wykorzystana w jego dłoniach, i porzucona przy pierwszej okazji jak tępy miecz, pozbawiony swego dawnego blasku.
On nie kocha, nie szanuje, i nie zna pojęcia przywiązania. Jego emocje zniknęły wraz z dniem, gdy stał się bestią którą mieliście nieszczęście ujrzeć.
Ponownie zastukał knykciami o blat. Tym razem zwracając się do elfki...
-Twoja próba zgładzenia go była głupia, w jego naturalnym środowisku... Jego moc jest zbyt wielka, musisz poczekać na moment gdy opuści ten świat. Z dala od istot i miejsca które podsycają jego siłę.A na razie mogę jedynie zmniejszyć twe cierpienie męki jaką ci zadaję, otulając twój umysł własną energią... Do czasu uwolnienia powinnaś wytrzymać.
Starzec przerwał ponownie, tym razem zerkając na wszystkich.
-Przykro mi że to wy zostaliście jego marionetkami, przed wami było wielu podobnych, jednak wam pierwszym udało się przeżyć tutaj pierwszy dzień... Może jest nadzieja na zakończenie jego tyranii...Chciałbym wam pomóc bardziej, ale póki ona was obserwuje, nie mogę się zdradzić, niech i wy macie asa w swym arsenale...
Starzec skłonił głowę, oddychając ciężko.
-Ta rozmowa kosztuję mnie sporo sił, jeśli macie jakieś pytanie radzę zadać je szybko... Ale gdzie podziały się moje maniery... Jestem Ballar, były arcymistrz zakonu magów... Zgładzony przez swego ucznia, a waszego oprawcę.
- Linnea
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśna Elfka
- Profesje:
- Kontakt:
Jaka ja jestem głupia, powiedziała do siebie w duchu elfka. Przeklinała się za to, że była tak nierozważna, że zaufała temu dziwakowi i błagała go o pomoc. Przeklinała się, że była tak naiwna. 'Dziecięca naiwność', jakby to nazwał jej najbliższy przyjaciel, Inith. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie tamtej sytuacji - nie dlatego że ją w jakimkolwiek stopniu rozbawiła, a po prostu dlatego, że elf jak zwykle miał rację.
Linnea doskonale pamiętała tę chwilę, czuła się jakby to wydarzyło się dzień wcześniej. W Szepczącym Lesie już dawno wtedy zapadła noc, a nocne drapieżniki już dawno ucztowały nad swymi zdobyczami. Elfka przechadzała się właśnie po puszczy, długie, kruczoczarne włosy powiewały na lekkim, ciepłym nocnym wietrze. Uśmiechnęła się do siebie. To była piękna noc. Ubrana była wyłącznie w swą piękną, białą suknię, jedyną pamiątkę po zmarłej matce. Ośmielała się ją przywdziewać tylko w miejscu, w którym była naprawdę bezpieczna - w domu. O ile domem można nazwać skrawek lasu, na którym znajdowały się pozornie losowo rozmieszczone skupiska drewnianych schronień dla rannych zwierząt oraz niewielka chatka zbudowana 'po elficku' na jego środku.
Dziewczyna wyraźnie oddaliła się od jej 'domu', lecz nie zwracała na to uwagi. Nadal przechadzała się po tak dobrze znanym jej lesie, całkowicie nie przejmując się zagrożeniem. Tak bardzo zatraciła się w swej zgodności z naturą, że zwyczajnie nie zwracała uwagi na cokolwiek innego.
Pewnie dlatego własnie nie zwróciła uwagi na elfa skradającego się w jej kierunku. Nagle tenże właśnie elf zagrodził jej drogę. Był nieziemsko przystojny, można było powiedzieć że miał nawet coś w sobie z kota. Z jakiegoś powodu kogoś jej przypominał, tylko nie miała pewności kogo - a przecież nie spotkała zbyt wielu przedstawicieli jej gatunku.
- Witaj, nieznajoma. - mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Zauważyła że w lewej dłoni trzymał sztylet.
Jest leworęczny, pomyślała niedorzecznie. Nawet do głowy jej nie przyszło, że inny przedstawiciel jej rasy mógłby ją skrzywdzić, więc po prostu uśmiechnęła się do niego promiennie. Z jakiegoś powodu jego twarz posmutniała, albo po prostu jej się tak wydawało. W każdym razie niespodziewanie elf wystawił w jej kierunku ostrze swojej broni.
- No i co teraz zrobisz? Jesteś zdana na moją łaskę, a ty nie masz broni. Cóż za beztroska z twojej strony! - uniósł brwi z wyraźnym rozbawieniem.
Teraz już elfka była pewna co do jego tożsamości, przecież to był nikt inny jak Inith! Zupełnie zapomniała, że mógł przy pomocy iluzji zmieniać własny wygląd.
- Inith! Jak mogłeś?! - elfka wydarła się na niego. Jej przyjaciel natychmiast anulował iluzję, ukazując przed nią swoje prawdziwe, poczciwe oblicze. Wcale już się nie uśmiechał, patrzył na nią z poważną, zatroskaną miną.
- Nie powinnaś tak łatwo oddalać się od naszej kryjówki bez broni, jesteś teraz bezbronna. Byłaś zdana na moją łaskę, zaufałaś mi bez przeszkód. Jesteś naiwna jak dziecko [...]
Właśnie... Naiwna jak dziecko... Linnea doskonale pamiętała to jak się na nią wydzierał przez kolejnych kilkanaście minut, nie zważając na jej przeprosiny. Tak... Wzięła sobie wtedy do serca jego słowa, od tamtej chwili była o wiele ostrożniejsza i starała się nie ufać nikomu. Co więc sprawiło, że teraz tak łatwo się złamała?
Elfka wróciła do rzeczywistości, o ile miejsce wykreowane przez 'to coś' można było nazwać rzeczywistością. Przywołane przez nią przed chwilą wspomnienie dodało jej nowej siły, zdecydowania. Nie mogła jednak wyzbyć się uczucia niepokoju, nie wiedziała do czego tak naprawdę był on zdolny, musiała mieć się tutaj na baczności. Nadal rzecz jasna miała ten sam cel, czyli wydostać się z tego przeklętego miejsca, ale teraz przynajmniej ma jakieś pojęcie o tym, gdzie się znajduje. A znajduje się w umyśle szaleńca, wyrachowanej istoty, potwora którego w najmniejszym stopniu nie obchodził jej los, a chciał ją jedynie wykorzystać do swych niecnych celów. Tego już nie mogła znieść, nie chciała być wykorzystywana przez tak podłego stwora. Z drugiej jednak strony, zrozumiała że potrzebuje go, bo to on tutaj ma władzę. Poprawka. Miał władzę. Z tego co zrozumiała, w jakiś sposób ją utracił i zapewne chciał, żeby elfka pomogła mu ją odzyskać.
Znów przypomniała sobie tamtą sylwetkę siedzącą na tronie. Czy to on odebrał mu tę władzę? Czy może klaun wszczepił w jakiś sposób do jej mózgu tę wizję, aby ją zmylić? Przecież sam stworzył ten świat, możliwe że nadal może kontrolować niektóre pionki które on sam tutaj umieścił. Z tego co zrozumiała, było tutaj więcej osób umieszczonych wbrew ich woli, tak jak ona. Ta myśl dodała jej w pewnym sensie otuchy, z chęcią spotkałaby tutaj kogokolwiek innego z Alaranii. Zgodnie ze swoim nowym postanowieniem, postanowiła nie wierzyć w żadne słowo Pacynka. Całkiem prawdopodobne było to, że to własnie on ją tutaj umieścił, a to że twierdził inaczej miało ją tylko zmylić, aby mógł ją wykorzystać. Ale to ona tutaj chciała go wykorzystać. Czuła rosnącą z tego powodu do niego nienawiść.
Tak... Właśnie tak. Nadal będzie grała rolę przygnębionej istotki, która zrobi wszystko żeby się wydostać do realnego świata, pozostało jej jednak mieć nadzieję, że szaleniec naprawdę nie potrafi czytać w jej myślach. Nie było to jednak takie trudne, jak mogłoby się wydawać, bo w głębi serca tak naprawdę patrząc w te przepełnione złem oczy, bała się. Bała się przede wszystkim nieznanego.
Na ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę, podniosła wzrok do nieba i wykorzystała okazję, aby otrzeć łzy.
- Chyba... Wiem co masz na myśli.
Powiedziała to trochę ochrypłym głosem, z czego była nawet zadowolona.
- Czy możesz mi powiedzieć coś jeszcze o tych... innych?
Przez innych miała oczywiście na myśli innych mieszkańców Alaranii podstępem zwabionych do tego świata przez przemienionego. Chciała podtrzymać rozmowę, bo prawdę mówiąc nie miała pojęcia co ten osobnik miał na myśli mówiąc o gwiazdach, zapewne kryło się za tym jakieś głębsze przesłanie, ale jej to nie obchodziło. Oczywiście kierowała nią też tutaj zwykła ciekawość.
- Z chęcią ich poznam.
Linnea doskonale pamiętała tę chwilę, czuła się jakby to wydarzyło się dzień wcześniej. W Szepczącym Lesie już dawno wtedy zapadła noc, a nocne drapieżniki już dawno ucztowały nad swymi zdobyczami. Elfka przechadzała się właśnie po puszczy, długie, kruczoczarne włosy powiewały na lekkim, ciepłym nocnym wietrze. Uśmiechnęła się do siebie. To była piękna noc. Ubrana była wyłącznie w swą piękną, białą suknię, jedyną pamiątkę po zmarłej matce. Ośmielała się ją przywdziewać tylko w miejscu, w którym była naprawdę bezpieczna - w domu. O ile domem można nazwać skrawek lasu, na którym znajdowały się pozornie losowo rozmieszczone skupiska drewnianych schronień dla rannych zwierząt oraz niewielka chatka zbudowana 'po elficku' na jego środku.
Dziewczyna wyraźnie oddaliła się od jej 'domu', lecz nie zwracała na to uwagi. Nadal przechadzała się po tak dobrze znanym jej lesie, całkowicie nie przejmując się zagrożeniem. Tak bardzo zatraciła się w swej zgodności z naturą, że zwyczajnie nie zwracała uwagi na cokolwiek innego.
Pewnie dlatego własnie nie zwróciła uwagi na elfa skradającego się w jej kierunku. Nagle tenże właśnie elf zagrodził jej drogę. Był nieziemsko przystojny, można było powiedzieć że miał nawet coś w sobie z kota. Z jakiegoś powodu kogoś jej przypominał, tylko nie miała pewności kogo - a przecież nie spotkała zbyt wielu przedstawicieli jej gatunku.
- Witaj, nieznajoma. - mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Zauważyła że w lewej dłoni trzymał sztylet.
Jest leworęczny, pomyślała niedorzecznie. Nawet do głowy jej nie przyszło, że inny przedstawiciel jej rasy mógłby ją skrzywdzić, więc po prostu uśmiechnęła się do niego promiennie. Z jakiegoś powodu jego twarz posmutniała, albo po prostu jej się tak wydawało. W każdym razie niespodziewanie elf wystawił w jej kierunku ostrze swojej broni.
- No i co teraz zrobisz? Jesteś zdana na moją łaskę, a ty nie masz broni. Cóż za beztroska z twojej strony! - uniósł brwi z wyraźnym rozbawieniem.
Teraz już elfka była pewna co do jego tożsamości, przecież to był nikt inny jak Inith! Zupełnie zapomniała, że mógł przy pomocy iluzji zmieniać własny wygląd.
- Inith! Jak mogłeś?! - elfka wydarła się na niego. Jej przyjaciel natychmiast anulował iluzję, ukazując przed nią swoje prawdziwe, poczciwe oblicze. Wcale już się nie uśmiechał, patrzył na nią z poważną, zatroskaną miną.
- Nie powinnaś tak łatwo oddalać się od naszej kryjówki bez broni, jesteś teraz bezbronna. Byłaś zdana na moją łaskę, zaufałaś mi bez przeszkód. Jesteś naiwna jak dziecko [...]
Właśnie... Naiwna jak dziecko... Linnea doskonale pamiętała to jak się na nią wydzierał przez kolejnych kilkanaście minut, nie zważając na jej przeprosiny. Tak... Wzięła sobie wtedy do serca jego słowa, od tamtej chwili była o wiele ostrożniejsza i starała się nie ufać nikomu. Co więc sprawiło, że teraz tak łatwo się złamała?
Elfka wróciła do rzeczywistości, o ile miejsce wykreowane przez 'to coś' można było nazwać rzeczywistością. Przywołane przez nią przed chwilą wspomnienie dodało jej nowej siły, zdecydowania. Nie mogła jednak wyzbyć się uczucia niepokoju, nie wiedziała do czego tak naprawdę był on zdolny, musiała mieć się tutaj na baczności. Nadal rzecz jasna miała ten sam cel, czyli wydostać się z tego przeklętego miejsca, ale teraz przynajmniej ma jakieś pojęcie o tym, gdzie się znajduje. A znajduje się w umyśle szaleńca, wyrachowanej istoty, potwora którego w najmniejszym stopniu nie obchodził jej los, a chciał ją jedynie wykorzystać do swych niecnych celów. Tego już nie mogła znieść, nie chciała być wykorzystywana przez tak podłego stwora. Z drugiej jednak strony, zrozumiała że potrzebuje go, bo to on tutaj ma władzę. Poprawka. Miał władzę. Z tego co zrozumiała, w jakiś sposób ją utracił i zapewne chciał, żeby elfka pomogła mu ją odzyskać.
Znów przypomniała sobie tamtą sylwetkę siedzącą na tronie. Czy to on odebrał mu tę władzę? Czy może klaun wszczepił w jakiś sposób do jej mózgu tę wizję, aby ją zmylić? Przecież sam stworzył ten świat, możliwe że nadal może kontrolować niektóre pionki które on sam tutaj umieścił. Z tego co zrozumiała, było tutaj więcej osób umieszczonych wbrew ich woli, tak jak ona. Ta myśl dodała jej w pewnym sensie otuchy, z chęcią spotkałaby tutaj kogokolwiek innego z Alaranii. Zgodnie ze swoim nowym postanowieniem, postanowiła nie wierzyć w żadne słowo Pacynka. Całkiem prawdopodobne było to, że to własnie on ją tutaj umieścił, a to że twierdził inaczej miało ją tylko zmylić, aby mógł ją wykorzystać. Ale to ona tutaj chciała go wykorzystać. Czuła rosnącą z tego powodu do niego nienawiść.
Tak... Właśnie tak. Nadal będzie grała rolę przygnębionej istotki, która zrobi wszystko żeby się wydostać do realnego świata, pozostało jej jednak mieć nadzieję, że szaleniec naprawdę nie potrafi czytać w jej myślach. Nie było to jednak takie trudne, jak mogłoby się wydawać, bo w głębi serca tak naprawdę patrząc w te przepełnione złem oczy, bała się. Bała się przede wszystkim nieznanego.
Na ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę, podniosła wzrok do nieba i wykorzystała okazję, aby otrzeć łzy.
- Chyba... Wiem co masz na myśli.
Powiedziała to trochę ochrypłym głosem, z czego była nawet zadowolona.
- Czy możesz mi powiedzieć coś jeszcze o tych... innych?
Przez innych miała oczywiście na myśli innych mieszkańców Alaranii podstępem zwabionych do tego świata przez przemienionego. Chciała podtrzymać rozmowę, bo prawdę mówiąc nie miała pojęcia co ten osobnik miał na myśli mówiąc o gwiazdach, zapewne kryło się za tym jakieś głębsze przesłanie, ale jej to nie obchodziło. Oczywiście kierowała nią też tutaj zwykła ciekawość.
- Z chęcią ich poznam.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przeklęty człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Pierwszy raz spała spokojnie. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatnio miała okazję, żeby odgonić od siebie wszelkie zmartwienia i pozwolić otulić się słodkim kokonem snu. Jakże ironiczne było stwierdzenie, że to właśnie w jaskini ludożerczych Kragów poczuła się bezpiecznie. Wielki wkład w to miał oczywiście Pacynek, który na swój dziwaczny sposób zapewnił ją, że jest mu potrzebna. Wcześniej, kiedy ich mentalna rozmowa się skończyła, obserwowała resztę swoich towarzyszy uważnie. Chciała znaleźć u nich jakiekolwiek oznaki przebycia podobnych konwersacji, lecz wszystko wskazywało na to, że była jedyna.
Nie pamiętała o czym śniła. Wiedziała jedynie, że gdy budziła się na krótki moment, nadal pozostając na granicy jawy i snu, czuła się wypoczęta. Wcześniejsza uczta i drzemka pozwoliła jej zregenerować siły, co było z tego wszystkiego chyba najważniejsze. Jeśli wierzyć słowom Aulusa nadchodzące dni w żadnym wypadku nie będą ich rozpieszczać. Co więcej Pacynek nie wyjaśnił jej czego oczekuje od dziewczyny. Miała misję, ale jaką? Z pewnością będzie musiała zaryzykować swoje życie, lecz skoro w nagrodę nauczy ją jak kontrolować drzemiącą w niej bestię na pewno to zrobi.
Niestety wszystko co piękne szybko się kończy. Tak samo było i tym razem, kiedy została brutalnie wyrwana z objęć Morfeusza. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Czy ktoś ich atakował? Odruchowo napięły się jej wszystkie mięśnie w gotowości do obrony lub ewentualnej ucieczki. Dopiero po kilkunastu szybkich uderzeniach serca zdała sobie sprawę, że to wszystko sprawka przykutej do ściany elfki. "Głupia... Naprawdę myślała, że może coś zdziałać? I to po tym, kiedy Aulus powstrzymał te małe potworki przed zabiciem nas?" Popatrzyła na albinoskę przez dłuższą chwilę. Jej wzrok nie wyrażał żadnych emocji, nie dało się znaleźć w nim pogardy czy współczucia. Jedynie w swoim umyśle Charlotte kręciła z politowaniem głową na czyn elfki, która teraz za to słono płaciła.
W każdym razie to był już koniec jej spania. Usiadła na piasku zakładając za ucho kosmyk swoich włosów. Cały czas nie mogła się przyzwyczaić do swojego wyglądu. Jedwabiste pasma hebanowych włosów spływały jej kaskadą po ramionach lśniąc w blasku ognia. Widząc jej delikatną miękką skórę można by pomyśleć, że przez całe życie kąpie się w mleku. I co najważniejsze, po bliznach nie było śladu. Dla Charlotte spotkanie Pacynka okazało się błogosławieństwem bez znaczenia, co myśleli o nim inni. Może nie był całkowicie dobry, lecz kto tak naprawdę nie posiadał w sobie ani odrobiny zła czy zepsucia? Nie można było oceniać kogoś nie znając motywów jego działań.
Jej uwagę przykuł nagle pewien szczegół, którego wcześniej nawet nie zauważyła. Nigdzie nie było wampirzycy! Rozejrzała się uważnie po grocie, lecz poza elfką i Acheronem byli tu sami. Skierowała spojrzenie na Fellarianina, może on coś wie?
- Gdzie jest Nate? - Spytała wstając jednocześnie z ziemi i podchodząc do stołu. Nadal było na nim pełno jadła, lecz ona sięgnęła po dzban. To taka rzadka okazja móc ugasić pragnienie bezpośrednio po przebudzeniu. Zazwyczaj wpierw musiała przemierzać las by wrócić do miejsca, gdzie ukryła broń, a dopiero potem mogła zająć się zaspokajaniem własnych potrzeb. Teraz jednak było inaczej, a i najzwyklejsza górska woda smakowała niczym ambrozja wydarta wprost z boskich rąk.
Wtem jednak kolejny raz ("Noż cholera jasna! Ile jeszcze będziemy tak na chama przenoszeni z miejsca na miejsce?!") obraz przed jej oczyma zaczął się rozmywać. Znała to już wystarczająco dobrze by wiedzieć, że nadciąga wizja. Czyżby Pacynek chciał się z nimi w ten sposób skontaktować? Nie chciała tego przyznawać, lecz po części nawet się cieszyła z tego powodu. On był pierwszą osobą, która ją potrzebowała... Niestety ku swojemu zdziwieniu odkryła, że zamiast ujrzeć Aulusa to znaleźli się w jakimś śmiesznym gabinecie rodem z opowieści o nadwornych magach i księżniczkach uwięzionych w wieżach. A może to tylko ona odniosła takie wrażenie? Niemniej przed nimi nie było Przemienionego, lecz sędziwy staruszek o wzroku tak przeszywającym, że aż zapragnęła się przed nim schować. I to jego powitanie... Każdy, kto nazywał nieznajomego "przyjacielem" przeważnie wcale nie miał tak czystych zamiarów, a służyło to tylko zamydleniu oczu.
Co ważniejsze zauważyła, że ściągnął tutaj całą ich czwórkę. Nawet wampirzyca, która wcześniej odłączyła się od nich, pojawiła się wraz ze wszystkimi w pomieszczeniu. Nagła wizyta starca wyciągnęła również Isarielę z jej mentalnych tortur. Z twarzy Acherona nie mogła nic wyczytać, lecz zdawało jej się, że mężczyzna wcale nie jest zadowolony z faktu, iż każdy wchodzi sobie do ich umysłów jak tylko zechce. Zastanawiała się, czy jej towarzysze uwierzą na słowo siedzącemu przed nimi mędrcowi, który nagle pojawił się niczym wspaniały wybawiciel z łap podłego klauna? Sama Lottie miała przeczucie, że być może znaleźli się w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż przedtem. Sposób, w jaki starzec do nich przemawiał sprawiał, iż dostawała ciarek. Na pierwszy rzut oka był taki sympatyczny, ciepły... lecz gdzieś pod tym wszystkim ona widziała drugie dno. Czy może była po prostu przewrażliwiona?
Teraz liczyło się jednak to, że mężczyzna pragnął namieszać im nieco w głowach dodatkowymi informacjami. Kiedy pojawiła się sofa Charlotte nie ruszyła się z miejsca nawet na milimetr. Instynktownie czuła, że ma przed sobą potężnego czarodzieja. Czyżby to on skontaktował się z nimi wcześniej, kiedy zeszli z góry? Jeśli tak nie miała najmniejszego zamiaru wierzyć we wszystko, co im powie.
Faktycznie, już pierwsze słowa mędrca sprawiły, że poczuła do niego niechęć. Aulus był zły? Nienawidziła takiego wrzucania ludzi do woreczków z konkretnymi etykietkami. Nie wiedziała dużo na temat Pacynka, lecz wcale nie musiała, żeby zawrzeć z nim umowę. Tak długo jak pozwalał jej odetchnąć od klątwy zdecydowała się nie sprawiać mu większych kłopotów. Wieść jednak, że jest opętany sprawiła, że poczuła wobec niego dość dziwne uczucie. Nie potrafiła tego nawet sprecyzować, dopóki nie zdała sobie sprawy z jednej ważnej rzeczy. "On jest podobny do mnie... Również musi się zmagać z przeciwnikiem, który kryje się w jego ciele i umyśle. W przeciwieństwie do mnie jest jednak na tyle silny, by móc to znieść oraz kontrolować..." Owe odkrycie było dla niej bardzo zaskakujące! Zamiast jednak rozmyślać dalej na tym skupiła się na mężczyźnie. Czy ona dobrze widziała, jak ten uśmiechał się parszywie wspominając o tym, że Aulus ma wystarczająco dużo mocy, żeby nie przegrać z obcymi duszami zamkniętymi w jego ciele?! Zmarszczyła nieco brwi, lecz nie odezwała się ani słowem. Wcale nie podobało jej się przebywanie w towarzystwie tego starego dziada.
Chciała czy nie, musiała jednak przyznać, że informacje, które im dawał, były bardzo przydatne. Potwierdziły się jej przypuszczenia, że wszystko co się tutaj dziele znajduje się w ich umysłach. Nie do końca rozumiała sposób stworzenia metafizycznej rzeczywistości i sposób jej działania, lecz to w niczym nie przeszkadzało. Jeżeli dobrze podążała właściwym tokiem rozumowania Aulus podobnie jak inni został uznany za "najgroźniejszego". Nie dziwiła się temu wcale. Ludzie i inne rasy od zawsze obawiali się tego, czym nie mogli manipulować, a Pacynek zdawał się być osobą, która nigdy nie pozwoliłaby komuś zarzucić na siebie łańcuchy kontroli... Zaraz, zaraz! Czy ten starzec zwraca się bezpośrednio do niej? Że niby jak ją nazwał?! Prychnęła pod nosem zniesmaczona, jednak wysłuchała co miał do powiedzenia.
- Szczurzyco? Daruj sobie takie określenia. Skoro już zadałeś sobie tyle trudu, by grać miłego staruszka bazgrzącego sobie w swoich zapiskach, to przynajmniej nie obrażaj osoby, którą na wstępie nazwałeś bez żadnych podstaw przyjacielem.- I tyle jeśli chodzi o dobre wrażenie. Nie obchodziło ją co pomyślą sobie o niej jej towarzysze. Nie podobała jej się ta sytuacja, czego też nie omieszkała pokazać. - Jeśli grzebiesz w naszych myślach i co ważniejsze ściągnąłeś nasze umysły tutaj to doskonale znasz nasze imiona. A co do tego co mówisz... Owszem, doskonale wiem, że Aulus nieustannie kłamie i bawi się naszym kosztem. Wszyscy to wiemy! Skąd jednak możemy mieć pewność, że z Tobą jest inaczej? Pojawiasz się znikąd i twierdzisz, że chcesz nam jak najwięcej powiedzieć. Może i jestem dziewczyną ze wsi, ale czym różni się spełnianie Twoich poleceń od rozkazów Aulusa? Manipulacja nadal pozostaje manipulacją nie ważne, w jakie słowa to ubierzesz.
Praktycznie wrzała od środka z powodu powstrzymywanej złości. "Kurde, nie dajcie się nabrać na te wszystkie bajeczki! Długowieczne rasy, a każde z nich naiwne jak noworodki! Wystarczy, że rzuci się im patyk, a oni bez zastanowienia biegną machając ogonami, żeby go znaleźć i przynieść z powrotem..." Irytowało ją to, jak jej towarzysze postępowali w Falldaronie. Szli biernie cały czas zgadzając się z tym, co zostało im nakazane. Czy nikt z nich nie potrafił myśleć samodzielnie? Czy nie planowali swoich działań w żaden sposób, tylko czekali na rozwój sytuacji mając nadzieję, że wszystko co ich tutaj spotyka jest złym snem?
Wraz z ostatnimi słowami skierowanymi bezpośrednio do niej starzec stracił wszelkie szanse, żeby mu uwierzyła, czy chociaż podporządkowała się jego poleceniom. "Bestia, którą mieliśmy nieszczęście ujrzeć? Jakie to znajome..." Niejednokrotnie była nazywana potworem, przerażającym monstrum czy krwiożerczą bestią. Aulus był specyficzny, owszem, lecz czy to od razu powód, żeby uważać go za najgorsze istniejące zło? Nie była tak krótkowzroczna jak większość istot, więc tego typu komentarze działały na nią niczym płachta na byka.
Charlotte spodziewała się jednak, że reszta drużyny zgodzi się z siedzącymi przed nimi mędrcem. W końcu objawił się praktycznie jako mesjasz. Wybawił Isarielę z bolesnej iluzji nieprzerwanych tortur, o którą tak naprawdę sama się prosiła. Do tego teraz chciał im jak najbardziej pomóc w pokonaniu Pacynka. I że co niby, mieli go zabić?! W jaki sposób niby powinni odciągnąć Aulusa od jego własnego świata, do którego ich sprowadził? Z tego co wiedziała (lecz równie dobrze mogła się mylić, w końcu żadne z nich nie rozmawiało ze sobą więcej niż to było konieczne) nikt z ich drużyny nie władał żadną magią. A nawet jeśli to co? Mieli się przenieść do innego uniwersum, gdzie Pacynek nie miał żadnej mocy sprawczej? Sam pomysł podchodził pod próbę samobójstwa.
Największym zdziwieniem był jednak fakt, że mieli przed sobą... "Kurwa, duch?!" Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. "To żart, prawda? Proszę, niech to będzie jakiś chory żart..."
- Owszem, ja mam kilka pytań. Po pierwsze: czy to Ty skontaktowałeś się z nami, kiedy zeszliśmy z góry i wysłałeś te... cienie, żeby nas prowadziły przez równinę? Tamta osoba była tak silna, że Aulus w pojedynkę nie miał szans i musiał uciec. Jeśli nie ty się skontaktowałeś wtedy z nami, to kto? Po drugie: wspomniałeś, że ten świat jest jednym, które zostały stworzone jako więzienie dla umysłów przestępców posiadających jednak ważną wiedzę. Co się w takim razie działo z ich ciałami? Bo rozumiem, że podobna sytuacja spotkała nas. I po trzecie: jakim cudem rozmawiasz z nami, skoro nie żyjesz? - Może nie przepadała za tym starcem, jednak informacje nadal pozostawały informacjami. W świecie, o którym nic nie wiedzieli to właśnie one mogły zadecydować o tym, czy przeżyją. I kto wie, być może jego odpowiedzi otworzą nieco oczy reszcie wesołej ferajny, żeby nie wierzyli we wszystko co słyszą. W końcu sam Pacynek powiedział, że tutaj "nic nie jest tym, na co wygląda".
Nie pamiętała o czym śniła. Wiedziała jedynie, że gdy budziła się na krótki moment, nadal pozostając na granicy jawy i snu, czuła się wypoczęta. Wcześniejsza uczta i drzemka pozwoliła jej zregenerować siły, co było z tego wszystkiego chyba najważniejsze. Jeśli wierzyć słowom Aulusa nadchodzące dni w żadnym wypadku nie będą ich rozpieszczać. Co więcej Pacynek nie wyjaśnił jej czego oczekuje od dziewczyny. Miała misję, ale jaką? Z pewnością będzie musiała zaryzykować swoje życie, lecz skoro w nagrodę nauczy ją jak kontrolować drzemiącą w niej bestię na pewno to zrobi.
Niestety wszystko co piękne szybko się kończy. Tak samo było i tym razem, kiedy została brutalnie wyrwana z objęć Morfeusza. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Czy ktoś ich atakował? Odruchowo napięły się jej wszystkie mięśnie w gotowości do obrony lub ewentualnej ucieczki. Dopiero po kilkunastu szybkich uderzeniach serca zdała sobie sprawę, że to wszystko sprawka przykutej do ściany elfki. "Głupia... Naprawdę myślała, że może coś zdziałać? I to po tym, kiedy Aulus powstrzymał te małe potworki przed zabiciem nas?" Popatrzyła na albinoskę przez dłuższą chwilę. Jej wzrok nie wyrażał żadnych emocji, nie dało się znaleźć w nim pogardy czy współczucia. Jedynie w swoim umyśle Charlotte kręciła z politowaniem głową na czyn elfki, która teraz za to słono płaciła.
W każdym razie to był już koniec jej spania. Usiadła na piasku zakładając za ucho kosmyk swoich włosów. Cały czas nie mogła się przyzwyczaić do swojego wyglądu. Jedwabiste pasma hebanowych włosów spływały jej kaskadą po ramionach lśniąc w blasku ognia. Widząc jej delikatną miękką skórę można by pomyśleć, że przez całe życie kąpie się w mleku. I co najważniejsze, po bliznach nie było śladu. Dla Charlotte spotkanie Pacynka okazało się błogosławieństwem bez znaczenia, co myśleli o nim inni. Może nie był całkowicie dobry, lecz kto tak naprawdę nie posiadał w sobie ani odrobiny zła czy zepsucia? Nie można było oceniać kogoś nie znając motywów jego działań.
Jej uwagę przykuł nagle pewien szczegół, którego wcześniej nawet nie zauważyła. Nigdzie nie było wampirzycy! Rozejrzała się uważnie po grocie, lecz poza elfką i Acheronem byli tu sami. Skierowała spojrzenie na Fellarianina, może on coś wie?
- Gdzie jest Nate? - Spytała wstając jednocześnie z ziemi i podchodząc do stołu. Nadal było na nim pełno jadła, lecz ona sięgnęła po dzban. To taka rzadka okazja móc ugasić pragnienie bezpośrednio po przebudzeniu. Zazwyczaj wpierw musiała przemierzać las by wrócić do miejsca, gdzie ukryła broń, a dopiero potem mogła zająć się zaspokajaniem własnych potrzeb. Teraz jednak było inaczej, a i najzwyklejsza górska woda smakowała niczym ambrozja wydarta wprost z boskich rąk.
Wtem jednak kolejny raz ("Noż cholera jasna! Ile jeszcze będziemy tak na chama przenoszeni z miejsca na miejsce?!") obraz przed jej oczyma zaczął się rozmywać. Znała to już wystarczająco dobrze by wiedzieć, że nadciąga wizja. Czyżby Pacynek chciał się z nimi w ten sposób skontaktować? Nie chciała tego przyznawać, lecz po części nawet się cieszyła z tego powodu. On był pierwszą osobą, która ją potrzebowała... Niestety ku swojemu zdziwieniu odkryła, że zamiast ujrzeć Aulusa to znaleźli się w jakimś śmiesznym gabinecie rodem z opowieści o nadwornych magach i księżniczkach uwięzionych w wieżach. A może to tylko ona odniosła takie wrażenie? Niemniej przed nimi nie było Przemienionego, lecz sędziwy staruszek o wzroku tak przeszywającym, że aż zapragnęła się przed nim schować. I to jego powitanie... Każdy, kto nazywał nieznajomego "przyjacielem" przeważnie wcale nie miał tak czystych zamiarów, a służyło to tylko zamydleniu oczu.
Co ważniejsze zauważyła, że ściągnął tutaj całą ich czwórkę. Nawet wampirzyca, która wcześniej odłączyła się od nich, pojawiła się wraz ze wszystkimi w pomieszczeniu. Nagła wizyta starca wyciągnęła również Isarielę z jej mentalnych tortur. Z twarzy Acherona nie mogła nic wyczytać, lecz zdawało jej się, że mężczyzna wcale nie jest zadowolony z faktu, iż każdy wchodzi sobie do ich umysłów jak tylko zechce. Zastanawiała się, czy jej towarzysze uwierzą na słowo siedzącemu przed nimi mędrcowi, który nagle pojawił się niczym wspaniały wybawiciel z łap podłego klauna? Sama Lottie miała przeczucie, że być może znaleźli się w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż przedtem. Sposób, w jaki starzec do nich przemawiał sprawiał, iż dostawała ciarek. Na pierwszy rzut oka był taki sympatyczny, ciepły... lecz gdzieś pod tym wszystkim ona widziała drugie dno. Czy może była po prostu przewrażliwiona?
Teraz liczyło się jednak to, że mężczyzna pragnął namieszać im nieco w głowach dodatkowymi informacjami. Kiedy pojawiła się sofa Charlotte nie ruszyła się z miejsca nawet na milimetr. Instynktownie czuła, że ma przed sobą potężnego czarodzieja. Czyżby to on skontaktował się z nimi wcześniej, kiedy zeszli z góry? Jeśli tak nie miała najmniejszego zamiaru wierzyć we wszystko, co im powie.
Faktycznie, już pierwsze słowa mędrca sprawiły, że poczuła do niego niechęć. Aulus był zły? Nienawidziła takiego wrzucania ludzi do woreczków z konkretnymi etykietkami. Nie wiedziała dużo na temat Pacynka, lecz wcale nie musiała, żeby zawrzeć z nim umowę. Tak długo jak pozwalał jej odetchnąć od klątwy zdecydowała się nie sprawiać mu większych kłopotów. Wieść jednak, że jest opętany sprawiła, że poczuła wobec niego dość dziwne uczucie. Nie potrafiła tego nawet sprecyzować, dopóki nie zdała sobie sprawy z jednej ważnej rzeczy. "On jest podobny do mnie... Również musi się zmagać z przeciwnikiem, który kryje się w jego ciele i umyśle. W przeciwieństwie do mnie jest jednak na tyle silny, by móc to znieść oraz kontrolować..." Owe odkrycie było dla niej bardzo zaskakujące! Zamiast jednak rozmyślać dalej na tym skupiła się na mężczyźnie. Czy ona dobrze widziała, jak ten uśmiechał się parszywie wspominając o tym, że Aulus ma wystarczająco dużo mocy, żeby nie przegrać z obcymi duszami zamkniętymi w jego ciele?! Zmarszczyła nieco brwi, lecz nie odezwała się ani słowem. Wcale nie podobało jej się przebywanie w towarzystwie tego starego dziada.
Chciała czy nie, musiała jednak przyznać, że informacje, które im dawał, były bardzo przydatne. Potwierdziły się jej przypuszczenia, że wszystko co się tutaj dziele znajduje się w ich umysłach. Nie do końca rozumiała sposób stworzenia metafizycznej rzeczywistości i sposób jej działania, lecz to w niczym nie przeszkadzało. Jeżeli dobrze podążała właściwym tokiem rozumowania Aulus podobnie jak inni został uznany za "najgroźniejszego". Nie dziwiła się temu wcale. Ludzie i inne rasy od zawsze obawiali się tego, czym nie mogli manipulować, a Pacynek zdawał się być osobą, która nigdy nie pozwoliłaby komuś zarzucić na siebie łańcuchy kontroli... Zaraz, zaraz! Czy ten starzec zwraca się bezpośrednio do niej? Że niby jak ją nazwał?! Prychnęła pod nosem zniesmaczona, jednak wysłuchała co miał do powiedzenia.
- Szczurzyco? Daruj sobie takie określenia. Skoro już zadałeś sobie tyle trudu, by grać miłego staruszka bazgrzącego sobie w swoich zapiskach, to przynajmniej nie obrażaj osoby, którą na wstępie nazwałeś bez żadnych podstaw przyjacielem.- I tyle jeśli chodzi o dobre wrażenie. Nie obchodziło ją co pomyślą sobie o niej jej towarzysze. Nie podobała jej się ta sytuacja, czego też nie omieszkała pokazać. - Jeśli grzebiesz w naszych myślach i co ważniejsze ściągnąłeś nasze umysły tutaj to doskonale znasz nasze imiona. A co do tego co mówisz... Owszem, doskonale wiem, że Aulus nieustannie kłamie i bawi się naszym kosztem. Wszyscy to wiemy! Skąd jednak możemy mieć pewność, że z Tobą jest inaczej? Pojawiasz się znikąd i twierdzisz, że chcesz nam jak najwięcej powiedzieć. Może i jestem dziewczyną ze wsi, ale czym różni się spełnianie Twoich poleceń od rozkazów Aulusa? Manipulacja nadal pozostaje manipulacją nie ważne, w jakie słowa to ubierzesz.
Praktycznie wrzała od środka z powodu powstrzymywanej złości. "Kurde, nie dajcie się nabrać na te wszystkie bajeczki! Długowieczne rasy, a każde z nich naiwne jak noworodki! Wystarczy, że rzuci się im patyk, a oni bez zastanowienia biegną machając ogonami, żeby go znaleźć i przynieść z powrotem..." Irytowało ją to, jak jej towarzysze postępowali w Falldaronie. Szli biernie cały czas zgadzając się z tym, co zostało im nakazane. Czy nikt z nich nie potrafił myśleć samodzielnie? Czy nie planowali swoich działań w żaden sposób, tylko czekali na rozwój sytuacji mając nadzieję, że wszystko co ich tutaj spotyka jest złym snem?
Wraz z ostatnimi słowami skierowanymi bezpośrednio do niej starzec stracił wszelkie szanse, żeby mu uwierzyła, czy chociaż podporządkowała się jego poleceniom. "Bestia, którą mieliśmy nieszczęście ujrzeć? Jakie to znajome..." Niejednokrotnie była nazywana potworem, przerażającym monstrum czy krwiożerczą bestią. Aulus był specyficzny, owszem, lecz czy to od razu powód, żeby uważać go za najgorsze istniejące zło? Nie była tak krótkowzroczna jak większość istot, więc tego typu komentarze działały na nią niczym płachta na byka.
Charlotte spodziewała się jednak, że reszta drużyny zgodzi się z siedzącymi przed nimi mędrcem. W końcu objawił się praktycznie jako mesjasz. Wybawił Isarielę z bolesnej iluzji nieprzerwanych tortur, o którą tak naprawdę sama się prosiła. Do tego teraz chciał im jak najbardziej pomóc w pokonaniu Pacynka. I że co niby, mieli go zabić?! W jaki sposób niby powinni odciągnąć Aulusa od jego własnego świata, do którego ich sprowadził? Z tego co wiedziała (lecz równie dobrze mogła się mylić, w końcu żadne z nich nie rozmawiało ze sobą więcej niż to było konieczne) nikt z ich drużyny nie władał żadną magią. A nawet jeśli to co? Mieli się przenieść do innego uniwersum, gdzie Pacynek nie miał żadnej mocy sprawczej? Sam pomysł podchodził pod próbę samobójstwa.
Największym zdziwieniem był jednak fakt, że mieli przed sobą... "Kurwa, duch?!" Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. "To żart, prawda? Proszę, niech to będzie jakiś chory żart..."
- Owszem, ja mam kilka pytań. Po pierwsze: czy to Ty skontaktowałeś się z nami, kiedy zeszliśmy z góry i wysłałeś te... cienie, żeby nas prowadziły przez równinę? Tamta osoba była tak silna, że Aulus w pojedynkę nie miał szans i musiał uciec. Jeśli nie ty się skontaktowałeś wtedy z nami, to kto? Po drugie: wspomniałeś, że ten świat jest jednym, które zostały stworzone jako więzienie dla umysłów przestępców posiadających jednak ważną wiedzę. Co się w takim razie działo z ich ciałami? Bo rozumiem, że podobna sytuacja spotkała nas. I po trzecie: jakim cudem rozmawiasz z nami, skoro nie żyjesz? - Może nie przepadała za tym starcem, jednak informacje nadal pozostawały informacjami. W świecie, o którym nic nie wiedzieli to właśnie one mogły zadecydować o tym, czy przeżyją. I kto wie, być może jego odpowiedzi otworzą nieco oczy reszcie wesołej ferajny, żeby nie wierzyli we wszystko co słyszą. W końcu sam Pacynek powiedział, że tutaj "nic nie jest tym, na co wygląda".
Fellarianin pierwszy raz od niemalże kilku lat mógł usnąć spokojnie nie martwiąc się o swoje życie. Podczas każdej nocy spędzonej w lesie istniał choćby cień szansy, iż nazajutrz Acheron się nie obudzi. Dzikie zwierzęta, magiczne wynaturzenia, szaja rabusiów... Pośród drzew czaiło się wiele różnorakich zagrożeń, jednak wszystkie miały wspólny cel - zamordować nieostrożnego podróżnika...
Paradoksalnie Acheronowi zaczęło brakować tej nutki ryzyka. Wewnątrz jaskini czuł się w miarę bezpiecznie, lecz jednocześnie niezwykle niekomfortowo. Dziesiątki wpatrujących się w niego ślepi, dobiegające zewsząd stłumione pomruki Kragów oraz jęki torturowanej elfki przyprawiały go o mocną irytację. Ponadto bycie otoczonym przez kamienne ściany jaskini dawało się we znaki wywołując u Fellarianina delikatną klaustrofobię.
Usłyszawszy pytanie Charlotte nieco zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Wampirzyca opuściła grotę bez słowa i nie wracała przez dość długi czas. Biorąc pod uwagę fakt, iż Falldaron powstał w wyobraźni Aulus oddalanie się od grupy nie było rozsądną decyzją. Do tej pory wędrowcy mieli styczność zaledwie z garstką egzystujących w tej krainie wynaturzeń, jednak to wystarczyło, aby skutecznie zniechęcić większość osób do zapuszczania się w leśny gąszcz.
- Wyszła na zewnątrz. Miejmy nadzieję, że nie dopadła jej żadna z tutejszych bestii.
Fellarianin wstał i ruszył w kierunku stołu z jedzeniem. Sięgnął po karafkę z winem, lecz nim zdążył ją chwycić w pomieszczeniu pojawiły się obłoki tajemniczej mgły uniemożliwiające Acheronowi dostrzeżenie czegokolwiek. Opary były niezwykle gęste, znajdujące się w ich objęciach osoby nie zauważyły przedmiotów znajdujących się nawet tuż przed ich twarzą. Gdy obłoki opadły na ziemię wędrowcy znajdowali się w zupełnie innym miejscu niż przedtem. Pomieszczenie w żadnym wypadku nie przypominało marnej jaskini Kragów. Pokój był niemalże idealnie okrągły, pod każdą ścianą znajdowały się wypełnione księgami regały. Przeczytanie ich wszystkich trwałoby wiele lat, a zapamiętywanie zawartych w nich wiedzy zajęłoby dekady. Podłogę przykrywał majestatyczny dywan godzien królewskich komnat.
Isariela nie była już przykuta do ściany. Dodatkowo do drużyny dołączyła nieobecna wcześniej Nathanea. Wędrowcy znajdowali się przed obliczem pewnego człowieka w podeszłym wieku. A przynajmniej wyglądał jak człowiek... Staruszek odziany w dostojną błękitną szatę z powagą przyglądał się ofiarom Aulusa. Długie siwe włosy wraz z zarostem w tym samym kolorze przysłaniały pokrytą zmarszczkami twarz starca. Poczciwy senior wkrótce odezwał się. Przemawiał pełnym szacunku i spokojnym, aczkolwiek donośnym głosem. Chwilę później mężczyzna wykreował dla wędrowców wersalkę.
"Cudownie. Kolejny szaleniec tworzący własny świat, aby móc zabawić się w boga. Dlaczegóż to Ci magowie uciekają od rzeczywistości i tworzą własną?"
Fellarianin niechętnie usiadł na sofie. Zrobił to głównie w obawie o własne bezpieczeństwo, wolał nie sprzeciwiać się czyjeś woli znajdując się w jego własnym świecie. Przypomniawszy sobie torturowaną elfkę jedynie wzmógł swój lęk.
Acheron z olbrzymia fascynacją słuchał wypowiedzi starca. Jednak łucznik nie miał pewności, że tajemniczy mężczyzna mówi prawdę.
- Ballarze! Jak możesz bez wahania zaliczać Aulusa do grona istot złych, skoro jak sam powiedziałeś został opętany przez kilkadziesiąt istot o zupełnie sprzecznych celach? Zakładam, że niektóre z tych świadomości mają dobre i słuszne intencje.
Chwilę później Fellarianin powstał i nieco zbliżył się do Ballara.
- Ja również mam kilka pytań. Czy umierając w Falldaronie giniemy naprawdę? Przedtem był z nami jeden człowiek, lecz został zamordowany przez potwory. Gdy skonał jego ciało doszczętnie zniknęło.
Acheron nie mógł zapomnieć o tym zdarzeniu. Chciał wyrzucić tę scenę z głowy, lecz ona ciągle powracała napawając łucznika strachem.
- Skąd mamy mieć pewność, że podobnie jak Aulus nie próbujesz nas wykorzystać? Chcesz zakończyć jego tyranię, lecz nie możesz zrobić tego bez czyjeś pomocy.
Tuż po zadaniu tego pytania Fellarin zaczął żałować, że to zrobił.
- Ostatnie pytanie: dlaczego Aulus Cię zgładził?
Łucznik ponownie usiadł na sofie. Wątpił w otrzymanie odpowiedzi zgodnych z prawdą...
Paradoksalnie Acheronowi zaczęło brakować tej nutki ryzyka. Wewnątrz jaskini czuł się w miarę bezpiecznie, lecz jednocześnie niezwykle niekomfortowo. Dziesiątki wpatrujących się w niego ślepi, dobiegające zewsząd stłumione pomruki Kragów oraz jęki torturowanej elfki przyprawiały go o mocną irytację. Ponadto bycie otoczonym przez kamienne ściany jaskini dawało się we znaki wywołując u Fellarianina delikatną klaustrofobię.
Usłyszawszy pytanie Charlotte nieco zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Wampirzyca opuściła grotę bez słowa i nie wracała przez dość długi czas. Biorąc pod uwagę fakt, iż Falldaron powstał w wyobraźni Aulus oddalanie się od grupy nie było rozsądną decyzją. Do tej pory wędrowcy mieli styczność zaledwie z garstką egzystujących w tej krainie wynaturzeń, jednak to wystarczyło, aby skutecznie zniechęcić większość osób do zapuszczania się w leśny gąszcz.
- Wyszła na zewnątrz. Miejmy nadzieję, że nie dopadła jej żadna z tutejszych bestii.
Fellarianin wstał i ruszył w kierunku stołu z jedzeniem. Sięgnął po karafkę z winem, lecz nim zdążył ją chwycić w pomieszczeniu pojawiły się obłoki tajemniczej mgły uniemożliwiające Acheronowi dostrzeżenie czegokolwiek. Opary były niezwykle gęste, znajdujące się w ich objęciach osoby nie zauważyły przedmiotów znajdujących się nawet tuż przed ich twarzą. Gdy obłoki opadły na ziemię wędrowcy znajdowali się w zupełnie innym miejscu niż przedtem. Pomieszczenie w żadnym wypadku nie przypominało marnej jaskini Kragów. Pokój był niemalże idealnie okrągły, pod każdą ścianą znajdowały się wypełnione księgami regały. Przeczytanie ich wszystkich trwałoby wiele lat, a zapamiętywanie zawartych w nich wiedzy zajęłoby dekady. Podłogę przykrywał majestatyczny dywan godzien królewskich komnat.
Isariela nie była już przykuta do ściany. Dodatkowo do drużyny dołączyła nieobecna wcześniej Nathanea. Wędrowcy znajdowali się przed obliczem pewnego człowieka w podeszłym wieku. A przynajmniej wyglądał jak człowiek... Staruszek odziany w dostojną błękitną szatę z powagą przyglądał się ofiarom Aulusa. Długie siwe włosy wraz z zarostem w tym samym kolorze przysłaniały pokrytą zmarszczkami twarz starca. Poczciwy senior wkrótce odezwał się. Przemawiał pełnym szacunku i spokojnym, aczkolwiek donośnym głosem. Chwilę później mężczyzna wykreował dla wędrowców wersalkę.
"Cudownie. Kolejny szaleniec tworzący własny świat, aby móc zabawić się w boga. Dlaczegóż to Ci magowie uciekają od rzeczywistości i tworzą własną?"
Fellarianin niechętnie usiadł na sofie. Zrobił to głównie w obawie o własne bezpieczeństwo, wolał nie sprzeciwiać się czyjeś woli znajdując się w jego własnym świecie. Przypomniawszy sobie torturowaną elfkę jedynie wzmógł swój lęk.
Acheron z olbrzymia fascynacją słuchał wypowiedzi starca. Jednak łucznik nie miał pewności, że tajemniczy mężczyzna mówi prawdę.
- Ballarze! Jak możesz bez wahania zaliczać Aulusa do grona istot złych, skoro jak sam powiedziałeś został opętany przez kilkadziesiąt istot o zupełnie sprzecznych celach? Zakładam, że niektóre z tych świadomości mają dobre i słuszne intencje.
Chwilę później Fellarianin powstał i nieco zbliżył się do Ballara.
- Ja również mam kilka pytań. Czy umierając w Falldaronie giniemy naprawdę? Przedtem był z nami jeden człowiek, lecz został zamordowany przez potwory. Gdy skonał jego ciało doszczętnie zniknęło.
Acheron nie mógł zapomnieć o tym zdarzeniu. Chciał wyrzucić tę scenę z głowy, lecz ona ciągle powracała napawając łucznika strachem.
- Skąd mamy mieć pewność, że podobnie jak Aulus nie próbujesz nas wykorzystać? Chcesz zakończyć jego tyranię, lecz nie możesz zrobić tego bez czyjeś pomocy.
Tuż po zadaniu tego pytania Fellarin zaczął żałować, że to zrobił.
- Ostatnie pytanie: dlaczego Aulus Cię zgładził?
Łucznik ponownie usiadł na sofie. Wątpił w otrzymanie odpowiedzi zgodnych z prawdą...
- Isariela
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
- Profesje:
- Kontakt:
Świsnęło, a owinięta rzemieniem pięść Nate przęcięła powietrze, uderzając w tył głowy i tak już półprzytomną elfkę. Isa kochała ją teraz jak nikogo innego w świecie; utrata przytomności choć na chwilę mogła przerwać tortury. Niestety, w świecie Aulusa wszystko było inaczej, a uderzenie, które w rzeczywistości zwaliłoby ją z nóg, tutaj sprawiło tylko, że z drobnego nosa pociekła strużka krwi. Elfka targnęła głową, ale to tylko wzmagało ból, toteż zaraz przestała, skupiając się na bezsensownej próbie ucieczki przed potworami. Wyła, kiedy ich rączki znowu rozrywały jej ciało, pozwalając mu się zabliźnić tylko po to, by rozpocząć torturę od nowa. To było gorsze niż śmierć, więc dlaczego w Alaranii nie karano tak złoczyńców? Na nich czekał stryczek, za który teraz Isa oddałaby wiele. Nie mogła pojąć, ile zła musi drzemać w tym szaleńcu, żeby mógł pozwolić sobie na takie okrucieństwo. Tym bardziej...czemu tego nie przerwał?! Przecież zrozumiała, wiedziała już, że nie warto. Więc dlaczego ciągle jeszcze ją torturował?
Jak nagle się zaczęło, tak nagle przerwało.
Isariela nie była w stanie ustać na nogach, upadła zaraz na kamienną, przykrytą dywanem posadzkę. Zwinęła się w kłębek, obejmując ramionami kolana i oddychając ciężko. Nie była w stanie myśleć, co dopiero mówić o jakichkolwiek działaniach. Odchyliła lekko głowę do tyłu, myśląc, że ujrzy straszną twarz klauna, szykującego następne kary. Miast niego za sobą zobaczyła sędziwego starca, który coś do nich mówił...chyba. Ogłuszona bólem i leżąca na lewym boku nie miała szans zrozumieć jego słów. Cała, dość długa wszakże wypowiedź zlała się w jej głowie w jedno, powodując, że nie zrozumiała nic.
...Aulus jest istotą złą...opętany...nie możecie mu ufać...żadne z was nie wyjdzie cało...
Mówił coś do niej, ale zrozumiała mniej więcej tyle samo, co z poprzedniej wypowiedzi. Chowając głowę jak najbardziej między ramiona chciała odciąć się od tego wszystkiego, uciec, a najlepiej umrzeć i nigdy już nie musieć tak cierpieć. Nie była w stanie łączyć najprostszych faktów, więc lekko obłudny uśmiech z jakim spoglądał na nich starzec, nie wskazujący na nic dobrego, umknął jej uwadze. Nie patrzyła na resztę grupy, wyjątkowo mało obchodził ją w tej chwili ich los. Zacisnęła kurczowo powieki i nakryła uszy dłońmi, uciekając wgłąb własnej osoby.
Gdyby znalazł się w tym momencie ktoś, kto wniknąłby do jej umysłu, zobaczyłby, jak straszliwe zniszczenia wywołały tortury. Elfka nie potrafiła zebrać myśli, wszystko było przykryte i poprzetykane przez pasma jej niedawnych wspomnień. Nie dało się w tej chwili z nią w jakikolwiek sposób rozmawiać, najwyraźniej nie słyszała, albo zwyczajnie nie miała jak zareagować na towarzystwo dookoła.
Sędziwy mężczyzna najwyraźniej skończył już monologować, bo ponad jego głos wybił się wyższy ton szczurzycy. Maszkara, sądząc po sposobie w jaki mówiła, czyniła właśnie starcowi wyrzuty. Krzyczała wręcz na niego, ale Isa nie ruszała się donikąd. Po niej nadszedł czas na czarnoskrzydłego, który również wtrącił coś od siebie. Stali tak wszyscy w trójkę, mierząc się spojrzeniami nie wróżącymi niczego dobrego. Jej kompani najwyraźniej oczekiwali jakiejś odpowiedzi od starca, bowiem ich wzrok był niezwykle czujny. Po części zastanawiało ją, o co takiego pytali, ale głowę zaprzątała jej teraz inna myśl. Ten sędziwy dziadek wyrwał ją ze straszliwych tortur, jakie zadawał jej Pacynek. Miała pojęcie, że kiedy tylko wrócą z powrotem do jaskini, wszystko zacznie się od nowa. Wiedziała też, że nie rady tego wytrzymać. Nie była w stanie znieść już więcej.
Jak nagle się zaczęło, tak nagle przerwało.
Isariela nie była w stanie ustać na nogach, upadła zaraz na kamienną, przykrytą dywanem posadzkę. Zwinęła się w kłębek, obejmując ramionami kolana i oddychając ciężko. Nie była w stanie myśleć, co dopiero mówić o jakichkolwiek działaniach. Odchyliła lekko głowę do tyłu, myśląc, że ujrzy straszną twarz klauna, szykującego następne kary. Miast niego za sobą zobaczyła sędziwego starca, który coś do nich mówił...chyba. Ogłuszona bólem i leżąca na lewym boku nie miała szans zrozumieć jego słów. Cała, dość długa wszakże wypowiedź zlała się w jej głowie w jedno, powodując, że nie zrozumiała nic.
...Aulus jest istotą złą...opętany...nie możecie mu ufać...żadne z was nie wyjdzie cało...
Mówił coś do niej, ale zrozumiała mniej więcej tyle samo, co z poprzedniej wypowiedzi. Chowając głowę jak najbardziej między ramiona chciała odciąć się od tego wszystkiego, uciec, a najlepiej umrzeć i nigdy już nie musieć tak cierpieć. Nie była w stanie łączyć najprostszych faktów, więc lekko obłudny uśmiech z jakim spoglądał na nich starzec, nie wskazujący na nic dobrego, umknął jej uwadze. Nie patrzyła na resztę grupy, wyjątkowo mało obchodził ją w tej chwili ich los. Zacisnęła kurczowo powieki i nakryła uszy dłońmi, uciekając wgłąb własnej osoby.
Gdyby znalazł się w tym momencie ktoś, kto wniknąłby do jej umysłu, zobaczyłby, jak straszliwe zniszczenia wywołały tortury. Elfka nie potrafiła zebrać myśli, wszystko było przykryte i poprzetykane przez pasma jej niedawnych wspomnień. Nie dało się w tej chwili z nią w jakikolwiek sposób rozmawiać, najwyraźniej nie słyszała, albo zwyczajnie nie miała jak zareagować na towarzystwo dookoła.
Sędziwy mężczyzna najwyraźniej skończył już monologować, bo ponad jego głos wybił się wyższy ton szczurzycy. Maszkara, sądząc po sposobie w jaki mówiła, czyniła właśnie starcowi wyrzuty. Krzyczała wręcz na niego, ale Isa nie ruszała się donikąd. Po niej nadszedł czas na czarnoskrzydłego, który również wtrącił coś od siebie. Stali tak wszyscy w trójkę, mierząc się spojrzeniami nie wróżącymi niczego dobrego. Jej kompani najwyraźniej oczekiwali jakiejś odpowiedzi od starca, bowiem ich wzrok był niezwykle czujny. Po części zastanawiało ją, o co takiego pytali, ale głowę zaprzątała jej teraz inna myśl. Ten sędziwy dziadek wyrwał ją ze straszliwych tortur, jakie zadawał jej Pacynek. Miała pojęcie, że kiedy tylko wrócą z powrotem do jaskini, wszystko zacznie się od nowa. Wiedziała też, że nie rady tego wytrzymać. Nie była w stanie znieść już więcej.
- Nathanea
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 81
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Najemnik
- Kontakt:
Tym razem znajdowała się we własnym świecie. Z dala od czyhającego na nią niebezpieczeństwa. Promienie słońca padały na jej lśniące włosy, gdy konno przemierzała las. Wybrała się na zwykłą przejażdżkę, by uciec od wiecznie poniżającego ją ojca. Przebywanie razem z Fargo zwykle poprawiało humor elfki i tak też było tym razem. Gniady przyjaciel, którego pokochała na równi z przybraną matką, pozwalał zapomnieć jej o wszystkim, co trapiło dziewczynę. Zatrzymała się przy małym jeziorku, które mimo swoich rozmiarów tętniło życiem. Zeszła z konia i usiadła przy brzegu. Wpatrując się w pływające pod taflą wody ryby, zastanawiała się, co się z nią stanie, gdy dorośnie. Gdzie pójdzie i czym będzie się zajmować. Nie podobało jej się mieszkanie w lesie i objadanie się korzonkami, jak inne elfy. Chciała się ustatkować, mieć dom i rodzinę. Nigdy by nie pomyślała, że los odbierze jej marzenia i pozbawi wszystkiego, czego tak pragnęła. Nagle cały obraz zniknął, a zastąpiła go całkowita ciemność. Widziała jedynie mały punkcik, gdzieś daleko, który szybko się zbliżał i zaczynał formować kształty. Mrużyła oczy, próbując dostrzec, co to takiego, lecz bezskutecznie. Dopiero, gdy zbliżyło się na odległość około dwudziestu metrów, Nate spostrzegła, że to twarz Ethmolda, wykrzywiona we wściekłym grymasie. Nie wiedząc czemu czuła niewyobrażalny strach. Jeszcze nigdy się tak nie bała. Gdy jej stwórca zbliżył się na wyciągnięcie ręki, wampirzyca usłyszała czyjś krzyk. Wyrwała się z wizji momentalnie, jakby przebudzona z bardzo złego snu. Pot spływał jej po czole, a oddech stawał się coraz cięższy. Trzymała w ręku sztylet, który odruchowo musiała chwycić w chwili przebudzenia. Nie wiedziała, ile czasu minęło od momentu jej wyjścia z jaskini. Czemu tak się bała? Przecież podobne sytuacje miewała już niejeden raz!
Dochodziła do siebie jeszcze chwilę, aż w końcu stwierdziła, że najwyższa pora wracać i zobaczyć, co u pozostałych. Wtem po swojej prawej stronie usłyszała cichy szelest, dobiegający z krzaków. Nie znała tutejszych stworzeń, ich zwyczajów i upodobań, więc wstała po cichu i ostrożnie zaczęła cofać się w stronę siedliska kragów. Aktualnie nie miała większych szans w starciu z dziwnymi istotami tego świata. Straciła swój miecz, który dawał jej jako takie poczucie bezpieczeństwa i służył za jedyną broń. Ku jej uldze, zza krzewu nie wyszedł nikt inny, jak przedstawiciel pokracznego gatunku, który ich tutaj sprowadził. Najwidoczniej cały czas ją obserwowali i pilnowali, by nie odeszła daleko.
Gdy wchodziła do sali, znów usłyszała krzyki albinoski.
- Cholera. - zaklęła pod nosem. Najwidoczniej Isa była zdana tylko i wyłącznie na łaskę Aulusa, który odleciał tylko w sobie znanym celu i nikt nie wiedział, kiedy wróci. I co mają zrobić? Czekać bezczynnie wśród wrzasków, aż klaun zechce przerwać katusze elfki? Przecież to chore. Zachowywaliby się jak zwierzęta. Jak ktoś, komu zależy tylko i wyłącznie na sobie. Od tego wszystkiego zaczęło kręcić się w jej głowie, a obraz, który widziała stawał się coraz bardziej spowity mgłą. Wszystkie odgłosy stawały się coraz bardziej ciche, by już po chwili całkowicie zniknąć. Wbrew jej podejrzeniom, wcale nie traciła przytomności. Znalazła się w pomieszczeniu przypominającym okrągłą bibliotekę. Mimo rozmiarów przeciętnego pokoju, mieściła w sobie niewyobrażalnie dużą ilość ksiąg. Buchający ogień z kominka wypełniał pokój ciepłem, co sprawiało, że było tu nawet przytulnie. Naprzeciwko zobaczyła sędziwego starca, którego dotyk starości najwyraźniej już dawno zdołał opanować. Zapisywał coś w swoich notatkach, po czym zwrócił się prosto do nich. Byli tu wszyscy czworo. Do wampirzycy docierała tylko część słów padających tutaj padających, gdyż bardziej przejęła się widokiem albinoski, której stan był opłakany. Nie była zdolna wykrztusić z siebie ani słowa. Przykucając przy ofierze Aulusa dotknęła jej czoła dłonią. Tak, jak myślała. Elfka była rozpalona. Nie wiedziała, co ten klaun jej zrobił, ale musiało być to okropne. W tak krótkim czasie doprowadził osobę prawie że do szaleństwa, a nawet nie ubrudził sobie przy tym rąk. Współczuła jej. Czuła się źle z myślą, że jest czyjąś zabawką i czeka ją to samo, jeśli nie wykona nadanego polecenia. Tak naprawdę powoli przestawało ją to obchodzić. Każdy posiadał wolną wolę i nikt nie powinien nikomu jej odbierać. Gdy Ballar skończył swą przemowę, nie czekała aż jej towarzysze zadadzą jakiekolwiek pytania. Była wściekła.
- Ściągasz nas tutaj bez żadnego uprzedzenia. Nie dość, że Aulus zabawia się naszym kosztem, to jeszcze jesteśmy waszymi marionetkami. Możecie robić z nami co wam się tylko podoba. Nie obchodzi mnie czyj to świat. Chcę się stąd jedynie wydostać, podobnie zresztą jak inni. - zerknęła na Lotę, która wydawała się być szczęśliwa z faktu, że jej klątwa została przełamana. Nate miała nadzieję, że nie zamierza zostać tu na stałe i być "pieskiem" Pacynka. - Nie potrafisz nam pomóc, a liczą się czyny, nie słowa. Władasz nimi całkiem nieźle i próbujesz kupić sobie nasze zaufanie przyjacielskim tonem. Mamy stanąć u twego boku i walczyć z kimś, kto może wejść do naszego umysłu w każdej chwili i zrobić z nim co zechce? Nawet nie wiemy dokładnie kim jesteś. - W tym momencie zorientowała się, że sam Aulus mógł wykreować przed nimi tę wizję, by sprawdzić ich lojalność. Ktoś łatwowierny mógłby pomyśleć, że Ballar jest jego wybawieniem, a wtedy Aulus wiedziałby od razu, kogo może wykorzystać, a kogo zabić na miejscu. A jeśli to wszystko nieprawda? Jeśli rzeczywiście Pacynek jest złą istotą sięgającą po władzę?
- Kto nas obserwuje? Jaka ona? - zapytała nieco bardziej spokojniej. Czy ani Acheron, ani Lota nie zwróciła uwagi na to jedno zdanie? Wynikało z niego, że cały czas są przez kogoś obserwowani. Przez kogo? Czyżby ten głos, który kazał im iść za zakapturzonymi postaciami należał do kobiety? A może byli to słudzy Ballara? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. "wielcy magowie, którym wiecznie brak sił i czasu, psiakrew!" - pomyślała podnosząc elfkę i kładąc na sofie, którą wykreował im starzec. Bardzo chciała jej pomóc, lecz nie wiedziała jak... Musiała przyznać przed samą sobą - czekała na powrót klauna. Stanęła niedaleko szczurzycy i czekała na odpowiedź maga.
Dochodziła do siebie jeszcze chwilę, aż w końcu stwierdziła, że najwyższa pora wracać i zobaczyć, co u pozostałych. Wtem po swojej prawej stronie usłyszała cichy szelest, dobiegający z krzaków. Nie znała tutejszych stworzeń, ich zwyczajów i upodobań, więc wstała po cichu i ostrożnie zaczęła cofać się w stronę siedliska kragów. Aktualnie nie miała większych szans w starciu z dziwnymi istotami tego świata. Straciła swój miecz, który dawał jej jako takie poczucie bezpieczeństwa i służył za jedyną broń. Ku jej uldze, zza krzewu nie wyszedł nikt inny, jak przedstawiciel pokracznego gatunku, który ich tutaj sprowadził. Najwidoczniej cały czas ją obserwowali i pilnowali, by nie odeszła daleko.
Gdy wchodziła do sali, znów usłyszała krzyki albinoski.
- Cholera. - zaklęła pod nosem. Najwidoczniej Isa była zdana tylko i wyłącznie na łaskę Aulusa, który odleciał tylko w sobie znanym celu i nikt nie wiedział, kiedy wróci. I co mają zrobić? Czekać bezczynnie wśród wrzasków, aż klaun zechce przerwać katusze elfki? Przecież to chore. Zachowywaliby się jak zwierzęta. Jak ktoś, komu zależy tylko i wyłącznie na sobie. Od tego wszystkiego zaczęło kręcić się w jej głowie, a obraz, który widziała stawał się coraz bardziej spowity mgłą. Wszystkie odgłosy stawały się coraz bardziej ciche, by już po chwili całkowicie zniknąć. Wbrew jej podejrzeniom, wcale nie traciła przytomności. Znalazła się w pomieszczeniu przypominającym okrągłą bibliotekę. Mimo rozmiarów przeciętnego pokoju, mieściła w sobie niewyobrażalnie dużą ilość ksiąg. Buchający ogień z kominka wypełniał pokój ciepłem, co sprawiało, że było tu nawet przytulnie. Naprzeciwko zobaczyła sędziwego starca, którego dotyk starości najwyraźniej już dawno zdołał opanować. Zapisywał coś w swoich notatkach, po czym zwrócił się prosto do nich. Byli tu wszyscy czworo. Do wampirzycy docierała tylko część słów padających tutaj padających, gdyż bardziej przejęła się widokiem albinoski, której stan był opłakany. Nie była zdolna wykrztusić z siebie ani słowa. Przykucając przy ofierze Aulusa dotknęła jej czoła dłonią. Tak, jak myślała. Elfka była rozpalona. Nie wiedziała, co ten klaun jej zrobił, ale musiało być to okropne. W tak krótkim czasie doprowadził osobę prawie że do szaleństwa, a nawet nie ubrudził sobie przy tym rąk. Współczuła jej. Czuła się źle z myślą, że jest czyjąś zabawką i czeka ją to samo, jeśli nie wykona nadanego polecenia. Tak naprawdę powoli przestawało ją to obchodzić. Każdy posiadał wolną wolę i nikt nie powinien nikomu jej odbierać. Gdy Ballar skończył swą przemowę, nie czekała aż jej towarzysze zadadzą jakiekolwiek pytania. Była wściekła.
- Ściągasz nas tutaj bez żadnego uprzedzenia. Nie dość, że Aulus zabawia się naszym kosztem, to jeszcze jesteśmy waszymi marionetkami. Możecie robić z nami co wam się tylko podoba. Nie obchodzi mnie czyj to świat. Chcę się stąd jedynie wydostać, podobnie zresztą jak inni. - zerknęła na Lotę, która wydawała się być szczęśliwa z faktu, że jej klątwa została przełamana. Nate miała nadzieję, że nie zamierza zostać tu na stałe i być "pieskiem" Pacynka. - Nie potrafisz nam pomóc, a liczą się czyny, nie słowa. Władasz nimi całkiem nieźle i próbujesz kupić sobie nasze zaufanie przyjacielskim tonem. Mamy stanąć u twego boku i walczyć z kimś, kto może wejść do naszego umysłu w każdej chwili i zrobić z nim co zechce? Nawet nie wiemy dokładnie kim jesteś. - W tym momencie zorientowała się, że sam Aulus mógł wykreować przed nimi tę wizję, by sprawdzić ich lojalność. Ktoś łatwowierny mógłby pomyśleć, że Ballar jest jego wybawieniem, a wtedy Aulus wiedziałby od razu, kogo może wykorzystać, a kogo zabić na miejscu. A jeśli to wszystko nieprawda? Jeśli rzeczywiście Pacynek jest złą istotą sięgającą po władzę?
- Kto nas obserwuje? Jaka ona? - zapytała nieco bardziej spokojniej. Czy ani Acheron, ani Lota nie zwróciła uwagi na to jedno zdanie? Wynikało z niego, że cały czas są przez kogoś obserwowani. Przez kogo? Czyżby ten głos, który kazał im iść za zakapturzonymi postaciami należał do kobiety? A może byli to słudzy Ballara? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. "wielcy magowie, którym wiecznie brak sił i czasu, psiakrew!" - pomyślała podnosząc elfkę i kładąc na sofie, którą wykreował im starzec. Bardzo chciała jej pomóc, lecz nie wiedziała jak... Musiała przyznać przed samą sobą - czekała na powrót klauna. Stanęła niedaleko szczurzycy i czekała na odpowiedź maga.
- Aulus
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przemieniony.
- Profesje:
- Kontakt:
Szkarłatne obłoki otulające świetliste gwiazdy, leniwie poruszały się na niebie ukrywając przed światem dwójkę wędrowców zmierzających w tylko im znanym kierunku, nocne rośliny ożyły w swym majestatycznym tańcu. Aulus odwrócił wzrok wpatrując się w wytwór wyobraźni...
Ziemia zadrżała na chwilę, a z jej wnętrza wynurzyły się zielone pędy, pnące się w górę. Zielone łodygi powoli zaczęły pęcznieć wypuszczając szerokie liście o ostrych krawędziach, gdy promienie gwiazd powoli wyłoniły się zza chmur, kwiat nieśmiało otworzył swą główkę, a ze środka wyłoniły się piękne żółte liście, rozpościerające swój blask, otaczając uśmiechniętą twarz małego dziecka. Wytwory chorego umysłu powoli wyrwały swe korzenie z ziemi, łącząc się swymi liśćmi w pary, Wesołe sięgające pasa wędrowcom, zaczęły kręcić się w rytm pięknej rzewnej melodii, granej przez skryte w wysokiej trawie świerszcze . Klaun stanął na chwilę oglądając pokaz pięknej magii, najczystszej odsłony całej sztuki uprawianej przez mędrców tego świata...Rośliny kołysały się poruszane lekkim wiatrem, a ich ruchy powoli stawały się coraz szybsze, Woń jaką roztaczały, przywodziła na myśl słoneczny letni poranek, nad leniwym potokiem. Skąpanym w blasku spokoju i ciszy.
Aulus po chwili ruszył dalej już więcej nie odwracając się w stronę "Balu kwiatów"... Wiedział że ich życie zaraz dobiegnie końca, by na nowo odrodzić się jutrzejszego wieczora. Prowadząc za sobą elfkę która co jakiś czas zadawała pytania, zastanowił się nad tym najważniejszym. Tym które mogło sprawdzić jak dobrze potrafi oceniać innych ludzi.
- Czy mogę ci ich opisać...
Zadał te pytanie bardziej do siebie, choć w głębi duszy cieszył się na tę chwilę spokoju... Dawno nie rozmawiał z nikim, nie pragnąc wykorzystać go do zaspokojenia swych wynaturzonych potrzeb.Przez chwilę rozmyślał nad grupą która zapewne odpoczywała w ziemistej grocie, z dala od wzroku swego oprawcy.
- Łącznie z tobą jest was pięcioro...Fallerianin, który niestety na swe nieszczęście postanowił sprawdzić pewne ognisko w lesie, trafił na naszą grupę w lesie...Rozegrała się walka z bandytami, Byłem zafascynowany jego osobą, nigdy nie widziałem żadnego przedstawiciela jego rasy...Chociaż często o nich czytałem. Wyczułem w nim pokrewną duszę, małomówny, nie skory do pomocy, dziwny osobnik którego myśli zdradzały więcej niż sama osoba....
Aulus uśmiechnął się na myśl o tym dziwnym jegomościu.
- Następny był Arthas, waleczny łowca potworów który zaczął całe to spotkanie... Jednak w nieszczęśliwych okolicznościach opuścił tę krainę z pogruchotanymi kośćmi.
Klaun pamiętał ten moment gdy ciało młodego wojownika roztrzaskało się o skały, pozostawiając po nim jedynie niewielką plamę krwi, przesiąkającej przez zaspę śniegu.
- Gdy jedno zginie inne musi trafić na jego miejsce... Taka obowiązuję tutaj zasada...
Pacynek zastanawiał się czemu mówi o tym wszystkim nieznajomej, czemu bez obawy o własny los przemierza nocne stepy u jej boku, prowadząc normalną dyskusję. Czy to był wpływ dziwnej kobiety do umyły której nie dał rady się wedrzeć... Czy nocna magia tego miejsca sprawiła że stał się mniej ostrożny, a może po prostu od dawna pragnął porozmawiać z kimś zdejmując magię swego szaleństwa utworzoną przez duszę poległych czarodziei, które teraz o dziwno bez komentarza ukrywały się w najmroczniejszych zakamarkach jego osoby.
- Gdy Arthas umarł...
Powiedział powoli kontynuując monolog.
- Sprowadziłem tutaj pewną elfkę, biedaczka wydawała się rozsądną osobą... Jednak nie poznałem się na niej zbyt dobrze. Nasze losy rozdzieliły istoty kierowane przez obecnego uzurpatora, który zasiada na tronie tej krainy... Gdy ponownie dane nam było się spotkać, Ta drobna istotka postanowiła skrócić me cierpienie, pozbawiając mnie życia...Niestety dla niej zwykły miedziany sztylet nie jest w stanie wyrządzić mi krzywdy, co więc mogę o niej powiedzieć. Jest nierozumną głupią przedstawicielką twej rasy, która nie potrafi trzymać emocji na więzi, ani planować swego ataku.
Aulus myśląc o niej, zdał sobie sprawę że emocję których właśnie jej dostarczał, mogą sprawić że stanie się całkiem nieprzydatna w dalszej rozgrywce o władzę... Powoli skupił swe myśli, po czym pstryknął palcami uwalniając ją z tej przeklętej wizji.
- No tak... Została nam jeszcze nasza Pijawka, kobieta cierpiąca nad własnym losem... Z jej wspomnień wyczytałem że jest niesamowicie rozdarta między swymi naturami, kiedyś wesoła leśna istota przemierzająca bezpieczne przystanie swej rasy. Teraz krwiożercza bestia w euforycznym tańcu pozbawiająca swe ofiary całej krwi jaka tętniła w ich żyłach. Idealny osobnik który potrafi poradzić sobie z przeciwnościami losu, chociaż zamknięty w dość kruchym opakowaniu...Jednak mam plan to zmienić, by jej bestia wzięła górę nad rozsądkiem, wtedy stanie się potężną bronią w doświadczonych rękach...
Pacynek pomyślał o ostatnim z towarzyszy...Charlotte, kobieta szczur. Jak ją przedstawić, jak opisać kogoś o kim ma tak sprzeczne uczucia.
- Jest tu jeszcze pewna kobieta, której raczej nie sposób jest opisać... Gdy walka z bandytami na dobre się rozegrała, wpadła w swym morderczym tańcu emanując swą siłą i brutalnym pięknem. O mało nie straciłem możliwości poznania jej bliżej, jednak jako człowiek wierzący w przeznaczenie, czuję że byliśmy na siebie skazani... Nasz los połączył się w tamtej chwili, a oboje posiadamy coś czego potrzebuje drugie z nas... Ja ochrony, zanim nie poznam skrytego władcy. A ona odpowiedzi na pytanie czy to kim stała się teraz, jest tylko fikcją, czy może mam dość mocy by odmienić jej życie. I przywrócić chociaż cień dawnego człowieczeństwa...
Aulus pomyślał o kobiecie, starając się pozbierać swe myśli. Jak bardzo była ona sprzeczna ze wszystkim co znał do tej pory, jak bardzo... I co tak na prawdę fascynowało go w jej osobie, przecież krwiożercza natura znajduję się w każdej istocie... Nawet jeśli się tego wypierała, każde z nas w najmroczniejszych zakamarkach własnej duszy, posiada demona który pielęgnowany przez lata. W końcu wypełza przebudzony przez drobny impuls... Aulus widział matki zabijające własne dzieci, z piekielnym wzrokiem topiąc je w domowych studiach. Widział ojców zdzierających skórę z własnych żon na oczach potomstwa, tylko za to że ta odważyła się zwrócić mu uwagę na jego stan upojenia. Czy takie przejawy okrucieństwa nie były jasnym dowodem na to że każdy z nas jest bestią, że mimo masek jakie nakładamy na twarz, żadne z nas nie jest w stanie się od tego uwolnić. "Jesteśmy kim jesteśmy.Przestań się tym zadręczać"
Powiedział głos w jego głowie, który najpewniej należał do Allastora, maga z dalekiej mroźnej krainy, który za swe próby uwolnienia demona, z ostatniego kręgu piekła... Do którego każdy mag miał bezwzględny zakaz wstępu, został skazany na poćwiartowanie. Jednak strażnicy "Ulag'ra" Krainy w której się obecnie znajdowali, byli pełni podziwu jego zdolności...Więc postanowili zamknąć go w Falldaronie.
Pacynek napawając się spokojem dzisiejszej nocy, nawet nie zerkał w stronę elfki... Cała ta rozmowa zresztą i tak była jednostronna, pragnął jedynie na chwilę zapomnieć kim jest, jak wygląda, i co myślą o nim ci którzy znają jego prawdziwą naturę. Nie chciał zbyt szybko docierać do jaskini, to też nie zmieniając się w kruka wprowadził elfkę w leśne zacisze, prowadzące w stronę groty. Aulus wpatrując się w barwne kwiaty podchwytujące ważki w locie, przypomniał sobie naglę pewne zdarzenie które jako jedno z niewielu zapadło w jego pamięci...
Dwunaste urodziny, młody chłopiec stał na drewnianej skrzyni wyglądając przez okno swej wieży. Uwielbiał wpatrywać się w staw daleko w dole, po którym co rano pływały białe kaczki. Zapewne jedyne stworzenia realne w tej dziwnej fortecy, po której drewniane krzesła ścigały się korytarzami ze swymi twórcami, starając się uciec przed ich wolą, aby znów stać się tępymi meblami.
Młody Aulus zeskoczył ze skrzynki radośnie wskakując na łózko, które jego zdaniem przystosowane było dla kogoś o wyższym wzroście...Gdyż jeszcze kilka lat temu, mógł bez problemu wcisnąć się pod nie, nawet nie pochylając głowy...Powoli sięgnął po paczkę leżącą na stolę zastanawiając się co to jest, wczorajszego wieczora, główny opat...Stróż wszystkich adeptów, pozostawił ją jako jedyny pamiętając o jego urodzinach. Aulus mimo całej ciekawości jaka targała nim w nocy, powstrzymał emocje, czekając aż nadejdzie odpowiednia chwila. Po śniadaniu, porannym treningu, szybko wrócił do swego pokoju... I oto jest, brązowy niewielki pakunek, owinięty pomiętą wstążką. Chłopiec delikatnie pociągnął za jej koniec, a ta niczym lekkie piórko upadła na ziemię. Chłopiec odwinął papier, a pod nim ukazało się najzwyklejsze drewniane pudełko. Zaskoczony otworzył wieczko, a w środku leżała mała szklana kulka, która po bliższych oględzinach, okazała się magicznym pojemnikiem, w jej środku drobna para ludzi machała do niego, na przemian obrzucając się śniegiem, leżącym pod ich stopami. Aulus zafascynowany wpatrywał się w nią godzinami, podziwiając kunszt osoby która ją wykonała... to była jedna z ostatnich pięknych chwil w jego życiu...
Pacynek nawet nie zorientował się, kiedy zbliżyli się do jaskini. Delikatnie dotknął kieszeni swego fraka, czując lekką wypukłość...Pamiątkę z jego ostatnich urodzin dzieciństwa.
Przestrzeń sali maga, wypełniła się napiętą atmosferą... Gdy grupa podróżników postanowiła wreszcie dowiedzieć się czegoś o miejscu w którym przyszło im się znaleźć. Starzec spokojnie odczekał, aż natłok pytań wyleję się z ich ust, po czym przemówił równie spokojnie co na początku.
- Pozwolicie że odpowiem na najważniejsze pytania, gdyż czas i miejsce zbytnio nam nie sprzyjają... Może najpierw ty.
Tu zwrócił się do Charlotte. Przeczesując swą długą, siwą brodę.
- Nie moje dziecko, to nie ja się z wami kontaktowałem, nie wiem kim jest istota która tak bardzo przeraża naszego Aulusa, ale jeśli aby ją pokonać ściągnął tutaj was, oznacza to że jej magia jest niesamowicie potężna. Musicie na siebie uważać...
Starzec opuścił głowę zastanawiając się nad kolejnym pytaniem.
- Jak już powiedziałem, ciała magów które były tutaj zamykane, najczęściej pozostawały zamknięte w tajnych laboratoriach, gdzie specjalna grupa badała ich zdolności, bez obaw o możliwość wydostania się...Jednak z wami jest inaczej, nie czuję waszych ciał, nie wiem co jest nie tak. Ale całkiem możliwe jest, że nie tylko wasz umysł ale również i ciało, znajduję się w tej krainie... Nie jestem w stanie powiedzieć ci teraz nic więcej...
Monolog został przerwany przez białoskórą elfkę, która cierpiała w swych spazmach, na czerwonych dywanie komnaty maga...
Starzec rozpaczał że nie jest w stanie nic więcej zrobić, jednak praktyki klauna pozostawiały bezpowrotny ślad na umyśle.
- Kiedyś byłem strażnikiem tych więźniów, razem z dwunastoma innymi magami, pilnowaliśmy więzienia w którym zostali oni zamknięci...
Jednak pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że owe praktyki są niebezpieczne, a cześć z nas zaczęła coraz chętniej przebywać w nierealnej krainie... Któregoś dnia gdy jeden z nas odpowiedzialny za ochronę Falldarronu, bramę do pod światów, zaginął... Reszta z nas postanowiła go odszukać, jednak to co ujrzeliśmy przybywając tutaj przeraziła nas, przeszywając nasze ciała od tak dawna nieznanym uczuciem. Kraina została opanowana przez więźniów... Ta część którą udało nam się pojmać, zamknęliśmy w pozytywce, którą opieczętowaliśmy szczelnie specjalnym zaklęciem. Niestety większość uciekła, a nam nie udało się odnaleźć przyjaciela... Gdy Zakon został rozwiązany, a mnie mianowano na arcymistrza szkoły... Poznałem pewnego chłopca, który posiadał niezwykły dar. W wieku sześciu lat, potrafił wejść do umysłu największych magów w naszym zakonie, nikt nie dał rady go pokonać... Musieliśmy nałożyć na niego specjalne bariery, aby stłumić w nim tę siłę. I tak został zabrany do naszej świątyni, gdyż na zewnątrz byłby zbyt niebezpieczny.
Jednak w głębi duszy wiedziałem że kiedyś sprowadzi na nas zgubę... Jako główny arcymag, miałem za zadanie opiekować się szkatułką, w której przechowywana była esencja uwięzionych dusz...
Starzec przerwał na chwilę ukrywając twarz w dłoniach.
- I sięgnął on pewnej nocy po moc ukrytą w jej wnętrzu, pozbawił mnie życia magicznym sztyletem... A sam uciekł, stając się tym co widzieliście. Ostatkiem sił rzuciłem zaklęcie, gdyż wiedziałem że dusze które go opanują, będą pragnąc wrócić do Falldaronu, do krainy gdzie wabiła ich dziwna siła, której ja nie rozumiem... Jestem jedynie szczątkiem wspomnienia dawnej osoby, pozostaję tutaj w ukryciu, by starać się zniwelować niecne plany Aulusa i jego kompani...
Starzec spojrzał wprost w twarz pięknej dziewczyny po czym odezwał się cichym głosem...
- Poświęciłem własne życie aby nauczyć się go kochać, chciałem zmienić go w istotę która była by lepsza dla tego świata... Jednak zawiodłem, i proszę cię o jedno, nawet jeśli wątpisz w mą szczerość, nawet jeśli sądzisz że jestem kolejną ułudą tego świata... To postaraj się go zmienić, kontynuuj mą misję, w której poniosłem tak sromotną porażkę... On czuję dziwne emocje gdy zagląda do twego umysłu, może jesteście obcy, może nie macie ze sobą wiele wspólnego. Ale jedno was łączy, oboje poszukujecie swego miejsca na świecie, i kogoś kto będzie jasnym punktem w mrokach tego świata, do którego zawsze możecie wrócić...
Starzec skończył a na jego twarzy pojawiła się samotna przezroczysta kropla, powoli znikająca w gęstwinie jego brody.
Odwracając wzrok, spojrzał na Acherona oraz Pijawkę, którzy również domagali się odpowiedzi... Jednak czół wyraźnie, że Aulus był coraz bliżej jaskini, i teraz każda chwila się liczyła.
- Jeśli zginiecie tutaj, wasz umysł może wrócić do ciała, albo na zawsze zostać uwięziony w tym świecie... Teraz gdy na tronie zasiada nieznany władca, jest bardzo prawdopodobne że wyłapuję wszystkie dusze. Mam pewną teorię...
Powiedział postukując palcami o blat stołu.
- Iż upiory które spotkaliście, są spętanymi umysłami osób które przez lata oddały tutaj swój żywot... Jeśli tak jest, to zapewne żadne z was nie chce tak skończyć.
Starzec czół że Aulus jest coraz bliżej...
- Muszę was odesłać, Aulus jest coraz bliżej... Proszę was tylko o jedno, nie zdradzajcie tego spotkania, gdy przyjdzie czas ponownie z wami porozmawiam... Wieżę w waszą siłę i w to że dacie sobie radę, tylko musicie działać razem, nie dajcie sobą zawładnąć, nie działajcie w pojedynkę, i nie udawajcie samotników w tym świecie... Tutaj te cechy mogą sprowadzić na was jedynie śmierć... Zablokuję to spotkanie w waszych umysłach, aby nasz Klaun nie był w stanie go znaleźć... Proszę was uważajcie... I przepraszam, że nie jestem w stanie zrobić nic więcej, drogie dzieci.
Starzec czując że nie ma już czasu, machnął dłonią... A cała sala zamigotała, po chwili ponownie znaleźli się w okrągłej sali, otoczonej śpiącymi kragami w swych wydrążonych wnękach.
Tym razem jednak wszyscy znajdowali się przy ognisku, nawet blada elfka siedziała spokojnie, a jej twarz nie zdradzała już niedawnego cierpienia...
Zapewne nikt poza samym Aulusem nie zdawał sobie sprawy, że niedawne cierpienie, a raczej wspomnienie najgorszej nocy w jej życiu...
Zostało po prostu zablokowane... Jeśli ponownie go zawiedzie, wystarczy krótka chwila aby to zmienić.
Aulus wpatrywał się w migoczący księżyc nad swą głową, zastanawiając się nad kolejnym krokiem w ich działaniach... Nie mogą iść pod bramy cytadeli, bo to groziło rychłą śmiercią... Musiał coś wymyślić.
Drewniane golemy maszerowały przez chwilę u jego boku zmierzając s stronę serca lasu, jako strażnicy puszczy co noc za zadanie mieli patrolowanie terenu... Aby istoty mieszkające wewnątrz, mogły wieść swój nędzny żywot. Ludzie o przeraźliwie chudych ciałach, przepasani jedynie opaskami biodrowymi, krążyli nad jego głową co jakiś czas z gracją jastrzębia podchwytując w krzakach samotnie włóczącego się kraga, ich przysmak za którym wręcz przepadali... I tak koło życia co nos kręciło się mozolnie, a każdy musiał znać swe miejsce...
Aulus powoli przedarł się przez gęste krzaki, wpadając wprost do jaskini, instynktownie odwrócił się w stronę elfki, która o dziwo wciąż za nim podążała. Powoli minęli katakumby, z dziecio - podobnymi istotami, zmierzając w stronę grupy która o dziwo spoczywała razem przy dogasającym ognisku...
"Czyżby nareszcie się dogadali.Nie.Nawet tutaj zdarzają się cuda"
Pacynek uśmiechnął się słysząc ponownie wewnętrzne głosy, znak że jednak nie jest samotny. Wpatrując się w tych obcych ludzi, poczuł dziwną energię emanującą z ich ciał, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd ją znał... Po chwili jednak odpowiedź sama przyszła mu do głowy... A on jedynie ponownie uśmiechnął się szeroko...
Więc jednak nie zginął. Mówiłem ci że go nie doceniasz. Stary dureń cię wykiwał. Ten stary dureń więził was przez niemal sto lat...
Mężczyzna nawet się ucieszył, co zdumiało go niemal tak jak wiadomość o życiu jego dawnego mistrza... W pewnym sensie zawsze traktował go jak ojca, był dla niego kimś więcej niż zamyślonym starcem którego obawiano się w połowie krainy... To jednak nie przeszkodziło mu w wetknięciu sztyletu w jego wiekowe serce...
"Miło Ballarze że wciąż o mnie pamiętasz"...
Pomyślał, wpatrując się w istoty które były coraz bliżej... Już chciał przemówić, odwracając się w stronę elfki, jednak tym razem nie ujrzał przerażonej twarzy, osoby która zagubiła się w obcym świecie, tym razem widział pustkę, w czarnych martwych oczach.
I szeroki uśmiech, tak dobrze znany jego osobie...
-Kim ty jesteś?
Zapytał spoglądając w twarz dziewczyny która znajdowała się na wyciągnięcie dłoni przed nim...Niemal czuł zapach leśnych igieł, i dziwną aurę zepsucia którą nagle zaczęła roztaczać... Powoli przeniósł wzrok na swą pierś, i ujrzał bogato zdobioną rękojeść sztyletu, wystającą z miejsca, które tak dawno temu ona sam wybrał aby dokonać swego pierwszego mordu...
Ostatkiem sił, posłał swe myśli we wszystkich kierunkach... Mając nadzieję, że to jeszcze nie koniec.
Przecież to nie może być koniec...
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przeklęty człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Była zagubiona. Już sama nie wiedziała co jest jawą a co snem. Aulus przeniósł ich do swojego świata ostrzegając, że nic nie jest tym, na co wygląda. Rozumiała to, była przygotowana na całą masę rozczarowań. Podejrzewała nawet, że bardzo szybko skończy martwa biorąc pod uwagę śmierć Arthasa. Zamiast tego Pacynek wybrał ją do jakiejś misji mówiąc, że jest wyjątkowa, a chwilę później nawiedzony stary zrzęda robi jej z mózgu budyń. Może źle go na początku oceniła? Już sama nie wiedziała... Nadal mu nie ufała, zbyt wiele miał w sobie sprzeczności. A może to instynkt zamkniętej w jej ciele bestii tak jej podpowiadał? Była rozdarta. Chciała wierzyć Aulusowi, że jest w stanie zdjąć z niej klątwę, lecz z drugiej strony sprowadził ją tutaj każąc walczyć na śmierć i życie. A Ballar? Najpierw twierdził, że Pacynek jest bestią, którą trzeba niezwłocznie pokonać, a po chwili opowiadał jej o tym, jak to próbował nauczyć go miłości. Już kompletnie się pogubiła. No, ale może po kolei...
Aulus był w tarapatach. Tyle zdołała zrozumieć po wypowiedzi czarodzieja. Ktoś połasił się o kontrolowanie świata, który sam wykreował tworząc te wszystkie wspaniałości. Analizując to, czego dowiedziała się od starca zaczęła przypuszczać, że mógł to zrobić inny więzień, którego niegdyś uwięziono w tym nierzeczywistym świecie. Może podczas nieobecności Klauna znalazł jakimś cudem dostęp do Falldaronu i korzystając, że nie było tu prawowitego władcy, za którego nadal go uważała, postanowił sobie podporządkować to uniwersum? Cóż, jeśli miała rację, wtedy powoli układałoby się to w całość.
Inna możliwość była taka, iż Pacynek podczas przemierzania Alaranii narobił sobie sporo wrogów. Z resztą... to by jej nawet nie zdziwiło. Był bardzo specyficzny i nie miała tutaj wcale na myśli jedynie wyglądu. Pewnie niesłusznie, lecz odniosła wrażenie, jakby mężczyzna szukał na każdym kroku odpowiedzi dotyczących własnych uczuć. Nawet nie była pewna skąd taka myśl pojawiła się w jej umyśle. Może to sobie wyobraziła? Nie było to jednak takie zupełnie bezpodstawne. Przez cały czas Aulus zdawał się nosić tysiące masek, które zmieniał zależnie od sytuacji. Począwszy o skrajnej obojętności, przez fałszywą radość, gniew... Czym różnił się w tej kwestii od Charlotte, która używała podobnej metody, żeby przeżyć? Z tym, że ona chciała je schować przed innymi, a Pacynek zdawał się ich nie rozumieć, lub wręcz obawiać własnych uczuć. Oczywiście wszystko mogło być wyłącznie jej wyobrażeniem.
A potem czarodziej powiedział coś, co niezmiernie ją zaintrygowało. Nie mógł wyczuć ich ciał? Teoretycznie powinna się bardzo zmartwić tą wiadomością. Nadal nie wiedzieli jak bardzo wizyta w Falldaronie wpłynie na ich życia po ewentualnym wydostaniu się stąd. Słowa starca zmusiły ją jednak do zwrócenia uwagi na jedną możliwość. Jeśli faktycznie Aulus przeniósł tutaj ich ciała jak wielką siłą musi dysponować? O ile Ballar miał rację, to Pacynek wprowadził fizyczną część swojej małej drużyny do nierealnego świata stworzonego po to, żeby pierwotnie spełniać rolę więzienia. Kolejny raz zrodziła się w niej nadzieja, że klaun mówił prawdę. Jeśli tylko zrobi to, czego od niej oczekuje... Być może zdoła zdjąć z niej klątwę? Nadzieja była niczym pochodnia tląca się nieprzerwanie - dawała jednocześnie ciepło, którego dziewczyna tak potrzebowała, a jednocześnie sprawiała, że jej myśli były bardziej klarowne i niczym nie zmącone. A podobno prawidłowe analizy można wykonywać jedynie ze stoickim spokojem!
Teraz jednak czuła jednocześnie złość wobec Ballara i zalążki czegoś, czego nie potrafiła nazwać. Sympatii? Zaufania? Opowiadał im historię w całkiem przytulnym pomieszczeniu. Ogień trzaskał w kominku, a ona niczym urzeczona słuchała kolejnych prawd, którymi dzielił się z nimi. Pomijając na moment sam sens wypowiedzi czarodzieja Charlotte nagle poczuła wstyd. Starzec nie chciał dla nich źle, powoli zaczynało to do niej docierać. Przyjął ich do siebie, starał się dać im najwięcej informacji jak tylko mógł, a ona potraktowała go... Nie chciała nawet o tym myśleć. Czuła się z tym naprawdę źle. Nie mogła na to jednak nic poradzić. Nie umiała zaufać, bała się tego bardzo. Zaufanie prowadziło do zawierania więzi, a te z kolei uzależniały kogoś od drugiej osoby. Właśnie tego się najbardziej obawiała... Nie chciała zostać kolejny raz zraniona przez bliską siebie osobę. A staruszek? Teraz, kiedy na niego patrzyła nie widziała tak wiele fałszu. Wydawało jej się, że naprawdę w jego oczach zdaje się być małą, zagubioną dziewczynką. Przez chwilę zapragnęła skryć się w czyichś ramionach i po prostu zacząć płakać. Jak bardzo poznanie Aulusa odbije się na jej psychice? Odkrywała w sobie rzeczy, których niegdyś nie była wcale świadoma. Poprzez brutalną konfrontację z przeciwnościami wszelkiej maści zmusił ją do stawienia czoła swemu najgorszemu wrogowi - jej samej. Nie wiedziała, czy jest na niego z tego powodu zła, czy może wdzięczna.
Ballar opowiadał im jednak o czymś, czego pominąć nie mogła. O ile pierwszą część historii po prostu przyjęła do zrozumienia, tak druga powiedziała jej wiele o Pacynku. Nie popierała pieczętowania jego mocy. Kiedyś słyszała, że takie zamykanie na siłę magicznych zdolności prowadziło później do straszliwych konsekwencji. Czy to właśnie było najwcześniejszą przyczyną tego, kim stał się Aulus? Żeby tego jeszcze było mało czarodziej powiedział, że wziął go pod swoje skrzydła, kiedy ten miał zaledwie cześć lat. O ile dobrze rozumiała, to chłopiec, którym wtedy był, wychowywał się zupełnie bez rodziców. W sumie... potrafiła to sobie nawet wyobrazić. Posiadacz wielkiej siły, którą przewyższał najznakomitszych mędrców i magów był jedynie dzieckiem. Kto wie, czy potrafił wtedy kontrolować swoją moc? A ludzie bali się tego, czego nie mogli kontrolować. Szczególnie, jeśli tym czymś było dziecko o ponadprzeciętnych zdolnościach. Ile osób lękało się, iż ten niewielki chłopiec dla zabawy namiesza im w głowach albo sprowadzi na nich iluzje tak rzeczywiste, że nie sposób będzie odróżnić ich od prawdziwego świata? "Jesteśmy tacy sami... odrzuceni przez najbliższych, zmagający się z siłami, które niekoniecznie rozumiemy. Ty jednak się nie poddałeś, prawda? Wywalczyłeś sobie szacunek innych. Jak bardzo musisz być samotny, Aulusie? Czy miałeś w swoim życiu chociaż jedną osobę bliską Twojemu sercu?" Im więcej dowiadywała się odnośnie Pacynka, tym jej osąd na jego temat zmieniał się diametralnie. Pomyślała też o wspaniałościach, które mijała wędrując przez Falldaron. "Czy ktoś, kto stworzył tak piękne rzeczy naprawdę jest całkowicie zły...?"
Teraz wiedziała już na pewno, że źle oceniła starca. Mimo tego, że pragnął powstrzymać Aulusa przed... no właśnie, czym dokładnie? On się o niego troszczył. Widziała to teraz w jego oczach. Wyraz twarzy mędrca, kiedy opowiadał o chłopcu, którego wziął na wychowanie. "On go kochał..." Czy Pacynek to dostrzegał? Słuchała Ballara z największą uwagą, na jaką było ją stać. Nie chciała przegapić żadnego słowa, chłonęła je jak gąbka. "Nie mamy ze sobą wiele wspólnego? Wręcz przeciwnie... Czy to nie dziwne? Coraz bardziej mam wrażenie, jakby w jakiś sposób jego dusza była pokrewna do mojej." Czarodziej pozwolił jej wyraźnie to sobie uświadomić.
- Przepraszam... - szepnęła tak cicho, że równie dobrze nikt mógł jej nie usłyszeć. Słowa skierowała jednak do czarodzieja. Było jej wstyd za to, jak źle go osądziła. Opuściła głowę kajając się w sobie. Czy naprawdę nie mogła chociaż raz być bardziej otwarta wobec osób, które chciały jedynie pomóc? W ten sposób odpychała od siebie wszystkich, zniechęcała ich. Czy nie taki był jednak je pierwotny zamiar? Odstraszyć od siebie wszystkich, których mogłaby pokochać, zanim skrzywdzi ich, lub oni ją? Powoli zaczynała myśleć, że takie postępowanie, chociaż skuteczne, donikąd jej nie zaprowadzi.
- Jednak jeśli masz rację i te upiory to dusze czarodziejów... może jest sposób, żeby ich uwolnić spod władzy tego uzurpatora? - W sumie mówiła bardziej do siebie, niż to Ballara. Gdyby udało im się tego dokonać mogliby zyskać dodatkowych sojuszników, a nawet gdyby tak się nie stało, to kto byłby zadowolony z bycia ciemiężonym? Jeśli dobrze to rozegrają może nie będą musieli samotnie stawać przeciwko mocy, której nawet Aulus się lękał.
Niestety nie doczekała się już odpowiedzi. Wyciągnęła dłoń krzycząc coś w kierunku maga, jednak żaden dźwięk nie wyszedł z jej ust. Dostrzegła jedynie niknący uśmiech na twarzy mężczyzny oraz smutny wyraz jego oczu. Naprawdę... żałowała, że nie dane jej było poznać Ballara, kiedy jeszcze żył.
Wrócili. Tym razem jednak wszyscy znajdowali się w grocie Kragów siedząc przy ognisku. Dostrzegła nawet Isarielę, której nie krępowały już łańcuchy stworzone przez Pacynka. Czyżby mag dotrzymał słowa i przyniósł jej ulgę w cierpieniach, których doznawała przez własne nierozważne działanie? Nadal nie żywiła do niej sympatii, jednak na pewno nie cieszyła się w żaden sposób z jej bólu. Niestety, był on konsekwencją podjętych przez elfkę decyzji. Charlotte widziała także Acherona oraz Nate, która została przeniesiona z powrotem do reszty drużyny z... cóż, gdziekolwiek była.
Wtem jej uwagę zwróciło zamieszanie wśród Kragów. Wstała z piaskowej nawierzchni, żeby zbliżyć się nieco w kierunku wyjścia z jaskini. Nie wiedziała co też powtarzają sobie w kółko stworki, u których obecnie gościli. Rozumiała jedynie imię Aulusa przewijające się co rusz w ich wypowiedziach. Czyżby wracał? Z nieznanych dla siebie przyczyn ucieszyła się z tego. Niby nie powinna, ale z drugiej strony... dlaczego nie? Wypatrywała go wśród korytarzy oświetlonych jedynie blaskiem pochodni nie śmiąc jednak postąpić nawet kroku w jego stronę.
Aż w końcu go zobaczyła. Wyglądał dokładnie tak samo jak zapamiętała z tą swoją bladą cerą, posiniałymi ustami oraz czarnymi niczym smoła oczyma przepełnionymi... nawet nie umiała tego nazwać. Cieszyła się z jego przybycia, jednak nie uśmiechnęła się, nie wykonała żadnego gestu świadczącego o tym, że na niego czekała. Wyuczona przez tyle lat ostrożność kazała jej powściągnąć wszelkie emocje, żeby nikt nie dostrzegł co tak naprawdę dzieje się w jej duszy. Ale... on przecież to widział. Potrafił wydobyć na światło dzienne jej wszystkie lęki i pragnienia, do których nie przyznawała się sama przed sobą. Wyciągał na wierzch ból i cierpienie, którego doznała podczas swojego krótkiego życia... Miała raptem nieco ponad dwadzieścia lat, jednak ciężarem doświadczenia życiowego dorównywała wiekowym mędrcom.
Aulus nie był jednak sam. Prowadził ku nim kolejną istotę... Kobietę łudząco podobną do Charlotte w jej obecnej postaci. Długie ciemne włosy, jasna cera... tylko oczy nie pasowały. Oczy oraz uszy, których szpiczaste końcówki wystawały spomiędzy kruczoczarnych pasm. "Kolejny elf?" Poczuła dziwny zawód. Z nich wszystkich jedynie ona była człowiekiem. Nie posiadała skrzydeł, dzięki którym mogła latać, czy też wyostrzonych zmysłów leśnego ludu. Irytującym był fakt, że pozostawała z najsłabsza z całej grupy. Jednak... dlaczego Pacynek sprowadził tutaj następną osobę? Nikt z nich nie zginął, więc nie było potrzeby uzupełniania liczby "graczy". A może elfka wcale nie pochodziła z Alaranii, jak pierwotnie założyła Lottie? Przecież równie dobrze mogła być jednym z mieszkańców Falldaronu.
Obserwowała jak Aulus się odwraca, by coś powiedzieć do stojącej za nią kobiety. Charlotte wcześniej nie dostrzegła zmiany, jaka zaszła w ich nowej towarzyszce, nie potrafiła wszakże odczytywać aur. Niemniej jednak po wyrazie twarzy oraz oczach elfki wiedziała, że coś nie gra. Do tego Pacynek pytał ją kim jest. Jak mógł nie wiedzieć, skoro ją sprowadził?! Chyba, że chodziło tutaj o coś głębszego, niż była w stanie dostrzec. Być nie miał na myśli tożsamości samej elfki lecz czegoś lub kogoś, kto nią manipulował?
W jednej chwili jednak doznała całkowitego szoku. Otworzyła oczy, a jej źrenice rozszerzyły się maksymalnie. Jedyne, o czym była w stanie myśleć to rękojeść sztyletu zatopiona w piersi mężczyzny, który podczas swojej nieobecności stał się jej zadziwiająco bliski. Wraz z kolejnym uderzeniem serca szok zaczął się przeradzać w złość, ten zaś w gniew, aż w końcu i ten ewoluował w najgorętszą rządzę krwi. "Jak ona śmiała...?! JAK?!" Charlotte była w stanie myśleć jedynie o jednym - Aulus był ranny. Sztylet wbity w serce... czy był w stanie to przeżyć? "Błagam, nie umieraj!" Nie wiedziała dlaczego tak bardzo bała się o Pacynka, lecz nie zamierzała się nawet zastanawiać nad tym. Bestia w jej wnętrzu wręcz ryczała z chęci uwolnienia się. To był pierwszy raz, kiedy Lottie wcale nie chciała jej powstrzymywać. Chciała posmakować krwi elfki, która ośmieliła się podnieść rękę na prawowitego władcę tego świata.
Wraz z kolejnym uderzeniem serca dziewczyny nadeszła fala mocy Aulusa. Nie wiadomo, czy to wybuch emocji Szczurzycy, czy też właśnie siła Pacynka sprawiła, że Charlotte uległa przemianie. Po raz pierwszy całkowicie zgadzała się z tym, co zamierzał zrobić ratakar. Wszystko trwało raptem kilka sekund, od kiedy sztylet znalazł się w piersi mężczyzny. Jaskinię wypełnił głośny ryk bestii pełen gniewu i wewnętrznego bólu. Nigdy jeszcze się tak nie czuła... Wybiła się z tylnych kończyn i skoczyła na elfkę powalając ją na ziemię, by następnie chwycić w paszczę jej prawe ramię, unieść w powietrze i rzucić o ścianę korytarza. Nie dała jej jednak czasu na osunięcie się na ziemie, tylko dopadła do niej kolejny raz wbijając szpony w brzuch kobiety, a przerażające ostre kły zaciskając na jej gardle. Nie wgryzła się jednak mocno w jej szyję powalając ją kolejny raz na ziemię. Przygnieciona ciężarem dwumetrowej bestii nie miała szansy się uwolnić.
Jakimś cudem Charlotte miała kontrolę nad swoją nocną formą. Nie dość, że przeobraziła się z własnej woli, to jeszcze jej umysł w pełni panował nad ciałem. Tylko i wyłącznie dlatego elfka jeszcze żyła, lecz wystarczył jeden nieodpowiedni ruch, by silna szczęka Szczurzycy całkiem przegryzła jej krtań łamiąc kręgosłup szyjny i przy okazji przerywając rdzeń kręgowy. W myślach Lottie przeklinała Aulusa za jego głupotę, że dał się tak podejść. "Nawet nie waż się umierać! Słyszysz ty cholerny klaunie? Masz żyć!" Nie chodziło o to, żeby przekazać swoje słowa do Pacynka. W tej formie nie mogła się porozumieć z innymi, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby ich niedoszły oprawca nie dał się zabić. Nie chciała tego... Tak bardzo się bała, że umrze! Uniosła niepewnie wzrok bojąc się tego co zobaczy, jednak musiała sprawdzić co z Aulusem...
Aulus był w tarapatach. Tyle zdołała zrozumieć po wypowiedzi czarodzieja. Ktoś połasił się o kontrolowanie świata, który sam wykreował tworząc te wszystkie wspaniałości. Analizując to, czego dowiedziała się od starca zaczęła przypuszczać, że mógł to zrobić inny więzień, którego niegdyś uwięziono w tym nierzeczywistym świecie. Może podczas nieobecności Klauna znalazł jakimś cudem dostęp do Falldaronu i korzystając, że nie było tu prawowitego władcy, za którego nadal go uważała, postanowił sobie podporządkować to uniwersum? Cóż, jeśli miała rację, wtedy powoli układałoby się to w całość.
Inna możliwość była taka, iż Pacynek podczas przemierzania Alaranii narobił sobie sporo wrogów. Z resztą... to by jej nawet nie zdziwiło. Był bardzo specyficzny i nie miała tutaj wcale na myśli jedynie wyglądu. Pewnie niesłusznie, lecz odniosła wrażenie, jakby mężczyzna szukał na każdym kroku odpowiedzi dotyczących własnych uczuć. Nawet nie była pewna skąd taka myśl pojawiła się w jej umyśle. Może to sobie wyobraziła? Nie było to jednak takie zupełnie bezpodstawne. Przez cały czas Aulus zdawał się nosić tysiące masek, które zmieniał zależnie od sytuacji. Począwszy o skrajnej obojętności, przez fałszywą radość, gniew... Czym różnił się w tej kwestii od Charlotte, która używała podobnej metody, żeby przeżyć? Z tym, że ona chciała je schować przed innymi, a Pacynek zdawał się ich nie rozumieć, lub wręcz obawiać własnych uczuć. Oczywiście wszystko mogło być wyłącznie jej wyobrażeniem.
A potem czarodziej powiedział coś, co niezmiernie ją zaintrygowało. Nie mógł wyczuć ich ciał? Teoretycznie powinna się bardzo zmartwić tą wiadomością. Nadal nie wiedzieli jak bardzo wizyta w Falldaronie wpłynie na ich życia po ewentualnym wydostaniu się stąd. Słowa starca zmusiły ją jednak do zwrócenia uwagi na jedną możliwość. Jeśli faktycznie Aulus przeniósł tutaj ich ciała jak wielką siłą musi dysponować? O ile Ballar miał rację, to Pacynek wprowadził fizyczną część swojej małej drużyny do nierealnego świata stworzonego po to, żeby pierwotnie spełniać rolę więzienia. Kolejny raz zrodziła się w niej nadzieja, że klaun mówił prawdę. Jeśli tylko zrobi to, czego od niej oczekuje... Być może zdoła zdjąć z niej klątwę? Nadzieja była niczym pochodnia tląca się nieprzerwanie - dawała jednocześnie ciepło, którego dziewczyna tak potrzebowała, a jednocześnie sprawiała, że jej myśli były bardziej klarowne i niczym nie zmącone. A podobno prawidłowe analizy można wykonywać jedynie ze stoickim spokojem!
Teraz jednak czuła jednocześnie złość wobec Ballara i zalążki czegoś, czego nie potrafiła nazwać. Sympatii? Zaufania? Opowiadał im historię w całkiem przytulnym pomieszczeniu. Ogień trzaskał w kominku, a ona niczym urzeczona słuchała kolejnych prawd, którymi dzielił się z nimi. Pomijając na moment sam sens wypowiedzi czarodzieja Charlotte nagle poczuła wstyd. Starzec nie chciał dla nich źle, powoli zaczynało to do niej docierać. Przyjął ich do siebie, starał się dać im najwięcej informacji jak tylko mógł, a ona potraktowała go... Nie chciała nawet o tym myśleć. Czuła się z tym naprawdę źle. Nie mogła na to jednak nic poradzić. Nie umiała zaufać, bała się tego bardzo. Zaufanie prowadziło do zawierania więzi, a te z kolei uzależniały kogoś od drugiej osoby. Właśnie tego się najbardziej obawiała... Nie chciała zostać kolejny raz zraniona przez bliską siebie osobę. A staruszek? Teraz, kiedy na niego patrzyła nie widziała tak wiele fałszu. Wydawało jej się, że naprawdę w jego oczach zdaje się być małą, zagubioną dziewczynką. Przez chwilę zapragnęła skryć się w czyichś ramionach i po prostu zacząć płakać. Jak bardzo poznanie Aulusa odbije się na jej psychice? Odkrywała w sobie rzeczy, których niegdyś nie była wcale świadoma. Poprzez brutalną konfrontację z przeciwnościami wszelkiej maści zmusił ją do stawienia czoła swemu najgorszemu wrogowi - jej samej. Nie wiedziała, czy jest na niego z tego powodu zła, czy może wdzięczna.
Ballar opowiadał im jednak o czymś, czego pominąć nie mogła. O ile pierwszą część historii po prostu przyjęła do zrozumienia, tak druga powiedziała jej wiele o Pacynku. Nie popierała pieczętowania jego mocy. Kiedyś słyszała, że takie zamykanie na siłę magicznych zdolności prowadziło później do straszliwych konsekwencji. Czy to właśnie było najwcześniejszą przyczyną tego, kim stał się Aulus? Żeby tego jeszcze było mało czarodziej powiedział, że wziął go pod swoje skrzydła, kiedy ten miał zaledwie cześć lat. O ile dobrze rozumiała, to chłopiec, którym wtedy był, wychowywał się zupełnie bez rodziców. W sumie... potrafiła to sobie nawet wyobrazić. Posiadacz wielkiej siły, którą przewyższał najznakomitszych mędrców i magów był jedynie dzieckiem. Kto wie, czy potrafił wtedy kontrolować swoją moc? A ludzie bali się tego, czego nie mogli kontrolować. Szczególnie, jeśli tym czymś było dziecko o ponadprzeciętnych zdolnościach. Ile osób lękało się, iż ten niewielki chłopiec dla zabawy namiesza im w głowach albo sprowadzi na nich iluzje tak rzeczywiste, że nie sposób będzie odróżnić ich od prawdziwego świata? "Jesteśmy tacy sami... odrzuceni przez najbliższych, zmagający się z siłami, które niekoniecznie rozumiemy. Ty jednak się nie poddałeś, prawda? Wywalczyłeś sobie szacunek innych. Jak bardzo musisz być samotny, Aulusie? Czy miałeś w swoim życiu chociaż jedną osobę bliską Twojemu sercu?" Im więcej dowiadywała się odnośnie Pacynka, tym jej osąd na jego temat zmieniał się diametralnie. Pomyślała też o wspaniałościach, które mijała wędrując przez Falldaron. "Czy ktoś, kto stworzył tak piękne rzeczy naprawdę jest całkowicie zły...?"
Teraz wiedziała już na pewno, że źle oceniła starca. Mimo tego, że pragnął powstrzymać Aulusa przed... no właśnie, czym dokładnie? On się o niego troszczył. Widziała to teraz w jego oczach. Wyraz twarzy mędrca, kiedy opowiadał o chłopcu, którego wziął na wychowanie. "On go kochał..." Czy Pacynek to dostrzegał? Słuchała Ballara z największą uwagą, na jaką było ją stać. Nie chciała przegapić żadnego słowa, chłonęła je jak gąbka. "Nie mamy ze sobą wiele wspólnego? Wręcz przeciwnie... Czy to nie dziwne? Coraz bardziej mam wrażenie, jakby w jakiś sposób jego dusza była pokrewna do mojej." Czarodziej pozwolił jej wyraźnie to sobie uświadomić.
- Przepraszam... - szepnęła tak cicho, że równie dobrze nikt mógł jej nie usłyszeć. Słowa skierowała jednak do czarodzieja. Było jej wstyd za to, jak źle go osądziła. Opuściła głowę kajając się w sobie. Czy naprawdę nie mogła chociaż raz być bardziej otwarta wobec osób, które chciały jedynie pomóc? W ten sposób odpychała od siebie wszystkich, zniechęcała ich. Czy nie taki był jednak je pierwotny zamiar? Odstraszyć od siebie wszystkich, których mogłaby pokochać, zanim skrzywdzi ich, lub oni ją? Powoli zaczynała myśleć, że takie postępowanie, chociaż skuteczne, donikąd jej nie zaprowadzi.
- Jednak jeśli masz rację i te upiory to dusze czarodziejów... może jest sposób, żeby ich uwolnić spod władzy tego uzurpatora? - W sumie mówiła bardziej do siebie, niż to Ballara. Gdyby udało im się tego dokonać mogliby zyskać dodatkowych sojuszników, a nawet gdyby tak się nie stało, to kto byłby zadowolony z bycia ciemiężonym? Jeśli dobrze to rozegrają może nie będą musieli samotnie stawać przeciwko mocy, której nawet Aulus się lękał.
Niestety nie doczekała się już odpowiedzi. Wyciągnęła dłoń krzycząc coś w kierunku maga, jednak żaden dźwięk nie wyszedł z jej ust. Dostrzegła jedynie niknący uśmiech na twarzy mężczyzny oraz smutny wyraz jego oczu. Naprawdę... żałowała, że nie dane jej było poznać Ballara, kiedy jeszcze żył.
Wrócili. Tym razem jednak wszyscy znajdowali się w grocie Kragów siedząc przy ognisku. Dostrzegła nawet Isarielę, której nie krępowały już łańcuchy stworzone przez Pacynka. Czyżby mag dotrzymał słowa i przyniósł jej ulgę w cierpieniach, których doznawała przez własne nierozważne działanie? Nadal nie żywiła do niej sympatii, jednak na pewno nie cieszyła się w żaden sposób z jej bólu. Niestety, był on konsekwencją podjętych przez elfkę decyzji. Charlotte widziała także Acherona oraz Nate, która została przeniesiona z powrotem do reszty drużyny z... cóż, gdziekolwiek była.
Wtem jej uwagę zwróciło zamieszanie wśród Kragów. Wstała z piaskowej nawierzchni, żeby zbliżyć się nieco w kierunku wyjścia z jaskini. Nie wiedziała co też powtarzają sobie w kółko stworki, u których obecnie gościli. Rozumiała jedynie imię Aulusa przewijające się co rusz w ich wypowiedziach. Czyżby wracał? Z nieznanych dla siebie przyczyn ucieszyła się z tego. Niby nie powinna, ale z drugiej strony... dlaczego nie? Wypatrywała go wśród korytarzy oświetlonych jedynie blaskiem pochodni nie śmiąc jednak postąpić nawet kroku w jego stronę.
Aż w końcu go zobaczyła. Wyglądał dokładnie tak samo jak zapamiętała z tą swoją bladą cerą, posiniałymi ustami oraz czarnymi niczym smoła oczyma przepełnionymi... nawet nie umiała tego nazwać. Cieszyła się z jego przybycia, jednak nie uśmiechnęła się, nie wykonała żadnego gestu świadczącego o tym, że na niego czekała. Wyuczona przez tyle lat ostrożność kazała jej powściągnąć wszelkie emocje, żeby nikt nie dostrzegł co tak naprawdę dzieje się w jej duszy. Ale... on przecież to widział. Potrafił wydobyć na światło dzienne jej wszystkie lęki i pragnienia, do których nie przyznawała się sama przed sobą. Wyciągał na wierzch ból i cierpienie, którego doznała podczas swojego krótkiego życia... Miała raptem nieco ponad dwadzieścia lat, jednak ciężarem doświadczenia życiowego dorównywała wiekowym mędrcom.
Aulus nie był jednak sam. Prowadził ku nim kolejną istotę... Kobietę łudząco podobną do Charlotte w jej obecnej postaci. Długie ciemne włosy, jasna cera... tylko oczy nie pasowały. Oczy oraz uszy, których szpiczaste końcówki wystawały spomiędzy kruczoczarnych pasm. "Kolejny elf?" Poczuła dziwny zawód. Z nich wszystkich jedynie ona była człowiekiem. Nie posiadała skrzydeł, dzięki którym mogła latać, czy też wyostrzonych zmysłów leśnego ludu. Irytującym był fakt, że pozostawała z najsłabsza z całej grupy. Jednak... dlaczego Pacynek sprowadził tutaj następną osobę? Nikt z nich nie zginął, więc nie było potrzeby uzupełniania liczby "graczy". A może elfka wcale nie pochodziła z Alaranii, jak pierwotnie założyła Lottie? Przecież równie dobrze mogła być jednym z mieszkańców Falldaronu.
Obserwowała jak Aulus się odwraca, by coś powiedzieć do stojącej za nią kobiety. Charlotte wcześniej nie dostrzegła zmiany, jaka zaszła w ich nowej towarzyszce, nie potrafiła wszakże odczytywać aur. Niemniej jednak po wyrazie twarzy oraz oczach elfki wiedziała, że coś nie gra. Do tego Pacynek pytał ją kim jest. Jak mógł nie wiedzieć, skoro ją sprowadził?! Chyba, że chodziło tutaj o coś głębszego, niż była w stanie dostrzec. Być nie miał na myśli tożsamości samej elfki lecz czegoś lub kogoś, kto nią manipulował?
W jednej chwili jednak doznała całkowitego szoku. Otworzyła oczy, a jej źrenice rozszerzyły się maksymalnie. Jedyne, o czym była w stanie myśleć to rękojeść sztyletu zatopiona w piersi mężczyzny, który podczas swojej nieobecności stał się jej zadziwiająco bliski. Wraz z kolejnym uderzeniem serca szok zaczął się przeradzać w złość, ten zaś w gniew, aż w końcu i ten ewoluował w najgorętszą rządzę krwi. "Jak ona śmiała...?! JAK?!" Charlotte była w stanie myśleć jedynie o jednym - Aulus był ranny. Sztylet wbity w serce... czy był w stanie to przeżyć? "Błagam, nie umieraj!" Nie wiedziała dlaczego tak bardzo bała się o Pacynka, lecz nie zamierzała się nawet zastanawiać nad tym. Bestia w jej wnętrzu wręcz ryczała z chęci uwolnienia się. To był pierwszy raz, kiedy Lottie wcale nie chciała jej powstrzymywać. Chciała posmakować krwi elfki, która ośmieliła się podnieść rękę na prawowitego władcę tego świata.
Wraz z kolejnym uderzeniem serca dziewczyny nadeszła fala mocy Aulusa. Nie wiadomo, czy to wybuch emocji Szczurzycy, czy też właśnie siła Pacynka sprawiła, że Charlotte uległa przemianie. Po raz pierwszy całkowicie zgadzała się z tym, co zamierzał zrobić ratakar. Wszystko trwało raptem kilka sekund, od kiedy sztylet znalazł się w piersi mężczyzny. Jaskinię wypełnił głośny ryk bestii pełen gniewu i wewnętrznego bólu. Nigdy jeszcze się tak nie czuła... Wybiła się z tylnych kończyn i skoczyła na elfkę powalając ją na ziemię, by następnie chwycić w paszczę jej prawe ramię, unieść w powietrze i rzucić o ścianę korytarza. Nie dała jej jednak czasu na osunięcie się na ziemie, tylko dopadła do niej kolejny raz wbijając szpony w brzuch kobiety, a przerażające ostre kły zaciskając na jej gardle. Nie wgryzła się jednak mocno w jej szyję powalając ją kolejny raz na ziemię. Przygnieciona ciężarem dwumetrowej bestii nie miała szansy się uwolnić.
Jakimś cudem Charlotte miała kontrolę nad swoją nocną formą. Nie dość, że przeobraziła się z własnej woli, to jeszcze jej umysł w pełni panował nad ciałem. Tylko i wyłącznie dlatego elfka jeszcze żyła, lecz wystarczył jeden nieodpowiedni ruch, by silna szczęka Szczurzycy całkiem przegryzła jej krtań łamiąc kręgosłup szyjny i przy okazji przerywając rdzeń kręgowy. W myślach Lottie przeklinała Aulusa za jego głupotę, że dał się tak podejść. "Nawet nie waż się umierać! Słyszysz ty cholerny klaunie? Masz żyć!" Nie chodziło o to, żeby przekazać swoje słowa do Pacynka. W tej formie nie mogła się porozumieć z innymi, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby ich niedoszły oprawca nie dał się zabić. Nie chciała tego... Tak bardzo się bała, że umrze! Uniosła niepewnie wzrok bojąc się tego co zobaczy, jednak musiała sprawdzić co z Aulusem...
Fellarianin z fascynacją słuchał odpowiedzi starca. Jego opowieści były bardzo intrygujące, pozwalały nieco lepiej poznać Aulusa i magiczną krainę Falldaron. Ballar cały czas przemawiał niezwykle spokojnym głosem, co mocno zadziwiło Acherona. Jak ktoś kto poświęcił swoje życie, aby ochronić świat przed mocą Aulusa i uwięzionych w Falldaronie magów może z takim opanowaniem rozmawiać o swojej największej życiowej porażce? Mimo wszelkich starań, mimo chęci, mimo dobrych intencji Ballar zawiódł. Chłopiec, którego przez cały swój żywot kochał ponad wszystko zamordował starca z zimną krwią, a mimo to czarodziej nadal chce, aby Aulus stał się lepszym człowiekiem...
Otrzymane odpowiedzi mocno wstrząsnęły Fellarianinem. Fakt, że po śmierci może stać się jednym z pozbawionych uczuć czarnych bytów będących bezgranicznie posłusznych samozwańczemu władcy Falldaronu przeraził go nie na żarty. Dla Acherona było to gorsze niż potępienie, wolałby zostać strącony do piekielnych czeluści niż zostać zamieniony w pozbawionego uczuć i własnej woli mrocznego żołnierza. Starzec odpowiedziawszy na zadane pytania machnął dłonią i odesłał wędrowców do Falldaronu.
Acheron nie chciał wracać do jaskini Kragów. Wolał pozostać z Ballarem i słuchać jego opowieści. W towarzystwie sędziwego maga czuł się znacznie bezpieczniej niż w grocie dzieciopodobnych stworków. Ponadto czarownik chętnie dzielił się z podróżnikami cenną wiedzą mogącą uratować ich życie. Rozejrzawszy się po jaskini ujrzał nieobecną wcześnie wampirzyce i białą elfkę, której tortury tymczasowo dobiegły końca. Ballar zakończył jej cierpienia, lecz tym samym naraził się na zdemaskowanie przez Aulusa. Szlachetny gest...
Chwilę później Acheron usłyszał donośny hałas. Kragowie biegali po całej jaskini donośnie przy tym bełkocząc.
"Czy właśnie tak reagują na powrót Aulusa?"
Acheron zrobił kilka kroków w stronę wyjścia z jaskini. O dziwo Pacynek nie przybył po postacią kruka, lecz w swej ludzkiej formie. Dodatkowo towarzyszyła mu elfka. Fellarianin nie czuł entuzjazmu z powodu powrotu Aulusa. Po pierwsze zapewne ponownie otrzyma jakieś niebezpieczne zadanie. Dodatkowo znowu musiał przebywać w towarzystwie osoby mającej nieograniczony dostęp do wszystkich jego wspomnień i myśli. Nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Klaun odwrócił się w stronę elfki, a jego pierś przebiło zimne ostrze sztyletu. Ostrze bezproblemowo przebiło ciało mężczyzny niczym masło tym samym powalając Aulusa na ziemię. Czerwona posoka nieustannie wypływała z rany zabarwiając frakowi szkarłatny odcień. Truchło bezwładnie upadło na ziemię rozlewając krew we wszystkich kierunkach. Na twarzy Acherona zagościł sarkastyczny uśmiech, lecz niezwykle szybko zniknął. Śmierć Aulusa z początku go cieszyła, lecz później dostrzegł wynikające z niej konsekwencje. To Pacynek go tu uwięził i prawdopodobnie tylko on może odesłać Fellarianina z powrotem do Alaranii. Charlotte również nie cieszyła się z powodu śmierci klauna. W jednej chwili przybrała postać bestii i rzuciła się na morderczynię. Szczurzyca z niezwykłą brutalnością zaczęła kiereszować słabe ciało elfki. Fellarianin korzystając z okazji podbiegł do ciała Aulusa. Jego rana była niezwykle poważna, umiejętności Acherona były w tym przypadku bezużyteczne. Dodatkowo łucznik nie posiadał przy sobie żadnych medykamentów. Sytuacja była beznadziejna, Fellarianin nie wiedząc, co powinien uczynić poczekał na dalszy przebieg wydarzeń.
Otrzymane odpowiedzi mocno wstrząsnęły Fellarianinem. Fakt, że po śmierci może stać się jednym z pozbawionych uczuć czarnych bytów będących bezgranicznie posłusznych samozwańczemu władcy Falldaronu przeraził go nie na żarty. Dla Acherona było to gorsze niż potępienie, wolałby zostać strącony do piekielnych czeluści niż zostać zamieniony w pozbawionego uczuć i własnej woli mrocznego żołnierza. Starzec odpowiedziawszy na zadane pytania machnął dłonią i odesłał wędrowców do Falldaronu.
Acheron nie chciał wracać do jaskini Kragów. Wolał pozostać z Ballarem i słuchać jego opowieści. W towarzystwie sędziwego maga czuł się znacznie bezpieczniej niż w grocie dzieciopodobnych stworków. Ponadto czarownik chętnie dzielił się z podróżnikami cenną wiedzą mogącą uratować ich życie. Rozejrzawszy się po jaskini ujrzał nieobecną wcześnie wampirzyce i białą elfkę, której tortury tymczasowo dobiegły końca. Ballar zakończył jej cierpienia, lecz tym samym naraził się na zdemaskowanie przez Aulusa. Szlachetny gest...
Chwilę później Acheron usłyszał donośny hałas. Kragowie biegali po całej jaskini donośnie przy tym bełkocząc.
"Czy właśnie tak reagują na powrót Aulusa?"
Acheron zrobił kilka kroków w stronę wyjścia z jaskini. O dziwo Pacynek nie przybył po postacią kruka, lecz w swej ludzkiej formie. Dodatkowo towarzyszyła mu elfka. Fellarianin nie czuł entuzjazmu z powodu powrotu Aulusa. Po pierwsze zapewne ponownie otrzyma jakieś niebezpieczne zadanie. Dodatkowo znowu musiał przebywać w towarzystwie osoby mającej nieograniczony dostęp do wszystkich jego wspomnień i myśli. Nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Klaun odwrócił się w stronę elfki, a jego pierś przebiło zimne ostrze sztyletu. Ostrze bezproblemowo przebiło ciało mężczyzny niczym masło tym samym powalając Aulusa na ziemię. Czerwona posoka nieustannie wypływała z rany zabarwiając frakowi szkarłatny odcień. Truchło bezwładnie upadło na ziemię rozlewając krew we wszystkich kierunkach. Na twarzy Acherona zagościł sarkastyczny uśmiech, lecz niezwykle szybko zniknął. Śmierć Aulusa z początku go cieszyła, lecz później dostrzegł wynikające z niej konsekwencje. To Pacynek go tu uwięził i prawdopodobnie tylko on może odesłać Fellarianina z powrotem do Alaranii. Charlotte również nie cieszyła się z powodu śmierci klauna. W jednej chwili przybrała postać bestii i rzuciła się na morderczynię. Szczurzyca z niezwykłą brutalnością zaczęła kiereszować słabe ciało elfki. Fellarianin korzystając z okazji podbiegł do ciała Aulusa. Jego rana była niezwykle poważna, umiejętności Acherona były w tym przypadku bezużyteczne. Dodatkowo łucznik nie posiadał przy sobie żadnych medykamentów. Sytuacja była beznadziejna, Fellarianin nie wiedząc, co powinien uczynić poczekał na dalszy przebieg wydarzeń.
- Nathanea
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 81
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Najemnik
- Kontakt:
Powoli złość ją opuszczała, a wraz z kontynuowaniem historii starca, zastępowana była niepokojem. Skoro to nie Ballar się z nimi kontaktował, to kto? Kto mógłby chcieć odzyskać skradzioną mu władzę? Strażnik innego więzienia, takiego jak Falldaron? Może jedna z dusz, które przechwycił Aulus wymknęła mu się spod kontroli? Czy możliwe było w ogóle, by jedna z nich przybrała materialną postać? Nie, to nie miało sensu. Skoro klaun mógł podporządkować sobie (z tego, co zrozumiała) tyle dusz potężnych magów, to okiełznanie jednej z nich nie powinno sprawiać żadnych problemów, a już na pewno nie byłoby konieczności sprowadzania tutaj kolejnych czterech osób do pomocy. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Znowu. Prawdę mówiąc nie obchodziły ją te historie. Nie opowiadała o sobie nikomu zbyt wiele, więc nie oczekiwała tego również od innych. Mimo tego przysłuchiwała się opowieściom z uwagą. W końcu te informacje mogły uratować jej życie.
Poczuła ulgę, gdy dowiedziała się, że ciała tu obecnych nie został nigdzie w Alarnii. No, przynajmniej na to wskazywało słowa i zdolności magiczne Ballara. Chyba nikt nie chciałby dowiedzieć się, że jest w nierealnym świecie, a jego ciało służy jako obiekt badań jakimś szaleńcom. To jednak oznaczało, że wszyscy muszą być niezwykle ostrożni. Śmierć tutaj mogła oznaczać całkowity ich koniec. W tym momencie przypomniała sobie Arthasa. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć tego, że nie pomogła mu w chwili, gdy jego życie wisiało na włosku. Posmutniała nagle i usiadła na kanapie. Jeśli dusza Arthasa nadal jest uwięziona, może wciąż jest szansa, by jakoś mu pomóc? Wampirzyca poczuła chęć do działania. Martwił ją jednak fakt, że była to jedynie teoria. A jeśli nawet prawdziwa, to jaką mogliby mieć pewność, że jednym z tych upiorów, które eskortował ich do lasu, nie był właśnie Arthas? Westchnęła ciężko, ukrywając twarz w dłoniach. Odepchnęła od siebie tę myśl z niemałym wysiłkiem i zorientowała się, że chce postępować niezwykle samolubnie. Nie obchodziło ją to, że może być zamknięty gdzieś daleko stąd, w magicznej szkatułce podobnej do tej, której starzec miał pilnować. Nie brała pod uwagę tego, że wciąż może cierpieć. Ona chciała mu pomóc tylko po to, by się odwdzięczyć za uratowanie życia. By oczyścić swoje sumienie, a potem o całym zajściu zapomnieć. Ale czy możliwe jest puszczenie w niepamięć osobę, która bez wahania uratowała kogoś, kogo w ogóle nie znała? Nate wiedziała, że to nie lada wyzwanie. Zaczynała mieć wątpliwości. Powoli dochodziła do wniosku, że to wcale nie muszą być złe wspomnienia. Co prawda śmierć boli i przychodzi po każdego, ale jeszcze nigdy nie spotkała osoby, która zaryzykowałaby dla niej życiem. Ponownie przeklęła się w duchu za swą lekkomyślność. Poddała się wtedy swojemu wampirzemu instynktowi, który nie doprowadził jej omal do śmierci.
Z dwojga złego to Ballar wydawał się być tym bardziej szczerym od Aulusa. Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście przekazywał im wszystkie możliwe informacje. Jednak Nate nie chciała popełniać tego samego błędu, co on. Nie mogła dać sobie wbić sztyletu w serce. Nie wiedziała, co myśleć o prośbie maga. Dzięki niej upewniła się w tym, że Lota miała Pacynka za kogoś bliskiego, a przynajmniej bliższego niż powinna. Pijawka uważała to za wielki błąd. Może i pokazał, że potrafi jej pomóc, ale w ten sposób mógł jedynie przyćmić umysł i zamydlić umysł tak młodej i nierozsądnej dziewczynie. I jaką pewność niby miała mieć, że Aulus dotrzyma słowa i pomoże jej przezwyciężyć klątwę także w Alarnii? Ale kimże wampirzyca była, by zwracać uwagę szczurzycy? Nie czuła się nikim specjalnym i wiedziała, że prędzej ją rozzłości niż zmusi do przemyślenia sprawy. Z drugiej strony wcale nie musiała być tak lekkomyślna. Przecież całkiem dobrze ukrywała swoją wrażliwość. Mogła również domyślać się wielu rzeczy i tego nie ukazywać. Dlaczego pijawka w ogóle o tym myślała? Nie powinna tak pochopnie oceniać ludzi. Bała się o nią? Nie była z tego zadowolona, ale chyba tak. I nie chodziło tutaj o wcześniejsze słowa Aulusa. Po prostu chciała, by nikomu nie stała się krzywda.
Nie odezwała się już słowem w biblioteczce. Oczywiście zabrakło na to czasu. Wszystko wydawało się być inne, gdy zostali odesłani z powrotem do jaskini kragów. Siedzieli wszyscy razem przy ognisku. Po albinosce nie było śladów tortur, co świadczyło o tym, że Ballar dotrzymał słowa. Mieli nie wspominać Pacynkowi o tej rozmowie, ale przecież wszystko mógł wyczytać z ich wspomnień. Czy jego mistrz postawił wystarczająco silną barierę, by nie było widać śladu po całym zajściu? Wystarczyło jedno małe podejrzenie, a skończyliby wszyscy, jak Isar - torturowani i przesłuchiwani. Odpowiedź nadchodziła, jak zniknęła. Podniecone głosy pokracznych istot i niemałe zamieszanie wokół dawały do zrozumienia, że nadchodzi Aulus. Gdy ukazał się ich oczom, nie był sam. Przyprowadził ze sobą nieznaną im elfkę. Czyżby kolejny uczestnik tego wszystkiego? Minęło dosłownie kilka bardzo krótkich chwil. Najpierw klaun przyglądał im się uważnie. Nate wyczuła, że już wie. Skąd? To chyba to osławiona kobieca intuicja jej to podpowiedziała. Miała złe przeczucia. Ukarze ich? A może w ogóle będzie udawał, że niczego nie dostrzegł?
Trwało do dosłownie kilka sekund, po których odwrócił się do nowo przybyłej. Wydawał się być zaskoczony jej obecnością. Był śledzony? Czy rzeczywiście ktoś tak silny, jak on dał się tak podejść? Bez względu na to wszystko, kosztowało go to życiem. Elfka dźgnęła go prosto w serce tak, jak on Ballara. Nate ciekawa była, czy to również ten sam sztylet. Nie mogła w to uwierzyć. Przez pewien czas nie ruszała się z miejsca. Myśl, która ją nawiedziła przybiła ją do ziemi. Ostatnia szansa na wydostanie się z Falldaronu umierała wraz z Pacynkiem. Nie zauważyła nawet kiedy Charlotte poddała się swojej klątwie i pozwoliła wypłynąć swoim emocjom na zewnątrz. Elfka nie miała szans. Ratakar nie napotkał żadnego oporu z jej strony. Mógłby zabić ją w każdej chwili, jednak ten najwyraźniej wolał rozkoszować się cierpieniem swojej ofiary. Wampirzyca podeszła do nich, gdy byli przy ścianie i ujrzała kapiącą ze zdobyczy Loty krew. Znów poczuła pragnienie. "Cholera, czy to nigdy się nie skończy?!" - zapytała się poirytowana w duchu, po czym odwróciła wzrok w kierunku szczurzycy.
- Nie rób tego. Obie wiemy, że nie jesteś potworem. Teraz jesteś wściekła, ale to nie pomoże Aulusowi. Po coś ją tu przyprowadził... - urwała na chwilę. Nie była zła na tą, która dźgnęła Pacynka. Nie chciała również, by Lota po prostu dała jej spokój. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. - Jeśli to zrobisz, dobrze wiesz, że prędzej, czy później zaczniesz tego żałować. - Wszystko to mówiła z wielkim spokojem, który nie ukazywał tego, co odczuwała w głębi siebie. Walczyła ze swoją wampirzą naturą, starając się odwrócić uwagę od otaczającej ją krwi. Poczuła, jak jej kły zaczynają rosnąć. Cera bledła coraz bardziej z każdą sekundą, a oczy przybierały kolor szkarłatu. Czy żywot Pacynka powstrzymywał to wszystko...?
- Kim jesteś i dlaczego to zrobiłaś? - skierowała ku konającej elfce. Opierała się ze wszystkich sił swojemu "nałogowi", co doprowadzało ją do wściekłości. Powoli zaczynała chcieć, by ta obca osoba cierpiała. Dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na to. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest prawdopodobnie jedyną, która może biedaczce teraz pomóc.
Poczuła ulgę, gdy dowiedziała się, że ciała tu obecnych nie został nigdzie w Alarnii. No, przynajmniej na to wskazywało słowa i zdolności magiczne Ballara. Chyba nikt nie chciałby dowiedzieć się, że jest w nierealnym świecie, a jego ciało służy jako obiekt badań jakimś szaleńcom. To jednak oznaczało, że wszyscy muszą być niezwykle ostrożni. Śmierć tutaj mogła oznaczać całkowity ich koniec. W tym momencie przypomniała sobie Arthasa. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć tego, że nie pomogła mu w chwili, gdy jego życie wisiało na włosku. Posmutniała nagle i usiadła na kanapie. Jeśli dusza Arthasa nadal jest uwięziona, może wciąż jest szansa, by jakoś mu pomóc? Wampirzyca poczuła chęć do działania. Martwił ją jednak fakt, że była to jedynie teoria. A jeśli nawet prawdziwa, to jaką mogliby mieć pewność, że jednym z tych upiorów, które eskortował ich do lasu, nie był właśnie Arthas? Westchnęła ciężko, ukrywając twarz w dłoniach. Odepchnęła od siebie tę myśl z niemałym wysiłkiem i zorientowała się, że chce postępować niezwykle samolubnie. Nie obchodziło ją to, że może być zamknięty gdzieś daleko stąd, w magicznej szkatułce podobnej do tej, której starzec miał pilnować. Nie brała pod uwagę tego, że wciąż może cierpieć. Ona chciała mu pomóc tylko po to, by się odwdzięczyć za uratowanie życia. By oczyścić swoje sumienie, a potem o całym zajściu zapomnieć. Ale czy możliwe jest puszczenie w niepamięć osobę, która bez wahania uratowała kogoś, kogo w ogóle nie znała? Nate wiedziała, że to nie lada wyzwanie. Zaczynała mieć wątpliwości. Powoli dochodziła do wniosku, że to wcale nie muszą być złe wspomnienia. Co prawda śmierć boli i przychodzi po każdego, ale jeszcze nigdy nie spotkała osoby, która zaryzykowałaby dla niej życiem. Ponownie przeklęła się w duchu za swą lekkomyślność. Poddała się wtedy swojemu wampirzemu instynktowi, który nie doprowadził jej omal do śmierci.
Z dwojga złego to Ballar wydawał się być tym bardziej szczerym od Aulusa. Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście przekazywał im wszystkie możliwe informacje. Jednak Nate nie chciała popełniać tego samego błędu, co on. Nie mogła dać sobie wbić sztyletu w serce. Nie wiedziała, co myśleć o prośbie maga. Dzięki niej upewniła się w tym, że Lota miała Pacynka za kogoś bliskiego, a przynajmniej bliższego niż powinna. Pijawka uważała to za wielki błąd. Może i pokazał, że potrafi jej pomóc, ale w ten sposób mógł jedynie przyćmić umysł i zamydlić umysł tak młodej i nierozsądnej dziewczynie. I jaką pewność niby miała mieć, że Aulus dotrzyma słowa i pomoże jej przezwyciężyć klątwę także w Alarnii? Ale kimże wampirzyca była, by zwracać uwagę szczurzycy? Nie czuła się nikim specjalnym i wiedziała, że prędzej ją rozzłości niż zmusi do przemyślenia sprawy. Z drugiej strony wcale nie musiała być tak lekkomyślna. Przecież całkiem dobrze ukrywała swoją wrażliwość. Mogła również domyślać się wielu rzeczy i tego nie ukazywać. Dlaczego pijawka w ogóle o tym myślała? Nie powinna tak pochopnie oceniać ludzi. Bała się o nią? Nie była z tego zadowolona, ale chyba tak. I nie chodziło tutaj o wcześniejsze słowa Aulusa. Po prostu chciała, by nikomu nie stała się krzywda.
Nie odezwała się już słowem w biblioteczce. Oczywiście zabrakło na to czasu. Wszystko wydawało się być inne, gdy zostali odesłani z powrotem do jaskini kragów. Siedzieli wszyscy razem przy ognisku. Po albinosce nie było śladów tortur, co świadczyło o tym, że Ballar dotrzymał słowa. Mieli nie wspominać Pacynkowi o tej rozmowie, ale przecież wszystko mógł wyczytać z ich wspomnień. Czy jego mistrz postawił wystarczająco silną barierę, by nie było widać śladu po całym zajściu? Wystarczyło jedno małe podejrzenie, a skończyliby wszyscy, jak Isar - torturowani i przesłuchiwani. Odpowiedź nadchodziła, jak zniknęła. Podniecone głosy pokracznych istot i niemałe zamieszanie wokół dawały do zrozumienia, że nadchodzi Aulus. Gdy ukazał się ich oczom, nie był sam. Przyprowadził ze sobą nieznaną im elfkę. Czyżby kolejny uczestnik tego wszystkiego? Minęło dosłownie kilka bardzo krótkich chwil. Najpierw klaun przyglądał im się uważnie. Nate wyczuła, że już wie. Skąd? To chyba to osławiona kobieca intuicja jej to podpowiedziała. Miała złe przeczucia. Ukarze ich? A może w ogóle będzie udawał, że niczego nie dostrzegł?
Trwało do dosłownie kilka sekund, po których odwrócił się do nowo przybyłej. Wydawał się być zaskoczony jej obecnością. Był śledzony? Czy rzeczywiście ktoś tak silny, jak on dał się tak podejść? Bez względu na to wszystko, kosztowało go to życiem. Elfka dźgnęła go prosto w serce tak, jak on Ballara. Nate ciekawa była, czy to również ten sam sztylet. Nie mogła w to uwierzyć. Przez pewien czas nie ruszała się z miejsca. Myśl, która ją nawiedziła przybiła ją do ziemi. Ostatnia szansa na wydostanie się z Falldaronu umierała wraz z Pacynkiem. Nie zauważyła nawet kiedy Charlotte poddała się swojej klątwie i pozwoliła wypłynąć swoim emocjom na zewnątrz. Elfka nie miała szans. Ratakar nie napotkał żadnego oporu z jej strony. Mógłby zabić ją w każdej chwili, jednak ten najwyraźniej wolał rozkoszować się cierpieniem swojej ofiary. Wampirzyca podeszła do nich, gdy byli przy ścianie i ujrzała kapiącą ze zdobyczy Loty krew. Znów poczuła pragnienie. "Cholera, czy to nigdy się nie skończy?!" - zapytała się poirytowana w duchu, po czym odwróciła wzrok w kierunku szczurzycy.
- Nie rób tego. Obie wiemy, że nie jesteś potworem. Teraz jesteś wściekła, ale to nie pomoże Aulusowi. Po coś ją tu przyprowadził... - urwała na chwilę. Nie była zła na tą, która dźgnęła Pacynka. Nie chciała również, by Lota po prostu dała jej spokój. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. - Jeśli to zrobisz, dobrze wiesz, że prędzej, czy później zaczniesz tego żałować. - Wszystko to mówiła z wielkim spokojem, który nie ukazywał tego, co odczuwała w głębi siebie. Walczyła ze swoją wampirzą naturą, starając się odwrócić uwagę od otaczającej ją krwi. Poczuła, jak jej kły zaczynają rosnąć. Cera bledła coraz bardziej z każdą sekundą, a oczy przybierały kolor szkarłatu. Czy żywot Pacynka powstrzymywał to wszystko...?
- Kim jesteś i dlaczego to zrobiłaś? - skierowała ku konającej elfce. Opierała się ze wszystkich sił swojemu "nałogowi", co doprowadzało ją do wściekłości. Powoli zaczynała chcieć, by ta obca osoba cierpiała. Dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na to. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest prawdopodobnie jedyną, która może biedaczce teraz pomóc.
- Linnea
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśna Elfka
- Profesje:
- Kontakt:
Elfka odetchnęła głośno. Z jakiegoś powodu zdawało jej się, że upiorny klaun nie odpowie na jej pytanie, albo też wyśmieje przez wcześniejsze przyznanie mu racji. Tak jednak nie było. Nie dość że opisał jej jej wszystkich potencjalnych towarzyszy, to również dorzucił do tego coś od siebie, pewnego rodzaju opinie jakie wyrobił sobie na ich temat. Nie musiał tego robić, mógł po prostu ich pokrótce opisać, wymienić imiona, płeć, rasę, lecz dzięki tym krótkim opisom, Linnea mogła wyrobić sobie wstępny portret danych członków drużyny. Najpierw Fallerianin... W swoim krótkim, elfim życiu spotkała tylko raz przedstawicielkę tej osobliwej rasy, nie wiedziała o nich zbyt dużo poza tym, iż posiadali skrzydła - to było dosyć banalne, ale nigdy jakoś nie przywiązywała wagi do tego, aby dogłębnie poznać wszystkie możliwe rasy Alaranii. Z tego co zrozumiała, nie miała co liczyć na to, iż lepiej go pozna, czy też będzie chciał jej w jakiś sposób pomóc, a to że Pacynek nazwał go 'pokrewną duszą', jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Jeszcze bardziej zaniepokoił elfkę fakt, iż już jakaś osoba najwyraźniej zginęła w tym pokręconym świecie, jakiś łowca potworów. Co z nim się jednak stało? Nie odważyła się go o to spytać, to by było nierozważne. Całkiem możliwe, że to właśnie ten oto osobnik, który szedł obok niej, pogruchotał mu te kości.
Gdy Aulus przeszedł w swym monologu do innej elfki, serce zabiło dziewczynie trochę szybciej. Była w pewnym sensie rada z tego, że być może odnajdzie tutaj pokrewną duszę. A to, że próbowała go zabić wywołało u niej współczucie, uczucie satysfakcji, ale również i złość. Współczucie, bo współczuła elfce tego, co ją później spotkało - bo z pewnością jej niedoszła ofiara odpłaciła jej się pięknym za nadobne. Satysfakcja, bo dowiedziała się że ktoś jednak tam się mu postawił i nie służył mu ślepo. Złość, ponieważ była zła na klauna za to, że coś tej kobiecie z pewnością zrobił. Znów nie odważyła się spytać jej rozmówcy o szczegóły, mogła jedynie się domyślać. Sama była zaskoczona co do tego, że nawiązała się między nią a inną przedstawicielką jej rasy taka więź. Być może w tych okolicznościach było to po prostu normalne.
Potem przyszła kolej na wampirzycę. Linnea nigdy w swoim życiu nie spotkała wampirzycy, a może spotkała, ale o tym nie wiedziała. W każdym razie, nigdy świadomie nie stanęła twarzą w twarz z taką istotą. Tutaj również początkowo zareagowała radością, kiedy wywnioskowała po słowach klauna, że ta również była elfką. Nie obchodziło ją zbytnio to, że była krwiożerczą istotą - pewnie dlatego, że nigdy nie miała z takową kontaktu. Nadal uznawała ją za członkinię jej rasy. Oczywiście czytała coś tam w starych zwojach o wampirach, ale bardziej traktowała to jako ciekawą lekturę, a nie suche fakty. To co ją jednak tutaj zezłościło to to, że Pacynek miał zamiar ją na swój sposób wykorzystać, chciał odmienić jej naturę. Linnea ceniła w wampirzycy to, że walczyła z własną krwiożerczą naturą - cokolwiek to miało znaczyć, a ten potwór chciał to najwyraźniej odwrócić. Miała już krzyknąć, że mu na to nie pozwoli, ale po raz kolejny tego wieczora, powstrzymała się.
Ostatnią osobą jaką jej opisał Aulus, była jakaś kobieta, kobieta owładnięta jakąś klątwą - jak zrozumiała. Wilkołak? To jak ją przedstawił wskazywało na to, że być może nawet na swój sposób ją podziwiał. To zaskoczyło elfkę, bo kompletnie się tego po nim nie spodziewała. Chciał nawet jej pomóc. Jak się jednak okazało, z czysto egoistycznych pobudek. Choć może kryło się za tym coś więcej. W każdym razie chciała poznać tę dziewczynę bliżej, bo sama próbowała sobie odpowiedzieć na to samo pytanie, choć w zupełnie innym kontekście.
Tak naprawdę to nie wiedziała dlaczego tak szybko wyrobiła sobie opinie o tych wszystkich osobach, po tym jak klaun wyjawił jej tak naprawdę o nich tak mało informacji. Najwyraźniej już czuła się członkinią ich 'drużyny', jak to zaczęła nazywać grupę tych osób, gdzie każda tak naprawdę się od siebie różniła. Naprawdę chciała ich teraz poznać.
Elfka i przemieniony szli tak jeszcze przez pewien czas, aż w końcu zbliżyli się do celu ich podróży. Nie opuścili lasu, właściwie to chyba nawet zapuścili się dosyć głęboko w jego serce, bo drzewa rosły tutaj dosyć rzadko, lecz były naprawdę ogromne. Przez chwilę Linnea widziała drewnianego golema który przemknął między sosnami - był to najwyraźniej kolejny z wymysłów Aulusa.
Na moment, gdy dziewczyna rozkojarzyła się, Pacynek zniknął, sekundę później dostrzegła jednak jakiś ruch za gęstym krzakiem i wywnioskowała przez to, że powinna udać się w tamtym kierunku. Weszła za nim do jaskini.
- To jest ta chwila, usłyszała chłodny, władczy głos w swojej głowie. Nagle, Linnea poczuła się naprawdę dziwnie, zaczęła tracić kontrolę nad własnym ciałem. Nadal patrzyła na świat własnymi oczami, ale stopniowo traciła czucie, widziała jak ziemia porusza się pod jej stopami, nie czuła jednak gruntu który miała pod sobą, Stwierdziła to jednak z pewną obojętnością. Ta obojętność spowodowała, że nie zwróciła nawet uwagi na dziwne, karłowate dwugłowe cyklopy przemykające obok niej. Później widziała tylko ciemność. Nicość.
Gdy się przebudziła, ujrzała przed sobą Aulusa. Jednak to co najbardziej ją w tym momencie zdziwiło, to bogato zdobiony, zakrwawiony sztylet który trzymała w dłoni. Kiedy jeszcze raz spojrzała na klauna, zauważyła obficie krwawiącą ranę po ostrzu sztyletu. Czy to ona to zrobiła? Ale jak? Czemu? Przecież niczego nie pamiętała...
- Nie, nie, nie! To nie ja! - krzyknęła bardziej do siebie, niż do innych osób które się tutaj znajdowały.
Nie zdążyła jednak uczynić niczego więcej, bo nagle została nieoczekiwanie przygnieciona przez monstrum. Ogromny szczur leżał właśnie na niej, najwyraźniej reagując w ten sposób na śmierć pana. Linnei nawet przez myśl nie przęszło to, iż osobą która ją atakowała była kobieta, która miała zostać jej towarzyszką. Ratakar jednak nie próżnował, elfka poczuła silne szarpnięcie w jej prawym ramieniu, po czym została rzucona o ścianę. Wydobyła z siebie jedynie głośny krzyk z bólu, ale to co poczuła w tym momencie było niczym w porównaniu do tego, co miała poczuć później. Niewyobrażalny ból przez ranę odniesioną w brzuchu, niczym nie przypominający tego jaki odczuwała w każdym miesiącu. Nigdy tak bardzo nie cierpiała, jedyne czego w tym momencie pragnęła, to szybka śmierć. Szczurzyca jednak najwyraźniej nie chciała okazać jej tej łaski, ponieważ sekundę później, dziewczyna odczuła ostry ból w gardle, który momentalnie stał się swą siłą porównywalny do tego, który odczuwała z powodu poprzedniej rany. W tym momencie sekundy liczyły się w dniach, minuty w miesiącach, a godzina była wiecznością. Nie słyszała nawet pytań zadawanych jej przez wampirzycę, bo jak mogła to usłyszeć, skoro była tak bardzo skoncentrowana na własnym cierpieniu.
- Błagam, zabij mnie! - nie wiedziała czy w ogóle w tym momencie krzyknęła, czy było to po prostu życzenie, które krzyknęła wewnątrz siebie, bo od razu po tym zemdlała.
Gdy Aulus przeszedł w swym monologu do innej elfki, serce zabiło dziewczynie trochę szybciej. Była w pewnym sensie rada z tego, że być może odnajdzie tutaj pokrewną duszę. A to, że próbowała go zabić wywołało u niej współczucie, uczucie satysfakcji, ale również i złość. Współczucie, bo współczuła elfce tego, co ją później spotkało - bo z pewnością jej niedoszła ofiara odpłaciła jej się pięknym za nadobne. Satysfakcja, bo dowiedziała się że ktoś jednak tam się mu postawił i nie służył mu ślepo. Złość, ponieważ była zła na klauna za to, że coś tej kobiecie z pewnością zrobił. Znów nie odważyła się spytać jej rozmówcy o szczegóły, mogła jedynie się domyślać. Sama była zaskoczona co do tego, że nawiązała się między nią a inną przedstawicielką jej rasy taka więź. Być może w tych okolicznościach było to po prostu normalne.
Potem przyszła kolej na wampirzycę. Linnea nigdy w swoim życiu nie spotkała wampirzycy, a może spotkała, ale o tym nie wiedziała. W każdym razie, nigdy świadomie nie stanęła twarzą w twarz z taką istotą. Tutaj również początkowo zareagowała radością, kiedy wywnioskowała po słowach klauna, że ta również była elfką. Nie obchodziło ją zbytnio to, że była krwiożerczą istotą - pewnie dlatego, że nigdy nie miała z takową kontaktu. Nadal uznawała ją za członkinię jej rasy. Oczywiście czytała coś tam w starych zwojach o wampirach, ale bardziej traktowała to jako ciekawą lekturę, a nie suche fakty. To co ją jednak tutaj zezłościło to to, że Pacynek miał zamiar ją na swój sposób wykorzystać, chciał odmienić jej naturę. Linnea ceniła w wampirzycy to, że walczyła z własną krwiożerczą naturą - cokolwiek to miało znaczyć, a ten potwór chciał to najwyraźniej odwrócić. Miała już krzyknąć, że mu na to nie pozwoli, ale po raz kolejny tego wieczora, powstrzymała się.
Ostatnią osobą jaką jej opisał Aulus, była jakaś kobieta, kobieta owładnięta jakąś klątwą - jak zrozumiała. Wilkołak? To jak ją przedstawił wskazywało na to, że być może nawet na swój sposób ją podziwiał. To zaskoczyło elfkę, bo kompletnie się tego po nim nie spodziewała. Chciał nawet jej pomóc. Jak się jednak okazało, z czysto egoistycznych pobudek. Choć może kryło się za tym coś więcej. W każdym razie chciała poznać tę dziewczynę bliżej, bo sama próbowała sobie odpowiedzieć na to samo pytanie, choć w zupełnie innym kontekście.
Tak naprawdę to nie wiedziała dlaczego tak szybko wyrobiła sobie opinie o tych wszystkich osobach, po tym jak klaun wyjawił jej tak naprawdę o nich tak mało informacji. Najwyraźniej już czuła się członkinią ich 'drużyny', jak to zaczęła nazywać grupę tych osób, gdzie każda tak naprawdę się od siebie różniła. Naprawdę chciała ich teraz poznać.
Elfka i przemieniony szli tak jeszcze przez pewien czas, aż w końcu zbliżyli się do celu ich podróży. Nie opuścili lasu, właściwie to chyba nawet zapuścili się dosyć głęboko w jego serce, bo drzewa rosły tutaj dosyć rzadko, lecz były naprawdę ogromne. Przez chwilę Linnea widziała drewnianego golema który przemknął między sosnami - był to najwyraźniej kolejny z wymysłów Aulusa.
Na moment, gdy dziewczyna rozkojarzyła się, Pacynek zniknął, sekundę później dostrzegła jednak jakiś ruch za gęstym krzakiem i wywnioskowała przez to, że powinna udać się w tamtym kierunku. Weszła za nim do jaskini.
- To jest ta chwila, usłyszała chłodny, władczy głos w swojej głowie. Nagle, Linnea poczuła się naprawdę dziwnie, zaczęła tracić kontrolę nad własnym ciałem. Nadal patrzyła na świat własnymi oczami, ale stopniowo traciła czucie, widziała jak ziemia porusza się pod jej stopami, nie czuła jednak gruntu który miała pod sobą, Stwierdziła to jednak z pewną obojętnością. Ta obojętność spowodowała, że nie zwróciła nawet uwagi na dziwne, karłowate dwugłowe cyklopy przemykające obok niej. Później widziała tylko ciemność. Nicość.
Gdy się przebudziła, ujrzała przed sobą Aulusa. Jednak to co najbardziej ją w tym momencie zdziwiło, to bogato zdobiony, zakrwawiony sztylet który trzymała w dłoni. Kiedy jeszcze raz spojrzała na klauna, zauważyła obficie krwawiącą ranę po ostrzu sztyletu. Czy to ona to zrobiła? Ale jak? Czemu? Przecież niczego nie pamiętała...
- Nie, nie, nie! To nie ja! - krzyknęła bardziej do siebie, niż do innych osób które się tutaj znajdowały.
Nie zdążyła jednak uczynić niczego więcej, bo nagle została nieoczekiwanie przygnieciona przez monstrum. Ogromny szczur leżał właśnie na niej, najwyraźniej reagując w ten sposób na śmierć pana. Linnei nawet przez myśl nie przęszło to, iż osobą która ją atakowała była kobieta, która miała zostać jej towarzyszką. Ratakar jednak nie próżnował, elfka poczuła silne szarpnięcie w jej prawym ramieniu, po czym została rzucona o ścianę. Wydobyła z siebie jedynie głośny krzyk z bólu, ale to co poczuła w tym momencie było niczym w porównaniu do tego, co miała poczuć później. Niewyobrażalny ból przez ranę odniesioną w brzuchu, niczym nie przypominający tego jaki odczuwała w każdym miesiącu. Nigdy tak bardzo nie cierpiała, jedyne czego w tym momencie pragnęła, to szybka śmierć. Szczurzyca jednak najwyraźniej nie chciała okazać jej tej łaski, ponieważ sekundę później, dziewczyna odczuła ostry ból w gardle, który momentalnie stał się swą siłą porównywalny do tego, który odczuwała z powodu poprzedniej rany. W tym momencie sekundy liczyły się w dniach, minuty w miesiącach, a godzina była wiecznością. Nie słyszała nawet pytań zadawanych jej przez wampirzycę, bo jak mogła to usłyszeć, skoro była tak bardzo skoncentrowana na własnym cierpieniu.
- Błagam, zabij mnie! - nie wiedziała czy w ogóle w tym momencie krzyknęła, czy było to po prostu życzenie, które krzyknęła wewnątrz siebie, bo od razu po tym zemdlała.
- Isariela
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy poczuła, że na jej nadgarstkach nie ma już obręczy łańcuchów, którymi uprzednio była przymocowana do ściany, odetchnęła z ulgą. Ulgą i ogromną wdzięcznością, wobec dziadunia, który narażając własne życie (bo przecież Pacynek mógł go przez to wykryć!) zdjął z niej klątwę okrutnego klauna. Rozejrzała się dookoła, ale tak jak sądziła, nigdzie go nie było. Dostrzegła tylko resztę swoich towarzyszy, siedzących wraz z nią przy ognisku. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, że wizyta u starca bardziej podzieli, niż połączy ich skromną drużynę. Charlotte rozglądała się pilnie dookoła, a pierwszy dźwięk, który usłyszeli zza groty poderwał ją na nogi. Dziewczyna pospieszyła ku wyjściu, wyglądając czegoś…lub kogoś. Elfka dopiero teraz zwróciła uwagę na jej odmieniony wygląd. Cóż, wcześniej nie bardzo miała jak. Lottie przeszła zaskakującą wręcz przemianę. Jej skóra zrobiła się gładka i delikatna, lśniące hebanowo włosy opadały falami na ramiona. Była ładna, bardzo ładna. Oczy, wpatrujące się teraz w wyjście i odbijające blask gwiazd nadawały jej nieco magicznego wyglądu. W niczym nie przypominała tej zakutanej w czarny płaszcz maszkary, którą miała nieszczęście oglądać jeszcze niedawno. Isa nie mogła, a nawet nie chciała pozbyć się myśli, że wszystko to zrobił dla niej Pacynek, zapewne nie bezinteresownie. Ciekawa była, co takiego szczurzyca zaoferowała mu w zamian za zdjęcie klątwy.
Kiedy po raz kolejny ujrzała twarz swojego oprawcy na tle nocnego nieba, skuliła się, mając nadzieję, że nie zada jej kolejnej porcji tortur. Już wolałaby umrzeć, niż kolejny raz znosić coś takiego. Tuż za nim do groty wkroczyła…elfka! Rozglądała się niepewnym wzrokiem dookoła, przyglądając kolejno każdemu z nich. Isa zauważyła delikatny błysk w ręku, ale w tym samym momencie do nowo przybyłej odwrócił się klaun, otwierając usta by coś powiedzieć. Nikt nigdy nie dowiedział się, co to było, powiem zielonooka przybyszka zatopiła w jego sercu sztylet z pięknie zdobioną rękojeścią. Na ten widok oczy Lottie rozszerzyły się i zapłonęły nienawiścią. Warkot, jaki z siebie wydała nie wróżył niczego dobrego. I oto rzeczywiście! Już po chwili zamiast pięknej dziewczyny stała przed nimi ta sama paskudna bestia z ociekającym śliną pyskiem. ”Zdrajczyni…” – pomyślała Isa. Szczurzyca gotowa była zabić za to, że zrobiono krzywdę jej panu? Zachowywała się jak pies, łaszący do nóg właściciela, a nie jak rozumna istota. Czy ona naprawdę była tak krótkowzroczna by nie widzieć, że Aulus pragnie tylko ich śmierci? Jak można być tak głupim?
Kreatura rzuciła się do gardła elfce, która znalazła w sobie tyle odwagi, by zakończyć życie tego sadysty. ”Ciekawe co jej zrobił...” – zastanawiała się w duszy Isa. Skoro nowo przybyła na wstępie postanowiła dokonać zamachu, coś musiało wcześniej zajść. Kiedy albinoska zobaczyła, jak Lottie chwyta w szczęki morderczynię, chciała krzyczeć, ale…coś ją powstrzymało. Nie mogła się zdobyć na jakikolwiek ruch, mimo, że oprawca właśnie wydawał swój ostatni oddech. Bała się, choć sama nie wiedziała dlaczego. Ale gdyby stało się coś, co przywróciłoby go do życia? Elfkę przeszył dreszcz na samą myśl o tym. Nie ruszyła się z miejsca, nie chcąc go prowokować. Skoro był tak silny by ich tu ściągnąć, to pewnie mógłby teraz znowu powiesić ją na ścianie, a następnie umrzeć, pozostawiając tak na zawsze. Ta upiorna wizja wystarczyła, by wybić jej z głowy wszelkie myśli o ruszeniu zielonookiej na pomoc.
Szczurzyca potrząsnęła łbem, rzucając bezwładnym ciałem przybyszki o ścianę. Trzask kości spotykających się z litą skałą nie należał do najprzyjemniejszych. Lottie była jednak gotowa na wszystko w imię zemsty za śmierć swego pana, nie odpuściła więc i po raz kolejny przypadła do poranionej, pokrwawionej elfki. Na szczęście ze swojego miejsca zerwała się Nate. Zamiast krzyczeć i szarpać mutantką, poczęła do niej spokojnie przemawiać. O dziwo, mimo wyraźnej walki, jaką toczyła z samą sobą na widok krwi, mówiła całkiem składnie. Isa miała nadzieję, że choć czwarta część z jej przemowy dotrze do zaślepionej rządzą mordu istoty. Może zielonooką uda się jeszcze uratować…
Kiedy po raz kolejny ujrzała twarz swojego oprawcy na tle nocnego nieba, skuliła się, mając nadzieję, że nie zada jej kolejnej porcji tortur. Już wolałaby umrzeć, niż kolejny raz znosić coś takiego. Tuż za nim do groty wkroczyła…elfka! Rozglądała się niepewnym wzrokiem dookoła, przyglądając kolejno każdemu z nich. Isa zauważyła delikatny błysk w ręku, ale w tym samym momencie do nowo przybyłej odwrócił się klaun, otwierając usta by coś powiedzieć. Nikt nigdy nie dowiedział się, co to było, powiem zielonooka przybyszka zatopiła w jego sercu sztylet z pięknie zdobioną rękojeścią. Na ten widok oczy Lottie rozszerzyły się i zapłonęły nienawiścią. Warkot, jaki z siebie wydała nie wróżył niczego dobrego. I oto rzeczywiście! Już po chwili zamiast pięknej dziewczyny stała przed nimi ta sama paskudna bestia z ociekającym śliną pyskiem. ”Zdrajczyni…” – pomyślała Isa. Szczurzyca gotowa była zabić za to, że zrobiono krzywdę jej panu? Zachowywała się jak pies, łaszący do nóg właściciela, a nie jak rozumna istota. Czy ona naprawdę była tak krótkowzroczna by nie widzieć, że Aulus pragnie tylko ich śmierci? Jak można być tak głupim?
Kreatura rzuciła się do gardła elfce, która znalazła w sobie tyle odwagi, by zakończyć życie tego sadysty. ”Ciekawe co jej zrobił...” – zastanawiała się w duszy Isa. Skoro nowo przybyła na wstępie postanowiła dokonać zamachu, coś musiało wcześniej zajść. Kiedy albinoska zobaczyła, jak Lottie chwyta w szczęki morderczynię, chciała krzyczeć, ale…coś ją powstrzymało. Nie mogła się zdobyć na jakikolwiek ruch, mimo, że oprawca właśnie wydawał swój ostatni oddech. Bała się, choć sama nie wiedziała dlaczego. Ale gdyby stało się coś, co przywróciłoby go do życia? Elfkę przeszył dreszcz na samą myśl o tym. Nie ruszyła się z miejsca, nie chcąc go prowokować. Skoro był tak silny by ich tu ściągnąć, to pewnie mógłby teraz znowu powiesić ją na ścianie, a następnie umrzeć, pozostawiając tak na zawsze. Ta upiorna wizja wystarczyła, by wybić jej z głowy wszelkie myśli o ruszeniu zielonookiej na pomoc.
Szczurzyca potrząsnęła łbem, rzucając bezwładnym ciałem przybyszki o ścianę. Trzask kości spotykających się z litą skałą nie należał do najprzyjemniejszych. Lottie była jednak gotowa na wszystko w imię zemsty za śmierć swego pana, nie odpuściła więc i po raz kolejny przypadła do poranionej, pokrwawionej elfki. Na szczęście ze swojego miejsca zerwała się Nate. Zamiast krzyczeć i szarpać mutantką, poczęła do niej spokojnie przemawiać. O dziwo, mimo wyraźnej walki, jaką toczyła z samą sobą na widok krwi, mówiła całkiem składnie. Isa miała nadzieję, że choć czwarta część z jej przemowy dotrze do zaślepionej rządzą mordu istoty. Może zielonooką uda się jeszcze uratować…
- Aulus
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przemieniony.
- Profesje:
- Kontakt:
Dwa dni przemierzali bezkresne połacie Falldaronu zmierzając na daleki wchód, od dwóch dni ich determinacja nie pozwalała zatrzymać się na dłużej niż jedynie aby zregenerować nadwątlone siły. Na czele pochodu zmierzał przywódca kragów, odziany w swą niedopasowaną zbroję, dzierżąc w dłoni krótką włócznie.
Tuż za nim maszerowała pijawka co jakiś czas zerkając na rataraka, który od dwóch dni... Spoglądał na niedawną skrytobójczynię, jak na najgorszego wroga. Tym razem jednak podróżowała pod swą ludzką postacią... Jednak jej wzrok zdradzał wszystko, mimo że bestia siedziała tam w środku, szarpiąc się w najskrytszych odmętach jej jestestwa, to jej duch pozostawał w gotowości, czekając jedynie na odpowiednią chwilę do skoku.
Na samym końcu zmierzała blada elfka, niedoszła ofiara zabaw szalonego władcy, jej twarz nie zdradzała cierpienia, jej chód był pewny i wyniosły... Jak bardzo różniła się od tej kruchej istoty, której wola została złamana zaledwie w kilka chwil. Zapewne gdyby nie wiadomość że śmierć klauna pozbawia ją możliwości powrotu, już teraz porzuciła by go na tej przeklętej równinie, wbijając dodatkowy sztylet w miejsce tkwiącego w jego piersi...
Ostatni wlókł się Acheron odziany w swój ciemny płaszcz, zastanawiająca postać, pomyślał. Mimo tego że wykonywał zaledwie minimalne ruchy swym ciałem, Aulus wiedział że dostrzega wszelkie zmiany dookoła, gotów by odeprzeć każdy atak... Oraz on... Niesiony na lektyce pośród tego pochodu, przez czterech wyczerpanych Kragów, ale z widoczną dumą na twarzy, że to im w udziale przypadło niesienie swego boga, zapewne nawet gdyby mieli paść z wyczerpania, nie zamienili by się z nikim innym... Blada postać w czarnym fraku, której oblicze zastygło tuż po wydarzeniach z jaskini, jego twarz nie zdradzała niczego, kamienna, zastygła sylwetka nieopisanego szaleństwa... Jaki był jego cel, i dokąd ich prowadził...
2 dni wcześniej...
Szczurzyca wpatrywała się w elfkę przekrwionym wzrokiem, wbijając swe ostre pazury w jej tors... Krew powoli zalewała posadzkę, a ledwo przytomna kobieta dochodziła do siebie po niedawnym zaklęciu które ktoś na nią rzucił. Kragowie biegali dookoła, zawodząc żałośnie, część z nich sięgnęła po broń, zmierzając z morderczym wyrazem twarzy w stronę skrytobójczyni. Wampirzyca starała się uspokoić oszalałego szczura, uspokoić jej rozbite serce, które dopiero co odnalazło istotę która w jakimś stopniu ją rozumiała. Istotę która mogła stać się nowym początkiem jej życia... A zamiast tego, leżała teraz wśród piasku i kamieni, porzucona niczym stare truchło, a z jej świeżej rany sączyła się szkarłatna krew. Gdy ratarak szykował się do zadania ostatecznego ciosu wtem głośny okrzyk zatrząsł murami ich umysłu... Zatrząsł tak, że żadne z nich nie było w stanie mu się sprzeciwić...
- Dosyć!
Kim jestem.Co się stało...
Aulus powoli przeglądał zwoje pamięci, przechadzając się po zakurzonych zaułkach swego umysłu, mroczne pomieszczenie o setce półek wypełnionych pożółkłymi pergaminami... Pacynek z rękoma założonymi za plecami, starał się przypomnieć sobie co tutaj robi, i w jaki sposób oderwał się od swego ciała... Przecież jeszcze przed chwilą spoglądał na twarze swych towarzyszy, nie to zła nazwa... Na twarze, swego wyboru. By chwilę później otaczał go już tylko mrok... Rozwinął jeden ze zwojów, który pojawił się nagle wśród setek innych, lecz ten w porównaniu do tamtych był śnieżnobiały, bez jakichkolwiek skaz upływu czasu, świeże wspomnienie... Aulus rozwinął pergamin, odczytując pierwszą linijkę. "A więc umieram, na reszcie któreś z was dało radę"... Pomyślał zanim nie wczytał się dalej... "Nie to nie wy... Więc taki był twój plan, przyznaję tym razem znowu wygrałeś, już drugi raz przechytrzyłeś moją osobę... No no, cóż za emocjonująca rozgrywka."
Klaun odłożył zwój, zastanawiając się nad elfką która pewnie w tej chwili przeżywała atak jego pupila. Oraz co gorsza, o swym ciele, które zostało zainfekowane przez dziwaczne zaklęcie, władca przewidział że zwykłe przebicie serca nic by nie dało, pacynek po prostu opętał by jedno z nich... Do czasu aż ktoś nowy nie pojawił by się na horyzoncie. Teraz jednak jego los był w nieciekawej sytuacji, dziwna energia która wpływała do jego ciała wprost z klejnotu, w głowni rękojeści w jakiś sposób, odbierała jego siły, zmieniała go... W człowieka. A jeśli ponownie stanie się istotą ludzką, a jego wewnętrzne towarzystwo zniknie. Wszyscy skończą zamknięciu tu na zawszę, zdani na łaskę uzurpatora. Klaun skoncentrował swoje siły, wyczuwając energię istot dookoła, wiedział że elfce nie zostało dużo czasu. Tylko szybka decyzja, miała szansę na powodzenie.
- Charlotte, zostaw ją... Jest mi potrzebna żywa...
Przemówił swym połączonym głosem, wprost do ich umysłu. Następne kilkanaście zdań było niejasnych dla reszty grupy, pacynek porozumiewał się wprost z królową kragów, dziwnym zniekształconym dźwiękiem, na który ona jedynie przytakiwała, jednocześnie powstrzymując swych pobratymców przed dokonaniem upragnionej zemsty.
- Co pewno już się domyślacie, umieram... Jednak nie w skutek krwi która wypływa z mego ciała.
Gdy to powiedział, jego rana dookoła ostrza zasklepiła się, a raczej przestała barwić jego frak.
- Sztylet który dzierżyła wasza nowa towarzyszka, został zaklęty za pomocą prastarej magii, której nawet ja nie znam... Jednak są na
tej wyspie istoty zdolne ją przełamać. Nie mam zbyt wiele czasu, a w tej chwili manuję cenną energię na rozmowę z wami. Musicie dotrzeć do wioski Dakonów, na dalekim wschodzie, ukrytej wśród piasczystych wydm pustyni Dashi... Orote, kapitan kragów poprowadzi was do tego miejsca... Pamiętajcie, nie macie wyjścia, tylko ja mogę wam pomóc się z tąd wydostać...
***
Aulus przypomniał sobię ostatnie dwa dni, ich przedzieranie się pod czójnym wzrokiem namiestnika Falldaronu. Głupiec zapewne śądził że jego plan na zgładzenie pacynka został wypełniony, gdyż jak do tej pory nie natrafili na żaden ślad jego przeklętych sługów... Elfka została poskładana za pomocą magi demoniczej wiedzmy, a reszta kragów zrobiła zapasy, pakując je na lektyke swego pana, ich droga była długa... A podróż z takim obciążeniem, i grupą która ledwo potrafiła zamienić ze sobą dwa zdania, zajmie im przynajmniej cztey dni... Czas, ani miejsce... Nie były sprzymierzeńcem byłego władcy... Pstanowił więc samemu przechylić nieco szalę, na swoją stronę... Jednak nie teraz, potrzebował odpoczynku, tak bardzo chciało mu się spać... Pacynek czół wyboistą drogę, na której podskakiwało jego wątłe ciało gdy grupa kragów niosła go na zaimprowizowanej lektyce... Nie mógł poruszyć żadną kończyną, czując jak trucizna zdradzieckiego ostrza coraz głębiej przenika do jego serca. Czy tak miał wyglądać jego koniec, czy cały trud jego nędznego życia miał zostać zakończony przez jedną nędzną elfkę, która w swej głupocie dała się zwieść podszeptom władcy na jego dawnym tronie... Czy na pewno jego... Pacynek powoli skupił resztki swej woli, aby skoncentrować się na miejscu które odwiedzał, do którego nikt poza nim nie miał wstępu... Podświadoma świątynia sanktuarium z jego snów.
Powoli wstał z zielonej trawy, siadając na drewnianym krześle stojącym u brzegu bystrego potoku, w którym woda była tak czysta, iż widać było złote ryby błyszczące w promieniach zachodzącego słońca, dookoła nie było nic... Jedynie jasne niebo aż po horyzont, ostatnia samotnia na drodze do szaleństwa. Jak zwykle miewał ją nazywać.
Pacynek spojrzał na istotę siedzącą u brzegu, która najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy z tego gdzie była, ale to nie było istotne. Nie obchodziło go co teraz czuła, ani co myślała o nim samym. On nie pragnął zrozumienia, nie chciał też miłości... Bo niezbyt ją rozumiał. Gdy doszła do siebie zalała go swymi odczuciami, pytaniami, i sentencją swego życia...
To było niesamowite... Tak dziwne, a zarazem przerażająco znajome. Wędrówka pod postacią ratakara tak bardzo przypominała jej noce w Alaranii, kiedy uwięziona we własnym umyśle mogła jedynie przyglądać się poczynaniom bestii. Teraz jednak było inaczej. Miała wrażenie, jakby znajdowała się jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Czuła swoje przemienione ciało, sama nadawała rytm krokom oraz widziała ciało Aulusa niesione w lektyce. Obserwowała je przez dłuższy czas. Kim był dla niej ten mężczyzna? Uprowadził ją do swojego świata, zmusił do narażania własnego życia, a teraz ona martwiła się o to, żeby on nie stracił własnego. Szczególnie teraz, kiedy był jeszcze bardziej blady niż normalnie.
Z drugiej jednak strony było to dziwne, mentalne miejsce. Bywała już w takowych. W końcu po każdym zachodzie słońca, jeszcze przed przybyciem do Falldaronu, jej świadomość była brutalnie spychana na maleńką wyspę pośród morza krwi pełnego zwłok jej ofiar. Tutaj jednak się nie bała, czuła wewnętrzny spokój... zupełnie jakby znajdując się w mocy Pacynka nic nie mogło jej się stać. Spojrzała na przemienionego nie wypowiadając żadnego słowa, a zaraz potem przeniosła wzrok na swoiste ekrany, jakimi były oczy ratakara.
- Powiedz... czy czułeś kiedyś może, że świat, w którym przebywasz, obrócił się przeciwko Tobie? Mimo jego ogromu nigdzie nie było dla Ciebie miejsca, a całe Twoje życie było wypełnione spojrzeniami innych? Są momenty, że kiedy zamknę oczy znowu je widzę. Wzrok pełen pogardy, która jednak tak naprawdę maskowała lęk. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy gniew ludzi oraz ich brutalność nie wynikają właśnie ze strachu. Powiedz, czy jestem taka przerażająca? - spytała obracając się w stronę mężczyzny. Na tą krótką chwilę odrzuciła swoje maski. Z resztą... czy miały one tutaj w ogóle prawo bytu? Aulus potrafił przeniknąć jej myśli na wylot, więc nie widziała sensu, żeby kłamać. Posłała mu jedynie łagodne, pytające spojrzenie udekorowane smutnym uśmiechem. - Kiedy jeszcze mieszkałam w swojej rodzinnej wiosce uwielbiałam wraz z braćmi oglądać nocne niebo. Zawsze wtedy wyobrażałam sobie, że jeśli uniosę dłoń i wystarczająco się postaram zdołam którąś dosięgnąć. Edward i Gabriel zawsze się z tego śmieli, lecz pewnej nocy pewna gwiazda, na której bardzo się skupiłam, zaczęła spadać. Myślałam wtedy, że to właśnie dzięki moim pragnieniom i wypowiedzianemu w myślach życzeniu postanowiła opuścić nieboskłon. Byłam wtedy dzieckiem, jednak wierzyłam to ze wszystkich sił. A teraz...? - Uniosła głowę przymykając oczy. Wyobraziła sobie to wspaniałe nocne niebo, które widziała w Falldaronie. - Widząc gwiazdy na niebie czuję, że żadna nigdy nie spadnie dla mnie. Miałeś tak kiedyś?
Nie miała pojęcia dlaczego mu to mówi. Przecież... nie wnosiło to żadnych ważnych informacji, a Aulusa najpewniej wcale to nie interesowało. Nie przerwał jej jednak. Czy zauważył jak bardzo przemyślenia Charlotte były podobne do pytania, które tak niedawno zadał swojej oprawczyni, kiedy dopiero co się spotkali?
- Niesamowite jak bardzo sprzeczne potrafią być ludzkie uczucia. Wędrując przez lata po Alaranii starałam się unikać żywych istot jak tylko mogłam. Pamiętam, że na początku było to prawdziwą torturą. Nigdy nie byłam sama, mieszkańcy wioski opiekowali się mną, kiedy mój ojciec... Kiedy on... - Nie dała rady tego powiedzieć. Objęła się jedynie ramionami. W takich chwilach pragnęła być jak najmniejsza, skryć się przed własnymi lękami i nie wychodzić, dopóki nie miną. Szkoda, że było to niemożliwe. - Prawdziwe znaczenie samotności poznałam jednak, kiedy musiałam iść do miasta. Przedzierałam się przez tłum ludzi skrywając twarz pod kapturem, byłam zwykłą nędzarką szukającą pożywienia... Mimo, że wokół mnie było tyle osób, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Krzyczałam wtedy w myślach, żeby mnie zauważyli... modliłam się, żeby ktoś mi pomógł, lecz jednocześnie nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet pojedynczego słowa. Potem jednak ktoś mnie zauważył... a ja żałowałam, że kiedykolwiek się urodziłam. Większość moich blizn powstało właśnie w tamtym momencie. Do tamtej pory nigdy nie podejrzewałam jak okrutni potrafią być ludzie. Strach oraz ból były tak wielkie... Nie mogłam uciec, chociaż zbliżał się zmierzch. Kiedy w końcu słońce zaszło zabiłam ich własnymi rękoma, a potem jeszcze wielu, wielu ludzi. Pamiętam to jak urywki koszmaru, jednak przeganiali mnie tak samo, jak własna rodzica, kiedy została rzucona na mnie klątwa. Wtedy zrozumiałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo... że nigdy nie odzyskam osób, które tak bardzo kochałam... - Łzy spływały rzewnie po jej policzkach, a drobnym ciałem kobiety wstrząsnął szloch. Nie mogła się opanować, chociaż bardzo chciała. Ze wszystkich sił próbowała przestać płakać, wycierała rękoma twarz, jednak kolejne łzy sprawiały, że jej praca nabierała syzyfowego charakteru. - To dlatego... dlatego tak bardzo chciałabym zostać w Twoim świecie. Przebywając w Falldaronie przypomniałam sobie, jak bardzo kocham nocne niebo. I jak bardzo nie chcę być już dłużej samotna... Zmusiłeś mnie do współpracy z innymi, chociaż stwarzam dla nich zagrożenie. Nie mogłam się jednak wycofać, prawda? Tylko... to takie trudne... zaufać komuś, kiedy nie mogę zaufać sama sobie... - Stopniowo się uspokajała. Nie spojrzała jednak na mężczyznę, zbyt się wstydziła swoich słabości, do których się przyznała. Czuła się tak bardzo obnażona przed nim...
Aulus spoglądł przed siebie, nie starając się nawet rozpatrywać jej słów.
-Co ty wiesz o ludziach, skąd możesz wiedzieć jaki jestem... Gdy miałem sześć lat, moi rodzice zostawili mnie obawiając się mej mocy, pewnego dnia ojciec po prostu zagubił mnie w lesie, krzyczałem, płakałem... Błądziłem. Poznałem co to ludzki los...
Pacynek przerwał na chwilę spoglądając na swe blade dłonie.
- Opowiadasz mi o braciach, o beztroskich latach... Ja ich nie miałem, radziłem sobie sam. A gdy trafiłem do Akademii, sądziłem że przyjęli mnie bo zobaczyli we mnie człowieka... Błąd, byłem niebezpieczny dla świata. I tylko izolacja, i badanie mego umysłu stało się ich celem. Mój mistrz, ojciec... On jeden starał się pokazać mi piękno tego świata, pokazać dobro w każdym człowieku. Wiedział że mam w sobie demona, który z czasem ponownie się narodzi, jednak traktował mnie jak chłopca, nie jak obiekt doświadczalny... I to był jego błąd.
Pacynek uśmiechnął się nadal na nią nie patrząc.
- Zabiłem go, zasztyletowałem jak zwykłego wieprza, odmawiał mi mocy, odmawiał potęgi która mi się należała... Stałem się wielki, powiedz mi któż inny może równać się z taką mocą, kto inny potrafił by stworzyć własny świat.
Aulus zacisnął pięści, starając się nie stracić kontroli nad własnym ciałem.
- Pytasz o ludzi, o te istoty które dla mnie nie znaczą nic... Które gdyby nie ciekawe przypadki, nie były warte więcej niż stado kłaków... Nie jestem człowiekiem, nie posiadam uczuć, i nie zależy mi na żadnym z was... Chce odzyskać co moje.
Klaun nareszcie spojrzał w jej oczy, lecz teraz widzieć było jedynie mrok, i całkowitą pustkę.
- Wszyscy będą cierpieć moja droga, a ty jeśli jesteś na tyle mądra... Staniesz u mego boku, i ujrzysz to wszystko co ja, staniesz się moją żywą towarzyszką w tym przeklętym świecie, a ja podzielę się z tobą widzą... I prawdą jaką zatajają ludzie, w swych pokrętnych umysłach. Możesz być wspaniała, jednak brak ci odwagi, widzę w twych oczach wielkość, jednak brak ci zachęty... Pozwól mi się prowadzić, być mą strażniczką... A poznasz to o czym ci się nie śniło. To co widzisz dookoła, to miejsce... Jest ostatnim wspomnieniem z czasów gdy w mym sercu biło ludzkie serce, mój mistrz zabrał mnie tutaj, przez cały dzień gawędząc ze mną o zwykłych sprawach, nie był wtedy potężnym magiem którego bano się w całej krainie, ja widziałem w nim zmęczonego starca, który pragnął tak jak ja, przez chwilę poczuć swą wolność.
Pacynek przerwał spoglądając na błyszczące ryby...
- Powiedz mi... Co widzisz patrząc w moją twarz?
Zadrżała. Jak mogła zapomnieć, że Aulus jest szalonym mordercą, który ściągnął ich w celu przeprowadzenia chorego eksperymentu? Przecież on wcale nie przejmował się, czy któreś z nich zginie. Miał wspaniałą zabawę oglądając ich zmagania, kiedy starali się uciec śmierci. Była głupia myśląc, że potraktuje ją inaczej. Bo niby dlaczego by miał? Była nikim, zwykłym ludzkim śmieciem, który zawadzał każdemu, kogo spotkał na swej drodze. Wiele razy inni dawali jej to do zrozumienia. Ballar też powiedział, że dla Pacynka będzie jedynie narzędziem, prawda?
Nie śmiała mu odpowiedzieć. Niemniej potwierdził jej przypuszczenia odnośnie własnej historii. Co z tego, że byli podobni pod kilkoma niewielkimi względami? Różnili się diametralnie siłą, którą dzierżyli. Ona nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Bała się za każdym razem, kiedy słońce zbliżało się do horyzontu, a potem po odzyskaniu ludzkiego ciała płakała tak długo, aż nie straciła przytomności z wycieńczenia. On był inny... Mimo, że wszyscy go odrzucili nie przestał walczyć o swoje. Nie ważne, czy komuś się to podobało czy nie, on cały czas dążył do tego, żeby osiągnąć własne cele. Jak mogła uważać, że w końcu znalazła bratnią duszę? Uzmysłowiła sobie jedynie, jak bardzo jest żałosna.
Uniosła głowę, by spojrzeć na Aulusa, kiedy ten skierował do niej pytanie. Nawet nie zauważyła, że spuściła wzrok podczas jego opowieści. Teraz jednak nie mogła uciec przed tymi ciemnymi oczami, za którymi kryła się prawdziwa otchłań bez dna. Kiedy tak patrzyła to miała wrażenie, że ta czarna dziura całkowicie ją pochłania. Zapytał ją jednak o coś, więc nie mogła milczeć.
- Widzę mężczyznę, który przez całe swoje życie walczył o szacunek. Dostrzegam osobę, która nie poddała się mimo ciągłych przeciwności, lecz starała się tak bardzo, by w końcu narzucić innym fakt, że istnieje. Nie wiem dlaczego zabiłeś swojego mistrza i nie mi to oceniać. Sama mam na rękach krew wielu istnień. Wydaje mi się jednak, że nie poprzestaniesz, dopóki nie osiągniesz swoich celów. Będziesz parł przed siebie bez względu na przeszkody, jakie napotkasz. W moich oczach jesteś osobą, która nigdy się nie da zniewolić czy kontrolować w jakikolwiek sposób. Ale jednocześnie widzę chłopca, któremu odmówiono zaznania chociaż chwili przyjemności. Chłopca, który całe swoje życie spędził utwierdzany przez innych w tym, że jest potworem, niezaakceptowanego do samego końca. Twierdzisz, że nie wiem nic o brutalności świata, jednak to właśnie dlatego, że poznałam zarówno miłość jak i zdradę ten ból jest jeszcze większy. Nie musisz się ze mną zgadzać, nie mam zamiaru przekonywać Cię co do swoich racji.
Była śmieciem, tak? Popychadłem, które od czasu klątwy bało się wyrazić własne zdanie. Uciekała jak ten szczur po kanałach, zawsze kryła się przed wzrokiem innych. Miała tyle masek, że czasami już sama nie wiedziała, jaka jest naprawdę. Ale ile czasu będzie musiała to jeszcze ciągnąć? W końcu sama pozwalała innym się tak traktować. Aulus nigdy tego nie zrobił, wręcz zmuszał innych do uznania jego siły. Dlaczego ona w końcu się nie podniesie z kolan i nie uniesie głowy?
Tym razem jej spojrzenie się zmieniło. Było bardziej harde, zdecydowane. Koniec z byciem płochliwą istotą, która przez całe swoje życie pozwala innym robić z sobą co chce. Tym razem to ona chciała napisać własną historię, którą będzie podążać!
- Mówisz, że wszyscy zginiemy, tak? Ześlesz na nas cierpienie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy? Nie obchodzi mnie co sądzisz na temat ludzi. Wiem jak bardzo dwulicowi potrafimy być, jak wiele fałszu się w nas kryje, jak wiele bólu potrafimy zadać z zimną krwią osobom, które kochamy. Sama jestem człowiekiem, to wszystko, czego nienawidzisz w ludziach jest też we mnie. Moja nocna forma? Szczur, w którego zmieniam się wbrew własnej woli? Nazywasz to potęgą, ale tylko dlatego, że możesz mnie wykorzystać. Przyznaj, że przez cały czas widzisz we mnie jedynie narzędzie. Nie jestem głupia Aulusie, potrafię łączyć fakty. Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja potrzebuję Ciebie. Być może jestem młoda i wielu rzeczy jeszcze w życiu nie doświadczyłam, lecz widziałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, kiedy jestem na przegranej pozycji. Oferujesz mi siłę? Nie potrzebuję jej. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy... - Zamilkła na moment i uniosła wzrok przyglądając się obłokom płynącym w tej mentalnej rzeczywistości, do której ją sprowadził.
- Nie wiem, czy chcę przyjąć Twoją propozycję. Jeśli to zrobię nie będę towarzyszką, jak to nazwałeś, prawda? Dalej będziesz widział we mnie narzędzie. Być może zdobędę wiedzę niedostępną dla większości, lecz jak wtedy zmieni się moje życie? Z uciekinierki mam się zmienić w więźnia? Przyznaj Aulusie, że przez długi czas wyglądałoby to właśnie w ten sposób. Nie takiej odmiany pragnę.
Czy swoimi przemyśleniami rozgniewa go? Wiedziała, że wiele teraz ryzykuje, lecz Przemieniony w każdej chwili mógł zajrzeć w jej myśli. Po co kłamać przed kimś, przed kim nie miało to racji bytu? Być może faktycznie była głupia, może powinna paść przed nim na kolanach i dziękować, że zechciał spojrzeć w stronę tak marnej istoty jak ona. Nie chciała jednak więcej być jednak popychadłem. Nie da więcej sobą pomiatać! Jeśli czegoś nauczyła się od niego podczas pobytu w Falldaronie, to z pewnością było to właśnie dążenie do własnych celów. On chciał odzyskać swoją własność, a ona? Zdecydowała się zmienić swoje życie w taki sposób, jaki będzie odpowiadał jej samej. Koniec ze strachem, lęk nie może dyktować jej, co powinna robić. Proponował ją, że ją poprowadzi? Była gotowa przystać na jego propozycję, lecz jedynie pod warunkiem, że uzna ją jako niezależną istotę, która chce czerpać z niego inspirację. Ponieważ to właśnie Pacynek wpłynął tak bardzo na jej sposób myślenia. Począwszy od teraz, jeśli da sobą pomiatać nigdy nic nie zmieni
Klaun uśmiechnął się ironicznie słysząc jej słowa... Po czym przemówił swym połączonym głosem wszystkich dusz.
- Jesteście wyjątkowymi istotami, mimo że badamy was od tak dawna... Potraficie zaskakiwać nas jak gdybyśmy byli zaledwie raczkującymi dziećmi... Masz rację jesteś tylko narzędziem, ale oddając swój los w moje ręce, staniesz się moim narzędziem... Nie potrafię uczynić dla ciebie nic więcej, nie jestem człowiekiem, nie jestem też potworem... Jestem zawieszony pomiędzy tymi światami, a moja prawdziwa dusza, już dawno została zagubiona, pośród tych wszystkich które mnie otaczają...
Jestem kim jestem, jeśli mam być szczery, zapewne nigdy nie uda mi się poznać uczuć które kierują wszelkimi istotami tego świata, jeśli chcesz znać prawdę o mnie, to zapewne gdybyś teraz została zgładzona, nie poczuł bym nic poza smutkiem, że stało się to tak szybko... Jednak jesteś silna, jesteś w stanie wiele znieść... I potrafisz zadbać o własne życie, dlatego wybrałem ciebie, dlatego to ty masz zostać mą towarzyszką która będzie mogła ujrzeć wszelkie cuda obu tych światów... Nie jestem kłamcą moja droga... Przynajmniej nie tym razem.
Pacynek zamilkł spoglądając na resztę swych towarzyszy... Tak bardzo chciałby porozmawiać z nimi wszystkimi, poznać ich sekrety, wejść głębiej w ich myśli. Przekonać się czy jego wybór był słuszny... Klauna wciąż zastanawiała jedna rzecz, przeszli już tyle razem... A mimo to ich twarze zdradzały wzajemną ignorancję i brak zaufania, czy te głupie istoty nie potrafiły zrozumieć, że to nie jest ich zwykły świat... Tutaj granie niedostępnego, skrytego samotnika. Oznaczało tylko jedno... Szybką śmierć. Gorące słońca powoli zaczęły doskwierać podróżnikom, a świat wokół zmienił się diametralnie, niskie zielone krzaczki ustąpiły miejsca niewysokim głazom, zielona polana z miękką trawą uginającą się pod naciskiem stopy, przemieniła się w żwirzasty gorejący plac, od którego odbijały się jasne promienie. Nad głową krążyły ogromne ptaki o szpiczastych dziobach, i złotych piórach, wypatrując ofiar swymi wielkimi oczyma umieszczonymi na końcu dzioba... Dotarli do granicy Dashi... Morderczego miejsca, gdzie pacynek umieścił najgorsze z bestii, strzegących tajemnic miasta prastarych Dakonów... Istot posiadających odrębne świadomości, prowadzące własne życie z dala od szalonych sztuczek istot walczących o stołek. Przepełnione całunem zepsucia, i nie opisanej energii otaczającej wszystko dookoła...
Jak okiem sięgnął nie dało się znaleźć nic co wyróżniało by ją pośród innych tego typu miejsc.
Aulus spojrzał na kobietę siedzącą u jego stóp na zielonej łące, i żałował że ta wizja musi się zakończyć... Jednak potrzebował energii, tutaj potrzebował jej bardziej niż gdziekolwiek indziej...
Delikatnie dotknął ramienia dziewczyny, po czym machnął dłonią, a wszystko zamigotało przywracając szczurka, do jej zwykłej świadomości...
- Jesteście w połowie drogi, kilka mil stąd, jest miejsce w miarę bezpieczne w tej przeklętej dziczy... Uważajcie, i pamiętajcie... Tutaj nawet skała może zabić.
Pacynek przerwał myśl, by w miarę swych możliwości obserwować wszystko co działo się dookoła, chociaż te słowo było całkowicie błędne... W dziwny sposób czuł wszelkie życie, od istot które z nim podróżowały, po wielkie węże piaskowe przemieszczające się pod ich stopami, czuł drobne istoty obserwujące ich zza skał, i niewidzialne byty krążące nad ich głowami... Widział znacznie więcej. Mimo swej wegetacji... Wiedział że gdyby nie jego obecność tutaj, nieopisanie straszydła, wyskoczyły by wprost spod ziemi, porywając nieostrożnych wędrowców, nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się z własnej woli do tego przeklętego miejsca... Na szczęście oni nie należeli do ludzi o zdrowych zmysłach.
Orote, rozglądał się niepewnie zaciskając dłoń na swej prowizorycznej broni. Nie po raz pierwszy stąpał po tych niebezpiecznych ziemiach, jeszcze zanim wybrano go wodzem, pacynek często wysyłał go do wioski Dakonów, aby przystosować go do złego klimatu... Zanim słońca nie schowały się całkiem za pasmem horyzontu, Dotarli do miejsca wyglądającego jak ruiny starej świątyni, wznoszącej się ponad gorący piasek który zastąpił twardy żwir po kilku milach drogi. Z pozostałości budowli ostały się cztery kolumny, oraz niewysoki mur otaczający przed hulającym wiatrem z każdej strony świata, jej główna sala wznosiła się ponad wydmami na podwyższeniu, a schody które prowadziły przez jedyną bramę od dawna pozbawioną wrót, zapadły się częściowo, tak że trzeba było stawiać szersze kroki.... Orote zagulgotał coś w swym gardłowym języku do stworów niosących Aulusa, po czym sam wdrapał się na szczyt kolumny, obserwując teren dookoła... No cóż, przynajmniej warta została ustalona. Gdy pacynek bezpiecznie spoczął na ziemi, kragowie rozpalili niewielki ogień z głaęzi które zapewne przyniósł tu wiatr, zatrzymując je na kamiennych barierach. Co prawda nikły płomień nie chronił ich przed zimnem nocy, jednak dawał względny komfort, i jako taką widoczność w razie niespodziewanego ataku... Grupa niosąca lektykę, szybko zjadła obrzydliwie wyglądające surowe mięso, które zniknęło równie szybko jak się pojawiło, po czym rozdało towarzyszą suchy prowiant, w postaci czerstwego chleba, oraz bukłaki z winem... Sami dołączyli do swego przywódcy, rozsiadając się na skalnych filarach... Może chociaż tej nocy będzie spokojnie...
Dużo później...
Jednak wszystko miało się zmienić, Orote zaskrzeczał cicho, po czym zeskoczył ze zwej kolumny w stronę niewielkiego ogniska które wciąż się tliło, przytupując je nogą... Strażnicy widząc to co władca, podbiegli do lektyki swego pana... Aulus nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć co się dzieje. Przemówił szybko do śpiących towarzyszy budząc ich z magicznego stanu, jakim był sen..
- Tego się obawiałem, wstawajcie głupcy jeśli znów chcecie zobaczyć świt.
Pacynek poczuł ucisk w sercu, gdy zbyt mocno skoncentrował się na ich woli... Cholera, nie sądziłem że jestem już tak słaby... Bół trwał chwilę, przynosząc nieznane wcześniej cierpienie, po czym zelżał, pozwalając mu zebrać myśli.
- Zbliżają się Gerlkowie, musieli wyczuć zapach waszych ciał... Z tego co sądzą kragowie, możliwe jest że ich liczba znacznie przekracza kilkadziesiąt sztuk.
Nie zgrywajcie bohaterów, i nie dajcie się zaskoczyć, one są sprytne i niezwykle zwinne... Nie rozdzielajcie się i brońcie z tego miejsca, macie tu większe szansę na przetrwanie...
Aulus wiedział że to co zrobi przyniesie konsekwencje, wiedział też że jeśli posłuży się mocą odbierze sobie cenny czas jaki mu pozostał, jednak w jaki sposób mieli bronić całkowicie nie uzbrojeni... Powoli skupiając swą wolę na materii, skupiając ją na obrazie tego co miało się pojawić. Uwolnił moc, z jego ciałem wstrząsnął potworny ból, przez kilka chwil nie widział nic poza białym punktem przed swymi oczyma, stracił kontrolę nad umysłem, a jego niemy krzyk rozdzierał świadomości wszystkich dusz... Nie było już odwrotu... Pacynek spojrzał po raz ostatni zanim nie wyczerpał swych sił, na stos mieczy o prostych jelcach, i długich ostrzach spoczywających na ziemi... Spojrzał na łuki oparte o ścianę zawalonego klasztoru, oraz śnieżnobiałe pióropusze wystające z kołczanów utkanych ze skóry...
- Zrobiłem co mogłem... Reszta zależy od was.
Gdy jego świadomość opuściła ciało, grupa stworzeń sięgających im do szyi, pojawiła się na horyzoncie... Jak bardzo mogła zdziwić się istota, która potrafiła by przebić mroki nocy, widząc hybrydy człowieka i jaszczurki... Zielone ciała bestii pokrywała drobna łuska, poruszali się zwinnie na swych krótkich czterech odnóżach, zwijając długim ogonem połacie piasku za sobą, podłużne twarze o ostrych zębach, z pomiędzy których wystawał gadzi jęzor... Oraz te oczy, świdrujące i przepełnione pragnieniem śmierci... Tępe istoty stworzone w jednym celu... Aby bronić tej krainy... I co niestety trzeba im przyznać, robiły znakomicie... Kamienna forteca w której się znaleźli, gdzieś na odmętach świadomości szalonego klauna, miała być ich sprawdzianem... Próbą szalonego władcy, ich losy miały rozegrać się w tym miejscu, tym razem nikt ich nie uratuje, jeśli nie sprostają zadaniu, ich kości na wieki zalegną wśród wysokich wydm... A dusze powędrują do pałacu uzurpatora, by tam służyć nowemu panu...
Kto ich teraz poprowadzi, kto ma ta tyle charyzmy by wywalczyć sobie wygraną... Tyle pytań, a jedyna osoba zdolna na nie odpowiedzieć, spoczywała przebita magicznym sztyletem w swym eterycznym stanie...
Samotna istota, której nikt z nich nie mógł ujrzeć, przyglądała się tej scenie siedząc spokojnie milę dalej, jej zielony płaszcz łopotał na wietrzę, a bystre oczy przebijały zasłonę nocy, widział dokładnie każdy szczegół.
Napięcie wśród grupy... Miał być jedynym świadkiem walki o życie tej dziwacznej bandy... Miał być ostatnim strażnikiem ich historii.
Wysoko na niebie, złote ptaki skrzeczały radośnie, tego wieczora na pewno nie zabraknie im pożywienia.
Tuż za nim maszerowała pijawka co jakiś czas zerkając na rataraka, który od dwóch dni... Spoglądał na niedawną skrytobójczynię, jak na najgorszego wroga. Tym razem jednak podróżowała pod swą ludzką postacią... Jednak jej wzrok zdradzał wszystko, mimo że bestia siedziała tam w środku, szarpiąc się w najskrytszych odmętach jej jestestwa, to jej duch pozostawał w gotowości, czekając jedynie na odpowiednią chwilę do skoku.
Na samym końcu zmierzała blada elfka, niedoszła ofiara zabaw szalonego władcy, jej twarz nie zdradzała cierpienia, jej chód był pewny i wyniosły... Jak bardzo różniła się od tej kruchej istoty, której wola została złamana zaledwie w kilka chwil. Zapewne gdyby nie wiadomość że śmierć klauna pozbawia ją możliwości powrotu, już teraz porzuciła by go na tej przeklętej równinie, wbijając dodatkowy sztylet w miejsce tkwiącego w jego piersi...
Ostatni wlókł się Acheron odziany w swój ciemny płaszcz, zastanawiająca postać, pomyślał. Mimo tego że wykonywał zaledwie minimalne ruchy swym ciałem, Aulus wiedział że dostrzega wszelkie zmiany dookoła, gotów by odeprzeć każdy atak... Oraz on... Niesiony na lektyce pośród tego pochodu, przez czterech wyczerpanych Kragów, ale z widoczną dumą na twarzy, że to im w udziale przypadło niesienie swego boga, zapewne nawet gdyby mieli paść z wyczerpania, nie zamienili by się z nikim innym... Blada postać w czarnym fraku, której oblicze zastygło tuż po wydarzeniach z jaskini, jego twarz nie zdradzała niczego, kamienna, zastygła sylwetka nieopisanego szaleństwa... Jaki był jego cel, i dokąd ich prowadził...
Szczurzyca wpatrywała się w elfkę przekrwionym wzrokiem, wbijając swe ostre pazury w jej tors... Krew powoli zalewała posadzkę, a ledwo przytomna kobieta dochodziła do siebie po niedawnym zaklęciu które ktoś na nią rzucił. Kragowie biegali dookoła, zawodząc żałośnie, część z nich sięgnęła po broń, zmierzając z morderczym wyrazem twarzy w stronę skrytobójczyni. Wampirzyca starała się uspokoić oszalałego szczura, uspokoić jej rozbite serce, które dopiero co odnalazło istotę która w jakimś stopniu ją rozumiała. Istotę która mogła stać się nowym początkiem jej życia... A zamiast tego, leżała teraz wśród piasku i kamieni, porzucona niczym stare truchło, a z jej świeżej rany sączyła się szkarłatna krew. Gdy ratarak szykował się do zadania ostatecznego ciosu wtem głośny okrzyk zatrząsł murami ich umysłu... Zatrząsł tak, że żadne z nich nie było w stanie mu się sprzeciwić...
- Dosyć!
Kim jestem.Co się stało...
Aulus powoli przeglądał zwoje pamięci, przechadzając się po zakurzonych zaułkach swego umysłu, mroczne pomieszczenie o setce półek wypełnionych pożółkłymi pergaminami... Pacynek z rękoma założonymi za plecami, starał się przypomnieć sobie co tutaj robi, i w jaki sposób oderwał się od swego ciała... Przecież jeszcze przed chwilą spoglądał na twarze swych towarzyszy, nie to zła nazwa... Na twarze, swego wyboru. By chwilę później otaczał go już tylko mrok... Rozwinął jeden ze zwojów, który pojawił się nagle wśród setek innych, lecz ten w porównaniu do tamtych był śnieżnobiały, bez jakichkolwiek skaz upływu czasu, świeże wspomnienie... Aulus rozwinął pergamin, odczytując pierwszą linijkę. "A więc umieram, na reszcie któreś z was dało radę"... Pomyślał zanim nie wczytał się dalej... "Nie to nie wy... Więc taki był twój plan, przyznaję tym razem znowu wygrałeś, już drugi raz przechytrzyłeś moją osobę... No no, cóż za emocjonująca rozgrywka."
Klaun odłożył zwój, zastanawiając się nad elfką która pewnie w tej chwili przeżywała atak jego pupila. Oraz co gorsza, o swym ciele, które zostało zainfekowane przez dziwaczne zaklęcie, władca przewidział że zwykłe przebicie serca nic by nie dało, pacynek po prostu opętał by jedno z nich... Do czasu aż ktoś nowy nie pojawił by się na horyzoncie. Teraz jednak jego los był w nieciekawej sytuacji, dziwna energia która wpływała do jego ciała wprost z klejnotu, w głowni rękojeści w jakiś sposób, odbierała jego siły, zmieniała go... W człowieka. A jeśli ponownie stanie się istotą ludzką, a jego wewnętrzne towarzystwo zniknie. Wszyscy skończą zamknięciu tu na zawszę, zdani na łaskę uzurpatora. Klaun skoncentrował swoje siły, wyczuwając energię istot dookoła, wiedział że elfce nie zostało dużo czasu. Tylko szybka decyzja, miała szansę na powodzenie.
- Charlotte, zostaw ją... Jest mi potrzebna żywa...
Przemówił swym połączonym głosem, wprost do ich umysłu. Następne kilkanaście zdań było niejasnych dla reszty grupy, pacynek porozumiewał się wprost z królową kragów, dziwnym zniekształconym dźwiękiem, na który ona jedynie przytakiwała, jednocześnie powstrzymując swych pobratymców przed dokonaniem upragnionej zemsty.
- Co pewno już się domyślacie, umieram... Jednak nie w skutek krwi która wypływa z mego ciała.
Gdy to powiedział, jego rana dookoła ostrza zasklepiła się, a raczej przestała barwić jego frak.
- Sztylet który dzierżyła wasza nowa towarzyszka, został zaklęty za pomocą prastarej magii, której nawet ja nie znam... Jednak są na
tej wyspie istoty zdolne ją przełamać. Nie mam zbyt wiele czasu, a w tej chwili manuję cenną energię na rozmowę z wami. Musicie dotrzeć do wioski Dakonów, na dalekim wschodzie, ukrytej wśród piasczystych wydm pustyni Dashi... Orote, kapitan kragów poprowadzi was do tego miejsca... Pamiętajcie, nie macie wyjścia, tylko ja mogę wam pomóc się z tąd wydostać...
Aulus przypomniał sobię ostatnie dwa dni, ich przedzieranie się pod czójnym wzrokiem namiestnika Falldaronu. Głupiec zapewne śądził że jego plan na zgładzenie pacynka został wypełniony, gdyż jak do tej pory nie natrafili na żaden ślad jego przeklętych sługów... Elfka została poskładana za pomocą magi demoniczej wiedzmy, a reszta kragów zrobiła zapasy, pakując je na lektyke swego pana, ich droga była długa... A podróż z takim obciążeniem, i grupą która ledwo potrafiła zamienić ze sobą dwa zdania, zajmie im przynajmniej cztey dni... Czas, ani miejsce... Nie były sprzymierzeńcem byłego władcy... Pstanowił więc samemu przechylić nieco szalę, na swoją stronę... Jednak nie teraz, potrzebował odpoczynku, tak bardzo chciało mu się spać... Pacynek czół wyboistą drogę, na której podskakiwało jego wątłe ciało gdy grupa kragów niosła go na zaimprowizowanej lektyce... Nie mógł poruszyć żadną kończyną, czując jak trucizna zdradzieckiego ostrza coraz głębiej przenika do jego serca. Czy tak miał wyglądać jego koniec, czy cały trud jego nędznego życia miał zostać zakończony przez jedną nędzną elfkę, która w swej głupocie dała się zwieść podszeptom władcy na jego dawnym tronie... Czy na pewno jego... Pacynek powoli skupił resztki swej woli, aby skoncentrować się na miejscu które odwiedzał, do którego nikt poza nim nie miał wstępu... Podświadoma świątynia sanktuarium z jego snów.
Powoli wstał z zielonej trawy, siadając na drewnianym krześle stojącym u brzegu bystrego potoku, w którym woda była tak czysta, iż widać było złote ryby błyszczące w promieniach zachodzącego słońca, dookoła nie było nic... Jedynie jasne niebo aż po horyzont, ostatnia samotnia na drodze do szaleństwa. Jak zwykle miewał ją nazywać.
Pacynek spojrzał na istotę siedzącą u brzegu, która najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy z tego gdzie była, ale to nie było istotne. Nie obchodziło go co teraz czuła, ani co myślała o nim samym. On nie pragnął zrozumienia, nie chciał też miłości... Bo niezbyt ją rozumiał. Gdy doszła do siebie zalała go swymi odczuciami, pytaniami, i sentencją swego życia...
To było niesamowite... Tak dziwne, a zarazem przerażająco znajome. Wędrówka pod postacią ratakara tak bardzo przypominała jej noce w Alaranii, kiedy uwięziona we własnym umyśle mogła jedynie przyglądać się poczynaniom bestii. Teraz jednak było inaczej. Miała wrażenie, jakby znajdowała się jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Czuła swoje przemienione ciało, sama nadawała rytm krokom oraz widziała ciało Aulusa niesione w lektyce. Obserwowała je przez dłuższy czas. Kim był dla niej ten mężczyzna? Uprowadził ją do swojego świata, zmusił do narażania własnego życia, a teraz ona martwiła się o to, żeby on nie stracił własnego. Szczególnie teraz, kiedy był jeszcze bardziej blady niż normalnie.
Z drugiej jednak strony było to dziwne, mentalne miejsce. Bywała już w takowych. W końcu po każdym zachodzie słońca, jeszcze przed przybyciem do Falldaronu, jej świadomość była brutalnie spychana na maleńką wyspę pośród morza krwi pełnego zwłok jej ofiar. Tutaj jednak się nie bała, czuła wewnętrzny spokój... zupełnie jakby znajdując się w mocy Pacynka nic nie mogło jej się stać. Spojrzała na przemienionego nie wypowiadając żadnego słowa, a zaraz potem przeniosła wzrok na swoiste ekrany, jakimi były oczy ratakara.
- Powiedz... czy czułeś kiedyś może, że świat, w którym przebywasz, obrócił się przeciwko Tobie? Mimo jego ogromu nigdzie nie było dla Ciebie miejsca, a całe Twoje życie było wypełnione spojrzeniami innych? Są momenty, że kiedy zamknę oczy znowu je widzę. Wzrok pełen pogardy, która jednak tak naprawdę maskowała lęk. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy gniew ludzi oraz ich brutalność nie wynikają właśnie ze strachu. Powiedz, czy jestem taka przerażająca? - spytała obracając się w stronę mężczyzny. Na tą krótką chwilę odrzuciła swoje maski. Z resztą... czy miały one tutaj w ogóle prawo bytu? Aulus potrafił przeniknąć jej myśli na wylot, więc nie widziała sensu, żeby kłamać. Posłała mu jedynie łagodne, pytające spojrzenie udekorowane smutnym uśmiechem. - Kiedy jeszcze mieszkałam w swojej rodzinnej wiosce uwielbiałam wraz z braćmi oglądać nocne niebo. Zawsze wtedy wyobrażałam sobie, że jeśli uniosę dłoń i wystarczająco się postaram zdołam którąś dosięgnąć. Edward i Gabriel zawsze się z tego śmieli, lecz pewnej nocy pewna gwiazda, na której bardzo się skupiłam, zaczęła spadać. Myślałam wtedy, że to właśnie dzięki moim pragnieniom i wypowiedzianemu w myślach życzeniu postanowiła opuścić nieboskłon. Byłam wtedy dzieckiem, jednak wierzyłam to ze wszystkich sił. A teraz...? - Uniosła głowę przymykając oczy. Wyobraziła sobie to wspaniałe nocne niebo, które widziała w Falldaronie. - Widząc gwiazdy na niebie czuję, że żadna nigdy nie spadnie dla mnie. Miałeś tak kiedyś?
Nie miała pojęcia dlaczego mu to mówi. Przecież... nie wnosiło to żadnych ważnych informacji, a Aulusa najpewniej wcale to nie interesowało. Nie przerwał jej jednak. Czy zauważył jak bardzo przemyślenia Charlotte były podobne do pytania, które tak niedawno zadał swojej oprawczyni, kiedy dopiero co się spotkali?
- Niesamowite jak bardzo sprzeczne potrafią być ludzkie uczucia. Wędrując przez lata po Alaranii starałam się unikać żywych istot jak tylko mogłam. Pamiętam, że na początku było to prawdziwą torturą. Nigdy nie byłam sama, mieszkańcy wioski opiekowali się mną, kiedy mój ojciec... Kiedy on... - Nie dała rady tego powiedzieć. Objęła się jedynie ramionami. W takich chwilach pragnęła być jak najmniejsza, skryć się przed własnymi lękami i nie wychodzić, dopóki nie miną. Szkoda, że było to niemożliwe. - Prawdziwe znaczenie samotności poznałam jednak, kiedy musiałam iść do miasta. Przedzierałam się przez tłum ludzi skrywając twarz pod kapturem, byłam zwykłą nędzarką szukającą pożywienia... Mimo, że wokół mnie było tyle osób, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Krzyczałam wtedy w myślach, żeby mnie zauważyli... modliłam się, żeby ktoś mi pomógł, lecz jednocześnie nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet pojedynczego słowa. Potem jednak ktoś mnie zauważył... a ja żałowałam, że kiedykolwiek się urodziłam. Większość moich blizn powstało właśnie w tamtym momencie. Do tamtej pory nigdy nie podejrzewałam jak okrutni potrafią być ludzie. Strach oraz ból były tak wielkie... Nie mogłam uciec, chociaż zbliżał się zmierzch. Kiedy w końcu słońce zaszło zabiłam ich własnymi rękoma, a potem jeszcze wielu, wielu ludzi. Pamiętam to jak urywki koszmaru, jednak przeganiali mnie tak samo, jak własna rodzica, kiedy została rzucona na mnie klątwa. Wtedy zrozumiałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo... że nigdy nie odzyskam osób, które tak bardzo kochałam... - Łzy spływały rzewnie po jej policzkach, a drobnym ciałem kobiety wstrząsnął szloch. Nie mogła się opanować, chociaż bardzo chciała. Ze wszystkich sił próbowała przestać płakać, wycierała rękoma twarz, jednak kolejne łzy sprawiały, że jej praca nabierała syzyfowego charakteru. - To dlatego... dlatego tak bardzo chciałabym zostać w Twoim świecie. Przebywając w Falldaronie przypomniałam sobie, jak bardzo kocham nocne niebo. I jak bardzo nie chcę być już dłużej samotna... Zmusiłeś mnie do współpracy z innymi, chociaż stwarzam dla nich zagrożenie. Nie mogłam się jednak wycofać, prawda? Tylko... to takie trudne... zaufać komuś, kiedy nie mogę zaufać sama sobie... - Stopniowo się uspokajała. Nie spojrzała jednak na mężczyznę, zbyt się wstydziła swoich słabości, do których się przyznała. Czuła się tak bardzo obnażona przed nim...
Aulus spoglądł przed siebie, nie starając się nawet rozpatrywać jej słów.
-Co ty wiesz o ludziach, skąd możesz wiedzieć jaki jestem... Gdy miałem sześć lat, moi rodzice zostawili mnie obawiając się mej mocy, pewnego dnia ojciec po prostu zagubił mnie w lesie, krzyczałem, płakałem... Błądziłem. Poznałem co to ludzki los...
Pacynek przerwał na chwilę spoglądając na swe blade dłonie.
- Opowiadasz mi o braciach, o beztroskich latach... Ja ich nie miałem, radziłem sobie sam. A gdy trafiłem do Akademii, sądziłem że przyjęli mnie bo zobaczyli we mnie człowieka... Błąd, byłem niebezpieczny dla świata. I tylko izolacja, i badanie mego umysłu stało się ich celem. Mój mistrz, ojciec... On jeden starał się pokazać mi piękno tego świata, pokazać dobro w każdym człowieku. Wiedział że mam w sobie demona, który z czasem ponownie się narodzi, jednak traktował mnie jak chłopca, nie jak obiekt doświadczalny... I to był jego błąd.
Pacynek uśmiechnął się nadal na nią nie patrząc.
- Zabiłem go, zasztyletowałem jak zwykłego wieprza, odmawiał mi mocy, odmawiał potęgi która mi się należała... Stałem się wielki, powiedz mi któż inny może równać się z taką mocą, kto inny potrafił by stworzyć własny świat.
Aulus zacisnął pięści, starając się nie stracić kontroli nad własnym ciałem.
- Pytasz o ludzi, o te istoty które dla mnie nie znaczą nic... Które gdyby nie ciekawe przypadki, nie były warte więcej niż stado kłaków... Nie jestem człowiekiem, nie posiadam uczuć, i nie zależy mi na żadnym z was... Chce odzyskać co moje.
Klaun nareszcie spojrzał w jej oczy, lecz teraz widzieć było jedynie mrok, i całkowitą pustkę.
- Wszyscy będą cierpieć moja droga, a ty jeśli jesteś na tyle mądra... Staniesz u mego boku, i ujrzysz to wszystko co ja, staniesz się moją żywą towarzyszką w tym przeklętym świecie, a ja podzielę się z tobą widzą... I prawdą jaką zatajają ludzie, w swych pokrętnych umysłach. Możesz być wspaniała, jednak brak ci odwagi, widzę w twych oczach wielkość, jednak brak ci zachęty... Pozwól mi się prowadzić, być mą strażniczką... A poznasz to o czym ci się nie śniło. To co widzisz dookoła, to miejsce... Jest ostatnim wspomnieniem z czasów gdy w mym sercu biło ludzkie serce, mój mistrz zabrał mnie tutaj, przez cały dzień gawędząc ze mną o zwykłych sprawach, nie był wtedy potężnym magiem którego bano się w całej krainie, ja widziałem w nim zmęczonego starca, który pragnął tak jak ja, przez chwilę poczuć swą wolność.
Pacynek przerwał spoglądając na błyszczące ryby...
- Powiedz mi... Co widzisz patrząc w moją twarz?
Zadrżała. Jak mogła zapomnieć, że Aulus jest szalonym mordercą, który ściągnął ich w celu przeprowadzenia chorego eksperymentu? Przecież on wcale nie przejmował się, czy któreś z nich zginie. Miał wspaniałą zabawę oglądając ich zmagania, kiedy starali się uciec śmierci. Była głupia myśląc, że potraktuje ją inaczej. Bo niby dlaczego by miał? Była nikim, zwykłym ludzkim śmieciem, który zawadzał każdemu, kogo spotkał na swej drodze. Wiele razy inni dawali jej to do zrozumienia. Ballar też powiedział, że dla Pacynka będzie jedynie narzędziem, prawda?
Nie śmiała mu odpowiedzieć. Niemniej potwierdził jej przypuszczenia odnośnie własnej historii. Co z tego, że byli podobni pod kilkoma niewielkimi względami? Różnili się diametralnie siłą, którą dzierżyli. Ona nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Bała się za każdym razem, kiedy słońce zbliżało się do horyzontu, a potem po odzyskaniu ludzkiego ciała płakała tak długo, aż nie straciła przytomności z wycieńczenia. On był inny... Mimo, że wszyscy go odrzucili nie przestał walczyć o swoje. Nie ważne, czy komuś się to podobało czy nie, on cały czas dążył do tego, żeby osiągnąć własne cele. Jak mogła uważać, że w końcu znalazła bratnią duszę? Uzmysłowiła sobie jedynie, jak bardzo jest żałosna.
Uniosła głowę, by spojrzeć na Aulusa, kiedy ten skierował do niej pytanie. Nawet nie zauważyła, że spuściła wzrok podczas jego opowieści. Teraz jednak nie mogła uciec przed tymi ciemnymi oczami, za którymi kryła się prawdziwa otchłań bez dna. Kiedy tak patrzyła to miała wrażenie, że ta czarna dziura całkowicie ją pochłania. Zapytał ją jednak o coś, więc nie mogła milczeć.
- Widzę mężczyznę, który przez całe swoje życie walczył o szacunek. Dostrzegam osobę, która nie poddała się mimo ciągłych przeciwności, lecz starała się tak bardzo, by w końcu narzucić innym fakt, że istnieje. Nie wiem dlaczego zabiłeś swojego mistrza i nie mi to oceniać. Sama mam na rękach krew wielu istnień. Wydaje mi się jednak, że nie poprzestaniesz, dopóki nie osiągniesz swoich celów. Będziesz parł przed siebie bez względu na przeszkody, jakie napotkasz. W moich oczach jesteś osobą, która nigdy się nie da zniewolić czy kontrolować w jakikolwiek sposób. Ale jednocześnie widzę chłopca, któremu odmówiono zaznania chociaż chwili przyjemności. Chłopca, który całe swoje życie spędził utwierdzany przez innych w tym, że jest potworem, niezaakceptowanego do samego końca. Twierdzisz, że nie wiem nic o brutalności świata, jednak to właśnie dlatego, że poznałam zarówno miłość jak i zdradę ten ból jest jeszcze większy. Nie musisz się ze mną zgadzać, nie mam zamiaru przekonywać Cię co do swoich racji.
Była śmieciem, tak? Popychadłem, które od czasu klątwy bało się wyrazić własne zdanie. Uciekała jak ten szczur po kanałach, zawsze kryła się przed wzrokiem innych. Miała tyle masek, że czasami już sama nie wiedziała, jaka jest naprawdę. Ale ile czasu będzie musiała to jeszcze ciągnąć? W końcu sama pozwalała innym się tak traktować. Aulus nigdy tego nie zrobił, wręcz zmuszał innych do uznania jego siły. Dlaczego ona w końcu się nie podniesie z kolan i nie uniesie głowy?
Tym razem jej spojrzenie się zmieniło. Było bardziej harde, zdecydowane. Koniec z byciem płochliwą istotą, która przez całe swoje życie pozwala innym robić z sobą co chce. Tym razem to ona chciała napisać własną historię, którą będzie podążać!
- Mówisz, że wszyscy zginiemy, tak? Ześlesz na nas cierpienie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy? Nie obchodzi mnie co sądzisz na temat ludzi. Wiem jak bardzo dwulicowi potrafimy być, jak wiele fałszu się w nas kryje, jak wiele bólu potrafimy zadać z zimną krwią osobom, które kochamy. Sama jestem człowiekiem, to wszystko, czego nienawidzisz w ludziach jest też we mnie. Moja nocna forma? Szczur, w którego zmieniam się wbrew własnej woli? Nazywasz to potęgą, ale tylko dlatego, że możesz mnie wykorzystać. Przyznaj, że przez cały czas widzisz we mnie jedynie narzędzie. Nie jestem głupia Aulusie, potrafię łączyć fakty. Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja potrzebuję Ciebie. Być może jestem młoda i wielu rzeczy jeszcze w życiu nie doświadczyłam, lecz widziałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, kiedy jestem na przegranej pozycji. Oferujesz mi siłę? Nie potrzebuję jej. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy... - Zamilkła na moment i uniosła wzrok przyglądając się obłokom płynącym w tej mentalnej rzeczywistości, do której ją sprowadził.
- Nie wiem, czy chcę przyjąć Twoją propozycję. Jeśli to zrobię nie będę towarzyszką, jak to nazwałeś, prawda? Dalej będziesz widział we mnie narzędzie. Być może zdobędę wiedzę niedostępną dla większości, lecz jak wtedy zmieni się moje życie? Z uciekinierki mam się zmienić w więźnia? Przyznaj Aulusie, że przez długi czas wyglądałoby to właśnie w ten sposób. Nie takiej odmiany pragnę.
Czy swoimi przemyśleniami rozgniewa go? Wiedziała, że wiele teraz ryzykuje, lecz Przemieniony w każdej chwili mógł zajrzeć w jej myśli. Po co kłamać przed kimś, przed kim nie miało to racji bytu? Być może faktycznie była głupia, może powinna paść przed nim na kolanach i dziękować, że zechciał spojrzeć w stronę tak marnej istoty jak ona. Nie chciała jednak więcej być jednak popychadłem. Nie da więcej sobą pomiatać! Jeśli czegoś nauczyła się od niego podczas pobytu w Falldaronie, to z pewnością było to właśnie dążenie do własnych celów. On chciał odzyskać swoją własność, a ona? Zdecydowała się zmienić swoje życie w taki sposób, jaki będzie odpowiadał jej samej. Koniec ze strachem, lęk nie może dyktować jej, co powinna robić. Proponował ją, że ją poprowadzi? Była gotowa przystać na jego propozycję, lecz jedynie pod warunkiem, że uzna ją jako niezależną istotę, która chce czerpać z niego inspirację. Ponieważ to właśnie Pacynek wpłynął tak bardzo na jej sposób myślenia. Począwszy od teraz, jeśli da sobą pomiatać nigdy nic nie zmieni
Klaun uśmiechnął się ironicznie słysząc jej słowa... Po czym przemówił swym połączonym głosem wszystkich dusz.
- Jesteście wyjątkowymi istotami, mimo że badamy was od tak dawna... Potraficie zaskakiwać nas jak gdybyśmy byli zaledwie raczkującymi dziećmi... Masz rację jesteś tylko narzędziem, ale oddając swój los w moje ręce, staniesz się moim narzędziem... Nie potrafię uczynić dla ciebie nic więcej, nie jestem człowiekiem, nie jestem też potworem... Jestem zawieszony pomiędzy tymi światami, a moja prawdziwa dusza, już dawno została zagubiona, pośród tych wszystkich które mnie otaczają...
Jestem kim jestem, jeśli mam być szczery, zapewne nigdy nie uda mi się poznać uczuć które kierują wszelkimi istotami tego świata, jeśli chcesz znać prawdę o mnie, to zapewne gdybyś teraz została zgładzona, nie poczuł bym nic poza smutkiem, że stało się to tak szybko... Jednak jesteś silna, jesteś w stanie wiele znieść... I potrafisz zadbać o własne życie, dlatego wybrałem ciebie, dlatego to ty masz zostać mą towarzyszką która będzie mogła ujrzeć wszelkie cuda obu tych światów... Nie jestem kłamcą moja droga... Przynajmniej nie tym razem.
Pacynek zamilkł spoglądając na resztę swych towarzyszy... Tak bardzo chciałby porozmawiać z nimi wszystkimi, poznać ich sekrety, wejść głębiej w ich myśli. Przekonać się czy jego wybór był słuszny... Klauna wciąż zastanawiała jedna rzecz, przeszli już tyle razem... A mimo to ich twarze zdradzały wzajemną ignorancję i brak zaufania, czy te głupie istoty nie potrafiły zrozumieć, że to nie jest ich zwykły świat... Tutaj granie niedostępnego, skrytego samotnika. Oznaczało tylko jedno... Szybką śmierć. Gorące słońca powoli zaczęły doskwierać podróżnikom, a świat wokół zmienił się diametralnie, niskie zielone krzaczki ustąpiły miejsca niewysokim głazom, zielona polana z miękką trawą uginającą się pod naciskiem stopy, przemieniła się w żwirzasty gorejący plac, od którego odbijały się jasne promienie. Nad głową krążyły ogromne ptaki o szpiczastych dziobach, i złotych piórach, wypatrując ofiar swymi wielkimi oczyma umieszczonymi na końcu dzioba... Dotarli do granicy Dashi... Morderczego miejsca, gdzie pacynek umieścił najgorsze z bestii, strzegących tajemnic miasta prastarych Dakonów... Istot posiadających odrębne świadomości, prowadzące własne życie z dala od szalonych sztuczek istot walczących o stołek. Przepełnione całunem zepsucia, i nie opisanej energii otaczającej wszystko dookoła...
Jak okiem sięgnął nie dało się znaleźć nic co wyróżniało by ją pośród innych tego typu miejsc.
Aulus spojrzał na kobietę siedzącą u jego stóp na zielonej łące, i żałował że ta wizja musi się zakończyć... Jednak potrzebował energii, tutaj potrzebował jej bardziej niż gdziekolwiek indziej...
Delikatnie dotknął ramienia dziewczyny, po czym machnął dłonią, a wszystko zamigotało przywracając szczurka, do jej zwykłej świadomości...
- Jesteście w połowie drogi, kilka mil stąd, jest miejsce w miarę bezpieczne w tej przeklętej dziczy... Uważajcie, i pamiętajcie... Tutaj nawet skała może zabić.
Pacynek przerwał myśl, by w miarę swych możliwości obserwować wszystko co działo się dookoła, chociaż te słowo było całkowicie błędne... W dziwny sposób czuł wszelkie życie, od istot które z nim podróżowały, po wielkie węże piaskowe przemieszczające się pod ich stopami, czuł drobne istoty obserwujące ich zza skał, i niewidzialne byty krążące nad ich głowami... Widział znacznie więcej. Mimo swej wegetacji... Wiedział że gdyby nie jego obecność tutaj, nieopisanie straszydła, wyskoczyły by wprost spod ziemi, porywając nieostrożnych wędrowców, nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się z własnej woli do tego przeklętego miejsca... Na szczęście oni nie należeli do ludzi o zdrowych zmysłach.
Orote, rozglądał się niepewnie zaciskając dłoń na swej prowizorycznej broni. Nie po raz pierwszy stąpał po tych niebezpiecznych ziemiach, jeszcze zanim wybrano go wodzem, pacynek często wysyłał go do wioski Dakonów, aby przystosować go do złego klimatu... Zanim słońca nie schowały się całkiem za pasmem horyzontu, Dotarli do miejsca wyglądającego jak ruiny starej świątyni, wznoszącej się ponad gorący piasek który zastąpił twardy żwir po kilku milach drogi. Z pozostałości budowli ostały się cztery kolumny, oraz niewysoki mur otaczający przed hulającym wiatrem z każdej strony świata, jej główna sala wznosiła się ponad wydmami na podwyższeniu, a schody które prowadziły przez jedyną bramę od dawna pozbawioną wrót, zapadły się częściowo, tak że trzeba było stawiać szersze kroki.... Orote zagulgotał coś w swym gardłowym języku do stworów niosących Aulusa, po czym sam wdrapał się na szczyt kolumny, obserwując teren dookoła... No cóż, przynajmniej warta została ustalona. Gdy pacynek bezpiecznie spoczął na ziemi, kragowie rozpalili niewielki ogień z głaęzi które zapewne przyniósł tu wiatr, zatrzymując je na kamiennych barierach. Co prawda nikły płomień nie chronił ich przed zimnem nocy, jednak dawał względny komfort, i jako taką widoczność w razie niespodziewanego ataku... Grupa niosąca lektykę, szybko zjadła obrzydliwie wyglądające surowe mięso, które zniknęło równie szybko jak się pojawiło, po czym rozdało towarzyszą suchy prowiant, w postaci czerstwego chleba, oraz bukłaki z winem... Sami dołączyli do swego przywódcy, rozsiadając się na skalnych filarach... Może chociaż tej nocy będzie spokojnie...
Jednak wszystko miało się zmienić, Orote zaskrzeczał cicho, po czym zeskoczył ze zwej kolumny w stronę niewielkiego ogniska które wciąż się tliło, przytupując je nogą... Strażnicy widząc to co władca, podbiegli do lektyki swego pana... Aulus nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć co się dzieje. Przemówił szybko do śpiących towarzyszy budząc ich z magicznego stanu, jakim był sen..
- Tego się obawiałem, wstawajcie głupcy jeśli znów chcecie zobaczyć świt.
Pacynek poczuł ucisk w sercu, gdy zbyt mocno skoncentrował się na ich woli... Cholera, nie sądziłem że jestem już tak słaby... Bół trwał chwilę, przynosząc nieznane wcześniej cierpienie, po czym zelżał, pozwalając mu zebrać myśli.
- Zbliżają się Gerlkowie, musieli wyczuć zapach waszych ciał... Z tego co sądzą kragowie, możliwe jest że ich liczba znacznie przekracza kilkadziesiąt sztuk.
Nie zgrywajcie bohaterów, i nie dajcie się zaskoczyć, one są sprytne i niezwykle zwinne... Nie rozdzielajcie się i brońcie z tego miejsca, macie tu większe szansę na przetrwanie...
Aulus wiedział że to co zrobi przyniesie konsekwencje, wiedział też że jeśli posłuży się mocą odbierze sobie cenny czas jaki mu pozostał, jednak w jaki sposób mieli bronić całkowicie nie uzbrojeni... Powoli skupiając swą wolę na materii, skupiając ją na obrazie tego co miało się pojawić. Uwolnił moc, z jego ciałem wstrząsnął potworny ból, przez kilka chwil nie widział nic poza białym punktem przed swymi oczyma, stracił kontrolę nad umysłem, a jego niemy krzyk rozdzierał świadomości wszystkich dusz... Nie było już odwrotu... Pacynek spojrzał po raz ostatni zanim nie wyczerpał swych sił, na stos mieczy o prostych jelcach, i długich ostrzach spoczywających na ziemi... Spojrzał na łuki oparte o ścianę zawalonego klasztoru, oraz śnieżnobiałe pióropusze wystające z kołczanów utkanych ze skóry...
- Zrobiłem co mogłem... Reszta zależy od was.
Gdy jego świadomość opuściła ciało, grupa stworzeń sięgających im do szyi, pojawiła się na horyzoncie... Jak bardzo mogła zdziwić się istota, która potrafiła by przebić mroki nocy, widząc hybrydy człowieka i jaszczurki... Zielone ciała bestii pokrywała drobna łuska, poruszali się zwinnie na swych krótkich czterech odnóżach, zwijając długim ogonem połacie piasku za sobą, podłużne twarze o ostrych zębach, z pomiędzy których wystawał gadzi jęzor... Oraz te oczy, świdrujące i przepełnione pragnieniem śmierci... Tępe istoty stworzone w jednym celu... Aby bronić tej krainy... I co niestety trzeba im przyznać, robiły znakomicie... Kamienna forteca w której się znaleźli, gdzieś na odmętach świadomości szalonego klauna, miała być ich sprawdzianem... Próbą szalonego władcy, ich losy miały rozegrać się w tym miejscu, tym razem nikt ich nie uratuje, jeśli nie sprostają zadaniu, ich kości na wieki zalegną wśród wysokich wydm... A dusze powędrują do pałacu uzurpatora, by tam służyć nowemu panu...
Kto ich teraz poprowadzi, kto ma ta tyle charyzmy by wywalczyć sobie wygraną... Tyle pytań, a jedyna osoba zdolna na nie odpowiedzieć, spoczywała przebita magicznym sztyletem w swym eterycznym stanie...
Samotna istota, której nikt z nich nie mógł ujrzeć, przyglądała się tej scenie siedząc spokojnie milę dalej, jej zielony płaszcz łopotał na wietrzę, a bystre oczy przebijały zasłonę nocy, widział dokładnie każdy szczegół.
Napięcie wśród grupy... Miał być jedynym świadkiem walki o życie tej dziwacznej bandy... Miał być ostatnim strażnikiem ich historii.
Wysoko na niebie, złote ptaki skrzeczały radośnie, tego wieczora na pewno nie zabraknie im pożywienia.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Przeklęty człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Krew... było jej tak dużo. Czuła jej charakterystyczny zapach, metaliczny posmak wypełniał jej usta. Pragnienie posoki sprawiało, że była w stanie wyraźnie usłyszeć każde uderzenie serca elfki spoczywającej tuż pod nią. "Nienawidzę jej! Chciała mi go odebrać!" Ale jak właściwie mogła zabrać jej coś, czego nigdy nie posiadała? "Dlaczego ona tu przyszła? Niech zniknie! Inaczej mi go ukradnie!" Każdy mięsień ciała bestii był napięty, a ona sama wręcz trzęsła się ze złości. Nie myślała logicznie, liczyła się jedynie ta krucha istota, w którą wbiła pazury. Nienawidziła jej całym sercem!
Ale właściwie... dlaczego? Przecież dopiero co ją zobaczyła, nigdy wcześniej się nie spotkały. Czy miała powód, żeby teraz tak cieszyć się z krzywdy elfki? Przez całe życie starała się opanować drzemiącego w jej wnętrzu potwora, lecz w tej chwili sama dolewała oliwy do ognia. Wypuściła go z niemym życzeniem, żeby pozbył się kobiety najszybciej jak to możliwe. Najgorsze było to, że sama Charlotte czerpała satysfakcję rzucając nowo przybyłą o ściany. Kiedy ta śmiała zaatakować Aulusa Lottie całkowicie straciła nad sobą panowanie i teraz, kiedy trwała zawieszona nieruchomo nad przerażoną istotą zastanawiała się tylko nad jednym - dlaczego tak zareagowała? Przez cały ten czas, kiedy została nałożona na nią klątwa skrywała swoje uczucia. Musiała trzymać emocje na wodzy, inaczej nie dałaby rady przeżyć zdana jedynie na siebie. A teraz? Widok sztyletu wbitego w mężczyznę, którego powinna się obawiać i nienawidzić, odgłos jego upadającego na ziemię ciała... Jakieś to było irracjonalne, że tak bardzo nie chciała dopuścić do śmierci swojego oprawcy. I wcale nie chodziło tutaj o strach przed utratą jedynej możliwości do Alaranii, o tym całkowicie zapomniała.
Przez jej rozmyślenia oraz szum krwi w uszach po chwili przedarły się słowa. Ktoś coś do niej mówił? Bestia zamrugała ślepiami, by zaraz potem warknąć głośno, ostrzegawczo. W swoim szale nie zauważyła, jak wampirzyca tak bardzo się do niej zbliżyła. Teraz jednak była zdecydowanie zbyt blisko rannego Pacynka! Acheron też! Szczur, którym obecnie była dziewczyna, wyraźnie denerwował się tym faktem. Nie skoczył na nich tylko dlatego, że nie czynili mu żadnej krzywdy.
"Nie jesteś potworem"? Tyle zrozumiała z całej wypowiedzi Nate, która próbowała ją powstrzymać. Ale ona nie miała racji... Charlotte była bestią, której każdy się obawiał. Oni też nie byli przy niej bezpieczni. Nigdy nie wiedziała, kiedy zmieni się w tym świecie w swoją drugą postać. Przemiana nie zachodziła już podczas wschodu i zachodu słońca, obecnie wywoływały ją emocje dziewczyny. Strach, złość, poczucie zagrożenia... Przecież wszyscy czyli to przez cały czas, prawda? Ratakar mocniej zacisnął pazury w ciele Linnei kolejny raz wydając z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk, którego nawet nie dało się bliżej sprecyzować. "Ja jestem potworem... odrażającą bestią, która zabija ludzi. Mam ich krew na rękach... Tak dużo krwi! A teraz sama chcę więcej! W takim wypadku nie mogę nazywać się człowiekiem!" Nie ruszyła się jednak nawet o milimetr wciąż przyszpilając do podłogi nieprzytomną już dziewczynę.
Wtem jednak wszystko dla niej straciło sens. Donośny krzyk, który nie znosił żadnego sprzeciwu, zawładnął jej umysłem przywracając jednocześnie dziewczynie świadomość. Żądza krwi odeszła w zapomnienie i liczył się dla niej jedynie fakt, że znów go usłyszała. "On żyje!" W duchu odetchnęła z ulgą pozwalając całej trosce z niej opaść. Tak się bała... tak się bała, że straci swojego...! Chwila. Kim on tak właściwie dla niej był? Już sama nie wiedziała.
"Charlotte." Jej własne imię odbijało się echem w umyśle dziewczyny. Tak dawno nikt nie zwracał się do niej po imieniu... A przecież imiona miały wielką moc. Skrywały w sobie znaczenie tak samo jak magiczne inkantacje, więc dlaczego każdy o tym zapominał? Jednak Aulus ją zawołał. Przez krótką chwilę miała wrażenie, jakby ktoś w końcu uznał jej istnienie. Przecież w swoim cichym cierpieniu wyraźnie krzyczała do każdego. "Jestem tutaj, zauważcie mnie!" Jednak wszyscy widzieli tylko potwora lub włóczęgę i żebraczkę. Dopiero Pacynek wyciągnął spod grubych warstw kurzu prawdziwą Lottie, którą starała się na zawsze pochować. Jedno słowo, niby tak bardzo znajome, a zarazem całkiem obce. Wystarczyło jednak, żeby dziewczynie zabiło szybciej serce.
Posłusznie zostawiła elfkę. Najpierw ostrożnie zabrała kły z jej gardła, a następnie pazury z brzucha. Nie podobało jej się to wcale, a Kragowie wyraźnie podzielali uczucia jedynej w tym towarzystwie ludzkiej istoty. Zdawało się też, że przez swoją reakcję zyskała w ich oczach. Nie obchodziło to jednak żadnym razie Szczurzycy, która całą swoją uwagę skupiła na leżącym na ziemi mężczyźnie. Był taki blady... Żył, jednak jak długo? Zbliżyła się niepewnie do Przemienionego starając się zachować jasność umysłu i zimną krew. Posoka elfki kapała z jej pyska oraz pazurów na piaskowe podłoże zdobiąc je na kolor szkarłatu, zaś ogon istoty, którą teraz była, poruszał się nerwowo na boki.
Z wielkim skupieniem słuchała słów Pacynka. Więc jednak, jej obawy były aż nazbyt realne. Umierał, a ona nic nie mogła zrobić. Bo niby co? Potrafiła jedynie przyrządzać proste maści z ziół, lecz to by mu nie mogło. Poza tym... flora Falldaronu cały czas pozostawała dla niej zagadką. Jakże piękną i urzekającą, przywodzącą na myśl wszystkie dziecięce sny zebrane w jednym miejscu, lecz nadal zagadką. To dlatego, kiedy usłyszała o innej możliwości ratunku dla Aulusa od razu stwierdziła, że nie ważne z czym by się to wiązało, ona już była gotowa wyruszyć. Cóż... jak się potem okazało, wyruszyli wszyscy.
Przez cały ten czas nie odpuszczała klauna nawet na krok. Wielki szczur idący tuż przy lektyce niesionej przez Kragi zdała się naprawdę przypominać psa na smyczy. Isariela myślała o niej jak o zdrajcy, w sumie nie mogłaby jej za to winić, gdyby wiedziała o opinii elfki. Jej reakcja podczas ataku na Pacynka była bardzo jednoznaczna, czyją stronę wybrała. Teraz nie mogła zaprzeczyć i nawet jeśli nie do końca rozumiała swoje pobudki, decyzja została już podjęta. Nie miała jednak pojęcia co z tego wyniknie. Teraz wiedziała jedynie, że śmierci powinna się spodziewać różniej z ręki swoich dotychczasowych towarzyszy. Czy pozostało jej coś innego jak złożyć swoje życie w ręce Przemienionego, który teraz walczył o własną egzystencję?
Przez całą drogę dziewczyna reagowała nerwowo, jeśli ktokolwiek z ich "drużyny" za bardzo zbliżył się do lektyki. Irracjonalne, prawda? Zupełnie, jakby biorąc przykład z dzieciopodobnych istot, zaczęła uważać Aulusa za swojego boga. Oni jednak nie rozumieli co przeżyła Charlotte, z czym musiała się zmagać każdego dnia jako wyrzutek i potępieniec. Nie wiedzieli jak wielką nadzieją ten szalony psychopata wypełnił jej serce. I nawet jeśli miała którego dnia pożałować swojej decyzji chciała z nim zostać chociażby chwilę dłużej. Czy chociaż to było dla niej możliwe? Poczuć przez moment, że być może istnieje na świecie osoba zdolna zrozumieć jej ból?
Ich rozmowa w mentalnym sanktuarium Aulusa była dla niej niczym najbardziej wyczekiwana nagroda za cały ten trud. Nie wiedziała dlaczego jego osoba tak bardzo ją absorbowała. Jednocześnie fascynował ją i przerażał, lecz miał w sobie coś magnetycznego, z czym nie potrafiła walczyć. Chciała słuchać go więcej i więcej, lub po prostu siedzieć u boku tego dziwnego mężczyzny w miejscach takich jak to, które jej pokazał w wizji. Musiała też przyznać, że był z nią szczery podczas tej rozmowy. Nie obiecywał jej góry złota, zamków, pięknych sukni czy nie wiadomo czego. Potwierdził, że stałaby się jego narzędziem, ale czy to naprawdę było takie złe? W końcu przez większość życia pragnęła, żeby ktoś nadał sens jej istnieniu. Mogłaby czerpać inspirację z mężczyzny, który przeszedł tak dużo i nie poddał się. Chciała być przynajmniej po części tak silna jak Pacynek, żeby radzić sobie z własnymi słabościami i wykreować drogę, którą potem będzie podążać. Pragnienie szczęścia nie było niczym złym, prawda?
Otworzyła usta w tym mentalnym świecie chcąc coś powiedzieć, lecz wtedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Zaskoczył ją fakt jak bardzo ten drobny gest był delikatny. A przecież... sam Aulus przyznał, że jej życie nie jest wcale czymś znaczącym. Mimo to jednak delikatne ciepło jego dłoni było tak realne, iż nie potrafiła na nie w żaden sposób zareagować. On też nie dał jej wystarczająco czasu na odpowiedź odsyłając dziewczynę bez żadnego ostrzeżenia do ciała ratakara, które przecież znajdowało się tuż przy jego boku.
Była zmęczona. Wędrowali bardzo długo przez zmieniający się krajobraz, a teraz jeszcze słońce prażyło niemiłosiernie. Wróciła również do swojej ludzkiej postaci. Zastanawiający był fakt, że kiedy tylko to zrobiła podbiegł do niej jeden z Kragów i wręczył jej stosik materiału, który potem okazał się prostą lnianą sukienką oraz kobiecą bielizną tak dobrze znaną im z Alaranii. Dosłownie na moment pozwoliła, żeby to te "maluchy" pilnowały Pacynka, ona w tym czasie naprędce się ubrała. Bądź co bądź nie przepadała za pokazywaniem swojego ciała nawet teraz, kiedy dzięki łasce Aulusa zniknęły jej blizny, a ona sama wyglądała wręcz olśniewająco. Zmiana wyglądy zewnętrznego to jedno, jednak jej wnętrze pozostało nienaruszone.
Przez cały ten czas nie odezwała się nawet słowem do swoich towarzyszy, o ile Ci nie zrobili tego pierwsi. Bo co niby miała powiedzieć? Uważała, że przez swoją decyzję ochrony Pacynka potwierdziła ich przypuszczenia o obraniu jego strony. Nie zdziwiłaby się, gdyby wszyscy się teraz od niej odwrócili. Przecież ich oszukała, prawda? Powinna wraz z nimi nienawidzić Aulusa za sprowadzenie ich do tego świata oraz usilnie próbować znaleźć powrót do Alaranii. Ona zamiast tego miała w głowie słowa Ballara. "On czuję dziwne emocje gdy zagląda do twego umysłu, może jesteście obcy, może nie macie ze sobą wiele wspólnego. Ale jedno was łączy, oboje poszukujecie swego miejsca na świecie, i kogoś kto będzie jasnym punktem w mrokach tego świata, do którego zawsze możecie wrócić..." Czy właśnie o to chodziło? Czy mężczyzna o trupiobladej cerze oraz sinych ustach miał się stać dla niej światełkiem w ciemności? Nie wiedziała.
- W takim razie ja będę Twoim ostrzem... - szepnęła tak cicho, że nikt nie powinien tego usłyszeć. Tymi słowami przypieczętowała jednak swoją rolę narzędzia, które miało zagrać wedle melodii dyktowanej przez Aulusa. Pozwoli mu sobą pokierować, dopóki starczy jej sił, a jeżeli nie podoła... Cóż, wtedy wymieni ją na kogoś innego. Przecież nie była niezastąpiona.
Zbliżała się noc, a na pustyni robiło się coraz zimniej. Ruiny, w których się znaleźli, wcale nie dodawały dziewczynie otuchy, lecz na chwilę obecną i tak mieli wielkie szczęście, że na nie trafili. Kamienne mury przynajmniej stanowiły ochronę przed wiatrem, który niósł ze sobą drobinki piasku. Niby nic groźnego, lecz na dłuższą metę było to bardzo uciążliwe. Teraz mogli jednak odpocząć i zregenerować siły po długiej wędrówce. Czy zaskoczeniem dla reszty ferajny był fakt, że zamiast w ich pobliżu oraz usiadła tuż obok lektyki, na które leżał Pacynek? Od kiedy został zaatakowany nie odstępowała go nawet na krok nie liczyć krótkich chwil, kiedy potrzeby ciała miały nad nią przewagę. Teraz jednak nie musiała się o to martwić. Oparta plecami o kamienny mur podkuliła kolana pod brodę, oplotła je ramionami i zamknęła oczy. W Falldaronie musieli być cały czas czujni, dlatego nauczyła się bardzo szybko zasypiać zachowując jednak odrobinę świadomości. Sen dziewczyny był na tyle płytki, że w razie potrzeby od razu by się zbudziła.
I jak widać bardzo się jej to przydało. Wyrwana brutalnie z objęć Morfeusza od razu podniosła się na równe nogi. Nie zauważyła nawet jak jej dłonie przybrały bardziej postać szponów, które parę dni temu zagłębiła w Linnei. Byli zagrożeni, tak? Uważnie wysłuchała tego, co miał im do powiedzenia Aulus, po czym spojrzała na broń, którą im ofiarował."Za bardzo się przemęcza. Jeśli niczego nie zrobię, to on..." Nie chciała nawet o tym myśleć. Zaraz jednak spojrzała po swoich towarzyszach oraz Kragach. Czy będą w stanie teraz współpracować? Ich życie zależało od decyzji, którą mieli podjąć zaledwie w ciągu kilku sekund. Sama Charlotte zaklęła cicho pod nosem i chwyciła za miecz podając go zaraz Nate.
- Słyszeliście. Chcemy czy nie musimy się szybko zorganizować. Acheronie, znam Twoje zdolności strzeleckie więc chciałabym, żebyś ubezpieczał nas z góry. Najlepiej gdybyś przyczaił się na jednym z filarów, tam tak łatwo te stworzenia nie powinny sięgnąć. Jest ciemno, ale wszyscy z Was posiadają wyostrzoną percepcję w porównaniu do ludzi. Jako ratakar najlepiej sobie poradzę w walce w zwarciu, proszę Was o wsparcie. Nie ważne czy się to komuś podoba, bez Aulusa nikt nie da rady wrócić do Alaranii, więc nie może zginąć! Isarielo, widziałam popis Twojej celności. Jeśli umiesz strzelać z łuku, w co nie wątpię, stań na murku w pobliżu wejścia i walcz z dystansu. Miej jednak miecz blisko siebie. Reszta... Postaram się ściągnąć uwagę tych stworów na siebie, więc walczmy razem ramię w ramię przynajmniej ten jeden raz! Nate, wy będziecie tępić niedobitki, którym uda się przedostać przez bramę. Damy rady, nie ma innej opcji! - Kiedy to powiedziała nastąpiła przemiana. Sukienka została rozerwana na strzępy, a na jej miejsce pojawiło się gęste futro ratakara, zaś oczy bestii błyszczały w ciemności. Teraz była w stanie dostrzec zdecydowanie więcej niż wcześniej. Miała nadzieję, że w porównaniu do walki na zboczu góry tym razem nikt nie zginie... Spojrzała jeszcze na Nate oraz Linneę, które miały chronić jej plecy. Czy na pewno mogła powierzyć to zadanie niedoszłej morderczyni Pacynka?
Nie wiedziała, czy ktoś ją posłucha. Prawdę powiedziawszy bardziej spodziewała się otrzymać czyjąś strzałę prosto w plecy, lecz w tej chwili nie miała wyboru. Kolejny raz przejmowała dowodzenie nad ich małą drużyną, o ile można nazwać w ten sposób jej bardzo ogólną strategię obrony. W porównaniu do władczego tonu, którym posługiwała się niedługo po przybyciu do Falldaronu, teraz nie zamierzała być tak samo opryskliwa. Jej maska pewno siebie tutaj nie miała prawa bytu, a zbytnia duma mogła skończyć się przyspieszonym zgonem, na co wcale nie miała ochoty.
Stało się. Kiedy ustawieni na swoich pozycjach chroniąc prawowitego władcę tego świata (za którym de facto niezbyt przepadali) dostrzegli zmierzające ku nim stwory, Charlotte zdała sobie sprawę jak wielką skalę będzie miała ta bitwa. Było ich zaledwie pięcioro, do tego tyle samo Kragów, którzy jednak stanowili ostatnią linię obrony Aulusa. Jeśli mieli jakąś szansę na wygraną, była ona niezmiernie mała.
Ona stała w bramie, a oczy bestii błyszczały złowrogo w mrokach pustymi obijając blask gwiazd oraz księżyca. Teraz dopiero zaczęła cieszyć się z tego, że w tej krainie zawsze była pełnia. Odkąd pojawili się w jaskini na szczycie góry nie zmienił on swojej fazy oświetlając im drogę podczas nocnych wędrówek. W tym przypadku mogło się to okazać bardzo przydatne, przynajmniej będą widzieli przeciwnika.
W momencie, kiedy jaszczury dopadły do granicy ruin rozpoczęła się walka. Charlotte słyszała świst strzał, które dosięgały celu, nim te zdążyły się zbliżyć do Ratakara. Przyjęła to optymistycznie mając nadzieję, że ich współpraca okaże się wystarczająco owocna. Teraz był jednak czas, żeby i ona pokazała, na co naprawdę ją stać! Ryknęła głośno w bojowym nastroju, po czym wyprowadziła pierwszy cios pazurami w jaszczura, który na nią skoczył. Szybko przekonała się, że w pojedynkę nie da rady zatrzymać wszystkie stwory, przez co Nate i ciemnowłosa elfka miały ręce pełne roboty. Pierwszą linią obrony była jednak szczurzyca, która zatracając się w swoim szale dawała upust wszelkiej nagromadzonej złości. Siły dodawał jej również fakt, że miała kogo chronić. Może nie każdy to dostrzegał, lecz nie chciała więcej widzieć śmierci osób, z którymi miała podróżować. Utrata Arthasa dodawała jej teraz zacięcia, przez co nie zwracając uwagi na zębiska nieprzyjaznych istot rozrywała je na strzępy. Niejednokrotnie została uderzona silnym ogonem, co powalało ją na ziemię, lecz zaraz wstawała. Futro szczurzycy pokryte było krwią i już sama nie wiedziała, czy intensywnie szkarłatna barwa była wynikiem jej własnych ran, czy posoką jaszczurek. Kiedy jednak widziała, że ktoś z ich ferajny nie radzi sobie pod naporem przeciwników zaraz zjawiała się obok niego siejąc spustoszenie tak podobne bestii, którą przecież była. Najbardziej jednak pilnowała, żeby żaden stwór nie zbliżył się do Aulusa. On był jedyną personą, która zwróciła uwagę na jej istnienie. Nie mogła... nie chciała stracić osoby, która pragnęła mieć w niej towarzyszkę! Nawet jeśli był to jedynie synonim do słowa narzędzie.
W pewnym momencie, kiedy walka rozgorzała na dobre, a dookoła unosił się swąd krwi spowodowany martwymi jaszczurami leżącymi na ziemi Charlotte poczuła, jak zaczyna jej się kręcić w głowie. Coś było nie tak... Owszem, była obolała, jednak przeżywała z gorszymi obrażeniami! Jej regeneracja nigdy nie pozwoliła jej zginąć nawet wtedy, kiedy sama tego chciała. Przeciwników było coraz mniej, właściwie Kragowie i reszta drużyny spokojnie by sobie z tym poradzili. Co się więc z nią stało? Odrzucona przez uderzenie ogonem jednego z jaszczurów uderzyła plecami o mur, po czym osunęła się po nim na ziemię z cichym jękiem zmieniając się jednocześnie w człowieka.
- C...co jest? - Czuła się coraz gorzej, a do tego pozostawała teraz naga i całkowicie bezbronna. Widziała jedynie jak w jej stronę idzie jeden z jaszczurów, lecz i ten szybko rozmysł się przed jej oczyma. W jednym momencie straciła kontakt ze światem cała poraniona, chociaż jej rany już zaczynały się goić. Z wyjątkiem jednej - wyraźne ugryzienie na lewym boku wyglądało okropnie, do tego sączyła się z niego podejrzana, zielonkawa wydzielina. Skóra wokół śladów zębów zrobiła się sina i jednocześnie gorąca świadcząc o tym, że ciało dziewczyny walczyło z trucizną, zapewne śmiertelną dla każdego innego. Charlotte, przez swoją klątwę nie mogła zginąć w ten sposób, jednak ogromny ból i cierpienie były odłącznym towarzyszem jej zmagań. Cała rozpalona leżała pod murem oddychając ciężko... Czyżby jednak miała doznać ulgi z rąk (tudzież łap) jaszczura, który był już prawie przy niej?
Charlotte ciąg dalszy - http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=21&t=2748 (wyciągnięta z tematu przez Panią Losu)
Ale właściwie... dlaczego? Przecież dopiero co ją zobaczyła, nigdy wcześniej się nie spotkały. Czy miała powód, żeby teraz tak cieszyć się z krzywdy elfki? Przez całe życie starała się opanować drzemiącego w jej wnętrzu potwora, lecz w tej chwili sama dolewała oliwy do ognia. Wypuściła go z niemym życzeniem, żeby pozbył się kobiety najszybciej jak to możliwe. Najgorsze było to, że sama Charlotte czerpała satysfakcję rzucając nowo przybyłą o ściany. Kiedy ta śmiała zaatakować Aulusa Lottie całkowicie straciła nad sobą panowanie i teraz, kiedy trwała zawieszona nieruchomo nad przerażoną istotą zastanawiała się tylko nad jednym - dlaczego tak zareagowała? Przez cały ten czas, kiedy została nałożona na nią klątwa skrywała swoje uczucia. Musiała trzymać emocje na wodzy, inaczej nie dałaby rady przeżyć zdana jedynie na siebie. A teraz? Widok sztyletu wbitego w mężczyznę, którego powinna się obawiać i nienawidzić, odgłos jego upadającego na ziemię ciała... Jakieś to było irracjonalne, że tak bardzo nie chciała dopuścić do śmierci swojego oprawcy. I wcale nie chodziło tutaj o strach przed utratą jedynej możliwości do Alaranii, o tym całkowicie zapomniała.
Przez jej rozmyślenia oraz szum krwi w uszach po chwili przedarły się słowa. Ktoś coś do niej mówił? Bestia zamrugała ślepiami, by zaraz potem warknąć głośno, ostrzegawczo. W swoim szale nie zauważyła, jak wampirzyca tak bardzo się do niej zbliżyła. Teraz jednak była zdecydowanie zbyt blisko rannego Pacynka! Acheron też! Szczur, którym obecnie była dziewczyna, wyraźnie denerwował się tym faktem. Nie skoczył na nich tylko dlatego, że nie czynili mu żadnej krzywdy.
"Nie jesteś potworem"? Tyle zrozumiała z całej wypowiedzi Nate, która próbowała ją powstrzymać. Ale ona nie miała racji... Charlotte była bestią, której każdy się obawiał. Oni też nie byli przy niej bezpieczni. Nigdy nie wiedziała, kiedy zmieni się w tym świecie w swoją drugą postać. Przemiana nie zachodziła już podczas wschodu i zachodu słońca, obecnie wywoływały ją emocje dziewczyny. Strach, złość, poczucie zagrożenia... Przecież wszyscy czyli to przez cały czas, prawda? Ratakar mocniej zacisnął pazury w ciele Linnei kolejny raz wydając z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk, którego nawet nie dało się bliżej sprecyzować. "Ja jestem potworem... odrażającą bestią, która zabija ludzi. Mam ich krew na rękach... Tak dużo krwi! A teraz sama chcę więcej! W takim wypadku nie mogę nazywać się człowiekiem!" Nie ruszyła się jednak nawet o milimetr wciąż przyszpilając do podłogi nieprzytomną już dziewczynę.
Wtem jednak wszystko dla niej straciło sens. Donośny krzyk, który nie znosił żadnego sprzeciwu, zawładnął jej umysłem przywracając jednocześnie dziewczynie świadomość. Żądza krwi odeszła w zapomnienie i liczył się dla niej jedynie fakt, że znów go usłyszała. "On żyje!" W duchu odetchnęła z ulgą pozwalając całej trosce z niej opaść. Tak się bała... tak się bała, że straci swojego...! Chwila. Kim on tak właściwie dla niej był? Już sama nie wiedziała.
"Charlotte." Jej własne imię odbijało się echem w umyśle dziewczyny. Tak dawno nikt nie zwracał się do niej po imieniu... A przecież imiona miały wielką moc. Skrywały w sobie znaczenie tak samo jak magiczne inkantacje, więc dlaczego każdy o tym zapominał? Jednak Aulus ją zawołał. Przez krótką chwilę miała wrażenie, jakby ktoś w końcu uznał jej istnienie. Przecież w swoim cichym cierpieniu wyraźnie krzyczała do każdego. "Jestem tutaj, zauważcie mnie!" Jednak wszyscy widzieli tylko potwora lub włóczęgę i żebraczkę. Dopiero Pacynek wyciągnął spod grubych warstw kurzu prawdziwą Lottie, którą starała się na zawsze pochować. Jedno słowo, niby tak bardzo znajome, a zarazem całkiem obce. Wystarczyło jednak, żeby dziewczynie zabiło szybciej serce.
Posłusznie zostawiła elfkę. Najpierw ostrożnie zabrała kły z jej gardła, a następnie pazury z brzucha. Nie podobało jej się to wcale, a Kragowie wyraźnie podzielali uczucia jedynej w tym towarzystwie ludzkiej istoty. Zdawało się też, że przez swoją reakcję zyskała w ich oczach. Nie obchodziło to jednak żadnym razie Szczurzycy, która całą swoją uwagę skupiła na leżącym na ziemi mężczyźnie. Był taki blady... Żył, jednak jak długo? Zbliżyła się niepewnie do Przemienionego starając się zachować jasność umysłu i zimną krew. Posoka elfki kapała z jej pyska oraz pazurów na piaskowe podłoże zdobiąc je na kolor szkarłatu, zaś ogon istoty, którą teraz była, poruszał się nerwowo na boki.
Z wielkim skupieniem słuchała słów Pacynka. Więc jednak, jej obawy były aż nazbyt realne. Umierał, a ona nic nie mogła zrobić. Bo niby co? Potrafiła jedynie przyrządzać proste maści z ziół, lecz to by mu nie mogło. Poza tym... flora Falldaronu cały czas pozostawała dla niej zagadką. Jakże piękną i urzekającą, przywodzącą na myśl wszystkie dziecięce sny zebrane w jednym miejscu, lecz nadal zagadką. To dlatego, kiedy usłyszała o innej możliwości ratunku dla Aulusa od razu stwierdziła, że nie ważne z czym by się to wiązało, ona już była gotowa wyruszyć. Cóż... jak się potem okazało, wyruszyli wszyscy.
Przez cały ten czas nie odpuszczała klauna nawet na krok. Wielki szczur idący tuż przy lektyce niesionej przez Kragi zdała się naprawdę przypominać psa na smyczy. Isariela myślała o niej jak o zdrajcy, w sumie nie mogłaby jej za to winić, gdyby wiedziała o opinii elfki. Jej reakcja podczas ataku na Pacynka była bardzo jednoznaczna, czyją stronę wybrała. Teraz nie mogła zaprzeczyć i nawet jeśli nie do końca rozumiała swoje pobudki, decyzja została już podjęta. Nie miała jednak pojęcia co z tego wyniknie. Teraz wiedziała jedynie, że śmierci powinna się spodziewać różniej z ręki swoich dotychczasowych towarzyszy. Czy pozostało jej coś innego jak złożyć swoje życie w ręce Przemienionego, który teraz walczył o własną egzystencję?
Przez całą drogę dziewczyna reagowała nerwowo, jeśli ktokolwiek z ich "drużyny" za bardzo zbliżył się do lektyki. Irracjonalne, prawda? Zupełnie, jakby biorąc przykład z dzieciopodobnych istot, zaczęła uważać Aulusa za swojego boga. Oni jednak nie rozumieli co przeżyła Charlotte, z czym musiała się zmagać każdego dnia jako wyrzutek i potępieniec. Nie wiedzieli jak wielką nadzieją ten szalony psychopata wypełnił jej serce. I nawet jeśli miała którego dnia pożałować swojej decyzji chciała z nim zostać chociażby chwilę dłużej. Czy chociaż to było dla niej możliwe? Poczuć przez moment, że być może istnieje na świecie osoba zdolna zrozumieć jej ból?
Ich rozmowa w mentalnym sanktuarium Aulusa była dla niej niczym najbardziej wyczekiwana nagroda za cały ten trud. Nie wiedziała dlaczego jego osoba tak bardzo ją absorbowała. Jednocześnie fascynował ją i przerażał, lecz miał w sobie coś magnetycznego, z czym nie potrafiła walczyć. Chciała słuchać go więcej i więcej, lub po prostu siedzieć u boku tego dziwnego mężczyzny w miejscach takich jak to, które jej pokazał w wizji. Musiała też przyznać, że był z nią szczery podczas tej rozmowy. Nie obiecywał jej góry złota, zamków, pięknych sukni czy nie wiadomo czego. Potwierdził, że stałaby się jego narzędziem, ale czy to naprawdę było takie złe? W końcu przez większość życia pragnęła, żeby ktoś nadał sens jej istnieniu. Mogłaby czerpać inspirację z mężczyzny, który przeszedł tak dużo i nie poddał się. Chciała być przynajmniej po części tak silna jak Pacynek, żeby radzić sobie z własnymi słabościami i wykreować drogę, którą potem będzie podążać. Pragnienie szczęścia nie było niczym złym, prawda?
Otworzyła usta w tym mentalnym świecie chcąc coś powiedzieć, lecz wtedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Zaskoczył ją fakt jak bardzo ten drobny gest był delikatny. A przecież... sam Aulus przyznał, że jej życie nie jest wcale czymś znaczącym. Mimo to jednak delikatne ciepło jego dłoni było tak realne, iż nie potrafiła na nie w żaden sposób zareagować. On też nie dał jej wystarczająco czasu na odpowiedź odsyłając dziewczynę bez żadnego ostrzeżenia do ciała ratakara, które przecież znajdowało się tuż przy jego boku.
Była zmęczona. Wędrowali bardzo długo przez zmieniający się krajobraz, a teraz jeszcze słońce prażyło niemiłosiernie. Wróciła również do swojej ludzkiej postaci. Zastanawiający był fakt, że kiedy tylko to zrobiła podbiegł do niej jeden z Kragów i wręczył jej stosik materiału, który potem okazał się prostą lnianą sukienką oraz kobiecą bielizną tak dobrze znaną im z Alaranii. Dosłownie na moment pozwoliła, żeby to te "maluchy" pilnowały Pacynka, ona w tym czasie naprędce się ubrała. Bądź co bądź nie przepadała za pokazywaniem swojego ciała nawet teraz, kiedy dzięki łasce Aulusa zniknęły jej blizny, a ona sama wyglądała wręcz olśniewająco. Zmiana wyglądy zewnętrznego to jedno, jednak jej wnętrze pozostało nienaruszone.
Przez cały ten czas nie odezwała się nawet słowem do swoich towarzyszy, o ile Ci nie zrobili tego pierwsi. Bo co niby miała powiedzieć? Uważała, że przez swoją decyzję ochrony Pacynka potwierdziła ich przypuszczenia o obraniu jego strony. Nie zdziwiłaby się, gdyby wszyscy się teraz od niej odwrócili. Przecież ich oszukała, prawda? Powinna wraz z nimi nienawidzić Aulusa za sprowadzenie ich do tego świata oraz usilnie próbować znaleźć powrót do Alaranii. Ona zamiast tego miała w głowie słowa Ballara. "On czuję dziwne emocje gdy zagląda do twego umysłu, może jesteście obcy, może nie macie ze sobą wiele wspólnego. Ale jedno was łączy, oboje poszukujecie swego miejsca na świecie, i kogoś kto będzie jasnym punktem w mrokach tego świata, do którego zawsze możecie wrócić..." Czy właśnie o to chodziło? Czy mężczyzna o trupiobladej cerze oraz sinych ustach miał się stać dla niej światełkiem w ciemności? Nie wiedziała.
- W takim razie ja będę Twoim ostrzem... - szepnęła tak cicho, że nikt nie powinien tego usłyszeć. Tymi słowami przypieczętowała jednak swoją rolę narzędzia, które miało zagrać wedle melodii dyktowanej przez Aulusa. Pozwoli mu sobą pokierować, dopóki starczy jej sił, a jeżeli nie podoła... Cóż, wtedy wymieni ją na kogoś innego. Przecież nie była niezastąpiona.
Zbliżała się noc, a na pustyni robiło się coraz zimniej. Ruiny, w których się znaleźli, wcale nie dodawały dziewczynie otuchy, lecz na chwilę obecną i tak mieli wielkie szczęście, że na nie trafili. Kamienne mury przynajmniej stanowiły ochronę przed wiatrem, który niósł ze sobą drobinki piasku. Niby nic groźnego, lecz na dłuższą metę było to bardzo uciążliwe. Teraz mogli jednak odpocząć i zregenerować siły po długiej wędrówce. Czy zaskoczeniem dla reszty ferajny był fakt, że zamiast w ich pobliżu oraz usiadła tuż obok lektyki, na które leżał Pacynek? Od kiedy został zaatakowany nie odstępowała go nawet na krok nie liczyć krótkich chwil, kiedy potrzeby ciała miały nad nią przewagę. Teraz jednak nie musiała się o to martwić. Oparta plecami o kamienny mur podkuliła kolana pod brodę, oplotła je ramionami i zamknęła oczy. W Falldaronie musieli być cały czas czujni, dlatego nauczyła się bardzo szybko zasypiać zachowując jednak odrobinę świadomości. Sen dziewczyny był na tyle płytki, że w razie potrzeby od razu by się zbudziła.
I jak widać bardzo się jej to przydało. Wyrwana brutalnie z objęć Morfeusza od razu podniosła się na równe nogi. Nie zauważyła nawet jak jej dłonie przybrały bardziej postać szponów, które parę dni temu zagłębiła w Linnei. Byli zagrożeni, tak? Uważnie wysłuchała tego, co miał im do powiedzenia Aulus, po czym spojrzała na broń, którą im ofiarował."Za bardzo się przemęcza. Jeśli niczego nie zrobię, to on..." Nie chciała nawet o tym myśleć. Zaraz jednak spojrzała po swoich towarzyszach oraz Kragach. Czy będą w stanie teraz współpracować? Ich życie zależało od decyzji, którą mieli podjąć zaledwie w ciągu kilku sekund. Sama Charlotte zaklęła cicho pod nosem i chwyciła za miecz podając go zaraz Nate.
- Słyszeliście. Chcemy czy nie musimy się szybko zorganizować. Acheronie, znam Twoje zdolności strzeleckie więc chciałabym, żebyś ubezpieczał nas z góry. Najlepiej gdybyś przyczaił się na jednym z filarów, tam tak łatwo te stworzenia nie powinny sięgnąć. Jest ciemno, ale wszyscy z Was posiadają wyostrzoną percepcję w porównaniu do ludzi. Jako ratakar najlepiej sobie poradzę w walce w zwarciu, proszę Was o wsparcie. Nie ważne czy się to komuś podoba, bez Aulusa nikt nie da rady wrócić do Alaranii, więc nie może zginąć! Isarielo, widziałam popis Twojej celności. Jeśli umiesz strzelać z łuku, w co nie wątpię, stań na murku w pobliżu wejścia i walcz z dystansu. Miej jednak miecz blisko siebie. Reszta... Postaram się ściągnąć uwagę tych stworów na siebie, więc walczmy razem ramię w ramię przynajmniej ten jeden raz! Nate, wy będziecie tępić niedobitki, którym uda się przedostać przez bramę. Damy rady, nie ma innej opcji! - Kiedy to powiedziała nastąpiła przemiana. Sukienka została rozerwana na strzępy, a na jej miejsce pojawiło się gęste futro ratakara, zaś oczy bestii błyszczały w ciemności. Teraz była w stanie dostrzec zdecydowanie więcej niż wcześniej. Miała nadzieję, że w porównaniu do walki na zboczu góry tym razem nikt nie zginie... Spojrzała jeszcze na Nate oraz Linneę, które miały chronić jej plecy. Czy na pewno mogła powierzyć to zadanie niedoszłej morderczyni Pacynka?
Nie wiedziała, czy ktoś ją posłucha. Prawdę powiedziawszy bardziej spodziewała się otrzymać czyjąś strzałę prosto w plecy, lecz w tej chwili nie miała wyboru. Kolejny raz przejmowała dowodzenie nad ich małą drużyną, o ile można nazwać w ten sposób jej bardzo ogólną strategię obrony. W porównaniu do władczego tonu, którym posługiwała się niedługo po przybyciu do Falldaronu, teraz nie zamierzała być tak samo opryskliwa. Jej maska pewno siebie tutaj nie miała prawa bytu, a zbytnia duma mogła skończyć się przyspieszonym zgonem, na co wcale nie miała ochoty.
Stało się. Kiedy ustawieni na swoich pozycjach chroniąc prawowitego władcę tego świata (za którym de facto niezbyt przepadali) dostrzegli zmierzające ku nim stwory, Charlotte zdała sobie sprawę jak wielką skalę będzie miała ta bitwa. Było ich zaledwie pięcioro, do tego tyle samo Kragów, którzy jednak stanowili ostatnią linię obrony Aulusa. Jeśli mieli jakąś szansę na wygraną, była ona niezmiernie mała.
Ona stała w bramie, a oczy bestii błyszczały złowrogo w mrokach pustymi obijając blask gwiazd oraz księżyca. Teraz dopiero zaczęła cieszyć się z tego, że w tej krainie zawsze była pełnia. Odkąd pojawili się w jaskini na szczycie góry nie zmienił on swojej fazy oświetlając im drogę podczas nocnych wędrówek. W tym przypadku mogło się to okazać bardzo przydatne, przynajmniej będą widzieli przeciwnika.
W momencie, kiedy jaszczury dopadły do granicy ruin rozpoczęła się walka. Charlotte słyszała świst strzał, które dosięgały celu, nim te zdążyły się zbliżyć do Ratakara. Przyjęła to optymistycznie mając nadzieję, że ich współpraca okaże się wystarczająco owocna. Teraz był jednak czas, żeby i ona pokazała, na co naprawdę ją stać! Ryknęła głośno w bojowym nastroju, po czym wyprowadziła pierwszy cios pazurami w jaszczura, który na nią skoczył. Szybko przekonała się, że w pojedynkę nie da rady zatrzymać wszystkie stwory, przez co Nate i ciemnowłosa elfka miały ręce pełne roboty. Pierwszą linią obrony była jednak szczurzyca, która zatracając się w swoim szale dawała upust wszelkiej nagromadzonej złości. Siły dodawał jej również fakt, że miała kogo chronić. Może nie każdy to dostrzegał, lecz nie chciała więcej widzieć śmierci osób, z którymi miała podróżować. Utrata Arthasa dodawała jej teraz zacięcia, przez co nie zwracając uwagi na zębiska nieprzyjaznych istot rozrywała je na strzępy. Niejednokrotnie została uderzona silnym ogonem, co powalało ją na ziemię, lecz zaraz wstawała. Futro szczurzycy pokryte było krwią i już sama nie wiedziała, czy intensywnie szkarłatna barwa była wynikiem jej własnych ran, czy posoką jaszczurek. Kiedy jednak widziała, że ktoś z ich ferajny nie radzi sobie pod naporem przeciwników zaraz zjawiała się obok niego siejąc spustoszenie tak podobne bestii, którą przecież była. Najbardziej jednak pilnowała, żeby żaden stwór nie zbliżył się do Aulusa. On był jedyną personą, która zwróciła uwagę na jej istnienie. Nie mogła... nie chciała stracić osoby, która pragnęła mieć w niej towarzyszkę! Nawet jeśli był to jedynie synonim do słowa narzędzie.
W pewnym momencie, kiedy walka rozgorzała na dobre, a dookoła unosił się swąd krwi spowodowany martwymi jaszczurami leżącymi na ziemi Charlotte poczuła, jak zaczyna jej się kręcić w głowie. Coś było nie tak... Owszem, była obolała, jednak przeżywała z gorszymi obrażeniami! Jej regeneracja nigdy nie pozwoliła jej zginąć nawet wtedy, kiedy sama tego chciała. Przeciwników było coraz mniej, właściwie Kragowie i reszta drużyny spokojnie by sobie z tym poradzili. Co się więc z nią stało? Odrzucona przez uderzenie ogonem jednego z jaszczurów uderzyła plecami o mur, po czym osunęła się po nim na ziemię z cichym jękiem zmieniając się jednocześnie w człowieka.
- C...co jest? - Czuła się coraz gorzej, a do tego pozostawała teraz naga i całkowicie bezbronna. Widziała jedynie jak w jej stronę idzie jeden z jaszczurów, lecz i ten szybko rozmysł się przed jej oczyma. W jednym momencie straciła kontakt ze światem cała poraniona, chociaż jej rany już zaczynały się goić. Z wyjątkiem jednej - wyraźne ugryzienie na lewym boku wyglądało okropnie, do tego sączyła się z niego podejrzana, zielonkawa wydzielina. Skóra wokół śladów zębów zrobiła się sina i jednocześnie gorąca świadcząc o tym, że ciało dziewczyny walczyło z trucizną, zapewne śmiertelną dla każdego innego. Charlotte, przez swoją klątwę nie mogła zginąć w ten sposób, jednak ogromny ból i cierpienie były odłącznym towarzyszem jej zmagań. Cała rozpalona leżała pod murem oddychając ciężko... Czyżby jednak miała doznać ulgi z rąk (tudzież łap) jaszczura, który był już prawie przy niej?
Charlotte ciąg dalszy - http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=21&t=2748 (wyciągnięta z tematu przez Panią Losu)
Ostatnio edytowane przez Charlotte 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość