Szepczący Las[Głąb lasów Kryształowego Jeziora] Smak ryzyka

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Noc była pięknym zjawiskiem, chociaż bezszelestne cienie czające się za plecami przyprawiały o dreszcze, to stoicki spokój który panował dookoła, zapach nocnego strachu wydobywającego się z każdej istoty mającej wzgląd, że może być to ostatnia ich noc... Przyprawiał go o dziwnie dobry nastrój. A czasem wręcz o ekstazę przeszywającą jego ciało niczym potężny piorun ciśnięty z nieba przez nieznanych bogów, których imiona zapomniane zostały na przestrzeni wielu wieków, które minęły od kiedy ich bose stopy wydeptywały pierwsze kroki w świeżym mchu...Aulus siedząc na gałęzi w postaci czarnego kruka przypatrywał się rozmowie. Kobieta której myśli krążyły wciąż wokół jednej osoby, zamazanej wśród ostrych wspomnień, była wampirem... Pacynek nie spotkał jeszcze nigdy kogoś z jej rasy, i wielce był uradowany tak ciekawym odkryciem, zastanawiał się czy będzie miał na tyle szczęścia, by zobaczyć jak ta dość młoda "pijawka" posili się krwią, znudzonego najemnika, który właśnie spędzał swój urlop ze swym wiernym towarzyszem, gadającym koniem. Niestety jej myśli wskazywały że zamierzała skorzystać z ofiarowanej pomocy i nie zamierzała dzisiaj nikogo zabijać...Parszywy los dobrodusznego najemnika, pozbawił go tak ciekawego doświadczenia... Minuty mijały mozolnie, a ogień ogniska buchał wesoło wzbijając w niebo snop iskier. Kruk zastanawiał się przez chwilę, czy nie pozostawić tej dwójki samej sobie, jednak gdy decyzja została już niemal podjęta, na scenie pojawiła się trzecia postać, odziana w ciężki czarny płaszcz ukrywający jej sylwetkę wśród wysokich pni. Na jego prawym ramieniu, spoczywał biały kruk, co było dość dziwne, nawet dla pacynka... Klaun postanowił, że należy jednak zostać. Aby prostu sprawdzić, czy mroczny osobnik wyłaniający się zza drzew wniesie coś ciekawego do tego niecodziennego spotkania...
Pacynek zleciał z gałęzi zakręcając kilka kręgów nad ich głowami, po czym przysiadł na zwalonym pniu, znajdującym się kilka kroków za plecami wampirzej kobietki.
"A gdyby tak cały świat opanowały wampiry, to czym zaczęły by się żywić..."
Pacynek niespodziewanie roześmiał się nad własną myślą, trzepocząc wesoło kruczymi skrzydłami.
"Jesteś szalony, jeśli chcesz poznać zwyczaje tych istot to przestań się wydurniać..."
Odparł w myślach do niechcianego lokatora zajmującego jego ciało...
"Jak śmiesz się tak do mnie odzywać...Jestem wielkim magiem."
Odparł obrażonym głosem na reprymendę klauna.
"Gdybyś był wielkim magiem, to nie chował byś się w ciele błazna..."
Odpowiedział stanowczym tonem, co widocznie zakończyło rozmowę, bo niechciana istota nie skomentowała tego żadnym przekąsem...
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Arthas zdziwiony nagłym pojawieniem się kolejnej postaci odruchowo złapał za pochwę od miecza. Fakt, że wampirzyca nie chce go zabić, nie zmienia tego, że świat nadal jest pełen rabusiów, bandytów i morderców. Im dłużej przyglądał się dziwnej postaci w ciemnej szacie z krukiem na ramieniu tym miał większe wrażenie, że gdzieś już tego człowieka... albo istotę człowiekopodobną widział. Nie pamiętał gdzie, ale gdzieś stare dzieje dawały o sobie znać. Gdyby tylko pokazał jakiś znak szczególny, może to pozwoliłoby zidentyfikować ów osobnika. Na razie jednak musiał skupić się na tym, jak odpowiedzieć zakapturzonej postaci.
- Witaj wędrowcze. Jeżeli jesteś rabusiem, to źle trafiłeś... - mówił Arthas, gdy mu okrutnie przerwano.
- Gorzej trafić nie mogłeś, jeżeli jesteś rabusiem kobietą. Wtedy radze uciekać! - Wykrzyknął Konrad, który zza krzaka tarzał się ze śmiechu. Jednak Arthas ponownie go zignorował. Może to dlatego, że nie miał żadnej równie kąśliwej odpowiedzi? A może dlatego, że sytuacja była napięta? W każdym razie koń ponownie nie doczekał się oczekiwanej reakcji Arthasa.
- Jak już mówiłem, jeżeli jesteś rabusiem, to źle trafiłeś. Nawet jeżeli jednak jesteś wa... - Tutaj zatrzymał się, aby nie urazić w żadnym stopniu Nate - jakimś potworem nic ci to nie da. - Nie miał pojęcia jak się zachować. W jednej chwili jest sam a za 10 minut ma jednego towarzysza. I to nie byle jakiego! Wampiry to w końcu bardzo potężne bestie. Chwile potem spotyka kolejną postać. Może nie wygląda ona na bandytę tylko raczej na... zwariowanego wędrowca. Bardzo szpetnego wędrowca. W końcu nikt przystojny nie chowa się pod kapturem. Jeżeli by się zastanowić mógłby też być znienawidzonym przez Arthasa typem człowieka. Łowcą głów. Kiedyś jednego spotkał. Wyglądał podobnie. Czarna szata i kaptur na głowie cały dzień. Jednak tamten nazywał się Drago i nie miał kruka. Następnie spojrzał na Nate pytająco "Co z nim robimy?".
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Atmosfera zrobiła się niezwykle nieprzyjemna. Postacie, które jeszcze przed chwilą spokojnie prowadziły konwersację przy ognisku nagle dobyły miecza gotów przebić na wylot ciało Acherona. Fellarianin ze stoickim spokojem spojrzał w górę.
"W razie czego mogę spokojnie odlecieć"
Łucznik uważnie obserwował dzierżące miecz postacie. W bezpośredniej konfrontacji nie miałby najmniejszych szans. Gdy Acheron szacował siłę ewentualnych przeciwników odezwała się trzecia osoba. Fellarianin dopiero po chwili zrozumiał, że te słowa zostały wypowiedziane przez... konia.
- Oh... Ogier posługujący się Wspólną Mową? Zaskakujące jak daleko posuwają się czarodzieje. Najwyraźniej długowieczność nie sprzyja zdrowiu psychicznemu.
Acheron ponownie napił się wina chwilowo przerywając swoją wypowiedź.
- W żadnym wypadku nie jestem rabusiem. Najchętniej wytępiłbym to plugastwo ze świata, lecz chciwość od zawsze leży w... ludzkiej naturze i nikt z nas nie może nic z tym zrobić.
Fellarianin niepewnie zbliżył się do wędrowców i wyciągnął w ich stronę dłoń.
- Zwą mnie...
Nagle tuż obok głowy Acherona przeleciała strzała i wbiła się w pobliskie drzewo. Fellarianin błyskawicznie sięgnął po broń i strzelił w miejsce, z którego przyleciała strzała. Następnie usłyszał czyjś przerażający krzyk świadcy o trafieniu w cel. Radość nie trwała długo, albowiem z krzaków rosnących tuż przed Fellarianinem wybiegł rzezimieszek. Rabuś próbował pchnąć Acherona mieczem, lecz ten cudem uniknął ataku i uprzednio ujawniając swoje kruczoczarne skrzydła wzbił się w powietrze. Fellarianin będąc w powietrzu dostrzegł jeszcze kilku innych bandytów, których zaczął ostrzeliwać.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Nie minęło dużo czasu, jak zobaczyła kolejnego kruka nad głową. Zachowywał się dość nienaturalnie, jak na ptaka oczywiście. Nate miała dziwne wrażenie, że ma to coś wspólnego z dopiero co przybyłym. A właśnie... wracając do niego. Nadal nie zostało ustalone, co z nim zrobić. Dała Arthasowi wolną rękę. Nie ograniczała go i zdała się tylko na jego "widzi mi się". Ten jednak najwidoczniej nie chciał tego wykorzystać. Dlaczego to ona miała tutaj decydujący głos? Jeśli właśnie w tym momencie formowała się grupka osób, które spędzą ze sobą więcej czasu, a może nawet zaprzyjaźnią się ze sobą, to ostatnią rzeczą, której sobie życzyła, było zostanie jej liderką. Zawsze wolała wykonywać czyjeś polecenia, o ile rzecz jasna były zgodne z jej przekonaniami i ideałami. Poza tym, to mężczyzna powinien stać wyżej, a przynajmniej tak się jej wydawało. Chociaż biorąc pod uwagę obecną sytuację...
Po kolejnym żarcie Konrada i wypowiedzi jego pana, wampirzyca skierowała ku niemu gniewne spojrzenie. Domyśliła się, co chciał powiedzieć.
- To nie rabuś. - skwitowała po krótkiej analizie. Przecież zbóje nie napadają w pojedynkę. Żadnego też nie widziała nigdy z krukiem na ramieniu. No i ubiór... Poza tym coś w nim było takiego, co pozwoliło na chwilę zapomnieć o gniewie, jaki odczuwała.
Niepewnie zamierzała odwzajemnić gest. Tj. podać dłoń, jednak przeszkodziła jej w tym wystrzelona w ich kierunku strzała. Mieli szczęście, że ten ktoś, kto prawdopodobnie chciał ich zabić nie był profesjonalistą w posługiwaniu się łukiem. Co innego zakapturzona postać, która w mgnieniu oka również oddała strzał w pobliskie krzewy z pozytywnym skutkiem. Nie ma co się oszukiwać. Nate poczuła lekką ulgę, gdy okazało się, że będzie mogła się posilić. Upatrzyła już sobie nawet swój cel. Był nim ten osobnik, który wybiegł z krzaków z zamiarem dźgnięcia Acherona mieczem. Cóż za głupota? Czy może być usprawiedliwiona niewiedzą na temat tych, na których miał kaprys napaść wraz z kolegami? Otóż nie. Chyba każde dziecko wie, że najlepiej najpierw zebrać jak najwięcej informacji o tym, z którym przyjdzie nam za chwilę walczyć. Jak to mawiają - "kluczem do zwycięstwa jest poznanie swojego przeciwnika". To właśnie ta prosta reakcja pozwoliła stwierdzić Nate, że przyjdzie im walczyć ze zwykłymi złodziejaszkami. Schowała więc miecz do pochwy i szybkim ruchem złapała jedną ręką nadgarstek dłoni rabusia, w której trzymał oręż, a drugą chwyciła go za szyję i rzuciła nim o ziemię. Nie mogło być inaczej. Przy uderzeniu wyrzucił miecz na małą odległość, a to dało krwiopijcy pewne zwycięstwo.
- Ty... dziwko! - Pozwoliła mu wstać, aby zaraz po tym chwycić go za ramiona i wbić swoje kły w tętnicę szyjną. Dla biedaka było już za późno. Wstrzyknięty jad błyskawicznie uniemożliwił mu jakikolwiek ruch, więc mógł jedynie patrzeć, jak z sekundy na sekundę wampirzyca wypija z niego życiodajną krew. Szczędziła sobie delikatności. Nie dbała o to, czy robi to boleśnie. Ważne było, że sama w tym momencie była w siódmym niebie. Zaspokajanie głodu po tak długim czasie było dla niej szczytem przyjemności fizycznej. Nie obchodziło ją, że oprócz jej ofiary w pobliżu są jeszcze inni bandyci. "Chłopcy się nimi zajmą" - pomyślała. Zdecydowanie nie była sobą...
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Aulus w dalszym ciągu obserwował całą scenę, ze swej bezpiecznej kryjówki. Wpatrując się w nowo przybyłego, zastanawiał się kim mógł być osobnik okryty czernią, człowiek raczej odpadał gdyż emanowała od niego zupełnie inna siła życiowa, niż w przypadku krótkowiecznych, jak sam czasem nazywał ludzką rasę. Do której jeszcze nie tak dawno zaliczył by sam siebie, teraz już sam nie wiedział czy był bardziej martwy, czy żywy, a całe jego ciało sterowane przez obcego pasożyta w postaci szalonego czarodzieja, nie dawało mu szans na dobre rokowanie. Postać z krukiem na ramieniu, nie była wrogo nastawiona, z tego co dało się odczytać z jego myśli musiał być magiem, lub posiadać naturalne umiejętności, skoro potrafił ulecieć z polany gdyby zrobiło się zbyt niebezpiecznie.
"Nie lekceważ napierającej siły tysięcy koni"
Nagły zwrot jego niechcianego kompana wybił pacynka z rozmyśleń.
"O czym ty do nie mówisz, zamknij się na chwile,"
Głos jednak nie zamierzał odpowiedzieć...
Pacynek spoglądał na owego mężczyznę, gdy nagle wampirzyca wstała z miejsca zmierzając w jego stronę. Ciemność nocy połączona z oślepiającym blaskiem ognia rozmyła strzałę która niespodziewanie ze świstem przecięła powietrze,tuż przed młodą pijawką. Kolejne kroki były dość łatwe do przewidzenia,Banda rabusiów, z tego co zaobserwował pacynek występujących w tej części kraju dość licznie.Czasem z lotu ptaka widział jak samotni wędrowcy zostają ograbieni z majątków, przez własną głupotę schodząc z głównych traktów by zaoszczędzić czas i pieniądze, i zamiast spodziewanego efektu kończyli nadzy ze sztyletem między żebrami. Ludzie byli zaskakująco naiwni.Wracając jednak do walki nawet kruk zdziwił się widząc zręczność z jaką poruszała się głodna istotka pozbawiająca właśnie jednego z bandytów jego życiodajnej esencji, która wypływała z rany zalewając jej usta krwistym szkarłatem.
Aulus w szoku obserwowała jej myśli, z łagodnej istoty pragnącej dowiedzieć się jedynie kim był jej stwórca, zmieniła się w przerażającą bestię, w której jedynym czynnikiem kierującym w tej chwili jej egzystencją była żądza mordu...
Kruk wzleciał nieco wyżej przysiadając na grubej gałęzi w cieniu nocy, po czym przemienił się w swą normalną postać rozprostowując obolałe kości. Widząc nowo nadciągającą dwójkę bandytów, Aulus z uśmiechem wyciągnął dłoń zagłębiając się w ich umysły, tak proste i prymitywne, że był niemal zły na siebie za marnowanie swej mocy na ludzi których jedynym celem życia było rabowanie i wydawanie pieniędzy na okoliczne dziwki, które wyglądem i zapachem nie bardzo różniły się od owych oprawców, sądząc po tym co udało mu się zobaczyć w ostatnim wspomnieniu jednego z nich. Zanim Pacynek nie rozkazał im wyciągnąć mieczy,obrócić w swoją stronę ,aby już po chwili obaj przebili się nimi nawzajem, ze ogromnym szokiem konając w swych ramionach...
Aulus przez chwilę żałował że całe to zabijanie było tak proste, a jego talent nigdy jeszcze nie spotkał osoby godnej podjęcia wyzwania...
Spoglądając na plac bitwy, nie starał się zrobić nic więcej ciekaw umiejętności, człowieka w czerni, oraz właściciela gadającej chabety. Pacynek widział dziwne cienie poruszające się między drzewami, jednak nie potrafił stwierdzić ilu napastników kryło się w mroku, był jednak pewien że widząc krwawego wampira, i dziwną siłę doprowadzającą ich towarzyszy do wzajemnego samobójstwa, nie będą już tacy waleczni, i zrozumieją że dzisiejszej nocy to oni stali na straconej pozycji...
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Gdzieś niedaleko od miejsca jakże przejmujących wydarzeń zawyło zwierzę. Obecni tu bohaterowie mogli tego nie słyszeć, choć kto wie? Ryk przepełniony bólem i strachem, który z pewnością nie należał do żadnego znanego im stworzenia. Niestety działo się tak co noc i za każdym w Alaranii pojawiała się bestia. Wysoka na niemal dwa metry, pokryta krótkim futrem, z długimi szponami i zębami nie mieszczącymi się w długiej paszczy. Całość uzupełniał nagi ono, którym ratakar łapał równowagę podczas skakania po drzewach i tym podobne.
        Nie miałoby to nic do rzeczy, gdyby podczas walki z rzezimieszkami nie polała się krew. Jej zapach niesiony wiatrem przemierzał okolicę, by w końcu dostać się do nozdrzy wygłodniałego stworzenia. Charlotte nie zdołała upolować strawy przed zmierzchem, tak więc teraz jej alter ego nadstawiło łeb w kierunku, z którego wiał wiatr. Ślepia stworzenia zaiskrzyły szkarłatem, by chwilę później pozostawić po sobie jedynie krwistą smugę. Rzuciwszy się do biegu w krótkim czasie pokonała odległość dzielącą ją od źródła tej apetycznej woni. Czy jej pojawienie się było dla przedstawicieli tak wielu ras wybawieniem czy kolejnym kłopotem? I kto z nich zwróci uwagę na srebrzysty wzór na plecach potwora przedstawiający magiczną runę?
        Tyle dobrego, że zamiast ruszyć do boju z Fellarianinem, wampirem, człowiekiem czy kimkolwiek innym ona zakradła się za jednego z rabusiów kryjącego się za drzewem. Już już miał wystrzelić z łuku strzałę, gdy krzyknął przeraźliwie. To właśnie szczęki pełne ostrych zębów zacisnęły się na jego krtani przebijając skórę i odcinając dopływ powietrza. Na ten dźwięk jego towarzysze na chwilę się zdezorientowali, dzięki czemu zdecydowanie prościej było ich pokonać, lecz to się dla niej nie liczyło. Zwierzęca mentalność, która nią kierowała kazała jej zabrać zdobyć jak najdalej od potencjalnych rywali i w spokoju ją skonsumować. Podążając za instynktem zaczęła odciągać mężczyznę zostawiając na ziemi krwisty ślad. Posoka skapywała jej z pyska, a oczy błyszczały w świetle księżyca. Ani na chwilę nie odwróciła się od obecnych tu rozmaitych istot idąc do tyłu. Zamierzała zostawić ich w spokoju, dopóki nikt by nie zaatakował stworzenia, którym w tej chwili była.
        A co w tym czasie działo się z jej ludzka jaźnią? Mimo, iż runa nie powstrzymała tej nocy przemiany to Lottie była śmiertelnie świadoma tego, co właśnie robiła. Jej umysł niemal krzyczał o pomoc, błagał, żeby ktoś ją powstrzymał. W swoim wyizolowanym świecie, do którego zepchnęła ją klątwa, roniła łzy nad człowiekiem, którego pozbawiła życia. To już nie był sen, który pamiętała jak przez mgłę po obudzeniu się. Wszystko co robiła pozostawiało po sobie trwały ślad w jej pamięci.
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Acheron błyskawicznie przemieszczał się w powietrzu w poszukiwaniu potencjalnych celów. Każdej wypuszczonej przez niego strzale towarzyszył przerażający wrzask trafionej ofiary. Nagle łucznik kątem oka dostrzegł coś dziwnego. Ku rzezi zmierzała jakaś bliżej nieokreślona kreatura. Fellarianin nieco zaintrygowany postanowił sprawdzić, czym jest ta istota, lecz niemal natychmiast gorzko tego pożałował. Chwila nieuwagi wystarczyła, aby samotna strzała przebiła lewe skrzydło Acherona i strąciła go na ziemię.
Ból towarzyszący upadkowi był niezwykle silny, lecz nie dorastał do pięt agonii wynikającej z przebitego skrzydła. Po kruczoczarnych piórach spływała szkarłatna krew. Płyn po opadnięciu na ziemię mieszał się z wielobarwnymi truciznami pochodzących z rozbitych fiolek. Strój bohaterazostał podarty w niektórych miejscach, a pod jego strzępkami kryły się liczne siniaki. Fellarianin wstał z olbrzymim trudem. Niemal natychmiast zza drzewa wyskoczył kolejny zbir. Nicpoń kilka sekund później upadł na ziemię martwy z wbitym w krtań sztyletem. Acheron korzystając z chwili spokoju prowizorycznie opatrzył ranę za pomocą wszechobecnych roślin.
Nagle Fellarianin dostrzegł wśród drzew truchło młodzieńca ciągnięte przez tajemniczą bestię. Łucznik jeszcze nigdy nie widział podobnej istoty, więc narazie postanowił ją zostawić. Następnie kuśtykając udał się w stronę swoich towarzyszy.
Gdy dotarł do ogniska ujrzał Arthasa i konsumującą swój specyficzny posiłek Nathaneę. Ataki na chwilę ustały, więc Fellarianin postanowił powiadomić towarzyszy o swoim odkryciu.
- Tam... w głębi lasu... jakiś potwór... morduje...
Rany i zmęczenie niezwykle utrudniały przemowę, więc łucznik oparł się o pobliskie drzewo i niezwracając uwagi na okoliczności ponownie napił się wina.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Nie jest rabusiem? Może i nie. W sumie nawet tak nie wyglądał. Rzadko kiedy rabusie z miasta potrafili korzystać z łuku. Zazwyczaj po prostu biegali z dużymi pałkami czy wyszczerbionymi mieczami. Do strzelania z łuku trzeba było sporo opanowania i samodyscypliny. Poza tym łuki o takim naciągu wymagały dużej siły i techniki, aby z nich wystrzelić. Zwyczajne leśne rzezimieszki nie potrafiły y nawet dobrze trzymać łuku.
Jego rozmyślania przerwała strzała, która leciała do nieznajomego. Nie zdążył się obrócić i zorientować w sytuacji a Nate już pożywiała się jednym z nieuważnych rozbójników. Następnie z powietrza poleciały mordercze strzały, aby zabić kolejnych szubrawców. Obraz wampira pożywiającego się Arthas zawsze widział z perspektywy ofiary. Było to okropne widowisko. Jednak z drugiej strony patrząc na pożywianie się wampira z widoku osoby postronnej, też nie było przyjemne. Jednak on musiał się skupić na walce z bandytami. Zauważył, że ktoś biegnie prosto na Nate. Nie był dobrze uzbrojony na walkę z wampirem. Zwykły przyrdzewiały miecz i lekka skórzana zbroja. Nie miał nawet srebrnego pierścienia. Jednak postanowił on zabić go. Nie wiedział w sumie, jakie szkody może wyrządzić zwykły miecz w skórze wampira. Zawsze miał pod ręką swój srebrny miecz, a więc nawet nie próbował.
Przebiegł kawałek, a następnie wybił się z głazu na ziemi. W skoku wyciągnął miecz, a następnie ciął nim w krtań bandyty. Następnie rzucił nożem prosto w stopę jedynego już łucznika. Zawołał:
- Konrad! Wiesz, co masz robić! - To, co się potem stało było w sumie nie potrzebne. Konrad wstał zza krzaków. Nikt go nie zobaczył wcześniej, bo koń przeszedł serie treningów, dzięki którym potrafił się dobrze maskować. Obrócił się do wyjącego z bólu napastnika i swoimi się ciężkimi kopyta mi wystrzelił nieszczęśnika wysoko nad drzewa. Następnie rozradowany jakby dostał smakołyk powiedział
- Temu panu chyba się gdzieś bardzo śpieszyło ŁO ŁO ŁO ŁAAAAA!!!!! Szczur! Szczur morderca! Ratujcie się ludzie, wampiry i i i... I ty! Tańczący z krukami! Ty też się ratuj! Szczur morderca! - Wykrzyczał, a następnie pobiegł za krzak. Szczury. Jedno z niewielu stworzeń w całej Alaranii których boi się Konrad. Gdy widzi małego szczura, ucieka gdzie pieprz rośnie, ale dzisiaj zobaczył coś, co zmroziło mu krew w jego końskich żyłach. między drzewami ujrzał pożywiającego się ratakara. To był dla niego istny koszmar. Jednak Arthas nie miał teraz czasu na przerośniętego szczura. Właśnie walczył na miecze z kolejnym. Zrobił jedną ze swoich ulubionych sekwencji, które nigdy nie zawodziły. Tym razem było tak samo. Arthas przebił serce swoim ostrzem i pchnął ginące ciało na ziemie. Na razie słychać było tylko jedzącego ratakara. Jednak Arthas skierował się biegiem do Fellarianina.
- Nic ci nie jest? - Jednak dobrze wiedział, że jest inaczej. Krew wyciekała z jego rannego skrzydła. Był bezradny. Nigdy nie miał styczności z rannym ptakiem. Ledwie wiedział, jak bandażuje się rany na rękach, a tutaj miał pomagać przy podziurawionym skrzydle. Jednak wyciągnął bandaże i podał je nieznajomemu.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Czuła się tak dobrze, jakby była w raju. Niezapomniane uczucie zaspokajania wielkiego głodu było bez wątpienia najlepszym uczuciem ze wszystkich, które dotąd jej towarzyszyły. Nie obchodziło ją otoczenie oraz to, że w każdej chwili ktoś może ją poważnie zranić. Była jakby w transie. Odleciała pogrążona we własnych myślach. Przymknęła oczy i rozkoszowała się sączącą się z rany krwią ofiary, która swoją drogą stawała się coraz bardziej blada, a przerażone oczy powoli przestawały nabierać jakiegokolwiek wyrazu. Po chwili można było bez trudu zauważyć, że biedak stracił przytomność. To właśnie wtedy Nate zaczęła zdawać sobie sprawę, że przesadziła. Nie było jednak tak łatwo oderwać się od pokarmu. Jej świadomość krzyczała: "Starczy! Zabijesz go!", ale przyjemność z posilania się była równie silna. Do tej pory wampirzyca spożywała mniejsze dawki, lecz zdecydowanie dużo częściej. Swoim żerowaniem na innych nie zabijała nikogo. Można powiedzieć, że ostatnio zaniedbała ten cykl i teraz widać tego skutki. Przypominała trochę pasożyta, który potrzebuje swojego żywiciela, aby móc żyć. Tyczy się to chyba każdego wampira. Ale czy w przypadku zwykłych ludzi nie jest inaczej? Każdy z nich żyje kosztem drugiego. Muszą żyć w społeczeństwie, które dba tylko i wyłącznie o swoje dobro i swój majątek. Dodać do tego kradzieże, gwałty i morderstwa można łatwo dojść do wniosku, że rasa ludzka zachowuje się gorzej, niż niejedno zwierzę.
Wracając do rzeczywistości. Odmówienie sobie przyjemności było wielkim wyzwaniem dla wampirzycy, jednak musiała się z tym uporać. Zdecydowanie pomógł jej w tym dźwięk wydany przez upadającego Acherona. Dzięki niemu wróciła do rzeczywistości. Otworzyła oczy, aby zobaczyć, jak Arthas ratuje ją przed możliwym zabójczym cięciem. To właśnie wtedy starannie i powoli zaczęła wycofywać zatopione w szyi swojej ofiary kły. Ciało rabusia bezwładnie opadło na ziemię. Większość mając przed oczami ten sam widok, co Nate uznałaby, że już dawno jest martwy, jednak ona wiedziała, że jedynie sprawia taki pozór. Żył. W bardzo kiepskim stanie, ale żył. Była szansa, że dojdzie do siebie, a ponieważ wampirzyca nie miała złego serca, postanowiła o tym nie wspominać. Kto wie? Może któryś z jej nowych towarzyszy chciałby dobić nieszczęśnika? W końcu on zabiłby ich bez wahania...
Gdy Konrad zaczął krzyczeć, lekko się zdenerwowała. Kogo teraz obchodzi szczur? Po chwili przestała się jednak dziwić Konradowi. Rzeczywiście, humanoidalna istota przypominająca gryzonia ciągnęła w sobie znanym kierunku jednego z bandziorów, który znajdował się już w agonialnym stanie.
- To chyba robota dla ciebie, łowco potworów. Ja się nim zajmę. - Rzekła do Arthasa wykonując lekki ruch głową w kierunku fellarianina. Dlaczego chciała zostać? Chyba nękały ją wyrzuty sumienia. Wszyscy ryzykowali życiem, ale ona to zlekceważyła. Acheron został ranny, a elfka zaczynała się za to obwiniać. Może, gdyby im pomogła Acheron nie skończyłby z przebitym skrzydłem. Mogła się jedynie domyślać bólu, który musiał odczuwać. No, ale przecież to jeszcze nie koniec. Niby wszystko ucichło, ale Nate miała złe przeczucia, co do tego szczura. Co prawda ich nie zaatakował, lecz mogło to być tylko kwestią czasu.
- Odłóż to - zabrała od niego bukłak z winem. - Nie wyglądasz najlepiej, usiądź. - zaprowadziła go do ogniska i pomogła opatrzyć rany. - No i miło by było, gdybyś w końcu pokazał twarz...
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Aulus obserwował całą walkę zbierając informacje o ludziach którzy być może mieli stać się kolejnym rozdziałem w jego nieopisanej jeszcze "księdze śmiertelnych odruchów"... Pierwszym był mężczyzna w czarnym płaszczu, który nie zdążył się przedstawić, uprzedzony wcześniej kiepsko wycelowaną strzałą, która ze świstem wbiła się w pień drzewa po jego prawej stronie. Wkrótce spekulacje jakie przebiegały w umyśle klauna na temat kim był owy osobnik, miały się wyjaśnić. Po chwili gdy polane opanowali bandyci, "stwór" wzbił się w niebo na swych kruczoczarnych skrzydłach majestatycznie błyszczących w blasku wysokiego ognia, podsycanego szamotaniną wywołaną w prowizorycznym obozie. Aulus nie spotkał się z tą rasą, jednak kiedyś czytał gdzieś jakieś wzmianki o upadłych aniołach, jednak wątpił z całą pewnością że był to jeden z ich przedstawicieli, z tego co wyczytał, tamci nie byli tak skorzy to zawierania znajomości, i nie pchali się wprost w miejsca gdzie nie powinni się znaleźć, druga możliwość, jakoby był magiem, też odpadała. Chyba że w swej dziwacznej egzystencji, zaczęli się parzyć ze zwierzętami... Pacynek wolał nie drążyć tego tematu, w obawie że dziad w jego głowie nie byłby zbyt zadowolony wizją, która pojawiła się w jego świadomości. "Aniołek" przez chwilę szybował w powietrzu z morderczą precyzją pozbawiając kolejnych wrogów ze swego łuku do tej pory tkwiącego na plecach. Klaun przez chwilę podziwiał jego kunszt, oraz precyzyjne ruchy nad którymi z pewnością pracował przez wiele lat. Jednak i on, nie był niepokonany. Samotny grot ze świstem przecinając mrok nocy, ugodził stwora w skrzydło zwalając go na ziemię, niczym olbrzymi głaz.Pacynek sądził że to koniec doborowego strzelca, i nawet przez chwilę zrobiło mu się smutno, że nie uda mu się lepiej poznać owej istoty. Jednak po chwili ku ogólnemu zaskoczeniu. "Aniołek" niezgrabnie podniósł się z ziemi, ukazując podartą pelerynę, oraz drobne rany z których sączyła się krew.To lądowanie z pewnością nie zostanie zaliczone do najbardziej udanych, zaśmiał się, przenosząc spojrzenie na właściciela gadającej chabety...
Po pierwszym zamachu, gdy jego miecz skrzyżował się z ostrzem przerośniętego gbura, o zarośniętej twarzy ogorzałej od taniego wina podawanego w tanich spelunach rozstawionych po całym trakcie, aby mniej bogaci kupcy mieli gdzie wydać swe miesięczne zarobki w ciągu jednej pijackiej nocy.Tamtejsze dziwki, były dobrze znane z tego że kilkoma słowami, i dziwnym narkotykiem skupywanym od miejscowych alchemików, czasem wręcz zdobywanych chwilą rozkoszy, wymieszanym z alkoholem, potrafiły wypuścić ich rano ze swych szponów w samych gaciach, bez grosza przy duszy... Taki oto był piękny los tej krainy. Jednak wracając do naszego wojownika, jego technika walki była pewna, bez zbędnych ruchów, widać że nie już nie jedno stworzenie padło pod przeważającą techniką jego kunsztu szermierczego. Pacynek wpatrywał się w jego przemyślane ruszy, nie ważne jak bardzo przeciwnicy starali się go podejść, jego kontry i bloki wyprowadzane były w odpowiednim monecie, dezorientując kolejnego wroga, który stał jak wryty patrząc na swe przedramię które wesoło drgało u jego stup, targane impulsami nerwowymi. Zanim najemnik, nie pozbawił go głowy przeskakując ku kolejnemu oponentowi. Aulus niemal nie spadł ze swej gałęzi, gdy po przeciwnej stronie polany wierny rumak zaprawionego wojaka, staranował kopytami kolejnych przeciwników, niczym zjawa senna, wyłaniając się zza pni szerokich drzew...Pacynek zastanawiał się jak bardzo wielkim przywiązaniem darzył on swego pana, sam nie rozumiał tej więzi, jednak mogło to mieć jakiś związek z jego niewyparzoną gębą...
W tej samej chwili, coś ogromnego przeskoczyło tuż przed jego nosem, poruszając się zwinnie między starymi gałęziami. Aulus w pierwszej chwili przytrzymał się konara, inaczej niechybnie skończył by na ziemi z połamanym karkiem...
Stworzenie wpadło między walczących zręcznie oddzielając jednych od drugich. Mimo ciemności Pacynek był w stanie zauważyć że ogromne monstrum rozszarpujące przeraźliwie skowyczących zbójów, którzy jeszcze przed chwilą z męską zapalczywością na twarzy, byli pewni swej wygranej, teraz tracili orientacje, coraz bardziej kierując się w stronę korony lasu, nie widząc dalej co robić. Widocznie ich przywódca leżał gdzieś kałuży własnej krwi, a tępi zbóje nie potrafili sami dostrzec, że tutaj czeka ich jedynie śmierć... No cóż, i tacy ludzie byli potrzebni temu światu. Jak bardzo Klaun zdziwił się gdy sięgając myślami wgłąb umysłu potwora, okazało się że szczurzyca jest ludzką istotą która kuszona zapachem świeżej krwi wpadła w kleszcze własnej choroby, Aulus czuł od niej przejmujący lęk. Widocznie istota którą nosiła w sobie, nie potrafiła kontrolować krwiożerczej bestii, a on płakał że męczy go szalony mag...
Klaun wpatrywał się jak ostre szpony lśniące w blasku ognia rozrywają kolejnego przeciwnika, po czmychnęła w cień wysokich drzew...
Pacynek widział jej myśli, które w tej chwili układały się w jeden obraz, jeśli ktoś będzie na tyle głupi by ją zaatakować, skończy jak krwawe szczątki jego poprzednika wystające z jej paszczy. Ale skąd oni mieli to wiedzieć, zapewne nie potrafili czytać w myślach... Inaczej już dawno i jego dopadła by bitewna pożoga...
I wreszcie nasza kochana pijawka.
Pomyślał, zanim dostrzegł młodą wampirzycę klęczącą nad ciałem nieszczęśnika dalej spijając jego krew, czerwona posoka spływała z jej ust, niknąc wśród zielonej trawy pod jej kolanami. Aulus zastanawiał się w jaki sposób udało jej się przetrwać bitwę, jednak gdy dotarł do jej myśli, jedynym co ujrzał była wizja niezaspokojonego głodu, targającego jej ciałem od wielu dni. Widocznie wampirzyca starała się wcześniej ograniczać swe instynkty pijąc zaledwie tyle ile było potrzebne do przeżycia, jednak gdy krwi było w bród...Ucztowała za wszystkie czasy...
Gdy wojenna pożoga nieco ucichła, a ostatni przeciwnik umknął między drzewa. Grupa zaczęła opatrywać swe rany, najbardziej poszkodowanym okazał się skrzydlaty strzelec, który ledwo stojąc na nogach, pociągał kolejny solidny łyk ze swego bukłaku. Picie w tym stanie, było zaskakująco kiepskim pomysłem, jednak co kto lubi. Jeśli to mu pomaga, to w tym stanie powinien wypić beczkę tego co miał tam wlane.
Najbardziej jednak zaskoczyło go gdy zdał sobie sprawę że grupa nie zwróciła uwagę na szczurzycę ukrytą wśród cienia lasu.Widocznie bitewny chaos przesłonił im krwiożerczy taniec bestii, wśród zaskoczonych wrogów.
Pacynek z początku miał wrażenie że zgromadzeni tutaj ludzie byli po prostu idiotami, jednak nawet jeśli tak było. Nadawali się do
pewnego eksperymentu z całą pewnością, przynajmniej mieli większe szansę na przeżycie niż poprzednia grupa.
Aulus powoli wyciągnął dłoń kumulując moc na całej piątce... No moi drodzy, zaczynamy zabawę...

****
"Zabawy Klauna"

Wysoki szczyt otoczony gęstą mgłą, pokryty grubym zasypem śniegu wciąż przenoszonym przez mroźny wiatr. Wysoko na niebie świeciło podwójne słońce, jednak temperatura była przeraźliwie niska, i żadna istota nie była by w stanie egzystować w tak dzikim i niedostępnym miejscu...
Co więc robiła tutaj czwórka istot, skulonych w małej grocie na samym jej środku. Jedno było pewne, dłuższe przebywanie w tym miejscu groziło zlodowaceniem, a oni zniknęli by z ksiąg historii, jako ludzkie posągi zapomniane gdzieś na szycie góry, której nazwy nawet nie znali.
Gdy nadzieja miała odejść wraz z ich życiem, z nieba spadła czarna kropka, w postaci hebanowego kruka przysiadającego tuż przed nimi.
Zwierzę obserwowało przez chwilę zebraną grupę, wojownik, łucznik, wampir, i niemal naga kobieta, która tak wyglądała zapewne w swej naturalnej postaci...
Klaun widział ich myśli i bardzo go to bawiło, przerażenie, niepewność, lęk... Ludzkie odruchy, tak bardzo zwyczajne w tej sytuacji.Pacynek zwrócił się wprost do ich myśli, nie mając zamiaru zdradzać swej fizycznej formy.
"Słuchajcie mnie uważnie bo nie będę dwa razy powtarzał,Jesteście w mej mocy, jeśli któreś z was chociaż pomyśli o ucieczce zginie, jeśli pomyślicie o zaatakowaniu mnie zginiecie, jeśli nie zrobicie tego co mówię zginiecie.Macie więc dwa wyjścia, albo odnajdziecie drogę do podnóża owej góry, na której się znajdujecie. Albo co jest mniej ciekawe ale również do przyjęcia, zostaniecie tutaj, a cały świat zapomni o was i waszym żałosnym istnieniu."
Kruk wzleciał nieco do góry krążąc nad ich głowami.
"A i jeszcze jedna rada, lepiej trzymajcie się razem, jeśli któreś z was zawiedzie wszyscy zginiecie, i pamiętajcie, tutaj nie wszystko jest tym czym się wydaje na pierwszy rzut oka..."
Ptak całkowicie już zniknął z pola widzenia lecąc na północ, w ostatniej chwili dodając jeszcze z ogromnym rozbawieniem.
" Miłego dnia, drodzy państwo..."
Tak oto zaczynała się ta opowieść, a jakie będą jej dalsze losy, to zależało już tylko od naszych zaskoczonych wędrowców, którym na nieszczęście stanął na drodze opętany klaun.
Ostatnio edytowane przez Aulus 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        "Krew... tak wiele krwi! Dlaczego ja to robię? Nie chcę, tak bardzo nie chcę!" Uwięziona we własnym umyśle, bezbronna niczym nowonarodzone dziecko, które dopiero co opuściło łono swej matki, przerażona swoimi czynami skuliła się w swoim więzieniu bez krat. Zewsząd napływały do niej bodźce, a zwierzęcych instynktów była bardziej świadoma niż wcześniej. Wpływały one na jej rozumowanie i odbieranie świata. Mimo, że to nie jej ciało szalało wśród ludzi to i tak czuła smak ich krwi w ustach. Wilgotna posoka skapywała jej po brodzie, by opaść na nagie piersi i spłynąć po brzuchu. Na rękach miała krew. "Niech ktoś mi pomoże... Quirrito, ratunku!" Ciemność, która otaczała ją w tym mentalnym świecie zmieniła się w morze krwi, na którym pozostała tylko jedna maleńka wysepka. To właśnie na niej klęczała dziewczyna dźwigająca na swych barkach straszną klątwę. Wzywała na pomoc Czarodzieja, który jako jedna z naprawdę niewielu osób okazał jej nieco dobroci i zrozumienia.
        "To takie okropne... pyszne... RATUNKU...! Chcę więcej... więcej mięsa... Chcę umrzeć!" Coraz trudniej było oddzielić jej własne myśli od bestii, która przejęła nad nią kontrolę. Była taka słaba. Chciała z tym walczyć, lecz zupełne nie wiedziała jak. Czuła jednocześnie gorąco posoki na swoim ciele, ale również wiatr wprawiający w ruch futro na ciele monstra pożerającego zwłoki mężczyzny. Każdy kęs truchła stawał jej w gardle, czuła podchodzącą do gardła żółć. To, co działo się z nią teraz było gorsze niż koszmary, których doznawała co noc przed nałożeniem runy.
        Szczęście w nieszczęściu, nikt się nią nie zainteresował. Jej strach wpływał również na bestię, która ciągle pozostawała czujna. Przypatrując się jedynym żyjącym istotom konsumowała swoją zdobyć, upajała się smakiem ludzkiego mięsa, którego przecież tak dawno nie zaznała. Zapach krwi sprawił jednak, że stwór łaknął teraz nie leśnej zwierzyny, lecz bardziej inteligentnych tworów Pradawnego Smoka. Było to niczym igranie z ogniem, bo Ratakar posiadał jedynie brutalną siłę, jednak duże zdolności samoregeneracji uniemożliwiały Charlotte odnalezienia ukojenia w objęciach śmierci. Każdy dzień był walką, którą przegrywała co wieczór.
        Wtem jednak stało się coś kompletnie niespodziewanego. Gorąco posoki, które niemal wypalało jej skórę w mentalnym świecie, które ona zaczęła nazywać Wykrzywionym Zwierciadłem, zniknęło zupełnie. Krajobrał się zmieniał... falował nieubłaganie, by następnie kompletnie zniknąć. Otoczyła ją nicość, kompletna pustka, w której nawet ona nie istniała. "Czy tak wygląda śmierć?" O dziwo nie czuła już strachu, a raczej spokój i nadzieję, że w końcu się uwolniła. Czy zdziwiło to tego, który na nowo zniewolił jej umysł? Któż to wie... Nie trwało to jednak długo, bo z tej pustki zaczęły się formować kształty, by przyjąć kształt dwóch słoń. Piekielny gorąc, który wcześniej jej doskwierał został zastąpiony przez przejmujący ziąb, a ona nie wiadomo jak znalazła się na szczycie góry. I o ile to by jeszcze jej nawet odpowiadało, tak fakt, iż nie była tu sama wcale jej nie uradował. Wszystko to zmieściło się w czasie równym jednemu uderzeniu jej serca.
        Wokół siebie widziała twarze istot, które wcześniej obserwowała oczyma bestii. A ona sama? Na sobie miała same strzępki ubrań, które więcej odkrywały niż zasłaniały. Kompletnie bezbronna patrzyła na wampira, człowieka oraz... Acherona, którego ze zdziwieniem rozpoznała. Pamiętając jednak ich ostatnie spotkanie nijak się nie ucieszyła. Co mogły zobaczyć obecne tu osoby? Brudną nędzarkę z włosami pełnymi kołtunów oraz niezliczoną ilością blizn na swoim ciele. Czy Fellarianin zauważy, iż od ich ostatniego spotkania doszła jej jedna, przecinająca pół twarzy od lewej skroni do lewego kącika ust? Jej fioletowe oczy miały w sobie szkarłatne światło, niczym zaklęte ogniki w drogocennych kamieniach szlachetnych. Które z nich skojarzy ją z potworem, którego przynajmniej niektórzy mieli nieszczęście dostrzec?
        Jej pierwsza myśl była prosta. "Muszę uciekać...! Nie chcę nikogo już skrzywdzić." Nie bała się o siebie. O ile sytuacja, w jakiej się znalazła nie należała do typowych, to ona doświadczyła tak wiele bólu w młodym wieku, że nie dbała o to. Największym strachem napawał ją jedynie zachód słońca i jego następstwa. Pragnęła oddalić się jak najszybciej od swych obecnych towarzyszy, lecz nim było jej to dane wykonać jakby znikąd pojawił się ptak. Kruk tak różny od towarzysza Acherona i jednocześnie tak podobny do wielu, które zwykła widywać. Skąd więc pojawił się głos w jej głowie? Nie było wątpliwości, że bez opanowania jakiejś specjalnej dziedziny magii obecna sytuacja w ogóle by nie zaistniała. Ktoś podszywający się pod kruka chciał się zabawić ich kosztem. Tylko, czy na pewno wybrał odpowiednią kukiełkę do swego teatrzyku lalek?
        Ona nie miała powodu do walki. Wręcz przeciwnie, poszukiwała wytchnienia od klątwy, a skoro ten obiecywał jej śmierć dlaczego się nie zgodzić? Chociaż... dlaczego miała ginąć na jego warunkach? Chciała jeszcze raz odnaleźć Pradawnego, który pozostawił na jej plecach czarną jak smoła runę. Chciała spróbować tak wielu rzeczy, które klątwa jej odebrała. Tylko, czy nie prościej byłoby to osiągnąć w następnym życiu? O ile jakieś istniało. Była tak delikatna wewnątrz, tak wiele miała słabości. Jeśli chciała przeżyć, to gruby mur, który wokół siebie wybudowała, był koniecznością.
        Ptak odleciał, a oni znów zostali sami. Dwóch mężczyzn oraz dwie kobiety, każde z innej rasy. I proszę, czy ktoś zauważył brak gadającej szkapy? Czuła na sobie ich spojrzenia, prawdopodobnie pełne zdziwienia, strachu i niezrozumienia obecnej sytuacji.
        - No co, nigdy nie widzieliście nagiej kobiety? Fetyszyści cholerni, tylko by się gapić chcieli - Prychnęła głośno z poirytowaniem. Wszystko co mówiła, wszystko co robiła było grą. Maską, która miała ukryć jej słabości i nie dopuścić do tego, by ktoś ją zranił. Nie obchodziło ją czy Acheron ją rozpozna ani jak inni zareagują. Ona zamiast panikować zaczęła oceniać sytuację, szukać jakichkolwiek szans na wydostanie się stąd. Przecież tak wiele nocy spędziła w krainie swoich najgorszych koszmarów zabarwionych krwią, by teraz się bać. Objęła się ciasno dłońmi chcąc uchronić się od zimna, lecz niczego to tak naprawdę nie zmieniło. Podchodząc do samego skraju groty chciała się rozejrzeć, dowiedzieć gdzie są. Nie patrzyła na swoich towarzyszy pozostając na pozór kompletnie obojętną wobec ich istnienia. Naprawdę jednak wytężała słuch starając się nie przegapić żadnej reakcji z ich strony. Ścieżka prowadząca w dół nie pozostawiała im wielkiego pola manewru. No chyba, że jakiś desperat chciałby się rzucić w dół urwiska.
        Podsumowując? Znaleźli się na jakiejś śmiesznej planszy do gier zastępując figurki, a psychopatyczny umysł, który ich tutaj ściągnął miał teraz zapewne niezły ubaw. A ona? Mogła albo zginąć albo powrócić do ciała bestii, które teraz nie wiadomo co robiło. Każda opcja była tak samo zła, więc dlaczego sobie nie urozmaicić życia? "Niech się zacznie zabawa. Jeśli mam zginąć, to niech chociaż będzie ciekawie." Groteskowe poczucie humoru ich porywacza zapewne jeszcze nie raz da jej się we znaki... "Tylko czemu tu jest tak cholernie zimno?!"
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Z opatrzonym skrzydłem Acheron czuł się bardzo niekofortowo. Jeszcze nigdy nie zranił się w tych okolicach, dodatkowo jasny opatrunek na kruczoczarnej pierzastej kończycie wyglądał dość dziwnie. Mimo wszystko skutecznie tamował krwawienie.
Fellarianin na prośbę wampirzycy niechętnie ukazał swą twarz. Zaraz potem wygrzebał z sakwy podłużny liść i zaczął go rzuć. Ów roślina miała choć trochę zmniejszyć olbrzymi ból. Łucznik siedział przy ognisku z zamkniętymczami i pozwolił, aby ziele zaczęło działać.
Nagle cały ból zniknął, a wraz z nim ciepło ogniska. Acheron natychmiast wstał i otworzył oczy zdezorientowany, po czym osłupiał ze zdziwienia. Las, ognisko, rana w skrzydle, truchła złodziejaszków... To wszystko po prostu zniknęło. Fellarianin wraz z trójką innych osób znalazł się w zimnej i pustej jaskini. Nim zdąrzył cokolwiek zroić usłyszał tajemniczy głos w swojej głowie. Z wypowiedzi wynikało, że Acheron właśnie stał się pionkiem w grze jakiegoś szaleńca.
"Przynajniej tutaj jeste cały..."
Acheron przez chwilę zastanawiał się, co tajemnicza postać miała na myśli mówiąc "tutaj nie wszystko jest tym co wydaje się na pierwszy rzut oka", jednak po chwili przerwał swoje bezcelowe rozmyślenia i przyjrzał się reszcie grupy. Bez problemu rozpoznał mężczyznę i wampirzycę, natomiast rozpoznanie Charlotte zajęło mu trochę czasu.
"Czy wszyscy razem będziemy współpracować?"
Łucznik ukrył swe skrzydła. Z powodu ekstremalnie niskiej temperatury nie będzie w stanie latać, a skrzydła spowodują szybszą utratę temperatury ciała. Acheron wbrew swoim planom będzie musiał zejść ze szczytu na nogach...
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Nagle Arthas został wciągnięty przez coś w krzaki. Następnie uderzony obuchem przez co stracił przytomność. Koń szybko zauważył brak swojego pana i ruszył na ratunek.
Człowiek był nieprzytomny wiele godzin. Targany za kończyny przybył sporo kilometrów. Podczas jednej z przerw wstrzykniętu mu jakiś środek który powoduje utratę pamięci. Nagle rozległ się tęten kopyt Konrada. Ten nadbiegł i wymordował porywaczy. Arthas oszołomiony i bez pamięci kim jest wyruszył na podróż do świątyni aby prosić bóstwa o pomoc.

Ciąg dalszy historii Arthasa - Nieznane
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Fellarianin wcale do najbrzydszych nie należał, a wręcz przeciwnie. Los nie poskąpił mu urody. Najbardziej zwracały na siebie uwagę jego zielonkawe oczy, odbijające w sobie płomień z ogniska. Jednak to nie był czas na podziwianie jego twarzy. Wszędzie wokół było pełno krwi, wypływającej z martwych już ciał. Nate nie zapomniała o "szczurze", który ukazał im się kilka chwil temu. Gdy skrzydlaty wyjął z kieszeni liść i zaczął go konsumować, stwierdziła, że lepiej będzie bardziej przyjrzeć się sprawie. Wstała, wyjęła swój miecz z pochwy i ostrożnie skierowała się w stronę miejsca, gdzie prawdopodobnie znajdowała się w tej chwili bestia. Szła za śladem czerwonej posoki, jednak coś było nie tak. Co chwilę miała wrażenie, że cały obraz, jaki miała przed oczami zaczyna lekko falować. Czyżby bandzior, którym się pożywiła zażył wcześniej jakiś narkotyk? Czyżby była naprawdę tak głupia, żeby "wlać" do siebie to świństwo? Żałowała, że nie wybrała sobie innego celu. Czuła, że z każdą sekundą coraz bardziej opada z sił. Szła tak jeszcze kawałek, by po chwili upaść na kolana, podpierając się rękoma. Widziała swój wypuszczony z dłoni miecz. Leżał przed nią i rozpływał się powoli w gęstniejącym mroku. Starała się nie tracić przytomności. Nie teraz, gdy w każdej chwili może stracić swoje życie. "Muszę się podnieść!" - myślała. Jednak to nie odnosiło żadnego skutku. Próbowała wstać, ale całe jej starania na nic. Upadła na ziemie dając upust wszystkim swoim emocjom, jakie się w niej skumulowały. A w jaki sposób? Chyba najprostszy z możliwych - tracąc przytomność.
Obudziła się na zimnej i twardej powierzchni. Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, że nie znajduje się już w lesie. Widok, który ujrzała nieco ją zdezorientował. Była w grocie na szczycie jakiejś zamarzniętej góry, razem z dwoma mężczyznami i prawie całą nagą kobietą. Wstała powoli, aby rozejrzeć się po tym dziwnym miejscu. Grota, jak grota. Nic nadzwyczajnego. Ale co oni tutaj wszyscy robili? I kim właściwie jest ta dziewczyna? Odpowiedź na pierwsze pytanie przyszła dosyć szybko, a mianowicie kruk, który wydawał się do nich mówić, rozjaśnił nieco sytuację. Teraz już była pewna - jej ostatnia ofiara musiała przed całym zajściem zażyć jakąś niebezpieczną substancję. Bo jak inaczej wytłumaczyć gadającego kruka...? Nie bardzo chciało jej się w to wszystko wierzyć. Po prostu przedawkowała ostatniej nocy, a teraz ma za swoją głupotę. Chociaż gdzieś w głębi serca czuła, że powinna coś zrobić. Przeczuwała, że nie może tutaj bezczynnie przeczekać, aż się obudzi. Coś jej mówiło, że jednak to wszystko nie jest takie proste. Tu chodziło o coś więcej niż narkotyki. Ktoś musiał maczać w tym palce...
Jeszcze jedna rzecz wydawała się jej bardzo interesująca... Interesująca, ale i bardzo niecodzienna. Gdy ptak odleciał, spojrzała na swoje dłonie. Nie były blade, jak wcześniej, a jej kły nienaturalnych rozmiarów teraz były całkowicie normalne. Przejrzała się w tafli lodu i stwierdziła, że nie wygląda już jak wampir. No tak... Niby świeciło słońce. Zauważyła również, że uskrzydlona postać nie jest już ranna. A co jeśli ta druga, nieznana jej dziewczyna miała coś wspólnego z tym humanoidalnym szczurem? Czyżby ona też odzyskała tutaj swoją prawdziwą postać? "Nie wszystko jest tym, co się wydaje na pierwszy rzut oka"... Po przypomnieniu sobie tego zdania, postanowiła sprawdzić jedną rzecz. Prawdę mówiąc ryzykowała zbyt wiele, ale musiała spróbować. Powoli podeszła do skraju groty i z niemałym lękiem wyciągnęła palec spod płaszcza tak, aby padły na niego promienie z podwójnego słońca. Ku jej uciesze nic nie poczuła. W każdym razie nic negatywnego. A więc mogła przebywać na słońcu! Przez chwilę nawet miała nadzieję, że została uleczona ze swojej "choroby", ale ta myśl szybko uleciała z jej głowy. Zbyt piękne, by było prawdziwe. W dodatku to wszystko nie wydawało jej się realne. Iluzja? Sen? Wszystko teraz wydawało się być możliwe. Natomiast jednego była pewna. Musiała się stąd jakoś wydostać. Ale jak? Z wypowiedzi kruka wynikało, że muszą po prostu zejść z tej góry. Jednak czy to nie wydaje się być głupie? Słuchać gadającego ptaka, który może być jedynie wytworem jej wyobraźni... Ale innego wyjścia nie widziała. Nie wiedziała nawet, jak się do tego zabrać. Z porad, które dostali na sam początek wynikało również, że mają współpracować. Słowa "A i jeszcze jedna rada, lepiej trzymajcie się razem, jeśli któreś z was zawiedzie wszyscy zginiecie" były wystarczającym na to dowodem. Na początek więc korzystając z tego, że nie musi chować się przed słońcem zdjęła płaszcz i narzuciła go na nieznajomą, nową towarzyszkę.
- Przed mrozem nie uchroni, ale przed spojrzeniami myślę, że da radę. - skierowała do niej, uśmiechając się lekko. Sama nie czuła się teraz lepiej. Nie lubiła pokazywać swego ciała, a oprócz płaszcza i zbroi nie miała nic. No i niezwykle niska temperatura... Ale dobrze wiedziała, jak czułaby się na miejscu nieznajomej i wcale nie dziwiła się jej złości. - To nie twój kruk? Jeśli tak, to ma kiepskie poczucie humoru. Mówcie mi Nate.
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Pacynek szybował między mroźnym prądem powietrza, unoszącym jego drobne pierzaste ciało w stronę rozpadliny gdzie mieli zjawić się nowi członkowie jego dziwacznej zabawy, drobinki śniegu otulały go szczelnym całunem chroniąc przed widokiem z dołu. Klaun lubił ten świat,był tutaj kimś więcej niż marną namiastką człowieka, czy raczej demona którym się stał.Mógł wykreować wszystko od kamyka na ziemi, po wioski majaczące na horyzoncie. Powoli obniżył swój lot zerkając na grupę, która przedzierała się przez wysoki zaspy śniegu, by wypełnić rozkaz jedynej istoty zdolnej uwolnić ich z tego miejsca. Aulus spoglądał na nich zastanawiając się czy dobrze wybrał, czy istoty w tak które w tak łatwy sposób poddały się jego działaniu, są gotowe aby sprostać zadaniu które na nich czeka. Zamieć śnieżna przybrała na sile, jednak on nie był w stanie jej uspokoić, zawsze miał problemy ze zjawiskami pogodowymi, jego moc nie była nieograniczona, a on doskonale wiedział że jest w stanie rozwinąć ją jeszcze bardziej, musiał jedynie...Ale to opowieść na inną chwilę, teraz bardziej zaskoczyły go dziwaczne skrzydlate stworzenia które znikąd pojawiły się nad głowami czteroosobowej grupy. Opierzone bestie, koloru ciemnego brązu, w połowie orły, w połowie ludzie. Zaatakowały grupę rozdzielając ją od siebie, Aulus w niedowierzaniu spoglądał, jak jeden z potworów, porwał nagle mężczyznę który wcześniej wykazał się nieprzeciętnymi umiejętnościami walki mieczem. Bestia uniosła człowieka, po czym cisnęła nim o pobliskie skały z wysokości kilkunastu metrów. Najdziwniejsze było to, że gdy jego rozsmarowane ciało legło u stóp towarzyszy, po chwili zniknął. Nie pozostawiając po sobie nic więcej, poza śladem w śniegu. Pacynek z przerażeniem obserwował jak bestie odleciały zostawiając przerażoną grupę na szczycie wzniesienia. Jednak nie to było w tym najdziwniejsze, najgorsze było że to on rządził tym światem, to on stworzył tu wszystko w swej pokręconej psychice. A mimo tego stwory które pozbawiły właśnie życia tutaj jedno z nich, wzięły się z poza jego świadomości, to nie on był twórcą, nie on kazał im zaatakować bezbronną grupę, zdezorientowaną, i pozostawioną na obcej ziemi. Mógł teraz stąd uciec, zostawiając ich samych sobie, jednak zbyt mocno intrygowało go co tu się u licha działo... Aulus skoncentrował swe myśli, wiedział że aby grupa mogła opuścić to miejsce, musi być w takiej samej liczbie, inaczej została by tutaj na stałe, błądząc na granicy fikcji i rzeczywistości. Pacynek starał się zlokalizować kogoś kto znajdował się najbliżej miejsca gdzie zostawił ich ciała, czół zwierzęta, widział istoty przypatrujące mu się w mroku. Aż ujrzał istotę tak piękną, i wystarczająco ciekawą, by pozwolić jej na wstąpienie do jego królestwa.
Kruk poszybował w dół ścieżki, pokazując się na chwilę drużynie aby wskazać im właściwą drogę w dół góry.
Coraz bardziej zniżył swój lot, aby wreszcie wylądować u stóp góry, gdzie czekała już na niego śpiąca kobieta, otulona szczelnie czarnym płaszczem, czwarty członek jego kompanii. Kruk przypatrywał się jej swym hebanowym okiem, zastanawiając się czy tak krucha istota jest w stanie poradzić sobie z tym co ją czeka, szczególnie jeśli działo się tutaj coś czego nawet on nie rozumiał.
Pacynek przysiadł na jej ramieniu, czekając w napięciu na resztę istot... Przypominając sobie odzienie kobiety-szczura, oraz jej brak uzbrojenia... Zerknął na śnieg, skupiając swe myśli.Po czym w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą nie było nic prócz gęstego zasypu, ukazały się cztery grube wełniane płaszcze z szerokim kapturem, oraz kilka długich prostych sztyletów, jakich używali szlachcice, i rycerze wszystkich królestw.
"Pacynku co tu się dzieje"
Zapytała nagle jedna z dusz, sądząc po panice w głosie, był to Bel-Idin... Czarownik odpowiedzialny za jego przemianę w kruka, której często używał, aby uciekać gdy śmierć znajdowała się niebezpiecznie blisko. Była to najbardziej strachliwa z jego dusz, lecz mężczyzna lubił jej towarzystwo, gdyż bawił go jego strach, i próby unikania wszelkich kłopotów.Kilka razy zastanawiał się co on robił w więzieniu magii, ale widocznie były arcymistrz widział powód aby go tam umieścić.
"Nie wiem, lepiej się zamknij bo nasi goście właśnie nadchodzą"
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Znalazła się nie wiadomo gdzie. Jej dotychczasowe życie i tak było trudne, los nigdy jej nie rozpieszczał. Czym to miało do cholery być? Jeśli istnieje jakaś istota wyższa sprawująca kontrolę nad jej przyszłością to musi być naprawdę wielkim skurczybykiem. Żeby dokładać jej jeszcze przeprawę przez nierealny świat, w którym panowała zamieć gorsza niż w najmroźniejszych terenach Alaranii? Dreszcz przeszedł ciało dziewczyny, kiedy stała przy wyjściu z groty obserwując co się dzieje na zewnątrz. Była rozczarowana, że Acheron w żaden sposób nie zaznaczył faktu, iż się znali. Chociaż... ostatnim razem rozstali się w niezbyt miłych stosunkach. A może po prostu jej nie rozpoznał?
        "Nic dziwnego, kto by chciał w ogóle zapamiętać mnie na dłużej?" Ukłucie w serce dziewczyny przypomniało jej o samotności, która była jej jedynym towarzyszem. Teraz, będąc wśród największej ilości osób od naprawdę długiego czasu bardzo wyraźnie czuła, jak bardzo do nich nie pasuje. Była przeklęta. Wyrzutek, niechciany nawet przez własną rodzinę. Kolejny raz w jej głowie zaistniała myśl, czy nie pozwolić się tutaj zabić. Ktokolwiek ich tutaj ściągnął obiecał, że zginą tutaj jeśli spróbują uciec lub zaatakować kruka. "Jak długo będę musiała się jeszcze męczyć?" Spuściła głowę patrząc w przepaść. Mroźny wiatr okrążył ją, zawirował wokół nagiego ciała przyprawiając dziewczynę o gęsią skórkę i ruszył dalej w tylko sobie znanym kierunku. Myślała o ich obecnej sytuacji i cóż... jeśli życie wszystkich zależało od ich współpracy to najprawdopodobniej byli już martwi.
        Kątem oka dostrzegła jak druga kobieta wstała i podeszła do wyjścia. Charlotte nie ruszyła się nawet na krok. Nie chciała pokazać swoich słabości, lęków, zmartwień... Niczego, co mogłoby stanowić broń przeciwko niej. I tak zbyt wiele już tutaj ryzykowała. Zaskoczeniem był jednak dla niej gest wampirzycy oraz delikatna faktura materiału, z którego wykonany był jej płaszcz. Spojrzała na nią zdziwiona swoimi intensywnie fioletowymi oczami. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowania.
        - D...dziękuję... - szepnęła cicho i zaraz uciekła od niej wzrokiem. Poły płaszcza ciasno zacisnęła, żeby jak najbardziej się okryć i chociaż ciało pokryte bliznami. Nie lubiła go pokazywać, a przecież tak naprawdę miała więcej szram i innych niedoskonałości niż zdrowej skóry. Zaraz jednak skarciła się w myślach. Nie mogła być taka niepewna i speszona! Gdzie się podziała jej maska, którą zawsze zakładała?! Musiała ją znaleźć i znów założyć, jeśli chcieli stąd wyjść cało. - Nie wiem jak się tu znaleźliśmy, ale skoro jesteśmy już razem to musimy działać. Może śnimy jakiś porąbany sen, być może faktycznie jakiś psychopata złapał nas dzięki magii i zamknął w tym świecie... To teraz nie ważne. Jedyne na czym możemy się opierać są słowa tego kruka. Chcemy czy nie, musimy wyjść stąd w końcu i iść. No chyba, że ktoś chce się poddać na samym początku by sprawdzić, czy ten pokręcony latający drób nie kłamał? Hmmm? - Spojrzała po wszystkich, lecz nikt się nie odezwał. To akurat było do przewidzenia. Tylko czemu to ona nagle przejmowała dowództwo? Najchętniej uciekłaby daleko stąd lub podstawiła się pod czyjeś ostrze, a zamiast tego starała się wymyślić sposób jak pomóc sobie oraz tym przypadkowym towarzyszom. - Mam na imię Charlotte. Nie pytajcie mnie kim jestem, bo i tak Wam nie odpowiem. Ruszajmy. Im szybciej to załatwimy tym lepiej. I proponuję iść w szyku, najpierw Ty "mistrzu miecza". Jeśli tak wspaniale władasz ostrzami to weźmiesz potencjalne zagrożenie dla siebie. Ja i Nate jako, że jesteśmy kobietami pójdziemy w środku, a Acheron będzie osłaniał tyły. Nie ma sprzeciwu? I bardzo dobrze. - Gdy wymieniła imię Fellarianina skinęła mu głową na znak, że rozpoznała łucznika i doskonale go pamięta.
        No, ale czas ruszać w drogę. Zgodnie z ustaloną wcześniej kolejnością wyszli z groty. Arthas przecierał szlak zapewne niezbyt zadowolony z tego, że dyryguje nim kobieta, której wcale nie zna. Do tego kobieta, która świeciła im golizną przed oczami! Idąc wraz z Nate starała się wypatrywać jakiegoś zagrożenia, tak w razie czego. Z jakiegoś powodu miała złe przeczucie... A co do Acherona to mimo, iż zbyt za nim nie przepadała to widziała już jego umiejętności strzeleckie. Mogła pozostawić mu chronienie ich pleców, przynajmniej taką miała nadzieję. Swoją drogą... powierzanie swojego życia w czyjeś ręce było bardzo stresujące. Jeśli któreś z nich nawali polegną wszyscy, tak? Przełknęła ciężko ślinę okrywając się szczelniej płaszczem. Krocząc bosymi stopami po śniegu pozostawiała ślady. Zmarznięta i spięta przedzierała się przez zamieć. Czy się bała? Oczywiście! Ale skoro już podjęła jakąś decyzję to będzie się jej trzymać za wszelką cenę.
        Nagle jednak coś się stało. Powietrze przeszył dźwięk przywodzący na myśl skrzek agresywnego ptaka, potem kolejny i kolejny. Różniły się tonacją i wysokością dźwięków, lecz Lottie przywodziły na myśl okrzyki wojenne. Rozglądała się dookoła szukając źródła tych dźwięków. Wszyscy stanęli w miejsc i widziała tylko jak Arthas dobywa swoich mieczy. Wydawało jej się, czy Acheron naciągał łuk? Wszystko działo się tak szybko... Śnieg bardzo ograniczał ich pole widzenia, a skrzek napastników zdawał się dochodzić zewsząd. I wtedy stało się. Usłyszała głośny krzyk Arthasa, którego porwało do góry dziwne stworzenie. Ni to ptak, ni to człowiek... W pierwszej kolejności przywodziły na myśl pokraczną wersję harpii, lecz to nie to było teraz najważniejsze. "Jeśli któreś z was zawiedzie wszyscy zginiecie", czyż nie tak brzmiały słowa kruka? Cholerny psychopata! Nie dość, że wskazywał im drogą, którą mają podążać po uwięzieniu ich w tym niewiadomego pochodzenia uniwersum, to teraz nasłał na nich te potwory!
        - Acheronie, strzelaj! - nie miała nic, czym mogłaby walczyć. Łuk oraz sztylety zostawiła w kryjówce nim zmieniła się w bestię, a teraz... to z pewnością nie była Alarania. Ale musiała coś zrobić! Stała patrząc jak reszta walczy broniąc się przed atakiem, a w niej wrzała krew. Adrenalina, strach, chęć obrony towarzyszy (co chyba najbardziej ją dziwiło) powoli brały górę nad dziewczyną. Jej inteligencja się przytępiła, górę wzięły instynkty zupełnie jak w przypadku przemiany w ratakara. O ile Fellarianin i wampirzyca zostali "wyleczenie" ze swoich dolegliwości tak klątwa Charlotte przebiła się też do tego świata zaznaczając swoją bytność. Paznokcie dziewczyny gwałtownie urosły, kość ogonowa wydłużyła się tworząc szczurzy ogon, a w jej szczęce pojawiły się ostre zębiska. Nie była teraz ni człowiekiem ni bestią, w którą zamieniała się co noc. Groteskowa krzyżówka, w której uwięziona była jaźń bardzo samotnej dziewczyny. Cała przemiana trwała jednak raptem kilka sekund, a gdy pisk napastników zwrócił jej uwagę sama zaatakowała. Gdy tylko harpia niże podleciała rozorała jej szponami brzuch, przez co upadła na ziemię. Lottie szybko na nią wskoczyła, przycisnęła rękoma skrzydlate kończyny stwora i tak jak niewiele wcześniej zrobiła z jednym z rabusiów, tak i teraz wgryzła się w szyję stwora. Zacisnęła mocno szczękę, przerwała ciągłość tkankową, rozorała główną tętnice. Potwór jeszcze przez moment trząsł się w konwulsjach, a jego krew tryskała na dziewczynę. Czerwona posoka spływała jej z ust, po brodzie, a potem spadała na piersi i brzuch Charlotte. Płaszcz od wampirki również był umorusany.
        W końcu jednak, widząc śmierć jednego ze swoich towarzyszy, skrzydlate stwory odleciały. A Szczurek? Przez chwilę trwała nadal z zębami w krtani swej ofiary oddychając ciężko. Próbowała się uspokoić, opanować krwiożercze instynkty, które dosięgnęły ją również w tym świecie. Powoli odzyskiwała jasność myślenia, zabrała zęby i cofnęła się by spojrzeć, czego dokonała. Znów miała krew na rękach, w ustach czuła metaliczny posmak... znów była bestią! Strach wstrząsnął jej ciałem, jednak nie bała się wcale świata, w którym utknęła. To lęk przed skrzywdzeniem swoich towarzyszy kazał jej odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. Niepewnie wstała i odwróciła się w stronę Acherona i Nate, którzy pewnie przyglądali się teraz jej. Z nienawiścią? Strachem? Odrazą? Nie wróciła do swojej poprzedniej postaci normalnej dziewczyny, trwała w karykaturalnej postaci umorusana krwią ofiary. Teraz już żadne z nich nie powinno mieć wątpliwości, iż widziana przez nich wcześniej bestia w lesie była tak naprawdę właśnie tą oznaczoną bliznami dziewczyną.
        Coś jej jednak nie pasowało... Przez chwilę nie wiedziała o co chodzi oraz dlaczego ten fakt sprawia, że tak bardzo się zdenerwowała. Jej ogon przeciął powietrze, kiedy machnęła nim kilka razy, gdy w końcu zrozumiała.
        - CHOLERA JASNA! - patrząc na martwe ciało Arthasa poczuła poczucie winy i strach. To ona kazała mu iść z przodu, to z jej winy on teraz nie żyje! A skoro on poległ... teraz była ich kolej? Rozżalona i zła uniosła twarz ku górze ignorując wszechobecny śnieg i krzyknęła ku niebu. - Jesteś zadowolony zasrańcu?! Ściągnąłeś nas tutaj, kazałeś uczestniczyć w swojej grze, ale od samego początku nie zamierzałeś pozwolić nam na jej ukończenie! Dobrze się bawisz?! - Mimo, iż nie znała wcześniej Arthasa czuła smutek po jego śmierci. Spojrzała jeszcze raz na jego ciało zaciskając pięści mocno, gdy wtem... zwłoki zniknęły. Zupełnie! Rozpłynęły się w powietrzu tak, jakby nigdy nie istniały. Zmarszczyła brwi zaniepokojona i rozejrzała się szybko, a widząc krążącego nad nimi kolejny raz kruka zaklęła pod nosem. "Czyli jeszcze nie masz dość, co?" Bez słowa ruszyła przed siebie idąc we wskazanym kierunku. Bo jaki inaczej miała wybór? Nie chciała słychać uwag swoich towarzyszy. Wystarczyło, że czuła ich wzrok na swoim zdeformowanym ciele.
        Dotarłszy na miejsce zmrużyła swoje ślepia widząc kruka. Tylko dlaczego siedział na ciele jakiejś istoty, która nie zdając sobie sprawy z sytuacji w najlepsze spała? Obrzuciła szybkim spojrzeniem ciepłe płaszcze oraz broń, po czym znów skupiła swoją uwagę na ptaku. Gniew jej w większej mierze przeszedł. Musiała nad sobą panować najlepiej jak tylko mogła, żeby wpływ ciemnej magii, która ją przeklęła, znów nie wymknął się spod kontroli.
        - Zeszliśmy z góry, wykonaliśmy Twoje polecenie. Czego jeszcze chcesz? - Nie rozumiała tylko jednej rzeczy. Dlaczego nadal żyli, skoro Arthas poległ w walce? Czy nie mieli zginąć wszyscy, kiedy jedno zawiodło? Umysł, który ich tu ściągnął musiał być naprawdę chory pod wszystkimi możliwościami. A ona? Mogła jedynie grać. Utwardzić mur wokół jej poranionego serca, odgrodzić nim wszelkie obawy, lęki, zwątpienia i brnąć naprzód. Kruk nie pozostawił im wielkiego wyboru w tej kwestii...
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości