FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

- Świetnie, podoba mi się że masz własny pomysł - Feyla odpowiedziała Loringowi. Szczególnie zadowolona była z faktu że w nowym rozwiązaniu jakie zaproponował rycerz ona nie brała udziału. Kowalce pasowało to że mężczyzna cały problem z smokiem i wojskiem chciał rozwiązać sam. Miała w tej chwili inny problem. Niepokoiło ją zachowanie grabarza. Feyla zastanawiała się czemu jej przywódca trzyma się z boku, nie chce dołączyć do pozostałych towarzyszy, a nawet usiłuje się przed nimi ukryć. Od momentu gdy tylko dostrzegła grabarza cały czas z niepokojem spoglądała w jego kierunku, przez co nie była w stanie dostrzec znaku danego im przez smoka. Wyczuwała jakiś problem. Nie wiedziała czy prawidłowo interpretuje zachowanie Adriena, ale skoro zdecydował jej się pokazać a następnie ukrył w cieniu, to musiał być ku temu jakiś ważny powód. Feyla postanowiła porozmawiać z mężczyzną na osobności. Oczywiście zrobi to gdy tylko przestanie zwracać na siebie uwagę, a skoro Loring w pełni przejął dowodzenie to ona mogła dyskretnie sie wycofać.
Zajęta rozmyślaniem o grabarzu, kowalka nie specjalnie miała ochotę dyskutować na temat planu rycerza. Jego pomysł miał przynajmniej tyle samo wad co jej, a w praktyce mógł się okazać nawet bardziej czasochłonny. najważniejsze jednak że prowadził to tego samego celu, to znaczy rozwiązania konfliktu bez rozlewu krwi.
- A zatem do dzieła. Rób jak uważasz. Tylko co potem? - Odpowiedziała machinalnie, cały czas spoglądając na skraj gdzie przebywał Adrien - Jaki planujesz następny krok jeśli już uda ci się przekonać Amtrega i poprowadzić jego ludzi do zwłok, a następnie opowiedzieć im jak to pokonałeś poczwarę. Chcesz całą sprawę przekazać w ręce skryby? Ufasz mu na tyle że wierzysz iż uda on się na spotkanie głównych sił Fargoth i przekaże tam twoje słowa? Nie starając się przy tym nic zamieszać czy ugrać dla siebie? Ja nie powierzyłabym temu człowiekowi złamanego gwoździa. A może sam chcesz odrąbać smokowi łeb i wyruszyć z nim do miasta by zapewnić o swoim zwycięstwie nie tylko ludzi z Ulche ale wszystkich tam zebranych? To potrwa, nie mówiąc już o tym ze nie mamy jak przenieść zwłok smoka.
Dopiero teraz Feyla zauważyła że melmaro formułują dziwny szyk jak gdyby znowu szykowali się do bitwy. Co gorsza ona znalazła sie w jego środku. "A tym co znowu odbiło?" pomyślała. Czyżby wrócili do pomysłu z odegraniem tu rzezi? Kowalka rozejrzała sie po okolicy. Nie dostrzegł nic niezwykłego w zachowaniu chłopów. Niedoszły zabójca widząc iż został zdemaskowany, postanowił czym prędzej wycofać sie do lasu, wiec Feyla nie rozumiała skąd u rycerzy te nerwowe ruchy.
- Co się dzieje? - Spytała w końcu?
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

-Co? Nie czuje...odpowiedział Grabarz uważnie obserwując sytuacje na polanie. "Uwielbiam patrzeć jak ludzie zabijają się z rozkazu innych...ihihi..jak zwierzątka prowadzone na rzez zrobią wszystko co im się każe..." Nie potrafił wyobrazić sobie siebie na miejscu prostego chłopa z grabiami w ręku. To było dla niego pojęcie abstrakcyjne, żyć na uwięzi jak piesek, który ma pana. Ale...z drugiej strony barykady tez byłoby mu ciężko, rządzić ludźmi... Kim był by wydawać rozkazy?
Kon nie mając nic lepszego do roboty zaczął skubać liście z drzewa ostentacyjnie nie rozmawiając z panem. Mortem był zazdrosny o każdego w pobliżu swojego pana, nie ważne czy był to "klient" czy żywy człowiek, koń po prostu wariował ze złości. Jedynymi stworzeniami, które mogły być obdarzone jakąkolwiek atencją były szczury, tylko je tolerował, choć na początku znajomości próbował je zadeptać. Teraz znielubił także kotkę i kowalke-widzial jak jego pan wodzi za nimi wzrokiem i denerwowało go to.
-Adrien..lubisz te Feyle, nie?-Zapytał niby to obojętnym tonem, ale w razie odpowiedzi twierdzącej był gotów zwalić mężczyznę z grzbietu.
-Owszeeeem, a co?- odpowiedział Adrien wsłuchując się w szum drzew wokół z niczym nie zmąconym spokojem, było mu obojętne kto wyjdzie z tego lasu żywy.
Kon wierzgnął lekko, ostrzegawczo. -Ale...tak bardziej?
Crevan odpowiedział mu na pytanie dopiero jak skończył się histerycznie śmiać, tak, zdecydowanie nie należał do osób normalnych... -Oszalałeś, Mortem? Przecież wiesz, ze nie jessstem w ssstanie pokochać nikogo... Nie kłamał, nie umiał się zakochać, to było dla niego blokadą w mózgu. Dla niego wciąż istniał tylko jeden obraz ukochanego i nic nie mogło tego zmienić. "Odbiło mu? Kesesese...to nawet zabawne..." Kiedyś próbował się zakochać, próbował szukać kogoś kto by pokochał jego, ale z czasem jego serce stało się zimne jak lód i nie umiał mówić o uczuciach co zostało mu po dziś dzien. -Tak jessst dobrze...
-Nie, nie jest.
-Owszem, jessst. A skoro tak bardzo ci sssie nie podoba jutro możemy wrócić do domu, oczywiście z Acila.
-Nie chce jej w NASZYM domu!
-Ale to jessst mój dom i póki co ja decyduje kto w nim mieszka...
Kon nie odpowiedział widocznie urażony słowami pana, potrzasnął jedynie białą grzywą i..wierzgnął zwalając z siebie pana tak, ze ten wylądował na tyłku na ziemi. -Ty złośliwy, cyniczny, wredny, zimny dziadzie!- Po każdym słowie kon dawał krok usiłując nadepnąć Upadłemu na rękę- I wiesz co?-przybliżył pysk do twarzy białowłosego i dmuchnął odsłaniając jego oczy -WCALE NIE JESTEM ZAZDROSNY!
Grabarz był w taki szoku, ze nie wiedział jak zareagować, nigdy w życiu nie spodziewałby się, ze koń będzie tak agresywny! wiedział, ze z ogiera jest zazdrośnik jak mało kto, ale żeby aż tak? Podniósł się z ziemi i otrzepał szaty doprowadzając się do jako-takiego porządku ciesząc się, ze był niewidoczny dla tych na polanie, choć koń zapewne narobił takiego szumu, ze było go słychać i tam.
-Nie będziesz i układał życia, Mortem.- odpowiedział Adrien z delikatnym uśmiechem na ustach, nie da się sprowokować zwierzakowi! Nie teraz. Oparł się plecami o drzewo i złożył ręce na torsie stojąc tak, ze miał idealny widok na ludzi, ale żeby oni mogli dostrzec jego musieliby wiedzieć gdzie stoi. Zapewne jedyną osoba, która go widziała była właśnie Feyla. I tak miało zostać. Chciał pokazać, ze jest, ze widzi co się dzieje, ale nie zamierza się wtrącać.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acilę cieszyła nie tylko sama wizja posiłku i świadomość że napełni swój brzuch, ale także wspólne jedzenie jako część ceremonii zacieśnienia wzajemnych stosunków z smokiem. Cały czas coś podpowiadało jej że ten posiłek jest najważniejszy. Nigdy wcześniej nie miała okazji delektować się smakiem jedzenia, stąd pytanie co lubi sprawiło jej nie lada trudność. Przywykła spożywać pokarmy w pośpiechu, jedząc praktycznie wszystko to co do jedzenia się nadawało i było dostępne. Wołowina to mięso a mięso zbyło dobre, więc kotołaczka uznała ze nie ma powodów do obaw.
- Lubię. Ale muszę zabrać też trochę dla wysokiego człowieka z szczurkami. – Oznajmiła smokowi. – Obiecałam się nimi opiekować a one na pewno tez będą głodne. Po za tym ten człowiek zgodził się zaopiekować Acilą. To znaczy jeszcze się nie zgodził, ale już prawie się zgodził, a Acila chciałaby pokazać że jest do czegoś przydatna. Tylko że…. nie wiem jak to będzie. Bo nawet jak będę się starała, pomagała w pracach które pan robi i dbała o niego i szczurki, a nawet konia, to ta druga Acila i tak wszystko zepsuje. Ona tylko poluje, zawsze jest głodna i nigdy nie słucha, więc pewnie zje szczury przy pierwszej okazji, a wtedy cała wina znów spadnie na mnie. – Wytłumaczenie smokowi faktu że kotołaczka nie potrafi samej zmienić formy na czysto zwierzęcą i zupełnie nie kontroluje siebie w postaci kota, wymagało doboru znacznej ilości słów, co przekraczało możliwości porozumiewania się dziewczyny. Tłumaczyła więc chaotycznie, na tyle ile potrafiła. Chodziło nie tylko o to że boi się samej przemiany, nie ma na nią wpływu a co najważniejsze nie wie jak ten proces odwrócić.
- Madame Sisko u której mieszkałam kazała nam dzielić pokoje i Acila spała razem z Ritą która była po trochu lisem. I ona była piękna, do czasu aż druga Acila nie podrapała jej po twarzy. Potem Sisko się wściekła. Uznała że szpetna Rita nie jest jej potrzebna, kazała jej nocować w stajni i wykonywać najgorsze prace. A lisica obiecała że przyjdzie w nocy i udusi Acilę w śnie. Dlatego teraz sypiam tylko w ciągu dnia a nocami pilnuję. Ale to nie była moja wina. I teraz nie wiem jak mam obronić te maluchy. A pan zagroził że jeśli szczurkom coś się stanie to będzie bardzo zły.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh odetchnął z ulgą, widząc, iż Loring zauważył jego sygnał. Zareagował trochę nazbyt gwałtownie, niż wymagała tego sytuacja, zważając na fakt, że niedawno sam ubił dwa wampiry, ale smok nie dziwił mu się. Miał jedynie niejasne ostrzeżenie oraz przypuszczenie, że najpewniej pochodzi ono od wielkiego stworzenia, który rzadko kiedy musiał się czegokolwiek obawiać. Jeśliby dodać do tego wyszkolenie bojowe, które melmaro bez wątpienia posiadał, to rzeczywiście, jego reakcja była nawet możliwa do przewidzenia. Smok uważnie przeanalizował formację, którą utworzył razem ze swoimi towarzyszami. Ich szybkość była dosyć imponująca, zważając na fakt, iż byli ludźmi. Tacy kompani bez wątpienia przydają się w ciężkich chwilach, ale czy także w tych lżejszych? Przecież podróż to nie tylko same trudności i zagrożenia. A widać, że coś jest nie tak między nimi a Loringiem. Jeżeli naprawdę mamy razem podróżować, to trzeba to jak najszybciej naprawić. Można by to zrobić po smoczemu... Dérigéntirh uśmiechnął się lekko, kiedy przypomniał sobie, jak to wyglądało. Było to tylko lekkie uniesienie kącików zaciśniętej paszczy, ale wprawny obserwator mógłby z łatwością to dostrzec. Bywa nieprzyjemne, zwłaszcza dla kogoś, kto ma lęk wysokości, jednak ma wyjątkowo dużą skuteczność. Ale nie, ich jest zbyt wielu. Chociaż, komu się śpieszy? Mam czas, można by to kilka razy powtórzyć.
        Odbił się skrzydłami w bok, wyznaczając tor lotu w kierunku jeziora, przy którym zostawił woła. Jednocześnie przysłuchiwał się słowom kotołaczki. Jej wypowiedź była dosyć chaotyczna, jednak smok już nie takie rzeczy odszyfrowywał. Niektóre spośród smoczych gwar były jeszcze mniej zrozumiałe, zwłaszcza u tych najmłodszych osobników, którzy nie opanowali ich jeszcze w dobrym stopniu. Dlatego zrozumienie wypowiedzi Acili nie było aż takie trudne, chociaż pozostawało nadal kilka niejasności.
        Wywnioskował, iż kotołaczka miała nadzieje, że przekona grabarza do przygarnięcia jej, jeżeli będzie dobrze traktowała jego szczury. Jednocześnie obawiała się, że jakaś "inna Acila" wszystko zepsuje. Smok mógł jedynie przypuszczać, iż chodzi tu o jej inne wcielenie, przecież jednak kotołaki były z tego znane. Oczywiście mogło też chodzić po prostu o nagłe zmiany osobowości, ale pierwsza opcja wydawała się bardziej przekonywująca.
- Współczuję - powiedział krótko, na razie należało uspokoić jej głód, a potem przejść do innych spraw.
        Niedługo potem wylądował na polanie, po czym zdjął z siebie czar niewidzialności, który teraz tylko by go rozpraszał. Przechylił się, pozwalając kotołaczce zejść. Gdy ta była już na ziemi, podszedł do woła, po czym zaczął zionąć na niego ogniem. Gdy ten osiągnął już odpowiednią temperaturę, smok zamknął paszczę, przerywając tym samym strumień ognia i położył się obok, opierając ciężar ciała na przednich kończynach i podnosząc głowę. Spojrzał na Acilę.
- Proszę, ty pierwsza. Zjedz, ile zechcesz, ja się zajmę resztą.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

        Niestety na jedną, krótką chwilę, jakiś przebiegający rolnik przesłonił Loringowi przeciwnika i to wystarczyło, by ten po prostu się rozpłynął w powietrzu, jak gdyby go tam nie było. „Gdzie on jest, tak po prostu zniknął? To z pewnością był sygnał od Dara, a ten ktoś nie był raczej zwykłym człowiekiem…
        - Spokój. – Powiedział niechętnie wojownik, a pozostali rozerwali szyk, kończąc formację. Złotowłosy jeszcze raz rozejrzał się po otoczeniu, które kłębiło się tu i tam, teraz już będąc spokojniejszym, ale rozglądając się w poszukiwaniu tajemniczego błysku. Powietrze rozrywał połączony głos wszystkich wieśniaków, w dodatku Amtreg gdzieś zniknął, najwyraźniej w panice wtapiając się w rzekę ciał i zapominając o swej powinności. – Zniknął. Nie widziałaś Feylo, bo byłaś najpewniej odwrócona, ale coś się stało… Jeden z ludzi w tłumie rozbłysnął dziwnym światłem, które w końcu stało się krwistoczerwone i zniknęło. Podejrzewam, a nawet jestem pewien, że był to zabójca lub ktoś niebezpieczny, a ostrzegł nas przed nim smok, no bo któżby inny? Na domiar złego, kiedy straciłem go z oczu, a trwało to zaledwie sekundę, zaginął, a żaden człowiek nie mógłby tak szybko opuścić tego miejsca. Pewnie znowu kręcą się koło nas nie-ludzie, a jedynym przychodzącym mi na myśl gatunkiem, są wampiry. Tylko czego one od nas chcą…
        A co do twych poprzednich słów, pani, to ręczę za to, że dla mnie bohaterem może zostać nawet mrówka, jeśli uwierzą, że to ona coś tam zrobiła. Pieniędzy również nie przyjmę, gdyż nie zależy mi na jakiejkolwiek sławie w tej krainie. Prawdę powiedziawszy jestem tutaj tylko tymczasowo i już wkrótce opuszczę te ziemie, powracając do domu. Ale teraz ta cała sprawa… Może ruszajmy już do smoka, a ktoś zajmie się przeczesaniem terenu? Proponowałbym dwie osoby do lasu, by wytropiły potencjalnego osobnika. Oczywiście z moich towarzyszy, gdyż mamy w broniach srebro i nie sądzę, byśmy dali się pokonać zwykłemu krwiopijcy.
Melmaro westchnął, zbyt dużo tego wszystkiego jak na jeden raz, zdecydowanie zbyt dużo…
- Nie przejmuj się osobnikiem, ja i Vernary pójdziemy. – Odezwał się Urgoth, ściskając melmaro ramię. – Przepraszamy za tamto… Źle się zachowaliśmy i mi osobiście jest wstyd. Jesteś dobrym przywódcą, jednym z najlepszych, a tamten incydent… Nie miałem prawa tego wyciągać, wybacz…
Loring spojrzał na niego zdziwiony. „A podobno leśni są tak nieujarzmieni… A tutaj proszę, zaraz przyznają się do błędu? Choć trochę zbyt szybko zmieniają zdanie, ale cóż… Dobrze jest mieć ich przy sobie, nie da się tego ukryć, a tym bardziej żyć w zgodzie.
- W porządku, wszystko jest dobrze. Ja również źle się zachowałem wtedy w lesie i też czuję się winny. Ale jesteśmy braćmi, tak? Razem na zawsze, oddalibyśmy za siebie życie. Ale dobra, znając kowalkę, to pewnie wolałaby być teraz w stu innych miejscach niż przy nas, więc zacznijmy działać.
Loring obrzucił spojrzeniem kowalkę.
- To co robimy? Idziemy zakończyć sprawę smoka, a oni rozejrzą się za wampirem, czy w kontekście ostatniego wydarzenia do twej bystrej główki wleciał nowy pomysł, którym raczysz się z nami podzielić? Jeśli tak, to czekamy, śmiało.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla uznała że Loring idealnie dogadywałby się z jej mistrzem. Rycerz i krasnolud wyznawali tą samą zasadę. „ Jak nie wiesz co robić, spytaj się baby i zrób odwrotnie niż ta radzi”. Miał już swój plan, wiec czemu go nie rywalizował? Po co pyta jeszcze ją? Kowalce w tej chwili najbardziej zależało by dotrzeć do grabarza, a nie zrobi tego jeśli cały czas będzie tu w centrum wydarzeń.
Tymczasem chłopi z Ulche zdradzali coraz większe oznaki zniecierpliwienia. Nie wiedzieli co robić, byli zdezorientowani faktem że rzekoma szlachta ich ignoruje. Zmęczeni, zagubieni i pełni obaw o swój los mężczyźni zebrali się razem dyskutując głośno co robić dalej. O wszystkie kłopoty zaczęto obwiniać Amtrega i jego nieudolne dowództwo. Skrybie nie pomagał nawet szacunek jakim obdarzyli go melmaro. Pochwalne słowa wojowników podbudowały jedynie opinie jaką Amtreg miał o samym sobie, natomiast w oczach pozostałych chłopów jako rządy ocenione zostały jako katastrofa. Tym bardziej że sam skryba, zamiast szukać rozwiązania z zaistniałej sytuacji, usilnie starał się przekonać swoich towarzyszy że powinni uformować szyk bojowy identyczny z tym stworzonym przez ludzi Loringa.
- Mówię wam, musimy ustawić się jak oni. Wyciągnijcie broń a ja będę wykrzykiwał nieznane słowa. – Przekonywał.
- Odbiło ci do końca – Denerwował się jeden z mężczyzn. – My chcemy wiedzieć co robić, a nie jakiś durny szyk.
- No przecież właśnie to wam tłumaczę.
- Powinniśmy udać się na miejsce gdzie wzywała nas szlachta. – Zaproponował ktoś inny – Źle będzie jeśli zauważą że zignorowaliśmy ich polecenia.
- Nie. Musimy czekać aż odnajdą się ci których pogubiliśmy po drodze.
- A ja mówię ze powinnyśmy wracać do domów. Zmarzłem, jestem zmęczony i głodny. Nic tu po nas.
- Nie możecie wydawać rozkazów. To ja mam miecz. – Upierał się Amtreg.
Feyla przestała przysłuchiwać się dalszej części kłótni między chłopami. Wiedziała ze sami nie są w stanie się porozumieć. W najlepszym wypadku awantura ta skończy się bijatyką, a potem każdy pójdzie w swoja stronę. Czy ty na pewno z nich rycerz chciał zrobić bohaterów i pogromców smoka?
- Posłuchaj – zwróciła się do Loringa – to miło że dbacie o moje bezpieczeństwo i staracie się chronić mnie przed tym … kimś. Naprawdę to doceniam, ale teraz muszę … no muszę udać się w ustronne miejsce. Właśnie tak. W pewne miejsce gdzie nawet król idzie pieszo. Znaczy sama, bez eskorty. Rozumiecie. – Tłumaczyła niezdarnie, nie bardzo wiedząc jak ma powiedzieć wprost że potrzebuje naradzić się teraz z grabarzem i przynajmniej na jakiś czas melmaro mają dać jej spokój. – Idźcie szukać smoka. Dołączę do was jak tylko skończę medytację. Mam nadzieję ze uda wam się przekonać tą bandę i zrobili to co potrzebujecie. – Feyla wskazała na grupę toczącą zaciekłe spory, po czyn nie czekając na reakcję i opinie rycerzy czym prędzej ruszyła w kierunku gdzie widziała po raz ostatni Adriena.
- Jesteś tu jeszcze stary człowieku? Coś się stało? Od kiedy to zacząłeś bać się ludzi? – Mówiła na głos nie mogąc dojrzeć swojego dowódcy. – Słuchaj. Przepraszam że zostawiłam cię wtedy w płonącym lesie zabierając z sobą tylko Acilę. Ale wiedziałam że mając konia i tak dasz sobie radę, a jej trzeba było pomóc. Poza tym byłam trochę zła na to że nie chcesz mi powiedzieć całej prawdy. Ale teraz myślę ze masz prawo do swoich sekretów. Poza tym ci rycerze wkurzają mnie dużo bardziej, a i tak wszyscy razem nie są tak irytujący jak pewien skryba. Ja chyba naprawdę nie mam szczęścia do mężczyzn których spotykam.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

„Świetnie.” – Pomyślała Acila. Miała przed sobą tyle jedzenia a nie potrafiła się do niego dobrać. Kawałki pieczonego woła były zdecydowanie za duże by kotołaczka mogła je gryźć. To co dla smoka było drobną zakąską dla niej stanowiło nie lada wyzwanie. Czy to ma być ten test? Acila nie była w stanie wyrwać uda zwierzęcia by chociaż spróbować pożywić się mięsem wokół kości. Nie miała tez nic czym mogłaby kroić mięso. Nigdy nie nosiła przy sobie broni a pazury chociaż w wielu sytuacjach okazywały się przydatne, to na pewno nie do porcjowania posiłków. Dodatkowo drażnił ja zapach jadła będącego z jednej strony tak blisko, a z drugiej cały czas poza jej zasięgiem.
Przez chwilę kotołaczka usiłowała szarpać się z nogą zwierzęcia ciągnąc ją w wszystkie strony, samej jednocześnie zapierając się nogami o tułów woła. Ostatecznie dała za wygraną.
- Czy mógłbyś – zwróciła się do smoka wykonując przy tym ruchy nadgarstków oznaczające łamanie czegoś. – A powiedz mi czy istnieją też takie smoki podobne do mnie? - Acila nie była w stanie wyobrazić sobie smoka przemieniającego się w człowieka. Nie mając okazji zauważyć dwóch wcześniejszych przemian Dérigéntirha, uznała ten fakt za niemożliwy. Zresztą po cóż smok miałby to robić? W ten sposób tylko narażałby się na niebezpieczeństwo nic nie zyskując.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loringa zdziwiła odpowiedź Feyli, a tym bardziej jego tłumaczenia mające na celu pozostanie samą, a tak dokładniej udanie się w ustronne miejsce. „Co ona ma na myśli, hm? W ogóle nie zareagowała na słowa o obcym… Nie obawia się? A gdzie jej ta cała ostrożność, to… Nie wiem nawet jak to określić.
- Pani pozwoli, ale nie rozumiem tego podejścia. Do tej pory przejawiałaś oznaki wielkiej inteligencji i roztropności, a teraz najzwyczajniej w świecie ignorujesz niebezpieczeństwo i chcesz zostać sama? To nie jest najle… - Kobieta nie dała melmaro dokończyć, gdyż po prostu odeszła, zostawiając skonfundowanego wojownika z piątką towarzyszy. W dodatku ta cała sprawa z wieśniakami, którzy zaczynali faktycznie mamrotać między sobą i się niecierpliwić.
- Słuchajcie, zrobimy tak… - Odezwał się Loring, wzrokiem odprowadzając kowalkę, aż ta zniknęła wśród drzew. – Na pewno nie puścimy jej samej, nie wiem co Feyli strzeliło do głowy, ale najwyraźniej postradała zmysły i zapomniała o tym, że wcześniej zaatakowały nas wampiry. Tak, opowiem wam później, teraz nie ma czasu na pytania. Otóż ja z jakże miłą – powiedział to z sarkazmem w głosie – przyjemnością zagram pogromcę smoka, wybawiciela ludzkości, a w tym czasie kilkoro z was zakradnie się do kowalki, trzymając odpowiedni dystans. Zresztą… Co ja wam będę mówił, nie znam nikogo, który czułby się lepiej w lesie, od was – leśnych. Tylko pamiętajcie, nie macie jej szpiegować, a PILNOWAĆ. Hm… Proponuję… Trzech. Których? Vernary, Pequris i Bakvst, w porządku?
Gotlandczycy jedynie kiwnęli głowami, a wymieniona trójka od razu oddzieliła się od grupy i ruszyła w stronę lasu, błyskawiczna i posłuszna zarazem, jak mordercza, precyzyjna maszyna. „Dobrze jest mieć ich przy sobie… Szóstka Gotlandczyków… Heh, szóstka melmaro w Alaranii. Dobrze, że tutejsza armia o tym nie wie, bo nie wiem czy spodobałyby im się nasze zamiary. Wedrzeć się na obcy teren tylko w poszukiwaniu sprawiedliwości, wywołać bójkę i zamordować w ciężkiej walce człowieka. Tak, to zdecydowanie by im się nie spodobało…
- Słuchajcie mnie! – Krzyknął głośno Loring, a jego głos był doskonale wyćwiczony, jako dowódca musiał niejednokrotnie przekrzykiwać ludzi czy swym brzmieniem wzbudzać szacunek i posłuszeństwo. – Posłuchajcie mnie uważnie! Najwyższa pora ruszyć na smoka, bo widzę, że się niecierpliwicie! Ale musicie coś wiedzieć, dlatego słuchajcie uważnie! Bestia nie żyje, została już pokonana! Ja jestem tym, który stoczył z nią walkę i wyszedł z niej zwycięsko! Udamy się teraz na miejsce, w którym znajduje się jego ciało, a wy ujrzycie zwłoki na własne oczy i doniesiecie o tym odpowiednim ludziom! A spróbujcie tylko przywłaszczyć sobie jakiś zaszczyt lub w pewnej sprawie skłamać, a osobiście po was przyjdę i podzielicie los potwora!
- Mam nadzieję, że wiecie gdzie się teraz znajduje… - Mruknął złotowłosy do towarzyszy, a ci jedynie w odpowiedzi pokiwali głowami i ruszyli przed siebie, prowadząc wojownika, który krzykiem obwieścił polecenie. – No, dobra! Ruszajcie za nami, a niech tylko zobaczę, że któryś z was się obija, to zaraz się nim zajmę! Pamiętajcie, każdy poważany wojownik powie wam to samo – pracowitość, posłuszeństwo i tempo, złote metody osiągnięcia wielkości!
- I po co się tak drzesz? – Zakpił Urgoth. – Chcesz obwieścić całemu światu, że przebywamy radośnie las, w drodze do zwłok smoka, prowadząc gromadkę dzieci które marzą o byciu wojownikami?
- Cicho bądź, ci wieśniacy muszą się wystraszyć i dostosować, chwytając komendy oraz wykonując polecenia. Poza tym musimy… Eh, nie mam jakoś weny do gadania… Pójdziemy w ciszy, zadowolony?
*****
- I co teraz, kowalka się oddaliła od reszty mężczyzn, zapolujemy na nią? – Syknął brodaty mężczyzna, skryty w gąszczu korony drzew. Miał na sobie szatę, która skutecznie skrywała jego ciało, a kaptur przesłaniał twarz. Ubiór na podobizno płaszczy leśnych, tyle, że czarny i inaczej szyty. – Jest łatwiejszym celem, jednak nie zabiła żadnego wampira, a jedynie poważnie go uszkodziła, widziałem walkę na własne oczy… Byłem wtedy sam, więc nie miałem szans, ale za to ten złoty… Pokonał dwóch wampirów, a jego walka była… Imponująca, jest wyśmienitym wojownikiem. W dodatku ci zieloni, wyglądają na jego towarzyszy, jeśli każdy walczy tak samo…
- Zamilcz, Brem. – Rozległ się ochrypły głos kolejnego mężczyzny, - Ty stchórzyłeś, ale teraz jest nas dziesięciu, w dodatku znajduje się z nami szanowny hrabia Xue. – Mówiąc to, człowiek pokłonił się w stronę jednego z nieznajomych, który jako jedyny miał na sobie lśniącą, szafirową szatę. – Panie, powiedz dzięki czemu jesteś tak silny… I co zrobimy…
- Eh, chłopcy, chłopcy, chłopcy… - Zapytany pokręcił głową. – Widzicie ten płaszcz? Jest wykonany z obdarzonego magicznym prochem malachitu, największej pamiątki rodziny. W dodatku mam miecz, który przy kontakcie z innym przedmiotem lub osobą – podgrzewa temperaturę do… ładnego stopnia. Wywodzę się ze szczepu jednego na milion, jestem odporny na ogień i srebro, a raczej w stopniu takim jak każdy śmiertelnik. A co do płaszcza, jest twardy i wytrzymały jak łuski smoka, który tutaj podobno przebywa, poza tym jeśli się nim zakryję, obroni mnie przed smoczym żarem lub innym atakiem. Kiedy zajmiemy się już tymi pachołkami, dorwę anioła i zabiję go, odpłacając za zabójstwo mojego kuzyna. Wysyłałem wampiry, ale każdy zawodził, w tym wy… Jestem zawiedziony, rzadko sam ruszam do akcji, ale teraz zrobię wyjątek, bo… Moi ludzie okazali się zbyt słabi. Słuchajcie uważnie, bo nie zamierzam powtarzać… Ignorujemy dziewczynę i korzystamy z tego, że złoty jest pozbawiony trzech ludzi. Pora na małe polowanie. No dobra… Wszystko jasne, moje drogie dzieci? Jeśli tak, to ruszajmy!
Dziewiątka wampirów posłuszna swemu panu zeskoczyła z drzew i ruszyła między pniami ku Loringowi, chcąc wyeliminować jedną z gałęzi drzewa skazanego na wymarcie. Pod wodzą Xue czuli się pewni, wiedzieli, że ich pan owiany jest legendą, jedną z wielu chociażby, że sam pokonał smoka.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Adrien i Mortem toczyli teraz bezgłośna walkę, cel był prosty, złamać psychicznie tego drugiego tak, by ten odpuścił, choć żaden z nich nie zamierza się poddać. Wysoki, chudy, czarny koń o białej jak mleko grzywie i bielmie na oku patrzył na pana spod byka drąc trawę kopytem jak gdyby przygotowując się do szarży, ale nie ruszył się z miejsca mordując upadłego wzrokiem czując narastająca złość. Z drugiej strony barykady stal wysoki, monochromatyczny grabarz oparty o drzewo również patrząc spode łba, tyle, ze z niepokojącym uśmiechem będąc tak spokojnym jak to tylko możliwe. Wiedział, ze bardziej wkurzy konia nie okazując najmniejszych emocji z uporem maniaka stukając palcem w podbródek. Nie da się sprowokować, nie teraz.
Widział, ze kowalka idzie w jego stronę, ale się nie odzywał, dal się jej wypowiedzieć, nie przeszkadzał. Słuchał. Słuchanie przynosi o wiele więcej pożytku niż mowa, przynajmniej z jego punktu widzenia. "Strach...czym ze jest strach? Wytworem ludzkiej wyobraźni...haha..bać się ludzi to jak bać się słońca, nigdy przed nim nie ucieknę...przed nimi tez nie..." Nie bal się ludzi, po prostu nie lubił ich dwulicowości, podłości, tego jak bardzo sa fałszywi. "Milczenie zlotem, przynajmniej to jedno powiedzenie się sprawdza..." Dlatego tak ciężko było zmusić go do gadania. Wodził wiec za dziewczyną oczyma jeszcze chwile pozostając w ukryciu by pomyśleć co odpowiedzieć. Nie był poradnia od złamanych serc czy wujkiem dobra rada, był grabarzem! Co miał jej odpowiedzieć?
-Tu jessstem...Wyszedł z cienia stając przed kowalką i patrząc na nią z niczym nie zmąconym spokojem, stała obok konia, wiec Adrien widział jego minę. Obiecał przecież, ze powie Feyli kim jest, a nawet dla Upadłego Anioła obietnica to rzecz święta.
-Fey...zaczął powoli czując, ze trzęsą mu się nogi, nie był przyzwyczajony do mówienia o sobie, szczególnie obcym. Ale...lubił ją, była taka inna, mimo, ze czasem bal się jej jak diabeł wody świeconej i robiła z niego pantoflarza, to jednak jej ufał, co było dziwne jak na jego standardy, bo nie ufal nikomu.-Ale...lepiej ssssobie usssiądź.-dodał po chwili wskazując jej pieniek po ściętym pniu a sam zaczął powoli krążyć.
-Miałaś racje, nie jesssstem tym za kogo się podawałem. Nie jessst mi do tego nawet blisssko...wątpię, byś mi uwierzyła, ale...kiedyś byłem aniołem. Ihihihi...mówiłem, nie uwierzysz. Mam dowody w possstaci blizn po odrąbanych ssskrzydłach, aleee to nie ważne, nie teraz. -starał się unikać zbaczania z tematu, chciał mieć to już za sobą. -Ale z Niebiosss mnie wyrzucono, nie ważne za co. Chciałem zapomnieć o dawnym życiu i znalazłem sssię tu, w Alaranii. Chciałem odciąć się od ludzi, być jak najdalej od nich, zossstałem grabarzem...Zawsze mnie tak jakoś do zwłok ciągnęło.-zachichotał mówiąc dalej- I nie jessstem tym na kogo ci wyglądam... Oczywiście nie powiedział jej wszystko, nie powiedział o piekle, o tym dlaczego go wyrzucono, co musiał oddać za wyjście z Hadesu... Tego nie powiedział nawet szczurom, bal się, ze na ziemi tez go odtrąca, będą próbować zabić za to kim jest i kogo kochał.
Blada dłoń sięgnęła po kapelusz i ściągnęła go z głowy. Adrien odetchnął czując jak serce wali mu niczym kowalski młot, bal się...bal się tego jak zareaguje. Lewa ręka. Długie palce zanurzyły się w srebrnej grzywie, a Crevan na moment zacisnął oczy by po chwili je otworzyć. Palce wciąż miał wczepione we włosy by nie spadły mu na twarz, a przed Fey nie stal już stary grabarz a...mody mężczyzna przypominający szlachcica. Mógł mieć góra trzydzieści lat, a jego twarz przypominała twarz parcelowej lalki- nie było na niej żadnej skazy prócz blizny, która nie szpeciła, ona dodawała mu charakteru. Miał drobny nosek, białe wargi i delikatne, niemal kobiece rysy.
Największą sensacja były natomiast jego oczy; duże, okolone mnóstwem długich, czarnych rzęs. Same zaś miały barwę złota i zieleni w najczystszej postaci. Widoczne ucho, przekłute na dole srebrna kuleczka, wyżej wiszącym krzyżem a na samej górze dwoma małymi kółeczkami, Adrien nie czul się z tym ani trochę niemęsko. -Tak właśnie wyglądam, ale...sza... Odezwał się miękki glos, a Crevan delikatnie przechylił głowę w bok mrugając okiem i przykładając długi paznokieć do ust. -To mój sekret...
Był po prostu przystojny, choć jakby oderwany od rzeczywistości. W końcu kiedyś był aniołem, one przecież powinny być piękne...A ten tutaj miał jeszcze urok małego kociaka.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Aniołem? Feyla rzeczywiście potrzebowała sobie usiąść. Nie chodziło tylko o to ze zwyczajnie nie wierzy w sowa grabarza, w jej rozumowaniu świata nie było miejsca dla istot anielskich. Burzyły one wizję ludzkiego świata opartego na drewnie, metalu i ciężkiej pracy. Z drugiej strony jeszcze kilka dni temu nie dopuszczała do siebie możliwości istnienia kogoś takiego jak lisołak czy wampir. Podobnie było z Acilą, którą świadomość kowalki nie potrafiła zaszeregować, przez co Feyla czuła się niepewnie w obecności kotołaczki. Jedynie smoki i elfy wydawały się w porządku. Najważniejsze było jednak to ze istnienie wszystkich tych stworzeń dawało się w określony sposób wytłumaczyć natomiast aniołowe przekraczali pewne granice.
- Czym u licha są aniołowie? I co to znaczy że można nimi sobie przestać być? – Feyla nie była przekonana czy rzeczywiście chce to wiedzieć. Pomijała już fakt ze właśnie popisuje się przed grabarzem niewiedzą i ignorancją na temat konstrukcji i zasad panujących w świecie. Nie wiedziała jak zareagować na przekazane jej informacje. Nie potrafiąc zaklasyfikować nigdzie anioła, nie wiedziała jednocześnie czy bycie nim to dobrze czy źle? Jedno co był jasne to fakt że ten człowiek, czy czymkolwiek on teraz jest, cały czas ją okłamywał. A teraz ona mogła mu albo uwierzyć albo uznać go za szaleńca.
Mieszkańcy wsi wierzyli w demony. Obawiali się ich i obwiniali o wszelkie nieszczęścia jakie ich spotykały. Normą były też obrzędy mające te istoty odstraszyć lub zniechęcić, ale o aniołach jakoś nikt nigdy nie wspominał. Jeśli demony stanowiły tą złą część magicznego świata, czy to znaczyło ze aniołowie są tymi dobrymi? Tylko że grabarz specjalnie nie był zachwycony z przynależności do rzekomo tej lepszej grupy istot nieziemskich. I dlaczego tylko złe demony wykazywały zainteresowanie spokojnym życiem człowieka na wsi?
Kowalka zastanawiała się czy nie jest zbyt dużym uproszczeniem założyć ze wizerunek zewnętrzny odzwierciedla stan ducha. Przynajmniej wszystkie te złośliwe stwory nękające mieszkańców były równie paskudne z wyglądu co z charakteru, a sam Adrien nie prezentował się najgorzej więc powinien być istotą wspaniałą w wszystkich aspektach.
Do głowy Feyli stadnie pchały się dziesiątki pytań które chciała zadać mężczyźnie, ale zamiast tego usiadła pozwoliła mu mówić. Kowalka liczyła na to że Adrein sam z siebie dopowie to co dla niej najważniejsze. Nie tylko o samych aniołach, czy o tym po co się maskuje. Feylę interesowało też dlaczego grabarz zdecydował się ujawnić kim jest? Czemu akurat jej i co to oznacza dla dalszych losów ich misji?
Kowalka pochyliła głowę. Ukryła twarz w dłoniach. Przez moment wyglądała jakby miała się rozpłakać.
- Musze pomyśleć, ale cały czas słucham – Oznajmiła.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh rzadko kiedy myślał o przeszłości, o tym, co było kiedyś, co przeżył w swoim niezwykle długim, mierząc miarą człowieczą życiu. Tak jak wszystkie smoki skupiał się na obecnych wydarzeniach, które wymagały od niego uwagi, rozważał wszelkie możliwe konsekwencje oraz rozwiązania. Teraz jednak, gdy w końcu miał chwilę spokoju, gdy leżał na zielonej trawie w środku lasu, nieopodal jeziora oraz kotołaczki, zajmującej się jedzeniem woła, naszła go chęć na melancholię, która dopadała go zawsze, kiedy się tego nie spodziewał. Spojrzał na niebo, na złociste słońce, darzące swym blaskiem Alaranię, będącym okiem Prasmoka.
        ”Ludzie patrzą na ognistą kulę, widząc tylko ognistą kulą, dającą im światło, odganiające nocne stworzenia. Chodzą po ziemi, pozapominawszy, iż jest to tak naprawdę ciało Prasmoka. Że to jemu zawdzięczają swoje istnienie. My jednak pamiętamy. Jesteśmy strażnikami przeszłości, świadkami tego, co się wydarzyło. Smoki pamiętają wszystko, niczego nie zapominają... Każda chwila mojego życia od wyklucia się z jajka, każdy mój błąd, każdy czyn... Te wszystkie wspomnienia uwięzione w moim umyśle. Pamiętam doskonale wszystko.”

        Dzień był wyjątkowo zimny, nawet jak na Góry Dasso. Ale nie dla nich, im nigdy nie było zimno. Cztery smoki mknęły przez chmury, krążąc wokół góry. Trzy były złote, jeden biały. Wylądowały na stoku górskim, na zebranej tam białej kołdrze śniegu. Byle obserwator z łatwością dostrzegłby różnice między nimi. Pierwszy spośród złotych był zdecydowanie największy, miał najpotężniejsze mięśnie, widać było, iż jego majestatyczne skrzydła w porównaniu ze skrzydłami innych smoków wyglądały niczym skrzydła orła wśród sokołów. Pozostałe dwa złote smoki były do siebie podobne wielkością i wyglądem. Ostatni różnił się znacząco od nich. Nie dość, iż posiadał inną barwę łusek, która czyniła go niemal niewidzialnego na tle śniegu, to jeszcze wyróżniał się posturą, która nie była podobna do innych smoków, podobnie jak kształt pyska. Zdawały się obserwować coś na stoku poniżej ich, coś ledwie widocznego.
- Jak myślisz, Dérigéntirh, co to może być? - spytał się Weihlonder młodszego brata.
        Ten przez niezwykle krótką chwilę przyglądał się, po czym odpowiedział:
- Elf. Nie ma wątpliwości, ludzie zostawiają zdecydowanie głębsze odciski. Ale co tutaj robi, nie mam pojęcia.
- A jak ci się zdaje, bracie – odezwał się Oilkhasir. - Oczywiście szuka ruin, w których mógłby znaleźć jakiś skarb.
- Dużo nie znajdzie – odpowiedziała Sirithiel. - Wszystkie ruiny, jaskinie, ba, nawet rowy w tej części gór są oczyszczone. A to co? Czyżby ślady konia?
        Biała smoczyca jak zwykle bez problemu dostrzegła element, który umknął jej starszym bracią. Choć wszyscy z nich ją uczyli, to miała zdecydowanie większy potencjał od każdego z nich.
- Rzeczywiście, koń – potwierdził [najstarszy]. - A więc wziął konia w góry? Ech, niezbyt mądry.
- Świetnie, a więc wszystko jasne – stwierdziła Sirithiel.- Ashgordhl sprawdzony, możemy wracać do domu.
- Ano tak. Hej, Dérigéntirh, co ci jest? Jakiś nieobecny się wydajesz.
- Cieszę się tą chwilą – odparł Dérigéntirh. - Nasza czwórka niezrównanych poszukiwaczy przygód, którzy bez lęków przeczesują góry oraz niebo nad nimi. Mam nadzieję, że zawsze już tak będzie.
        Pozostałe smoki spojrzały na niego ze zdiwieniem.
- A dlaczego miałoby być inaczej – spytał Oilkhasir. - Ech, za dużo się zamartwiasz, bracie. Zawsze będziemy razem, przecież to jasne. Co mogłoby rozbić taką drużynę?

        Kłótnia. Szalejące pazury. Ogień pochłaniający ściany. Zabłąkane zaklęcie. Złamane skrzydło. Śmierć.


        Dérigéntirh otrząsł się z zadumania. Obrazy z przeszłości zaskoczyły go swoją intensywnością. Zazwyczaj nie były aż takie realne. Spojrzał jeszcze raz w niebo, w stronę gór, ledwo widocznych w oddali. ”To były szczęśliwe czasy. Kto by wtedy pomyślał, że po ponad tysiącu lat zostanę sam. Ale to nie jest do końca prawda. Mój brat jest gdzieś na wschodzie, gdzie cieszy się ze swego smoczego ciała, moja siostra zamieszkała wśród elfów, których towarzystwo idealnie jej pasuje. Tylko ja jeszcze nie znalazłem mojego celu, choć staram się to zrobić. Choć skoro nie udało mi się to przez dwa tysiące lat, to skąd myśl, że uda mi się to teraz?”
        Jego rozmyślania przerwała Acila, której problem rozbawił go po tak przytłaczającej fali wspomnień.
- Za dużo mięsa, co? - spytał pogodnie, pazurem odcinając kawałek nogi woła, a następnie dzieląc ją na cztery mniejsze kawałki. - Proszę, powinno pomóc. Co masz na myśli mówiąc "takie jak ja"?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Oj Amtreg, przestań już narzekać na cały świat, bo zachowujesz się jak moja kobieta. – Jeden z rolników poklepał po ramieniu rozmówcę. Zdecydowanie Amtregowi odechciało się dalszych podróży, odechciało się bawić w żołnierza. W wyniku poruszenia, jakie zapadło przez oświetlonego człowieka, rolnik stracił swój sztandar, który upuścił ze strachu, w dodatku ktoś wybił mu z ręki miecz, a i tego nie udało się odnaleźć. Nie pozostało więc nic świadczącego o tym, że mężczyzna został wybrany jako przywódca, szanowany i poważany obywatel. Ah, no tak, czyste ubrania… W sumie były to były czyste, ale do momentu w którym rozpędzony człowieczyna nie wpadł w krzaki, które postrzępiły jego ubiór oraz zostawiły na nim liczne ślady rozmaślonych owoców.
- Znajdziemy ci twój miecz, i twój sztandar i nawet wypierzemy ubrania, ale pospiesz się już, bo patrz, gdzie oni są. Jesteśmy na samym końcu, na miłość boską, Amtreg! Zaraz ich zgubimy, a słyszałeś pana przywódcę, nie? Swoją drogą jak mógł w pojedynkę pokonać smoka? Musi to wytłumaczyć, bo ja nie wierzę, bo takim mieczem, to i ty równie dobrze byś mógł machać, ja też, bo wiadomo, w polu jesteśmy obrobieni, to i siłę mamy, a oni? Dziwne, naprawdę dziwne, naprawdę dziwne…
Wieśniak jedynie pokiwał ze zwątpieniem głową i popchnął lekko Amtrega do przodu, chcąc pospieszyć towarzysza i w jakimś stopniu go ożywić, bo chyba te całe zamieszanie pozbawiło go wszystkich chęci do życia.
- Po świecie chodzi tylko jeden człowiek, który samodzielnie pokonał smoka. – Rozległ się jakiś głos za mężczyznami, zmuszając ich do odwrócenia się. Amtreg i jego towarzysz dostrzegli dziwnego osobnika, owianego czarną szatą, z założonym kapturem, spod którego widać było uśmiech. – Złoty tylko udaje waszego przywódcę, nie ma prawa nim być. Nie jest żadnym bohaterem, ani tym bardziej smokobójcą. To oszust.
- Przepraszam pana, ale… Kim pan jest? – Zapytał jeden z rolników, wpatrując się uważnie w przybysza. – Niezbyt rozu…
- Złoty rycerz jest przywódcą. – Odezwał się stanowczo Amtreg, jakby odzyskując część zarozumialstwa. - Być nim może tylko ten, kto ma miecz, a on posiada jeszcze zbroję. Ja też byłem przywódcą, najlepszym nawet, ale straciłem broń, bo moi ludzie zaczęli uciekać, mimo moich pokrzykiwań i nawet straciłem sztandar, więc już nie żądzę. A kim ty jesteś, bo nie widzę ani miecza, ani tym bardziej sztandaru, więc na pewno nie jesteś dowódcą. Jesteś jego wysłannikiem, tak?
Wampir w odpowiedzi jedynie pokręcił głową i westchnął, demonstrując sztuczny zawód.
- Eh, ludzie, ludzie, ludzie… Wy nigdy się nie zmienicie, zawsze będziecie tacy sami, prawda? Zarozumiali, przemądrzali, jakbyście byli nie wiadomo kim…
- Co to ma niby znaczyć? – Amtreg groźnie zmarszczył brwi. – Nie będę z tobą rozmawiał, bo nie masz miecza i sztandaru! Z jakiej jesteś wsi? I co masz na myśli, mówiąc smocza bojaźń, czy… Coś. Jaki człowiek? Mógłbyś mówić jaśniej, a nie tak szybko, widać, że nie dostałeś miecza, bo nie umiesz mówić, a ja tak, i też dlatego wybrali mnie przywódcą.
Powietrze przeciął donośny śmiech, jednak najdziwniejsze było to, że wydobywał się tuż zza pleców mężczyzn, mimo, że nic nie powinno się tam znajdować. Rolnicy odwrócili się szybko, stając twarzami kilka kroków od innej, skrytej w niebiesko podobnym materiale.
- Jestem Xue, cześć. – Usta rozciągnęły się w uśmiechu, a dłoń uniosła do góry. – Wybaczcie za mojego przyjaciela, nie wie co mówi. Owszem, pokonałem smoka, ale… Nie jestem człowiekiem.
*****
- Zaraz dotrzemy na miejsce. – Odezwał się Okuar. – Smok leży pośród popalonych drzew, ale… Nie wygląda normalnie… Zresztą sam zobaczysz. Mam nadzieję, że jakoś to rozegrasz, bo nie sądzę, by ci uwierzyli na słowo…
Minęło jeszcze kilka minut, zanim Gotlandczycy – z obfitym pochodem wieśniaków – dotarli na miejsce. Oczom ukazało się mało przyjemne otoczenie – popalone szczątki drzew, w dodatku z leżącą bezwładnie bestią. „Więc to z nim walczył Dar? Nie dziwię się, że wygrał, ten jest dużo mniejszy… Im starszy smok, tym większy? Te stworzenia mogą rosnąć w nieskończoność? Hm, muszę zapytać, jak będę miał ku temu okazję…
- Oto jesteśmy na miejscu! – Zagrzmiał Gotlandczyk. – Smoka macie tam, jego stan wynika z tego, że stoczyliśmy ciężką walkę, co mogę udo…
Melmaro przerwał, kiedy usłyszał głuche łupnięcie, towarzyszące spadnięciu czegoś pod jego nogi. Spojrzał w dół i ujrzał… Dwie odcięte – nie… raczej odgryzione… - głowy, tak dokładniej Amtrega i jakiegoś innego wieśniaka. O dziwo skryba wciąż miał na nosie okulary.
- Co do… - Zaczął wojownik, jednak przerwał mu głos wydobywający się od smoka. Wystarczył jeden rzut oka, by zauważyć, że oparty o bestię znajdował się tam jakiś człowiek, a tak dokładnie podobny do leśnych ze stroju, tyle, że wszystko było innej barwy. „Jestem pewien, że go tam przed chwilą nie było…
- Dlaczego kłamiesz, szanowny woju? Drodzy wieśniacy, ten człowiek nikogo nie zabił! Ten tutaj, to trup smoka, owszem, lecz nie tego, którego ścigacie! Tamta istota właśnie zabiła tą, taka jest z niej bestia. A najlepsze jest to, że jest tak złota, jak zbroja udającego waszego przywódcę! Znają się, to nieprawdopodobne, czyż nie? Wysłała mnie miejsca armia, mnie i moich towarzyszy, byśmy zrobili z intruzami porządek. NATYCHMIAST wróćcie do Fargoth i powiadomcie o wszystkim tych co trzeba, muszą być świadomi sytuacji, a zdrajcą ludzi i jego kompanami się zajmiemy, nie martwcie się.
W tej samej chwili rozległy się przytłumione odgłosy lądowania, a Loringa i dwóch leśnych – Urgotha oraz Okuara – otoczyło dziewięciu skrytych w szatach.
- To moi ludzie, poznajcie się. – Stojący przy smoku uśmiechnął się szerzej. – Albo nie, zbyt długo by się zeszło… Poznajcie chociaż jednego z nich.
- Cześć, jestem Corlan. – Stojący naprzeciwko Okuara osobnik uśmiechnął się, eksponując przy tym skąpane we krwi usta, szyję i brodę. – Coś o mnie? Hm… Kocham krrrrwiste steki.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Nie żeby mu na tym zależało, ale Fey była chyba jedyną kobietą, która na widok nie piszczała, nie próbowała go na sile poderwać, albo ewentualnie nie mdlała na jego widok. Uniósł lekko białą brew ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział. "Nawet urok osobisty już straciłem?" Przegarnął włosy by nie wpadały mu do oczu i myślał jak odpowiedzieć na jej pytanie o aniołach, ciężko mu było mówić obiektywnie, nienawidził ich i wypowiadanie się o Niebianinach chociażby w sposób neutralny był dla niego niewykonalny i niemożliwy.
Mimo uśmiechu na jasnej twarzyczce oczy wciąż pozostawały zimne, bez emocji. Lodowa pustynia w jego sercu musiała znaleźć gdzieś ujście, padło akurat na oczy, wiec to tylko kolejny powód by ich nie pokazywać. Taki już był i nie można było tego zmienić, czasem czul jasny drzemały w nim wie osobowości, choć ta "prawdziwa" pozostawała uśpioną. Czasem nawet sam Adrien nie wiedział która z nich tak naprawdę jest tą prawdziwą... Przyjął osobowość, którą wszyscy powszechnie znali czy grał siebie w młodością? Chciał wierzyć, ze pierwsza opcja była tą właściwą...
Kto jak to, ale myślał, ze kowalka cos o aniołach wie. W końcu prostu lud najczęściej wierzył w takie rzeczy jak przesady, demony i boską opatrzność, sam doskonale orientował się w temacie, znal już chyba wszystkie odmiany słowa "demon", "śmierć" i tym podobne w stosunku do swojej osoby, wiec wiedział w jakie dziwy wierzą ludzie. Usiadł obok Feyli zakładając nogę na nogę, w wielu aspektach był bardziej kobiecy niż ona i miał dziwne wrażenie, ze kowalka bez problemu zrobiła by z niego pantoflarza rządząc w domu aż milo...
-Wiem, ze mi nie wierzysz, sam bym sobie nie uwierzył, ale taka jest prawda. Naprawdę nie wiesz kim są anioły? To takie te skrzydlate istoty malowane na obrazach w kościołach. -prościej nie mol tego wytłumaczyć, to było chyba najłatwiej jak się da. -Służą Bogu i takie tam... Uważnie obserwowali każdy jej ruch jak gdyby bal się, ze oberwie młotem kowalskim w łeb za hipokryzje-brzydził się kłamstwem a oszukiwał każdego napotkanego człowieka odnośnie swojego wieku, rasy i wyglądu. Bez wątpienia Adrien Crevan. grabarz z Alaranii był ciekawą persona...
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Świadomość faktu że oto ona tchórzliwa Acila spożywa swobodnie posiłek z najstraszniejszą bestią jaka chodzi po ziemi w umyśle kotołączki powodowała nieodwracalne zmiany. Powinna dygotać z strachu na samą myśl o smoku, a tymczasem jest w stanie prowadzić z nim nieskrępowaną rozmowę, a nawet cieszyć się z jego towarzystwa. Dziewczyna nie wiedziała czy działa na nią aura pewności siebie jaką otoczony był smok, czy też Dérigéntirh zastosował jakieś specjalne zaklęcie, ale w tej chwili była przekonana że jest w stanie pokonać każdą z przeszkód jaka stanie jej na drodze.
Nagle uświadomiła sobie że wcale nie potrzebuje opiekuna, że jest w stanie poradzić sobie w życiu sama, a nawet powinna realizować własne cele. Zawsze marzyła ze odnajdzie kiedyś swoją rodzinę. Przez cały czas nosiła przy sobie mapę z zaznaczona lokalizacją gdzie najprawdopodobniej przebywają jej rodzice i siostra, tylko że nigdy nie miała odwagi by w taką podróż wyruszyć. Nigdy nie miała też takich możliwości będąc niejako więziona przez swoich właścicieli. A teraz była wolna. Mało tego, istniała szansa ze smok zgodziłby się ją w wyznaczone miejsce podrzucić. Sama myśl o sobie latającej na smoku nie przerażała jej wcale, a wręcz napełniała dumą. Acila musiała się tylko upewnić czy ten nagły przypływ odwagi to nie efekt chwilowy wywołany magią smoka.
- Chodziło mi o to czy są ludzie zmieniający się w smoki, ale tak naprawdę chciałabym spytać o cos dużo bardziej dla mnie ważniejszego. – Odpowiedziała. – Bo widzisz, teraz gdy jestem przy tobie czuję się jakoś inaczej. Czuję się prawdziwie wolna i gotowa na to by samej zmierzyć się z wyzwaniami tego świata. Myślałam nawet o tym by zostawić pana grabarza, chociaż wiem że będzie mu przykro, ale szczurki o niego zadbają a ja chciałabym udać się w poszukiwania swojej siostry. Myślę ze wiem gdzie ona jest. To daleko i wcześniej bałam się tam wyruszyć ale teraz uważam że mogłabym to zrobić. Tylko że wolałabym byś mi powiedział jeśli to wszystko jest z powodu jakiejś magii.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

- Może źle się wyraziłam. Nie tyle chodzi o to że nie wiem kim oni są, co nie wierzę w tą całą gadaninę o rzekomej misji aniołów na ziemi. Jakoś nigdy nie widzieliśmy ich gdy nękał nas głód i choroby, nie zapobiegają wojną, nie kiwną nawet palcem gdy rodzice sprzedają swoje dzieci – ostatnią uwagę Feyla przytoczyła na podstawie własnego życiorysu – a zatem przyjmuję że w ogóle nie istnieją, a już na pewno nie mają nic wspólnego z wizerunkiem jaki kreślą na ich temat klechy. Ludzie musza radzić sobie sami więc proszę nie oczekiwać od nas wzajemnego szacunku.
A zresztą to nieważne. Mówisz że wywalono cię z tamtej funkcji. Czy to dlatego musisz się ukrywać a pół świata usiłuje cię zabić? A przy okazji wszystkich z twojego otoczenia? – Kowalka cały czas usiłowała rozgryźć czemu grabarz zdecydował jej się wyjawić taki sekret? Co to miało zmienić? Potrzebował pocieszenia? Wybaczenia? Widać było po mężczyźnie że jest zdenerwowany i sprawę traktuje poważnie, ale czego oczekiwał od niej?
W każdym razie bez względu na to jakie masz za sobą grzechy z przeszłości ja nadal zamierzam kontynuować naszą misję, a mówiąc naszą mam nadzieję że w dalszym ciągu będziesz w niej uczestniczył. – Feyla była gotowa przytulić Adriena, powstrzymała się jednak rozumując ze z mężczyznami tak nie wypada. Nawet tak kobiecymi jak grabarz. Zamiast tego poklepała go przyjaźnie po plecach. – Chodźmy przesłuchać Acilę. Dowiemy się co można z niej wycisnąć i ruszajmy w dalsza drogę. Przecież nie pozwolimy by tych kilku wampirów - zbirów popsuło nam humory. W ogóle to chciałam zakomunikować że zmieniłam zdanie. Smoka też powinniśmy zabrać z sobą. A książątko …. To jak uważasz.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh wsłuchał się uważnie w słowa kotołaczki. Zaciekawiły go. Kiedy ta skończyła mówić, odezwał się:
- Droga Acilo, smoki potrafią przybrać postać każdego stworzenia humanoidalnego, czyli podobnego do człowieka. Toteż określenie "ludzie zamieniający się w smoki" jest niepoprawna, bardziej to właśnie smoki zamieniają się w ludzi.
        Następne słowa Acili wprawiły go w zamyślenie. Kotołaczka niewątpliwie przez większość swojego życia przebywała pod opieką, czy raczej może władzą, innych osób. Jeśli teraz poczuła pragnienie, aby się usamodzielnić, to smok nie mógł być pewien, czy rzeczywiście nie pojawiły się tutaj jakieś czary. Choć już od dawna chodził po świecie, nadal nie zgłębił wszystkich tajnik smoków, więc ingerencja jakiejś magii mogłaby tu być jak najbardziej możliwa. Wiedział doskonale, że gdyby się okazało, że to tylko czary, a kotołaczka wyruszyła już w drogę, mogło się to dla niej paskudnie skończyć.
- Nie mogę ci zagwarantować, iż to, co czujesz jest naturalne, choć jest to całkiem możliwe. Smoki roztaczają wokół siebie dziwną aurę, która potrafi wpływać na istoty, choć zazwyczaj w niezbyt dobrym znaczeniu. Choć to nie jest pewne, podejrzewam, iż jednak w twoim przypadku nic takiego nie występuje.
        Dérigéntirh spojrzał na krążącego nad nimi ptaka. Niewątpliwie był to sokół, smok wywnioskował to po jego locie. "Ile jeszcze wiosen mi zostało? Niewątpliwie więcej, niżbym chciał. Pojęcie prawdziwej wolności, tak dobrze znanej każdemu smokowi, w moim przypadku przestało obowiązywać już dawno."
        Nagle poczuł drgnięcie w świadomości. Drgnięcie doskonale mu znane, którego nie spodziewał się w ogóle.
- Acilo, pośpieszysz się trochę z tym jedzeniem? - spytał łagodnie kotołaczkę.
        Wolał jak najszybciej sprawdzić to, co ów sygnał w umyśle mógł oznaczać. Jednak był cierpliwy, mógł chwilę poczekać.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości